Tak naprawdę Elisa nie miała pojęcia czy lepiej by było, by zajęła się tym Blake czy ktoś inny obecny w tym pokoju bądź nie. Ona sama nawet się nie wychylała, bo choć teoretycznie umiałaby to robić biorąc pod uwagę, że w szpitalu też musi oceniać umiejętności herosów i dobrze ich na zmianach ustawiać - to tak zwyczajnie nie miała na to czasu. Pomimo, że utarłaby nosa Nero i pokazała jak to jest, gdy partnera nie ma wiecznie w domu, to jednak nie chciała tego robić. Mimo wszystko wolała z nim spędzać te kolejne godziny, aniżeli nawet w mieszkaniu, ale nad grafikiem. Ważne też było, by na tym stanowisku nie było osoby wykorzystującej pozycję, by sobie czy najbliższym dawać wybrane przez nich zmiany psując przy tym chociażby rozłożenie sił na patrolu. Ona wiedziała, że często za jej plecami klną na nią, bo nie zgodziła się zmienić czegoś w grafiku bądź dać wolne z dupy. Jasne, jeśli miała możliwość pójść raz czy dwa na rękę, to czemu nie. Jeśli nie było możliwości, to nie było i trzeba umieć to wprost wyrazić. Była nieco zaskoczona, bo myślała, że koniec końców Corvus odda to zadanie Blake, ale jego rozumowanie również było właściwe. Tak naprawdę nic jej było do tego, póki wszystko będzie śmigać. - Dziękuję za zaufanie Corvusie - zaczęła dziękując nie tylko za propozycję głosowania, ale również za to, że w ogóle się tutaj znalazła. - Postaram się wszystkiemu sprostać i nie zawieść obozu. Oczywiście będę głosować - dodała jeszcze, by nie miał wątpliwości. W końcu wolała mieć obowiązki i przy tym coś do powiedzenia, niż mieć dodatkowe obowiązki i nic do gadania, wiadomo. Odłożyła pustą szklankę na stolik i prawdę mówiąc, czekała na koniec spotkania. Chciała już pójść do domu i podzielić się rewelacjami z przyszłym mężem, ciekawe co on na to...
Alva Bergman
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 06 Wrz 2020, 13:01
Czułam, że to wszystko po prostu zaczyna się kończyć; całe szczęście. W głowie układałam plan, jak wszystkich nordów poinformować o zaistniałej sytuacji; w jakim miejscu ich zebrać i jak poinformować o tym, że, jakby nie patrzeć, mam trochę większą władzę niż poprzednio. Zresztą, musiałam sama się zastanowić nad kwestią pomocników i spróbować ich dobrać, jeżeli w ogóle będzie taka potrzeba. Im dłużej zastanawiałam się nad właśnie tą kwestią, zdawałam sobie sprawę, że poradzę sobie, najwyżej o pomoc prosząc greków. Dziwnie to brzmiało w mojej głowie; proszenie o pomoc akurat tych, za którymi nieszczególnie przepadałam. A jednak ta drużyna dowodząca wydała się być godna zaufania; mimo to, postanowiłam trzymać się z boku i nie wyciągać pochopnych wniosków, które przecież mogłyby z łatwością mnie zgubić. Skinęłam jedynie głową na informację o tym, że będę głosowała; nie miałam ochoty z tego rezygnować. Miałam być jedynym głosem ze swojej części obozu; nie byłabym zadowolona, gdyby w takim zacnym gronie gościli tylko przedstawiciele jednego pochodzenia, w tym wypadku od greckiego panteonu. A to damskie grono dopuszczone do głosu; cóż, żeby tylko nikt nie zarzucił generałowi seksizmu i próby podporządkowania sobie głosujących. Choć biorąc pod uwagę to, że głosować mam ja, córka Aresa i Elisa, która odpowiedzialna jest za szpital, chyba nikt nie zarzuciłby mu czegoś tak haniebnego. Przecież takiej trójki nie da się złamać. - Mam nadzieję, że będziemy dobrze współpracować - rzuciłam jeszcze, patrząc po zebranych. Może uda nam się wszystko przygotować i starcie nie będzie oznaczało dla nas ogromnych strat, przede wszystkim w ludziach. Teraz wystarczyło to wszystko jedynie dopilnować, żeby działało jak w zegarku, a nie będzie żadnego problemu. A przynajmniej taką miałam nadzieję.
Gość
Gość
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 06 Wrz 2020, 21:35
Co prawda Folk złapał chwilowego laga mózgu, przez co nie dał rady odpowiedzieć na ostatnie wypowiedzi swoich towarzyszy. Niemniej jednak wszystko wydawało się już zmierzać ku końcowi. Rozglądając się po sali przyjrzał się jeszcze raz tej drużynie pierścienia uformowanej w większości z plasteliny. Swój głos zabrały już Alva i Elisa potwierdzając, że mają zamiar zatrzymać swój głos, a więc pozostała jedynie Blake. Mężczyzna spojrzał na swoją ukochaną i zrozumiał, że mógł być delikatnie za ostry, a co za tym idzie pomimo względnego spokoju Blake mogła dosłownie gotować się w sobie. Uśmiechnął się delikatnie, a następnie spojrzał na Corvusa: - Nie chcę posiadać prawa głosowania. W zupełności zgadzam się z Twoim podejściem, że jakiekolwiek moje uczestnictwo w sprawach obozu powinno odbywać się całkowicie incognito. Dlatego też nie widzę sensu, aby którekolwiek z osób będących w tym pomieszczeniu miało oddać mi swoje prawo do głosowania. W związku z tym sam popieram Blake jako osobę, która powinna zatrzymać swoje prawo do głosowania - to ona teraz jest najważniejszą figurą w oczach Dionizosów. Po tych słowach sięgnął po swoją szklankę z sokiem pomarańczowym i całkowicie ją opróżnił.
Blake Simmons
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 06 Wrz 2020, 22:20
Blake przyjęła słowa Corvusa ze spokojnym skinieniem głowy, dając mu do zrozumienia, że szanuje jego decyzję. Pragnęła w końcu zacząć działać i dać upust tej irytacji z nicnierobienia, tym samym też mogła teraz skupić się w stu procentach na swoich obowiązkach trenowania herosów. Bez organizacji patroli na głowie będzie miała wszak mnóstwo czasu żeby zrobić to jak należy. Nie była pewna czy jej głos powinien znajdować się ponad głosem Folka,jednak zanim zdołała wyrazić swoje wątpliwości, mężczyzna ją ubiegł, popierając wybór Corvusa. Spojrzała na syna Hekate zaskoczona, w końcu w perspektywie jego wcześniejszych słów odnośnie braku u niej pewnych zdolności była to raczej niespodziewana deklaracja. Zmarszczyła lekko czoło przez chwilę zastanawiając się czy mężczyzna nie dorzuci jakiegoś "ale", kiedy to się jednak nie stało, córka Aresa, mimo wcześniejszej złości na Folka, teraz uniosła delikatnie kącik ust. -Oczywiście bardzo chętnie będę uczestniczyć w głosowaniach. Dziękuję. Ostatnie słowo zdawało się być skierowane do wszystkich na sali. Za zaufanie i poparcie oraz za wspólną chęć poprawy funkcjonowania obozu. To było teraz przecież najważniejsze.
Admin
Admin
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 19 Wrz 2020, 15:57
Herosi dogadali się między sobą i tym samym spotkanie dobiegło końca.
zt dla wszystkich
PS. Jeśli macie ochotę odpisać i wyjść sami, to macie taką możliwość. Domyślnie wszyscy dostali zt i nie ma obowiązku odpisywania. Dodam, że ja Corvusem skorzystam z możliwości nie napisania posta i tym samym wyszedł on już z pomieszczenia.
Podsumowanie spotkania:
Wszyscy z wyłączeniem Folklore otrzymują: + 5 punktów zwykłych + 3 punkty boskie
Folklore otrzymuje: + 5 punktów zwykłych
Dziękuję za szybkie odpisywanie, wzięcie udziału w dyskusji i aktywność poza tym tematem. Jestem z was naprawdę zadowolony, oby tak dalej!
Kitty Pie
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Pią 02 Paź 2020, 20:52
Przybyła na miejsce o czasie. O zgrozo! Czyżby była chora? A może doznała jakiegoś urazu głowy na ostatnim treningu? Nic z tych rzeczy. Kitty wynudziła się w lecznicy jak mops. Żadnych latających kończyn, żadnych urazów czaszki, nic. Była zawiedziona, że wczorajszy dzień okazał się być najspokojniejszym dniem od tygodnia. Dziś miała wolne, postanowiła dobrze spożytkować ten czas. A gdzie spędza się go lepiej niż w barze? Rozsiadła się wygodnie w czerwonym miękkim fotelu. Wręcz się w nim rozlała. Brakowało tylko tańczących w okół niej suk, które wypinają cycki i telepią tyłkami. Ciekawe jak to jest prowadzić swój przybytek uciech. Kitty często się zastanawiała jak wyglądałoby jej życie, gdyby nigdy nie zdecydowała się na przybycie tutaj. Czy poszłaby w ślady matki? Zamyśliła się głęboko mrużąc oczy, a pomiędzy jej brwiami powstała głęboka bruzda. Zaduma jednak nie trwała zbyt długo, bo zniecierpliwiła się tym, że ekseksa jeszcze tutaj nie ma. Nerwowo spojrzała na barmana, a ten uśmiechnął się do niej i wzruszył ramionami. Lubiła go, choć nie znała jego imienia. Jak tylko XX przyjdzie to musi postawić jej drinka, a nawet dziesięć. Co prawda Kitty miała słaba głowę i już po dwóch piwach robiła się giętka i bardziej gadatliwa niż zwykle. Nie wspominając już o jej nadgorliwości. W zasadzie to Xander się nie spóźniał, to ona po prostu przyszła całe dwadzieścia minut za wcześnie. Minęło zaledwie trzy, a ona już gotowa była napruć się jak nastolatka i zwyczajnie wrócić do siebie. Zaraz w jej głowie pojawiły się czarne myśli. Jeżeli ja oleje to nie wyjdzie z tego baru z twarzą. Najwyżej to barman będzie musiał wysłuchiwać jej lamentów o niesprawiedliwości losu. Wlepiła wzrok w drzwi i czekała tupiąc nerwowo nogą.
