Minęło już kilka dni od powrotu jego podopiecznej z misji w Tartarze. Pomógł jej stanąć na nogi tego pierwszego wieczoru, ale wiedział, że to nie załatwi sprawy. Takie wydarzenia mają to do siebie, że zostawiają na człowieku bardzo duże piętno. Nawet on sobie ze swoim nie poradził, chociaż jego było definitywnie jego winą, więc trochę ciężej było zapomnieć o tym, co się stało. Przez ostatnie dni w tajemnicy pilnował by Jo nie pokusiła się znów o sięganie do alkoholu. Pomagał na krótką metę, ale nawet herosi potrafili się od niego uzależnić, a na to by sobie nie pozwolił. Na treningach jak zawsze dawał jej wycisk, żeby nie myślała o tym, o czym nie musiała. Nie był najlepszy w tym całym przetrawieniu negatywnych emocji, ale potrafił zaprzątać jej głowę różnymi pierdołami mając nadzieję, że to jej trochę pomoże. W końcu postanowił wywiązać się ze swojej obietnicy złożonej tamtego wieczoru i zabrać ją na przejażdżkę. Z dala od obozu i wszystkiego, co z nim związane. Zasłużyła na chwilę odpoczynku. Balthazar nie byłby jednak sobą, gdyby nawet w takim momencie trochę sobie z niej nie zażartował. Dlatego też poprzedniego dnia zostawił jej notatkę wciśniętą w drzwi żeby przygotowała się na kilkudniowy trening w terenie. Mogło mu się też zdarzyć podkreślić słowo "teren" kilkukrotnie by dać jej do zrozumienia, że spędzą kilka dni w dziczy bez żadnych wygód, a ona nie może mu się sprzeciwić, bo przecież był jej oficjalnym trenerem. Pewnie będzie fukać, marudzić i go wyklinać kiedy będzie już czekać w południe przy wyjeździe z obozu, chociaż to powinna być pierwsza wskazówka do tego, że coś jest nie tak, bo skoro spędzą dzień w lesie, mogą wyjść na kilka innych sposobów. W każdym razie wiele rzeczy tego weekendu miało być niespodzianką. Pierwszą był jego odpicowany do granic możliwości mustang. Maszyna przeszła już wszystkie testy. Od wczesnych godzin porannych zajął się polerką, odświeżeniem wnętrza. Gdy skończył samochód wyglądał jak nówka z salonu, gdyby był to 1967. Prezentowała się naprawdę godnie i aż szkoda było wyjeżdżać nią z garażu. Jo zapewne mogła go usłyszeć już z daleka. Trudno było przegapić tak piękny warkot silnika. Dopiero po chwili mogła zauważyć mieniący się w promieniach słonecznych zarys mustanga zwracającego uwagę każdego herosa w okolicy. Balthazar podjechał bliżej wskakując na wyższe obroty by w końcu zatrzymać się dokładnie przed dziewczyną. Ta wersja mustanga, zwana Eleanor prezentowała się naprawdę zacnie. Srebrny lakier mienił się w promieniach słonecznych. Syn Thora wychylił głowę zza okna z szerokim uśmiechem kryjąc rozbawiony błysk w oku za okularami przeciwsłonecznymi, w których było mu całkiem do twarzy. - Gotowa na przejażdżkę? - uśmiechnął się rozbrajająco ubrany wyjątkowo w białą koszulę z podwiniętymi rękawami zamiast jakiejś koszulki.
Joanne wiedziała o dwóch kluczowych rzeczach dotyczących Balthazara, które miały znaczenie tego dnia. Po pierwsze, że można spodziewać się po nim wszystkiego. Po drugie: na jego treningach trzeba było się przykładać, a nie odpierdzielać byle manianę. W związku z tym Joanne przygotowała się do ich kilkudniowego survivalu na tyle na ile mogła. Nie miała za to pojęcia gdzie dokładnie będą iść, więc zabrała ze sobą przeróżne rzeczy. Ubrała się w wygodną sportową odzież, adekwatną do panującej pogody: przyległe szorty, przewiewny top bez rękawków oraz buty sznurowane za kostkę. Podejrzewała, że będzie to ją kosztowało sporo wysiłku, więc chciała mieć na sobie coś lekkiego, w czym się nie ugotuje, ale obuwie musiała mieć za to porządne, by zapobiec odciskom, obtarciom i powykręcanym kostkom. Do plecaka i tak spakowała mnóstwo innych rzeczy, które mogą okazać się przydatne do różnych warunków atmosferycznych. Jak zwykle, na miejsce przyszła chwile przed czasem. Nie znosiła spóźnialstwa, dlatego sama organizowała sobie mały zapas, żeby mieć pewność, że uda jej się być na miejscu punktualnie. Wiedziała, że dni jej lenistwa dobiegły końca, więc od samego rana była dość pobudzona i zdeterminowana do nowych aktywności. Prawdę mówiąc trochę jej brakowało treningów, więc nawet cieszyła się, że znowu dostanie po dupie od swojego trenera. Niewiele zastanawiała się na temat samego miejsca, w którym zarządził zbiórkę Balthazar. Po prostu się tam zjawiła i czekała. Po jakimś czasie do jej uszu dobiegł odgłos silnika, który nasilał się z każdą sekundą. - To są chyba, kurwa, jakieś żarty.- mruknęła pod nosem do samej siebie. Cofnęła się o krok, by mustang przypadkiem nie uderzył w jej nogi, choć Balthazar i tak zahamował w odpowiednim momencie. Cały obrazek, który miała przed sobą wywołał u niej cały szereg różnych myśli i emocji, przez co Joanne przez chwilę nie umiała zdecydować się na to, którą okazać. Nie żeby świadomie to właśnie selekcjonowała, za to jej mózg przechodził synchronizację danych. W pierwszej chwili była zachwycona widokiem nadjeżdżającego mustanga i podekscytowana, bo przypomniało jej się, ze umawiali się na przejażdżkę. Zaraz potem uświadomiła sobie, że przecież mieli mieć trening w terenie. Ten cudak wystroił się niczym szczur na otwarcie kanału, a tymczasem ona była ubrana w typowo trekingową odzież i niosła na plecach ogromny plecak. - A wyglądam jakbym była gotowa?!- zamachnęła się rękami, wskazując swój obecny ubiór.- Pierdolę to, nie będę się wracać, żeby zanieść te wszystkie rzeczy.- ruszyła w kierunku samochodu i otworzyła bagażnik, do którego wrzuciła swój plecak. Potem usiadła na miejscu pasażera. Niczym prawdziwa dama trzasnęła oczywiście drzwiami. Spojrzała jeszcze raz na uśmiechniętą gębę swojego trenera i już wiedziała, że nie będzie potrafiła się długo gniewać za ten żart. - Dzisiaj ci daruję to oszustwo, ale jeszcze się policzymy.- zagroziła mu, choć było widać, że nie mówiła tego do końca na poważnie. Rozejrzała się po wnętrzu pojazdu, a na jej twarzy było wymalowane zdumienie. Pozwoliła sobie nawet przejechać dłonią po kokpicie, by zaspokoić swoje potrzeby poznawcze. - To gdzie jedziemy?- spytała. Umawiali się na przejażdżkę, ale w ostateczności nie wybierali nawet jeszcze żadnego celu. Skoro Balthazar postanowił zrobić jej niespodziankę, prawdopodobnie sam już coś wymyślił. Choć z drugiej trony nie miałaby nic przeciwko, gdyby czekała ich jakaś spontaniczna trasa. Swój czas i tak już zarezerwowała dla syna Thora, więc było jej wszystko jedno.
Może reputacja Balthazara nie była tym samym, czym przed atakiem, ale jego obecna ulubiona podopieczna zdążyła go już poznać na tyle by wiedzieć, że z nim nie ma żartów. Nieprzypadkowo napisał ten liścik w tak żołnierskich słowach. Chciał, żeby spakowała wszystko, co jej tylko przyjdzie do głowy zupełnie jakby miał jej przetrzepać cały plecak jeszcze zanim wyjdą poza granice obozu i dosadnie wszystko komentować. Cóż... Tak najprawdopodobniej by się stało, gdyby rzeczywiście ich wycieczka miała charakter treningowo-survivalowy. Nie tym razem. Na to przyjdzie jeszcze pora. Dlatego też widząc ją już z daleka w czymś skąpym, ale przystosowanym do długiej, pieszej wycieczki z plecakiem, który wydawał się większy od niej parsknął śmiechem w samochodzie jeszcze zanim podjechał bliżej. Nie byłby aż tak chamski by zrobić to przy niej, ale praktycznie sam poklepał się po plecach za tak udany żarcik. Wiedział, że wszystko mu wybaczy jak tylko zobaczy takiego odpicowanego mustanga i usłyszy ten silnik. Nawet jemu miękły kolana. Jej reakcja była warta całej tej akcji. Wyglądała zupełnie jakby jej się coś w mózgu zacięło i właśnie przechodziła przez całą plejadę emocji od wkurwienia po szczęście? Czy tak wygląda szczęśliwa Jo? Może skrywać ten uśmiech, ale on to zauważył i był z tego cholernie zadowolony. Chyba nawet zrobiło mu się cieplej na sercu, kto by pomyślał... Temu synowi Thora... - Hmm... - zsunął trochę okulary by obciąć ją swoimi rozbawionymi tęczówkami - Tak, wyglądasz na całkiem gotową. Wskakuj laska. - uśmiechnął się do niej bezczelnie wsuwając okulary z powrotem na miejsce i otwierając jej bagażnik żeby wrzuciła swoje klamoty. - Hej, hej! Trochę szacunku! - warknął na trzaśnięcie drzwiami, czego oczywiście mógł się spodziewać, ale nie znaczyło to, że puści jej to płazem - Oszustwo? Dla mnie to będzie wycieczka. Nie napisałem przecież, że będę z tobą ganiał po lasach i wzgórzach. Tylko podwożę swoją pupilkę na miejsce startu. Spotkamy się na mecie. - wyszczerzył się do niej złośliwie nie mając zamiaru jeszcze odpuszczać tej całej farsy. - Gdybym ci powiedział nie byłaby to niespodzianka, ale mogę powiedzieć tyle, że na pewno nie znasz tego miejsca. - uśmiechnął się dość tajemniczo po czym wyciągnął swój telefon z kieszeni i rzucił dziewczynie - Mam nadzieję, że zdążyłaś przemyśleć już tę playlistę. - uśmiechnął się wymownie mając nadzieję, że załapie, że z tymi kasetami to też tak naprawdę się zgrywał i teraz będzie miała tego dowód. On tymczasem wrzucił pierwszy bieg i nie szczędząc gazu przejechał przez bramę wciskając ich lekko w fotele. Szybko przemknęli przez leśną drogę wyskakując na jedną z asfaltówek, gdzie dopiero mógł przycisnąć swoje dzieło jadąc grubo ponad dozwolony limit prędkości. Jednak bądźmy szczerzy, kto zatrzymałby takie auto? Każdy mężczyzna wiedział, że ten rumak musiał być wolny.
Joanne przewróciła oczami, co rozbiła w większości sytuacji, gdy Balthazar raczył ją komentarzem, na który po prostu brakowało jej słów, by odpowiedzieć. Nie zamierzała się jednak buntować, kiedy coś wskazywało na to, że wyglądała dobrze. Mogą ją nazywać próżno, ale nigdy nie gardziła, gdy coś mogło choć odrobinę połechtać jej ego. - Uspokój się, same tak trzasnęły!- odwarknęła mu natychmiast, całkiem bagatelizując fakt, że trzasnęła. Była przekonania, że to faceci są zbyt wyczuleni w kwestii zamykania drzwi w ich autach.- Auto to nie kobieta, żeby tak się z nim pieścić.- uśmiechnęła się półgębkiem, chcąc obrócić tą sytuację chociaż trochę w żart. Nie była przejęta reprymendą, którą otrzymała, jakby była już zupełnie na coś takiego uodporniona. - Ale jesteś łaskawy. Dobrze, że nie zostawiłeś mi samej mapy i kompasu na wycieraczce.- poprawiła się na fotelu i wyciągnęła lekko nogi do przodu, by wygodniej jej się siedziało. Na jego kolejne słowa zamierzała mu odpowiedzieć, ale telefon rzucony na jej kolana zupełnie odwrócił jej uwagę. Zmarszczyła lekko czoło i spojrzała na Balthazara, jakby nie rozumiała co się właśnie wydarzyło. - Gadałeś mi o jakiś kasetach. Nie mówiłeś, że ta bryka posiada jakąś nowszą technologię.- rzuciła oskarżycielsko. Kolejny raz pozwoliła zrobić z siebie idiotkę. Balthazar musiał świetnie się bawić robiąc jej jeden żart za drugim. Joanne będzie musiała wkrótce mu się srogo odpłacić. Od jakiegoś czasu ona również dawała mu taryfę ulgową, bo wciąż była wdzięczna za to, że się nią zajął, kiedy była w tragicznym stanie po stracie Samuela i upojeniu alkoholowym. Szala jednak powoli się przelewała, a syna Thora czekała nietuzinkowa zemsta. Szkoda tylko, że nie miała jeszcze żadnego pomysłu. Liczyła jednak na oświecenie i na to, że pewnego dnia utrze mu nosa. Joanne zaczęła wyszukiwać piosenkę, którą planowała puścić jako pierwszą. Po chwili z głośników zabrzmiały pierwsze nuty piosenki "Highway to Hell" od ACDC. Może i był to banalny wybór, ale w jej mniemaniu idealnie nadawał się do rozpoczęcia tej przejażdżki. Po chwili wgniotło ją lekko w fotel, ale nie była tym ani odrobinę przejęta. Wręcz przeciwnie, podobało jej się. Otworzyła sobie okno do pewnego stopnia, a wiatr zaczął targać kilka pasem jej włosów. - Ma mnie martwić to, że się tak wystroiłeś?- uniosła jedną brew. Biała koszula, która opinała lekko umięśnioną klatkę piersiową Balthazara nie uszła jej uwadze. Właściwie to nie przypominała sobie, by widziała go kiedykolwiek w czymś podobnym, ale było tak prawdopodobnie dlatego, że większość wspólnego czasu spędzali na treningach.
- Drzwi same nie trzaskają, same nic nie robią! - pogroził jej palcem za takie niedojrzałe zachowanie, jak można było w takim cudzie techniki trzaskać drzwiami... Małolaty... - Nie ze wszystkimi kobietami trzeba się pieścić, z niektórymi wręcz przeciwnie. - uśmiechnął się zadziornie spoglądając na nią przelotnie kątem oka i coś mogło jej mówić, że ma w tej kwestii trochę doświadczenia. - Nawet nie wiesz jak bardzo. Znasz jakiegoś innego trenera, który podwozi swoich studentów na survival w takiej bryce? Który w ogóle ich podwozi? Hmm? - obrócił się w jej stronę kręcąc głową - Nie wydaje mi się... Co raz jeszcze dowodzi, że jestem najlepszym trenerem w Obozie. Każdy mógłby ci po prostu zostawić mapę i kompas na wycieraczce... Za kogo ty mnie masz? - prychnął pogardliwie na jej oskarżenia. Co mu przyszło żeby na stare lata użerać się z takimi młodymi heroskami. Jedną już wychował i jak na ironię to właśnie ona nakłoniła go do powrotu do swojego powołania, co w efekcie związało losy jego oraz Jo. Ta i tak miała o wiele łatwiej niż Iris. Balthazar znacząco zmienił swoje podejście do studentów od czasu ataku. Nie był pewien, czy córka Heliosa poradziłaby sobie z poprzednią wersją swojego trenera. Powiedźmy po prostu, że teraz jest o wiele bardziej przystępny. - Zapomniałem wspomnieć? Ups... - na jego ustach znów zawitał ten szeroki, złośliwy uśmiech, którego tak nienawidziła - Kasety też obsługuje, ale radzi sobie również ze smartfonem. - wzruszył ramionami, jakby nie było w tym zupełnie nic dziwnego i była to wiedza powszechna. Jej pierwszy wybór piosenki przyjął z poszanowaniem kiwając głową z aprobatą. Trochę obawiał się, że akurat ten kawałek mógłby wybudzić w dziewczynie przykre wspomnienia, więc ukradkiem zerkał czy jest równie zadowolona z wyboru utworu, co on. Może ekscytacja wycieczką niespodzianką sprawiła, że nawet nie skojarzyła pewnych faktów. To dobrze. - Wystroiłem? - spojrzał na siebie - Chodzi ci o to, że zamiast czegoś luźnego mam na sobie koszulę? - zaśmiał się cicho poprawiając rękawy by nie spadały mu za łokcie - Mówiłem Ci, że podrzucam cię na survival. Ja mam później zaplanowaną imprezę na jachcie z grupą modelek. To będzie twoja meta, więc jeśli dasz radę dotrzeć tam w dwa dni, popłyniesz ze mną. - uśmiechnął się zadziornie nie dając po sobie poznać czy tak naprawdę żartuje, czy nie. Kiedy stanęli na światłach w jakimś mniejszym miasteczku na sąsiednim pasie ustawił się jakiś gość w średnim wieku w swoim czerwoniutkim porsche. Jasnym było, że przechodzi akurat przez tę fazę swojego życia po włosach postawionych na żel, rozchełstanej koszuli oraz milionie błyskotek na dłoniach i nadgarstkach. Spoglądał w ich stronę gazując swoją furą, która może i brzmiała nie najgorzej, ale jedno przyciśnięcie gazu w mustangu zagłuszało jego starania. Jasnym było natomiast, że nie jest tutaj żeby zaimponować synowi Thora, a to córka Heliosa wpadła mu w oko. - Myślisz, że powinniśmy? - spojrzał na dziewczynę z lekko rozbawionym uśmiechem.
