Gdy padło pytanie o trunek typowy dla Hiszpanii, trochę musiała się zastanowić, bo nie było to takie proste pytanie jak dla niektórych innych regionów. Analizowała wiele czynników i produktów, by w końcu wygrzebać w pamięci coś, co raczej jest typowe dla jej narodu i spotykanie jedynie w Portugalii jeszcze. Przynajmniej na taką skalę, więc chyba dobrze wybrała trunek. - Sangria, która pomimo krwawej nazwy jest bardzo dobra. Kiedyś nam zrobię - uśmiechnęła się lekko, by zaraz dodać. - No i wiadomo, wina, piwa i cydry. Ale sangria jest taka typowo nasza bym powiedziała - albo prawie nasza, jeśli wliczymy bliską Portugalię. Trochę nawet nabrała ochoty na właśnie ten alkohol, ale nie na tyle, by pójść do baru. Akurat jej zdaniem obozowi barmani psuli proporcje i niektóre składniki robiąc ją na amerykańską modłę, co było słabe i tyle. Ona sama potrafi robić lepszą. Garrido wysłuchała tego, co mężczyzna ma do powiedzenia o byłym członku NoGods, w zasadzie się z nim zgadzając. Nie było za wiele co dodawać, więc wzruszyła ramionami i zakończyła temat krótkim zdaniem. - Ja nic do niego nie mam. To nie pierwszy raz, gdy wraca do nas ktoś z NoGods. Jego się czepiają bardziej tylko dlatego, że dołączył po bitwie - zaprezentowała mu swoje zdanie w tym zakresie. Rozumiała pretensje, gdyby bezpośrednio komuś Jellal coś zrobił, rozumiała pewną nieufność, ale chęć zabicia go za to, że kiedyś był członkiem anarchistów? Głupie. Spojrzała na niego rozbawiona, by po chwili się cicho zaśmiać na jego komentarz dotyczący sake. Upiła małego łyczka drinka i odstawiła szklankę na stolik. - Nie martw się, nikomu nie powiem. Wolę ciebie żywego - uśmiechnęła się nieco rozbawiona tym wszystkim, choć właściwie mówiła samą prawdę. - Za dużo nie wypiliśmy - zaznaczyła, co akurat było przez nią kontrolowane. On miał właściwie zakaz picia, więc jeżeli już to robił, to jednak nie w dużych ilościach. Musiała o niego przecież dbać, prawda? Uśmiechnęła się w swój typowy sposób słysząc o tańcu i już miała robić "podchody", kiedy to ktoś się odezwał, kogo obecności nawet wcześniej nie zarejestrowała. Podniosła spojrzenie na znajomą gębę syna Aresa, a na jej własnej malowała się wściekłość, która jednak po sekundzie z niej uleciała. Pojawił się za to słodki, zalotny uśmiech, a jej ton głosu w wypowiedzi również na to wskazywał. - Wiesz co, baranie jeden? Skoro lubisz się uganiać jak pies za suką, to sprawdźmy ile zrobisz jak typowy pies. No, język na wierzch i sap jak rasowy piesek - choć uśmiech był słodki, w jej oczach była czysta złośliwość. Już raz na tym synu Aresa testowała swoje umiejętności czaromowy, więc teraz podpity będzie jeszcze prostszy w obsłudze. - Dobry piesek. A teraz idź na czworaka i skamlaj u nóg @Viviana Gaviria o uwagę - kolejna dawka czaromowy i gdy tylko mężczyzna grzecznie podreptał, Carla przeniosła spojrzenie na Japończyka. - Na czym skończyliśmy? A tak - uśmiechnęła się w specyficzny dla siebie sposób i nachyliła nad uchem Jina. - Może chciałbyś mnie podotykać na parkiecie? - szepnęła muskając przy tym płatek jego ucha. Nie czekając jednak na odpowiedź, wstała i wyciągnęła dłoń w stronę Kyoyi. Zerknęła na Kolumbijkę, do której akurat podszedł na czworakach syn Arena i bezgłośnie przeprosiła ją za ten problem. Była jednak pewna, że poradzi sobie z tym bezboleśnie i bardzo szybko.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Czw 25 Lut 2021, 17:47
