Sala treningowa #3 - Page 3 DpyVgeN
Sala treningowa #3 - Page 3 FhMiHSP


 

Sala treningowa #3

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Nie 07 Mar 2021, 13:47

Odysseas doskonale wiedział, że pozwalał sobie czasem na zbyt wiele i mnóstwo razy się na tym sparzył, gdyż nie wszystkim podobały się takie wyskoki. Co jednak miał do stracenia tutaj? Tak naprawdę ten obóz go nie interesował, bo dla osoby, która całe życie podróżowała po świecie, lockdown w jednym miejscu to coś zdecydowanie ponad jego siły. Tłumaczył sobie, że przybył tutaj nauczyć się bić z potworami, by później opuścić kampus i żyć gdzieś indziej, tymczasem zdawał sobie sprawę, że to raczej niemożliwe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość konfliktów i niebezpieczeństw, jakie oferuje herosowy świat. Dlatego też pozwalał sobie na dużo z Vivianą, bo tutaj było mu już wszystko obojętne. Mogła go zabić, bo dla niego i tak nic się nie zmieni.
- Nie jestem jak typowy patus - odparł. - Patrzę jeszcze na cycki - poruszył wymownie brwiami kpiąc sobie z jej komentarza, bo doskonale wiedział, jaka była istota tej wypowiedzi.
Kiedy już usiedli i zaczęły się czary mary z lodem, Spyros był z siebie bardzo zadowolony, a już zwłaszcza kiedy dostrzegł te nabrzmiałe sutki Gavirii, które wręcz prosiły się o to, by je uwolnić poprzez zdjęcie jej góry. Swoją drogą, to było bardzo ciekawe, że kobieta nie nosiła stanika w takich sytuacjach. Może podświadomie chciała, by Odysseas się gapił na jej cycki? Chciałby w to wierzyć.
Rozbawiła go reakcja Viviany, która była pogodzona z własną biologią i wcale nie dziwiła ją reakcja jej sutków. I było to właściwe podejście, bo krótkie skomentowanie i ucięcie tematu spowodowało, że i Grek stracił tym zainteresowanie, a przynajmniej tego nie okazywał. Co jakiś czas sobie tam zerkał, bo widok był naprawdę sexy, ale skupiał się głównie na trenowaniu swoich boskich zdolności.
Powtórzył mniej więcej tak samo ruchy za swoją trenerką, tworząc z dużą łatwością płatki śniegu, ale już sopel lodu był dużo cięższy. Tutaj kilka pierwszych podejść mu nie wyszło, bo albo stapiał się za wcześnie, albo nie potrafił go uformować odpowiednio, ograniczając to do najprostszych kul. Po którymś tam razie jednak mu wyszło i był całkiem zadowolony z siebie.
Następnie obserwował, jak Kolumbijka tworzy małą trąbę powietrzną między swoimi dłońmi, na którą patrzył z dużym zainteresowaniem. Powtórzył za nią, ale sprawa była cięższa, niż w przypadku małego chłodnego wicherku, mającego na celu pobudzić jej sutki. Tak więc pierwsza, druga, trzecia i każda kolejna próba ograniczały się zaledwie do stworzenia podmuchu, raz mocniejszego, raz słabszego. W żaden sposób jednak nie przypominało to trąby powietrznej.
W pewnej chwili odpuścił i podparł się obiema rękami z tyłu, jednocześnie głośno dysząc.
- Męczące to jest - zauważył, ale wcale się nie dziwił, wszakże wczoraj było bardzo podobnie, głównie dlatego się przecież spóźnił na trening. - Każdy tak ma czy dzieci jakichś konkretnych bogów? - spytał z ciekawości, chcąc skorzystać z chwili wolnego, by odsapnąć i nabrać sił na kolejne podejście do tworzenia trąby powietrznej.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Nie 07 Mar 2021, 19:25

Wywróciła standardowo oczami na jego jakże głupi tekst, patrząc przy okazji na niego zwyczajowo jak na debila. Czasami wątpiła już nawet w to, że on próbował być zabawny, a po prostu celowo chciał być żenujący i ją przy okazji wkurzać.
- To zapamiętaj kolejność i stacje, od jutra robisz to codziennie na wejście - rzuciła jeszcze ostro, by słowa Kolumbijki dotarły do tej małej mózgownicy. Jutro jednak mu nie odpuści i jeśli znowu coś mu się popierdoli, zmusi go do powtórki i jeszcze dojebie mu dodatkowe ćwiczenia za słaby wynik spowodowany zmęczeniem. Może to go nauczy słuchać i przy okazji patrzeć, skoro wskazywała dokładnie stacje. Drążek nawet nie był w pobliżu liny, by mógł je pomylić. Po prostu nie spojrzał, gdzie pokazała. Dureń.
Obserwowała jego poczynania i o ile płatki śniegu poszły im... z płatka, to na drugim zadaniu zaczęły się już schody. Początkowo Viviana podtrzymywała własnego sopla przez jakiś czas, by całą procedurę powtórzyć widząc jakie on ma z tym problemy. A to, że nie dawała mu łatwych zadań? Jaki byłby w tym sens? Właściwie brunetka zaczynała się już nudzić, co jej ciężkie westchnięcie całkiem dobrze obrazowało. W końcu jednak jednorazowa próba mu się udała, więc przeszła dalej.
Dalej to już był dramat i o ile dopuściła kilka nieudanych prób, to w jakimś momencie zaczęła się już tym trochę irytować. Jej zdaniem wynikało to z pewnym stopniu olewczego podejścia do treningu, które mniej lub bardziej jej demonstrował codziennie. Nie potrafił w pełni skupić się na własnym rozwoju, jakby sprawiało mu to jakiś wewnętrzny ból. Może chciał pozostać głupim i słabym?
Gdy zrobił sobie niezapowiedzianą przerwę nic nie powiedziała licząc, że chwila oddechu pomoże mu z tym zadaniem. Na jego pierwsze stwierdzenie skinęła więc tylko głową, bo tego nie dało się nie zauważyć. Ludzie zazwyczaj myśleli, że trenowanie mocy jest jak medytacja - chill i ci wszystko wyjdzie. No nie.
- Jedynie dzieci Chione - rzuciła początkowo wywracając oczami. Po chwili jednak spojrzała na niego poważnie. - Prawie wszyscy. Wyjątkiem są dzieci bogów, które mocy nie posiadają. Na przykład taka Atena to żart - zaczęła trochę przy okazji nabijając się z tych półbogów, niemniej zdaniem Gavirii były lepsze i gorsze moce. Ona sama nie miała najlepszego zestawienia, w jej mniemaniu przynajmniej.
- A tak poważnie to wszyscy się męczą tak samo. Oprócz wspomnianych dzieci Ateny chociażby, bo u nich te pseudo moce rozwijają się samoistnie - wzruszyła lekko ramionami. Przeciągnęła się trochę, po czym skinęła głową na jego dłonie dając mu tym samym znać, że koniec przerwy. Ponownie wytworzyła mini trąbę powietrzną w dłoniach, by przypomnieć mu to, jak ma to wyglądać.
Viviana myślała, że uśnie, ale kiedy w końcu mu to wyszło, skinęła zadowolona głową. Teraz przyszedł czas na coś innego.
- Jeżeli pamiętasz, drugą twoją mocą jest aerokineza. Czas ją poćwiczyć. Spróbuj wytworzyć ze swoich rąk podmuch wiatru, który przewróci ten kubek - postawiła tuż przed sobą na pozór pusty, plastikowy kubek, który w środku miał włożony mały obciążnik. Musieli zacząć od łatwizny przecież, chociaż to jest nudne. Niestety dla niej.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Pon 08 Mar 2021, 18:06

Viviana być może miała nieco za duże oczekiwania względem jego dyspozycji, oczekując w pierwszych dniach jakiś widocznych efektów użytkowania mocy, ale przecież Odysseas nie miał żadnego porównania, dlatego nie mógł się tego domyślać. Nie znał innych herosów, nie pytał ich kiedy pierwszy raz udało im się wyczarować płatek śniegu czy sopel lodu, dlatego też uznawał, że jeśli nie będzie w stanie czegoś z siebie wykrzesać, to po prostu jeszcze na to czas nie przyszedł. Starań nie można było mu odmówić, tym bardziej, że w jego interesie było nauczenie się tego wszystkiego jak najszybciej.
Wywrócił oczami podobnie do niej, nie komentując tego polecenia. Skoro tak miał wyglądać ten trening, to ok, niech i tak będzie. Ale Viviana niech nie myśli, że mu taki wycisk odpowiada. Póki co ufał w jej osąd, ale po tej akcji z liną zaczynał się zastanawiać, czy aby na pewno Kolumbijka jest tak kompetentną trenerką, za jaką ją początkowo Odys miał. Wszakże wydanie jasnego polecenia byłoby dużo bardziej profesjonalne, niż “domyśl się, że to miała być lina a nie drążek”.
Po chwili odpoczynku związanego z wysiłkiem, jakim niewątpliwie było wytworzenie tych kriokinetycznych obiektów, mógł przejść do dalszej części treningu, co jednak mogło się okazać dużo trudniejsze niż zakładał. Głównie dlatego, że jego ciało nie było przyzwyczajone do takiego wysiłku i w tym momencie miał jeszcze jakieś rezerwy, ale korzystanie z mocy było tak wyniszczające, że nie wiedział kiedy może zemdleć z powodu zmęczenia. Viviana zdawała się nie zwracać na to uwagi.
- Chociaż tyle - nie żeby był typowym Polaczkiem, który życzy innym nieszczęścia, ale jakoś bardziej budowało go to, że nie tylko on musiał przez te męczarnie przechodzić.
Odysseas zgodnie z poleceniem Gaviri przeszedł do treningu aerokinezy, który wydawał mu się polegać mniej więcej na tym samym co kriokineza. Tak więc wysunął jedną rękę przed siebie i starał się z mocnym skupieniem wytworzyć podmuch wiatru, mający na celu przewrócić pusty kubek. Obciążnika nie zauważył, dlatego też uznał, że pójdzie mu gładko.
Szybko jednak okazało się, iż nie jest to tak proste jak mu się wydaje. Pierwsze kilka “podmuchów” które wytworzył, polegały na tym, iż kierował małe wicherki zimna, związane bardziej z kriokinezą, którą już tam w jakimś malutkim stopniu opanował. Nie potrafił jednak używać aerokinezy i po pierwszych kilkunastu próbach, westchnął tylko zrezygnowany.
- Co jest kurwa? - spytał, oczekując odpowiedzi od swojej trenerki. Dlaczego kiedy chciał użyć aerokinezy, cały czas używał kriokinezy? Czyżby ta pierwsza moc wymagała innego rodzaju skupienia? A może kurwa innej ręki zamiast tej, którą używa cały czas.
Pełen gniewu i frustracji użył tym razem drugiej ręki, chcąc po prostu zgnieść kubek ręką. W pewnej chwili jednak mimowolnie użył małego podmuchu, który przewrócił kubeczek i o dziwo nie był on zimny, czyli nie należał do mocy kriokinezy. Obciążnik wypadł na zewnątrz, a Odysseas spojrzał z uniesioną brwią na Gavirię.
- Spryciula - rzucił nieco rozbawiony, po czym zakołysał się delikatnie i kilka razy mrugnął brwiami czując, że coś jest nie tak.
Przechylił się na bok i rąbnął głową o podłogę, całe szczęście nie rozbijając sobie łba. Najzwyczajniej w świecie zemdlał, co chyba było związane z tym, że jednak dalej był przecież człowiekiem, a mimo to używał swoich boskich mocy.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Wto 09 Mar 2021, 23:24