Joanne jedynie przywołała dziwny grymas na swoją twarz, jakby zamierzała w ten sposób przedrzeźniać Balthazara, który wciąż przeżywał trzaśnięcie drzwiami, które dla Joanne stanowiło już przeszłość. Ten wyraz jednak został szybko zastąpiony łobuzerskim uśmieszkiem, ponieważ domyślała się tego co mógł mieć na myśli jej trener w swych kolejnych słowach. W tym, że był wyjątkowym trenerem musiała przyznać mu rację, czy tego chciała czy nie. Gdyby miała powiedzieć coś na złość, z pewnością doszukałaby się jakiegoś dokuczliwego tekstu, ale sytuacja chyba tego teraz nie wymagała. A tak szczerze, to widziała większość zalet w tej jego wyjątkowości, bo mało kto stosował takie metody nauczania jak on. Nie zamierzała nawet pytać o to jak wielu jego podopiecznych ma okazję w taki sposób docierać na start swojego treningu w terenie, bo prawdopodobnie usłyszałaby taką odpowiedź, że w ostateczności trudno byłoby jej stwierdzić co jest prawdą. - Niech ci będzie. Na świecie nie ma drugiego takiego trenera jak ty.- powiedziała wyniosłym tonem, spoglądając przed siebie, gdy mknęli ryczącym mustangiem.- Takiego zarozumiałego, upartego, narcystycznego, mendowatego...- z każdym kolejnym słowem uśmieszek na jej ustach stawał się szerszy, co zdradzało, że najzwyczajniej próbowała trochę dokuczyć synowi Thora.- No i najlepszego jakiego miałam.- spojrzała na niego i puściła mu oczko. Tym miłym akcentem chciała mu chociaż trochę wynagrodzić wcześniej wymienione przymiotniki. Przecież nie mogła cały czas pokornie mu przytakiwać, a jedynie niekiedy równoważyć swoje pyskowanie jakimś ciepłym słówkiem. - Może i byłam pijana, ale pamiętałabym, gdybyś o tym wspomniał.- zacisnęła lekko wargi w tym minimalnym oburzeniu, które ją właśnie ogarnęło.- Chyba.- dodała po kilku sekundach. Obróciła głowę w kierunku szyby po swojej prawej stronie i wpatrywała się w drzewa, które rozmazywały się przed jej oczami za sprawą prędkości, którą jechali. Postawiła na piosenkę, która mogła być dla ich obojga złotym środkiem. Miała już swoje lata, więc mieściła się w kategorii muzyki old schoolowej, a prócz tego miała swojego kopa, który zdaniem córki Heliosa odpowiadał mustangowym przejażdżkom. Tak przynajmniej sobie to wyobrażała, kiedy dopiero co otrzymała propozycję takiego tripu. A jeśli chodzi o samą treść piosenki...Joanne musiała w końcu zmierzyć się z rzeczywistością oraz z tym, że nie wszystko co się dzieje musi mieć związek z tym co się wydarzyło w Hadesie. Pierwsze dni od powrotu były najgorsze, wszystko co widziała i słyszała odbierała bardzo personalnie. Z biegiem czasu jednak dojrzała do życia z żalem po stracie Samuela, świadoma tego, że nie może każdej rzeczy przekładać na wspomnienia o nim. Wiadomo, prawie wszystko przypominało jej o synie Tanatosa i choć te myśli przyprawiały ją o dreszcze, musiała się zmierzyć z światem, który przecież nie kręcił się tylko wokół niej. - Nie łudź się, jeśli myślisz, że ci uwierzę. Przecież ty nigdzie byś beze mnie nie popłynął.- wzruszyła ramionami, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Nie miała pojęcia co Balthazar dla niej zaplanował i podświadomie obawiała się tego, że naprawdę może być to jakaś forma treningu, a on postanowił do odpowiednio momentu robić jej wodę z mózgu. Ten jego zwyczaj był chyba najtrudniejszy do zniesienia. Wciąż jednak miała nadzieję, że syn Thora ciągle sie zgrywa i nie wypieprzy jej z auta, gdy uzna, że to już ten moment. Poza tym, teraz robiła tylko dobrą minę do złej gry, bo wiedziała, że nie pozna prawdy szybciej niż Balthazar jej na to pozwoli. Uparty osioł. Oparła się łokciem o jakiś lekko wystający element w drzwiach po jej prawej stronie, a głowę ułożyła na swojej dłoni. Wpatrywała się w światła, czekając aż czerwona żarówka zgaśnie i zastąpi ją zielona, kiedy na pasie obok niej zatrzymał się inny pojazd. Posłała swoje obecnie znudzone spojrzenie w kierunku gazującego faceta z kryzysem wieku średniego, a gdy zrozumiała o co się rozchodzi natychmiast zmieniła swoją postawę. Poprawiła się na fotelu i objęła prawe ramię Balthazara tak, aby jednocześnie nie utrudniać mu operowania skrzynią biegów. W tym samym momencie posłała nieznajomemu aroganckie spojrzenie, którego nauczyła się od swojego obecnego mentora. W tej chwili chciała jedynie zasugerować cwaniakowi, że nie ma nawet do niej podejścia, choćby przez obecność Balthazara, który w zaistniałej sytuacji mógł wyglądać jak jej partner. - Czy powinniśmy?- powtórzyła, jakby się właśnie przesłyszała.- Trzeba dziada wyjaśnić.- odpowiedziała mu entuzjastycznie, mając nadzieję, że dobrze zrozumiała sugestię. Jeśli MacGrioghair zdecydował się z wdepnięciem ruszyć, gdy tylko zmieniło się światło, Joanne pożegnała pana w porsche środkowym paluszkiem. Gdyby stała teraz na chodniku i na to wszystko patrzyła, uznałaby całą scenę za idiotyczną i żałosną, ale teraz siedziała na miejscu pasażera, a ta perspektywa zmieniała dosłownie wszystko. Stwierdziła, że może nie mieć okazji drugi raz odegrać sceny rodem z filmu, więc musiała wykorzystać te okoliczności.
- No... I przy tym pozostańmy. - odpowiedział z dumnym uśmiechem, który szybko mu sczezł kiedy dziewczyna kontynuowała swój wywód na temat jego najlepszych cech charakteru. Korzystając z tego, że przed nimi rozpościerało się kilka kilometrów całkowicie pustej drogi rzucił jej gniewne spojrzenie zaczynając emanować wyładowaniami elektrycznymi, które z każdym jej kolejnym słowem strzelały coraz bliżej niej ostrzegawczo. Wiedział, że tylko sobie z niego żartuje, ale to nie znaczy, że pozwoli jakiejś małolacie tak się do siebie odzywać. Chociaż prawda była taka, że to tylko część ich przekomarzanek. W życiu nie zrobiłby jej krzywdy bez dobrego powodu, a takie zabawy były zarezerwowane dla ich unikatowej relacji. - Wybrnęłaś... Też jesteś nie najgorsza. - uśmiechnął się lekko rozładowując swoją moc jak gdyby nigdy nic. Balthazar nigdy nie miał kompleksów w sferze trenerskiej. Jego wrodzona arogancja nie pozwalała mu wierzyć, że ktoś potrafiłby wykonać jego robotę lepiej od niego. Po ataku wiele miesięcy zajęło mu podniesienie się z kolan i uwierzenie, że to, co się stało nie było do końca jego winą, a on przygotował swoich studentów najlepiej jak potrafił. Po dziś dzień jego pewność siebie jeśli chodzi o treningi nie powróciła do poziomu sprzed kilku lat. Pomimo tego, że wrodzona duma nie pozwalała mu tego okazać bardzo cenił sobie takie słowa jak ostatnie córki Heliosa. Nie ważne jak wielkim idiotą był jej poprzedni trener. Nie musiał się do nikogo porównywać. Ważne, że był tym najlepszym. To właśnie te słowa wywołały na jego twarzy ten sekretny uśmiech, którym uraczył drogę przed sobą, a brońcie bogowie nie swoją podopieczną bo uderzyłoby jej to do głowy. Wbrew temu, jak się malował, nie lubił tylko old schoolowych kawałków. Znał kilka bardziej bieżących tytułów, ale na tego typu przejażdżki zawsze wybierał pewien typ muzyki, który mu najbardziej odpowiadał. Zespoły typu Kansas, Kasabian... Ten dzień aż się prosił o taki wypad. Po niebie mozolnie przesuwało się kilka chmurek, było słonecznie, z delikatnym wiatrem. Jeśli kiedykolwiek był dobry czas na wyciągnięcie mustanga z garażu na pierwszą przejażdżkę, trafili idealnie. Spoglądając na Jo wyglądało na to, że powoli wszystko przestawało przypominać jej o partnerze. To dobrze, zasłużyła na trochę odpoczynku pod przykrywką treningu. - Co? Byłem dla ciebie zbyt miły w ostatnim czasie i zapomniałaś, kim jest twój trener? - prychnął lekko jej komentarzem rozbawiony - Nie musisz mi wierzyć. O wszystkim przekonasz się jak dojedziemy już na miejsce. - uśmiechnął się tajemniczo nie mając zamiaru rozwiewać jeszcze jej wątpliwości. Mogła zgrywać twardą, ale on wiedział, że nie może być niczego pewna. Jego treningi często były dziwne i nietuzinkowe, więc na pewno nie byłoby dla niej zaskoczeniem gdyby jego słowa okazały się prawdą. Zawsze twierdził, że heros musi być przygotowany całe życie. Nauczyło go tego życie poza obozem. Może się wydawać, że jest bezpiecznie, lecz nic bardziej mylnego. Bestie potrafią zaskoczyć w każdym zakątku świata. Dzisiaj jej się upiekło bo jest u jego boku, ale następnym razem może naprawdę wyrzucić ją na jakimś pustkowiu, każąc wrócić do obozu. Jeszcze mu za to wszystko kiedyś podziękuje, jeśli on tego dożyje. Końskie zaloty faceta nawet go bawiły. Najgorsze było to, że pewnie czasami im się udawało. Inaczej by tego nie powtarzali. Nie dziwił go fakt, że jego młoda podopieczna wpadła gościowi w oko. To zupełnie naturalna reakcja. Nie spodziewał się natomiast, że poczuje jej ręce wokół swojej. Spojrzał na nią zdziwiony, ale szybko podłapał tę zagrywkę całując dziewczynę w policzek i patrząc gościowi prosto w oczy z tym pewnym siebie i aroganckim uśmiechem nie pozostawiającym wątpliwości, że Jo jest jego. - Jak sobie życzysz słońce. - puścił jej oczko sięgając do wajchy przy radiu - Trzymaj się, może kopać. - mruknął ciszej do dziewczyny kiedy silnik sam z siebie wskoczył na wyższe obroty brzmiąc jakoś głośniej i groźniej. Facetowi zdecydowanie nie spodobało się migdalenie tej dwójki, bo teraz całkowicie skupiony siedział za kółkiem swojego porschaka wściekle wpatrując się w czerwone światło przetrzymując silnik na wysokich obrotach do launch control. Balthazar sam nie był pewien jak zachowa się mustang na pełnej mocy, ale czy był lepszy test niż zniszczenie pewności siebie jakiegoś podstarzałego biznesmena? Warkot jego silnika całkowicie zagłuszał nowszy model. Maszyna chciała już ruszyć, a on nie miał zamiaru jej powstrzymywać. Refleks półboga pozwolił mu odpuścić hamulec o wiele szybciej niż ten stary pryk. Maska uniosła się do góry, kiedy przednie koła oderwały się od ziemi szybując kilkanaście centymetrów nad ziemią podczas startu. Oboje zostali całkowicie wciśnięci w fotele, osiągając setkę w mgnieniu oka zostawiając gościa daleko w tyle. Syn Thora nie zamierzał odpuszczać i jak tylko opuścili teren zabudowany przyśpieszył jeszcze bardziej. Uśmiechnął się dopiero gdy był już pewien, że na nowo zapanował nad swoją maszyną. - To było satysfakcjonujące. - uśmiechnął się do Jo wesoło.
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Sob 21 Sie 2021, 09:54
To jak mina Balthazara ulegała co chwile zmianie, gdy Joanne oceniała go jako trenera, było bezcenne i z pewnością warte ryzyka. Wyładowania, które go zaczęły otaczać były dla niej jasnym ostrzeżeniem, ale ona przez krótką chwilę udawała, jakby w ogóle ich nie zauważała. Swoje ostatnie zdanie w tej sprawie dodała, nim jego elektrokineza choćby musnęła jej skórę. Wychwalanie go pozostawi chyba sobie na wszystkie kryzysowe sytuacje, w których mogłoby się jej od syna Thora oberwać, bo najwidoczniej miały tą magiczną moc łagodzenia jego nerwów. - Powiedz mi coś czego nie wiem.- westchnęła w przebłysku swojego zarozumialstwa. W przeciwieństwie do swojego mentora, Joanne dopowiedziała sobie ukrytą pod tekstem pochwałę. Nauczyła się, że od niego niełatwo jest otrzymać prosty i bezpośredni komplement, zwłaszcza, kiedy rozchodziło się o sprawy ich treningów. Gdyby miała przejmować się każdym jego celowym niedopowiedzeniem lub nawet krytyką, z pewnością nie doszli by do porozumienia. Zresztą, zazwyczaj nie pozostawała mu dłużna, choć wiedziała, że może za to oberwać jakimś wyładowaniem. - Tego nie da sie zapomnieć.- natychmiast mu odpowiedziała, nawet jeśli jego pytanie mogło być retoryczne. Wbrew temu jak krnąbrna potrafiła być w obecności swojego mentora, na treningach wykonywała jego polecenia i czerpała z nich ile mogła. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że byś odpłynął.- spojrzała na niego z przyodzianą na chwilę powagą. Kolejny raz nie była zbyt pewna tego czy Balthazar chociaż trochę wymięknie. Te końskie zaloty nie robiły na niej nawet najmniejszego wrażenia, ale chyba nikogo nie powinno to dziwić. Jedynie takie specjalne przypadki jak ten facet w porsche myślały, że w taki sposób imponuje sie kobietom. Co gorsza, wśród takich przypadków musiały być też jakieś panny, które utwierdzały tych wieśniaków w ich przekonaniu o swojej zajebistości. Na szczęście Balthazar szybko zrozumiał grę córki Heliosa natychmiast wchodząc w swoją rolę. Warkot rosnących obrotów niemal zagłuszył muzykę lecącą z głośników, ale w tej chwili ani troche jej to nie przeszkadzało. - O kurwa.- wyrzuciła z siebie, gdy tylko przód mustanga uniósł się do góry i choć była w tej chwili zaskoczona, przemawiał przez nią zachwyt. Puściła ramię Balthazara prostując sie w fotelu, w który właściwie została wgnieciona za sprawą prędkości. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego ile może ich kosztować ewentualne zderzenie sie z jakimś drzewem albo słupem, ale życie herosa wywołało u niej potrzebę do częstego odczuwania adrenaliny bądź innych silniejszych emocji. Być może właśnie takie potrzeby wyjaśniały, dlatego półbogowie tak często porywali się na wiatr i wdawali w dziwne sytuacje ze swoimi kolegami z obozu. - I to jak.- zgodziła się z blondynem entuzjastycznie.- - Widziałeś jak mu mina zrzedła?- roześmiała się wesoło. Wystawiła jedną dłoń za okno samochodu, pozwalając, żeby wiatr na nią napierał.- Chyba wpadłeś mu w oko.- zażartowała, zerkając ukradkiem na minę Balthazara.
