Dzięki interwencji Melinoe herosi przeżyli spotkanie z potężnym liszem i innymi potworami. Stracili oni jednak jedną z towarzyszek, Maryline, córkę Chione, która została pożarta. Niemniej jednak mieli oni większe problemy niż opłakiwanie DiLaurentis, zwłaszcza patrząc na to, w jakim stanie byli Samuel i Folklore. Jeden miał spaloną całą lewą rękę, którą nie mógł nawet ruszać, z kolei Galichet ledwo chodził, czując jak moc medalionu wydrenowała z niego wszystkie siły. Tylko i wyłącznie dzięki swojej tolerancji na ból oraz doświadczeniu, syn Hekate był w ogóle w stanie zachować przytomność i jako tako się poruszać. Bogini zjaw spojrzała chłodnym wzrokiem na Larę, która musiała okrasić jej przybycie jakimś komentarzem. Guseva mogła wyczuć bardzo subtelny chłód bijący od tej persony, a instynkt samozachowawczy powinien powiedzieć jej jedno: "Lara, nie prowokuj tej baby". Było to pierwsze i ostatnie, nieme ostrzeżenie, dlatego od razu po tym herosi przeszli przez portal i trafili do zamku Hadesa. Wewnątrz półbogowie zostali przywitani przez gospodarza oraz jego rodzinę, a także udali się do swoich pokoi, by odpocząć. Każdy z herosów dostał własnego demona-lokaja, który miał spełniać wszystkie ich zachcianki. Ten, który został wyznaczony do Gusevy, spojrzał spokojnie na nią i od razu udzielił odpowiedzi, na te sarkastyczne pytanie. - Owszem - rzucił. - Spójrz na swój telefon, jeśli takowy przy sobie nosisz - jeśli ruda wyciągnęła go z ekwipunku, mogła dostrzec niemal idealny zasięg oraz możliwość podłączenia się do sieci Wi-Fi "Hades". Wyglądało więc na to, że był tu zarówno zasięg internetu, jak i telefonii, także może być to sposób na kontakt z kimś poza podziemiami. Kolejny z demonów odprowadził do dobrze wyposażonego pokoju córkę Heliosa, która nie miała zbyt wygórowanych oczekiwań. - Każdy pokój jest zaopatrzony w łazienkę, o Pani - ten przedstawiciel rasy demonów był raczej typowym służbistą i nie miał nawet odwagi wypowiadać się bez odpowiedniego tytułowania gościa. - Życzy sobie Pani czegoś do jedzenia? - spytał jeszcze na odchodne, by nie przeszkadzać Joanne w odpoczynku. Folklore był asekurowany cały czas przez demona, który dostrzegał wyczerpanie byłego kapitana drużyny Dionizosa. Dostrzegła to także Makaria, która porozmawiała jeszcze chwilę z demonem, po czym kazała mu zajść do skarbca i zabrać jedną fiolkę odtrutki, co też lokaj uczynił, kiedy to Folklore poprosił go o dwa litry whisky. - To wszystko, czego Pan sobie życzy? - spytał równie oficjalnym tonem co ten demon, który został oddelegowany do spełniania zachcianek Collins. Wręczył Galichetowi dwie litrowe butelki whisky, a także małą fiolkę, zaznaczając, by przed snem Folklore wypił całą jej zawartość. Pozostałe demony zajęły się innymi członkami drużyny, załatwiając im wszystko, co potrzebne. Dodatkowo Samuel został opatrzony w swoim pokoju, dzięki czemu odratowano jego rękę i będzie ona zdatna do użycia za kilkanaście godzin, kiedy organizm się zregeneruje przy pomocy małego dopalacza w postaci specjalnych medykamentów. W tym czasie Hades rozmawiał z Giotto w jakimś innym pomieszczeniu, czymś na wzór gabinetu, choć na pewno było to bardziej złowrogie i nieprzyjemne w odczuciu. Pan Podziemi odwrócił się w kierunku Nero, gdy ten z pretensjami się do niego odezwał, przypominając sobie także wyzwiska w kierunku jego demonów. - Zważaj na słowa, synu Fobosa - ton był oschły, ale nawet ktoś taki jak Nero musiał teraz dostrzec, że Hades wcale nie żartował i jego prośbę należy potraktować bardzo poważnie. - Ajgajon nie odda wam bez walki Mrocznej Esencji - rzekł po chwili, po czym obszedł swoje biurko z ciemnego rodzaju drewna i usiadł na ozdobnym krześle, które przypominało tron. - Nawet ja nie mam na niego wpływu. Po Tytanomachii, w podzięce za swoje oddanie, Zeus mianował Ajgajona strażnikiem więzienia tytanów. Zawarł przy tym z nim nierozerwalny pakt, który polega na tym, że Ajgajon ma zatrzymać każdego, kto będzie chciał mieć jakikolwiek kontakt z więzieniem. Nawet poprzez dotyk. Musicie zatem na niego uważać - wytłumaczył. - Nawet my, bogowie, szanujemy jego siłę, dlatego odradzam wam walkę z nim. Można go jednak oszukać na różne sposoby, wszak mimo posiadania pięćdziesięciu głów, tylko jedna faktycznie sprawuje tę funkcję. Spróbujcie tego. Inaczej szybko się spotkamy, niekoniecznie tutaj w zamku - zakończył wywód, po czym wezwał do swojego gabinetu dwa demony, które stanęły nieco za synem Fobosa. - Przynieście całej grupie prototypy zbroi ze stygijskiego żelaza - demony ukłoniły się tylko przed swoim panem i skierowały się od razu do zbrojowni. Sam Hades spojrzał jeszcze na Giotto i pomasował się palcami po brodzie. - Przekaż swoim towarzyszom, że otrzymujecie w prezencie ode mnie i mojej rodziny prototypy zbroi ze stygijskiego żelaza. Mój brat was lekceważy, ale nie myślcie, że wszyscy bogowie traktują was tak samo. Jesteśmy wam wdzięczni za wasze trudy. Niestety posiadam zaledwie 20 egzemplarzy tej zbroi, więc nie jestem w stanie zaopatrzyć całego obozu. Mam nadzieję, że wam się powiedzie - rzucił, po czym delikatnie zasugerował Nero, by ten opuścił jego gabinet i udał się odpocząć. Na odchodne rzucił jednak: - Jeszcze jedno, synu Fobosa. W Tartarze będziecie zdani tylko na siebie, moje dzieci nie mają tam wstępu - przyznał i chyba delikatnie zasugerował, że mimo tej patetycznej przemowy wcześniej, w przypadku niebezpieczeństwa Hades nawet palcem nie kiwnie. Ach ci bogowie, tacy próżni i zaprzeczający sami sobie... Demon, który został wyznaczony do waflowania Giotto, od razu spytał, czego sobie syn Fobosa życzy i spełnił wszystkie jego zachcianki, a wcześniej zaprowadził go do pokoju, w którym będzie mógł odpocząć. Niedługo potem do każdego pomieszczenia zawitał demon z prototypem zbroi, które kazał przynieść wcześniej Hades. Stwory powiedziały tylko co to za przedmioty, po czym wyszły, mając nadzieję, że herosi znają ich właściwości.
Deadline: 31.05.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero - Folklore Galichet WYCZERPANIE ORGANIZMU PRZEZ DŁUGI KONTAKT Z MEDALIONEM (przejdzie po śnie, o ile zostanie wypity lek) - Lara Guseva - Joanne Collins DYSKOMFORT CIAŁA PO DOŚĆ DŁUGIM PARALIŻU - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) SPALONA RĘKA (przejdzie po śnie) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter) DYSKOMFORT CIAŁA PO DOŚĆ DŁUGIM PARALIŻU (przejdzie po śnie) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) LEKKO POPARZONA TWARZ (przejdzie po śnie) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) DYSKOMFORT CIAŁA PO DOŚĆ DŁUGIM PARALIŻU (przejdzie po śnie) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) DYSKOMFORT CIAŁA PO DOŚĆ DŁUGIM PARALIŻU (przejdzie po śnie)
Wszyscy otrzymujecie: Prototyp zbroi ze stygijskiego żelaza - bardzo lekka, a zarazem bardzo trwała zbroja ze specjalnego materiału, przez który ciężko się przebić potworom. Składa się z szarej tuniki, czarnego napierśnika sięgającego aż do pasa oraz czarnych naramienników. Zwiększa ona odporność na obrażenia i czary, ponadto dostosowuje się do budowy ciała użytkownika. To oznacza, że tą samą zbroję może założyć każdy i w magiczny sposób będzie ona się pomniejszać lub powiększać w zależności od potrzeb. Zbroja niweluje także truciznę zawartą w Medalionach Tartaru. Za pomocą tego materiału można ranić zarówno śmiertelników, jak i bogów, tytanów, gigantów czy nieumarłych. Mając bowiem tę zbroję na sobie, jej właściwości przechodzą na broń, którą dzierży użytkownik. To oznacza, że póki ktoś ma tę zbroję na sobie, ma również oręż ze stygijskiego żelaza. Działa zarówno na broń białą, jak i palną, na przedmioty zwykłe, jak i pochodzenia boskiego.
Zbroja została wpisana do waszych ekwipunków.
Giotto Nero
Re: Hades - Misja: Giotto Nero, Folklore Galichet, Lara Guseva, Joanne Collins Nie 30 Maj 2021, 20:30
Giotto będąc z Hadesem sam na sam, nie czuł jakiejś ogromnej presji. Pan Podziemi wydawał się być aż nazbyt spokojny, jak na sytuację, w której znalazły się oba światy: ludzki i boski. Chcąc jednak odpocząć i co najważniejsze, skorzystać z uroków zamczyska, nie uśmiechało mu się teraz paplanie z gospodarzem. Pozwolił więc mu mówić. Trzymał cały czas ręce w kieszeniach i swoje odpowiedzi ograniczał tylko do lakonicznych "tak", "nie", "mam to w chuju", czyli standardowa procedura w wykonaniu Nero. Skrzyżował ręce w momencie, kiedy Hades zaczął mówić o Ajgajonie. Już wcześniej syn Fobosa rozmawiał z Folklorem na jego temat i obawy się potwierdziły. Będą więc musieli zrobić jakąś mistyfikacje, by wywieźć sturękiego w pole. Chociaż w głowie Nero kłębił się zupełnie inny plan, ale to już zostawił sam dla siebie. Skinął głową rozumiejąc, co Hades mu przekazał, po czym obrócił się na pięcie i skierował w kierunku drzwi. Gdy gospodarz domu do niego przemówił, Giotto obrócił tylko głowę, spoglądając na niego. - I dlatego po tej rzezi jedyne na co was stać to klika zbroi? Żałosne - nie zamierzał dalej tego komentować i dlatego opuścił od razu pomieszczenie, celem odpoczynku. Widząc demona, który na niego czekał, od razu spytał: - Macie tutaj WiFi? - a gdy usłyszał twierdzącą odpowiedź, zawędrował z demonem do swojego pokoju, by od razu wziąć do ręki telefon i połączyć się chociaż na moment z żoną. Zadzwonił do niej przez aplikację i kiedy zobaczył ją w ekranie smartfona, nawet lekko się uśmiechnął. Oczywiście wiadomym było, że ich rozmowa wyglądała tak: Elisa gadała, zaczynając rzecz jasna od litanii na temat nie zgrywania bohatera, a on po prostu słuchał. Niemniej jednak było mu to potrzebne. Zapowiedział, że zadzwoni jeszcze do żony, ale najpierw ogarnie siebie i wszystkie rzeczy, a także zamówi jakąś kolację, bo zgłodniał. Umówił się więc z ukochaną za godzinę, po czym sam ruszył do pokoju Folkmeistera, chcąc sprawdzić, co z nim. Wszedł bez pukania, bo tak na dobrą sprawę nie obchodziło go to, czy zastanie Wielkiego Ułatwiacza w pozycji embrionalnej, ruchającego zdjęcie Melinoe czy też grającego w szachy z gołębiem. Jedyne czego się obawiał, to że Galicheta nie ma na miejscu i ten jak zwykle ze szlugiem w kuchni siedzi, oglądając jakieś debilizmy na YT typu "DFF - Dwarfs Fighting Federation". - Żyjesz? - spytał, widząc przyjaciela w nie najlepszej formie, po czym zamknął za sobą drzwi i usiadł na krześle przy jakimś prowizorycznym stole. Dostrzegłszy alkohol powiedział: - Nie zachlej mordy, bo znowu jakaś sterta kości spuści ci wpierdol - wjechał mu na ambicję, bo wiadomym było, że syna Hekate ciężko odwieść od alkoholu. Ale w tym przypadku mogło to poskutkować. Chyba, że Folklore nie miał już tej dumy wojownika co kiedyś i uważał się za wypalonego herosa. Podniósł się z krzesła i skierował w kierunku wyjścia. - Odsapnij, bracie - skinął głową na pożegnanie, po czym wyszedł z pokoju Galicheta i skierował się do swojego. Tam wziął szybki prysznic i zjadł kolację, ale to już w towarzystwie żony, z którą prowadził videorozmowę przez smartfona. Po kilku godzinach spotkania z Elisą, pożegnał się grzecznie i postanowił w końcu się przespać, czy może raczej pomedytować przez noc. Nazajutrz ocknął się wypoczęty, znów wziął prysznic, ogarnął swoje rzeczy i na kevlarowy strój założył zbroję ze stygijskiego żelaza, chcąc ją wypróbować, dlatego też pozwolił sobie na pewien rozruch. - Niezłe - rzucił sam do siebie, dostrzegając zalety zbroi. Na godzinę 12:00 zarządził zbiórkę, o czym poinformował wszystkie demony, które odpowiadały za resztę drużyny i mieli jej to przekazać. Gotowy do wymarszu czekał na wszystkich już kilka minut przed czasem. Miał nadzieję, że demony przetransportują ich znowu na rubieże Pól Elizejskich, bo nie widziało mu się znów pokonywać takiej trasy, tym bardziej, że z zamku Hadesa było tam jeszcze dalej, niż w przypadku głównej bramy do greckiego nieba.
Chłód nie robił na kimś takim jak Lara wrażenia i kobieta choć oschła, nie wydawała się z pozoru żadnym zagrożeniem. Nie żeby Rosjanka miała chęć na mierzenie się z Melinoe, popierdolona nie była. Wiedziała, że zginęłaby w mig, ale to nie oznaczało, że będzie jej się kłaniać czy bać samego jej spojrzenia. Wiele półbogów miało sporo pretensji - całkiem słusznych zresztą - do swoich boskich rodziców i generalnie bóstwa, a Guseva była jedną z nich i nie zamierzała udawać, że jest inaczej. Chcieli ją zabić? Spoko, ale przy okazji sobie kopali dołek pogarszając sytuację obecnej drużyny mającej wręcz ocalić świat. Skinęła tylko głową od razu sięgając po telefon i gdy upewniła się, że nie została okłamana, znowu spojrzała na demona. - Świetnie. To przynieś mi jakieś bułki z szynką i serem. Trzy i piwo jasne. Zostaw w pokoju, ja pójdę się umyć - żadnego proszę, ani dziękuję, bo przecież od tego oni tu byli, tak? By wykonywać polecenia Hadesa, a aktualnie z jego polecenia... polecenia herosów. Zresztą nad czym się tu rozczulać? Proste komunikaty były najlepszym rozwiązaniem. Kiedy więc demon opuścił pokój, Lara odłożyła plecak na jedno z krzeseł i od razu zawędrowała do łazienki. Tam aż uśmiechnęła się na widok wielkiej wanny, do której od razu nalała gorącej wody. Wszystkie ubrania wrzuciła do stojącej tam pralki, wrzuciła kostkę piorącą i heja. Ona w tym czasie się porelaksuje, oczywiście wymieniając wiadomości na komunikatorze z Erronem. A po co innego pytałaby o zasięg? Nie przejęła się jakoś mocno, kiedy w progu pojawił się demon. Powiedział o zbroi, a Rosjanka słuchała go jednym uchem ciesząc się kąpielą i wiadomościami od ukochanego. Trochę to trwało, ale w końcu wyszła z wanny i pranie przestawiła na suszarkę, gdy sprzęt okazał się być pralko-suszarką. Sama w tym czasie poszła zjeść przyniesioną gdzieś w międzyczasie kolacje, by jakiś czas później wreszcie pożegnać się z Blackiem i pójść spać. On chyba będzie spał lepiej wiedząc, że póki co jest cała i zdrowa. Spojrzała niezadowolona na demona, który obudził ją informując o zbiórce. Zażyczyła sobie kawy i jajecznicy z chlebem za godzinę i... poszła spać. Mógł ją powiadomić później, aniżeli dwie godziny przed wymarszem. Przy ponownym obudzeniu wskazała tylko stolik demonowi, w końcu nie chciała mimo wszystko wychodzić spod kołdry przy nim. Zwłaszcza, że z wygody spała nago. Ubrała najpierw bieliznę, a dopiero potem zabrała się za śniadanie. Gdy zjadła, założyła swoje rzeczy, zbroję prezentową, która okazała się być naprawdę niezła. Zabierając wszystkie swoje toboły, opuściła wygodny pokój, by spotkać się ze wszystkimi na miejscu zbiórki. - Z czego ta zbroja? Nie słuchałam go wczoraj - spytała zaintrygowana Giotto, skoro byli pierwszymi osobami na miejscu. Sięgnęła jeszcze po telefon pisząc do Blacka krótką wiadomość o wymarszu i braku WiFi, po czym schowała sprzęt w bezpieczne miejsce. No i czekała z Włochem na resztę tej pokracznej bandy. Ciekawe czy wszyscy przeżyli noc, bo niektórzy wyglądali jakby mieli się przekręcić.
- Zajebiście.- odpowiedziała jedynie na informację o łazienkach. Coraz bardziej kuszące stawało się wykorzystanie maksimum tutejszych standardów, ale nie była przekonana czy jej się chce wydziwiać. - O tak, jak najbardziej. Przynieś mi ogromną porcję spaghetti i jakieś dobre winko do tego, najlepiej półsłodkie.- powiedziała, czując jak ślina gromadzi jej się w ustach na samą myśl o wyżerce. W sumie to nie miała pojęcia jak wiele mają tu do zaoferowania, ale skoro znajdowali się w siedzibie Hadesa to pewnie mają bardzo szeroki asortyment. Zanim demon wyszedł, zatrzymała go, by poprosić go o jeszcze jedną rzecz.- Kolego, mógłbyś dla mnie sprawdzić jeszcze jedną rzecz? Weź po drodze dowiedz się w jakim stanie jest syn Tanatosa. Tylko wiesz.. nie mów, że to ja cię wysłałam, okey?- ściszyła lekko ton, niczym nastolatka, która chce wystalkować swojego krasza. Przecież osobiście tam nie pójdzie, nie po ich ostatniej rozmowie, którą to ona zbyła. Mimo wszystko wciąż była ciekawa tego w jakim stanie jest Samuel, więc postanowiła wykorzystać swojego lokaja do zdobycia informacji. Czekając na wieści i swoje spaghetti, udała sie do łazienki. Rozpromieniała na widok ogromnej wanny, do której od razu napuściła gorącej wody. Urządziła sobie długą kąpiel z pianą, próbując sie chociaż trochę zrelaksować. Potem oczywiście wsunęła całą porcję tego co przyniósł demon, popiła to winem i położyła się spać. Następnego ranka zjadła śniadanie i odświeżyła się w łazience. Potem ubrała swoją odzież termoaktywną i nową zbroję, którą dostała. Zanim ją włożyła była średnio przekonana, ale dopiero gdy ta dopasowała się idealnie do jej ciała, zrobiła na niej odpowiednie wrażenie. Zbroja była wygodna, nie ograniczała ruchów i nigdzie się nie wrzynała. Czego chcieć więcej? Spakowała wszystkie swoje rzeczy, a broszkę z zaklętym łukiem przyczepiła do swojego ubioru. Potem udała się na miejsce zbiórki, gdzie Giotto i Lara już czekali. Bardziej od nich interesowało blondynkę przybycie osób, które bardziej poszkodowane dotarły do tego miejsca.
Dotarcie do pokoju było nie lada wyczynem. Jednakże na spokojnie można było nazwać to małym piwem w stosunku do tego co następnie czekało Folka, a mianowicie: rozebranie się, kupa i kąpiel - dokładnie w tej kolejności. Kiedy w końcu herosowi udało się wykonać wszystkie męczące czynności, wziął do rąk whisky i fiolkę z lekiem, a następnie walnął się na łóżko. Nie zwlekając uraczył się najpierw całą zwartością fiolki, a następnie odbezpieczył buteleczkę z trunkiem. Giotto wparował do jego pokoju bez żadnego uprzedzenia, co wybiło trochę Galicheta z rytmu. Z małym grymasem na twarzy za pauzował, na znalezionym w pokoju tablecie, walkę MMA w wykonaniu karłów i wysłuchał swojego przyjaciela: - Ta... Ten lisz dał mi nieźle popalić. Chociaż w sumie bardziej odczuwam negatywne skutki tego jebanego medalionu. Mówię Ci mordo, w drugiej połowie bym go miał. Następnie Giotto zaczął coś gadać o napierdoleniu Folka przez stertę kości. Oburzony heros spojrzał na Włocha: - No kurwa Giotto. Wziął mnie z zaskoczenia, tak? Normalnie to bym takich ośmiu napierdolił, więc zejdź ze mnie. Tak czy siak... pewnie tego nie zauważyłeś, ale ja w międzyczasie walczyłem też z drugim liszem... one zawsze chodzą parami. - Ostatnie słowa wypowiedział z niemałym uśmiechem, przypominając sobie spotkanie z ich życiowymi legendami chwilę przez walką. W końcu Giotto podniósł się z krzesła i rozpoczął procedurę żegnania się. Mający cały czas delikatny uśmiech na twarzy Folk oparł głowę o poduszkę: - No, Ty też się nie puszczaj. - kontynuował po krótkiej pauzie. - Damy radę bracie. - Po tych słowach oddał się w objęcia snu. Kiedy obudził się następnego dnia, czuł się jak nowonarodzony. Faktycznie lek, który otrzymał dał radę postawić go na nogi. Nie zwlekając więc, Folk zdjął z siebie wierzchnią część garderoby i założył sprezentowaną zbroję. Następnie zbierając cały swój rynsztunek ruszył na miejsce spotkania, gdzie znajdował się już Giotto, Jo oraz Lara. Ich obecność skwitował jedynie krótkim: "No cieś".
Hades w żaden sposób nie skomentował pretensjonalnej odpowiedzi Giotto, ponieważ miał świadomość, że heros miał rację. Niestety on sam nie mieszał się w politykę uprawianą na ziemi i w niebie, toteż jedyne co mógł zrobić, to przyjąć do wiadomości, iż niektórzy półbogowie nie są zadowoleni z faktu, że muszą odwalać całą robotę za innych. Wrócił więc do swoich zajęć, które były niewątpliwie wciągające, w końcu walki kogutów w garażu bez niego odbyć się nie mogą. Drużyna zajęła się lizaniem ran i odpoczynkiem. Jej członkowie skorzystali z uroków zamku, jedni brali długie kąpiele, inni rozmawiali z ważnymi dla siebie osobami, jeszcze inni jedli jak za trzech albo odpoczywali, chcąc jak najszybciej się zregenerować. Wszystko to przyniosło dobre efekty. Demon po jakimś czasie zjawił się w pokoju Joanne, która poprosiła go, o zdobycie informacji na temat zdrowia Blade. - Syn Tanatosa jest w dobrym stanie. Będzie mieć blizny, ale ręka została odratowana. Dzięki eliksirowi, jutro będzie już normalnie funkcjonować. Mam nadzieję, że to Panią satysfakcjonuje - ukłonił się, nie chcąc dalej przeszkadzać Collins i opuścił jej pokój. Nazajutrz herosi zaczęli po kolei pojawiać się w tej wielkiej sali, w której poprzedniego dnia się rozstali. Pierwszy na miejscu był Giotto, którzy zarządził zbiórkę i wymarsz na konkretną godzinę, tuż po nim zjawiła się Lara i zaraz za nią przybyli kolejni herosi. Nikt się nie spóźnił, wszyscy byli najedzeni, wypoczęci i gotowi do drogi. Chwilę później w sali pojawił się tym razem Zagreus, który został wyznaczony przez swojego ojca do eskortowania półbogów. - Odprowadzę was do portalu, śmiertelnicy - rzucił chłodnym tonem, który przypominał ten, jakim wypowiadał się Hades. Tym razem jednak syn nie miał na sobie czarnej szaty, a czarną zbroję ze stygijskiego żelaza, ale była ona nieco inna niż ta, którą mieli na sobie członkowie drużyny. Połyskiwała bowiem złotymi grawerunkami, które przedstawiały między innymi symbole Hadesu czy Tartaru. Bóg ruszył przodem i herosi przebyli niemal taką samą drogę, jak kiedy zmierzali do zamku, z tą różnicą, że portal był odrobinę dalej niż wcześniej. Herosi wraz z Zagreusem znów znaleźli się na Polach Elizejskich, niecały kilometr od wzgórza, za którym był portal prowadzący do Hadesu. Bóg eskortujący ich, bez słowa znów przemknął przez portal i zamknął go za sobą, kończąc tym samym krótką, ale jakże intensywną znajomość z drużyną. Po krótkiej podróży, uczestnicy misji dotarli znów na wzgórze, z którego obserwowali portal. Co bardziej zaskakujące, pole przed nimi było całkowicie puste. Najwidoczniej bestie już zniknęły i zamierzały się zmaterializować w Tartarze, co było naturalną koleją rzeczy. Mimo wszystko, portal stał przed herosami otworem i wystarczyło tylko przez niego przejść, by znaleźć się w mrocznej części Hadesu. Swój niepokój postanowiła wyrazić jednak Mara, która jako pierwsza odezwała się w kierunku Giotto. - A co jeśli znów nas coś zaskoczy? - spytała, nie będąc przekonana, czy powinni iść od razu do przodu. Wtórował jej w tym Xander, któremu też nie spieszyło się do kolejnych walk. Ponadto, po fiasku poprzedniego planu Nero, stracił chyba zaufanie do lidera formacji. - Powinniśmy wysłać kogoś na zwiad - zasugerował, patrząc po wszystkich herosach, od których domagał się aprobaty. Kierował się tym, że jeśli więcej osób za tym zagłosuje, to być może skłoni to Giotto do podjęcia takiej decyzji. Jasmine podeszła do Lary i szturchnęła ją lekko, zachęcając, by odwróciła się w jej kierunku. - Dasz radę sprawdzić glebę przed nami? Mogłoby to nam oszczędzić kłopotów ze skorpionami, golemami i liszami - rzuciła spokojnie i dość mądrze, jak na córkę Ateny przystało. - Może niech Folklore zrobi zwiad z powietrza? - wtrąciła nagle Avalon, która co prawda sama mogła to zrobić, ale w jej przypadku nie wchodziła w grę dematerializacja. Potrafiła tylko latać, więc mogłaby zostać szybko zauważona. - Tak i znowu go jakiś lisz sprowadzi na ziemię - wywrócił oczami Billy, który chyba nie był pozytywnie nastawiony do tej części planu. - Ja to zrobię... - odezwał się w pewnej chwili Samuel, który dotąd obserwował wszystko z boku, mając założone ręce na klatce piersiowej. Spojrzał tylko na Joanne, po czym wyszedł na przód, chcąc wcielić domniemany plan w życie, o ile Nero się na to zdecydował. W międzyczasie do Collins podeszła Mara, która zauważyła te tajemnicze spojrzenie Blade w jej kierunku. - Ślepy by zauważył, że jest między wami chemia - zagaiła. - Dlaczego nie rozmawiacie? - była trochę ciekawska, toteż nie miała oporów przed tym, żeby wypytywać o mniej wygodne rzeczy. A portal sobie stał otwarty za pagórkiem i tak czekał i czekał...
Deadline: 05.06.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero - Folklore Galichet - Lara Guseva - Joanne Collins - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei)
Gdy wszyscy zebrali się na miejscu zbiórki zerknęła ciekawsko w kierunku Samuela i Galisheta, którzy po ostatniej walce byli w najgorszym stanie. No, pomijając całkowicie tamtą dziunię, którą pożarły skorpiony, ale po niej chyba nikt nie płakał. Folklore też był spoko, przynajmniej Jo lubiła go na tyle, by i nim się choć na chwilę przejąć. Tego poranka był jednak w lepszej formie niż poprzedniego wieczoru, więc pozostało jej skupić się na misji. Tym razem widok wydawał się przyjemniejszy z prostego powodu, jakim był brak potworów. Przynajmniej żadnych nie widzieli, ale kto wie czy nagle coś nowego im nie wyskoczy spod ziemi. Po chwili rozpoczęła się dyskusja na temat przejścia przez portal, który tak beztrosko sobie istniał kawałek od nich, jakby czekał aż cała gromadka przez niego przejdzie. Joanne podzielała niepokój niektórych herosów i w sumie to nie wiedziała jakiej reakcji spodziewać się po Giotto. Najprawdopodobniejsze wydawało jej się, że on znowu wymyśli swój plan, który nie obejmie ani jednego z przedstawionych mu pomysłów. Collins długo milczała i jedynie słuchała trwającej burzy mózgów. Póki co wersja z wykorzystaniem zdolności Lary wydawała jej się najlepsza, choć czekała co sama córka Sif ma do powiedzenia na ten temat. Zamierzała poprzeć ten pomysł, ale wtedy wyszedł przed szereg Samuel. No bo kto inny? Wszechświat chyba chciał ją nieźle podkurwić na tej misji, popychając syna Tanatosa do jakiś dziwnych jak na niego inicjatyw. Jednocześnie wydawał się bardzo wiarygodny, kiedy stanowczo wystąpił o krok i czekał na aprobatę Nero. I jeszcze to pierdolone spojrzenie, jakby debil chciał jej coś udowadniać albo ją podpuszczał, żeby zrobiła cokolwiek- tak przynajmniej ona to widziała. Wtedy podeszła do niej Mara, która nieświadomie dolała trochę oliwy do ognia. - Bo mnie wkurwia.- warknęła do niej, posyłając jej surowe spojrzenie. Nie żeby ona jakoś sama sobie zawiniła, ona po prostu odezwała się do Jo w nieodpowiednim momencie. Odpowiedź córki Heliosa nie była nawet tak do końca szczera, choć jednocześnie nie tłumaczyła zbyt wiele. - Ty, a może zamiast zgrywać bohatera to wyślij tam jakiegoś kościotrupa na zwiady?- rzuciła w kierunku Samuela, pamiętając o jego umiejętnościach. Dziwne dla niej było, że sam na to nie wpadł, a zamiast tego robił siebie mięso armatnie. Chyba, że jednak myślał o tym, ale postanowił się popisać. Co więcej, teraz Joanne tylko podkreśliła to jaką słabość miała do tego herosa. Jak dotąd rzadko się wypowiadała i wtrącała, a teraz nagle olśnił ją pomysł, którym postanowiła podzielić się z grupą. Powstrzymanie go przed samobójstwem okazało się bardzo mobilizujące.
Giotto w spokoju oczekiwał wszystkich, standardowo mając ręce skrzyżowane na klatce piersiowej i przymknięte oczy. Mimo wszystko, cały czas zachowywał czujność, bo z tymi demonami i bogami to nigdy nic nie wiadomo. Zaraz jakaś Makaria mogłaby go zajść od tyłu i sprzedać mu kosę pod żebra, bo akurat tak jej się zachciało. Dopiero kiedy Guseva pojawiła się w zasięgu, obrócił nieznacznie głowę i spojrzał na nią kątem oka. Początkowo potraktował jej pytanie jak żart, ale kiedy zrozumiał, iż jest to całkowicie na serio, przestał na nią patrzeć w ogóle. Rozumiał, że Lara ma charakterek, ale to nie jego problem, że wolała romansować z chłopakiem niż posłuchać kilka chwil demona. Niech tych przedszkolaków pyta o zasady funkcjonowania tej zbroi. Widząc Folklore w lepszym stanie, skinął mu tylko lekko głową na przywitanie, a następnie obserwował wszystkich pozostałych, którzy zjawili się przed lub po nim. Kiedy już byli gotowi do wymarszu, zaakceptował towarzystwo Zagreusa i wraz z nim wszyscy udali się na zewnątrz zamczyska, a później przeszli przez portal, który przetransportował ich w miejsce, w którym ostatnio była niezła jatka. Obserwował w ciszy cały teren, by zaraz obrócić się w kierunku pierwszych śmiałków i posłuchać propozycji strategii, której - jak słusznie założyła Joanne - Nero pewnie nawet nie weźmie pod uwagę. No ale niech się produkują, niech myślą, że coś znaczą. Niestety Giotto był marnym materiałem na lidera i kolejny raz mogło się okazać, że śmierć zbierze tego żniwo. Syn Fobosa skrzyżował ręce na klatce piersiowej i słuchał tej paplaniny. Kiedy już wszyscy, którzy chcieli, odezwali się, Giotto spojrzał znów na portal, po czym przeniósł wzrok na Blade. - Kościotrupy nie wydzielają zapachu - poprawił Joanne, bo jej rozumowanie było błędne. Wysłanie nieumarłych nic by nie dało, bo skoro kościotrupy nie mają boskiej krwi, to bestie nie zareagują na ich obecność. Tutaj chodziło o to, by sprawdzić chociażby podłoże, żeby nikt nie wyskoczył jak Filip z konopi. - Blade, Guseva i ten pajac od Frei, idziecie na zwiad. Folk będzie was obserwować z powietrza, reszta zostanie za barierą. Jeśli coś będzie nie tak, stworze wasze iluzje, żebyście mogli wrócić - wyjaśnił pokrótce, bo chyba nie mieli innej opcji. Żadne z nich nie posiadało umiejętności dzieci Heimdalla, które mogłyby wzrokiem omieść całe pole i je sprawdzić dużo lepiej, niż poprzez zwiad. Xandera wysłał tylko po złości, bo wkurwiało go jego jestestwo.
Widząc zachowanie Włocha i jego spojrzenie, wywróciła tylko oczami, bo zachowywał się naprawdę żałośnie. - Rozumiem, że ty wolisz słuchać pajaca niż swojej żony. Okej - rzuciła jeszcze sarkastycznie koniec końców mając to wszystko w dupie. Zbroja wydawała się być dobra, a sam fakt, że dostosowała się do jej ciała sugerował, że nie ma do czynienia z byle czym. O reszcie przekona się w walce i tyle. Niemniej zachowanie Giotto ją mocno żenowało, bo wiedziała, że ma dość podobne podejście do niej. A nawet i gorsze, bo on nawet nie słucha tego, co jest istotne. Nie zawsze, ale widziała takie akcje, więc te spojrzenie mógł sobie odpuścić. Przyjaciółmi na pewno nie będą. Szanowała go jako wojownika, zdecydowanie nie jako człowieka. Trochę współczuła nawet tym dzieciom. Wzruszyła tylko ramionami i ruszyła ze wszystkimi za bogiem, który interesował ją jeszcze mniej niż zeszłoroczny śnieg. Zresztą jak każdy z tej greckiej czy nawet nordyckiej rodzinki. Zachowywali się jak typowe bananowe dziecko, które zadziera głowę tylko dlatego, że urodziło się w dobrej rodzinie. A osiągnięcia życiowe? Zero. I znowu to wzgórze. Rozejrzała się po terenie, który iluzorycznie wydawał się bezpieczny. Wolała jednak jakoś sprawdzić teren, bo o ile ona była gotowa na walkę w każdej chwili, to podejrzewała, że gdyby jednak coś ich zaskoczyło, to większość by tego nie przeżyła. Wczoraj przecież było to idealnie zobrazowane. Wysłuchiwała kolejnych propozycji, przy czym uśmiechnęła się rozbawiona patrząc z żałością na Xandera. Powinniśmy. Kogoś. A co, sam tego zwiadu zrobić nie chciał? taki odważny? Zaraz jednak rozproszyła ją kobieta i gdyby nie zyskała w ostatnich dniach odrobinę sympatii Lary, zwyczajnie by ją zignorowała. - To tak nie działa - rzuciła tylko beznamiętnie dziwiąc się, że córka Ateny tego nie wie. Najwyraźniej nie wszystkie były tak inteligentne jak stereotyp mówił. Tak samo jak nie wszystkie córki Sif były kochliwe i słodkie, jak widać. - Poza tym lisze? - dorzuciła po chwili posyłając jej rozbawione spojrzenie, skupiając się jednak na innych propozycjach. Prychnęła pod nosem na zarządzenie Nero. Rozumiała poniekąd wybór ekipy, no może poza srającym pod siebie. Niemniej w pewien sposób ją to bawiło. Nie czekając jednak na mentalne zebranie się "ekipy" sięgnęła po swoją boską broń oraz miecz z pleców w drugą rękę. No i po prostu ruszyła obierając najprostszą i najkrótszą trasę w kierunku portalu, którą cała reszta również będzie mogła przejść. O ile się coś nie zesra, wiadomo.
Nie było sensu rozmyślać nad zachowaniem syna Hadesa oraz jego szybkim zniknięciem. Teraz ważniejsza kwestią było to, że morale w drużynie zdecydowanie opadły. Wyraźnie dało się odczuć, że część osób nie była zadowolona z dowodzenia ze strony Giotto, ba! Kilkoro z nich pośrednio starało się podburzyć jego autorytet. Nie minęło dużo czasu kiedy syn Fobosa przedstawił swój plan. Wydawał się być prosty i powinien być dla wszystkich wystarczająco zrozumiały. Niemniej jednak Folk czuł się w pewnym obowiązku do przypomnienia reszcie ferajny po co tutaj są. Nim więc ekipa postanowiła dostosować się do poleceń Giotto przemówił: - Zachowujecie się jak banda rozwydrzonych gówniarzy. Zapomnieliście już dlaczego tutaj jesteśmy? Od powodzenia tej misji zależy to czy będziemy w stanie przeżyć kolejne spotkanie z dzieckiem Tartaru. Każda osoba tutaj wybrana została nie bez powodu. Każdy z was również był świadom tego, że nie będzie to sielanka pokroju zdobycia wódki dla Mojoka. Idąc na tą misję każde z was powinno żyć z przekonaniem, że może nie wrócić cało z tej podróży, bądź w ogóle nie wrócić. Nie wiem jak Giotto, ale ja nie mam ochoty mieć przy sobie, podczas tak ważnej wyprawy, osób które nie są w stanie zapanować nad własnymi emocjami. Każde z nas ma perłę. Wystarczy ją zgnieść i pomyśleć o obozie, a znajdziecie się tam w mgnieniu oka. Dlatego też sugeruję, aby każdy kto nie chce tutaj być po prostu spierdolił do domu... Po tych słowach ruszył wykonać plan Giotto, czyli rozpostrzeć mgłę nad potencjalnym polem bitwy i w zdematerializowanej postaci obserwować je z góry.
Mara spojrzała tylko z krzywym uśmiechem na Collins, która w tej chwili mogła się wydać nawet trochę przerażająca. Córka Hel wzruszyła jednak na to wszystko ramionami i tylko zaśmiała się lekko, bo relacja córki Heliosa z synem Tanatosa była bardzo podobna do wielu, które mają miejsce w obozie. Nie było to zatem nic nadzwyczajnego, że herosi zamiast rozmawiać ze sobą szczerze, grali w jakieś podchody, które nie satysfakcjonowały ani jednej ani drugiej strony. Samuel rwał się do zwiadu nie tylko przez chęć zaimponowania Joanne, ale przede wszystkim dlatego, że nie spisał się podczas ostatniej batalii i chciał zmazać tę plamę na honorze. Zatem gdy tylko Giotto przedstawił swoją wersje planu, ochoczo nań przystał, choć oczywiście spodziewał się, że coś może nie pyknąć, tak jak to już było w tym dziwnym herosowym świecie. Guseva również zdawała się nie oponować temu pomysłowi i chyba tylko Xander zamierzał zgłosić jakieś obiekcje. - Znowu ja? Nie przeginasz, Nero? - rzucił podirytowany. I wtem odezwał się Folklore ze swoją płomienną mową. Wszyscy herosi słuchali go mniej lub bardziej uważnie, co nie oznaczało, że zgadzali się ze wszystkim, co mówił. Niestety były kapitan Dionizosów nie miał posłuchu wśród reszty uczestników misji, gdyż większość z nich nigdy nie była pod jego jurysdykcją. Nawet te osoby, którym zdarzyło się współpracować z Galichetem, niechętnie patrzyły na niego w tamtej chwili. Avalon być może to łyknęła, ale Jasmine była bardziej zdystansowana do całej treści, głównie z racji tego, że jako córka Ateny rozwagę miała we krwi, a tej postawie to akurat syn Hekate często przeczył. Billy spojrzał rozbawiony na Galicheta. - Nie obraź się Folklore, ale czy to nie ty zachowywałeś się jak rozwydrzony dzieciak, jak tylko zobaczyłeś sukkuby albo swoich idoli na Polach Elizejskich? Nie jesteś już kapitanem, nie dajesz też żadnego przykładu, więc daruj sobie te komentarze. No chyba, że Giotto tak jak Dionizos poprze cię tylko dlatego, że razem pijecie - wzruszył ramionami nie dbając o to, czy kogoś urażą jego słowa. Ale wiadomo, jak już się gadało o władzy i rozkazach, to dzieci Zeusa musiały się odezwać, miały to chyba w genach. Drużyna ruszyła spełnić założenia i tym samym czwórka herosów udała się na zwiad. Xander, Lara i Samuel poszli piechotą, Folklore zaś zamienił się we mgłę i obserwował wszystko z powietrza. Na całe szczęście, Galichet nie pokrył całego potencjalnego pola bitwy mgłą, gdyż byłoby to dość debilne, gdyby użytkownik mystokinezy zasłonił pozostałym towarzyszom widok. Półbogowie byli czujni i dlatego ciężko było ich zaskoczyć. Niemniej jednak ich zaangażowanie poszło na marne, gdyż jak się okazało, żaden potwór nie znajdował się w ich okolicy i żaden lisz też nie zamierzał się zmaterializować z dupy przed nimi. Dzięki temu pozostała część ekipy mogła przemknąć przez obrzeża i dostać się do portalu, który prowadził ich do samego Tartaru. - Teraz zacznie się zabawa... - rzuciła nieco niepewnie Mara, chcąc chyba w jakiś sposób rozładować napięcie, które siłą rzeczy pojawiło się, gdy tylko herosi zobaczyli, co jest po drugiej stronie. Po kolei zaczęli przechodzić przez portal i już na wstępie mogli poczuć dość nieciekawą atmosferę. Niebo było czarne, wokół było mnóstwo kości: ludzkich i bestii, w głąb krainy prowadziła tylko jedna droga, stworzona jakby z jakiegoś białego piasku. Po obu jej stronach znajdowały się wysokie na prawie dwa metry pochodnie, które oświetlały drogę. Nie było tu niemalże żadnej roślinności, a jak już się pojawiała, to wyglądała istnie diabelsko: czarne łodygi, liście, kwiaty i jakieś fluorescencyjne mazie, które się z nich wydobywały. Ogółem mówiąc, nieprzyjemne miejsce. W pewnej chwili błyskawica rąbnęła gdzieś kilka kilometrów od drużyny w jakąś górę, co jednak było doskonale widoczne z racji wszechobecnego mroku. Zaraz po tym herosi usłyszeli przerażający jazgot, jakby wiele setek istnień cierpiało w jednej chwili i wydawało z siebie ostatnie tchnienie. W dodatku sytuacja powtarzała się co kilkadziesiąt sekund, a błyskawica zawsze uderzała w to samo miejsce. Drużyna ruszyła żwawym tempem przed siebie. Stanęli dopiero po kilku minutach marszu, konkretniej jedno z nich - Avalon. - Coś słyszałam - rzuciła, po czym rozejrzała się wokół, co zrobili również pozostali herosi. Wtem jakaś ręka wyrosła spod ziemi i złapała Jasmine za prawą nogę. Wokół niej nagle wyrosła grupa ghuli, która przegryzła jej achillesy, a gdy tylko córka Ateny upadła, została zeżarta żywcem przez kilka innych przedstawicieli tej rasy. Wyglądali oni jednak dużo straszniej niż zwyczajne ghule, które herosi często spotykali na misjach. Te miały bardziej czerwony odcień skóry, a także oczy żarzące się intensywnym kolorem żółtym. Zupełnie jakby się paliły. Niestety Kerr nie miała nawet szans na reakcję, gdyż atak był bardzo szybki i skoordynowany. Zapowiadało się na więcej ofiar, gdy nagle herosi usłyszeli kilka ryków. Spłoszyły one ghule, które uciekły w popłochu, jednak nie zwiastowały niczego dobrego dla obozowiczów. W Joanne i Folklore z racji swoich zdolności szybciej mogli dostrzec, co zmierza w ich kierunku. To były ogry, mające w swoich dłoniach maczugi i morgenszterny. Jeden z nich był o tyle charakterystyczny, że miał jedną dużą głowę, jednak z dwoma twarzami, które były zrośnięte ze sobą niczym bliźnięta syjamskie. - Grosh czuć mientkoskórych - odezwała się jedna część głowy. - Jeeeeeść! - odparła druga. Poza charakterystycznymi maczugami lub morgenszternami, ogry posiadały również dziwne zbroje, które w niektórych miejscach były zniszczone. Nie posiadały naramienników, więc głowy i szyje dalej pozostawały odsłonięte. Tułów zaś był zakryty przez żelazny pancerz, tak jak i nogi od bioder aż do kolan. - Zrobię z twojej głowy ozdobę na szyję! - krzyknął kolejny z ogrów, który dostrzegł herosów, o których wspomniał ogr o dwóch twarzach. Grupa potworów natychmiast rozpoczęła szarżę w kierunku herosów. Problem polegał na tym, że ogrów była taka sama liczba co herosów. A to dawało przewagę właśnie zielonym bestiom. Dwutwarzowy lider obrał sobie za cel Folklore, reszta zaś rzuciła się na pozostałych herosów i tym samym każdy miał przed sobą szarżującego ogra.
Deadline: 09.06.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero - Folklore Galichet - Lara Guseva - Joanne Collins - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei)
Sytuacja może byłaby o wiele przyjemniejsza, gdyby nie fakt, że syna Tanatosa wzięło na pogadanki akurat w trakcie misji, z której wielu z nich nawet nie powróci. Wolała się złościć i wyładowywać na spotykanych potworach niż pozwolić dać się wciągnąć w te ckliwe pogadanki, które ją tylko zdekoncentrują. Była o włos od tego by poczuć jakieś wyrzuty sumienia przez to, że nawarczała na Marę, która raczej miała dobre intencje. Usprawiedliwiała się jednak tym, że córka Hell wybrała beznadziejny moment. Reasumując, wszyscy mają chujowe wyczucie czasu, tylko nie blondi latarka. Gdy rozwinęła się dyskusja, Follore postanowił się podzielić swoimi przemyśleniami na temat zachowania wszystkich uczestników misji. Jak lubiła tego wariata, tak teraz liczyła na to, że w tej przemowie ma na myśli także samego siebie. Ogólnie, to zamieszanie było wyciągnięte z dupy jej zdaniem. Teraz miało się nijak do dyskusji na temat tego jak przejść bezpiecznie przez portal. Na takie wzniosłe mowy był czas, kiedy wszyscy skakali sobie do gardeł podczas ich pierwszego spoczynku. Z większością jego przemowy się nawet nie zgadzała, ale wiedziała, że nie ma sensu wdawać się w dyskusję. Nie zamierzała wystawiać się pod zgniecenie przez choćby liderów tej misji, bo nawet malutkiego przebłysku poparcia dla pozostałych herosów z ich strony nie zauważyła ani razu od początku misji. Robiło jej się trochę szkoda Xandera. W ogromnej mierze rozumiała jego intencje, ale przez wgląd na to ile go to potem kosztuje wolała najzwyczajniej trzymać gębę na kłódkę. Udało im się dotrzeć do portalu bez ingerencji żadnych potworów. Joanne poczułaby z tego powodu ulgę, gdyby nie to co się rozkręciło po drugiej stronie. Można było się spodziewać, że im bliżej celu tym większe wyzwania będą na nich czyhać. Spojrzała w kierunku góry, w którą co chwilę uderzały pioruny. Tak z ciekawości policzyła sobie w myślach sekundy między jednym uderzeniem a drugim. Zastanawiało ją, czy dzieje się to zupełnie chaotycznie, czy może ma swój stały rytm. Skupiła się bardziej na swoim bliższym otoczeniu, gdy usłyszała głos Avalon, która nagle została zaatakowana przez ghule. Joanne natychmiast dobyła swojego łuku, naciągając strzałę na cięciwę, by pozbyć się któregokolwiek z nich. Ghule jednak zaczęły uciekać w popłochu, a stało się to z powodu kolejnego zagrożenia szarżującego prosto na nich. Jeden z ogrów pędził prosto na nią, dlatego wycelowała w jego oko i puściła naciągniętą cięciwę. Bez chwili zwłoki wybrała kolejną strzałę i wystrzeliła w jego drugie oko. Zaraz po tym osunęła się w lewo, by zejść z pola jego szarży.
Folk nawet nie czuł się obrażony. To był ten jeden z nielicznych momentów w jego życiu kiedy był po prostu zażenowany. Większość członków tej ekipy zachowywała się jak typowi przedstawiciele lewactwa "Ooo Folk kiedyś zachowywał się chujowo, pił, itp to cały czas wykorzystujmy ten jeden argument". Galichet pominął już nawet fakt, że przeszłość i zachowanie względem takich osobistości jak Nielsen czy Bridges pasowało argumentacja do tego co powiedział jak gumowa pięść do dupy Borata. Nie miał już jednak zamiaru dłużej prowadzić tej bezsensownej konwersacji, gdyż miał świadomość tego, że Tartar wszystkich zweryfikuje. I tak się oczywiście stało. W momencie kiedy "dwugęby" się odezwał, Folk od razu wiedział z jakim indywiduum ma tu do czynienia. Monstra te były co prawda bardzo niebezpieczne - głównie przez swoją siłę i wytrzymałość, niemniej jednak brakowało im co najmniej kilku szarych komórek, a w przypadku przeciwnika Folka wydawało się, że mogło też ubyć mu parę chromosomów. Galichet nie miał jednak zamiaru pierdolić się w tańcu ze swoim przeciwnikiem. Wykorzystując odległość, która ich dzieliła, wytworzył przed sobą mglisty miraż samego siebie. Prawdziwy Folk zaś zdematerializował się i pod postacią mgły przemknął za swojego przeciwnika, a następnie nad niego. Będąc w pozycji, z której nie mógł zostać zauważony przez przeciwnika (obrał taki kąt i taką wysokość, aby żadna morda go nie zauważyła) zdematerializował się i wykonał symultanicznie dwie rzeczy. Pierwszą z nich było stworzenie na swoich metalowych palcach coś na wzór mrocznych szponów, które z dużym impetem starał się wbić w czaszkę potwora. W tym samym czasie jako drugą czynność, zmaterializował w dłoni swoje ostrze, które od razu po pojawieniu się zostało pchnięte wprost w szyję przeciwnika. Jeśli cały ruch się udał to Folk wykorzystując swoją siłę, wyrwał ostrze z potwora, ciągnąc jednocześnie jego głowę ku górze, licząc na efekt efektownej i efektywnej dekapitacji.
- Czy ktoś ciebie pytał o zdanie? - westchnęła zażenowana zachowaniem Folklora, który teraz wydłużał im wyprawę chcąc się znowu poczuć ważny. - No i po co kłamiesz? Wcale nie mogą dostać się do obozu za pomocą perły. Chcesz żeby je bezsensownie potracili czy mózg ci siada? - spytała poirytowana retorycznie, bo ona znała przecież odpowiedź. Tak samo zresztą jak każdy inny heros w tym miejscu poza samym mówcą na to wychodziło. Nie czekając jednak na odpowiedź kogokolwiek właściwie ruszyła mając gdzieś to czy pijak i obrażone dziecko idą z nimi. Ruszył Samuel, a był z niego niezły wojownik, więc zawsze wsparcie miała. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie, bo nikt im nie zamierzał przeszkadzać w dostaniu się do portalu. No cóż, nawet jej nie podobało się to, co widziała po drugiej stronie, ale nie było mowy o wycofaniu się. Wiedząc, że może ich coś zaatakować nie chowała żadnego ze swoich sprzętów, tylko ostrożnie stąpała dokładnie się rozglądając za zagrożeniem. Gdy usłyszała ruch za plecami, obróciła się gwałtownie i nawet wymierzyła w pierwszego ghula, ale zaraz było ich o wiele więcej i Jasmine okazała się być martwa. Zrobiła coś w stylu Clarksona "och no... anyway", bo jak dziewczynę nawet polubiła, to nadal w ogóle się nie znały. Zresztą hałas i popłoch wspomnianych stworów odwrócił jej uwagę dość skutecznie od tej tragedii. Gdy zobaczyła ogry, westchnęła ciężko i nastawiła się na walkę. Kiedy widziała, że jeden rusza na nią, wypuściła kilka naboi celując oczywiście w jego oczy. Jeśli takie ukatrupienie się nie udało, zmieniła konstrukcję ziemi na drodze ku niej stwora w rzadkie błoto. Gdy już w nie wpadł, znowu ją zmieniła w kamień, a tym samym chciała upierdolić go tuż nad biodrami. Wtedy niczym kat upierdoli mu najpierw ostrzem rękę, by jej nie sięgnął, a potem głowę. Oczywiście jeśli nic jej nie wyszło, to uniknęła szarży na siebie i zabierała się do kolejnego ataku.
Giotto spodziewał się oporu ze strony poszczególnych członków grupy, ale jak to z Nero bywa, miał to kompletnie w dupie. Nie obchodziło go to, że komuś może się coś nie podobać, że zupa była za słona czy że klocek zbyt twardy. Nero od samego początku tej misji oszczędzał się, gdyż doskonale wiedział, że jego umiejętności będą potrzebne później, kiedy śmierć będzie czyhać za rogiem. Teraz wysługiwał się resztą, co było uzasadnione, bo przecież nie oszukujmy się. Kto tu będzie potrzebny dalej? Maryline? Xander? Samuela wysłał tak naprawdę tylko dlatego, że sam się zgłosił, z kolei Folk był jedynie scoutem. To, że go lisz sprowadził na ziemię to był tylko peszek, następnym razem wyśle się jakiegoś cymbała, a tych tu nie brakowało. Mowa Folka była doprawdy poruszająca, aczkolwiek dużo mu brakowało do poziomu Palpatine. Nie było żadnego "i love democracy". Popełnił też zasadniczy błąd, który polegał na tym, że wykazał się ostrą hipokryzją, bo przecież nikt nie wypomniał mu chujowego kapitaństwa. Ci debile wypomnieli mu rzeczy z wczoraj. Niemniej jednak największym błędem było nie poruszenie tematu "szacenuku". Gdyby od tego zaczął, wydźwięk byłby zupełnie inny. Być może nawet zostałby wyrzucony z Tartaru tylko dlatego, że jest czarny. - Zamknijcie ryje - rzucił tylko w kierunku całej grupy, bo nie chciało mu się ani słuchać pretensji, ani obrony, ani też innych dyskusji. Należało się skupić na tym, co działo się już po drugiej stronie portalu, a tam nie dość, że widzący w ciemnościach nie poinformowali reszty o obecności ogrów, to jeszcze ghule zeżarły tę sunię od Ateny, co to nawet jej Lara nie chciała zadźgać po pierwszej rozmowie. Zapowiadało się na piękną przyjaźń, ale chuj z tego wyszło. Widząc szarżującego w jego kierunku shreka, westchnął tylko lekko, chcąc tak jak i pozostali członkowie grupy, szybko uporać się ze swoim przeciwnikiem. Nagrawszy się zatem w Shadow of War, Giotto wybiegł naprzeciw oponenta, by w odpowiedniej chwili prześlizgnąć się między jego nogami, nacinając mu ostrzem noża achillesa prawej nogi. Spodziewając się instynktownego obrotu potwora o sto osiemdziesiąt stopni, uchylił się nad wyprowadzonym ciosem maczugą i wbił od razu miecz prosto w klatkę piersiową ogra. Gdy ten oberwał już w krytyczne miejsce, Nero przywołał do ręki swój boski oręż: drugi gladius, który był schowany w bransoletce i uaktywnił go w momencie, kiedy przystawił dłoń do dolnej części głowy ogra. Dzięki temu, miecz samoistnie wbił się w czaszkę i przeszył ją na wylot. Synowi Fobosa było jednak mało i kiedy ogr zaczął się osuwać na ziemię, drugim mieczem odrąbał mu łeb. Jeśli mu się to powiodło, wyciągnął oba miecze i w razie potrzeby pomocy komuś, zaszedł innego ogra od tyłu, wskakując na niego i wbijając mu miecz w plecy, a później dodatkowo szlachtując go nożem, gdyby samo pchnięcie ostrza nie wystarczyło do wykończenia ich.
Ogry, mimo swojego przygłupiego usposobienia, nie były tak łatwymi celami, jak mogło się wszystkim wydawać. Mieli obuchowy oręż, w dodatku ich tułowia były zasłonięte pseudo-zbrojami, toteż jeśli wszyscy herosi liczyli na zadanie krytycznych obrażeń i błyskawiczne uporanie się z bestiami, to margines błędu był bardzo mały, wszak na każdą udaną kombinację na ogrze przypada jeden heros z rozpierdolonym łbem za pomocą maczugi. Atak nie był skoordynowany, ale przez brak informacji ze strony herosów widzących w ciemnościach, pozostali członkowie drużyny mogli przez dłuższy czas tylko kierować się dźwiękiem. Zobaczyli dopiero zbiegające w ich stronę ogry, które ewidentnie miały przewagę zasięgu oraz wagi, bo każdy z nich miał ponad 150 kilogramów wagi i mierzył ponad dwa metry. Największy był ten, który szarżował na Joanne, miał bowiem lekko ponad trzy metry. Drugim w kolejności, mierzącym dwa metry i siedemdziesiąt centymetrów był lider o dwóch twarzach. Pozostali utrzymywali się w przedziale 2,2-2,5m wzrostu. Collins miała najwięcej czasu na obranie strategii, bo już wcześniej dostrzegła ogry i wcale nie musiała czekać na ich atak, by któregokolwiek zranić. Mimo to, nikogo nie ostrzegła i do samego końca czekała z reakcją, jak gdyby licząc, że Galichet zrobi to za nią. Wyciągnęła zatem łuk, kiedy tylko zrozumiała, że ogry zarejestrowały ich obecność i wcelowała prosto w łepetynę tego, który zamierzał ją zaatakować. Dzięki swoim zdolnościom strzeleckim, strzała została wypuszczona z odpowiednią siłą i dokładnie tam, gdzie córka Heliosa celowała. Problem polegał jednak na tym, że ogr instynktownie zamachnął się swoją twardoskórą ręką i jedną strzałę przyjął właśnie na swój łokieć, drugą zaś odbił maczugą. Potwór przyspieszył jeszcze bardziej, chcąc staranować swoim cielskiem blondynkę, ale ta w odpowiednim momencie uskoczyła w bok i dzięki temu nic jej się nie stało. Miała jednak za sobą ponad dwumetrowego ogra, więc czy naprawdę nic się nie stało, to bym do końca nie powiedział. Galichet miał przewagę nad swoim przeciwnikiem choćby z racji zwiększonej ilości chromosomów. Postanowił więc wykorzystać mikry intelekt dowódcy tej grupy i stworzyć sobowtór samego siebie z pomocą mystokinezy. Sam Galichet zamienił się we mgłę i okrążył oponenta, by zaraz ponownie zmaterializować się nad jego głową, gdy ten miał walkę z bytem wytworzonym przez syna Hekate. Zjawa zniknęła niemal od razu po kontakcie z dwutwarzowym, który zaaferowany rozejrzał się wokół. - Mientkoskóry! Gdzie jesteś?! - wykrzyczała lewa strona czaszki. - Jeeeeść! - wtórowała druga. Atak Galicheta niestety się nie powiódł, gdyż ogr miał zaskakująco dobry refleks i z racji posiadania dwóch twarzy, również nieco szersze pole widzenia. Odwinął się więc zatem w bok, kiedy tylko jedna z buziek dostrzegła przemykającą mgłę nad nim i wolną ręką złapał byłego kapitana Dionizosów za tułów by zaraz gruchnąć nim o ziemię i przytrzymać go w tej pozycji. Ogr nachylił się do Folklore i spojrzał na niego z nieco bliższej odległości. - Mientkoskóry zamienia się w mleko! Grosh lubić mięso maczane w mleku! - wykrzyczał, a zaraz później odezwała się druga część twarzy. - Jeeeeeść! - i chyba wiadomo było, co mają zamiar teraz zrobić z synem Hekate. Zamiast jednak zeżreć go od razu, chwilę mu się przyglądał, co z kolei wykorzystał Xander, który strzelił w dowódcę kulą ognia, by pomóc Folkowi się wyswobodzić. Ogr przyjął pocisk na lewą część ciała, ale nie poczuł tego jakoś mocno. Wystarczyło to jednak, by Galichet się uwolnił i mógł mu przypierdolić tym razem jak należy. Lara miała pecha w ostatnich dniach, bo jeśli już nadchodził atak, to zawsze z zaskoczenia. Teraz, teoretycznie, też można było tak to określić, bo przecież żaden z tych głąbów nie poinformował reszty grupy, że mają przed sobą ogry. Guseva miała więc nieco mniej czasu na przygotowanie ofensywnej strategii, ale jak to babka, której boją się nawet komornicy, nie zamierzała pierdolić się w tańcu. Wyciągnęła gnata i zaczęła pruć do szarżującego ogra, który przyjął wszystkie pociski na siebie. Miał jednak na tyle twardą skórę, że w rzeczywistości tylko dwa ostatnie mocno go zabolały. Mimo to, dalej kontynuował bieg w kierunku rudej, która postanowiła zmienić strategię. Używszy swoich zdolności, Guseva zmiękczyła glebę do tego stopnia, by ogr wpadł w błoto, które w tej sytuacji działało bardziej jak ruchome piaski. Zaaferowana bestia próbowała się wydostać, ale każdy kolejny ruch doprowadzał do tego, że jeszcze bardziej zapadał się pod swoim ciężarem. W końcu córka Sif utwardziła ponownie ziemię i zablokowała połowę ciała ogra, w tym rękę, która dzierżyła ogromny morgensztern. Rosjanka podbiegła do ogra w pułapce i najpierw odcięła mu jedyną wolną rękę, a następnie odcięła mu łeb, musząc się dwukrotnie wbić w kark, gdyż za pierwszym razem cios nie był na tyle mocny, by odrąbać mu głowę. Ostatni był Giotto, który wziął przykład z towarzyszy i też zamierzał szybko rozprawić się ze swoim przeciwnikiem. Korzystając ze swoich zdolności akrobatycznych, ruszył ku oponentowi, by w odpowiedniej chwili wykonać wślizg między jego nogami i zaatakować mu prawą nogę. Nóż był bardzo ostry i wbił się we wrażliwy punkt ciała ogra, toteż przyszły ojciec osiągnął pierwszy z założonych celów i poranił potwora po mięśniu achillesa. Przewidział także chaotyczny atak ogra, który odwrócił się, machając maczugą w poziomie, chcąc trafić w jakiś sposób Włocha, który jednak uchylił się z racji swojego doświadczenia i umiejętności przewidywania. Odsłoniwszy klatkę piersiową, ogr od razu dostał kolejny raz, tym razem Nero wepchnął ostrze w okolice serca bestii. Ten tylko syknął z bólu i Giotto widział, że powoli uchodzi z niego życie. Synowi Fobosa było jednak mało, bo zaraz wyciągnął drugi gladius, tym razem ten boski i uaktywnił go w momencie, kiedy przystawił bransoletkę do głowy ogra. Ta zmieniła się w miecz, który z kolei przeszył czaszkę przeciwnika i tym samym zakończył jego żywot. Było mu jednak mało i zaraz po tej udanej kombinacji, wyciągnąwszy oba miecze, postanowił wspomóc tym razem Rose, która średnio radziła sobie ze swoim przeciwnikiem. Wbił mu miecz w plecy, wskoczył na niego i zaczął go szlachtować nożem, na co ogr nie miał zupełnie jak zareagować. Ciosy były silne, celne i w newralgiczne miejsca na ciele potwora, toteż kolejny potwór został pokonany. I naprawdę wszystko byłoby zajebiście, gdyby Giotto miał plot armor. Niestety nie miał go i zanim się spostrzegł został uderzony morgenszternem niczym kijem bejsbolowym w plecy przez kolejnego ogra, który zjawił się tak naprawdę znikąd, wyłoniwszy się z cienia niczym użytkownik umbrakinezy. Syn Fobosa wykonał zatem lot, którego nie powstydziłby się Noriaki Kasai. Zakończyło go dopiero zderzenie z kamienną ścianą, w którą Giotto wbił się dość mocno, rozbijając sobie przy tym tył głowy. Nawet z jego tolerancją, ból był bardzo odczuwalny. Ogry natychmiast zaprzestały walki i zaczęły machać rękami zadowolone ku górze, jak gdyby rozpoczęły proces kibicowania komuś. - Golm! Golm! Golm! Golm! - krzyczały zgodnie niczym kibice w przyśpiewce jakiejś drużyny, a ów ogr, który zaatakował Giotto, wyszedł na sam środek i obrócił w rękach swój morgensztern, którym potem stuknął dwa razy o ziemię. - Mientkoskórzy są tacy pewni siebie. Ja też jestem pewien... PEWIEN, ŻE DOBRZE SMAKUJĄ! - potwór obrał na cel najsłabsze ogniwo, które dostrzegł w osobie Rose. Inny z ogrów, niezainteresowany dalszą walką z Avalon, ruszył w stronę Giotto, chcąc rozpocząć konsumpcję już wcześniej. Ewentualnie dobić go, gdy ten oszołomiony leżał pod ścianą. Pozostali herosi nie mieli czasu na pomoc liderowi, bo byli zajęci walką ze swoimi przeciwnikami. Jedynie Lara miała teraz "okienko" i mogła tutaj coś zadziałać. Pytanie tylko czy ruszy na pomoc Nero, czy zdecyduje się pomóc pokonać ogra na sterydach Golma, któremu już ślinka cieknie na widok Rose? A może w ogóle Rosjanka oleje ich wszystkich i weźmie popcorn, żeby popatrzeć, kto następny oberwie? Tego dowiecie się w następnej kolejce. Grosh, czyli ogr walczący obecnie z Galichetem, ogarnął się już po strzale kulą ognia i zamierzał porządnie przywalić Folklorowi. Wziął maczugę w obie ręce i podbiegłszy do niego, zamachnął się, chcąc przyatakować Wielkiego Ułatwiacza z góry, a konkretnie: rozjebać mu maczugą ciało, wbijając go w ziemię. Joanne z kolei miała inny problem, bo drugi ogr się nią zainteresował i teraz nie walczyła już tylko ze swoim, którego szarży uniknęła. - Delikatne miensko... - pociekła ślinka temu, który od początku był przeciwnikiem córki Heliosa. Drugi tylko warknął jak jakiś typowy małpiszon, po czym obaj rozpoczęli bieg w kierunku Joanne, chcąc zajść ją z dwóch stron. Jeśli Collins zostanie w środku, to będzie z tego oreo z najcieńszą warstwą kremu między ciastkami w historii. To nie będzie dobry pomysł.
Ilość ogrów: 9 (7 zwykłych, 1 o dwóch twarzach, 1 posiadający umiejętność chowania się w cieniu przy pomocy umbrakinezy)
Deadline: 16.06.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero BÓL PLECÓW, URAZ GŁOWY, NIEPRZYTOMNY* - Folklore Galichet - Lara Guseva - Joanne Collins - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei)
Ogr, który pędził prosto na nią wydawał jej się naprawdę ogromny. Nie miała teraz czasu na ocenianie jego gabarytu w stosunku do reszty zgrai, a zamiast tego musiała po prostu jakoś sobie z nim poradzić. Ogromnym rozczarowaniem, prowadzącym także do zdziwienia, było to, że potwór osłonił się przed jej strzałami. Łudziła się, że uda jej się trafić chociaż w jedno oko. Drugiego strzału była mniej pewna, bo po pierwszym ogr mógłby się obruszyć. Zdawało jej się także, że ten olbrzym nie będzie na tyle szybki, by jeden grot przyjąć na łokieć albo osłonić się swoją bronią. Joanne miała albo mylne pojęcie o ograch, albo o obronie jej przeciwnika świadczył jedynie przypadek. Dookoła rozpętał się chaos. Unikając szarży swojego przeciwnika, przysunęła bliżej innego ogra, który również się nią zainteresował. Gdzieś w tle rozbrzmiewały okrzyki tej wesołej gromadki, które brzmiały mało zachęcająco. Czuła, że ktoś zaraz zostanie skonsumowany przez któregoś z tych barbarzyńców. Nie miała czasu ani okazji bardziej zainteresować się imprezą, która się rozkręcała w pobliżu Giotto i Rose, ponieważ właśnie nacierały na nią dwa ogromniaste ogry. Miała ich po obu swoich stronach, a czasu na obmyślenie jakiegoś planu było coraz mniej. Nie chciała zostać rozplaskana i przerobiona na naleśnik. Swoją broń zdematerializowała do postaci broszki, by nie ograniczała jej manewru, który przyszedł jej do głowy. Odczekała jeszcze króciutką chwilę, by móc wziąć oba ogry z zaskoczenia. W ostatniej chwili posłała im obu wiązki światła prosto w ich oczy, by ich oślepić i od razu rzuciła się do przodu najdalej jak umiała. Zrobiła przewrót w przód, by szybko stanąć z powrotem na nogi. Wykonując te manewry liczyła na to, że rozpędzone i oślepione ogry wpadną prosto na siebie, zderzając się głowami albo chociaż swoimi cielskami. W mig obróciła się przodem do nich, dobywając swojego miecza. O ile strzała w oko mogła coś dać, tak w przypadku kontaktu z ich grubą skórą była bezskuteczna. Jej dalsze działania były zależnie od efektu jaki uzyskała. Jeśli sie udało na tyle dobrze, że ogry leżały, przybiegła szybko, by poderżnąć im obu gardła swoim mieczem. W przypadku zderzenia, przez które nie upadły, obiegła ich dookoła, podcinając ostrzem tyły ich kolan najgłębiej jak mogła.
Najwidoczniej potwory wiedziały z kim mają do czynienia i chociaż trochę chcieli sobie pomóc atakując ją od tyłu. Niemniej w każdym przypadku na niewiele się to zdało, bo jednak była dość doświadczonym herosem. Ta "jednostka specjalna" nie brała się przecież znikąd. No ale trochę się zdziwiła, że nie trafiła w ten głupi łeb ogra, a konkretniej jego oczodół. Winę jednak zrzucała na tych, którzy widzieli potwory wcześniej i nie poinformowali o sytuacji przez co musiała reagować bardziej gwałtownie. No nic, Lara nie była kobietą, która nie umiała kombinować. Szkoda jej trochę było tamtej... Jasmine? Chyba tak miała. W każdym razie było jej trochę szkoda dziewczyny, bo zginęła właściwie tylko dlatego, że atak był znienacka, a reszta za późno się w tym połapała. Z pewną satysfakcją więc odrąbała łeb swojej ofierze, choć liczyła na to, że zrobi to bardziej epicko - jednym ruchem. Niestety rzeczywistość rzadko kiedy taka była, więc brała co dawali. Dostrzegła co się dzieje wokół w momencie, w którym Włoch już rąbnął o sklną ścianę. Skrzywiła się nawet lekko, bo to musiało boleć i rozejrzała się za ogrem, który to spowodował. Dzięki skandowaniu nie było to jakieś trudne i już miała go atakować, kiedy zobaczyła jak inny stwór zmierza do cennego gracza. Zaklęła pod nosem, bo miała ochotę na tego nowego cwaniaka, ale koniec końców ruszyła ku Gio. Wykorzystując to, co łatwe i sprawdzone, przed ogrem wytworzyła ponownie miękką ziemię, która miała wciągnąć kolejne cielsko. Gdy większość jego była w tym specyficznym błotku, ponownie je utwardziła i nie bawiąc się w ceregiele strzeliła mu prosto w oczodół albo gębę, jeśli wydawał jakieś okrzyki. Jeżeli to się nie udało, postanowiła ponownie odrąbać łeb wkładając w to więcej siły. Po pozbyciu się przeciwnika, chwyciła Gio pod ramię wcześniej dość mocno klepiąc do po twarzy. - Ocknij się ćwoku, bo ci debile poumierają bez nas - powiedziała dość głośno mając nadzieję, że to połączenie zda egzamin. Widziała, że jego głowa jest w nie najlepszym stanie, ale z niej lekarz żaden, więc to już brocha kogoś innego, jak pozbędą się przeciwników. Jeżeli natomiast z potworem się nie udało, tak czy siak wzięła Włocha, w końcu jego śmierci akurat naprawdę byłoby jej szkoda. No i nie chciała przewodzić tą bandą debili, wiadomo. W takiej sytuacji unikała ogra kontrolując, by nikt ich nie zaszedł.
Cała sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Giotto leżał nieprzytomny, a jeden z ogrów dysponował umbrakinezą. Dodatkowo dwuryjny zjeb nie dał się zajść od tyłu. Teraz jednak nie było czasu na to, aby rozmyślać co mogło pójść lepiej oraz które elementy planu można by zmienić. Głównym czynnikiem, który uniemożliwiał dalszą kontemplację był zbliżający się do Folka potwór, który chciał przyjebać mu swoją maczugą. Galichet nie miał zamiaru tym razem dać przeciwnikowi czasu na reakcję. Wykorzystując swoja umiejętność mystokinezy teleportował się za przeciwnika i dzierżąc w dłoni swój miecz ponownie wykonał pchnięcie w szyję. Tym razem przeciwnik nie powinien mieć w ogóle czasu na chociażby najmniejszą reakcję. Jednakże, aby mieć pewność, że lider padł, Folk wytworzył pod nim wyrwę z umbrakinezy, która powinna wciągnąć przeciwnika (dzięki Lara) do pasa, a następnie zamknąć się, dzięki czemu potwór powinien w końcu paść martwy - bez głowy i bez fiuta. Jeśli całą akcja się udała to Folk od razu odwraca się w kierunku potworów, które chciały zająć się Giotto. Nie mógł w końcu pozwolić na to, aby wpierdoliły go ogry. Co on wtedy powie jego żonie? Że chociaż dobrze smakował? Że jak przyjebał w ścianę to przypomniało mu się jak Ragnar przyjebał w bloki? O nie, do tego nie można było dopuścić. Dlatego też wykorzystując ciemność panującą na polu bitwy, stworzył wiele mrocznych pnączy z podłoża i ścian, które oplotły się wokół przeciwników i doprowadzając (miał nadzieję) do ich chociaż chwilowego unieruchomienia. A jeśli mu się nie udało? No to [*]
Nero szarpała nera (he he), jakby mu ktoś kijem golfowym zasunął. Siara Siarzewski z pewnością potwierdziłby, że nie jest to najprzyjemniejsze uczucie. Utrata przytomności była jednak wywołana urazem głowy, która rozcięta i krwawiąca nie napawała optymizmem. Na szczęście Lara okazała się być wzorowym kompanem i postanowiła pomóc liderowi formacji, by ten nie został wpierdolony na podwieczorek. Druga sprawa, że zlekceważyła zagrożenie, które stanowił umbrakinetyczny ogr. Ten jednak wolał zająć się Rose, która o dziwo stawiała mu cały czas opór. Było to godne pochwały, a z czasem nawet uzyskała ona pewną przewagę, bo zaczęła używać chlorokinezy oraz do pomocy przybył James, który uporał się ze swoim ogrem i postanowił strzelić kilkoma piorunami w Golma. Lara postanowiła powtórzyć znany schemat, który okazał się skuteczny i chciała ściąć ogra, ówcześnie topiąc go w ruchomych piaskach. Rosjanka nie miała z tym żadnego problemu i już po chwili wytworzyła błoto pod potworem, który miał chrapkę na Nero i najpierw zatopiła go do połowy ciała, razem z rękoma, co wcale nie było trudne, biorąc pod uwagę desperackie próby wydostania się z piasku, które de facto tylko przyspieszyły proces topienia. W końcu gleba się utwardziła, a Lara, biorąc przykład ze swoich rodaków w Katyniu, strzeliła ogrowi w potylicę, zabijając go na miejscu niczym polską inteligencję. To dało jej czas na zajęcie się Giotto, który podniesiony przez pierwsze chwil nie reagował. Dopiero po którymś plasku w twarz odzyskał przytomność, momentalnie rozeznając się w terenie, a jednocześnie odczuwając bolesne skutki zderzenia ze ścianą. Mógł się normalnie poruszać, a nawet walczyć, ale plecy bolały, a ponadto rozcięta głowa z tyłu dość mocno krwawiła i na pewno w jakiś sposób wpływała na koncentrację syna Fobosa. W tym czasie Folklore walczył z dwuryjnym zjebem. Niczym karzeł przed urynałem, musiał poruszać się wokół niego na palcach, by ten znów go nie wyłapał. Galichet zatem skorzystał z okazji i kiedy Grosh wziął zamach, zniknął za pomocą mgły, zmaterializował się za nim i wbił mu miecz prosto w szyję bez możliwości kontrataku. Tym razem żadna twarz nie wyłapała ruchu i dlatego Galichet zakończył żywot przywódcy ogrów. Nie musiał zatem używać swojej umbrakinezy na tego konkretnego stwora, a jedynie wspomógł Larę w ratowaniu Giotto, używając swoich tentacle na innym ogrze, który już myślał o tym, jak doprawić Gusevę i Nero, by dobrze smakowali. Pnącza były na tyle mocne, że ściągnęły potwora na ziemię. Mało tego, Folklore idealnie oplótł grubszym szyję szkarady, dzięki czemu udusił go niczym Johanna von Floydmanna. Walczył do ostatniego tchu. Joanne miała więcej problemów: dosłownie i w przenośni. Dwa ogry zmierzały ku niej, chcąc zrobić z niej dywan, na którym jakiś Arab mógłby sobie polecieć do Agrabahu. Dziewczyna jednak naoglądała się odpowiedniej ilości seriali i animacji, w których podobny motyw potencjalna ofiara wykorzystywała na swoją korzyść. W odpowiednim momencie córka Heliosa oślepiła ogry, a następnie wykonała skok do przodu, dzięki czemu potwory zderzyły się ze sobą. Wszystko wyszło idealnie, bo ogry nawzajem rozwaliły sobie głowy, które zaczęły intensywnie krwawić, a one same upadły i były oszołomione. Collins nie traciła więc czasu i poderżnęła obu gardła, co było dość proste z racji tego, że mieli je dość spore i ciężko było w to nie trafić. Obaj po chwili wykrwawili się, a Joanne mogła dopisać do listy swoich ofiar dwa ogry. Herosi uzyskali znaczną przewagę i drużyna podzieliła się na kilka pomniejszych ekip, które zajęły się odpowiednio dwoma pozostałymi ogrami oraz Golmem, który na krótki czas schował się w cieniu i zniknął z pola widzenia wszystkich. Te bez znaczących magicznych usprawnień zostały pokonane, jednak Golm nie dał za wygraną i postanowił pomścić swoich towarzyszy. Pojawił się bardzo szybko przed Avalon, którą uderzył swoim morgenszternem z góry prosto w głowę, która pod wpływem tego ciosu zaczęła zmierzać ku ziemi. Córka Eola straciła równowagę i upadła, a morgensztern dokończył dzieła i rozbił głowę brunetki po dociągnięciu ją do ziemi. Widok był doprawdy paskudny, bo część ekipy mogła dostrzec jak mózg Johnson rozbryzguje się na wszystkie strony. Samuel nie zdążył co prawda uratować Avalon, ale przewidział mniej więcej ruch Golma i dzięki temu po całej tej kombinacji zaatakował go w odpowiednim momencie, wbijając mu ostrze miecza w szyję. Tym samym herosi pokonali wszystkie ogry i mieli chwilę dla siebie. James rzucił tylko torbę na ziemię i podszedł do Lary, która jeszcze przez moment niańczyła Giotto. - Rose musi cię zszyć - rzucił, widząc ranę ciętą głowy Nero. Drayton tylko zgodnie pokiwała głową i niemal od razu przeszła do poskładania syna Fobosa, nawet jeśli ten nie wyraził aprobaty, co było bardzo prawdopodobne. - Pójdę na zwiad - odezwał się w pewnej chwili Samuel, który schował się w swoim cieniu i rozpoczął rozeznanie w terenie, by tym razem nikt ich z zaskoczenia nie zaatakował. - I co, Nero? Karma wraca - zaśmiał się cicho Xander, który był chyba zadowolony z ran dowódcy. Mara tylko westchnęła na to wszystko, a Billy spojrzał niepewnie najpierw na Gusevę i Nero, a później na Wells i Deweia. Rose w tym czasie działała bardzo sprawnie z racji tego, że była dość dobrym medykiem i dzięki szybkiej interwencji oraz użyciu podstawowego eliksiru na lekkie rany, rozcięcie było do załatania na miejscu. Niemniej jednak Giotto dalej odczuwał skutki tego zdarzenia i pewnie minie kilka chwil, nim do tego przywyknie. Odpoczynek trwał raptem kilka minut, w zasadzie tyle, co łatanie Giotto przez Rose. Wszyscy bowiem chcieli ruszać dalej. I faktycznie mogliby to zrobić, gdyby nie fakt, że Joanne dostrzegła dość niepokojący widok. Trójka zakapturzonych postaci pojawiła się w jej zasięgu wzroku, a przed tą po lewej stronie stał Samuel, który wydawał się być... nieprzytomny. - Zawiodłeś mnie, bracie... - odezwała się jedna z postaci, której głos był dla kilku osób dobrze znany. Postać zdjęła kaptur i oczom herosów ukazał się były dowódca drużyny Dionizosa, który niegdyś, wiele lat temu został pokonany w oficjalnym pojedynku przez Folklore. Tak, był to Zane Connors, syn Fobosa i brat Giotto, do którego kierował właśnie te słowa. Po jego obu stronach stały dwie inne postacie, które tuż po nim zdjęły kaptury. Byli to Noah Silverstone, syn Heliosa oraz Alexandra Jones, córka Aegira. Silverstone złapał nieprzytomnego i poobijanego Samuela za tylną część szyi, po czym uniósł go jak jakąś lalkę. - Joanne, zgubiłaś coś! - Noah zaśmiał się niczym prawdziwy psychol, po czym zmienił pierścień w miecz i wbił go w plecy syna Tanatosa, a później jeszcze dla efektu poderżnął mu gardło. Krwi było dość dużo, a sam Samuel był martwy już w momencie przedziurawienia go ostrzem. Silverstone zacisnął jeszcze dłoń na twarzy Samuela, po czym od niechcenia kopnął go między łopatki, a Blade dodatkowo jeszcze stoczył się z małej górki, aż nie zatrzymała go jedna z drewnianych podstaw pochodni. - Tartar nie chce, żebyście nam przeszkadzali - wtrąciła się Alexandra, która szukała wzrokiem jednego herosa. - Nie widzę wśród was tej dziwki Glavas. Tatuś jej nie puścił na wycieczkę? - jej ton był prześmiewczy, a sama Jones wydawała się być nieco mniej uprzejma niżli miało to miejsce jeszcze za jej życia. - Folklore, Folklore, Folklore... - w końcu odezwał się znowu Zane, który wydawał się być liderem tej formacji. - Gotowy na rewanż? Zaraz dołączysz do Samuela. Zastanawiam się tylko czy przekuć cię jak prosie czy odciąć ci ten paskudny łeb - końcówka wypowiedzi była już utrzymana we wrogim tonie, choć początkowo był on bardzo spokojny. - A może i to i to? - zachichotał niczym rasowy psychol, po czym spojrzał na swojego brata - Giotto. - Mnie też cieszy nasze spotkanie. Szkoda, że nie ma tu z nami Alvy, ale ona ma teraz inne zajęcia. Tak, bracie. Twoją byłą też Tartar przywrócił do życia. Żałuj, że nie widziałeś swojego martwego dzieciaka, przedni widok. Ale dosyć ploteczek, czas was wszystkich pozabijać. Noah, rób co trzeba - Silverstone odchrząknął tylko jakieś "aye, aye" i zaczął strzelać kulami ognia o średnicy dwóch metrów we wszystkich herosów, którzy znajdowali się kilkanaście metrów od niego. Wszyscy półbogowie zaczęli unikać, a Zane tylko nucił sobie jakąś wyliczankę, po czym gdy skończył odliczać na Rose, użył na niej swoich mocy, paraliżując ją. Tym samym kula ognia trafiła prosto w córkę Demeter, która nawet mimo uderzenia, nie mogła w dalszym ciągu się ruszyć. Nie trzeba chyba dodawać, że Silverstone spalił ją żywcem, prawda? Jones z kolei stała z rękami w kieszeniach i po prostu przyglądała się tej jatce. Zane też poza tym jednym paraliżem nie zrobił nic. Na razie tylko syn Heliosa rzucał kolejnymi kulami ognia wcale się nie męcząc przy tym.
Deadline: 25.06.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (uraz pleców i rozcięta głowa, która obniża skupienie oraz cały czas wywołuje pulsujący ból) - Folklore Galichet - Lara Guseva - Joanne Collins - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)
Folklore spodziewał się tego spotkania. Nie miał jednak zamiaru odpierdalać scenki z Kung Fu Pandy pod tytułem "O naszym pojedynku..!" gdyż Zane nie był osobą, którą Galichet uważał za wartą stawiania tak wysoko. W pierwszej kolejności odezwał się do dawnego kapitana drużyny Dionizosa: - Zane, widzę że powietrze w Hadesie Ci służy. Z tego co pamiętam to ostatnim razem byłeś trochę niższy... jakoś o głowę. - Zaśmiał się. - Ale tak, chętnie ponownie odrąbię Ci ten pusty łeb. Po tych słowach spojrzał w stronę Noah. Jego obecność tutaj bolała go najbardziej, głównie dlatego, że byli wieloletnimi przyjaciółmi, Folk nie mógł sobie jednak pozwolić na to, aby emocje wzięły górę. W tym momencie Noah nie był już tą samą osobą co w obozie: - A Ciebie bracie... Najciężej mi widzieć w tym miejscu. - rzekł Galichet. - Obiecuję, że postaram się, aby Twoja śmierć przebiegła jak najszybciej i jak najmniej boleśnie. Po tych słowach spojrzał na trzecią osobę i zrobił do niej minę "A kim Ty kurwa jesteś pajacu?". Tyle komentarza w sprawie tej laski. Nim jeszcze wszystko się zaczęło zwrócił się do swojej ekipy: - Zane jest mój i żadne z was ma się nie wtrącać. Jebie mnie to, że nie jestem tutaj kapitanem drużyny i w tej kwestii jebie mnie wasze zdanie. Sprawa między mną a nim zdecydowanie wykracza poza zwykły pojedynek. Następnie rozpoczął się festiwal napierdalania kulami ognia stworzonymi przez Noah. Galichet starał się unikać ich wykorzystując jak najmniej energii. Cały ten czas poruszał się również w stronę swojego rywala, czyli Zane. Pomimo pewności siebie nie miał zamiaru lekceważyć żadnego z przeciwników i w każdej chwili był gotów do obrony.
Po uporaniu się z dwójką ogrów podeszła bliżej zamieszania, które powstało wokół Giotto. Nie wyglądał zbyt ciekawie, ale na szczęście w ich grupie byli herosi o wystarczających umiejętnościach w zakresie medycyny, by mogły mu pomóc. Joanne raczej unikała tego typu zadań, co skutkowało małymi umiejętnościami w zakresie leczenia obrażeń, skupiała się za to na innych dziedzinach. Teraz nawet bez sensu było się tam pchać, bo jedynie by im przeszkadzała. Podobnie pomyślał Samuel, który postanowił pójść na zwiad. Szturchnęła lekko Xandera, który w swej wspaniałomyślności postanowił podzielić się bardzo błyskotliwym komentarzem. Do tej pory śmiała twierdzić, że nawet go lubi, ale w tym momencie uznała jego słowa za zbędne, stąd ten subtelny gest. Nie miała ochoty na dalsze potyczki między członkami ich grupy, więc nie pochwalała takich zachowań. - Co do..- urwała, widząc trzy sylwetki z oddali.- Ktoś tam jest.- poinformowała grupę, analizując obraz, który miała przed oczami. Wtedy jej wzrok zatrzymał się na Samuelu, który leżał na ziemi. Joanne na moment zamarła, jakby próbowała przetrawić nowe dane, po czym zerwała się z miejsca, niewiele się zastanawiając nad konsekwencjami. Zatrzymała się może w połowie drogi między zakapturzonymi postaciami, a swoją grupą. Gdy okazało się, że to herosi, którzy niegdyś żyli wśród nich, w głowie pojawił się mały alert. Ich twarze mogła jedynie kojarzyć, ale z żadnym z nich nie wiązały ją nigdy żadne relacje. Jedynie Noah wyróżniał się tylko dlatego, że mieli wspólnego ojca. Przybrany brat postanowił zapewnić Joanne niezłe widowisko, które zaparło jej dech w piersi, tylko w tym negatywnym sensie. Poczuła jak wszystko się w niej zaciska, a oczy zaczynają piec od łez, które usilnie próbowały się wydostać. Patrzyła jak wryta na ciało Samuela, a rozmowy toczące się w tle były dla niej jedynie echem w tej ponurej przestrzeni. W dupie miała także to co za jej plecami Folklore z siebie wypacał, próbując pokazać, że jest tu chwilowo samcem alfa. Pokaz ogni rozbudził ją dostatecznie, żeby odskoczyć z zamiarem uniknięcia pędzącej kuli. We własnej dłoni stworzyła własną równie wielką, mieniącą się intensywną żółcią. Ruszyła w kierunku Silverstone'a i wypuściła swój pocisk prosto na niego, wydając z siebie jakiś bojowo-żałobny okrzyk. Zaraz potem stworzyła kolejną taką samą kulę ognia, którą zamiast wystrzelić prosto, posłała łukiem, by przebiła się przez każdego z stojącej trójcy przed nimi niczym kula do kręgli.
Kiedy Włoch odzyskał przytomność i kontaktował, Lara puściła go i odsunęła się odrobinę, by dać obojgu przestrzeń. Co prawda przyglądała mu się jeszcze chwilę dość uważnie, bo zakładała możliwość, że znowu padnie chociażby przez rozbity łeb. Miała nadzieję, że nic więcej mu nie było za bardzo, bo on i Samuel wraz z nią tworzyli pion tej drużyny. Wolałaby nie stracić Gio. Wolałaby też nie widzieć płonącego obozu, gdy dowiedziałaby się Elisa o śmierci męża. W końcu jednak skupiła się na poszukiwaniu wzrokiem niejakiego Golma, o ile dobrze pamiętała. Rosjanki wzrok napotkał Avalon dokładnie pół sekundy przed pojawieniem się potwora tuż przed nią. Uśmiechnęła się szeroko jednocześnie pokazując jej środkowy palec w momencie, w którym ogr się zamachnął. Wiedziała, że tracą osobę na ważnej misji, ale szczerze mówiąc akurat tamta koło dupy jej latała. No dobra, niemal wszyscy, ale ze śmierci Avalon jako jedynej się cieszyła i będzie cieszyć. Zresztą wkładu tej laski poza bólem dupy o Errona nie za bardzo zauważyła. Zerknęła na zamieszanie wokół Nero i zajęcie się jego głową. Słysząc jednak komentarz chłopczyka miała dosyć. Ile z tym przedszkolem trzeba się użerać? Sięgnęła w mgnieniu oka po pistolet i strzeliła w Xandera, a raczej tuż obok tak, by kula śmignęła przy jego uchu. Nie po tej stronie, co stała blondi rzecz jasna, ta jej nic nie zrobiła. - Zamknij wreszcie pysk, bo następna będzie w twoim oku. Czy ci się to podoba czy nie, Gio wydaje rozkazy teoretycznie ze mną, ale w sumie wyjebane mam. Uważam natomiast jako zastępca, że mnie wkurwiasz, a więc dekoncentrujesz. Działasz na szkodę drużyny, toteż przy następnej takiej akcji zabicie ciebie będzie usprawiedliwione - powiedziała głośno i chłodno, by właściwie każdy to zrozumiał. Mogli nie lubić Gusevy i Nero, mogli nienawidzić, ale mieli ich nie wkurwiać. Dopiero słowa blondi przykuły jej uwagę, dlatego też próbowała wypatrzeć w tym mroku cokolwiek przygotowując się do walki. "Ktoś" a nie coś dawało jednak sporą wskazówkę. Z całej trójki jak się okazało chwilę później, znała tylko Zane'a i nie bardzo cieszył ją ten widok. Zaraz jednak skrzywiła się widząc śmierć Samuela, bo dobry był z niego wojownik i jego na pewno będzie im tu brakować. Zerknęła to na trójkę zmarłych, to na blondi i jeszcze Folklora, który znów zrobił z siebie debila. Westchnęła tylko pod nosem nie mając siły tego komentować i unikała rzecz jasna kul ognia. Po słowach alkoholika miała przez moment ochotę ostentacyjnie oglądać paznokcie i patrzeć jak duże ego ginie, ale koniec końców bardziej ceniła swoje życie. Skrzywiła się widząc śmierć kwiatkowej, bo zdaje się, że był to ich jedyny medyk. Przyglądała się wszystkiemu chwilę zakładając możliwość, że bezpośrednie starcie może być głupotą - mogli być na sterydach tak samo jak stwory. W końcu wykonała dwie akcje jednocześnie - pod zmartwychwstałą laską wytworzyła wyrwę w ziemi i wystrzeliła serię pocisków, które powinny trafić od jej głowy aż do pępka.
Giotto na jedną turę odleciał do krainy serników bez rodzynek, toteż nie wiedział co dzieje się wokół niego. Dopiero kiedy Lara postanowiła zainterweniować i go ocucić, czy może raczej spoliczkować, by odzyskał przytomność, otworzył oczy i przez kilka pierwszych chwil nic nie kontaktował. Potrzebował oddechu, potrzebował spokoju i co najważniejsze, ktoś musiał zaszyć mu ten łeb, bo przez ciągłą utratę krwi miał problemy z koncentracją. Między innymi właśnie dlatego nie zająknął się na komentarz Xandera, ani też nie poparł słów Lary, która de facto go broniła. Spoglądał tylko nieco przygaszonym spojrzeniem na punkt przed siebie, wiedząc doskonale, że im mniej ruchów wykona, tym szybciej wróci do formy. Wiedział przecież, że dalej są w Tartarze. Kiedy więc już Rose go zaszyła oraz użyła na nim eliksiru, który doprowadził do szybszego zrośnięcia się skóry na głowie, pokiwał tylko głową, przymykając przy tym oczy, żeby szybko się otrząsnąć. Zanim jednak zdołał się w ogóle podnieść z pozycji siedzącej i cokolwiek powiedzieć, zaczął się cały cyrk. Ten głos Nero rozpoznałby wszędzie, wszak od zawsze nie znosił swojego brata. Dość powiedzieć, że był obecny na arenie podczas walki Folklore z Zanem i trzymał kciuki za to, by Galichet zrobił z niego poszewkę na fotel. Uniósł więc głowę, omiatając spojrzeniem całą przestrzeń przed nim. Wzrok skupił na postaci syna Hadesa, który właśnie rozpoczął jakieś prowokacyjne zagrywki w ich kierunku. Widząc Noaha, który również został wskrzeszony, spojrzał tylko na syna Heliosa z odrobiną niepokoju, gdyż był on nieobliczalny jeśli chodziło o walkę. W dodatku, byli przecież przyjaciółmi za życia Silverstone. Największe wrażenie (rzecz jasna negatywne) zrobiła na nim wieść o wskrzeszonej Alvie, która mocno komplikowała sprawę. Nie żeby czuł jeszcze cokolwiek do Dahlbergh, ale wieść o tym, że jego nienarodzone dziecko zostało wskrzeszone w jej łonie, by zaraz zostać zabite, najpewniej poprzez aborcję... to już było trochę za dużo. Zane jak zwykle wiedział gdzie uderzyć, dlatego też Nero nie miał nawet zamiaru udawać, że się tym nie przejął. Podniósł się do pozycji stojącej, ale nim cokolwiek się odezwał, Joanne ruszyła w szaleńczej furii na Noaha, Folklore z kolei zadecydował, że zamierza w pojedynkę znowu pokonać Zane. Giotto miał już dość tej niesubordynacji i samowolki, dlatego też przestał pierdolić się w tańcu i od razu przeszedł do działania. W jego głowie bowiem zrodził się dość ryzykowny plan. Nero omiótł zasięgiem swojej iluzji wszystkich wrogów oraz kompanów, którzy teraz byli zdani całkowicie na jego łaskę. Jedynie Zane pozostawał świadomy wszystkiego, wszak na niego ciężko było to zastosować z racji identycznych zdolności. Giotto wykorzystał tę chwilę na krótką rozmowę z bratem, który od zawsze wolał gadać nieco więcej niż powinien. W głowach wszystkich wytworzył wizję ogromnej eksplozji, która wciągając ich do środka, mogłaby bez problemu ich zdezintegrować. Zaczęło się od małego trzęsienia ziemi, następnie z gleby zaczęły tryskać promienie światła, aż w końcu spod ziemi wydostał się ogromny wybuch, który rozszerzył się na cały obszar w odległości kilkudziesięciu metrów. Dla bezpieczeństwa także wszystkich wrogów sparaliżował kontrolą strachu, by nie zrobili przypadkowo nikomu krzywdy. - Za zabicie mojego dziecka i wskrzeszenie Alvy wrócisz tam skąd przybyłeś - rzucił pewnie, a kark delikatnie mu strzelił, kiedy nieznacznie nim pokręcił w celu rozgrzewki. - Tak jak pozostali, których ten pajac wskrzesił. Nieważne czy jest was 10 czy 10 tysięcy. Wybiję was co do jednego - dodał w standardowy dla siebie, chłodny sposób. Giotto dobył miecza, który przed chwilą był jeszcze biżuterią. Obrócił gladius w dłoni, rozgrzewając tym samym teraz nadgarstek. Zanim jednak zaatakował, nadszedł czas na właściwą część zabawy, czyli wyczekiwanie odpowiedzi Zane, który ze swoim długim jęzorem mógł mu co nieco wyjawić. Grał na czas, dlatego szedł niby naturalnym krokiem, ale był on dość powolny. I jeśli tak się stało, to Nero po zebraniu tych bezcennych informacji, odwołał wszystkie swoje iluzje, a także paraliż za pomocą kontroli strachu, by przywrócić wszystkich do rzeczywistości i dać im zawalczyć z tak poważnymi wrogami. Sam stanął dalej i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, nie chcąc marnować swoich sił na walkę ze wskrzeszonymi. Tym bardziej, że Folklore chciał w pojedynkę znów pokonać jego brata. Kontrolował oczywiście to co dzieje się wokół i sam unikał potencjalnych ataków, bądź też pomagał w tym pozostałym członkom drużyny w jakiś nieznaczny sposób. Lider jak się patrzy. Ale cóż się dziwić? Nero zostawiał siły na Ajgajona.
Giotto ogarnął się dość późno, toteż nie zdążył nawet nikogo zjebać za nic. Wyręczyła go w tym Guseva, która stanęła w jego obronie i postanowiła ukrócić zapędy Xandera, któremu przywództwo Nero coraz mniej odpowiadało. I trzeba powiedzieć, że syn Frei poczuł respekt do Lary, która zrobiła na nim i pozostałych obozowiczach niemałe wrażenia tym krótkim monologiem. - Spokojnie - rzucił unosząc prowizorycznie ręce ku górze, jakby się poddawał. - Zostaw naboje na wrogów - dodał, ale szybko za ramię chwyciła go Mara, która miała nieco więcej oleju w głowie i chyba zauważyła, że nie ma co prowokować Rosjanki. Później z kolei wtrynił się Zane, który wraz z dwoma innymi wskrzeszonymi wojownikami skupił na sobie całą uwagę herosów. Syn Fobosa uniósł tylko brew na prowokację Folklore. - Dwadzieścia minut dawałem ci fory - odparł. - Nawet tarczę wyrzuciłem, żebyś miał jakieś szansę. Wykorzystałeś jedną szansę, teraz jej nie dostaniesz - dodał, po czym przechylił nieznacznie głowę. - Kto cię zdetronizował? Faye? Jakiś inny przedszkolak? Czy sam się skompromitowałeś? Mnie szanowali - wzruszył ramionami. Naturalnym wyborem była likwidacja Rose, która jako jedyna zdawała się mieć dobre umiejętności medyczne, bo nawet w przypadku przegranej czy też ucieczki grupy Zane, obozowicze będą mieć spory problem, jeśli którykolwiek z nich ucierpi. Toteż właśnie ona pierwsza została sfajczona. Druga sprawa, że zastanawiające było, dlaczego Noaha nie męczą tak potężne kule ognia, które na jego poziomie wtajemniczenia nie powinny być aż tak łatwe w kreacji. Ten tylko spojrzał na Folklore, który wyraził ubolewanie, że Silverstone skończył właśnie w taki sposób i zaśmiał się cicho, by zaraz rzucić: - Nie miej do mnie żalu, kiedy wylądujesz obok Samuela - i bynajmniej nie było w tym nic złośliwego. Noah mówił to szczerze. Zanim cokolwiek zaczęło się dziać, do akcji wszedł Nero, który natychmiast wpierdolił wszystkich w iluzję, by chwilę pogawędzić sobie z braciszkiem. Przez to właśnie herosi zostali wciągnięci w nieprzyjemną wizję, które polegała na byciu w samym epicentrum podziemnego wybuchu, który szybko rozprzestrzenił się na spory obszar. Było to o tyle głupie, że przecież mógł to użyć tylko na Noahu i Alexandrze, wtedy wystarczyłoby strzelić im z pistoletu w łeb i po problemie. Zamiast tego syn Fobosa chciał pokazać jaki to nie jest zajebisty w te klocki i tak na dobrą sprawę postawił wszystko na jedną, dość dziwną kartę. Zane uśmiechnął się tylko rozbawiony, kiedy brat odpowiedział mu w swoim stylu. - Myślisz, że poradzisz sobie z całą dwunastką? To nie tylko Alexandra czy twoja ex. Są z nami najsilniejsi: Arthur, Alexander, Olov... Nawet Garrett i Midnight. Nie daliście sobie rady z NoGods, a myślisz, że dacie sobie radę z NoGods, Tartarem i pozostałymi herosami? Naiwny jesteś - rzucił kiwając przecząco głową, bo był naprawdę zażenowany słowami Giotto. - Dołącz do nas, bracie. Obalimy Olimp, Asgard i wszystkie inne światy, a jak się przysłużysz, to może nawet dostaniesz kawałek tortu. Pomyśl ile to dziwek na skinienie palca - poruszył wymownie brwiami, ale widząc niezainteresowanie tymi kwestiami Giotto, wzruszył tylko ramionami i przyodział miecz. W prawej ręce zaś pojawiła się tarcza, która wcześniej była pierścieniem. - Kończmy ten cyrk - powiedział Zane, po czym od razu stłumił iluzje stworzone przez Nero w głowach Noaha i Alexandry. Giotto zareagował na to bardzo szybko, kończąc wizje w umysłach swoich towarzyszy, którzy po krótkim mindfucku, mogli przejść od razu do działania. Dowódca drużyny obozowiczów postanowił nie wtrącać się w walkę z Zanem, bowiem chciał oszczędzić siły na starcie z Ajgajonem. Stanął więc ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej niczym Goku podczas Cell Games i patrzył jak zaraz kompani dostaną wpierdol. Joanne w akcie furii postanowiła od razu spalić Silverstone żywcem, dlatego najpierw uniknęła zwinnie jego ataku, a następnie sama stworzyła w dłoni równie wielką kulę ognia i cisnęła nią prosto w ciało brata. Zaraz po tym wypuściła też drugą, która tym razem miała polecieć łukiem i ściąć przy okazji pozostałych wrogów, a także dopierdolić Noahowi na koniec. Collins była jednak zbyt naiwna, bo Silverstone odpowiedział od razu kolejnym ognistym pociskiem, który w zderzeniu z jej pierwszą kulą doprowadził do wybuchu. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Druga kula zmierzała od innej strony i jej pierwszą ofiarą miała być Alexandra. Ta jednak nie była na tyle głupia, by się nie bronić w żaden sposób i korzystając ze swoich hydrokinetycznych zdolności, zneutralizowała kulę ognia poprzez wypuszczenie z dłoni strumienia wody. W tym czasie Folklore unikał zwinnie ataków Noaha i kiedy syn Heliosa tymczasowo zajął się konfrontacją ze swoją siostrą, nadarzyła się w końcu okazja by skrzyżować miecze z Zanem. Syn Fobosa czekał tylko na atak Folklore i kiedy potomek Hekate zbliżył się na odpowiednią odległość, Connors od razu wciągnął go w podstawową iluzję, która miała na celu trochę podmęczyć Galicheta. Zasymulował on bowiem sytuację, w której odpowiedział na szarżę Folklore tym samym i zderzył się z nim mieczami, rozpoczynając krótki szermierczy pokaz. W rzeczywistości jednak Zane nawet się nie ruszył, a jedynie obserwował jak Galichet uprawia walkę z cieniem niczym Bonus BGC. Z czasem jednak zauważył swoją szansę i ruszył do przodu, chcąc najpierw przywitać Folklore rzutem tarczą prosto w łeb. Najwidoczniej Connors za życia naoglądał się Kapitana Ameryki, bo technika rzutu była bardzo podobna. Dzięki swoim wyczulonym zmysłom syn Hekate był w stanie wyczuć ruch powietrza wokół niego, co mogło mu zasugerować, że należało przed czymś się uchronić. Przed sobą wszakże miał cały czas obraz Zane, który raz po raz uderzał go mieczem lub tarczą. W rzeczywistości nic się jednak nie działo i jedynym realnym zagrożeniem była ta lecąca w kierunku obozowicza tarcza. Lara zajęła się walką z Alexandrą, pod którą wytworzyła wyrwę w ziemi, po czym od razu wystrzeliła serię pocisków, by możliwie jak najszybciej się jej pozbyć. Jones nie była jednak taką głupią babą, za jaką wszyscy mieli ją od bitwy w obozie (pamiętne słowa Arthura: "Alex... ty głupia babo" - przyp. autor) i uniknęła pułapki sprawnym odskokiem do boku. Dostrzegła też celowanie w jej stronę pistoletem, dlatego stworzyła przed ścianę wody, która była pod odpowiednim ciśnieniem, by przyjąć na siebie wszystkie naboje i przekierować je w górę. Guseva zatem zmarnowała tylko kilka pocisków, choć z drugiej strony, taka ściana musiała być kosztowna jeśli chodziło o magiczną moc. Tym bardziej, że od razu po odparciu ataku, córka Aegira zdecydowała się to rozwinąć, zmieniając ścianę w falę wody znów pod dużym ciśnieniem, która tym razem zmierzała z dużą prędkością prosto w twarz rudej buntowniczki. Lara miała raptem sekundę może dwie na unik bądź obronę w inny sposób. Collins z kolei była w takim szale, że jej ciało przestało reagować na jakiekolwiek bodźce dotyczące potencjalnego spadku magicznych mocy. Mało tego, blondynka poczuła, że jest w stanie robić dużo więcej niż zazwyczaj. Było to dość rzadkie wśród herosów, ale niektórzy z nich przy ogromnych emocjach potrafili wycisnąć z siebie jeszcze więcej, nawet po wybudzeniu potencjału. Nie był to stan boskiego błogosławieństwa, ale Joanne w tej furii była w stanie używać swoich mocy więcej i mocniej niż zazwyczaj. Noah widząc rozgniewaną siostrę spoważniał, bo jako doświadczony heros wiedział z jakim zagrożeniem może się wiązać lekceważenie Collins. Skupił się całkowicie na niej, gdyż pozostali herosi byli zajęci walką z czym innym. Mianowicie, Mara, Billy, James, Xander i Giotto zostali zaatakowani przez grupę ghuli. Tych samych, które wcześniej zeżarły Jasmine. Każdy z herosów miał na plecach po dziesięć wygłodniałych ghuli. Rodzeństwo jednak w ogóle się tym nie przejmowało, decydując się na starcie wyłącznie między sobą. Silverstone stworzył w obu dłoniach małe kule ognia, które połączył w jedną, nieco większą i rzucił nią w Joanne. Zanim pocisk dotarł do celu, nagle wybuchł, rozszerzając zasięg płomienia w szybszym tempie niż po rzucie. Collins także miała raptem kilka sekund na reakcję, gdyż powiększająca się ognista sfera zaraz miała ją wciągnąć. Mało tego, dziewczyna nie dostrzegła tego, że Alexandra skorzystała z chwili nieuwagi Joanne i wystrzeliła w jej kierunku cienki wodny pocisk, który przy tej prędkości i ciśnieniu, mógł bez problemu wbić się w jej ciało, a nawet ją przedziurawić. Tylko Lara i Giotto to dostrzegli z racji swojego położenia. Zatem teoretycznie od nich zależało teraz zdrowie Joanne, która mogła poważnie ucierpieć, jeśli ci nie zareagują odpowiednio szybko. Billy zajęty walką z ghulami nie spostrzegł, że jeden z nich pojawił się na polu walki trochę później. Była to królowa stada, która strach wzbudzała głównie swoim rozmiarem. Miała bowiem ponad dwa metry wzrostu, najpewniej ważyła ponad 100 kilogramów i w dodatku pluła kwasem. I właśnie kulą kwasu w twarz oberwał syn Zeusa, czując jak znów coś mu ją wypala, tym razem jednak ból był dużo większy. Rocks został osaczony przez ghule, które zaczęły go podgryzać, gdy ten nerwowo próbował zrzucić z twarzy kwas. Królowa ghuli zaszła go od tyłu, chwyciła go rękami za szyję i tułów, by szybko go podnieść, a następnie nadziać plecy Billego na swoje kolano, łamiąc mu tym samym kręgosłup. Rocks tylko krzyknął z bólu, czując jak jego ciało natychmiast zaczyna odmawiać posłuszeństwa i zaraz potem został pożarty przez stado bestii.
Ghule: 50 (1 królowa ghuli)
Deadline: 29.06.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (uraz pleców i rozcięta głowa, która obniża skupienie oraz cały czas wywołuje pulsujący ból) - Folklore Galichet - Lara Guseva - Joanne Collins (z racji stanu furii, tymczasowo masz możliwość korzystania z wyższego poziomu swoich mocy, dlatego do kolejnej informacji ode mnie, możesz użytkować: III poziom fotokinezy Heliosa, II poziom zmiennokształtności Lokiego oraz uznawać, że masz 100/100 pyrokinezę Heliosa, więc niemal wszystko będzie ci wychodzić) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)