Okolice Ludington - Joanne & Balthazar - Page 2 DpyVgeN
Okolice Ludington - Joanne & Balthazar - Page 2 FhMiHSP


 

Okolice Ludington - Joanne & Balthazar

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Czw 26 Sie 2021, 22:46

Balthazar chyba zupełnie inaczej postrzegał niektóre sprawy, które wiązały go z Jo niż ona. Arogancję opanowała niemal tak dobrze jak jej mentor i lubiła mu pyskować. Nawet jeśli nie bała się go, gdy próbował wyglądać dla niej groźnie to nie przez brak szacunku lub jakikolwiek przejaw lekceważenia. Wywodziło się to prędzej z zaufania jakim go darzyła. Wierzyła, że po tym wszystkim nie zrobiłby jej krzywdy. Przynajmniej nie świadomie. Inni mogli mówić co chcieli, ale ona wolała brać takiego Balthazara, jakiego miała właśnie przed sobą, a nie tego, o którym słyszała historie. Gdyby nie to, nie wiadomo, czy właśnie teraz stali by w tej uroczej kuchni w domku nad jeziorem. Trener, którym był kiedyś, by tego wszystkiego nie zorganizował, więc dlaczego miałaby się bać, że coś jej może teraz grozić? Jeśli tak było, to albo Joanne była wybitnie naiwna, albo Balthazar był aktorem na miarę Oscara. W kwestii treningów też postrzegała to inaczej. Mogła pyskować i go prowokować ile chciała, ale nie posuwała się do tego w obecności jego młodszych podopiecznych. Wiedziała jak autorytet był ważny, kiedy przewodziło się jakiejś grupie, zwłaszcza bardzo młodych osób. Dlatego tym lepiej, że trenowała bez jego gromadki minionków. Taka mała dygresja.
- Na pewno nie siedziałbyś dzisiaj tu ze mną w tym domku.- uśmiechnęła się szeroko, podnosząc swoje ego na wyżyny własnych możliwości. Nie mogła sobie jednak odpuścić odpowiedzi na jego pytanie, które prawdopodobnie było retoryczne. Jego wzrokowa groźba chyba nie podziałała, bo Joanne zdecydowała się otworzyć kolejny raz jadaczkę, ale była gotowa na ewentualną ucieczkę, jeśli tylko jego ciało przesunie się choćby o dodatkowy milimetr po blacie.
- Od kiedy próbowałeś mnie spławić i przegonić z tamtej polany.- rzuciła luźno, odpowiadając na jego kolejne pytanie. Chyba niespecjalnie się zastanowiła nad własnymi słowami, co dotarło do niej dopiero po kolejnej minionej sekundzie.- Przecież nie pozwoliłabym siebie tak zlekceważyć.- dodała, próbując brzmieć jakby mówiła coś oczywistego. Tym samym sposobem, próbowała zatuszować wydźwięk jej poprzedniej wypowiedzi. Nie wiedziała jak odebrał do Balthazar, ale dla niej samej brzmiało to, jakby przyznała, że kiedykolwiek zależało jej na jego uwadze, a przynajmniej bardziej niż innych osób.  
- Chodzi mi o prawdziwe Mohito, takie jak te, które zrobiłeś a nie o wódkę ze spritem, miętą i cytryną, które tylko udają tego drinka.- westchnęła, nic nie robiąc sobie z jego śmiechu. Przecież nie da z siebie zrobić aż takiego amatora, nawet jeśli w czymkolwiek nim była. Duma była kolejną rzeczą, która się w niej jeszcze silniej zakorzeniła dzięki naukom Balthazara. Mimo to szybko zwróciła uwagę na limonki leżące nieopodal niej i bez zająknięcia sięgnęła po jedną z nich. Postępowała według jego instrukcji, a swój wzrok uniosła z powrotem na niego, gdy oznajmił, że zdradzi jej swój sekret.
- No pachnie jak mięta, i co?- uniosła jedną brew. Przyglądała się temu co robił Balthazar, nie do końca to rozumiejąc, ale gdy ponownie posunął jej te same liście pod nos, poczuła różnicę.- Rzeczywiście, lepiej.- przyznała zdumiona. Wzięła listki mięty i wrzuciła je do szklanki. Dosypała czego trzeba, pozgniatała, wymieszała i miała gotowe Mohito. Zauważyła, że szklanka Balthazara także jest pustą, więc zaraz ją wypełniła whisky.
- Więcej robienia niż picia z tym mohito.- stwierdziła i uniosła swoją szklankę do ust. Samo to stwierdzenie wyjaśniało dlaczego dziewczyna nie była specjalistką w kwestii drinków. O wiele łatwiej było się zrobić pijąc coś prostego.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pią 27 Sie 2021, 00:11

Brak strachu u Jo nie był właściwie złą rzeczą. Balthazar nawet za swoich najgorszych lat nie wierzył w trening przez strach. Żaden dobry trener nie nauczy swoich studentów tego, co najważniejsze, jeśli będą bali się do niego odezwać. Kiedyś był po prostu o wiele gwałtowniejszy i mniej przejmował się potencjalnymi kontuzjami u swoich podopiecznych. Tutaj znów dziewczyna była wyjątkiem bo już podczas pierwszego treningu na tamtej polanie zawsze łapał ją zanim uderzyła w ziemię. Inni nie mieli tego przywileju, zwłaszcza chłopcy, ale zdecydowanie nie robił tego dla wszystkich. Nigdy nie chciał by córka Heliosa się go bała. Po prostu przez wiele, wiele lat utożsamiał strach z szacunkiem. Dopiero podczas swoich podróży oraz po ataku przekonał się, że można go również wzbudzać na inne sposoby. Teraz chyba z wiekiem po prostu ubolewał nad faktem, że czasy, gdy był postrachem już przeminęły. Dzisiaj będzie mieć szczęście jeśli Jo weźmie jakąkolwiek z jego gróźb na poważnie.
- Tak, to prawda. Piękne dziewczyny zawsze wiedziały, że ze mną będą same kłopoty i na więcej niż jedno spotkanie nigdy sobie nie pozwalały. - zaśmiał się całkiem wesoło zupełnie nie zauważając jak prosto ten komplement uciekł z jego ust. Był zbyt zajęty przypominaniem sobie tych wszystkich herosek, które zazwyczaj znikały jeszcze zanim się obudził, a później zachowywały się jakby go nie znały. Z uprzejmości robił to samo.
- Taak, na pewno o to chodziło. - puścił jej oczko uśmiechając się złośliwie, bo doskonale wyłapał sens jej słów.
Jeśli ona nie da mu żyć po tych wszystkich miłych słowach, on też zachowa sobie to, co teraz powiedziała na jakiś lepszy dzień. Nie było dla niego niczym dziwnym, że wpadł jej w oko, a przynajmniej tak sądził. Ich flirt już podczas pierwszego spotkania powinien to potwierdzić, ale dziś po raz pierwszy przyznała to w miarę otwarcie. Zdecydowanie zostanie to zapamiętane i wykorzystane w przyszłości.
- Aaa, to Mohito. No tak, tego mogę cię nauczyć. - wyszczerzył się do niej wesoło już przestając sobie robić z niej jaja i podchodząc do tego bardziej profesjonalnie, jak na trenera przystało, chociaż... Praktycznie już nim nie był. Będzie się musiał do tego przyzwyczaić.
- Tego nie jestem w stanie cię nauczyć. Przesłanie przez liść słabego ładunku elektrycznego wzmacnia jego aromat, dlatego smakuje tak dobrze. Każdy barman ma jakiś swój trik na drinka, będziesz musiała znaleźć swój. - uśmiechnął się do niej ciepło przy okazji odbierając swojego drinka - Dlatego wszyscy robią tamto mohito. - zaśmiał się nawiązując do jej poprzedniej wypowiedzi.
- Masz ochotę na jakąś kolację? - uniósł na nią wzrok znad rantu swojej szklanki upijając łyk drinka.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pią 27 Sie 2021, 10:09

Tak naprawdę Joanne nie wiedziała jak czuć się z tym co powiedział Balthazar. Zaśmiała się krótko, ale zrobiła to tak, jakby najzwyczajniej sytuacja tego wymagała. Syn Thora powiedział to na tyle beztrosko, że nie powinna jakoś nadmiernie tego analizować. Od zawsze lubiła otrzymywać pochwały i komplementy, ale tego dnia usłyszała ich naprawdę wiele. I to jeszcze z ust Balthazara, który może nie tyle, że nigdy jej nie chwalił, o ile nie zawsze robił to tak otwarcie.
Zmarszczyła lekko nos uświadamiając sobie, że Balthazar zrozumiał jej słowa właśnie w ten sposób, który próbowała zatuszować. Kolejny raz osiągnęli remis w jakieś dziedzinie, ponieważ oboje teraz mieli na siebie haka. Od teraz gra polegała na tym, które z nich odważy się jako pierwsze go wykorzystać kiedykolwiek. Klamka już zapadła i syn Thora mógł tym razem być już pewien, że Joanne była nim zainteresowana bardziej niż przeciętnym mieszkańcem obozu. Może to dziwne, ale wychodziło na to, że duży udział w tym jak rozwinęła się ich relacja miał także sam Samuel, nawet po jego śmierci. Nie było tajemnicą, że córka Heliosa swego czasu była niezłą kokietką i nie oszczędzała się w relacjach damsko męskich, gdzie większość z nich była zupełnie niezobowiązująca. W jej życiu były może dwa wyjątki od tej reguły, które niestety poszły w piach. Istniało spore prawdopodobieństwo, że gdyby nie istnienie Samuela, spotkanie Jo i Balthazara na tamtej polanie skończyłoby się całkiem inaczej. To syn Tanatosa był jej jedynym powodem, dla którego próbowała choć raz w życiu się ogarnąć i trzymać się jednej sprawy do końca. Gdy umarł, Balthazar mógł zawitać u jej drzwi niczym bohater, który próbował ją wyciągnąć z najmroczniejszych zakamarków w jej umyśle. To zaś zaprowadziło ich tutaj, nad to jezioro. Jeżeli mowa tu o jakimś efekcie motyla, to być może wciąż odczuwali jego skutki.
- No tak, właśnie o to.- odpowiedziała mu uparcie, choć jej głos i lekko zmarszczone czoło wskazywały na to, że sama sobie w tej chwili nie wierzyła.
Nawet jeśli jego mentorstwo dobiegło końca, Joanne z pewnością jeszcze przez długi czas będzie szukała u niego wskazówek do różnych spraw. Weszło jej w krew życie pod jego pieczą, więc niektóre nawyki dopiero z czasem będą się ulatniały.
- Będę próbowała, aż znajdę.- postanowiła. Natychmiast zaczęła się zastanawiać jak jej fotokineza mogłaby wpłynąć na taki listek, bo nigdy w ten sposób jej nie wykorzystywała. Dzięki niej mogła również posłać odrobinę energii w tkanki rośliny, choć z niewiadomym skutkiem. W przeciwieństwie do delikatnych ładunków Balthazara, jej fotokineza bez względu na siłę wprawia choć w minimalny dyskomfort, a nie przyjemne mrowienie.- Wiesz, nie każdy gotuje i robi drinki z taką dbałością jak ty. Innym wystarcza podrabiane mohito ze spritem.- wzruszyła lekko ramionami, posyłając Balthazarowi przelotny uśmiech. Mimo wszystko bardzo doceniała jego perfekcjonizm, bo wiązał się on z wieloma korzyściami, zwłaszcza dla niej. Czy to w kuchni, czy na sali treningowej, nie pozwalał na żadne zaniedbania.
- Możemy coś przekąsić.- zgodziła się. Upiła trochę swojego drinka, który i tak wydawał jej się gorszy niż w wykonaniu Balthazara, choć receptura była dokładnie ta sama.- W końcu miała być kolacja, wino i świece.- przypomniała uśmiechając się szeroko.- Może zjemy na tarasie. Zaliczymy dodatkowo zachód słońca.- zaproponowała i poruszyła brwiami sugestywnie.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pią 27 Sie 2021, 15:23

Jo mogła być pewna, że Balthazar użyje jej słów przeciwko niej w najbardziej odpowiednim do tego momencie. Absolutna kontrola w walce to coś, z czego był znany i potrafił czasami przenieść do życia codziennego. Wyczeka sytuacji, w której wyciągnie tego asa z rękawa, albo... Będzie go używał tak często, że w końcu przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. Los pokaże jak najlepiej to wykorzystać.
Syn Thora nie miał w zwyczaju rozpamiętywać tego, co było, chyba, że chodziło o śmierć jego podopiecznych. Dzisiaj jednak łapał się na tym, że patrząc na Jo zastanawiał się, czy gdyby wtedy uległa mu na polanie byliby w jego skromnym azylu. Bardzo możliwe, że to wszystko skończyłoby się na niezobowiązującym seksie, a nie kilku miesiącach treningów. Czy wtedy córka Heliosa przeżyłaby misję w Tartarze? Nawet jeśli, to czy równie nienaruszona fizycznie jak tym razem? Może wszystko skończyłoby się wielkim fiaskiem gdyby nie obudziła w sobie boskiego błogosławieństwa? Zawsze lubił myśleć, że wszystko jest jego zasługą, ale tym razem może rzeczywiście przyczynił się do sukcesu obozu? Przede wszystkim wyszkolił kolejną heroskę, która z czasem stanie się absolutnym badassem i przerośnie swojego mistrza. Tego był pewien. Stąd jego ciepłe spojrzenie spoczywało na jej sylwetce za każdym razem, kiedy nie patrzyła. Był jej pewnie równie wdzięczny, co ona jemu.
- Spróbowałbym z cytrusem. Lepiej reagują na ciepło niż same rośliny. - z lekko zadziornym uśmiechem skinął głową na ostatnią limonkę leżącą na stole.
Żaden z niego barman. Potrafił zrobić kilka drinków, których nauczył się podczas swoich podróży, ale sam był zdecydowanie purystą w tej dziedzinie. Dajcie mu dobrą szkocką i będzie bardziej niż ukontentowany. Żadnej coli albo innych udziwnień. Tylko alkohol i lód. Wszyscy będą szczęśliwi. Z kolorowym drinkiem z parasolka można go tylko uświadczyć w chwili słabości gdzieś na wakacjach, których nigdy nie brał.
- Widzisz i tutaj jest problem społeczeństwa. Jak już coś robić to robić to dobrze. - pokręcił głową z rozczarowaniem nad takim tokiem myślenia wśród innych herosów, acz niekoniecznie jego podopiecznej, ona już się chyba zdążyła nauczyć chociaż części jego filozofii.
- Od kiedy zaczęłaś mnie tak uważnie słuchać? - przewrócił oczami na ten zadowolony z siebie uśmiech - Romantycznie. Zapraszasz mnie na randkę? - uśmiechnął się do niej wymownie podłapując temat z tajemniczym błyskiem w oku.
Wyprostował się spoglądając przez chwilę na wiszącą na krześle koszulę. Wypadałoby się w końcu ubrać, ale gotowanie w białej koszuli nie wydawało mu się najlepszym pomysłem. Dlatego tylko dopił swojego drinka na raz jakby pił sok jabłkowy w ogóle nie wyglądając na poruszonego nawet jeśli był to już trzeci w dość krótkim czasie. Obszedł wyspę stając obok Jo, która blokowała mu trochę dostęp do lodówki. Szturchnął ją biodrami delikatnie przesuwając o pół kroku.
- Przesuń się trochę słońce. - wyszczerzył się do niej wyjmując już piękne płaty łososia na blat - Umiesz robić tabbouleh? - machnął dłonią tworząc podmuch, który zamknął lodówkę za jego plecami, kiedy on już ostrzył nóż do wyczyszczenia łososia.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pią 27 Sie 2021, 22:40

