Mamy 5 października 2020r. kilkanaście minut przed godziną 18. Wszystko oczywiście już od kilku godzin jest gotowe na tip top, z panną młodą nie ma żartów. Elisa z racji bycia córką Nyks uparła się, by chociaż namiot nad stolikami był przezroczysty u sufitu, by mogła patrzeć w niebo, które przecież uwielbia. Samo w sobie zresztą jest piękne i o ile pochmurna noc się nie trafi, to same gwiazdy będą rozświetlać i ozdabiać tę część. Dekoracje były dość subtelne, jedynie przy wejściu i nad parkietem kwiaty mogły robić wrażenie. Cała reszta to minimalizm ze sporą ilością lampek, by nie tylko oświetlić teren w środku oraz na zewnątrz, ale też po to, by tym samym ozdobić w ten sposób to miejsce. Na zewnątrz było tylko i aż 10 stopni Celsjusza tuż po godzinie 17stej, ale dla herosów nie był to przecież większy problem. Dla większego komfortu jednak sam namiot był też ogrzewany do optymalnej temperatury, by każdy czuł się dobrze. Na szczęście niebo było czyste i zapowiadało się na pięknie rozgwieżdżone. Na kuchni, do której wstępu nikt poza kucharzami i kelnerami wstępu nie miał, pracowano od rana, by przygotować to, czego para młoda sobie zażyczyła. Nic dziwnego, że u Nero królowała kuchnia włoska zarówno w daniach głównych, jak i przekąskach, ale to nie tak, że poza tym nie było kompletnie nic. Można było dostrzec różnego rodzaju sushi, sałatki pochodzące z wielu krajów i wiele dań typowych dla obozowej kuchni. Próżno jednak szukać typowego niezdrowego jedzenia w postaci frytek, burgerów czy innych burrito. To jednak wesele z klasą. Choć wiele osób namawiało (głównie Elisę) do zorganizowania również ślubu, to nawet dla niej samej branie go po to, by inni byli tylko świadkami, to była już niepotrzebna szopka. Wesele było w stylu sycylijskim, więc z całą pewnością para młoda zaszczyci wszystkich pierwszym tańcem, aby następnie poczęstować wszystkich pysznym tortem, by dopiero później przejść do gorącego posiłku i kawy. Alkohol będzie tuż po tym, spokojnie alkoholicy i to w każdej formie dostępnej w obozie, nie tylko w postaci wina. Goście nie są usadzeni konkretnie, więc siadajcie gdzie chcecie, tylko nie bijcie się o miejsca. Jedynie para młoda siedzi samotnie u szczytu namiotu, by w spokoju się sobą nacieszyć. W końcu świadków nie potrzebowali, bo już dawno byli po ślubie. Na kilkanaście minut przed 18stą herosi zostali zaproszeni do środka, by mogli na spokojnie się rozsiąść, nim zjawi się para młoda. Stolik na prezenty (o które de facto nie prosili) znajdował się w rogu sali tuż obok wejścia. Nie chcieli, by ktoś im przeszkadzał takimi błahostkami.
Wesele. Elisa wciąż trochę niedowierzała, że do tego wydarzenia dochodziło i to z wielu względów. Zaczynając od jej męża, który nie był raczej typem herosa, który uwielbiał bawić się na takich imprezach. Dochodziła do tego "pełna mobilizacja" obozu przygotowującego się od ponad roku do kolejnego starcia. A na koniec sam fakt, że tak duże imprezy wielu członkom obozu nie kojarzyły się zbyt dobrze, ot chociażby ponownie jej mężowi. A mimo to ku zaskoczeniu jej i zapewne też władz obozowych, znaczna część herosów domagała się wesela. Czyżby to pani Nero miała rację? Ludzie potrzebowali poczuć się przez chwilę normalnie, zresetować się i chociaż przez kilka godzin poudawać, że wcale nie czyha na nich śmierć większa niż zwykle. Giotto się mylił, a to ci dopiero. Włoszka pod pretekstem prośby o sprawdzenie czegoś, wysłała męża na salę na kilka minut wcześniej. Sama przecież ubierała się w inną suknię ślubną, niż miała do ślubu. Chciała go odrobinę zaskoczyć, pod warunkiem rzecz jasna, że to dostrzeże. Która jednak kobieta (którą na to stać rzecz jasna) nie kupi dwóch sukni, które pokochała mając nadzieję na założenie tej drugiej właśnie na zorganizowane wesele? Włosy miała ułożone w hollywoodzkie fale, makijaż dość delikatny z okiem mocniej podkreślonym, no i rzecz jasna piękna biżuteria. Głównym elementem była obrączka i pierścionek zaręczynowy, ale na uszach miała delikatne kolczyki. No i oczywiście łańcuszek od matki. W końcu jednak weszła odnajdując męża tuż przy wejściu, któremu podarowała zarówno najpiękniejszy uśmiech, jak i całusa w policzek. Splotła ich dłonie razem i skierowała się na środek pustego parkietu. - Gotowy na taniec? - szepnęła Nero na ucho wiedząc, że raczej nie jest tym zachwycony. No ale uprzedzała go wielokrotnie, że będzie to miało miejsce.
Wesele pary, której ślubu nigdy nie spodziewała się zobaczyć. Formalnie tego nie zrobiła, ale wiadomo o co chodzi. Nie sądziła, że Giotto da się zaobrączkować i do tego urządzić w obozie bibę po tym, jak ślub wziął szybko i po cichu. Niemniej w jej życiu ostatnio wydarzyło się wiele rzeczy, których nie spodziewała się doświadczyć w swoim życiu. Tak się chyba zdarza. Niemniej z wielu powodów stwierdziła, że pójdzie. Ot chociażby dla samego alkoholu i jedzenia, choć szacunek do pary młodej miała. Świetny wojownik z dziwnym okiem i medyk, który ratował jej życie tyle razy, że chyba już nie zliczy. Warto było się pokazać chociaż na moment, choć bawić się nie zamierzała. Ani nie miała z kim, ani też ochoty jej brakowało. Mimo, że była "wolna" od Errona, to i tak od dwóch tygodni nie miała kontaktów z innymi mężczyznami. A poza tym brakowało jej w życiu Blacka, choć ciężko jej to było nawet samej przed sobą przyznać. Kochała go i tęskniła pomimo tego, jak bardzo ją zranił i tragicznie potraktował. To się chyba nazywa miłosny zawód i pozostawało to jakoś przeżyć. Ubrała się więc początkowo w fioletową sukienkę, ale jakoś tak depresją jej zajeżdżało, więc koniec końców postawiła na złotą i krótką wersję. Chuj z jej nastrojem, chociaż będzie dobrze wyglądać. W namiocie zjawiła się w momencie, gdy na parkiecie pojawili się państwo młodzi. Wymusiła na barmanie drinka, choć ten zaznaczył, że Nero chcą zacząć od posiłku i kawy. Stanęła gdzieś z boku w tłumie sącząc drinka i obserwując zakochańców. Nigdy nie sądziła, że aż tak trudno będzie jej patrzeć na czyjąś miłość. A gdy z ciekawości odpaliła amokinezę, zalała ją wzajemna ich miłość do siebie. Wtedy jednak też poczuła uczucie do niej samej i szybko zrozumiała, że tuż przy niej stoi Erron. - Och, cześć - rzuciła z małym uśmiechem, gdy na nią spojrzał, nie mając tak naprawdę pojęcia, jak się zachować.
Sam nie wiedział, jak dał się w to wszystko wkręcić oraz jakim pantoflarzem stał się od momentu ślubu z Elisą. Kto by pomyślał, że Giotto nie będzie miał żadnych problemów z tym, żeby zostać w obozie na dłużej, żeby przystopować trochę z treningami i co najważniejsze: żeby zorganizować tutaj wesele? U bukmacherów były to pewnie wysokie kursy, ale to nie było teraz istotne. Ważniejsze było to, że państwo Nero zamierzali z całym światem podzielić się swoją miłością i teraz też Giotto czynił odpowiednie przygotowania, by cała impreza wyszła tak, jak jego ukochana sobie to zaplanowała. Garnitur szyty na miarę, wybrany dokładnie taki, jaki chciała Elisa. Jemu było przecież wszystko jedno jaki ubierze, ale pani Nero miała swoje wymogi i mąż nie mógł jej zawieść, dlatego też jeszcze we Włoszech załatwił to wszystko u odpowiednich ludzi, by podczas ślubnej ceremonii zaskoczyć partnerkę. Skoro wtedy jej się podobał, to teraz postawił na ten sam i chyba Elisa nie miała nic przeciwko. Zwłaszcza, że mieli jeszcze trochę czasu do wyjścia, który spożytkowali w iście małżeński sposób. Wygoniony z mieszkania, postanowił wybrać się najpierw nad wodospad, który był dla niego jednym wielkim sentymentem, wszakże to tam ujawnił swoje uczucia względem Elisy, a później trafił już w okolice namiotu, oczekując żony. Nie był zdziwiony, gdy zobaczył ją w innej kreacji niż podczas ślubu cywilnego, ale to wcale nie oznaczało, że nie był pod wrażeniem. Elisa miała doskonałe wyczucie stylu i była najpiękniejszą kobietą na Ziemi oraz we wszystkich boskich wymiarach, dlatego też przywykł do pewnego standardu. A standardem tym była klasa, piękno i seksapil. Westchnął lekko z pomocą samego nosa na jej tekst o pierwszym tańcu. To był akurat element, który troszkę go irytował, ale ostatecznie wiedział, że nie ma wyboru. Taką pajacerkę zostawiał zazwyczaj innym, ale to było ich wesele i doskonale wiedział, że taka tancerka jak Elisa nie popuści mu w tej kwestii. A szkoda było całej zastawy stołowej, okien i innego rodzaju domowego wyposażenia, bo przecież jak pani Nero się denerwuje, to ma tendencję do iście włoskiego akcentowania swoich racji. Innymi słowy: bardzo głośnego i niekoniecznie bezpiecznego dla dyskutanta. Ujął dłoń żony w swoją i kiedy wyszli na parkiet, złapał ją w odpowiedni sposób, by zacząć prowadzić ją w klasycznym tańcu. Nie było to może najwyższych lotów, raptem kilka kroków w jedną i w drugą stronę czy jakieś obroty, ale nie wyszło źle, bo przecież Giotto jako rodowity Sycylijczyk miał we krwi mafię, rodzinę i taniec. Wszakże w całych Włoszech tylko na Sycylii organizowało się tak huczne wesela. Kącik ust drgnął mu w małym uśmiechu, gdy nadszedł jego ulubiony moment ich wspólnej piosenki. Nie przejmując się zatem dziesiątkami oczu, które w tej chwili na nich spoglądały, przysunął swoją twarz w stronę jej twarzy i obdarował ją czułym pocałunkiem. Spotkało się to z oklaskami, a sam Nero potraktował to jako preludium do końca tańca, który z czasem przerodził się wyłącznie w delikatne poruszanie się na boki, ale jeszcze trwał. W tym samym czasie do tańca zaczęły dołączać kolejne pary, które tym samym chciały im towarzyszyć przez chwilę, zanim satyrowie podadzą pierwsze dania na ciepło. - Było dobrze, co? - spytał, spoglądając w oczy Elisy, poza którymi w tym momencie nie dostrzegał zupełnie nic. Wszystko wokół przestało mieć znaczenie, a ten wyjątkowy uśmiech, który pojawiał się tak rzadko na jego twarzy, właśnie mógł zostać zaobserwowany przez panią Nero.
Elisa Nero
Re: Parkiet Nie 20 Gru 2020, 21:26
Elisa spodziewała się, że garnitur będzie dokładnie ten sam, co na ślubie i nie miała nic przeciwko. Przede wszystkim była to świetna, włoska robota, a po drugie u facetów było prościej. Wystarczyło zmienić koszulę bądź dodatki i już wyglądało się zupełnie inaczej. Gorzej z sukienkami czy wręcz suknią ślubną. Ona jednak zakochała się w dwóch, a mając obozowy, nieskończony budżet, kupiła właśnie dwie. Kto jej zabroni? Elisie wydawało się, że dostrzegła w jego spojrzeniu błysk, który mógł sugerować, że dostrzegł zmianę. A może to kwestia tego, że po prostu ponownie zobaczył ją w sukni ślubnej? Nie była pewna, ale z całą pewnością jego spojrzenie wprawiało ją w jeszcze lepszy nastrój. Prawdopodobnie nie było nic, co mogłoby go zepsuć w dniu dzisiejszym. No, kilka rzeczy, ale ich nie przewidywała. Wiedziała, że ten taniec nie jest czymś, co go zachwyci, ale wiedziała jednocześnie, że kocha ją na tyle mocno, że to zrobi i nie będzie z tego powodu marudził przez pół wieczoru. Poza tym byli Włochami i w dodatku z Sycylii, więc tego typu zabawy mieli we krwi i Nero mógł sobie mówić ile chciał, brunetka wiedziała, że jej mąż jest niezłym tancerzem. Z uśmiechem na ustach płynęła po parkiecie prowadzona przez męża wpatrzona w niego jak w jakiś obrazek. Kochała go najmocniej na świecie i on nie zdawał sobie jeszcze sprawy, jak silne jej uczucia były nie tylko ogólnie, ale przede wszystkim dzisiaj. Nic więc dziwnego, że była cała rozanielona bujając się z nim oraz kręcąc piruety, starając się jednak być jak najbliżej mężczyzny. Jej uśmiech również się powiększył, gdy usłyszała ten moment w melodii i zobaczyła, jak Giotto nachyla się do pocałunku, który Włoszka czule i spokojnie odwzajemniła. Była w nim przede wszystkim miłość, dopiero gdzieś później za ekscytacją i innymi pozytywnymi emocjami było pożądanie. Inna kolejność panowała zazwyczaj, ale dzisiejszy dzień do nich nie należał. Zerknęła kątem oka na dołączające pary, by później skupić się na mężu mocniej się w niego wtulając. Przymknęła nawet na moment oczy jako, że bardziej już się tylko bujali, by spojrzeć mu w oczy ponownie, gdy się odezwał. - Było wspaniale - odpowiedziała zadowolona uśmiechając się do niego szeroko. Poczuła jednocześnie zastrzyk adrenaliny i ekscytacji wiedząc, co powinna teraz zrobić. Od rana szukała dobrego momentu, by z nim porozmawiać, jednak koniec końców zawsze było coś i tego nie zrobiła. Teraz patrząc w jego cudowne oczy, uśmiechniętą twarz, wiedziała, że lepszego momentu nie znajdzie. Była szczęśliwa, a jednocześnie nieco zdenerwowana nie wiedząc jak koniec końców jej mąż to przyjmie. - Zostaniesz tatusiem - wyszeptała w końcu patrząc z czystą miłością i ekscytacją w jego oczy.
Erron był zaskoczony faktem, że otrzymał zaproszenie od państwa Nero, ale szybko się to wyjaśniło, gdyż okazało się, że cały obóz był mile widziany na weselu. Black w pierwszej chwili nie miał zamiaru w ogóle się tam pojawiać, gdyż nie miał jakichś szczególnych relacji z żadną z tych osób. Ich kontakt ograniczał się do zawodowego, z czego z Giotto może raz w życiu był na patrolu, a Elisa kilka razy udzielała mu jakiejś pomocy medycznej. Nigdy jednak żadne z nich nie ocaliło mu skóry, dlatego też nie czuł żadnej potrzeby pojawiania się pod namiotem. Liczył jednak na to, że może będzie tam Lara i uda im się chociaż chwilkę porozmawiać. Od ich ostatniej kłótni prawie się z nią nie widywał, tyle co mijali się w pawilonie jadalnym czy od biedy na sali treningowej. Bardzo brakowało mu jej, ale nie miał odwagi tego przyznać, zwłaszcza po tych kilku wyznaniach, jakie miały miejsce jakiś czas wcześniej. Zdobył się jednak na odwagę, by zrobić to podczas wesela państwa Nero, o ile blondynka w ogóle zamierzała się tam zjawić. Mężczyzna wyciągnął z szafy swój jaśniejszy garnitur, który bardzo lubił nosić, przygotował wszystko zawczasu: odpowiednie dodatki, buty oraz wypił kieliszek tequili przed wyjściem, po czym pognał w stronę namiotu, w którym miała się odbyć cała ta maskarada. Każdy krok pokonywał pewnie, jakby myśl o zjednoczeniu się z Larą dodawała mu skrzydeł. Kiedy znalazł się w środku, omiótł swoim spojrzeniem wszystkich wokół, a dzięki swoim umiejętnościom szybko mógł dostrzec pośród tłumu Gusevę, która wyglądała bajecznie. Na widok jej kreacji uniósł lekko brwi, szepcząc pod nosem "wow". Złapał go jednak moment niepewności i jeszcze się zawahał na moment. Ostatecznie jednak zdecydował podejść do niej, co takie łatwe nie było. Zanim jednak zdążył zajść ją od boku, Guseva zarejestrowała jego obecność, co trochę go zaskoczyło. Wydawało się bowiem, że była w pełni skupiona na nowożeńcach. Uśmiechnął się nieco krzywo, po czym wsunął jedną dłoń do kieszeni. - Cześć - odparł, nadając tej wypowiedzi równie drętwy ton. Było to nienaturalne dla niego i dlatego po chwili na jego twarzy pojawił się grymas. - Ślicznie wyglądasz - rzekł nieco odważniej, skupiając się w zupełności na rozmowie z nią, lekceważąc przy tym niejako tańczących Elisę i Giotto. Wtem kilka par dołączyło do państwa młodych, a między nimi pojawiło się nieco więcej luzu. Black jednak nie skorzystał z tego i nim w ogóle zaczęli rozmawiać na poważnie, wysunął dłoń w stronę Rosjanki. - Zatańczymy? - za jej zgodą położył drinka na stole, po czym poprowadził ją w jeden z wolnych rejonów parkietu, jednocześnie z dala od stolików i baru, by mogli sobie oszczędzić ciekawskich spojrzeń. Erron pewnie objął córkę Sif i prowadził ją w tańcu, co jakiś czas pozwalając sobie na delikatny piruet czy też zmianę kierunku bujania się. - Miałem nadzieję, że się tutaj spotkamy - rzucił po chwili ciszy. - Pytanie, czy ty także? - nie był tym samym pewnym siebie dupkiem, którym był zazwyczaj. Widać było, że nie tylko hamował się z arogancją, ale też zamierzał przeprowadzić z nią poważną rozmowę, by cokolwiek wyjaśnić. - Wyglądasz... bajecznie - zabrakło mu określenia, które w pełni oddałoby jego zachwyt nad jej strojem. Wypadało jednak uraczyć ją jakimś komplementem, choćby tak wyświechtanym jak ten o ładnym wyglądzie.
Lara Guseva
Re: Parkiet Wto 22 Gru 2020, 00:07
Pomimo tego, że tęskniła za mężczyzną, ani razu nie zdecydowała się do niego zagadać, gdy się mijali w różnych miejscach. Ba, najczęściej udawała, że go w ogóle nie widzi. Tak zwyczajniej było prościej, wściekać się cały czas na niego i spróbować przekuć miłość w nienawiść. W końcu podobno wąska granica je dzieliła i miała szczerą nadzieję, że tym razem się to sprawdzi. Nigdy nie spodziewała się (o ironio), że się zakocha, a co dopiero zakocha nieszczęśliwie. Z jakiegoś powodu spodziewała się na miejscu Erona. Może to kwestia żarcia i alkoholu, a może kilkudziesięciu kobiet dobrze ubranych, których część na pewno z ochotą rozłożyłaby nogi przed nim. Chociażby jej siostra, która miała możliwość już go sprawdzić. Aż skrzywiła się na tą myśl, bo zalały ją obrazy tamtego dnia, gdy weszła do niego po szybciej ukończonej misji. Nie miała jednak zamiaru z jego powodu rezygnować z wyjścia, dlatego koniec końców ubrała się i poszła przybierając maskę swojej standardowej wersji dla reszty obozowiczów. Rosjanka po tym dziwnym przywitaniu skupiła się ponownie na nowożeńcach nie słysząc tym samym, a raczej udając, że nie słyszy jego komplementu. Zwykle nie wyglądała ślicznie, więc nie była pewna co takiego się zmieniło, ale nie miała ochoty wchodzić w tę dyskusję. Po co? Zerknęła na pary, które zaczęły ruszać na parkiet - chyba zwolnienie kroku tańca do bujania się Elisy i Gio wzięli za takowe przyzwolenie. Nie spodziewała się jednak, że usłyszy to, co usłyszała. Spojrzała najpierw na Blacka, by upewnić się, że powiedział to w ogóle do niej i gdy była pewna, zawahała się. Jednocześnie miała ochotę to zrobić i nie chciała za cholerę się zgadzać. Niemniej przytaknęła lekko pozwalając odebrać sobie alkohol, którego całkiem sporo zdążyła już ze szklanki wypić. Szkoda jedynie, że taka ilość alkoholu na nią nie działa. Dała się podprowadzić w wybrany przez niego fragment całkiem sporego parkietu. Oparła dłoń na jego ramieniu, drugą splatając z jego. Jednocześnie wydawało jej się to tak naturalne i obce oraz odległe, że naprawdę nie wiedziała co o tym myśleć. Na szczęście chwilę bujali się w ciszy i Guseva w końcu zaobserwowała, że ich wybór strojów pasuje do siebie jak wół do karety, co chyba odzwierciedlało całą ich relację. Ona ciepłe złoto, on pochodną zimnego srebra. - Spodziewałam się ciebie tutaj, ale zajętego kimś innym - odpowiedziała szczerze, bo nie miała przecież w naturze okłamywania, tym bardziej jego. Unikała jednak patrzenia na jego twarz, a już z pewnością w oczy, wzrok kierując gdzieś ponad jego ramieniem. - Dziękuję, ty też nie najgorzej - posłała mu mały uśmiech w końcu na niego zerkając. Może i nie pasowali do siebie w wielu wymiarach jak widać, ale on sam komponował się dobrze. - Dlaczego to robisz? - spytała w końcu nie mając ochoty na udawanie, że ostatnie kilka tygodni nie miało miejsca i nadal są przyjaciółmi, którzy lubią się pieprzyć i udają przed sobą (w dwojaki sposób), że siebie kochają. Chociaż było wtedy spokojniej, bezpieczniej, milej, to musiała przyznać, ale nie cofną się już do tego.
Giotto Nero
Re: Parkiet Wto 22 Gru 2020, 21:55
Nie okazywał jakiejś dzikiej ekscytacji z powodu tej wyjątkowej chwili, ale wystarczyły te drobne reakcje na jego twarzy, by zaraz kilka osób wyłapało, że jest szczęśliwy. Widok uśmiechniętego Giotto był na tyle rzadki, że mógł robić pewną sensację, ale jak to Włoch, kompletnie się tym nie przejmował. Ta cała impreza była tylko i wyłącznie dla Elisy, która chciała podzielić się ich miłością z całym światem. Mógł tego jednego wieczora być przystępny i czasem się uśmiechnąć, bo tak jak inni mogli to uznawać za zbyteczne, tak jego żonie się to podobało i to ją miał tym zamiar uszczęśliwić. Nero doskonale wiedziała, że te drobne gesty nie wynikają z jego niechęci, a ze zwykłego minimalizmu w okazywaniu uczuć i akurat ona potrafi to zawsze zinterpretować w najwłaściwszy sposób. Prowadził ukochaną w tańcu, odcinając się zupełnie od wszystkiego wokół, co było dość sporym wyczynem, ponieważ Giotto zazwyczaj miał oczy dookoła głowy. Tym razem jednak mógł chociaż na moment odpuścić i dać Elisie to, czego ta tak bardzo pragnęła. Nie chodziło przecież o bujanie się, tylko o uwagę i emancypację miłości, której dotąd Nero w jakiś szczególny sposób nie okazywał. Teraz jednak wystarczył ten jeden taniec, by wszyscy zrozumieli, po co się tutaj zebrali. Po dołączeniu innych par do tańca, ponownie skupił się tylko na córce Nyks, tym razem ograniczając się do kołysania na boki oraz krążenia w kółko. Nie spodziewał się jednak, że gdy tylko będą mieli "chwilkę prywatności", ukochana zrzuci na niego taką bombę. Ktokolwiek inny poza Giotto pewnie okazałby w jakiś ekstrawertyczny sposób swoje emocje, on jednak ograniczył się tylko do małego uśmiechu, tego ulubionego Elisy, który mówił sam za siebie, w końcu od tygodni starali się o dziecko. Bez słowa przylgnął swoimi wargami do jej i obdarzył ją jeszcze czulszym pocałunkiem, niż ten przed chwilą, nie przejmując się zupełnie niczym. To była najlepsza wiadomość, jaką mógł dziś usłyszeć, a okazanie swojej ekscytacji w ten sposób chyba dobitnie wyjaśniło żonie, jak syn Fobosa to odebrał. Korzystając z tej jednej magicznej chwili, pan Nero obrócił panią Nero i przytulił ją tym razem od tyłu, splatając swoje dłonie na jej podbrzuszu. - Jestem... szczęśliwy - wyszeptał Elisie do ucha i już dalej nic nie mówił, skupił się wyłącznie na kołysaniu, ocieraniu się nosem o jej policzek i składaniu kilku drobnych pocałunków na nim, co wcale nie było do niego podobne. Kiedy jednak ich piosenka minęła, Giotto stanął w miejscu i zachęcając Elisę do przedstawienia dalszego planu wieczoru, oczekiwał w spokoju na zarządzenie krótkiej przerwy, która ma posłużyć na wjechanie tortu, a później z kolei na poczęstowanie gości kawą oraz obiadem.
Erron Black
Re: Parkiet Wto 29 Gru 2020, 18:27
Erron po ostatnich nieciekawych przygodach z kobietami raczej nie byłby w stanie pojawić się tutaj w towarzystwie jakiejkolwiek z wyjątkiem bardzo zaufanej. Gdyby nie popieprzyło się między nimi w ostatnich dniach, to istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że Black zaprosiłby Larę na wesele państwa Nero i przyszliby tu razem. Tymczasem oboje przyszli sami i nawet chyba sami nie wiedzieli dlaczego. Znaczy Erron wiedział i to chyba nawet świadomie, skoro pierwsze co robił po wejściu pod namiot, to szukał blondynki, mając gdzieś cichą nadzieję, że ona też tu jest i też chciałaby się z nim zobaczyć. Pierwsza część się ziściła, z drugą było nieco gorzej, bo Guseva wydawała się być tylko trochę spokojniejsza niż wtedy. Nie liczył na szybkie wybaczenie, rzucenie się w ramiona i kisski i loffki, ale ten chłód trochę go niepokoił. Czyżby już się w nim odkochała? Kiedy tak tańczył z nią, nie skupiał się praktycznie w ogóle na krokach, stawiając na kołysanie się tylko na różne strony. Ważniejsza była przecież rozmowa, która mogła zmienić niemalże wszystko. Psim obowiązkiem syna Njorda było podjąć próbę dialogu, by chociaż w jakimś małym stopniu załagodzić ten konflikt. Tu już nie chodziło o fakt, że się kochali i chcieli być ze sobą. Chodziło o zwykły spokój ducha i świadomość, że nie straci się chociaż tej jednej udanej relacji w tym pieprzonym obozie. Patrzył na nią cały czas w skupieniu, dostrzegając od razu to, że Lara starała się w ogóle na niego nie patrzeć. - Tymczasem jest zupełnie odwrotnie - rzucił, choć nie chodziło mu tu stricte o to, że Guseva zajmowała się kimś konkretnym. Musiał jednak odeprzeć te podejrzenia, skoro teraz wyglądało to tak, że Black skupiał się wyłącznie na niej, a to córka Sif błądziła gdzieś wzorkiem zajmując się wszystkimi innymi, tylko nie nim samym. Kiedy w końcu na niego zerknęła, przechylił nieco głowę na bok i jeszcze bardziej skupił się na niej. Pytanie jednak nieco go przyćmiło, bo choć wiedział, co ma powiedzieć, duma nie pozwalała mu aż tak się uzewnętrznić przed nią. Musiał jednak przekroczyć pewne bariery swojej osobowości, by spróbować ją odzyskać, dlatego po jej teoretycznie prośbie, nie chciał niczego udawać. - Wszystko w swoim życiu co mogłem zepsuć, zepsułem. Nawet relację z tobą, która trwa już tyle lat - zaczął niezbyt optymistycznym akcentem. - Chcę w końcu coś naprawić. Nie tylko dlatego, że czuję do ciebie to co czuję - trochę się plątał, jak nie on. - Również dlatego, że jesteś jedyną, przy której nie chcę więcej niczego spieprzyć - wyznał trochę w swoim stylu, jednakże Guseva powinna doskonale orientować się, o co mu chodzi. - Dużo myślałem o tym wszystkim i jednego jestem pewien. Żeby to się udało, potrzebuję cię w swoim życiu. Nieważne w jakiej roli, po prostu musisz być przy mnie - brzmiało to dość dziwnie, biorąc pod uwagę, że miały to być przeprosiny. Szybko jednak postanowił sprostować to co ma na myśli, przekręcając głowę nieznacznie na bok, w końcu w tym momencie schował dumę do kieszeni. - Czy raczej... ja chciałbym być przy tobie - zagryzł nieznacznie dolną wargę i spojrzał na młodą parę, której miłość dostrzegał nawet on. Czy była to jakaś aluzja, być może nawet zazdrość? Zapewne. Kiedy jednak tańce się skończyły, a nowożeńcy zarządzili chwilową przerwę, Erron puścił Gusevę i odsunął się nieznacznie, oczekując nie tylko jej odpowiedzi, ale też jakiejkolwiek reakcji. Jeśli Lara wybaczy mu i usiądą gdzieś razem, będzie szczęśliwy. Jeśli nie, to w tym tłumie przemknie niepostrzeżenie i ulotni się z tej uroczystości, w końcu nie przybył tutaj dla Nero, a dla córki Sif.
Elisa Nero
Re: Parkiet Sro 30 Gru 2020, 20:08
Znali się już tyle lat, a praktycznie wręcz całe życie, że nie było sensu udawać, że czegoś o sobie nie wiedzą. Elisa doskonale wiedziała jakim typem człowieka był jej wieloletni przyjaciel i od niedawna mąż. Nie potrzebowała wymuszonych reakcji by wiedzieć, że jest zły czy szczęśliwy. Znała go na wylot i jego drobne gesty, więc tym bardziej doceniała te pozytywne. Zwłaszcza tak widoczne jak dzisiaj, co świadczyło tylko o tym jak bardzo był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Włoszka również nie zwracała uwagi na otoczenie, co wyszło jej na dobre. Mąż był zdecydowanie lepszym punktem do skupienia wzroku i w końcu też zebrała się, by powiedzieć mu o ciąży. Nie żeby bała się jego reakcji, bo przecież zgodził się na dziecko, ale nie sądziła by był entuzjastycznie do tego nastawiony. W końcu to kolejny problem w tych niebezpiecznych czasach, a i tak do ślubu rok go praktycznie namawiała. Widząc jednak jego mały uśmiech trochę kamień spadł jej z serca. Co prawda brała pod uwagę możliwość, że przez to staranie się może i on bardziej będzie chciał dziecka, jak początkowo, ale nie mogła do tej pory być pewna. W końcu co innego też starać się chętnie o potomka nie wiedząc kiedy się pojawi, a czym innym była świadomość, że za kilka miesięcy będzie z nimi, a w tym momencie ziarenko rozwijało się już w jej macicy. Uśmiechnęła się w czasie tego czułego pocałunku, a po policzku popłynęła jej pojedyncza łza radości. Dopiero teraz, gdy Gio już wiedział, w pełni przetworzyła to, że zostanie niebawem matką - a jej mąż raduje się nie mniej od niej samej. Oparła lekko głowę na jego torsie, gdy obrócił ją tyłem. Ona sama ułożyła dłonie na jego własnych i z przymkniętymi oczami bardzo chętnie się delikatnie bujała. Uśmiechnęła się na jego słowa jako jedyna odpowiedź, co mógł dostrzec gdyż twarz miała bardziej zwróconą w jego kierunku aniżeli jakimkolwiek innym. Ta chwila musiała jednak minąć, więc z lekkim westchnieniem zatrzymała się machając lekko DJowi. - Zapraszam wszystkich do zajęcia miejsc, za moment zostanie podany tort - zapowiedział mężczyzna, a dosłownie kilka sekund później wjechały z kuchni wózki z ogromnym deserem... A właściwie deserami, bo było to siłą rzeczy kilka potężnych tortów.
Elisa złapała męża za dłoń i gdy tylko znalazł się przed nimi jeden z tortów i nałożony wcześniej na talerzyk mały kawałek, nabrała odrobinę na widelczyk karmiąc męża z zadowoleniem na twarzy. Gdy formalności stało się zadość, kilka osób naraz zaczęło porcjować deser, a kelnerzy nosić porcje do stolików. Pani Nero w tym czasie pociągnęła męża do ich stolika. 15 minut po torcie zaczęły na stole pojawiać się pierwsze porcje obiadowe - kilka rodzajów ravioli i makaronów oraz klasyczna, włoska pizza - oraz herbata i kawa (oraz mleko, cukier, cytryna itd) w zależności od potrzeb. Brunetka uśmiechnęła się do kelnera i potem do męża, gdy przed nimi pojawiło się danie, którego mąż sobie zażyczył. - Kawy? Czy herbatę wolisz? - spytała sama nalewając sobie kawy. Jak to dobrze, że bycie herosem w znacznej części ją chroniło przed "skutkami ubocznymi" ciąży.
Ostatnio zmieniony przez Elisa Nero dnia Wto 05 Sty 2021, 13:27, w całości zmieniany 1 raz
Giotto Nero
Re: Parkiet Pią 01 Sty 2021, 19:51
Giotto może i przez długi czas nie był pozytywnie nastawiony do posiadania potomstwa, ale akurat jeśli chodziło o tę kwestię, to miał solidne powody, by tak sądzić. Jedno dziecko już przecież stracił. Szczęście w nieszczęściu, że nie zdążył się przyzwyczaić do myśli ojcowania i że nie zżył się z małym, bo przecież raptem kilka dni po tej informacji, matka dziecka została uśmiercona. Przez pewien okres jednak wstrzymywał się, bo tak jak gdzieś tam w głębi bardzo chciał jeszcze spróbować, tak również bał się powtórki z rozrywki, a umówmy się, Giotto średnio potrafi sobie radzić ze strachem. On przecież nie boi się niczego i jest to dla niego nieznajome uczucie. Kiedy jednak usłyszał wiadomość o dziecku, nie mógł na to zareagować inaczej. Realizowali wszakże i jego pragnienia, a skoro już wcześniej zgodził się na starania o dziecko, to raczej też brał pod uwagę powodzenie tych starań. I tak o to dzisiejszy dzień stał się dla niego jeszcze bardziej wyjątkowy i tak jak ślub już uczcili po swojemu będąc na tym krótkim urlopie we Włoszech, tak dziś mogli uczcić zajście w ciążę Elisy. Karmiąc ją tortem czuł się trochę dziwnie, gdy tyle oczu było zwrócone w ich stronę. Nie denerwował się w żaden sposób, ale było to dla niego niekomfortowe, dlatego też jak tylko było po wszystkim, odetchnął lekko z ulgą. Szybko jednak przeszli do stoliku, przy którym miejsce mieli tylko oni. Kolejnej porcji tortu już nawet nie zamierzał tykać, bo słodkości dla Nero były czymś niepotrzebnym, świetnie sobie radził bez nich i zwyczajnie nie przepadał za tym. Co innego za mięsnymi ravioli, które chwilę później pojawiły się na stole. Normalnie podrapałby Elisę z tyłu głowy w geście podziękowania, ale tym razem ograniczył się tylko do skinienia głową, nawet bez jakiegoś dużego uśmiechu. To jednak wystarczyło, by jego podziękowania były wzięte na poważnie. - Herbatę - odparł spokojnie, sięgając po dzbanek z herbatą, którą po nalaniu sobie jeszcze doprawił cukrem, ażeby wpisywało się to w jego smaki, które co prawda słodkości aż tak bardzo nie lubiły, ale delikatną jej nutkę jak najbardziej. Niezainteresowany nikim poza Elisą, jadł przez chwilę ravioli, spoglądając co chwilę na rozanieloną twarz żony. - Wyglądasz inaczej - zwrócił uwagę, ale nie miał na myśli tutaj żadnego negatywnego poglądu. - Tego chciałaś? - spytał wprost, spoglądając na nią bez uśmiechu, ale też bez żadnej presji. Nero był prostym herosem i dlatego domagał się konkretnej odpowiedzi, czy właśnie tego córka Nyks oczekiwała: ślubu, wesela w obozie i dziecka. Bo jakby nie patrzeć, decydując się na małżeństwo z nią, zobowiązał się też do spełniania jej marzeń, a z tych wielu rozmów dotyczących zarówno ślubu jak i potomstwa wywnioskował, że być może to właśnie są jej marzenia: mieć na nazwisko Nero i mieć dziecko, które do niej będzie mówić "mamo", a do niego "tato". Wyprostował się i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, gdy zobaczył kelnerów chodzących z różnymi tacami. - W takim razie, dziś nic nie wypijesz, Lisa - spojrzał na nią kątem oka, uśmiechając się nieco złośliwie. Skoro już była w ciąży, to sobie nie pofolguje z alkoholem, bo Giotto nie pozwoli na to, by cokolwiek stało się dziecku. A trunki na pewno w niczym by nie pomogły. Takiego sobie męża wybrała, to niech teraz cierpi.
Lara Guseva
Re: Parkiet Pią 01 Sty 2021, 20:17
Lara zaskakująco dobrze czuła się na powrót w jego ramionach, a jednocześnie było to bolesne i niekomfortowe. W końcu z ich ostatniej rozmowy - o ile można tak to nazwać - wyszło, że to koniec znajomości, co późniejsze ignorowanie się tylko to potwierdzało. Nie była pewna czego od niej w tym momencie mężczyzna oczekuje i fakt, że nie rozpoczynał żadnego tematu wcale nie pomagał. Ściągnęła brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi, ale wolała nie wchodzić w tę dyskusję. Może nadal upierał się i trzymał się żarciku o jej "nowym chłopaku"? Niby nie podejrzewała go o bycie aż tak złośliwym, by specjalnie w takim miejscu poświęcał jej czas, byleby tylko jej znów dowalić, ale co tam ona wiedziała? Ostatnio idealnie Black jej pokazał, że nie zna go tak dobrze, jak jej się wydawało. W końcu jednak miała tego dosyć, dlatego spojrzała na niego zadając mu wcześniej wspomniane pytanie. Chciała wiedzieć o co mu chodzi i jeżeli zamierzał się zwyczajnie zabawić jej kosztem albo udawać, że nic się nie stało, to ona wysiada z tej kolejki. Takie zabawy nie są dla niej. Nie obecnie i nie z nim. W końcu zaczął odpowiadać na jej pytanie, więc Rosjanka słuchała go starając się trzymać spojrzenie na jego twarzy, choć kilkukrotnie odwróciła je na pół sekundy. Jego słowa ją mocno zdziwiły, czego tym razem nie kryła po sobie. O ile taka opcja gdzieś jej mignęła w możliwych scenariuszach, to po dwóch tygodniach nie odzywania się od ostatniej kłótni, właściwie zapomniała, że ta opcja jeszcze istnieje. Nie wiedziała właściwie co powiedzieć, dlatego bujała się lekko w rytm muzyki cały czas zbierając myśli. I trwałoby to zapewne jeszcze trochę, gdyby nie to, że chwilowo zabawa na parkiecie dobiegła końca. Wygładziła sukienkę, gdy Erron się odsunął i chrząknęła nadal nie wiedząc jak powinna zareagować. Widząc jednak zamieszanie związane z wjeżdżającymi tortami, westchnęła ciężko i spojrzała mu w oczy. - Usiądźmy gdzieś - tyle była w stanie póki co z siebie wyrzucić wskazując mu nawet stolik na uboczu, przy którym co prawda były już miejsca zajęte, ale przez herosów których kojarzyła jako tych, że nie zaczepiają nawet rozmową tych, co nie trzeba. Gdy zajęli miejsca przed nimi już leżały porcje tortu, który blondynka zaczęła dźgać widelczykiem. - Ja chciałabym żebyś był przy mnie, ale zraniłeś mnie jak nigdy. Właściwie to nikt mnie tak nigdy nie zranił - zaczęła w końcu normalnie mówić, jak to ona. Jedynie głosem nieco przyciszonym, by ewentualni podsłuchiwacze nie mieli za prostego zadania. - A wiesz, że ja potrafię być pamiętliwa - wzruszyła lekko ramionami. Chciałaby z nim być i mu wierzyć, ale czy potrafili to przeskoczyć i czy ona kiedykolwiek wybaczy mu w stu procentach bez wracania do tego?
Erron Black
Re: Parkiet Pon 04 Sty 2021, 22:43
Erron nie zapomniał jak to jest być blisko Lary i za wszelką cenę chciał do tego ponownie doprowadzić. Taniec był idealnym pretekstem, bo co prawda istniała szansa odmowy, ale było to bardziej naturalne aniżeli zajęcie miejsca na krześle obok niej i próby zagadywania, czy chociażby prośba wyjścia na zewnątrz, by coś obgadać. Po przełamaniu tych pierwszych lodów, teoretycznie powinno im się rozmawiać dużo łatwiej, ale przez te wypowiedzi napakowane emocjami, które średnio do nich pasowały, oboje raczej czuli niepokój. Głównie dlatego, że ciężko było rozumieć inne uczucia niż pożądanie czy zwykła przyjaźń. Był jednak coraz bardziej nerwowy, co również nie było dla niego w żaden sposób komfortowe. Wszystko przez to, że Guseva unikała kontaktu wzrokowego i nagle ucichła. Nie żeby dotąd mówiła dużo, ale po takiej deklaracji spodziewał się jakiejkolwiek reakcji. Myślał oczywiście o pozytywnej, bo jaki byłby sens wyjawiania tego, gdyby nie wierzył w powodzenie? Nim jednak usłyszał jakąkolwiek odpowiedź, muzyka przestała grać, a państwo młodzi zaprosili wszystkich do stolików, by najpierw zjeść tort, a następnie zająć się obiadem. Niepokój zstąpił na niego, kiedy blondynka wyrzuciła z siebie "usiądźmy gdzieś", co w jego odczuciu nie zapowiadało nic dobrego. Nie dostrzegał w tym momencie zupełnie nic, gdyż sprawy sercowe były dla niego czarną magią i najwidoczniej nie potrafił interpretować w żaden sposób pewnych zachowań. Usiadł obok i nawet nie zamierzał jeść tortu, bo miał tutaj ważniejsze sprawy do załatwienia. Słysząc pierwsze kilka słów poczuł ulgę, bo córka Sif nie wypowiadała się o nim w czasie przeszłym. Słowo "chciałabym" miało zupełnie inny wydźwięk niż "chciałam", bo te drugie mogło zasugerować minięcie tego stanu. Te pierwsze dawało nadzieję, że jest jeszcze dla nich szansa. Ponadto Black w końcu usłyszał jej normalny ton, który trochę go uspokoił, nawet mimo sensu słów, które nie były dla niego zbyt pochlebne. Normalnie nie miałby się z czego cieszyć, ale tutaj pierwsze kilka słów ustawiło jego podejście do tej części rozmowy. Nabrał jakby trochę pewności. - Wiem - odparł równie spokojnie i również nieco przyciszonym głosem, bo nie chciał wywalać swoich prywatnych spraw na forum ogólne. A nie brakowało tutaj takich, którzy podążali za sensacją. - Nie dbam o to, czy będziesz to pamiętać - sprostował. - Zależy mi jedynie na tym, żeby ten błąd nie przekreślił szans na... - zaciął się, kierując przy tym głowę w bok. - ... nasz związek - wydukał w końcu, spoglądając na nowożeńców, którzy właśnie karmili się tortem nawzajem i po chwili udali się do swojego stolika. Wrócił wzrokiem do Lary i westchnął lekko, będąc już bardzo zmęczonym nie tylko brakiem Gusevy w jego życiu, ale również tymi wyznaniami, które wykrzesały z niego wiele sił. - Nie jestem i nigdy już nie będę najlepszym człowiekiem - zaczął znów. - Ale chłopakiem jeszcze mogę być - dokończył, patrząc pewnym wzrokiem w oczy Lary, jak gdyby to miało być właśnie potwierdzeniem jego dość odważnych słów.
Elisa Nero
Re: Parkiet Pon 04 Sty 2021, 22:58
Elisie oczywiście nic bardziej nie uradowało, jak jego reakcja na jej ciążę. Miała teraz (prawie) stuprocentową pewność, że naprawdę oboje tego bardzo chcą i ekscytują się na nadchodzące miesiące. Co prawda ostateczny sprawdzian nastąpi, gdy dziecko będzie już na tym świecie, ale nie wątpiła w słowa i spojrzenie męża, które mówiło jej wszystko. Wiedziała, że będzie się starał być jak najlepszym ojcem, jakim tylko może. Domyślała się, że ten moment nie będzie zbyt komfortowy dla jej ukochanego, dlatego też nie pieściła się w powolne ruchy, by fotografowie mieli uciechę, a zrobiła to naturalnie, tak samo jak jej ukochany. Dzięki temu szybko mogła chwycić go za dłoń i eskortować się do stolików, gdzie mógł już spokojnie odetchnąć. Co prawda i tak ludzie zerkali w ich kierunku, ale to nie było tyle par oczu na raz i nie tak bezczelnie, jak przy torcie. Włoszka za to z wielką ochotą wpałaszowała swój kawałek ciasta, jak i ten znajdujący się przed mężem. Czasami nachodziła ją duża ochota na słodkie i to było dzisiaj, ale nic dziwnego, bo małą próbkę tortu jadła już jakiś czas temu i była zachwycona. Idealnie wyważony. Skinęła głową, odkładając dzbanek z kawą tuż po tym, jak jej sobie nalała. Dodała śmietanki oraz cukru i było idealnie, co sprawdziła tuż po tym. Sama również jadła mięsne ravioli zalane wręcz sosem, co jakiś czas zerkając ma mężczyznę z uśmiechem. Była szczęśliwa, bez dwóch zdań. Zatrzymała na nim spojrzenie, gdy zauważył, że inaczej wygląda. Ciężko było jej to stwierdzić samej, więc tylko lekko wzruszyła na to ramionami. Może miał rację? Na następne jego słowa musiała się jednak zastanowić. Czy tak wyglądałoby jej wymarzone życie? Nie. W tej rzeczywistości jednak było tak bliskie temu ideału, jak tylko mogło. Skinęła więc mu z uśmiechem głową, w międzyczasie przełykając pierożka i podejmując się werbalnej odpowiedzi. - Tak, tego właśnie chciałam. A ty? - odpowiedziała i zapytała jednocześnie, by od razu dodać. - Wiem, że zależy ci na weselu, ale mam na myśli całą resztę - uśmiechnęła się i zerknęła w stronę DJa, który zgodnie z umową zapowiedział po kilku minutach od posiłku, że bar jest otwarty. Nie spodziewała się jednak kolejnych słów, dlatego spojrzała zaskoczona na Giotto. - Mi ani dziecku alkohol nie zaszkodzi w żadnym stopniu. Poza tym mówisz to tak, jakbym ja akurat wiecznie piła - spojrzała na niego rozbawiona. - Zamierzam wypić jedną lampkę wina i tyle - dodała, by się nie miał o co martwić (jakby w ogóle miał).
Hoshi Usami
Re: Parkiet Wto 05 Sty 2021, 12:51
/z wejścia, ciąg dalszy/
Hoshi uśmiechnął się kiwając w podziękowania za komplement. Na chwilę siadł na miejscu, gdzie znalazł im Ian. Na szczęście byli teraz sami. Jakoś Usami też nie miał ochoty z kimś dzielić stolika. Wolał towarzystwo swojego chłopaka. Azjata rozejrzał się po ludziach i w końcu wypatrzył państwa młodych. - Widzę ich, to chodźmy, a potem zjemy - powiedzieli. Zostawił kieliszek i ruszył za rękę z Core'm do państwa młodych. - Z najlepszymi życzeniami, szczęścia w miłości byście po kres swoich dni się kochali swoją miłością. By jej ogień nigdy się nie skończył. Zdrowia także życzę i szczęścia. A tu małe upominki. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni - wyznał. Wręczył białą torebkę małżonce i szepnął jej na ucho: - Mam nadzieję, że kolia będzie się podobać. Następnie Hoshi czekał niech Ian złoży życzenia by mogli potem się oddalić. No i tak zrobili. Następnie Japończyk pociągnął swojego ukochanego znów do stolika. Teraz on odsunął krzesło przed swoim chłopakiem i wsunął tak jak zrobił wcześniej Ian. - Mam nadzieję, że nikt nam nie przeszkodzi i ta impreza się uda i będzie super zabawa. Naprawdę się cieszę, że jesteśmy tu razem - wyznał. Zaraz podano jadło. Hoshi nałożył sobie co mu tam pasowało. - Później jak się jeszcze się napijemy, a jak dadzą znać to potańczymy. A teraz smacznego - odrzekł. Hoshi zajął się jedzeniem, a gdy skończyli ruszył do baru i razem z Ian'em wybrać sobie jakiś mocniejszy trunek.
Lucifer Černý
Re: Parkiet Sro 06 Sty 2021, 01:23
- Wiecie co? - Lucifer odezwał się stojąc nad konwersującymi przy swoim stoliku Elisą i Giotto. Po wejściu ruszył ku nim od razu aby złożyć życzenia, przywitać się... ot po prostu wypadało.
- Zastanawiałem się jaki dać Wam prezent w tym wielkim dniu i ściągało mnie ostro w stronę fajerwerków w torcie. - Urwał i zaraz dodał szybko: - I słowo, że jak coś takiego się wydarzy, to nie ja. Choć naprawdę... jakże korciło... - Potrząsnął lekko głową. - Potem przyszło mi do głowy to. - Położył na stoliku sliczny, orzeźbiony przez wodę otoczak. - Że Wasza miłość i związek, jak skała... Już w trakcie rozkminy mnie trzepnęło jakie to głupie, nawet gdy szczere i z serca. Ja... - Zawachał się i widocznie speszył. - Ja chciałem tylko rzec, że się bardzo cieszę Eli, Gio... Na tym świecie, czy we wszystkich boskich światach jest w chuj skurwysyństwa, zła, i tak dalej. Patrząc na was, teraz, człowiek o tym zapomina, jakbyście sami we dwoje, waszym uczuciem, ciągnęli szalę do góry.
Lara Guseva
Re: Parkiet Sob 09 Sty 2021, 01:01
Córka Sif, wielkiej bogini miłości, nie umiała kompletnie odnaleźć się w tej sytuacji. Najpierw jej mózg blokował wiadomość o zakochaniu dla jej świadomości wiedząc, jak to może się skończyć. Gdy wiele tygodni temu wreszcie to pojęła... No właśnie, skończyło się jak skończyło. Nie była nauczona kochać w sensie romantycznym (i co na to osoby podążające jedynie stereotypami?), a tym bardziej radzić sobie z takim zranieniem i rozpadem czegoś, czego de facto oficjalnie nigdy nie było, choć życiowo od dawna tworzyli związek. Powiedziała to głównie, by nie przykuwać uwagi, jeśli oboje zostaną tylko na parkiecie - a gdyby chciała się go pozbyć, kazałaby mu spierdalać, a nie z nią siadać. Tyle powinien wiedzieć, chyba. Ona w sumie też przecież już nie wiedziała czego się po nim spodziewać, ale to on rozpoczął cały ten cyrk. Nie przestała dźgać kawałka ciasta, bo przynajmniej to mogła robić bez pretensji otoczenia, że nie wypada. Kontynuowała torturę tortu nawet gdy skończyła mówić i zostawiła jemu furtkę na dowolną reakcję. W zasadzie to spodziewała się po nim wszystkiego i niczego, więc cokolwiek by nie zrobił, nie spodziewałaby się tego. Nie do końca. Przeniosła na niego spojrzenie z biednego ciasta, gdy potwierdził jej... Coś. Jej pamiętliwość, zranienie, wszystko. Nie była pewna. Przestała jednak dłubać na talerzu, gdy podjął się dalszej wypowiedzi. Słuchała więc go spokojnie, a jej twarz nic nie wyrażała w zasadzie. Typowa Lara w zasadzie. Jednak słysząc wydukany związek była zdziwiona, czego ułamek malował się przez moment na jej twarzy. I to wydawało się na tyle, bo Erron odwrócił wzrok, a Rosjanka westchnęła nie wiedząc co począć. Nie żeby nie wierzyła mu, bo nigdy nie widziała go tam rozemocjowanego. Bardziej obawiała się tego, że jej pamiętliwość do zadr nie pozwoli im długo cieszyć się tą relacją na nowo. A jednak nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna postanowił jeszcze coś dodać, bo było zaskakujące, co i nieco zabawne, bo nie widziała go w roli kochanego chłopaka. Siebie w roli takowej dziewczyny też nie, żeby nie było. Na jej twarzy pojawiło się niewielkie rozbawienie więc na sekundę, by później zniknąć razem z jej westchnięciem. - Chcę wiedzieć jedno - zaczęła, by zaraz przerwać, gdy kelner pytającym wzrokiem skinął na jej talerzyk. Kazała zabrać machając w tym geście ręką. Zaraz znów skupiła się na nim, gdy tylko "zostali sami". - Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego się z nimi przespałeś i później zachowywałeś się wobec mnie jak najgorszego wroga? - tylko tyle albo i aż tyle chciała wiedzieć. A później? Wiele zależy od jego odpowiedzi, ale te dotychczasowe jej się podobały.
Giotto Nero
Re: Parkiet Sob 09 Sty 2021, 01:06
Nie dane im było dokończyć rozmowy, ponieważ jakieś dwa klauny postanowiły im ją przerwać. Giotto był odrobinę zaskoczony, gdyż mało było tak odważnych osób w obozie, by zdobyć się na przerwanie mu posiłku. Abstrahując już od całego debilizmu tej sytuacji, wszakże stolik na prezenty znajdował się gdzieś obok, a sami Nero zarzekali się, że nikt nie ma im nic przynosić, bo przecież mieszkając tutaj mają wszystko. Dwa dzbany jednak musiały się wyrwać z szeregu i może nawet syn Fobosa puściłby to płazem, gdyby nie byli teraz z Elisą czymś zajęci. Tymczasem oni zdecydowali się przerwać im posiłek, przychodząc z tymi życzeniami totalnie nie w porę. Nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, do gry włączyła się właśnie pani Nero, która zwróciła w dość konkretny sposób uwagę obu wymalowanym pajacom. Teraz pozostawało jednak inne pytanie, co w tej sytuacji powinien zrobić sam Giotto? Normalnie nie miałby żadnych skrupułów i najzwyczajniej w świecie połamałby ich obu tu na miejscu. Musiał jednak mieć na uwadze zdanie żony, która chciała, by te wesele odbyło się bez siłowych rozwiązań i by wszyscy dobrze się tu bawili. Siedział przez moment ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej i obserwował jak Elisa daje reprymendę Hoshiemu oraz Ianowi, którzy wybrali złą porę na składanie im życzeń. W końcu jednak postanowił się wtrącić, widząc jak mało kumata jest owa dwójka. - Jeszcze słowo i to wam będą przynosić prezenty. Do trumny. Wypierdalać - rzucił spokojnie jak to on i nie było w tym żadnej nieszczerości. Wystarczyłoby tylko słowo, że zepsuli Elisie chociaż część wieczoru i już obaj byliby trupami. Obaj herosi mieli jednak trochę oleju w głowie, który wywołał jakiś tam instynkt samozachowawczy i delikatnie zasugerował im by dali dupę w troki. Wszystko można było załagodzić, ale wtem musiał pojawić się kolejny dzban, który mimo dobrych chęci, wybrał najgorszą porę do składania życzeń. Giotto zlustrował wzrokiem Lucifera, który nie dość, że rzucił im jakiś kamień, na co Elisa od razu zwróciła uwagę, że mógł jej to jeszcze do talerza wpierdolić, to w dodatku ubrany był jak na grilla do sąsiadki. Spojrzał kątem oka na żonę, która nie była zadowolona z tego faktu i zwróciła uwagę Cernemu, bo jakby nie patrzeć, dobór akurat takiego ubrania świadczył o braku szacunku do nich, tym bardziej, że w zaproszeniu wyraźnie widniała informacja o obowiązkowym stroju wieczorowym. Już miał zamiar wstać do syna Lokiego, odsunął nawet krzesło, ale wtem poczuł dłoń żony na swoim udzie, która wskazywała na to, że Elisa nie chciała zadymy. Giotto tylko i wyłącznie dlatego, że te wesele miało być dobrym wspomnieniem, postanowił nie użyć siły, choć korciło go, żeby zgnieść Luciferowi głowę, oblać go kwasem czy wywołać taki ból za pomocą swoich mocy, że Cerny sam prosiłby o śmierć. - Mam go zabić czy tylko połamać? - spytał ukochanej, która chwyciła prezentowy kamień i prawdopodobnie chciała coś z nim zrobić. Teraz to tylko od córki Nyks zależało, czy Lucifer to przeżyje.
Elisa Nero
Re: Parkiet Sob 09 Sty 2021, 02:19
Elisa była zdziwiona to najdelikatniejsze słowo, jakiego można było teraz użyć. Zaskoczona przeniosła spojrzenie z męża i własnego talerza, na dwóch mężczyzn stojących przed nimi. Przez chwilę nawet myślała, że coś się stało, skoro przeszkadzają im w jedzeniu. Może znowu ktoś próbował ich zaatakować, a może ktoś umierał w szpitalu i dlatego Hoshi teraz podszedł? No ale... Byli inni medycy jak chociażby Jellal, a poza tym ich strój, ani wyraz twarzy nie wskazywały na to, żeby coś się stało. Gdy jednak zaczął składać im ot tak życzenia, w środku obiadu, Włoszka aż uniosła brwi z niedowierzania na tą chorą scenę. Panna Młoda skrzywiła się, gdy mężczyzna pochylił się, by szeptać na jej ucho. O takcie to on kiedykolwiek słyszał? I od kiedy jej mierny medyk czuł się tak spoufalony, by szeptać jej na ucho i łamać granice przestrzeni osobistej? Miała wrażenie, że gość nie wie w ogóle z kim rozmawia. Torebki z prezentem nawet nie ruszyła, nie mając zamiaru teraz się tym zajmować, a najlepiej to już w ogóle. - Matka kultury nie nauczyła, że przerywacie ludziom posiłek? Błagam, jest środek obiadu, a wy akurat podchodzicie teraz? - podniosła nieco głos, co przy pewnej ciszy na sali, mogło się nieco roznieść. - Wiemy już, że brakuje wam taktu. Wzroku najwyraźniej też, skoro wchodząc mijaliście stolik na prezenty i tam ich nie postawiliście - powiedziała już nieco ciszej kręcąc z niedowierzaniem głową. Już nawet nie chciała się odnosić do tego, że oni nie chcieli prezentów. No ale tych wyrywających się przed szereg nigdy nie brakowało. Westchnęła cicho, gdy i jej mąż się udzielił mając nadzieję, że mężczyźni zrozumieli, że mają wypierdalać od ich stolika i dać im zjeść, a nie z wesela. Z drugiej strony, nie żeby to drugie ją przejęło - nie byli dla niej przecież nikim istotnym. I już było lepiej, zostali na nowo sami, a Elisa chciała zabrać się za posiłek. I prawie to zrobiła, ale usłyszała nad sobą kolejny głos. Przez sekundę myślała, że to ten drugi postanowił ich obronić rzucając "wiecie co", jakby miał śmiałość rzucać się do nich i to podczas ich imprezy. Stety bądź niestety, to była kolejna osoba, którą spostrzegła, jak tylko podniosła wzrok. Czy ich wszystkich popierdoliło? - Do talerza jeszcze mi wpierdol ten kamień - rzuciła już wyraźnie podirytowana, bo okazywało się, że ci ludzie naprawdę zdziczeli nie potrafiąc zachować krzty kultury. Stół zastawiony jedzeniem, oni jedzą obiad, a reszta co? Pielgrzymki sobie urządza, by albo w rękę im wciskać torebki - chyba pod nogi albo w dupę miała sobie ją wsadzić, ewentualnie trzymać niczym skarb całą noc - albo kamień na stół między talerze kłaść. No i te ubrania... - Pieprzysz o naszej miłości, a nie potrafisz nam okazać szacunku ubierając się jak człowiek? Idź do domu i albo się przebierz w odpowiednie ubranie albo idź i nie wracaj. No i kulturę znajdź po drodze, posiłku się nie przerywa raczej w takich okolicznościach - była zirytowana, bo... serio? I jeszcze te lekkie podejście, jakby Elisa i Gio byli jego przyjaciółmi. Nie żeby nie wiedziała kto to, ale podejrzewała, że jej mąż mógłby rzucić "a kim ty jesteś pajacu?". Widząc jednak, że Nero chce wstawać, położyła dłoń na jego udzie sugerując, że nie chce na własnym weselu morderstw. A wiedziała, że dla Włocha to nie byłby problem. Wolną ręką chwyciła ten głupi kamień - serio, jebany kamień? - i już miała podejmować działania, gdy Giotto się odezwał. - Zostawić, raczej posiłku już nam nie przerwie - odpowiedziała spokojnie mężowi i no cóż, wkurwiona owinęła kamień umbrakinezą i cisnęła nim na stół prezentowy znajdujący się od nich około 30 metrów dalej. Dobrze, że nikogo na drodze nie było. - Następna osoba, która przerwie nam obiad kończy martwa - rzuciła ostrym tonem na tyle głośno, by przebić się przez dźwięki posiłków i cichych rozmów. Na syna Lokiego już nie zwracała uwagi, bo jeśli nie chciał zginąć, to właśnie czym prędzej szedł do domu. Nie ma co, typowe obozowe wesele. Bez groźby śmierci, co to za zabawa? DJ podjął temat i przypomniał, że stolik na prezenty jest przy wejściu, a i nie wypada przeszkadzać sobie w posiłku. Na rozmowy jest czas, gdy zacznie się zabawa po posiłku.
Giotto Nero
Re: Parkiet Nie 10 Sty 2021, 18:05
Goście mogli przegiąć pałę w którymś momencie i narazić się na ich gniew, który mógł obrać rozmaite formy. Przynajmniej z perspektywy Elisy, bo Giotto zazwyczaj ograniczał się tylko do kar fizycznych. I na to się zanosiło tak na dobrą sprawę, bo po występie klaunów niczym w Dumbo, przyszedł kolejny dzban, który w dodatku rzucił im jakimś kamieniem na stół, siląc się na filozoficzne pierdolenie. Nero był już gotów interweniować i pozabijać wszystkich, ale całe szczęście jego żona jeszcze jakoś to znosiła, przynajmniej do tego stopnia, by nie ukatrupić ich tu i teraz. Zgodził się z reprymendą ukochanej, która została udzielona Luciferowi i zakładając, że syn Lokiego miał odrobinę oleju w głowie i sobie poszedł, wrócili do posiłku, przynajmniej na moment. Wtedy właśnie Elisa rzuciła groźbą totalnie w jego stylu, na co Giotto mógł zareagować tylko w jeden sposób. Gdyby była to kreskówka, zamiast tęczówek w oczach pana Nero pojawiłyby się serduszka. Żona bardzo zaimponowała mu tą deklaracją i może było to trochę chore, ale w tym momencie tylko potwierdziła, że ona jedyna jest godna nosić jego nazwisko. Syn boga strachu cieszący się z małżonki straszącej innych? Pojebane, ale miłe. Mimo wszystko musiał unieść nieznacznie brwi oraz uśmiechnąć się w jej stronę, prezentując nie tylko zadowolenie, ale też zdziwienie takim tonem Elisy. Wszystko przez to, że dotąd nikt nie traktował dosłownie jej gróźb, co nie oznaczało wcale, że Włoszka nie potrafi dojebać komuś konkretnie. Teraz jednak istniała ta jedna furtka, która mogła prowadzić do dosłowności tej wypowiedzi, a to już mogło być niepokojące z perspektywy co po niektórych. Nastąpiła bowiem swoista radykalizacja Elisy Nero i chyba wszystkiemu winne było to nazwisko.
Erron Black
Re: Parkiet Nie 10 Sty 2021, 19:07
Erronowi ciężko było znaleźć jakąkolwiek wygodną wersję, która jednocześnie byłaby odpowiedni wytłumaczeniem dla Lary. Nie zamierzał jej okłamywać, ale ta sprawa z przespaniem się z innymi heroskami była dość pokrętna. Miało na to wpływ wiele czynników, które się skumulowały i finalnie doprowadziły do, jakby nie patrzeć, tragedii. Black jednak nie chciał być wobec niej nieszczery i skoro rozmawiali na poważnie, on deklarował jej przywiązanie oraz chęć stworzenia związku, to nie warto było rozpoczynać go nawet od małego przeinaczenia, o kłamstwie nie wspominając. Wziął więc głęboki oddech i zanim jej odpowiedział, najpierw upił kilka łyków wody, której nalał sobie do kieliszka. - Tęskniłem za tobą - zaczął oczywiście najgorzej, jak tylko mógł. - Udałaś się na tą misję, a ja chciałem świętować nasz awans. Wiem, że to nie twoja wina, ale jakoś tak zrobiło mi się dziwnie, kiedy okazało się, że akurat teraz ciebie tutaj nie ma... - sprostował natychmiast, by przejść do dalszej części wypowiedzi. Widać było, że miał problem z określaniem co po niektórych uczuć i dlatego brzmiało to tak źle. - Z braku jakiejkolwiek alternatywy poszedłem do baru i się upiłem. Jak jakiś szczeniak - skarcił się. - A później stało się. Zdradziłem cię i w dodatku zachowałem się jak palant, kiedy ty zrobiłaś to samo. Ja sobie zasłużyłem na to, a tymczasem traktowałem cię tak, jak gdybyś to ty spieprzyła - upił kolejny łyk wody. - Byłem zazdrosny... - przyznał się niechętnie, znów odpuszczając patrzenie jej w oczy. Musiał przekręcić głowę na bok i przez chwilę zastanowić się, co chce powiedzieć. Uznał jednak, że skoro tak się uzewnętrznił, to nie było powodu do bagatelizowania tego i niech Lara się dowie, jak bardzo zawróciła mu w głowie. - Nie mogłem znieść tej myśli, że byłaś w łóżku z kimś innym. Nie uznaję cię za swoją własność, ale poczułem się tak, jakby ktoś zabrał mi jedyną rzecz, którą chciałbym mieć tylko dla siebie - brzmiało to źle, ale córka Sif powinna chyba zrozumieć o co mu chodziło. - Wiem, że brzmi to idiotycznie, ale ta złość była właśnie z tego powodu. Wiem też, że spieprzyłem i nie zamierzam się usprawiedliwiać. Po prostu chcę żebyś wiedziała, z czego się to wzięło. Bo ja kocham cię już od dawna, Lara - wyznał, w końcu spoglądając na nią. - Nigdy nie użyłaś na mnie swoich mocy, za co jestem ci wdzięczny. Ale gdybym był mądrzejszy już dawno bym się z tego wycofał i kazał ci to zrobić. Bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji, więc wszystko to biorę na siebie. Pytanie tylko czy dasz mi szansę? - spytał. - Nie musisz teraz odpowiadać, jeśli potrzebujesz czasu na zastanowienie się. Poczekam. Tylko chcę, żebyś powiedziała mi to wprost, bo mam już dość tych podchodów z samym sobą - wyzerował kieliszek i poprosił tym razem kelnerkę o coś mocniejszego, bo przy tym natłoku emocji ciężko było mu operować tylko na samej wodzie. Nie zamierzał się upijać, ale drink z pewnością zadziała bardziej kojąco niż woda z cytryną.
Ian Core
Re: Parkiet Pon 11 Sty 2021, 23:28
Ian nie był pewny decyzji, którą podjął jego chłopak jednak ruszył za nim mając nadzieję, że nie narażą się na gniew pary. Niestety nie udało się. Cora nawet nie zdążył otworzyć ust, a już musiał prawie siłą odciągać Hoshiego od wkurzonych Państwa Młodych. Owszem wysłuchał ochrzanu i ochota na zabawę po prostu mu przeszła. Gdy Giotto i Elisa kończą ich ochrzaniać wybąknął tylko przepraszam i odszedł odciągając Usamiego od stolika Młodych. Po czym pociąga Japończyka w stronę stołu na prezenty i tam zostawił swój podarek, a potem ruszył z powrotem do stolika, po czym usiadł tam i zaczął grzebać widelcem w talerzu. Nie miał jakoś ochoty na jedzenie jednakże nie chcąc narobić sobie więcej wrogów zostaje na weselu. - Rozumiem ich zdenerwowanie ale powiem szczerze, że nie powinni krytykować twojego wyglądu. Mi się on podoba. Jeśli chcesz po skończeniu posiłku możemy wyjść, o ile masz na to ochotę. – powiedział spokojnie i zaczął jeść obiad. Cóż skoro Młodzi nie chcieli prezentów mogli to powiedzieć. I choć Core chciał jeszcze raz podejść do Elisy i Giotto, by to wszystko wytłumaczyć jednak woląc nie dostać kolejnego opieprzu zrezygnował z tej opcji. Po czym zapatrzył się w oczy Usamiego.
1. NIKT NIE SKOMENTOWAŁ WYGLĄDU HOSHIEGO. 2. TREŚĆ Z ZAPROSZENIA NA PW: "Prezenty dla Państwa młodych nie są wymagane, ale jeśli się ktoś uprze, to też nie ma problemu :D Tylko nie dawajcie im kasy, bo biorąc pod uwagę, że to nic dla mieszkańców obozu nie znaczy, mogą się zirytować taką głupotą" 3. PIERWSZY POST MG: "Stolik na prezenty (o które de facto nie prosili) znajdował się w rogu sali tuż obok wejścia. Nie chcieli, by ktoś im przeszkadzał takimi błahostkami."
Lucifer Černý
Re: Parkiet Wto 12 Sty 2021, 04:33
- Na mury Asgardu co za bydło... - Lucifer powiedział na głos choć sam do siebie, ale patrząc na Elisę. Pokręcił głową i odszedł od stolika nowożeńców kierując się ku wyjściu.
Elisa Nero
Re: Parkiet Wto 12 Sty 2021, 14:21
Elisa była pewna, że jest po sprawie, ale syn Lokiego okazał się być skończonym debilem. Jak bezdennie głupim i bezczelnym trzeba być, by patrząc jej w oczy nazwać ich bydłem? Nawet ktoś tak spokojny na co dzień jak ona, nie mógł przejść obok tego obojętnie. Obrażać ją na jej własnym weselu? Nic więc dziwnego, że Włoszka podniosła się zanim facet zdążył obrócić się na pięcie, a wokół szyi i tułowia Cernego owinął się ciasno byt wytworzony z umbrakinezy. Znacząco utrudniało mu to oddychanie, co przy jego braku tolerancji, już po chwili było słyszalne. - Jak śmiesz przychodzić na MOJE wesele w stroju, który nie okazuje nam żadnego szacunku. W stroju, w którym nie wypada przyjść na patrol, a co dopiero na wydarzenie, które wymaga wieczorowego stroju, co zostało umieszczone na zaproszeniu dla takich głąbów jak ty. Przerywasz pierwszy posiłek wszystkich zebranych, by rzucić mi kamień na stół przy okazji kląc o skurwysyństwie świata. Jak śmiesz będąc w gościach nazywać kogoś bydłem? Gospodarzy? Krzty szacunku i kultury nie masz... - czy jej się wydawało czy jakoś ucichło na sali? Miała właściwie już Lucifera zabić, kiedy dostrzegła spojrzenie Corvusa. Wzięła głęboki wdech i zamiast pozbawić życia syna Lokiego, rozluźniła czarną masę, która po chwili rozpłynęła się w powietrzu. - Wynoś się i nigdy nie pokazuj mi się na oczy - rzuciła jeszcze, choć w głowie miała już jedno - powstrzymać męża. Dlatego też już sekundę później przylgnęła do boku ciała Giotto, który w międzyczasie wstał. - Kochanie, nie warto - zaczęła nie będąc jednak pewną czy ona tu wystarczy. Ktoś kto nazywał bydłem żonę Gio, musiał się właściwie liczyć ze śmiercią. - Proszę - rzuciła jeszcze, choć dostrzegła już Folka, który chyba zmierzał jej z pomocą. Oby.