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 02:54
Balthazar doskonale zdawał sobie sprawę, że córka Heliosa tylko z nim pogrywa, on właściwie robił to samo grożąc jej swoją elektrokinezą. Mógł w tym momencie wyglądać groźnie, ale jego podopieczna po tym całym czasie spędzonym razem musiała już zdawać sobie sprawę, że pomimo swojej całej reputacji agresora, był o wiele bardziej opanowany niż niektórzy herosi, którzy takiej reputacji nie mieli. Zawsze chełpił się kontrolą nad swoimi darami i nie było najmniejszej możliwości żeby zrobił jej krzywdę, nawet jeśli na to zasłużyła. Kiedyś może rzeczywiście ktoś czasami na jego lekcjach doznał jakiegoś uszczerbku na zdrowiu, kiedy przegiął, aczkolwiek mimo wszystko syn Thora miał zbyt miękkie serce by umyślnie zrobić coś dziewczynie. Dlatego właśnie Jo mogła sobie z nim tak pogrywać, nie była głupia i na pewno to rozgryzła. Jedynym przypadkiem, kiedy jego elektrokineza wyrządziła jej jakiejkolwiek szkody był ich zakład o rozkwaszenie mu nosa oraz buziaki, które musiałby wtedy jej wypłacić za każdą ranę do tego momentu. Powiedźmy tylko, że trochę się tego już nazbierało. - Coś czego nie wiesz..? Pomyślmy... - zamyślił się na chwilę lekko mrużąc oczy spoglądając na drogę przed nimi - Prócz angielskiego i szkockiego znam jeszcze na przykład islandzki czy norweski. Zaskoczona, co? Nie tylko zabójczy wojownik, ale jeszcze poliglota. - poruszył wymownie brwiami w końcu tylko cicho się śmiejąc. Szkot nie był zbyt wylewny jeśli chodziło o jego osobę, a zwłaszcza przeszłość przed atakiem. Dzisiaj stwierdził, że skoro już wykonuje ten gest dla swojej pupilki, może też uchylić rąbka tajemnicy na temat swojej osoby. Ich relacja w dużej mierze związana była z treningami, pomijając ten jeden wieczór, kiedy córka Heliosa wróciła z Tartaru. W końcu musiał nastąpić ten moment, kiedy zobaczy go jako coś więcej niż po prostu trenera. Musi w końcu pokazać się jako po prostu półbóg, taki sam jak ona, jeśli ma kiedyś ukończyć jego lekcje. Nadeszła najwyższa pora by wynieść ich relację na troszkę wyższy poziom. - Masz rację, mnie nie da się zapomnieć. - puścił jej oczko z wymownym uśmiechem - Powinnaś też pamiętać, że i ja nie zapominam o swoich pupilach. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała mojej pomocy poruszę niebo i ziemię żeby ci jej udzielić. - tym razem uśmiechnął się trochę poważniej dając jej do zrozumienia, że nie żartował. Mógł być aroganckim dupkiem przez większość czasu, ale jednego mogła być pewna. Jeśli kiedykolwiek poprosi o jego pomoc, nie ma możliwości żeby jej odmówił. Nawet syn Tartaru nie podołałby jego gniewowi, gdyby stanął mu na drodze. O Balthazarze można powiedzieć wiele, ale nie to, że porzuca osoby, na których mu zależy w potrzebnie. Po dziś dzień przeżywał utratę uczniów w tym cholernym ataku. - Nie tylko bym odpłynął, ale również świetnie się bawił z całym gronem modelek. - spojrzał na nią odpowiadając bez zawahania, aczkolwiek dla dziewczyny jasnym było, że blefuje. Zdarzało mu się spinać mięśnie przy bliźnie wyglądającej teraz zza kołnierza koszuli, kiedy kłamał i ona zdążyła się już tego nauczyć. Syn Thora czerpał jakąś chorą satysfakcję z ucierania nosa pozerom. W tym przypadku nie wystarczało mu pokazanie facetowi, że nie tylko nigdy nie dostanie dziewczyny siedzącej na siedzeniu pasażera, ponieważ tutaj wysyłał jasne sygnały, że ta należy od niego, ale przede wszystkim nie miał nawet podejścia do maszyny, którą własnoręcznie zbudował. Sprawa z Jo została szybko wyjaśniona i choć mężczyzna nie mógł wiedzieć, że łączy ich mentorska relacja, przekaz Balthazara był jasny. Zrób jeden krok za dużo i stracisz ręce. Złapał się nawet na tym, że ta myśl na krótką chwilę zagnieździła się w jego umyśle, co nie miało zupełnie sensu. Teraz jednak, miał większe zmartwienia na głowie. Utrzymanie takiej bestii na smyczy nie było dla niego proste. Nie był kierowcą rajdowym, a odpowiednie sterowanie autem mającym ponad osiemset koni mechanicznych nie posiadającym elektryki nie było łatwym zadaniem. Nie spodziewał się, że przednie koła oderwą się od ziemi i choć nie wyglądało to jak w pewnych popularnych filmach, jego serce na chwilę się zatrzymało. Nie ze strachu, a z ekscytacji. Całą swoją uwagę poświęcił na okiełznanie tej bestii, co na szczęście mu się udało. Kiedy zerknął w lusterka, porschak był już daleko za nim. Gość ledwo zdążył ruszyć. - Nie miałem czasu, bo próbowałem nas nie rozbić. - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem prowadząc ich pojazd za miasto, gdzie mogli rozwinąć trochę większa prędkość - Nic nie poradzę, że jestem w każdym typie. Nawet facetów. - wzruszył ramionami uśmiechając się wymownie jednocześnie lekko zwalniając by powietrze nie stawiało takiego oporu dla dłoni Jo. Podróżowali akurat wybrzeżem jeziora w bardzo malownicze popołudnie. Słońce odbijało się od tafli wody rzucając refleksy na karoserię samochodu. Nawet Balthazar od czasu do czasu zerkał na krajobraz ciesząc się idealnym dniem na przejażdżkę wypatrując latarni morskiej, która oznaczałaby, że zbliżają się do celu tej podróży. - Lubisz wodę? - odezwał się w końcu po kilkunastu minutach milczenia i wsłuchiwania się w muzykę płynącą z głośników - Mam na myśli morze, jezioro, te sprawy. - odwrócił się w jej stronę mając przed sobą kawałek prostej drogi.
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 14:17
Nie spodziewała się tego, że Balthazar rzeczywiście uraczy ją jakąś ciekawostką, o której jak dotąd nie wiedziała. Spojrzała na niego lekko zdziwiona, ale ostatecznie z uśmiechem przyjęła nowe informacje. Pokiwała głową z uznaniem, gdy przyjęła do świadomości wieści o jego językowej smykałce. Cieszyła się z tego, że miała okazję poznać go jeszcze lepiej niż dotychczas. Była jedynie ciekawa tego jak wiele niuansików skrywał w sobie syn Thora i miała ogromną nadzieję jeszcze kiedyś je poznać. - Normalnie człowiek orkiestra. Ciebie to można i na rozróbę, i na misję dyplomatyczną wysłać.- stwierdziła, zachwalając w ten sposób jego znajomość kilku języków obcych. Joanne, jak to amerykanka, jedynie swój rodzimy język opanowała tak, by posługiwać się nim całkowicie komunikatywnie. Oczywiście, że znała kilka zwrotów w paru innych języków, ale miałaby problem, by którymkolwiek z nich nawiązać rozmowę z jakimś rdzennym mieszkańcem danego kraju. Bywały chwile, w których kusiło ją, by nauczyć się czegoś więcej, ale zazwyczaj kończyło się na zakupie słownika, który w tej chwili kurzył się na półce w jej mieszkaniu.- Weź coś powiedz po norwesku.- zażyczyła sobie i czekała aż usłyszy jakiekolwiek zdanie. Niby w obozie mogła usłyszeć wiele różnych języków, a norweski zwłaszcza skoro całkiem sporo dzieci nordyckich bogów potrafiło się nim posługiwać. Nie słyszała jednak tego języka w wykonaniu Balthazara, którego akcent niekiedy zaciągał odrobinę szkockim. Prychnęła cicho pod nosem w lekkim rozbawieniu. Balthazar jak zwykle wykazał się brakiem skromności, ale przecież właśnie tego mogła się po nim spodziewać, o czymkolwiek by nie rozmawiali. Choć na początku potrafiło być to dla niej odrobinę irytujące, z czasem oswoiła się z jego przerośniętą nad wyraz pewnością siebie. Joanne przeważnie zgrywała zadufaną blondynkę, ale w wielu sytuacjach w ten sposób maskowała swoje wątpliwości. To było lekkim oszukiwaniem siebie i otoczenia, jakby udawanie, że jest się najlepszym sprawiło, iż kiedyś stanie się to prawdą. Tak naprawdę chciałaby tak jak Balthazar tak mocno w siebie wierzyć, a nie tylko to pozorować. Jej mentor jednak w wielu sytuacjach zdawał się widzieć jej zawahania. Być może miał dobrą intuicję albo już się na niej poznał. - Wiem i cieszę się.- odpowiedziała mu szczerze i odwzajemniła jego uśmiech.- Ale wiesz, że to działa też w drugą stronę?- uniosła jedną brew. Niejednokrotnie otrzymała pomoc od Balthazara, więc chciała, by też mógł na niej polegać. Przyszedł do niej nawet kiedy o to nie prosiła, więc nic dziwnego, że czuła się zobowiązana, by mu się za to jeszcze odwdzięczyć.- Wiem, że jesteś najlepszy na świecie i ze wszystkim sobie radzisz sam, ale i tak..- dodała, próbując wnieść odrobinę żartu do tej sprawy. Chciała jedynie go upewnić w tym, że zawsze otrzyma od niej pomocną dłoń, czy to w błahych sprawach, czy też poważnych. No i czar prysł, kiedy Balthazar skończył z ciepłymi słówkami, wracając do swojej aroganckiej pozy. Westchnęła ciężko i wróciła swoim spojrzeniem na drogę przed nimi. Wiedziała, że blefuje, ale to nie zmieniało faktu, że chciała, by odpowiedział jednak inaczej. Przecież w życiu nie było niczego lepszego niż ucieranie nosa pozerom, więc Joanne miała równie dużą satysfakcje co Balthazar, gdy tylko czerwone porsche zostało daleko za nimi. Kątem oka zauważyła, że to jak maszyna zerwała się z miejsca zaskoczyło także jego, co normalnie powinno ją odrobinę zaniepokoić. - I chwała ci za to, że ci się udało.- odparła, wciąż otrząsając się z emocji. Ta mieszanka niepokoju i ekscytacji to było właśnie to, co najbardziej potrafiło ją nakręcić na dalsze szaleństwa. Niekiedy zaklinała siebie za to, że dawała się ponieść niektórym szalonym pomysłom, ale bywały takie chwile, w których mogła otwarcie stwierdzić, że było warto. Ta brawurowa przejażdżka zdecydowanie do nich pasowała, choć pewnie Jo uważałaby inaczej, gdyby rozbili się o pierwszą napotkaną przeszkodę. Joanne spoglądała na wybrzeże jeziora, które prezentowało się przepięknie przy sprzyjającej mu pogodzie. Odetchnęła głęboko, napawając się tą chwilą beztroski, na którą mogła sobie teraz pozwolić. Może i miała kilka dni wolnych od pracy po powrocie z Tartaru, ale nawet wtedy nie odpoczywała wystarczająco. Brak ruchu i obowiązków nie zapewniał jej spokoju, ponieważ jej umysł i tak ją zadręczał kilkoma przykrościami. Właściwie to powrót na salę treningową okazał się lepszy niż zbijanie bąków, bo mogła zacząć myśleć o czymś innym i wyładować ewentualną frustrację na jakimś worku lub podnosząc ciężary. Ale i tak dopiero teraz poczuła pełną swobodę, której nie potrafiła osiągnąć od wielu dni. - Ooo tak, uwielbiam.- przyznała, rozkoszując się już samą myślą o zanurzeniu się w wodzie lub wygrzewaniu się na słońcu.- Zatrzymamy się gdzieś?- spytała zaciekawiona, bo domyślała się, że Balthazar właśnie to chciał jej zasugerować. Ekscytacja w niej wzrosła, przez co powierciła się chwilę w fotelu niczym dziecko, które czeka aż dojedzie w wymarzone miejsce. Z większym zainteresowaniem zaczęła rozglądać się i analizować otaczający ich krajobraz. Może i woda była środowiskiem przeciwstawnym do żywiołu, którym posługiwała się córka Heliosa, ale to nie zmieniało faktu, że uwielbiała w niej pływać. Od tej pory siedziała jak na szpilce i czekała aż syn Thora zjedzie na jakąś inną drogę, która prawdopodobnie zaprowadzi ich na jakąś plażę.
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 15:26
- Zdecydowanie wolę by jednak wysyłać mnie na rozróby niż misje dyplomatyczne. Źle się czuję w garniturze i może o tym nie słyszałaś, ale mam problemy z agresją. - uśmiechnął się wymownie bo trudno było o tym w Obozie nie usłyszeć. Zazwyczaj była to pierwsza rzecz, jaką utożsamiano z jego osobą, zaraz po tej irytującej arogancji. Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie wpadłby nawet na pomysł, że to akurat syn Thora powinien być częścią jakiej reprezentacji dyplomatycznej, chyba, że jako obstawa, a i to nie było najlepszym pomysłem bo znając jego złamałby komuś rękę jeszcze zanim doszłoby do pierwszego toastu przy uroczystej kolacji. Chociaż kto ich tam wie z tym ich gówniarzem-generałem. Po dziś dzień zastanawiał się kto go w ogóle wybrał, ale po powrocie było już za późno żeby coś z tym zrobić. Z resztą Balthazar nie miał w sobie duszy anarchisty, mógł tylko dać odczuć, że na jego szacunek trzeba sobie zasłużyć, a po misji w Tartarze było do tego daleko. - Szczęka Ci opadnie jak zobaczysz co dla ciebie przygotowałem. - powiedział po norwesku z zadziornym uśmiechem i chociaż jego akcent rzeczywiście nie był perfekcyjny, to żaden native speaker nie miałby raczej problemu ze zrozumieniem jego przekazu. Jednym z najważniejszych postulatów treningów Balthazara było stworzenie w podopiecznych poczucia własnej wartości oraz pewności siebie. Jego arogancja oraz pewność siebie może nie wzięła się akurat z tak szlachetnych powodów, ale skoro już ją miał postanowił jak najlepiej wykorzystać ją dla swoich studentów. Widział zbyt wielu młodych herosów, którzy choć dobrze wyszkoleni, podczas walki zawahali się na ten ułamek sekundy nie mając przekonania co do swoich umiejętności, co często kosztowało ich poważny uszczerbek na zdrowiu. Była cienka granica pomiędzy arogancją, a pewnością siebie i chociaż on sam już dawno ją przekroczył, chciał przynajmniej doprowadzić do niej swoich studentów. Początkowo myślał, że córka Heliosa ma już ten etap za sobą, ale im dłużej trenowali zaczął zdawać sobie sprawę, że często tylko udaje. Dlatego też nie bez powodu rzadko okazywał swoje słabości. Pewność siebie potrafi być zaraźliwa, w końcu ją załapie. Wtedy zakończy swój trening, podobnie jak zrobiła to Iris. Pozostanie tylko zaskoczyć swojego trenera. - To rolą trenera jest chronić swoich podopiecznych, a nie odwrotnie. - pokręcił głową z lekkim uśmiechem - Jo, nikt nie radzi sobie ze wszystkim sam. Już ci to mówiłem. Mnie pomogła Iris, kiedy tego potrzebowałem. Nie wiesz tego, ale też mi już pomogłaś. Gdyby nie nasze spotkanie pewnie nie wróciłbym do trenowania dorosłych herosów. - uśmiechnął się ciepło spoglądając na nią kątem oka, bo inaczej byłoby za dużo tego słodzenia jak na jedną przejażdżkę. - Ave ja. - zaśmiał się na jej komentarz powracając do swojej luźnej pozy za kółkiem z łokciem wystawionym za okno. Nie dało się nie zauważyć, że ta podróż wyjdzie jego podopiecznej na dobre. Przelotnie spoglądał od czasu do czasu na jej mowę ciała, która zdawała się w końcu trochę się rozluźnić. Poklepał się mentalnie po plecach za bycie takim świetnym trenerem żeby znów się przy niej nie chełpić, bo ile można. Doceni to, co dla niej robił i tyle mu wystarczało. Widoki za oknem nawet u niego wywoływały pewien spokój więc nie zakłócał tej sielanki wsłuchując się w przyjemny dźwięk gitary współgrający z pracą silnika. - Jeśli pytasz, czy zatrzymamy się gdzieś po drodze to nie. - uśmiechnął się nieco zadziornie - Ale niedługo będziemy na miejscu, dlatego musisz założyć to. - wyciągnął ze schowka czarną opaskę nachylając się nad jej nogami, dzięki czemu jej wyczulone zmysły herosa poczuły, że jej trener używał dzisiaj nawet perfum - Wiesz, żebyś za łatwo nie znalazła drogi powrotnej. - uśmiechnął się tajemniczo podając kawałek materiału dziewczynie. Zauważył już latarnię jakiś kilometr temu, co znaczyło, że byli prawie na miejscu. Balthazar dał jasno do zrozumienia, że nie ma innej opcji i jej protesty na nic się nie zdadzą. Zamierzał utrzymać ten dowcip z obozem survivalowym do samego końca, bo czar pryśnie za kilkanaście minut. Znów wkroczy w buty przyjaciela i nie będzie miał tyle okazji do bycia dupkiem. Kiedy oczy dziewczyny były już zasłonięte trochę przyśpieszył. Po kilku minutach skręcił w szutrową drogę biegnącą przez gęsty las znacznie zmniejszając prędkość by kamienie nie porysowały mu auta. W końcu po jakichś dziesięciu minutach zatrzymał mustanga na kawałku utwardzonego gruntu pod parking. - Jesteśmy na miejscu, ale jeszcze nie podglądaj. Przegonię tylko niedźwiedzie. - postarał się zabrzmieć całkiem przekonująco zanim zgasił silnik i wysiadł z auta. Otworzył drzwi pasażera i trzymając dłoń dziewczyny, oraz drugą na jej głowie żeby się nie uderzyła wysiadając pomógł jej opuścić pojazd. Pociągnął ją za sobą kilka metrów w dół zbocza aż ich buty zaczęły grząźć w miękkim piasku. Zdjął okulary chcąc lepiej widzieć jej minę kiedy pociągnął za materiał pozwalając opasce upaść na plażę. Przed nimi roztaczał się malowniczy widok na jezioro, ich prywatną plażę, pomost przy którym zacumowana była motorówka oraz latarnię wraz z małym domkiem obok. Stali teraz skąpani w słońcu na skrawku ziemi, który na weekend należał tylko do nich. W pobliżu nie było widać ani żywej duszy, żadnego innego domku. Za nimi tylko las i droga, którą przyjechali. - Niespodzianka? - uśmiechnął się rozbawiony nie wiedząc, czy jego blef do końca zadziałał.