- Czy ja wiem, może gdybym miała pomarańczę i chciała zrobić grzańca..- mruknęła pod nosem, nie do końca przekonana. Mimo wszystko postanowiła zaryzykować. Żeby nie zepsuć całego owocu, odkroiła tylko jedną ćwiartkę. Ujęła ją w dłoni, a po chwili kawałek limonki zajął się ogniem, który nie był zbyt wielki. Szybko zgasiła owoc, bo chciała go tylko podkręcić, a nie przypiec. Powąchała ćwiartkę, a potem podała ją Balthazarowi.- Sama nie wiem.- odparła bez przekonania.- Może spróbuję z energią słoneczną, jakby nie patrzeć, jest jej bliżej do twoich ładunków.- zasugerowała. Brzmiało to trochę jakby próbowała stworzyć nową filozofię podkręcania smaków i aromatów różnych produktów spożywczych z użyciem mocy. Wzięła najpierw listek mięty i zamknęła go w dłoni, porażając go lekko własną fotokinetyczną energią. Małe światełko próbowało przedostać się między jej palcami, ale ledwie mu się to udało, ponieważ nie używała zbyt wiele mocy. Podobnie jak z limonką, powąchała liść, a potem podała go Balthazarowi, by sam mógł ocenić efekt.
Joanne częstowała się drinkami, gdy miała ochotę na powolną konsumpcję do luźnej rozmowy. Kiedy rzeczywiście chciała poczuć procenty w swojej krwi, również nie kombinowała i piła zazwyczaj alkohole bez większych kombinacji. Wódka z popitą, whisky z lodem albo nawet z samej butelki, wino bez dodatków lub piwo prosto z lodówki i to bez soku, bez żadnej filozofii.
- No tak, przy tobie nigdy nie ma żadnych niedociągnięć.- zgodziła się z nim, uśmiechając się półgębkiem. Właśnie tego typu odpowiedzi mogła się po nim spodziewać, w końcu wiedziała, jakim był perfekcjonistą. Na szczęście nigdy nie przekroczył w tej kwestii progu normalności, a przynajmniej nie w jej obecności.
- Ja zawsze słucham uważnie, ale za to zapamiętuję tylko to co chcę.- przyznała się i brzmiała jakby to był jakiś powód do dumy. Uśmiechnęła się szeroko, szczerząc przed nim szereg swoich białych ząbków.- No i proszę. Od pięciu minut nie jesteś już moim trenerem i nagle przestało ci to przeszkadzać!- roześmiała się, kręcąc głową. W końcu jeszcze zanim pochwaliła mu się swoim awansem, zbywał jej nieprzyzwoite aluzje, którymi raczyła go, gdy weszli do tego domku. Przypominał jej, że jest jej trenerem, a teraz chyba wymazał to już ze swojej świadomości.- Ale możemy to tak nazwać. Zapraszam cię na randkę w trakcie wyjazdu, na który ty mnie zabrałeś.- wciąż się śmiała, świadoma tego jak absurdalną rzecz właśnie powiedziała. Jednak ta rzecz wydawała jej się adekwatna do ich obecnej wymiany zdań.
Spoglądała jak Balthazar opróżnia kolejny raz swoją szklankę, tym razem zdecydowanie szybciej niż poprzednim razem. Była pod wrażeniem tego, że na jego twarzy nie zawitał choćby mały grymas.
- Ale masz tempo, zostawiasz mnie daleko w tyle.- zażartowała, widząc pustą szklankę, w której przed chwilą było whisky. Ani trochę jej to nie przeszkadzało, a na dowód tego uzupełniła braki w naczyniu, by Balthazar mógł dalej raczyć się alkoholem. Sama upiła jeszcze trochę swojego drinka.
- Subtelny jak zawsze.- skomentowała to jak szturchnął ją biodrem. Zrobił to na tyle energicznie, że nie zdążyła stworzyć dla niego żadnego oporu i osunęła się w bok. Gdy tylko wygrzebał coś z lodówki, odwdzięczyła mu się tym miłym gestem i z impetem wpierdzieliła się w niego swoim biodrem. Musiała użyć trochę więcej siły niż on, zważywszy na różnice w aparycji ich obojga.
- Eee, nie?- uniosła jedną brew, spoglądając na płaty łososia, które leżały już na blacie.- Ale szybko się uczę.- zapewniła go. Wydawało jej się zawsze, że w gotowaniu nie ma niczego trudnego. Posiadając prawidłową recepturę trudno było jej spieprzyć taką sprawę jak gotowanie. W końcu co było nie jasnego w dokładnych wytycznych, gdzie opisywali co, jak i jak długo przyrządzać?
- Zdarza ci się czasami jeść jakieś proste rzeczy jak nuggetsy albo naleśniki?- spytała żartobliwie. Była pod ogromnym wrażeniem, po raz kolejny, mogąc spróbować kolejnej potrawy, której nigdy jak dotąd nie jadła.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Sob 28 Sie 2021, 02:00

- Nie wszystkie moce będą przeznaczone do każdego drinka. Musisz znaleźć swój, który najlepiej będzie z tobą współgrał. Ze mnie też żaden barman. Mam może ze trzy albo cztery drinki, które potrafię przygotować. - wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem próbując trochę podtrzymać ją na duchu, ponieważ jego była uczennica miała tendencję do kwestionowania siebie jeśli coś jej nie wychodziło albo od razu nie przychodziło do głowy.
Oglądał jej próby, chociaż według niego były raczej skazane na porażkę. Cytrusy nie reagują aż tak dobrze na płomienie, zmieniają trochę smak, ale w tym akurat drinku potrzebna była świeżość, a nie słodycz. Ten składnik trzeba było podkręcić. Nachylił się bliżej by powąchać owoc, który teraz zachodził lekko dymnym aromatem, który nadał by się bardziej do grzańca, jak wcześniej zauważyła.
- Działa, ale nie w przypadku tego drinka. Właśnie przestała być lekka i orzeźwiająca, a stała się cięższa i słodsza. - odpowiedział całkiem rzeczowo zupełnie jakby byli na treningu.
Kolejne podejście mogło przynieść o wiele lepsze efekty. Nie tylko zmieniła składnik, ale również moce, które mogły z nim współgrać. Powąchał listek, ale nie był on wyjątkowo bardziej aromatyczny. Mogła zawinić trochę kontrola nad własną mocą, ale on miał trochę inną teorię.
- Lepiej, ale powinnaś użyć tej mocy na samej roślinie, a nie tylko liściu. Jest za mocna i go podsusza. Jeśli użyjesz go na roślinie szybciej osiągnie swoją dojrzałość, tylko będziesz musiała wyczuć kiedy ten moment nastąpi. - spojrzał wymownie na doniczkę z miętą, która miała jeszcze wystarczająco dużo listków na przynajmniej dwa takie drinki.
- Zawsze staram się żeby ich nie było. - odpowiedział zupełnie naturalnie nie siląc się nawet na żadne przechwałki.
Dla innych mógł za takiego uchodzić, a przynajmniej taki tworzył wokół siebie obraz, ale nie był tak perfekcyjny jak chciałby żeby ludzie wierzyli. Wrodzona arogancja i agresja często pakowały go w kłopoty, nie był też stworzony do wybaczania innym, a nawet samemu sobie. Było wiele rzeczy, o których córka Heliosa jeszcze nie wiedziała i całkiem możliwe, że się nie dowie. Balthazar również średnio sobie radził z konceptem przyjaciela, a teraz gdy ukończyła jego szkolenie tym właśnie będzie musiał być.
- To zdanie... - spojrzał na nią z niedowierzaniem po czym tylko pokręcił głową widząc jaka była z siebie zadowolona - To musi być wygodne. - uśmiechnął się półgębkiem rozbawiony jej reakcją.
- A czy kiedyś stwierdziłem, że mi to przeszkadzało? - uśmiechnął się do niej filuternie puszczając jej oczko zdając sobie sprawę, że to chociaż trochę zbije ją z tropu.
Miała w tym trochę racji. Rzeczywiście minęło zaledwie kilkadziesiąt minut, a on nawet nie pomyślał teraz o zbywaniu tego typu komentarzy. Może to fakt, że mentorstwo nie było żadnym spisanym kontraktem? Jasne, widniał tam gdzieś w jej teczce jako trener, ale nie wiązała się z tym właściwie żadna odpowiedzialność. Całe to mentorstwo było po prostu konceptem w ich głowach, który mógł bardzo prosto być rozwiązany. Tak najwyraźniej zadziałało to w tym przypadku. Wszystko, czym się zamartwiał do tej pory wiązało się z faktem, że był jej trenerem i nie pozwoliłby sobie na naruszenie świętości tej relacji. Skoro to już nie istnieje, czy nadal powinien czuć się źle z tym, że widzi Jo jako kobietę, a nie po prostu studentkę? Nie, nie miał zamiaru. Może nie będzie od razu jej kokietować, ale nie było nic złego w lekkim flircie pomiędzy przyjaciółmi, bo tym teraz byli.
- I na taką w której to również ja ugotuję? - przewrócił teatralnie oczami z rozbawionym uśmiechem - Taka to pożyje. - zaśmiał się cicho wiedząc, że za mocno ją rozpieszcza.
Po powrocie może nie będą już tak często trenować i ich relacja trochę się zmieni, ale jedno było pewne. Mogła zapomnieć, że będzie jej co tydzień gotował. Nie robił tego nawet dla przyjaciół. Takie atrakcje były tylko na specjalne okazje.
- A czego spodziewałaś się po synu Thora? - odpowiedział w wyraźną dumą prostując nieznacznie plecy i wypinając pierś do przodu w drodze do lodówki - Szkockie korzenie, połączone z niebylejakim nordyckim bogiem. Mógłbym wyzerować całą butelkę i poczułbym mrowienie w palcach. - wyszczerzył się do dziewczyny arogancko.
Balthazar spodziewał się odwetu, to było przewidywalne. Dlatego kiedy próbowała szturchnąć go swoim biodrem z odpowiednim impetem, on tylko postąpił krok do tyłu. Jo straciła balans nie znajdując żadnego oporu i wylądowała pomiędzy blatem, a nim. Położył jedną dłoń na jej biodrze, a drugą na dłoni trzymającą szklankę z drinkiem, którego prawie wylała. Zbliżył go do swoich ust nachylając się ponad jej prawym barkiem biorąc łyka przez słomkę.
- Blisko, trochę mniej cukru. - uśmiechnął się zadziornie zabierając obie dłonie z jej ciała i tym razem bardzo delikatnie stuknął swoimi biodrami o jej żeby pokazać, że jeszcze trochę jej trochę brakuje żeby zaskoczyć swojego byłego trenera.
- To akurat prawda. - odpowiedział odruchowo zaczynając już oczyszczanie płatów - W lodówce jest bulion, zagotuj go. Wsyp do miski kuskus i jak będzie gotowe, zalej tak do centymetra powyżej poziomu kuskusu. W między czasie zacznij siekać miętę, natkę pietruszki. Będziemy jeszcze potrzebować pomidory, ogórki i cebulę. Raz, raz. - dodał na koniec z żartobliwym uśmiechem samemu biorąc się za doprawianie ryby.
- I myślisz, że to ciało zostało zbudowane na nuggestach? - spiął na pokaz mięśnie całego korpusu z dumnym uśmiechem - To, co robimy też jest proste. Nie zawsze bawię się w zawijanie mięsa w ciasto francuskie i tak dalej. Zanim się obejrzysz będziemy już jeść. - ułożył płaty na żeliwnej patelni skórą do góry i już miał zapalać gaz, ale przez chwilę się zawahał - W sumie, to znalazłem coś, do czego twoje moce nadają się o wiele lepiej od moich. Usmaż tego łososia, co? Ja dokończę. - przemył dłonie po czym po prostu zamienił się z nią miejscami wyręczając ją w krojeniu warzyw.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 29 Sie 2021, 14:39

To akurat prawda, że córka Heliosa łatwo się frustrowała, gdy coś jej nie wychodziło. Nic ją tak nie demotywowało jak porażki. Odbijało się to później na jej dalszym postępowaniu, bo stawała się bardziej zachowawcza. Nie lubiła się mylić i popełniać jakichkolwiek błędów. Kombinacje z liśćmi mięty albo kawałkami limonki to była tylko zabawa, więc nie przejęła się tym za bardzo, co nie zmienia faktu, że trochę jej się odechciało eksperymentów, jeśli nie ujrzała szybkich efektów. Zerknęła na doniczkę z miętą i chwilę pokręciła nosem zanim po nią sięgnęła. To właśnie był jeden z tych momentów, w których była już z góry sceptycznie nastawiona, przez to, że wcześniej jej się coś podobnego nie udało. Ostatecznie przysunęła bliżej siebie doniczkę i uniosła swoją otwartą dłoń. Trzymała ją nad rośliną i wypuściła z niej bardzo delikatne światło, które objęło wszystkie zielone pędy. Była ostrożna, by liście nie doznały poparzeń, co również się zdarza, gdy roślina dostanie zbyt wiele światła słonecznego. Obserwowała roślinę i zabrała dłoń, gdy tylko liście choć minimalnie się uniosły.
- Na ogrodnika to ja się jednak nie nadaję.- wzruszyła lekko ramionami, przestając z tego powodu już robić sobie wyrzuty.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, dostrzegając niedowierzanie na twarzy Balthazara. Ile było prawdy w tym co powiedziała, sama nie wiedziała, ale zawsze mogło to posłużyć jako dobre usprawiedliwienie.
- I to jak.- odpowiedziała krótko, wciąż zadowolona z tego, że jakoś wybrnęła. Jego pytanie znowu zbiło ją odrobinę z tropu, więc jej cwany uśmieszek na chwilę zniknął. Tym razem musiała zastanowić się nad tym co chce powiedzieć, nim Balthazar użyje jej słów przeciwko niej.
- Że przeszkadzało, to ani razu, ale..- urwała, totalnie nie wiedząc jak z tego wybrnąć. Ściągnęła lekko brwi, próbując się posilić na jakąś błyskotliwą odpowiedź, ale ta nie przychodziła jej do głowy.- Łapiesz mnie za słowa.- burknęła w akcie desperacji. Poza tym, Balthazar dał jej kolejny raz sygnał, że myśli przy niej o takich rzeczach. O ile zawsze się ze sobą przekomarzali, nigdy nie przekroczyło to tej niewinnej granicy, przez wgląd na obecność Samuela w jej życiu i to, że syn Thora był jej trenerem. To wcale nie musiało być nigdzie przybite pieczęcią, ale dla zachowania zdrowej relacji podczas ćwiczeń, musieli pamiętać o tej granicy. Jeden awans sprawił, że Joanne trudniej było zweryfikować gdzie leży granica i jaki w ogóle powinna mieć ona charakter.
- Po prostu wiem jak się dobrze ustawić. Nie ma w tym nic złego.- uniosła lekko ramiona, jakby nie mogła nic poradzić na to, że udało jej się kolejny raz załapać na kolację w wykonaniu syna Thora.  Balthazar i tak z pewnością zdawał sobie sprawę, że żadne z obecnych udogodnień nie było jej planem. Nie była aż tak sprytna. Miała ogromne szczęście, że udało jej się zaskarbić sobie jego sympatię.
- Znasz takie powiedzenie, że krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje?- uniosła jedną brew i uśmiechnęła się chytrze, gdy Balthazar zachwalał swoją wytrzymałość alkoholową.- Kilka szklaneczek i widać, że trochę bardziej wyluzowałeś.- zaśmiała się. Nie bała się kwestionować jego przechwałek, a nawet lubiła go w ten sposób prowokować. Wiedziała, że może dostać zaraz jakieś elektrokinetyczne ostrzeżenie albo kuksańca w ramię, ale to ją nie powstrzymywało.
Jo zamierzała uderzyć swoim biodrem o jego, co nie wyszło i znalazła się tuż przed nim. Co więcej, przez swój impet poleciałaby jeszcze dalej, ale ręka Balthazara zdołała ją zatrzymać. Kolejny raz jego dłoń znalazła się na jej biodrze i zaczynało jej się to podobać. Temperatura jej ciała minimalnie wzrosła, co usilnie próbowała zatrzymać. Obróciła lekko głowę i uniosła podbródek, by zorientować się co dzieje się z jej drinkiem.
- Mi smakuje. Takie nie za słodkie, nie za cierpkie, takie pryma sort.- zażartowała i odsunęła się na bok, kiedy dłonie blondyna przestały ją trzymać. Oczywiście, nie obeszło się bez kolejnego szturchnięcia, by pokazać jej kto tu nadal rządzi. To z pewnością ją ostudziło, dzięki czemu temperatura jej ciała wróciła do normy.
Joanne bez chwili zawahania odwróciła się w kierunku lodówki, żeby wyjąć z niej bulion. Przelała go do małego garnuszka i postawiła na kuchence. Odkręciła gaz i wystrzeliła małym płomykiem z palca prosto w palnik, żeby zajął się ogniem.
- Masz zadatki na szefa kuchni, wiesz?- zagaiła ni stąd ni zowąd, przypominając sobie jak właśnie pogonił ją do roboty. Bez względu na to, gdzie Balthazar się znajdował i co robił, ciągle towarzyszył mu ten władczy dryg. Joanne jednak nigdy nie odczuła tego tak, jakby się rządził albo nadużywał swojego autorytetu. Zważywszy na to jak wiele dla niej robił, mogła posłuchać kilku jego poleceń. Poza tym, trzeba było mu przyznać, że miał predyspozycje do bycia przywódcą.
Joanne wyciągnęła miskę i zgodnie z poleceniem, wsypała do niej kuskus. Bulion potrzebował jeszcze czasu, ale córka Heliosa zamiast przyspieszać ten proces, postanowiła wykorzystać to, by zacząć siekać miętę, potem natkę pietruszki.
- Wiesz, troszeczkę ci się przybrało, więc można mieć małe wątpliwości, prawda?- zaśmiała się i poklepała delikatnie dłonią po jego napiętym brzuchu. Potem otworzyła szufladę, by wyjąć z niej nóż i sięgnęła po deskę do krojenia. Zajęła się krojeniem kolejno składników, które były potrzebne. Przerwała dopiero w momencie, gdy Balthazar znalazł dla niej nowe zajęcie.
- Oh, przestań. Moce, mocami, ale od tego mam kuchenkę.- przewróciła oczami. Lubiła sobie pomagać umiejętnościami odziedziczonymi po swoim boskim rodzicu, ale nie sięgała do nich za każdym razem, gdy było to możliwe. Teraz najzwyczajniej położyła patelnię na gazie, który odpaliła tak samo jak pod garnkiem z bulionem. Uregulowała jeszcze ogień, by nie był za mocny. Domyślała się, że ryba nie lubi się smażyć na zbyt dużym ogniu. Przesunęła lekko płaty na patelni, by upewnić się, że się nie przykleją. Zerknęła w kierunku bulionu i zauważyła, że już się gotuje. Dlatego wyłączyła palnik pod garnuszkiem. Zamieszała bulion, a potem przelała go to miski z kuskusem.
- Przykryć to czymś?- spytała, choć wydawało jej się to oczywiste. Jeśli Balthazar potwierdził jej domysły, przykryła miskę, by kuskus mógł zmięknąć w bulionie. Potem wróciła do patelni, gdzie pilnowała płatów łososia. W międzyczasie popijała swojego drinka, którego właściwie dokończyła. Odsunęła od siebie pustą szklankę i sterczała nad patelnią.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 29 Sie 2021, 18:16