Corvus nie potrafił ukryć tego, że cieszył się z powrotu Jade, ponieważ od dawna już ją do tego nakłaniał. Szanował jej decyzję, ale wobec ich braków w obozie oraz jej tragedii, która wydarzyła się jakiś czas temu, sprowadzenie jej z powrotem na kampus było czymś bardzo realnym. Co prawda siostra zbywała go raz za razem, gdy poruszał ten temat, ale gdzieś tam w środku czuł, że cały czas istnieje szansa na jej powrót i dlatego za każdym razem to poruszał, gdy dzwonił do niej raz na te kilka miesięcy, by zapytać jak tam u niej. Wszak wielokrotnie opowiadał Sylvii o Jade, z którą łączyła go naprawdę dobra relacja i z całego swojego "rodzeństwa", to właśnie Grey była najbliższa do tego, by nazywał ją siostrą. Szczerzę powiedziawszy, to do swojego odejścia była najbliższą mu osobą obok Sylvii, Noemi czy Diany, innej córki Melinoe, która niestety zniknęła ponad rok temu i nie dawała znaku życia. Poprowadzenie ukochanej do stolika było spontaniczne i podyktowane raczej jego dobrym nastrojem, aniżeli jakimkolwiek planem. Od dawna nie czuł się tak swobodnie i luźno, dlatego postanowił wycisnąć z tego ile się tylko da. Jak to jednak herosi w pośpiechu, zapomniał o kilku elementach, sprowadzając specyficzny sposób picia tego alkoholu do całowania się. Najwidoczniej jednak Garcia nie miała nic przeciw temu i z ochotą oddała się całemu aktowi, zamiast od razu zwrócić generałowi uwagę, że o czymś zapomniał. Kiedy już odsunęli się od siebie, a córka Hefajstosa rozbawiona spytała go o limonkę, Corvus spoglądał chwilę pytająco na nią, po czym - gdy zrozumiał co zrobił - strzelił takiego buraka, że aż zrobiło mu się gorąco. Przeniósł spojrzenie w dół i zasłonił twarz na moment, bo było mu naprawdę głupio z tego powodu. Nie dlatego, że spaprał umowną konwencję picia, ale że skupił się wyłącznie na swojej przyjemności, zapominając o trzymaniu fasonu. No i robił to publicznie, co dodatkowo wzmacniało jego zawstydzenie. Gdy już udało mu się ogarnąć (w czym pomógł mu kolejny kieliszek tequili), spojrzał nieco głupkowatym wzrokiem na Sylvię, przepraszając ją niejako za to, co zrobił. Wiedział, że nie zrobił nic złego, wiedział, że ukochanej się to podobało i wiedział, że on też odczuwał z tego gigantyczną przyjemność, a mimo to, czuł się winny. Ach ten Corvus... - Wszystkim było to potrzebne - odparł już nieco spokojniejszy, rozglądając się wokół. - Od tego ataku wszystko stało na głowie, wszyscy byli spięci i nerwowi. Musieli się zresetować - uśmiechnął się lekko, bo to była jedna z lepszych decyzji, jakie podjął jako generał. Dobry dowódca był odpowiedzialny, a jednocześnie dbał o swoich ludzi i starał się realizować ich potrzeby, co było niezbędne do uzyskania lojalności i zaufania. Z tym weselem trafił w dziesiątkę, bo jak widać, nawet takie postacie jak Odysseas i Viviana potrafili ze sobą rozmawiać normalnie. Nalał kolejny kieliszek sobie oraz Sylvii, po czym spojrzał na kawałek limonki leżący obok. - Znalazłem tą zaległą limonkę, o którą pytałaś... - chyba pierwszy raz obrócił swoje zawstydzenie w żart, jednocześnie sugerując jej delikatnie, by pokazała mu jak poprawnie pić tequilę. Najwidoczniej ten weselny nastrój bardzo mu się udzielił. A może po prostu brakowało mu czułości i dnia tylko we dwoje z Sylvią? A może oba? To już wiedzieli tylko ci wyżej. On wiedział tyle, że odpoczywał, dobrze się bawił i był szczęśliwy. Wszystko dzięki obecności Garcii, która była dla niego panaceum - lekiem na wszystkie problemy. Chwila musiała jednak zostać zepsuta przez czynniki zewnętrzne, a mianowicie przyjście jakiejś heroski, która zaczęła wspominać przy nich Noemi, byłą Corvusa. Juarez jednak w żaden sposób się do tego nie odniósł, nie potakując, ani nie wypraszając z towarzystwa wspomnianej dziewczyny. Spojrzał za to na Sylvię i na to, jak ona na to zareagowała, bo w sumie to od tego wszystko zależało.
Sylvia García
Re: Stoliki Pią 26 Lut 2021, 23:36
Sylvia z pewnością nie chciała zawstydzić swojego faceta, ale z nim to było tak różnie w tej sprawie, że nie była w stanie przewidzieć, kiedy złapie buraka, a kiedy uśmiechnie się w swój typowy sposób. Niemniej nieco ją to bawiło, że nadal się przy niej potrafi tak zawstydzić taką pierdołą, dlatego małe rozbawienie malowało się na jej twarzy. - Kochanie, przecież mi się to podobało - mruknęła, gdy wreszcie na nią spojrzał i pogłaskała go przy okazji po policzku. Nie zamierzała narzekać na takie zabawy przecież, ale zażartować sobie mogła, prawda? - W zupełności się z tobą zgadzam. Po początkowych spinach, chyba większość wrzuciła na luz - może z każdą minutą czuli się coraz pewniej w tym miejscu, by faktycznie zacząć się bawić zamiast z nerwów szukać powodów do bójek albo niechcianych gości. Przygryzła lekko wargę rozbawiona, gdy skomentował limonkę, niemniej skinęła głową i z niemal pełną powagą przeszła do właściwej kolejności picia tequili. Zlizała sól z dłoni, wypiła kieliszek, po czym włożyła kawałek limonki do ust Corvusa, i wgryzła się w nią, by zaraz ją zabrać, a przejść do pocałunku. Długiego i namiętnego. Nie wiedzieliście, że picie tequili ma 4 kroki, a nie 3? Dziwni jesteście. W końcu jednak się od niego odsunęła z małym, zadowolonym uśmiechem. - Podobała się prezentacja? - spytała cicho i wtedy usłyszała nad nimi chrząknięcie. Myślała w pierwszej chwili, że jakaś pilna sprawa do generała, ale dostrzegając dziewczynę się zdziwiła. A później zdziwiła się jeszcze bardziej. Uniosła brew w tym geście, choć czy jej wyraz twarzy nie przypominał bardziej zażenowania? Albo "WTF"? Chyba tak. Tyle dobrego, że zaraz po tych mądrościach sobie poszła. Przeniosła spojrzenie na Juareza pełne niezrozumienia, co się właśnie odpierdoliło? - Mówiłeś coś? - spytała po krótkiej chwili żartobliwie sugerując, że nie jest to coś, co chciałaby omawiać. Bo tak naprawdę co ją obchodzi jakaś koleżanka Noemi, której się coś wydaje? Jakby jej błogosławieństwa do czegokolwiek potrzebowała. Głupie to było i tyle.
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Sob 27 Lut 2021, 23:48
Z jednej strony był to jakiś komplement, jednakże Odysseas patrzył na to z przymrużeniem oka. Viviana była dość oszczędna w słowach i dlatego przywykł do tego, że nawet jeśli chwali go w jakiś sposób, albo nie krytykuje, to i tak jest to bardzo ograniczone. Taki był już jej urok. Niemniej wcale nie pocieszyła go informacja o tym, że w obozie znajdą się o wiele głupsi od niego. Bo skoro byli głupi, to mogli być też potencjalnym problemem, zwłaszcza jeśli będą używać na nim swoich mocy dla jakichś głupot. Nie żeby obawiał się bycia przedmiotem żartów, ale w takim miejscu nigdy nic nie wiadomo. Nowe grupy mają to do siebie, że nie lubią przyjmować w swoje zasieki kogoś świeżego, dlatego też musiał mieć się na baczności. Zaskoczył go śmiech Gavirii, na który zareagował uśmiechem. Rzadko kiedy udawało mu się ją rozbawić, a teraz nieświadomie właśnie to zrobił. Co prawda spodziewał się drugiego dnia i jakiegoś nieznanego sobie kontekstu, ale czy to było teraz istotne? Najważniejsze było, że wspólnie jako tako się bawili i nie męczyli swoim towarzystwem. Czy może raczej: Spyros nie męczył swoją osobą Viviany. Nie spodziewał się przełamania w kwestii kontaktu fizycznego, dlatego też na jej negację odnośnie propozycji tańca nie zareagował w żaden głupi sposób. Przyjął to do siebie i wrócił do popijania alkoholu, a gdy tylko trenerka poruszyła temat Carli, Odysseas od razu wyczuł, że coś jest tutaj nie tak. Skoro tak drążyła ten temat, to najwidoczniej może już został ofiarą jakiegoś żartu czy innej mistyfikacji? Podjadał sobie przez moment jakąś przekąskę, by w końcu znaleźć odpowiednią odpowiedź. - Dokładnie tak było - przyznał, bo choć początkowo nie chciał się jej do tego przyznawać, to uznał, że nie było sensu tego przeciągać i tak by pewnie sama to wywnioskowała. - Nie mów, że to córka Afrodyty... - przypomniał sobie jedną z rozmów, w których Viviana przestrzegała Odysseasa przed tymi dziećmi. Najwidoczniej uległ urokowi Carli i właśnie przez to puścił ją w kolejce. A niech to wiedźma jedna! Szturchnięty przez jakiegoś tam herosa, nachylił ucho, gdy ten przekazywał mu ważne informacje na temat Kolumbijki. Odysseas pokiwał kilka razy głową, by utrzymać wrażenie, że w ogóle bierze na poważnie słowa tego gościa, po czym podziękował mu za radę, odpowiadając: - To sprawia, że mam jeszcze większą chęć ją powkurzać - poruszył wymownie brwiami, po czym spojrzał rozbawiony na Vivianę, która wszystko słyszała i która nie powinna raczej jego tekstu traktować poważnie. Bardziej nabijał się z samego Johna, który już tam pantoflował swojej żonie. Położył łokieć na stole i oparł głowę o swoją rękę, spoglądając dalej z rozbawieniem na swoją trenerkę. - Nie martw się, Vivciu. Nie mam zamiaru od ciebie uciekać - puścił jej oczko, po czym chciał już zaczynać kolejny temat, ale nawinął im się jakiś dureń od Aresa, który udawał psa i próbował doprosić się o uwagę Viviany. Syn Chione zerknął nań zaskoczony. - Dziwne macie tu psy... - oczywiście był to żart, bo nikt tego nie powinien brać na poważnie, ale trochę go ta sytuacja rozbawiła. Aż nie mógł się doczekać, jak mu Viviana takiego kopa zasadzi, że zęby to będzie zbierać do następnego obozowego wesela.
Jin Kyoya
Re: Stoliki Nie 28 Lut 2021, 00:08
Wierzył na słowo, że sangria to dobry alkohol, dlatego nie miał zamiaru jej odmawiać. Co prawda najpierw musiał dojść do odpowiedniej formy, by móc normalnie pić, ale przy jego tempie rekonwalescencji nie powinno mu to zająć jakoś przesadnie dużo czasu. Był herosem, w dodatku poskładali go odpowiedni medycy, dlatego za kilka tygodni będzie już w swojej normalnej formie, a po wbiciu miecza w tułów już nie będzie śladu. No może poza jakąś tam blizną, która siłą rzeczy pojawia się przy okazji takich ran. Miał nadzieję jednak, że nie oszpeci go to jakoś mocno, a może nawet i zadziała na jego korzyść, dodając mu charakteru. Skinął głową, zgadzając się kolejny raz z Garrido. - Nie wiem od czego to zależy, pewnie masz rację - powodów nie znali, mogli coś tam tylko gdybać, ale wersja Hiszpanki wydawała się być na tyle trafna, że można było przy niej zostać. Uśmiechnął się lekko, gdy ta stwierdziła, że woli go żywego, bo choć oboje wiedzieli, że utrzymują rozmowę w zabawnej konwencji, tak miło było usłyszeć bezpośrednio od kogoś (a już zwłaszcza od kogoś, w kim jest się zadurzonym), że woli, by dalej tu z nią był. - Bo mi nie pozwalasz, grrr - udał naburmuszonego przez moment, po czym roześmiał się, ale nie tak, by nadwyrężać swój brzuch i ryzykować delikatne rozciąganie się szwów w momencie śmiechu. I już mieli iść na parkiet, ale podpity syn Aresa przerwał im rozmowę oraz zaczął rzucać w stronę Carli dość nieprzyjemne teksty. Kyoya momentalnie rozgniewał się na herosa, który nie okazywał Garrido szacunku, na jaki zasługiwała. Nikt nie będzie obrażać jego przyjaciółki. O komentarz w swoją stronę nie dbał. Dlatego też zanim jeszcze Carla wydała mu polecenie czaromową, by się odpieprzył i pognał w stronę Viviany, dołożył coś od siebie. - Mój ogień tak łatwo nie gaśnie. Zdążyłbym cię spalić bardzo szybko, troglodyto - nie bał się nic a nic, bo może i był ranny, ale dalej miał swoje moce, a jeśli potomek boga wojny ma trochę oleju w głowie, nie będzie ryzykować kontaktu z jego ogniem. Ostatnio taki jeden na misji też myślał, że da radę i jak to się skończyło? Kiedy Carla dokończyła sprawę i wysłała go do Gavirii, spodziewał się, że humor trochę się jej zepsuł. Ta jednak w ogóle nie dała po sobie poznać, że coś ją uraziło i natychmiast wróciła do swojej standardowej flirciarskiej gadki. Gdy nachyliła się nad jego uchem, Jin uśmiechnął się lekko, odczuwając tą samą ekscytację, którą czuje zawsze, gdy Carla go podrywa. Wypowiedziane w jego kierunku słowa szeptem oraz muśnięcie ustami płatka jego ucha tylko spotęgowały całą tą przyjemność. - Na, pod, w, obok, poza... gdzie tylko chcesz - przyznał bez problemu, bo nie było tajemnicą, że Jin uwielbiał dotykać Hiszpankę. Wstał z krzesła i poprowadzony przez blondynkę na parkiet rozpoczął taniec, pozwalając sobie najpierw na taktowny taniec, który był bardzo podobny do tych, jakie uprawiały pozostałe parkietowe pary, z czasem jednak pozwolił sobie na więcej. Głównie na dotykanie dłońmi ud, talii, czy nawet pośladków Carli. Później jednak obrócił ją tyłem do siebie, by przylgnęła do niego ciałem i zaczęła się o niego ocierać. I tak jak taniec początkowo był bardzo grzeczny, tak później totalnie stracił nad tym kontrolę i pozwalał sobie nie tylko na ocieranie się, ale również na dotykanie jej piersi przez materiał sukienki, a nawet na muskanie ustami skóry na jej szyi czy policzku.
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Nie 28 Lut 2021, 00:28
To prawda, ku zaskoczeniu najwidoczniej sporej grupy obozowej w tym samej siebie, całkiem nieźle się bawiła i o dziwo Odysseas nie próbował jej zachęcać do pomocy w samobójstwie. To było dziwne, ale ciekawe i nie zamierzała narzekać na to, że ktoś ją celowo nie wkurwia. Swoją drogą, gdy potrafił się Grek zachować jak człowiek okazywało się, że całkiem śmieszny z niego gość i (chyba) da się z nim pogadać. To jednak były prognozy, bo jak wiadomo jedna jaskółka wiosny nie czyni. Kiedy mężczyzna przyznał, że zwyczajnie poczuł silną chęć, by to zrobić, uśmiechnęła się lekko rozbawiona. Ależ ona miała nosa, że to nie tylko uroda Garrido na to miała wpływ. Mała spryciula wiedziała kogo może wykorzystać. Dobrze, że zazwyczaj akcje Hiszpanki ją bawiły, dlatego wszystko to traktowała z przymrużeniem oka. - No tak, jej uroda nic ci nie podpowiedziała? - spojrzała na niego ewidentnie rozbawiona, jednak postanowiła co nieco mu wyjaśnić. - Ten taki mus co czułeś, to efekt czaromowy. Działa przede wszystkim na słabe umysły i ludzi oczywiście, ale Garrido ma ją tak świetnie opanowaną, że tylko nieliczni mogliby się oprzeć podejrzewam. Także jak następnym razem poczujesz coś podobnego, to znaczy, że ktoś tobą manipuluje. I niekoniecznie musi te słowa mówić tak, byś ty je usłyszał, więc to taka zdradziecka moc - no niech będzie dobrą trenerką i przy okazji takich sytuacji zdradza mu co nieco, zwłaszcza, że dzisiaj dobrze się spisuje w niewkurwianiu jej. Kolumbijka o mało nie parsknęła na słowa Johna odnośnie niej samej. Przybrała niewinny wyraz twarzy (na tyle na ile umiała) i zrobiła do tego zbolałą minę. - No wiesz John? Czy ja cokolwiek tobie zrobiłam? - spytała miło, by zaraz cicho się zaśmiać i zapomnieć o sytuacji. Czy jemu coś zrobiła? I tak i nie, zależy czy liczyć wielokrotny, sromotny wpierdol na treningach czy różnych zawodach. Słowa jej "towarzysza" nie zrobiły na niej wrażenia niezależnie czy przypadkiem nie mówił prawdy. Znał ją złą, jego wybór. - Kurde John nie spisałeś się, miałeś go przegonić - zażartowała patrząc na obu mężczyzn i zdziwioną kobietę. Zaraz jednak usłyszała dziwne skomlenie koło siebie, więc obejrzała się, by dostrzec syna Aresa. Jej spojrzenie od razu powędrowało do Garrido, na której przeprosiny wywróciła oczami. - Mówiłam, czaromowa - mruknęła, po czym wstała na moment i z odrazą patrzyła na herosa. Nie wątpiła w to, że sobie zasłużył. - Spieprzaj kundlu - rzuciła sucho, by zaserwować mu najpierw wbicie szpilki w ramię, przygniatając go do ziemi. - Obyś tu nie wrócił - rzuciła jeszcze, by odepchnąć go nogą od siebie i wrócić na miejsce. Polała im alkoholu i od razu wypiła nieco.