Ostatnio zmieniony przez Kitty Pie dnia Nie 11 Paź 2020, 18:28, w całości zmieniany 1 raz
Xander Dewei
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 10 Paź 2020, 18:21
Łamanie obiecanego słowa z pewnością było czymś, co nie należało do ulubionych zajęć Xandra. Nawet jeśli chodziło o coś tak prozaicznego jak uświęcenie wolnego dnia drinkiem z bliskimi. Z lekko zniesmaczoną więc miną zmierzał w kierunku baru. Zastanawiając się przy tym, jak delikatnie przekazać Kitty, iż zamiast rozpocząć ten dzień wlewając w siebie zbędne porcje alkoholu, będzie musiała wylewać z siebie siódme poty. Ehh… – westchnął cicho, przewidując w głowie kolejny możliwy scenariusz rozmowy. A co jak Kitty się rozpłacze? A co jak zacznie rzucać w niego szklankami? Znowu… To były sytuacje, których wolałby uniknąć… No cóż, plan był dobry. Zjawić się przed rudowłosą, kupić jej delikatnie zakropiony soczek na zachętę i mieć nadzieję, że grzecznie sama z nim pójdzie. Pierwszy punkt planu szybciutko został wykreślony, gdy ku zdziwieniu chłopaka, Kitty niespokojnie czekała już w lokalu. Czym prędzej skierował swe kroki w jej kierunku. Poklepał ją dłonią po głowie i z szerokim, lekko niepewnym uśmiechem rzucił krótko - Cześć Rudzielcu! - po czym przycupnął sobie na fotelu obok. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć jak bardzo swym wyglądem nie pasował do otoczenia. Czarne dresowe spodnie, biała bluza z kapturem i butelka wody w dłoni. To zdecydowanie nie był outfit barowy. Nie wspominając już o ciemnych worach pod oczami, świadczącymi o ciężkiej, nieprzespanej nocy. - Kitty… Nie denerwuj się. Dobrze? – zaczął niepewnie – Bo wiesz… Okazało się, że dzisiaj zamiast dnia wolnego, to mamy zarządzony grupowy trening… – kontynuował już troszkę pewniej, będąc w gotowości by w każdej chwili uniknąć niespodziewanego ataku z zaskoczenia. - Tak więc… Chodźmy. – zakończył, po czym podniósł Kitty, przerzucił sobie przez ramię i żegnając się skinieniem głowy z barmanem, wyszedł z lokalu.
Spyros nie miał tego dnia jakichś wielkich planów do zrealizowania, toteż błąkał się od około południa po całym obozie. Poranny patrol był bardzo spokojny, a przy tym zaskakująco nudny, dlatego Grek szukał jakiegoś zajęcia, głównie przez niezbyt dobre kontakty z innymi. Gdyby miał tutaj chociaż jakichś przyjaciół czy swoich "ziomków", mógłby ten czas spędzać z nimi. Tymczasem heros chodził z kąta w kąt w swoim mieszkaniu, by jakąś godzinę po powrocie z patrolu wybyć z niego i odwiedzić kilka miejsc, których dotąd jeszcze nie miał okazji zobaczyć. Znalazł się tym samym w Wielkiej Bibliotece, która w żaden sposób go nie zaskoczyła, bo spodziewał się potężnego księgozbioru na miejscu oraz dziesiątek herosów, satyrów, nimf i centaurów, którzy tam pracowali. Szybko stamtąd wybył i już kilkadziesiąt minut później znalazł się na obrzeżach obozu. Wyglądał niczym Pablo Escobar z memów, który stoi, gapi się przed siebie i czeka na nie wiadomo co. W końcu trafił do baru o wdzięcznej nazwie: "U bandyty Keitha", w którym jeszcze nie był. Od samego początku mężczyzna odwiedzał głównie obozową kantynę, a ten bar wydał mu się trochę ukryty pośród pozostałych bogactw nordyckiej dzielnicy, do której aż tak często się przecież nie zapuszczał. Wszedł więc do środka i na początek zamówił jakąś strawę, bo od rana leciał wyłącznie na kilku tostach z serem i szynką. Wtranszolił więc dwie spore zapiekanki wypełnione dodatkami i zaraz po tym przeszedł do picia alkoholu, na który dzisiaj miał wyjątkową chęć. Zaczął zwyczajnie od kilku kieliszków wódki, następnie znowu coś zjadł, bo poczuł głód, ale zaraz wrócił do alkoholizowania się i tym tropem trafił do specyficznych rodzajów rumów, które nie wszystkim by posmakowały. Do niego jednak trafiły i zaczął wychylać szklankę za szklanką aż do momentu, w którym poczuł, że może być już pijany. Wtedy przystopował, znowu coś zjadł, dopchał żołądek przekąskami, odpoczął i stan upojenia w godzinę może dwie zszedł z niego. Wiadomym było, że dalej był pod wpływem, ale już nie tak mocno jak jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej. Zabrał jedną szklankę rumu ze sobą i w końcu odszedł od baru, szukając zacisznego miejsca poza widokiem wszystkich, gdzie mógłby pić w spokoju sam oraz przede wszystkim przejrzeć swój telefon, głównie social media, których od kilku dni nie miał okazji prześledzić. Usiadłszy na wygodnym fotelu postawił szklankę na blacie, a sam nieco się pochylił i zaczął przewijać kolejne posty na facebooku czy instagramie. Zaraz jednak podniósł głowę i dostrzegając siedzącą w samotności Vivianę, postanowił od razu do niej podejść. Nawet uśmiechnął się przyjaźnie, by nie wyjść na łajdaka za jakiego go ma. Będąc przy jej stoliku chrząknął tylko kilka razy, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. - Co taka ładna dziewczyna robi w takiej spelunie? - toś się wysilił Odys... rzucić taką sztampą w kierunku Viviany, której praktycznie nie da się poderwać? No na pewno to się powiedzie.
Viviana cieszyła się, że dzięki temu, iż jej praca była dość elastyczna ze względu na brak współpracy z innymi. Powinna co prawda pracować od południa, ale nie mogąc spać w nocy, po prostu siadła z laptopem w łóżku i głównie poprawiała małe błędy, które zaczęły się pojawiać w obozowej aplikacji. Mając do niej niejako dostęp, zmieniła też sobie w grafiku godziny pracy właśnie na nocne, by zarządcy mogli odnotować, że pracowała, ale jednak w innym czasie. Na koniec jednak późną nocą wysłała wiadomość do generała, że aplikacja powinna śmigać i by sobie sprawdzili czy nie ma już z nią problemów. Tym samym zasugerowała, że pracowała o innej porze, a Gaviria nie jest przecież z tych co robią nadgodziny. Późno (a nawet wcześnie można rzec) się położyła i późno też wstała. Po “porannym” rozruchu, śniadaniu i kawie wiedziała, że dzisiaj potrzebuje czegoś mocniejszego. Ubrała się więc w “cokolwiek”, a następnie ruszyła do swojego ulubionego baru w tym obozie. Odpowiadało jej tam wszystko, od wnętrza, przez klimat, po pracowników tego miejsca. Będąc już na miejscu kiwnęła tylko obsłudze i zajęła swoje ulubione miejsce w ukrytym kąciku, gdzie do tej pory nikt nieproszony jej nie zaczepiał. O dziwo jednak, gdy podszedł do niej znajomy mężczyzna już z butelką jej alkoholu w ręce i szklanką, poprosiła o mocnego drinka jego pomysłu. Na szczęście nie musiała po każdej opróżnionej szklance biegać do baru, by prosić o kolejną. Barman co jakiś czas zaglądał w kącik i donosił jej kolejnego drinka zabierając poprzednią, pustą szklankę. Kolumbijka czuła różnicę między kolejnymi drinkami spodziewając się, że mężczyzna chce się trochę popisać i znaleźć inny alkohol, który wpisze się idealnie w jej kubki smakowe. Wiedział mniej więcej gdzie celować, znając smak jej ulubionego trunku. Słodkie drinki nie wchodziły nawet w grę i takich na szczęście nie dostawała. Kobieta już sporo wypiła, gdy przeglądała z nudów telefon. Dzisiaj o dziwo miała ochotę na wypicie w barze, co nie było nader częste przez ilość napataczających się półbogów. Rzadko w tym kąciku jednak ktoś ją dostrzegał i zagadywał, miała więc święty spokój odkąd się tu pojawiła… Do teraz. Podniosła głowę wywracając przy tym oczami na tak głupi tekst, jaki musiał paść z ust nikogo innego jak Odysa. W pierwszej chwili chciała mu powiedzieć, żeby po prostu spierdalał, ale dostrzegając jego upojenie stwierdziła, że może być zabawnie. - Jak to jest dla ciebie speluna, to zalecam okulistę - rzuciła więc tylko odkładając telefon na bok, by zaraz uśmiechnąć się lekko wymalowanymi czerwoną pomadką ustami. - Ty mnie śledzisz czy jak? - dodała zaraz, bo mężczyzna miał talent do częstego pojawiania się w tych samych miejscach co ona.
Odysseas Spyros
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 25 Wrz 2021, 21:01
Odysseas zaraz po tym jak odezwał się w kierunku swojej trenerki zrozumiał, jak bardzo głupim i sztampowym tekstem do niej zagadał. Mało tego, był on w ogóle niezgodny z prawdą, bo przecież bar u bandyty Keitha miał bardzo estetyczny wystrój i nie była to melina czy też speluna, na jaką swoimi słowami kreował ją Grek. Szybko więc został sprowadzony na ziemię, ale tym się zbytnio nie przejął, bo poziom podpicia i pewności siebie zdecydowanie przewyższał poziom potencjalnego zawstydzenia, dlatego też w ogóle ta odpowiedź nie zrobiła na nim wrażenia. - Sugerowałem spelunę, bo skoro są tu tacy goście jak ja to... - uniósł jedną brew rozbawiony sugerując Kolumbijce, że jego obecność w tym lokalu niejako naznacza jego klimat i powoduje, jakoby prestiż tego miejsca mocno się zmniejszał. Oczywiście był to żart z samego siebie, ale skoro dotąd wszystkie inne śmieszki nie rozbawiły Viviany, to może autodestrukcja odniesie sukces? Tym bardziej, że córka Hodra ewidentnie lubiła patrzeć, jak Spyros robi z siebie jakiegoś kasztana. Przygryzł delikatnie dolną wargę, dostrzegając znów czerwoną pomadkę na ustach Kolumbijki. Odnosił wrażenie, że kobieta robi to specjalnie i zna jego słabość do tego rodzaju koloru na wargach. Z drugiej strony, w tym stanie nie pamiętał, czy aby nie mówił jej tego podczas któregoś z treningów, wszak tam gęba mu się nie zamykała i może o tym też się dowiedziała? To było bardzo prawdopodobne i coraz bardziej skłaniał się ku tej wersji. Bez pytania przysiadł się obok i położył szklankę z napojem na stół, przy którym siedziała trenerka. - Zgadłaś - przyznał się do śledzenia, co oczywiście było wierutną bzdurą, ale dlaczego nie pociągnąć tego dalej? - W twoim mieszkaniu mam też podsłuchy i kamery. Widzę, co robisz w sypialni czy pod prysznicem - poruszył wymownie brwiami, ale zaraz jednak szybko się wycofał z tej głupiej gadki, bo mógł tym bardzo szybko zrazić do siebie Gavirię, a już i tak miała o nim niezbyt dobre zdanie. - No ale potem się obudziłem - zaśmiał się cicho, sprowadzając wszystko do żartu o śnieniu o niej. Na pewno była to dużo lepsza wersja niż bezczelna pewność siebie, a i przy okazji znów zaserwował jej śmieszka o samym sobie. - Widząc jak pijesz tak w samotności postanowiłem zagadać. Zawsze to lepiej mieć kogoś obok. Nawet jeśli się na niego wydrzesz, obrazisz go, skrytykujesz albo wyśmiejesz - wzruszył ramionami, bo choć Viviana często prezentowała takie zachowania względem niego, tak wiedział doskonale, że sobie na to zasłużył. Kiedy był normalny, ona też była. Jak był bucem i chojrakiem... Vivcia szybko go sprowadzała na ziemię. - W ogóle to twój ulubiony alkohol czeka cały czas na ciebie u mnie w domu - przypomniał tylko o propozycji sprzed tygodni przy śniadaniu. Odtąd nie ruszył trunku licząc na to, że może kiedyś nastaną takie złote czasy, w których Viviana Gaviria i Odysseas Spyros wydudnią butelkę dobrego alkoholu dobrze się bawiąc w swoim towarzystwie.
Viviana Gaviria
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Pią 01 Paź 2021, 15:01
Kolumbijka w takie dni jak dzisiaj zastanawiała się, co ona robi w tym miejscu i na myśli miała cały obóz, a nie konkretny bar. Były dni, w których była totalnie wyalienowana i jak najbardziej jej to leżało, a bywało tak, że to doskwierało. Viviana jednak rozumiała coraz bardziej, że te jej życie to nie życie i jej miejsce powinno być przy mężu i dzieciach. Jak zwykle w takiej sytuacji bawiła się obrączką. Udało jej się kilka razy porozmawiać z rodziną z uprzejmości jednego z dzieci Melinoe. Wiedziała, że są szczęśliwi, że nic im nie jest. Chcą, by ich matka i żona żyła pełnią życia. Dostała nawet od męża błogosławieństwo, by pokochać kogoś innego. Dla niej jednak była to abstrakcja. Żyła więc z dnia na dzień w zawieszeniu, będąc spokojniejsza jednak od czasu rozmowy z rodziną i świadomością, że jest im dobrze. Tak naprawdę dopiero teraz zrozumiała jak ważne jest szukanie partnera w tym samym panteonie. Nie wyobraża sobie bólu jaki by czuła wiedząc, że męża i jednego z ich dzieci nawet po śmierci nie spotka. A drugie błąka się samotnie w nordyckim raju. - No tak, to ma sens - odpowiedziała z lekkim rozbawieniem na jego samokrytykę. Co do jej ust, niezły trzeba mieć tupet, by myśleć, że ktoś, kto ma ciebie w dupie maluje te usta z myślą o tobie. Prawda była taka, że Gaviria od zawsze kochała czerwone pomadki w dwóch odcieniach. Nie miał wpływu na to nawet jej mąż, a co dopiero ktoś tak nieistotny jak Grek. Nawet jeśli jej coś na ten temat powiedział podczas jednego z treningów, Kolumbijka nawet tego nie pamiętała. Wywróciła oczami, by zaraz unieść jedną brew na jego kolejne słowa. Mogłoby to wskazywać na zainteresowanie, ale wyraz jej twarzy mówił jasno - krok po kroczku ją irytował i czekała na moment, aż będzie ten stan na tyle wysoki, że po prostu palnie jego łbem o blat stołu. Chociaż wiedziała, że to wszystko było niemożliwe, uspokoiła się, a kącik ust uniósł się lekko w rozbawieniu na stwierdzenie, że to był sen. Czy Odys o niej faktycznie śnił? Nie miała pojęcia i szczerze jej to nie obchodziło, w końcu nie będzie go rozliczać z tego, co działo się tylko i wyłącznie w jego małej wyobraźni. - Lubisz być moim workiem treningowym, co? - zaśmiała się słysząc jego powód podejścia do niej. Zaraz jednak pojawił się barman, który chciał wymienić jej szklankę. Już nawet zaczął mówić, że zaraz weźmie gościa i wyjebie z baru za naprzykrzanie się, ale kobieta tylko uniosła rękę, by mu przerwać i powiedziała, że nie ma takiej potrzeby. Poradzi sobie. Podziękowała też za nowego drinka, którego od razu spróbowała. - To niech czeka, może kiedyś doczekasz się cudu - mruknęła rozbawiona, póki co nie mając w planach by kiedykolwiek postawić stopę w jego mieszkaniu. Upiła znowu nieco ze swojej szklanki, by po jej odstawieniu zebrać językiem z dolnej wargi kroplę alkoholu, która tam się zatrzymała. Viviana nie była z tych, co zagadują, więc jeśli chciał z nią rozmawiać, sam musiał o to zadbać.
Odysseas Spyros
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 09 Paź 2021, 17:55
Odysseas miał nie najgorszy humor, dlatego też widząc Gavirię, chciał i jej poprawić nastrój, a co było lepsze od robienia z siebie durnia na jej oczach? Swego czasu nawet to ją bawiło, o ile potrafił podejść do siebie z dystansem, a nie przesadną arogancją. Dzisiaj jednak wyglądało na to, że kobieta nie miała nastroju na jakieś pajacowanie z jego strony, ale też nie wyglądało na to, by jego towarzystwo jej nie odpowiadało. To był dobry prognostyk, tym bardziej, że spławiła kelnerzynę, który śmiał zasugerować, że może go wyprosić. - To jest jedyna możliwość na bycie "twoim", więc chyba tak - zaśmiał się, flirtując z nią w dość kreatywny sposób jak na niego. Co prawda nie łudził się, że Viviana raptem się do niego przekona i będzie chciała pognieść z nim pościel u niego lub u siebie w mieszkaniu, ale przecież krzywdy jej czy sobie nie robił, tak? Oboje byli wolni, a to, że Kolumbijka miała za sobą ciężką historię związaną z ostatnim związkiem? No cóż, tak to już bywa w obozie herosów. Uniósł lekko brew, kiedy brunetka stwierdziła, że jej ulubiony alkohol ma czekać i może kiedyś się doczeka. - To brzmi jak wyzwanie - pociągnął temat dalej, choć doskonale wiedział, że Viviana nie będzie się w żaden sposób deklarować. Odmawiać też nie będzie, bo przecież nigdy nie wiadomo kiedy wsparcie takiego przystojniaka jak Spyros może jej się przydać. Tym bardziej, że - jak widać - kobieta nie ma raczej zbyt wielu przyjaciół, z którymi może sobie pójść do baru i popić, wspominając przy tym dobre czasy. Grek spojrzał na swoją trenerkę z podziwem i podnieceniem, kiedy ta zmysłowo oblizała swoją dolną wargę. Nie widział tam żadnej kropli, więc potraktował to jak jakiś znak od losu, że może dziś jest ten dzień, w którym Viviana ma trochę lepszy humor (a przy tym ma chcicę) i to, że jest sama w barze to nie jest przypadek. Może ona przyszła tutaj na łowy i miała zamiar wyrwać jakiegoś faceta, a potem poskakać na nim? Odysseas na pewno chciałby być tym facetem. - Muszę przyznać, że masz niezłą opinię wśród herosów - rzucił nieco rozbawiony, bo większość przedstawiała mu Gavirię dokładnie w taki sposób, w jaki ona sama siebie przedstawiała: zimna, zdystansowana sucz, która jest zajebiście skuteczna i przy tym zajebiście piękna. - I współczuję tego, co ci się przydarzyło - dodał nagle, nawiązując rzecz jasna do jej tragedii. Był jednak na tyle lekkoduszny, że zrobił to bez większej refleksji, a przynajmniej na to wskazywał jego ton. - Zanim stwierdzisz, że chuja wiem zaznaczę, że ja od zawsze nie mam nikogo, więc doskonale wiem, jak to jest - teraz już był poważniejszy i choć początkowo nie planował poruszać filozoficzno-egzystencjalnych tematów z nią, tak jakoś samo z siebie wyszło. A co do własnych przemyśleń? Cóż, Odysseas mógł być uznawany za buca, czasem za pajaca czy nawet debila, ale swoje też przeżył. I o samotności wie więcej niż ktokolwiek w tym miejscu, no może poza Vivianą, bo ona jeszcze doświadczyła straty, która spotęgowała tą samotność.
Viviana Gaviria
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 09 Paź 2021, 22:43
Viviana zaśmiała się na odpowiedź mężczyzny dostrzegając w tym nutę flirtu, z czym jednak nic nie zamierzała robić. Nie był nachalny, nie robił tego cały czas ani w sposób dosadny, więc jak chciał, mógł od czasu do czasu rzucić sobie takim tekstem. Z drugiej strony zastanawiała się czy to kwestia jego głupoty, arogancji i przekonania, że każda go chce czy po prostu naprawdę tak mocno wpadła mu w oko, że raz na jakiś czas musiał albo ją skomplementować albo subtelnie flirtować. - To nie jest jedyna możliwość, ale za słabo najwidoczniej się starasz - zasugerowała po chwili rozbawiona, mając oczywiście na myśli bycie jej znajomym, co też łatwym zadaniem nie było. Przede wszystkim musiał jej nie działać niemal cały czas na nerwy, co z racji ich intensywnych miesięcznych spotkań było ciężkie. Kolumbijka miała w głowie te milion razy, kiedy miała ochotę go zabić przeplatane jedynie pojedynczymi sytuacjami, gdzie rozmowa czy trening były naprawdę przyjemne. - To brzmi jak złożona przez ciebie obietnica. Skoro już się zadeklarowałeś, a nadejdzie dzień święty, w którym zamierzam skorzystać z tej propozycji, a ty alkoholu mieć nie będziesz... - przerwała na chwilę, by zmarszczyć lekko nos i pokręcić głową. - Nie polecam - dodała nieco ciszej, jakby mu to zdradzała w sekrecie, by zaraz sięgnąć po swoją szklankę i upić trochę alkoholu, który był słabszy od poprzedniej wersji. Szkoda, ale się nie zmarnuje przecież. - Och tak? Co masz na myśli? - zaraz spytała rozbawiona, kiedy wspomniał o jej opinii. Co prawda mało ją interesowało to, co inni o niej mówili, ale w tej perspektywie mogło to być zabawne. Tym bardziej, że podejrzewała go o ubarwianie historii na własne potrzeby. Dobry humor jednak jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął, a Gaviria spojrzała na niego z błyskiem w oku ostrzegawczo. Nie lubiła rozmawiać o swojej przeszłości, tym bardziej z kimś, kto nie miał o tym bladego pojęcia, kto nie znał jej rodziny i tego, jacy byli. Jej wąskie grono znajomych nawet wspominając ich, co ostatnio Nero zdarzało się nader często z powodu dzieci, wiedziało gdzie leży granica i że ten temat jest niemal tabu. Nie sądziła, że będzie na tyle głupi, by poruszyć temat po raz drugi, ale jednak to zrobił. Życie mu chyba naprawdę nie było miłe. - No właśnie - warknęła. - Skoro nigdy nikogo nie miałeś, więc nie masz pojęcia jak to jest stracić najbliższych - rzuciła ewidentnie zła na granicy rozwalenia mu łba. Mniej luźny ton wcale mu nie pomagał, bo prawda jest taka, że "wiedzieli jak to jest" naprawdę nieliczni. Kilka osób wtedy straciło tak jak ona partnera i dzieci, więc jedynie oni mogli takich słów użyć. Osób, które były na tej bitwie, widziały ten wybuch i walczyły o życie swojej rodziny. On? On gówno wiedział. Dopiero dźwięk pękającego szkła ją otrzeźwił. Spojrzała na własną dłoń, którą musiała zaciskać na szklance. Zaklęła głośno wyjmując drugą dłonią większe kawałki wbite w dłoń. - Daj mi wódkę, gazę i jakąś taśmę - rzuciła do znajomego barmana, który pojawił się za plecami mężczyzny. Przyjrzała się dłoni wypatrując mniejszych kawałków, po kilka nurkując paznokciami w rozciętej skórze. Kiedy nic już nie dostrzegła, wystawiła rękę za blat stolika, gdzie polała sobie dłoń alkoholem, który podał jej heros tu pracujący. Skrzywiła się lekko, by zaraz oddać mu butelkę i zacząć mało delikatnie układać gazę na dłoni.
Odysseas Spyros
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sro 20 Paź 2021, 21:18
Prawdę powiedziawszy, to ta odpowiedź bardzo satysfakcjonowała Spyrosa. Viviana przyznała bowiem, że to nie jedyny sposób na bycie "jej", a w dodatku pokazała się ze strony, o której do tej pory Grek nie wiedział. Jak widać, trochę flirtu nikomu nigdy nie zaszkodziło i nawet taka zimna suka jak Gaviria potrafiła docenić zalety tego typu rozmów. To mu dało bardzo do myślenia, bo pojawiła się szansa na to, że w jakiś sposób może i nawet on jej się podoba? Co prawda nie spodziewał się nigdy, że brunetka to przyzna, ale przecież jakieś delikatne sugestie w jego stronę mogły być. Tym bardziej, że tutaj ewidentnie wszystko miało podtekst miłosno-erotyczny i gdyby Viviana faktycznie się nim brzydziła, to nawet by czegoś takiego nie zasugerowała. - To postaram się mocniej - poruszył wymownie brwią, jakby miał to być znak akceptacji tego "challenge", który właśnie przed nim postawiła. Zaśmiał się cicho, nawet nie próbując sobie wyobrazić, co by się z nim działo, kiedy zaprosiłby Vivianę do siebie i obiecał jej ulubiony alkohol, a ona by go tam nie zastała. - Sam fakt, że bierzesz pod uwagę w ogóle moją propozycję, jest dostateczną motywacją, żeby o to zadbać - odparł z małym uśmiechem. - Ale fakt, urżnięcie jaj to też dość dobra motywacja - zaśmiał się znów, nie mając wątpliwości, że Gaviria zrównałaby go z ziemią, gdyby nie zapewnił jej tego, co jej obiecał. Już miał zamiar jej tłumaczyć, co usłyszał o niej w obozie od niektórych półbogów, ale zaraz tak lekkim tonem poruszył jej tragedię i najwidoczniej zadziałało to na nią jak płachta na byka. Nietrudno było dostrzec diametralną zmianę nastroju Kolumbijki, ale instynkt samozachowawczy Odysseasa szwankował od zawsze, dlatego też zanim zmienić temat i nie drażnić Viviany, postanowił go pociągnąć. Co prawda teraz z nieco poważniejszym wydźwiękiem, ale czy o to mu chodziło? - Ty jesteś samotna od tragedii. Ja od zawsze, to też jest pewna szkoła życia - przyznał. - Nie chodzi mi o to, że to identyczna sytuacja. Chciałem jedynie powiedzieć, że choć masz mnie za debila, to ja akurat coś o samotności wiem. I chcesz czy nie chcesz, wiem jak się czujesz - dodał, ale nie wiedział, czy zostało to przyswojone przez Kolumbijkę, bo ta zaraz rozpieprzyła szklankę w dłoni, na co Odysseas od razu zareagował. - Pomogę ci - obszedł stół i kiedy znalazł się obok kobiety, natychmiast zaczął używać swoich zdolności aerokinezy, by pomóc jej poradzić sobie z kawałkami szkła, które wbiły się w jej dłoń. Najgorsze były przecież te małe drobinki, które potencjalnie mogły zostać w jej skórze. Spyros po chwili skupienia pozbył się ich i dzięki temu, Gaviria mogła spokojnie wytrzeć wszystko gazą. - Nie lepiej ci zamrozić rany? - spytał, bo ostatnio podczas patrolu jeden heros zasugerował mu, że jeśli pojawiłoby się krwawienie, to zakrzep krwi mógłby dobrze zrobić. Widząc jednak jej spojrzenie, instynktownie odsunął się i znów usiadł naprzeciwko, nie chcąc w jakikolwiek sposób naruszać jej strefy komfortu. - Wybacz za tamto. Zapomnij co mówiłem, gówno wiem - machnął ręką, bo nie zamierzał się z nią kłócić. Swoje wiedział, ona miała go za debila, więc choćby skały srały, Viviana nie uwierzy mu w to, że jest mu naprawdę przykro, że współczuje i że jeśli chodzi o samotność, to w tej sprawie mogą się dogadywać bardziej niż ktokolwiek mógłby sądzić.
Viviana Gaviria
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 23 Paź 2021, 20:34
Viviana tak naprawdę nie zwracała uwagi na to, jak wyglądają mężczyźni o ile nie byli wyjątkowo szpetni. To się rzucało w oczy. A to czy byli w jej typie czy nie, to nie było istotne, bo kobieta od lat o tym nie myślała. Miała przystojnego męża, który się dla niej tylko liczył, więc chociaż dostrzegała atuty innych, to je całkowicie ignorowała. Weszło jej to w krew, bo choć od dawna była sama, instynktownie tak jak zawsze ignorowała to, jak jej rozmówca wyglądał. Jakby był białą kartką, a nie kimś, kto może ją pociągać. Kolumbijka rzecz jasna nie myślała o niczym innym w tej chwili jak o koleżeństwie, bo nic innego ją nie interesowało. Przyjaciela miała, więc kolejny jej nie potrzebny, bliskich znajomych też kilka by się znalazło. A na resztę miała wyjebane. - Próbować ci nie zabronię - wzruszyła tylko ramionami, bo w korzyścią dla obojga byłoby to, gdyby Grek zachowywałby się częściej jak człowiek cywilizowany, którego miała okazję kilkukrotnie widzieć. W tym momencie na tej relacji kompletnie jej nie zależało, ale jak się postara, to może chociaż trochę się to zmieni? Zaśmiała się na jego podsumowanie, by skinąć mu jeszcze głową jakby na potwierdzenie, że faktycznie taki scenariusz by się odbył. Jak już brunetka by się na coś nastawiła i by tego nie otrzymała, z całą pewnością byłaby wściekła, że marnuje swój czas oraz że nie dostanie tego, na co w tej chwili nabrała ochoty wiedząc, że powinna to dostać. Z każdym wypowiadanym przez niego słowem, Gaviria wkurwiała się coraz bardziej. Za kogo on się miał? Za psychologa obozowego? To, że był samotny to niejako jego wybór, swoim zachowaniem najprawdopodobniej do tego doprowadził. Nijak się jednak miało to do samotności, kiedy tracisz wszystko, na czym w życiu ci zależy. Tracisz niespodziewanie i gwałtownie i nigdy tego nie odzyskasz. Jego samotność była znacznie łatwiejsza do przetrawienia. Nie zareagowała, kiedy Odys zaoferował swoją pomoc, nie odrzucając go jednak. Kiedy pozbyła się wszystkiego, czego mogła, obserwowała jak mężczyzna posługuje się swoimi umiejętnościami, które trzeba przyznać poprawiły się odkąd skończyli swój trening. Nie było to nic zaskakującego, w końcu trochę minęło od ostatniej walki. - To tylko drobna rana, nic mi nie będzie - mruknęła po chwili, po tym jak rzuciła mu mordercze spojrzenie. Kriokineza była przydatna w takich sytuacjach, ale Kolumbijka nie uważała, że warto się wysilać w minimalnym stopniu tym bardziej, że krwi za dużo nie było, z racji trafienia szkła głównie w mięśnie, a nie naczynia krwionośne. Rzuciła mu tylko spojrzenie spod byka, gdy ją przeprosił, przyklejając przylepiec do gazy i dłoni tak, by było to dobrze dociśnięte. Oddała i to barmanowi, który po chwili przyniósł jej kolejnego drinka sprzątając też szkło ze stołu czy z podłogi. - Jak było na imprezie z bogami? - spytała po dłuższej chwili ciekawa jego opinii. On w końcu jeszcze nie żył w obozie tyle, by wiedzieć, jak głęboko w dupie mają ich bogowie. A raczej nie przekonał się o tym na własnej skórze, bo nie wątpiła, że niejeden heros mu o tym wspominał.
Odysseas Spyros
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 31 Paź 2021, 12:42
Viviana mogła to traktować jak leniwe zbywanie Odysseasa, ale on każde kolejne jej słowa traktował jak swego rodzaju szansę. W końcu Gaviria przestała się chować za tą zasłoną obojętności i chłodu, odsłoniła się nieznacznie i pokazała, że jest tylko półbogiem, a nie jakimś robotem, który przestał zwracać uwagę na swoje dobre samopoczucie i jedyne co robi to wegetuje bądź wypełnia obowiązki. Grek zatem miał jakieś podstawy by sądzić, że choć teraz Viviana tego nie przyznaje, to może w jakiś sposób jest nim zainteresowana. Choćby w ten cielesny, bo przecież od samego początku o to się tu rozchodzi, prawda? Spyros nie szuka dla siebie przyjaciółki czy dziewczyny, a po prostu zależy mu na tym, by przelecieć swoją byłą trenerkę. Może i nie była to najbardziej poprawna motywacja, ale przecież niczego jej nie obiecywał, ani też nie ukrywał swoich prawdziwych zamiarów. Po tej całej akcji ze szklanką na moment się wycofał, ale trzeba było przyznać, że trochę jej słowa go zabolały. Chciał okazać w pewien sposób wsparcie i zrozumienie, co raczej było tutaj rzadkie, a zwłaszcza było już rzadkie u niego. Tymczasem Odys został zrugany i po raz kolejny wyszedł w jej oczach na debila, który nie wie co mówi. Poznał jednak dzięki temu dużą wrażliwość tego tematu i od teraz zapewne kilka razy się zastanowi, zanim znów poruszy tę kwestię... albo i nie, w końcu to Odysseas Spyros. Niezręczna chwila ciszy po jego przeprosinach została przerwana przez jej pytanie, co było dość zaskakujące z racji umiejętności komunikacyjnych córki Hodra. Nawet uniósł brwi zdziwiony mając początkowo wrażenie, że się przesłyszał i sobie po prostu wymyślił jakąś wersję tej dyskusji w głowie. - Trochę inaczej sobie to wyobrażałem - przyznał szczerze. - Wiedziałem, że bogowie to fiuty, ale że aż takie? - wzruszył ramionami, wspominając multum sytuacji, w których bóstwa zachowywały się dość irracjonalnie. Począwszy od humorków Magniego, skończywszy na potrzebie bycia w centrum zainteresowania Afrodyty, która tym samym sprowadziła pogrom na co mniej wytrzymalszych półbogów. - Na szczęście byłem tam krótko, bo poza alkoholem niewiele mnie tam interesowało - dodał już zdecydowanie luźniej, bo przecież nie miał okazji spotkać się z matką, dlatego też rozejrzał się tylko i po lekko ponad godzinie opuścił teren. - A ciebie czemu nie było? - spytał po chwili. - Wyobrażałem sobie, że wejdziesz w długiej, czerwonej sukni i przyćmisz samą Afrodytę. Aaaa, rozumiem... nie chciałaś, żeby jej było przykro. To wiele wyjaśnia - uśmiechnął się na koniec, a cała jego wypowiedź miała lekki, ale dalej komplementujący ton. Właśnie przecież przemycił tezę, że Viviana jest piękniejsza od Afrodyty, a ta podobno jest przecież najpiękniejsza. - Kolejki do ciebie byłyby dwa razy takie co do niej, uwierz mi - łyknął ostatnie kilka kropel swojego drinka i poprosił o kolejnego, korzystając z uprzejmości kelnera, który właśnie przechodził obok ich stolika.
Viviana Gaviria
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 12 Gru 2021, 15:49
Nie było wiadome, co Odys musiałby zrobić i ile to musiałoby trwać, by ta kobieta przestała go uważać za debila. W wielkim stopniu to jednak jego wina, bo skoro wielokrotnie jej to udowodnił, to przecież łatwiej było uwierzyć w to, że mężczyzna pierdoli trzy po trzy nie mając o niczym pojęcia, jak w to, że może ma trochę racji i może on też coś wie o życiu, choć w dalszym ciągu nie wie do końca jak to jest, gdy ktoś ci odbiera wszystko. Miłość życia, choć z tym w obozie łatwiej było się pogodzić. Niejako z każdą swoją czy męża misją układała sobie w głowie to, że nigdy więcej się nie zobaczą. Stracić dzieci? To zupełnie inna bajka. A stracić wszystkich naraz, to ból tak ogromny, że nie da się oddychać. On mógł coś wiedzieć, ale tak naprawdę nie wiedział nic. Uśmiechnęła się nawet rozbawiona, gdy usłyszała zarówno o tym, że bogowie to fiuty, jak i że aż takie. Ostrzegała go, ale to tak jak z tą samotnością, można coś wiedzieć, ale póki tego sam nie doświadczysz, chuja tak naprawdę wiesz. Zdziwiło ją jednak to, że pomimo bycia fiutami, mężczyzna nie zabawił tam długo. W końcu to byli bogowie, mnóstwo chętnych panienek, no i Afrodyta. Ciężko było uwierzyć, że ktoś taki jak Grek, nie zaproponował bogini wprost i dosadnie seksu. - Co, Afrodyta nie chciała ci wskoczyć do łóżka i zabolało serduszko? - zażartowała sobie z mężczyzny, co nie było przecież niczym niezwykłym. Dobrą informacją jednak było to, że humor jej wracał, więc jeżeli Spyros nic nie spierdoli znowu, powinno być dobrze. Uśmiechnęła się lekko rozbawiona, na jego komplement z całą tą otoczką. Nie należała do osób skromnych, więc postanowiła to tym razem pociągnąć dalej, a nie go zbyć czy po prostu przewrócić oczami. - Właśnie tych kolejek się obawiałam. Musiałabym pozabijać głupców. Poza tym nie mam ochoty na sprawdzanie ile herosów jest we mnie zakochanych, bo myli mnie z Afrodytą - wzruszyła lekko ramionami i upiła drinka, jakby to co powiedziała, naprawdę było jej powodem do nieobecności. W końcu odstawiła drinka na stół i wywróciła oczami. - A tak serio, to nie chciało mi się, bo bym ich pozabijała. Bogów znaczy się. Dlatego bawiłam się w dobrą ciotkę z dziećmi Nero - wyjaśniła już bardziej na poważnie, bo chociaż pewnie większych szans z bogami nie miała - nie była głupia - to jednak istniało ryzyko, że nie wytrzyma i spróbuje ich powyrzynać.
Odysseas Spyros
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Nie 12 Gru 2021, 19:27
Odysseas czuł, że nie bardzo pasują mu takie oficjalne spotkania z bogami, dlatego też tylko zakręcił się w okolicy, by w ciągu godziny opuścić teren zabawy. On był raczej przyzwyczajony do spelun, w których gangi organizowały swoje spotkania. Wyjątkiem było oczywiście wesele w obozie, na które został tak naprawdę zaciągnięty delikatną sugestią, że nierozważne byłoby nie przyjść na imprezę tak ważnych osób w tym miejscu. Nawet on rozumiał pewną hierarchiczność i nawet jeśli nie dawał po sobie tego poznać, to jednak w porę potrafił się ogarnąć i nie wkurwiał wyżej postawionych. Nie chciał mieć później kłopotów. Uniósł lekko brew rozbawiony, kiedy już Viviana odzyskała trochę humoru. Machnął ręką na to co powiedziała, ale zaraz się do tego odniósł. - A przestań... łóżko jest dla wyjątkowych, ją to co najwyżej do kibla bym zaciągnął - rzucił tak, jakby wcale nie rozmawiali o bogini miłości, która może mieć każdego i każdą. Teraz mógł się mądrzyć, ale pewnie gdyby był w obecności Afrodyty, śliniłby się do niej jak wszyscy inni. Kto mu jednak zabroni unieść się dumą? Zaraz jednak Viviana uraczyła go czymś, czego nie widział u niej praktycznie w ogóle: poczuciem humoru. Przyjęła jego komplement i mało tego, pociągnęła komentarz dalej, dzięki czemu historia była jeszcze bardziej zabawna niż on ją przedstawił. Kiwał więc głową nie kryjąc rozbawienia i kiedy znalazł okienko, by wtrącić jakiś komentarz, od razu z tego skorzystał. - To nie jest wcale takie trudne. Policz hetero facetów, homo lub bi laski i gotowe, masz listę herosów, którzy na ciebie lecą - wzruszył ramionami, jakby była to oczywista oczywistość. Niemniej jednak trochę chciał u niej zaplusować, więc silił się na zmyślniejsze komentarze niż te, którymi raczył ją do tej pory typu "masz fajną dupę". Kiedy otrzymał kolejnego drinka, od razu upił dwa łyki ze szklanki, by zaraz unieść brwi będąc nieco zaskoczonym. Jednak zanim coś powiedział, ułożył sobie wszystko w głowie i doszedł do wniosku, że Gaviria jest odpowiednia osobą do opieki nad dziećmi, skoro miała swoje i dobrze sobie radziła z nimi. Nic więc dziwnego, że Nero poszli akurat do niej, tym bardziej gdy znało się ich powiązania: lubili się, a to było coś niezwykłego. - Więc zostało tylko nam - twoim fanom, wyobrażać sobie jak wyglądałabyś w wieczorowej kreacji na takiej imprezie - pokiwał lekko głową. - Ostatnie co bym o tobie powiedział to to, że masz rękę do dzieci - rzucił zaraz po tym, nie kryjąc rozbawienia. Było to bardziej prowokacyjne niż szczere stwierdzenie, dlatego liczył na jakiś kontratak z jej strony. - Leciałbym na taką ciotkę - poruszył wymownie brwiami i chyba cały jego urok prysł, bo znowu zdecydował się na prostacką zagrywkę. Z drugiej strony, czy on kogokolwiek obrażał? Albo mówił nieprawdę? Viviana przecież wiedziała, że jest seksowna i że wielu na nią leci. Spyros nie był wyjątkiem.
Viviana Gaviria
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sob 25 Gru 2021, 15:43
Prychnęła rozbawiona słysząc o Afrodycie i kiblu. Dość zabawne wyobrażenie, choć pewnie jeżeli sama bogini to usłyszała, kazałaby im lizać jej buty w ramach zadośćuczynienia. Niby uchodziła za tą dobrą, ale Viviana była zdania, że każdy bóg to skurwiel zadufany w sobie. Jedni po prostu potrafili lepiej przybierać maski przez półbogami i tyle. Uniosła tylko jedną brew na kilka sekund, kiedy usłyszała jego "pochwałę". Miała nawet na końcu języka złośliwy komentarz, ale odpuściła sobie ostatecznie stwierdzając, że woli już coś takiego usłyszeć niż na okrągło, że ma fajną dupę, jakby tylko z tego się składała. Kolumbijka doskonale zdawała sobie sprawę z własnej urody, ale nie była też Afrodytą, by myśleć, że każdy jej pożąda i ją kocha. Nie była stuknięta. Nie wątpiła jednak w to, że gdyby pozwoliła innym na to, to miałaby naprawdę spore powodzenie. Zwłaszcza u tych, którzy widzieli jaka była dla swojego męża. Prawdziwie oddana. - Przecież widziałeś mnie na weselu, czy tak się schlałeś, że nie pamiętasz? - spytała rozbawiona wcześniej przewracając oczami. Raczej nie założyłaby tej samej sukienki, ale Odys mógł mieć jakieś wyobrażenie jakby Gaviria mniej więcej wyglądała. - No widzisz. Ty za to ze swoim ego musisz sobie kompensować braki w gaciach. To trochę jak z samochodem, rozumiem. Współczuję - odpowiedziała tak, jakby na poważnie to mówiła. Choć, czy nie mówiła? Westchnęła tylko słysząc o ciotce, wyzerowała szklankę i wstała od stolika. - Do zobaczenia. Może. Kiedyś - tuż po tym ruszyła do wyjścia mając gdzieś swoje towarzystwo sprzed jeszcze kilku sekund.
ZT x2
Hector Collado
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sro 08 Cze 2022, 13:35
Miał mieszane odczucia co do swojego postępowania sprzed kilku dni. Jednocześnie czuł ulgę z tego powodu, że oddał dziennik Gabrieli i ta może sama przeczytać o tym, jak wyglądała ich relacja w jego głowie. Z drugiej jednak był przyzwyczajony do opisywania rzeczywistości wokół siebie, więc te kilka poranków i wieczorów bez notowania czegokolwiek były dla niego dziwne. Przywykł do tego jednego, nieco zajechanego dziennika, który służył mu już kilkanaście miesięcy od momentu kiedy w ostatnim skończyły się kartki do zapisywania treści. Nie miał jednak pewności, czy ukochana w ogóle zajrzała tam do środka, bo przecież już podczas ich spotkania miała ogromne wątpliwości co do tego. Uznał, że skoro dziennik nie wrócił do niego, to Glavas chcąc nie chcąc coś tam zerknęła i może nawet ją to wciągnęło? Nie wiedząc, co ze sobą począć, Collado udał się wieczorem do baru, w którym o dziwo nie było zbyt wielu herosów. Najwidoczniej większość miała jakieś swoje sprawy i tym samym nie znalazła czasu na wypicie czegoś. On miał go aż nadto, bo od kiedy przestał słuchać poleceń Aegira, ilość jego zadań drastycznie zmalała. Był wdzięczny generałowi za to, że ten mimo odmiennego zdania Aegira postanowił dać Hectorowi trochę odsapnąć, co nie było aż tak częste w przypadku członków oddziału specjalnego. Meksykanin nie miał jednak żadnego planu na siebie poza tym, że dziś znowu, tak jak poprzedniego i jeszcze wcześniejszego dnia, wypije hektolitry alkoholu. Usiadł w odosobnieniu po wcześniejszym zamówieniu drinka o wdzięcznej nazwie "black russian". Nie był on smaczny, ale dawał w cymbał, a na tym zależało mu najbardziej: by jak najszybciej się upić i nie myśleć o swoim żałosnym życiu. Na razie jednak sączył spokojnie, zerkając od czasu do czasu w telefon, w którym przeglądał - a jakże - jego wspólne zdjęcia z Gabrielą. Dobrze, że chociaż ubrał się jak człowiek, bo po wziętym przed wyjściem prysznicu wskoczył w schludną koszulę i spodnie, dzięki czemu nie wyglądał jak menel albo jakiś zboczeniec. Uśmiechnął się kącikiem ust spoglądając na jedno ze zdjęć, które akurat było zrobione przez niego. Wtedy, gdy udało im się wyskoczyć na jeden wieczór poza obóz i wynajęli sobie oszklony apartament z basenem wewnątrz, w którym to córka Aegira czuła się na tyle swobodnie, by pływać w nim całkowicie nago. Uwiecznił więc moment, kiedy opierała się o brzeg basenu, obserwując przy tym widok z okna i tym samym ukazywała mu swoje pośladki. Jak się okazało - całkowicie świadomie, bo chciała sprawić mu tym przyjemność. Tak przynajmniej mówiła, gdy złapała go na wgapianiu się w jej tyłek, a potem zasugerowała mu, żeby skorzystał z aparatu i to uwiecznił, skoro tak mu się to podobało. Przecież o to też w zdjęciach chodziło: o dobre wspomnienia i satysfakcję z oglądania ich. Zatrzymał się więc przy nim na krótką chwilę, by zaraz przesunąć i oglądać z nie mniejszym zainteresowaniem kolejne. Wspaniały był to czas.
Gabriela nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Zupełnie nawet z głowy wyleciało to, że są święta Bożego Narodzenia. Dopiero życzenia od mamy i pytanie kiedy będzie, ją w tym uświadomiły. Niestety nie miała ochoty widzieć się nawet z mamą czy kimkolwiek innym. Ten czas spędziła zatem analizując słowa Hectora i walcząc sama ze sobą czy w ten dziennik powinna zajrzeć. W dniu wczorajszym sącząc ciężko powiedzieć którą lampkę, postanowiła zajrzeć. W końcu dał jej zielone światło, a wiedziała też, że jej nie kłamie. Widziała przecież jak byli razem, gdy siadał na uboczu z tym dziennikiem i notował. Nie musiała długo szukać, bo pamiętała dokładnie dzień, w którym Collado do niej zagadał. Znalazła, a jakże informację o zadaniu i tak dzień po dniu czytała. No, nie do końca, ominęła kilka, gdy przebiegając wzrokiem po tekście, nie widziała swojego imienia. Widziała więc, że pomimo zadania, nie wypowiadał się źle na jej temat albo gdzie zaczął wspominać o uczuciach pisząc przy tym, że od jakiegoś czasu to przeczuwał. Wciąż jednak dręczyła ją jedna rzecz, więc zaczęła się cofać. Nie rzuciło jej się imię w oczy, a Aegir pojawiał się tak często, że nie miała ochoty tego wszystkiego czytać. Prawda była taka, że nienawidziła ojca za to, co jej zrobił. Nazajutrz postanowiła na spokojnie porozmawiać z Hectorem. Kiedy nie zastała go w mieszkaniu, zaczęła rundkę po barach. No i w jednym z nich go znalazła. Ścisnęła mocniej jego dziennik i uprzednio zamawiając przy barze drinka, razem z nim podeszła do stolika, przy którym heros siedział. Usiadła naprzeciwko i bez słowa przesunęła jego własność w stronę mężczyzny. - Jedna rzecz mnie zastanawia - odparła owijając się szczelniej grubą narzutą, jakby była to jej tarcza, która mogła ją ochronić przed całym złem. - Czy ja tylko ciebie pociągałam fizycznie? Czy widziałeś we mnie coś więcej jak tyłek? Mówię o czasie zanim... zanim dostałeś za zadanie się do mnie zbliżyć. Wiem, że się nie znaliśmy, ale... tylko tyle we mnie widziałeś? - spojrzała na niego spokojnie i upiła nieco drinka. W końcu o tym mówił ostatnio, o fizyczności. A to w sumie o niczym nie świadczyło.
Hector Collado
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Pon 13 Cze 2022, 20:23
Hector od dawna nie obchodził świąt, więc sam też mógł stwierdzić, że "wypadło mu to z głowy", tak jak właśnie Gabrieli. On jednak od śmierci żony nie czuł tej rodzinnej, pełnej miłości atmosfery i dlatego też nie miał zamiaru udawać, że jakakolwiek organizacja związana z obchodami tego święta jakkolwiek go obchodzi. Zamiast tego postanowił wybrać się po prostu do baru, by spędzić "dzień jak co dzień" w jego wykonaniu, bo przecież takie wizyty stały się dla niego normą od jakiegoś czasu. Nie pochwalał samego siebie za to, ale co mu pozostało, skoro miłość jego życia nie chciała go znać? Dlatego też nie potrafił ukryć zdziwienia, które przemieszane było z pewnego rodzaju radością, gdy ujrzał Gabrielę przed sobą i ta niemal natychmiast dosiadła się do niego. Na myśl od razu przyszło mu to, że przeczytała dziennik i przyszła mu go oddać, ale przede wszystkim, by się z nim skonfrontować i raz na zawsze powiedzieć mu, na czym tak naprawdę teraz stoją. Gdzieś przecież wewnątrz tliła się malutka nadzieja, że to wszystko tam przekonało Glavas i dziewczyna da mu jeszcze jedną szansę. Jej słowa zbiły go jednak z tropu, co z trudem ukrył. Nie spodziewał się takiego pytania, dlatego też nim zaczął jej odpowiadać, chwilę musiał się zastanowić. Wykorzystał do tego drinka, którego upił kilka łyków, zyskując dodatkowe kilka sekund. - Nie będę ukrywać, że na początku tak właśnie było... - niezbyt dobry początek, dlatego od razu zaczął prostować. - To znaczy, nie w czasie zadania. Chodzi o pierwsze nasze spotkanie. Od razu mi się spodobałaś, ale cię nie znałem, więc chodziło o pociąg fizyczny - kontynuował. - Czy czułem coś do ciebie, zanim podjąłem się tego zadania? Nic poza zwykłą sympatią - widząc jej niemrawy wzrok od razu postanowił dodać kolejne kilka faktów. - Tak przynajmniej myślałem. A jednak kiedy cię widziałem gdzieś w obozie, zawsze poprawiał mi się nastrój, wtedy nie wiedziałem z czego to wynikało... Tak samo zresztą służba dla twojego ojca... dużo łatwiej było mi wykonywać jego zadania z myślą, że i ty może z tego jakoś skorzystasz. Brzmi to głupio, ale byłaś jedną z moich motywacji. Nie wiedziałem o tym do momentu, w którym się do siebie zbliżyliśmy. Wtedy właśnie poczułem, że wszystko to co robiłem do tej pory, miało mnie doprowadzić do ciebie i że jakąś pokrętną logiką zawsze to ty motywowałaś mnie do tego, żeby nie rzucić tego wszystkiego w cholerę. Nie wiem czy ta odpowiedź cię satysfakcjonuje, ale obiecałem, że więcej nie będę cię okłamywać - po raz kolejny podkreślił to, co mówił jej już od wielu tygodni. By zwilżyć gardło upił kolejnych kilka łyków drinka i gdy ten się skończył, zamówił od razu następnego. W końcu zwrócił uwagę też na dziennik, który ukochana podsunęła mu niemal pod nos kilka chwil wcześniej. Wziął go do ręki i od razu schował. - Od zawsze mi się podobałaś, ale przez twoje powiązania z Aegirem, musiałem gdzieś to w sobie zdusić. Prawda jest jednak taka, że podświadomie lgnąłem do ciebie cały ten czas i dlatego od razu też zgodziłem się wykonać te zadanie. Chciałem się do ciebie zbliżyć, a twój ojciec to ułatwił... - rzucił niby poważnie, ale zaraz parsknął śmiechem, bo właśnie zdał sobie z czegoś sprawę. - Czyżby właśnie się okazało, że cała ta praca dla Aegira była tylko po to, żebym nie został spławiony jak reszta? - powiedział niby sam do siebie, ale wnioski były dość zaskakujące. Czemu on sobie wcześniej nie zdawał z tego sprawy?
Gabriela Glavaš
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Wto 28 Cze 2022, 15:17
Gabriele tak naprawdę dręczyło coś innego jak zwykły pociąg fizyczny, ale jakoś nie potrafiła tego powiedzieć na głos. Jakby się bała, że pytając o to sama sobie potwierdzi tym, że tak właśnie jest. Zamiast więc zapytać wprost, spytała nieco pokrętnie jakby licząc na to, że jakimś cudem Hector odpowie na jej nieme pytanie. Gabriela przyglądała mu się uważnie, gdy zbierał myśli, by następnie go wysłuchać. Cóż, jego wypowiedź nie zaczęła się najlepiej, ale kobieta starała się nie pokazać po sobie, że nie tego się spodziewała. Nie żeby spodziewała się uczuć, a jedynie tego, że padnie odpowiedź na niezadanie pytanie. A ta nie padła. Zaraz jednak jego słowa przybrały inny ton, a Chorwatka ściągnęła brwi nie bardzo rozumiejąc, co on teraz chce jej przekazać. Nie wiedziała jak na to zareagować, więc milczała popijając swojego drinka. Była jego motywacją? Tyle lat? Z jednej strony nie mogła w to uwierzyć, a z drugiej - nie sądziła, by po tym wszystkim ją okłamywał. Nim zebrała się w sobie by jakoś na to odpowiedzieć, Hector odezwał się znowu. Uniosła brwi zaskoczona jego podsumowaniem, które miało przecież sens dodając to, co mówił kilka chwil temu. Odchrząknęła i zaczęła szukać odpowiednich słów, by wreszcie spytać o to, co ją tak naprawdę interesowało. - Miałeś mnie za głupią córkę Aegira jak...? - nie skończyła, a jedynie odchrząknęła znowu i upiła drinka. I tak doskonale wiedział, jakie miało być ostatnie słowo. Wszyscy. Szczególnie po szwindlu Aegira z Collado to się nasiliło. Mieli ją za naiwną i głupią, a w dodatku słabą. Co drugi uważał, że postawiłby się na jej miejscu zarządcy obozu. Nie mają jednak pojęcia ile ona razy to robiła. Łatwo się tak mówiło, gdy twój boski rodzic był daleko i najczęściej miał w ciebie wyjebane. Jej miał pierdolca. A ci co nie patrzyli z politowaniem, zazdrościli jej "wolności" i braku zobowiązań. Nic nie wiedzieli o życiu. - Ale ty służbę u Aegira zacząłeś dawno temu - mruknęła nawiązując jeszcze do jego poprzednich wypowiedzi. Nie dodała też tego, że miało to miejsce jeszcze przed śmiercią żony.
Hector Collado
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Wto 28 Cze 2022, 15:43
Jego tłumaczenia mogły nie być dla niej wystarczające, ale choć raz Hector sam ze sobą żył w zgodzie i wyjawił to, co tak naprawdę siedziało mu na duszy. Był sobą i opowiadał o sobie: swoich myślach, odczuciach, pragnieniach i celach, nie musiał nikogo udawać, tak jak miało to miejsce przez ostatnie lata. Jeśli dla niej to było za mało, to niestety więcej Collado nic do powiedzenia nie miał i na tym poprzestaną. Nie zamierzał jednak zgadywać, co dziewczyna myśli, dlatego też jej reakcje traktował neutralnie, by nie nastawić się pozytywnie lub negatywnie na cokolwiek. Musiał jednak przyznać, że nie spodziewał się tego pytania, którego ostatecznie Glavas nie dokończyła, a które miało jednoznaczny wydźwięk. Tutaj jednak był pewien swego, więc od razu postanowił udzielić jej odpowiedzi. - Nigdy - nie miał zamiaru przebierać w słowach, dlatego jego odpowiedź była jak najbardziej konkretna. Wcześniej przecież powiedział jej, co tak naprawdę o niej myślał, ale skoro dziewczyna domagała się odpowiedzi na te pytanie, to on jej udzielił. Spuścił głowę, kiedy Chorwatka napomknęła o tym, że służbę u Aegira zaczął dawno temu, jeszcze kiedy żyła jego żona. Zaraz jednak spojrzał na Gabrielę i przez chwilę patrzył na nią tak żałosnym wzrokiem, a jednocześnie tak szczerym, że dziewczyna musiała odczytać to, co chciał jej przekazać niewerbalnie. Jemu córka Aegira podobała się jeszcze za czasów jego małżeństwa, co w jego mniemaniu bardzo źle o nim świadczyło. Przełknął jednak ślinę i zaraz otworzył usta, by odezwać się cicho. - I co to zmienia? - odpowiedział dość tajemniczo, jednak przekaz był jasny: myślał o Gabrieli mając jeszcze żonę i tak jak nie potrafił się do tego przyznać, tak postanowił w ogóle wyprzeć to z pamięci, dlatego też wzmianki o tym Glavas nie znalazła w jego pamiętniku. Celowo tego tam nie napisał, bo przecież miał zobowiązania wobec swojej żony i dość słabo wyglądałoby to, że w trakcie małżeństwa zaczął myśleć o innej kobiecie, z którą nic go nie łączy. W końcu jednak pękł i po upiciu kilku łyków alkoholu, nabrał odwagi do wypowiedzenia tego, co chodziło mu po głowie już od wielu tygodni. - Była moją żoną, ale nie największą miłością... - wyznał to w końcu, po czym spojrzał na Gabrielę. - Ty nią jesteś. I to z tobą powinienem się ożenić - i mimo dość dużego ciężaru gatunkowego tej wypowiedzi, nagle wszystko z niego zeszło. W końcu był szczery sam ze sobą i co najważniejsze - z Gabrielą. Jasnym było, że kochał swoją żonę, ale po tych miesiącach spędzonych z Gabrielą utwierdził się w tym, że to właśnie córka Aegira jest jego największą miłością i że z nią czuł się najlepiej w swoim życiu. Może i to było krzywdzące dla jego zmarłej żony, ale teraz walczył o kogoś ważniejszego dla siebie. Najważniejszego.
Gabriela Glavaš
Re: Bar "U Bandyty Keitha" Sro 29 Cze 2022, 19:54
Nie zareagowała w żaden sposób na jego szybką i pewną odpowiedź. W duchu jej jednak ulżyło niesamowicie. Miała dość bycia traktowana jak głupiutka, ładniutka kobieta. Nie chciała by chociaż fałszywie, ale relacja zaczynała się od podejścia Hectora, że z taką głupią łatwo mu pójdzie. Bo mogła Gabriela udawać, że ją to nie rusza, to tak naprawdę kogoś z taką duszą bolały te wszystkie komentarze, które nie raz i nie dwa odbijały się echem w jej głowie w losowych momentach. "Nic dziwnego, że tak łatwo mu poszło z taką głupią". "Naiwna naprawdę myślała, że Hector będący zapatrzony w swoją żonę wybierze właśnie ją?". "Nie zaświeciła jej się lampka, że Aegir nie reaguje tylko w tej relacji? Głupia". Komentarze można mnożyć, jednak wszystkie oscylowały wokół tego, że była głupia, naiwna i słaba. Kto wie? Może właśnie taki był jej obraz. Chorwatka postanowiła się napić, jednak nie spuszczała spojrzenia ze swojego ukochanego, bo przecież nadal nim był. Pomimo wielkiego zranienia wciąż go kochała tak, że aż dech jej zabierało, a w klatce czuła ucisk spowodowany tą mieszanką szczęścia i nieszczęścia. Widziała więc jego bezradne spojrzenie, które jednoznacznie sugerowało, co chce jej powiedzieć bez wymawiania tego. Aż zastygła na chwilę w bezruchu ze szklanką zawieszoną gdzieś w połowie drogi do jej ust. Dopiero jego retoryczne pytanie spowodowało, że się ocknęła. Odchrząknęła nieco i wreszcie upiła całkiem sporo alkoholu nie wiedząc, jak na to zareagować. Miała zupełnie inny obraz ich relacji, a tu wyłaniało się coś odmiennego (kolejny raz zresztą i miała nadzieję, że ostatni). Z jednej strony cieszyło ją niezmiernie to wcześniejsze zainteresowanie nią i to, że z tego służba Aegirowi wypływała (choć wciąż zła). Z drugiej ciężko było na spokojnie przyjąć, że ktoś mający żonę i będący z nią szczęśliwym, myślał właśnie o niej. Jej empatia nakazywała współczuć nieżyjącej od wielu lat kobiecie. Kolejne jednak jego słowa ją przytkały. Miało jednak sens to, co powiedział. Przynajmniej z jego perspektywy i składając te wszystkie wypowiedzi w jedną całość. Wyznanie jednak było potężne dlatego nic dziwnego, że na jej twarzy malowało się spore zaskoczenie. Nieco nieostrożnie odstawiła szklankę omal jej nie przewracając, a to wszystko przez to, co jej powiedział. - Ona była twoją pierwszą miłością - mruknęła cicho w sumie bardziej jakby sobie to tłumaczyła. I ma to sens, bo przecież wiele ludzi myli te dwa rodzaje miłości, które niekoniecznie muszą się pokrywać. Zsunęła z ramion grubą narzutę, bo przez to wszystko zrobiło jej się dziwnie gorąco. Ostrożnie, zupełnie jakby podchodziła do dzikiego zwierzęcia, powoli położyła dłoń na stole tak, by zasugerować mu dotyk. I gdy tylko to zrobił, zacisnęła palce mocno na jego dłoni, a kciukiem rysowała małe kółka na nadgarstku Hectora. Dłuższą chwilę patrzyła w milczeniu na ich dłonie, w końcu odważając się spojrzeć mu ponownie w oczy. - Kocham cię jak nikogo innego już nigdy nie pokocham - nie mogła przecież mówić, że nikogo tak nie kochała, bo choć technicznie nie będzie to kłamstwo to jednak... dosłownie nikogo innego nie kochała. - I chciałabym dać tobie... nam drugą szansę. Nie wiem jednak czy kiedykolwiek zapomnę to, co zrobiłeś - przyznała cicho bojąc się tego, co może nastąpić. Bała się zarówno jego reakcji, jak i swoich własnych.