- Wiesz, tak naprawdę mało który heros ma do tego rękę poza pewną garstką. - wzruszył ramionami, chociaż uśmiech nie schodził z jego twarzy ponieważ jej starania rzeczywiście przyniosły efekty.
Może nie przekona się o tym przy kolejnym drinku, ponieważ roślinka wróci do swojego podstawowego stanu, ale zdecydowanie powinna powtórzyć ten zabieg następnym razem. Efekty mogą ją zaskoczyć. Jemu też trochę zajęło wynalezienie odpowiedniego sposoby by podbić smak akurat tego drinka. Do tego oczywiście by się nie przyznał, lepiej żeby sądziła, że jak z innymi rzeczami była to pierwsza myśl, która przyszła mu do głowy.
- Może tego nie zauważyłaś, ale od naszego pierwszego spotkania łapię cię za słówka, chociaż w tym przypadku sama w to wpadłaś. - uśmiechnął się tryumfalnie widząc, że nie wie jak z tego wybrnąć jedną ze swoich błyskotliwych ripost - Łapałem Cię też przed upadkiem i w kilku innych sytuacjach od tamtego czasu. Czasami wydaje mi się, że to połowa mojej roboty jako trenera. - rozłożył dłonie nieporadnie jakby mu to w jakiś sposób przeszkadzało.
Takie przekomarzanki od samego początku były częścią ich relacji i mogłoby się zdawać, że w dużej części na tym była oparta. Jakby na to nie spojrzeć, Jo nie zaskarbiła sobie przychylności syna Thora swoimi osiągnięciami czy doświadczeniem. Wziął ją pod swoje skrzydła ponieważ miała wystarczająco hartu ducha żeby mu się postawić bez większego lęku, a że w dodatku potrafiła mu czasem całkiem dobrze odpyskować i trochę poflirtować było tylko bonusem. Liczył się jej charakter, a nie to jak dobrze potrafiła sobie poradzić na misji. Tego mógł jej nauczyć. Z nastawieniem było o wiele ciężej. Nawet jeśli nie był już jej trenerem nie miał zamiaru rezygnować z tej części ich znajomości. Jeśli cokolwiek ma się zmienić to pewnie będzie więcej takich zagrywek z jego strony.
- O tak, to na pewno. Gdybym nie wiedział lepiej, podejrzewałbym, że to jakiś kolejny dar od Heliosa. Taki działający pasywnie. - pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem ponieważ pomimo trudności blondynka wychodziła na tym wszystkim na razie ogromną ręką.
W tak młodym wieku dołączyła do oddziału specjalnego, oficjalnie ukończyła u niego nauki i zmierzyła się już z potężnymi przeciwnikami, których spopieliła. Niektórzy w tym nowym pokoleniu herosów szybko przerosną legendy swoich starszych rówieśników i na to po cichu syn Thora liczył. To jego uczniowie powinni zapisać się na kartach historii, dla niego będzie w porządku jeśli ktoś na marginesie dopisze, że to właśnie on ich wytrenował.
- Uważaj Jo... Po alkoholu niektórzy mężczyźni robią się agresywni... - spojrzał na nią marszcząc nieco groźniej brwi, a jego tęczówki rozświetliły się błyskami wyładowań - Jak nastolatek, nie? Trzy szklanki i już paraduję bez koszuli. - uśmiechnął się zadziornie momentalnie rozładowując atmosferę i to tak dosłownie.
Mając ją tak blisko siebie musiał przyznać, że taki kontakt był całkiem przyjemny. Wcześniej to wszystko było jedynie częścią treningu, może z lekko żartobliwymi podtekstami, aczkolwiek dzisiaj nie trenowali, a ona nawet oficjalnie nie była jego podopieczną. Teraz było po prostu inaczej. Zwłaszcza kiedy odwróciła swoją twarz w jego stronę, a on w tym samym czasie zrobił to samo. Może i był to przypadek, ale dzieliły ich teraz zaledwie centymetry i patrząc jej w oczy nie był w stanie ukryć tego, że już nie patrzy na nią jak na swoją studentkę, a dorosłą kobietę. Nawet jeśli dużo młodszą od niego.
- W takim razie poradzisz sobie z następnym, nie? Nie muszę już stawać za barem? - poruszył wymownie brwiami z tym swoim zadziornym uśmiechem zanim zabrał swoje dłonie.
- A gdzie tam. Zaraz by mnie szlag trafił i musiałbym wszystko zrobić sam. - pokręcił głową przecząco kończąc z oprawianiem łososia - Ale wezmę to pod uwagę, jeśli przyjdzie mi zmienić ścieżki kariery. Widziałabyś mnie pewnie z siatką na włosach w kantynie, co? - posłał jej zadziorny uśmiech w ramach żartu.
Na pewno zaraz zobaczy ten obraz oczami swojej wyobraźni. To nigdy się nie stanie. Balthazar był uczynny, ale tylko dla swoich studentów. Całą resztę obozu miał tak naprawdę w głębokim poważaniu i w życiu nie podjąłby się takiego zadania nawet gdyby mu kazali. To, że trochę zmiękł w ostatnich latach nie znaczyło, że przestał być arogancki i samolubny.
Jej komentarz o jego wadze natomiast spotkał się nie tylko z dobrze jej znanym nieprzychylnym spojrzeniem, ale sprawił również, że światła w kuchni same się zapaliły i zaczęły migotać, a w powietrzu dało się wyczuć ozon, ale tylko dla wyczulonych zmysłów herosów. Najwyraźniej tym razem Jo uderzyła w jeden z nerwów syna Thora.
- Skąd byś wiedziała? Pierwszy raz widzisz mnie bez koszulki. - warknął nieco nieprzyjemnie, ale nie powiedział nic więcej, a migoczące światła po prostu zgasły.
Niewątpliwie córka Heliosa postąpiła teraz o krok za daleko, ale Balthazar był za stary żeby znów robić jakieś pokazy. Odzyskał kontrolę i bez słowa wziął się za krojenie reszty warzyw. Kiedy zapytała czy przykryć kuskus tylko skinął głową zaszczycając ją przelotnym spojrzeniem. Po napęcznieniu podziabał go widelcem żeby go trochę napowietrzyć zanim wsypał wszystko do jednej miski i wymieszał. Doprawił solą, pieprzem oraz sokiem z cytryny według własnego uznania. Spróbował dwa razy zanim w końcu stwierdził, że jest takie, jak być powinno. Wyciągnął dwa talerze i nałożył na oba tabbouleh. Pozostawił je na widoku żeby Jo mogła dołożyć na nie rybę, a sam tymczasem udał się na taras po drodze zbierają swoją koszulę z krzesła i ponownie ją zakładając. Przygotował stolik i krzesła. Z powrotem w salonie wyjął z barku lampki oraz butelkę wina. Wyczarował również skądś świeczki ustawiając wszystko na stoliku skąpanym w ostatnich promieniach zachodzącego słońca. Wrócił do wyspy żeby zabrać jeszcze ich talerze.
- Zapraszam, podano do stołu. - skinął na taras układając jedzenie na stole, ale z tego wszystkiego zapomniał o sztućcach, więc musiał się wrócić jeszcze raz zanim w końcu otworzył wino, nalał do lampek i odpalił dwie świeczki.
Dopiero teraz mógł usiąść naprzeciwko dziewczyny.
- Mówiłem, że szybko pójdzie.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 29 Sie 2021, 19:25

Roślinami w ich obozowych ogródkach zajmowali się głównie herosi z mocą chlorokinezy. Doskonale znali się na ich uprawie i wspomagali je swoimi mocami. Medycy niby też się nimi interesowali, bo służyły im do robienia maści i naparów, pomagających w leczeniu różnych drobnych dolegliwości. Bądźmy szczerzy, do poważniejszych spraw używali swoich wypasionych mikstur, przy których zwykle leki były tik takami.
Przewróciła malowniczo oczami, pozwalając Balthazarowi dokończyć swoje triumfalne przemówienie. Wiedziała jaką satysfakcję może dawać wygrana nawet w zwykłej potyczce słownej zwłaszcza, kiedy odbywała się właśnie między nimi.
- Nie prosiłam cię o to ani razu.- zmrużyła groźnie oczy, dowodząc jedynie tego, że właśnie nadszarpnął jej godność. Z drugiej strony, nigdy nie narzekała na to, że ją łapał- nie tyle za słowa, co ratując ją przed upadkiem. Mogło się zdawać, że dzięki temu zdołała oswoić się z dotykiem jego dłoni i ramion, które chwytały ją nim zderzyła się z ziemią, a jednak tego popołudnia myślała o nich więcej niż zazwyczaj. To śmieszne, że formalne zakończenie układu, który do tej pory między nimi obowiązywał, potrafiło tak wiele zmienić w ich myśleniu. Zupełnie, jakby w jej umyśle otworzyła się jakaś nowa furtka, która do tej pory była zamknięta na klucz.
- Uh, oprócz kilku sztuczek, jedyne co Helios mi jeszcze zostawił, to przekonanie, że można liczyć tylko na siebie.- pokręciła głową, ewidentnie rozczarowana na samą myśl o swoim boskim rodzicu.- Ale los zesłał mi jeszcze ciebie i coraz mniej jestem tego pewna.- uśmiechnęła się przelotnie. W końcu nie mogła się upierać co do swojej zupełnej samodzielności, skoro w ostatnim czasie otrzymała tyle pomocy i wsparcia od syna Thora. Inaczej wyszłoby na to, że w ogóle nie docenia tego co dla niej robił, a przecież tak nie było.
Joanne z czasem zaczęła dojrzewać do swojej nowej rangi, w związku z czym rzeczywiście zaczynała być z siebie dumna. Jednocześnie to nie sprawiło, że jej ego nagle skoczyło wyżej niż znajdowało się obecnie. Wciąż przystawała przy tym, że to co ją nakłoniło do użycia boskiego błogosławieństwa i to jak się wtedy czuła, nie jest już czymś czym powinna się chełpić, a w dużej mierze przyczyniło się do jej awansu. To wszystko dodało jej jedynie trochę więcej pewności siebie, której jej brakowało przed tamtą misją. Wiedziała wtedy, że nawet pozostali herosi mieli dziwne przeczucia co do jej uczestnictwa, skoro nawet jej brat- Jin otwarcie wyraził niepokój. W końcu towarzyszyli jej wtedy półbogowie o lepszym stażu i randze. Ona przy nich była niczym giermek do noszenia rzeczy starszych kolegów. Wyjście z tego żywo niby ją trochę podbudowało. Jedno było pewne, jeśli kiedyś ktoś będzie to chciał gdzieś zapisać, Jo poprosi o adnotacje o swoich dotychczasowych mentorach, w tym o synu Thora.
Jo spojrzała pobłażliwie na Balthazara, który nawet kwestie alkoholowe próbował przyczepić do tego jaki groźny był. Czy on naprawdę chciał, żeby ona się go bała?
- Agresywni i nie tylko..- rzuciła jedynie aluzją, która i tak miała w sobie dodatkowe niedopowiedzenie. Pomimo tych słów nie umiała uciec przed błyskiem, który obleciał jego tęczówki. Było w tym coś przyciągającego, co w córce Heliosa wyjątkowo nie wzbudzało nawet krzty lęku, a zainteresowanie.- I nie chcę być zbyt dosłowna, ale nie miałeś na sobie tej koszuli jeszcze zanim zacząłeś pić.- stwierdziła rzeczowo.
Chciała jedynie znaleźć swojego drinka, a zamiast niego napotkała to hipnotyzujące spojrzenie Balthazara. Jego oczy były jedną z cech, które zaliczały się do jego autów. W normalnych okolicznościach wydawały jej się piękne, a gdy przedzierał się przez nie ten błysk, trudno było w nie nie patrzeć. Zapadła kilkusekundowa cisza, która zdawała się wyrażać aż za dużo. Oboje jednak zdawali się otrząsnąć z tego chwilowego transu i wrócić do swoich zajęć.
- Mówiłam, że szybko się uczę.- uśmiechnęła się, sugerując jasno, że z następnym drinkiem sobie poradzi. Na następnego drinka jednak nie nadchodziła póki co pora, ponieważ oboje zajęli się kolacją.
- I z seksownym białym fartuchem.- roześmiała się, próbując sobie wyobrazić Balthazara, który krząta się po ogromnej kuchni, naprzemiennie dyrygując kucharzami i wyrywając im naczynia z rąk, by zrobić coś za nich, bo uznał, że zrobi to lepiej. Dobrze, że na treningach nie mógł jej niczego zabrać i uderzać w to za nią. W takim wypadku jego mentorstwo przyniosłoby marne skutki.
Collins uniosła swój wzrok i spojrzała na migoczące światło, co nieco ją skonsternowało. Potem spojrzała z powrotem na Balthazara i zmarszczyła lekko czoło, tym razem nie do końca rozumiejąc o co się rozchodzi.
- Żartowałam.- odparła. Trudno było jej uwierzyć, że ten żartobliwy komentarz mógł rzeczywiście być jakoś dotkliwy dla Balthazara. Wydawało jej się, że to nieco nadszarpnęło jego ego i przez chwilę nie wiedziała jak się do tego ustosunkować.- No co ty?- rzuciła, wciąż zdziwiona tą reakcją. Wydawało jej się, że potrafi rozpoznać, kiedy Balthazar rzeczywiście się złości, a kiedy wysyła jej puste pogróżki. Teraz jednak nie była pewna i musiała poważnie się zastanowić czy na pewno nie wziął sobie jej komentarza zbyt poważnie.
Chwilę po tym wrócili do pracy nad ich kolacją. Kuskus został już zalany bulionem i przykryty. Kątem oka obserwowała Balthazara analizując, czy jego gniew już ustąpił, o ile rzeczywiście był tak prawdziwy jak się jej wydawało. Przetrzymała jeszcze przez chwilę łososia na ogniu, a gdy uznała, że jest już dostatecznie przysmażony, przełożyła płaty na talerze. Balthazar zabrał obie porcje, by zanieść je na stół, więc Joanne domyśliła, że sztućce też im się przydadzą. Dlatego zabrała je w drodze na taras i ułożyła na stole. Postanowiła uprzedzić go także w zapalaniu świeczek, co zrobiła kiwnięciem palca, gdy on nalewał wina do lampek. Usiadła przy stole i nim zaczęła jeść, czekała aż syn Thora także zajmie swoje miejsce.
- Za co teraz pijemy?- zagaiła, unosząc swoją lampkę w winem. Jednocześnie chciała wybadać, czy nadal jest na nią zły. Zapach tabbouleh był tak zachęcający, że nie mogła doczekać się pierwszego kęsa. Córka Heliosa może i nie musiała jeść tyle co inni półbogowie, ale nie odmawiała sobie takich przyjemności ze względu na bogactwa smakowe, jakimi mogła się rozpieszczać.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 29 Sie 2021, 20:46

- Czyli wolałabyś lądować na twardej ziemi jak cała reszta moich uczniów? - uśmiechnął się do niej zadziornie wiedząc, że wyłapie wzmiankę o tym, że tutaj znów miała pewną taryfę ulgową - W sumie skoro już nie jesteś moją podopieczną, przy następnym treningu rzeczywiście nie będę już tego robić. Jak równy z równym, nie? - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Takie treningi pewnie nie będą się już zdarzać tak często jak wcześniej. Będzie miała nowe obowiązki, a on żadnych narzędzi by ją do wysiłku fizycznego zmusić, ale przynajmniej kiedy ten czas już nadejdzie nie będzie się musiał hamować tak, jak do tej pory. Powoli przejdą od instruktarzy do regularnych potyczek, które będą miały nauczyć ją myślenia pod presją czasu i wynajdowania luk w obronie bądź ataku przeciwnika. Można z tego wyciągnąć o wiele więcej nauki, a Jo powinna być już na to gotowa. Chociaż będzie mu trochę brakowało dyrygowania nią i robienia jej tych wszystkich żartów pod pretekstem treningu, które nic z nim wspólnego tak naprawdę nie miały. Może da się jeszcze na to nabrać raz czy dwa.
- No popatrz, nasi ojcowie są z innych bajek, ale pozostawiają takie same niespodzianki. - dodał z przekąsem wspominając swoje starania o atencję boskiego rodzica - Tak bardzo jak mi to schlebia i rzeczywiście poruszyłbym niebo i ziemię by ci pomóc, jeśli kiedyś będziesz tego potrzebować, lepiej będzie jeśli nadal będziesz liczyła na siebie. Inni moi podopieczni już się o tym przekonali. - spojrzał na nią przelotnie ze smutnym pół uśmiechem nadal nosząc na sobie ich wszystkie imiona.
Widmo tamtego dnia nadal ciążyło synowi Thora zarówno za dnia, jak i w nocy zsyłając mu koszmary. Nie miał zamiaru zawieść raz jeszcze, więc od ataku nigdy nikomu nie powiedział, że może na niego liczyć. Stroni od wszystkich zapewnień tego typu i stara się wychować swoich podopiecznych w wierze w samego siebie, a nie kogokolwiek innego. Jak się zbyt często okazuje, nie ważne z kim łączą nas jakie relacje, w swojej ostatniej godzinie jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na siebie. Balthazar już się o tym boleśnie przekonał. Nie mógł być wszędzie ani o każdym czasie, choćby bardzo tego chciał.
- I myślisz, że należę do tych drugich..? - uniósł sugestywnie brew patrząc na nią pytająco bo słów może nie wypowiedziała, ale nie zamierzał jej tak łatwo odpuścić - Może dlatego, że ktoś wpadł w bieliźnie do wody, a później nie miał nawet się czym zakryć? - odparł równie rzeczowo z lekko złośliwym uśmiechem. Chyba nie myślała, że nie odpowie na taką zaczepkę?
Ta chwila milczenia i wymienione spojrzenia zaczynała mówić więcej niż ich wszystkie przekomarzanki zabarwione lekkim flirtem. Balthazar złapał się na tym, że wcale nie chciał zabierać swoich rąk z jej ciała, wręcz przeciwnie. Nie udało mu się też zwalczyć impulsu żeby spojrzeć na jej usta, które teraz dzieliło od jego zaledwie kilka centymetrów. Mógłby zamknąć ten dystans w mniej niż sekundę i moment, w którym ta myśl pojawiła się w jego umyśle wiedział, że to najwyższy czas żeby się pohamować i w końcu ją puścić zanim zrobi coś głupiego. Zrzucał swoje zachowanie na to, że dawno nie był z kobietą, a Jo spodobała mu się już pierwszego dnia, lecz czy to na pewno tylko to?
- Białe fartuchy są seksowne? - spojrzał na nią prawdziwie zdziwiony - To chyba te różnice pokoleniowe, bo ja jakoś tego nie widzę. - zaśmiał się rozbawiony kręcąc głową.
Syn Thora zawsze słynął ze swojej gwałtowności i może po raz pierwszy Jo miała okazję ujrzeć chociaż rąbek agresji, którą w sobie skrywał. Nawet kiedy powiedziała, że żartowała, spojrzał na nią przelotnie nie będąc do końca przekonanym. Co, jak co, ale swoje treningi oraz gotowość bojową brał całkowicie poważnie. Nie opuszczał żadnego ze swoich treningów i wiedział, że jego ciało jest w najlepszym możliwym stanie jak na jego wiek oraz obrażenia, których doznał przez te wszystkie lata. Dlatego też reagował dość żywiołowo na komentarze sugerujące, że mógłby się obijać. Zwłaszcza od kogoś, kto go znał i spędzał z nim dużo czasu.
- Nie przejmuj się tym, jak mówiłem, mężczyźni są czasami agresywni po alkoholu i wychodzi na to, że też wrażliwi. - odburknął odzyskując już kontrolę, ale nadal przetrawiając ten żart, który w tym przypadku zupełnie do niego nie trafił.
Reszta przygotowań poszła im dość sprawnie, kiedy oboje wzięli się do pracy. W mig wszystko stało już na stole na tarasie, a oni mogli usiąść skąpani w ostatnich ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Świeczki były nienajgorszym pomysłem bo pewnie będą ich potrzebować zanim jeszcze skończą posiłek. Wszystko razem tworzyło dość intymną atmosferę, a Balthazar musiał przyznać, że Jo wyglądała świetnie w swojej sukience siedząc w pomarańczowych promieniach słońca. Zdawała się wręcz promienieć, jak na córkę Heliosa przystało. Z takim widokiem nie mógł się zbyt długo dąsać.
- Za twoje przyszłe sukcesy słońce. Przyniesiesz mi dużo dumy. - uśmiechnął się do niej ciepło i stuknął swoją lampką o jej po czym upił pierwszy łyk.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 29 Sie 2021, 21:44

Joanne próbowała choć przez chwilę zachować powagę, ale gołym okiem było widać, że sprawia jej to trudność. Ukradkiem wciskał się na jej usta uśmiech, który świadczył tylko o tym, że była świadoma tego jak sama siebie pogrążała, ale jakimś cudem jednocześnie ją to bawiło. Bała się już powiedzieć cokolwiek nowego w sprawie łapania jej czy też pozwalania jej upaść, bo nie chciała jeszcze bardziej pogorszyć swojej sytuacji. Balthazar zdawał się mieć przygotowany cały wachlarz odpowiedzi, którymi obali każde jej słowo.
- Pozostawię to bez komentarza.- powiedziała jedynie, próbując w ten sposób skwitować ten temat, choć i tak nie była pewna, czy syn Thora jej na to pozwoli.
Większość boskich rodziców nie interesowało się swoimi dziećmi, więc wielu herosów mogło niejednokrotnie zasiadać wspólnie i narzekać na to, że nikt się nimi nie opiekuje. Najwidoczniej nie było reguły czy są to greccy bogowie czy też nordyccy, zasada pozostawała ta sama. Joanne skinęła lekko głową, przyznając w ten sposób rację Balthazarowi.
- Wiem o tym.- zgodziła się z nim, odwzajemniając ten ciepły, a zarazem nieco smutny uśmiech.- To byłoby nie w porządku i niezwykle głupie, gdybym oczekiwała, że zjawisz się na każde zawołanie. Nie jestem już dzieckiem, by sądzić, że zawsze znajdzie się dla mnie ratunek. Sami musimy dbać o własne tyłki.- westchnęła, będąc z Balthazarem całkiem szczera. W tej kwestii zdawali się jednak ze sobą zgadzać, bo nawet jeśli Joanne nie była tak zaprawiona w boju jak jej były mentor, również nosiła na barkach swój własny bagaż doświadczeń. Chciała jedynie w jakiś sposób zasugerować, że jego wsparcie nie pozostaje niezauważone. Prawdę mówiąc, ilekroć była w tarapatach, ani razu nie zdarzyło jej się czekać na rycerza na białym koniu, który uratuje ją z opresji. Od początku swoich treningów była przygotowywana do tego, by samej walczyć o własne przetrwani. Herosi mogli sobie pomagać na tyle ile się dało, ale wszyscy zdawali sobie sprawę, że nie zawsze jest to możliwe.
- Tego nie powiedziałam.- uniosła dłonie, próbując zmyć z siebie odpowiedzialność za Balthazara sugestię. Fakt, pomyślała dokładnie o tym samym co on, ale mogła się bronić tym, że takie słowa nie wyszły od niej na głos, a nie przypominała sobie, żeby Balthazar posiadał jakieś telepatyczne zdolności. Ponoć każdy rozumuje na miarę swojego zepsucia, a to musiało oznaczać, że za bardzo to się od siebie nie różnili w niektórych kwestiach.- I nie wiem co ci chodziło wtedy po głowie, ale ja chciałam się tylko dobrze bawić.- dodała, zgrywając w tym wypadku totalne niewiniątko. W tamtej chwili rzeczywiście myślała tylko o tym, by wpieprzyć się do wody, nie podejrzewając, że to nakłoni Balthazara do jakiś nieprzyzwoitych myśli. O ile takowe można nazywać w ogóle nieprzyzwoitymi, skoro córka Heliosa miała na koncie różne gorące przeboje. W każdym razie, teraz doskonale rozumiała, jak mogła tamta sytuacja oddziaływać na syna Thora, a co gorsza, w dużym stopniu jej to pochlebiało. Z jakiś przyczyn lubiła się podobać innym i wolała zachwycać, niż ukrywać się przed cudzą uwagą. Mogą nazywać ją przez to próżną, ale niespecjalnie się tym przejmowała. Herosi za bardzo narażeni są na przedwczesną śmierć, by odmawiać sobie niektórych rzeczy.
- Jeśli pod fartuchem nie ma nic więcej, to owszem.- trzymała się swojego zdania, pozwalając Balthazarowi jeszcze chwilę popracować nad własną wyobraźnią. To akurat oczywiste, że mężczyźni nieco inne rzeczy uważali za seksowne i jeśli byli w stu procentach hetero, trudniej im było pojąć to co może podobać się kobietom. Chyba, że obcowali z nimi na tyle, że potrafili się już tego domyślać. Joanne, na przykład, uwielbiała obserwować mężczyznę, który nie bał się wyzwań w kuchni. Gdy w dodatku nie miał na sobie koszulki, trudno było choć chwilę nie myśleć o niczym nieprzyzwoitym. Wśród jej fetyszy wciąż pozostawały jednak męskie perfumy lub zapachy ich kosmetyków.
Collins potrzebowała jeszcze chwili, by dojść do tego czy Balthazar kolejny raz próbuje ją nastraszyć, czy rzeczywiście się zdenerwował. Jakoś trudno jej było zrozumieć, że tak błaha (w jej odczuciu) sprawa, mogła go choć odrobinę wytrącić z równowagi. Z drugiej strony, nie mogła też go winić, skoro niejednokrotnie prowokowała go, myśląc, że jego cierpliwość nie ma żadnych granic. Trudno było jej ocenić czy to rzeczywiście była jakaś drażliwa dla niego sprawa, czy może szala goryczy wreszcie się przelała. Co więcej, przejęła się tym, a nie zdarzało jej się to często podczas konfrontacji z innymi herosami. To zaś można było łatwo usprawiedliwić tym, że naprawdę miała w nim przyjaciela i zależało jej na nim, więc to logiczne, że nie chciała, by się na nią gniewał. Gdy jej odpowiedział poruszyła lekko brwiami z pewnym zwątpieniem, ale powstrzymała się od wszelkiego komentarza. Nie wiedziała jak mu odpowiedzieć, a wszystko co przychodziło jej do głowy pogorszyłoby jedynie sprawę, niestety. Nawet jeśli zaakceptowała fakt, że to ona go zdenerwowała, uważała, że i tak zareagował trochę przesadnie. Nie chciała się kłócić i psuć tego wyjazdu, więc najzwyczajniej zamknęła temat.
Przygotowywanie łososia i kuskusu z warzywami dało im wystarczająco czasu, by załagodzić nerwy i odsunąć je na bok. Gdy usiedli przy stole, mogli ponownie spojrzeć sobie w oczy bez ani cienia złości i unieść lampki z winem w geście kolejnego toastu. Jo wciąż czuła się minimalnie zgaszona po tamtym momencie, ale bardzo starała się nie dać tego po sobie poznać. Otoczyli się naprawdę cudowną i rzeczywiście bardzo intymną atmosferą, gdzie nie było miejsca na żadne złości. Collins nie narzekała tym razem na to, że Balthazar założył z powrotem koszulę, bo w takim otoczeniu jak obecne, wyglądał w niej jeszcze lepiej niż, kiedy wyjeżdżali spod bramy obozu. Słońce chowało się powoli za horyzontem, dając odrobinę mniej światła, co sprawiało, że krajobraz stawał się jeszcze bardziej malowniczy. Świece również dodały od siebie trochę intymnego klimatu, a ich subtelny blask idealnie podkreślał rysy twarzy Balthazara siedzącego po drugiej stronie stołu.
- Za nasze sukcesy.- poprawiła go, bynajmniej nie z zarozumialstwa, ale podkreślenia pewnych rzeczy. Odkąd stał się jej trenerem, wiele jej sukcesów było także i jego, bo to właśnie jemu je zawdzięczała. Odwzajemniła jego ciepły uśmiech i również upiła łyk wina.- Smacznego.- dodała jeszcze od siebie, a potem zajęła się swoją porcją. Musiała w końcu jej spróbować. Najpierw ukroiła kawałek łososia, który zaraz wsunęła do swoich ust. Przeżuwała powoli, rozkoszując się jego smakiem. Zaraz po tym spróbowała jeszcze kuskusu z warzywami.
- Jak zwykle, twój przepis jest niezawodny.- skomentowała, gdy miała już usta puste od jedzenia. Upiła kolejny łyk wina, a potem wróciła do opróżniania swojego talerza.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 02:42

Balthazar już wiedział, że ją ma. Mogła próbować ukryć ten uśmiech, który cisnął jej się na usta, ale robili to wystarczająco długo żeby poznał się już na jej mimice i wiedział, że nie była w stanie wymyślić czegoś na tyle błyskotliwego, by go w tym momencie zagiąć. Chętnie prowadziłby tę farsę dalej mówiąc coś w stylu, że wymiękanie jest do niej niepodobne i nie taką Jo wziął pod swoje skrzydła, ale dzisiaj był w dobroczynnym nastroju więc pozwolił jej skończyć temat tu i teraz żeby jeszcze bardziej się nie wkopała. Wszystko skwitował tylko tryumfalnym uśmieszkiem nie mówiąc już nic więcej.
- Zjawię się. Tylko mam nadzieję, że tym razem będę na czas. - wymusił lekki uśmiech próbując nie wracać do tamtej nocy, co nigdy tak naprawdę mu się nie udawało - Aczkolwiek twoje podejście jest jak najbardziej prawidłowe i takiego bym oczekiwał. Cieszę się, że jesteś tego świadoma. - tym razem jego uśmiech był już bardziej szczery.
Wiedział, że nie będzie w stanie zawsze być przy niej czy Iris. Już dawno temu wyrósł z takiego przekonania. Wiedział natomiast, że obie nauczył najważniejszej lekcji. By nigdy się nie poddawały. Walka nie jest skończona dopóki nie jest skończona. Jeśli będą równie pewne siebie, co zadziorne, obie powinny dożyć przynajmniej jego wieku. Nie było żadnego szklanego sufitu, którego nie byłyby w stanie przeskoczyć. W głębi duszy wiedział, że obie zapiszą się na kartach historii i pozostaną na nich długo po tym, jak jego już zabraknie. I to właśnie napawało go cholerną dumą, którą w swoim czasie naprawdę obu wyrazi.
- Cóż, może przyjdzie ci się kiedyś przekonać, ale musiałabyś wpompować we mnie kilka takich butelek. - uśmiechnął się nieco filuternie wzruszając ramionami z udawaną obojętnością.
Minęło już kilka dobrych lat od kiedy ostatni raz doprowadził się do takiego stanu, by rzeczywiście wpłynął on na jego charakter w ten akurat sposób. Po ataku zapijał się przez długi czas do nieprzytomności i robił to dość szybko, więc nie uderzał nawet w punkt przejściowy, gdzie byłby narażony na coś więcej niż wzmożoną agresję. Od pewnego wypadku nie przekraczał też już pewnej magicznej granicy upojenia. Zazwyczaj sięgał po butelkę, kiedy miał problemy z zaśnięciem. Dzisiaj zdecydowanie będzie się z tym pilnować. Nie ufał sobie w jej obecności i bez alkoholu, a po nim potrafił być wystarczająco miły żeby kobiety zapomniały na jedną noc o jego reputacji.
- Mnie? Zupełnie nic. Przecież z grzeczności nawet nie patrzyłem. - tym razem i on zgrywał niewinnego w tej sytuacji mając nadzieję, że wygląda całkiem przekonująco.
To, co sobie wtedy myślał nigdy nie powinno zostać wypowiedziane na głos. W końcu w tamtym momencie był jeszcze jej trenerem i wszystkie figle, które płatała mu wyobraźnia były bardzo nieetyczne, a jak wszyscy wiedzą brał treningi oraz relację mentora bardzo poważnie. To oraz jego poprzednie, całkowicie poprawne zachowanie, powinno sprawić, że ujdzie mu to na sucho i nikt nigdy się o tym nie dowie.
- Oh... Więc tak się teraz bawicie. - pokiwał głową z pewnym zdumieniem - Pewnie jeszcze dobrze by było, żeby trochę się czymś ubrudził, żeby mógł ten fartuch ściągnąć? - zaśmiał się po czym uśmiechnął nieco zadziornie.
Gdzieś tam widział, że mogłoby to rzeczywiście działać na kobiety, ale on był na takie rzeczy chyba za stary i przede wszystkim zbyt arogancki. Gdyby miał zamiar sprawić jakiejś kobiecie taką niespodziankę pewnie wykorzystałby taką wyspę kuchenną, jak tutaj żeby pokazywać się tylko od pasa w górę by dopiero po kolejnym flircie i w odpowiednim momencie pokazać, że tak naprawdę od początku niczego na sobie nie miał. Był dumny ze swojego ciała, blizn może trochę mniej, ale nie miał zamiaru ich ukrywać. Po co w ogóle skrywać się za takim fartuchem? Zanotował jednak, że to najwyraźniej jedno z erotycznych marzeń córki Heliosa. Nigdy nie wiadomo, kiedy taka informacja może się przydać.
Całą sprawę z niefortunnym żartem udało mu się prędzej czy później przetrawić. Widział, że dziewczyna nie do końca mu w to wszystko uwierzyła, ale była to akurat prawda. Najwyraźniej alkohol wyciągnął z niego trochę tej głęboko skrywanej agresji, której nie miał okazji dać upustu na żadnej z misji, bo na nie nie chodził. Ta reakcja nie była potrzebna. Nie chciał jej przecież nastraszyć, w życiu nie zrobił by jej krzywdy, a już na pewno nie o coś tak błahego. Przyjdzie mu jeszcze za to przeprosić, ale na razie jego duma była silniejsza i nie potrafił przyznać się do tego, że przesadził. Te słowa zawsze cholernie trudno przechodziły mu przez gardło. Nigdy nikomu się nie tłumaczył. Może tylko raz Iris, a teraz przyjdzie mu zrobić to przed Jo. Może to też jakiś rytuał dla osób, które ukończyły jego treningi.
Balthazar nigdy by nie pomyślał, że przyjdzie mu tutaj usiąść na tarasie i zjeść całkiem romantyczną kolację z piękną dziewczyną. Używał tego miejsca żeby się zaszyć. Nie był to bynajmniej jego kierunek wakacyjny. Przyjeżdżał tutaj, kiedy życie w obozie stawało się nie do zniesienia, a on zaczynał wszędzie widzieć twarze swoich zmarłych studentów. Zapijał się tutaj do nieprzytomności, gdzie nikt nie zobaczyłby go w takim stanie, resetował się i wracał do Obozu. Nigdy tak naprawdę nie zwracał uwagi na walory estetyczne tego miejsca ani na te malownicze zachody słońca. Dzisiaj, teraz, mógł dopiero docenić jak potrafi być tutaj pięknie, tylko jego oczy wcale nie były skupione na krajobrazie, a na dziewczynie siedzącej po drugiej stronie stołu.
- Niech będą nasze. - uśmiechnął się ciepło delikatnie przytakując na jej poprawkę.
Zawsze uważał, że to, co zrobią jego studenci po ukończeniu jego szkolenia nie jest już jego historią. Zamykają ten rozdział i rozpoczynają kolejny, swojej własnej legendy. Jemu wystarczało, że wyszkolił już dwie niesamowite kobiety i będzie dumnie nosił ich imiona na swoich plecach. Pozostała mu tylko jeszcze jedna rzecz do zrobienia zanim kopnie w kalendarz i po tym weekendzie pewnie zacznie się do tego przygotowywać.
- Smacznego. - odpowiedział z uśmiechem samemu biorąc się za pałaszowanie kolacji - Dziękuję, ale to ty świetnie wypiekłaś rybę. Może oboje zaczniemy pracować w kuchni na koniec swojej kariery. - zaśmiał się cicho upijając łyk wina.
Kiedy zapadła chwila ciszy w której słychać było tylko sztućce uderzające o talerze, a żadne z nich nie podejmowało kolejnego tematu rozmów wiedział, że musi oczyścić atmosferę, jeśli mają mieć naprawdę przyjemny weekend. Kiedy skończył swoją porcję napełnił ponownie ich kieliszki, a z racji, że zrobiło się już ciemno machnięciem dłoni skierował małe wyładowanie elektryczne, które uderzyło we włącznik światła zapalając małe lampiony zawieszone wokół belek pergoli pod którą siedzieli. Wziął swój kieliszek i oparł się wygodniej na krześle głośno wzdychając.
- Jo... Ja... - spojrzał na nią, ale nie był w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego, więc jego wzrok spoczął na jego lampce wina - Ech... Nie jestem w tym dobry. Ja pierdolę... - przekleństwo tylko mruknął pod nosem po czym opróżnił swoje szkło i odstawił z głośnym puknięciem na stół - Przepraszam za wcześniej. - dopiero teraz spojrzał jej w oczy właściwie wyrzucając to z siebie - Nie powinienem był tak zareagować, przesadziłem i przepraszam. - przytaknął energicznie, głośno wypuścił powietrze, bo było to dla niego cholernie trudne, a na koniec pokręcił jeszcze głową z kwaśnym uśmiechem - Nie cierpię tego robić.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 16:47