Carla Garrido
Re: Stoliki Nie 28 Lut 2021, 15:35
Zaśmiała się cicho nie spodziewając się udawanego naburmuszenia typowego dla obrażonego nastolatka. Naprawdę Jin tak początkowo wydawał jej się być... sztywny? Zdystansowany, to teraz właściwie z dnia na dzień zaskakiwał ją czymś znowu, kiedy tylko otworzył się na nią na tyle, by pokazać jej coś więcej niż pozory albo to, co jest zarezerwowane dla "obcych". Domyślała się, że wynika to między innymi z jego korzeni i kultury jego kraju, ale nie przeszkadzało jej to w żaden sposób. Zwłaszcza, że dopuścił ją do siebie i tak świetnie się przy nim bawiła. Kyoya ją wyprzedził i nim sama cokolwiek powiedziała, uśmiechnęła się kącikiem ust na reakcję Japończyka. A ta była bardzo miła dla niej samej, bo chyba pierwszy raz ktoś stanął w jej obronie tak po prostu z czystej przyzwoitości, nie licząc na to, że się odwdzięczy w iście seksualny sposób. No i jak tu nie lubić Jina? Może nie były to zbyt przyjemne słowa, ale takie do których dzieci Afrodyty z pewnością przywykły. Już dawno przestało ją to boleć, że mają ją za obozową dziwkę, choć tych - dzieci innych bogów najczęściej, o ironio - nie brakowało w tym miejscu. Zwykle ignorowała takie teksty bądź mściła się w ten czy inny sposób. Teraz musiała zareagować, bo nie będą obrażać Jina, jednego porządnego faceta, którego ona poznała w tym miejscu. Nie żeby takich w ogóle tu nie było, ale nie znała ich tak dobrze jak Jina. A tych co poznała, nie mieli nawet startu do Japończyka. Mężczyzna ją zaskoczył, bo choć doskonale wiedziała, że mu się podoba, to nie spodziewała się takiej otwartości w tym. Nie żeby miała coś przeciwko, cieszyło ją to, że jest coraz bardziej śmiały przy niej. - To zacznijmy od parkietu - mruknęła zadowolona i poprowadziła go na parkiet tam, gdzie było nieco więcej miejsca. Musiała przyznać, że muzyka była dobrana odpowiednio zarówno przeplatając różne style, jak i samo tempo melodii, co pozwalało na różnorodność w tańcu. Hiszpanka wiedziała by nie oczekiwać czegoś więcej poza bujaniem się, ze względu na urazy mężczyzny jak i to, że nie wyglądał na takiego, który sobie pofolguje w miejscu publicznym. I znowu ją zaskoczył! Gdy jego dłonie zaczęły nieco wędrować po jej ciele z małym uśmiechem pozwalała mu na to wciąż zaskoczona, że robi on to przy ludziach. Może nie znała go tak dobrze, jak jej się wydawało? Może to tylko jakaś gra, by koniec końców ją jedynie przelecieć? Spojrzała na jego szczerą twarz nie wierząc w to, że mógł to być jakiś podstęp. Gdy znalazła się tyłem, ocierała się o niego delikatnie wiedząc, że ich oboje to bardzo nakręca. Dotyk piersi zdecydowanie ją zaskoczył, ale byli w takim tłumie ludzi skupionych na sobie, że nawet gdyby jej to przeszkadzało, to nikt raczej by tego nie zarejestrował. Po dłuższej chwili tych pieszczot obróciła się ponownie przodem do niego. Przycisnęła swoje ciało do jego, jedną rękę zarzucając mu na ramię, a drugą subtelnie i chowając między ich ciałami zsunęła w dół na jego krocze, które lekko ścisnęła. - Musisz szybko wrócić do formy - mruknęła zabierając po chwili dłoń i muskając wargami te jego. - Tej nocy nie spędzimy razem, nie możemy - uśmiechnęła się słodko wiedząc, że jeśli znaleźliby się w jednym łóżku, to skończyłoby się to na seksie. A chciała by był w pełni sprawny, gdy w końcu do tego dojdzie.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Nie 28 Lut 2021, 15:37
Corvus już tak po prostu miał. I tak wypracował z Sylvią coś po środku, bo wcześniej niemal każdy akt okazywania sobie miłości poza własnymi czterema ścianami był dla niego krępujący. Jako dziecko nie wyrobił sobie takiej pewności, a przez to, że jako nastolatek w obozie skupiał się bardziej na emowaniu i użalaniu nad sobą, pominął okres randek, pierwszych miłostek i nastoletnich dram, dlatego też w kwestiach uczuciowych był nieco upośledzony. Dopiero Noemi wykrzesała z niego nieco więcej, ale i tak było to dość małe, przynajmniej z perspektywy tego, co teraz miał z Garcią. Wcześniej przecież było nie do pomyślenia, że tak ochoczo całowałby się z ukochaną przy wszystkich, czy że piłby alkohol w taki sposób. A jednak to się zdarzyło i choć zawstydził się po fakcie, to jednak do momentu, gdy córka Hefajstosa nie zwróciła mu uwagi na pominięcie istotnego elementu, nawet nie był tego świadom. Uśmiechnął się głupio, gdy Sylvia potwierdziła, że podobał jej się ten pocałunek. Same słowa jednak nie zadziałały na niego tak jak dotyk, który uwielbiał. Był typowym pieszczochem i gdy tylko Garcia dotykała go swoją delikatną dłonią, Juarez szybko się opanowywał, a przy okazji odzyskiwał animusz. Tak więc dzięki temu później mogli już rozmawiać swobodnie bez zarumienionych policzków generała, który coraz lepiej radził sobie z różnymi emocjami. Pokusił się nawet o żart ze swojej reakcji, na który Meksykanka zareagowała pewnym rozbawieniem i przygryzieniem wargi. Wrócili zatem do picia tequili w prawidłowy sposób i Corvus już z uciechą czekał na mizianie się podczas gryzienia limonki, mając jej kawałek w ustach. Mógł się spodziewać, że Garcia szybko załatwi sprawę i zabrała mu ją może sekundę po tym, jak ją ugryzła, by nic nie przeszkadzało jej w dotarciu do ust partnera. Generał ochoczo odwzajemnił długi namiętny pocałunek, nie zdając sobie sprawy z tego, ile on trwał i że tak wielką ochotę miał na niego. Z każdym kolejnym muśnięciem jej warg tylko się nakręcał i pragnął więcej i więcej, ale ostatecznie odsunąć się od siebie musieli, choćby po to, by złapać trochę oddechu. Palcem przejechał po policzku udając zamyślenie. - A jeśli powiem, że nie zapamiętałem dobrze wszystkiego, to powtórzysz ją? - spytał, siląc się nawet na uroczy ton, który ewidentnie wskazywał na to, iż wyłapał wszystko doskonale. I w tej chwili ktoś musiał im przerwać, na co oboje zareagowali trochę "WTF", a trochę "nuda". Mimo wszystko jednak Juarez obawiał się, że wspomnienie w towarzystwie Sylvii o Noemi będzie gwoździem do trumny ich dobrego humoru na tej imprezie. Córka Hefajstosa jednak mu zaimponowała, gdy puściła to wszystko mimo uszu i nie wyżywała się na nim za głupi komentarz jakiejś randomowej heroski z tłumu. Uśmiechnął się szeroko i od razu postanowił pociągnąć to jeszcze dalej, by przekonać Sylvię, że nie tylko ona miała w dupie tą dziwną akcję sprzed chwili. - Mówiłem, że nie zapamiętałem dobrze wszystkiego, więc czy mogłabyś powtórzyć prezentację? - tym razem był jeszcze bardziej uroczy niż wcześniej. - Najlepiej w jakimś zacisznym miejscu, na przykład naszym mieszkaniu. I czy w ramach tego szkolenia jest przewidziane coś bardziej na... bez... ubraniowo? - tutaj trochę się zawahał, bo nie był mistrzem podrywu ani też sugerowania seksu, ale skoro już był nakręcony na Sylvię i wydawało się, że ona nie ma nic przeciwko uprawianiu dziś miłości, to może warto było się stąd ulotnić. Juarez złapał za dłoń ukochaną i wstał, kierując ich kroki w stronę wyjścia z namiotu. Pobyli na weselu, pojedli, popili, nie rozkręcili żadnej zadymy, można było się zwijać i posymulować trochę kaca, dzięki czemu spędzą dzisiejszą noc i jutrzejszy dzień wyłącznie w swoim towarzystwie. - Wracajmy do domu, udzielił mi się ten miłosny nastrój - poruszył wymownie brwiami, będąc jednocześnie nieco rozbawionym, ale również i siląc się na romantyzm. Garcia i Juarez udali się zatem do mieszkania, a tam spędzili już resztę nocy na innych przyjemnościach.