Park Frei DpyVgeN
Park Frei FhMiHSP


 

Park Frei

Idź do strony : 1, 2  Next
Admin
Admin
Admin
Park Frei Wto 02 Cze 2020, 21:18

Leonardo Petrarca
Leonardo Petrarca
Re: Park Frei Czw 17 Cze 2021, 11:54

#6

Balthazar. Wrócił. Do. Obozu.
Leonardo przeżył szok, gdy ta informacja tylko do niego dotarła. Albo raczej doznał wielkiego rozczarowania i nie umiał sobie poradzić z myślą, że heros, z którym niegdyś przeżył wiele chwil względnie pozytywnych, tak po prostu sobie wraca. Bez żadnego "Chodź się napić, mordo!"? To się nie godziło. To stanowiła abstrakt. To była do pewnego stopnia zniewaga i nieposzanowanie Leonardo. Abstrahując od tego, że Włoch zapewne postąpiłby równie niegodnie, co syn Thora i nie czynił hucznych biesiad z powodu marnego powrotu. Chociaż jakaś większa libacja w Obozie mogłaby się przydać. Towarzyskie mordobicie w pewien sposób zawsze jest wskazane, a Petrarka lubił obserwować takie starcia z boku, popijając sobie do tego spirytus z sokiem. Może nie aż tak dosadnie, ale słowa miały jedynie oddać idee postępowań bruneta.
Balthazar. Musiał. Poczuć. Zemstę.
O ile Leonardo nie gustował w tak trywialnych zabawach rodem z piaskownicy, tak tym razem stwierdził, że pstryczek w nos będzie czymś nad wyraz miłym i pozwoli na powitanie kolegów sprzed lat w sposób nietuzinkowy. Czyli nader ciekawy, wręcz otwierający perspektywę na jakieś przyziemne uciechy. Włoch zatem postanowił wejść na drzewo w Parku Frei i wyczekać na nim, aż jedną ze ścieżek Balthazar zacznie iść w samotności. Wyczekiwania zapewne były długie, ale Leonardo to zupełnie nie przeszkadzało. Miał czas, wyszedł niedawno ze szpitala i z pewnością wylegiwanie się na gałęziach mogło być częścią jego rekonwalescencji. Fakt, że znalazł się w ośrodku medycznym z lekkim zatruciem też nie miał nic do rzeczy, a przynajmniej Petrarka znalazł powód do zmiany w wyglądzie i ogólnej prezencji. Ot, zaczął jedynie chodzić z elegancką, kościaną laską, ale w całym tym szaleństwie - ten jeden, skromny dodatek mu się nader podobał.
Bohater się w końcu zjawił, a Włoch ukryty w gałęziach posłużył się swoją mocą, by pochwycić Balthazara w kościane wnyki i dać mu zagwozdkę co się dzieje. Czyżby ktoś go atakował na terenie obozu? Tak w biały dzień? Mimo, że bliżej było do zachodu niżeli słońca wschodu? Zapewne mógł tak myśleć. Przynajmniej Leonardo na to liczył, gdy przyzwał do całego przedstawienia zoombie, którego rozkazem było szarpnięcie Balta za włosy i skierowanie jego głowy w stronę tajemniczych koron drzew.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Park Frei Czw 17 Cze 2021, 15:04

Od powrotu Balthazar zdążył sobie już uświadomić, że nawiązanie kontaktu z ojcem nie było jedynym powodem, dla którego opuścił bezpieczeństwo bariery. Po kilku miesiącach wszystko znów zaczynało zlewać mu się w jedną całość. Przestawał się już orientować, czy jest wtorek, środa, maj czy czerwiec. Treningi swoich podopiecznych zawsze ustawiał o tej samej godzinie, więc przynajmniej z tym nie miał problemu. Raczej stronił od bliższych kontaktów z resztą obozu, zwłaszcza odkąd zmienił pozycję na trenera oraz hobbistycznego mechanika. Wszystkie plotki na jego temat latały mu koło ptaka, nie potrzebował walidacji słabszych od siebie. Mało kto tutaj miał jego uznanie. Szczególnie po tym, jak dostali srogi łomot od jakiegoś bezimiennego. Gdyby tu był pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, ale na takie rozważania był już za stary. Dziś robił, co mógł by zapobiec kolejnemu atakowi.
Chociaż większość jego dni wyglądała tak samo, dziś zapragnął przełamać tę cholerną rutynę i zrobić coś nowego. Przy jego ostatnich nastrojach nawet spacer po parku zaczynał przerastać jego zdolności. Zawsze był człowiekiem akcji, nie potrafił po prostu stać w miejscu i podziwiać przyrodę, chyba, że chodziło o potężną burzę z mocarnymi piorunami. Wtedy jego dusza na krótki okres zaznawała spokoju.
Stąd też ta krótka przechadzka była tylko zmianą scenerii w drodze do warsztatu by w spokoju sobie przy czymś pomajsterkować. Zdziwił się, gdy jego stopy dość niespodziewanie pozostały na ziemi, chociaż rozkazywał im coś zupełnie innego. Zauważając kościane wnyki tylko delikatnie uśmiechnął się pod nosem. Zawsze uczył dzieciaki by brać przeciwnika z zaskoczenia. Mieli to testować na nim, chociaż w tym momencie nie przypominał sobie kogokolwiek, kto miałby dostęp do tego typu umiejętności. Słysząc zgrzyt kamieni pod czyimiś stopami za sobą kątem oka wychwycił ruch. Złapał za wyciągniętą w jego stronę rękę, przerzucił to, co okazało się zoombie przez ramię, trzasnął raz w czubek czaszki likwidując zagrożenie, po czym trzasnął błyskawicami w okolice stóp przełamując wnyki.
- Masz jaja by zaczepiać mnie po pracy. - uśmiechnął się zadziornie rozglądając się po okolicy tęczówkami mieniącymi się na błękitno - Skończyłeś, czy kontynuujemy tę farsę? - podniósł głos wyzwalając małe wyładowania przebiegające po jego ramionach dając znać o budzącej się w nim agresji.
Kiedyś pewnie już zacząłby miotać piorunami na lewo i prawo aż w coś trafi, jednak mając już na karku oddech czterdziestki podszedł do tego bardzo rzeczowo. Po co rzucać na oślep, jeśli o wiele skuteczniej jest posłać potężny podmuch w stronę najbliższej korony drzewa. Na tyle silny by zdmuchnąć wszystkie liście, jednak nie wyrwać samego drzewa z korzeniami. Nie cierpiał tych pogawędek od młodszych od siebie jak to nie może za każdym razem dewastować wspólnego mienia.
Leonardo Petrarca
Leonardo Petrarca
Re: Park Frei Sob 19 Cze 2021, 18:30

Czy chciał zaszkodzić drugiemu herosowi? Zupełnie nie, raczej postawił na półboskie sztuczki, które miały zwrócić uwagę Balthazar na siebie niżeli na moc niosącą nieopamiętaną krzywdę czy tym podobne. Z krzywdzenia dla zabawy czasem się wyrasta. Czasem w tym wypadku stanowiło kluczowe słowo. Leonardo niewzruszenie przypatrywał się teatrzykowi, jaki urządził syn Thora i raczej przyjął to bez większego wrażenia, gdyż nie było to niczym nowym w wykonaniu Balthazar, a Petrarka z pewnością miał czas się już takich rzeczy na oglądać podczas swojego obozowego stażu. Prawda, Thor wielu dzieci nie miał, ale też nie o to w tym chodziło. Raczej o sfrustrowaną próbę pokazania swojej goryczy. W ogóle są to jakieś brednie bez składu, ładu i większego sensu logicznego. Zatem warto skupić się na poczynaniach Włocha, gdy usłyszał śmiały osąd kolegi jak i również doznał jego działań. Biedne drzewo, które przedwcześnie zostało ogołocone z liście. Zapewne należałoby przeprosić driadę za tak barbarzyńskie metody "wyrównywania rachunków" czy jakkolwiek by tego nie nazwać. Niewinna roślina ucierpiała, co było dość znaczące wobec dalszych decyzji Leonardo. Ciemnowłosy heros poklepał gałąź drzewa z podziękowaniem, że go utrzymało w czasie zabawy z wiatrem i mężczyzna z ostentacyjnym westchnięciem odpowiedział na pytanie wygłoszone w eter.
- Myślałem, że praca w Obozie nigdy nie ma końca - oznajmił, osuwając się gładko z drzewa. I o ile wcześniej Balthazar nie widział lub zobaczyć postaci Petrarki nie chciał, tak teraz miał ku temu znakomitą okazję. Włoch stanął na ziemi z szelmowskim uśmiechem, opierając się o swoją kościaną laskę i zaczął kroczyć w stronę drugiego półboga leniwie lecz dumnie. Wyciągnął nawet piersiówkę z jakimś burbonem, by dodać sobie tych nieszczennych umiejętności interpersonalnych, biorąc haust trunku. Właściwie to zawartość piersiówki była niewielka i zniknęła od razu. Doszedł do ławki, spod niej wyjął niewielkie pudełko i usiadł na pobliskim meblu. Przy tym bacznie obserwował znajomego. Z nadzieją, że ten jakoś przemówi. To też jeśli nie przemówił, zajął się tym Leonardo. - Upiekłem ci babeczkę powitalną, bo przeciwieństwie do niektórych uznaję powroty za ważny element znajomości - otworzył pudełko, wyjmując lukrowane dzieło i wbił tam świeczkę. - Przyjmij to jako wyraz mojego rozczarowania - dodał, śmiejąc się.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Park Frei Wto 22 Cze 2021, 12:39

Już po tembrze głosu mężczyzny od razu rozpoznał kto postanowił zabawić się w chowanego. Chociaż jak znał Leonardo ten wolał raczej zwracać na siebie uwagę, tym razem rozumiał dlaczego postanowił skryć się w koronie drzewa. Była to dość istotna część ich znajomości. Każdy starszy członek obozu doświadczył lub chociaż słyszał o żartach, które te dwójka wycinała sobie w latach młodzieńczych. Wiele osób postronnych padło tego ofiarą, oczywiście przez przypadek. Niemniej było to na swój sposób nostalgiczne, co z kolei sprawiło, że cała budząca się agresja rozproszyła się podobnie jak wyładowania przebiegające po ramionach syna Thora. Nadal nienaturalnie zabarwione tęczówki omiotły sylwetkę Włocha. Zmienił się trochę przez te kilka lat. Laska była ciekawym wyborem akcesorium, o które wcześniej by go nie podejrzewał.
- Moja kończy się z ostatnim treningiem, dzięki, że pytasz. - uśmiechnął się zawadiacko do towarzysza - Laska, naprawdę? Nie mów mi tylko, że to kolejny wymysł by przyciągnąć do siebie jakieś młode siksy... - pokręcił głową z dezaprobatą.
W końcu ich relacja nie zmieniła się przez jakieś wielkie wydarzenie w którym jeden zdradził drugiego. Balt po prostu z wiekiem zaczął wyrastać z pewnych zabaw, które ich łączyły, a pewna cząstka charakteru przyjaciela zaczynała go po prostu męczyć. Większość obozu mogła uważać Petrarcę za osobę po prostu złą. On zdążył go poznać na tyle, by wiedzieć, że Leonardo nie jest do szpiku kości zły. W głębi duszy to nawet dobry chłopak, ma tylko pociąg do pewnych niezdrowych tendencji, które nie były już częścią życia syna Thora, co właśnie sprawiło, że znacznie się od siebie oddalili.
- Oh, to tym zasłużyłem sobie na ten zaszczyt. - zaśmiał się cicho z pewną niezręcznością przeczesując włosy - Wiesz, jak było po ataku. Wróciłem tak szybko jak się dało, później rzuciłem się w wir trenowania tych młokosów i wyszło, jak wyszło. - wzruszył ramionami cicho wzdychając.
Balt podszedł bliżej wyciągając dłoń w stronę podarku, jednak w ostatniej chwili zawahał się spoglądając na poczęstunek dość krytycznie.
- Czekaj, nie dodałeś tam niczego, po czym będę miał dwudniową fazę z której będziesz mógł kręcić bekę, jak wtedy? - zmrużył lekko oczy spoglądając na towarzysza po czym w końcu klapnął na ławce obok niego - Nie ma szans, wpierw ty tego spróbuj, jak mamy odlecieć to razem. - wyszczerzył się do niego chytrze.
Leonardo Petrarca
Leonardo Petrarca
Re: Park Frei Sob 26 Cze 2021, 23:33

Posłał znajomemu kwaśny uśmiech słysząc komentarz o lasce. Balthazar właściwie wysnuł nową teorię i Petrarka zapewne miałby chęć ją sprawdzić jeszcze te pięć lat temu. Obecnie wolał jednak skupić się na umiejętności chodzenia, która właściwie jest kluczowa do pewnego funkcjonowania dla obozowego wojownika. Zaś hipoteza to tym, że laski lecą na laski. Równie intrygujące, co niesmaczne. Leonardo zatem zignorował nieprzychylność w komentarzu. Poczuł się w obowiązku wytłumaczenia skądże laska wzięła się w jego posiadanie i czemu jej używa. Właściwie uznał to pytanie za troskę wobec jego osoby, co było niejakim naciągnięciem rzeczywistości. Jednak istotnym! Skoro byli kowalami swojego losu czy coś.
- Niedawno wyszedłem ze szpitala i wciąż wracam do siebie - dodał dość ponuro, bo sprawa mogła wyglądać poważnie. Czy taka była? Trudno powiedzieć, jedną z motywacji Leonardo z pewnością było umniejszenie obozowych obowiązków  względem swojej persony. A ostentacyjne snucie się z laską po jego terenie zdawało się pewnym sposobem, który informował śmiałków: Nie jest najgorzej, nie jest idealnie - nie chciejcie ode mnie rzeczy. Włoch w tym temacie był prostym człowiekiem i nader lubił, gdy ludzie nie chcieli od niego rzeczy. Nie chcieć od niego rzeczy, a jednak nie omieszkał poczuć pewnego niesmaku kiedy Balt o nim zapomniał. Pojebany heros.
- Podobno winni szukają sobie usprawiedliwień - po głębszej analizie Leonardo śmiało mógł sobie przyrzec, że nie jest zły na drugiego półboga. Właściwie nie miał powodu, a jedynie zmierził go początkowo fakt powrotu i braku swoistego zjednania. Nawet nie tyle co zjednania, a raczej ponownego zawitania do swoich wzajemnych relacji czy towarzyskich możliwości na terenie Obozu. Oczywiście, nie oznaczało to ze strony Włocha, że zacznie nader czynnie brać udział w życiu tej dzikiej społeczności herosów. Raczej byłby gotów na okazjonalne zjawienie się na treningu Balthazar z usilnym przekonaniem, iż może go ewentualnie zdeprecjonować. Albo pokazać jego szczylom ile lat mozolnej nauki we władaniu bronią im zostało. Okazjonalnie. Przede wszystkim niechętnie, a sam zamysł i tak był relatywnie odległą od rzeczywistości myślą. - Istotne, że Obóz postawił na trenera posiadającego pewien poziom i doświadczenie. - Westchną niechętnie oddając mu ten komentarz.
- Bez fazy też można było się z ciebie dobrze pośmiać - uśmiechnął się na wspomnienie, bo jednak spędzenie ciekawych wspólnych chwil sprawiało, że poznanie drugiej osoby doprowadza do nieoczekiwanych napadów śmiechu, gdy znajomy robi najbardziej przypadkową rzecz świata. - Spróbuje - uległ mu dość prędko, czarując sobie z kości coś na kształt sztyletu do ciasta. Nadział kawałek wypieku na kościany sztuciec, jedząc babeczkę z teatralnym przejaskrawieniem, co miało karykaturalnie oddać absurd obaw syna Thora względem niewinnego poczęstunku. - A jak się nad tym bardziej pochylisz to wybuchnie ci w twarz - wzruszył ramionami. Może kłamał, może nie? Może babeczka była zwykła, może nie? Może w ogóle zaplanował inną uciechę, która miała ich dopiero zaskoczyć? A może nie.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Park Frei Nie 27 Cze 2021, 16:49

Zauważając dość kwaśny wyraz twarzy przyjaciela, już wiedział, że jak zwykle dość nieumyślnym komentarzem nadepnął mu na odcisk. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Leo raczej nie będzie go o to winił. Ich relacja była w pewien niezdrowy sposób oparta właśnie na tego typy komentarzach. Jeden dogryzał, umyślnie, bądź nie, drugiemu aż w końcu któryś z nich w jakiś sposób dawał upust frustracjom. W praktyce nawet taka zaczepka dla tych, co chociaż trochę znają Balthazara, wskazuje na pewną troskę. Nigdy nie miał w zwyczaju nawet interesować się obrażeniami innych herosów, chyba, że chodziło o jego podopiecznych. Zatem, jeśli w swój zgryźliwy sposób pytał o pojawienie się laski w dłoniach Włocha, znaczyło, że chociaż trochę mu zależy.
- W takim razie musisz mi opowiedzieć, kto cię tak urządził. Przy pierwszej nadarzającej się okazji spuszczę mu dla ciebie wpierdol. - wyszczerzył się do przyjaciela ze znaną mu pewnością siebie w głosie.
Widząc zmianę nastroju Leonardo postanowił rozluźnić trochę atmosferę swoją arogancją. Udokumentowaną w czynach, lecz nadal arogancją. Na Włochu takie przechwałki bez wątpienia nie robiły już żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, stały się powodem do swego rodzaju drwin. Wewnętrznego dowcipu, który ta dwójka trzymała w tajemnicy przed całym światem. Takie zachowanie zawsze, chociaż na chwilę wywoływało uśmiech na twarzy syna Hel.
- A co mam ci powiedzieć Leo? - przewrócił oczami głośno wzdychając - Sam wiesz, jaki syf był tutaj po ataku. Zginęli prawie wszyscy moi podopieczni. Jeśli chcesz całej prawdy to nie byłem trochę w nastroju na nasze wygłupy. Starzeję się. - podparł dłonie na biodrach kręcąc głową i raz jeszcze głośno wypuszczając powietrze, które przybrało na sile zamiatając część liści spod ogołoconego drzewa.
Zdawał sobie sprawę, że powinien był się chociaż przywitać, aczkolwiek przez pierwsze miesiące był nie do życia. Chociaż nikomu się do tego nie przyznał, bo i komu by mógł. Nie miał nikogo tak blisko by przyznać się, że wini się za to, co stało się z jego podopiecznymi. Kiedy on zabiegał o atencję swojego ojca ci, których mógł nazwać rodziną ginęli, ponieważ jego tutaj nie było. Uważał to za swoją osobistą porażkę. Co by nie mówili o nim w obozie, trenowanie młodszych herosów było czymś, do czego podchodził całkowicie poważnie. Dlatego też mówią, że odkąd wrócił jest jeszcze gorszym tyranem na treningach niż był wcześniej.
- Pewien poziom i doświadczenie? - uniósł brew pytająco - Uważasz, że jest w obozie lepszy trener ode mnie? - spojrzał na przyjaciela wzrokiem, który zdawał się mówić - I dare you.
- Tak, jak na urodzinach córki... Afrodyty? Pamiętasz, tej na której imprezę wjechaliśmy na grzbietach dzików wraz z całym stadem. Te malutkie przekąski nie przypadły im do gustu. - roześmiał się rubasznie wspominając stare czasy, jeszcze zanim do końca dorósł do roli trenera.
Takie wspomnienia ceniło się przez całe życie. Co by nie mówić o Petrarce, pomimo jego sadystycznych zapędów oraz absolutnie chorego poczucia humoru, nie wiedział, czy poprosiłby kogokolwiek innego o zaopiekowanie się jego podopiecznymi, jeśli kiedyś znów przyjdzie mu opuścić obóz.
Balthazar dość krytycznie przyglądał się całemu procesowi spożywania przez przyjaciela kawałka babeczki. Odczekał chwilę po tym, jak skończył by mieć pewność, że zaraz nie odleci. Chociaż nie zdziwiłby się, gdyby Leonardo spodziewał się takiego zagrania i zawczasu opracował sobie jakieś antidotum. Jednak, jak to mówią, kto nie gra, ten nie wygrywa. W końcu sięgnął po babeczkę, lekko ścisnął by w końcu spróbować wypieku. Nie był zły. Można go nawet nazwać smacznym.
- Zapisałeś się na jakiś kurs cukierniczy, jak mnie nie było? Smakuje całkiem dobrze.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Park Frei Nie 12 Gru 2021, 14:43