Gdy ostatnim razem przyszedł jej na ratunek, tak naprawdę nawet na to nie czekała. Była w trakcie katowania samej siebie, więc nie oczekiwała, że ktokolwiek przyjdzie ją od tego odwieść. Balthazar miał więc bardzo dobre wyczucie czasu i tak, skoro przyszedł do niej tamtego wieczoru i pomógł jej stanąć na nogach. Jakiekolwiek by to okoliczności były, nigdy nie wymagałaby od nikogo, że się zjawi na jej zawołanie. Wiedziała, że to po prostu niemożliwe, a jeśli wpadnie w jakieś tarapaty, prawdopodobnie nie będzie nawet czekać na ratunek, tylko będzie walczyć o swoje lub pogodzi się ze swym losem.
- Kilka butelek?- powtórzyła po nim z lekkim niedowierzaniem. O ile rzadko wątpiła w możliwości Balthazara, tak tym razem uznała, że najzwyczajniej je przeceniał. Nie była jednak aż tak odważna, by powiedzieć to na głos.
- Taa, z grzeczności.- zwątpiła, jednocześnie rozbawiona jego zgrywaniem niewiniątka.- Nie wiedziałam, że taki nieśmiały jesteś.- stwierdziła i uśmiechnęła się zadziornie. Ani przez sekundę ich znajomości nie wątpiła, że Balthazar ma powodzenie wśród kobiet. Wystarczy na niego spojrzeć. I nie chodziło tylko o jego boską facjatę lub dobrze zbudowane ciało. On miał w sobie to coś. To coś, czego żadna kobieta nie potrafi nazwać ani opisać, ale to widzi i czuje. Poza tym, miał jeszcze nieźle gadane i zdawał się doskonale wiedzieć co mówić, by być branym pod uwagę. Prócz tego miał naprawdę wiele do zaoferowania, o czym Joanne miała okazję nieraz się przekonać. Nawet teraz, spędzając weekend w tym domku nad jeziorem.
- Podoba mi się twój tok myślenia.- roześmiała się, powstrzymując tym samym swoją galopującą wyobraźnię.
Gdy się na nią rozzłościł, nie była zaniepokojona tym, że może jej coś zrobić, tylko samym faktem, że wytrąciła go z równowagi. Gniew nie zawsze prowadził do rękoczynów, a nawet jeśli takowe się zdarzały w przypadku Balthazara, była pewna, że w tak błahych kwestiach do tego jednak nie dochodzi. Tu znowu w grę wchodziło zaufanie, którym go darzyła. Tak czy siak, nie drążyła już tego tematu pozwalając im obojgu się uspokoić. Dobrze, że jego reakcja nie zdążyła Jo wyprowadzić z równowagi, bo z innym wypadku zgotowałaby im się tu kłótnia. Na szczęście tego wieczoru nie była nastawiona na żadne spory i nie ciągnęło jej do tego, by bronić teraz swojej strony albo kwestionować cokolwiek na głos. Zdecydowała pozwolić, by czas załagodził ich nerwy, wierząc, że zaraz zapomną o tym chwilowym zgrzycie. Szło im całkiem nieźle wracanie do milszej atmosfery, choć wciąż nie było tak dobrze jak zazwyczaj. Udało im się wznieść wspólny toast i uśmiechnąć się do siebie, więc naprawdę byli na dobrej drodze. Miła i dość romantyczna otoczka była bardzo pomocna, ponieważ dzięki niej Joanne nie chciało się myśleć o żadnych nieprzyjemnych rzeczach.
- Albo otworzymy od razu restaurację.- zasugerowała, choć w dużej mierze żartowała. Nigdy w życiu nie myślała o tym, by choćby pracować w gastronomii, a co dopiero własny lokal prowadzić. Nie miała żadnej awersji do tej branży, ale najzwyczajniej wydawało jej się, że to do niej nie pasuje. Jako nastolatka była pewna, że będzie pracować ze zwierzętami. Pisane jej jednak było życie w tym obozie, na co nie narzekała.
Podczas posiłku panowała między nimi cisza i choć chwilami była odrobinę niezręczna, Jo nie zamierzała jej przerywać. Ten jeden raz zabrakło jej języka w gębie i nie miała nawet pomysłu na to jak zagaić rozmowę. To oznaczało, że wciąż nie powrócili do poprzednich nastrojów, ale nie narzekała, bo i tak oboje ochłonęli. Joanne kończyła powoli swoją porcję, kiedy Balthazar postanowił zabrać głos. Uniosła swoje zainteresowane spojrzenie znad talerza i pozwoliła mu zebrać odpowiednie słowa. Uniosła jedną brew odrobinę zaniepokojona tym, że Balthazar nawet na nią nie patrzył. Wydawał się spięty, dlatego go nie ponaglała.
- Nie musisz przepraszać, naprawdę.- zapewniła go, sięgając w międzyczasie po swoją lampkę, która na nowo została napełniona winem.- Na zbyt wiele sobie pozwoliłam, miałeś prawo się zdenerwować.- powiedziała, bardzo pokornie, zwłaszcza jak na nią. Wolała znaleźć jakiś złoty środek dla tamtej sytuacji. Wiedziała, że potrafi komuś nieźle zajść za skórę, ale była zbyt pewna siebie, kiedy wydawało jej się, że w przypadku Balthazara to niemożliwe. Jego reakcja była dość impulsywna i to chyba ją właśnie zgasiło. Poza tym, nie była zwolenniczką przeprosin. Nigdy nie umiała się do nich prawidłowo odnieść i uważała, że to czyny lub też zmiana postawy świadczyła o tym, że ktoś rzeczywiście czegoś żałował, a nie wypowiedzenie tego jednego zaklęcia. Nie trzymała w sobie żadnej urazy względem tamtej sytuacji, więc pozwoliła, by mogli sobie jeszcze chwilową nerwówkę jakoś wynagrodzić.
Pierwszy raz widziała Balthazara tak spiętego i sama nie wiedziała co najbardziej na to wpłynęło. Dlatego zamiast pogrążać u niego ten stan, postanowiła udawać, że tamto się nie zdarzyło i również jakoś poprawić atmosferę.
- Pójdę pozmywać, a ty może zorganizujesz nam jakąś muzykę?- uśmiechnęła się ciepło i spojrzała mu w oczy, analizując jego wyraz twarzy, by móc stwierdzić, czy jest już okey. Łudziła się, że jeśli dobrowolnie odda mu dowodzenie nad wieczornym repertuarem, załagodzi tym jego nerwy. Podniosła się z krzesła, zabierając od razu swój talerz, który był już pusty. Obeszła stolik, by zabrać także Balthazara, ale nim to zrobiła, poczochrała lekko jego włosy w dość pieszczotliwym geście. Zabrała w końcu jego talerz i poszła do kuchni, żeby szybko pozmywać naczynia, z których raczej nie będą teraz korzystać.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 19:35

- Mhm, tak od dwóch w górę zaczynam się już wyraźnie zmieniać. - odpowiedział całkiem luźno nie widząc sensu w ukrywaniu tego ile mu trzeba żeby zniżyć się do poziomu przeciętnego herosa. Bogowie wiedzą, że nie raz się już stoczył, a w większości okazji tutaj odkąd powrócił do obozu.
- Nieśmiały? - prychnął rozbawiony - W żadnym wypadku, ale trenerowi nie wypada gapić się na krągły tyłeczek jego studentki. To nie etyczne, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jestem od ciebie o dekadę starszy. - rozłożył dłonie jakby nie dało się walczyć z jego logiką.
Oczywiście bywały w obozie o wiele dziwniejsze związki, ale akurat nie o różnicę wieku tutaj chodziło, a o ich relację. Balthazar nie był do końca ślepy na urok swojej byłej podopiecznej, zwłaszcza w ostatnich tygodniach, lecz do tego pory potrafił bardzo skutecznie wyłączyć u siebie filter pożądania skupiając się na zadaniu, jakie sobie z nią postawił. To z resztą nie było trudne, bo miała faceta, a on mimo wszystko nigdy nie wtryniał się w czyjeś związki. Nic nawet nie napomknął Iris o Aronie, chociaż dla niego nikt nigdy nie będzie jej wart, jak na dobrego starszego brata przystało.
Syn Thora cały czas miał jednego asa w rękawie, który na pewno był w stanie załagodzić tę atmosferę. Jeśli tylko zdecyduje się ją zabrać na latarnię morską, wszystkie krzywdy zostaną magicznie odjęte, ponieważ widok stamtąd jest przepiękny. Ciężko było jednak o tym myśleć, kiedy wspomagana alkoholem gwałtowność jeszcze przez jakiś czas buzowała w jego żyłach. Sam nie był do końca pewien, dlaczego zareagował tak agresywnie. Mógł to rozwiązać na tysiąc innych sposobów, ale akurat ta część jego charakteru odziedziczona po jego ojcu musiała wziąć górę. Jeszcze jeden powód by mu podziękować jeśli kiedyś dane będzie mu go spotkać.
- Restauracja nie miała by raczej w obozie prawa bytu, skoro mamy kantynę. Większość herosów to prostaki, szkoda naszego wysiłku. - roześmiał się wesoło, bo kto nie lubił sobie pożartować z reszty obozowiczów.
Czasami zabawnie było snuć plany o tym, co kiedyś mogło być, a nigdy się nie stanie. Pozostanie w obozie nie jest tyle przywilejem, co przymusem. Balthazar zdążył się już przekonać jak niebezpiecznie jest poza jego granicami. Nawet tak dobrze wyszkolony i pewny siebie wojownik kilka razy prawie zginął, a nie było go raptem pięć lat. Jak tutaj myśleć o czymś bardziej permanentnym? Bestie zawsze będą polować, a oni są zamknięci w tym chorym kole walki o przetrwanie poza obozem albo na misjach.
- Nie Jo... - pokręcił głową unosząc dłoń do góry żeby nie weszła mu w słowo - To było całkiem w twoim stylu i nie było w tym nic złego. To... - zawahał się na chwilę, a raczej ciężko przychodziły mu następne słowa - Moja wina. - westchnął spuszczając z siebie trochę pary - Może alkohol działa na mnie gorzej niż myślałem. W każdym razie nie zrobiłaś nic złego. - spojrzał na nią by wzmocnić swój przekaz jednocześnie sięgając po lampkę, która okazała się już być pusta.
Balthazar nie potrafił przepraszać, albo przyznać się do błędu. Duma mu na to nie pozwalała, więc za każdym razem jak przyszło mu wypowiedzieć te słowa zabierał się do tego jak pies do jeża i kosztowało go to jeszcze dużo walki z samym sobą. Był natomiast na tyle stary żeby wiedzieć, kiedy nadszedł ten moment. I tak jak zrobił to w przypadku Iris, tak również w przypadku Jo i to jedyne osoby, które kiedykolwiek przeprosił.
- Jesteś pewna? Pop to nie moja bajka. - spojrzał jej w oczy uśmiechając się w ten swój charakterystyczny, zadziorny sposób chcąc pozostawić już za sobą te cholerne przeprosiny i wreszcie wrócić do tego wieczoru.
Zdziwił się, kiedy tak po prostu poczochrała jego włosy. To było coś, czego nie zrobił nikt odkąd... Znalazł się w obozie. To zawsze on to robił innym, ale nikt nie odważyłby się na taki gest w jego stronę, jednak ona zrobiła to całkowicie beztrosko. Był tym na tyle zszokowany, że nawet nie wykręcił jej żadnego numeru, kiedy odchodziła żeby pozmywać, ponieważ nadal procesował to, co się przed chwilą wydarzyło. Zbiła go właśnie z tropu bardziej niż ostatnie pięć lat potyczek. W końcu jednak otrząsnął się z tego letargu, przeczesał włosy poprawiając trochę swoją fryzurę i zabrał się za ścieżkę dźwiękową. Na szczęście ich prawdziwy gospodarz był starą duszą, podobnie jak syn Thora. Dlatego nie zabrakło tutaj gramofonu oraz kolekcji płyt winylowych, bo chyba nie było nic lepszego niż puszczenie sobie muzyki na świeżym powietrzu i delektowanie się drinkiem wieczorową porą. Pozwolił by na tarasie rozległy się pierwsze nuty Love Bug Blues Charlesa Bradleya. W między czasie nalał sobie resztę wina do lampki kończą tę butelkę i opierając się o stolik spoglądał na sylwetkę dziewczyny w kuchni czekając na jej powrót.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 21:00

- Więc raczej z powinności, a nie grzeczności.- złapała go za słówko i oparła ręce o swoje biodra. Okazje do wychwycenia jakiejś nieścisłości w jego słowach nie zdarzały się zbyt często, dlatego bezlitośnie i natychmiastowo postanowiła wykorzystać tą, która się przed nią pojawiła. Prawdę mówiąc i tak nie miało to większego znaczenia dla ich rozmowy, ale Jo nie mogła tego sobie odpuścić.
W trakcie kolacji udało im się choć na chwilę wejść w jakiś niezobowiązujący temat, który mógł pomóc załagodzić atmosferę, którą się otoczyli. Wciąż można było odczuć ten mały ciężar po małym zgrzycie, do którego pomiędzy nimi doszło, ale jak widać oboje starali się go wyzbyć, a to już coś.
- Myślałam o restauracji poza obozem.- uściśliła swoją wizję. Raczej niespieszno jej było, by świadczyć jakiekolwiek usługi innym herosom, które przekraczałyby jej obowiązki.- Ale zapomniałam o twoich minionkach.- dodała, mając oczywiście na myśli grupę młodszych podopiecznych Balthazara. Joanne bywała niekiedy samolubna, co jedynie potwierdziła swoim luźnym, niezobowiązującym pomysłem. Tym razem jednak przypomniała sobie o istnieniu innych półbogów, którzy potrzebują swojego trenera.
Nawet jeśli niełatwo było sobie zasłużyć na przeprosiny Balthazara, nawet skłaniając się do ich złożenia potrafił pozostać upartym. Jo łudziła się, że biorąc na siebie część odpowiedzialności przyspieszy proces łagodzenia napięcia pomiędzy nimi, a zamiast tego, nakłoniła blondyna do dalszych tłumaczeń. Widziała ile go to kosztuje, a małe zmartwienie na jej twarzy jedynie tego dowodziło.
- Twoja wina, czy moja..- westchnęła spokojnie i uśmiechnęła się łagodnie.- To już nie istotne.- puściła mu oczko. Miała nadzieję, że w ten sposób chociaż trochę poprawi nastrój swojego eks trenera, bo nie mogła dłużej patrzeć jak się męczył przez zwykłą chwilę słabości. Tamta sytuacja dawała jej trochę do myślenia, bo zaczęło ją zastanawiać co tak naprawdę było paliwem dla jego impulsów. Nie wierzyła, że strata podopiecznych stanowiła jego sedno. Mogła być jedynie elementem, jako wspomnienie, które nie potrafi uwolnić go od towarzyszącego mu niekiedy zawodu lub frustracji. Możliwe, że to przez to usilne dążenie do perfekcji, ale nie mogła być tego pewna. Teraz nie chciała się zagłębiać w psychologię Balthazara, bo uznała, że może być na to za wcześnie. Tego dnia uzewnętrzniał się przed nią jak nigdy i nie chciała nadużywać jego szczerości i swego rodzaju zaufania. Uważała, że coś musiało w nim siedzieć, bo alkohol nie był wystarczającym usprawiedliwieniem. Mógł być jedynie wspomagaczem do uwalniania tych rzeczy, które wszyscy w sobie tłamsili. Gdyby ktoś był wolny od niektórych ciężarów, alkohol nie stanowiłby już takiego zagrożenia.
- Spytaj jeszcze raz, a zmienię zdanie.- ostrzegła go i zmrużyła lekko oczy, próbując posłać mu ostrzegawcze spojrzenie. Było jednak gołym okiem widać, że robiła to na żarty. Czego dowodem były też jej kolejny gesty, jak poczochranie Balthazara po głowie. Przyszło jej to bardzo naturalnie i nie planowała tego, kiedy wstawała z krzesła. Jej samej wydawało się, że było w tym geście coś czułego, pomimo tego, że zniszczyła mu odrobinę fryzurę. Na to akurat pozwoliła sobie, bo uważała Balthazara za bliską jej osobę, a nie robiła takich rzeczy innym herosom. Zwłaszcza, że było to coś, czego prędzej można było się spodziewać w odwrotnym wydaniu, gdzie to jej fryzura uległaby małemu zniszczeniu.
Jo zmywała talerze i odkładała je na suszarkę, by woda z nich spłynęła. Po chwili do jej uszu dobiegła melodia, która pochodziła z gramofonu. Spojrzała w kierunku tarasu, wychwytując tą małą różnicę w dźwięku między starym winylem, a muzyką puszczaną z głośników samochodu. Przemyła szybko dłonie, wytarła je w ręcznik i wróciła na taras.
- Co prawda nie jest to Britney Spears, ale może być.- zażartowała, gdy wychodziła z powrotem na taras. Podeszła do stolika, ale tylko po to, żeby zabrać z niego lampkę wina. Potem go ominęła i oparła się bokiem o słup pergoli, który znajdował się na dobrą sprawę tuż obok. Spoglądała w kierunku jeziora, na którym odbijało się ciemne już niebo i blask księżyca, który rysował delikatne szmery na tafli wody.
- Wyobrażałeś sobie kiedykolwiek, żeby w twoim życiu mogło być zawsze tak spokojnie?- odwróciła się lekko, by móc spojrzeć z powrotem na Balthazara. Upiła trochę wina i zakołysała lampką tak, że trunek zawirował w niej i uderzał o jej brzegi.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 21:51

