Wczoraj, po opuszczeniu gospody, młoda para (w sensie wiekowo, wiecie) udała się na krótki spacer po okolicy centrum obozu. Nieco okrężną drogą, ale dość szybko tak naprawdę trafili do swojego mieszkania. Pogoda dopisywała, więc spokojnie wędrówka mogła się wydłużyć, niemniej im już co innego było w głowie, a co niosły ostatnie zdania wypowiedziane w lokalu. W domu jednak zachowali na początku pozory. Ułożyli się na dość małej kanapie w salonie odpalając jakiś przypadkowy film. Początkowo nawet w niego zerkali, jednak z każdą chwilą coraz mniej byli na nim skupieni, a coraz bardziej na sobie. W końcu Juarez przeniósł ją do sypialni, gdzie mieli znacznie większe i wygodniejsze łóżko do takich zabaw. Cóż, spać poszli dość późno. Z rana Garcia napiła się kawy, przygotowała im pożywne śniadanie. Może nie spali za długo, ale kobieta wolała wstać wcześniej i na spokojnie zjeść, aniżeli w pośpiechu zapychać żołądek. Zdrowe to to nie było i przed treningiem nie wskazane, choć za wiele raczej się oni nie namęczą. Inaczej gdyby oboje wylądowali na jednej macie. Nieśpiesznie opuścili mieszkanie, by wybrać się na wyznaczone dla młodzieży miejsce treningu. Arena ze względu na swe rozmiary była dość wygodna do tego typu treningów, szczególnie gdy chciało się mieć oko na wszystkich uczestników. Sylvia lubiła trenować na świeżym powietrzu niemniej szukanie walczących młodzików między drzewami nie byłoby zbyt wygodne. Uśmiechnęła się do znajomych, młodych twarzy chcąc też przy okazji pokazać, że nie jest tylko tą Sylvią z ostatniego śniadania. Co prawda część przy jakiś okazjach miała już okazję bardziej ją poznać i zrozumieć, że Garcia potrafi więcej jak robić groźne miny i krzyczeć groźby. Zerknęła na ukochanego, bo on jako kapitan powinien zacząć jakąś przemowę, trening czy jakkolwiek zwykle to zaczynał. Każdy miał swoje praktyki, ona była tu od pomocy.
Corvus Juarez
Re: Arena Pią 10 Lip 2020, 22:34
Zgodnie z tym co zostało napisane nieco wyżej, Corvus nie zaliczy tej nocy do najlepiej przespanych, ale z pewnością zaliczy ją do najlepszych w swoim życiu. Powodów było kilka zaczynając od tak prozaicznych jak fakt spędzenia czasu z ukochaną, skończywszy na tych mniej grzecznych, które zaczynały się od seksu już w progu mieszkania, poprzez seks na ich wspólnym łóżku, skończywszy na stosunku pod prysznicem, kiedy to po upojnej nocy zamierzali się ogarnąć i pójść spaciu. Juarez był w znakomitej formie, dlatego takie harce poprzedniego dnia nie wpłynęły na jego dzisiejszą dyspozycję, jedynie rano był trochę ospały i z lekko przekrwionymi oczami, co było oczywiście podyktowane niewielką ilością snu, a przynajmniej nie taką, jaką potrzebował. Zjadłszy śniadanie z Sylvią, porozciągał się jeszcze w domu, chcąc rozbudzić się do końca, po czym udał się z nią do koloseum, gdzie o godzinie 8:00 został zwołany trening z młodzikami. Uczniowie stawili się tłumnie, co napawało Corvusa dumą i szczęściem, bo to tylko pokazywało, że większość młodych asklepiosków szanuje go i ceni poranne ćwiczenia, które kiedyś były zmorą półbogów, zwłaszcza tych operujących w nocy. A tu proszę, zjawili się nawet ci od Nyks, Tanatosa czy Morfeusza. Juarez nie ukrywał swojego małego uśmiechu, który oznajmiał jego zadowolenie. - Witajcie, herosi - rzucił dumnie, wychodząc kawałek w przód. Celowo zastosował taką narrację, by ci najmłodsi czuli się wyszczególnieni, a na dodatek nie zdeprymowani. Nazywanie ich herosami zamiast młodzikami, uczniami czy studentami było dobrą praktyką, którą Juarez stosował już od kilku miesięcy. Dzieci bowiem mają to do siebie, że szybko chcą dorosnąć i być uważani za dorosłych, tak więc syn Melinoe dokładnie tak ich traktował i tyle samo od nich wymagał co od dorosłych. - Dzisiaj ćwiczenia poprowadzi ze mną Sylvia Garcia, córka Hefajstosa, którą większość z was na pewno zna - zaczął donioślejszym donem, spoglądając na ukochaną. - Tak, to ta sama, która krzyczała na nas ostatnio na śniadaniu - dodał już nieco żartobliwie, nie mając wcale za złe tego, że Pani Kapitanowa była Panią Kapitanową. - Jest mistrzynią walki kiścieniem, zna się na walce biczami i w walce wręcz, także rada ode mnie, słuchajcie się jej - skończył, mając cały czas świetny humor, głównie po wczorajszej nocy i dzisiejszym poranku, który był słodziachny niczym kuoki. - Na początek rozgrzejcie się. Kilka okrążeń wokół koloseum, skończycie biegać jak już uznamy, że rozgrzaliście dobrze nogi - gwizdnął za pomocą palców i tym samym zarządził początek ćwiczeń oraz początek swojej rozgrzewki, która polegała na kręceniu biodrami wkoło i pochyłami na boki. - Tylko wiesz, kochanie - zaczął, spoglądając na Sylvię. - Nie wypinaj się zbyt często, bo nie wiem, czy się skupię na ćwiczeniach - pochwalił jej strój, który był bardzo sexy. - No i nie krzycz na nich, to dobre dzieciaki - dodał już nieco bardziej żartobliwie, choć z pewnością lubił i uważał za przykładne te młodziaki, co sobie teraz biegały i pewnie mówiły nawzajem do siebie, że jak urosną, to chcą być tacy jak Sylvia i Corvus.
Sylvia García
Re: Arena Sob 11 Lip 2020, 19:37
Z całą pewnością Sylvia zaliczała ten wieczór do jednych z najlepszych, bo już od dawna nie spędziła z Juarezem tyle czasu i to w tak przyjemy sposób. I nie chodziło tu tylko o seks, bo wiadomo, to była fajna forma okazania miłości i do tego bardzo przyjemna, ale nie o to jedynie chodziło w związku. Nie na samym seksie opierała się miłość, więc cały ten czas rozpoczynając od gospody, a kończąc na usypianiu w jego ramionach był jak najbardziej udany i zadowalający. Prawdę mówiąc Garcia była zaskoczona tymi tłumami wręcz na treningu. Wiedziała, że sporo ich przychodzi na nie do Corvusa, ale takiej ilości mimo wszystko się nie spodziewała. Na śniadaniu w tym całym opierdolu dla drużyny, zdecydowanie należało się pochwalenie młodzików za tak rzetelne wypełnianie swoich obowiązków. Nawet ona poczuła tą dumność, choć sukces był to jej ukochanego, a nie jej samej. Był to przywilej i jednocześnie obowiązek w przypadku dorosłości i fajnie, że Juarez uczył ich tego, że nie ma korzyści bez konsekwencji. Nie są dziećmi, by zyskiwać coś za nic. To ważna lekcja wbrew pozorom. - Cześć wam - dorzuciła z uśmiechem i ona machając lekko im łapką. Ona już wielokrotnie mówiła młodszym półbogom, że nie potrzebuje jak poniektórzy paniowania do niej, bo pomijając rangi, byli tutaj równi. Ona zawsze proponowała by mówili do niej po imieniu, bo pomijając nie podkreślanie różnicy wieku, to tak było zwyczajnie łatwiej. To nie była szkoła, gdzie grzecznie trzeba było podnieść rękę i zastosować znany wszystkim zwrot "proszę pani". Znaczy nie wszystkim, Amerykanie tego nie rozumieli odnosząc się w szkołach do nauczycieli jak przypadkowych ziomków. Tego nie ogarniała akurat. Gdy kapitan kapitanował, ona grzecznie stała, jednak luźno żadne na baczność i uważnie słuchała tego, co Juarez ma do powiedzenia. Uśmiechnęła się siłą rzeczy wpierw rozbawiona przypomnieniem o ostatnim śniadaniu - chociaż młodym się nie oberwało - a później ten zamienił się na ciepły, gdy mężczyzna tak ładnie ją pochwalił i jej umiejętności. Gdy młodzi ruszyli biegać, ona sama zrobiła kilka kroków, by znaleźć się bardziej naprzeciw ukochanego. Jak zwykle stosując się do zasady od góry do dołu, rozpoczęła rozgrzewkę od szyi, kręcąc powoli i dokładnie głową. - Mówisz, że tak rozpraszam? - spojrzała na niego rozbawiona na chwilę wstrzymując machanie łebkiem. Wywróciła zaraz oczami na kolejne jego słowa. - Spokojnie kotku, nie zjem ich. Co najwyżej trochę pogryzę - zażartowała sobie, bo przecież nie zamierzała naskakiwać na młodzików. Czy będzie wytykać ich błędy? Jak najbardziej, ale z taktem i spokojnie tłumacząc jak to powinno wyglądać. Nie pierwszy raz zresztą kogoś ma trenować.
Corvus Juarez
Re: Arena Pon 13 Lip 2020, 01:26
Drużyna Asklepiosa miała nieco inny profil niż ta Dionizosa, gdyż powszechnie w obozie byli uważani za najpilniejszą ekipę. Było to dość sporym paradoksem, biorąc pod uwagę, że przez pewien okres byli bardzo niestabilni, Asklepios zajmuje się szpitalem, rzadziej całym obozem, no i Corvus był najmłodszym kapitanem spośród całej czwórki. Jak wiec doszło do tego, że niebiescy byli uznawani za obowiązkowych i przykładnych herosów? Dzięki pracy wielu Asklepiosów na rzecz obozu. Z miejsca można było wymienić takie postacie jak Elisa, Sylvia, Jin, Iris, Anthony, Delilah, Alex czy kiedyś także Aron, który z wiadomych względów teraz nie mógł im aż tak pomagać. Dodając do tego łebskiego i charyzmatycznego kapitana, którym niewątpliwie był Corvus, można było otrzymać całkiem solidną grupę półbogów, która nadaje się do życia w tym miejscu jak mało kto. Po skończonym wprowadzeniu, przeszedł do rozgrzewania się i dzięki temu, że pierwszy etap został zaliczony już w mieszkaniu, teraz wystarczyło tylko że pokręcił trochę biodrami, ramionami i kolanami, by ostatecznie dogrzać swoje ciało. Liczył na to, że jednak Sylvia nie zastosuje się do jego prośby i jednak na czas rozgrzewki pochyli się raz czy dwa, prezentując mu a to trochę biustu, a to swoje idealnie wyrobione pośladki. Był facetem z krwi i kości i choć czasem zdarzało mu się zawstydzać, to jednak nigdy nie powiedziałby, że skarci ją za takie widoki. To już jednak zależało od niej i jej timingu. - Mówię, że tak bosko wyglądasz w tym stroju - puścił jej oczko i uśmiechnął się lekko, będąc całkowicie szczery w swoich słowach. Humor miał doprawdy wyborny, bo może i nie spał długo, ale wypoczął jak nigdy i spędził jeden z najlepszych wieczorów w swoim życiu. Uniósł lekko brwi rozbawiony jej odpowiedzią, bo z tym pogryzieniem to mogła wcale nie żartować. Taki jednak przebieg tego treningu mógł niejako przewidzieć, bo przecież jaki był sens zapraszać Garcię na wspólne ćwiczenia, jeśli nie po to, by trochę przycisnęła te bobo? - Tak myślałem, ale warto było spróbować - zaśmiał się cicho i spojrzał na podopiecznych, którzy biegali już jakiś czas i chyba mieli dostatecznie rozgrzane dolne kończyny. Zarządził więc koniec biegu, po czym przeszedł do pokazywania im kolejnych ćwiczeń, które miały wykonać by odpowiednio dogrzać wszystkie partie ciała. Zaczął od góry, a skończył na stopach, prezentując im różne sposoby wyginania ciała, poruszania mięśniami i rozciągania się. Po kolejnych kilkunastu minutach przyszedł czas na właściwy trening, którym miała być dzisiaj nauka walki wręcz. - Dzisiaj poćwiczymy trochę uwielbianego przez was karate - zarządził, po czym pokazał kilka pierwszych ruchów. Stanął w lekkim rozkroku, po czym przesunął prawą nogę do przodu i wyprowadził szybki cios prawą ręką w powietrze, potem zrobił to samo z lewą ręką. Następnie znów cofnął nogę i rozłożył ręce tak, by dłonie znajdowały się w okolicach jego ud, nachylił się nieznacznie do przodu i skierował ręce w dół, imitując ruch przyszpilenia podnoszącego się przeciwnika za pomocą pięści. Następnie zrobił to samo co na samym początku, z tym, że teraz wysunął lewą nogę przed siebie i całą kombinację lustrzanie powtórzył. - Teraz wasza kolej, pamiętajcie o równym oddechu, o szybkich i zdecydowanych ruchach, a także o tym, by nie zapominać o żadnym elemencie tej kombinacji - rzucił w stronę młodych herosów i ruszył do przodu, by stanąć między kilkoma z nich, spoglądając z nieco bliższej perspektywy na ich trening. Jeśli którymś się nie powodziło, dawał im porady i starał się ich pocieszać oraz motywować. Dostrzegał u wielu chęć zaimponowania mu, bo Corvus był przecież kapitanem i chyba nawet takim "starszym bratem" dla tych dzieciaków, a ci zawsze starali się być w centrum jego uwagi. Dziś nawet kilku z nich celowo wykonało źle ćwiczenie, by Juarez podszedł do nich i poinstruował, skupiając się wyłącznie na nich. - Sylvia, zerknij na tamtą grupę, czy robią wszystko poprawnie - poprosił ukochaną, wysyłając jej małego całusa ustami, który prawdopodobnie nie został wyłapany przez żadnego młodzika, ale już przez Garcię jak najbardziej. - Pamiętajcie o tym, by nie dać ponieść się emocjom - rzekł głośno, przechodząc między kolejnymi adeptami. - Gdy jesteście wściekli, myślicie o tym, co chcecie zrobić przeciwnikowi, a nie o tym, co on może zrobić wam. To ogromny błąd, bo co wam zawsze powtarzam? - krzyknął w stronę grupy, a ta chórem odpowiedziała: - Wściekły umysł to wąski umysł! - Juarez tylko pokiwał głową zgadzając się z grupą i przeszedł do spoglądania na kolejnych młodzików, którzy przykładali się do swoich ćwiczeń. Był z nich naprawdę dumny i z Sylvii, że tak ochoczo mu pomagała oraz nie krytykowała jego metod.
Sylvia García
Re: Arena Sro 15 Lip 2020, 00:01
Sylvia z całą pewnością nie chciała przed młodymi świecić cyckami czy też ewidentnie wymachiwać tyłkiem, jak co poniektóry wyczyniali mając gdzieś, że na to patrzyły - było nie było - dzieci. Niemniej jakoś dyskretnie mogła to zrobić, w końcu te same dzieciaki drobnych gestów i flirtów nie dostrzegały póki co. Za kilka lat wszystko się zmieni na ich szczęście bądź nie, zależy w jakie towarzystwo wpadną. - Cieszę się, że tak uważasz - uśmiechnęła się lekko zarówno na jego słowa, jak i to puszczone oczko. Co tu dużo mówić, chciała i lubiła dobrze wyglądać w jego oczach. W końcu nikt nie chciał usłyszeć "boże, w coś ty się ubrała" łamane na "jak ty wyglądasz" bądź "wzięłabyś się za siebie". Choć to ostatnie o ile dotyczyło nadwagi, a nie ogólnego zaniedbania, to raczej rzadkość wśród herosów. Wiadomo, każdy kilogram tłuszczu stawia nas w groźniejszej sytuacji. Zaśmiała się również i ona, bo choć nie mówiła na poważnie z tym kąsaniem, to jednak pobłażliwa dla błędów nie będzie. Kto jak kto, ale półbogowie muszą przyzwyczaić się do niemal wiecznej krytyki podczas ćwiczeń, bo to im kiedyś dupę może uratować. Tu nie było miejsca na sentymenty, bycie niemożliwie miłym i łagodnym w ocenianiu. To nie sprawdzian z matematyki w podstawówce. Garcia stojąc nieco za mężczyzną, przeprowadzała swoją rozgrzewkę w swoim tempie, nieznacznie właściwie różnym od tego jego. Ona jednak już znała na tyle swoje ciało, by wiedzieć, gdzie musi poświęcić chwilę dłużej na rozgrzaniu, a gdzie tę chwilę może uszczknąć. Brunetka przyglądała się pokazywanemu schematowi, choć ciężko by było, żeby go na tym etapie nie znała. niemniej każdy na swoje sposoby na naukę, szczególnie dzieciaków, więc stąd też skupienie, żeby przypadkiem nie opieprzyła dzieciaków, że robią źle, bo ona na przykład zazwyczaj w innej kolejności stosuje ciosy czy coś. To nie jej trening, ona była od pomagania. Garcia przeszła kilka metrów dalej od ukochanego, skupiając się na ruchach grupki naprzeciwko. Póki co wszystko wydawało się okej, tylko zobaczymy efekt za kilka minut, kiedy to już młode mięśnie zaczną to odczuwać powoli. Podeszła jednak po chwili do jednego z herosów chcąc go nieco poprawić. Widać było niepewność ruchów, choć kombinacja była dobra, ale przez to były wolne i nieprecyzyjne. Chwilę przy chłopcu spędziła ładnie i miło go motywując, dodając mu pewności siebie, bo przecież błędów nie popełniał. Musiał jedynie w siebie uwierzyć. W końcu zadowolona cofnęła się kilka kroków, gdy te ruchy stały się sprawniejsze. Skinęła Juarezowi głowa posyłając mu również drobny i szybki buziak. Zaraz znalazła się przy wskazanej grupie krążąc między półbogami i doglądając ich ciosy. Tu sypnęła pochwałą, tu zwróciła uwagę na nieprawidłowo wyprowadzaną rękę, ale właściwie jako tako dzieciaki wypadały dobrze. Wiedziała czyja to zasługa. Z całą pewnością nie zamierzała krytykować ukochanego i jego metod, bo widziała tego efekty. Uśmiechnęła się nieco rozbawiona, na tą chóralną odpowiedź i kilka metrów obok dostrzegła małą dziewczynkę, która wydawała się niepewna. Niby i brunetka najwyższa nie była, ale już 30 centymetrów robiło różnicę. - No uderz, nie bój się - powiedziała po krótkiej rozmowie oraz instruktażu cofając się i stając od heroski na długość jej ramion. Zachęciła ją jeszcze skinieniem głowy z drobnym uśmiechem wiedząc, że choć cios w brzuch przyjemny nie będzie, to nie położy ją na łopatki i nie trafi we wrażliwsze miejsca biorąc pod uwagę jej wzrost. W końcu dziewczynka się odważyła na koniec uderzając w powietrze pod sobą zgodnie ze schematem. Sylvia zachęciła ją do ponownej próby i okazało się, że młoda poczuła, że naprawdę to potrafi. Pogratulowała jej, posłała uśmiech i ruszyła dalej po drodze delikatnie gładząc się po brzuchu. Zerknęła na Corvusa i rozbawiona wzruszyła ramionami w wyjaśnieniu na to wszystko, o ile w ogóle dostrzegł sytuację.
Corvus Juarez
Re: Arena Wto 21 Lip 2020, 13:41
Trzeba było zachować się z klasą w obecności tak młodych herosów, ale to wcale nie oznaczało, że Corvus nie miał okazji spojrzeć tu i ówdzie. Garcia jak wzorowa partnerka ustawiła się tak, by powypinać mu się trochę i zaprezentować swoje wytrenowane pośladki, a także by miał widok na jej długie nogi. Kilka razy też nachyliła się, jak już stanęła przodem do niego, by dać mu jeszcze więcej satysfakcji i poruszać trochę piersiami, które opięte materiałem były całe zasłonięte, ale przez to, że były spore, pozostawało nieco miejsca między jej skórą a górną warstwą odzieży i dzięki temu jako tako poruszały się one jeszcze razem z pochylającą się Garcią mimo oporu materiału. Juarez był za to bardzo wdzięczny i najpewniej okaże to przy najbliższej okazji: w łaźni bądź w mieszkaniu, gdzie ukochana będzie sobie życzyła. Dzięki doglądaniu przez córkę Hefajstosa innej części adeptów, Corvus mógł skupić się bardziej na reszcie, a przy tym nie martwił się, że ucierpi na tym dyspozycja innych. Ufał bezgranicznie Sylvii i wiedział, że swoim doświadczeniem przekaże wiedzę młodziakom. Upewnił się w tym, gdy brunetka przeszła do instruktarzu i pilnowała ich, na co Corvus zareagował małym uśmiechem. Duma go rozpierała, widząc jak ta charakterna Meksykanka okazuje ciepło i zaangażowanie, głównie z miłości do niego, choć na pewno też miała w tym jakiś fun. Nie spodziewał się jednak aż takiego zaangażowania i ucierpienia Sylvii, która przyjęła na siebie cios, by mała dziewczynka nabrała więcej pewności. Hiszpan przechylił głowę i ściągnął brwi do siebie, nie poznając swojej ukochanej. Od kiedy ona miała takie podejście do dzieci? Zaśmiał się cicho pod nosem, gdy wzruszyła mu ramionami i wrócił do instruowania kolejnych półbogów, którzy załapali już schemat i doskonale pracowali nad nauką karate. - Świetnie sobie radzicie! - rzucił głośno, chcąc pokrzepić swoich uczniów, którzy wymagali przede wszystkim dobrego słowa, a nie wszechobecnej krytyki. Na to przyjdzie jeszcze czas, gdy podrosną i przejdą do ćwiczeń trudniejszych, gdzie trzeba będzie przykładać się jeszcze bardziej. - Spójrzcie na Sylvię - wskazał ręką na ukochaną. - Nawet ją zabolał ten prosty cios, zatem macie prawdziwy dowód na to, że to działa - krzyknął, uśmiechając się lekko. - No i na to, że lepiej nie dokuczać Michelle - zażartował, uśmiechając się szerzej w stronę półbogini, która przed chwilą poczęstowała Sylvię swoim ciosem i która chyba nabrała jeszcze więcej pewności, gdy Juarez skomplementował ją w dość oryginalny sposób. - Kontynuujcie ćwiczenie - rzucił w ich stronę i podszedł z powrotem do Garcii. Przyłożył jej dłoń do brzucha i chwilę ją pomasował. - Od tego mamy manekiny, piękna - rzekł do niej po hiszpańsku i odsunął rękę, gdy jeden z młodych herosów stał za nim i zaczepił go, ciągnąc za koszulkę. Adept spytał się, czy może skorzystać z toalety, na co Juarez przystał. To było dość zabawne, że teraz rozumiał tych wszystkich nauczycieli, którzy narzekali na wychodzenie do toalety uczniów w trakcie zajęć.
Sylvia García
Re: Arena Sob 25 Lip 2020, 23:32
Garcia lubiła go mniej lub bardziej kusić i kokietować. Nie była niewinną i nieśmiałą dziewczynką, by sama myśl o tym miała ja przyprawić o rumieńce. Znała jednak w tym wszystkim umiar, także nigdy nie było to niesmaczne czy nawet zauważone, jak w przypadku własnie dzieciaków. Niemniej tak naprawdę, ona już czekała na koniec treningu i dalszy ciąg ich wspólnego dnia. Najpierw na kanapie, potem w łaźni, a na koniec w sypialni. Zapowiadało się bez wątpienia ciekawie. No jasne, że dla niej to nie było ani jakieś trudne zadanie, ani też męczące. Dzieciaki były fajne, przykładały się do swoich zadań, więc aż miło było popatrzeć i pochwalić. Poza tym, chociaż na co dzień się tym nie zajmowała w takiej formie, fajnie było nauczać młodych i patrzeć jak chłoną wiedzę. A kto wie? Może kogoś przekona do kiścienia lub bicza? Wtedy też chętnie pomoże już w bardziej indywidualnych zajęciach bądź w jakiś małych grupkach. Nie było to nie wiadomo jak bolesne, a z doświadczenia wiedziała, że większe wrażenie robi nawet lekkie skrzywienie się trenera, aniżeli lekkie pokiwanie się manekina. A tu ewidentnie brakowało pewności siebie, także inaczej się nie dało. A przynajmniej nie z takim efektem, jej zdaniem przynajmniej. Sama wróciła do krążenia wolnym krokiem przed młodymi herosami uważnie im się przyglądając. Uśmiechnęła się na słowa Corvusa i zerknęła na zadowoloną dziewczynkę. Puściła jej oczko, bo widać było jak Michelle zyskała na pewności siebie tymi dwoma prostymi gestami albo ją odzyskała, jeśli ktoś próbował ją podkopać. Wiedziała doskonale, że w obozie kolorowo nie jest i niekoniecznie rówieśnicy trzymają się razem w ten nowej sytuacji. Uśmiechnęła się szerzej zarówno na jego dotyk i słowa, nawet miała już odpowiadać, ale przerwał im mały młodzieniec. Rozbawiona zerknęła na niego, ale nie odezwała się dopóki nie odszedł w stronę wspomnianej toalety. - Manekin nie podbiłby jej pewności siebie, poza tym nie zabolało jakoś strasznie - odpowiedziała mu zerkając na niego, by po chwili delikatnie naprzeć plecami na jego ciało. - Możesz jednak jeszcze chwilę pomasować... Wiesz, wszyscy pomyślą, że tak mocno boli - dorzuciła po hiszpańsku chcąc nieco usprawiedliwić tą chęć pieszczoty. Krótkiej, bo wiadomo, że zaraz muszą wrócić do dokładniejszego sprawdzania młodych herosów.
Corvus Juarez
Re: Arena Pon 27 Lip 2020, 14:00
Corvus był z kolei nieco mniej aktywny w tych kwestiach i jego było stać tylko na drobne gesty, ewentualnie jakieś słowa, co było i tak sporym sukcesem. Wcześniej nie było nawet mowy o dwuznacznościach, gdyż syn Melinoe musiał się przystosować do nowej sytuacji. Na Noemi otworzył się bardzo późno, na Sylvię dużo szybciej i najpewniej dlatego byli teraz na takim etapie swojej relacji. W końcu kto posądziłby Juareza o próbę flirtu czy nawet prośbę o kokietowanie go? Wcześniej przecież zawstydziłby się i pewnie nie mógłby się wyjąkać, a tymczasem teraz potrafił wejść w tą grę i nie poddać się już na samym początku. To było duże "coś" i Garcia pewno o tym wiedziała, skoro przez pierwsze kilka miesięcy ich relacji Corvus miał problem z trzymaniem się nawet za ręce. Ot takie spierdolenie. Dzieci trenowały, a oni mieli małą chwilę dla siebie, z czego postanowili skrzętnie skorzystać. Nie było tutaj mowy o gorszeniu młodych półbogów, ale skoro byli zajęci ćwiczeniami i wypracowywaniem odpowiedniego rytmu, Corvus i Sylvia mogli zbliżyć się chociaż na moment do siebie i pobyć trochę parą. Spodobało mu się to, że córka Hefajstosa naparła na niego i zbliżyła się, co wytworzyło poniekąd objęcie. Lubił się do niej przytulać i mieć ją jak najbliżej siebie, dlatego taki kontakt był bardzo wskazany. Tym bardziej, że to dzięki niej był w wybornym humorze. - Sprytne - rzucił oczywiście po hiszpańsku i przejechał dłonią po miejscu, w które oberwała Sylvia. Robił to bardzo powoli i z odpowiednią czułością, przymykając lekko oczy i wdychając jej cudowny zapach. Dzięki temu, że byli obróceni plecami do adeptów, ci nie mogli wyczytać nic z ich twarzy, a na jego ewidentnie rysowała się przyjemność. - Kocham cię, Sylvio... - szepnął jej po hiszpańsku, nachylając się nieznacznie i chwytając zębami płatek jej ucha. Szybko jednak go puścił, by nikt nie dostrzegł tej drobnej pieszczoty i jeszcze przez moment ją masował, nim nie spostrzegł, że jego dłoń ewidentnie ma ochotę zawędrować albo nieco wyżej, albo nieco niżej. Przełknął ślinę i odsunął się od ukochanej, będąc jednak bardzo zadowolonym z tej sytuacji. Oczywiście nie z tego, że Garcia otrzymała cios, a z tego, że mogli się na moment zbliżyć do siebie. - Pamiętajcie o tym, że o wojowniku nie świadczy to, jak walczy swoją ulubioną bronią. Jeśli heros "jest kimś" tylko ze swoim ekwipunkiem, to tak naprawdę jest nikim - rzucił w stronę ćwiczących adeptów i po chwili pokazał im kolejną kombinację, która składała się kilku ciosów prawą i lewą ręką oraz odpowiednim ułożeniem nóg. - Dlatego właśnie uczycie się walki wręcz - rzekł głośno, przechodząc między kolejnymi ćwiczącymi. - Umiejętność samoobrony jest bardzo ważna, bo nie zawsze będziecie mieć przy sobie miecz, topór czy włócznię - spojrzał kątem oka na Sylvię i uśmiechnął się kącikiem ust w jej stronę. Był naprawdę bardzo szczęśliwy i ona była w samym jego centrum.
Sylvia García
Re: Arena Czw 30 Lip 2020, 22:40
Garcia dostrzegała te zachodzące różnicę i to, jak jej ukochany powoli otwierał się na tę relację i jakiekolwiek okazywanie sobie uczuć mniej lub bardziej publicznie. W końcu nikt tutaj nie mówił o seksie w łaźni. Chociaż może? Jakby się postarali, to mogliby zablokować wejście na ten teren, a nawet wywiesić jakąś kartkę, że dzisiaj zakaz korzystania z łaźni jest, a od wewnątrz zastawiliby drzwi. Nawet jej bicz oplątany wokół klamek dałby radę. Niemniej raczej taka propozycja od niej nie wypłynie wiedząc, jak Corvus by na to zareagował. Nie żeby Sylvia miała jakieś parcie na seks "w publicznym" miejscu, ale łaźnie miały swój urok przecież. W przytulaniu nie było nic złego i uważała, że skoro mają oko na młodych i ich nie olewają, to mogą sobie na to pozwolić. W końcu to czuły, pełny miłości gest i akceptowany niemal przez wszystkich, a rozumiany na pewno. Nie to co obmacywanie się na środku obozu, jak to niektórzy potrafili nie zważając kto i w jakim wieku na nich patrzy. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust na jego pochwałę, by zaraz przymknąć na chwilę oczy i zrelaksować się pod wpływem jego delikatnego dotyku, który naprawdę ją koił, choć bólu tak naprawdę już nie odczuwała. - A ja ciebie, Corvusie - odszepnęła mu w odpowiedzi rzecz jasna po hiszpańsku. Odetchnęła głębiej, gdy złapał zębami płatek jej ucha, prawdę mówiąc nie spodziewając się takiej pieszczoty z jego strony w takim miejscu. Niemniej, nie zamierzała narzekać, nigdy z życiu. Mogłaby już chwilę później, gdy się odsunął, ale przecież wiedziała gdzie są i przede wszystkim po co. To był jedynie bardzo miły przerywnik, ale czas wracać do pracy. Przysłuchiwała się temu, co Juarez przekazywał młodym adeptom i właściwie to zgadzała się z nim w zupełności. Lubiła walczyć kiścieniem od ojca czy biczem, który też sobie upodobała. Niemniej przykładała się bardzo do nauki walki wręcz, bo broń zawsze można było stracić, choćby na moment i trzeba było umieć się obronić na tyle, by po nią chociażby ponownie sięgnąć. Trening trwał, a ona poza pomaganiem herosom uszczknęła kilka chwil, by znowu poprzytulać się z ukochanym albo wymieć z nim kilka słów. W końcu jednak trening dobiegł końca, a ona tuż po kapitanie, podziękowała młodzikom za tak aktywny i uważny udział w zajęciach. Była usatysfakcjonowana widząc ich zdeterminowanie, nawet u tych bardziej nieśmiałych osób jak chociażby Michelle. Gdy zostali sami na arenie, najpierw dała Juarezowi porządnego buziaka, a dopiero potem chwyciła go za dłoń i ruszyła w stronę mieszkania.
ZT OBOJE
May Turk
Re: Arena Wto 29 Wrz 2020, 18:11
May nie czuła się zbyt pewnie w obozie. Wszystko działo się tak szybko. Na początku Stan okazał się kozłem, przepraszam satyrem, później okazało się, że ma dołączyć do jakiegoś magicznego obozu, dla jakiś herosów, a jeszcze później okazało się, że jej ojciec jest jakimś pierdolonym bogiem. Nie tego było za wiele. May po wezwaniu do Ian Core, jednego z trenerów herosów, wściekła się jeszcze bardziej. Po rozmowie uzgodnili, że spotkają się już na arenie. Ogólnie rozmowa była na temat jakiegoś absurdalnego treningu szkoleniowego przed potworami. No po prostu, May nie wierzyła własnym uszom. Jak to! Ona przecież nie potrzebowała treningu i w ogóle przed jakimi potworami. Coś tam słyszała, że jakieś istnieją ale jakoś ją to nie obchodziło, niezbyt chciało jej się walczyć przez kolejną resztę swojego życia. Nie chciała również zbytnio mieszkać w tym przedziwnym miejscu. Czczenie jakiś tam bogów, którzy swoje dzieci, powtarzam swoje dzieci mają w dupie, niezbyt jej się podobało. Myśl o tym, że jakiś potwór miałby ją zjeść, również niezbyt jej się podobała. Problem był między wyborem tych dwóch rzeczy. W obozie ograniczają jej wolność, za to martwa nie chciała również być. Gdy tak sobie rozmyślała, przypomniała o tym, że na 9:00 miała zdążyć na arenę, do Koloseum. Zapytała się randomowego herosa, która jest godzina. Odpowiedział jej, że jest 8:57. Ruszyła biegiem. Mijała różne części obozu, dzielnicę grecką, potem nordycką, łaźnie i jeszcze inne sektory, aż w końcu dotarła przed Koloseum. Musiała zaczerpnąć oddech, przy czym popatrzyła na zegarek. No nie! Pierwszy dzień, a ja już się spóźniłam.Pomyślała, po czym znów zaczęła biec. Biegła przez różne sale treningowe, zbrojownie, oraz inne sale, które były głównie do ćwiczenia swoich umiejętności. Biegła w stronę największego okrągłego budynku, który wydał jej się areną. Gdy po kilku minutach dotarła w końcu pod wejście, popatrzyła na zegarek. Była godzina 9:10, wbiegła szybko na arenę i krzyknęła -Jestem!
Ian Core
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 11:36
Ian nie czuł się komfortowo dostając rozkazy jednak wiedział, że nie może odmówić. W końcu był już na tyle doświadczonym herosem, aby móc trenować innych. Co prawda nie spodziewał się, że nadejdzie on tak szybko, przecież było to tuż po reorganizacji obozu. Z polecenia dowódcy zrozumiał, że ma zaopiekować się młodą dziewczyną i przeprowadzić jej wstępny, miesięczny trening. Cóż doskonale pamiętał jak bardzo on był zdezorientowany gdy trafił do obozu jednak wówczas nie myślał, że sam będzie zajmował się treningiem młodszych herosów. Na początek jeszcze przed wysłaniem dziewczynie informacji o treningu udał się do Wielkiej Biblioteki, by zdobyć parę informacji na temat uczennicy. Zdziwiło go to, że jej matka nie chciała aby dziewczyna dołączyła do obozu. Zachodził więc w głowę jak to się stało, że jednak tutaj dotarła. Z wiedzą jaką zdobył udał się do pokoju, by następnego dnia z głową pełna pomysłów zacząć szkolenie młodej heroski. Nie miał pojęcia czy dziewczyna go rozpozna czy też nie. Owszem wolał nie usłyszeć żadnych pisków czy też innych odgłosów uwielbienia. Lecz doskonale wiedział, że podczas swojej kariery w zespole objechał parę razy świat i był w różnych krajach. Jednak teraz musiał się skupić na czymś innym. Po wstaniu z łóżka i zjedzeniu lekkiego śniadania zaczął się przygotowywać na wszystko co mogło go spotkać. Na wszystkie wrażliwe miejsca, które już wcześniej doznał kontuzji czy też miał jakieś blizny, bo nie chciał ponownie cierpieć z powodu jakichś starych obrażeń. Na to założył swój strój treningowy składający się z czarnego, bezrękawnika lekko wzmocnionego na piersi i po bokach ciała w okolicy żeber, do tego włożył czarne, skórzane spodnie ze wzmocnionym pasem i szlufkami przez które od razu przewiązał swoją ulubioną broń czyli bicz, założył też czarną skórzaną kurtkę mającą chronić jego ręce, a na nogi wzuł wysokie buty przypominające trochę jedenastodziurkowe oficerki z dwoma zapinanymi klamrami. Ostatnim elementem jego ubioru był srebrny łańcuszek z zawieszką w kształcie gwiazdy, który w warunkach bojowych przyjmuje postać jednoręcznego miecza. Tak przygotowany wyszedł z pokoju. Oczywiście był świadomy tego, że ranne wstawanie u młodszych herosów mogło wywołać ich niezadowolenie ale Core był jednym z nielicznych mieszkańców obozu, który bardzo często był już na nogach o piątej rano i wówczas można było go spotkać albo biegającego po terenie obozu albo trenującego zawiły taniec z biczem, który dla potworów bywał śmiertelny. Na arenie był jak zwykle o wiele za wcześnie jednak chciał się dobrze przygotować i rozgrzać mięśnie do zwiększonego wysiłku. Gdy już kończył swoją rozgrzewkę usłyszał szybko zbliżające się do niego kroki i wykonując ostry piruet na jednej nodze stanął twarzą w twarz z młodą dziewczyną. - Wiem, że godzina dziewiąta to dla niektórych bardzo wcześnie rano ale jeśli się z kimś umawiasz to bądź na czas. Na misji nie będzie tak spokojnie i te dziesięć minut zawahania lub spóźnienia może uratować twoje lub życie kogoś z twoich towarzyszy. Zapamiętaj to sobie. – powiedział kładąc nacisk na każde słowo. Oczywiście dla niego to była złota zasada, dla niektórych tylko zalecenie ale gdy widzisz atak na swoich towarzyszy spośród których niektórzy giną nabierasz pewności, że ułamek sekundy może być kluczowy dla twoich posunięć. - Jednak jak już jesteś to zaczniemy trening. Powiedz mi co wiesz o sobie i o swoich rodzicach. – zapytał, gdyż był przekonany, że właśnie od tego powinien zacząć.
May Turk
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 13:45
Gdy May przybiegła na arenę, zauważyła, że nie musiała krzyknąć. Stanęła twarzą w twarz, z jakimś mężczyzną, który zrobił nagły piruet. Mężczyzna wyglądał, dość nietuzinkowo. Miał bardzo delikatne rysy twarzy, w związku z czym, May na samym początku pomyliła, go z kobietą. Człowiek miał również, na sobie dużo tatuaży. Miał dwa rękawy oraz napisy na obu dłoniach, na których było napisane Fidelity. Był ubrany jak jakiś fan rocka, oraz najpewniej nim był. Miał na sobie, skórzaną kurtkę, spodni oraz bezrękawnik. Miał również przy sobie bicz, May miała nadzieję, że nie do biczowania swoich uczniów. W każdym razie był przygotowany, w porównaniu z May można powiedzieć nawet, że bardzo. May miała totalnie rozczochrane włosy, na jej twarzy odmalowywał się dalej gniewny grymas, a jej paznokcie były całe poobgryzane, ze stresu. Ubranie również nie było zbyt dobre do ćwiczeń obrony przed potworami. Miała na sobie czarny obcisły top, jasne, niebieskie jeansy z naszywkami. Jedna naszywka, była z jednorożcem, druga z zielonym lodem, trzecia z błyskającymi światłami fajerwerków, czwarta z szarym kotem, z którego ust wydobywał się dymek z napisem ,,Meow", a jeszcze piąta ze słońcem. Jej czarny top był przykryty przez zieloną, kurtkę moro, na której było napisane May. May nie obchodziło natomiast, że jest tak ubrana, a nie inaczej. Gdy metalowiec się odezwał, wysłuchała jego uwagi i nie uwierzyła własnym uszom. Nie dość, że ma chodzić na te głupie treningi, to na dodatek jakiś typ, którego nie zna, zwraca jej uwagę. Jeszcze gdyby ten mężczyzna, nie więził jej tutaj, to było by spoko, ale nie dość, że May była jego więźniem, to jeszcze miała się uczyć jak pies, jakiś śmiesznych i absurdalnych rzeczy. May chciała mu to wszystko wykrzyczeć w twarz gdy nagle, zadał pytanie, o jej rodzinę. Nagle z May zeszła złość, a pojawił się smutek i uczucie bezradności. Przypomniały jej się momenty gdy razem z jej matką strzelały z łuku, potem zawsze szły do domu i rozpalały w kominku. Śpiewały przy ogniu najróżniejsze piosenki. Potem przypomniało jej się jak siedziała na szpitalnym łóżku, patrząc jak jej matka umiera, jak grały w planszówki, które akurat były dostępne w świetlicy, jak przytulała się do niej. Potem przypomniało jej się jak umarła na jej oczach, jak na małym telewizorku linia z bardzo wysokiej spadła na bardzo niską. Potem jak trafiła do domu dziecka, musiała się przyzwyczajać, musiała znaleźć sobie przyjaciół, a na to wszystko z góry patrzył jej kochany tatuś. May wiedziała, że nie może się w tej chwili rozpłakać na oczach Iana. Zamknęła oczy, głęboko i wolno wzięła wdech, poczekała chwilę i potem oddech. Gdy zrobiła tak kilka razy i dostatecznie się uspokoiła by odpowiedzieć, powiedziała: --Moja matka, umarła i mój ojciec na to wszystko patrzył z góry-Powiedziała, po czym się rozpłakała.
Ian Core
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 14:16
No tak czego innego Core mógł się spodziewać. Nastolatka, która była ubrana dość oryginalnie jak na gust muzyka. Nie rozumiał tylko dlaczego dziewczyna go nie lubi. Ok, on też nie pałał miłością do osób, które go trenowały ale wydawało mu się, że młódka po prostu się go w jakimś stopniu obawia. Lecz dziewczyna naprawdę nie musiała się niczego ze strony Core’a obawiać. Po pierwsze on miał być jej osoba wprowadzającą, a po drugie ona była jego pierwszą podopieczną więc Ian nie wiedział jak się powinien zachowywać. Na pewno nie chciał dziewczyny przestraszyć. No ale jak już zobaczył wyraz jej twarzy stanął i lekko się uśmiechnął. - No dobrze, może źle zacząłem od tego ochrzanu ale naprawdę proszę byś stawiała się punktualnie na treningi. Możesz mi uwierzyć, że ułatwi to nam zadanie. Widzę, że nie chcesz tutaj być ale niestety nie masz innego wyjścia, a ja nie chcę być twoim wrogiem. Jestem Ian Core. – powiedział miał nadzieję dość przyjaznym tonem i lekko zmienił swoja postawę. Starał się by wszystkie jego mięśnie nie były napięte jak postronki, a ton głosu był bardziej miły i spokojny. W sumie po części rozumiał dziewczynę i podszedł do niej lekko i na pozór spokojnie. Owszem Core nie uważał, że ktokolwiek jest jego więźniem, ani nie zamierzał dziewczyny trzymać tutaj siłą lecz jeśli młoda miała stać się herosem niestety była na niego skazana. Wysłuchał dziewczyny i lekko się uśmiechnął choć i w jego sercu coś pękło. Tak nie powinno być, by dzieci patrzyły na śmierć swoich rodziców. powiedział do siebie w myślach i na chwilę zakrył twarz dłuższymi włosami, by dziewczyna nie mogła zobaczyć grymasu bólu jaki pojawił się na twarzy Core’a. Sam był świadkiem jak jego dziadek… Nie, musiał jak najszybciej odgonić te wspomnienia od siebie. Musiał się skupić na zadaniu i jakoś pocieszyć dziewczynę. Te wspomnienia były jeszcze za świeże i nie chciał na razie się nimi dołować. - Przykro mi z powodu śmierci twojej matki, ale musisz wiedzieć, że nie ona, a ty jesteś ważniejsza. Wiem, że to zabrzmi brutalnie ale należysz do półbogów. Twoim ojcem wierz mi lub nie jest Apollo. Grecki bóg muzyki, sztuki, zdrowia, wyroczni i wróżb. Jest też patronem artystów. Nie wiem co mówiła ci twoja matka ale to właśnie on jest twoim ojcem. A ty trafiłaś do obozu dla herosów. Tutaj jesteś bezpieczna i nic ci nie zagraża. – powiedział spokojnie i będąc przy dziewczynie lekko przyklęknął. Widział, że płacze ale nie miał pojęcia co powinien zrobić. Bił się z myślami i nie wiedział czy powinien ją przytulić czy po prostu powiedzieć, że wszystko z czasem zblednie choć w jego sercu też teraz panowała jedna wielka zawierucha bólu, żałości i smutku po stracie osób, które go wychowały.
May Turk
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 15:31
May gdy płakała usłyszała o tym, że jakiś tam bóg Apollo jest jej ojcem. Tak szczerze, nie obchodziło ją to, czy jej ojcem jest bóg, czy jakiś zapijaczony żul spod mostu, bo obaj są tak samo beznadziejni. Można zaryzykować nawet stwierdzeniem, że to Apollo jest bardziej chujowy. Po pierwsze zostawił swoją ukochaną osobę, z którą miał dziecko i pozwolił jej umrzeć, po drugie pozostawił swoje dziecko, samej sobie, a po trzecie zrobił to pomimo wielkiej władzy. May skojarzyła Apolla z mitów, więc wiedziała kim jest, na domiar złego był jej ulubionym bogiem. Sama strzelała z łuku, kochała śpiewać, więc Apollo był bardzo do niej podobny. Teraz gdyby go spotkała, to najchętniej by mu skopała dupę. Nienawidziła go tak bardzo jak można nienawidzić. Gdy jeszcze Ian powiedział jej, że to ona jest ważniejsza, to dopadła ją jeszcze większa złość. Nienawidziła siebie, miała tak wiele wspólnego z Apollem, że bała się, że nie będzie mogła spojrzeć do końca jej życia w lustro, a on jej jeszcze powiedział, że to ona jest ważniejsza. Teraz naprawdę chciała krzyknąć w twarz Ianowi, lecz nagle coś zauważyła. Był smutny, May nie wiedziała dlaczego, lecz na pewno był smutny. Pomimo, że była zła na cały świat, szczególnie na tego pieprzonego ,,boga”, wiedziała, że musi okazać wsparcie. Nie chciała pocieszać, a tym bardziej przytulać Iana, więc najlepszym sposobem, na pomoc, było zwykłe uspokojenie. Nie przyszło to jej z łatwością, lecz w końcu się poddała i powiedziała -To od czego zaczynamy?
Ian Core
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 16:42
Tak gratulacje Core.Przypomnij sobie jak ry się czułeś gdy dowiedziałeś się o śmierci babci, a potem…. podszepnął Ianowi złośliwy głosik w głowie. Zamknij się do cholery. warknął Core sam na siebie. Owszem wiedział doskonale jak te nastolatka musiała się czuć. Podejrzewał, że gdyby nie jego dziadkowie to on podzielił by losy May i trafiłby do domu dziecka a wówczas mógłby sobie nie poradzić. I tak nie miał łatwego dzieciństwa lecz jakoś za wsparciem ze strony bliskich to przetrwał. Kurwa… Core skup się na treningu, później się rozkleisz, to nie miejsce i czas. warknął na siebie po raz kolejny. Co prawda nie wiedział co teraz dziewczyna myśli ale chyba powinien jej to i owo wytłumaczyć. - Nie wiem jak to było z twoją mamą i Apollem, ale moi rodzice się bardzo kochali i choć nie znałem ich za dobrze to wiem, że byli szczęśliwi, że przyszedłem na świat. - powiedział i lekko się uśmiechnął, poza tym nie chciał, by dziewczyna myślała, że tylko ona mogła mieć posrane życie. - Poza tym bogowie nie mogą mieć wpływu na nasze życie, bo mielibyśmy za łatwo. Ogólnie w obozie panuje przeświadczenie, że nasi boscy rodzice mają nas gdzieś lecz prawda jest taka, że nie wszyscy wykazują takie podejście. Twój ojciec na przykład jeśli tylko może czasem pomaga swoim potomkom w niewielkich sprawach jeśli go o to poprosisz. Mój jest na to zbyt zajęty. Także jesteś szczęściarą, można tak powiedzieć. - powiedział jakby chcąc ją pocieszyć lecz nie potrafił przywołać tych wesołych iskierek w jego oczach, które sprawiały, że Ian wyglądał zawsze na miłego i wesołego gościa. Teraz tylko przy jednej osobie one powracały, ale jej tutaj nie było. Owszem Core cały czas wydawał się być skupiony na dziewczynie to jednak czasem odbiegał gdzieś daleko myślami i dopiero gdy usłyszał jej głos wrócił z powrotem na arenę. - Podejrzewam, że od razu chciałabyś nauczyć się kopać tyłki jednak zanim rozpoczniemy taką naukę mam ci jeszcze do przekazania parę informacji teoretycznych. Otóż pierwsza z nich to taka, że ty od dzisiaj jesteś moja podopieczną i mamy razem wspólnie trenować. Trening taki trwa przez cały miesiąc i służy do tego by obudzić w tobie coś co nazywa się boskim potencjałem. Widzisz każdy heros ma specjalne zdolności, które poprzez trening i samodoskonalenie się rozwija. Ty musisz odkryć to co w tobie siedzi i nad tym będziemy tutaj pracować. Drugą sprawą jest przedstawienie ci zasad życia w obozie i przedstawienie najważniejszych bogów, oraz innych herosów pełniących ważne funkcje, ale tym zajmiemy się trochę później i trzecia rzecz, której mam cię nauczyć walki i radzenia sobie w potyczkach z potworami, które mieszkają na ziemi. Ale najpierw opowiem ci kim jest heros i czym różni się on od zwykłych ludzi. Podoba ci się taki plan? - zapytał lekko się uśmiechając. Core naprawdę chciał być miły i wolał najpierw przedstawić dziewczynie swój plan na treningi zanim w ogóle zaczną się okładać mieczami, kijami czy innymi ostrymi przedmiotami będącymi w zbrojowni.
May Turk
Re: Arena Sro 30 Wrz 2020, 18:38
May gdy usłyszała o swoim ojcu i tym, że jest szczęściarą, znowu zawładną nią gniew. Po pierwsze, jej matka umarła na jej oczach, po drugie, ojciec, który powinien umieć się nią zaopiekować, pozwolił jej na pójście do domu dziecka, po trzecie zamiast zwrócić się do jakiegoś boga, o prośbę o uleczenie matki May, postanowił tego nie robić bo, a no tak, zabolała by go wtedy jego duma. May uspokój się. Pomyślała, znów cichutko wzięła wdech i wydech, lecz najwyraźniej nie dała siebie po tym poznać. Gdy uspokoiła się jej trener, bo najwyraźniej nim był opowiedział jej o planie zajęć. Gdy skończył pytaniem, to wybiło May. Czy May, chciała wiedzieć jakim dziwactwem jest? Czy chciała znać o tym jakie ma ,,super moce"? Czy May chciała wiedzieć czym tak naprawdę jest? Z jednej strony chciała, mogła przecież, w końcu dowiedzieć się czemu jest taka dziwna, lecz z drugiej strony, pomimo, że i tak nie przyzna tego nikomu, bała się tego dowiedzieć. W końcu miała szansę na wyjaśnienie tak wielu spraw, z drugiej natomiast, no właśnie co się stanie? Co mogło się przecież stać? Wiedziała, że ten lęk jest irracjonalny, lecz od czasu ataku wilków, dowiedziała się za dużo. Wiedziała, że tak czy siak musi się tego dowiedzieć. Postanowiła więc spróbować i cichutkim i drżącym głosem zgodziła się.
Ian Core
Re: Arena Czw 01 Paź 2020, 14:20
Obserwując nastolatkę, jej zachowanie i jej nagłe zmiany nastroju wiele mówiły mężczyźnie i choć na pozór on sam wydawał się spokojny to gdyby dziewczyna chciała go jakkolwiek zaatakować byłby gotowy odeprzeć każdy atak. Owszem wiedział, że to wszystko co miał zamiar przekazać dziewczynie może ją przerosnąć jednak musieli przejść tą nudną teorię, by móc w ogóle wystartować dalej. Core doskonale pamiętał jak to mając dziesięć lat musiał słuchać o wszystkich nudnych zasadach czy też o tym kogo może mu wydawać rozkazy i dlaczego. Teraz jednak ta wiedza miała mu się przydać. Czekając na odpowiedź dziewczyny zastanawiał się jak jej choć trochę streścić tą teorię lecz niestety nigdy nie był dobrym mówcą. Oczywiście występny na scenie wiele mu pomogły lecz cały czas wypowiadanie się publicznie powodowało lekki niepokój u Iana, a teraz musiał jeszcze wytłumaczyć May kim jest i dlaczego musi odbywać treningi pod jego okiem. Nie doczekawszy się odpowiedzi usiadł przed dziewczyną i jej gestem zaproponował to samo. Niestety dla niej ta teoria może trochę potrwać. - Nie wiem czy twoje milczenie jest aprobatą moich warunków czy też ich zanegowaniem ale jak na razie jesteś na mnie skazana. – powiedział i lekko się uśmiechnął chcąc obrócić swoje ostatnie słowa w żart lecz mogło mu to nie wyjść. – Zaczniemy więc od tego kim w ogóle jest heros i dlaczego nie mieszkamy wśród śmiertelników. Otóż jak już wcześniej wspomniałem Heros czy też półbóg to dziecko śmiertelnika i boga znanego z mitologii czy to greckiej czy to nordyckiej. Taka osoba posiada geny zarówno człowiecze jak i boskie. Dzięki tym drugim heros jest w stanie osiągnąć lepsze wyniki niż zwykły człowiek w wielu dziedzinach życia. Dzieje się tak dzięki DNA swojego rodzica, a nosi to miano boskiego potencjału, który każdy półbóg odkrywa w czasie miesięcznego treningu. Po tym czasie w każdym z nas budzi się nasz ukryty potencjał co powoduje rozwinięcie zarówno umysłu jak i ciała. Przeciętny heros jest silniejszy od zwykłego śmiertelnika i może podnieść przedmiot o wadze do 400 kilogramów, ponadto jesteśmy szybsi od normalnego człowieka i możemy osiągnąć prędkość do 50 kilometrów na godzinę. Poza tym jesteśmy w stanie wytrzymać o wiele więcej niż przeciętni śmiertelnicy, nasze rany zasklepiają się szybciej, a nasze ciało potrzebuje jednej trzeciej czasu mniej, by wyleczyć ranę niż zwykły człowiek. Uczymy się szybciej niż śmiertelnicy, rzadziej niż oni chorujemy, możemy używać boskich przedmiotów bez ryzyka, że popadniemy w obłęd, a po odbyciu miesięcznego treningu budzą się w nas możliwość używania mocy, które odziedziczyliśmy po naszych boskich rodzicach. – powiedział i spojrzał na dziewczynę czy zbytnio jej nie zanudził. Sam wiedział, że takie suche fakty mogły nie tylko zniechęcić człowieka do pracy ale i sprawić, że straci on po prostu koncentrację. Dlatego też wolał przerwać swoją przemowę i dać chwilę czasu dziewczynie na przetrawienie tych informacji. - Te liczby, które ci podałem są dość umowne i nie oznaczają, ze po treningu ze mną będziesz mogła od razu podnosić 400 kilo na raz. Można nawet powiedzieć, że będziesz się różniła ode mnie swoim potencjałem choć nie będą to jakieś wielkie różnice. – dodał i znów dał dziewczynie chwilę czasu, by mogła sobie ta wiedzę przyswoić. Teraz musiał jej opowiedzieć o rzeczy, która według niego była bardzo ważna i będąc na misjach każdy Heros, May również będzie musiała pamiętać. - Jest jeszcze jedna sprawa, o której będziesz musiała zawsze pamiętać będąc na misjach poza obozem. Każdy z nas emituje czy też posiada specyficzny zapach. Sama go nie wyczujesz, ale potwory polujące na takich jak my, są przez niego przyciągane. Dlatego przez pierwsze dziesięć lat naszego życia musimy się często przemieszczać, by nie zostać zaatakowanymi. Jednak jest jedna pocieszająca rzecz i sposób w jaki można ukryć nasz zapach. Otóż mieszkanie z ludźmi chorymi, złymi czy też w nieprzyjemnymi maskuje naszą woń dzięki temu trudniej nas zlokalizować. Ten okres 10 lat jest dla nas takim jakby okresem próbnym, w którym nasi rodzice oceniają nas czy będziemy nadawać się na herosów czy tez nie. – zakończył swój przydługi i strasznie nudny w jego mniemaniu monolog i spojrzał na dziewczynę. Miał nadzieję, że nie uśpił jej swoimi wywodami. Gdyby mu się to udało to uznałby to za swój sukces. Jednak nie zamierzał teraz męczyć dziewczyny kolejnymi informacjami. Wolał się dowiedzieć czy zrozumiała to co chciał jej przekazać. - Czy w tym momencie masz do mnie jakieś pytania? – zapytał lekko się uśmiechając i czekając na jej reakcję.
May Turk
Re: Arena Czw 01 Paź 2020, 18:36
CO KURWA? May przyswoiła za dużo informacji na jeden monolog. Nie wiedziała co ma powiedzieć, ani co czuje. Czuła się za równo dobrze, jak i źle, czuła się pewnie, a zarazem się bała. W końcu jak tu się nie zdziwić, jak się usłyszało, że potrafi się podnieść 400 kilo i biegać z prędkością 50 km/h. Poza tym co oznaczało ,,boski potencjał" oraz jak to będzie przez chwilę na innym poziomie niż Ian. W końcu on trenował przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat, a ona nigdy nawet miecz nie trzymała w ręce? Czym poza tym są boskie przedmioty i dlaczego ,,normalni" ludzie po ich użyciu dostają obłędu? Jakim cudem herosi leczyli się szybciej niż ludzi? I najważniejsze dlaczego przetrwała skoro, potrafią wyczuwać zapach herosów? Skoro źli, chorzy lub nieprzyjemni ludzie maskują zapach herosa, czy to oznacza, że wszyscy jej przyjaciele z domu dziecka byli źli? Przecież to nie było możliwe, w końcu. Rachel, Milly lub Oliver nie mogli być, źli. TO NIE MOGŁA BYĆ PRAWDA. W końcu to spędziła z nimi większość swojego życia tak samo jak z zresztą dzieciaków stamtąd. -Czy jeśli krew herosa mogą ukrywać tylko, źli ludzie to oznacza, że wszyscy moi przyjaciele byli stamtąd źli?- May postanowiła podzielić się pytaniem, czuła w pewnym sensie, że może zaufać Ianowi- Poza tym czym są boskie przedmioty oraz potencjał? Dlaczego powiedziałeś mi, że będę się różnić z tobą potencjałem, skoro trenujesz już jakieś 20 lat?
Ian Core
Re: Arena Sob 03 Paź 2020, 01:13
Core doskonale wiedział, że te wszystkie informacje, które poda dziewczynie w dość jak sam sądził przystępnej formie musiały wywołać takie właśnie mętlik. Poza tym znowu wróciły wspomnienia i Ian wrócił na chwilę do swoich wspomnień i do swojej reakcji na te wszystkie rewelacje. Co prawda wtedy wydawało mu się, że musiał być w niezłym szoku to jednak widząc reakcję dziewczyny stwierdził, iż on zareagował na te wszystkie informacje naprawdę dość łagodnie. Obserwowanie tego jak twarz Turk zmieniała się z każdym słowem wypowiedzianym przez muzyka było naprawdę niezłym studium dla Iana. Teraz już wiedział, że mógł popełnić błąd i zbyt mocno zaskoczyć dziewczynę podawanymi informacjami. Owszem sam pamiętał, że zadawał podobne pytania i mógł zrozumieć niektóre wątpliwości swojej podopiecznej. - Nie, tego nie powiedziałem. Poza tym nie znam twoich przyjaciół i ciężko mi powiedzieć jak to z nimi jest. Lecz jestem przekonany, że nie wszyscy twoi przyjaciele byli źli. Widzisz zapach krwi herosa można również ukryć poprzez mieszkanie w niebezpiecznej dzielnicy jakiegoś miasta. Także nie sądzę byś musiała zmieniać zdania o swoich znajomych. – powiedział odpowiadając jej na pierwsze pytanie. Jednak z kolejnymi miał już większy problem. Zamilkł na dłużej gdyż musiał się zastanowić jak wytłumaczyć dziewczynie to o co zapytała. Owszem wiele razy sam słyszał o potencjale i boskich przedmiotach ale nigdy się nie zastanawiał jak to komuś wytłumaczyć. Cisza się przedłużała, a Core sięgał coraz dalej do swoich wspomnień by móc znaleźć jakieś wyjaśnienia. I w końcu na nie natrafił lecz nie był pewny, czy te słowa rozjaśnią coś dziewczynie. - Na pozostałe twoje pytanie odpowiem za chwilę. Muszę cię jednak pochwalić za to, że słuchasz tego co się do ciebie mówi to dobrze wróży na przyszłość. A teraz przejdę do odpowiedzi. Zacznę od boskich przedmiotów. Otóż są to artefakty jak na przykład broń która jest wykonana na przykład z niebiańskiego spiżu lub asgardzkiej stali. Wszystkie te artefakty charakteryzują się tym, że zawierają w sobie jakieś magiczne właściwości i mogą ich używać tylko ci, którzy mają w sobie boską krew. Śmiertelnicy nie mogą ich używać, gdyż nie są w stanie oprzeć się mocy jaka drzemie w boskich przedmiotach. – powiedział cały czas obserwując dziewczynę i zastanawiając się czy zrozumiała jego, jak mu się wydawało dość nieudolne tłumaczenie. Poza tym w podobnym tonie odpowiedzieli i jemu gdy zadał takie samo pytanie przed laty gdy sam był w treningu. Teraz też rozumiał pewne sprawy, których jak był młody nie mógł załapać więc łatwiej mu przychodziło zrozumieć pewne aspekty życia herosa. - Co zaś się tyczy boskiego potencjału to mogę ci tylko powiedzieć, że jest to określenie służące do zobrazowania mocy jaką posiada każdy heros i określa on poziom na jakim może on korzystać ze swoich zdolności odziedziczonych po boskim rodzicu. Tak to mogę ująć najprościej. – rzekł i ponownie lekko się uśmiechnął. Owszem nie umiał tego lepiej wytłumaczyć ale miał nadzieję, że dziewczyna to zrozumie. Podejrzewał, że w Wielkiej Bibliotece znalazłby wiele wyjaśnień jednak nie chciał zanudzać May naukowymi odpowiedziami na jej pytania. - Jeśli zaś chodzi o twoje ostatnie pytanie to odpowiedź jest prosta. Każdy heros po przebudzeniu swojego potencjału rozwija go poprzez treningi i samodoskonalenie się. Więc przypuśćmy, że poziom jednej z twoich odziedziczonych zdolności wynosi dwa, mój poziom jednej ze zdolności wynosi cztery, więc można powiedzieć, że poprzez trening i doskonalenie swoich umiejętności mam wyższy potencjał niż ty. Tylko takie rzeczy miałem na myśli. Po prostu potencjał zależy od długości treningu, wieku oraz doświadczenia danego herosa. – zakończył swoją wypowiedź. Miał nadzieję, że choć trochę rozjaśnił dziewczynie w głowie. I choć wiedział, że miał jej jeszcze wiele teorii do przekazania to jednak Core musiał być pewny, że dziewczyna zrozumiała te kilka podstawowych informacji jakie Ian jej przekazał na początek.
May Turk
Re: Arena Sob 03 Paź 2020, 09:29
May zrozumiała wszystkie owe informacje, okazało się, że nie były aż tak złe, jak myślała, że będą. Nie zmienia to jednak faktu, że miała znowu mieszaninę emocji. Z jednej strony czuła jak jej życie zmienia się w kierunku tego miejsca. Z drugiej jednak strony zdobyła informacje o sobie, gdzie nigdzie indziej by tych faktów nie dostała. No bo niby od kogo? Jedyną możliwą osobą, która mogłaby jej to wszystko powiedzieć była matka, która pomimo, że umarła 8 lat temu to i tak May bardzo za nią tęskniła. Gdy myślała o niej czuła się jakby to nie wydarzyło się 8 lat temu, a rok lub nawet krócej. Czy zawsze tak będzie? Czy na zawsze będzie mnie ta, aż tak męczyło? Tego nie wiedziała, lecz wolała myśleć, że ten ból kiedyś minie i będzie wesoło i szczęśliwie. Koga ja oszukuję? Pomyślała, po czym spróbowała wrócić do teraźniejszości. Wiedziała, że im szybciej skupi się na treningu, tym szybciej go skończy. Tak czy siak kiedyś musiała przejść ten trening. Toteż pokiwała głową na znak, zrozumienia o czym Ian właśnie powiedział. Nie chciało jej się tu sterczeć w ciszy bo wiedziała, że tylko przeciąga ten trening, a poza tym, właśnie wtedy najłatwiej przychodziły do niej myśli. Postanowiła więc po prostu się zapytać: -To co dalej?
Ian Core
Re: Arena Nie 04 Paź 2020, 23:55
Ian odetchnął z ulgą gdy się okazało, że dziewczyna zrozumiała jego tłumaczenia. On co prawda sam nie rozumiał jak to możliwe, że żaden potwór nie zbliżył się do jego domu gdy mieszkał u dziadków. W końcu on mieszkał tam bardzo długo. Niestety teraz gdy tylko pomyślał o swoich dziadkach po raz kolejny w jego serce zabolało i to mocno. Wiedział, że powinien z nimi być. Może wtedy mógłby coś zrobić ale tego już nigdy nie sprawdzi i choć teraz czuł jak tysiące małych igiełek cierpienia przeszywają jego ciało i każdy mięsień wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę. Musiał się skupić na dziewczynie i na tym co zamierzał jej powiedzieć, by przypadkiem nic nie pokręcić. - Dzisiaj podam ci jeszcze parę informacji na temat najważniejszych osób w obozie, a potem będziesz mogła wreszcie pokazać co potrafisz i nad czym będziemy musieli popracować. – powiedział przyjaźnie chociaż widząc po minie dziewczyny Core cały czas odnosił wrażenie, że ona nie chciała być na treningu, ani nie miała ochoty go słuchać. Niestety nie było innego sposobu, by przekazać wszystkie informacje dziewczynie. - Teraz opowiem ci trochę o najważniejszych osobach w obozie. Obiecuję, że będę się streszczał. Obozem od niedawna zarządza Rada składająca się z czterech bogów i czwórki Herosów. Nie wiem ile wiesz o mitologii greckiej czy też nordyckiej dlatego przedstawię ci w skrócie całą ósemkę. Zacznę od bogów. Kolejność w jakiej ich wymienię nie ma żadnego znaczenia. Pierwszy z czwórki Bogów jest były Dionizos, bóg wina i dzikiej natury, jest on zarządcą greckiej części obozu. Kolejnym członkiem rady jest Asklepios, bóg sztuki lekarskiej i zarządca sektora medycznego obozu. Następnym bogiem wchodzącym w skład rady jest Tyr, bóg wojny, walki i siły oraz honoru, prawa i sprawiedliwości, jest on również zarządcą nordyckiej części obozu. Ostatnim z Bogów jest Aegir, jest on olbrzymem mieszkającym na dnie oceanu, nazywany jest też niszczycielem okrętów oraz jest odpowiedzialny za wszelkie sztormy i nawałnice, w obozie jest zarządcą Koloseum. Przejdę teraz do herosów, którzy razem z Bogami tworzą Radę. Dowódcą obozu, który odpowiada bezpośrednio przed Bogami jest Corvus Juarez jest on odpowiedzialny za dyscyplinę w obozie, wyznacza zadania swoim zastępcom oraz wszystkim pozostałym herosom, zdaje także raporty przed Bogami dotyczące funkcjonowania obozu, a także sprawuje naczelne dowództwo podczas konfliktów. Mamy również na chwilę obecną dwóch dowódców dywizji. Ich zadaniami są pilnowanie dyscypliny, wyznaczanie zadań herosom oraz zdawanie raportów z funkcjonowania sektora, nad którym sprawują pieczę. Generałem dywizji oraz koordynatorką pracy szpitala jest Elisa Nero, a generałem dywizji oraz koordynatorką treningów jest Blake Simmons. Czy do tej pory to co mówię jest jasne? – zapytał i jednym ruchem podniósł się z ziemi. - A teraz czas na to byś pokazała co potrafisz. Muszę wiedzieć nad czym mamy popracować. – powiedział i wskazał dziewczynie na stojak z bronią. Po czym czekał na jej ruch.
May Turk
Re: Arena Pon 05 Paź 2020, 12:33
Po dość długim monologu Iana, May się trochę zamieszało w głowie. Co prawda nie było tych osób za dużo, ale funkcji, które pełnią, już tak. Musiała w związku z tym poukładać sobie w głowie, kto co i jak. Zaczęła się również zastanawiać, czy skoro bogowie mają w dupie swoje dzieci (o czym się sama przekonała), to czemu niektórzy z nich pracują w obozie. Może zostali zmuszeni? A może po prostu nie wszyscy są tacy sami? Wolała więc się dopytać tylko o tą jedną rzecz: -Skoro bogowie, mają swoje dzieci w dupie, czemu część z nich pracuje w obozie?-Po tym pytaniu Ian dał kolejne wyzwanie. Wskazał na stojak z bronią. May troszkę zamurowało, nie wiedziała co ma robić. Używała w życiu tylko raz broni do walki i to właśnie wtedy jej życie się zmieniło o sto-osiemdziesiąt stopni, ale gorzej być nie może prawda? Trafiła do więzienia, przepraszam ,,obozu", w którym musiała siedzieć z własnej woli, chodzić na jakieś głupie treningi itd. Ale co jeżeli obóz nie jest taki zły. Ta myśl od niedawna, pojawiała się w najgłębszych zakamarkach umysłu May. Nie była jeszcze przekonana ,,Ba", dalej miała złe przekonanie o tym miejscu, lecz pojawiała się małą iskierka nadziei, która mówiła ,,może nie jest, aż tak źle". Podeszła więc do stojaka z bronią i O mój boże. Nigdy nie widziała tak wielu rodzajów i wielkości broni naraz. Od łuków, kusz i proc do ciężkich obuchowych broni. Były tam maczugi, i coś w rodzaju tylko, że z kolcami. Były tam łuki, krótkie długie, sztylety, maczety, wszystko co sobie można było wyobrazić. Nie używała nigdy broni białej, a raczej dystansowej, raz użyła procy gdy były z matką nad jeziorem i sobie raz z niej strzeliła, ale to jeden raz gdy użyła coś zamiast łuku. Luk był jej ukochanym sportem, ale nigdy nie spodziewała się, że będzie z niego korzystać w celach bojowych, w sumie tak jak i wielu rzeczy się nie spodziewała. Wybrała wiec łuk i wybrała cel, był to słomiany manekin, który był od niej oddalony jakieś cztery metry. Nałożyła strzałę na cięciwę, napięła luk, wycelowała w prowizoryczną, słomianą głowę i bezproblemu trafiła.
Ian Core
Re: Arena Pon 05 Paź 2020, 16:06
Core doskonale zdawał sobie sprawę, że nie przekazał dziewczynie jeszcze wszystkich informacji teoretycznych, które musiała sobie przyswoić ale też nie chciał jej zanudzić już na pierwszym treningu. Poza tym Ian również miał inne obowiązki i nie zamierzał ich zaniedbywać. Miał jeszcze jeden plan na ten trening i oczywiście zamierzał go zrealizować. Dlatego też pokazał dziewczynie stojak z bronią. Owszem chciał zobaczyć jaki oręż wybierze i w jakim będzie się chciała szkolić na szczęście dla Core’a w łucznictwie nie był taki najgorszy więc mógł rzeczywiście dziewczynie pomóc. Lecz najpierw zanim to wszystko się stało usłyszał pytanie dziewczyny. Trochę go to zbiło z tropu i lekko zdezorientowało. Bo na takie pytanie przygotowany nie był. Jednak teraz musiał coś wymyślić. - Widzisz nie umiem ci dokładnie powiedzieć dlaczego paru bogów zamieszkało i pomaga w zarządzaniu obozem. Podejrzewam jednak, iż być może chcą nas pilnować lub mieć oko na wszystko co jest związane z herosami. Wiem, brzmi to dość dziwnie ale to są tylko moje domysły. Poza tym całkiem prywatnie sądzę, iż to, że są tutaj Bogowie wpływa i na nasze bezpieczeństwo, ponieważ potwory nie podejdą za blisko czując obecność silniejszych istot od siebie. A poza tym to, że niektórzy Bogowie są na ziemi ułatwia naszym dowódcom kontakt z Olimpem czy też Asgardem. – powiedział i przypatrzył się pokazowi umiejętności dziewczyny. Oczywiście widział parę niedociągnięć w technice ale one były do dopracowania jednak teraz Ian był ciekawy czy jego podopieczna potrafi się bronić bez korzystania z łuku. Uśmiechnął się widząc, że dziewczyna trafiła. Po czym ponownie wskazał na stojak. - Ok widzę, że masz potencjał łuczniczy ale heros musi się też umieć bronić bez udziału broni, Proszę cię teraz by mnie zaatakowała bez użycia łuku czy też miecza. – poprosił i odszedł kawałek od dziewczyny. Cóż chciał ją sprawdzić i dowiedzieć się czy jest w stanie uderzyć innego człowieka.
May Turk
Re: Arena Pon 05 Paź 2020, 20:49
May gdy trafiła w kukłę była z siebie dość zadowolona. Nie był to co prawda nie lada wyczyn dla niej, lecz było to trudne na tyle, że było (mniej więcej) trzydzieści procent, że nie trafi. Gdyby więc nie trafiła, to musiałaby się uczyć tego samego, co się uczyła przez parę lat. Spadła by z automatu na niższy poziom. Ucieszyła się więc z tego powodu. Ian uśmiechnął się do May, toteż jej zadowolenie z siebie wzrosło. Jednak to co zrobił potem, zmieniło już trochę jej postawę. Po wskazaniu ruchem głowy na stojak, myślała tylko, że ma pokazać jak radzi sobie z pozostałym arsenałem broni, ale nie, on wskazał ruchem głowy, by odłożyła łuk i pokazała, na co ją stać w walce wręcz. Troszkę dopadła ją trema, raczej zawsze trzymała się z boku. Widziała wiele walk, w niektórych nawet towarzyszyła, ale zwykle inni walczyli za nią. Od razu powiem, to nie tak, że wystawiała swoich przyjaciół, bo często im pomagała, ale zwykle zajmowała się innymi rzeczami niż walka. Była po prostu zbyt słaba na to, ale no cóż musiała spróbować. Podeszła więc do Iana i spróbowała go uderzyć. Chybiła. Serio, aż taka nie umiejętna jestem? Spróbowała więc bardziej się tym razem skoncentrować na punkcie, w który chciała trafić, była to klatka piersiowa. Udało jej się, lecz wyprowadziła cios z samej ręki. To było nie umiejętne.