- 9 -

Chociaż ledwo usiedli na kanapie, zaraz oboje postanowili wstać. Obojgu niewsmak było pijane towarzystwo, które się przysiadło i głośno dyskutowało. To nie było odpowiednie miejsce na zdaje się poważną rozmowę. W ciszy więc zgodzili się ruszyć dalej, gdzie ich nogi prowadziły. Oddalali się coraz bardziej od imprezy, a Olivia miała wrażenie, że efekt Afrodyty nigdy nie zniknie. Nagle okazało się, że znaleźli się w cichym parku Frei, gdzie raczej nikt im w rozmowie nie powinien przeszkadzać. Przysiadła w końcu na jednej z ławeczek z fenomenalnym widokiem na jezioro i okalający ją las. Chodzenie w szpilkach po lesie, to jednak dość trudne zadanie i tyle miała szczęścia, że nie padało, więc ziemia była dość twarda i stabilna. Dłużej jednak milczeć nie mogli, więc gdy tylko i on usiadł, Gale obróciła się nieco, by być bardziej przodem do niego.
- Marc, powiedz mi prawdę, co się dzieje? - powtórzyła znowu pytanie, na które nie zdążył jej nawet odpowiedzieć na kanapie. Starała się brzmieć neutralnie, może z odrobiną troski, ale nie szczęśliwą; nie tą, która już o wszystkim wiedziała. Na to przyjdzie czas, choć nie była pewna czy powie mu o tym wszystkim. O rozmowie usłyszanej w szpitalu, o jego zachowaniu, o tym po co był jej ten "chłopak" oraz o rym, co zobaczyła przy Afrodycie. Może kiedyś.
Uśmiechnęła się lekko na zachętę i sięgnęła jego dłoni, by ścisnąć ją delikatnie jakby to miało mu pomóc się otworzyć. Być z nią szczerym. Tak naprawdę tylko i aż tyle wymagała w tej chwili od Marca. Nie potrzebowała płonnych wyznań miłości, godzinnej opowieści rytmicznej niczym wiersz o tym, jak bardzo ją kocha. Wystarczyło jedynie "kocham cię". Tylko czy to usłyszy?
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Park Frei Nie 12 Gru 2021, 16:01

Te uniesienie, którego doznał w obecności Afrodyty było jednoznaczne. Kiedy tylko zrozumiał, że pomylił boginię miłości z Olivią, od razu wiedział, co tu się święci. Afrodyta przyjmuje przecież formę kobiety, której najbardziej się pragnie i im bardziej za jakąś ktoś szaleje, tym więcej będzie widział jej cech u bogini. Jemu zdawało się, że Gale się przefarbowała (co było dość głupie biorąc pod uwagę, że byli w środku imprezy, a poza tym Afrodyta była inaczej ubrana), więc to dobitnie świadczyło o tym, kogo Deverill zobaczył w tamtej chwili. Nie był jednak przygotowany na to, że świadkiem tej kompromitacji może być sama córka Ullra.
Będąc jednak cały czas w tym dziwnym stanie, przyznał się do zazdrości i był gotów na to, by skonfrontować się raz na zawsze ze swoimi uczuciami. Zbyt długo był pasywny w tym wszystkim i dziś niemal nie wepchnął swoją głupotą Olivii w objęcia innego, co byłoby gwoździem do trumny dla niego. Musiał więc to wszystko odkręcić, pogodzić się z nią i raz na zawsze powiedzieć jej, że od dawna nie jest dla niego tylko przyjaciółką.
Tłum jednak nie sprzyjał temu, by przeprowadzać takie rozmowy, dlatego też nim się spostrzegli opuścili już teren imprezy i znaleźli się w parku Frei, gdzie było cicho. I romantycznie, bo dzisiejsza pogoda, roślinność oraz widoki sprzyjały spacerom zakochanych. To właśnie o tym w pierwszej kolejności Marc pomyślał, gdy tylko się tutaj znaleźli. Teraz już nie tylko podświadomie, ale i świadomie chciał tu być właśnie z nią. Niczego nie wypierał.
Usiedli więc na ławce gdzieś na początku parku, bo przecież Gale nie mogła pokonywać takiego dystansu w szpilkach. Jemu to jednak było obojętne, bo wyglądało na to, że znajdowali się tutaj sami. Mogli więc w spokoju porozmawiać i sobie wszystko wyjaśnić. Zanim jednak cokolwiek powiedział, chwilę na nią popatrzył. Tym razem bez tego gniewu i frustracji związanej z nieumiejętnością przekazania własnych uczuć. Tym razem patrzył na nią tak, jak ktoś zakochany patrzy na tego, w kim się kocha. Oczy to mu chyba świeciły wszystkimi możliwymi odblaskami.
- Niczego nie będę mówił - odparł zaskakująco i zamiast dać jej w ogóle czas na reakcję, pochylił się, by zainicjować pocałunek. I kiedy tylko poczuł dotyk jej warg na swoich, od razu przysunął się bliżej, by jedną przenieść za jej plecy, drugą zaś wplatając w jej włosy i dociskając Olivię bardziej do siebie, by ta nawet nie pomyślała o tym, żeby to teraz przerywać.
Dopiero po naprawdę długim, pełnym namiętności pocałunku, Deverill ochłonął i odsunął się. Odkąd tylko stanął przed nią po tej kompromitacji, miał ochotę na ten pocałunek. I na seks oczywiście, ale podniecenie aż tak nie wzbierało w nim, od kiedy przestali być pod wpływem uroku Afrodyty. Co wcale nie oznaczało, że nie miał na nią ochoty, bo tego to nie było nawet jak ukryć. Od tygodni czy może nawet miesięcy myślał niemalże co noc o kochaniu się z Olivią. Teraz jednak było coś dużo ważniejszego niż jego popęd seksualny.
- Chciałem tego od samego początku - rzekł po chwili. - Odkąd tylko cię poznałem - dodał. - A kiedy trafiłaś tu po tylu latach... wszystko wróciło. Wiesz co mam na myśli - przygryzł dolną wargę, nie mając odwagi do tego, by powiedzieć jej wprost, że ją kocha. Musiał więc znajdować różne zwroty wokół tego, by naprowadzić ją na to, czego oboje mają już chyba świadomość. - Olivia, ja cię... - każde kolejne słowo mówił ciszej, nie będąc przyzwyczajonym do takich wyznań. - ... kocham - wyszeptał jej prosto w usta, jednak dzięki bliskości było to doskonale słyszalne. A potem ją pocałował, tym razem czulej, by tylko potwierdzić jej to, że zachował się głupio i niemal stracił miłość swojego życia przez własne nieogarnięcie.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Park Frei Czw 23 Gru 2021, 10:48

Olivia była niemal przekonana, że tym razem, po tym wydarzeniu z Afrodytą, nawet ktoś tak uparty jak on będzie w końcu szczery. Ze sobą i z nią przy okazji. Kiedy jednak tak szli, Olivia zastanawiała się co zrobi, jeżeli mężczyzna znów coś wymyśli. Znów ją okłamie i wyprze się uczuć. Wtedy chyba tylko pozostanie jej strzelenie mu w pysk i poszukania szczęścia gdzie indziej i z kimś innym. Co z tego, że ona znała prawdę? Nie chciała być okłamywana, bo Marc mógł być sobie synem Eris, ale dawno temu złożył jej obietnicę, że nie będzie jej okłamywał. Co prawda już w szpitalu to zrobił, ale ten jeden raz była w stanie mu wybaczyć, jeżeli teraz będzie szczery.
Miejsce było piękne zarówno dzięki porze roku, godzinie jak i pogodzie. Zdecydowanie romantyczne miejsce, które oby miało pozytywne skojarzenia, kiedy następnym razem się tutaj pojawi. W końcu jednak siedzieli na ławce, a Gale powtórzyła swoje pytanie. Patrzyła mu w oczy widząc w nich dokładnie to samo, co ona czuła. Kiedy jednak usłyszała odpowiedź, zdziwienie nawet nie zdążyło się do końca wymalować na jej twarzy, kiedy poczuła jego usta. Westchnęła cicho, przenosząc jednocześnie jedną dłoń na jego kark.
Odwzajemniała pocałunek równie namiętnie, jak on ją całował. Nie wiedziała ile to trwało, ale gdy Deverill się odsunął miała tylko jedno wrażenie - za krótko. Nie oponowała jednak, zabrała nawet dłoń z jego karku, kiedy postanowił się odsunąć. Nie mówiła nic, tylko patrzyła na niego nieco wyczekująco, bo choć pocałunek był wspaniały i sugerował wiele, chciałaby to usłyszeć. W końcu w obecnej sytuacji można by było pomyśleć, że tylko urok Afrodyty tak zabawił się jego popędem, że musiał kogoś pocałować. Po prostu, kogoś.
Uśmiechnęła się lekko, gdy zaczął mówić. Miała ochotę nawet zażartować czy mówi o grupie 4-latków w przedszkolu, ale postanowiła ugryźć się w język. Poznała go dostatecznie, by wiedzieć, że nie najlepiej radzi sobie z uczuciami. Nie chciała go przecież spłoszyć. Kiedy tylko przygryzł wargę, Olivia delikatnie kciukiem wyswobodziła ją z jego zębów. Już miała coś mówić, kiedy jednak syn Eris postanowił powiedzieć to, do czego przyznać powinien się już dawno temu. Nie miała jednak czasu odpowiedzieć, więc postanowiła mu pokazać to pocałunkiem, który ponownie zainicjował.
- Ja ciebie też kocham - szepnęła, gdy zakończyli pocałunek, nie odsuwając się jednak ani odrobinę. - I wiem. Długo tobie to zajęło - uśmiechnęła lekko rozbawiona ciekawa jego reakcji. Najważniejsze było jednak to, że była szczęśliwa, co cały organizm jej potwierdzał, bo jakiekolwiek napięcie ciała poszło w niepamięć.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Park Frei Sro 29 Gru 2021, 17:46

Marcowi zdecydowanie perspektywa się zmieniła, kiedy to zobaczył swoją ukochaną w towarzystwie jakiegoś pajaca, który miał go po prostu zastąpić. To był ten pierwszy trigger, który wywołał u Deverilla takie poczucie frustracji i niechęci do przebywania na tej imprezie, że aż sięgnął po hektolitry alkoholu, za którym przecież aż tak nie przepadał (jak na herosa). Później ta kłótnia z Olivią, a następnie podgrzanie atmosfery przez Afrodytę, która rozpyliła w powietrzu całe tony feromonów i niemal nie wywołała zbiorowej orgii. Oni całe szczęście w porę przenieśli się nieco dalej, ale kto wie, co tam się teraz działo?
Dziesiątki myśli na sekundę przechodziły mu teraz przez głowę i tak naprawdę nie był w stanie sprecyzować tego, co chciał powiedzieć. Głównie przez swoje zakłopotanie całym tym dniem, bo przecież jej wystarczyły tylko dwa konkretne słowa, które w końcu padły z jego ust. Co prawda buraka strzelił takiego, że ciężko było mu ukryć zawstydzenie, ale jednocześnie poczuł dziwną ulgę, która zwiastowała coś dobrego.
Kiedy pocałunek się zakończył, Marc tylko spoglądał w oczy Olivii, ciesząc się tą magiczną chwilą. Wszystkie problemy odeszły na bok i w końcu byli ze sobą szczerzy, czy może raczej - on z nią. Jego jednak wcale ta dłużyzna nie bawiła, bo przez jego kłamstwa i brak odwagi zamiast być szczęśliwi od blisko kilku miesięcy, udawali, że nic między nimi nie ma. Dziś w dodatku zakończyło się to kłótnią pośród innych herosów, a nawet bogów. Zdecydowanie nie było mu do śmiechu, ale rozumiał też reakcję Gale.
- Ale to nie tylko moja wina! - rzucił niby zaaferowany, a jednak na koniec wstąpił na jego twarz mały uśmiech. - Ty też mogłaś coś powiedzieć... - dodał już nieco ciszej, bo znów się zawstydził. Głównie z powodu własnej głupoty i niewiedzy, bo teraz jak się tak zastanowić, to Olivia dawała mu dość jednoznaczne znaki. A to, że nie rozłożyła przed nim nóg, skoro debil nic nie ogarniał? No cóż... ona miała klasę i wyznawała dość staromodne zasady podrywu, czyli: "to on ma się o mnie starać, ja mam tylko dać powód, żeby się starał". No i ostatecznie się postarał, choć tutaj akurat musiał podziękować Afrodycie.
- Trwało to już zdecydowanie za długo - rozluźnił się lekko, ale dalej odczuwał pewne zawstydzenie z powodu swojej niewiedzy.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Park Frei Pią 31 Gru 2021, 14:33

Od jakiegoś czasu ich relacja była pasmem nieporozumień i niedopowiedzeń, co nie wiadomo kogo bardziej frustrowało. W końcu jednak kilka czynników sprawiło, że pewna granica została przekroczona i mężczyzna by sobie ulżyć, postanowił wreszcie być szczerym. Olivii w końcu ulżyło i uspokoiła się gdy tak szli sobie coraz dalej od terenu imprezy. Prawda była jednak taka, że póki jej nie pocałował, wciąż miała obawy, że stchórzy i wymyśli kolejną historyjkę tym razem o tym, dlaczego miałby być o nią zazdrosny.
W końcu jednak pocałował ją i nie w ramach zabawy, bo jednak ponownie byli po alkoholu, chociaż nie w takim stanie jak wtedy, gdy wszelkie granice im się zatarły. Później wreszcie usłyszała to, o czym marzyła od dawna i mogła wreszcie odetchnąć i przyznać bez zawahania, że jest naprawdę szczęśliwa. W tym momencie nie było jej potrzeba niczego więcej i tak po prawdzie miała ochotę zostać tu już na zawsze, bo nie miała wątpliwości, że obóz będzie nieco podburzał ich relacje.
- Próbowałam. W szpitalu, pamiętasz? - przypomniała mu próbę poznania jego uczuć, kiedy to ich się wyparł. Subtelnie też próbowała mu dawać znaki, że jest nim zainteresowana bardziej, niż przyjaciółce wypada, ale nie było to przez niego zauważone. Pozostała więc stagnacja i ciche liczenie na to, że syn Eris wreszcie coś zrobi. I na całe szczęście tak się stało.
- Zdecydowanie - mruknęła przymykając nosy i trącając lekko swoim nosem ten jego. W końcu - skoro oficjalnie mogła to zrobić - tym razem to ona się zbliżyła i pocałowała go czule zupełnie jakby potrzebowała potwierdzenia, że to nie była z jego strony pomyłka. Że naprawdę ją kocha i jej pragnie tak samo mocno, jak ona jego.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Park Frei Pon 03 Sty 2022, 14:45

Deverill od samego początku wiedział, że ta rozmowa skończy się w taki sposób. Nie żeby planował ją całować, jak tylko ją zobaczył, ale gdy pomylił ją z Afrodytą i uświadomił sobie, że jego uczucia nie są już skrzętnie skrywaną tajemnicą, przestał się hamować. Już raz spanikował i okłamał ją w szpitalu, nie przyznając się do żadnych uczuć, z czego do tej pory nie był dumny, bo zachowywał się niemalże tak jak swoja matka, a przecież nienawidził tego fałszu i obłudy. Niemniej jednak, te przybycie bogów było dla nich lekarstwem i prawdę powiedziawszy, Marc do końca życia będzie dziękować Afrodycie, że zjawiła się i go oczarowała (oraz Olivii, że stała w odpowiednim miejscu, by zauważyć całą tą jego "kompromitację").
Kiedy tylko usłyszał słowa o szpitalu, spuścił głowę zły na siebie, że wtedy nie przyznał się do niczego. Gdyby poszedł po rozum do głowy i czytał te subtelne znaki, które teraz wydawały się być nader oczywiste, od tygodni byliby już szczęśliwą parą i uniknęliby wielu krępujących rozmów.
- Jestem głupi - przyznał cicho, ubolewając nad swoją indolencją w kwestii wyznawania uczuć. Gale robiła wszystko co mogła, by pokazać mu, że jest nim zainteresowana. Teraz ta gra w prawda czy wyzwanie, te sceny zazdrości, każdy dotyk czy każde przygryzienie wargi przez Nowozelandkę były oczywiste. I tym samym jeszcze bardziej sobie dopierdolił, bo naprawdę uważał siebie w tym momencie za durnia. Jak on mógł nie odebrać tego w prawidłowy sposób?
Zaraz jednak zapomniał o swojej żałości i skupił się w całości na pocałunku, który celowo został przez niego przedłużony, jak tylko wyczuł, że Olivia mogła chcieć się odsunąć. On również potrzebował potwierdzenia i każda kolejna sekunda smakowania jej warg tylko utwierdzała go w tym, że skończyli z etapem przyjaźni. Mimowolnie jednak przeniósł dłoń na jej policzek i gładził go opuszkami palców nie chcąc, by ta chwila się kończyła. Ostatecznie musieli przystopować, bo zabrakłoby im powietrza, a to byłoby już kłopotliwe.
- Chcę jeszcze - szepnął prosto w jej wargi, dając jej raptem sekundę czy dwie na złapanie oddechu. Zaraz zainicjował kolejny pocałunek, tym razem żywszy i bardziej namiętny, który nie przypominał tych dwóch poprzednich. Dłonią zawędrował na jej udo, które zaczął gładzić, a palce wsunął pod jej pośladek zachęcając ją do tego, by zajęła wygodniejsze miejsce, przeznaczone już od teraz tylko dla niej: na jego kolanach. Suknia raczej w tym nie przeszkadzała, a nawet jeśli nie da rady usiąść okrakiem, to przecież zawsze może to zrobić bokiem.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Park Frei Sro 12 Sty 2022, 08:54

Olivia zdecydowanie też będzie wdzięczna do końca świata za tą wizytę bogów, a zwłaszcza Afrodyty, która może i dla wielu niepotrzebnie podgrzała atmosferę, ale nie dla niej. Co prawda bez tego Marc też prawdopodobnie zobaczyłby w półbogini Olivię, ale sama kobieta nie byłaby raczej przy niej, gdyby właśnie nie ta aura. A czy gdyby nie podeszła do Deverilla ten zrobiłby to sam? Nie była taka pewna.
- Jesteś mój - poprawiła go cicho z lekkim uśmiechem, wcześniej kiwając głową na znak niezgody z jego słowami. Czy łatwiej by było, gdyby mężczyzna był szczery w szpitalu? No jasne, że tak, co nie zmieniało faktu, że finał i tak był taki sam. Byli razem, a to, że zeszli się nieco później? W perspektywie całego życia jest to chyba do przełknięcia.
Pocałunek był cudowny i choć Gale nie chciała go kończyć, to jednak oddychanie też było ważne. Prawda jednak też była taka, że pomimo swoich uczuć do mężczyzny i tego co z tym związane, kobieta zwyczajnie tęskniła za tego rodzaju bliskością. Już nie pamiętała kiedy ostatni raz była w związku, a zabawowe pocałunki w barach z czasie studiów zdecydowanie tak nie smakowały. Nie miały w sobie tyle uczuć.
Nie minęła chwila, a ich usta znowu się połączyły tym razem w nieco mniej czułym pocałunku. Olivia potrzebowała chwili, by zrozumieć, co Marc jej sugeruje. W końcu przeniosła się na jego kolana siadając bokiem. Innej możliwości nie miała, jeżeli nie chciała sukni podwijać pod sam pępek albo niszczyć. A nic z tego nie chciała. Położyła dłonie na jego karku, odwzajemniając ten cudowny pocałunek znowu do momentu, gdy brakło jej tchu.
Oparła swoje czoło o jego przymykając przy tym na chwilę oczy. Dopiero po dłuższej chwili je otworzyła, wcześniej uśmiechając się jeszcze.
- Mój pingwinku, nawet nie wiesz jaka wdzięczna jestem Afrodycie - odparła sugerując mu tym samym, że widziała całe to wydarzenie pomiędzy nim a boginią. No i wróciła do pingwinka. Ciekawe czy znowu go to zawstydzi?
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Park Frei Sro 19 Sty 2022, 13:26

Deverill i tak wiedział swoje, bo przecież gdyby nie jego upartość i głupota, byliby już ze sobą dużo wcześniej. Widział przecież jej próby zalotów, które może i nie były jakieś wykwintne, ale dałyby do myślenia każdemu, kto nie jest Marciem Deverillem. Jasne, miał nieco wypaczony obraz kobiet przez pobyt w obozie, ale Olivię musiał traktować jak zwykłą kobietę, która po prostu dołączyła do obozu po całym procesie kreowania swojego własnego "ja". To właśnie z tego powodu te rozbieranie się podczas gry w prawda czy wyzwanie, dotykanie się w sposób inny niż powinni robić to przyjaciele i patrzenie się również w taki sposób, było dla niego... normalne? Tutaj panowała większa rozwiązłość i być może pewne granice się przesunęły, przez co zamiast odbierać taką otwartość Gale jako ewidentny znak tego, że jest nim zainteresowana jako partnerem, odbierał ją jako wpływ obozu i "normalnienie" dziewczyny, o ile tak to można nazwać.
Kiedy usiadła na jego kolanach, Deverill z zachwytem spoglądał na nią i inicjował kolejne pocałunki, nie pozwalając ukochanej nawet na wzięcie choćby jednego oddechu. Z czasem jednak stało się to uciążliwe i mimo jego dezaprobaty, która była widoczna poprzez jego mimikę twarzy, Olivia odsunęła się od niego, by zaraz zetknąć ich czoła. On w tym momencie również przymknął oczy, zachwycając się nie tylko tą cudowną chwilą, ale też jej zapachem, który działał na niego jak narkotyk.
Zarumienił się mimowolnie, gdy zwróciła się do niego "pingwinku". Dziś miało to zupełnie inny wydźwięk niż przez ostatnie miesiące, dlatego też trochę go to zawstydziło. Jednak nie na tyle, by pozostawał bierny na te sugestie, które ewidentnie miały dać wyraz ich świetnego samopoczucia mimo słabego początku podczas imprezy.
- Moja kuoczko, ja ich nie znoszę - mówił o bogach. - Ale Afrodycie to ołtarz postawię... - uśmiechnął się, będąc w dalszym ciągu lekko zawstydzonym, nie tylko z powodu pingwinka, ale też z powodu odwagi, by nazwać ją kuoczką, tym razem w zupełnie innym kontekście niż zwykle. Jak widać nawet słowa zaczynały zmieniać znaczenie.
Już chciał jej coś wyznać, ale zamiast tego, po prostu przylgnął twarzą do jej szyi i wymusił objęcie. Ocierał się nosem i policzkami o jej skórę, mając cały czas przymknięte powieki. Z tej perspektywy mogło to nawet wyglądać jak próby pieszczot jej szyi, ale ust to on akurat nie używał. Na razie. W końcu uniósł wzrok i spojrzał na nią, przygryzając lekko wargę.
- Naoddychałaś się już? - spytał jakby z pretensją, wyrażając swoją gotowość do kolejnego pocałunku - długiego, namiętnego i pełnego uczuć. Szybko się od tego uzależnił.
Olivia Gale
Olivia Gale
Re: Park Frei Nie 23 Sty 2022, 17:23

Co już było, to się nie odstanie. Olivia od tego momentu nie zamierzała dzielić włosa na czworo i wyszukiwać problemów obecnej sytuacji (za późno, za wiele minęło itd), a jedynie cieszyć się z tego, że od teraz byli razem. Co prawda Gale nie miała pojęcia jakim chłopakiem okaże się Deverill, ale z drugiej strony znali się tak dobrze, że mogła mniej więcej wiedzieć, czego się spodziewać. W końcu ich przyjaźń się nie zmieni, a jedynie dojdzie kilka elementów i ciężko było kobiecie uwierzyć, że w tych kwestiach się nie dogadają. Choć z drugiej (trzeciej?) strony wszystko było możliwe.
Chciała czy nie, potrzebowała powietrza, oboje potrzebowali. Już i tak jako herosi mogli sobie pozwolić na znacznie dłuższe pocałunki. Oddychała miarowo w miarę możliwości, chociaż emocje robiły swoje i sam fakt, że całowała się właśnie z nim - na samą tą myśl się ekscytowała, a oddech znów jej nieco przyśpieszał.
- Naprawdę to tak ciebie zawstydza? Ja wiem, że wynikają one z dziecięcej zabawy, a my jesteśmy poważnymi i strasznymi półbogami, ale naprawdę ich nie lubisz? - spytała po dłuższej chwili po jego wyznaniu o bogach i Afrodycie. Pogłaskałaby go nawet po policzku, gdyby nie fakt, że wcisnął twarz między jej ramię a szyję, co i dla niej samej było nader przyjemne. Mimowolnie się na to uśmiechnęła, choć jego odpowiedź ją ciekawiła. W końcu teraz bardziej niż kiedykolwiek nie chciała sprawić, by czuł się niekomfortowo.
- Tak - odparła nieco rozbawiona, jednocześnie zbliżając się do niego, by znowu złączyć ich wargi w długim i namiętnym pocałunku.
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Park Frei Pon 24 Sty 2022, 14:26

Marc początkowo nie wiedział, o co ukochanej chodzi, dlatego wpierw zastanawiająco spoglądał w jej śliczne oczy, próbując rozgryźć, czy na pewno czegoś nie zabrakło w tym przekazie. I wtedy zrozumiał, że najwidoczniej jego skrót myślowy zasugerował jej zupełnie co innego, na co najpierw Deverill zareagował krótkim chichotem, a następnie spojrzał na swoją przyjaciółkę.
- Nie chodziło mi o zdrobnienia - pogładził ją po policzku. - Lubię, jak mówisz tak do mnie... - powiedział zawstydzony, przez co jego ton był cichszy, mniej pewny, a i wzrok pognał gdzieś na bok, bo nie wiedzieć czemu, skrępowało go te wyznanie. - Chodziło mi o bogów, ich nie znoszę - dokończył po chwili. - Mimo to, postawię ołtarz Afrodycie za to, co dla nas dziś zrobiła... - znów dodał cicho, czując jak coraz bardziej się zawstydza przez swoje wyznania.
Musiał więc się w nią wtulić, by chociaż w części ukryć swoje skrępowanie i prawdę powiedziawszy, zdało to egzamin, bo jak na zawołanie syn Eris opanował te dziwne emocje i zaraz był znów gotów do całowania się, co bardzo mu się spodobało przez ostatnie minuty.
Złączyli więc znów swoje usta w pocałunku i gdy tak w nim trwali, znów zaczynało brakować im oddechu. Tym razem to on go przerwał, jednak nie na długo, raptem po to, by wypowiedzieć na kilku wydechach pewne słowa.
- Znudził mnie już ten park. Chodźmy do ciebie albo do mnie - pewnym było, że wcale nie chodzi tu o park. Znudziła mu się Olivia. W ubraniu.
Zachęcająco więc wpił się w jej usta i zainicjował kolejny pocałunek, który jednocześnie poparł tym, by podnieśli się z ławeczki, najpierw ona z jego kolan, a później on z drewnianych desek. Jak gdyby nigdy nic wziął córkę Ullra na ręce i nie patrząc nawet przed siebie, zaczął iść w kierunku wyjścia z parku, przerywając pocałunek tylko co jakiś czas, by zaczerpnąć trochę oddechu i przy okazji zerknąć, czy aby na pewno nie idą w jakieś krzaki. O dziwo udało im się przejść całą drogę, która zajęła im dziesięć razy dłużej niż powinna, ale w końcu znaleźli się tam gdzie chcieli: u niego.

(Zt x2)
Scott Mercer
Scott Mercer
Re: Park Frei Czw 14 Gru 2023, 15:28

Podróż w czasie dla Scotta była o tyle zaskakująca, że nie znajdował się w trakcie żadnych ważnych wydarzeń, a jedynie został „wylosowany” spośród dziesiątek milionów wersji herosów z całego multiwersum i trafił do obozu herosów z przeszłości, w którym znalazło się również kilku innych, zbłąkanych półbogów. On sam nie panikował z racji swojego doświadczenia, dlatego też jak tylko trafił na miejsce, od razu udał się na kampus, gdzie później został oddelegowany do Corvusa Juareza, który tutaj również był generałem, tak jak w jego czasach. Z tą różnicą, że u tego Scotta syn Melinoe już dawno tej funkcji nie pełnił, gdyż kilka lat temu w końcu spełnił swoją obietnicę i opuścił obóz wraz z Sylvią, z którą zamieszkał w swojej ukochanej Barcelonie. Swoją drogą… ciekawe co u niego? Może już dorobili się z Garcią gromadki dzieci? On ze swoją Tanją nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo dobrze oboje się czuli w obozie i nawet po ślubie zostali tutaj. Dzieci nigdy nie planowali mieć, więc też łatwiej było o podjęcie takiej decyzji, bo zależała tylko i wyłącznie od nich i ich preferencji.
Gdy znalazł się w obcym świecie, od razu próbował się jakkolwiek skontaktować z Tanją, jednak tutejszy numer, który w jego rzeczywistości należał do pani Mercer, tutaj należał do jakiegoś randomowego gościa z Dakoty Północnej. Pozostało mu zatem jedynie zdjęcie, które nosił w swoim portfelu oraz pamięć telefonu, na której znajdowały się różne fotografie. Jedne zrobili sobie wspólnie, inne wysyłała mu sama córka Chronosa. Jak wiadomo, największą uwagą cieszyły się te, w których ubierała się wyzywająco i prowokacyjnie, bądź po prostu wysyłała mu jakiegoś softa czy nudeska z nudów, a on to wszystko zapisywał w swoim sejfiku. Jak myślicie, dlaczego przy wyborze smartfona Scottowi najbardziej zależało na jak największej pamięci? Jakbyście ożenili się z Tanją, to byście znali odpowiedź.
Któregoś dnia zatem Scott przechadzał się ulicami nieco odmienionego obozu względem tego, w którym sam mieszkał i nawet nie zakładał tego, że spotka tutejszą córkę Chronosa. Nie chciał jej niepokoić, ani uprzykrzać jej życia, bo z tego co zasłyszał w obozie, niezbyt dobre relacje łączyły ją z jego tutejszym odpowiednikiem, więc założył, że byli jeszcze na etapie hejtów, które Mercerowie z przyszłości mieli już za sobą. Dostrzegając ją jednak odpoczywającą przy oczku wodnym w parku Frei, nie mógł się powstrzymać od tego, by do niej nie zagadać. Choć minęło dopiero kilka dni, to bardzo zatęsknił już za jej głosem, dotykiem i spojrzeniem, które zawsze było wyjątkowe, pełne uroku i pewności siebie.
Dla zabawy postanowił nawet się nie przedstawiać, chcąc zostać powiązanym z tutejszym Scottem Mercerem. Może jeśli on przełamie lody, to przeskoczą szybciej ten etap i również w tych czasach Tanja uszczęśliwi syna Hollera? Zaszedł więc ją od tyłu i korzystając z mocy grawitacyjnych pozbył się wszelakich szelestów. Bardziej lewitował nad ziemią, niż chodził po niej, dzięki czemu finalnie znalazł się za nią.
- Moje kochanie – wyszeptał jej w podobny sposób, jak robił to podczas ich seksu, co miało miejsce nie tylko na samym początku, gdy wspólnie polowali na NoGods jeszcze jako wrogowie, ale też po ich ślubie. Wiedział doskonale, że Albankę przechodzą dreszcze za każdym razem, gdy zwracał się do niej pieszczotliwie i że to była jej pięta achillesowa, zwłaszcza w sporach z nim w późniejszym okresie.
Objął zaskoczoną Gashi od tyłu i cmoknął ją w policzek, co z racji tego, że odwróciła głowę dokładnie w tym kierunku, z którego usłyszała głos, spowodowalo, że finalnie cmoknął ją w usta. Nie traktował tego jako akt zdrady swojej żony, gdyż jakby spojrzeć na to pod pewnymi względami, to przecież dalej była ona. Tylko odrobinkę młodsza.
Odsunął się od półbogini i od razu zlustrował ją wzrokiem z małym, zawadiackim uśmiechem. Gashi nic się nie zmieniła w stosunku do tego, co ma na co dzień w swojej rzeczywistości, co oznaczało, że kobieta się nie starzała. Mógł więc się szczycić tym, że usidlił laskę, która nawet po 40-tce wygląda jak 20-latka i bynajmniej nie jest to zasługa wyłącznie boskich genów.
Tanja Gashi
Tanja Gashi
Re: Park Frei Wto 26 Gru 2023, 21:20

- 5 -

Był dzisiaj ciepły dzień, gorący wręcz. Ubrała na siebie więc jedynie czerwoną bieliznę i letnią sukienkę znanego projektanta. Można śmiało powiedzieć, że była półprzezroczysta, dlatego wybór bielizny był istotny. Może nie była tą Tanją z NoGods, ale to nie oznaczało, że nie miała w sobie prowokacyjnego pazura. To właśnie odzwierciedlała jej bielizna. Nie była to grzeczna, nierzucająca się w oczy cielista wersja. Ale czerwona, koronkowa i zdecydowanie przyciągająca wzrok. Zwiewny materiał kończył się nad kolanem, a kobieta dodatkowo nie zawiązała mocno sukienki robiąc z niego znacznie większy dekolt. Dzięki jednak jej krojowi niczym szlafroka od bioder w dół warstwy materiału na siebie nachodziły już znacznie lepiej maskując bieliznę.
Zrobiła sobie spacer po obozie od misji ze Scottem mając trochę więcej oddechu w obozie. Może nie zaskarbiła sobie przyjaźni czy uznania, ale część osób po prostu jej odpuściła. Chociaż tyle. Chociaż z Mercerem udawali, że w zasadzie nic się nie zmieniło, nie ciskali w siebie już błyskawicami, gdy się widzieli. A to tylko oznaczało, że coś się zmieniło, choć ani tego nie przyznawali, ani nic z tym nie robili, choć minęły trzy tygodnie od ich powrotu z San Jose.
W końcu znalazła się w parku na ławce. Przymknęła oczy relaksując się otaczającym ją ciepłem i promieniami słonecznymi. Zesztywniała słysząc głos Scotta za plecami zwracający się do niej tak, jak tylko podczas... Czy on sobie jaja robił? Odwróciła się gwałtownie, gdy poczuła obejmujące silne ramiona, których ciepło dobrze znała. Krótkie cmoknięcie wprawiło ją w zaskoczenie.
- Scott... Co jest kurwa - rzuciła zaskoczona i gdyby jej nie puścił, wyrwałaby się chwilę później. Już miała go zjebać, gdy odwróciła się w pełni i zrozumiała, że to nie Mercer za nią stoi... A przynajmniej nie do końca. Widziała drobne różnice, co oznaczało, że był kilka lat starszy. Zlustrowała go bez krępacji wzrokiem, nim znów się skupiła na jego twarzy.
- Scott... - oczywiście, że to akurat jego kopia musiała pojawić się w obozie, by dwie osoby przypominały jej o zajebistym seksie. Kątem oka dostrzegła ruch i miała wrażenie, że idzie Mercer, ale to byłby zbyt dziwny zbieg okoliczności.
- Mogę wiedzieć dlaczego do cholery nazwałeś mnie kochaniem? Nigdy mnie tak nie nazywasz... cóż... hm... Nienawidzimy się - nigdy to trochę nadużycie, ale przecież nie powie temu Scottowi, że pieprzyła jego młodszą wersję.
- Och, to proste myszko. Jesteśmy małżeństwem - rzucił mężczyzna z zawadiackim uśmiechem.
- Niezły żart - mruknęła, a potem szczerze się roześmiała. I śmiałaby się dalej, gdyby nie pewny wyraz twarzy mężczyzny, który mówił jej jasno, że nie żartuje. Nim jednak odpowiedziała poczuła na sobie spojrzenie i odwróciła się w porę, by faktycznie zobaczyć tutejszego Scotta.
- Ja pierdolę - mruknęła tylko patrząc na jednego i drugiego mężczyznę. Dlaczego musieli być tak seksowi? I tak niewiarygodnie dobrzy w łóżku?
Scott Mercer
Scott Mercer
Re: Park Frei Sro 27 Gru 2023, 13:48

Uwadze Scotta nie umknęło to, w jaki sposób odpowiedniczka jego ukochanej z tych czasów była ubrana. Jego Tanja również uwielbiała kusić, zwłaszcza jego i to mimo całkiem sensownego stażu małżeństwa. Płomień namiętności nie gasł między nimi i choć zaczęli wręcz tragicznie swoją znajomość, tak później okazało się, że świata poza sobą nie widzą. Było to tak intensywne, że nawet z pełną świadomością tego, iż nie ma do czynienia ze swoją żoną, Mercer z przyszłości postanowił zachowywać się tak, jakby właśnie tak było. Można było to co prawda traktować jak swoistą zdradę, wszakże była to osoba wyglądająca tylko jak jego Tanja, niekoniecznie musiała przecież zachowywać się tak jak ona. Jednak syn Hollera nie dbał o to, bo przez ostatnie dni zdążył bardzo zatęsknić za Albanką.
Po reakcji na jego gesty Scott szybko zrozumiał, że tutejsza Tanja była z tutejszym Scottem na zupełnie innym etapie znajomości, a to mogło oznaczać wiele komplikacji. I już miał zamiar się wycofać, gdyby nie to, w jaki sposób córka Chronosa napomknęła o ich nienawiści. Gdyby rzeczywiście było to tak proste, jak próbowała przedstawić to blondynka, to nie zawahałaby się i wprost określiłaby nienawistny poziom relacji. Wtem Mercer przypomniał sobie, jaką dziś mieli datę i szybko połączył fakty: minęły trzy tygodnie od wypadu na polowanie do San Jose, podczas którego on również ze swoją Tanją nie tylko przespał się kilkukrotnie, ale też zmienił mocno swój stosunek do niej, czego finałem było ich małżeństwo. Na samo wspomnienie tego bardzo ważnego wyjazdu, syn Hollera aż uśmiechnął się.
- Nigdy? – ton Scotta był prowokujący, a jego spojrzenie zdradzało bardzo dużo i ta sugestia z pewnością powinna trafić do Gashi.
Nie dane było mu jednak rozwinąć tematu, gdyż zaraz w towarzystwie pojawił się tutejszy Mercer, który zdołał usłyszeć to, co ten z przyszłości powiedział chwilę później. Na twarz przybysza wstąpiła powaga, która miała uwiarygodnić to, co jak widać zostało szybko zaakceptowane przez Albankę, która mimo początkowego roześmiania się, zaraz również spoważniała.
Tutejszy Scott przystał do nich i trzymając obie ręce w kieszeniach, nie zdradzał zbyt wiele emocji poza tym, że był jakkolwiek zainteresowany tematem tej rozmowy. W rzeczywistości jednak serce zaczęło mu bić mocniej i na ułamek sekundy, gdy spoglądał na Tanję… widział to. Widział ich razem, z obrączkami na palcach, może nawet ją z jego nazwiskiem.
- Między wami musiało pójść coś bardzo tak – nawiązał do parki z przyszłości. - My się nienawidzimy, wy jesteście małżeństwem. Duża rozbieżność – zauważył, na co od razu zareagował inny Scott.
- My też zaczynaliśmy od tego. Wszystko zmieniło się po wspólnej misji w San Jose, byliście tam kiedyś? – uśmiechnął się trochę szyderczo, a trochę prowokacyjnie, dzięki czemu wszyscy powinni zdać sobie sprawę, że Mercer z przyszłości trochę się bawił nimi teraz i doskonale wiedział, skąd początkowe zakłopotanie u Tanji.
Tutejszemu synowi Hollera z trudem udało się nie zareagować na to, choć nerwowo zmienił pozycję, wyciągając ręce z kieszeni i krzyżując je na klatce piersiowej. To czasami była oznaka wyprowadzenia go z równowagi i kto mógł o tym lepiej wiedzieć niż on sam?
- Polecam, ciekawe miasto – rzucił niby niewinnie, a następnie spojrzał to na Tanję, to na swojego odpowiednika z tych czasów.
Brunet próbował być spokojny, toteż zamiast dać się sprowokować, postanowił trochę pociągnąć temat, by uzyskać kilka odpowiedzi.
- Byliśmy tam, ale między nami nic się nie zmieniło, prawda? – spojrzał na Gashi, mówiąc przy okazji spokojnie i lekko sugerując jej, by potwierdziła jego słowa. - Więc nie wiem, co musiało się zdarzyć między wami, że zmieniliście o sobie zdanie – stwierdził znów pełen spokoju, na co ten drugi Mercer uśmiechnął się pewnie.
- Mieliśmy tam najlepszy seks w naszym dotychczasowym życiu – powiedział pewnie. - A potem kolejny, tuż przed rzeźnią NoGods – rzucił znów pewien siebie, na co tym razem Scott nie potrafił już nie zareagować. Mimowolnie więc przygryzł dolną wargę i kątem oka spojrzał na Tanję, skupiając się oczywiście na jej stroju, który sporo odsłaniał, w tym bieliznę Gashi. Cholera, dlaczego ona musiała być taka seksowna i w dodatku jeszcze nosiła tak zajebistą bieliznę?!
- W każdym razie, potem poszło dość szybko. Kilka innych misji, spotkania, randki i po kilku latach hajtnęliśmy się. Nic wielkiego – wzruszył ramionami, jakby wcale nie spoilerował teraz potencjalnie im ich przyszłości. - Jeśli jesteście ciekawi, to tak… seks każdym następnym razem po San Jose był jeszcze lepszy. I dalej jest – uśmiechnął się znów pewnie.
Tanja Gashi
Tanja Gashi
Re: Park Frei Sro 27 Gru 2023, 20:24

- Nigdy - bardziej wysyczała niż odpowiedziała, bo choć Scott z przyszłości coś jej sugerował, to przecież nie mógł zakładać, że tutaj życie toczy się dokładnie tak samo. To byłoby dziwne, prawda? Udała więc, że nie ma pojęcia co próbuje jej właśnie zainsynuować, choć doskonale czuła do czego on się odnosi. Dlaczego on już to wiedział i dlaczego w swojej rzeczywistości też to zrobił?
Gashi ochoczo przytaknęła na słowa swojego Scotta. To prawda, cokolwiek zaszło w historii drugiego Mercera, musiało być całkowicie inne od ich historii. Może Albanka nigdy nie została porwana i całe życie wychowała się w obozie? Wyobraziła sobie na sekundę tą wizję i to, jakby ją to ukształtowało. Była nawet na tyle ciekawa, że była o to spytać podróżnika w czasie. I by spytała, gdyby mężczyzna nie przyznał, że u nich wyglądało to tak samo. Przestąpiła z nogi na nogę słysząc o San Jose i choć w pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, że nigdy tam nie była, wiedziała, że zbyt emocjonalna odpowiedź przyniesie mu więcej wskazówek. Zrobiła więc za to pół kroku do tyłu chcąc się odseparować od mężczyzn, ale trafiła pośladkami o oparcie ławki. Zamiast więc oddalić się na bezpieczną odległość, była uwięziona między dwoma seksowymi ciałami.
- Zdecydowanie nic - prychnęła i nawet dla efektu wywróciła oczami jakby ta myśl niezwykle ją bawiła, że coś mogłoby się zmienić. Oparła się dłońmi o oparcie ławki i bardzo dobrze, bo zaraz mogła niezauważenie je ścisnąć, gdy Scott z przyszłości wspomniał o seksie. Spojrzała na tutejszego Scotta lekko przygryzając wargę i zatrzymując na nim spojrzenie o sekundę za długo. Widziała to po zadowolonym spojrzeniu tego drugiego, gdy na niego przeniosła swoją uwagę. Cholera, to był też najlepszy jej seks w życiu. Dlaczego w ich scenariuszu tyle rzeczy się zgadzało?
- Cóż, u nas się to nie wydarzy. Pomijając brak chęci, to nie uważasz, że to byłoby dziwne, gdyby w dwóch rzeczywistościach historia zatoczyła dokładnie taką samą pętlę? - spytała całkiem rozsądnie trzeba jej to oddać. Spojrzała to na jednego, to na drugiego... I dlaczego do cholery zaczęła się zastanawiać jaki by był seks z nimi dwoma?!
- U nas nie było bitwy - powiedział chyba na potwierdzenie tego, że nie do końca ich historia była kropka w kropkę. - Poza tym znam to spojrzenie stary, samego siebie próbujesz oszukać? - zaśmiał się nieco zerkając na tutejszego Scotta nieświadomie robiąc krok w stronę Tanji.
- A ty... Kochanie... W ogóle się nie starzejesz, tyle mogę ci powiedzieć - mruknął niemal ponętnie, choć to rozbawienie tańczyło na jego twarzy. Ewidentnie się nimi bawił i jeśli tutejszy Scott tego nie robił, to on zamierzał zmiękczyć Albankę słodkimi słówkami. Może przyśpieszy akcję i oni będą szybciej cieszyć się szczęściem. On się trochę ociągał, wiedział to.
Scott Mercer
Scott Mercer
Re: Park Frei Czw 28 Gru 2023, 14:21

Mercer wstępnie nie zakładał niczego, wszakże dotąd każdy, kto pojawiał się w obozie z innych czasów, miał jakieś różnice w swoim życiorysie względem tutejszego pierwowzoru. Nie można było więc ufać we wszystko to, o czym mówił Scott, jednak bardzo niepokojące było to, że z jego słów wynikało, iż sytuacja potoczyła się dokładnie tak samo jak z nimi tutaj i tamtejsi Scott z Tanją również wylądowali w San Jose, również polowali na NoGods i również przespali się ze sobą kilka razy. Ale żeby zaraz małżeństwo… niby pojebane, ale teraz tutejszy Scott dopuszczał do siebie taką możliwość, więc to i tak była już ogromna zmiana względem sytuacji sprzed kilku tygodni.
- Nic? – spytał nieco rozbawiony Scott, jednak nie drążył tematu, gdyż nawet wobec ich zaprzeczeń czy milczenia, uzyskiwał satysfakcjonujące go odpowiedzi.
Heros skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując chwilowy dialog między swoim odpowiednikiem z przyszłości, a Gashi, która przejęła tymczasowo inicjatywę i wykazała całkiem solidny argument. On sam nie wierzył w to, że znajdowały się rzeczywistości, w których wszystko odbywało się dokładnie tak samo. Z drugiej strony, tych odgałęzień było nieskończenie wiele, więc zawsze istniało jakieś prawdopodobieństwo, że są światy, w których ich życie toczy się 1 do 1 tak jak tutaj.
Spoglądając kątem oka na Albankę, dostrzegł jej spojrzenie i wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że zaraz spojrzała na tego drugiego Mercera i przygryzła wargę delikatnie. Potrafił odczytywać takie subtelne znaki, ale by się upewnić, na bezczela wszedł telepatią do głowy Tanji i nawet otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, gdy zobaczył w jej wyobraźni wizję córki Chronosa między dwoma Scottami, niczym w jakimś oreo i to ona była kremikiem. Wszelkie komentarze zostawił jednak dla siebie, by nie wszcząć jakiejś awantury, że jak to bez jej pozwolenia czyta w myślach. Swoją drogą, zaczął się zastanawiać czy w przypadku takiego trójkąta, to to byłoby gejowe czy może raczej jakimś wyższym poziomem masturbacji? Pojebana akcja.
Spojrzał znów na drugiego Scotta i od razu przybrał nieco groźniejszy wyraz twarzy. Nie lubił, gdy ktoś sugerował mu coś, co on starał się bardzo mocno ukryć.
- Fajna z niej cipka, ale nic poza tym – rzucił chłodno, przez co miało to bardziej wulgarny i chyba nawet obraźliwy wyraz, niż było komplementem samym w sobie. Drugi Mercer zareagował na to chichotem.
- Nic poza tym, że lecisz na nią. Cud, że się nie ślinisz – wykpił swojego odpowiednika z tych czasów, na co sam Mercer zareagował tylko prychnięciem. Wiedział bowiem, że jego dwuznaczności nie są wcale dalekie od prawdy i im bardziej patrzył na Tanję, tym mocniej… coś czuł. I nie była to nienawiść.
Coś go ukłuło, kiedy usłyszał ten ewidentny tekst na podryw i być może poczuł nawet coś na wzór zazdrości? W każdym razie, gdy tylko padło to z ust tego drugiego Scotta, Mercer przybliżył się instynktownie do Gashi i znalazł się przed nią, stając tym samym między tą dwójką.
- Nie jest twoim kochaniem, więc odpuść sobie. To inna Tanja – nie obchodziło go to, czy Albanka miała jakiś problem z tym, że wypowiedział się za nią, ale po braku początkowej reakcji z jej strony uznał, że ma na to ciche przyzwolenie.
Scott z przyszłości wzruszył ramionami i uniósł ręce w geście pokoju, nie chcąc zaogniać niczego swoimi gestami. Co innego słowami.
- Wszedłem na twój teren? – rzucił prowokacyjnie. - Nic poza tym, tak? – zachichotał lekko, po czym przechylił lekko głowę, by spojrzeć na stojącą częściowo za plecami Mercera córkę Chronosa. - Znam samego siebie na wylot i po jego reakcjach sądzę, że mija się z prawdą. Ty z kolei w ogóle nie zaprzeczasz, kochanie – rzucił w kierunku blondynki. - Masz więcej taktu, więc pewnie nie rzucisz tekstem w stylu „fajny z niego gach”. Pytanie tylko kto na kogo leci bardziej, bo to, że lecicie na siebie jest oczywiste. Wiesz, że moja Tanja do dziś ma ciarki, kiedy mówię do niej „kochanie”? – celowo zaakcentował końcówkę tak, jakby mówił to w łóżku, czyli w łudząco podobny sposób, kiedy Scott jęczał, co przecież Tanja bardzo polubiła.
- Więc zajmij się swoją Tanją, a tą zostaw – rzucił, ledwo powstrzymując się od użycia określenia „moją”.
- Próbujesz wejść mi do głowy, co? – wypalił nagle przybysz z przyszłości, patrząc z lekko uniesioną brwią na drugiego Scotta. - Po pierwsze, to ci się nie uda. Po drugie, jeśli dalej będziesz próbować, odpłacę się tym samym albo poczytam w jej myślach. Chociaż z drugiej strony… doskonale wiem, co tam zobaczę. Jesteście uroczy – zachichotał z jednej strony kpiąco, a z drugiej z pewnym spokojem w głosie, jak gdyby rzeczywiście cieszył się, że i w tej linii czasowej Tanja ze Scottem mają się ku sobie.
Tanja Gashi
Tanja Gashi
Re: Park Frei Nie 21 Sty 2024, 19:34

Jak szybko pojawiła się myśl o seksie z jednym i drugim Scottem, tak szybko zmusiła siebie do porzucenia tego. Do tego nie dojdzie nigdy i nie było sensu fantazjować o tym. Na samą myśl jednak, że miałaby na sobie dwie pary rąk i usta obu mężczyzn, z których jeden dał jej najlepszy seks w życiu, a jego kopia to samo zrobiła z jej kopią... Cóż. To chyba by pobiło wszystko w jej życiu, ale zdecydowanie należało porzucić takie plany.
- Nie nazywaj mnie tak, kutasie - warknęła nagle zła na te słowa. Rozmawiali o niej zupełnie jakby była jakimś przedmiotem, a nie żywą osobą, która w dodatku stała przed nimi. Dlatego rzuciła mu też wściekłe spojrzenie, aby zaraz wywrócić oczami na słowa przybysza. Nie było tajemnicą, że fizycznie podobała się Mercerowi, tylko wygląd mógł ich zaprowadzić właśnie tam, gdzie już byli. Do dobrego seksu. Na wyglądzie związku nie zbudują... Nie żeby chciała.
Spojrzała z ledwo uniesioną brwią na jej Scotta, który stanął między nią, a tym drugim. Nosz cholera, nie po to się odsuwała, by oni na nią napierali. Miała ławkę za sobą, więc była niejako w potrzasku. Czy on był o nią zazdrosny? Czemu tak bardzo odpychał drugiego siebie? Zamiast jednak zareagować jakoś, założyła ręce na piersi i z lekkim rozbawieniem przyglądała się ich interakcji.
Już miała coś odpowiedzieć, kiedy zwrócił się do niej w ten sam sposób, co tutejszy Scott w San Jose. Na sekundę przymknęła oczy czując ciarki przebiegające przez jej plecy. Cholera jasna. Spojrzała jednak na przybysza bez jakichkolwiek emocji.
- Myślałam, że jesteś dojrzałym człowiekiem i wiesz, że związek, to nie tylko fizyczność i seks. Jeżeli na umiłowaniu do ciała opiera się twoje małżeństwo, to pozostaje mi współczuć - odpowiedziała spokojnie, końcówkę dodając już kpiąco.
Uniosła lekko zaskoczona brwi, gdy usłyszała, że Mercer próbuje wejść do głowy temu drugiemu. Zaraz jednak spojrzała na niego wściekła. Zrobiła nawet krok do przodu wymijając tutejszego mężczyznę, wbijając mocno palec w tors przybysza.
- Mierzcie sobie kutasy czy co tam chcecie, ale od mojej głowy wara. Nie jestem waszą zabawką - warknęła dociskając palec, by wiedział, że może zaraz ją mocniej zdenerwować. Jeżeli faktycznie była podobna do jego żony, powinien wiedzieć, że głowa była granicą nie do przekroczenia.
- Och, kochanie, oczywiście, że nie jesteś zabawką. Jesteś przepiękną kobietą, na której widok oboje moglibyśmy się ślinić. A w tej sukience? Uff - powoli sięgnął do jej dłoni, która wbijała się w jego tors i delikatnie ją odsunął, choć przytrzymał ją nieco dłużej niż była potrzeba.
- Wybacz. Oczywiście, że nie będę grzebał ci w głowie - powiedział z lekkim uśmiechem chcąc ją udobruchać. Nawet wiedząc, że to nie jego Tanja nie mógł znieść, że mogłaby być na niego wściekła.
Gashi nieco się wbrew sobie uśmiechnęła, gdy ją skomplementował, ale rozluźniła się dopiero na jego obietnicę. Z delikatnym uśmiechem wróciła do opierania się pośladkami o oparcie ławki. Spojrzała to na jednego, to na drugiego, jednak nim się odezwała, zrobił to znowu on z tym zawadiackim uśmiechem.
- A ty? Jeżeli chcesz mieć u niej jakiekolwiek szanse, to musisz jej to obiecać i się tego trzymać. Uwierz mi, wiem co mówię - zwrócił się do swojego odpowiednika. I co on zrobi? Każda reakcja będzie bardzo wymowna, co niezwykle oczywiście bawiło tego, co to powiedział. Tanja za to wywróciła oczami, choć niezależnie od ich relacji, chciałaby usłyszeć taką deklarację. W końcu kto lubił, jak ktoś ci grzebie w głowie?
Scott Mercer
Scott Mercer
Re: Park Frei Pon 22 Sty 2024, 15:50

Fantazjowanie o nich obu było zgubne, gdyż pewnym było, że Scott nigdy nie zgodziłby się na tego typu trójkąt, nawet jeśli Tanja by go o to błagała. Jak większość facetów jego wizja trójkąta wiązała się z zaproszeniem kolejnej kobiety do łóżka, nie faceta, wszak był samcem alfa, który musi dominować i oznaczać swój teren, a dzielenie się partnerką z innym chłopem zdecydowanie do oznaczania terenu nie należało. Niemniej jednak Mercer nie przywiązywał mocno wagi do tego, gdyż były to zwykłe wyobrażenia Gashi, a i on przecież nie rozmyślał zbyt często nad potencjalnym trójkątem z kimkolwiek. Paradoksalnie teraz najbardziej pragnął wyłączności. I to wiadomo na kogo.
Kątem oka spojrzał na zbulwersowaną Albankę, której nie spodobało się określenie „cipy”. I nie powinno, wszakże miało to bardziej funkcję pejoratywną, aniżeli zachwalającą jej cudowną szparkę, w której syn Hollera chciałby zanurzyć swój język, palce czy swojego penisa. Nie uszło jednak uwadze drugiego Scotta, tego z przyszłości to, że obrazili się w dość podobny sposób.
- Wiecie… cipa i kutas bardzo pasują do siebie – zaśmiał się cicho, celowo poruszając akurat ten temat, choć sam tok rozmowy nie wskazywał na to, by zajmowali się tego rodzaju pierdołami. Mercer jednak mimo swojego neutralnego wyrazu twarzy, poniekąd zgadzał się z komentarzem swojego odpowiednika z innych czasów, jednak w żaden sposób nie dał po sobie tego poznać.
Kątem oka dostrzegł reakcję Tanji na słowa tamtego Scotta, który zaakcentował w wyjątkowo umiejętny sposób to, jak mówił do niej w San Jose on sam. Z jednej strony zaskakiwało go to, jak bardzo pobudzało to zmysły, z drugiej jednak wcale jej się nie dziwił, bo przecież on równie ekstatycznie reagował na jej jęki i tego typu ton. Może było w tym jednak coś więcej aniżeli zwykłe fizyczne pociąganie?
Scott z przyszłości zaśmiał się cicho i spojrzał na Gashi.
- Od tego się zaczęło, kochanie – wyjaśnił z pewnym siebie spojrzeniem. - I trwa to do dziś, dlatego jesteśmy tak udanym małżeństwem – puścił jej oczko, a następnie zwrócił uwagę na samego siebie, jednak nie zdołał powiedzieć nic więcej, gdyż blondynka podeszła do przybysza i tknęła go palcem.
Scott przyglądał się tej sytuacji i już miał ochotę strzelić po pysku temu drugiemu, jednak Tanji najwidoczniej nie spodobało się to, że jest przedmiotem dyskusji, a nie jej realną uczestniczką. Skrzyżował więc ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się lekko, gdyż podobała mu się jej pewność siebie.
- Nie zależy mi na tym – odpowiedział chłodno, co z jednej strony można było potraktować dość normalnie, a z drugiej trąciło odrobiną sztuczności. Na razie Scott nie miał zamiaru składać żadnych deklaracji, bo nie wiązały go z Tanją żadne konkretne relacje, jednak domyślał się, że ta wolałaby zapewnienie, iż nigdy nie będzie jej grzebać w głowie za pomocą czytania w myślach. I prawdę powiedziawszy Scott tego praktycznie nie robił, wyłączając pojedyncze sytuacje, w których albo musiał to robić tak jak w San Jose, albo chciał zatrzymać wpływ kogoś innego, tak jak było to teraz.
- Jesteś dość przewidywalny, ale może to kwestia tego, że jesteśmy tą samą osobą – odpowiedział Scott z przyszłości. - Teraz może i masz to gdzieś, ale za jakiś czas, gdy zobaczysz, jak wspaniałą osobą jest Tanja, sam to zadeklarujesz – rzucił pewnie. - Ale coś mi się zdaje, że nie masz tego gdzieś. Widzę, jak na nią patrzysz – uśmiechnął się na koniec. - I wcale ci się nie dziwię. Nie istnieje piękniejsza kobieta od niej. Ani tak cudowna. Na razie wiesz tylko, że jest świetna w łóżku, a to tylko początek z jej mnóstwa zalet – zachichotał lekko, nie kryjąc się z tym, że doskonale wie o tym, iż do czegoś między nimi już doszło. Osoby, które są sobie obojętne nie zachowują się w taki sposób.
- Nie będę wam przeszkadzał, gołąbeczki – rzucił i obrócił się na pięcie, a następnie spojrzał za siebie w kierunku Gashi. - Dajcie sobie szansę. Podziękujecie mi potem – powiedział spokojnie i opuścił ich, kierując się w kierunku obozu.
Mercer stał przez moment w ciszy, odprowadzając wzrokiem samego siebie, a następnie kątem oka spojrzał na opierającą się pośladkami o ławkę Tanję. Czy ona nawet w tej pozycji musiała wyglądać tak zajebiście seksownie? Mogła sobie darować, naprawdę.
Syn Hollera prychnął nagle i udał śmiech.
- My. Małżeństwem. To niedorzeczne – zakpił z całej rozmowy, jednak czy naprawdę był przeciw temu? Czy nie dopuszczał do siebie możliwości zaobrączkowania Tanji?
Schował obie ręce do kieszeni.
- Chociaż to dość zabawne, że w jakimś tam świecie jesteśmy parą – zachichotał i tym razem naprawdę rozbawiło go to, co było ogromnym progresem względem jego potencjalnej reakcji sprzed kilku tygodni.
- Nie będę ci czytać w myślach, obiecuję – wypalił nagle, totalnie od czapy. Ale czy aby na pewno? A może zrobił to pod wpływem słów Scotta, który dał mu wyraźne instrukcje, że jeśli to zrobi, to Albanka będzie patrzeć na niego przychylniej? Tylko dlaczego on chciał się jej przypodobać?
Tanja Gashi
Tanja Gashi
Re: Park Frei Nie 28 Sty 2024, 15:02

Gashi nie zamierzała tracić dni i nocy na fantazjowaniu o trójkącie z nimi, to była ulotna myśl, która na chwilę ją rozpaliła, ale nic poza tym. Z całą pewnością nie będzie próbowała zaciągnąć ich do łóżka tym bardziej, że obiecała sobie, że po San Jose nie będzie już z Mercerem żadnej powtórki. Póki co dobrze wychodziło jej trzymanie się tego. Jeżeli już o trójkątach jednak mowa, Albanka była zbyt terytorialna, by dzielić się swoim z inną kobietą. Może gdyby to ta druga musiała się dzielić swoim, mogłaby to jeszcze rozważyć, ale prawda jest taka, że choć Tanja była wyuzdana, tak nie kręciła ją myśl o trójkącie.
- Celowo użyłam tego określenia, cymbale - wywróciła oczami, bo dla niej to było oczywiste, że próbowała obrazić go w ten sam sposób, w jaki zrobił to Mercer. raczej z jej ust leciały inne inwektywy, ale to zostało użyte w konkretnym celu nawet jeśli mężczyznę to nie ruszyło.
- Nie jestem twoim kochaniem, dałbyś już sobie spokój - powiedziała spokojnie patrząc na niego z politowaniem. Zaraz jednak obydwaj mężczyźni ją wkurzyli, choć przybysz bardziej ze swoją groźbą, dlatego to na nim skupiła swoją złość.
Nijak nie zareagowała na słowa Scotta o tym, że nie będzie składać jej obietnic. Niczego innego po nim się nie spodziewała, więc nie obeszło jej to w żaden sposób. Prędzej zaskoczyłby ją mocno, gdyby się na to zdobył, ale wiedziała, że tak zadufany dupek nigdy tego nie zrobi. Nie zrobi tego z kobietą, na której by mu zależało, a co dopiero z nią.
Uniosła lekko jedną brew, gdy drugi Mercer zaczął ją wychwalać. Niech go cholera, naprawdę musiał kochać jej inną wersję. Dobrze dla nich, ale to nie znaczyło, że tutaj historia musiała potoczyć się tak samo, bo jemu wydawało się, że wie coś więcej. Może i byli podobni, ale nie byli tymi samymi osobami. Nieświadomie jednak przygryzła na moment wargę, gdy skomplementował jej umiejętności łóżkowe. Nie dlatego, że to ją zawstydziło, bo była pewna siebie, ale dlatego, że pomimo zaprzeczeń doskonale wiedział, że między nimi coś zaszło. Byli aż tak oczywiści?
Blondynka prychnęła tylko cicho słysząc o szansie patrząc w oddalające się plecy mężczyzny. Co on tam mógł wiedzieć? To tylko czap... inna rzeczywistość.
- Cóż, dobrze wiedzieć, że są bardziej popierdolone rzeczywistości od naszej - zakpiła prychając podobnie do niego. A jednak jej spojrzenie było dużo łagodniejsze niż jej słowa. Czy to możliwe, że w ich relacji mogłoby chodzić o coś więcej niż seks?
Uśmiechnęła się lekko rozbawiona na jego słowa, by zaraz zrobić zdziwioną minę. Patrzyła na niego kilka długich sekund pewna, że zaraz ją wyśmieje, ale gdy tego nie zrobił, wypuściła długi oddech, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się ciepły uśmiech.
- Dziękuję, doceniam to - przyznała biorąc go za człowieka słownego. Tyle mogła o nim powiedzieć, a przynajmniej takie wrażenie jej sprawiał. Milczała kilka chwil, a następnie odbiła się od oparcia ławki i obeszła ją, by w końcu na niej usiąść i podziwiać piękny widok przed nimi.
- Mam wrażenie, że coś spieprzyliśmy - przyznała w końcu po chwili. Nie wiedziała czemu, ale od jakiegoś czasu nie opuszczało jej uczucie, że o czymś zapomnieli i to się na nich odbije.
Sponsored content
Re: Park Frei

Park Frei
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Similar topics
-
» Park Freji
» Central Park



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Dzielnica Nordycka-
Skocz do: