Stoliki DpyVgeN
Stoliki FhMiHSP


 

Stoliki

Idź do strony : 1, 2, 3  Next
Admin
Admin
Admin
Stoliki Pią 18 Gru 2020, 13:29

Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Stoliki Sob 19 Gru 2020, 16:35

Mamy 5 października 2020r. kilkanaście minut przed godziną 18. Wszystko oczywiście już od kilku godzin jest gotowe na tip top, z panną młodą nie ma żartów. Elisa z racji bycia córką Nyks uparła się, by chociaż namiot nad stolikami był przezroczysty u sufitu, by mogła patrzeć w niebo, które przecież uwielbia. Samo w sobie zresztą jest piękne i o ile pochmurna noc się nie trafi, to same gwiazdy będą rozświetlać i ozdabiać tę część. Dekoracje były dość subtelne, jedynie przy wejściu i nad parkietem kwiaty mogły robić wrażenie. Cała reszta to minimalizm ze sporą ilością lampek, by nie tylko oświetlić teren w środku oraz na zewnątrz, ale też po to, by tym samym ozdobić w ten sposób to miejsce.
Na zewnątrz było tylko i aż 10 stopni Celsjusza tuż po godzinie 17stej, ale dla herosów nie był to przecież większy problem. Dla większego komfortu jednak sam namiot był też ogrzewany do optymalnej temperatury, by każdy czuł się dobrze. Na szczęście niebo było czyste i zapowiadało się na pięknie rozgwieżdżone.
Na kuchni, do której wstępu nikt poza kucharzami i kelnerami wstępu nie miał, pracowano od rana, by przygotować to, czego para młoda sobie zażyczyła. Nic dziwnego, że u Nero królowała kuchnia włoska zarówno w daniach głównych, jak i przekąskach, ale to nie tak, że poza tym nie było kompletnie nic. Można było dostrzec różnego rodzaju sushi, sałatki pochodzące z wielu krajów i wiele dań typowych dla obozowej kuchni. Próżno jednak szukać typowego niezdrowego jedzenia w postaci frytek, burgerów czy innych burrito. To jednak wesele z klasą.
Choć wiele osób namawiało (głównie Elisę) do zorganizowania również ślubu, to nawet dla niej samej branie go po to, by inni byli tylko świadkami, to była już niepotrzebna szopka. Wesele było w stylu sycylijskim, więc z całą pewnością para młoda zaszczyci wszystkich pierwszym tańcem, aby następnie poczęstować wszystkich pysznym tortem, by dopiero później przejść do gorącego posiłku i kawy. Alkohol będzie tuż po tym, spokojnie alkoholicy i to w każdej formie dostępnej w obozie, nie tylko w postaci wina.
Goście nie są usadzeni konkretnie, więc siadajcie gdzie chcecie, tylko nie bijcie się o miejsca. Jedynie para młoda siedzi samotnie u szczytu namiotu, by w spokoju się sobą nacieszyć. W końcu świadków nie potrzebowali, bo już dawno byli po ślubie.
Na kilkanaście minut przed 18stą herosi zostali zaproszeni do środka, by mogli na spokojnie się rozsiąść, nim zjawi się para młoda. Stolik na prezenty (o które de facto nie prosili) znajdował się w rogu sali tuż obok wejścia. Nie chcieli, by ktoś im przeszkadzał takimi błahostkami.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Sob 19 Gru 2020, 21:28

Strój

Odysseas nie znał obozowych zwyczajów zbyt dobrze, dlatego otrzymawszy zaproszenie na ślub od nieznanych mu osobiście herosów trochę go zaskoczyło. Słyszał jednak wiele o tych całych "Nero", którzy zdawali się być jakimiś ważnymi personami w obozie. Niedługo później dowiedział się, że to wesele jednego z dowódców oraz jednego z najlepszych wojowników. Wychodziło więc na to, że szychy postanowiły rozluźnić trochę wszystkich, którzy chodzili z kijami w dupie (m.in. jego trenerka) i dać trochę im odsapnąć od codziennych obowiązków. Spyros zatem po wybraniu odpowiedniej odzieży i dodatków, postanowił wybrać się na imprezkę.
Miał pewne problemy z dotarciem do namiotu, bo jeszcze nie do końca poruszał się sprawnie pośród różnych obozowych budynków. Mimo wszystko udało mu się znaleźć w odpowiednim miejscu i po krótkiej przeprawie przez półbogów przy wejściu, natychmiast pognał w stronę stolików, które najwidoczniej nie były w żaden sposób spersonalizowane, bo nie znajdowały się tam żadne tabliczki z imionami.
Minąwszy kilka pierwszych, w oddali dostrzegł znajomą postać, którą była Viviana, jego trenerka. Co prawda Odyseusz spodziewał się, że Kolumbijka ostatecznie zdecyduje się dołączyć do zabawy, ale podczas treningów poruszali tę kwestię na tyle rzadko, że pewności nie miał. Uśmiechnął się jednak na jej widok tym bardziej, że kobieta wyglądała zjawiskowo w kreacji na sobie.
Pewien siebie (a jakże!) podszedł do Gavirii i nie dostrzegając przy niej ani żadnego partnera, ani też - co gorsza - alkoholu, postanowił jakoś temu zaradzić, uprzednio pytając o jej zgodę.
- Świetnie wyglądasz, sensei - zażartował sobie jak zwykle, bo choć miał do niej szacunek, to często lubił ją drażnić jakimiś głupimi tekstami. Tym razem zdecydował się na wyśmianie w drobny sposób jej rangi. Nie sądził jednak, by kobieta obraziła się z tego powodu i dlatego też kontynuował póki co monolog.
- Przyszłaś z kimś, czy czekałaś na mnie? - oczywistym było, że gdy kilka treningów poszło im łatwo i bez problemów, to Odysseas w końcu będzie musiał to spaprać i rzucić kilka debilnych tekstów, na które być może poleciałyby obozowe 15-latki, a nie dojrzała Viviana Gaviria. Pytanie jednak, czy był to element kokieterii, czy przyszły heros faktycznie zamierzał poderwać wdowę?
- Jestem dobry w przynoszeniu drinków dla partnerek - poruszył zachęcająco brwiami, by udowodnić jej, że jeśli zechciałaby spędzić z nim ten wieczór, to chociaż alkoholu jej nie zabraknie. Tylko czy Gaviria w ogóle piła? To było dobre pytanie.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Stoliki Sob 19 Gru 2020, 22:08

#7

Oczywistym było, że ona z Corvusem na weselu się pojawią. Nawet gdyby nie chcieli, to mimo wszystko wypada i koniec końców muszą. Co prawda Garcia cieszyła się na tą imprezę, bo chociaż na moment zapanuje tutaj normalność, oczywiście na miary tego miejsca, ponieważ normalnie to tu nigdy nie będzie. Cała impreza była zapowiadana na 18stą, także Meksykanka już godzinę wcześniej kończyła swoją fryzurę i makijaż, by na kilka minut przed wyjściem wskoczyć w niedawno kupioną sukienkę. Zerknęła na ukochanego, który jej zdaniem świetnie się prezentował w wybranym przez nią garniturze.
Natomiast krawat to była porażka. Bawiła się gównianym materiałem wiedząc, że nie może on tego założyć. Niestety ten element dopasowywany do garnituru zakupiony został w innym sklepie. Cóż, nigdy więcej tam nic nie kupią. Przejrzała jeszcze jego szafę z nadzieją, że może coś dopasuje. No ale kiedy czarny nijak miał się do niebieskiego, zrezygnowała z krawatu w ogóle. Nikt ich za to nie zje.
Na sali zjawili się jako jedni z pierwszych zajmując taktycznie miejsca najlepsze do obserwacji całego namiotu. Sylvia musiała przyznać, wszystko wyglądało naprawdę pięknie, a gdy niebo nad nimi się ściemni, powinno być jeszcze lepiej.
- Wszystko w porządku kochanie? - zerknęła na Corvusa, który był ewidentnie zaniepokojony. Ścisnęła lekko jego dłoń, patrząc na niego uważnie nieco zmartwiona.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Stoliki Sob 19 Gru 2020, 22:44

Outfit

Corvus nie miał jakichś ogromnych chęci na imprezowanie, ale dając pozwolenie na zorganizowanie wesela państwa Nero, miał na uwadze to, że herosi powinni się trochę rozerwać i że nijak mają się do tego zwykłe schadzki w barach na terenie kampusu. Wiadomym było, że od czasu tej tragicznej imprezy, gdy to został ogłoszony nowym kapitanem, minęło już trochę czasu i chyba nawet najwięksi przeciwnicy jakichkolwiek luzów w obozie, rozumieli jego decyzję. On sam jednak od samego początku nie czuł się zbyt dobrze, bo nawet jeśli pogodził się z tym, co miało miejsce ponad rok temu, to jednak takie wydarzenie generowało stres i siłą rzeczy przypominało mu o śmierci.
W mieszkaniu jednak nie dawał po sobie tego poznać, co też nie było jakoś stosunkowo trudne, bo Sylvia zajmowała się strojeniem, a on mógł w tym czasie wypić kieliszek na odwagę i trochę się opanować. Ponadto, gdy już przyszedł czas na ubranie garnituru i krawata, złapał się za głowę, widząc jaki szmelc mu przywieźli. Koszula cudowna, marynarka i spodnie również, buty dopasowane, ale ten krawat to była jakaś pomyłka.
- To wygląda jak z jakiegoś aliexpress... - podrapał się tylko po głowie, dostrzegając wyraźne niezadowolenie u Garcii, która chwilę później spaliła do cna przedmiot. To jest kara za mylące zdjęcie produktu i po raz kolejny zostało mu przypominane, jaka Sylvia potrafi być ostra. Seksowna żyleta.
Zjawili się punktualnie, jak na generalską parę przystało i zajęli jedno z lepszych miejsc, mając wgląd na niemalże całe towarzystwo przy stolikach, a trochę tych herosów na miejscu było. Mimo wszystko, Juarez poza stresem związanym z obecnością tak wielu ludzi, odczuwał jeszcze dyskomfort polegający na nieprzyjemnych myślach i wizjach. Cała ta otoczka bardzo kojarzyła mu się z tym, co wydarzyło się podczas ataku na obóz.
Dostrzegła to nawet Sylvia, którą syn Melinoe od razu ścisnął nieco mocniej za rękę, jakby oczekując, że ten gest poprawi jego samopoczucie i zacznie czuć się na tyle bezpiecznie, by się nie stresować.
- Tak myślę - odparł spokojnie, co nie było wcale odzwierciedleniem jego stanu psychicznego, gdyż jakieś obawy cały czas mu towarzyszyły. Nie było to jednak coś, co opanowywało jego myśli w stu procentach, dlatego potrafił się od tego odciąć na kilka chwil. Nie chciał jednak oszukiwać swojej ukochanej, dlatego chwilę później postanowił się jednak przyznać, że trochę skłamał.
- Ta atmosfera... wiesz z czym mi się kojarzy - więcej mówić nie musiał, bo przecież córka Hefajstosa doskonale pamiętała, jak pomogła wydostać mu się z emocjonalnego dołka. Było przecież blisko do tego, żeby Corvus targnął się na swoje życie, rozpamiętując tragedię sprzed roku oraz śmierć Noemi. Nic więc dziwnego, że gdy już przybyli na miejsce, jakiś niepokój wrócił. Przepracowane traumy dalej są traumami.
Uśmiechnął się nieco wymuszenie w stronę ukochanej i cmoknął ją w czoło, zachęcając jednocześnie do tego, by usiadła nieco bliżej i dała się objąć w jakiś sposób.
- Poradzę sobie, mam nadzieję, że na parkiecie również - tym razem uśmiech był już szczerszy, bo chciał rozluźnić atmosferę. Był Hiszpanem, więc taneczne kroki miał we krwi, ale dawno już nie wirował na parkiecie, dlatego nie był pewien, czy nie nadepnie kilka razy na stopy Sylvii.
- Taniec państwa młodych - zwrócił uwagę, po czym przytulił Garcię i przeniósł spojrzenie na gwiazdy tego wieczoru, skupiając się całkowicie na tym tańcu.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Sob 19 Gru 2020, 23:20