Vivana mogła mieć wysokie oczekiwania, ale za dużymi ich by na pewno nie nazwała. W końcu ani razu jeszcze nie pluł krwią, ani nawet nie zemdlał, co zdarzało się regularnie podczas treningów na wybudzenie potencjału. A przecież pluć krwią powinien, miała wycieńczyć więc jego organizm, by ten w końcu przeszedł na inny tryb chcąc niejako się ratować. Wszystko było jeszcze przed nim, a te kilka dni to raptem była rozgrzewka. Od jutra mężczyzna się przekona co oznacza wypluwać sobie płuca.
Kolumbijka miała w dupie czy Grek wierzył w jej rozsądek i umiejętność prowadzenia treningu czy nie. Jego zdanie nie miało tutaj najmniejszego znaczenia, jak zresztą każdego innego, skoro do tego została w sumie zmuszona. Nie zostały jej zdradzone żadne "tricki" ani nic takiego. Działała w zgodzie z własnym rozumem, swoimi doświadczeniami zarówno tymi przeżytymi, jak i zaobserwowanymi w otoczeniu. Umiała wyciągać wnioski.
I oczywiście nie zwracała uwagi na to, że mężczyzna był bardzo zmęczony. Miał być, więc dlaczego miałaby się tym przejmować? Był dużych chłopcem i chyba zdawał sobie sprawę, że przy takim wysiłku musi się nawadniać oraz odpowiednio jeść. Jeżeli to robił i jego stan wynikał jedynie z fizycznego zmęczenia, to nie było co panikować przecież.
Brunetka cierpliwie przyglądała się jego próbom widząc, że bardziej wychodzi z tego zimno aniżeli wiaterek. Dała jednak mu dłuższą chwilę, bo nie było to proste przestawienie się na inną moc, zwłaszcza w tym momencie, gdy nic się nie umiało i zadanie mogłoby być teoretycznie wykonane za pomocą którejkolwiek z nich. Takie czary mary jednak na krio były zbyt słabe, a na aero już możliwe i stąd wynikała różnica w możliwościach posługiwania się mocą.
- Skup się nie na zimnie, które już znasz, a na wietrze. Dla ułatwienia wyobraź sobie jak oplata ciebie podmuch wiatru, ale ciepłego, typowego letniego jakbyś był u siebie na wakacjach - podpowiedziała mu trochę, choć specjalistką w tej dziecinie nie była. Niemniej wydawała jej się to rozsądna sugestia, bo problemem przede wszystkim wydawało się brak rozróżnienia mocy, a kriokinezą letniego powiewu nie wykona.
Uniosła lekko kącik, kiedy w końcu pod wpływem silniejszych emocji mu się to udało. Zawsze to jakiś sposób, póki nie znajdzie innego pozwalającego na spokojną głowę i myśli.
- Myślisz, że dałabym ci taką łatwiznę? Ty masz się... wysilać - ostatnie słowo dodała już ciszej widząc zdziwiona, jak leci na bok. Westchnęła cicho i widząc, że oddycha już się niczym nie martwiła. Omdlenia zwykle trwają bardzo krótko, więc cierpliwie chwilę poczekała. No, z minutę może. Po tym czasie tym razem ona posłała delikatny, chłodny wiaterek, który miał za zadanie go ocucić, więc był skierowany w twarz.
- Witamy w rzeczywistości - uśmiechnęła się lekko widząc, że otwiera oczy. Rozejrzała się po sali, ale nie dostrzegając żadnej jego wody pokręciła lekko głową. - Powoli się podnieś, bez gwałtownych ruchów - rzuciła jeszcze wstając, po czym sięgnęła po swoją wodę i kilka innych pierdół leżących kilka metrów od nich. Podała mu butelkę i ruchem głowy nakazała pić.
- Musisz się nawadniać i prawidłowo odżywiać, nie chcesz skończyć w szpitalu chyba. Jeżeli to robisz, to nie ma co się przejmować. Omdlenia to norma na początku - wzruszyła lekko ramionami i zajęła swoje miejsce. - Nim jednak wrócisz jako tako do siebie, pokażę ci jedną technikę walki, w której niektórzy się tu lubują - wyciągnęła plastikową kartę do gry i mu ją pokazała. - Broń improwizowana - mruknęła i rzuciła w Greka tak, by drasnąć go w ramię o ile nie uniknął tego. Oczywiście to drugie, nie to, co wczoraj mu skaleczyła.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Sob 13 Mar 2021, 20:57

Odysseas naprawdę próbował zrobić coś innego, niż tylko wysyłanie zimnego wiaterku celem stwardnienia jej sutków. Mając jednak pewne przyzwyczajenia oraz znikomą wiedzę na temat boskiego świata, robił to wszystko na wyczucie, starając się przy tym słuchać Viviany, która podpowiadała mu, jak to mniej więcej powinno wyglądać. Był jednak na tyle zirytowany po pewnym czasie, że jego motorem napędowym zaczęła być frustracja, niekoniecznie pełne skupienie i mobilizacja. I wtedy po prawidłowym zastosowaniu aerokinezy, nagle stracił przytomność. Obudził się dopiero po kilkunastu minutach. Okazało się, że zasłabł na moment, co dobrze świadczyło o jego wydolności, gdyż omdlenie na dłuższy czas było co najmniej nie pożądane.
Pokręcił głową, mając jeszcze mroczki przed oczami i powoli wstał, raz jeszcze zastosowując się do jej wskazówek. Nie miał siły na nic, gdyż jeszcze nie kontaktował odpowiednio, dlatego bezwarunkowo przyjął butelkę wody i chwilę się na nią patrzył, nim skojarzył co to w ogóle za przedmiot. Od razu pociągnął kilka łyków, co podziałało na niego dość dobrze, gdyż zaczynał kontaktować.
Odłożył butelkę na bok i odetchnął głęboko, ponieważ pociągnął naprawdę sporo łyków.
- Jem normalnie - odparł nieco łagodniej niż zazwyczaj, co było podyktowane jego aktualnym stanem. Nie żeby przestrzegał jakąś zajebistą dietę, ale starał się uważać na to, co je, by nie doprowadzić swojego ciała do jakichś zbędnych kilogramów. Robił to od zawsze, bo przecież przed przybyciem do obozu dużo czasu spędzał w siłowni, dlatego też nie było to dla niego tak trudne. Pytanie tylko, czy ta dieta była wystarczająca?
Nie zareagował na to, gdy rzuciła w niego kartą i nacięła mu trochę skórę.
- Ktoś się bawi w takie głupoty? - zlekceważył trochę broń improwizowaną, bo jego zdaniem to właśnie miecze, glewie, kosy, łańcuchy czy pistolety były odpowiednim orężem. Karty do gry? To się może przydać chyba tylko w Las Vegas jak cię krupier orżnie.
- Dziwne - spojrzał na swoje ramię, które zaczęło krwawić. - Cofam to - nawiązał rzecz jasna do poprzedniego pytania, nabierając chyba jakiegoś szacunku do broni improwizowanej.
- Może jeszcze mi powiesz, że Jackie Chan tłukący krzesłami ludzi w filmach jest tak naprawdę półbogiem? - spytał nieco żartobliwie, ale gdy tak się zastanowił... wydało mu się to bardzo prawdopodobne.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Nie 14 Mar 2021, 19:54

Kolumbijka zdziwiła się, gdy mężczyzna nie ocknął się po kilku dłuższych sekundach omiatania jego twarzy zimnym wiatrem. Czekała więc cierpliwie dając sobie czas do trzydziestu minut. Co jakiś czas posyłała zimny powiew, który być może za którymś razem pomoże mu się ocknąć. Minuty mijały, a ona zaczynała mieć wątpliwości czy nie powinna już wzywać medyków. Przynajmniej jej nie drażnił. Jak widać potrafił trzymać gębę na kłódkę. Sama przed sobą parsknęła śmiechem na tą myśl, chociaż prawda w niej jakaś była. Po kilku kolejnych w końcu otworzył oczy, co ją trochę uspokoiło. Nie musieli przerywać treningu, a to było naprawdę ważne i to nie tylko w kwestii marnowania jej czasu, a kwestii wybudzania jego potencjału.
Zerknęła w międzyczasie na zegarek dostrzegając, że jego omdlenie zamiast kilku, trwało kilkanaście minut. Nie żeby była specjalistką i dietetyczką, ale "jem normalnie" to niezbyt obszerny opis, by cokolwiek stwierdzić.
- A jadłeś dzisiaj? - spytała z uniesioną brwią przypominając sobie, że przecież zaspał. W tym też należało najwyraźniej szukać winnego jego stanu. - Jeżeli jesz tak, jak jadłeś przed obozem to jesz źle. Nie wiem jak często trenowałeś, ale załóż sobie, że mniej więcej tutaj codziennie na treningu spalasz dwa razy tyle, ile spalałeś na tym swoim. Te kalorie musisz uzupełniać, bo jak pewnie doskonale wiesz, zaraz zaczniesz mocno chudnąć jeżeli tego nie zrobisz - wyjaśniła mu krótko, by mniej więcej miał pojęcie jak na to patrzeć. Diety z pewnością mu układać nie będzie, to już jego sprawa czy będzie się bawił w makro i mikroelementy, witaminy i całą resztę. Warto, wtedy treningi są efektywniejsze, ale to już jego sprawa.
- No tak - przyznała z małym rozbawieniem, bo o ile ją ten rodzaj broni nie kręcił totalnie, to niedocenianie jej było błędem. Jej mąż był mistrzem w niej, więc doskonale widziała jaką krzywdę potrafi wyrządzić potencjalnie niegroźnymi przedmiotami.
- Broń improwizowana, to nie tylko karty. To taki najprostszy przykład. Ja nie jestem w tym świetna, ale mamy kilku specjalistów od tej walki. A broń potrafią uczynić z niemal każdego jednego przedmiotu, który wpadnie im w łapy. To sztuka, by w każdej rzeczy widzieć kilka możliwości na zabicie kogoś - wyjaśniła mu swój punkt widzenia.
- No jest. Sporo na zewnątrz jest herosów. Sportowcy, aktorzy, politycy, gwiazdy, najwybitniejsi lekarze i naukowcy - wzruszyła lekko ramionami, bo to było dla nowych osób coś niespodziewanego. W końcu w obozie tylko herosi są bezpieczni, więc po co się narażać?
- My broni tej nie będziemy trenować, to nie moja bajka. Chciałam tylko, żebyś wiedział o jej istnieniu. Jak chcesz ją potrenować to daj znać, znajdę ci kogoś porządnego - zaproponowała i chwilę mu się przyglądała oceniając jego stan.
- Dobra, dalej tak nie pociągniemy, bo przy następnej próbie znowu zemdlejesz. Także twoje zadanie jest takie, leć do kantyny i weź przynajmniej dwa burgery. Wracaj, zjedz i trenujemy. Tylko rusz dupę, to nie jest przerwa na spacerki i podrywy - zerknęła jeszcze na zegarek, by pokazać mu, że będzie to kontrolować. Może początkowo mógł wziąć to za żart, ale jej mina mówiła coś całkiem innego. Musiał wpakować w siebie kalorie, by dokończyć trening. - I wodę mi weź, bo znowu mi zabrałeś - rzuciła jeszcze, gdy kierował się do wyjścia.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Pon 22 Mar 2021, 22:47

Niestety nie miał szans dzisiaj niczego zjeść, bo po wczorajszym zapierdzielu przespał całą noc i kiedy tylko obudził się następnego dnia, okazało się, że już jest spóźniony na trening z Vivianą. Przez te kilka dni dała mu się poznać jako osoba, która nie toleruje sprzeciwu i która najpewniej czerpie dziką satysfakcję z karania innych, dlatego też zamiast zadbać o swoje siły, postanowił od razu udać się na salę treningową, by nie robić sobie dodatkowych problemów. Jak się okazało, takowe i tak się pojawiły.
- Nie zdążyłem - wzruszył tylko ramionami, bo co mógł na to poradzić?
Skinął porozumiewawczo głową, gdy tylko Gaviria przekazała mu te wszystkie informacje. Co prawda domyślał się, że po takim zapierdolu będzie potrzebować nieco więcej pożywienia, ale nie spodziewał się, że to będzie aż taka różnica. Dwa razy więcej? On i tak jadł sporo, chcąc utrzymać taką muskulaturę, a tu jeszcze miał dodawać kolejne kalorie? No ale jak mus to mus.
Zaśmiał się na Jackiego Chana herosa, ale jakby się tak porządnie zastanowić, to było to możliwe. Słuchał jej więc dalej, choć sama Kolumbijka nie miała zbyt wiele do powiedzenia na temat tego rodzaju ofensywy. Zapewne bardzo mało półbogów specjalizowało się w przedmiotach codziennego użytku, które służyły im jako oręż.
- A to nie jest tak, że tylko w obozie jest bezpiecznie i życie na zewnątrz jest samobójstwem? - spytał, bo trochę tego nie rozumiał. Z drugiej strony, on sam przecież ponad 20 lat przebywał poza kampusem i jakoś sobie radził. Bestie spotkał dopiero jako 35-latek, więc może był to tylko taki straszak dla niegrzecznych półbogów?
- Nie, raczej nie noszę krzeseł przy sobie, więc podarujmy sobie to - machnął ręką na broń improwizowaną, bagatelizując trochę wynikające z niej możliwości.
- Tak jest, szefowo! - rzucił rezolutnie, bo nie chciał ukrywać, że kiszki grały mu marsza. Stąd też szybko skoczył do kantyny i zabrał dwa burgerki dla siebie, jakieś ziemniaczki, surówkę colesław i coś do popitki, a nawet też poczekał na zestaw dla Viviany, który składał się z tych samych rzeczy.
Wrócił na salę treningową po jakichś trzydziestu minutach i położył siatkę z jedzeniem na ławeczkę, przy której stała teraz Gaviria. Zaczął wypakowywać po kolei wszystkie rzeczy, a na sam koniec krzywo się uśmiechnął i podrapał z tyłu głowy.
- Zapomniałem o wodzie dla ciebie - przyznał niechętnie, bo jak tylko wyszedł z sali treningowej, to nie myślał o niczym innym niż o posiłku.
W oczekiwaniu na opierdol zabrał się za jedzenie, co szło mu dość sprawnie, biorąc pod uwagę jego potrzeby i apetyt. Zwolnił jednak po chwili, gdy okazało się, że przełyk nie jest aż tak szeroki, jak myślał.
- Ta trzecia porcja jest dla ciebie - przyznał, mając w ustach na tyle mało masy, że córka Hodra bez problemu mogła zrozumieć to, co do niej powiedział. - Nie najgorsze - przyznał, bo pierwszy raz brał burgery z kantyny. Herosi znali się na rzeczy.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Wto 23 Mar 2021, 00:08

Skinęła tylko głową zakładając, że tak właśnie może być. Nie było to zbyt rozsądne, z drugiej strony spóźnianie się 40 minut by zjeść pełnowartościowy posiłek, byłoby skrajną głupotą przy takim trenerze. Z dwojga złego wybrał lepszą teoretycznie opcje i póki żył, nie było tragedii. Nie pierwszy i nie ostatni raz zemdlał.
Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust słysząc o bezpieczeństwie w obozie. Wiele osób, zwłaszcza dołączających później miało mindfucka słysząc o życiu poza obozem przez naprawdę wiele, wiele herosów. To jak to w końcu było z tym bezpieczeństwem?
- I tak i nie. Życie poza obozem wiąże się teoretycznie ze znacznie większym ryzykiem z powodu naszego zapachu, który potwory wyczuwają. To nie oznacza jednak, że czują go z drugiego końca kontynentu. Nie masz dziennie 30 walk o życie z potworami. Niemniej ich korzyścią jest zaskoczenie, nigdy nie wiesz co czai się za rogiem w porównaniu do obozu. Niektórzy próbują żyć na własną rękę, jednym się to udaje krócej, innym dłużej. Koniec końców wszyscy umieramy i to nie ze starości - wyjaśniła i gdy zobaczyła, że przyswoił, uśmiechnęła się rozbawiona niszcząc ten ładnie zbudowany domek z kart.
- Obecnie w obozie nie jesteśmy bezpieczni. W tej bitwie o której wszyscy mówią, poległo 40% obozu. Dlaczego? Bo atak był niespodziewany i wróg wdarł się jakimś cudem do środka. Póki go nie pokonamy, nie mamy pewności, że nie powtórzy tego w każdej chwili - wzruszyła lekko ramionami jakby to było nic, ale na samą myśl o tym skurwielu, na jej twarzy pojawiła się spora złość, którą po kilku sekundach opanowała.
Wzruszyła tylko ramionami słysząc o braku chęci, bo to była jego sprawa. Ona sama za wiele w tej kwestii nie potrafiła, ale mąż nauczył jej kilka sztuczek, które mogłyby kiedyś jej się przydać. Niemniej, nie mieli obowiązku (z tego co wiedziała) uczyć każdego rodzaju broni tyle samo, więc nie zamierzała się tym przejmować.
Kiedy tylko wyszedł, Viviana wstała i rozpoczęła lekki trening dla własnego zabicia czasu. Podciągnięcia, brzuszki, hantle, przerzucanie opony, kilka urządzeń na pracę nóg czy ramion. Zerkała co jakiś czas na zegarek trochę się wkurzając, bo choć lubiła trenować, to nie była na to przygotowana w tym momencie. Liczyła na używanie jedynie mocy, więc strój miała nie do końca odpowiedni.
Kolumbijka przeskakiwała nad ławeczką, kiedy usłyszała kroki, dlatego przystanęła patrząc na wracającego mężczyznę. Wywróciła tylko oczami słysząc o wodzie, bo jakoś w ogóle jej to nie zdziwiło. Przysiadła na ławce sięgając po telefon, kiedy Odys się odezwał. Spojrzała na niego zdziwiona, unosząc nieco brwi.
- Dzięki - rzuciła sięgając najpierw po napój, wywracając oczami czując gaz. Nie żeby nie lubiła, ale były lepsze opcje na trening. Zaczęła skubać ziemniaki i colesława, na burgera nie mając jednak ochoty. Ona miała swoją inną wersję i z reguły typowych nie jadła. - To jest czas na pytania, zaraz wracamy do treningu - rzuciła między kęsami mając oczywiście na myśli pytania o obóz i wszystko, co jego dotyczy, a nie ich ulubiony kolor. W międzyczasie wstała sięgając po jeden z ręczników i wytarła czoło oraz kark czując, że nieco się spociła. Nauczka na przyszłość, zawsze ubierać się tak, jakby miała trenować, bo z Grekiem nigdy nic nie wiadomo.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Wto 30 Mar 2021, 00:26

Ta kwestia była dość interesująca, dlatego Odysseas słuchał z większym zainteresowaniem swojej trenerki niż zazwyczaj. Bardzo ciekawiło go to, że niektórzy decydują się żyć poza obozem i robią kariery. Ale czy to nie było trochę oszukiwanie? Ich potencjał umysłowy oraz fizyczny był dużo większy niż zwykłych ludzi, dlatego byli na uprzywilejowanych pozycjach jeśli chodziło o starania się o jakieś profity. Z drugiej strony, skoro herosi byli lekarzami i potrafili leczyć zwykłych ludzi, to dlaczego jeszcze nie wynaleziono panaceum? A no tak, koncerny medyczne. Nawet Zeus jest od nich mniej wpływowy.
- Czyli teraz nie ma znaczenia, czy siedzimy tutaj czy na zewnątrz? - wywnioskował to z jej słów, bo skoro atak mógł nastąpić w każdej chwili, to jaka była różnica między życiem gdzieś poza obozem a w nim?
Po powrocie z kantyny zabrał się za jedzenie, które było nomen omen bardzo dobre. Do momentu skosztowania burgera nie wiedział, że był aż taki głodny i gdy tylko zaczął pochłaniać kolejne kęsy tylko się w tym utwierdził. Tak też szybko zniknęły oba, a kiedy Viviana odmówiła burgera, postanowił zjeść również tego jej.
- Twoja strata - przyznał, wzruszając ramionami, po czym chapnął jeszcze jej hamburgera. I o dziwo nie przejadł się, co w tej sytuacji było dla niego bardzo zaskakujące. Najwidoczniej ciało potrzebowało naprawdę dużo więcej witamin, by nadrobić to, co spalił używając swoich mocy i trenując z nią do utraty tchu.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? - spytał, mając pełne usta, przez co pytanie mogło być trochę niewyraźne w jej uszach. - Ile już tutaj jesteś? - był tego ciekaw, bo nie pamiętał, by Gaviria o tym wspominała. Z drugiej strony, podczas pierwszej rozmowy wielu mu umknęło i poza tym, żeby nie mówić do niej "mała", zbyt wiele się nie nauczył. No może jeszcze poza tymi śmiesznymi nazwami bogów nordyckich. Bo greckich przecież znał.
- Na kogoś powinienem uważać w tym obozie? - spytał znowu, chcąc poznać jakieś nieprzeciętne persony zamieszkujące tej kurwidołek. Ostatnio nie przywiązywał do tego wagi, ale teraz może się nauczy, tak jak nauczył się unikać córek Afrodyty po tej akcji z wesela.
- I powiedz mi, jakim cudem ten dzieciak jest waszym generałem? - miał na myśli Corvusa, który wydawał mu się bardzo młody, jak na tak zobowiązującą rangę. - Obciągnął komuś? - szydził z niego na całego, bo naprawdę nie traktował go poważnie. Może Viviana wybije mu to z głowy? - Frytkę? - podsunął pod nos kobiecie fryteczkę, mając prawdziwą nadzieję na to, że Kolumbijka da się pokarmić chociaż ten jeden raz. Miło by było.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Sro 07 Kwi 2021, 23:41