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 17:30
- Ty i problemy z agresją?- rzuciła retorycznie, udając ogromne zwątpienie.- Przecież ty byś nawet muchy nie skrzywdził.- zaśmiała się. Oczywiście, że słyszała o tym jakie Balthazar miał zapędy do mordobicia, ale tak naprawdę sama nigdy go nie widziała w sytuacji, gdy nerwy nakłoniły go do agresji. Zresztą, sama niejednokrotnie poddawała jego cierpliwość różnym próbom, a gdyby miała większe obawy przez pogłoski, które o nim krążyły, raczej by tak często nie ryzykowała. Nie znała go, gdy rzeczywiście przejawiał oznaki problemów z panowaniem nad agresją i nie zamierzała przekładać tego co mawiają inni na to co sama miała przed oczami. Tak naprawdę ofiarowała synowi Thora ogromny kredyt zaufania, co zresztą było jej zdaniem konieczne, jeśli chciała by jej mentorował. Nie miała też okazji wyruszyć z nim na żadną misję przez co nie widziała go w chwilach, gdzie rzekoma dyplomacja byłaby potrzebna. Poza tym, oboje doskonale wiedzieli, że nie wszystko co wypada z jej ust należy traktować poważnie. - I to znaczy?- spytała zaraz po tym jak Balthazar powiedział coś do niej po norwesku. Wiadomo, że nie zrozumiała ani słowa. Może ze dwa z nich brzmiały jakoś znajomo, jakby je już słyszała, ale to wcale jej nie pomogło w tym, by choćby się domyślić co właśnie do niej powiedziano. - Ale nie jesteś moim trenerem w każdej minucie naszego życia.- zaprotestowała. Pamiętała o tym jak przyszedł do niej w roli przyjaciela, wyraźnie podkreślając właśnie tą rolę.- To nie to samo. Po prostu o tym pamiętaj i tyle.- odparła nieco marudnie, ucinając ostatnie zdanie tak, jakby chciała już zamknąć ten temat na swoim zdaniu. Wprawdzie była gotowa na to, że Balthazar i tak coś może dorzucić od siebie, bo był mistrzem w posiadaniu ostatniego zdania w prawie każdej kwestii. Zdążyła się do tego przyzwyczaić i z tym pogodzić. Zmarszczyła czoło nieco skonsternowana, gdy MacGrioghair sięgnął z kierunku schowka, który był przed nią. Na zapach jego perfumy natychmiast zwróciła uwagę, co na moment odgoniło jej myśli na temat tego czegoś co miała założyć. Nie wiedziała o co rozchodzi się ta gra, ale tą perfumą kompletnie uderzył w jedną ze słabości blondynki. Chorobliwie uwielbiała wąchać męskie perfumy i gdyby miały narkotyzującą moc, szybko by się od nich uzależniła. Zaciągnęła się przyjemnym zapachem i otrząsnęła się, gdy wręczono jej kawałek materiału. - Co to jest?- spytała, choć od razu domyśliła się o co chodzi. Zmarszczyła lekko nos i uniosła materiał lekko do góry, by mu się przyjrzeć. Oczywistym było, że Jo przez chwilę się opierała i nie chciała związywać sobie oczu. Jej zaciekawienie zwiększyło się kilkukrotnie, przez co trudniej było jej znieść fakt, że nie będzie nic widziała. Balthazar nie dał za wygraną i jak zwykle to ona uległa, czego owocem były zakryte oczy podczas dalszej części przejażdżki. Jej pozostałe zmysły wyostrzyły się jeszcze bardziej. Joanne o dziwo siedziała w milczeniu i skupiała się na każdej zmianie jaką wyczuła, gdy jeszcze jechali. Domyśliła się, że zjechali na inną szosę, ponieważ mustang całkiem inaczej kołysał się na leśnej drodze. - Bogowie, coś ty wymyślił..- westchnęła, gdy wysiadała z auta. Miała małe obawy odnośnie tego co ją czeka po odsłonięciu oczu. Słowa Balthazara o niedźwiedziach traktowała z przymrużeniem oka i w myślach powtarzała sobie, że wcale nie będzie tak strasznie jak jej zapowiadał. Próbowała przekonać samą siebie, że cały czas się zgrywał, ale wciąż pamiętała, że może spodziewać się po nim wszystkiego. Istniała możliwość, że zdecydowanie przekroczy jej najgorsze wyobrażenia, ale wypierała ją z podświadomości. Mocno trzymała jego dłoń gdy szli i ostrożnie stawiała kroki, by nie wylądować zaraz na ziemi. Zatrzymała się na sekundę, gdy poczuła jak jej buty zapadają się delikatnie w piasku, co ją odrobinę skonsternowało. Po tym jak zaakceptowała zmianę pod swoimi podeszwami szła dalej. - Nie wiem czy chce to widzieć.- zaczęła marudzić, czując stres przez to co mogło ją czekać. Paradoksalnie do tego uczucia, rozpierała ją jednocześnie energia i była cholernie ciekawa co zobaczy. Materiał w końcu opadł na piasek, a Joanne i tak miała jeszcze zamknięte oczy, jakby bała się je otworzyć. Powolutku uchyliła jedną powiekę, by rozeznać się co i jak. Minęła może sekunda, a ona wreszcie wybałuszyła swoje oczyska i zaczęła rozglądać się dookoła. - Ja pierdole.- wymknęło się z jej ust. Złapała się za głowę i kucnęła, by pozbierać się z szoku w jakim była. Pokręciła głową, lekko nie dowierzając. Nawet jeśli miała nadzieję, że czeka ją coś milszego niż trening, ten widok przerósł jej najśmielsze oczekiwania.- Wiesz, że ja chwilami zastanawiałam się czy serio nie wyrzucisz mnie samej w jakimś lesie?- uniosła swój wzrok na Balthazara, a potem stanęła z powrotem na równe nogi. Oczywiście, że nie bała się samotnej nocy w lesie, bo w swoim życiu przeszła o wiele gorsze rzeczy. To jednak nie zmieniało faktu, że opcja z domkiem na plaży jest zdecydowanie lepsza. - Zostajemy tu?- spytała, choć wydawało jej się to oczywiste. Potrzebowała tego jawnego potwierdzenia, by ten malowniczy obraz przed jej oczami stał się wreszcie prawdą.- Przerosłeś samego siebie.- przyznała, a zaraz po tym zawiesiła mu się na szyi, by go uściskać. Zrobiła to bardzo energicznie, co jedynie dowodziło silnej ekscytacji, którą gdzieś musiała upchać. - Nie ma co czekać, chodź do wody.- oderwała się od niego. Pociągnęła go lekko za rękę i pobiegła w stronę jeziora.- Zobaczymy czy pływasz tak dobrze jak walczysz!- zawołała, będąc już w połowie drogi do brzegu plaży. Zatrzymała się dosłownie na moment, żeby rozwiązać buty i zostawić je w piasku razem ze skarpetkami. Miała teraz gdzieś co wypada a co nie i najzwyczajniej zaczęła się rozbierać do samej bielizny, która i tak nie była najseksowniejsza. Miała na sobie typowy sportowy stanik i wygodne figi antygwałtki, ponieważ taki zestaw byłby najlepszy podczas survivalowej nocy w lesie. Blondynka bez zastanowienia wpieprzyła się do wody. Gdy sięgała jej już do pasa, Jo wybiła się od dna, by zanurkować. Kilka sekund ukrywała się pod lekko falującą taflą, a potem wynurzyła się kilka metrów dalej.
Balthazar MacGrioghair
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 18:52
Jej wygłupy na temat swojej agresji puścił mimo uszu z pobłażliwym uśmiechem. Jo nie miała jeszcze sposobności by zobaczyć go podczas prawdziwej walki. Jego zimna furia była tylko jakimś wyobrażeniem po tym, jak zapewne usłyszała kilka historii. Pomimo tego, że teraz dysponował o wiele lepszą kontrolą swoich impulsów, prawda była taka, że większość z nich po prostu zakopywał w pewnym miejscu w swojej podświadomości na ten dzień, kiedy będzie ich potrzebował. Negatywne emocje potrafiły być świetnym motorem napędowym dla chwil wymagających niebywałej gwałtowności i agresji. Każdy radził sobie z emocjami na swój własny sposób, prawda? - To znaczy, że nie masz pojęcia, co cię dzisiaj czeka. - puścił jej oczko z zadziornym uśmiechem nie mając zamiaru zdradzić jej jeszcze jak bardzo zadowolona będzie z dzisiejszego dnia i jak bardzo będzie żałować tych wszystkich złych myśli, które na pewno miała w stosunku do niego. - Będę pamiętać słońce. - przytaknął z delikatnym uśmiechem wyrażającym wdzięczność. Nigdy nie miał zbyt wielu osób na które mógłby w swoim życiu liczyć i nawet jeśli Jo na razie była dla niego tylko pupilkom, kiedyś to się na pewno zmieni. Zawsze dobrze było mieć kogoś po swojej stronie. Tylko dlaczego w jego przypadku są to akurat dwie pewne siebie kobiety, które nie będą go słuchać gdy tylko stanie się coś złego? - Magiczna wstążka do sex zabaw. Zwiąż sobie dłonie i wskoczymy na tylne siedzenie. - przewrócił oczami kręcąc lekko głową po swoim sarkastycznym komentarzu - Załóż i nie marudź bo wysadzę cię przed czasem. - pospieszył ją wymownie zerkając na kawałek materiału i na jej twarz z ponaglającym wyrazem twarzy. Chyba naprawdę tracił swój trenerski dar skoro ta dziewucha czuje się w pozycji by kwestionować każdą jego decyzję. Zmiękł i to potwornie. Przed wyjazdem gdy tylko mówił skacz, wszyscy pytali tylko jak wysoko. Mógł im zasłonić oczy i kazać biec przez las i nikt by się nawet nie zająknął, a ta tutaj ma problem z tym żeby na chwilę zawiązać sobie kawałek materiału. Najwyraźniej to całe otwieranie się by stać się dla niej bardziej ludzkim wybuchało mu w twarz zamiast zrobić z niego lepszego trenera. - To, co uważam za potrzebne, chodź i przestań marudzić. - odpowiedział nieco znudzonym głosem prowadząc ją za rękę. Po tym jak mocno ujęła jego dłoń wiedział, że jednak mu się udało. Nie miała bladego pojęcia, że czeka ją całkiem miła niespodzianka. Wyczuwał nawet lekko przyśpieszony puls, bo to naprawdę mogło być jakąś cholerną dziurą pośrodku niczego. To całkiem w jego stylu by zostawić swojego ucznia w jakiejś ciemnej jaskini i czekać na jego powrót w obozie. Zdarzało się to już nie raz i nie raz dostał za to opieprz od przywódców obozu. Jego wyniki zazwyczaj wynagradzały jednak niebezpieczeństwo w którym pozostawiał swoich podopiecznych. To też nie było do końca tak, że po prostu znikał. Zawsze był gdzieś w okolicy gdyby zaatakowała ich jakaś bestia. Nikt nie zginął i to było najważniejsze. Zdecydowanie chciała to widzieć, dlatego już pociągając za materiał miał wymalowany na twarzy ten cwany uśmiech. Zmartwił się trochę kiedy nagle przykucnęła łapiąc się za głowę. Wyglądało to trochę jakby mózg jej się przegrzał i pewnie powinien odebrać to trochę osobiście, bo czy tak nieprawdopodobnym było, że zrobił by dla niej coś miłego? W sumie nie do końca pasowało to do jego charakteru, więc nie mógł jej winić. - Oh, przeszło mi to przez myśl raz czy dwa. - uraczył ją lekko złośliwym uśmieszkiem wiedząc, że przy tym widoku wybaczy mu każdą uwagę. - Tak. Tylko ty i ja na cały weekend. - uśmiechnął się do niej zadowolony - No, chyba, że wolisz zostać tutaj sama, to też da się zaaranżować. - spojrzał na nią pytająco unosząc lekko prawą brew mówiąc całkiem serio. Nie spodziewał się, że zawiesi mu się na szyi i nie był na to przygotowany więc w pierwszej chwili po prostu stał tak przez chwilę, ale w końcu krótko ją przytulił by później jego dłonie spoczęły na jej biodrach. Znów złapał się na tym, że jego ciało zaczynało ją widzieć jako kobietę, a nie tylko jego studentkę i musiał ze sobą walczyć by te przyjemne odczucia nie dały o sobie znać w zmianie koloru jego tęczówek. - Przecież nie masz nawet... - dał się pociągnąć kawałek w stronę jeziora, ale szybko stanął jak wryty kiedy zaczęła się rozbierać i ze zwykłej przyzwoitości odwrócił wzrok chociaż wszystkie męskie instynkty podpowiadały mu, że to błąd. Odwrócił twarz z powrotem w jej stronę dopiero kiedy usłyszał już wesołe pluski córki Heliosa, która zniknęła gdzieś pod taflą wody. Stanął na brzegu rozpinając już kolejny guzik swojej koszuli, kiedy Jo wyłoniła się kilka metrów dalej. Po jego dłoniach i przedramionach przebiegły małe wyładowania elektryczne, więc już teraz wiedział, że wejście do wody w żadnym wypadku nie jest w tym momencie dobrym pomysłem. Przynajmniej do czasu aż na powrót zacznie nad sobą panować. - Gdybyś się na chwilę zatrzymała to dowiedziałabyś się, że mam dla ciebie strój kąpielowy i trochę ubrań lepiej przystosowanych do tego miejsca! - uniósł głos żeby usłyszała go pluskając się w wodzie, a on tymczasem tylko kręcił głową rozbawiony. Wrócił się do samochodu po drodze zbierając jej rzeczy otrzepując je z piasku. Rzucił je na tylne siedzenie wyciągając stamtąd jednocześnie czarną torbę, którą dla niej przyszykował. Wrócił z nią na brzeg i po prostu rzucił ją obok siebie wymownie wskazując na nią kciukiem. Co ona zrobi z tą wiadomością zależało już tylko i wyłącznie od niej. Balthazar natomiast złapał się na tym, że ciężko było mu oderwać wzrok od dziewczyny i towarzyszącego jej uśmiechu. Wyglądała na szczęśliwą, a to sprawiało, że chyba i on czuł się szczęśliwy? Czy to właśnie takie uczucie? Być szczęśliwym? Zdążył już zapomnieć.
Joanne Collins
Re: Okolice Ludington - Joanne & Balthazar Nie 22 Sie 2021, 21:51
Po tym co się działo w Tartarze umiała się domyślić jak łatwo furia wtrąca się do walki z przeciwnikami, zwłaszcza takimi, którzy perfidnie nacisnęli komuś na odcisk. Podczas starcia z Noahem sama na moment zapomniała kim jest i paliła ciało swojego przybranego brata tak długo aż była pewna, że został po nim sam popiół. Co więcej, zaraz po fakcie poczuła cholerną satysfakcję. Dopiero teraz na wspomnienie o tej emocji, czuła sie odrobinę niekomfortowo. Nie była dumna z tego, że dało jej to choć małą uciechę. Zabijanie było częścią jej życia, ale jak dotąd nigdy nie potraktowała tego jak zabawy- chyba, że chodziło o jakieś półmózgie potwory. Prychnęła jedynie pod nosem, dobrze wychwytując sarkazm, z którym przemawiał do niej Balthazar. Nawet tego nie skomentowała, jakby nie chciała przeczyć temu, że jej mentor byłby zdolny do takich wybryków. Posłała mu tylko wymowne spojrzenie i wreszcie się go posłuchała. Nie byłaby sobą, gdyby związała sobie oczy bez zająknięcia. Powiedzmy, że marudzenie było u niej standardem, nawet jeśli robiła to tylko po to, by nadszarpnąć odrobinę cierpliwość Balthazara. Jeżeli przez całą drogę Balthazar robił jej wodę z mózgu, nic dziwnego, że w ostateczności odrobinę się przegrzał. Uśmiech na jego twarzy wskazywał na to, że był mega dumny ze swojego występku i tak jak podejrzewał, Joanne wybaczyła mu te wszystkie kłamstewka w ułamek sekundy. - Mmm, jak romantycznie.- zaśmiała się, gdy zapewnił ją, że tu zostają.- Nie, nie.. kogo będę wkurzać, jeśli sobie pojedziesz?- uśmiechnęła się złowieszczo. Etap, w którym wolała przesiadywać w samotności i pogrążać się w samych nieprzyjemnych uczuciach miała już za sobą. Jeśli potrafiła już spędzać wolny czas z innymi herosami, to znaczyło, że jej samopoczucie ulegało znacznej poprawie. Tego dnia zostało to spotęgowane kilkukrotnie, a to za sprawą tego cwanego pana o blond czuprynie. Już sama przejażdżka pomogła jej zapomnieć o różnych rzeczach, które spędzały jej sen z powiek. Efektem odczuwanej przez nią euforii było to jak radośnie pędziła w kierunku wody, w której bez zawahania się zanurzyła. Nawet to niedokończone przez Balthazara zdanie puściła mimo uszu. W biegu machnęła ręką, ewidentnie lekceważąc to co zamierzał jej powiedzieć. Mogła jedynie zgadywać co chciał jej przekazać, bo w tych okolicznościach wydawało się to oczywiste. Brak kostiumu kąpielowego jak widać jej nie przeszkadzał. - Co za różnica?!- zawołała, obracając się przodem w kierunku plaży, by zaobserwować co robi jej mentor. W gruncie rzeczy komplet bikini niewiele różnił się od tego co miała na sobie. Nawet jeśli bielizna mogła onieśmielać, to z pewnością nie ta, którą miała na sobie, bo była mniej skąpa od klasycznego kostiumu kąpielowego. Zadziwiające pozostawało jednak to, że Balthazar miał dla niej przygotowaną całą torbę ubrań. Zastanawiało ją jedynie skąd je wziął. Była szczerze zdumiona tym jak dobrze się przygotował i nie umiała się kryć z tym jak dobre wrażenie dzięki temu na niej zrobił. Nie miała nawet ochoty z niego zażartować w tej chwili. Jedynie z nieco utęsknionym wzrokiem spoglądała jak wraca się do samochodu, zamiast pójść za duchem spontaniczności i wleźć do tej wody razem z nią. Kiedy grzebał w swoim wykokszonym mustangu, przepłynęła się jeszcze kawałek, by nacieszyć się jeszcze obecnością jeziora. Rozluźniła swoje ciało i balansowała na powierzchni wody, pochłaniając jednocześnie odrobinę ciepła z promieni słonecznych, które poprawiały jej witalność. Co chwilę zerkała w kierunku plaży, by widzieć co robi Balthazar. Gdy stał już na brzegu, a obok jego nóg leżała czarna torba, podpłynęła odrobinę bliżej. Wyglądało na to, że syn Thora nie zamierzał póki co zanurzać się w wodzie i gdyby nie to jak była mu wdzięczna za tą niespodziankę, i gdyby nie sam fakt, że to wszystko przygotował, nazwałaby go nudziarzem. - Spakowałeś tam jakiś ręcznik?- spytała, podpływając coraz bliżej brzegu. Zaczęła powoli wychodzić z jeziora, a krople, które pozostawały na jej skórze obracały się w parę. Joanne wolała przyspieszyć proces schnięcia z pomocą swoich boskich mocy, ale i tak wygrzebała z torby jakiś ręcznik, by się nim chociaż osłonić. - Dawno nie widziałam takiej czystej wody.- stwierdziła, oglądając się za siebie, by jeszcze popatrzeć sobie na jezioro, w którym zdążyła się już chociaż na chwilę zanurzyć.- Nie chciałeś popływać?- spytała, całkiem nie domyślając się przyczyny, która mogła go powstrzymać. Skinęła subtelnie głową w kierunku domku, by zaraz zacząć do niego iść. Otaczało ją teraz tyle nowych rzeczy, że chciała je wszystkie zobaczyć i sprawdzić. Tego jak wyglądał sam domek także była ciekawa, więc nie zamierzała zbytnio zwlekać przed zwiedzaniem. Warto było się też przebrać w coś nowego i rozpakować rzeczy, które Balthazar przygotował. - Tak właściwie to skąd wytrzasnąłeś to miejsce?- spytała zaciekawiona, gdy szli powolnym krokiem w kierunku domku. Balthazar był tak przygotowany, że z pewnością już wcześniej obczaił to miejsce. Droga do tego punktu też nie była najkrótsza, więc trudno było na tą plażę natknąć się przypadkiem w podróży do jakiegokolwiek innego miejsca.
Balthazar obawiał się trochę, że ta wzmianka o dzikim seksie na tylnym siedzeniu będzie jeszcze nie na miejscu, ale widząc wymownie spojrzenie swojej uczennicy z ulgą przyjął fakt, że nareszcie może powrócić do swoich erotycznych żarcików, które zawsze były częścią ich nieco dziwnej, ale działającej mentorskiej relacji. Na jego szczęście nie oponowała też długo przed włożeniem opaski, która była wymogiem do sprawienia jej największej przyjemnej niespodzianki tego roku. Przez ostatni tydzień był się z myślami, czy to aby na pewno był dobry czas, lecz w końcu stwierdził, że lepszego już nie będzie. Mógł z tego zrobić przyjemny wyjazd albo przyjemny wyjazd, który pozwoli zamknąć jej pewien rozdział swojego życia. Oczywiście wybrał to drugie. - Poczekaj aż zrobię kolację. Świece, wino, nie masz szans. - uśmiechnął się do niej zadziornie wiedząc, że dziewczyna w ogóle nie widzi go jako potencjalnego kandydata do intymnej relacji - A, no tak. Bo tylko do tego, mnie potrzebujesz, co? - posłał jej trochę kwaśny uśmiech na jej sarkastyczny komentarz. Mogła chociaż podziękować za to, że zamiast wywieźć ją do jakiegoś cholernego lasu przygotował jej cały weekend, żeby mogła sobie trochę odpocząć i pozbierać myśli, ale jedyne na co zasłużył to bycie jej obiektem do irytacji. Naprawdę uczennica dziesięć na dziesięć. Poszanowanie swojego mentora na najwyższym poziomie. Co prawda nie potrafił się na nią długo gniewać widząc jaką radochę sprawia jej to miejsce oraz kąpanie się w ciepłym jeziorze. W życiu by nie przypuszczał, że córka Heliosa będzie taką fanką akwenów wodnych, ale spoglądając na nią z brzegu szybko przekonał się o tym, że w jakiś sposób pasuje do tej scenerii, a on tylko mógł spoglądać na jej wybryki z dumnym uśmiechem wiedząc, że trafił z tym wyjazdem w dziesiątkę. Tylko dlaczego sprawiało mu to taką satysfakcję? Nie miał zielonego pojęcia. - Nie wiem... Taka, że nie paradowałabyś przed starszym mężczyzną w samej bieliźnie?! - warknął przewracając tylko oczami stojąc kilkanaście centymetrów od tafli jeziora. W prawdzie nie miałby nic przeciwko temu, ale od jej powrotu z Tartaru łapał się na tym, że jego ciało reagowało w jej obecności w przedziwny sposób. Chociaż jego serce nadal należało do Iris i od długich miesięcy nie czuł żadnego pociągu do innych kobiet, tak w przypadku Jo sprawa miała się nieco inaczej. Zawsze chełpił się swoją kontrolą zarówno nad boskimi mocami oraz ciałem, jednak dzisiaj oraz kilka dni wstecz pewne elementy zaczynały mu umykać. Kiedy wyszła z prysznica tego feralnego dnia po powrocie, jego tęczówki same zmieniły kolor. Teraz wyładowania elektryczne przebiegały jego ciało za każdym razem gdy dziewczyna znalazła się w pobliżu. Ciało wysyłało mu jasne sygnały, których on nie przyjmował do wiadomości i właśnie dlatego, że sobie już nie ufał nie wszedł do wody, jedynie obserwując poczynania swojej studentki. - Nie, wszystkie są w domku. - odpowiedział odwracając wzrok kiedy dziewczyna wychodziła z wody. Wiedząc, że nie będzie się w stanie skupić, jeśli Jo pozostanie w samej bieliźnie, rozpiął swoją koszulę kiedy ta dreptała w jego stronę by w końcu całkowicie ją ściągnąć i zarzucić jej na ramiona. Sięgała kilka centymetrów za jej krągły tyłeczek, więc przynajmniej był w stanie spojrzeć w jej stronę. Był to również pierwszy raz, kiedy obnażył przed nią wszystkie swoje blizny tworzące niezłą galerię na całym jego korpusie. Największe i najgorsze były ślady szczęk ciągnące się od jego szyi, przez tors aż po ramię oraz po pazurach przechodzące przez całe plecy i niknące pod paskiem spodni. Balthazar nie wydawał się z nich ani dumny ani rozczarowany. Po prostu były tam z galerią wszystkich innych jako spuścizna tego, co w swoim życiu doświadczył. - To najczystsza część jeziora. - odpowiedział jej zza pleców spoglądając na jezioro - Powiedźmy, że ja i woda to nie najlepsi przyjaciele. Umiem pływać, ale pływanie z innymi to pewne ryzyko. Wiesz, elektrokineza i tak dalej. - wzruszył ramionami z przepraszającym uśmiechem, jednak dziewczyna znała go na tyle by wiedzieć, że on nigdy nie traci kontroli, więc coś innego musiało być na rzeczy. - Nie jest moje, jak możesz się domyślić, nie jestem aż tak bogaty w świecie śmiertelników. - zaśmiał się cicho podnosząc jej torbę by zaraz zrównać się z nią idą w stronę domku - Podczas swoich podróży przypadkiem uratowałem życie jednemu Norwegowi, do którego należy ten teren. Powiedział, że mogę tutaj przyjeżdżać kiedy zechcę, więc zdarza mi się tutaj zaszyć, kiedy potrzebuję trochę spokoju. Tylko nie mów Iris, bo nawet ona nie wie o tym miejscu i nie dałaby mi żyć, gdyby wiedziała, że to ciebie pierwszą przewiozłem mustangiem i przywiozłem w swoje sekretne miejsce. - uśmiechnął się trochę niezręcznie drapiąc się w tył głowy, a gdy podeszli do wejścia otworzył dla niej drzwi - Sypiania jest twoja, ja prześpię się na kanapie. Wnętrze prezentowało się niczym dom z bali z jedną różnicą. Okna ciągnęły się aż do ziemi od strony jeziora, gdzie było wyjście na taras. Wnętrze było trochę większe od ich mieszkań, gustownie urządzone. Salon wyposażony był w duży telewizor, narożnik, stolik kuchenny oraz mały stół służący za jadalnię. Kuchnia miała wszystko, co potrzebne. Piekarnik, palniki, oraz wyspę, która służyła jednocześnie za barek. Dwoje drzwi prowadziło do sypialni z dużym łóżkiem oraz łazienki. - Chyba przeżyjemy dwie noce, co? - uśmiechnął się do niej wesoło zamykając za nimi drzwi - Wieczorem zabiorę cię na latarnię, spodoba ci się. - puścił jej oczko przekazując jej torbę z rzeczami - Mam nadzieję, że nie spaprałem rozmiaru. Powinno starczyć na te trzy dni. Łazienka jest tam, a sypialnia tam. - wskazał na jedne oraz drugie drzwi. - Masz ochotę na drinka? Coś do jedzenia? - spytał przechodząc już do kuchni.
Zamrugała i przyjrzała się swojemu trenerowi, zastanawiając się czy się nie przesłyszała. Cały czas uważała, że kolacja po jej powrocie z Tartaru to była wyjątkowa sytuacja, która się nieprędko powtórzy albo wcale, a tymczasem czekała ją powtórka. - No nie. Wychodzi na to, że jeszcze do zjedzenia zajebistej kolacji.- uśmiechnęła się szeroko, prezentując szereg swoich zębów. Choć wciąż sobie żartowała, w środku czuła ogromne poruszenie i towarzyszące mu ciepło. Wciąż trudno było jej uwierzyć w to, że Balthazar się tak zaangażował w przygotowanie tego wszystkiego. Wdzięczność jaką darzyła w tej chwili swojego mentora była tak ogromna, że nie w sposób było wyrazić ją słowami. Po tym wszystkim zwykłe "dzięki" to zdecydowanie za mało. W myślach szukała czegoś czym mogłaby mu się odwdzięczyć, ale póki co podążała za tym co zaplanował dla nich syn Thora. Możliwe, że trudno było spodziewać się tego, że córka Heliosa tak bardzo lubi obcować z żywiołem wody. Tu zaś udzielało jej się to, czego nauczyła się jeszcze zanim zamieszkała w obozie. Dołączyła dopiero jako nastolatka, więc miała czas by stać się typową kalifornijską dziewczyną. Wiązały się z tym między innymi częste wypady na plażę, pływanie, a nawet surfing. W okoli obozu było mniej takich klimatycznych miejsc, ale zdołała się przyzwyczaić i nawet polubić otoczenie lasów i gór. - Oj przestań, nie takie rzeczy widziałeś.- wzruszyła lekko ramionami, wciąż nie przejmując się tym, że kąpała się w sportowej bieliźnie zamiast bikini. Gdyby miała na sobie jakieś koronki, pewnie by się zawahała. Choć prawdopodobnie po wypiciu kilku kieliszków i to nie sprawiłoby dla niej problemu. W czasach, gdy częściej towarzyszyła jej beztroska, lubiła oddawać się spontanicznym pomysłom i robić różne szalone rzeczy. Wciąż miała w sobie tego ducha swobody, ale coraz częściej ktoś próbował uwiązać mu ręce, przynosząc ze sobą najróżniejsze tragedie. Nie potrafiła, tak jak niektórzy herosi, całkiem odciąć się od emocji i prawdę mówiąc, nawet nie chciała tego robić. Uważała, że to ją w znaczny sposób identyfikuje. Nie dało się ukryć, że od jej powrotu z Tartaru zbliżyli się do siebie z Balthazarem. Pomimo ich figlarnych żarcików i dokuczaniu sobie, większość spędzanego wspólnie czasu opierało się właśnie o treningi. Od jakiegoś czasu widywali się jakoś częściej i nie tylko w sprawach "służbowych". Początkowo Collins uważała, że jej mentor się nią najzwyczajniej opiekuje, by nie stoczyła się na dno przez żałobę. Bądź co bądź, miał chyba największy udział w tym, że jej samopoczucie uległo znacznej poprawie. Nie pogrążała się w smutku całymi dniami, a zdarzały jej się jedynie krótkie momenty i to przeważnie wtedy, gdy była sama i nie miała o czym innym myśleć. W każdym razie, z czasem sama poczuła tą umacniającą się więź i było jej z tym naprawdę bardzo dobrze. Gdy zabrakło jej czegoś suchego, żeby się okryć, dotarło wreszcie do niej jak bardzo nieprzemyślane było wpierdzielanie się do wody zaraz po zobaczeniu tego jeziora. Mimo to nie była tym zbyt przejęta, a jedynie troszkę skonsternowana. Nie spodziewała się tego, że Balthazar zdecyduje się pożyczyć jej własną koszulę. Przeszło jej przez myśl, żeby zaprotestować, ale pokusa zobaczenia go bez tego odzienia okazała się silniejsza. - Dzięki.- mruknęła, poprawiając koszulę, którą Balthazar zarzucił jej na ramiona. Blizny na jego ciele nie uszły jej uwadze, ale postanowiła się na ich temat nie wypowiadać. Było w nich coś co imponowało blondynce i jednocześnie współczuła mu tego bólu, który musiał czuć za każdym razem, gdy powstawała którakolwiek z tych ran. - Czyli nawet taki mistrz jak ty ma czasami problemy ze swoimi mocami?- zagaiła żartobliwie. Przecież wiedziała jak wysokie jest ego Balthazara i niejednokrotnie zapewniał ją o tym, że jest przecież najlepszy. Trudno więc było uwierzyć, że kąpiel w jeziorze mogłaby być kłopotliwa dla niego, a raczej jego towarzystwa. Z drugiej strony, rozumiała. Nawet jeśli jej pyrokineza nie współgrała z żywiołem wody, to była tym bardziej nieszkodliwa w jej otoczeniu. W przypadku syna Thora ta sprawa prezentowała się inaczej. - Oh, mamy coraz więcej wspólnych tajemnic.- poruszyła sugestywnie brwiami.- Nie pisnę ani słowa.- uśmiechnęła się. Tym bardziej pochlebiało jej, że Balthazar ją tu zabrał. Właściwie to była nawet zaskoczona, bo wiedziała jak ważna dla niego była Iris. Przeszedł z nią naprawdę wiele, a tymczasem to Joanne udało się zobaczyć jego kryjówkę i jako pierwszej przejechać się mustangiem. Z niewiadomych jej przyczyn, czuła z tego powodu ogromną satysfakcję. - Możemy się zamienić drugiej nocy, będzie sprawiedliwie.- zaproponowała, gdy Balthazar odstąpił jej sypialnię. To ile dobroci jej tego dnia okazał zaczęło się dla niej robić nawet trochę niezręczne, choć jednocześnie dawało jej to dużo przyjemności. Nie chciała jednak by cokolwiek działo się jego kosztem, a łatwo się domyślić, że kanapa nie jest tak wygodna jak łóżko. Właściwie to rozważała nawet czy nie zaproponować mu, żeby spał obok niej, ale zastanawiała się czy nie będzie to dla niego przekroczeniem jakieś granicy. Weszła do środka i otworzyła lekko oczy w ogromnym zdumieniu, które ją ogarnęło. Wnętrze domku było prześliczne. Pierwsze co zrobiła to podeszła do szklanych drzwi, prowadzących na taras, by przyjrzeć sie widokom z tej nowej perspektywy. - Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.- odpowiedziała mu z uśmiechem. Dopiero tu przyjechali, a już ogarnął ją spokój, jakby była pewna, że czeka ją najwspanialszy weekend.- Zajmie mi to krótką chwilę.- obiecała, przejmując torbę z rzeczami, których wciąż nie zdołała nawet przejrzeć. Prawdę mówiąc, nie czuła ani odrobiny niepokoju, myśląc o tym co Balthazar jej przygotował. Ufała, że miał dobry gust i dopasował coś co jej się spodoba. Już tyloma rzeczami tego dnia ją zachwycił, że nie wątpiła, iż z ubraniami miałoby być inaczej.- Drinka poproszę!- zawołała, wchodząc już do sypialni. Położyła torbę na ziemi i zaczęła wyjmować z niej rzeczy, by rozeznać się w tym co miała do wyboru. Zdecydowała się ubrać błękitną, przewiewną sukienkę, którą znalazła. Skoro wszystko było tak starannie zaplanowanie i ona zamierzała wyglądać przyzwoicie. Osuszyła szybko włosy, a także Balthazara koszulę, jak zwykle wspomagając się swoimi mocami. - Pasuje idealnie i muszę przyznać, że masz świetny gust.- oznajmiła, gdy tylko wyszła z sypialni.- Twoja koszula jest już sucha.- poinformowała go i powiesiła koszulę na oparciu krzesła. Podeszła do wyspy kuchennej, oparła się o nią łokciami i spoglądała na Balthazara, który w tej odsłonie zachwycał. Światło, które wpadało do kuchni idealnie podkreślało zarys jego mięśni, więc nawet nie pospieszała herosa, tylko grzecznie czekała na swojego drinka. - Domek nad jeziorem i mężczyzna z nagim torsem, który szykuje drinki..marzenie każdej kobiety.- uśmiechnęła się szeroko.
Balthazar w końcu nie wytrzymał i puścił w jej stronę pojedyncze, ale dość silne wyładowanie elektryczne, które rozbiło się o piasek trochę go przypalając. To nie była nawet do końca groźba, ponieważ wszystko odbywało się kilkanaście centymetrów od dziewczyny. W ten sposób dał trochę upust swojej frustracji, kiedy to wyjątkowo ona miała ostatnie słowo w ich przekomarzankach, co nie zdarzało się zbyt często, a nie było co niepotrzebnie nadmuchiwać jej ego w tej kwestii. - Jesteś bezczelna. - uśmiechnął się trochę rozbawiony kręcąc jedynie głową. Oddał jej to zwycięstwo, ale tylko tym razem. Postanowił sobie, że w ten weekend będzie trochę mniej arogancki i zadziorny. Jo zasłużyła żeby sobie trochę odpocząć, a od straty partnera nie było raczej nikogo, kto by dla niej coś takiego zorganizował, więc Balthazar wziął to całe przedsięwzięcie na swoje barki. Bycie trenerem nie znaczyło dla niego tylko nauczenie swoich podopiecznych jak nie zginąć w pierwszych sekundach walki, czy dożyć drugiej misji. Często robił im za drugiego ojca, brata czy kogo tam w życiu potrzebowali. Służył im radą i swoją pomocą, chociaż dla nikogo raczej nie robił takich rzeczy, jak dla niej. Była tylko jedna taka osóbka, Iris, która była teraz dla niego jak młodsza siostra. Najwyraźniej miał talent do nawiązywania tego typu relacji. - Może i tak, ale ciebie nie widziałem... - mruknął pod nosem do samego siebie starając się nie wodzić za nią wzrokiem kiedy pojawiała się ponad taflą wody. Pomimo tego, że widok był dość beztroski, kiedy dziewczyna po prostu cieszyła się wyjazdem nad wodę, on nie do końca potrafił patrzeć na nią tylko jak na młodą osobę bawiącą się w jeziorze. Coraz częściej łapał się na tym, że widział ją jako kobietę, bardzo piękną kobietę co wiązało się z pewnymi odruchami, które nie miały miejsca w ich relacji. Nie powinien tego czuć, nie powinien był tak na nią patrzeć. To naruszało świętą relację trenera oraz podopiecznej. Powinna się czuć w jego towarzystwie bezpiecznie, a nie stresować się, że ten stary zboczeniec czegoś spróbuje. Otrząsnął się w końcu odwracając wzrok i udając zainteresowanie stanem stojącej niedaleko latarni. Tak, to była zdecydowanie lepsza decyzja. Delikatne czułości, które jej okazywał od powrotu z Tartaru również nie powinny mieć miejsca. Z początku były to proste gesty, które miały jej uświadomić, że nie jest w tym wszystkim sama. Zawsze może go znaleźć i porozmawiać. Niestety niektóre z nich zaczęły mu od tamtej pory przychodzić dość naturalnie. Natura ich relacji zaczynała się trochę zmieniać. Zdecydowanie byli sobie bliżsi, ale już niekoniecznie jako trener i podopieczna. Pewne granice zaczynały się zacierać, a on nie wiedział, czy to dobrze. To samo stało się kiedyś z Iris i niemal nie zniszczyło ich relacji. Wiedział, że musi działać ostrożnie. - Nie ma sprawy. - mruknął w odpowiedzi tylko przelotnie na nią spoglądając, a widząc koszulę, która zaczynała prześwitywać w mokrych miejscach szybko odwrócił się w stronę domku i szedł minimalnie szybciej tak, by być o krok przed nią, co miało dużo sensu zważając na to, że był gospodarzem, prawda? - Tego nie powiedziałem, ale czasami lepiej dmuchać na zimne. - uśmiechnął się do niej spoglądając przez ramię - Jak przystało na przyjaciół, nie? - puścił jej oczko kiedy wspomniała o ich wspólnych sekretach. Syn Thora rzeczywiście był osobą dość bezpośrednią i mało wstydliwą, ale czasami nawet taki twardziel jak on wymiękał przed kimś sobie bliskim. Iris nie byłaby na niego zła, nawet nie rozczarowana, ale dałaby mu dotkliwie odczuć fakt, że nie zabrał na przejażdżkę najpierw jej, rodziny, zanim zrobił to z kimkolwiek innym. Będzie jej musiał to wynagrodzić, tylko jeszcze nie wiedział jak. Może zaaranżuje coś z jej rodzicami? - Nie przesadzaj. Ja i tak mało sypiam. Kanapa będzie w porządku, tobie należy się łóżko. Jesteś na wakacjach i to takich najlepszych, bo wszyscy myślą, że teraz biegasz gdzieś zagubiona po lesie za moją sprawką. - zaśmiał się cicho zamykając za nimi drzwi. Herosi tak całkiem oficjalnie nie brali urlopów, zawsze trochę krzywo na to patrzono, ale jeśli ma się takiego trenera jak Balthazar, nikt nie będzie kwestionował wypadu poza granice obozu na weekendowy trening. Kto o zdrowych zmysłach posądziłby syna Thora o przygotowanie takich atrakcji? Wnioskując po minie córki Heliosa, nawet ona nie do końca wierzyła w to wszystko, co się dzieje. Co tylko świadczy o tym, że doskonale wykonał swoje zadanie. - Nie musisz się spieszyć. Mamy cały weekend. - uśmiechnął się do niej oddając jej torbę po czym odprowadził ją wzrokiem do sypialni. Stał tam jeszcze przez chwilę, kiedy zaczęła schylać się do torby, aż w końcu po prostu strzelił się w twarz bo naprawdę zachowywał się jak jakiś stary zboczeniec. Kręcąc głową poszedł do kuchni. Wyciągnął jedną, wysoką szklankę oraz drugą, niższą. W jego przypadku wystarczyło nalać trochę Whisky do szkła i dodać dwie kostki lodu. Dla Jo przygotował coś bardziej odświeżającego. Zaczął od zerwania kilkunastu listków mięty, po czym każdy przetarł między palcami przesyłając przez nie ładunek elektryczny, który miał podkręcić ich aromat. Pokroił limonkę na półksiężyce, wrzucił do szklanki, dodał cukier trzcinowy, zagniótł, dołożył miętę i zagniótł ponownie. Wziął bryłkę lodu i po prostu pokruszył ją w dłoniach wypełniając szklankę do połowy. Zalał wszystko rumem oraz wodą gazowaną i na końcu zabrał się za kolejną bryłkę lodu. Traf chciał, że akurat w tym momencie do salony weszła Jo wyglądając w tej sukience cholernie dobrze. Przez jego tęczówki przebiegł jasny błysk, przez co odruchowo za mocno ścisnął dłoń i część lodu wylądowała gdzieś na blacie. - Rzeczywiście dobrze na tobie leży, ładnie ci w niej. - przyznał udając, że nie interesuje go to aż tak bardzo bo akurat musiał się skupić na wrzuceniu reszty lodu z dłoni do szklanki. - Opanuj się, jestem twoim trenerem. - uśmiechnął się nawet nieco szarmancko kiedy strzepnął w jej stronę żartobliwie krople wody ze swojej dłoni jakby chciał ugasić jej zapał - A ja udam, że zupełnie przypadkowo odłożyłaś koszulę akurat tam, zamiast mi ją po prostu podać. - puścił jej oczko z rozbawionym uśmiechem po czym wziął rurkę, zamieszał jej drinka i przesunął po blacie w jej stronę. - Mohito raz. To na co masz teraz ochotę? - spojrzał na nią pytająco upijając łyk ze swojej szklanki zanim powoli udał się w stronę krzesła na którym zawieszona była jego koszula.
Na jego komentarz zareagowała niczym innym jak szerokim uśmiechem, zupełnie jakby potraktowała te słowa jako komplement. W tej krótkiej wymianie zdań uważała siebie za zwycięzcę, więc nie zamierzała być jeszcze bardziej bezczelną. Swoją ostrą gadkę również podszkoliła u swojego mentora, bo w kwestii potyczek słownych też był trudnym przeciwnikiem. Gdy wychodziła z wody odniosła małe wrażenie, że Balthazar był odrobinę zmieszany przez ten jej szaleńczy wybryk. Wolała jednak udawać, że całkiem uszło to jej uwadze, by nie doprowadzić do niezręcznej rozmowy między nimi. Czuła się przy nim bardzo swobodnie i do tej pory była pewna, że jej mentor ma do niej stosunek czysto platoniczny. Opiekował się nią niczym starszy brat, więc nie sądziła, by ten widok mógł go w jakiś sposób poruszyć. Być może było to tylko złudzenie, dlatego próbowała odgonić swoje myśli w tej kwestii. To stwarzało w jej głowie kolejny dylemat i wprowadzało ją w bardzo zmieszane uczucia. Nigdy jak dotąd nie dopuszczała do siebie myśli, że Balthazar mógłby spojrzeć na nią inaczej niż jak na swoją podopieczną. Z drugiej strony, te ułamkowe sygnały działały na nią odrobinę euforycznie, co usilnie próbowała w sobie stłumić. Być może podświadomie właśnie po to go tak często prowokowała, by móc dojrzeć w nim czegoś więcej. - Hm?- uniosła swój wzrok, by spojrzeć na Balthazara, który przed nią szedł.- Aa, tak. Jak to przyjaciele.- zgodziła się z nim, choć brzmiało to trochę, jakby włączył jej się tryb automatycznego odpowiadania. Uśmiechnęła się przelotnie, a potem zawiesiła swój wzrok na plecach syna Thora, który wciąż maszerował tuż przed nią. Zauważyła kolejne pozostałości, po jednej z walk, którą kiedyś odbył, ale jej uwagę przykuł również rozdarty przez te blizny tatuaż. Potrzebowała chwili, by się zastanowić co przedstawiał. - Ja też nie potrzebuję zbyt wiele snu. I co teraz?- uniosła jedną brew i skrzyżowała ręce na piersi. Nie zamierzała się zbytnio kłócić na temat tego łóżka, bo była to dla niej najmniej istotna w tej chwili sprawa. Po prostu nie umiała sobie odpuścić jakiejkolwiek odpowiedzi. Zdecydowała wykorzystać te wszystkie okazje, jakie dawał jej Balthazar, by wypocząć i przy okazji się trochę zabawić. - A ty co dzisiaj taki fajtłapowaty?- spytała, spoglądając na kostkę lodu, która sunęła po blacie, zostawiając po sobie wilgotny ślad. Wzięła ją do ręki i zaczęła ją przewracać między palcami, podkręcając temperaturę tak, by się roztopiła, a krople wody szybko wyparowały.- Dziękuję.- uśmiechnęła się skromnie. Tak naprawdę czekała na jakieś miłe słowo w sprawie sukienki, którą ubrała, jakby miało to dla niej jakieś większe znaczenie. Właściwie to uśmiechała się nadal, nawet kiedy Balthazar wrócił do robienia drinka. - Powiedziałam tylko, że jest już sucha, a nie, że możesz już ją założyć. Było mi w niej całkiem wygodnie.- zażartowała, nawet nie wspominając o tym, że najprzyjemniejsze w noszeniu jej było to, że towarzyszyła temu przyjemna woń perfum, którymi już wcześniej córka Heliosa się zachwycała. Przygarnęła szklankę ze swoim drinkiem i uniosła ją nawet do swoich ust, ale powstrzymała się przed napiciem się z niej, by coś powiedzieć. - Właściwie, to chcę ci się czymś pochwalić.- odparła, choć nie była to nawet odpowiedź na pytanie, które jej zadano.- Skoro urządziliśmy sobie małe wakacje, to mamy przy okazji pretekst do świętowania.- zamieszała swojego drinka rureczką i obróciła się przodem do Balthazara, opierając się biodrem o wyspę kuchenną.- Juarez awansował mnie na jednostkę specjalną.- wyrzuciła wreszcie z siebie i po raz pierwszy od swojej rozmowy z Corvusem poczuła z tego powodu satysfakcję. Gdy jej zaproponowano tą rangę zachowała się odrobinę nie na miejscu, choć w gruncie rzeczy się zgodziła. Nawet nikomu o tym jak dotąd nie mówiła, bo nie czuła takiej potrzeby ani nie była z tego powodu jakoś specjalnie dumna. Towarzyszące jej teraz okoliczności nakłoniły ją do tego, by w końcu się tym komuś pochwalić. Balthazar był oczywistym wyborem ze względu choćby na to, że był jej mentorem i swój sukces zawdzięczała także jemu. Poza tym, wydawało jej się, że z tego tytułu może go to nawet interesować.
Nawet jeśli ich relacja do tej pory była czysto platoniczna, nie znaczyło to, że nie mogła się zmienić. W końcu już przy pierwszym spotkaniu traktował Jo jako dziewczynę, z którą mógłby się niezobowiązująco przespać. To dopiero gdy dowiedział się o jej partnerze całkowicie stłamsił tę część swojego charakteru całkowicie skupiając się na byciu jej trenerem. Ograniczył nawet flirt, zamieniając go na zadziorne komentarze. Wszystko zmieniło się, kiedy wróciła ze swojej misji kilka tygodni temu i nie chodziło o fakt, że była w rozsypce, bo to totalnie nie jego fetysz. Chodziło o to, kto nie wrócił. Wtedy jeszcze tego nie wiedział, aczkolwiek najwyraźniej podświadomie od tego momentu zaczynał widzieć swoją podopieczną w trochę innym świetle. Coś podobnego miało miejsce z Iris wiele lat temu. Teraz zaczynało się powtarzać, a on wiedział, że musi to jak najszybciej zatrzymać. Jakiego chorego zwyrola to z niego robiło, skoro zdarzało się po raz kolejny? Jo zdecydowanie była piękną dziewczyną, ale cholera, była od niego o dekadę młodsza! Słysząc jej mało kąśliwy komentarz ponownie spojrzał przez ramię kiedy szli w stronę domku. Ciężko było nie zauważyć, że jej wzrok nie był tyle skupiony na jego sylwetce, co plecach. Oczywiście, tatuaż z lat młodzieńczych, kiedy jeszcze myślał, że jego życie potoczy się zupełnie inaczej. A może to te obrzydliwe blizny biegnące po jego plecach? Trochę się zdziwił, że o jedno ani drugie nie zapytała, ale może nie chciała ryzykować, skoro dzisiaj był dzień miłego Balthazara. - I teraz nie będziesz się ze mną kłócić i wyśpisz się w łóżku. - uśmiechnął się wymownie będąc jakby nie patrząc gospodarzem oraz jej trenerem, więc nie było co z nim w tym temacie dyskutować. - Skąd pomysł, że to wszystko nie było przemyślane i jest częścią mojego wielkiego planu? Efekt motyla moja droga, efekt motyla. - uśmiechnął się całkiem przekonująco nie mogą jej przecież powiedzieć, że za bardzo spodobało mu się to, co zobaczył i musiał to jakoś ogarnąć żeby nie dać po sobie niczego poznać. Nie omieszkał natomiast rzucić jeszcze na nią ukradkiem okiem kiedy zabawiała się z kostką lodu. Przeklinał sam siebie za dobry wybór. Nie ma to jak sobie życie utrudniać. - Oh, a kiedy zadecydowaliśmy, że moja koszula stałą się twoją własnością i możesz sobie nią zarządzać jak Ci się podoba wraz z tym kiedy ją założę? - zaśmiał się po czym spojrzał na dziewczynę trochę pobłażliwie - Poza tym raczej nie będzie ci już potrzebna. Za dobrze wyglądasz w tej sukience żeby to psuć. - ostatnie zdanie wyleciało z jego ust zanim zdążył ugryźć się w język. Robił jednak dobrą minę do złej gry posyłając jej jedynie zadziorny uśmiech próbując wszystko obrócić w jakiś żart, ale czy mu to wyszło? Miał już w dłoniach koszulę i zaraz by ją założył, ale powstrzymał się słysząc jej słowa. Obrócił się w jej stronę spoglądając na nią z zaciekawieniem. Nie słyszał o żadnych jej sukcesach po powrocie z misji, miała raczej zbyt kiepski humor żeby coś świętować, więc był zdecydowanie zaintrygowany. Kiedy wreszcie padły słowa o jednostce specjalnej w pierwszym momencie miał mieszane uczucia. Pierwszą myślą było to, że teraz będzie brać udział w najniebezpieczniejszych misjach, a co za tym idzie ryzyko, że ją straci znacznie wzrosło. Nie wiedział, czy boi się jedynie tego, że znów straci swoją podopieczną, czy chodziło o stracenie jej jako osoby. Kogoś, na kim mu zależało trochę bardziej niż jakiejś studentce. Jednak widząc jej satysfakcję zdusił w sobie swoje troski by być tam dla niej w chwili jej tryumfu. Odłożył swoją koszulę z powrotem na krzesło i z dumnym uśmiechem podszedł bliżej by ją po prostu przytulić. - Gratuluję. Jestem z ciebie dumny. - powiedział jej koło ucha i puścił ją dopiero po kilku kolejnych sekundach - Jednostka specjalna, co? Kto by pomyślał, że wyszkolę kogoś, kto trafi do naszej elitarnej grupy. - uśmiechnął się do niej wesoło zanim sięgnął po swojego drinka by za chwilę oprzeć się tyłkiem o wyspę kuchenną - To co, chyba świętujemy też przy okazji zakończenie nauk u mnie? - wyciągnął w jej stronę swojego drinka w geście toastu - Wiesz, jakby to wyglądało gdyby ktoś z jednostki specjalnej nadal miał trenera? - zaśmiał się cicho stukając się z nią szkłem i wypijając resztę whisky na raz. - I kolejne imię idzie na plecy. Jesteś jeszcze szybsza niż Iris, przynajmniej w stażu u mnie. - westchnął ukontentowany kręcąc głową z szerokim uśmiechem - Naprawdę dobra robota Jo. - spojrzał jej w oczy szczerze ciesząc się jej szczęściem.
Joanne o dziwo rzadko wypytywała o rzeczy, które mogły powodować u kogoś dyskomfort. Mogła pyskować i sobie żartować z innych, ale robiła to wtedy, kiedy była przekonana o tym, że nie ma w tym niczego szkodliwego. Cudza niezręczność szybko przechodziła także na nią i jeśli wydawało jej się coś niewygodnym tematem, wolała zastanowić się nim zdecyduje się spytać. Oczywiście, ta ostrożność nie zawsze działała, zwłaszcza kiedy była pod wpływem alkoholu, o czym Balthazar zdołał niestety się już przekonać. Kolejny raz Joanne uległa wobec jego władczości, godząc się z tym, że będzie mogła się zajebiście wyspać w wygodnym łóżku, a nie na kanapie. Przecież nie będzie się kłócić, bo zabrzmi jakby naprawdę marzyły jej się warunki polowe, a wiedziała, że Balthazar w mgnieniu oka jej może takie zapewnić. A jemu samemu powinno pochlebiać to, że tak często się go słuchała, o ile zdawał sobie sprawę z tego jak rzadko przystępowała na rozkazy kogoś, kto formalnie nie był jej przełożonym. Bycie jej trenerem w tej chwili to było za mało, by wpasowywał się w rolę przełożonego, bo nie byli przecież w trakcie ćwiczeń. - Czasami zastanawiam się czy chociaż połowa rzeczy, które robisz, była elementem jakiegokolwiek planu.- prychnęła nieco arogancko, choć wprawdzie nie mówiła do końca poważnie. Sam ten wyjazd dowodził tego, że Balthazar był świetny w planowaniu czegokolwiek, ale Jo przecież nie mogła mu o tym przypominać, bo chłop już całkiem popadnie w swój narcyzm. Tym razem Collins nie dała się temu pobłażliwemu spojrzeniu, a jedynie zmrużyła lekko oczy, zachowując wciąż swoją postawę w kwestii białej koszuli, wiszącej na oparciu krzesła. - Dokładnie to w momencie, gdy mi ją wręczyłeś.- uniosła lekko podbródek i oparła ciężar swojego ciała na jednej nodze, by przybrać bardziej dumną pozę, która i tak nie trwała zbyt długo, bo ponowny komplement natychmiast połechtał jej ego na tyle, by znów się uśmiechnąć. Trudno stwierdzić, czy udało się Balthazarowi obrócić to w żart, czy nie, bo Joanne i tak chełpiła się pochwałą na swój infantylny sposób, poprzez lekkie kołysanie się w przód i w tył. W każdym razie, tym o to sposobem wywalczył swoją koszulę, której i tak nie założył. Można więc uznać, że mieli chwilowy remis. Tym razem to on ją zaskoczył swym ciepłym uściskiem, który był o wiele przyjemniejszy od poprzedniego. Joanne wtuliła się w niego na krótką chwilę, przyjmując jednocześnie jego gratulacje. Po opuszkami swoich palców poczuła delikatne nierówności, które prawdopodobnie były bliznami, które rozdzierały tatuaż na plecach syna Thora. Nie myślała o nich zbyt długo, bo kolejny raz dopadła ją o wiele bardziej hipnotyzująca rzecz, a mianowicie ten cudowny zapach perfum. Gdy ją puścił, sięgnęła znowu po swojego drinka i uniosła go lekko do góry w niemym toaście. Kolejne usłyszane słowa sprawiły, że mina jej zrzedła na krótki moment. Koniec mentorowania, o którym wspomniał, odrobinę ją rozczarował, bo to mogło oznaczać, że będzie miał dla niej mniej czasu. Ostatecznie napiła się drinka i stłamsiła to nieprzyjemne przeczucie, przywołując ponownie uśmiech, choć trochę wymuszony. - Ej, chyba nie zamierzasz mnie ot tak porzucić? Nie zdążyłam jeszcze utrzeć ci nosa.- posiliła się na żarcik. Jednocześnie chciała mu jakoś zasugerować, że nie chciała, by ich drogi się rozchodziły. A baba, jak to baba, wolała, żeby się domyślał niż powiedzieć o tym otwarcie na głos. - Dzięki. Bez ciebie by mi się to nie udało.- odpowiedziała mu najcieplej jak tylko potrafiła, naprawdę wierząc w każde swoje słowo. Miała szczęście, że spotkała go na tamtej łączce jeszcze przed misją, bo zdążył jej udzielić kilka ważnych lekcji. - I ogólnie.. dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś i nadal robisz.- uciekła wzrokiem do swojego drinka i przemieszała go kolejny raz rureczką, szukając jakiegoś ujścia dla jej chwilowego rozklejenia.- I za to wszystko.- omiotła dłonią wnętrze domku, w którym się znajdowali.- Nikt nigdy dla mnie tyle nie zrobił.- przyznała. Co więcej, Balthazar mógł pierwszy raz zobaczyć na jej twarzy onieśmielenie. Poważnie rozczuliła się na tym wszystkim i nie potrafiła nawet tego zakryć żadną ripostą ani żartem.- Wypijmy za twoje zdrowie.- uniosła znowu swój wzrok na Balthazara. Tradycyjnie uniosła szklankę lekko do góry i wzięła większy łyk drinka.
Im dłużej ze sobą trenowali, tym łatwiej było Jo podążać za jego rozkazami, a przynajmniej tak mu się wydawało. Z początku kwestionowała praktycznie wszystko, co jej rozkazał. Zawsze musiała wiedzieć po co jej to, co jej to da żeby na koniec po prostu przewrócić oczami jak na taką dziewuchę przystało. Z początku zdecydowanie trochę to Balthazara rozsierdzało, ale na szczęście była na tyle kumata żeby zauważyć, że po paru treningach rzeczywiście potrafiła zrobić coś lepiej i przynajmniej przestała wypytywać o każdą pierdołę. Z czasem przestała nawet w większości protestować odnośnie jego niekonwencjonalnych metod treningu jak balansowanie różnych nieporęcznych przedmiotów na głowie, rękach czy innych częściach ciała w dziwnych pozach. Najwyraźniej nawet w dni wolne zaczynało jej się to udzielać, albo po prostu sięgnęła po rozum do głowy i doszła do wniosku, że nie ma co się spierać o mniej wygodną kanapę. - Wszystkie rzeczy, które robię są elementem jakiegoś większego planu moja droga. - uśmiechnął się zadziornie puszczając jej oczko. Czy mu uwierzyła, czy nie, zależało tylko od niej. To stwierdzenie było akurat prawdą, zwłaszcza jeśli chodzi o jego treningi. Wszystkie ćwiczenia dążą do określonego celu. Spersonalizowanego pod danego ucznia. Nie było jednej właściwiej metody do stworzenia herosa doskonałego. Balthazar tylko pomagał im znaleźć odpowiednią dla siebie ścieżkę rozwoju. Odpowiednią według niego oczywiście. - A słyszałaś kiedyś o koncepcie pożyczenia komuś jakiejś rzeczy? - zaśmiał się rozbawiony jej reakcją by zaraz uśmiechnąć się jeszcze szerzej gdy jego komplement sprawił, że dziewczyna zaczęła się słodko bujać. Zrobił sobie mentalną notatkę żeby zawsze zaskoczyć ją jakimś komplementem, jeśli będzie potrzebował ją rozkojarzyć. Zdecydowanie wykorzysta to przy ich kolejnych treningach testując jej skupienie na wiele, wiele sposobów. Potrafił być niesamowicie kreatywny jeśli wymagały tego jego zajęcia. Pomimo tego, że przyrzekł sobie jeszcze nad jeziorem, że będzie ostrożny w swoich gestach, nie zastanowił się wystarczająco długo zanim ją do siebie przytulił. W jego głowie miała to być po prostu przyjacielska celebracja jej sukcesu, natomiast złapał się na tym, że jego dłonie nie pozostały w jednym miejscu. Jedna przesunęła się nieznacznie w dół jej pleców, a druga w górę w okolice jej karku. Nie przewidział również, że nie mając na sobie koszuli poczuje na swojej skórze o wiele więcej niż zazwyczaj, a przede wszystkim jej dłonie na swoich plecach, których palce delikatnie badały napotkane tam nierówności. Kiedy doszły do tych największych i nieprzyjemnych mogła poczuć mrowienie, jakby jego ciało podświadomie ostrzegało, bądź wzbraniało się przed dotykaniem tych rejonów. Trzymanie jej w ramionach było bardzo przyjemne i przez to wydłużył ten moment o kilka kolejnych sekund zanim w końcu ją puścił z ciepłym uśmiechem. - Z tego, co pamiętam miałaś rozkwasić mi nos, nie taka była ta obietnica? - uśmiechnął się zadziornie po czym jednym mocniejszym podmuchem przyciągnął do siebie butelkę whisky żeby nalać sobie kolejnego drinka, tym razem bez lodu - A odpowiadając na twoje pytanie, nie zamierzam. - usiadł sobie na wyspie nie mogąc pozostawić jej pytania bez odpowiedzi widząc, że wcale nie chciała porzucić ich relacji, nie ważne ile razy na niego wyklinała. W jakiś sposób to go rozczulało. - Nadal możemy trenować, tylko tym razem nie jako trener i jego podopieczna, a jako przyjaciele. Równi sobie. - uśmiechnął się do niej upijając łyk ze szklanki - No... Przynajmniej jako przyjaciele, bo praktycznie jesteś teraz nade mną w obozowej hierarchi. - zaśmiał się kręcąc głową na sam fakt, że to zdanie padło z jego ust - I nie, zanim przyjdzie ci to do głowy, nawet nie próbuj mi rozkazywać. Jednostka specjalna czy nie i tak złoję ci dupę. - wyszczerzył się do niej arogancko. - No... Na pewno dołożyłem jakąś cegiełkę do twojego sukcesu. - posłał jej ciepłe i dumne spojrzenie jak na mentora przystało. Patrzył na nią rozczulony, kiedy dziękowała mu za to to wszystko, co razem przeżyli. Nie sądził, że kiedyś usłyszy od niej te wszystkie miłe słowa. Balthazar wiedział, że Jo to nie tylko pyskata dziewczyna. Miała w sobie dużo wrażliwości, chociaż tego nie okazywała. Fakt, że postanowiła zrobić to akurat dla niego napawał go jeszcze większą dumą niż to, że tak szybko awansowała. To wiele dla niego znaczyło i wszystko w jego mowie ciała o tym świadczyło. Zarówno ciepły uśmiech, jak i czułe spojrzenie jego barwiących się na stalowo tęczówek. - Nie masz za co dziękować Jo. Dbanie o ciebie było moją powinnością, chociaż przyznam, że dbam o ciebie trochę bardziej niż o innych podopiecznych. - uśmiechnął się trochę niezręcznie bo jak miał odpowiedzieć na to wszystko? Przecież jej nie powie, że w takim razie jej partner był strasznym frajerem, skoro nie potrafił jej nawet gdzieś zabrać na weekend, chociaż to właśnie myślał. Jednak nie lubił mówić źle o zmarłych i wolał by akurat imię tego jednego nie zostało wypowiedziane w jej obecności, więc raz dzisiejszego dnia udało mu się zachować jak należy i nie popełnić jakiegoś błędu. Pomimo tego, że cieszył się, że to właśnie on był osobą, o której tak ciepło mówiła, wolałby żeby miała więcej, jeszcze lepszych wspomnień. - Nasze zdrowie. - uśmiechnął się do niej stukając się szkłem zanim upił łyk do toastu - To teraz możesz sobie wybrać w którym miejscu na moich plecach znajdzie się twoje imię. To moja tradycja, o której, cóż... Wie tylko Iris. Widzisz, ten tatuaż nie jest taki do końca przypadkowy i nie chodzi o to, że jaram się swoim pochodzeniem. - zaśmiał się cicho wskazując swoje plecy. - To Yggdrasil. Nie miałaś szans tego zauważyć nie znając starożytnych run, bo mieszają się ze stylem tatuażu, wiesz, nie lubię być do końca oczywisty - puścił jej oczko - W każdym razie każdy liść drzewa to imię mojego podopiecznego albo podopiecznej. Każdy, kto pode mną trenował ma tutaj swoje miejsce. Nie ważne, czy zakończył trening tak jak Ty, czy Iris, czyli niebieskie listki złożone z waszych imion, czy cała reszta. - mówił to odcinając się trochę od tamtych zdarzeń, a jednocześnie nie musiał mówić, który kolor odpowiadał za jego zmarłych studentów, ponieważ na całych plecach był tylko jeden kolorowy liść, wszystko inne było czarne - Z dumą będę nosił twoje imię na swoich plecach, tylko wybierz sobie miejsce. - uśmiechnął się życzliwie ponieważ pomimo tego, że cieszył się z sukcesu Jo, ciężko było mu przejść do porządku dziennego nad całą resztą imion noszonych na plecach.
Swoją odpowiedź ujął w takie słowa, że trudno było im w jakikolwiek sposób zaprzeczyć. Przecież nie mogła udawać, że żaden wielki plan nie istnieje, skoro żyli w świecie, w którym istniało wielu bogów, którzy wyczyniali nie wiadomo co. Potem zazwyczaj odpowiedzialność za ich zachcianki spoczywała właśnie na ich dzieciach, a oni sami dalej mieli ich gdzieś. A jeśli chodzi o plany samego Balthazara, zdołała się nauczyć, że na ogół jego pomysły miały swoje miejsce bytu i niosły za sobą jakieś lekcje. Z pewnością sprawdzało się to podczas treningów, a czy było tak na prywatnych schadzkach, to mogła się dopiero jeszcze przekonać. Machnęła jedynie ręką, totalnie zbywając kwestię pożyczania czegoś od kogokolwiek, jakby zupełnie jej to nie dotyczyło. W momencie ubrania jego koszuli poczuła pełne prawo do przywłaszczenia jej sobie, więc nie zamierzała nawet w tej kwestii dyskutować. Joanne niemal wymusiła na Balthazarze to, żeby ją rozpuszczał jako swoją podopieczną i wyciągała z tego przywileju ile tylko mogła, nie mając przy tym żadnych skrupułów. W przypadku ich relacji, która jak dotąd byłą niby czysto mentorska, poczuwała się być ponad wszelkim prawem i właśnie dlatego pozwalała sobie zawsze na tak wiele. Syn Thora zdawał się jej wybaczać te wszystkie przejawy niesubordynacji, więc albo aż tak ją polubił, albo była tak dobra. Albo jedno i drugie, a tak przynajmniej próbowała sobie wmówić. W ich uścisku było coś, co sprawiało, że Joanne niespecjalnie chciała go przerywać. Otaczające ją ramiona sprawiały, że czuła się jeszcze bezpieczniej. Choć niejednokrotnie mierzyła się z różnorakimi niebezpieczeństwami, w takich chwilach jak ta, miała wrażenie, że bez obecności osoby, która właśnie ją obejmowała, nie byłaby wcale taka silna. Po chwili poczuła pod palcami delikatne mrowienie i w związku z tym, że zdołała się już jako tako poznać na Balthazarze, potraktowała je niczym ostrzeżenie przed tym, że do pewnych spraw nie powinna jeszcze wnikać. Dlatego pozostawiła swoje dłonie w bezruchu do czasu, aż ich przytulasek dobiegł końca. - Równi sobie, powiadasz?- uśmiechnęła się szeroko, kodując każde słowo, które właśnie wypowiedział, by móc wykorzystać je kiedyś przeciwko niemu. Nawet jeśli chwilę później próbował to sprostować to i tak było już na to za późno, bo ona zdążyła przyjąć sobie do serca tą pierwszą wersję. - Złoisz, tylko jeśli będziemy ćwiczyć na twoich warunkach. Kto wie, może i ty mógłbyś się czegoś ode mnie nauczyć?- oparła dłonie o swoje biodra, obnosząc się w ten sposób ze swoim przebłyskiem pewności siebie. Większość ich wspólnych treningów opierała się właśnie na walce wręcz albo na innych sprawach związanych poniekąd z próbą przetrwania nawet w najgorszych warunkach. Były jednak dziedziny, w które wspólnie nie brnęli, ponieważ nie należały one do zainteresowań Balthazara. Czy tego chciał czy nie, Joanne wcześniej trenowała także z innymi osobami i szkoliła się także w walce inną bronią niż ta, którą jej oferował. - Oj wiem i za to także dziękuję. Poza tym, bycie twoją ulubienicą było warunkiem naszej współpracy, zapomniałeś?- roześmiała się. Spośród wielu ich wspólnych wspomnień, ich pierwsza bezpośrednia konfrontacja należała do tych, które pamiętała najlepiej. W tamtym czasie padły takie słowa, które do dziś mogli sobie wypominać, a niektóre sytuacje przyprawiały ją o szerszy uśmiech, a chwilami o srogie rozbawienie. - Mówisz poważnie?- spytała szczerze zdziwiona, gdy poinformował ją o historii i potencjalnej ewolucji jego tatuażu. Dotknęła subtelnie jego ramienia, i stanęła obok niego, by móc przechylić się lekko i spojrzeć jeszcze raz na jego plecy. Tym razem nie w celu analizowania pochodzenia jego tatuażu, bo już je znała, ani też po to, by oglądać jego blizny. Jego ofertę wzięła sobie całkiem do serca, więc zamierzała zgodnie z jego propozycją wybrać sobie miejsce.- Ale wiesz, że zostanie to na zawsze?- spytała nieco głupkowato, bo przecież Balthazar musiał to wiedzieć. Czuła się ogromnie zaszczycona z tego powodu i wciąż odrobinę onieśmielona tym, że ktoś mógłby nosić jej imię na własnej skórze. W ostateczności Jo pozostała sobą i choć kierowało nią ogromne poruszenie, postąpiła całkiem w swoim stylu. W koronie wytatuowanego drzewa dostrzegła odgałęzienie, które kierowało się lekko w kierunku szyi syna Thora idealnie przy linii jego kręgosłupa. - Może być tutaj?- zasugerowała, dotykając palcem prawie sam szczyt korony w miejscu, gdzie łączył się odcinek szyjny i piersiowy jego kręgosłupa. Nim uzyskała odpowiedź upiła jeszcze trochę swojego drinka, pozostawiając tylko połowę zawartości szklanki.
Oczywiście, że wszystko zbyła tylko machnięciem ręki. Balthazar chyba rzeczywiście zbyt mocno rozpieszczał swoją podopieczną w ostatnim czasie jeśli pozwalała sobie na takie zagrywki. Nie miał nic przeciwko temu by sobie nawet zachowała tę koszulę, ale pewne zasady muszą zostać zachowane. Chyba po tym weekendzie będzie musiał na powrót pokazać jej, kto jest trenerem i dać do zrozumienia, że ten uprzejmy i nawet miły syn Thora ma dość ograniczone bateryjki, a te będą definitywnie na wyczerpaniu w przyszłym tygodniu. Już szykował sobie jakiś kurs treningowy, za który będzie go wyklinać przez kolejny miesiąc. Szacunek musi być, a że przy okazji nabierze trochę kondycji? Powinna mu jeszcze podziękować. Kiedy mentor zaczynał przestawać ufać sobie w obecności swojej podopiecznej to pierwsze ostrzeżenie o tym, że musi coś zmienić. Świetnie się czuł mając dziewczynę w swoich ramionach. Minęło trochę czasu odkąd zdarzyło mu się w ogóle mieć jakichś bliższy kontakt z kobietą, a jako taką zaczynał Jo traktować, jak sobie to wcześniej uświadomił. Odkąd Iris zeszła się ze swoim amantem jego libido sięgnęło dna, a przez częste odwiedziny, której jej obiecał i obietnicy sumiennie dopełniał, nigdy nie miało szansy nawet się podnieść. Dlatego też zanim poczuje się jak kompletny zwyrol przerwał w końcu te czułości dla dobra ich obojga. - Tak, tak powiedziałem i tego nie powtórzę, więc sobie gdzieś to zakoduj. - przewrócił oczami kręcąc głową z rozbawionym uśmiechem, bo już teraz wiedział, że będzie tych słów żałował. Zawsze pragnął by jego uczniowie wierzyli w siebie i mieli tę pewność siebie, ale akurat ta pupilka nie da mu zapomnieć tych słów. Będzie ich używać przeciwko niemu z taką samą arogancją, jaką on się kiedyś odznaczał i już wiedział, że stworzył potworka. - Oh? Naprawdę myślisz, że mogłabyś mnie pokonać w prawdziwej walce? - spojrzał na nią zaciekawiony emanując jednocześnie swoją tradycyjną arogancją w postaci tego charakterystycznego uśmiechu. Momentalnie usiadł prościej, a po jego ciele przebiegły wyładowania elektryczne. Cała jego sylwetka jakby się trochę zwiększyła i nie za pomocą spiętych mięśni, a samą aurą doświadczonego herosa. W jego rozświetlonych błyskami oczach agresja mieszała się w pewnością siebie oraz bagażem stoczonych starć. Tak szybko, jak zmiana w nastroju się pojawiła, tak szybko prysła kiedy znów się do niej po prostu szeroko uśmiechnął. - Obyśmy nigdy nie musieli się przekonać. Jeszcze taka małolata jak ty złoi mi tyłek i cofną mi licencje na trenowanie. - zaśmiał się cicho rozładowując trochę atmosferę. Wrodzona arogancja nie pozwalała mu nawet dopuścić do siebie myśli, że mógłby z Jo przegrać, aczkolwiek doświadczenie podpowiadało, że w walce wszystko może się zdarzyć. Tym bardziej, że trenując z nim znała już niektóre z jego ruchów, więc trudniej byłoby ją zaskoczyć. Nie mógł jej przecież przyznać tego samego dnia, kiedy powiedział, że są sobie równi, tego, że widziałby ją jako potencjalne zagrożenie. Nawet pewność siebie trzeba dawkować. - Może rzeczywiście zapomniałem? - parsknął po chwili namysłu - Pamiętam za to jak poleciałaś na tyłek pokonana przez gałąź. - wyszczerzył się do niej nieco złośliwie przypominając sobie ich początki. Teraz już chyba będzie pamiętać jak ważna jest ocena otoczenia. - Tak, zupełnie poważnie. Zasłużyłaś. - przytaknął jej z pełną powagą. Początkowo tylko delikatnie się obrócił żeby mogła lepiej przyjrzeć się całemu tatuażowi, ale w końcu po prostu przerzucił nogi na drugą stronę wyspy i obrócił się tak by całe plecy były przed nią obnażone. - Tak, wiem jak działają tatuaże Jo. - zaśmiał się rozbawiony jej podejściem do tematu. Iris też nie mogła uwierzyć, że jej imię pozostanie z nim aż do śmierci. A przynajmniej do momentu, gdy kolejna blizna nie przetnie gdzieś jego pleców. W jego wczesnych wyobrażeniach drzewo miało być zapełnione różnokolorowymi liśćmi przypominając jesienne wieczory, aczkolwiek atak sprawił, że piękne marzenie stało się mauzoleum jego podopiecznych i dźwigał ten bagaż każdego dnia. Jednak takie momenty jak ten, sprawiały, że było mu trochę lżej. To już w końcu drugie imię, które zawita tam w kolorze. Wreszcie zrobił coś dobrze. - Gdzie tylko chcesz, to twój przywilej. - uśmiechnął się do niej przez ramię w międzyczasie dokańczając swojego drugiego drinka, co sprawiło, że temperatura jego ciała nieznacznie wzrosła.
- Już zakodowałam i nie wywiniesz się z tego.- zaśmiała się. Wiedziała, że Balthazar szybko pożałował tych słów, bo znał ją na tyle, że wiedział, iż takie rzeczy nie uchodzą jej uwadze. Potrafiła zapamiętać wszystko co powinno działać na jej korzyść i w tym przypadku nie było inaczej. To była jej mała karta przetargowa na wypadek, gdyby Balthazar kiedyś w nią zwątpił. - Mhm.- skinęła głową, potwierdzając tym swoje poprzednie słowa. Odsunęła się o krok, gdy tylko Balthazar się wyprostował. Jakikolwiek jego ruch potraktowałaby teraz niczym atak z zaskoczenia, choć raczej nie taki, który miałby zrobić jej krzywdę. Spodziewała się, że syn Thora będzie chciał szybko wyjaśnić jej kto tu jest bossem. Szybko zorientowała się, że próbował ją nastraszyć i gdyby go nie znała, pewnie dałaby się na to nabrać. Dlatego przewróciła oczami i westchnęła, jakby była nawet lekko znudzona.- Oh, przestań już. Gdybym nie wierzyła w twoje umiejętności, nigdy nie stałbyś się moim mentorem.- odparła, czekając cierpliwie, aż Balthazar ściągnie maskę przepotężnego syna Thora. Nie trwało do długo, więc przywitała swojego przyjaciela z powrotem z szerokim uśmiechem. - Oby. Przecież nie chciałabym ci zrobić krzywdy.- zażartowała i natychmiast odsunęła się o jeszcze jeden krok, spodziewając się jakiegoś odwetu. Nieraz przekonała się na własnej skórze, że jeśli trudno jest komuś zamknąć jadaczkę, można go chociaż na chwilę unieszkodliwić używając siły fizycznej. Balthazar doskonale znał sposób jej walki, więc tak naprawdę to nie wierzyła, że w solówce mogłaby go pokonać. Poza tym, w tej chwili nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek musiała stanąć przeciwko niemu i walczyć na serio. - Nie pokonana, tylko..- urwała, nie umiejąc znaleźć żadnego trafnego określenia dla wspomnianej porażki podczas podciągania się na gałęzi.- To było specjalnie. Wiedziałam, że gdzieś tam się ukrywasz i chciałam zwrócić na siebie uwagę. Wszystko było zaplanowane. Gdyby nie to, nie miałabym tak dobrego trenera i nie dostałabym takiego awansu.- zaczęła zmyślać jak z nut, choć Balthazar z pewnością potrafił to zauważyć. Zresztą, głupkowaty uśmiech, który wkradł się na jej ustach dowodził tego, że sama nie potrafiła tych wypaplanych słów traktować poważnie. Powoli sunęła palcem po jego plecach, przyglądając się jego tatuażowi, który tym razem miała tuż przed nosem. Dopiero teraz dostrzegała w nim więcej detali, które były kolejną opowiedzianą historią Balthazara na jego skórze. Teraz, gdy siedział przed nią bez koszulki, mogła się dowiedzieć o nim o wiele więcej niż dotychczas poprzez zwykłe rozmowy. Było to zdumiewające, ale i trochę przerażające. Poczuła nawet lekki żal z powodu tego ile musiał przejść w swoim życiu. Przetrwał to wszystko, więc tym bardziej należała mu się chwała za jego dokonania. Jego ojciec musiał być ślepy, albo jeszcze bardziej arogancki od swojego syna, skoro wciąż nie chciał go uhonorować. - No to niech będzie tutaj.- stuknęła lekko palcem w miejscu, które już wcześniej sobie wybrała. Znalazła nawet listek, który należał do Iris. Nie było to wcale takie trudne, ponieważ wyróżniał się swym kolorem spośród innych liści. Bardzo lubiła córkę Zeusa, ale złapała się na tym, że pomyślała o tym, jaka głupia musiała być Iris, skoro miała Balthazara pod nosem, a kręciła się dalej z Aronem. Było to dość stronnicze, ale i oczywiste, ponieważ syn Thora kolejny raz ją zachwycił. Nigdy wcześniej nie interesowała się cudzymi związkami, a tym bardziej Iris i Arona. Joanne zaczęły dopadać jakieś niebezpieczne przemyślenia, którym postanowiła dać szybki kres. Ochłodziła swój umysł, dopijając drinka do końca. - Świetne mohito.- stwierdziła i obeszła wyspę kuchenną, skąd miała lepszy dostęp do składników.- Zdradź mi kolejną tajemnicę i powiedz jak je zrobiłeś.- oznajmiła i zaczęła rozkładać przed sobą rum, butelkę wody, miętę i cukier. Może w kuchni była nie najgorsza, ale nigdy nie zagłębiała się w receptury nawet najpopularniejszych drinków. Tą jednak chciała poznać i miała nadzieję, że Balthazar pozwoli jej to zrobić, zanim ją wyręczy.
Oczywiście, że to całe przedstawienie nie robiło na niej większego wrażenia. Zdecydowanie za bardzo ją rozpieszczał jako swoją pupilkę w ostatnich tygodniach. Najwyraźniej zapomniała jak bardzo niebezpieczny potrafi być syn Thora, a raczej to on nigdy nie dał jej wystarczających powodów żeby w to wierzyć. Jego reputacja nie była już tym samym, co kiedyś, więc nawet nie mogła usłyszeć o większości jego wyczynów od swoich rówieśników. Właśnie dlatego nigdy nie był do końca miły dla żadnego ze swoich podopiecznych. Kiedyś, lata temu, wszyscy zmoczyli by porty, gdyby zrobił coś takiego na jednej z lekcji, a ta zarozumiała córka Heliosa potrafiła tylko przewrócić teatralnie oczami zupełnie nic sobie nie robiąc z tego wszystkiego. Dobrze, że mógł już uznać jej trening za zakończony bo gdyby okazywała taki brak szacunku przy innych trudno byłoby mu o nowych studentów. A tak, zawsze może powiedzieć, że takie zachowanie to przywilej tych, którzy ukończyli nauki. - Oh, czyli to jeszcze Ty wybrałaś mnie, a nie ja ciebie? - spojrzał na nią z niedowierzaniem po takim komentarzu - Nie no, w takim razie dziękuję, że mnie wybrałaś. Co ja bym bez ciebie zrobił? Pewnie nadal pałętał się po lesie szukając studentów. - odpowiedział sarkastycznie, a jego tęczówki niebezpiecznie błysnęły jakby chciał jej dać znać, żeby uważała z tym, co mu odpowie, a najlepiej nie odpowiadała w ogóle. Nigdy nie słynął ze swojej cierpliwości, ostatnimi laty było trochę lepiej, ale córka Heliosa naprawdę testowała jego samokontrolę. Na swoje szczęście nie zapomniała jeszcze całkowicie z kim ma do czynienia, ponieważ po swoim kolejnym zadziornym komentarzu odruchowo odsunęła się o krok do tyłu i to mu wystarczyło by nie robić jakiegoś pokazu swojej wyższości w postaci delikatnego obezwładnienia. Dla niego to nawet lepiej, bo jak już zdążył się przekonać podczas ich przytulasa, nie mógł sobie do końca ufać w jej obecności, zwłaszcza jeśli któremuś brakowało ubrań. Lepiej było utrzymać bezpieczny dystans. - I od kiedy potrzebowałaś zrobić cokolwiek żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę? - spojrzał na nią pobłażliwie pomimo, że kłamała jakby była to dla niej druga natura - I pewnie ta cała szopka z tym, że nie wiedziałaś kim jestem też była zaplanowana? - przewrócił oczami z rozbawionym uśmiechem. Balthazar postanowił nic nie mówić, kiedy jej palec sunął po jego plecach badając zarówno kolejne ścieżki tatuażu, jak również jego blizn. Tym razem nie wyczuwała żadnego mrowienia, żadnej niepożądanej reakcji jego ciała nawet kiedy napotykała ślady po pazurach wzdłuż jego pleców czy szczęki na szyi oraz górnej części pleców aż po bark. Nikomu wcześniej nie pozwolił na coś takiego. Nawet Iris nie była tego wszystkiego świadoma. Ani nowych blizn ani faktu, że jego tatuaż w końcu częściowo się zapewnił, bo sam koncept był jej znany, sama lata temu wybrała miejsce na swój listek. Czuł się w tej sytuacji cholernie obnażony i nie chodziło tylko o to, że cały czas paradował bez koszuli. Jo wiedziała teraz rzeczy, których nie wiedział nikt inny i nawet on sam nie wiedział do końca jak się z tym czuje. - Załatwione. Pojawi się tam jak wrócimy do obozu. - przytaknął jej delikatnie uśmiechając się przez ramię. - Przygotowywanie Mohito nie jest do końca żadnym sekretem. - zaśmiał się cicho zeskakując z blatu żeby obejść wyspę z drugiej strony i tym razem znaleźć się naprzeciwko Jo podpierając się rękami - Zapominasz o limonce. - skinął głowę na jeszcze dwie czekające na swoją kolej obok deski do krojenia i noża - Pokrój na ćwiartki, włóż do szklanki, zasyp cukrem i ugnieć. Teraz wchodzi mój sekret. - uśmiechnął się trochę tajemniczo zrywając liść mięty i podsuwając go jej pod nos - Pachnie całkiem dobrze, prawda? - przesunął go między palcami przesyłając przez niego minimalny ładunek, którego nawet nie można było zauważyć, chyba, że w ciemnym pomieszczeniu. - A teraz? - podsunął go jeszcze raz w jej stronę i tym razem aromat był o wiele bardziej intensywny, podkręcony - Lepiej, prawda? - uśmiechnął się szeroko zrywając kolejne liście i robiąc z każdym to samo zanim po prostu wsypał je wszystkie do szklanki - Zagnieć jeszcze raz, dorzuć pokruszonego lodu, zalej rumem oraz wodą, dodaj lodu, zamieszaj i masz swoje mohito. - uśmiechnął się do niej wesoło podpierając się na łokciach.