- 4 -

Viviana dostając zaproszenie na wesele musiała zmierzyć się z wieloma uczuciami. Nic więc dziwnego, że ten sam wieczór oraz noc spędziła na oglądaniu własnych zdjęć ze ślubu oraz wszelkich nagrań, które obozowicze poczynili. Później przeglądała stosy zdjęć swoich dzieci, co wcale jej w niczym nie pomogło. Rzadko kiedy pozwalała sobie na zaglądanie do tych albumów ze względu na zalewające ją emocje. Tym razem jednak nie umiała się powstrzymać, więc nic dziwnego, że poranny trening przełożyła na godziny popołudniowe. Przez wiele godzin nie mogła spać, a gdy wreszcie to zrobiła, nastał ją ranek.
Gaviria w dniu wesela starała się cały czas siebie pozytywnie nastawiać. Lubiła Gio na swój sposób, Elisa ratowała jej życie kilkukrotnie, cieszyła się ich szczęściem. Cieszyła się, że mają okazję zasmakować tego, co i jej było dane. Oby cieszyli się dłużej niż ona. Nie umiała jednak ubrać się inaczej, jak w czarną, długą suknię wyrażającą po części jej żałobę. Złote dodatki w samym materiale, jak i na jej ciele w postaci biżuterii, jednak przełamały żałobną czerń na klasyczną czerń. Włosy upięła w luźny kok, a w makijażu po raz pierwszy od dawna ust nie miała czerwonych. Postawiła na mocniej zaakcentowane oko, co wyglądało pięknie, ale czuła się trochę naga z jasnym kolorem pomadki.
Zajęła miejsce przy stoliku, gdy tylko pojawiła się w namiocie. Chciała zacząć od drinka, ale słysząc od kelnera o planach pary młodej, odpuściła. Wytrzyma, to nie jej święto. Mogła jednak siebie oszukiwać i wystarczyło tylko się na moment zamyślić, by odpłynąć do poprzedniej imprezy w obozie, która dla niej skończyła się tragicznie. Nic więc dziwnego, że drgnęła na dźwięk głosu Odysseasa. Spojrzała na niego zaskoczona, mrugając kilkukrotnie by wrócić do rzeczywistości, na którą wywróciła oczami. Tyle dobrego, że potrafił się ubrać.
- Wolne jest jeżeli o to pytasz - wskazała na krzesło kręcąc przy tym lekko głową. Miała jednak nadzieję, że facet odpuści i zostawi ją w spokoju. Czy mogła od niego odpocząć chociaż poza treningami? Co prawda bywały momenty, że widziała w nim więcej człowieka, jak przestępcy, ale mimo wszystko drażnił ją niesamowicie. Położyła jednak szybko dłoń na krześle, zanim się namyślił i je zajął.
- Jak załatwisz mi Aguardiente Antioqueño, to możesz się dosiąść. Najlepiej całą butelkę - posłała mu lekki uśmiech wiedząc, że najprawdopodobniej tego nie załatwi. Rzadko ten alkohol był kupowany, raczej musiała to robić na własną rękę i o ile w domu nie brakowało u niej tego trunku, tak na imprezę tego pokroju nie wypadało przychodzić z własną flaszką.
Hrafna Rúnarsdóttir
Hrafna Rúnarsdóttir
Re: Stoliki Nie 20 Gru 2020, 14:37

[wygląd]


Przez chwilę patrzyła w lustro, nie poznając oblicza, które zeń na nią spoglądało. Choć bowiem jego rysy, łuki i symetria nie uległy zmianie, to spojrzenie lodozimnych oczu nie było takie samo jak niegdyś. Dławiona niepewność i tłumiony żal władały szaroniebieską tonią, mimo że ze wszystkich sił próbowała skryć je pod woalem spokoju i opanowania. Przyjemnego uśmiechu, co subtelnie unosił kąciki ust, lecz nie rozjaśniał oblicza szczerością.
Brakowało w niej radości, jaką zawsze potrafiła czerpać z życia. Burzy emocji, którą potrafiła przedzierzgnąć w czyny i determinację, by zawsze na końcu uciszyć własny sztorm. Żywioł jej natury zgasł podczas ataku. Gdy życie jej, jak i zapewne wszystkich w obozie, uległo diametralnej zmianie, a kolejny dzień nigdy nie miał już być taki sam.
Rozumiała, że próbowano powrócić do normalności, lecz ogrom straty, jaki wówczas poniesiono, nie dał się po prostu zapomnieć. Owe rany wciąż jeszcze nie zasklepiły się do końca, tocząc smutkiem wspomnienia i trując krew.
Każdy kogoś wtedy stracił. Niektórzy - jak państwo młodzi - próbowali wznieść coś na gruzach.
Inni - jak ona - nie mieli już nic, o co warto byłoby walczyć. Poświęcali się więc czemukolwiek, by zagłuszyć ponure podszepty. Nakarmić złudliwym pozorem normalności, na ledwie tyle, by móc odwrócić wzrok.

Jej ucieczką, bardziej niż zwykle, była walka. Gotowość na wszystko. Tamtego dnia pozwoliła sobie odpuścić i cieszyć się chwilą. Nigdy więcej nie popełniła tego błędu. Podobnie więc i teraz - choć obleczona w ciemny, miękki materiał sukni - była gotowa. Krój kładł się po łukach ciała, lecz nie przylegał do nich, pozostawiając swobodę ruchów; nawet głęboki dekolt obszyty był lamówką, która nie pozwalała mu odbiegać od ciepłoty ciała.
Długa, rozszerzająca się ku dołowi spódnica kłębiła się u stóp, a jednak wysokie do połowy uda rozcięcie nie ograniczało kroku. Buty, pomimo smukłych obcasów, były niezwykle wygodne i możliwe do ściągnięcia we dwa ruchy, zaś subtelna biżuteria kryła pośród swego bladego blasku jednoręczny miecz, który teraz oplatał nadgarstek jako pleciona bransoleta zbiegająca się we łby kruków.
Obserwowała już same przygotowania do ceremonii. Pytała, sprawdzała, badała. Nie z braku zaufania - wszak nie wierzyła, by generał obozu nie zapewnił bezpieczeństwa nie tylko młodej parze, ale i wszystkim zebranym. Nie po tym, co się wtedy stało...
Czyniła to z poczucia obowiązku. Wewnętrznego pragnienia kontroli, którą wszystkim im tamtego dnia wydarto.
Zawsze myślała strategicznie. Zawsze miała więcej niż jedno rozwiązanie. Teraz jednak była bliska paranoi.
Ile więc mogła - tyle wiedziała. Na ile zdołała, na tyle poznała każdy detal, jaki składał się na świętowanie. Od jego przebiegu, faktury materiału, z jakiego wykonano namiot, aż po usytuowanie wyjść, wystrój, jaki się wokół nich znajdował oraz możliwe drogi ucieczki. Pułapki otoczenia. Szukała wszystkiego, co w najmniejszym stopniu mogło ich zaskoczyć.  Choć sama nie była tego do końca świadoma, nie szła tam, by świętować. Szła tam, by strzec. By być gotową tak, jak poprzednio nie była.

Gdy więc znalazła się przy stolikach, nie szukała znajomych twarzy. Większość z bliskich straciła. Pozostałe więzi nie przetrwały próby. Tu wielu było jej obcych. Raz po raz jej wzrok łowił oblicza herosów, których szkoliła. Dawnego druha. Oraz kogoś łudząco tylko podobnego.
Odgarnęła włosy za ramię, by nie przesłaniały granic pola widzenia i zajęła miejsce niedaleko generalskiej pary.
Blake Simmons
Blake Simmons
Re: Stoliki Nie 20 Gru 2020, 20:31

outfit

Po ostatniej wielkiej imprezie, większość obozowiczów zadziwiająco chętnie przyjęło informację o organizowanym wielkim włoskim weselu. Nie żeby Blake miała im to za złe, bądź dziwiła się tej uporczywej chęci pozostawienia najbardziej nieszczęśliwego wydarzenia w historii obozu w niepamięci. Jednak ona, podobno jak zdawało się kilku innych, mniej spontanicznych i lekkodusznych herosów, nie mogła sobie pozwolić na to aby zapomnieć. Ubrana w swoją iście grecką sukienkę, miała na sobie swoją niezawodną biżuterię, która sprawiała, że córka Aresa wyglądała zjawiskowo i była jednocześnie uzbrojona po zęby. Poza swoim zwyczajowym arsenałem dwóch mieczy miała też kilka noży zatkniętych za pas na udzie, których obecność skutecznie tuszował tiulowy, zwiewny materiał. Ostrożny zawsze ubezpieczony, chociaż jakby się nad tym zastanowić, to powiedzenie nigdy wcześniej nie było specjalnie jej domeną.
Cóż, czasy się zmieniały.
Kiedy jej oczom ukazał się namiot i piękny wystrój, który go otaczał, musiała przyznać, że Elisa przeszła samą siebie. Podwójnie, biorąc pod uwagę, że brał w tym udział również Giotto.
Weszła do namiotu, pozwalając żeby jej suknia przyjemnie rozpływała się naokoło jej nóg, ukazując wysokie złote rzymianki na obcasie, które przeplatały rzemykami jej łydki. Przystanęła gdzieś z boku, biorąc do ręki kieliszek z szampanem i przyglądała się jak państwo Nero rozpoczynają uroczystość pierwszym tańcem. Kiedy wszyscy zaczęli bić brawo, uznała, że dołączy do ogólnego podziwu, który przecież należał się Gio, za nie podeptanie swojej olśniewającej panny Młodej, oszczędzając jej palce i tę piękną suknię ślubną. Na sam koniec ruszyła w kierunku stolików, przy których miejsca powoli zaczynały się kurczyć.
Nie miała konkretnego celu, wybrała więc stolik tuż obok córki Vidara, a kiedy mijała Juareza skinęła mu głową na powitanie, nie przeszkadzając w żaden bardziej ewidentny sposób w rozmowie z Sylvią. Kątem oka spostrzegła też Jo w towarzystwie syna Tanatosa, który obejmował ją w talii i uśmiechnęła się pod nosem.
Jin Kyoya
Jin Kyoya
Re: Stoliki Nie 20 Gru 2020, 21:32

#5

Dzień nie rozpoczął się zbyt szczęśliwie dla Jina, który został wysłany kilka dni wcześniej do domu, by już w swoim mieszkaniu dochodzić do siebie po trudnej misji. Już po przebudzeniu pojawił się ból bocznych sektorów ciała, głównie klatki piersiowej, która jak widać odczuwała jeszcze skutki ostatnich zdarzeń. Mimo wszystko umówił się jednak z Carlą na wesele i nie zamierzał ze spotkania rezygnować. Pal licho te wszystkie konwenanse i chęć odwdzięczenia się Elisie za udzielenie mu pomocy. Chodziło o spędzenie jeszcze jednego, kolejnego dnia z Garrido, które stały się się dla niego niemal codziennością. Japończykowi coraz trudniej było ukrywać zauroczenie nią, a ponadto działo się między nimi tyle, że przestawało to mieć znaczenie. Szli w bardzo dobrym kierunku, co obojgu się chyba podobało.
Musiał jednak poprosić blondynkę o pomoc, bo ubranie się w garnitur w takim stanie graniczyło z cudem. Jego ruchy ograniczone były tylko do podstawowych czynności, a do nich na pewno nie zaliczało się zakładanie dopasowanych spodni czy koszuli. Hiszpanka całe szczęście zgodziła się mu asystować i poza pomocą przy nakładaniu ubrania, doradziła też mu by zamiast krawata wziął muszkę i ten pomysł mu się bardzo spodobał. Jak się okazało, pasowała ona jeszcze bardziej do całego stroju niż odłożony na bok krawat.
Zapiął jeden guzik marynarki i przyjrzał się teraz dokładnie Carli, która była już przygotowana do wyjścia.
- Bardzo elegancka suknia - zlustrował ją raz jeszcze wzrokiem. - Wyglądasz zjawiskowo - przyjazny uśmiech towarzyszył mu przez ten cały czas, gdy na nią patrzył. Carla była ładną dziewczyną, a teraz podkreśliła jeszcze większość swoich atutów odpowiednim odzieniem. Naszła go bardzo dziwna myśl, jak blondynka wyglądałaby w tradycyjnej japońskiej yukacie.
- Chodźmy, nie możemy się spóźnić - rzucił dziarsko, zachęcając dziewczynę do tego, by się przybliżyła i by on mógł wziąć ją pod rękę.
Stojąc prze wejściem Kyoya zachwycał się przez moment całą aranżacją, uważając nie tylko namiot ale również skromne dodatki i teren wokół niego za świetnie przygotowane. Nie był jednak kimś kto znał się dobrze na architekturze czy wystroju wnętrz, dlatego wszystkie uwagi zachował dla siebie.
Po wejściu do środka syn Heliosa dostrzegł mnóstwo znajomych twarzy: swoją siostrę Joanne, do której od razu pomachał, widząc ją z przeciwległej strony; państwa młodych, którzy szykowali się najpewniej do tańca; generała z towarzyszką, do których Jin również pomachał; czy w końcu obozowych weteranów w postaci Viviany i Blake, a także nową twarz - Odyseassa. W stronę każdego Jin skinął powitalnie głową, po czym zajął jedno z wolnych miejsc przy stole, ówcześnie odsuwając i przysuwając krzesło pod Carlę, by okazać jej nie tylko szacunek, ale również wyjść na kulturalnego człowieka, jakim na pewno był.
- Ostrzegam, że dzisiaj tylko wolne tańce - zaśmiał się cichutko, nie chcąc przeszkadzać nowożeńcom, którzy właśnie prezentowali im swą ślubną choreografię.
Carla Garrido
Carla Garrido
Re: Stoliki Pon 21 Gru 2020, 12:44

- 5 -

Garrido chociaż cieszyła się na nadchodzące wesele, musiała przyznać, że timing był nieco zły. Jin wciąż był dość mocno poobijany, więc i tak była zdziwiona, że zgodził się z nią pójść na tę imprezę. Chociaż jak się tak zastanowić, to może właśnie czas był odpowiedni? Przynajmniej nie będzie jej kusić, by grzeszyć z mężczyzną, a dzięki temu nadal będzie mogła rozwijać tę relację na stopie emocjonalnej, a nie cielesnej. Co prawda pocałowali się kilkukrotnie, ale było to na tyle delikatne i niewinne, że nawet tego nie zaliczała do większych cielesności. Była ciekawa ile jeszcze zdoła wytrzymać, bo prawda była taka, że chętnie z Japończykiem już dawno by się przespała. Było jednak coś zupełnie innego w tej relacji, co chciała pielęgnować, a tym samym nie sprowadzać tego do seksu z córką Afrodyty, którą wielu chciało po prostu zaliczyć.
Carla wiedząc, że w centrum uwagi ma być Elisa, postanowiła ubrać się dość prosto. Krótka, czerwona sukienka była co prawda dopasowana do granic możliwości, tym samym podkreślając wszelkie jej atuty, ale dekolt miała na przykład dość płytki, więc dzisiaj nie było możliwości zaglądania jej w cycki. Ozdobne frędzle dodawały jej zdaniem uroku kreacji, a reszta jej osobowości była dość prosta jak na nią. Wysokie szpilki w tym samym kolorze, co ubranie oraz delikatne kolczyki i rzecz jasna boska bransoletka, z którą nigdy się nie rozstawała. Nawet włosy wygładzone i nabłyszczone odżywką, były związane jedynie w koński ogon. Niemniej, miało to swój urok jej zdaniem.
Gdy dostała wiadomość z prośbą o pomoc, była już wyszykowana, więc czym prędzej zjawiła się u Jina. Nie miała problemu z tym, by pomóc założyć założyć spodnie, zapiąć koszulę czy nawet zawiązać buty. Miał z tym ogromne trudności, więc nie było w tym nic dziwnego. Gdyby miała to robić, gdyby był w pełni sprawny (zwłaszcza te buty), to byłoby to bardzo dziwne i niezręczne. Sytuacja teraz była zgoła inna.
- Dziękuję - uśmiechnęła się w specyficzny dla niej sposób lekko przy tym przechylając głowę. - Uważaj, bo kobiety będą się na ciebie rzucać. Obawiam się, że przyćmisz pana młodego - dodała po chwili poprawiając mu muchę, na którą na szczęście się zgodził. Naprawdę, wyglądał świetnie.
Przytaknęła od razu chwytając go pod rękę i tuż po tym ruszyli na miejsce. Hiszpanka musiała przyznać, że miejsce wyglądało niesamowicie i podejrzewała, że jak się jeszcze bardziej ściemni, będzie jeszcze lepiej. Carla subtelnie rozglądała się po wielu już zgromadzonych herosach w namiocie i w jego okolicy. Niektórym posyłała delikatny uśmiech, jedynie Corvusowi skinęła głową, gdy ich mijali.
- Mi wolne tańce odpowiadają - uśmiechnęła się rozbawiona w jego kierunku wcześniej zasiadając na odsuniętym krześle. To ciekawe, że faceci, którzy chcieli ją tylko przelecieć nawet się tak nie starali jak Jin, z którym relacja i jej przyszłość nadal była dość niejasna. Zerknęła na młodą parę obserwując jak tańczą, miły widok.
- Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś tak rozkocha w sobie Giotto. Usidli? Tak, ale zobacz jak on na nią patrzy. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie widziałam uśmiechu na jego twarzy - przyznała ciesząc się w duchu, że najwyraźniej dla każdego jest możliwa miłość.
Gość
Gość
avatar
Re: Stoliki Pon 21 Gru 2020, 21:47

-Bump-

W życiu każdego mężczyzny nadchodzą takie momenty kiedy się boi. Dla większości jest to związane z czymś co budziło w nich strach już od dziecka, fobią bądź innym badziewiem. Te rzeczy raczej nigdy nie imały się Folka. Jako dziecko Hekate uwielbiał noc i prędzej widział w niej coś tajemniczego, fascynującego aniżeli strasznego. Tak samo było ze strachem przed większością rzeczy - życie herosa pomagało w zwalczeniu wielu lęków. Tym razem jednak Folklore musiał stanąć przed czymś co nigdy nie było poruszane na treningach. Przed czymś co rodziło w nim ogromny niepokój, a także lęk, który ponadto potęgowała niepewność - musiał stanąć przed Blake.
Folklore dobrze pamiętał wieczór kiedy odwiedził dziewczynę, stanie z nią w drzwiach i niemoc w wypowiedzeniu chociaż jednego słowa. Czy kochał ją? Tak, jak najbardziej. Czy potrafił jej to okazać? Nie, można nawet stwierdzić, że Folk nigdy nie potrafił okazywać swoich uczuć. Lata w obozie, a wcześniej te spędzone w sierocińcu na pewno nie pomagały w ich okazywaniu. W każdym miejscu, w którym się znalazł jedyne promowane cechy to siła, wytrwałość, przebiegłość. O miłości, współczuciu czy empatii się nie mówiło.
Dlatego też Folk spędził dobre kilkadziesiąt minut przed wejściem do namiotu. Parokrotnie przekraczał już jego próg, a za chwilę się cofał. W głowie miał istny kłębek myśli, których nie potrafił złożyć w jedną spójną całość. Nie dość, że jego przyjaciel się żenił to jeszcze miał spotkać się po ponad miesiącu ze swoją ukochaną, która ponownie zostawił bez słowa. Z Giotto było inaczej, przyjaciel wiedział, że od kiedy Folk przestał być kapitanem to często opuszczał obóz na własne wędrówki. W przypadku Blake nie było tak łatwo. Dziewczyna pragnęła uczucia, bliskości, poczucia bezpieczeństwa (pomimo bycia córką Aresa to wciąż kobieta), a Folk zachował się jak niedojrzały szczeniak. Miał zamiar w końcu to zmienić. Wziął głęboki oddech, a następnie przekroczył wejście do namiotu.
Folk przechodził między stolikami i bardziej czuł się jak duch. Mijał ludzi, nie zwracał na nich w ogóle uwagi, a jego wzrok skierowany był w jedną osobę - Blake. Wyglądała przecudownie, jej suknia była wręcz olśniewająca. Szedł kilka minut, ale droga wydawała się trwać długie godziny. Kiedy już doszedł do stolika dziewczyny położył dłoń na oparciu wolnego krzesła obok niej, delikatnie się schylił i zapytał:
- Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?
Czy spodziewał się ciepłego przywitania? Zależy co rozumie się przez ciepłe... W końcu Blake miała twarz Folka w na tyle dobrej odległości, aby jego polik aż zapłonął od jej pełnego uczuć uderzenia.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Wto 22 Gru 2020, 15:10

Po przybyciu do namiotu Odysseasa, zaczęło się robić tutaj bardzo tłoczno. Mężczyzna nie był co prawda jakoś mocno zestresowany rosnącą liczbą gości, którzy zajmowali kolejne miejsca przy stolikach, ale nie było to też dla niego bardzo komfortowe, bo było tutaj wiele osób, których dotąd jeszcze nawet nie widział. Miał jednak jakieś zajęcie i dzięki zlokalizowaniu swojej trenerki, mógł zająć czymś czas nie przejmując się tym, że może być traktowany jak piąte koło u wozu. Wystarczyło tylko nie zniechęcić Gavirii do siebie, co w jego sytuacji mogło być dość trudne, Odys rzadko kiedy trzymał język za zębami.
Zachęcony jej niezachęcającą odpowiedzią, prawie zajął miejsce obok Kolumbijki, ale ta szybko zasłoniła krzesło ręką, okazując się osobą bardzo interesowną. Odyseusz pogładził się palcami po brodzie i zastanowił chwilę, nim w ogóle cokolwiek jej odpowiedział.
- Zobaczę co da się zrobić z tym Argentino Aquafresco - wiedział dobrze, że przekręcił nazwę alkoholu, ale to nie przeszkodziło mu, by udać się w stronę baru, przy którym spodziewał się znaleźć alkohol. Zgodnie jednak z zarządzeniem młodej pary, póki co procentowych napojów kelnerzy podawać nie mogli, bo zabraniały tego sycylijskie tradycje. To akurat nie było mu obce, bo Grecy bardzo podobnie świętowali wesela, choć prohibicja na wejście? To nie było w stylu Hellenów.
Z podkulonym ogonem wrócił do Viviany, która najwidoczniej była czymś zajęta i nie dostrzegła tego, że na moment opuściła gardę i udostępniła mu krzesło. Nie trzeba było go jakoś specjalnie zachęcać do zajęcia miejsca. Szybko zaczepił po tym córkę Hodra, jak gdyby dotrzymał warunki umowy i miał pozwolenie na siad w tym miejscu.
- Nowożeńcy nie pozwalają pić od razu. Musisz poczekać, Vivciu - uśmiechnął się lekko, spodziewając się, że może ją nieco drażnić tym zdrobnieniem. Ale chociaż oduczył się mówić do niej "mała", to ją bardziej wkurzało. - Mają na zbyciu dwie butelki tego Aguardiente Antioqueño, więc jak młodzi pozwolą pić, to zgodnie z obietnicą załatwię jedną - poruszył sugestywnie brwiami, ciesząc się ze swojego alkoholowego rekonesansu. - Może one nawet są dla ciebie? Wyglądasz, jakbyś dobrze znała tę dwójkę - zauważył, kiedy Viviana oglądała taniec państwa młodych, który zdawał się powoli kończyć. Odysseas wiedział, że Gaviria doświadczyła tragedii i być może te wesele przywołało jej wspomnienia uroczystości, w której to ona miała na sobie białą suknię, ale dotąd udawał, że nie znał tej historii. Nie byli jeszcze tak zżyci ze sobą (chociaż to w ogóle nie byli w żaden sposób zżyci), żeby Spyros pozwalał sobie na wyciąganie z niej takich informacji. Może kiedyś.
Blake Simmons
Blake Simmons
Re: Stoliki Wto 22 Gru 2020, 19:02

Blake siedziała sobie popijając szampana, swoją drogą zdobytego najprawdopodobniej od jakiegoś młodego kelnera, który wyrwał się zbyt wcześnie z rozdawaniem alkoholu i zapewne srogo za to zapłaci, jak tylko dorwie go Eli. Córka Aresa zrozumiała to w momencie, w którym jeden z satyrów opierdalał biednego chłopaka, zerkając ze strachem w stronę pary młodej, obecnie zajętej wspólnym tańcem.
Cóż, może mu się jeszcze upiecze i dożyje jutra.
Ogólny gwar i tłum gości szukających dogodnego miejsca przy stolikach sprawiły, że Blake dała się podejść mężczyźnie w całkiem niezłym garniturze, całkowicie nieprzygotowana na to, kim miał się zaraz okazać.
Z drugiej strony może powinna była się tego domyślić? W końcu było to wesele jego najlepszego przyjaciela, najwyraźniej będące znacznie lepszym pretekstem do powrotu niż kobieta, którą rzekomo kochał. Zabawne, bo Simmons w praktyce bardziej była przygotowana na wizytę syna Tartara i jego armii potworów niż na Folklore Galicheta w garniturze.
Drgnęła lekko rozpoznając jego głos przy swoim uchu, przez ułamek sekundy pozwalając sobie na złudną nadzieję, że być może tylko jej się przesłyszało. A jednak gdy uniosła spojrzenie ciemnych oczu, spotkała się twarzą w twarz z mężczyzną, którego ostatnio w swoich snach mordowała na wiele różnych krwawych sposobów. Oczywiście, że ręka ją zaświerzbiła, miała ochotę złapać go za gardło i udusić, a wyraz jej oczu nie pozostawiał ku temu żadnych wątpliwości. Kątem oka jednak wciąż widziała tańczącą parę młodą i jakimś cudem powstrzymała się przed jakimkolwiek rękoczynem. Elisie należał się ten wieczór, a Blake nie miała zamiaru robić scen. Powinni dać jej za to kwiaty. Albo wódkę. Dużo wódki. Szczególnie, że nie wiedziała jak długo wytrzyma.
Tak szybko jak tylko zorientowała się z kim ma do czynienia, odwróciła od niego wzrok, jakby miało jej to pomóc się opanować i wbiła go w tańczący tłum gdzieś przed sobą. Przy odrobinie szczęścia Folk zaraz zniknie, okazując się jakąś halucynacją.
- Czego chcesz? - przywitała go pytaniem, które miało być bardziej chłodne i obojętne, ale przedarła się do niego ta wyraźna nuta złości i urazy, które tak bardzo chciała ukryć. Zmarszczyła czoło żeby zatuszować chociaż ten durny żal, mogący niechcący pojawić się w jej oczach. Chciała żeby myślał, że jest jej obojętny, że wcale jej nie zranił i że świetnie sobie radziła do tej pory bez niego. Ponad wszystko miała również ochotę mu porządnie przyjebać. Wziąć jeden z widelców leżących na tym ładnie przystrojonym stole i wbić mu w... A kurwa w cokolwiek byle bolało.
Jellal Fernandes
Jellal Fernandes
Re: Stoliki Sro 23 Gru 2020, 21:04

~ 1 ~

Jellal otrzymawszy zaproszenie na wesele Elisy i Giotto Nero mało nie posikał się z radości. Odebrał to jako znak, że jest już jakoś tolerowany w obozowym społeczeństwie i tym samym przysługują mu takie same prawa jak pozostałym. Nie żeby domagał się zaproszenia, ale otrzymanie go było bardzo budujące i zamierzał z niego skorzystać. Wpierw musiał jednak znaleźć odpowiednie odzienie, by nie wyróżniać się negatywnie pośród weselników. Postawił zatem na grafitowy garnitur, którego dotąd nie miał okazji użyć, a który w jego garderobie znajdował się już od kilku lat. Przywlókł go ze sobą aż do obozu i dziś nadszedł dzień, w którym go założy. Niejednolity krawat, biała koszula oraz czarne pantofle dopełniły jego kreacji i na kilkadziesiąt minut przed startem ceremonii był gotów do wymarszu.
Nie umówił się nigdzie z nikim, gdyż ilość jego znajomych ograniczała się do zaledwie kilku osób, a jedną z nich była gwiazda dzisiejszego wieczoru: Elisa Nero. Nie było jednak szans, by zaprosić jej gdziekolwiek z wiadomych przyczyn, dlatego też wyszedł z mieszkania sam, pod namiotami też pojawił się sam i do stolika również zamierzał usiąść sam, co biorąc pod uwagę jego timing oraz ilość gości, było praktycznie niemożliwe.
Nie chcąc zatem usiąść w najgorszym z możliwych miejsc, omiótł wzrokiem całą salę, rozglądając się za odpowiednim krzesłem. Przy jednym ze stolików, nieopodal generała obozu oraz jego partnerki, było jeszcze kilka wolnych krzeseł, dlatego też Fernandes postanowił przenieść się właśnie w tamten rejon. Nim jednak zdołał przemknąć między zebranymi gośćmi, większość siedzisk była już zajęta, jednakowoż zostało wolne jedno, przy którym siedziała Hrafna, kobieta z którą Jellal nie miał żadnych zażyłości. W zasadzie to poza tym, że była jedną z najstarszych osób w obozie, nie wiedział o niej zupełnie nic. Nie miał zatem nic do stracenia.
Minąwszy Corvusa i Sylvię, skinął w ich kierunku głową w powitalnym geście, po czym stanął w odpowiednim miejscu, nie chcąc naruszać przestrzeni Rúnarsdóttir, a jednocześnie by zasygnalizować, że jest zainteresowany zajęciem tego krzesła.
- Te miejsce jest wolne? - w jego głosie nie brakowało pewności, ale nie było też w tym arogancji czy próby zalotów. Nie wiedział, jaki kobieta może mieć do niego stosunek, dlatego też wolał dmuchać na zimne i tak jak w większości przypadków, nastawiał się na odmowę. Miał jednak nadzieję, że chociaż tym razem będzie inaczej i nie będzie zmuszony do wznowienia poszukiwań dobrego miejsca.


Ostatnio zmieniony przez Jellal Fernandes dnia Pią 22 Sty 2021, 21:39, w całości zmieniany 1 raz
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Sro 23 Gru 2020, 22:09

Obserwowała otoczenie, choć myślami była bardzo daleko. Przy poprzedniej imprezie, która zapowiadała się równie dobrze jak ta. Przypomniała sobie radość męża i dzieci z pierwszych chwil imprezy, gdy mogli się wspólnie pobawić. Te myśli jednak rozgonił Grek, na całe w sumie szczęście, bo nie wiadomo jakby to się skończyło, gdyby tak się pogrążała we wspomnieniach. A mimo wszystko wolałaby nie przechodzić załamania nerwowego na oczach całego obozu i to na ślubie innych, lubianych przez nią osób.
Wywróciła tylko oczami na przekręcenie przez niego nazwy, po czym gdy się oddalił zabrała dłoń z krzesła, by wygodniej obejrzeć się w kierunku nowożeńców wchodzących na parkiet. Przez to też nie zauważyła, gdy wrócił mężczyzna i zajął krzesło, które ewidentnie mu się nie należało. Sama o zwyczajach słyszała i starała się je uszanować, ale nie sądziła, że Grek tak szybko się podda.
- Tyle to ja wiem, liczyłam, że zachęcisz herosa za barem do oddania ci butelki - wzruszyła lekko ramionami nic sobie nie robiąc z tego, że zajął miejsce obok czy zwrócił się do niej pieszczotliwie. Nauczyła się już, że ten gość po prostu był dziwny i wolała go w takiej wersji, a nie stawiającej się i machającej łapami. Krzesła bronić też nie zamierzała, w końcu nikt go nie zajmował, więc miał prawo je zająć. Tylko czemu nie szukał sobie kolegów do towarzystwa?
- Za zwłokę chce obydwie butelki - zaznaczyła od razu, bo co ją inni obchodzili? Były dwie, brała dwie, póki ktoś nie postanowi napić się kieliszeczka jej ulubionego alkoholu. A skoro mogła jeszcze syna Chione do tego wykorzystać, to jeszcze lepiej. Ponownie zerknęła w stronę parkietu, na którym Nero już się trochę rozbujali. Byli lepsi od niej, jej pierwszy taniec był typowym bujańcem, bo nigdy nie miała do tego zdolności, choć jej mąż próbował ją czegoś nauczyć. Nie wyszło.
- Znamy się dość dobrze, ale czy tylko dla mnie są? Nie wiem, wolę się zabezpieczyć i po prostu je mieć - zerknęła na niego rozbawiona jednocześnie dając mu tym znać, że nie odpuści mu tego. Przynajmniej jeżeli zamierza dotrzymywać jej towarzystwa. Kto wie, może podczas wesel gangusy przemawiają ludzkim głosem? Prawda jednak była taka, że w obozie roiło się od morderców, do których ona sama też byłaby zaliczana. Niemniej to trochę inny świat i może była jaka była, ale nie zaatakowałaby niewinnej osoby dla własnej korzyści. Między innymi dlatego jeszcze Jellal dychał, bo póki ją omijał szerokim łukiem, ona była w stanie sobie wyperswadować, że on nie brał w tym udziału. Bliskie spotkania były jednak niebezpieczne dla niego.
- Zdążyłeś już kogoś poznać w obozie? - spytała z ciekawości i chęci podjęcia tematu celem zabicia nudy. W końcu taniec dobiegł końca i teraz jedynie się bujali pośród innych par. Viviana wyłapała jednak ten czuły pocałunek, na który instynktownie sięgnęła obrączki, by zacząć się nią bawić.
Hrafna Rúnarsdóttir
Hrafna Rúnarsdóttir
Re: Stoliki Sob 26 Gru 2020, 15:08

Szaroniebieskie spojrzenie ciemniało, gdy sunęło po gromadzących się gościach, przybierając barwę mokrego popiołu. Próbowała odsuwać od siebie ponure scenariusze, które wyobraźnia malowała pod powiekami za każdym razem, gdy te na ledwie mgnienie zasnuły wizję ciemnością. Okruchy wspomnień i widma lęków przylegały do każdego oblicza, na które zwróciła wzrok. Koniuszki palców aż  mrowiły, domagając się chwycenia za broń. Wiedziała, że wystarczyła iskra, by napęczniała od tłumionych emocji atmosfera wybuchła, a iluzoryczny spokój przedzierzgnął się w nieposkromiony chaos.

Wtem przed jej oczyma na o chwilę za długo stanął heros, którego znała - jak wielu innych - zaledwie z wyglądu i paru mglistych, cokolwiek oględnych wzmianek lub rzuconych z ukosa, niewidzących spojrzeń. Tym razem nie skinęła mu jak pozostałym - jego postawa i ton znamionowały zamiar, który ledwie przedarł się przez zalewające ją myśli.
- Oczywiście - odparła ciepłym, miękkim głosem przywodzącym na myśl dotyk weluru na nagiej skórze. Gestem wskazała na wolne miejsce obok, nie poświęcając obcemu większej uwagi. Posłała mu jeno subtelny uśmiech. Taki, co nie sięgał oczu. Poprawny. Uprzejmy. Maskujący myśli.
Żałowała, że jeszcze nie podawano alkoholu. Odrobina pomocy w porzuceniu zmartwień i rozluźnieniu się z pewnością byłaby mile widziana.
Próbując więc zająć się czymkolwiek, sprawdziła zawartość kopertówki. Wszystkie drobiazgi były na miejscu. Poza piersiówką. Bogowie, co ją podkusiło, by tęże zostawić?
Gość
Gość
avatar
Re: Stoliki Nie 27 Gru 2020, 20:54

Folk wiedział, że ta rozmowa nie będzie należeć do najprzyjemniejszych. W sumie to wchodząc na teren wesela był świadom, że zostanie na niego wylana cała frustracja Blake - spowodowana zarówno jego nieobecnością jak i koniecznością zadowalania się w najlepszym przypadku wibratorem bądź innymi przedmiotami, które mogła znaleźć w swoim mieszkaniu? Dlaczego nie ich mieszkaniu? A no dlatego, że w momencie kiedy Folk zniknął to Blake postanowiła wyprowadzić się z jego mieszkania co w konsekwencji doprowadziło do tego, że umarły w nim wszystkie roślinki oraz rybki, których nigdy tam nie miał.
Reakcja kobiety w pewien sposób ucieszył Galicheta. Po pierwsze trunek, który trzymała nie znajdował się na nim. Co prawda mogło być to spowodowane tym, że Blake po prostu nie chciała rozlewać alkoholu, jednakże Folk postanowił tłumaczyć to sobie na swoją korzyść. Drugim, jeszcze ważniejszym elementem było to co dziewczyna do niego powiedziała. Nie kazała mu spierdalać, nie zignorowała jego osoby, a w swoim "ostentacyjnym" i pełnym "nienawiści" zwrocie do niego pokazała, że ma ochotę go wysłuchać.
Folk odsunął krzesło i usiadł przy kobiecie. Cały czas zwrócony w jej stronę przybliżył usta do ucha i zaczął szeptać:
- Przepraszam, że mnie nie było. Przepraszam, że odszedłem bez słowa i zostawiłem Cię bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Przepraszam, że nie dbałem o nasz związek. Kocham Cię Blake. Kocham Cię całym sercem i już nigdy Cię nie zostawię. Chcę być przy Tobie już zawsze... Nie jestem w tym dobry.. - po tych słowach sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niego małe pudełeczko z pewnym drobiazgiem. Położył go przed kobietą. - Po prostu powiedz tak bądź nie... Uszanuję każdą decyzję.
Czekał na odpowiedź kobiety.

Tak, w pudełku jest pierścionek wy mało domyślne szuje.
Blake Simmons
Blake Simmons
Re: Stoliki Pon 28 Gru 2020, 09:06

Folk znając Blake jak mało kto, nie mógł liczyć na milsze powitanie z jej strony, czego też jak widać był doskonale świadom. I ta świadomość możliwe że uratowała go w obecnej sytuacji, bo przenikliwie odczytując reakcję córki Aresa wcale nie żądał od niej większych czułości, które, ze względu na okoliczności, mogłyby się skończyć uszczerbkiem na jego zdrowiu.
Starała się na niego nie patrzeć, kiedy zajął miejsce obok, ubrany w ten swój czarny garnitur, w którym wyglądał o wiele przystojniej niżby sobie teraz tego życzyła. Czuła jego oddech na szyi kiedy pochylił się nad jej uchem i zaczął szeptać, z początku dzielnie ignorując te bądź co bądź przyjemnie znajome bodźce. Patrzyła przed siebie jakby miało to jej ułatwić pozostanie obojętną, chociaż już po kilku słowach mężczyzny musiała zamknąć oczy, starając się opanować. Czemu w jego obecności zawsze było to tak cholernie trudne? Ileż to razy go przeklinała i obiecywała sobie, że nie spojrzy na niego nigdy więcej, podczas gdy teraz wszystkie te postanowienia gdzieś ulatywały jakby nigdy tak naprawdę nie były realne.
Zacisnęła dłonie na kieliszku, o mało go nie rozbijając w drzazgi, kiedy wyznawał jej miłość, a gdy w następnej chwili w końcu odważyła się na niego spojrzeć, z zamiarem powiedzenia, żeby poszedl do diabła, słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Był tak blisko, że przez chwilę po prostu patrzyła mu w oczy, widząc tę skruchę i te uczucia, o których mówił i czując jak ten widok sprawia, że jej linia obrony powoli i żałośnie podupada.
Tak się za nim stęskniła.
- Folk ja... - zaczęła kiedy urwał żeby sięgnąć po coś do kieszeni, jednak nic więcej nie chciało jej przejść przez gardło. Koniec końców nie miało to znaczenia bo całkowicie zdębiała kiedy Folk wyciągnął pudełeczko i postawił przed nią. Przez jej głowę przemknęło tysiąc myśli i emocji, a jej usta zamarły w lekkim rozchyleniu. Powoli, bardzo powoli, podniosła wzrok z pudełeczka na mężczyznę, a kiedy w jego oczach odnalazła to coś, co zapewniło ją że mówił na poważnie, nagle zamknęła usta.
Wzięła pudełeczko ze stołu. Złapała Folka za nadgarstek po czym wstała i ruszyła w kierunku wyjścia z namiotu, ciągnąc go za sobą w bezapelacyjnym geście.
Dopiero na dworze, kiedy poczuła zimny powiew powietrza na twarzy, puściła go i odeszła kilka kroków. Odwróciła się dopiero po chwili, a w jej oczach płonął ogień.
- Oszalałeś? Nie ma ciebie od miesięcy, a twoja ostatnia wizyta wyglądała tak, jakbyś żegnał się już po raz ostatni! Podróżujesz sobie Bogowie wiedzą gdzie i z kim, bez kontaktu, bez znaku życia, a zgadnij co ja robię? Odchodzę tu sobie od zmysłów i staram się udawać, że dzień w którym zaczęło mi zależeć na czymś więcej niż tylko na twoim kutasie to wcale nie był początek końca mojego zdrowego rozsądku!
Tak, to był ten moment, w którym córka Aresa straciła nad sobą panowanie. Cóż, godne podziwu i tak było to, że nie stanie się atrakcją weselną, bo tutaj na zewnątrz raczej mało kto mógł ją usłyszeć. Wszyscy byli w środku, czekając aż muzyka przestanie grać i ktoś poda coś do jedzenia. Ona natomiast w tym czasie podeszła do Folka niebezpiecznie blisko i uderzyła go zaciśniętą na pudełeczku dłonią w jego szeroką pierś. Nie był to prawdziwy cios, raczej istnie kobiecy upust frustracji.
- Myślisz, że po czymś takim możesz sobie ot tak po prostu wrócić i oczekiwać że zapomnę o tym jak przez ciebie straciłam całą swoją dumę? - Kolejne uderzenia padały na niego co któreś słowo i wcale nie były delikatne. - Skąd mam wiedzieć że to...- pomachała mu pudełkiem przed twarzą. -...nie jest kolejną obietnicą bez pokrycia. Folk kurwa jak ja mam ci teraz zaufać?
Tak jak cały czas przemawiała przez nią złość, tak ostatnie słowa wypowiedziała z lekko złamanym głosem, w którym pojawiło się coś co brzmiało jak ukrywana do tej pory bezsilność. Przez chwilę szukała w jego oczach odpowiedzi, przysuwając się nieco bliżej, jakby utrata kontroli nad sobą nie uwolniła z niej jedynie samej złości ale też tą beznadziejną tęsknotę.
- Tak bardzo chciałabym ci móc znowu zaufać... - odparła patrząc mu w oczy i marząc tylko o tym żeby go pocałować.
Sylvia García
Sylvia García
Re: Stoliki Sro 30 Gru 2020, 22:45

Sylvia teoretycznie mogła reklamować produkt, ale jaki był sens? Miała ochotę, by to zniknęło jej sprzed twarzy i chwilę później o tym zapomnieć, a nie denerwować za każdym razem, gdy tylko dostanie od sklepu maila. Nie zbiedniała od tego, dlatego też dość szybko materiał zmienił się w pył.
Garcia myślała, że jej ukochany całkowicie przetrawił wydarzenia, które miały miejsce ponad rok temu. Tak w stu procentach i jeśli jakieś wspomnienia będą w niego uderzać, to ewentualnie podczas snów, których nie kontroluje. Niemniej wychodzi na to, że była w błędzie, co jednak nie świadczyło źle o Corvusie. O niej już bardziej, że nie widziała możliwych konsekwencji psychicznych u swojego ukochanego po tym wydarzeniu.
Westchnęła cicho na jego odpowiedź lekko ściskając jego dłoń. Znała go na tyle dobrze by wiedzieć, że nie jest z nią w stu procentach szczery. Nie chciała jednak naciskać zwłaszcza w takim miejscu, by przypadkiem nie skończyło się to wielką, publiczną kłótnią psując przy okazji wesele osób, które bardzo szanowała.
- Och kochanie... - spojrzała na niego tymi swoimi dużymi oczami zatroskana tym, co jednak po chwili postanowił jej wyznać. Że też o tym nie pomyślała od razu. Pogładziła go wolną ręką po policzku zastanawiając się jak mu z tym wszystkim pomóc. W międzyczasie skinęła w odpowiedzi głową osobom, które w ten czy inny sposób chciały się z nimi przywitać. Zaraz po tym skupiła się ponownie na Juarezie.
Przysunęła się ze swoim krzesłem nieco bliżej, by mogli wygodniej wpaść sobie w objęcia, a nie wisieć nad przerwą między ich miejscami.
- Bardzo chętnie z tobą potańczę - zaznaczyła z uśmiechem nieco większym, bo w jego umiejętności nie wątpiła. Musiała jednak coś wyjaśnić. - Bardziej mi zależy na twoim samopoczuciu, więc jeśli źle się czujesz, to po obiedzie możemy się zmyć. Obszar jest tak duży i ludzi tyle, że nikt sie nie zorientuje - dopowiedziała, by znal jej stanowisko, gdyby właśnie chciał opuścić namiot.
Skupiła się na nowożeńcach gdy tańczyli, choć co jakiś czas zerkała na swojego mężczyznę. Gdy na parkiet wjechali inne osoby, skupiła się ponownie na swoim towarzyszu.
- Dziwna z nich para, ale chyba Elisa umie obchodzić się z Giotto - skomentowała cicho zerkając jeszcze na sekundę na nich. Nie żeby źle im życzyła czy cokolwiek w tym guście. Nie sądziła jednak, że ktokolwiek zaobrączkuje Nero, a ten wydawał się być szczęśliwy. Dziwne.
Chwilę później wjechało kilka tortów, na które początkowo uniosła zszokowana brwi, ale z drugiej strony na te kilka setek osób nie dało się przecież inaczej. Gdy tylko oboje dostali swoją porcję, Garcia spróbowała małego kawałeczka.
Odysseas Spyros
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Czw 31 Gru 2020, 19:21

Chyba tylko Odysseas nie miał jakiegoś posępnego nastroju, bo gdy tylko zerkał na kolejnych gości: Vivianę, Corvusa, Hrafnę czy Blake, dostrzegał w nich nie tylko niepokój, ale również i gniew, jak w przypadku tej ostatniej, która chyba miała jakieś porachunki z niejakim Folklorem. Wiedział, że to pierwsza impreza od tej "bitwy", o której tak wszyscy mówią i domyślał się, że ich niepokój wynika właśnie z powodu wspomnień dotyczących tego wydarzenia. On mógł tylko wyobrazić sobie, jak wielka tragedia się tu wydarzyła. Było to jednak coś strasznego, bo przecież gdyby obóz dalej funkcjonował tak jak wcześniej, to Odysseasa prawdopodobnie by tutaj nawet nie było.
Wzruszył ramionami na słowa Viviany i od razu postanowił wytłumaczyć jej, dlaczego nie wkupił się w jej łaski alkoholem.
- Gdyby barman był kobietą, to może byłyby na to szanse. Albo chociaż gejem - zaśmiał się niegłośno, by ukazać swoje rozbawienie tym co powiedział, a jednocześnie nie chcąc zagłuszać najistotniejszych fragmentów tej ceremonii. Nie liczył jednak na to, że Gaviria załapie żart i się zaśmieje, bo to raczej nie było do niej podobne. Pewnie jakieś tam poczucie humoru miała, ale on zupełnie nie trafiał w jej gusta. Może wystarczyło nie zachowywać się czasami jak przygłup?
Przesunął palcami po swoim podbródku.
- Jakoś to załatwimy - poruszył na koniec wymownie brwiami, by zapewnić tym samym swoją trenerkę, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w kwestii załatwiania jej alkoholu.
Spyros przeniósł wzrok na nowożeńców, których nie zgubił, nawet mimo dołączenia na parkiet kolejnych par. Szybko jednak zaniechał prób doszukiwania się czegokolwiek na ich twarzach, bo nie znał tych ludzi. Gavirię za to znał i wydawała się być dużo ciekawsza niż wszystko wokół.
- Wyglądają na takich ludzi, którzy załatwią wszystko co trzeba, żeby każdy dobrze wspominał ten dzień - wyraził tylko swoje zdanie, ale tak po prawdzie był to czysty strzał. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że wysublimowanego alkoholu nie było aż tak dużo, to może faktycznie te dwie butelki były przeznaczone dla Viviany? Warto było spytać, a jeśli okaże się co innego, to podwędzą butelki, kiedy nikt nie będzie patrzył.
Zerknął na jej palec, który w tym momencie dotykał obrączki, gdy tylko młodzi się pocałowali, ale nic w tej kwestii się nie odezwał.
- Kilku gości z gospody, dobre jedzenie tam mają - nie miał jednak porównania, gdyż póki co stołował się tylko tam. - Ale póki co tylko ty jesteś moją psiapsią - znów sobie zażartował, ale w tej sytuacji chyba mógł, prawda? Nie był osobą jakoś szczególnie nastawioną na nawiązywanie relacji, więc paradoksalnie najbliższa w obozie była mu w tym momencie Gaviria.
Nim jednak na dobre rozkręciła się rozmowa, nowożeńcy zarządzili przerwę na tort, z którego spory kawałek trafił na talerzyk Greka, a później na stole pojawiły się różne włoskie potrawy. To akurat było mu bardzo bliskie, bo Grecy lubowali się w podobnych smakach co Włosi.
Nadział jeden z pierożków w formie ravioli na widelec i podsunął brunetce pod nos.
- Chcesz gryzka? - nie było w tym ani krzty złośliwości, ot zwykłe pytanie, jak gdyby byli przyjaciółmi i wspólne jedzenie było dla nich czymś normalnym. Wolał jednak, by kobieta zamiast na wspomnieniach skupiła się nawet na denerwowaniu i pouczaniu go, byleby tylko nie była taka smutna. Ostatnio przecież podkreślił wyraźnie, że z uśmiechem jest jej bardziej do twarzy. Tak jak z resztą z czerwoną szminką, której dziś o dziwo na ustach nie miała.
Jin Kyoya
Jin Kyoya
Re: Stoliki Czw 31 Gru 2020, 22:46

Jin przez ostatnie tygodnie nauczył się obcować z Carlą i nabrał dużo pewności siebie, dzięki czemu był już niewrażliwy na większość jej tekstów, które bardzo często go komplementowały. Sympatia, jaką darzył dziewczynę, wiele ułatwiała, ale to było miłe widzieć po samym sobie, że różne relacje damsko-męskie nie onieśmielają go już w taki sposób, jak miało to jeszcze do kilku miesięcy wstecz. Inną sprawą było to, że od kiedy nawiązał kontakt z Hiszpanką, to relacje ze wszystkimi pozostałymi koleżankami zeszły na dalszy plan, w tym choćby ta z Sylvią. Dotąd to właśnie Garcia była mu najbliższa, zwłaszcza gdy wspólnie grzebali przy różnych maszynach. Teraz jednak mocno to ograniczali, ale wyłącznie jego winy w tym nie było. Najważniejsze, że ich relacje w dalszym ciągu były poprawne i że Meksykanka nawet kibicowała mu w rozwoju sytuacji z Carlą.
Będąc już przy swoim stoliku, Jin mniejszą uwagę poświęcał młodej parze, skupiając się głównie na rozmowie z Garrido. Robił to jednak na tyle subtelnie i cicho, by nie zakłócać w żaden sposób pierwszego tańca nowożeńców. Ucieszył się także na wieść o tym, że blondynka nie będzie wymagać od niego dzikich ruchów na parkiecie, gdyż to akurat było niemożliwe z wiadomych przyczyn. Co prawda czuł się już dużo lepiej, ale rany nie zasklepiły się jeszcze do tego stopnia, by mógł pozwolić sobie na coś bardziej gwałtownego.
Po podzieleniu się obserwacją, Kyoya również spojrzał na Giotto i Elisę, którzy ewidentnie czuli do siebie prawdziwą miłość. Każdy, kto miał choć trochę oleju w głowie był w stanie do dostrzec. Japończyk nie potrafił ukryć jednak zaskoczenia, widząc uśmiech na twarzy syna Fobosa. Było to dość niespotykane. Wszyscy wiedzieli jaką Giotto ma opinię w obozie.
- Zgadzam się, to coś niezwykłego - zerknął na swoją partnerkę, po czym wrócił do oglądania końcówki tańca. Kiedy na parkiet wyszli następni goście, on całkowicie porzucił dotychczasowe zajęcie i skupił się już tylko i wyłącznie na Carli, której zamierzał umilić jak najbardziej ten wieczór.
- Najwidoczniej każdy prędzej czy później znajdzie kogoś dla siebie - wtrącił. - Im i tak długo to zajęło - zachichotał lekko, nie przypominając sobie, by ich relacja trwała bardzo długo. Przynajmniej w porównaniu do obozowego stażu.
Spojrzał znów na młodą parę, która w tym momencie karmiła się nawzajem tortem. Od razu postanowił zażartować w stronę Garrido.
- Niech spróbują zrobić to pałeczkami! - rzucił rezolutnie w jej stronę, nawiązując oczywiście do ich ostatniego spotkania, które miało miejsce w jego mieszkaniu i gdy to uczył Carlę posługiwania się tym rodzajem sztućców.
Z uśmiechem powitał swój kawałek tortu, który od razu zaczął konsumować. Było to dla niego dość dziwne, bo z reguły desery jadało się na koniec, ale nie przejmował się tym jakoś bardzo mocno, bo też nie bywał na zbyt wielu weselach, dlatego nie chciał uchodzić za specjalistę w tej kwestii.
- Smacznego - uśmiechnął się promiennie, po czym przeszedł do delektowania się słodyczem. Tort zniknął z jego talerzyka bardzo szybko, ale zaraz później pojawiły się włoskie dania na stole. On zdecydował się na jakiś makaron z białym sosem, chyba carbonarę.
- Chcesz? - nawinął trochę makaronu na widelec, sugerując, że może dać Carli spróbować ze swojego talerza tej potrawy, o ile ona nie zdecydowała się na to samo. Sam nie wiedział, skąd u niego tak odważne gesty w jej stronę, ale czuł się z tym wyjątkowo dobrze i co najważniejsze, nie był zawstydzony.
Corvus Juarez
Corvus Juarez
Re: Stoliki Pią 01 Sty 2021, 20:13

Nie chciał martwić Sylvii, dlatego też starał się nie dzielić z nią tymi myślami, bo choć mógł być do tego zobowiązany, tak mogły być one również nie uzasadnione niczym poza strachem i złymi wspomnieniami. Corvus poczynił odpowiednie przygotowania, by tym razem nikt ich nie zaskoczył i wszyscy herosi, którzy nie mieli zamiaru zjawić się na weselu, zostali już wcześniej przydzieleni do patroli wokół bariery, ale również i wokół samego namiotu. Ponadto sama lokacja była przystosowana do tego, by nie eksplodować od razu, bo bogowie zezwolili na użycie magicznych artefaktów do budowania tej tymczasowej lokalizacji obozowej. Długo jednak nie mógł się z tym wstrzymywać, bo Garcia potrafiła czytać z niego jak z otwartej księgi, a i on nie starał się przy niej być najspokojniejszą osobą w obozie.
Jej dotyk zdecydowanie mu pomógł, nawet postanowił otrzeć się buzią o jej policzek i włosy, by dać jej znać, że ta pieszczota jest bardzo kojąca i mu się podoba. Zrobił to co prawda subtelnie, żeby nie wyjść na jakiegoś łasego na pieszczoty kocura, ale raczej nie było to zachowanie z tych, które przystoi generałowi całego obozu.
Po chwili spojrzał na nią nieco zdziwiony, a jednocześnie z jedną brwią uniesioną, która miała okazać jedynie zaskoczenie jej postawą. To było urocze z jej strony i nawet trochę go to rozczuliło, dlatego też po chwili uśmiechnął się lekko, przejeżdżając kciukiem po jej policzku.
- To byłoby sprytne, urwać się z wesela i mieć wieczór tylko dla siebie - ucałował ją w czoło. - Niestety, podejrzewam że ktoś się jednak zorientuje. Nie chcę robić przykrości Nero - odparł po chwili. - Coś czuję jednak, że będę się źle czuł po weselu... - rzucił niby w eter, a tak naprawdę chodziło przecież o to, że może trochę posymulować i tym samym zostać w mieszkaniu jutrzejszego dnia, by nie musieć zajmować się żadnymi dodatkowymi obowiązkami. Wszakże nawet generał obozu miał pewne limity w piciu. Może Sylvia zechce wykorzystać ten jego pomysł i również dołączy do tej małej, niegroźnej mistyfikacji?
Spojrzał na Elisę i Giotto, którzy właśnie skończyli swój taniec i zaprosili wszystkich do kosztowania tortu, uprzednio karmiąc się nim nawzajem, zgodnie z sycylijskimi zwyczajami.
- Nie taka dziwna - odezwał się i przeniósł wzrok na córkę Hefajstosa. - Najlepszy medyk i najsilniejszy wojownik? To bardzo pasuje do siebie - zwrócił uwagę, choć ich umiejętności to była sprawa drugorzędna, która raczej nie miała wpływu na ich związek. - Uzupełniają się, wspierają i kochają, dlatego tak pasują do siebie. Coś o tym wiem - uśmiechnął się uroczo w stronę swojej dziewczyny, która powinna prawidłowo odczytać tę aluzję i przyrównanie tak udanego, a jednocześnie dziwnego związku jak Nero do ich relacji.
- Ty też umiesz się ze mną obchodzić - pogładził ją po policzku, będąc bardzo zadowolonym z tego, że Sylvia tak podchodzi do niego. Nigdy nie naciskała, nie wymagała bycia w centrum uwagi, ani też nie wymagała obdarowywania siebie niekończącymi się pieszczotami. Dzięki jej wyrozumiałości ta relacja rozwinęła się do tego stopnia, że teraz Juarez nie czuł takiego zawstydzenia jak kiedyś i otwarcie mówił o swoim związku oraz o tym, jak wielkie ma szczęście, że uczucie Sylvii jest odwzajemnione.
Na stołach pojawiły się torty oraz obiad, ale Corvus nie miał zamiaru tykać ani jednego ani drugiego. Przynajmniej w chwili obecnej. Na słodkie nie miał ochoty, ale gdy tylko poczuł fantastyczny zapach włoskich pierożków, od razu zmienił zdanie co do ravioli. Zanim jednak przeszedł do konsumpcji, postanowił poprosić o coś Sylvię:
- Jak chcesz, to weź mój kawałek - przysunął jej talerzyk z tortem, uśmiechając się lekko. Córka Hefajstosa bywała czasami łakomczuchem i jadła słodycze tonami, musiała mieć jednak na to dzień, a póki co nie było wiadome, czy dziś właśnie jest ta pora. - Tylko daj mi mały widelczyk - nastawił usta i otworzył je na tyle szeroko, by bez problemu mogła pokarmić go i sprezentować mu chociaż ten jeden kawałeczek ciasta.
Carla Garrido
Carla Garrido
Re: Stoliki Pią 01 Sty 2021, 21:43

Garrido miała olej w głowie i choćby czuła potrzebę wygibasów i szaleństw na parkiecie, to z pewnością nie będzie tego wymagać od Jina. Blondynka i tak była zdziwiona, że mężczyzna w ogóle miał ochotę tutaj przyjść biorąc pod uwagę, że nadal był dość mocno poobijany. Niemniej ona przecież na to narzekać nie będzie, bo już od kilku tygodni jego towarzystwo okazało się być najlepszym, jakie do tej pory jej się trafiało. Zdecydowanie nadawali na tych samych falach, choć różnica kulturowa czasami dawała o sobie znać. Nie widziała jednak w tym czegoś złego.
Uśmiechnęła się kącikiem ust rozbawiona, jednak nie z samych słów jej towarzysza - który przecież przyznał jej rację - a właśnie z powodu tego drobnego uśmiechu na twarzy Nero. To było tak niespotykane, że z pewnością dziwiło, a i ją właśnie rozbawiło. Jak to kobiety potrafią zawrócić w głowie...
Gdy tylko na parkiecie pojawiły się inne osoby, skupiła się na Japończyku nie czując potrzeby obserwacji bujania się innych herosów. Gdyby się uparła, wypatrzyłaby w środku młodą parę, tylko... po co? Zaśmiała się cicho na kolejne słowa mężczyzny przypominając sobie wszystko co widziała, wiedziała i usłyszała w ploteczkach.
- To prawda, oni całe życie się przyjaźnili i nie widzieli tego, co mają pod nosem. Dopiero chyba tragedia otworzyła im oczy - skomentowała i spojrzała na niego rozbawiona z pewnym błyskiem w oku. - Choć słyszałam od zaufanej osoby, że widziała na poprzedniej imprezie tuż po wybuchu, jak właśnie oni wychodzili z magazynku. A Elisa poprawiała sukienkę - wzruszyła niewinnie ramionami, bo choć ufała swojemu źródłu, to może jednak pomylił osoby przez całe późniejsze wydarzenia?
- To byłoby ciekawe widowisko - uśmiechnęła się rozbawiona, gdy wspomniał o pałeczkach. Ona sama na sam widok raczej by się stresowała o ich stroje, dopóki kawałek nie znalazłby się w ich ustach. Tu co prawda też groziła im katastrofa, ale chyba mniej prawdopodobna.
Skinęła mu lekko głową życząc mu tego samego, by dość szybko zająć się swoim kawałkiem ciasta. Gdy te zniknęło z talerzyka, akurat szli kelnerzy z porcjami obiadowymi, dlatego też sprzątnęli deserową zastawę. Carla chwilę się wahała, ale w końcu zdecydowała się na ravioli ze szpinakiem, ricottą i płynnym żółtkiem. Lubiła kuchnię włoską, do której wcale jej nie było tak daleko, ale nie wątpiła też w to, że skosztuje dziś dan typowych dla tej kuchni, które raczej nie były przygotowywane poza specjalnymi zamówieniami.
- Chętnie - przytaknęła ochoczo, po czym nachyliła się nieco, by ułatwić mu nakarmienie jej. Z uśmiechem przełknęła nieco makaronu z sosem, zdecydowanie dobre danie. Sama w końcu wzięła się za swój talerz z ciekawością przepoławiając pierwszy kawałek pierożka. Nie żeby wątpiła w umiejętności kucharzy, ale to płynne żółte było podobno strasznie trudne. Z uśmiechem zaobserwowała jak żółty płyn rozlewa się, by jedną połowę umoczyć właśnie w nim i podsunąć mężczyźnie pod nos bez uprzedniego pytania. Drugą ręką asystowała pod widelcem, gdyby żółtko postanowiło kapnąć.
- Jak to dobrze, że mamy tak dobrych kucharzy na obozie - przyznała, bo choć umiała sobie ugotować, to jednak oni mieli fach w ręku i znajomość dań z tylu kuchni, o których przyrządzaniu ona sama nawet nie pomyślała. Co innego jedzeniu. Carla spojrzała na kawę i herbatę, jednak zdecydowała się na dzbanek z wodą z cytryną i miętą, który również był na stołach. Spojrzała pytająco na Jina nie wiedząc czy też ma ochotę.
Jellal Fernandes
Jellal Fernandes
Re: Stoliki Nie 03 Sty 2021, 13:43

Jellal nie spodziewał się ciepłego przywitania, dlatego nieco zaskoczyła go reakcja Hrafny, która należała do tej bardziej doświadczonej części obozu i pamiętała bitwę sprzed roku. Fernandes co prawda nie brał w niej udziału, więc bezpośrednio winny temu nie był, ale przecież przez lata był członkiem NoGods, zanim postanowił najpierw spróbować życia poza tym bezsensownym konfliktem, a następnie w obozie.
Viviana już zdążyła rzucić mu niemiłe spojrzenie, które nie zwiastowało nic dobrego. Syn Gullveig starał się za wszelką cenę unikać spotkań akurat z tym herosem, ponieważ ona przeżyła gigantyczną tragedię i obwiniała po części właśnie jego za to. Przed zadymą ratowały go tylko słowa Corvusa, który najwidoczniej miał poważanie nawet wśród takich osób jak Gaviria oraz opinia Elisy, która pomogła nieco poprawić jego wizerunek. Ostatecznie jednak ograniczało się to do tego, że Viviana porzuciła próby otrucia go, czy też wbicia mu kosy prosto w głowę. Przynajmniej na widoku.
Zachęcony ciepłem Rúnarsdóttirówny, przysiadł się obok i chwilę obserwował wszystko wokół, a gdy okazało się, że nikogo nie interesuje jego obecność, wszakże nawet córka Hodra znalazła sobie jakiegoś partnera do rozmowy, on również postanowił trochę się zintegrować z obozowiczami. Postawił na najbliższą towarzyszkę, dlatego też gdy Hrafna odwróciła się od niego, po chwili kilka razy kaszlnął prowizorycznie, by poinformować o chęci odezwania się i jeśli zwrócił jej uwagę, od razu się odezwał:
- Ciężki dzień czy wspomnienia? - zagaił jakoś, choć prawdę powiedziawszy bardzo ciężko było mu rozmawiać z praktycznie obcą osobą. Córa Vidara wydawała się być jednak w dość melancholijnym nastroju, a taki stan często prowokował do rozmowy. Może to właśnie Jellal okaże się osobą, której blondynka zechce się wygadać w jakiś sposób? On takich pomocy nigdy nie potrzebował, ale słusznie mógł zakładać, że inni wręcz przeciwnie.
- Jellal Fernandes, syn Gullveig - wyciągnął rękę w jej kierunku, chcąc się przywitać zgodnie z zachodnim kanonem kultury. Może miał na tyle szczęścia, że Hrafna nie słyszała o nim niczego złego albo chociaż nie patrzyła na niego przez pryzmat bycia w NoGods, tak jak chociażby panna młoda karmiąca swego męża tortem, którą po chwili Jellal dostrzegł. Uśmiechnął się kącikiem ust, widząc swoją przełożoną w dobrym nastroju, gdyż akurat jej szczęście było mu bardzo na rękę. Jak miała dobry humor, to aż tak nie cisnęła w szpitalu, w dodatku Elisa była pierwszą osobą, która zaakceptowała go w obozie po Corvusie, dlatego też był jej wdzięczny za zaufanie i za zmianę zdania o nim. Został nawet prawą ręką generał dywizji, co napawało go dumą.
Viviana Gaviria
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Pon 04 Sty 2021, 14:23

Tak naprawdę nie zrozumie do końca nikt nigdy tego, co się tu wydarzyło, póki sam tego nie przeżyje. To tak jak z wojną, można słuchać opowieści dziadka z frontu o gniewie i strachu, ale kto go zrozumie lepiej, jak nie inny żołnierz, co przeżył to samo? Nie żeby życzyła tym wszystkim nieświadomym w obozie, by to przeżyli, ale wiedziała, że prędzej czy później ich to czeka.
Wywróciła oczami na jego słowa kryjąc się ze swoim rozbawieniem. Wiedziała, że to żart i rzucił to tak sobie, ale... Pudło. Co ją bawiło znacznie bardziej, niż sam ten tekst.
- Ale on jest gejem - spojrzała na niego z neutralnym wyrazem twarzy, choć w oczach czaiło się małe rozbawienie. Tyle dobrego, że jej nie drażnił.
Skinęła jedynie głową, gdy się z nią zgodził, choć prawda była taka, że ona nie prosiła. Dyktowała zwyczajnie warunki. Chciał z nią siedzieć? Dwie butelki jej ulubionego alkoholu musiał załatwić.
- I tak i nie. Giotto, pan młody, jest z tych, co ma innych poza żoną w dupie. Jest dziesięć razy gorszy ode mnie, więc nie radzę sobie odpierdalać numerów z nim, jak ze mną, bo dosłownie złamie ciebie w pół, bylebyś przestał ględzić - wyjaśniła z małym uśmiechem zerkając w stronę parkietu. - Elisa, panna młoda, zarządza szpitalem i jest najlepszym naszym medykiem. Niech ciebie nie zmyli ta słodka buźka. Na ogół jest bardzo miła i pomocna, ale nie warto z nią zadzierać. To Włosi, mają swoje charakterki - choć nie pytał, stwierdziła, że warto to i owo mu wyjaśnić. Zwłaszcza, że to nie było wesele herosa numer 628 z 792. Każdy w obozie znał małżeństwo Nero.
- Fakt, nie najgorsze. Według mnie w kantynie są lepsze, bo masz klasyczne dania, a nie fast foody. No i całą kuchnię świata - słysząc o psiapsi spojrzała na niego spod była. - Nie pochlebiaj sobie - rzuciła tylko, bo przecież oboje zdawali sobie sprawę jak wygląda ich relacja i z czego wynika, niezależnie od tego, co wypływało z ust Greka.
Skosztowała tortu, który chwilę później pojawił się przed nią. Nie przepadała za tego typu deserem, ale taki mały kawałek mogła zjeść. Nie był wszakże najgorszy.
Chwilę później jednak już patrzyła to na widelec, to na Odysseasa jak na debil. Nie była pewna czy sobie z niej kpi, przystawia się czy zwyczajnie upadł na głowę. Żadna z opcji nie była lepsza od drugiej. Chrząknęła marszcząc przy tym lekko nos, dając mu jednoznacznie do zrozumienia, że ma to zabrać.
Viviana nałożyła sobie małą porcję makaronu carbonary i przeszła do jego jedzenia. Choć muzyka cicho i spokojnie grała w tle, pewnie po to, by zagłuszyć konsumpcję, to i tak było słuchać szmer rozmów i stukanie sztućców. W międzyczasie popijała wodę, której sobie nalała, nie mając ochoty zarówno na kawę, jak i herbatę.
- I jak, smakowało ci? - spytała z ciekawości. To, że dobrze tu gotowali nie sprawiało, że każdemu będzie to smakować. Ona też musiała się przestawić na nieco inne przyprawianie dań, które początkowo jej nie odpowiadało, bo nijak to się miało do jej rodzinnej kuchni.
Sponsored content
Re: Stoliki

Stoliki
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next
Similar topics
-
» Stoliki
» Stoliki
» Stoliki
» Stoliki II



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Strefa Gracza :: Inne :: Retrospekcje :: Wesele Elisy i Giotto Nero-
Skocz do: