Cóż, gdyby był to ktokolwiek inny, pewnie już wciskałby w dłonie tej osoby łuk i kazał do siebie strzelać, ale z Jo zaszli już za daleko by traktował ją jak wszystkich innych. Ona również zdawała sobie z tego sprawę ponieważ jawnie zaczynała już sobie z nim pogrywać. Jeszcze kilka dni temu to spojrzenie pewnie by ją speszyło. Dało znać, że stąpa po cienkim lodzie. Dzisiaj? Zdaje się ją tylko nakręcać do kolejnych przekomarzanek bo wiedziała, że ich relacja bardzo szybko się zmieniała. Nie miała się już czego z jego strony bać. Wcześniej mógł jej dawać pewne przesłanki o tym, że tak, rzeczywiście był tym groźnym synem Thora, lecz po ostatniej nocy chyba zdawała już sobie sprawę, że nigdy nie zwróciłby tej całej potęgi przeciwko niej. Chyba zaczynał być dla niej za dobry. Chętnie korzystał ze swoich mocy by sprawić jej przyjemność póki jeszcze był w stanie. Zdawał sobie sprawę, że nie potrwa to długo. Nauczony doświadczeniem poprzedniego wieczoru wiedział, że jeszcze kilka chwil i znów zacznie tracić dla niej głowę. Zacznie przemawiać przez niego pożądanie oraz może coś więcej. Coś, do czego nie do końca chciał się jeszcze przyznać. Dlatego też na razie delikatnie łaskotał ją swoimi wyładowaniami przypominając jak wiele przyjemności potrafi jej sprawić. Każdy kolejny pocałunek tylko wzmagał jego pożądanie. To, co działo się między nimi tej nocy ani trochę nie ostudziło jego zapału. Wręcz przeciwnie. Wiedząc już jak przyjemne są ich zbliżenia pragnął ich więcej i więcej. To swego rodzaju cud, że nie nakłaniał jej bardziej natarczywie przy i po śniadaniu, ale wiedział, że jest na co czekać. Teraz nareszcie się doczekał. Tym razem już się nie opierała. - Mhm... Nic a nic. - mruknął z niebezpiecznym uśmiechem czując jak jej dłoń zsuwa się w okolice jego męskości. Nie można powiedzieć by nie był już na nią gotowy. Wystarczyło kilka głębokich pocałunków, a on już tracił kilka lat, a jego wigor znacznie wzrastał. Mruknął zadowolony kiedy jej dłoń przesuwała się po nim w ten zmysłowy sposób, ale nie zamierzał pozostawać jej dłużny. W końcu miał teraz na pełnym widoku jej piersi, a ona nie mogła zrobić nic by powstrzymać go od wszelkich pieszczot, jakie mógł jej w tej chwili zaprezentować. Złapał ją mocniej za tyłeczek podnosząc nieco wyżej i nachylając się do przodu zaczął całować jej piersi powoli schodząc do jej sutków, które tym razem potraktował swoim językiem z delikatną domieszką swoich wyładowań.
W każdym razie, Jo nie zamierzała narzekać na nadmiar dobroci, który został do niej skierowany przez Balthazara. Może nie była pazerna, ale nigdy też nie odmawiała sobie tego co los podsuwał jej pod nos. Był to nieodłączny element jej ciągłego carpe diem, przez które zamiast myśleć perspektywicznie, zagarniała to co miała tu i teraz. Sprawa nie tyczyła się oczywiście rzeczy, które wymagałyby od niej ogroma odpowiedzialności, tak jak wtedy, gdy niektórzy próbowali obarczyć ją poważniejszymi obowiązkami w obozie. Tak i teraz bezwstydnie korzystała ze wszystkich przyjemności, które Balthazar jej oferował. Starała się przy tym wszystkim nie pozostawać mu dłużną. W przeciągu ostatniego miesiąca zrobił dla niej naprawdę wiele począwszy od solidnego treningu, który przygotował ją do walki w Tartarze, kończąc na ogromie wsparcia, jakim się wykazał od samego jej powrotu z tamtego piekła. Ten wyjazd, który przyciągnął ich jeszcze bliżej siebie, stanowił dla niej wisienkę na torcie tych wszystkich dobroci i zamierzała się nią delektować tak długo jak tylko będzie się dało. Każde małe wyładowanie, łaskoczące jej skórę, przypominało jej o tym, że warto było przystąpić o ten krok dalej. Choć moc Balthazara potrafiła czynić mnóstwo zniszczenia, sprawił, że Joanne na myśl o niej czuła się niebezpiecznie podniecona. - No.. może poza tą jedną rzeczą.- mruknęła i lekko pociągnęła za gumkę spodenek Balthazara, która po puszczeniu wróciła od razu do jego skóry, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Uśmiechnęła się łobuzersko, gdy jej dłoń manewrowała już w okolicy jego męskości.
Balthazar oczywiście nie miał nic przeciwko dość hedonistycznemu nastawieniu dziewczyny. Może nie powiedzieli sobie jeszcze wszystkiego, co powinno zostać powiedziane, ba, nie powiedzieli nawet połowy ponieważ Jo bardzo sprytnie unikała jakichkolwiek deklaracji zarówno z jego, jak i swojej strony, ale on postanowił nie naciskać. Przynajmniej na razie. Niech to, cokolwiek między nimi jest, rozwija się w swoim tempie, a gdy wrócą do obozu albo się pożegnają, albo będą to kontynuować. Syn Thora również zamierzał potraktować ten czas jako coś, co razem zdołali wyrwać swojemu przeznaczeniu. Zdawał sobie sprawę, że co by się nie stało, nie będą mieć ze sobą zbyt dużo czasu. Herosi po prostu nie żyją tak długo jak normalni śmiertelnicy pomimo tego, że boskie dary by im na to pozwalały. To życie było o wiele bardziej niebezpieczne i nie można było od tego faktu uciekać. Balthazar nie miał nawet złudzeń o tym, że dożyje starości, lecz nigdy do tego nie dążył. W czasach, w których żyją pewnie dość szybko przyjdzie mu stracić życie w walce dlatego tak ważne było by przez ten jeszcze jeden czy dwa dni mogli po prostu nacieszyć się sobą. W tej chwili nie myślał o obozie, swoich podopiecznych. Po raz pierwszy od dekad był na czymś, co można by nazwać wakacjami i zamierzał z tego korzystać.
W taki o to sposób spędzili wspólnie kolejne upojnie chwile, tym razem na piaszczystej dzikiej plaży. Myśli o jakimkolwiek treningu odeszły już dawno w zapomniane. Zdołali jeszcze odwiedzić miejsce, które obiecał jej pokazać Balthazar, gdzie oczywiście nastąpiła powtórka z rozrywki. Czas spędzany razem uleciał im niemiłosiernie szybko. Kolejny raz mogli zjeść w spokoju wspólny obiad i oglądać jak słońce zachodzi po drugiej stronie jeziora. Następnego dnia Joanne obudziła się już z niemiłym poczuciem, że ten wspaniały weekend dobiegał już końca. Pakując swoje rzeczy czuła jednocześnie radość i smutek. Nie chciała opuszczać tego miejsca, ale wiedziała, że nie mogą zostać tu na zawsze. Poza tym, nie byłaby pewna, czy wtedy ten domek nie straciłby na swej wartości w jej oczach. Dobrze było myśleć o nim jak o małym azylu, do którego można uciec, gdy chce się oczyścić umysły. Dlatego wreszcie zapakowali się do samochodu i ruszyli w drogę, z powrotem do obozu herosów. Joanne miała jedynie nadzieję, że będzie mogła tu jeszcze wrócić.