Iris mogła mieć trochę racji w swoim podejściu do spraw sercowych i tego, że nie wszyscy zasługują na miłość, jednakże Aron był skłonny dawać szansę wszystkim. On był optymistą i dlatego postrzeganie takiej życiowej zmiany jako czegoś pozytywnego mogło przynieść korzyści. Ileż to już razy ktoś się zakochał i diametralnie zmienił? Wiadomo, nie chodziło tu o socjopatów czy zwykłych psycholi, którzy pod pretekstem miłości chcą ranić i krzywdzić, ale nie wszyscy źli ludzie byli złymi partnerami przecież. To było trochę wąskie myślenie dla niego, ale Grimsdóttir na pewno może tę tezę wybronić, tak jak i on może bronić swoją. Uśmiechnął się przyjaźnie, ciesząc się ze swobody jaką operowali. Dotąd informacje o swoim związku utrzymywali w sekrecie i tylko w domowym zaciszu pozwalali sobie na takie spoufalanie się. Dziś jednak mieli okazję pochwalić się wszystkim, że z ich wrogości nic już nie zostało i jak widać nie robili jakiejś ogromnej sensacji tym, że przyszli na wesele Nero razem. A przynajmniej nie mieli świadomości, że takową sensację wywołali. W czasie tańca kompletnie zatracił się w jej oczach i poza krótkimi zdaniami nie był w stanie wykrzesać z siebie niczego więcej. Wszystko za sprawą magii, jaką roztaczała wokół siebie córka Zeusa. Nie dość, że wyglądała pięknie, to jeszcze oczarowywała go każdym gestem, ruchem czy uśmiechem, poprawiając mu i tak już świetny nastrój. - Ja też - potwierdził tylko, bo nie trzeba tu było dodawać niczego więcej. Nie zdążył jednak niczego zaproponować, bo Iris zbliżyła się do niego i dość bezpośrednio zasugerowała mu chęć pocałunku. Aron nie widział żadnego problemu w tym, by ją nim obdarować, dlatego też odważnie przysunął się i przylgnął swoimi wargami do jej warg, inicjując czuły i namiętny pocałunek. Tak nie całowali ani przyjaciele, ani przyjaciele z benefitami, ani kochankowie. Tak całowali tylko ludzie, którzy czuli coś poważniejszego niż zwykłe zauroczenie. Boliwijczyk przylgnął bardziej do ciała swojej partnerki i zmienił pozycję, puszczając jej rękę. Obie dłonie zawędrowały na jej krzyż, splatając się tam i przyciągając ją jeszcze bardziej, jak gdyby miało pomóc im zniwelować to cały dzielący ich dystans. Zatracił się w tym pocałunku do tego stopnia, że nawet nie zauważył, iż trwał on bardzo długo. Był jednak zadowolony i nie miał zamiaru przerywać go dopóki, dopóty nie zabraknie im oddechu. A biorąc pod uwagę, że Iris była córką Zeusa i operowała aerokinezą, to z jej perspektywy to raczej nie było problemem. Dopiero potomek Hekate musiał wziąć głębszy oddech, ale nie odsunął się w żaden inny sposób poza kilkoma milimetrami głowy. - Ja takie znaki lubię najbardziej - zachichotał, po czym pocałował ją kolejny raz, tym razem na dużo krócej niż wcześniej. Odsunął się po chwili i wrócił do kołysania się w rytm muzyki, a że ta była wolniejsza, to mogli się trochę poprzytulać. Zachęcił Iris do tego, by położyła głowę na jego klatce piersiowej poprzez wplecenie dłoni w jej włosy i delikatne dociśnięcie jej do siebie. Druga ręka operowała w okolicy jej pleców, tworząc prowizoryczne objęcie. - Tutaj nie może być spokojnie... - westchnął, prezentując postawę gdzieś między rozbawieniem, zażenowaniem a zrezygnowaniem, widząc jak jakaś dziewczyna próbuje pochlastać Jellala. Obrócił się tak, by wtulona w niego Grimsdóttir również mogła zerknąć na tę jakże codzienną sytuację. Zmarszczył brwi, kołysząc się w miejscu ze swoją partnerką. - Najpierw chce go zabić, a teraz siedzi i z nim rozmawia? Czemu mnie to nie dziwi - rzucił tym razem już na pewno rozbawiony, dostrzegając typowość dla tego typu zachowań w obozie.
Olivia Gale
Re: Stoliki II Sro 10 Lut 2021, 22:35
Może i nie był depresyjny faktycznie, a może zwyczajnie od dziecka zdążyli już przywyknąć do krzyczącego z każdego kąta obozu "dzisiaj możesz zginąć" i jeszcze z takim wesołym uśmieszkiem wydawało się być, jakby celowo wprowadzając w stan niepokoju. Może to zwyczajnie sprawa tego, że jeszcze nie przywykła do tego miejsca i zdecydowanie wolała mieszkać w tak otwartym miejscu jak Nowa Zelandia, aniżeli w środku zapyziałego lasu pośrodku niczego. Sam ten fakt był taki średnio zachęcający i żadne jezioro czy rzeczka jej tego nie wynagrodzi. - To super - mruknęła zadowolona, zerkając na niego, gdy poszedł po drinki, a później z zainteresowaniem rozglądając się po wnętrzu namiotu. Skupiała swój wzrok na różnych grupach i parkach, na dłużej zatrzymując się na młodej parze, która wydawała się już być uspokojona i żyć swoim życiem. Nawet uśmiechnęła się lekko na ten widok, bo to było coś tak normalnego, że aż uroczego. Skinęła z małym uśmiechem głową, gdy mężczyzna wrócił i powiedział, co powiedział. Prawdę mówiąc, gdyby nie reakcja Deverilla, Olivia by w ogóle nie zauważyła zajścia. Skrzywiła się lekko na ten widok nie potrafiąc zrozumieć, jak ten obóz funkcjonował i co ci herosi mieli w głowie. Może to wieczne powtarzanie im o śmierci wywoływało reakcję obronną, którą między innymi była agresja? To jakieś wytłumaczenie. Westchnęła tylko ciężko odwracając wzrok od wydarzenia, nie chcąc obserwować czy kobieta koniec końców poderżnie gardło Jellalowi, zdawało się. Nie była pewna jego imienia, ale tak jej się właśnie kojarzyło. Sama poszła w ślady Marca i sięgnęła po swoją szklankę, z małym uśmiechem przyjmując to, że ponownie ją objął. Nie była pewna czy ponownie chodziło o uspokojenie jej, ale tak czy siak było to miłe. Zdążyła jeszcze pociągnąć łyka, nim nie podszedł do nich mężczyzna. Zdziwiona spojrzała na niego, gdy zaprosił ją do tańca rozpoznając w nim mężczyznę, o którym jakiś czas temu rozmawiali. Już miała coś mówić, gdy jej towarzysz ją uprzedził. Nic już nie powiedziała, tylko po odłożeniu szkła dała się doprowadzić na parkiet. Z automatu zarzuciła mu ręce na ramiona patrząc na niego z małym, rozbawionym uśmiechem. - Właśnie się wybieraliśmy? - spytała cicho unosząc jedną brew. - Czyżby ktoś tu był zazdrosny? - zaśmiała się nie mówiąc tego w stu procentach na poważnie. Widziała, że Matthew go drażnił i że nie chciał, by Gale wchodziła z nim w interakcje, ale nie traktowała tego w kategoriach miłosnych zazdrości. Raczej tych z pokroju "teraz ja się bawię, to moja przyjaciółka". - Niemniej, fajnie jest zatańczyć - dodała po chwili, by nie myślał, że nie ma na to ochoty bądź ma mu to za złe.
Iris Grimsdóttir
Re: Stoliki II Sro 17 Lut 2021, 20:50
Uśmiechnęła się szerzej na jego krótką, ale szczerą i treściwą odpowiedź. W końcu była naprawdę szczęśliwa, bez żadnego ale, bez wątpliwości, bez przeszkód stojących na drodze. Wiedziała, że ma szczęście. Aron ją pokochał i ona jego, a teraz po śpiączce powoli zaczął odbudowywać te uczucia względem niej i to nie na siłę, a naturalnie. Chyba ten związek był im pisany, tak po prostu. Kącik zdążył jej jedynie drgnąć, gdy zobaczyła ruch w swoją stronę, by chwilę później z westchnięciem poczuć jego wargi na swoich. Chwilę później odwzajemniała już jego pieszczoty, próbując mu tym prostym gestem udowodnić (po raz n-ty) jak bardzo go kocha, szanuje, uwielbia. Gdy przyciągnął ją bardziej, Islandka zarzuciła mu ręce na ramiona i przylgnęła do ciała Arona najbliżej, jak tylko mogła. Trochę zaskoczyło ją to, że nie skończył się on po kilku, może kilkunastu sekundach, jednak nie miała zamiaru narzekać. W końcu to czysta przyjemność! No i przy okazji jasno i klarownie pokazywała wszystkim, że Ortega jest jej. Odetchnęła cicho, gdy niestety mężczyzna w pewnym momencie się odsunął, by od razu posłać mu mały, zadowolony, wręcz rozmarzony uśmiech. Takie wieczory to jak najbardziej ona lubiła, zresztą jakkolwiek nie spędzali czasu razem, ona była zadowolona. Nie zdążyła nic dodać na jego słowa, bo pocałował ją syn Hekate po raz kolejny. Od razu odwzajemniła czuły pocałunek, który może nie trwał tyle co poprzedni, ale był miłym bonusem. - Tak, ja też je lubię - odpowiedziała to, czego nie zdążyła powiedzieć wcześniej. Wrócili do "skupienia się" na tańcu aniżeli pieszczotach, dlatego zachęcona Grimsdóttir oparła głowę na jego torsie i przymknęła nawet oczy wiedząc, że nic przy nim jej się nie stanie. Nie żeby spodziewała się kosy w plecy, ale potknięcia ewentualnego już tak, ale Ortega miał nad tym kontrolę. Tak sądziła. Objęła go w pasie, bo tak jej było najwygodniej i bujała się powoli w rytm muzyki, dopóki jej ukochany nie skomentował jakiejś sytuacji. Otworzyła oczy i spojrzała przed siebie nic nie widząc. Dopiero po chwili mężczyzna jej to ułatwił, a ona ściągnęła lekko brwi przyglądając się całej sytuacji. - To Jade Grey, od lat nie mieszka w obozie - znała ją, dzieliło je niewiele i nawet jakiś kontakt ze sobą miały, gdy blondynka żyła jeszcze w obozie. - Może mu grozi? To przyjaciółka Elisy z tego co kojarzę, więc może dlatego go nie zabiła? - rzuciła cicho bardziej nad tym myśląc, niż zakładając, że tak właśnie było. - A może jest typowym herosem - dodała rozbawiona wzruszając minimalnie ramionami. I tak by trwała, gdyby nie podeszła do nich znana jej kobieta. Niechętnie odsunęła się odrobinę od Ortegi, by wysłuchać z uniesionymi brwiami tego, co kobieta ma im do powiedzenia. A właściwie to jemu. Słysząc jednak jej dwie ostatnie wypowiedzi, aż coś się w niej zagotowało. Między palcami jednej dłoni pojawiły się czerwone iskry zupełnie niekontrolowanie, choć miała ochotę ją przysmażyć, to prawda. Odetchnęła jednak głęboko, bo kobieta najwyraźniej pewna swego nie czekała na odpowiedź i od razu sobie poszła. Spojrzała na Arona niepewnym spojrzeniem. Nie żeby sądziła, że nagle ona mu się odwidzi, ale ta sytuacja była dziwna. - Następnym razem ją usmażę - rzuciła jeszcze dla jasności podirytowana, a jednocześnie nieco rozbawiona swoją reakcją.
Marc Deverill
Re: Stoliki II Pią 19 Lut 2021, 17:45
Każdy musiał być świadom ciężaru, jakim niewątpliwie jest boska krew. Większość herosów godziła się ze swoim losem, dlatego też traktowali obóz jako swój dom i miejsce, w którym chociaż na chwilę mogą zapomnieć o troskach. Wiedzieli, że każdy dzień może być ich ostatnim, dlatego też czerpali z każdego z nich jak najwięcej, momentami nawet zapominając, że są półbogami. Tak więc Marc raczej nie zgadzał się ze stwierdzeniem, że było to miejsce depresyjne, aczkolwiek na pewno jakąś tam rację Olivia miała, ponieważ nie każdy heros był w stanie zaakceptować swoją niedolę. Deverill był trochę sfrustrowany tym, co zaszło, bo był zazdrosny o Gale i ciężko było mu to ukryć. Jak tylko pomyślał sobie, że jego partnerka mogłaby zatańczyć z kimś innym niż z nim, to już nim telepało. Dodając do tego niewątpliwy erotyczny wątek, wszakże Matthew miał chrapkę na Olivię już od dłuższego czasu, nigdy nie mógł być pewnym, czy aby to będzie na pewno tylko taniec. Co prawda syn Eris nie był świadom tej zazdrości i tłumaczył sobie, że wyciągnął ją na parkiet tylko dlatego, żeby oszczędzić jej kłopotu, ale ta wersja była cienka, nawet jak na niego. Hulając się z nią na boki, przez moment spoglądał wkoło, czy aby na pewno heros nie ruszył za nimi. Tak się nie stało, dlatego Marc odetchnął z ulgą i skupił się w całości na tańcu z Olivią, która wydawała się być rozbawiona. - Chciałem ci oszczędzić kłopotu z tym pajacem - niejako warknął w jej stronę, ukazując przy tym swój niezbyt przyjacielski stosunek do Matthew. - Ja zazdrosny? Nie obrażaj mnie - obrócił wszystko w żart, choć prawdę powiedziawszy, Olivia trafnie, choć nieświadomie, go zdiagnozowała. Był o nią przeraźliwie zazdrosny i jak tylko przyszło co do czego, to imał się wszelkich środków, by postawić na swoim i nie dzielić się nią z nikim innym. - W przedszkolu szło nam lepiej - zażartował, bo oboje wiedzieli, że to nie była prawda. Teraz już po latach doświadczeń byli w stanie złapać odpowiedni rytm i nie deptać się po nogach, czy też nie tarmosić się nawzajem, jak miało to miejsce kiedy byli małymi bąblami. Kiedy przyszedł czas na następną piosenkę i okazała się ona nieco szybsza, Marc od razu zaczął swój popis, obracając na różne sposoby Olivię, przytulając się do niej w tańcu, czy też unosząc ją nieznacznie a to trzymając za biodra, a to biorąc ją na ręce. Chciał uwiarygodnić swoją wersję, jakoby taniec nie był wymuszony zazdrością. I prawdę powiedziawszy, wczuł się do tego stopnia, że nawet zapomniał już o tym całym Matthew. Kolejna piosenka była wolniejsza, toteż Marc pozwolił sobie przyciągnąć córkę Ullra, obrócić ją, by stała plecami do niego i wtulić się, splatając ręce na jej brzuchu. Trochę odbiegało to od przyjacielskiego tańca, ale w każdej chwili przecież mogła to przerwać, jeśli taka bliskość jej nie odpowiadała. Szczerze w to wątpił, ale jakaś możliwość zawsze pozostawała. Potarł nosem o jej szyję, a następnie policzek, ledwo powstrzymując się od tego, by jej nie pocałować w obu tych miejscach.
Aron Ortega
Re: Stoliki II Nie 21 Lut 2021, 20:21
Aron bardzo się zaangażował w tę relację i choć do tej pory nie wyznał jeszcze miłości Iris, to jednak zapowiadało się na to, że prędzej czy później to zrobi. Wszystko dlatego, że zachowywał się tak jakby naprawdę był w niej zakochany i nie zaliczył tylko wypowiedzenia tego na głos. Te wszystkie pocałunki, objęcia, uśmiechy, spojrzenia, czy w ogóle sam sposób w jaki żyją ewidentnie wskazywał na to, że Ortega kocha córkę Zeusa i traktuje ją bardzo poważnie. Zanim jednak jej to wyzna, musi poznać nie tylko ją, ale również i samego siebie. Nie chciał rzucać słów na wiatr i traktować dłuższego uniesienia jako faktycznej miłości. Nie miał wątpliwości, że darzył Iris czymś szczególnym i jedynym w swoim rodzaju, ale musiał mieć absolutną pewność, że jest to miłość. Teraz było po prostu na to za wcześnie. Gdy tak tańczyli w rytm wolniejszej piosenki, syn Hekate zachwycał się nie tylko wcześniejszymi pocałunkami, ale również zapachem swojej partnerki, który tak dobrze działał na jego samopoczucie. Już wcześniej jej mówił, że ubóstwia jej perfumy i że kojarzą mu się z czymś dobrym, a teraz tylko się w tym utwierdzał. Nic więc dziwnego, że jego serce biło spokojnie i równo, a jednocześnie mocno, chcąc tylko zaznaczyć swoją obecność dla Grimsdóttir. Obserwował uważnie sytuację w oddali, nie robiąc sobie nic z tego, że mogło to być bardzo niebezpieczne dla całego wesela. - Pewnie masz rację - przyznał, bo sam nie miał lepszej teorii niż ta jej. Nie ogarniał większości obozowych i pozaobozowych niesnasek, dlatego też nawet nie próbował zgadywać, co kieruje Jade i Jellalem, że robią takie przedstawienie przed wszystkimi. Później jednak zdarzyło się coś, czego Aron w ogóle się nie spodziewał. Słuchał przez moment tych wypocin, z coraz większym zaskoczeniem na twarzy. Dobrze by było, gdyby w ogóle pamiętał imię tej przyjaciółki swojej ex, która teraz oferowała mu samą siebie jako pocieszenie. Jedną rękę schował do kieszeni, drugą zaś objął Iris, chcąc dać jej znak, że nie obchodzi go to, co mówi ta kobieta. Nie zrobiły na nim wrażenia późniejsze gesty, ale sam fakt tego, że zakładała śmierć jego dziewczyny, już go trochę zirytował. Z nim mogła sobie igrać, ale z Iris nie ma mowy! - Jest od ciebie mądrzejsza, ładniejsza, silniejsza, bardziej taktowna i milsza - warknął w stronę heroski. - Opiekowała się mną cały czas i nadal to robi. Nie masz na co liczyć, bo jestem tylko jej i chcę być tylko z nią. Spadaj stąd - przybrał poważną minę, trochę nawet groźną, co nie było dość częste u niego. Musiał jednak podkreślić to, że Iris jest jedna jedyna dla niego i choćby cały świat się zawalił, to on będzie trwał przy niej i żadne obozowe ladacznice nie będą go pocieszać w niczym. Po całej tej akcji Ortega objął mocniej córkę Zeusa i westchnął lekko, gładząc ją dłonią po plecach. - Powiemy, że to był wypadek... - rzucił niby poważnie, po czym zaśmiał się nieco głośniej, jak to on, chcąc obrócić tą groźbę w żart, choć doskonale wiedział, że Iris byłaby do tego zdolna. Aron ucałował w czoło blondynkę, po czym uśmiechnął się nieco szerzej. - Chcesz wrócić do stolika? - spytał uprzejmie, nie mając problemu z tym, by wrócili, a także by zostali na parkiecie. Wybór należał do córki Zeusa, on się dostosuje.
Iris Grimsdóttir
Re: Stoliki II Pią 26 Lut 2021, 23:17
Iris właściwie nie używała innych perfum, odkąd Aron jeszcze przed utratą pamięci powiedział jej, że te konkretne to on uwielbia. Inne raczej były okazjonalnie i gdy miała dużą pewność, że tego dnia się nie spotkają, a przynajmniej bardziej niż na kilka minut. Skoro jej też się podobały, to nie był przecież żaden problem. Wzruszyła tylko lekko ramionami, bo przecież sobie tylko gdybała i nie miała pojęcia jaka jest prawda w tym wszystkim. Zerknęła po raz ostatni w kierunku Jade oraz Jellala i wiedząc, że się jednak nie zabijają póki co, wróciła w pełni do ukochanego. Ciałem i duszą. Grimsdóttir mimo, że nie miała czego się obawiać i nie wierzyła w to, że Aron mógłby na takie coś się nabrać, i tak siłą rzeczy działało jej to na nerwy. Nie po to poszła ze swoim mężczyzną na wesele razem, by się dobrze bawić, by ktoś taki jak ona im to zakłócał. Nawet na moment. Mimo wszystko lepiej jej się zrobiło na serduchu, gdy Ortega ją objął, co powinno być jasnym sygnałem dla na palonej, ale najwidoczniej tak nie było, bo produkowała się dalej. Kącik jej ust najpierw jej drgnął, gdy Aron się odezwał i zaczął komplementować Islandkę, a z każdym jego kolejnym słowem uśmiech blondynki rósł. Nieoczekiwana, ale miła reakcja. Spadaj stąd było kwintesencją wszystkiego, więc Iris wyszczerzyła się jedynie na pożegnanie i zajęła swoim Ortegą, który ładnie połechtał ego. Zaśmiała się cicho i krótko na jego komentarz o wypadku, przytulając się mocniej do jego ciała. Po chwili zadarła głowę z małym uśmiechem. - Podobało mi się to, co powiedziałeś - mruknęła ewidentnie spokojniesza, niż jeszcze kilka sekund temu była. Zastanowiła się chwilę nad jego propozycją rozważając to, co mogliby robić. Niemniej muzyka, która się rozpoczęła średnio jej leżała, dlatego skinęła na stoliki. - Wracajmy, mam ochotę na coś słodkiego. Poza tobą oczywiście - uśmiechnęła się szeroko pewna siebie i wspólnie skierowali się do stolika wcześniej zahaczając o szwedzki stół, gdzie zgarnęła między innymi tiramisu.
Olivia Gale
Re: Stoliki II Nie 28 Lut 2021, 14:46
Olivię to wszystko bardziej bawiło, jednak nie doszukiwała się w tym oznak większych uczuć jak przyjaźń czy troska. Gale przecież wprost mówiła, że to przy synu Eris czuje się w pełni bezpieczna i z nim chce się jedynie bawić na weselu, więc miało to sens, że próbował ją ratować "z opresji" jednocześnie biorąc na siebie wszelkie negatywne emocje, które Matthew mógł poczuć zamiast do niej. Co prawda do dzisiaj była przekonana, że "swój swego nie zabije", ale to wesele udowodniło jej jak bardzo się myliła i jakie zagrożenie mogą dla niej stanowić ci mniej zrównoważeni herosi. W końcu ona nie miałaby z nimi szans w walce. - Domyśliłam się, nie wściekaj się tak - mruknęła wciąż rozbawiona przez moment muskając go kciukiem po policzku. - No wiesz, mówię że dla kogoś z boku może tak to wyglądać, gdy nie zna naszej relacji - dodała jeszcze tak a propos zazdrości, jednak z pewną lekkością, by Marc nie traktował jej słów całkiem poważnie i nie wściekał się z nieznanego jej powodu. Zaśmiała się cicho słysząc o przedszkolu i dzięki temu domyślając się, że kryzys i negatywne emocje mężczyzny zostały zażegnane. Całe to tańczenie było bardzo przyjemne, pozwoliło jej zapomnieć o kryzysie i ewentualnej czyhającej na nią śmierci nawet wewnątrz obozu. Naprawdę czuła się przy nim bezpiecznie i chyba można było to gołym okiem zaobserwować. Przy nim była znacznie spokojniejsza, zwłaszcza gdy nie rozmawiali na takie tematy. Chyba na złość tym wszystkim, którym wydawało się, że Deverill może tylko siać niezgodę. Później Marc dał swój popis, bo nie spodziewała się, że jego umiejętności taneczne są aż tak dobre. Zaskoczył ją! A przy okazji nieco zmęczył tymi niespodziewanymi piruetami, podskokami i innymi elementami tańca. Jak to dobrze, że następna melodia była wolniejsza, mogła odsapnąć. Zaskoczyło ją nieco to, że odwrócił ją plecami do siebie, ale nie oponowała pozwalając mu na wygodną dla niebie wersję. Złożyła dłonie na tych jego na brzuchu i bujała się z nim wolno w rytm muzyki. Może i było to nieco dziwne, ale dla niej nie wychodziło to jeszcze poza jakieś ramy przyjaźni. Jeszcze. Kiedy jednak zaczął pocierać nosem o jej szyję czy policzek, odwróciła głowę w jego stronę na tyle na ile mogła. - Co tam? - spytała cicho domyślając się, że chciał jej coś powiedzieć i stąd te zaczepki. Choć one, nawet Gale musiała to przyznać, były bardzo dziwne jak na przyjaciół. Może zatarła mu się granica po obserwacji tych wszystkich ekscesów innych? Nie zdziwiła się, była tu krótko, a widziała naprawdę dziwne zachowania u zadeklarowanych "przyjaciół".
Marc Deverill
Re: Stoliki II Nie 28 Lut 2021, 19:41
Marc wcale nie był zły o to, co powiedziała, bo przecież ta zazdrość miała w jej oczach być żartem. I chyba córka Ullra to łyknęła, bowiem spoglądała na niego rozbawiona, choć sam Deverill nie mógł mieć do końca pewności, że Olivia go nie rozpracowała. Możliwe, że dziewczyna jednak swoje wiedziała, ale przez swój takt i obycie towarzyskie oraz chęć bycia dla niego uprzejmą, nie dzieliła się dalej swoimi przemyśleniami, podpierając to wygodnym argumentem "wiesz jak to może wyglądać z boku". - To prawda - przyznał również rozbawiony. - Wiesz, to syna Eris to w sumie pasuje. "Nie tykaj, to moje zabawki!" - zaśmiał się głośniej, starając podtrzymać wygodną wersję żartobliwej zazdrości. Nie musiała przecież wiedzieć, że kierowały nim tylko i wyłącznie egoistyczne pobudki, a już tym bardziej nie powinna powiązywać tego z niezgodą, która jest motorem napędowym jego matki. Wystarczy, że on już trochę jest zły na siebie o to, iż zachowuje się bardzo podobnie do tego, jakby zachowała się matka. Może to nawet ona zadziałała na Matthew i podsunęła go, by tylko uprzykrzyć Deverillowi życie? Było to bardzo możliwe. Kiedy tak tulił się do niej, zapomniał o wszystkim łącznie z tym, że nigdy w tak - siłą rzeczy - erotyczny sposób nie tańczyli. Gale była już długo w obozie, ale dotąd nie zdarzyło im się być tak blisko, nie w tym kontekście. Co innego zasypianie razem na kanapie, leżenie i oglądanie chmurek czy zabawa jej włosami. To wykraczało poza ramy przyjaźni, ale jak widać dla niej to nie była tego oznaka. Może i lepiej, bo jeszcze okaże się, że jeśli przekroczy pewną granicę, to nawet nie będą się przyjaźnić? Nie dała mu przecież żadnej jasnej wskazówki, że chciałaby przejść krok dalej i na przykład z nim randkować. Z letargu wyrwał go głos Olivii, która spytała go o coś, myśląc, że te smyranie jej noskiem to zaczepianie jej. W rzeczywistości nie był tego w ogóle świadomy, robił to machinalnie, zatracając się w tańcu i w tej bliskości, której od dawna z nikim nie dzielił, a której tak mu brakowało. - Nie, nic. Wybacz - odpowiedział nieco spanikowany, bo nie przygotował sobie żadnej wygodnej wymówki, a skoro mleko już się rozlało, to nie mógł jej tak po prostu zbyć. Chyba zaczęła się czegoś domyślać, bo patrzyła już też trochę inaczej na niego, jakby bardziej zaintrygowana tym co Marc może zrobić. Uznał więc, że to odpowiedni moment na ucieczkę, czyli zaprzestanie tańca. - Myślę, że pora się zmywać - rzucił, zerkając na pozostałe pary oraz wielu herosów, którzy byli już na tyle podpici, że szukali zaczepki, a jego obecność tylko to wzmagała. Nie chciał zepsuć wesela, dlatego też postanowił zrobić taktyczny odwrót, nakłaniając przy tym do niego Olivię. - Czuję, że może być tu zaraz nerwowo, dlatego lepiej się ulotnijmy - odsunął się od brunetki i złapał ją za dłoń, by powoli i w spokoju wyprowadzić ją z namiotu, a następnie udać się do dzielnicy nordyckiej, w której odstawił ją pod same drzwi mieszkania. Zanim jednak się rozeszli, porozmawiali jeszcze chwilę, a Marc pod koniec uśmiechnął się lekko w stronę Olivii i dał jej całusa w policzek. - Świetnie się z tobą bawiłem, do zobaczenia jutro - pogładził ją jeszcze po włosach, odczuwając w tamtej chwili ogromną potrzebę do tego i z uśmiechem na ustach udał się w kierunku wyjścia z bloku, by później skierować swe kroki do swojego mieszkania.