Jasne, że to było oszukiwanie, ale ona miała to gdzieś. Tym bardziej, że na kilku herosów-sportowców przypadała garść naukowców, którzy odwalali robotę między innymi dla ludzi właśnie. Wiele rzeczy na tym świecie było ich zasługą, więc czy to było takie złe, że niektórzy nieco oszukiwali? Na szczęście jeszcze nie znalazł się kretyn, który by pokazał pełnię swoich sił w jakiejś dyscyplinie. Wtedy by dopiero było.
- I tak i nie. Na zewnątrz jesteś teoretycznie narażony na atak potworów na każdym kroku, tutaj się nie przedostaną. No chyba, że będzie to znowu zmasowany atak syna Tartara, wtedy mamy tu od koloru do wyboru w ilości ogromnej. No i typa, którego nie da się zajebać - wzruszyła lekko ramionami, jakby się tym zupełnie nie przejmowała. Uważny jednak dostrzegłby na jej twarzy czystą furię, która na ułamek sekundy się pojawiła ponownie po wspomnieniu tego skurwysyna nad skurwysynami.
Ona sobie skubała surówkę, frytki i od czasu do czasu popijała sobie colę. Nie była głodna, jadła śniadanie, więc to raczej wynikało z nudy. Wywróciła oczami, jakby miała faktycznie czego żałować, gdy zabrał się za burgera pierwotnie przeznaczonego dla niej. Bardziej bawiło ją to, że potwierdza się to, co do tej pory mu mówiła. No bo mimo wszystko nie sądziła, by na co dzień wsuwał tak pokaźne trzy burgery.
- Krwi debili - rzuciła patrząc na niego ni to zażenowana, ni to rozbawiona, choć za bardzo z prawdą się nie minęła. Wszakże krwista czerwień była jej ulubionym kolorem, co można było wywnioskować po tym, że na palcach jednej ręki można było zliczyć dni, kiedy takiej pomadki na ustach nie miała. - 26 lat - odpowiedziała bez problemu, bo przecież żadna tajemnica to nie była. Jeśli pamiętał cokolwiek, to mógł nawet sobie obliczyć jej możliwy wiek. Ten jednak mógł też być wyższy, wiadomo.
- Nie podrywaj Lary Gusevy, bo albo ona ci wydłubie oczy jak trafisz na zły dzień albo Erron wyrwie ci szczękę - rzuciła pierwszymi osobami, które przyszły jej do głowy, a o których mogła jeszcze nie wspominać. - Na medyka, Jellala. To pierdolony oszust i w końcu się odpali. Poza tym to nie wiem... Na dzieci Hermesa, to złodzieje - wzruszyła lekko ramionami nie wiedząc kogo jeszcze wymienić. W międzyczasie przygryzała sobie fryteczki.
Uniosła brew słysząc całkiem odważną opinię o generale, by na tekst o obciąganiu prychnąć pod nosem nieco rozbawiona. Typowy facet z niezbyt dużym mózgiem. Zanim jednak mu odpowiedziała, ten podsunął frytkę. Kolumbijka skrzywiła się, a frytka zmieniła się w lód. Mógł poczuć też szczypanie w palcach tamtej dłoni, ale koniec końców poza piekącym zimnem nic nie zrobiła.
- Radzę nie lekceważyć go. Ja wiem, że jest młody i wydaje się niedoświadczony, ale to błędne założenie. Zresztą nie ma zbyt wielu chętnych do roli kapitana, bo do niedawna oni byli, czy generała. Niemal wszyscy jacy byli skończyli martwi szybciej, niż przeciętny heros. Corvus już był martwy, dosłownie, ale córka Asklepiosa go przywróciła do żywych. No i bierz pod uwagę, że to jest dodatkowa praca za darmo, a masz na głowie cały obóz i każdy jeden jego problem. Tłumaczysz się przed tymi durniami, znaczy bogami, gdy uznają, że nie podoba im się coś. Przesrane - co prawda ona nie uważała Juareza za jakiegoś wybitnego stratega czy wojownika, ale doceniała jego pracę i póki co dzięki niemu ten obóz trochę wstał z tych kolan.
- Wracając do osób na które masz uważać, jego dziewczyna Sylvia. Niech ta buźka i kieszonkowy rozmiar ciebie nie zmyli. Wielu herosów się jej boi, bo to ona trzymała większość drużyny Corvusa za mordy, gdy tylko uznała, że nie okazują mu należnego szacunku albo olewają pracę - uśmiechnęła się nawet, bo Garcię to ona lubiła. Coś dziwnego, nie?
- A teraz wracamy do pracy - odparła wracając na matę, od razu gdy tylko usiadł pokazała mu zadanie związane z kriokinezą.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Pią 09 Kwi 2021, 21:50

Odysseas z lekkim niedowierzaniem patrzył na Vivianę, która starała mu się przedstawić dobre strony pozostania w obozie, ale przy obecnej sytuacji było to dla niego zwyczajnie głupie. Skoro bariera nie była w stanie ochronić ich przed potencjalnym atakiem, to po jakiego grzyba było tu siedzieć? Wcześniej to był najważniejszy argument. Teraz, gdy zniknął, należało poważnie zastanowić się nad sensem pobytu nieopodal East Lansing.
- Pocieszająca perspektywa - przytaknął, bo tak na dobrą sprawę nie było sensu ciągnąć dalej tego tematu. Co taka Viviana mogła zrobić w tej kwestii? Nic. I ich pierdolamento na pewno też nic nie zmieni.
Parsknął śmiechem, kiedy odpowiedziała w swoim stylu na pierwsze z jego pytań. Nie żeby wcale nie przewidywał takiej odpowiedzi, bo przecież wcale nie można było się tego spodziewać, dlatego też nie zareagował na to jakoś bardzo energicznie. Od zwykłe parsknięcie w czasie przegryzania kolejnych kęsów burgera.
- Pasowałabyś na wampirzycę - rzucił nagle z dupy, by jak zwykle popisać się niezbyt śmiesznym żarcikiem. Nie przejmował się tym jednak w żadnym stopniu, dlatego też kontynuował konsumpcję, zajadając się ze smakiem.
Pokiwał głową na przestrogę o Larze i Erronie, a także o Jellalu. Żadnego z tych herosów co prawda nie kojarzył, choć w przypadku tego ostatniego dała chociaż jakąś wskazówkę, gdzie w razie czego go szukać, jakby życie było mu niemiłe.
- A którzy to? - spytał, mając na myśli całą trójkę. Chciał, by Kolumbijka wyjawiła mu jakieś cechy szczególne tych ludków, żeby mógł zachować czujność przy podobnych ichmościach. Z takimi przecież nigdy nic nie wiadomo, czy Odys w ogóle byłby w stanie dosłyszeć ich imiona, zanim nie przerobiliby mu twarzy na popiołkę.
Wcinał sobie fryteczki, aż tu nagle coś go poszczypało i instynktownie wyrzucił kawałek ziemniaka z dłoni, spoglądając pytającym wzrokiem na Gavirię.
- Nudzisz się? - warknął podirytowany, zanim zaczęła opowiadać mu o kolejnej osobie: Corvusie Juarezie.
- Czyli nie obciągnął - pokiwał głową. - Jest po prostu debilem - rzekł pogardliwie, po czym wzruszył ramionami, nie mając nic więcej do powiedzenia na ten temat.
Odysseas nie przepadał za odpowiedzialnością, toteż branie takiej rangi na siebie, zwłaszcza, że nie daje ona żadnych profitów, była dla niego niczym innym jak głupotą.
- Nawet mnie rajcuje takie podejście - poruszył wymownie brwiami, ewidentnie coś sugerując. - Jak jeszcze jest latino, to może ją wyrwę - pogładził się po brodzie, dumając przez chwilę nad tym dobrym pomysłem. Wszystko jednak zależało od tego, czy Sylvia była fajną dupeczką.
Wyprostował się, kiedy trenerka zarządziła wznowienie ćwiczeń i natychmiast przeszedł do użytkowania kriokinezy zgodnie z jej poprzednimi poleceniami. Tu szło mu zdecydowanie łatwiej, bo od tego zaczął, toteż z dnia na dzień robił niesamowite postępy, przynajmniej według jego skali, bo jeszcze wczoraj potrafił kreować kilkukrotnie mniejsze płatki śniegu.
- Dobra z ciebie trenerka, Vivciu - rzucił z uśmiechem po chwili, chwaląc zarówno ją, jak i samego siebie, bowiem mimo przeniesienia uwagi na nią, dalej między dłońmi tworzył kolejne płatki śniegu.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Sala treningowa #3 Czw 15 Kwi 2021, 22:56

- Albo nauczysz się walczyć albo będziesz martwy - podsumowała chłodno, bo to była prosta kalkulacja. Tematu ciągnąć nie zamierzała, bo jeśli planował opuścić obóz w tym momencie to droga wolna - mniej roboty dla niej.
- No nie sądzę... Nie widziałeś jak one w rzeczywistości wyglądają - skrzywiła się nawet pewnie zaskakując mężczyznę tym, że i te owiane licznymi legendami stwory istnieją naprawdę, chociaż nie do końca w takiej wersji, w jakiej z reguły są przedstawiane. Nie przejęła się tym jednak, bo to było typowe pierdolenie typowego Odysseasa.
Westchnęła chwilę zastanawiając się jak przedstawić te trzy sylwetki, by miał jakiekolwiek pojęcie. Nie było to jednak proste, wszak nie brakowało "potężnych blondynów" czy "sukowatej piękności".
- A bo ja wiem? - mruknęła w końcu nie wiedząc jak do tego podejść. Zaraz jednak się głupio uśmiechnęła, niemal robiąc facepalma. Sięgnęła po telefon, na którym pokazała mu najpierw zdjęcie Lary, co było chyba łatwo wywnioskować, skoro była jedyną wymienioną kobietą, a potem zdjęcie Blacka.
- To Erron. A tego Jellala to nie mam. Taki przychlast z pędzlem po głowie, który głównie kręci się po szpitalu i omija mnie szerokim łukiem - wyjaśniła i odłożyła telefon, kończąc i ten temat. O reszcie przekona się sam na własnej skórze.
- Nie prowokuj mnie - odpowiedziała mu mając oczywiście na myśli to podsuwanie przez niego jedzenia. Jego warczenie nie robiło na niej wrażenia, bo nie był on pierwszy i ostatni, który myślał, że może ją tym zaskoczyć i sprawić, że się poczuje niepewnie czy nawet wycofa. Nie Gavirią takie numery, ona była normalna, a nie jak te płatki śniegu, których w obozie niestety nie brakowało.
Wzruszyła lekko ramionami, bo każdy miał swoje zdanie na ten temat. Ona była w jakimś sensie wdzięczna Corvusowi, że stawiał to wszystko na nogi, chociaż początkowo bardzo jej się to nie podobało, bo przez to wylądowała właśnie na tych treningach. Niemniej po tym głąbie z tego rezygnuje mówiąc wprost Juarezowi, że zdecydowanie się do tego nie nadaje, co pewnie zaskoczeniem nie będzie.
- Chyba Meksykanka... albo Hiszpanka? - mruknęła nie będąc pewna, choć posłała mu spojrzenie sugerujące, że jest debilem. Niemniej jego szczęka, jego życie. Ona nie zamierzała go przecież niańczyć, już i tak wystarczająco go ostrzegała, co jej zdaniem i tak wykraczało poza jej obowiązki. Widzicie, jaka dobra ona była?
- Nie sądzę, ale przynajmniej się czegoś nauczysz - mruknęła w odpowiedzi zupełnie się tym nie przejmując, w końcu nie chciała tej pracy i miała nadzieję, że szybko się jej pozbędzie. - Dobra, to teraz znowu aerokineza. Z tego co wiem od innych, najlepiej te moce oddzielić, jak skupisz się na tym, by to był przyjemny letni powiew, a nie zimny - postawiła znowu przed sobą kubeczek z obciążnikiem, o którym już mężczyzna wiedział, ale to nic. Ważne, by go przewrócił. No i jak nie zemdleje to też będzie dobrze, nie miała w końcu całego dnia.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Sala treningowa #3 Pią 16 Kwi 2021, 23:54

To było rozsądne podejście do życia w obozie, bo skoro ich życie było przejebane, to dobrze było chociaż nauczyć się czegoś i nie dać się tak łatwo zabić. Z tą intencją przecież pojawił się w obozie po tylu latach, kiedy nasrał we własne portale widząc przerażające bestie, przed którymi ciężko byłoby uciec. Miał trochę szczęścia, ale nie zamierzał go nadużywać, dlatego też trafił do obozu półkrwi i zamierzał nauczyć się niezbędnych podstaw. A potem już sam zadecyduje co dalej - czy zostanie tutaj i będzie przykładnym lemingiem, czy też wyruszy w podróż do swojej ukochanej Grecji i znowu zacznie ruchać na bieżąco?
Zmarszczył brwi wyraźnie przygaszony.
- Pierdolisz, że wampiry też istnieją... - ten świat podobał mu się coraz mniej, a widząc jej minę, która sugerowała odpowiedź twierdzącą, westchnął tylko zrezygnowany i dalej już tematu nie ciągnął, bo i po co?
Kiedy Viviana do niego podeszła, Spyros popatrzył na zdjęcia Lary i Errona, zapamiętując dobrze ich gęby. Na słowa o Jellalu zaśmiał się i to mocno, bo Gaviria naprawdę rozbawiła go tym opisem.
- Aaa, ten pędzel w szpitalu! - znów się zaśmiał, po czym klasnął kilka razy w dłonie kołysząc się rozbawiony na różne strony. - Nie wiem który to - spoważniał od razu, po czym wzruszył ramionami i tak sobie w tym wyjebaniu trwał przez moment, póki nie nawiązała się z kolei rozmowa o partnerce generała - Sylvii. Grek przytakiwał przez moment Vivianie, po czym machnął ręką na to wszystko, okraszając to jeszcze krótkim komentarzem:
- To nie dla mnie. Mnie Kolumbijki kręcą - poruszył wymownie brwiami, nawiązując rzecz jasna do samej Gavirii, którą lubił kokietować. Inna sprawa, że ta kokieteria na nic się nie zdawała, bo córka Hodra była totalnie obojętna na jego końskie zaloty. Ciekawiło go to, czy taką zimną obozową sucz da się w ogóle wyrwać. Brzmiało to jak solidny challenge.
- Nie doceniasz swojego wpływu na mnie - odparł tylko łagodnie, bo on naprawdę ją lubił i uważał, że nauczyła go w te kilka dni więcej niż niektórzy trenerzy przez wiele wiele lat. Nie zamierzał się jednak z nią kłócić, dlatego od razu przeszedł do treningu aerokinezy i tym razem skupił się nieco bardziej, a przy okazji odzyskał wigor, gdyż węglowodany zaczęły na niego działać, cukier się podniósł, więc i jego ochota do treningu się zwiększyła.
- To może się udać - pokiwał głową, po czym zgodnie z zaleceniami myślał sobie o przyjemnych letnich powiewach, a nie o marznięciu, dlatego też początkowo nic mu nie wychodziło. Z czasem jednak udało mu się nieznacznie drgnąć kubeczek, który się nie przewrócił, ale wicherek poczuli oboje, a już zwłaszcza ona mając nieco dłuższe włosy od niego. Po chwili zamknął oczy i skupił swoje myśli tak, by wytworzyć jeden duży podmuch, mający na celu przewrócenie plastikowego kubeczka. Udało mu się to raptem parę sekund po podjęciu próby, ale za to od razu złapała go zadyszka. Dużo gorzej szła mu ta aerokineza niż krio.
- Nic chyba z siebie nie wykrzeszę już dzisiaj - rzucił, odchylając się do tyłu i opierając rękami o podłoże. - Czy wszyscy herosi mają tak, że jedną moc czują lepiej niż inną? Bo u mnie chyba tak jest z tą kriokinezą - dorzucił, po czym kiedy oboje uznali, że to najwyższy czas na zakończenie treningu, podnieśli się z maty, zebrali wszystko co ich i opuścili koloseum, kierując się w różnych kierunkach.

zt oboje
Admin
Admin
Admin
Re: Sala treningowa #3 Pią 23 Kwi 2021, 16:30

Trening został zakończony.

Podsumowanie:

Viviana, otrzymujesz:
+5 [Z]
+5 [BO]

Odysseas, otrzymujesz:
+10 [Z]
+10 [BO]
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sala treningowa #3 Czw 14 Kwi 2022, 14:47

Moje ciało przez kolejne dni odmawia mi posłuszeństwa. Wszystko mnie boli. Zwracam jedzenie częściej, niż je spożywam, dlatego postanawiam nie jeść przed treningiem, ani nie pić; nadrobię kalorie później. Mają tu baseny, sauny czy masaże. Oczywiście pomaga to na bóle mięśni, ale moja psychika wydaje mi się zszarpana pomimo determinacji, jaką w sobie noszę; ona gdzieś wyparowała, jakaś część mnie. Ostatnio nie myślę jasno, każdy dzień w obozie jest piekłem, przez które przeprawiał się Dante. Jednak, kiedy idzie się przez piekło, nie można się zatrzymywać. Dlatego ponownie zaciskam zęby i wstaje na kolejny trening, trochę z lękiem, ale też zawziętością; może to jest mój boski potencjał — kurewska upartość.
Ubieram się w coś lekkiego, bo wiem, że Erron nie rzuca słów na wiatr, nawet jeśli wydaje się, że ze wszystkiego sobie kpi, to mam świadomość, że następny trening nie będzie lżejszy od poprzedniego, a wręcz przeciwnie.
Ponownie spodziewam się kowboja w kapeluszu, ciężko mi ten obraz wymazać z pamięci. Jeśli chciał zrobić na mnie wrażenie, zaszokować czy cokolwiek to tak — sądzę, że po nocach będą śnić mi się westerny. Nawet jeśli śpię twardo, to sny przychodzą, tylko ich po prostu nie pamiętam.
Stoję przed salą, zastanawiając się, czy dobrze trafiłam. W końcu koloseum jest rozbudowane; kilka sali treningowych, szatnie, zbrojownie i nawet mają widownie. Mam prawo się zgubić. Ostatnio to Black się spóźnił, więc jeśli mi się to zdarzy, będziemy kwita.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Erron Black
Erron Black
Re: Sala treningowa #3 Wto 19 Kwi 2022, 10:38

Tym razem Erron postanowił zjawić się o czasie, co mogło być nieco zaskakujące dla Isabelle. Ogarnął więc wszystkie sprawy przed treningiem i kiedy już nadchodziła godzina spotkania, przebrał się w wygodne ciuchy: treningowy top, dresy oraz zwykłe adidasy, które miały mu nie krępować ruchów. Narzucił na siebie skórzaną kurtkę i kowbojski kapelusz, jak to on. Wyjątkowo nie brał ze sobą broni palnej, bo dzisiejszym tematem ćwiczeń była walka wręcz oraz posługiwanie się różnymi rodzajami broni białem, stąd też poprosił jednego z centaurów o dostarczenie do wybranej sali kilku egzemplarzy mieczy, glewii, halabard, maczug, morgenszternów, noży, saiów, kos czy innych tego typu przedmiotów, którymi heros może walczyć.
Na miejscu pojawił się w punkt, dlatego zaskoczyła go nieobecność Lancaster. W pierwszej chwili pomyślał, że nie taka harda ta dziewucha, na jaką się kreowała i już wymiękła. Przypomniał sobie jednak, że widział ją dziś rano w obozie i nie miała przy sobie walizki, więc zapewne musiała się spóźniać albo go olać. Usiadł więc na ławce przy ścianie i wyciągnął z kieszeni dresu telefon, po czym zaczął przeglądać sobie social media oraz ogólnie internet.
Kiedy Isabelle odnalazła w końcu salę treningową i weszła do niej, kowboj spojrzał na nią trochę spod byka i od razu schował telefon, po czym podniósł się z siedzenia.
- Jeszcze raz się spóźnisz i wyślę cię na patrol bez opanowania mocy - skarcił ją, bo musiała znać swoje miejsce w szeregu. Nie obchodziło go to, że mogła się zgubić i nie wiedzieć gdzie jest sala. Mogła się dowiedzieć tego wcześniej od dziesiątek herosów, centaurów, satyrów czy driad, którzy byli do ich dyspozycji na terenie kampusu.
- Zaczniemy od rozgrzewki. 20 kółek wokół sali, 100 pompek w serii po 25 z minutowymi przerwami, 50 przysiadów i 150 brzuszków. Nie będę ci tego liczył, więc od ciebie zależy, czy się porządnie rozgrzejesz. Jak tego nie zrobisz, twój problem - uśmiechnął się cynicznie. - Po wszystkim porozciągaj się, przede wszystkim stawy w nogach i rękach. Zaraz wrócę - zarządził, po czym wyszedł z sali treningowej. Wrócił po kilku minutach z napojem izotonicznym, który zaczął sobie sączyć. W drugiej dłoni miał też paczkę obranego słonecznika, która póki co była jednak zamknięta do momentu, w którym nie usiadł na ławce i nie zaczął sobie chrupać z nudów.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sala treningowa #3 Sro 20 Kwi 2022, 15:17

Dwa razy się zastanawiam czy podejść do pół człowieka, pół konia i zapytać o drogę do sali treningowej numer trzy. Może o dwa razy za długo. Stwory te wiedziałam tylko na filmach i chyba jeden z tytułów nosił nazwę Narnia, ale nie jestem do końca pewna. Zresztą występował jeszcze tam jeden z tych satyrów. Nie, żebym obejrzała to całe, ale co nieco wiem. Nigdy mnie za bardzo mityczne stwory nie interesowały, więc nadal jakoś nie dociera do mnie, że rozmawiam z człowiekokoniem albo kozokoniem, są nawet przyjaźni, a jeden z nich chyba był pijany, albo chory. Nie jestem do końca pewna czy mnie wzrok nie zawodzi.
W końcu wchodzę do sali lekko zaskoczona, ale nie widać tego po mnie. Jaśnie pan zjawił się o czasie. Jego groźba nie robi na mnie żadnego wrażenia albo do mnie nie dociera, ponieważ kieruje wzrok do jego kabur, gdzie wcześniej nosił ze sobą dwa rewolwery. Tym razem ich nie ma. Nie mogę być pewna, kiedy Erron żartuje, ale jego słowa z pewnością okażą się prawdą, gdy ponownie się spóźnię.
Nie chce mi się wdawać w dyskusje z synem Njorda. Obecnie nic mi to nie dało i nie rozumiem jego podejścia do mnie. Chyba że ma ze mną jakiś problem? Te wieczne groźby tu przestrzelę ci kolano, a tam wypierdolę na paszcze stworów bez opanowania mocy.
Słucham jego słów i przytakuje, starając się nie zrobić jakieś głupiej miny, którą mógłby odebrać jako świetny pretekst do ponownego sterroryzowania mnie.
Zaczynam od biegania. Same dwadzieścia kółek wokół sali to sporo, ale myślę, że przez to przebrnę w końcu kondycje mam nie najgorszą, gorzej z ostatnim treningiem, który wręcz sponiewierał mnie. Liczę, że ponownie to nastąpi, a może będzie jeszcze gorzej. Staram się oddychać miarowo, zachować jak najwięcej sił na później, ale to dopiero rozgrzewka. Na chwile Black znika mi z oczów, co powoduje, że bardziej skupiam się i luzuje, ale gdy na nowo się zjawia, ponownie trzymam czujność, a także zerkam w jego stronę w obawie, że może przyniósł swoje pistoleciki i zamierza do mnie strzelać. Na szczęście wziął ze sobą żarcie i jakiś napój.
Kiedy przechodzę do pompek zdaje sobie sprawę, że mam słabe mięśnie rąk. Nie jest aż tak źle, ale po kolejnej serii zastanawiam się, czy dobrze liczę. Pociesza mnie fakt, że Black z pewnością nie będzie tego liczyć, a sądząc po tej rozgrzewce, będę tak rozgrzana, że jedna pompka w te czy we wte nic nie zmieni, prędzej przyczyni się do mojego upadku wykończenia się w tej dziurze niedaleko East Lansing. Są jakieś minutowe przerwy. Na chuja mi się to zdaje, ale lepsze to niż brak jakichkolwiek pauz. Przy przysiadach zastanawiam się, kiedy będzie działać moja boska moc. W sensie potencjał chyba włącza się przy tym, jak się jest na skraju wejścia do Hadesu. W myślach zaczynam przeklinać na wszystkich, zaczynając od Blacka, rodzinie, innych zjebach kończąc na Blacku i jego chrupaniu. Przy brzuszkach moje mięśnie drżą z wysiłku i gdzieś tam się waham, czy uda mi się dobrnąć do stu pięćdziesięciu. Można uznać to za niewykonalne, ale przekonałam się, że jednak daje radę, muszę tylko zabłądzić na przepaść, kiedy umysł ma wyjebane na Errona, jego napój izotoniczny, słonecznik i cały jebany świat. W końcu zdaje sobie sprawę, że mam wszystko w dupie to ten moment, gdzie nie ma gniewu, złości tylko zmęczenie, które sugeruje, że cały świat mnie poniewiera, a ja na to sram. Pierwszy raz robie taką rozgrzewkę, co dalej nie mam pojęcia. Oddycham trochę ciężko, a kiedy w końcu kończę ten wycisk, chyba minęły jakieś godziny, może przesadzam, ale ta męka trwała naprawdę długo i nadal trwa, nawet jeśli jakaś część mnie czuje dalszą motywację do treningu, to ta druga mówi, przestań, ale nie przestaje.
W końcu wstaje i zaczynam się rozciągać. Tak jak mówił. Stawy w nogach i w rękach. W końcu mogę trochę odetchnąć, a także zacząć normalnie mówić.
- Czy ktoś kiedyś umarł, chcąc wybudzić swój boski potencjał? - Pytam poważnie, wyciągając ręce do góry za głowę, robiąc skłon do przodu, starając się poczuć każdy mięsień ramion i przedramion, chociaż już dawno czuje je wszystkie.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Erron Black
Erron Black
Re: Sala treningowa #3 Czw 21 Kwi 2022, 15:28

Black wyznawał staromodny sposób treningu: nie był żadnym senseiem czy innego rodzaju mentorem, a zwykłym chujem, który miał pchać swojego ucznia (w tym wypadku uczennicę) w kierunku wybudzenia potencjału. Znał herosów, którzy dużo lepiej radzili sobie w kontaktach międzyludzkich z nowymi, ale sam nie przywiązywał do tego większej wagi. Wiele też wynikało z jego charakteru, bo Erron często dostosowywał swoje reakcje do sytuacji. Z pewnością inaczej by się zachowywał, gdyby miał przed sobą 10-letniego szczeniaka, a nie dorosłą babkę.
Nie interesowało go to, czy Isabelle wykona wszystkie ćwiczenia i odpowiednio się rozgrzeje. To od niej w największym stopniu zależał jej rozwój, więc im szybciej doprowadzi swoje ciało na skraj, tym szybciej zacznie ulegać tej dziwnej transformacji. Wrócił więc po kilkunastu minutach i od razu spojrzał na blondynkę, która kończyła jakąś część ćwiczeń, jakie jej zadał. Usiadł więc na ławce i kontynuował swoje zajęcia, od czasu do czasu sprawdzając, na jakim etapie rozgrzewki jest Lancaster.
Podniósł się dopiero kiedy ujrzał, że córka Eris jest blisko pierwszej części ćwiczeń i przeszła do rozciągania się, bo miało niebagatelne znaczenie w kontekście dalszego treningu.
- Nie - odparł znudzony. - On wybudza to, co masz gdzieś tam głęboko. Nie tworzysz niczego nowego - to było chyba najprostsze wyjaśnienie, jakie dla niej miał.
- Jak się już rozciągniesz, wybierz sobie jedną z broni na tamtym stosie. Pokażę ci co i jak, żebyś mogła jebnąć komuś profilaktycznie czasami - sam powędrował w kierunku ławki i wytarł brudne łapy o swoje spodnie. Następnie napił się trochę napoju i ziewnął przeciągle, czekając aż Isabelle wybierze jakiś oręż.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sala treningowa #3 Sob 23 Kwi 2022, 16:49

Moja rozgrzewka to wstęp do tego, co czeka mnie dalej, niby wiem to, ale ciało zdaje się mi mówić, że jest inaczej. Jestem spocona, jakby wylano na mnie pół litra wody. Chociaż stojąc i rozciągając mięśnie, umiem już normalnie oddychać. Słucham odpowiedzi Errona, robiąc kilka skłonów do przodu i przechodzę kolejny raz do nóg. Nikt nie umarł, odpowiedź całkowicie mnie zadowala. Czyli nawet jeśli mój umysł mówi mi, że zdycham, jestem bliska wejścia na drogę ku Hadesowych bram to jednak to ściema. Chociaż nie do końca pasuje mi jego wyjaśnienie, brzmi trochę dziwnie. Słowa "niczego nie tworzysz" przynoszą mi na myśl film obcy. Brakowałoby jeszcze, żeby tworzyło się coś w środku i zażerało od środka jak potwór. Jestem w świecie bogów, półkoni i wróżek, kurwa nie zdziwiłabym się, jeśliby okazało się to prawdą. Zresztą nie mogę być na sto procent pewna czy mnie tutaj w chuja nie robią, lecz znudzony ton głosu Blacka mówi mi prawie wszystko.
Kolejne jego słowa trochę mnie ożywiają, mimo że myślę o saunie, basenie czy czymś podobnym co przyniesie ulgę. Obecnie nie jest źle, ale wiem, że gdy tylko zakończy się trening, kilka godzin po takim wysiłku będę wrakiem człowieka, a jutro... Znowu powstanę z martwych.
- Jebnąć profilaktycznie czasami...- Mruczę pod nosem, jakbym zastanawiała się nad jego propozycją.- Lepszej słów motywacji nie spodziewałam się usłyszeć z Twoich ust. - Chociaż zaczepnie, mówię poważnie, niemal zdziwiona, że nie usłyszałam gróźb pod swoim adresem, typu jak nie wybierzesz broni, to ci jebnę czy czegoś bardziej żałosnego.
Podchodzę do stosu niczym dziewczyna w sklepie z odzieżą, ale nie piszczę jak tłum na blackfriday. Rozglądam się, nie mając pojęcia co niby mam wybrać. Wszystko jest dla mnie całkowicie nowe. Jedyna broń, jaką trzymałam to ta od szermierki, nie licząc noża kuchennego i... W sumie wszystkiego, co mogłoby zabić. Tutaj oręż to naprawdę prawdziwy oręż. Nie repliki, są ciężkie i ostre, swoje ważą. Głupim machnięciem można sobie zrobić krzywdę, dlatego dotykam ich ostrożnie i wybieram jedną z glewii.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Aron Ortega
Aron Ortega
Re: Sala treningowa #3 Pią 27 Sty 2023, 18:59

Ostatnie tygodnie dla Arona były dość spokojne, choć nie obyło się bez kilku niespodzianek. Jego związek z Iris kwitł, wrócił do standardowych patroli oraz był już gotów nawet udać się na misję, a co więcej, otrzymał na to pozwolenie od Corvusa. Musiał jednak być w odpowiedniej formie do tego, dlatego też trenował dużo ciężej niż przez ostatni rok i nawet mu się to spodobało, choć nie pamiętał, czy był tytanem treningu wcześniej. Nic więc dziwnego, że dziś umówił się z Iris na jednej z sal, aczkolwiek nie chciał z nią sparować, więc zaznaczył, by ukochana pojawiła się o konkretnej godzinie, gdy on będzie kończyć, o ile nie miała ochoty popatrzeć na swojego mężczyznę jak ten pręży muskuły obijając worek rękawicami.
Gdzieś tam też w tle cały czas był temat eliksiru przywracającego pamięć, o którym Ortega myślał coraz mocniej. W dalszym ciągu bał się jego potencjalnych skutków ubocznych i tego, że przypominając sobie sporą część życia, może zapomnieć o tym, co zadziało się po jego amnezji, a tego nie mógł zrobić córce Zeusa. Ta wprost przecież stwierdziła, że drugi raz nie przeżyłaby odrzucenia. I wcale go to nie dziwiło, bo on sam nie wiedział, czy znalazłby siły na to, by po pierwszej amnezji rozkochać w sobie kogoś ponownie, a tu była mowa o potencjalnym drugim razie. W ostatecznym rozrachunku trzy razy kogoś rozkochiwać w sobie to było już zdecydowanie za dużo.
Syn Hekate naparzał w worek z ogromnym zaangażowaniem nawet mimo tego, że wcześniej miał za sobą ponad godzinę różnych ćwiczeń, w tym krótki epizod na siłowni obok. Był zadowolony ze swojej kondycji i efektów treningu, co zaczęło odbijać się również na jego ciele, bowiem jadł znacznie więcej i wyrabiał sobie mięśnie. Nie doszedł jeszcze co prawda do stanu sprzed śpiączki, ale był na dobrej drodze do tego, a sama Grimsdóttir miała zapewne wiele uciechy z dotykania raz po raz jego rzeźby. Swoją drogą, to było dość zabawne, że tak często go tam dotykała, a jednocześnie nigdy nie przyznała, że wcześniej był dla niej odrobinkę za mało umięśniony i dopiero teraz zaczyna przypominać jej tego Arona, na którego widok miękły jej kolana. To była też jedna z jego motywacji, by podobać się jeszcze bardziej Iris. Ona sama przecież po swoim powrocie znacznie szybciej wzięła się za siebie i już teraz była w odpowiedniej formie, podczas gdy on dalej dochodził do siebie po sytuacji sprzed kilku lat.
Słysząc drzwi otwierające się za nim, uśmiechnął się pod nosem i oddał ostatnie kilka uderzeń w worek, a następnie chwycił ręcznik leżący kilka metrów dalej i upił łyka wody nim się odwrócił. Zanim zobaczył kto wszedł do środka, odezwał się głośno.
- Aż tak się stęskniłaś, że jesteś trzydzieści minut wcześniej?! - zaśmiał się głośno i odwrócił, a następnie zamarł. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa, bo nie spodziewał się tego, kogo zobaczył.
- Musimy porozmawiać... - rzuciła postać w jego kierunku, a sam Aron dopiero po inicjatywie drugiej strony, zebrał się na odwagę, by cokolwiek powiedzieć.
- Chyba sobie kurwa żartujecie... - spojrzał w sufit, jak gdyby kierował te słowa bogów w górze.
- Rozmawiałem już z Corvusem, teraz postanowiłem odezwać się do ciebie. Chociaż to trochę dziwne... gadać do siebie - zachichotał tylko lekko zakłopotany przybysz, po czym postanowił oficjalnie się przedstawić. - Aron Ortega, syn Hekate - tak, mężczyzna spotkał właśnie swoją wersję z innych czasów. Pytanie tylko z jakich? Mężczyzna wydawał się być nieco młodszy od Arona, który najwidoczniej właśnie skończył swój trening.
Iris Grimsdóttir
Iris Grimsdóttir
Re: Sala treningowa #3 Sob 28 Sty 2023, 20:51

[15]

Ostatnio oboje z Aronem mieli znacznie więcej obowiązków, ale jednocześnie zawsze znajdowali dla siebie czas. Ukochany już dostał pozwolenie na misje, co znowu u niej wywoływało ambiwalentny stosunek. Bo z jednej strony to dobrze, w końcu oznaczało, że mężczyzna wrócił do pełni sił, co potwierdzili zarówno lekarze, trenerzy, jak i ona sama. Z drugiej strony to oznaczało, że znowu zacznie się o niego poważnie martwić. Może była to hipokryzja, skoro sama już od dawna chodziła ponownie na misje, ale tak jednak organizm większości zakochanych działał. Ona mogła się narażać i nie robiło to na niej wrażenia. Potencjalnie niebezpieczna sytuacja dla Arona podnosiła jej ciśnienie.
Gdy więc Boliwijczyk poprosił o spotkanie, ale po treningu pomimo sfrustrowania rozumiała. Przy niej się ograniczał siłą woli, a potrzebował treningu z kimś, przed kim nie będzie miał takich oporów.
Blondynka zaplanowała więc piknik, jako że pogodę mieli idealną. Zajęła się więc przygotowaniem jedzenia podczas treningu mężczyzny. Nie było co prawda tego dużo, ale jednak trochę jej to zajęło. Wypasione, z mnóstwem dodatków kanapki. Do tego trochę owocków oraz warzywa pokrojone na małe słupki wraz z różnymi dipami czy hummusem. Duża dawka cukru, czyli cola i byli gotowi chwilę pochillować na kocyku, który również spakowała do wiklinowego kosza. Chwilę jeszcze pokręciła się po mieszkaniu i kilkanaście minut przed umówioną godziną, wyszła z mieszkania.
Gdy właściwy Aron się przedstawił, przybysz podrapał się po czubku głowy nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić.
- Jakieś rady dotyczące życia, póki nie wrócę do swoich czasów? Wasz obóz wygląda znacznie lepiej pod względem organizacyjnym, z tego co zdążyłem zauważyć - próbował zagaić, bo choć sam chciał rozmawiać, tak niekoniecznie teraz wiedział o czym dokładnie. Przypomniał sobie też słowa swojej kopii, gdy wchodził i aż ucieszył się na samą myśl, że w obozie wciąż żyje jego żona. Miło będzie zobaczyć ją raz jeszcze żywą, choć niestety nie zakochaną w nim. Przynajmniej nie dokładnie w nim.
Grimsdóttir za to weszła z koszykiem w ręku najpierw do budynku, a później na konkretną salę treningową, którą wskazaną miała w smsie.
- Kochanie, szybki prysznic i porywam ciebie na piknik - pomachała nawet lekko koszykiem unosząc go nieco. Dopiero teraz w ogóle podniosła głowę i dostrzegła inną osobę, choć będącą plecami do niej, ale przede wszystkim nietęgą minę ukochanego. Odstawiła więc koszyk i z lekko ściągniętymi krokami ruszyła w jego stronę, choć stanęła jak wryta, gdy druga osoba się odwróciła.
- To kurwa jakiś żart? - spojrzała w górę kierując pytanie do ojca zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że jej Aron zareagował podobnie.
- Hm, wybacz. Źle to zabrzmiało - dodała po chwili łagodniej z lekkim uśmiechem i ruszyła dalej, by znaleźć się przy boku ukochanego. Widziała, że ten drugi był nieco młodszy, ale ciekawe czy przeszedł to samo co jej Aron.
Aron Ortega
Aron Ortega
Re: Sala treningowa #3 Wto 31 Sty 2023, 15:23

Nie spodziewał się dzisiaj żadnego pikniku, jednak ostatnimi czasy herosi spędzali dużo czasu na świeżym powietrzu, dlatego zapewne wcale by go ten plan nie zdziwił. Jednak gdyby wiedział, że Iris zaplanuje akurat takie aktywności, pewnie nie cisnąłby tak na sali treningowej, jak robił to dzisiaj. Poprzysiągł sobie, że to koniec wiecznego narażania się Grimsdóttir za ich dwójkę, bo przecież ukochana wykonywała niekiedy dwa razy więcej zadań niż inni, byleby tylko wyrobić normę również za Arona. Nie mógł na to pozwolić dokładnie z tych samych względów, z których córka Zeusa nie była zadowolona z jego powrotu do obowiązków: z miłości.
Nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozmyślania, gdyż po zakończonym treningu na sali pojawiła się nie ta osoba, której się spodziewał. Jego reakcja była więc całkowicie naturalna, ale na szczęście nic innego nie zdradzała. Nie miał przecież pojęcia z kim ma do czynienia i tak naprawdę mogło się okazać, że ten Aron jest psychopatycznym mordercą, wszakże po innych przybyszach można było wnioskować, że w każdej linii czasowej wydarzenia trochę się od siebie różnią.
Ortega wytarł szyję ręcznikiem i oddychał głośno nie tylko z powodu zmęczenia, ale również przez swego rodzaju zdenerwowanie. Nikt nie był gotów na spotkanie z samym sobą z innych czasów, a nawet jeśli tak twierdził, to po prostu kłamał. Aron nie był wyjątkiem.
- Wykonuj swoje obowiązki, nie wprowadzaj chaosu i unikaj czwartków w kantynie, bo dają słabe żarcie - końcówka miała już bardziej humorystyczny wydźwięk, bo tak jak początkowo zestresował się, tak przybysz wydawał się być w miarę normalnym osobnikiem. Od razu też dostrzegł na jego nadgarstku flagę Boliwii, na co mimowolnie zareagował delikatnym uśmiechem.
- Fajny tatuaż - rzucił w kierunku samego siebie, po czym obrócił rękę tak, by i Aron z przyszłości widział flagę na ciele swojego odpowiednika z tych czasów.
Nie było im dane jednak zbyt długo rozmawiać, gdyż zaraz w pomieszczeniu pojawiła się Iris, na widok której Aron od razu uśmiechnął się szeroko. On był już po pierwszym szoku, więc nie dziwił się reakcji Grimsdóttir, jednak kiedy ta przeprosiła za swoje zachowanie, od razu podszedł do ukochanej i cmoknął ją w usta na przywitanie. Był na tyle spocony, że nie chciał się bardziej do niej zbliżać, by nie wywołać dyskomfortu swoim odpychającym zapachem i by nie pobrudzić jej ciuchów. Nie dostrzegł zatem pewnego zmieszania czy może nawet wrogiego spojrzenia u swojego odpowiednika z innych czasów.
- To ja z przeszłości, przystojniak co? - zaśmiał się głośno Ortega, po czym przeniósł spojrzenie na swojego klona. - Aron, to jest... - nie dane mu było dokończyć, gdyż przybysz przerwał.
- Iris Grimsdóttir, córka Zeusa i jak się domyślam, twoja partnerka? - jego ton był neutralny, ale nie dał po sobie też poznać, że jest negatywnie zaskoczony tym wszystkim. Na koniec w dodatku zaciął się na moment, by znaleźć odpowiednie słowo opisujące ich relacje, co można było odczytać w taki sposób, że chciał zasugerować coś więcej niż partnerkę.
- Więc też znasz Iris? Czy w twoim świecie także jest najcudowniejszą kobietą na ziemi? - uśmiechnął się przyjaźnie do swojego młodszego odpowiednika Aron, po czym spojrzał na ukochaną, a następnie na koszyk ze smakołykami. - Chciałaś się rozwalić z kocykiem na sali i popatrzeć jak trenuję? - zapytał spokojnie.
- Znam, ale w moim świecie... raczej za sobą nie przepadamy - uśmiechnął się i podrapał po głowie lekko zakłopotany Aron z przeszłości, jednak jego ton był na tyle niegroźny, że nie można było wyciągnąć z tego nic więcej.
Na te słowa syn Hekate spojrzał na Islandkę, a następnie zachichotał lekko i tym razem pozwolił sobie na objęcie jej.
- My też za sobą nie przepadaliśmy... podobno - rzucił Aron. - Ale kto się czubi, ten się lubi - dodał na koniec, na co od razu zareagował drugi Aron.
- Podobno? - spytał zaciekawiony w pewien sposób. Przecież Ortega powinien doskonale wiedzieć, że nie przepadali za sobą, jeśli coś takiego miało miejsce. Dlaczego więc zachowywał się tak, jakby nie był tego pewien? Problemy z pamięcią? Demencja?
Iris Grimsdóttir
Iris Grimsdóttir
Re: Sala treningowa #3 Pią 03 Lut 2023, 18:43

- Unikać kantyny w czwartki, zapamiętam - rzucił nieco rozbawiony, a następnie spojrzał na swój, a potem tatuaż swojego klona, który wydawał się być identyczny.
- twój też niezły - uśmiechnął się i on. Nawet chciał zapytać o jeszcze jedną rzecz, ale do sali ktoś wszedł im przerywając. Doskonale znał ten głos, co w połączeniu ze słowem "kochanie" wywołało w nim mały wstrząs i o mało po prostu jej nie zabił. Odetchnął jednak spokojnie, bo może tutejsza Iris była zupełnie inną osobą. Skoro była z Aronem, to raczej w tej rzeczywistości nie było jego żony, w końcu tylko szaleniec mógłby wybrać córkę Zeusa ponad Cass. Niemniej samo patrzenie na nią wywołało wspomnienia, stąd nawet nie zareagował na... jej reakcję. Oswajał się w tym czasie z widokiem.
Iris za po pierwszym szoku przeprosiła, a następnie z przyjemnością cmoknęła swojego Arona. Miała ochotę wtulić się w niego, jednak widząc jak przepocony jest, odpuściła. Ciekawe dlaczego... Kobieta zaśmiała się na słowa ukochanego, choć fakt faktem zaprzeczyć nie mogła. Wyglądali niemal identycznie, jedynie przybysz był trochę młodszy i może lepiej zbudowany. A może to tylko wrażenie.
Uśmiechnęła się lekko, gdy z pewnym zakłopotaniem inny Aron przyznał, że za sobą nie przepadają. Chyba znała już tą historię. Wtrąciła się jednak zaraz po nim, by odpowiedzieć na pytanie swojej miłości.
- Nie głuptasie, zabieram ciebie na piknik w piękne miejsce. Albo... planowałam? - bo w sumie nie wiedziała jak w obecnej sytuacji będzie chciał postąpić jej Aron. Ściągnęła lekko nos udając niezadowolenie, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko, gdy oryginalny Ortega ją objął.
- Trzy lata temu w obozie była bitwa, w wyniku której Aron stracił pamięć - wyjaśniła pokrótce instynktownie głaszcząc go po policzku.
- Bitwa? Och, łał. Tego u nas nie grali - był zdziwiony, ale dręczyła go cały czas jedna myśl. Musiał wiedzieć gdzie jest Cass. - Po utracie pewnie łatwiej było złapać dobry kontakt, skoro nie pamiętałeś uczuć do Iris. Ty też straciłaś pamięć? - skierował te słowa do niej, choć miał drobne problemy ze spojrzeniem na niego.
- A skąd. Kochałam go, więc zawalczyłam znowu o niego - uśmiechnęła się ciepło poniekąd rozumiejąc tą ciekawość. W końcu historia przebiegła inaczej, pewnie był ciekaw ile się zmieniło. Ciekawe czy ta wersja wzięła ślub z Cassandrą...
Aron Ortega
Aron Ortega
Re: Sala treningowa #3 Pią 10 Lut 2023, 16:44

Sytuacja mogła być nieco dziwna dla wszystkich, ale Aron zawsze starał się stać na straży dobrych stosunków międzyludzkich, dlatego postanowił być tym, który podejdzie do tematu jak najbardziej pozytywnie. Z jednej strony było to trudne, bo miał masę pytań i wątpliwości, ale z drugiej chciał też poznać samego siebie z innych czasów. To mogło być bardzo ciekawe doświadczenie, a przecież nikt z góry nie zakłada, że druga osoba może być jakimś psychopatycznym mordercą przykładowo. Ortega budził jego sympatię i zaufanie, choć trochę zastanawiało go, jak daleko zabrnęły jego negatywne stosunki z tamtejszą Iris.
Aron spoglądał to na swoją wersję z przyszłości, to na Grimsdóttir. Znacznie szybciej przywykł do tej sytuacji i nawet zachowywał się już w miarę normalnie, jednak dostrzegał jakieś dziwne napięcie między herosami. Jak się okazało, ten drugi Ortega nie zdążył poznać Iris w takim stopniu jak on, dlatego tkwili we wrogiej relacji. Ciekawe czy ich niechęć do siebie była większa czy mniejsza niż ta ich, o której on w ogóle nie pamiętał?
Uśmiechnął się lekko do swojej dziewczyny, po czym spróbował zerknąć do koszyka.
- Mmm... sałatka z różnych rodzajów papryki, dobrze widzę? - oblizał usta, czego zaraz pożałował, bo poczuł słony smak swojego potu. Drugi Aron lekko wzdrygnął się na te słowa, a "ten właściwy" Ortega od razu zaśmiał się, dostrzegając reakcję. - Nie znosisz papryki? - powiedział syn Hekate, spodziewając się, że skoro ten drugi on nie miał amnezji, to nie zapomniał o tym, że nie znosi papryki.
- Jak ty możesz to jeść w ogóle... - odpowiedział z niesmakiem na twarzy, po czym też zachichotał lekko.
Zaraz jednak wrócił do Iris, którą zamierzał wypytać o nieco więcej szczegółów ich relacji. Był niejako zaskoczony tym wszystkim, gdyż takiego obrotu spraw w ogóle się nie spodziewał.
- Kochałaś przed amnezją? To jak to w końcu było? Nie przepadaliście ze sobą czy byliście parą? Gadacie totalnie co innego - przyznał z głupim uśmiechem przyznając, że pogubił się w tym wszystkim.
- Widzisz, przed Iris spotykałem się z inną kobietą, była nawet moją narzeczoną. Na krótko przed bitwą zbliżyliśmy się z Iris do siebie i okazało się, że jesteśmy sobie bliżsi niż myśleliśmy. Potem była ta bitwa, w której Cassandra zginęła, a ja straciłem pamięć. Obudziłem się po długim czasie, a ona - wskazał na swoją ukochaną. - Pomogła mi stanąć na nogi. Kochała mnie przed i po amnezji, tak jak ja ją - uśmiechnął się na koniec i jednocześnie przeprosił spojrzeniem blondynkę, gdyż zapewne to ona chciała opowiedzieć tę historię, jednak syn Hekate wszedł jej w słowo i sam to zrobił.
Drugi Ortega przyjął to ze spokojem, ale jednocześnie pokiwał głową, starając się wszystko ułożyć w głowie.
- Moja Cassandra też zginęła... - powiedział nagle podłamany i otarł nawet łzę, która zebrała mu się w oku. - Ale nie w bitwie, bo u nas jej nie było. Podczas misji - dodał już nieco głośniej, ale dalej było widać, że nie była to łatwa kwestia do poruszenia. Nikt też nie miał pojęcia o tym, że Ortega z przeszłości skłamał, bo to nie w ten sposób zginęła jego ukochana.
Aron objął znowu Iris i westchnął lekko, spoglądając na nią kątem oka. Nie wiedział, co ma powiedzieć, ani też co zrobić w tej sytuacji. Poczuł jednak w jakimś stopniu ból swojego odpowiednika i aż docisnął ukochaną do siebie, jakby chciał ją bardziej poczuć przy swoim ciele.
- Przykro mi z tego powodu, Aron - rzucił w kierunku samego siebie z innych czasów. - Pamiętaj, że czas leczy rany. Skoro ja stanąłem na nogi, to ty też staniesz i kto wie? Może znajdziesz swoją Iris - próbował pocieszyć mężczyznę, ale niezbyt mu się to udało.
- Pewnie masz rację, wybaczcie te smęcenie. To dość świeża rana - odpowiedział.
- Twoja Cass na pewno była wspaniała, ale to nie znaczy, że jest jedyną wspaniałą osobą na świecie. Wystarczy poszukać... albo pójść na odpowiednią misję - końcówkę słów Ortega kierował już do Iris, patrząc na nią kątem oka i uśmiechając się lekko.
Iris Grimsdóttir
Iris Grimsdóttir
Re: Sala treningowa #3 Sob 18 Lut 2023, 21:36

- Dobrze widzisz. I nie tylko to, ale o tym przekonasz się dopiero na pikniku - zaśmiała się na reakcję Arona 2.0, bo domyślała się z czego ona wynikała. Jej Ortega przed amnezją zachowywał się identycznie, a skoro on wszystko pamiętał, to jak miał przekonać się do papryki?
Już miała odpowiadać na pytanie przybysza, ale uprzedził ją ukochany. Nie miała jednak nic przeciwko, bo co to za różnica kto opowie tą historię, skoro ona była ich wspólną, a nie tylko jej?
- Bardzo mi przykro - powiedziała szczerze słysząc, że jego Cassandra też nie żyje. Zginęła w inny sposób, ale koniec końców jakie to miało znaczenie gdy nie żył ktoś, kogo się kochało? Blondynka była wdzięczna, że cały czas miała przy sobie Arona, rodziców, ale także Blathazara, który był w sumie jak jej brat. Sama myśl o ich stracie odbierała jej oddech, a przecież w jakimś stopniu straciła Ortegę i to bolało jak cholera. A stracić bezpowrotnie?
Dalej już przysłuchiwała się rozmowie obu... Aronów z lekkim uśmiechem nie bardzo wiedząc jak zareagować na to wszystko. Była dość empatyczna, ale ta sytuacja była na tyle dziwaczna, że ciężko było się w tym odnaleźć. Jednak dostrzegła błysk w oku Arona z przeszłości, gdy jej ukochany wspomniał o "jego Iris". A może jej się wydawało? Może chodziło po prostu o świeżą ranę, o której zaraz po tym sam mężczyzna powiedział?
- Zostałeś już zakwaterowany? Jak nie, możemy pomóc. Zaprowadzimy ciebie do naszego generała, który to ogarnia - rzuciła bardziej neutralnym tematem sądząc, że to bezpieczniejsza opcja.
- Tak, tak. Wszystko załatwione, ale dziękuję za chęci - mężczyzna uśmiechnął się lekko i podrapał po karku. No i zrobiło się niezręcznie cicho. Iris spojrzała na ukochanego licząc na to, że on uratuje sytuację.
Sponsored content
Re: Sala treningowa #3

Sala treningowa #3
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
Similar topics
-
» Specjalna sala treningowa
» 2. Sala Treningowa
» 1. Sala Treningowa
» Sala treningowa #1
» Sala treningowa #2



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Koloseum-
Skocz do: