Kolejny raz, kiedy Noah śmiał wymówić imię Samuela, był dla Joanne jak dodatkowe paliwo do działania. Ledwie oderwała stopę od podłoża, gdy nagle utkwiła w jakiejś ogromnej eksplozji, która ją pochłonęła. W narzuconej wizji nawet niespecjalnie się broniła, sądząc, że nie tylko ona zginie w tej eksplozji. Zamknęła oczy, a gdy otworzyła je ponownie, dopiero zdała sobie sprawę z tego co się wydarzyło. Stała tam gdzie przed wybuchem i miała się dobrze- no prawie dobrze. Nie traciła czasu na szukanie autora tej iluzji, a zamiast tego rzuciła się z atakiem na swojego brata. Ku jej srogiemu rozczarowaniu, Silverstone uniknął każdego jej ataku bez mrugnięcia, w czym pomogła mu Alexandra. Joanne była pewna, że któreś z nich zostanie choć muśnięte ogniem, ale jej przeciwnicy szybko ją wyjaśnili. Trudno było uwierzyć, że z taką łatwością przychodziło im unikanie wszelkich ciosów i jednoczesne zadawanie ich bez najmniejszego wysiłku. Z drugiej strony, co mogło ją jeszcze zaskoczyć po tylu walkach z dziwnie zmodyfikowanymi potworami i innymi zjawiskami, których doświadczyła odkąd przekroczyła portal. Joanne czuła jak krew buzuje w jej żyłach, dodając jej jakiegoś nadzwyczajnego kopa do działania. Bacznie obserwowała syna Heliosa, przez co prawdopodobniej była mniej uważna na ataki z innych stron. W pierwszej chwili chciała posłać własną kulę ognia, by zatrzymać tą, którą stworzył jej brat, jednak w ostateczności zdecydowała się uskoczyć przed jego atakiem. Uznała to za odpowiedni moment, by skorzystać ze swojej nowo nabytej zdolności. Zaraz wykonaniu uniku, o ile ten jej się udał, przeobraziła się w końską muchę, by sposób niezauważony przemknąć za plecy Noaha. Przywróciła się do ludzkiej postaci w odległości jakiś dziesięciu metrów od niego. Ledwie stanęła na nogi, a w swych rękach już wzniecała ogień. Wypuściła dwumetrową kulę prosto w swojego brata, podnosząc jej temperaturę do ponad tysiąca stopni Celsjusza. Chcąc zapobiec jego kontratakowi, wypuściła od razu drugą taką samą kulę, licząc, że wreszcie uda się w niego trafić.
Folk delikatnie się uśmiechnął kiedy usłyszał słowa Zane skierowane w jego stronę. Wiedział, że dawnego kapitana dionizosów boli ta porażka i za wszelką cenę chce ją usprawiedliwić: - To Twój problem, że byłeś na tyle głupi, że zlekceważyłeś przeciwnika chociażby na chwilę. Byłeś silniejszy, starszy i wytrzymalszy, ale to ja wykorzystałem sytuację i pozbawiłem Cię i stołka i głowy. - Po tych słowach skrzyżowały się ich miecze. To znaczy jedyne co się skrzyżowało to miecz Folka z iluzją Zane. Co prawda Galichet od samego początku dawał z siebie wszystko, wiedział, że nie może sobie pozwolić nawet na chwilę zawahania. W końcu po pokazie, który zrobił Noah było jasne, że herosi wskrzeszeni przez Tartara lecą na sterydach zupełnie tak samo jak potwory. Ciekawe czy jedna i druga grupa kuła się wzajemnie w dupę, czy źródłem ich mocy też było coś pokroju medalionu. Teraz jednak nie było jeszcze czasu na to, aby nad tym rozmyślać. W pewnym momencie pojedynku Folk poczuł bardzo dziwną rzecz. Ruch powietrza, który w tym momencie dosłownie nie miał racji bytu. Ruch powietrza, który instynktownie zmusił go do uchylenia się przed nieistniejącym zagrożeniem. Coś tutaj śmierdoliło, dlatego też Galichet postanowił sprawdzić czy jego podejrzenia są zasadne. W tym celu, dosłownie po uniknięciu niewidzialnego zagrożenia wytworzył przed sobą ogromną ilość mrocznych kolców, które pokryły w mgnieniu oka teren znajdujący się przed nim w odległości dobrych 15 metrów. Wszystkie kolce pojawiły się w tym samym czasie, dlatego też nie było możliwe, aby Zane stojący przed nim (iluzja) mógł jakkolwiek zareagować. Jeśli jednak jakimś cudem jego przeciwnik uniknął tego, wtedy Folk zmienił część z kolców w pnącza, których celem było złapanie Zane i wciągnięcie go w pole kolców siłą.
Giotto być może trochę przyszarżował z tymi iluzjami, ale nie obchodziło go to, że mógł tym osłabić część drużyny. Liczyło się tylko nie przeszkadzanie mu w rozmowie z Zanem, który dość ochoczo opowiedział o kilku szczegółach. Nero dość szybko wszystko przyswoił i połączył do z osobowością martwego brata, który bardzo lubił się wszystkim chełpić, jak gdyby wcale nie wpędziło go to wcześniej do grobu. Wcześniej wiedzieli o Alexandrze i Charlie, teraz dowiedzieli się o Zane, Noahu i Alexandrze, a później o Alvie, Olovie, Arthurze, Garrett'cie i Midnight'cie. Ponadto, według umrzyka, była ich dwunastka, co oznaczało, że nie znają jeszcze personaliów pozostałej dwójki. Z perspektywy Nero zaufanie Zane'owi nie było lekkomyślne, bo brat naprawdę lubił paplać. Od zawsze. - Mam tylko jednego brata - odparł spokojnie Nero jeszcze podczas krótkiej dyskusji z Connorsem. - I zaraz pozbawi cię on łba. Znowu - dodał równie zrównoważonym tonem, po czym zaraz odwołał iluzję i dzięki temu wycofał się, mając dobry pogląd na wszystko co się działo wokół. Stojąc ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, uniósł lekko brwi w geście zdziwienia, kiedy dostrzegł z jaką pasją swoje ataki wyprowadza Joanne. Dawno nie widział takiej furii i był naprawdę pod wrażeniem tego, jaka siła towarzyszyła każdemu płomieniowi, jaki wytworzyła. Nie było mu dane jednak zbyt długo obserwować walki, gdyż zaraz pojawiły się wokół nich ghule. Syn Fobosa tylko rozejrzał się znudzony i kiedy potwory do niego podbiegły, wytworzył w obrębie dwóch metrów ścianę z kwasu, w którą powinny wbiec wszystkie bestie. Jeśli przeżarciem całego organizmu przez chemiczny wytwór nie pokonał wszystkich, resztę dobił mieczem, którym machał trochę od niechcenia, byleby tylko jak najszybciej pozbyć się ghuli. Wrócił do obserwacji całej walki i dostrzegając podłą zagrywkę Alexandry, wytworzył między jej wodnym pociskiem a Joanne kopię samego siebie, która przyjęła atak strumienia i tym samym Collins nie musiała martwić się o to, że coś jej przerwie szarżę na Noaha. Postanowił też wspomóc trochę swojego prawdziwego brata, który toczył bój z Zanem. Co prawda miał mu nie pomagać, ale z racji zdolności dzieci Fobosa, walka może być dość męcząca dla kapitana Dionizosów. Postanowił więc nałożyć na Galicheta pewną tarczę, a mianowicie iluzję, która negowała wszystkie potencjalne wytwory Connorsa. Dzięki temu Folkmeister nie musiał dalej walczyć z cieniem jak Bonus i w końcu mógł w ogóle do niego dotrzeć. Dalej się jednak nie wcinał, bo syn Hekate nie wybaczyłby mu, gdyby ten ingerował w starcie. - Pora na twój łeb, Zane - rzucił sam do siebie cicho, obserwując całe starcie.
Wywróciła jedynie oczami słysząc o nabojach dla wrogów. A kto powiedział, że Xander jej wrogiem nie był? Widząc jednak jego wycofanie odpuściła sobie mając nadzieję, że potraktował jej słowa na poważnie, bo cóż... Ona nie żartowała. Wiedziała, że Giotto nie był najlepszym kapitanem tej dziwnej drużyny pierścienia, ale był najbardziej doświadczony, więc ufała jego osądom. Gdyby Nero przedstawił znacznie głupszy plan niż inny heros, to wtedy by zainterweniowała, ale tak miała wyjebane, póki przynajmniej część przeżywała kolejne etapy. Gdy nagle ziemia wybuchła, uskoczyła na bok chcąc uniknąć oberwania czy nawet wpadnięcia w to nagłe epicentrum rozpierdolu. Wycofała się nieco chcąc to przeczekać i było to dość skuteczne, gdyż wybuchy jej nie dotykały. Wszystko jednak nagle zniknęło, a Rosjanka spojrzała wściekła na Zane'a. To jego rzecz jasna obwiniała, bo nie sądziła, że Giotto jest na tyle głupi. Zdziwiła się jednak, że jego dwa parobki nie wykorzystały okazji i nie zabiły... nikogo? Cóż, chyba nie są jednak aż tak nakoksowani. Rozejrzała się jednak, by zobaczyć czy nic przy niej i jej plecaku nie było majstrowane, bo możliwe było, że im coś chcieli zabrać albo podłożyć. Teraz jednak do plecaka nie zajrzy. Musi pamiętać o tym, jak już ich zabiją. Skrzywiła się lekko widząc uskok kobiety i ścianę wody. Jakim cudem połączyła to od razu z nią? Trochę osób tu stało, a Lara kompletnie jej nie kojarzyła, by tamta mogła ją znać. Nie mając jednak wiele czasu na rozmyślenia, uskoczyła do boku. Zauważyła atak na blondi i już miała jej pomóc, ale ubiegł ją Giotto. Zerknęła tylko na niego, a kiedy spostrzegła, że do walki się nie rwie, uniosła lekko brwi. Sama więc poszła w jego ślady obserwując jednak bacznie otoczenie. Dopiero po dłuższym czasie wypatrzyła moment braku uwagi i wystrzeliła kilka kul w przeciwnika blondynki mając nadzieję, że oberwie w tułów i laska będzie miała ułatwione zadanie z wykończeniem go.
Joanne miała raptem chwilę na to, by uniknąć eksplozji jaką wytworzył Noah z pomocą swojej kuli. Obszar działania mocy szybko się zwiększał i chyba tylko dobry refleks Collins uchronił ją od przyjęcia na siebie potężnej dawki ognia. Zaraz po tym miała znów dużo szczęścia, zupełnie jak w kostkach podczas bitwy na evencie, gdzie nie obrywała mocno. Giotto wytworzył na linii strzału Alexandry swojego klona, który przyjął na siebie skądinąd mocno wypuszczony strumień. Sobowtór natychmiast zniknął, ale dzięki temu Joanne mogła zmienić się w muchę, by o dziwo nie ujebać jakiegoś cześka nad jeziorem, a zaatakować Silverstone od tyłu, chcąc pokazać mu, co to znaczy furia niedoszłej wdowy. Popełniła jednak zasadniczy błąd, który polegał na zmianie swojego kształtu i tym samym tymczasowym odebraniu sobie wszystkich profitów zarówno z boskiej biologii, jak i z racji posiadania wzroku odpornego na ciemność i błyski. Noah zatem oślepił muchę i wielu innych herosów w okolicy, co na kilka chwil przerwało starcie, bo chyba nikt nie był w stanie się temu przeciwstawić. Joanne pod postacią muchy leciała na oślep i rypnęła o ziemię, natychmiast wracając do ludzkiej postaci. Na szczęście poza drobnymi ranami rąk i rozcięciu na czole nic wielkiego się jej nie stało. Zapewne było to dla niej dziwne uczucie, bo od trzynastu lat mieszkania w obozie nie została oślepiona przez słoneczne promienie. Noah dostrzegłszy to, od razu obrócił się w jej kierunku i parsknął śmiechem. - Siostrzyczko, naprawdę? - zadrwił z niej, bo nie spodziewał się takiego juniorskiego błędu. Zaraz jednak oberwał w plecy od Jamesa błyskawicą i na moment został porażony prądem. Następnie syn Magniego nabiegł i uderzył go w kręgosłup, wysyłając go w krótki lot przed siebie w kierunku Joanne. Ta z kolei odzyskała wzrok dość szybko z racji bycia córką Heliosa i od razu wytworzyła w dłoni dwumetrową kulę, którą wypuściła w kierunku umrzyka. Ten widząc to, jeszcze w locie stworzył równie wielką i o podobnej temperaturze, by w jakiś sposób zamortyzować swój lot i nie wlecieć w kulę ognia jak Folk w dział alkoholowy w Tesco. Powstała więc spora eksplozja, która odrzuciła w drugim kierunku Silverstone, a także sięgnęła Joanne. Ta wykonała kilkumetrowy lot w tył i uderzyła plecami o ziemię, która wznosiła się w tym miejscu z racji rozpoczynającego się pagórka. Syn Heliosa potrząsnął głową i wkurzony podniósł się od razu. - To bolało... - rzucił w kierunku tym razem Jamesa, po czym wystrzelił ognistą kulę, niemal dwukrotnie większą niż ta poprzednia, chcąc spopielić Anderhila. Ten skutecznie uniknął ataku i odpowiedział kolejną błyskawicą, przed którą Noah też się uchylił. Folklore w tym czasie prowadził podwójną grę z Zanem: fizyczną i psychologiczną. Ścierał się z nim w swojej głowie, jednocześnie męcząc swoje ciało na żywo. Niestety jako syn Hekate nie był odporny na iluzje, ale dzięki swoim wyczulonym zmysłom był w stanie się z tego wykaraskać. Wyczuwszy ruch powietrza przed sobą, wymusił na nim uchylenie się, co tak na dobrą sprawę uratowało mu życie, gdyż uderzenie tarczy z taką prędkością prosto w twarz byłoby bardzo niebezpieczne. Duch Ragnara wstąpił w Folklore, gdy ten stwierdził, że "coś tutaj śmierdoliło" i obaj weterani mieli racje. Galichet wytworzył w trakcie iluzji mroczne kolce, które pokryły pobliski teren w odległości 15 metrów od niego, robiąc tym samym z Zanem to, co już dawno trzeba było zrobić z Magdą Gessler: pręta w dupe i na rożen z wieprzem. Przeczucie nie myliło syna Hekate i kiedy tylko Connors został uśmiercony, iluzja natychmiast zniknęła, ukazując przed Galichetem niemal identyczny krajobraz z wyjątkiem tego, że nie było tu ani kolców, ani też martwego syna Fobosa. Ten bowiem stał sobie kilkanaście metrów dalej i polerował miecz. - Folklore... - rzucił Zane. - Pozbawiłeś mnie jedynie nadziei na przyszłość tego obozu - ziewnął przeciągle, nie robiąc nic sobie z prowokacji syna Hekate. Giotto i Lara w tym czasie postanowili zrobić sobie piknik i zamiast w jakiś istotny sposób włączyć się do walki, ograniczyli się raptem do odsunięcia na bok i potencjalnie radzenia sobie z ghulami, które coś tam im przeszkadzały. Nero zatem bardzo szybko poradził sobie ze swoimi przeciwnikami, którzy zostali przeżarci kwasem, nim w ogóle dosięgnęli ciosami syna Fobosa. Lara z kolei wystrzeliła od niechcenia kilka nabojów w kierunku Noaha, który o dziwo tego nie uniknął i oberwał dwukrotnie w tułów oraz dwukrotnie w udo. Silverstone syknął z bólu, po czym rozwścieczony wystrzelił w kierunku Lary i Giotto ogromną kulę ognia. W tym czasie też Giotto nałożył na Folklore specjalny rodzaj iluzji, który czasowo uodpornił go na działanie wizji Zane, dzięki czemu teraz złapanie Connorsa na lasso, związanie go i wrzucenie do rzeki w Strawberry Gulch było jak najbardziej na miejscu. Mara w dalszym ciągu walczyła z dwudziestką ghuli, w tym królową i powoli zaczynała być przytłaczana atakami. Xander w tym czasie rzucił wyzwanie Alexandrze, z którą zaczął walczyć najpierw na pięści, a później poszły w ruch ich moce. Było to dość ciekawe starcie, biorąc pod uwagę, iż ich moce poniekąd się negowały: on operował ogniem, ona wodą. W pewnej chwili Dewei dostrzegł, jak Wells została obalona przez królową ghuli. - Pomóżcie jej do cholery! - wykrzyczał, samemu nie mogąc nic zaradzić. Wtem jednak wpadł na pomysł, by poprosić matkę o boskie błogosławieństwo i spalić wszystkich wrogów wokół. Już nawet spojrzał ku górze, by otrzymać tego charakterystycznego power upa, gdy nagle... klon Zane odciął mu głowę poziomym cięciem. Ciało Deweia bezwładnie upadło na ziemię, a głowa przeturlała się gdzieś pod nogi Alexandry. - Weźcie to ode mnie - rzuciła z obrzydzeniem i kopnęła głowę Xandera, która zleciała nieco niżej. Oparła się o martwe ciało Samuela i tak sobie po prostu te części ciała leżały, dość obskurny widok. Galichet w tym czasie wyczuł znów ruch powietrza, tym razem za sobą. Zane stworzył kolejnego klona, który najpierw podniósł tarczę Connorsa, a następnie zaczął biec z nią w stronę syna Hekate. Także pierwowzór w końcu ruszył dupsko i nacierał na Folklore od przodu. Teraz chyba stypulacja walki zrobiła się 2v1. Co zrobi Wielki Ułatwiacz? Czy piknikowicze pomogą Marze? Czy Joanne spali Noaha, czy może spali się ze wstydu? Tego dowiemy się w następnej kolejce.
Ghule: 20 (1 królowa ghuli)
Deadline: 02.07.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (ból jest coraz mniejszy, ledwo wyczuwalny, bardziej jest już to nawet dyskomfort) - Folklore Galichet (pod wpływem iluzji Gio, która daje mu czasową odporność na pozostałe wizje) - Lara Guseva - Joanne Collins (z racji stanu furii, tymczasowo masz możliwość korzystania z wyższego poziomu swoich mocy, dlatego do kolejnej informacji ode mnie, możesz użytkować: III poziom fotokinezy Heliosa, II poziom zmiennokształtności Lokiego oraz uznawać, że masz 100/100 pyrokinezę Heliosa, więc niemal wszystko będzie ci wychodzić) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)
Joanne po raz pierwszy użyła mocy zmiennokształtności i efekty były dla niej bardzo szokujące. Totalnie nie spodziewała się aż takich skutków, ale usprawiedliwmy to brakiem doświadczenia w używaniu takiej zdolności. Collins myślała teraz mało racjonalnie, a głównym jej celem było rozjebanie głowy swojemu braciszkowi. Nie rozumiała tego, że jako mucha straciła swój boski wzrok, skoro każda mucha, która zawsze wleciała jej do pokoju potrafiła napierdalać całą noc mimo braku światła. Błysk, który ją potem oślepił był dla niej kolejnym szokiem, bo od urodzenia nie była w stanie nawet wyobrazić sobie jak to jest oberwać takim laserem po oczach. - Nie nazywaj mnie swoją siostrą, ty zjebie genetyczny.- syknęła w kierunku Noaha, zbierając się z ziemi po kiepskim lądowaniu. Gdy stanęła na nogi, została wsparta przez Jamesa, a potem sama zamierzała zmiażdżyć tego bękarta Heliosa, co znowu zakończyło się porażką. Noah zmierzył się z kulą ognia, co sprawiło, że eksplozja posłała ich w przeciwnych kierunkach. Jo uderzyła plecami o niewielkie wniesienia i poczuła jak jakaś wydzielina odkleja jej się od płuc. Syknęła cicho, zbierając się po tym zderzeniu, co o dziwo szło jej dość sprawnie. Jej ciało zostało ogarnięte energią, której dotychczas nie czuła, nawet jeśli był to tylko szaleńczy szał. Stąpała ciężko, zmierzając w kierunku Noaha. Gdzieś w tle słyszała odgłosy walki, ale niespecjalnie się na nich koncentrowała. Widząc turlające się głowy i ciała zmarłych półbogów, którzy walczyli po jej stronie, nie umiała już dłużej trzymać w sobie jakichkolwiek ograniczeń. Jej oczy i dłonie momentalnie zapłonęły, zwiastując w ten sposób uwolnienie się Boskiego Błogosławieństwa. Była może w połowie drogi do swoich wrogów, bo musiała przecież pokonać dystans, który jeszcze przed chwilą przeleciała. Zamachnięciem jednej ręki zgasiła wszelkie źródła światła w ich otoczeniu, choć domyślała się, że Noah i tak może coś widzieć. Następnym jej krokiem było posłanie mocnych wiązek światła prosto w gały syna Heliosa, Alexandry i Zane'a, by ich oślepić. Potem przywróciła źródła światła, by jej sprzymierzeńcy widzieli. Ostatnim posunięciem pozostało posłanie ściany ognia w kierunku przeciwnej im trójcy, tak by omiotła ich ciała dwukrotnie. Mianowicie, po przejściu linii ich ataku wróciła się do Joanne, by nie mogła sięgnąć Gio, Lary, Folka ani Mary.
Lara nie zamierzała się przemęczać i z całą pewnością nie da z siebie zrobić robola dla Giotto. Szanowała go jako wojownika, ale z całą pewnością nie zamierzała walczyć, gdy ten oglądał sobie paznokcie. Może i dwóch najlepszych zawodników wyłączyło się z walki, ale o to pretensje można było mieć do Włocha. Ona za to co prawda niezbyt angażując się, ale strzeliła do umarlaka wyczuwając okazję. Uśmiechnęła się nawet, gdy kilkukrotnie trafiła mając nadzieję, że blondi to wykorzysta. Nie spodobała jej się za to lecąca kula ognia, więc uskoczyła od razu nie chcąc nią oberwać. Prawdę mówiąc, Guseva nie zwróciła za bardzo uwagi na ghule, bo wszyscy sobie zdawali z nimi poradzić. No... Prawie jak się okazało. Zdziwiona spojrzała najpierw na Xandera, a potem na Marę niestety nie dostrzegając przez to pozbawienia głowy chłopaka. Widząc jednak tarapaty nieznajomej, westchnęła tylko wywracając oczami w tym samym czasie montując laserowy wskaźnik do broni. Gdy nagle zrobiło się ciemno, nie analizując tego od razu zamontowała latarkę. Z takim zestawem zaczęła oddawać strzały w ghule w miejsca krytyczne zaczynając oczywiście od królowej, która zdawała się mieć niezłego smaka na dziewczynę. Zerknęła za siebie czując falę ciepła i aż zagwizdała widząc płomienną blondi. Czyżby boskie błogosławieństwo? No no... Po oddaniu serii strzałów i miała nadzieję wspólnego pokonania stworów, zerknęła to na ciało Samuela, to na Giotto. - Wy macie dziwne te zasady. Powiedz mi, skoro Samuel jest już technicznie w Hadesie, to musimy mu dawać monety? Trochę głupio by było, gdyby resztę życia z tym gównem się tułał - spytała, bo oni mieli posrane te wszystkie reguły. A że ze wszystkich tylko o niego akurat pytała? Jego jedynego ze zmarłych szanowała jako tako.
Iluzja rozpłynęła się niczym mgła, a przed oczami Folka znów stanął Zane. Tym razem jednak już ten prawdziwy. Oczywiście od razu zaczął pierdolić swoje farmazony i okazywać wyraźne znużenie. Czy było prawdzie? Galichet nie był tego pewien, nie miał jednak zamiaru pozwolić na wytrącenie siebie z równowagi. Kiedy dawny dowódca Dionizosów przemówił, Folk uśmiechnął się zadziornie: - Boli Cię to w chuj, prawda? Nie dość, że Twój plan spalił na panewce, to jeszcze Ty zostałeś całkowicie rozjebany przez szczyla. I wiesz co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? Możesz mówić, że to Ty miałeś przewagę, że dawałeś mi fory i tak dalej. Nie zmieni to jednak nigdy faktu, że okazałeś się ostatnią pizdą i największym frajerem w obozie, którego rozjebał młodzik. Z Ragnarem i Giotto nieźle później z tego kisnęliśmy... Oczywiście już po tym jak Giotto wyjebał w pień resztę tych Twoich popychli. A i odpowiadając na Twoje pytanie - zrezygnowałem. Nigdy nie nadawałem się na dowódcę, a tego w końcu obóz potrzebował. - Kiedy Galichet wypowiadał ostatnie słowa znów poczuł powiew powietrza za sobą, który spowodowany był quasi Zanem z tarczą. W celu zdetronizowania bytu Folk stworzył pod nim plamę z mroku, z której w ułamku sekundy wystrzeliły kolce. Taki atak powinien spokojnie poradzić sobie z podrobionym Zanem. Jeśli jednak tego było za mało - znów wykorzystał motyw z iluzji i zmienił część kolców w macki mające za zadanie pozbyć się przeszkody. Teraz nadszedł czas, aby zająć się prawdziwym Connorsem. W pierwszej kolejności Folk obłożył swoje ręce do łokci oraz miecz mrokiem. Znał umiejętności dzieci Fobosa i wiedział, że kwas może być upierdliwy. Dlatego też stworzona w taki sposób osłona powinna dać Galichetowi czas na obronę najważniejszych w tym momencie elementów jego ciała. W momencie kiedy przeciwnik w końcu do niego dobiegł, Folk zablokował cięcie klingi przeciwnika swoim mieczem: - Widzę, że tak srasz przed walką ze mną, że aż uciekasz się do atakowania moich pleców. Wiesz co? Teraz już na spokojnie mogę powiedzieć, że dla mnie to Ty jesteś czarny nie tylko z charakteru. - Po tych słowach Folk wyciągnął prawą (wolną) dłonią sztylet, który był przyczepiony do jego pasa i wykonał szybkie cięcie od pasa w górę przez ciało Zane. Galichet wiedział, że niezależnie co myśli o Zane, to wciąż jest on silnym przeciwnikiem i taki atak jest dla niego do uniknięcia. Dlatego też ostrze noża w odpowiednim momencie zostało wydłużone o kolejne kilkanaście centymetrów dzięki nałożeniu na niego mroku. W taki sposób Folk powinien mieć spore szanse na chociażby porządne zarysowanie swojego przeciwnika. Sam Folk był oczywiście przygotowany na niespodziewany atak i w każdej chwili mógł zamienić się w mgłę.
Walka trwała w najlepsze, a Giotto w dalszym ciągu stał i dłubał w nosie, obserwując jak jedni dostają po pyskach, a inni sami zaliczają gleby szorując ryjami glebę. Nie okrasił tego jednak żadnym komentarzem, gdyż miał to prawdę mówiąc w dupie. Co innego następne akcje, które wydarzyły się niemal od razu po sobie. Widząc Joanne, która uaktywniła swoje boskie błogosławieństwo, uniósł lekko brwi w geście zdziwienia, gdyż doświadczenie podpowiadało mu, iż nawet przy ogromnym ryzyku śmierci, herosi rzadko kiedy się na to decydowali. Ostatecznie nigdy tego nie używali, bo najczęściej wcześniej ginęli. Był zatem świadkiem niecodziennego wydarzenia. - Wow - rzucił nie próbując ukryć małego zaskoczenia, które wdało się na jego twarz. Nie była to żadna ekspresywna reakcja, ale skoro w ogóle zwrócił na to uwagę, to Collins mogła na moment poczuć się zauważona w jego oczach. Spoglądając na kulę ognia lecącą w kierunku jego i Lary, spojrzał tylko niewzruszony i mając dostatecznie dużo czasu, również odskoczył na bok, jednak w przeciwnym kierunku do tego, w którym zmierzała Guseva. Następnie całe światło zgasło i zostali tylko z własnymi zmysłami, które próbowały wyłapać cokolwiek z tej mrocznej próżni. Zaraz pojawiły się trzy małe błyski, którymi Joanne zamierzała oślepić wrogów, a następnie przywrócone zostały ognie pochodni, dzięki czemu znów widział tak jak reszta. Widząc Joanne na pełnym wkurwie, skrzyżował tylko ręce na klatce piersiowej i nie zamierzał w żaden sposób ingerować, bo z boskim błogosławieństwem powinna sama pokonać całą trójkę bez problemu. Kątem oka spojrzał tylko na Larę, która odpaliła tryb Black Widow i napierdalała karabinem ghule atakujące Marę. Ziewnął tylko przeciągle i tak sobie po prostu stał, nim córka Sif nie podeszła do niego z pytaniem. - Dusza zawsze wraca na początek Hadesu, nieważne gdzie umarła - wyjaśnił, bo to nie miało żadnego znaczenia. Samuel tak czy siak znowu spotka się z przewoźnikiem i jeśli nie będzie mieć dla niego drachmy (albo kubełka KFC) to popłynie sobie co najwyżej do Mielna i z powrotem.
Chwilę przed całą akcją z błogosławieństwem Collins, Folklore postawił na wymianę ciosów z Zanem, do której został siłą rzeczy sprowokowany. Szybko pozbył się zatem klona, który chciał go zaatakować po szwedzku, czyli od tylca. Plama mroku pojawiła się pod sobowtórem Connorsa w mgnieniu oka, a jeszcze szybciej wystrzeliły z niej kolce, po których klon zniknął. Następnie Galichet pokrył swoje ręce i miecz mrokiem, co w połączeniu ze specjalnym rodzajem zbroi dało mu podwójną przewagę. Stygijskie złoto i umbrakineza? Tego jeszcze nie grali i nawet na Zanie zrobiło to niemałe wrażenie. - Stygijskie złoto? Ciekawe - rzucił, korzystając z chwili przerwy w starciu. - Zobaczymy jak twarde jest - dodał, po czym wypluł z siebie kule kwasu, która uderzyła w umocniony fragment miecza syna Hekate, pokrytego jednocześnie mrokiem i specjalnego rodzaju żelazem ze zbroi, która koegzystowała z wszelkim orężem. Folklore poczuł tylko pewne mrowienie z racji narzucenia umbrakinetycznej warstwy ochronnej, ale sam miecz bardzo nie ucierpiał. Stygijskie złoto blokowało kwas i Connors szybko zaniechał dalszych prób przebicia się, widząc, że akurat to nie zadziała. Ostrza ich mieczy zderzyły się, co zwiastowało krótką wymianę ciosów. Tak przynajmniej się wydawało, bo Folklore postawił jednak na zupełnie inną wersję wydarzeń. Wyciągnął sztylet, który miał przypięty do pasa i zamierzał dźgnąć nim Zane. Ten był jednak przygotowany na równie cwany numer, co ten z sobowtórami atakującymi od tyłu i nim ostrze dosięgnęło brzucha Connorsa, ciało Folka nagle doznało paraliżu, gdyż było pod wpływem kontroli strachu syna Fobosa. Można było jednak zauważyć, że mimo diabelskiej pewności siebie Zane, ostrze znajdowało się raptem kilka milimetrów od jego zbroi. Gdyby sekundę później użył tej sztuczki, Folk grałby już na jego jelitach nutki rodem z Dzikiego Zachodu. - Widzisz Folklore... różnica między nami jest taka, że ty udajesz szlachetnego i honorowego, by zaraz próbować dźgnąć mnie jak rasowy skrytobójca. Ja nie muszę udawać, że jestem kimś innym - uśmiechnął się, po czym wykonał ruch ręką, szykując się do najpewniej odjebania głowy Folklore, który cały czas stał sparaliżowany i jeśli w jakiś sposób mógł się poruszać, to tylko o jakiś milimetr niektórymi częściami ciała. Zastanawiające było jednak to, że mimo ciągłego użytkowania mocy na tak wyszkolonym i twardym wojowniku jak Galichet, Zane wydawał się wcale nie męczyć. Zupełnie jak Noah, który sypał kulami ognia jak z rękawa. Syn Hekate był jednak dużo sprytniejszy, niż wszystkim się wydawało i skoro był sparaliżowany, to użył czegoś, czego teoretycznie sparaliżować się nie da. Wydłużył ostrze sztyletu o kilka dodatkowych centymetrów, co nie zostało zauważone przez Zane, który jak zwykle chełpił się swoim jestestwem. Niestety pozycja ręki i ostrza Wielkiego Ułatwiacza, pozwoliły mu zaledwie na wbicie noża w prawą część podbrzusza. Było to bolesne, ale jakimś cudem Connors uniknął organów do wymiany. Mimo to syknął z bólu i rozgniewany strzelił Galicheta prosto po mordzie swoim łokciem. W momencie uderzenia, przestał też użytkować na nim swoich zdolności, przez co syn Hekate został powalony i stoczył się na odległość czterech metrów od swojego oponenta, który już biegł do niego z mieczem. Najpewniej chciał wbić go prosto między oczy herosa. W tym samym czasie działo się też coś innego... Żadne słowa nie są w stanie opisać tego, jak czuła się Joanne, która nie dość, że straciła przed chwilą ważną dla siebie osobę, to jeszcze musiała zmierzyć się w pewnym sensie z przeszłością, którą był jej brat Noah Silverstone. Może i nie łączyły ich zażyłe relacje, ale było to dość ironiczne, że to akurat potomek Heliosa zabił Samuela. Można było zatem wysunąć dalekosiężne stwierdzenie, że ojciec przyczynił się do dramatu Collins i tym samym pojawił się kolejny z wielu powodów, by jeszcze bardziej tatusia znienawidzić. Nie trzeba było zatem długo czekać, aż wszelkie hamulce puszczą i Joanne pokaże pełnię swoich możliwości. Dosłownie, bo zaraz po małej eksplozji, która wyrzuciła ją kilkanaście metrów w dal, podniosła się, by użyć swojego błogosławieństwa. Jak słusznie zostało podkreślone, był to rzadki widok i dlatego nawet na najbardziej niewzruszonych postaciach mogło to wywrzeć ogromne wrażenie. Joanne zaczęła swój show i już na starcie dodała trochę efekciarstwa do marszu. Oczy zapaliły jej się żywym ogniem, tak jak i dłonie, które zwiastowały pierdolnięcie jakiejś potężnej kuli czy fali ognia, mogącej spopielić wszystko wokół. Nagle wokół stała się ciemność i tylko Folklore oraz Noah widzieli cokolwiek poza Joanne. Ta jednak zaraz oślepiła dodatkowo wszystkich wrogów, by zaraz znów podpalić wszelakie pochodnie i dać swoim pozostałym sprzymierzeńcom możliwość rozeznania się w terenie. Wszystko to się powiodło, bo Zane i Alexandra nie spodziewali się ataku z racji zajęcia czym innym, a Noah trochę już oberwał i stracił nieco koncentracji. Ponadto, w dalszym ciągu prowadził wymianę energetycznych pocisków z Jamesem, który poziomem wcale nie odstawał od umrzyka. Folk nie miał czasu na reakcję, bo Zane bardzo szybko podbiegł do niego z zamiarem ataku. Został jednak oślepiony, a gdy chciał już dokończyć dzieła... oberwał ścianą ognia, która wcześniej walnęła też Noaha i Alexandrę. Najgorsze było jednak w tym wszystkim to, że z racji bliskości do Connorsa, Galichet również oberwał od Joanne, co nie było zbyt przyjemne. Na szczęście dla Folklore, fala nie była na tyle gorąca, by zrobić z niego zupę, ale poczuł ogromny ból i nawet tolerancja nie pozwoliła mu na to, by zapomniał o bólu po poparzeniu. Zane upadł na jedno kolano, po czym rozzłoszczony podniósł spojrzenie na Joanne. - Przegięłaś, Collins - warknął wręcz, pamiętając blondynkę jeszcze jako małego szczyla obozowego, który kiedyś potrafił jedynie upiec kiełbaskę na ognisku manipulując delikatnie nieswoim ogniem. A teraz? Napierdalała boskim błogosławieństwem, ach jak te dzieci szybko rosną! Kłopoty Mary zaczęły się zwiększać, bo nikt chyba nie zamierzał jej pomóc z ghulami. W końcu jednak do walki wkroczył Anderhil, który uznał, że Joanne nie jest potrzebne żadne wsparcie. Także Lara wyciągnęła karabin i zaczęła grać w strzelanie do kaczek, eliminując kolejne jednostki nieciekawych potworów. Rosjanka trafiła nawet królową ghuli, na którą zmarnowała dwa pociski: najpierw by trafić ją w kręgosłup, a następnie by przeszyć kulą jej gębę. Widok był naprawdę zacny. Wells nerwowo podniosła się i kiedy dostrzegła ciało Xandera pozbawione głowy w oddali, natychmiast postanowiła ją zlokalizować. Pustym wzrokiem spoglądała na odciętą część ciała przyjaciela, nie potrafiąc wykrzesać z siebie słowa. Z czasem ból zamienił się w gniew, który z kolei przerodził się w... kolejne boskie błogosławieństwo! Mara w akcie desperacji użyła jako druga swoich zdolności, jednakże widzący to Zane zareagował bardzo szybko. Mając tą jedną jedyną szansę, syn Fobosa na moment sparaliżował opanowaną przez moce Hel dziewczynę, by następnie stworzyć za nią swojego sobowtóra, który uciął jej głowę, dokładnie w taki sam sposób, w jaki pozbawiono ją Deweia. Mara nie była w stanie na to zareagować w żaden sposób, a jej ciało tak szybko jak uzyskało potężny zastrzyk energii po aktywacji błogosławieństwa, równie szybko padło bezwładnie na ziemię, kończąc tym samym ten krótki spektakl. - Alexandra, do kurwy nędzy! - krzyknął Connors w stronę swojej towarzyszki. - Pomóż Noahowi! - rozkazał, by zaraz obserwować jak córka Aegira próbuje stawić opór wkurwionej Joanne wspólnie z Silverstonem. Syn Heliosa wytworzył między dłońmi ogień, który następnie przyłożył do podłoża i skierował w kierunku idącej Joanne. Atak obrał formę ognistych gejzerów, które wystrzeliwały raz po raz z każdym kolejnym krokiem pokonywanym przez Collins. Jones z kolei dorzuciła wodne kule, które z dużą prędkością spadały na Joanne, akurat kiedy ta nie była wciągnięta w ogniste gejzery, które tak naprawdę niewiele krzywdy jej robiły. Widać było, że mimo potencjalnie nieograniczonych zasobów magicznych zdolności, poparzenia i rany całej grupy wskrzeszonych herosów dawały im się we znaki. To był idealny moment, by zaatakować ich z całą siłą, bez pierdolenia się w tańcu. In Joanne we trust. A co w tym czasie robił Zane? Znów zamierzał wbić Galichetowi miecz prosto w łeb i już wyprowadzał ten zamach. Co z kolei zrobi Folklore? Stifmeister by wiedział.
Deadline: 05.07.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (niemal w pełni zdrowy, musi uważać wyłącznie na szwy, by nie puściły) - Folklore Galichet (pod wpływem iluzji Gio, która daje mu czasową odporność na pozostałe wizje / niewielki ból twarzy po uderzeniu łokciem / poparzenia drugiego stopnia całego ciała z wyjątkiem tułowia zakrytego przez zbroję) - Lara Guseva - Joanne Collins (boskie błogosławieństwo tura 1/6) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)
Cóż, nawet mi jest trudno opisać to jak czuła się właśnie Joanne. Przemawiała przez nią rozpacz i nienawiść, co czego owocami był najpierw szał popychający ją ku być może pochopnym, ale agresywnym atakom na Noacha oraz wykorzystanie swojego Boskiego Błogosławieństwa, choć można było użyć go tylko raz. W myślach wyobrażała sobie jak ciała ich przeciwników obracając się popiół tuż po tym jak zawodzili, gdy płomienie zjadały ich skórę, mięśnie i kości, z synem Heliosa na czele. Oboje stanęli przed dziwną sytuacją, która wydawała się ogromną ironią, którą musiał zesłać na nich ich zajebisty tatuś. Jedno z nich z pewnością tego dnia zginie od mocy nadanej im przez Heliosa. O zgrozo. Po posłaniu ognistej fali liczyła na to, że gdy za zniknie, będzie miała przed sobą tylko i wyłącznie popioły ich wrogów. Spotkała się z kolejnym rozczarowaniem, bo najwidoczniej magia, która ich wzmacniała była silniejsza nawet od Boskiego Błogosławiństwa. Kolejną zastanawiającą rzeczą było to, że i Folklore uległ poparzeniom, choć jako jedyny z ich "drużyny pierścienia" widział cokolwiek, gdy dookoła zapadła ciemność. Najwidoczniej był tak zaabsorbowany walką z Zanem, że nie zwracał uwagi na nic innego dookoła niego. - Mówiłeś coś?- warknęła do Zane'a, strzelając w niego wzmocnioną kulą ognia o średnicy dwóch metrów. Nie poświęcała mu jednak więcej swojej boskiej mocy, ponieważ bardziej zależało jej na pozbyciu się Noaha. Cała trójca krzyczała do siebie dostatecznie głośno, by Jo mogła zarejestrować, że właśnie o niej mowa. Przekręciła lekko głowę z zainteresowaniem, gdy jej przyrodni brat postanowił wykorzystać pyrokinezę tak, jak nigdy dotąd sama nie próbowała. W tej chwili znalazła dla siebie pewną furtkę. Mianowicie, skupiła się na cieple biegnącym tuż pod ziemią, próbując wyczuć miejsca jeszcze przed wybuchem gejzera. Moc pozwalała jej określić źródło energii, więc badała swoje otoczenie, by unikać wyskakujących z ziemi płomieni. Starała się także osuwać przed wodnymi kulami. Alexandrę traktowała teraz jak upierdliwe dziecko, które w ten sposób chce ściągnąć na siebie uwagę, gdy dorośli rozmawiają. By ograniczyć jej możliwość ataku, stworzyła wokół niej ścianę ognia w formie okręgu, który ją otaczał. Co więcej, stopniowo zbliżał się do Alexandry, zmniejszając swoją średnicę. - Noah, twój czas już dawno przeminął, weź się z tym pogódź.- zwróciła się oschle do swojego przybranego brata, a w jej oczach pojawiła się jeszcze większa wściekłość. Zaraz po wykonaniu tych słów stworzyła w dłoniach miecz ze światła, wzmocniony ogniem, na który pozwala jej błogosławieństwo. Zerwała się z miejsca i biegiem ruszyła przed siebie. Wyrzuciła z siebie prawą dłonią ulepszoną kulę ognia o średnicy metra, która zaczęła szybko okrążać Noaha. Gdy Joanne znalazła się tuż przy nim, kula uderzyła w jego ciało, a ona mogła chwycić obiema dłońmi świetlisty miecz, by zamachnąć się i spróbować skrócić swojego przeciwnika o głowę.
Podmuch ognia, którym dostał Folk był dla niego niczym kubeł zimnej wody (hehe). Ból i szok, którego doznał niemalże od razu przywrócił mu trzeźwość umysłu. Jego pragnienie pokonania Zane'a było tak wielkie, że całkowicie nie przejmował się tym co dzieje się wokół. Śmierć Xandera, Mary... To, że James cały czas żył. To wszystko nie miało już teraz najmniejszego znaczenia, gdyż Galichet i tak nie był im w stanie teraz pomóc. Pytanie czy był w stanie pomóc w tym momencie chociaż sobie? Oby kurwa tak było. W momencie kiedy Zane wykonał zamach mieczem, aby wbić klingę wprost w głowę Folka, ten kątem oka zobaczył pędzącą w ich stronę kulę ognia. Był to zaiste imponujący widok. Takiego poziomu ognia Folk spodziewał się w wykonaniu Joanne dopiero za jakieś 15 lat. Co się jednak dziwić? Boskie błogosławieństwo potrafiło przyjebać każdego herosa w taki sposób, że zachowywał się jak szalony karzeł w piekarniku - nieprzewidywalnie. W taki sam sposób postanowił zachować się Galichet. Nie chcąc dać Connorsowi czasu na reakcję szybko zmienił się w mgłę i wytworzył w obrębie 5 metrów od przeciwnika "bańkę" z gęstej mgły, która uniemożliwiała mu zobaczenie jakiegokolwiek zagrożenia. Sam Folk cofnął się w formie mgły o kilka metrów, dokładnie na taką odległość, aby uniknąć ponownego spotkania z tworem Jo. Dawny kapitan był jednak świadom, że Zane również posiadał wyczulone zmysły, dlatego też postanowił zmylić swojego rywala kilkoma kulkami stworzonymi z mroku. Celem tych gówienek było latanie wokół Zane i zakłócanie odbieranych przez niego bodźców. W tym momencie mogły pojawić się dwa rozwinięcia. W pierwszej wersji Zane dostał kulą ognia, a ogromne ciepło emanujące z pocisku w krótkim czasie podniosło temperaturę mgły tworząc pod Zanem błoto, a także unosząc kawałki ziemi, które oblepić powinny przeciwnika. Dodatkowo dzięki reakcji chemicznej gorąca ziemia powinna szybka stygnąć dzięki mgle, co doprowadzić w konsekwencji powinno do utwardzenia (choćby delikatnego) ziemi. Drugą opcją było to, że Zane po prostu spróbuje spierdolić z "bańki", aby zyskać lepszy pogląd na sytuację. Niezależnie jednak czy wyszła mu opcja numer jeden czy dwa, Folk postanowił nie pierdolić się więcej z Connorsem. Wykorzystując pełnię swojej mocy szybko zmanipulował mgłę otaczającą przeciwnika i nasączając ją mrokiem stworzył ogromną ilość łańcuchów, które powinny ciasno zacisnąć się na przeciwniku. Stworzone wcześniej kulki z mroku przeobraziły się w śledzie (takie do namiotu), które wbiły się w ziemię przytwierdzając doń łańcuchy. - Tobie natomiast już nikt nie pomoże. Po tych słowach wokół Folka zaczęły pojawiać się istne płomienie z mroku, które raz po raz nasączały jego miecz, aż ten stał się całkowicie czarny. - Giń, śmieciu. - Wypowiadając te słowa Folk wykorzystał swoją moc teleportacji. Nie znalazł się jednak przed, ani za Zanem - to były zbyt przewidywalne miejsca. Tym razem Galichet pojawił się obok swojego przeciwnika, po jego prawicy. Kiedy tylko się zmaterializował wykonał cięcie przez szyję Zane - zaczynając od jego karku.
Przytaknęła tylko lekko na odpowiedź Włocha, która była jasna i klarowna. To dość ciekawe zresztą, że nikt poza nią, NORDEM, nie pomyślał o pogrzebaniu swoich. Trochę przecież ich poległo, a póki co każdy z nich skazany był na wieczne tułanie się. Nie spodziewałaby się takiego zainteresowania ze strony Nero czy Galicheta, ale reszta już była zaskoczeniem. Rzecz jasna teraz, gdy sama na to wpadła w kontekście Samuela, bo resztę miała przecież w dupie. - Ja pierdolę! - aż rzuciła w ojczystym języku, czego nie robiła od dawna. Zobaczenie jednak, że kolejna osoba została pozbawiona głowy nieco ją wkurwiło. - Mamy coraz mniej mięsa - rzuciła już po angielsku patrząc na Włocha. Co do zasady wisiała jej śmierć innych, ale tak jak zauważyła, coraz bardziej byli narażeni, a chuj wie ile trasy było jeszcze przed nimi. Równie dobrze mogli być przecież na początku tego całego gówna. Rozejrzała się po całym tym polu walki zastanawiając się czy jest co tu w ogóle do zrobienia. Folk był z Zanem we mgle, więc wolała się tam nie wpierdalać dla własnego bezpieczeństwa. Mord w oczach blondi sprawiał, że musiała ona zabić typka, który już i tak był w kilku miejscach poraniony od jej kuli. Spojrzała więc na laskę, która również skupiła się na atakowaniu blondi, ale też zdawała się już być poraniona. Zaraz jednak została zamknięta w ognistym pokoju. Wzruszając ramionami ostrożnie podeszła do Blade'a pilnując by jakiś Zane nagle jej nie zaskoczył. Znalazła w jego kieszeni monetę, którą położyła mu na czole. Czemu tak? A czy ona grek jest czy jak? No tak coś kojarzyła z tych ich rytuałów, więc tak też zrobiła. Zaraz po tym chwyciła jedną z pochodni, którą po prostu podpaliła ubrania mężczyzny, a następnie się wycofała pilnując swojego otoczenia.
Giotto też za bardzo nie wiedział, co robić i trochę ta sytuacja zaczynała go nudzić. Noahem czy Alexandrą nie był zainteresowany z racji tego, że z synem Heliosa kiedyś już się mierzył i wygrał, a Jones nawet nie miała do niego podejścia. Jedynie Zane wydawał się być godnym przeciwnikiem, ale chcąc wynagrodzić przyjacielowi swój egoizm w walce z Ajgajonem, postanowił nie wtrącać się w walkę, którą Folklore może przypomnieć wszystkim, kim tak naprawdę jest. Mimo drobnej pomocy, która wynikała z niewygodnej stypulacji podczas walk z iluzjonistami, więcej się nie wtrącał. W ciszy obserwował wszystko, co się działo wokół, będąc gotowy na kolejny splot akcji. Nieważne, czy miałby to być atak kolejnej fali potworów, czy też włączenie się do gry innych wskrzeszonych półbogów. Tego przecież nie mogli wykluczyć, bo nie znali ani powodu obecności grupy Zane tutaj, ani też nie mieli pewności, czy nie jest ich czasem nieco więcej. Co prawda Nero już się powoli domyślał, że syn Tartaru nie jest głupi i wie, że obóz reaguje na jego prowokacje, więc najlepiej będzie zlikwidować oddział, który ma zdobyć Mroczną Esencję. To był sensowny ruch, tylko no właśnie... Corvus nie jest głupi. Generał wyznaczył do tego zadania wielu zabijaków. Niektórzy z nich w pojedynkę byliby w stanie wygrać z całą trójką umrzyków. Mimo wszystko, to była trochę strata czasu, obserwowanie w dalszym ciągu tego starcia. Lara najwidoczniej wzięła przykład z jego postawy i również się nie przemęczała, podczas gdy Joanne i Folklore napierdalali równo. Jedynie tej Mary było trochę szkoda, która już miała odpalać błogosławieństwo, gdy nagle została pozbawiona głowy tak jak jej przyjaciel. Guseva miała rację, kończyło się mięso armatnie i trzeba było postawić na inną strategię, skoro zostały tylko same tuzy. - Poradzą sobie - rzucił w kierunku Rosjanki Giotto. - Chodźmy po tą Mroczną Esencję - zarządził, po czym od razu chciał okrążyć herosów, którzy byli zbyt zajęci sobą i próbą położenia najebanej Joanne do spania. Chciał jak najszybciej znaleźć się za linią, jednocześnie cały czas kontrolując pole wokół siebie, by zaraz jakiś Zane nie zaskoczył ich atakiem kwasem czy innym gównem. Zaryzykował więc podział drużyny, aczkolwiek w przypadku Collins z boskim błogosławieństwem równie dobrze można było zostawić ją samą, a i tak zrobiłaby tu Irak.
Umrzyki były, krótko mówiąc, w dupie. Joanne z boskim błogosławieństwem była w stanie poradzić sobie z nimi w pojedynkę i to mogąc przy okazji jeszcze ugotować spaghetti dla siostrzeńców i siostrzenic. Ta jednak chciała jak najmniejszym kosztem poradzić sobie ze swoim przyrodnim bratem, co nie było dobrym pomysłem. Głównie dlatego, że Noah w jakiś sposób odpierał ataki Collins i tak naprawdę mimo oberwaniem pociskami czy w wyniku eksplozji swojej własnej kuli ognia, tak naprawdę nie miał żadnych obrażeń. Co prawda miał ograniczone pole manewru z racji bólu biodra, ale Joanne w dalszym ciągu zabierała się za niego jak Folklore do odpisu w ich sesji w gospodzie, a przypomnijmy, że forumowa femme fatele czeka na odpis od kwietnia. Na dłuższą metę może i było to dobre rozwiązanie, ale boskie błogosławieństwo nie trwało wiecznie i radziłbym właśnie to wziąć pod uwagę. Córka Heliosa bardzo sprytnie i skutecznie odskakiwała od kolejnych gejzerów, wyczuwając pod sobą ciepło generowane przez nie, z kolei kule wody Alexandry nie były zbyt celne. W pewnym momencie nawet Jones zaprzestała jakichkolwiek ataków, widząc wokół siebie ognistą barierę. - Sami sobie pomagajcie, durnie - rzuciła w kierunku dowódcy, po czym najzwyczajniej w świecie zdezerterowała z pola bitwy, zostawiając dwóch wskrzeszonych herosów w dość niewygodnej stypulacji bitwy. Zniknęła z pomocą jakiegoś dziwnego portalu, który otworzył się przy niej i zamknął zaraz po jej zniknięciu. Noah podniósł się z jednego kolana i spojrzał na Joanne, która biegła na niego z ostrzem stworzonym za pomocą fotokinezy oraz dodatkowo wzmocnionym pyrokinezą, zareagował dość nerwowo. Wypuścił w jej kierunku kulę ognia, którą Collins uniknęła. Blondynka odpowiedziała zatem tym samym, choć atak nie był skierowany prosto w Silverstone, a miał na celu go okrążyć. Syn Heliosa skorzystał z sytuacji i wytworzył wybuch z miejsca, w którym stał, który rozszerzył się na około dziesięć metrów wokół. Tym samym kula Joanne nie dotarła do celu, bo przy reakcji z innym ogniem, eksplodowała za plecami Noaha, nie raniąc go w żaden sposób. Po zmniejszeniu się ognia wokół, Joanne ujęła świetlisty miecz w dwie ręce i wyprowadziła poziome cięcie, mające na celu pozbawienie Noaha głowy. Ten nie dał się zaskoczyć i chwilę przed atakiem stworzył identyczne ostrze, którym przyblokował cios siostry. Świetliste ostrza wydały dziwny dźwięk po zderzeniu, a ogień tylko podgrzał atmosferę. - Mój czas, to dopiero się zaczął - rzucił, uśmiechając się złowrogo w kierunku siostry, po czym jego miecz zaczął dziwnie pobłyskiwać. Nagle ostrze wybuchło i wyrzuciło obu herosów w przeciwne strony na odległość dziesięciu metrów. Collins nie otrzymała ogromnych obrażeń, ale wyczuła trochę tej nieprzyjemnej temperatury, nad którą ona kontroli nie miała. Noah za to nie mógł się zranić swoim ogniem, więc pobolewały go tylko plecy na które wylądował po tym krótkim locie. Silverstone wstał z grymasem bólu, po czym wytworzył cztery metry nad głową siostry dziesięć świetlistych ostrzy, które z ogromną prędkością spadły na nią. Joanne miała bardzo mało czasu na reakcję. Mało tego, Noah wysłał w jej stronę ognisty pocisk, który tym razem nie przybrał formy kuli, a niewygodnej litery "X", mającej na celu przysmażenie siostry. W tym samym czasie, Folklore miał spore problemy z Zanem, który wykorzystał bratobójczy ogień Joanne. Postawił więc na przegrupowanie się, tworząc w obrębie pięciu metrów mgielną bańkę, w której tylko Folklore miał pełny wgląd na to, co dzieje się w środku. Connors musiał polegać na swoich zmysłach, które były wyczulone, ale potrzebowały nieco więcej czasu na przetrawienie informacji. Przeobrażony we mgłę, Galichet odsunął się na bezpieczną odległość, by nie oberwać kolejnym atakiem od swojej znajomej, po czym od razu stworzył kilka kul mroku, które miały na celu robienie za wabik. Zane przez moment skupił się na nich, dzięki czemu były kapitan Dionizosów miał czas na obmyślenie odpowiedniej strategii, o ile nie zrobił tego chwilę wcześniej. Niestety obie wersje planu wymyślone przez Wielkiego Ułatwiacza były zawodne. Dlaczego? Bo zaraz po pierwszej próbie wdrożenia tego w życie, Galichet poczuł ogromny ból w okolicach gardła. Momentalnie zaczął się dusić, na co szybko zareagowały jego płuca, próbując zaczerpnąć w jakikolwiek sposób tlenu. Mało tego, rany na jego skórze zaczęły bardzo boleśnie piec i nawet przy jego tolerancji było to nie do zniesienia. Najwidoczniej Zane użył specjalnego gazu, który miał na celu uduszenie syna Hekate i który reagował na kontakt z jego skórą i wymuszał na nerwach reakcję typową na mocne oparzenia. Kula ognia Joanne nie dotarła nawet do Connorsa z racji tego, że syn Fobosa wytworzył sporej wielkości ścianę z kwasu, która najpierw zareagowała na ogień, podpalając się tym samym osłaniając go, a następnie ten ognisty kwas został zmieniony w potężną falę sunącą po ziemi o trawiącą wszystko na swej drodze. Galichet miał ogromny problem, bo na tym pustym polu nie było dokąd uciekać, chyba, że wpisze "rocketman" i dostanie nagle z dupy jetpacka. Tak się przynajmniej wydawało, bo Folklore wcale nie był taki głupi. Mgła wokół Zane przeobraziła się w mroczne łańcuchy, które mocno zacisnęły się na przeciwniku, następnie ówczesne wabiki zmieniły się w śledzie do namiotu, przypinając mroczne konstrukty do podłoża. Syn Hekate teleportował się za pomocą mgły i znalazł się po prawicy Connorsa, chcąc odjebać mu co się da z pomocą mrocznego ostrza. I już wyprowadzał ten ostateczny cios, gdy nagle... Giotto i Lara odprawili Samuelowi szybki pogrzeb, po czym zgodnie z rozkazem Nero, udali się naokoło, by zostawić walkę przydupasom, z kolei oni mogli skupić się na celu tej misji - Mrocznej Esencji. I wszystko było naprawdę fantastycznie i nawet kutasy z nieba lecieli, było to takie dobre. Tylko no, pojawił się pewien problem. W najważniejszym momencie tego starcia i kiedy już szanowni piknikowicze ruszyli swoje dupska do roboty, stało się coś, czego nawet sam Niedzielski by nie przewidział, a dodajmy, że polski minister zdrowia już przewidział czwartą falę w połowie sierpnia. W wulkan nieopodal uderzył piorun, który tym razem był dużo mocniejszy niż te wcześniejsze. Ziemia nagle zaczęła się trząść, przez co Joanne miała utrudnione zadanie w uniku ostrzy i ognistego X, z kolei Galichet czuł się jak na kawalerskim Giotto, próbując trafić w tego środkowego Zane za pomocą swojego mrocznego ostrza. Pagórek, na którym toczyła się walka zaczął pękać, a ze szczelin zaczęły się wydobywać smugi światła. Nagle wszystko eksplodowało niemal pod samym Zanem i Folklorem, przez co panowie oberwali najbardziej. Wytworzyła się pod nimi krater, do którego wpadli i spadali dość długo, mijając kolejne piętra greckiego piekła. Było to o tyle ciekawe, że dotąd półbogowie nie mieli nawet żadnej sugestii by sądzić, że istnieją tu jakieś podziemia. Galichet zatem leciał z Connorsem kilkadziesiąt metrów w dół, do momentu aż nie złapał się w pewnym momencie pewnej skały, która wystawała z pewnym miejscu i tym samym zamortyzował swój upadek. Zane zrobił to samo, jednak jemu dłużej zajęło znalezienie podobnego wyboju na ścianie. Obaj herosi dostrzegli, że kilkanaście metrów pod nimi zaczyna się znowu stabilne podłoże, dlatego też syn Fobosa od razu zeskoczył i by nie połamać sobie nóg, wytworzył pod sobą mały basen z kwasu, w który wleciał i tym samym zatrzymał on go na tyle, by się nie złamał. - Na co czekasz, Folklore?! Złaź tu! - krzyknął w kierunku syna Hekate Zane, który już zniwelował cały kwas wokół siebie. Na moment jednak skierował spojrzenie w bok, gdyż dostrzegł bardzo dziwny obrazek. Mianowicie, jakiś policjant przyciskał do gleby murzyna, który piszczał coś w stylu: "I can't breathe". Ze swojej pozycji Folk również mógł to doskonale dostrzec. Zaraz jednak wokół zaczęli się pojawiać jacyś ludzie, którzy także cierpieli na rozmaite sposoby: jedni się dusili, inni popadali w obłęd, jeszcze innych demony napierdalały biczami, mniejsi szczęściarze co chwile mieli odcinane kończyny, kąpiele w kwasie czy ogniu, a nawet podtopienia. Dopiero po dłuższej chwili Zane z Folkiem zrozumieli, że byli w wewnętrznej części Tartaru, która zawierała dziesiątki tysięcy uwięzionych dusz i które były torturowane na różne sposoby. Z czasem nawet obaj herosi dostrzegli Syzyfa czy Tantala, którzy odbywali swoje kary w tej części Hadesu. Zostawmy jednak sytuację na dole i skupmy się na tym, co dzieje się "na powierzchni". Góra została w znaczący sposób zniszczona. Pagórek już nie istniał, zamiast tego była wielka dziura, która zdawała się nie kończyć. Joanne szczęśliwie z pomocą trzęsienia ziemi uniknęła ataków Noaha, ale ocknęła się dopiero po kilkunastu sekundach od wybuchu, który zniszczył wzniesienie. Okazało się, że blondynka leżała znacznie dalej od Silverstone niż wcześniej, w dodatku mogła też dostrzec Jamesa, który miał pecha i oberwał odłamkiem skały w głowę, tracąc przytomność. Był on po jej prawicy i leżał nieruchomo na brzuchu. Niepokojący widok, zwłaszcza, że heros nie wykazywał żadnych oznak życia. Noah z kolei leżał kilkadziesiąt metrów z przodu, pod jedną z pochodni na drodze i dopiero co zbierał się z ziemi, próbując ogarnąć co się dzieje wokół niego. Lara i Giotto również stracili przytomność na kilka chwil, mieli jednak na tyle szczęścia, że poza drobnymi obdarciami i siniakami nic im się nie stało. Nawet szwy nie poszły na głowie Nero, a przecież mogłoby się to stać w trakcie takiego trzęsienia ziemi. Obudzili się oni w sporym korytarzu i szybko zrozumieli, że oni również wpadli w jakąś szczelinę, tylko zaraz ziemia się osunęła i zakryła tę dziurę, więżąc ich. Herosi dostrzegli wokół siebie dziwne znaki na marmurowej ścianie, które przeplatane były z Greką. Nero po przeczytaniu ich szybko ogarnął, że jest to wycinek Tytanomachii, mianowicie jej ostatnie postanowienia, czyli uwięzienie tytanów w jądrze Tartaru. Korytarz miał około dziesięciu metrów szerokości i wysokości, ale za to rozciągał się w obie strony na kilkadziesiąt czy może nawet kilkaset. Na jednym końcu można było dostrzec dziwne fioletowe światło, które wyglądało na jakąś magię. Zanim jednak herosi zdążyli podjąć jakąkolwiek decyzję, los zadecydował za nich... Z przeciwległego końca Nero i Guseva zaczęli słyszeć kroki. Na tyle głośne i zdecydowane, że sugerowały one coś dużego. Tuż po tym usłyszeli ryk, charakterystyczny dla hekatonchejrów. Nagle korytarz w magiczny sposób oświetlił się, dzięki czemu oboje byli w stanie dostrzec, co zmierza w ich kierunku. Nie będzie zaskoczeniem, że był to sam Ajgajon, który właśnie chyba skądś wracał do swojej miejscówki, w której pilnował tytanów. Wyglądał jednak dość zwyczajnie: nie miał stu rąk i pięćdziesięciu głów, zaledwie trzy pary rąk i jedną głowę. W dodatku nie mierzył aż tak dużo, jak mogłoby się wydawać, bo raptem sześć i pół metra, przy proporcjonalnej wadze. Nie wyglądał na jakiegoś potężnego potwora. Hekatonchejr pociągnął nosem kilka razy, po czym uśmiechnął się sam do siebie. - Dawno nikt mnie tu nie odwiedzał - rzekł zadowolony, a jego głos rozszedł się echem po całym korytarzu. - Zwłaszcza dzieci Fobosa i... - przekrzywił na moment głowę, idąc coraz żwawszym krokiem w kierunku dwójki półbogów. - Nieznanego mi bóstwa. Zapewne jesteś Nordem, prawda malutka? - Ajgajon w końcu stanął naprzeciw Giotto i Lary, spoglądając na nich z góry. Jedna z jego rąk drapała go po głowie, trzy wisiały luźno, a dwie ostatnie, dolne, podpierały się o biodra. - Wiem po co tu jesteście. Władca Niebios mnie uprzedził - znów się odezwał. - Niestety, wiele setek lat temu, przysiągłem strzec więzienia tytanów bez względu na wszystko. I choć bardzo chciałbym wam pomóc oddając cząstkę Mrocznej Esencji, nie mogę tego zrobić. Obowiązuje mnie kontrakt ważniejszy niż rozkazy samego Zeusa. Musicie więc mnie pokonać, by to zdobyć. Bardzo mi przykro. Wiem, że walczycie w słusznej sprawie, ale niektóre rzeczy są silniejsze niż wola Władcy Niebios - na koniec już jego ton był dużo bardziej niepokojący. I za słowami poszły również czyny, gdyż zaraz po tych słowach, Ajgajon zaatakował pięścią Giotto, która była wielkości jego głowy.
Deadline: 08.07.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (niemal w pełni zdrowy, musi uważać wyłącznie na szwy, by nie puściły) - Folklore Galichet (niewielki ból twarzy po uderzeniu łokciem / poparzenia drugiego stopnia całego ciała z wyjątkiem tułowia zakrytego przez zbroję) - Lara Guseva - Joanne Collins (boskie błogosławieństwo tura 2/6) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)
Skinęła tylko głową zgadzając się z Włochem. Co prawda zrobiła krótki przystanek, by odprawić ekspresowy pogrzeb, a w zasadzie podpalić zwłoki, by Samuel (jak widzieli po polach Elizejskich) miał jeszcze jakieś "życie". Tuż po tym wycofała się do Giotto, który obchodził całe to zgromadzenie. Kontrolowała rzecz jasna zwoje otoczenie nie chcąc zostać nagle pozbawioną głową jak tamta laska, jakkolwiek jej było. Zane jednak wydawał się być zbyt zajęty na takie numery, więc czuła się nieco pewniej przy tym dupku. Zerknęła na uderzenie piorunem, by zaraz próbować utrzymać równowagę, gdy ziemia zaczęła się trząść. Na nic jednak się to nie zdało, bo już chwilę później ziemia osunęła się tak, że choćby chciała, to nie była w stanie im pomóc. Po drodze gdzieś przyrżnęła tracąc przytomność także tyle z tego było. Odzyskała przytomność od razu wstając na nogi. Zauważyła obtarcia, ale nie przejmowała się nimi tak, jak miejscem, w którym się znaleźli. Byli zasypani i może udałoby się to jej usunąć, ale trochę czasu by to zajęło. Zerknęła na Nero, który również się podniósł, a potem w obie strony tego nietypowego korytarza. - Prawo czy lewo? - spytała mężczyzny, bo jak dla niej mogli równie dobrze rzucić monetą, o ile on na tej ścianie czegoś właśnie nie wyczytał. Fioletowe światełko wcale nie było dla niej znakiem świadczącym, że ku niemu koniecznie muszą zmierzać. Nim jednak Gio odpowiedział - o ile w ogóle planował - usłyszała kroki. Od razu obróciła się w tamtym kierunku, bo jednak niosące się echo sugerowało coś naprawdę potężnego. Zerknęła jeszcze na miecz przyczepiony upewniając się, że jest cały i złapała go w jedną z dłoni. Przechyliła lekko głowę z pewnym zaintrygowaniem przyglądając się Ajgajonowi, którego wyobrażała sobie na znacznie większego... no i straszniejszego. Nie żeby nie doceniała swojego przeciwnika, ale spodziewała się znacznie większych problemów. Tak przynajmniej kilkunastu rąk i głów większych. - Nie radzę mnie tak nazywać - rzuciła ze sztucznym uśmiechem i równie sztucznym, miłym tonem, w którym jednak pobrzmiewała jakaś groźba. Jasne, że technicznie dla niego była malutka, co nie zmieniało faktu, że jakiś tak sturęki (ha, ha) nie będzie jej tak nazywać. Odpowiadać oczywiście nie miała mu zamiaru, no chyba, że jakimś cudem pozwoli im zrobić swoje bez walki, więc może nawet będzie na tyle uprzejma. Uniosła zaskoczona brew, gdy okazało się, że faktycznie Ajgajon wiedział o ich wizycie i już miała być zadowolona, kiedy jednak musiała wywrócić oczami słysząc "ale". Zerknęła na Włocha, który chyba nawet gdyby nie musieli, chciałby walczyć ze stworem, ale ona nie zamierzała sobie dokładać. Może go przekonają? - A nie możemy zagrać w chowanego? Zamkniesz oczy, policzysz do tysiąca i nas nie będzie. Magia, nie? - puściła mu oko wiedząc, że albo go rozśmieszy albo wkurwi, ewentualnie w ogóle go to nie ruszy. - Nosz kurwa, a było tak miło - warknęła widząc wyprowadzany cios w mężczyznę. Miała chwilę na obmyślenie planu, szybko zdała sobie z czegoś sprawę, szczególnie widząc minę Nero. - Nie możemy go zabić, ktoś musi pilnować tych skurwysynów - ostrzegła go ostro, choć wiedziała, że Włoch w dupie miał konsekwencje, choćby później musiał się mierzyć ze wszystkimi tytanami. On już walczył na dobre i Rosjanka wiedziała, że lepiej to jemu zostawić. Kręciła się trochę by nie być łatwym celem, ale syn Fobosa też zrobił dobrą robotę nieco odwracając się ze sturękim w tym pojedynku. Jedna jego głowa ułatwiała sprawę, więc Guseva wzięła rozpęd i sunęła po ziemi, a właściwie po długiej ścieżce błota jak to punki na jakimś festiwalu muzycznym. Miała nadzieję śmignąć za plecami przeszkody i jeśli się to udało, popędziła przed siebie tworząc w pewnym momencie stawiając nawet ściankę niewiele większą od niej osłaniającą jej plecy, gdyby się okazało, że Ajgajon dostał ostatnio w prezencie broń. Jeżeli jej się to nie udało, starała się rzecz jasna uniknąć ataku wszelkimi sposobami, a następnie szukała kolejnego rozwiązania bądź broniła się cały czas, jeśli to na nią przeniósł się obowiązek obrony terenu.
Noah najwidoczniej wolał ataki na odległość, próbując zbombardować tutejszą blondi nie pozwalając jej się za bardzo zbliżyć. Wybuch posłał ją daleko do tyłu. Zerwała się na nogi i miała bardzo mało czasu na uniknięcie jego kolejnego ataku. Nad swoją głową stworzyła świetlistą barierę w kształcie kopuły, która miała na siebie przyjąć ostrza, by te nie mogły jej zranić. Zaraz po tym wysłała ognistą kulę o temperaturze powyżej tysiąca stopni, większą od pędzącego w jej stronę "X", by ta zmierzyła się z atakiem Noaha, nim jego ogień do niej dotrze. Trzęsący się grunt pod stopami wcale nie ułatwiał jej tego zadania, ale starała się pobierać także energię od pobliskiego wulkanu, by się jakoś doładować. Zaraz potem jednak nastąpił wybuch, który otumanił ją na jakiś czas. Gdy tylko się ocknęła, zerwała się z ziemi, próbując ogarnąć obecną sytuację. Rozejrzała się pospiesznie i dostrzegła leżącego Jamesa jako pierwszego. Prawdopodobnie by do niego pobiegła, gdyby później nie zauważyła Noaha, który dopiero zbierał się po upadku. - Przepraszam, James.- powiedziała cicho, zdając sobie sprawę, że nawet jeśli jeszcze żył, to nie mógł jej usłyszeć. Musiała teraz zdecydować czy chce sprawdzić jego stan i ratować jego życie bez pewności, że to się uda, czy wykończyć Noaha, a potem wesprzeć Folklore, który być może wciąż jeszcze toczył swoją walkę. Zainspirowała się wcześniejszym atakiem syna Heliosa i tąpnięciem nogi sprawiła, że z ziemi wystrzelił słup ognia o barwie jasnożółtej, przybierając możliwą maksymalną temperaturę. Miał on kilka meterów wysokości i dwa metry średnicy. Słup zaczął przecierać się po linii prostej w stronę Silverstone'a najszybciej jak było to możliwe, by w końcu w niego uderzyć i spopielić. Jo nie mogła być pewna powodzenia tego ataku, więc zaczęła biec w kierunku swojego przeciwnika, by ukrócić dystans między nimi. Zamachnęła się lewą ręką, tworząc w ten sposób sierp z czystego światła, który zaraz za słupem ognia także pędził na tego skurczybyka. Biegła za swoimi tworami, a gdy pokonała co najmniej połowę odległości sprowadziła na Noaha dodatkowo deszcz ognistych kul, które także osiągały swoją maksymalną temperaturę. Miały po półtora metra średnicy i uderzały w różne miejsca dookoła niego, by móc go trafić, gdyby próbował się przemieścić.
Folk spodziewał się niemalże wszystkiego. Przez chwilę myślał nawet, że w niedługo pojawią się posiłki ze strony ożywieńców. Był nawet skłonny uwierzyć, że zaraz przemkną obok nich dwa karły, które nazywając się "hobbitami" będą pierdolić coś o wrzuceniu "jedynego pierścienia do góry przeznaczenia". Jednakże w nawet najśmielszych snach nie wyobrażał sobie tego, że solidna, twarda ziemia może się rozpierdolić i ujawnić pod sobą kolejny poziom Tartaru. Serio kurwa? Co następne? Duszący się murzyn? Takie myśli towarzyszyły Galichetowi kiedy spadał na niższe piętro greckiego "piekła". Folk pewnie by spadł i sobie ten głupi łeb rozwalił, ale całe szczęście dał radę zatrzymać upadek dzięki złapaniu się jakieś skalnej półki. Niestety jego przeciwnik dał radę uczynić to samo, a po chwili zejść już na stabilną ziemię. Kiedy Folk usłyszał zaproszenie Zane'a uśmiechnął się szyderczo. - A co? Boisz się sam tam siedzieć jebany fraglesie? Alexandra spierdoliła to podkulasz ogonek? - Galichet wiedział, że to nie jest prawdą, ale miał zamiar podburzyć trochę spokój Connorsa, który ewidentnie był już delikatnie wyprowadzony z równowagi. Nie czekając na dalsze zaproszenia Folk zeskoczył ze skarpy i w locie zmienił się w mgłę, aby następnie ponownie zmaterializować się kiedy będzie już na dole. Odzyskawszy swoją materialna formę rozejrzał się i zrozumiał, że znaleźli się w niższej części Tartaru. Kiedy jego wzrok przemierzał bezkresną przestrzeń ujrzał pewnego czarnego mężczyznę, który był duszony i układał usta w zdanie "I can't breath". W tym właśnie momencie Galichet zrozumiał, że może spodziewać się już wszystkiego.. Nawet Autobotów. Wzrok Folka wrócił na Zane, dalej uśmiechał się z wyraźnym szyderstwem na twarzy w stronę Connorsa. - Widzę, że tym razem nie jesteś w stanie dawać mi forów. Co się stało Zane? Czyżbyś obsrał zbroję? - Zaśmiał się. - Kurwa, masz nielimitowaną chakrę i się szamoczesz? A może wszystko poszło na chujseno no jutsu? - Folk wyciągnął przed siebie dłoń, która dzierżyła miecz, a wokół niego znów zaczęły pojawiać się płomienie z mroku. - Tym razem rozpierdolę Cię tak, że nie będzie czego ponownie składać! Po tych słowach byty zmieniły się z niezliczoną ilość ostrzy, które z dużą prędkością poleciały w stronę Connorsa. Sam Folk zaś zamienił się w mgłę i zaczął sunąć za ostrzami w stronę przeciwnika, trzymając się jednak w odległości około 5 metrów za nimi. Głównym celem nie było jednak trafienie przeciwnika, a sprawdzenie jego reakcji. W momencie kiedy Zane wykonał jakikolwiek uskok, wytworzył ścianę kwasu, itp, ostrza złączyły się i wytworzyły lecącą barierę z mroku. W tym samym momencie Galichet zmaterializował się i wykorzystując impet uderzył w stworzoną "ścianę", chcąc tym samym przyjebać całym konstruktem w Zane. Jeśli cały plan się powiódł to stworzona z mroku ściana (bądź jej resztki) spowrotem zamieniły się w ostrza, które wbiły się w ciało Connorsa. Jeśli jednak jakaś część planu się nie udała, Folk pod postacią mgły wycofał się na bezpieczną odległość i dopiero wtedy zmaterializował swoje ciało.
Plan Giotto wydawał się być dość dobry i nieinwazyjny, jak to miało miejsce przy poprzednich. Był upartym skurwysynem i tak naprawdę bardzo lubił mieć rację, ale w przypadku posłania na śmierć innych herosów, tutaj raczej wychodziło jego niedbalstwo i cwaniactwo. Mogąc nimi dyrygować, robił sobie wygodną drogę do Tartaru, bo to był ich cel. Nie jakieś tam kurwa wycieczki krajoznawcze z bandą pajaców, którzy w pojedynkę nie wytrzymaliby tu nawet godziny. Tak też po poinstruowaniu Gusevy, udali się w głąb krainy, obchodząc z jednej strony swoich towarzyszy. Jak się jednak okazało, Tartar był pełen niespodzianek i oczywiście z dupy musiał pierdolnąć jakiś piorun, który z kolei rozpierdolił całe pole w obrębie kilkudziesięciu metrów, a jego i Larę połknął, wpieprzając w jakiś dziwny korytarz. Nero tylko na chwilę stracił przytomność i gdy tylko się ocknął, od razu wiedział, gdzie się znajdują. Był to korytarz prowadzący prosto do więzienia tytanów, gdzie powinien być Ajgajon. Już raz miał okazję zwiedzić te miejsce, bo przecież właśnie tutaj został przeteleportowany w trakcie bitwy i to właśnie stąd musiał dostać się z powrotem do obozu, gdy portal się zamknął. Spojrzał na swój ekwipunek, który stanowiły wyłącznie bronie przypięte do jego paska lub bransoletka na nadgarstku, gdyż plecaki zostały zdjęte i tym samym znajdowały się kilkanaście metrów od nich, nieznacznie przysypane gruzem. Potrząsnął głową i ogarnął się bardzo szybko, spoglądając kątem oka na córkę Sif, która chyba też była w jednym kawałku. - Zawsze w prawo - rzucił pewnie, jak gdyby była to największa z oczywistości. Słysząc charakterystyczne kroki, początkowo westchnął zrezygnowany, bo nie tak planował spotkanie ze sturękim, aczkolwiek gdy usłyszał już jego głos, mimowolnie na jego twarzy pojawił się uśmiech. Wszystko przez to, że ostatnio nie było im dane się zmierzyć, gdyż powrót do obozu był ważniejszy. Teraz jednak mógł w końcu spełnić jedno ze swoich (jakby nie patrzeć) marzeń. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i ze spokojem patrzył na hekatonchejra, który nim ich zaatakował, postanowił jeszcze coś powiedzieć, jak na dobrego gospodarza przystało. Nie wdawał się jednak w dyskusję jak Guseva, gdyż w głowie miał tylko szereg reakcji na potencjalny atak strażnika jądra ciemności. Skinieniem głowy wskazał Larze odpowiedni kierunek, sugerując jej także, by w żaden sposób się nie wtrącała do jego wymarzonej walki. - Są. I jedną z tych rzeczy jestem ja - rzekł znowu pewnym tonem, któremu nie brakowało także pewnej ekscytacji. Widząc cios wyprowadzany w jego stronę, od razu postanowił przejść do kontrataku i zdematerializował swoją głowę, by pięść Ajgajona przeszła przez niego. Następnie zrobił mały unik w lewo i chcąc kupić Larze trochę czasu, postanowił wciągnąć sturękiego w iluzję. Stworzył zatem wizje niemal identycznego korytarza w jego głowie z tą różnicą, że nie było tutaj ani Nero ani Gusevy. Postawił na swój standardowy ruch, czyli na pulsującą ziemię, z której zaczęły wydobywać się najpierw światła, a następnie zaczęło się trzęsienie ziemi i podłoże wybuchło tuż pod hekatonchejrem, wciągając go w słup wyniszczającej energii. Czując jednak, że nie jest w stanie zbyt długo utrzymać takiego przeciwnika w iluzji, zakończył ją, gdy tylko córka Sif oddaliła się na odpowiednią odległość. Syn Fobosa wiedział jednak, że nie może walczyć w tak zamkniętej przestrzeni z większym od siebie przeciwnikiem, bo ogranicza sobie pole manewru. Postanowił więc sparaliżować na moment Ajgajona, gdy ten wyprowadził w jego kierunku kolejny cios i obiegł go, by następnie zastawić kwasową pułapkę za sobą. Ów trap polegał na tym, że między nim a sturękim wyrosła ściana z ekstremalnie żrącego kwasu (no bo co Nero się będzie pierdolił w tańcu), która zasłoniła syna Fobosa i będącą nieco dalej Larę, a także powinna zatrzymać na moment strażnika, by herosi mogli przegrupować się już przy samym więzieniu.
Możecie czytać fragmenty dotyczące wyłącznie waszych postaci.
Joanne: Collins postawiła na chwilową obronę, głównie przez to, co wymyślił jej brat, który wydawał się mieć nieskończone pokłady energii. Wybuch wyrzucił ją kawałek dalej, a gdy tylko blondynka się podniosła, dostrzegła nad sobą wykreowane świetliste ostrza. Kątem oka dostrzegła też lecący w jej stronę ognisty X, a czasu na reakcję miała bardzo mało. Wytworzyła więc nad sobą barierę, na którą spadły wszystkie miecze i się w nią wbiły, nie przebijając jej. Zaraz potem odpowiedziała ogniem na ogień i posłała w kierunku swojego brata potężną kulę, która najpierw zderzyła się z ognistym X, następnie wchłonęła go tym samym odrobinę zwiększając swoją objętość i kontynuowała lot, celem był Silverstone. Ten nie pozostał wobec tego obojętny i wytworzywszy ogień w dłoniach posłał sporą jego falę prosto na kulę, która po zderzeniu i chwilowym oporze, wybuchła. Na szczęście wybuchł nie dosięgnął Joanne, co innego Noaha, który znów poleciał na kilka metrów dalej. Po eksplozji podłoża, Collins obudziła się nieco dalej, co świadczyło o tym, że fala uderzeniowa gdzieś tam ją wyrzuciła. Dziewczyna tylko spojrzała na swojego towarzysza, który leżał nieprzytomny i już chciała mu pomóc, jednak zaraz po tym dostrzegła sylwetkę brata, który także przeżył wybuch. Furia wróciła, a boskie błogosławieństwo trwało, toteż córka Heliosa postanowiła skorzystać ze sposobności i w końcu wykończyć Noaha, który z minuty na minutę bronił się coraz bardziej desperacko. Blondynka stuknęła nogą o podłoże, tworząc słup ognia o maksymalnej temperaturze, jaką był w stanie osiągnąć. Średnica dwóch metrów starczyła, by wciągnąć w obszar jego działania całe ciało Noaha, dlatego też zaraz potem Joanne wypchnęła ognisty filar, który z dość sporą prędkością leciał w kierunku podnoszącego się Silverstone. Syn Heliosa widząc to, od razu nerwowo przyłożył ręce do podłoża i wytworzył pod nim jezioro ognia, które dość szybko wchłonęło czarnoziem, na którym odbywało się starcie. Słup ognia natrafił w końcu na jezioro, które na kilka chwil go przystopowało. Twór Joanne był jednak znacznie silniejszy, niż wydawało się Noahowi i zaraz po przebiciu się przez pierwszą linię ognia wytworzonego przez wskrzeszonego półboga, filar znów nabrał znaczącej prędkości, zmierzając prosto do celu. Silverstone został wciągnięty w słup ognia, jednak nie poddał się bez walki. Wytworzył wokół siebie znów mnóstwo ognia i z pomocą energii zebranej wewnątrz, filar eksplodował może trzy sekundy po tym, jak dotarł do Noaha. Tym samym synowi Heliosa znów udało się przeżyć, ale tak potężny ogień swoje zrobił. Syn Heliosa miał bardzo poważne poparzenia całego ciała, mało tego, w co słabiej umięśnionych tkankach, widać było chociażby kości. Nie wspominając już o tym, że owłosienie na całym ciele przestało istnieć. Umrzyk upadł na jedno kolano, ale zaraz po tym dostał świetlistym sierpem, który wbił się w jego prawe ramię wywołując ogromny ból. Jakby tego było mało, Joanne postanowiła wytworzyć jeszcze deszcz kul ognia, które osiągnęły temperaturę niemniejszą niż wcześniej wykreowany słup. Część z nich nie docierała do celu, a te, które leciały prosto na Noaha, były zatrzymywane przez niego za pomocą innych ognistych kreacji. Mimo tego, Silverstone coraz słabiej radził sobie z obroną i dopuszczał kule ognia bliżej siebie, nie mając czasu nawet na skupienie energii, by takowe wytworzyć. Cały czas jednak stał i nie chciał dać się zabić. Nie drugi raz.
Folklore: Taktyka irytowania Zane była dość dobrym rozwiązaniem, biorąc pod uwagę jego charakter. Folklore jednak stosował czasami złe określenia, które na Connorsie po prostu nie robiły wrażenia. Tak też prowokacja z fraglesem średnio się powiodła, bo dla syna Fobosa była to obelga rodem z przedszkola. Czekał on za to na lądowanie Galicheta, który jeszcze przez chwilę wisiał na skalnej półce i chyba obmyślał jakiś plan działania. Syn Hekate wylądował bardzo bezpiecznie, gdyż wcześniej zdematerializował się we mgłę i odbył krótki lot, na który Zane w żaden sposób nie wpłynął. Obserwował tylko jak ciało Galicheta znów nabiera kształtów i pojawia się przed nim w pewnej odległości. Na moment obaj herosi zajęli się obserwacją otoczenia, które było dość specyficzne z racji dziesiątek, a nawet i setek dusz odbywających tu rozmaite kary. Connors uśmiechnął się na kolejną prowokację Folka. - Teraz Giotto już cię nie chroni przed moimi iluzjami - rzucił pewnie. - Myślisz, że po co to przeciągałem, baranie? - spytał. - Nic się nie zmieniłeś, dalej jesteś naiwny jak dziecko - dokończył, po czym widząc miecz nasączony mroczną energią syna Hekate, znów się uśmiechnął. Nawet spodobało mu się te określenie na koniec, które jednak teraz mogło być w zasadzie tylko zwykłym gadaniem od rzeczy. Zanim Folklore zdołał zmienić mroczne byty w ostrza, Zane rozpłynął się w powietrzu. Galichet znów był pod wpływem jego iluzji, a sam Connors przy pomocy swojego kwasu pozbył się niewygodnych kreacji syna Hekate. Ostrza zatem nie doleciały nawet do celu, bo zżarł je kwas, w który wpadły mniej więcej w połowie lotu. W głowie Folka jednak wszystko działo się dokładnie tak, jak to zaplanował i w formie mgły zaczął lecieć w kierunku oponenta. Tak też nieświadomie syn Hekate leciał prosto na falę kwasu, którą Zane wytworzył w rzeczywistości, jednak z racji bycia pod wpływem iluzji, Folk tego nie widział. Zorientował się dopiero w ostatnim momencie, kiedy z pomocą swoich wyczulonych zmysłów oraz doświadczenia, wszak wielokrotnie trenował z Giotto, który również posługiwał się truciznami i kwasem, zatrzymał się w powietrzu. To mu podpowiedział instynkt i tak na dobrą sprawę, uratował mu tym samym twarz i ciało, jeśli nawet nie życie. W wizji w głowie Wielkiego Ułatwiacza, ostrza dotarły do Zane, a syn Fobosa sprytnie uniknął kilku pierwszych, pozostałe zatem zmieniły się w barierę z mroku, która miała uderzyć Connorsa. Galichet w tym czasie cofnął się zaalarmowany kwasem i stanął w odległości kilku metrów od ściany wytworzonej przez swojego przeciwnika. Po zmaterializowaniu swojego ciała, Folklore przez moment obserwował sytuację, będąc cały czas pod wpływem iluzji. Nagle, wizja przestała działać i tym samym były kapitan Dionizosów mógł dostrzec, że praktycznie nic z tego co zaplanował się nie wydarzyło i że dobrze wyczuł ścianę z kwasu przed sobą, która teraz znajdowała się w odległości kilku metrów od niego. Problem polegał jednak na tym, że nie widział Zane... Nagle Folklore poczuł ruch za sobą, a zaraz po tym dziwne mrowienie w okolicach swojej sztucznej ręki. Jak się okazało, klon Zane zaczaił się na niego i dźgnął go nożem w rękę. Connors nie miał jednak pojęcia o tym, że to sztuczna ręka i tak naprawdę, Galichet wcale nie poczuł tego ostrza. Zanim Folklore zdołał cokolwiek zrobić, przed nim pojawiła się druga projekcja syna Fobosa, a sam syn Hekate poczuł przypływ ogromnego bólu, który rzecz jasna był związany z mocami boga strachów. Folklore znów został sparaliżowany za pomocą tego bólu i mógł tylko obserwować, jak klony chcą go zadźgać od przodu i tyłu. Sytuacja była bardzo nieciekawa, bo syn Hekate miał może sekundę na jakąkolwiek reakcję. Ponadto, dalej nie było widać nigdzie Zane.
Lara/Giotto - Nie denerwuj się, malutka - odparł jeszcze tylko raz na komentarze Lary Ajgajon, którego reakcja córki Sif nawet rozbawiła. Zaraz potem jednak zaczęło się całe starcie, którego prowodyrem był o dziwo sturęki, a nie Giotto, który od lat marzył o takim przeciwniku. Nero zdawał się nie rejestrować już żadnych słów Gusevy, gdyż był skupiony na walce. Zdematerializował on swoją głowę, by uniknąć ciosu hekatonchejra i o mały włos by się nie przeliczył, bo pięść brakowało może kilka centymetrów do trafienia w górną część tułowia, która zdematerializowana nie była. Syn Fobosa mimo wszystko uniknął ciosu i zaraz wciągnął Ajgajona w iluzję. To, co poczuł sturęki było jednak niczym wobec tego, co poczuł w tym momencie Giotto. Włoch dotąd nigdy nie kreował wizji w umysłach tak potężnych przeciwników, dlatego też gdy tylko zrobił co chciał, poczuł jak ogromny opór stawia Ajgajon. Udało mu się go wciągnąć w wizję i kupić tym samym Gusevie trochę czasu, ale nie była ona tak długa, jak oczekiwał. Nero jednak na szczęście był doświadczonym herosem, więc i w takich sytuacjach potrafił sobie poradzić. Po zakończeniu wizji, syn Fobosa od razu sparaliżował z pomocą innej zdolności strażnika Tartaru i znów poczuł te dziwne uczucie, które towarzyszyło mu podczas kreowania wizji. Ajgajon stawiał ogromny opór i Nero był w stanie utrzymać go w bezruchu zaledwie kilka sekund, jednak na tyle długo, by obiec go i stworzyć kwasową pułapkę za sobą. Lara w tym czasie zabrała plecak leżący obok i mając przewagę nad Giotto, wytworzyła ziemną ścianę na tyle inteligentną, by zostawić przejście dla syna Fobosa, który mógł przebiec obok niej. Ajgajon raczej się przez to przecisnąć nie powinien, choć z drugiej strony mógł to po prostu zdeptać. Tym samym, między herosami a strażnikiem jądra Tartaru były dwie ściany: jedna z kwasu obejmująca swoim rozmiarem cały korytarz oraz jedna z ziemi, która miała głównie funkcję ochronną pleców Rosjanki. To był jednak Ajgajon, więc należało się spodziewać, że sturęki zaraz pokona te irytujące przeszkody. I tak się stało w momencie, kiedy herosi znaleźli się na końcu korytarza i zawitali do ogromnej, naprawdę ogromnej jaskini. Widać było, że cała jama była ukryta pod jakimś magicznym zaklęciem, które maskowało ją z zewnątrz. Jej wysokość była bowiem dużo większa, niż tego wulkanu, który rozciągał się kawałek dalej. Jak więc herosi tego nie dostrzegli? Zaklęcie maskujące było tu jedynym sensownym rozwiązaniem. Więzienie tytanów znajdowało się na samym środku i było ogromne. Czarno-fioletowy sześcian miał sporą objętość. Gdyby herosi stanęli w odległości metra od jednej ze ścian, musieliby pokonać jakieś 50 metrów, by dojść na górę. A to i tak było niczym w porównaniu do wielkości całej jamy, przy której ten sześcian wydawał się być czymś malutkim. Wokół było pełno szkieletów bestii, mnóstwo półek skalnych oraz kilkanaście większych skał znajdujących się na podłożu, które mogły pomóc w ukryciu. Długo jednak nie było nad czym się zastanawiać, ponieważ Ajgajon sforsował zabezpieczenia herosów i to w dość... oryginalnym stylu. Giotto dostrzegł, że w ich stronę coś leci. Przebiło się to najpierw przez kwasową, a następnie przez ziemną ścianę. Jak się okazało, była to ręka hekatonchejra, która była dużo większa niż wcześniej. Swoim obwodem śmiało mogła objąć całe ciało dorosłego herosa. Półbogowie mieli jednak dostatecznie dużo czasu na unik i to też zrobili, zaraz jedna z korytarza wyszedł Ajgajon. - Jesteście zbyt blisko - rzucił bez emocji niczym jakiś robot, a następnie... zaczął rosnąć. Sześć metrów wzrostu było już przeszłością. Teraz Ajgajon mierzył już dziesięć metrów, a waga urosła proporcjonalnie do jego wielkości. Tym samym potwór miał teraz sposobność, by zgnieść za pomocą stopy bądź dłoni półbogów. Skupił się głównie na Giotto i pochylając się, zamachnął ręką, by wyprowadzić miażdżący cios. Pięść leciała bardzo szybko i miała za zadanie zrobić z syna Fobosa papkę. Co gorsza, w momencie lotu z ręki zaczęły wyrastać... inne ręce, nieco mniejsze od tej głównej! I te również leciały głównie w kierunku Nero, ale w tej odległości Lara również była narażona na atak. No krótko mówiąc, mieli przejebane.
Deadline: 11.07.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (niewielkie zmęczenie poprzez używanie mocy na potężnym wrogu) - Folklore Galichet (poparzenia drugiego stopnia całego ciała z wyjątkiem tułowia zakrytego przez zbroję / ogromny ból całego ciała wywołany przez moce dziecka Fobosa) - Lara Guseva - Joanne Collins (boskie błogosławieństwo tura 3/6) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) (nieprzytomny) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)
Joanne miała nadzieję, że słup ognia, którego następstwem był sierp i deszcz płonących kul zdoła całkiem powalić Noaha. Jakże srogie rozczarowanie jej towarzyszyło, gdy zobaczyła, jak skurczybyk wciąż stoi na nogach, choć ogień wyżarł jego ciało w niektórych miejscach aż do kości. Zastanawiało ją czy Noah był w ogóle czuły na ból. Być może obrażenia jakie odniósł go osłabiały, choć jak widać niewystarczająco, ale gdyby doskwierała mu przynajmniej połowa bólu jaka mu się należała, nie stałby tak i nie byłby w stanie się bronić. Był niczym zombie, które zachowało jasność umysłu. - Co jest z nim, do kurwy nędzy?- wycedziła do siebie przez zaciśnięte zęby, nie zatrzymując się ani na moment, by znaleźć się w odległości co najmniej 20 metrów od Noaha. Gdy to osiągnęła, zatrzymała się i wyłączyła tryb spadających kuli ognia na głowę umrzyka. Zastąpiła go innym atakiem, choć nie rezygnowała z pyrokinezy. Wyciągnęła przed siebie obie dłonie i wznieciła ogień tuż pod stopami skurwiela. Było to coś pomiędzy słupem ognia, a jeziorem, które Noah wcześniej utworzył. Spod niego zaczęły palić się strzeliste płomienie, zajmujące teren wokół Silverstone'a do 2 metrów średnicy, łącznie z powierzchnią tuż pod nim. Ogień, tak jak wcześniej, przybrał maksymalną temperaturę i sięgał do trzech metrów wysokości. Joanne cały czas miała dłonie przed sobą, podtrzymując piekło, które postanowiła zgotować swojemu przybranemu bratu i podtrzymywała je możliwie jak najdłużej. Chciała w ten sposób smażyć go aż to momentu, w którym nie będzie w stanie się poruszyć, nawet jeśli nastanie do dopiero wtedy, gdy pozostanie po nim popiół. Dla uniemożliwienia mu ucieczki z pełnego ognia, otoczyła go świetlistą barierą, sięgającą jego wzrostu, zapewniając mu w ten sposób prywatne krematorium. - Bogowie, niech on w końcu zdechnie.- rzuciła sobie pod nosem, czekając aż jej atak poniesie za sobą oczekiwane skutki. Bo ileż można?!
Giotto trochę się przeliczył ze swoimi umiejętnościami, co akurat w jego przypadku nie było normą. Zazwyczaj potrafił określić potencjał przeciwnika oraz swoje szanse z nim. Tutaj chyba zbyt życzeniowo podszedł do starcia z Ajgajonem, który już na samym początku okazał się być bardzo oporny, nieważne czy używało się na nim iluzji czy próbowało go sparaliżować. Ponadto, sam fakt przebicia się bez problemu przez kwasową ścianę, też dawał mu do myślenia. Nie bez powodu Ajgajon był personą, której bali się nawet bogowie. Teraz Nero w końcu wiedział dlaczego. Nero bez problemu uniknął tej zwiększonej ręki hekatonchejra i stanął w odpowiedniej odległości od Gusevy, by nie byli łatwym celem dla potwora. Ten wyszedł zaraz z korytarza i po wypowiedzeniu jakiejś mantry, nagle zwiększył swoje rozmiary. Giotto tylko odprowadzał wzrokiem głowę sturękiego i kiedy zrozumiał, że Ajgajon mierzy teraz jakieś dziesięć metrów, zacisnął zęby. Lara miała się nie wtrącać do starcia i doskonale o tym wiedziała. Problem był jednak taki, że Giotto nie miał za bardzo czym zatrzymać olbrzyma. Instynktownie zdecydował się na użycie raz jeszcze swoich mocy i ponownie sparaliżował Ajgajona na moment. Chciał dać córce Sif czas na unik oraz musiał zaobserwować, które ręce gdzie zmierzają. Postanowił więc skorzystać z jakiejś luki, jeśli takowa była i uniknął wszystkich ataków. Pod sobą jednak zostawił jezioro kwasu, w które powinny wpaść niemal wszystkie ręce oponenta i tym samym go zranić. Sam syn Fobosa z kolei sparaliżował ponownie Ajgajona i wskoczył na przedramię sturękiego. Jeśli mu się udało, podbiegł kilka metrów w górę, chcąc dostać się do jego głowy. W pewnej chwili Nero wytworzył w jednej dłoni kulę kwasu o średnicy metra i po nabiegu oraz wykonaniu naskoku, cisnął nią z impetem prosto w twarz Ajgajona. Sama kula po rozbiciu się i zaatakowaniu żrącym kwasem głowy sturękiego, zaczęła też wydzielać trujące opary, które powinny w jakiś sposób ograniczyć percepcję strażnika, chodziło głównie o oślepienie i ogłuszenie go, chociażby tymczasowe. Zaraz po tym Giotto przeskoczył na skalną półkę, nie chcąc dłużej ryzykować bycia na hekatonchejru oraz w celu złapania oddechu, bo użył dość sporo różnych zdolności jak na jedną sekwencję. Rozejrzał się wokół, chcąc odnaleźć Gusevę, jednak nie tracił czujności, by nie otrzymać zaraz plaskacza w przełyk od strażnika więzienia tytanów.
Lara kiedy tylko znalazła się w ogromnej jaskini, rozejrzała się po całości wyłapując poszczególne, przydatne elementy. Więzienie na środku, półki skalne i skały na ziemi, które mogły być dobrą kryjówką. Niestety na długo sturękiego się nie pozbyli, więc gdy tylko zobaczyła pędzącą rękę, zrobiła unik pędząc w głąb pomieszczenia. Odwróciła się w dobrym momencie, by dostrzec jak Ajgajon rośnie, co rzecz jasna nie napawało optymizmem. Chwilę później już musieli się z tym zmierzyć i Rosjanka prawdę mówiąc chętnie by mężczyźnie pomogła. We dwójkę byłoby łatwiej, jednak wolała nie zostać zmiażdżona przez ich chwilowego wroga, gdy Giotto wziąłby odwet na niej za próbę pomocy. Uskoczyła więc przed pędzącymi dłońmi chowając się kawałek dalej za jedną ze ścianek. Kiedy Włoch zajął się walką ze strażnikiem, Guseva czmychnęła pomiędzy skalnymi zasłonami w kierunku oczywiście więzienia. Robiła to ratami kontrolując sturękiego oraz Nero, bo chciał czy nie chciał, jak będzie miał zginąć, to ona mu pomoże. Aż tak uparty chyba nie jest, a jak jest, to jego problem. Póki co jednak nie umierał, więc ona podbiegła ostatni odcinek, by znaleźć się przy więzieniu. Wyciągnęła ostrożnie próbówkę i zaczęła nią jeździć po ścianie z esencji, by ją właśnie zebrać. Kontrolowała otoczenie mając nadzieję, że uda jej się całą napełnić, nim ktokolwiek jej przeszkodzi. Gdy to się udało, zamknęła naczynie dokładnie i schowała ponownie do kieszeni. Jeżeli w pewnym momencie zostało jej to przerwane, uniknęła ataku wycofując się jak najdalej od sporego przeciwnika.
Folk spodziewał się, że prędzej czy później Zane znów będzie chciał wpierdolić go w jedną ze swoich iluzji. Pech chciał, że zrobił to w momencie kiedy Giotto nie mógł mu po raz kolejny uratować dupy. Kiedy tylko Galichet ogarnął, że jest objęty iluzją przypomniały mu się słowa jego przyjaciela kiedy zapytał go o to jak radzić sobie z iluzją. Poważny jak zwykle Giotto podrapał się wtedy po brodzie i rzekł "No najlepiej to nie wpadać w iluzję. To daje Ci 100% szansę obrony przed nią". Jakże pomocna byłą ta informacja, nieprawdaż? No ale chuj, szambo wyjebało i teraz Folk musiał poradzić sobie z tym wszystkim sam. W momencie kiedy leżał na ziemi ponownie został zaatakowany przez swojego przeciwnika. Walcząc z potęgującym się bólem Folk dosłownie w ułamku sekundy zdematerializował się i pokrył pole bitwy wysoką, gęstą mgłą. Heros liczył, że w momencie kiedy jego ciało przestanie być materiale moc Connorsa przestanie na nie wpływać, a co za tym idzie Folk będzie miał chwilę wytchnienia. Drugą rzeczą, dla której Galichet zdecydował się pokryć całe pole bitwy mgłą to to, że był w stanie w pewnym stopniu wyczuwać ruchy istot w niej się znajdujących. W tym momencie jego przeciwnik był niewidzialny, bądź po prostu robił wszystko, aby być niewidzialnym dla Folka. Dlatego też dawny kapitan zastosował ten sam fortel. Dodatkowo wytworzył we mgle dwa mgliste byty, które do złudzenia przypominały jego osobę. Celem tych stworów było patrolowanie mgły oraz próba wywabienia z ukrycia Zane, który w momencie zdradzenia swojej lokalizacji od razu schwytany by został w mgliste łańcuchy.
Możecie czytać fragmenty dotyczące wyłącznie waszych postaci.
Joanne: Collins miała już na muszce swojego przeciwnika i wystarczyło tylko dokończyć dzieła zniszczenia. Noah desperacko odpierał kolejne ataki, mając wypalone do kości ciało w pewnym miejscach, a przy tym też sporą dziurę po świetlistym sierpie w okolicy prawej piersi. W dodatku, cały czas spadały mu na łeb ogniste kule, które z każdą kolejną serią były coraz bliżej i bliżej jego głowy. Silverstone co prawda odpierał wszystko ile tylko mógł, ale tak na dobrą sprawę Joanne wcale nie musiała wyłączać tego trybu. Zdecydowała się jednak to zrobić i tym samym dała Noahowi chwilę pozornego wytchnienia. Pozornego, bo zaraz wyciągnęła ręce do przodu i wytworzyła pod bratem pewnego rodzaju gejzer, który jak wypierdolił, natychmiast zamienił się w coś ala ogniste więzienie. Dodatkowo Silverstone został pokryty czystą energią światła, co w pewien sposób krępowało mu ruchy. Fala ognia wystrzeliła do góry, zamykając oponenta Joanne w pułapce i teraz jedyne co heros mogła widzieć to palące się ciało Noaha. Towarzyszył temu krzyk przeplatający ból, przerażenie i bezsilność, co było chyba ostatecznym dowodem na to, że tego już kurwa nie uniknie. Trwało to może kilkanaście sekund i z czasem Collins wyczuła, że świetlista powłoka nie pokrywa już ciała, a popiół, który pozostał po wskrzeszonym półbogu. Tym samym Noah umarł po raz drugi, ale na wszelki wypadek kobieta jeszcze chwilę podtrzymała ten ogień, tak profilaktycznie. Była przecież dalej pod wpływem błogosławieństwa, które powinno potrwać jeszcze chwilę. Nadarzyła się więc okazja, by wkroczyć do akcji i pomóc Folklowi w walce z Zanem, spojrzeć co się dzieje z Jamesem, który dalej nie odzyskiwał przytomności lub pozbyć się głazów, które zasypały dziurę, do której wpadli Guseva wraz z Nero i co za tym idzie, wspomóc ich w poszukiwaniach więzienia tytanów. Jaka decyzja?
Folklore: Rozbicie drużyny było dla Zane ułatwieniem, bo Folklore z racji swoich umiejętności często nie był w stanie przeciwstawiać się iluzjom. Wyczulone zmysły i ogólna wiedza dotycząca tego rodzaju zdolności była niewystarczająca w starciu z takimi herosami jak Connors, którzy zjedli zęby na stosowaniu takich mocy. Niemniej jednak, Galichet nie szarżował i używał mózgu, dzięki czemu raz jeszcze udało mu się uniknąć zderzenia z czymś nieprzyjemnym. Wcześniej była to tarcza lecąca z dużą prędkością, teraz była to ściana kwasu, która miała zrobić z Folka chociaż w części to, co przed chwilą Joanne zrobiła z Noahem. Syn Hekate został sparaliżowany i stał między dwoma klonami swojego arcywroga, które wyprowadzały w jego stronę właśnie atak. Wielki Ułatwiacz włożył wszystkie siły w to, by zdematerializować się pod wpływem paraliżu i tym samym uwolnić się od tego klinczu. To się udało, bo jak widać Connors nie dysponował aż tak potężną kontrolą strachu, by robić to samo, co jeszcze jakiś czas temu zrobił Galichetowi lisz. Dzięki temu Folk, choć podmęczony bólem, dał radę wykonać pierwszy etap opracowanej przez siebie strategii. Nadszedł więc czas na kolejny. Pole bitwy zostało pokryte gęstą mgłą i dzięki temu, Folklore w końcu zlokalizował swojego przeciwnika, choć w dalszym ciągu go nie widział. Wyczuł on nieznaczny ruch w okolicach obu klonów oraz około cztery metry na prawo od siebie, co oznaczało, że mimo nałożenia wizji na jego umysł, Galichet właśnie zorientował się, gdzie jest Zane. Kolejnym etapem planu było wytworzenie dwóch mglistych bytów, które od razu zwróciły uwagę obu sobowtórów syna Fobosa. Podpuszczone, zaatakowały obie formy Folka licząc na to, że któraś z nich to faktycznie syn Hekate. Co za tym idzie, klony wdały się w walkę z wabikami, zaś Galichet kontynuował kontratak. Po zlokalizowaniu Zane, rozpoczął od razu procedurę bdsm tentacle i kolejny raz wytworzył łańcuchy, tym razem z pomocą mystokinezy. Mgła uformowała się w owe przedmioty i oplotła się wokół teoretycznie pustej przestrzeni, jednak Folklore doskonale wiedział, że to tam ukrywa się Zane. Upewnił się w tym jeszcze bardziej, kiedy łańcuchy zacisnęły się na wrogu i powietrze stawiało ogromny opór. Dziwnym trafem opleciona przez łańcuchy przestrzeń w pewien sposób przypominała skrępowanego herosa.
Lara/Giotto: Nero kontynuował nierówne starcie z Ajgajonem, który był niespotykanie trudnym przeciwnikiem. Już po wyjściu z korytarza powiększył się i poczęstował obu półbogów potężnym ciosem, wzmocnionym dodatkowo kilkoma innymi rękami, jakby wcale jedna nie starczyła, żeby zgnieść Giotto. Syn Fobosa użył kolejny raz swoich zdolności, paraliżując chwilowo Ajgajona, jednak tym razem zdolności użyte zostały dużo lepiej. Wszystko przez to, że Nero wiedział czego się spodziewać i włożył maksymalne skupienie w swoją akcję. Nie oznaczało to wcale jednak tego, że było mu lekko, co to to nie. Dalej odczuwał ogromny opór ze strony hekatonchejra, ale tym razem po prostu nie był zaskoczony, a co za tym idzie, potrafił trochę więcej przewidzieć. Giotto wytworzył pod sobą jezioro kwasu i wykonał kilka uników, by w końcu wskoczyć na przedramię Ajgajona i jak najszybciej znaleźć się w okolicach jego głowy. Dzięki swoim umiejętnościom akrobatycznym, heros był w stanie utrzymać bez problemu równowagę, gdy biegł po umięśnionej ręce strażnika. Nero wytworzył w dłoni kulę kwasu, by zaraz podskoczyć, wyłączyć paraliż i wykonać następującą sekwencję: rzucić żrącymi chemikaliami prosto w twarz Ajgajona i wpakować jego ręce w jezioro kwasu, które wytworzył chwilę wcześniej. Ponadto, gdy tylko kula eksplodowała w kontakcie z twarzą sturękiego, wytworzyła trujące opary, mające na celu ogłuszenie go i oślepienie. Wszystko to się powiodło i dzięki temu, oboje herosów mogło usłyszeć krzyk Ajgajona, którego wszystko to zabolało. Palce strażnika przeżerał kwas, tak samo jak i twarz, w dodatku stracił na moment wzrok oraz słuch. Instynktownie hekatonchejr jedną ze swoich rąk wytarł twarz, by nie czuć bólu na twarzy, który był znośny, ale jednak w dalszym ciągu nieprzyjemny. To sprawiło, że stracił z oczu zarówno Giotto, który wskoczył na skalną półkę obok, jak i Larę, która pędziła w kierunku więzienia tytanów. Nero dostrzegł ją przy samym sześcianie i zaraz potem wrócił do spoglądania na Ajgajona, który póki co krzatał się niespokojnie po jaskini, próbując poradzić sobie z kwasem. Z racji swoich rozmiarów zrobił to jednak na tyle nieudolnie, że później wpadł jeszcze nogą w małe jeziorko kwasu, co z kolei spowodowało wywrócenie się strażnika. Prawie, bo w pewnej chwili z pleców wyrosły mu kolejne dziesiątki rąk, które zamortyzowały upadek i pozwoliły mu utrzymać równowagę. W tym czasie, Guseva będąc już przy sześcianie, wyciągnęła probówkę, którą bardzo sprytnie schowała na samym początku wyprawy do kieszeni i dzięki temu mogła od razu zebrać odpowiednią ilość Mrocznej Esencji. Kiedy Lara podeszła bardzo blisko więzienia, dostrzegła, że z sześcianu wydobywają się małe, czarno-białe błyskawice, które miały być chyba jakimś dodatkowym wzmocnieniem całej tej klatki. Ostrożnie przybliżyła probówkę do sześcianu, chcąc zebrać czarną warstwę wierzchnią, która w dodatku była na tyle gęsta, że bez problemu mogła się wsunąć do probówki. Kiedy jednak zbliżyła dłoń i zebrała może 1/10 zawartości naczynka, uderzył ją prąd, przez który przypadkowo wypuściła probówkę z dłoni. Ta spadła na ziemię, ale całe szczęście się nie rozbiła. Za to Lara... poczuła się dość dziwnie. Na dłoń miała ślad po poparzeniu w kształcie pioruna, którzy przez moment bardzo ją piekł. Zaraz jednak przestał, by zmienić się w pewien dyskomfort. Guseva poczuła przypływ gorąca, następnie nogi się pod nią ugięły i nawet się przewróciła, tracąc na moment czucie w nich. Otrząsnęła się jednak bardzo szybko i wróciła do poprzedniej formy, zapominając o tym nieprzyjemnym uczuciu, które towarzyszyło jej chwilę po dotknięciu bariery więzienia. Nie miała jednak czasu na dalsze uzupełnianie probówki, gdyż zaraz wokół niej zaczęły wybudzać się zombie, które wychodziły spod ziemi. Córka Sif naliczyła ich 8 i każdy z nich odziany był w zbroję... ze stygijskiego żelaza. Dokładnie taką, jaką Hades podarował jej i pozostałym herosom w swoim zamku. Większość z nich miała w rękach jednoręczne miecze i tarcze, tylko dwóch wyłamało się ze schematu: jeden miał dwuręczny miecz, drugi zaś kiścień, czyli kulę z kolcami na charakterystycznym haku. - Jesteś zbyt blisko - rzuciły w jednej chwili wszystkie zombiaki, dokładnie tym samym tonem, jakim zwrócił się do niej i Giotto wcześniej Ajgajon: bez emocji, niczym robot.
Deadline: 14.07.2021 23:59
Lista postaci i ich aktualny stan: - Giotto Nero (niewielkie zmęczenie poprzez używanie mocy na potężnym wrogu) - Folklore Galichet (poparzenia drugiego stopnia całego ciała z wyjątkiem tułowia zakrytego przez zbroję / niewielkie zmęczenie przez używanie mocy / przemęczenie organizmu, który był pod wpływem wielu mocy dziecka Fobosa na raz) - Lara Guseva (poparzenie dłoni w kształcie błyskawicy / ciągle towarzyszący dyskomfort) - Joanne Collins (boskie błogosławieństwo tura 4/6) - James Anderhil (NPC) (wojownik) (syn Magniego) (magiczna torba) (nieprzytomny) - Mara Wells (NPC) (mechanik) (córka Hel) - Billy Rocks (NPC) (wojownik/trener) (syn Zeusa) - Xander Devei (NPC) (wojownik/trener) (syn Frei) - Maryline DiLaurentis (NPC) (wojownik) (córka Chione) - Jasmine Kerr (NPC) (wojownik) (córka Ateny) - Thomas Blackwild (NPC) (mechanik/trener) (syn Posejdona) - Avalon Johnson (NPC) (wojownik) (córka Eola) - Samuel Blade (NPC) (jednostka specjalna, wojownik/mechanik) (syn Tanatosa) - Rose Drayton (NPC) (medyk) (córka Demeter)