- To tylko nieetyczne, a nie zakazane. - puścił jej oczko z zadziornym uśmieszkiem, bo jeśli ona chciała się łapać go za słówka, on potrafił zrewanżować się meandrami prawnymi.
- Żeby tylko chodziło o moich młodzików. - uśmiechnął się półgębkiem na wspomnienie tych małych gnojków.
Nie miał ich teraz za dużo. Raptem garstkę ponieważ nie potrafił przekonać sam siebie, że podobny atak nie nastąpi ponownie. Jeśli znów straciłby bandę nastolatków na pewno by się z tego nie podniósł. Kiedyś były to właściwie jego oczka w głowie, teraz podchodził do nich z dużym dystansem, starał się nie przywiązywać. Podobnie z resztą robił z innymi herosami, którzy mają już trochę doświadczenia bojowego i mogli nie wrócić z każdego przydziału. Z resztą wiedział już, że na pewno nie weźmie nikogo więcej. Wystarczą mu te dwie dziewuchy, które ukończyły jego treningi. Teraz bardziej na poważnie zajmie się ostatnią rzeczą, której musi dokonać w życiu by zadośćuczynić za swoją nieobecność. Pora wrócić na pole walki.
- Niestety nie byłoby to takie proste, chyba, że jeździlibyśmy foodtruckiem... W sumie... To nawet nie głupi pomysł. Bylibyśmy cały czas w drodze, a kto mógłby nam się oprzeć wyglądającym z okienka? - poruszył wymownie brwiami z całkiem wesołym uśmiechem.
Wizja życia w trasie żyjąc z jego przepisów była całkiem zabawna. Pewnie nauczyliby się współpracować w ciasnej przestrzeni, chociaż na początku pewnie by się pozabijali, a ich cięte riposty robiłyby za niezłe przedstawienie dla potencjalnych klientów. W końcu pewnie podzieliliby się robotą, jedno robi jedzenie, drugie drinki, a na koniec dnia mogliby po prostu zaparkować gdzieś nad wodą, a on by sobie pooglądał jak jego przyjaciółka cała ukontentowana pływa do zachodu słońca. Nie byłoby to najgorsze życie. Na pewno przebijało to, co przeżył poza granicami obozu do tej pory.
Nie zamierzał się kłócić o to, czyja to była wina, więc po prostu przytaknął na jej stwierdzenie. Wystarczająco dużo kosztowało go przyznanie się do błędu żeby jeszcze usilnie jej to udowadniać. Skoro mu wybaczyła uznawał temat za zamknięty. Miał tylko zamiar bardziej się pilnować by taka głupota nie zdarzyła mu się ponownie. Szkoda byłoby tak przyjemnego wieczoru na bezsensowne kłótnie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz po prostu usiadł i odpoczął. Tym bardziej z kimś. Zdarzało mu się teraz coraz częściej spędzać czas z Iris, ale z tyłu głowy zawsze miał obecność Arona w jej życiu, więc nie mógł tego czasu nazwać do końca beztroskim. Z Jo natomiast chociaż przez chwilę nie myślał o tym, co było, nie żałował, nie obwiniał się. Był po prostu w gruncie rzeczy sobą i to było trochę dziwne. Dawno nie był po prostu Balthazarem, ani trenerem, mechanikiem, mentorem, starszym bratem. To zabawne, jak szybko sobie na to pozwolił po zakończeniu jej treningu.
- Może i tak zmienisz, jak usłyszysz mój wybór. - zaśmiał się rubasznie kiedy jeszcze zmierzwiła mu włosy.
Blondyn nie był przyzwyczajony do tego by ktoś robił rzeczy za niego. Dlatego aż dziwnie mu się patrzyło kiedy dziewczyna zmywała naczynia, a on mógł po prostu czekać. Wykańczając swoją lampkę wina tylko uśmiechnął się do niej przelotnie, kiedy obejrzała się za siebie. Pomyślał w tym momencie jakby to było mieć kiedyś do kogo wracać, czy to po treningu, czy po misji. Po prostu mieć świadomość, że ktoś może na ciebie czekać. To musiało być przyjemne.
- Britney możemy puścić dopiero po północy, wtedy będę wystarczająco znieczulony dla jej największych hitów. - uśmiechnął się do niej kiedy zabierała swoją lampkę i za chwilę mijała.
Odstawił swoje szkło i postanowił do niej dołączyć samemu opierając się o drugi słup. Użył trochę swojej mocy by wprawić gałęzie drzew w delikatny ruch wywołujący ten charakterystyczny szmer liści. Przyglądał się przez chwilę temu obrazkowi zanim w końcu jej odpowiedział.
- Nie, takie życie nie było mi pisane. - pokręcił głową - Ale mam nadzieję, że uda mi się stworzyć taką szansę dla Ciebie oraz Iris. - uśmiechnął się do niej ciepło patrząc na nią swoimi stalowymi tęczówkami świadczącymi o tym, że używa swoich darów.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Pon 30 Sie 2021, 22:37

Joanne już powstrzymała się od dorzucenia swojej namiastki w ich wymianie słówek. Mogliby się tak licytować w nieskończoność, podając sobie nowe określenia dla tego czegoś co kierowało Balthazarem, gdy grzecznie odwracał wzrok, by nie patrzeć na jej niemal nagą sylwetkę. Nie zamierzała dywagować o tym czym różni się powinność od przymusu, ale byłoby to bliskie temu co właśnie stwierdził syn Thora.
- No nie wiem. Nie opędzilibyśmy się od smrodu oleju i pieczonego mięsa.- zakwestionowała jego wizję, choć sama perspektywa podróżowania z nim takim foodtrackiem wydawała jej się świetna. Prowadząc mobilną kuchnię zarabialiby na swoje wycieczki i sami decydowaliby gdzie chcą podawać jedzenie i co w międzyczasie zwiedzić. Prawdopodobnie albo zbliżyliby się do siebie jeszcze bardziej, albo pozabijali w tej małej przestrzeni. Niestety, myśl o ciągle śmierdzących obraniach i włosach przez przebywanie w tej dziupli z ciepłym żarełkiem przezwyciężała jej zapał.
Balthazarowi również należała się chwila odpoczynku. Coś tak prostego jak umycie po nich talerzy nie traktowała nawet jako powinności. Po prostu chciała pozwolić mu jeszcze chwilę posiedzieć, bo jak dotąd on zdołał zrobić tego dnia dla niej więcej niż ona dla niego.
- Jeszcze docenisz jej potencjał i innych scenicznych diw.- uśmiechnęła się szeroko. Nie wierzyła w to, że Balthazar nigdy nie słuchał popowych przebojów. Obstawiała, że był taki czas w jego życiu, gdy podążał za panującą modą. Poza tym, nawet taka Britney najwięcej swoich hitów wydała ponad dekadę temu.
Joanne czuła, że alkohol stopniowo rozluźnia jej ciało. Może nie czuła się pijana, ale pewne skutki już dawały się subtelnie we znaki. Sama nie szczyciła się taką wytrzymałością jak Balthazar, ale przyzwyczaiła się już do tego, że niekiedy upojenie dopadało ją znacznie szybciej niż jej towarzyszy do picia. I tak nie było z nią tragedii, wydawało jej się, że jak na dziewczynę jej pokroju, miała dobrą kondycję, choć ze swoją przyjaciółką Blake nie mogła się równać. Tęskniła za ich wspólnymi popijawkami i pogaduchami od serca.
- Zrobiłeś już wszystko co do ciebie należało. Nie musisz się bać wypuścić nas z gniazda.- uśmiechnęła się półgębkiem. Zauważyła, że koniec jego mentorstwa nie oznaczał, że Balthazar zostawi je bez jego nadzoru. Było to bardzo miłe uczucie, że ktoś nad nią czuwał. Jego zaangażowanie na chwilę obecną wydawało jej się całkiem urocze, ale nie chciała by poświęcał wszystko, by móc im nieustannie dogadzać.- No i nie jesteś taki stary, żeby samemu nie mieć tej szansy.- stwierdziła i obróciła się przodem do Balthazara. Zamiast bokiem, opierała się teraz plecami o słup i mogła bez problemów spoglądać na swojego towarzysza tego weekendowego wypadu. Zauważyła zmianę w jego tęczówkach i dopiero teraz zaczęła podejrzewać go o ten przyjemny dla ucha szum liści. Żadnych innych efektów podobnych do jego mocy nie zauważyła.
- W każdym razie, ja nieraz próbowałam sobie wyobrazić takie życie.. i wiesz co? Chyba bym się zanudziła.- zaśmiała się. Dopiła swoje wino do końca i wychyliła się lekko w bok, żeby bez ruszania się z miejsca odstawić szkło na stolik.- Gdyby tak mogło być zawsze, takie chwile jak ta nie byłyby już takie wyjątkowe.- stwierdziła, gdy z powrotem się wyprostowała. Naprawdę widziała sens w tym co mówiła. Nawet jeśli ktoś powoływał się na bezpieczeństwo i brak tylu ran, które każde z nich kiedykolwiek miało na swoim ciele i tak by jej nie przekonał. Życie herosa za bardzo weszło jej w krew, by z niego zrezygnować.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 00:18

- Przecież nie kazałbym Ci spać w tej kuchni. Wynajmowalibyśmy sobie pokoje gdzie nam się tylko spodoba. - uśmiechnął się trochę rozbawiony, że ze wszystkiego najbardziej obawiała się zapachu, którym mogłaby przesiąknąć - Zawsze możesz też przyciągać klientów na zewnątrz, kiedy twój ex trener tyra w kuchni. - roześmiał się widząc już po błysku w jej oku, że nie był to jego najgorszy pomysł.
Może nie znali się od zawsze, ale Balthazar zdążył już zauważyć, że Jo lubi zwracać na siebie uwagę. Może nawet nie tyle zwracać uwagę, co po prostu lubi czuć na sobie czyjeś ciekawskie, a czasami łapczywe spojrzenie. Pewnie nie miałaby nic przeciwko żeby paradować w jakiejś ładnej sukience obracając za sobą wszystkie męskie głowy, a tymczasem on zajmowałby się oczarowaniem ich partnerek z okienka. Biznes plan był idealny. Nie było innej możliwości jak tylko zbicie fortuny i podróżowanie po świecie do końca swoich dni. Miło było czasami pomarzyć o takich alternatywach. Gdyby tylko ich życie było tak proste.
- Nigdy nie mówiłem, że jej nie doceniam. Mówię tylko, że muszę się jeszcze trochę znieczulić zanim będę w stanie wyciągnąć tak wysokie nuty oraz ogarnąć choreografię. - uśmiechnął się do niej wymownie i wcale nie mogła mieć teraz pewności, czy tylko żartuje, czy rzeczywiście zna wszystkie jej największe przeboje i potrafi się do nich gibać, kiedy alkohol odetnie wszystkie hamulce.
W jego przypadku dawne problemy z alkoholem dawały o sobie znać. Organizm pragnął więcej, ale butelka była w kuchni. Na szczęście przez lata nauczył się już opierać tym niezdrowym pokusom. Z resztą nie chciał zniszczyć atmosfery, którą teraz mieli. Zdąży się jeszcze trochę mocniej znieczulić.
- Nie o to chodzi. - pokręcił głową z lekko rozbawionym uśmiechem - Już was obie wypuściłem z gniazda. Od teraz piszecie własne historie z moim gościnnym udziałem, jeśli tego zechcecie. Służę radą i pomocą, ale to tyle. Jesteście dorosłe i będziecie podejmować własne decyzje, to czy się z nimi zgodzę nie będzie waszym problemem. Od teraz jestem tylko biernym obserwatorem i nie mogę się doczekać, co mi jeszcze pokażecie. - uśmiechnął się do niej czule, jak członek rodziny, który z dumą wyprawia kogoś na studia.
Jako trener mógł być bardzo inwazyjny jeśli chodzi o styl życia swojej podopiecznej. Natomiast kiedy komuś już udało się zakończyć u niego nauki, był tym bardzo w porządku rodzicem, który zawsze wspierał swoje pociechy i tylko czasami wyraził swoją opinię. Trzymał się po prostu gdzieś na uboczu, gdyby go kiedyś potrzebowały, ale nie ingerował w żaden sposób w ich życie.
- Jestem jednym z najstarszych herosów Jo. - uśmiechnął się obracając w jej stronę również opierając się plecami o drewniany filar - Na tyle stary by wiedzieć, gdzie prowadzi moja ścieżka i jak się kończy. - wzruszył ramionami spoglądając z ukontentowanym uśmiechem na taflę jeziora, był całkowicie pogodzony z tym, jak to wszystko się skończy.
- Teraz ci się tak wydaje słońce. Bardzo możliwe, że za dziesięć lat spojrzysz na to zupełnie inaczej. Ja przeżyłem już więcej niż chciałem. W obozie, poza obozem... Walka o przetrwanie potrafi się znudzić. - zaśmiał się cicho słysząc ze swoich ust takie słowa - Z wiekiem zmieniają się priorytety. - powrócił do niej wzrokiem z pewną nostalgią - Kiedy byłem na Islandii spotkałem rodziców Iris. Nie zostałem u nich na noc, nawet nie przyznałem się do tego kim jestem. Widziałem za to, jak wieczorową porą siadają razem na werandzie i trzymają się za ręce przy kubku herbaty. Tylko tyle i aż tyle. Wydaje mi się, że każda chwila potrafi być wyjątkowa, jeśli dzielisz ją z odpowiednią osobą. - uśmiechnął się do niej ciepło po dziś dzień mając przed oczami to wspomnienie tak wyraźnie, jakby to było wczoraj.
- Ale, co ja tam wiem. Nigdy nie miałem kogoś takiego, matka mnie porzuciła, a mój ojciec najlepiej wyrażał uczucia pasem. - wzruszył ramionami mówiąc to całkowicie naturalnie, bo taką historię miała więcej niż połowa obozu.
Odepchnął się od swojej belki postępując od razu kilka kroków w stronę Jo i wyciągając do niej dłoń.
- Wyglądasz tak ładnie, że szkoda byłoby nie poprosić cię do tańca, a, że nikogo innego nie ma w pobliżu... - rozejrzał się po okolicy - Wypadło na mnie. - uśmiechnął się szeroko.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 15:52

Balthazar postawił Jo przed kolejną pokusą, która nakłaniała ją do zaaprobowania jego pomysłu. Spanie po różnych ciekawych hotelach nie zmieniałoby jednak tego, że większość czasu spędzaliby i tak w tym ociekającym resztkami po jedzeniu foodtracku. Możliwe, że czasem przyzwyczaiłaby się do tego zapachu, ale bała się pomyśleć jak czuliby się w jej obecności inni ludzie, czujący odór oleju po frytkach.
- I to jest rola, w której spełniłabym się najlepiej.- zgodziła się z nim entuzjastycznie, wyobrażając sobie jak z beretem na głowie biega po promenadzie i zaprasza ludzi do foodtrucka, w którym akurat tego dnia podają francuskie potrawy. Z niewiadomych przyczyn wyobrażała sobie ich mobilną knajpkę jako taką, która oferuje potrawy pochodzący z różnych zakątków świata.
- Aha, teraz rozumiem. Nie mogę się doczekać, aż będę mogła zobaczyć jak tancujesz i śpiewasz "oops i did it again.."- wyśpiewała, imitując samymi rękami jakieś ruchy taneczne, które prawdopodobnie nawet nie przypominały tego co taka Britney prezentowała w swoim teledysku.- Brakuje nam tylko czerwonego kombinezonu.- dodała i roześmiała się wesoło. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jej wyobraźnia zabrnęła na tyle daleko, że przed jej oczami pojawiła się wizja tańczącego Balthazara w obcisłym czerwonym lateksie.
- Cóż, drzwi do mojej historii stoją zatem dla ciebie otworem. Możesz w niej gościć, kiedy tylko zechcesz.- oznajmiła jedynie z uśmiechem. Nie zamierzała rezygnować z jego obecności w swoim życiu. Gdy stwierdził, że jego lekcje dobiegły końca, bała się, że to ich od siebie trochę odsunie. Dlatego cieszyła się z każdego zapewnienia, że tak się nie stanie.
To co mówił później, wydawało jej się trochę smutne. Sam Balthazar brzmiał wtedy dziwnie beztrosko, dlatego nie zamierzała kwestionować jego słów. Może był starszy od niej, ale Joanne i tak miała przeczucie, że jej nawet dalsza przyszłość także będzie usiana różnymi niebezpieczeństwami. Po powrocie z Tartaru czuła się na to gotowa. Coś jej podpowiadało, że prędzej zginie na polu walki, niż umrze jako staruszka, siedząc na werandzie.
- Nie jestem na tyle naiwna, by sądzić, że kiedykolwiek dożyję takiej starości. Nie wspominając już nawet o życiu z jedną osobą przez tak długi czas, a co dopiero zakładać rodzinę.- zareagowała dość smutno ja jego nostalgiczny wywód. Uśmiechnęła się delikatnie, jakby chciała go właśnie przepraszać za swój chwilowy sceptycyzm. Takie podejście do takiej sprawy nie wzięło się jednak znikąd. Doskonale pamiętała swoją rozmowę z Samuelem, którą odbyli na weselu Elisy i Giotto, gdzie on kwestionował wiarę w coś takiego jak małżeństwo wśród herosów. Próbowała wtedy go przekonać do nieco jaśniejszej strony, gdy obserwowali parę młodą, żywiącą ogromną nadzieję na wspólną starość. Po stracie Samuela przekonała się jak silny jest zawód po utracie ukochanego i tymczasowo nie była wstanie posilić się na choćby minimum tej słodkiej naiwności, którą kierują się ci wszyscy, oferujący sobie miłość do końca życia. Taka miłość mogła istnieć, ale nie wiadomo jak długo. Trudno jest się przygotować na jej kres.
- Mnie najwidoczniej matka lała za mało. Chciałabym wiedzieć choć połowę tego co ty.- zażartowała, próbując kolejny raz rozładować nieco atmosferę. Nie była ona tak kiepska jak tuż przed kolacją, ale stała się niezwykle melancholijna i nostalgiczna. Jo nie była pewna, czy powinna wpadać w taki nastrój, bo jego granica zacierała się ze smutnymi wspomnieniami.
Balthazar musiał idealnie wyczuć moment, gdy postanowił oderwać się od słupa, o który się opierał. Joanne spojrzała na jego dłoń i choć domyślała się o co może chodzić, miała nieco zagubioną minę. Wypowiedziany przez niego komplement natychmiast rozjaśnił uśmiech na jej ustach, co dowodziło tego z jaką łatwością na nowo ją oczarował.
- Zapowiada się na to, że zaprosiłam cię na najlepszą randkę na świecie.- zażartowała, ale nawet się nie zaśmiała, tylko posłała mu bardzo wymowne spojrzenie. Podała mu swoją dłoń i podeszła bliżej. Drugą rękę ułożyła na jego ramieniu, a swój podbródek uniosła lekko tak, by móc widzieć metalicznie błękitne tęczówki Balthazara.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 16:59

- Lepiej wychodzi mi Toxic. - uśmiechnął się do niej zadziornie puszczając jej oczko - Ale raczej przyjdzie ci jeszcze na to poczekać. Rzadko doprowadzam się do takiego stanu. - zaśmiał się cicho wspominając te dzikie imprezy dekady temu, w których brał udział i robił właśnie tego typu głupoty z innymi herosami, chociaż częściej heroskami - to były naprawdę beztroskie lata - Niestety słońce, jedyny, w który bym się wcisnął to ten supermena. - odpowiedział z wymownym uśmieszkiem wiedząc, że właśnie teraz będzie sobie to wyobrażać.
- Nie omieszkam w takim razie zrobić w twojej historii jakiegoś cameo od czasu do czasu. Old Man Balthazar i takie tam. - uśmiechnął się wesoło nie mając zamiaru pozostawiać żadnych ze swoich byłych studentek samych sobie.
Syn Thora może nie słynął ze swojej wielkiej opiekuńczości, ale był zdolny do całkiem miłych i czułych gestów dla tych podopiecznych, na których szczególnie mu zależało. Dla obu będzie przy każdej ważnej okazji. Urodzinach, awansach, weselach. Nie będzie już grał roli pierwszych skrzypiec, ale zawsze będzie gdzieś tam z boku, na marginesie obrazka z uśmiechem spoglądał na to, co jeszcze osiągną. Teraz już tylko jako postać poboczna, niezwiązana z głównym wątkiem. Swoją rolę widział teraz bardziej jako narratora ich historii, niż nawet kogoś w nich występującego. Iris już znalazła sobie faceta i choć na razie o nim nie zapominała, z czasem przestaną się widywać, będzie mieć inne rzeczy na głowie. Z Jo pewnie będzie podobnie. Jak sama powiedziała, dzieci w końcu wylatują z gniazda, a rodzic zostaje sam.
- Takiej starości? Pewnie nie. - pokręcił głową niewzruszony - Ale założenie rodziny? Jest całkiem możliwe. Może tego nie wiesz, ale w czasach przed tym całym atakiem, nie było to takie niecodzienne. Byli herosi, którzy przechodzili na coś na wzór emerytury, szkolili dzieciaki tutaj, w obozie. Można nawet powiedzieć, że żyli dość długo i szczęśliwie. Wydaje mi się, że przez to, że nigdy nie wiemy kiedy wybije nasza godzina lepiej jest korzystać z życia pełnymi garściami. Bawić się, kochać, doznawać. - spojrzał na dziewczynę ze szczerym i życzliwym wyrazem twarzy - Żebyście w swojej ostatniej godzinie nie żałowały, że czegoś nie zrobiłyście. To bym wam doradził z własnego doświadczenia. - uśmiechnął się w końcu ciepło jak na mentora przystało.
Jemu już wielokrotnie przyszło znaleźć się w sytuacji, gdzie życie przelatywało mu przed oczami, czego testamentem są te wszystkie blizny. Za każdym razem żałował innej rzeczy i to cholernie bolało kiedy był przekonany, że to będzie jego ostatnie uczucie zanim jego żywot po prostu zgaśnie. Zdawał sobie sprawę, że jego słowa może nie będą teraz dla córki Heliosa najprzyjemniejsze ponieważ niedawno straciła swojego ukochanego. Jednak według niego warto było dać się zranić dla tych miłych wspomnień, które pozostały. On przez swoje decyzje nie zdążył takich nawet zrobić z Iris i to to, czego najczęściej żałował stając oko w oko ze śmiercią.
- Wiesz, nie trzeba mieć spieprzonego dzieciństwa żeby wiedzieć tyle, co ja. - parsknął cicho - Zdążysz jeszcze w swoim życiu dużo doświadczyć. - puścił jej oczko z szerokim uśmiechem przeganiając w końcu tę aurę nostalgii.
Balthazar uśmiechnął się czarująco kiedy podała mu swoją dłoń. Drugą ułożył na jej biodrze. Na jej żart uśmiechnął się bardzo wymownie, po czym posłał delikatne wyładowanie elektryczne z dłoni na jej biodrze żeby delikatnie kopnęło ją w tyłek.
- Z tego, co pamiętam to ja zaprosiłem cię na tę randkę. Świece, wino i kolacja były moim pomysłem. - uśmiechnął się uroczo kiedy pewnie jej ciało znalazło się jeszcze bliżej jego po tym wyczynie.
Gramofon przełączył się akurat na wolniejszą, jazzową piosenkę. Syn Thora poprowadził ich bliżej źródła dźwięku kołysząc się z dziewczyną do rytmu i nie spuszczał z niej wzroku. Zdarzyło mu się nawet ze dwa razy ją obkręcić, ale szybko wracała na swoje miejsce u jego boku.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 18:13

- Zaakceptuję każdy twój wybór, byle była to Britney.- roześmiała się. Sama nie wiedziała czemu padło akurat na tą wykonawczynię pop, skoro podobnych była cała masa. Być może to właśnie ta celebrytka obecnie kojarzyła jej się z rasowym popem, który w dodatku dla takich osób jak Balthazar mógł brzmieć wybitnie prymitywnie.
Joanne zmarszczyła lekko czoło i jednocześnie uśmiechała się do Balthazara, gdy zdradzał jej kolejną ze swoich mądrości życiowych. Nie wiedziała jak czuć się z tym co słyszała o życiu herosa i tym ile może mieć poza samą walką, ponieważ Balthazar posługiwał się podobnymi argumentami do tych, którymi ona raczyła Samuela, gdy ten wyrażał swoje wątpliwości. Syn Thora przedstawiał jej wizję świata takiego, jaki sama jeszcze kilka miesięcy temu widziała. Niestety ten światopogląd został pogrzebany w Tartarze. Przez to nie do końca umiała ustosunkować się do jego słów. Chciała mu wierzyć, ale miała już w sobie mniej wiary w happy endy niż kiedyś.
- To wygląda na proste tylko wtedy, gdy się o tym mówi.- zauważyła. Tylko tyle potrafiła wywnioskować z tego co jej powiedział. Sama używała podobnych słów i argumentów, a gdy rzeczywistość dała jej porządnego liścia w twarz, szybko się otrząsnęła z takich poglądów. Nie chciała sobie żałować doświadczeń w życiu. Zamierzała jedynie nie angażować w niektóre z nich takich pokładów nadziei. Chciała wrócić do tego, by żyć chwilą i nie myśleć o konsekwencjach, tak jak to robiła kiedyś. Bez żadnych planów i zobowiązań. Do zakładania rodziny tym bardziej nie była przekonana, zwłaszcza po misji w Hadesie. Nigdy nie była zbyt rodzinna, ale dopiero teraz zaczęła trochę nad tym filozofować. Wystarczyło spojrzeć znowu na takiego Giotto i Elisę. Omal nie osierocił własnych dzieci, nim te zdołały zobaczyć twarz swojego taty. Co więcej, podjął się najbardziej niebezpiecznej walki na tamtej misji, co dla Joanne było absurdem, zważywszy właśnie na ciężarną Elisę, która na niego czekała.
- Po ostatnim minionym roku na razie podziękuję. Wystarczy mi tych doświadczeń. Najchętniej cofnęłabym się trochę w czasie, by mieć lżej na barkach.- stwierdziła, tym razem bez większego żalu. Westchnęła jakby po prostu była zmęczona, pomimo jej młodego wieku.
Jo podskoczyła delikatnie, gdy poczuła wyładowanie na swoim tyłku. Automatycznie przysunęła się bliżej Balthazara, ale nie zamierzała się z powrotem odsuwać, skoro mieli zatańczyć.
- Twój wielki plan obejmował randkę, czy improwizujesz?- uniosła jedną brew. Przez to, że kolejny raz nazwali tak tą kolację, coraz silniej odczuwała tą intymną atmosferę, którą się otoczyli. W gruncie rzeczy to wszystko wyglądało naprawdę jak randka i Jo nie do końca była pewna, na ile określenie "randka" jest żartem, a na ile staje się powoli faktem. Nie umiała nawet przypomnieć sobie momentu, w którym weekendowy wypad tak płynnie przeistoczył się w bardziej urokliwy wyjazd we dwoje. Nie mówiła o tym na głos, bo nie chciała się zbyt zagalopować ze swoimi przemyśleniami. Nigdy jak dotąd nie myślała o tym, że poszłaby kiedykolwiek z Balthazarem na randkę, ani to tym, czy w ogóle by ją zaprosił. Tymczasem kołysali się do powolnej muzyki, obok stolika, na którym stała już pusta butelka wina, którą wspólnie opróżnili. Joanne musiała skarcić się w myślach, obawiając się, że to wszystko to tylko jej nadinterpretacja.
- Bogowie, nawet tancerzem jesteś dobrym. Czy jest coś czego nie potrafisz?- spytała, gdy znowu znalazła się w jego ramionach po tym jak kolejny raz ją obkręcił. Cała scena była tak urocza, że Joanne również postanowiła dać coś jeszcze od siebie. Po chwili otoczyły ich małe unoszące się światełka, niewiele większe od zwykłych świetlików.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 19:44

Balthazar znał tę minę. Widział, że jego argumenty nie są dla dziewczyny do końca przekonujące. Spodziewał się tego. To nie był do końca ani dzień ani godzina na tego typu rozmowę. On po prostu robił to, co uważał za słuszne. Tak, jak jej powiedział, od teraz jego rola sprowadza się jedynie do radzenia jej tam, gdzie może tego potrzebować, a najlepiej chcieć. Nie będzie jej wchodził z buciorami w życie. Cokolwiek by teraz nie powiedział, wiedział, że do niej nie trafi. Minęło zaledwie kilka tygodni od śmierci jej ukochanego. Nie będzie teraz widziała żadnego happy endu. I tak radziła sobie o niebo lepiej od niego. Gdy on myślał, że stracił Iris, która nawet nie była jego kobietą, zaszył się w tym miejscu zalewając się w trupa żeby nie stracić kontroli nad swoimi mocami, co i tak mu się zdarzyło, o czym świadczą pewne ślady na latarni, której jeszcze nie zdążyli obejrzeć. W porównaniu z nim już była dekadę do przodu, chociaż chciał wierzyć, że trochę jej w tym wszystkim pomógł. On nie miał nikogo.
- Nigdy nie powiedziałem, że to jest proste. Trzeba sobie na to zasłużyć. - zaśmiał się cicho - Kosztuje to wiele wyrzeczeń. Chcę tylko powiedzieć, że w lepszych czasach nie było to niemożliwe. A one wrócą... W końcu. - odpowiedział łagodnie się uśmiechając.
Syn Thora nie był jakimś przesadnym optymistą, ale zdążył się już nauczyć, że w życiu raz jest lepiej, raz jest gorzej. Nigdy nie jest całkiem z górki albo pod górkę. Nie kwestionował nawet faktu, że w końcu zabiją syna Tartaru, a jeśli wszystko dobrze pójdzie to on będzie tym, który zada ostatni cios i w ten sposób w końcu pomści swoich uczniów. To ostatnie, co mu w życiu zostało do zrobienia i nie ma nawet mowy by z tego zrezygnował, choćby miało to kosztować go życie. I tak przeżył już wystarczająco długo. Jeśli przy okazji zapewni jeszcze spokojniejszą przyszłość dla Jo i Iris, będzie nawet szczęśliwy tym, co uda mu się osiągnąć.
- Nikt nie mówił, że będzie lekko, ale masz osoby, które pomogą ci nieść ten ciężar. Z czasem będzie lepiej. - puścił jej oczko z pokrzepiającym uśmiechem.
- Kolację? Tak. - przyciągnął ją bliżej przesuwając swoją dłoń z biodra na dół jej pleców - Randkę? Niekoniecznie. Musiałem improwizować bo sytuacja rozwijała się dynamicznie. Zaskoczyłaś mnie wiadomością o swoim awansie. - uśmiechnął się do niej szarmancko przesuwając się z nią po drewnianym parkiecie.
Może nie powinien był tak swobodnie używać słowa randka dla tej kolacji. Rzeczywiście cała otoczka od dania, przez wino, świece oraz na końcu te lampiony w których świetle byli teraz skąpani była cholernie romantyczna. Wydawało mu się, że chciał sprawić dziewczynie przyjemność, ale może gdzieś po drodze trochę się zgubił i rzeczywiście zaczął myśleć o tym jako o czymś więcej? Jego serce nadal należało do Iris, a przynajmniej duża jego część. Kochał ją, ale wiedział, że ona nigdy nie spojrzy na niego w ten sposób. Miała już swojego faceta. Miał trochę czasu by oswoić się z tym faktem i rzeczywiście coraz rzadziej patrzył na nią tak, jak nie powinien, a tymczasem nadrabiał to patrząc na swoją byłą podopieczną. Już pierwszego dnia mu się spodobała. W ostatnich tygodniach w ich relacji również się coś zmieniło. Odkąd Samuel nie był już częścią obrazka Balthazar coraz częściej wykonywał w stosunku do niej czułe gesty. Nawet dzisiaj nie był w stanie patrzeć na nią w jeziorze bez zbereźnych myśli.
- Zbyt dużo rzeczy. - zaśmiał się wesoło okręcając ją jeszcze raz trochę za mocno ją później do siebie przyciągając, więc wylądowali przyciśnięci do siebie - Ups. - uśmiechnął się patrząc jej w oczy zanim jego uwagę przyciągnęły migoczące światełka pojawiające się wokół nich - Oh słońce, złamiesz jeszcze tyle serc. - uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób zsuwając swoje dłonie na jej biodra pozwalając im pobujać się chwilę w miejscu.
Po kilku sekundach lampiony zgasły za sprawką małego wyładowania elektrycznego. Jedynym źródłem światła były teraz dwie świeczki na stole, migoczące wokół nich świetliki Jo oraz delikatnie rozświetlone stalowo-niebieskie oczy Balthazara, który nadal podtrzymywał przyjemny szum koron drzew.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 21:07

Joanne skinęła lekko głową, dając znać, że przyjęła jego słowa do świadomości. Musiała poważnie się nad nimi zastanowić nim zacznie wyciągać z nich jakiekolwiek wnioski. Myślenie o tak zobowiązujących aspektach życia nie tylko herosa, ale także każdego człowieka, sprawiało jej ostatnio trudności. Nie umiała osiągnąć w tej sprawie jasności umysłu, jakby ktoś przeprowadził na niej niepełny reset, przez co  budowała swoje własne poglądy na nowo i po omacku. Od powrotu z Hadesu czuła się trochę zagubiona, czego nie przyznawała nawet przed samą sobą. Starała się wejść z powrotem we własne buty, ale miała wrażenie, że już na nią nie pasują. Mogła wciąż żartować i przekomarzać się z Balthazarem, czując wtedy naprawdę szczerą radość, ale były to tylko momenty, za które była mu niezmiernie wdzięczna. Takie chwile jak obecna, nakłaniały ją jednak do głębszych przemyśleń, a to wprawiało ją w mały mętlik w głowie.
- Niełatwo jest cię zaskoczyć, więc cieszę się, że mi się udało.- jej usta wykrzywiły się łobuzerskim uśmiechu, a oczy omiotły zalotnie jego twarz, co stworzyło ten charakterystyczny dla niej zadziorny wyraz twarzy.
Trudno było jej ocenić w jakim stopniu zmienił się stosunek Balthazara wobec niej odkąd dowiedział się o jej awansie. Wiadomym było już, że to oznaczało koniec szkolenia pod jego czujnym okiem. Zauważyła jednak, że bardziej otwarcie prawił jej komplementy i decydował się nawet na śmielsze gesty. Joanne, czy tego chciała czy nie, zaczęła coraz intensywniej zastanawiać się nad każdym jego posunięciem, chwilami próbując przywołać siebie do porządku. Pamiętała, że serce Balthazara należy wciąż do Iris, co sprawiało, że jeszcze trudniej było jej interpretować zmianę w jego zachowaniu. Zawsze był opiekuńczy wobec córki Heliosa, ale jeszcze nigdy nie oczarował jej tak jak tego wieczoru. To, że tak dużo się nad tym zastanawiała zamiast postawić na typowe carpe diem, świadczyło tylko o tym, że naprawdę musiała przejść jakąś przemianę po jej ostatnich przeżyciach. Nigdy nie była tak zachowawcza jak w ostatnich tygodniach. A jednak chłonęła to wszystko czym Balthazar ją teraz raczył, dotrzymując mu kroku w każdym momencie tego cudownego dnia.
Obróciła się wokół własnej osi, trzymając się lekko dłoni Balthazara, by wciąż posiadać z nim kontakt w tańcu. Nim się obejrzała, jego druga ręka znowu znalazła się na wysokości jej talii i przyciągnęła ją blisko niego. Jo westchnęła cicho z nieco podniesionym tonem głosu, odrobinę zaskoczona tym bardziej żywiołowym ruchem. Przylgnęła do jego klatki piersiowej, czując jak porusza się powoli z każdym oddechem.
- Wolałabym chociaż raz wyleczyć to, które jest już złamane.- przyznała, odwzajemniając jego uśmiech. Pojęła komplement, jaki szedł za jego słowami, ale coś posunęło ją do tego, by dodać coś od siebie. Czy za jej słowami kryło się jakieś drugie sendo? Nawet jeśli, to usilnie próbowała je wyprzeć ze swojej świadomości. Najzwyczajniej chciała móc dać komuś takie ukojenie, jakie ona czuła odkąd wsiadła tego dnia w tego ryczącego mustanga i wyjechała poza granice obozu.
Uniosła obie ręce, by objąć nimi szyję Balthazara. Zadarła swój podbródek nieco do góry, by z tej małej odległości móc wciąż widzieć oczy syna Thora. Oderwała od nich wzrok dosłownie na chwilę, by spojrzeć na lampy, które zgasły za jego sprawką. Nie umiała nawet stwierdzić, w którym momencie palce u jednej jej dłoni zaczęły delikatnie bawić się krótkimi włosami Balthazara z tyłu jego głowy. Odwracając swój wzrok z powrotem na niego, spojrzała ukradkiem na jego usta, a potem dopiero w metalicznie niebieskie tęczówki. Czuła, że temperatura jej ciała nieznacznie wzrosła, co było efektem tego jak panująca atmosfera na nią działała.  Przygryzła lekko wnętrze swojego policzka, próbując zahamować to jak siła przyciągania tych cudownych oczu zaczyna ją obezwładniać. Jednak ona nie potrafiła długo z tym walczyć, jakby obudziła się w niej pierwotna potrzeba, by spróbować czegoś nowego. Uniosła się lekko na palcach i dając ponieść się tej chwili pokonała ten najmniejszy dystans między nimi, by delikatnie i nienachalnie pocałować usta Balthazara. Dopiero czując jego ciepły oddech na swoim policzku, otrzeźwiła się na tyle, by wymusić na sobie te resztki rozsądku. Odsunęła lekko swoją twarz i spojrzała znowu w oczy Balthazara, tym razem z małą obawą.
- Ja..- wydukała niezręcznie, pierwszy raz w życiu czując się w taki sposób po tym jak pozwoliła sobie na coś tak pozornie prostego jak pocałunek. Swego czasu nie myślała tak zapobiegawczo i nie była tak ostrożna w swych relacjach z innymi herosami. Teraz zaś wystraszyła się, że jej wręcz nałogowa rozwiązłość zepsuje to co razem z Balthazarem zdołali już stworzyć.- Przepraszam, wiem, że ty nie..- urwała, nie potrafiąc nawet sklecić porządnego zdania. Zatrzymała się, a świetliki nagle zgasły razem z pewnością siebie córki Heliosa. Było to do niej niepodobne, co sobie właśnie uświadomiła, a to sprawiało, że jeszcze trudniej było jej się odnaleźć w tej sytuacji. Nigdy tego typu rzeczy nie sprawiały jej żadnych trudności, a teraz jedyne o czym myślała to to, żeby Balthazar nie postawił przed nią nagle muru, by odgrodzić się przed jej inwazyjnością. Stała tak i wpatrywała się w jego minę, próbując coś z niej odczytać.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 22:25

- Tym razem naprawdę ci się udało i to nawet całkiem pozytywnie. - uśmiechnął się szczerze szczęśliwy takim obrotem spraw.
Ten wieczór mógł naprawdę rozwinąć się na tyle różnych sposobów. Synowi Thora nawet przez moment nie przeszło przez myśl, że mogliby skończyć tańcząc w romantycznej atmosferze na tarasie, zaraz po całkiem udanej randce. Randce... Kto by pomyślał, że akurat on jest do czegoś takiego w ogóle zdolny. Nigdy nie musiał zabiegać o względy kobiet, poniekąd też dlatego, że z Iris nigdy nie spróbował. Przygotował na ten weekend wiele rzeczy, ale żadną z nich nie była romantyczna kolacja. To wszystko może zaczęło się jako jedna z ich typowych przekomarzanek, ale na pewno tak się nie skończyło. Balthazar sam nie do końca wiedział, co nakłaniało go do tych wszystkich czułych gestów i miłych słów. Robił to, na co miał ochotę, co rzadko mu się zdarzało. Zawsze był w jakiejś roli. Dzisiaj był po prostu sobą i było to nader przyjemne. Zwłaszcza w tak miłym towarzystwie. Nie wiedział jak bardzo tego potrzebował dopóki to się nie stało. Odkąd wyjechali z obozu tylko raz pomyślał o swoich studentach, kiedy przyszło mu obnażyć tatuaż. Od tamtej pory nie wróciło to do niego nawet raz. To nie zdarzyło się od tamtej pamiętnej nocy. Mógł chyba tylko podziękować swojej byłej pupilce. To miał być jej urlop, a wyszło na to, że i on się załapał.
Mruknął zadowolony kiedy ich ciała się spotkały. To naprawdę nie było planowane. Nie był aż tak dobrym tancerzem, za jakiego go miała. Niemniej musiał przyznać, że lubił mieć ją blisko i między innymi z tego powodu nie pozwolił sobie wejść razem z nią do wody tego popołudnia. Teraz przynajmniej oboje byli ubrani, wtedy dzieliłoby ich zdecydowanie zbyt mało.
Kiedy odpowiedziała mu o leczeniu cudzych serc przez moment wydawało mu się, że mówiła o nim. Spojrzał na nią badawczo z pewnym niebezpiecznym błyskiem w oku. Nie potrafił rozmawiać o swoich uczuciach i nigdy tego nie robił. Nikomu nie zdradził, co czuł do Iris, nawet jej samej. Jo wspomniała natomiast, że widziała, jak na nią patrzy. Była świadoma, że coś tam jest. Jeśli tyle zauważyła, nie trudno było wydedukować, że jeśli tamta jest zakochana w kimś innym, to jego serce nie pozostało nienaruszone. Do tego tematu podchodził bardzo ostrożnie. Jak ranne zwierzę. Nawet jeśli wiedział, że ktoś chce tylko pomóc, nadal mógł zaatakować.
- Ten ktoś będzie szczęściarzem, bo moje pupilki są zdolne do wszystkiego. - uśmiechnął się lekko patrząc jej w oczy.
Balthazar mógł uczynić ten moment zbyt przyjemnym, ponieważ gdy tylko światła zgasły nie potrafił już oderwać wzroku od córki Heliosa. Oglądał każdy cień, który przemykał po jej twarzy od różnorakich rozbłysków. Czuł jak robi mu się cieplej kiedy jej dłonie zawędrowały na jego kark, a palce zaczęły błądzić po jego włosach. Jego dłonie natomiast mimowolnie przesuwały się po jej biodrach, bokach oraz plecach. Nie opierał się, gdy w końcu go pocałowała. Wręcz przeciwnie. Jego dłonie przycisnęły ją trochę mocniej do jego ciała. Pocałunek choć bardzo krótki był cholernie przyjemny. Dla niego największym zaskoczeniem było to, że nawet przez sekundę nie pomyślał o Iris. Jakkolwiek chore by to nie było za każdym razem, kiedy był z inną kobietą myślał właśnie o niej, tym razem... Myślał o Jo i niczym więcej.
Przez moment spojrzał na nią badawczo jakby nie do końca rozumiał, jak to się stało. Jak doszli do tego momentu i przede wszystkim co się stało, że Iris w tym momencie nie zaprzątała jego myśli. Kiedy zgasły jej świetliki omiótł tylko spojrzeniem przestrzeń wokół nich. Teraz jedynym źródłem światła były dopalające się świeczki, które po kilku sekundach całkowicie zgasły wypełniając przestrzeń tym charakterystycznym zapachem dogasającego ognia. Stali oboje pod rozgwieżdżonym niebem. Widział jej twarz tylko dlatego, że skąpana była w delikatnym blasku jego tęczówek. Te jednak również zgasły, a szum liści nagle ustał. Syn Thora nie wypuścił jej jednak ze swoich objęć.
- Ja nie..? - mruknął nieco niższym głosem pocierając swoim nosem o jej zanim tym razem to on ją pocałował.
Delikatnie i czule. Nie uciekł tak szybko, jak ona. Pozwolił by trwał tak długo jak oboje tego chcieli, potem odsunął na chwilę swoje usta czekając aż pomyśl o Iris, ale to się nie stało. Więc pocałował ją jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze. Gdyby córka Zeusa chociaż na chwilę pojawiła się w jego myślach, przerwałby to wszystko od razu. Nie zrobiłby tego Jo. Była mu zbyt droga. Jednak nic takiego się nie stało, więc szybko przestał się powstrzymywać. Każdy kolejny pocałunek był bardziej namiętny od poprzedniego. Jego dłonie błądziły już po jej biodrach, plecach aż jedną zapuścił między jej włosy nie chcąc pozwolić jej na zakończenie tych pocałunków zbyt szybko. Temperatura jego ciała wyraźnie podskoczyła do góry, a gdy w końcu niechętnie przestał i otworzył oczy nie był to już delikatny blask. Jego tęczówki emanowały ciepłym, niebieskim światłem ze złotymi przebłyskami.
- Jesteś tego pewna..? - zapytał patrząc jej głęboko w oczy i doszukując się jakiegokolwiek zawahania z jej strony.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Wto 31 Sie 2021, 23:35

Joanne tym bardziej nie spodziewała się, że będzie miała okazję spędzić wieczór w taki intymny i urokliwy sposób. W końcu czekając pod bramą na Balthazara miała na sobie sportową odzież, buty trekingowe i ogromny plecak, do którego spakowała niezbędne rzeczy do spędzenia survivalowych nocy w środku lasu. Sama koncepcja spędzenia weekendu w tym domu była już dla niej ogromnym zaskoczeniem, jak najbardziej pozytywnym. Jednak to do czego nakłoniła ją atmosfera, którą zresztą sami już zbudowali, tym bardziej przekraczało jej oczekiwania.
Jej odpowiedź mogła brzmieć niejednoznacznie, ale najwyraźniej im obojgu przyszedł do głowy ten sam przypadek złamanego serca. Nawet jeśli próbowała powiedzieć to dość ogólnikowo, przez myśl przemknął jej Balthazar i jego tęskne spojrzenie, które było skierowane do Iris. Tylko raz odważyła się zwrócić na to uwagę i zrobiła to po pijaku, bo na trzeźwo pewnie brakowałoby jej tupetu. Nigdy później go nie wypytywała o to jak w ostateczności wygląda jego relacja z córką Zeusa. Mowa tu oczywiście o tych rzeczywistych odczuciach syna Thora, a nie o braterski obraz jaki we dwoje stworzyli. Gdy usłyszała jego odpowiedź, uśmiechnęła się przelotnie, zastanawiając się czy choć przez myśl mu przeszło, że mogła mieć kogoś konkretnego na myśli.
Dopiero podczas tych pełnych ciepła i poufałości chwil docierało do niej jak bardzo brakowało jej czyjejś bliskości. Niańczenie jej i wyrażanie ciągłego współczucia wobec tego co przeżyła razem z resztą herosów w Tartarze nie były w stanie jej tego zastąpić. Z Samuelem mieli kryzys długo przed wyruszeniem na wspólną misję, a co za tym idzie, wtedy również nie spędzała czasu z nim, ani nie spoufalała się z żadnym innym mężczyzną. Trenowała za to pod czujnym okiem Balthazara, ale wspólne ćwiczenia także nie wynagradzały jej tej tęsknoty za czułością, w przeciwieństwie do jego objęć podczas tego powolnego tańca na tarasie. Zatem nic dziwnego, że w końcu uległa jego urokowi, kiedy jego dłonie sunęły tak niespiesznie po jej plecach, trzymając ją cały czas blisko siebie.
Zwątpiła w to czy powinna była przecierać kolejną granicę, mając do tego swoje powody. Minęło kilka tygodni od śmierci Samuela i choć jeszcze przed misją powstała między nimi przepaść, nie była pewna czy to rozsądne, że szukała już bliskości u kogoś innego. Nie miała z tego powodu wyrzutów sumienia, ale jednocześnie zastanawiało ją co to o niej w takim razie świadczy. Ta kwestia i tak była zaledwie cieniem, spośród innych jej wątpliwości. Po pierwsze, Iris...Przeprosiła i wystraszyła się, że Balthazar natychmiast się zdystansuje, bo jego serce należało do innej. I nie oczekiwała przecież żadnych tak głębokich uczuć ze strony syna Thora wobec niej samej, ale wiedziała, że może być po prostu niezainteresowany. Niezobowiązujący flirt to było jedno, pocałunek to drugie. Kolejną sprawą napawającą Jo wątpliwościami było to, że mógł ją traktować jak młodszą siostrę, nic więcej. Więc kiedy mruknął do niej cicho, rozchyliła lekko swoje wargi, by móc wyjaśnić powód swoich przeprosin i okazało się, że były one całkiem niepotrzebne. Nim zdołała cokolwiek powiedzieć, Balthazar powstrzymał ją wpijając się w jej usta. Zawiesiła ponownie ręce na jego szyi, by móc odwzajemnić każdy z tych czułych pocałunków. Zapewnił ją właśnie, że wiele z jego sygnałów odczytała prawidłowo, nawet jeśli sam do tej pory nie zastanawiał się nad tym wszystkim. Podczas jednego z tych namiętnych pocałunków przestała już myśleć o konsekwencjach tego na co się właśnie zdecydowali, ani to tym, jak będzie wyglądał ich następny dzień, a tym bardziej powrót do obozu. Joanne potrzebowała bliskości i to nie byle kogo.
Spojrzała mu w oczy i odetchnęła głęboko, próbując choć trochę odgonić skłębione emocje, ale to i tak nie wystarczało. Zawahanie pojawiło się, owszem, ale trwało ono może ułamek sekundy i pochodziło ono od tego, że najzwyczajniej nie chciała niczego spierdolić. Miała wrażenie, że ryzykuje tym ich świetną relację, ale nie umiała sobie tego odmówić. Nigdy się tyle nie zastanawiała nad takimi rzeczami i świadomość tego przerażała ją najbardziej. Uczucie, które jej towarzyszyło było jej trochę obce, a jednocześnie niezwykle ekscytujące.
- Tak, jestem.- odpowiedziała mu i uśmiechnęła promieniście, czując narastające w niej emocje z powodu podjętej decyzji, które były jak najbardziej pozytywne. Towarzyszyła im nawet adrenalina, która nastąpiła w wyniku tego skoku na głęboką wodę. Joanne przesunęła powoli dłonią po jego policzku, aż po brodę, a potem znów go pocałowała. Tym razem czule i niespiesznie, rozkoszując się ciepłym oddechem syna Thora i słodkim smakiem jego ust.- A ty?- mruknęła, ledwie odrywając się od jego warg.
Sponsored content
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar

Okolice Ludington - Joanne & Balthazar
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 2 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
Similar topics
-
» Okolice Nairobi, Kenia
» Balthazar
» Balthazar MacGrioghair
» Balthazar MacGrioghair
» Balthazar MacGrioghair



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Reszta globu :: USA-
Skocz do: