Wzruszyła tylko ramionami, bo nie zamierzała się spierać o umiejętności swojej martwej przyjaciółki, której on nawet nie znał. Mógł jej próbować wmówić, że Rossa wcale taka dobra nie była, ale chuja tam wiedział. Nie miał pojęcia o kim mowa, a ona wiedziała aż za dobrze. Zdolna, silna kobieta zginęła przez nią. - Oczywiście, że tak - odpowiedziała od razu bez żadnego zawahania. Znała umiejętności przyjaciółki, nie raz i nie dwa się sparingowały. Za rzadko Hailey z nią wygrywała, by uważać, że choć trochę jej dorównuje. W dupie miała jego frustracje tak naprawdę. Ona nie była tu po to, by ułatwiać mu życie albo plotkować z nim. Była tu dla Henry'ego, tak samo zresztą jak on. Czy robił to z dobroci serca? Wątpiła, ale nie będzie wchodzić w szczegóły, to była ich sprawa. - Ja nie twierdzę, że jestem złym człowiekiem, bo nie jestem. Jestem tą dobrą. To, że byłyśmy sobie bliskie jednak nie oznacza, że zaakceptuje jej decyzje albo nie będę się winić za to. Bo to mój błąd postawił ją w sytuacji, w której postanowiła mnie ratować niezależnie od wyniku tego dla siebie - Green nie wierzyła, że przyjaciółka wiedziała, jak to się skończy. Za bardzo kochała życie i narzeczonego, by się tak poświęcić. Blondynka jednak nie mogła jej się odwdzięczyć tym samym, co jak widać było dla niej strasznym ciosem. Wywróciła oczami słysząc tego promyczka. Nie lubiła, gdy ktoś ironicznie zwracał się pieszczotliwie. To całkowicie przeczyło tym zwrotom, nie po to one były, by stawały się obelgami. - To, że muszę używać przemocy nie oznacza, że jestem z tego powodu szczęśliwa. Wręcz przeciwnie, ale robię co muszę, a nie to, co by mnie uszczęśliwiało - pokręciła lekko głową, bo nie sądziła, by mężczyzna zrozumiał to, co próbuje mu powiedzieć. Nie była idiotką, znała swoją rolę i wiedziała co musi robić. Nie oznaczało to jednak, że nie robiła tego wbrew sobie. Uniosła lekko brwi, gdy jakże nietrafnie kazał jej przestać zgrywać dziewicę. Co takiego wspomnienie o Rossie mu pokazuje? Że właśnie ta przemoc nie leżała na tyle w jej naturze, że ktoś jej bliski stracił życie? To tak, ale wychodziłoby na to, że się sporo przejęzyczył. Pierwszy raz od dawna spojrzała mu w oczy i nie było to miłe spojrzenie, a raczej ostrzegawcze. - Nie wiem - ucięła temat nie mając ochoty dyskutować o chłopaku, na którego wciąż ciężko jej się patrzyło. Wiedziała co u niego doskonale, miał nową narzeczoną, czego nie potrafiła mu w jakimś stopniu wybaczyć. Minęły ledwo cztery lata, a on zdążył przejść żałobę, poznać kogoś i zakochać się na tyle, by zamienić tą, z którą chciał iść do ołtarza? Za bardzo jednak czuła się winna jego cierpienia po bitwie, by mu to wytknąć.
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Sro 20 Wrz 2023, 15:23
Revan nie należał do wybitnych psychologów, nawet do żadnych nie należał, ale wcale tutaj nie potrzeba było żadnej konsultacji, by zrozumieć, że Hailey ma poważny problem z tym, co się zadziało podczas bitwy. Większości wyrzuty sumienia by przeszły po takim czasie, ewentualnie nie mogliby się z tym pogodzić i strzeliliby samobója czy coś, tymczasem Green dalej tutaj stała. Z drugiej strony, może próbowała się zabić i jej nie wyszło? Prychnął udawanym śmiechem na jej odpowiedź odnośnie bycia „tą dobrą”. - Jesteś tą dobrą, zaakceptujesz, twój błąd… zaskakująco dużo ciebie w tym smęceniu o śmierci przyjaciółki – wytknął jej, choć bardziej w ramach złośliwości, aniżeli faktycznie jakiegoś wywodu filozoficznego. Niemniej jednak było to w pewien sposób zastanawiające, że mówiła o tym właśnie w taki sposób. - Rossa dokonała wyboru i fakty są takie, że ty żyjesz. Chcesz czy nie, musisz to zaakceptować – wzruszył ramionami na koniec. Tym razem to on wywrócił oczami, gdy blondynka wzbraniała się od przemocy, której przecież tak często trzeba było tu używać. Gdyby faktycznie była taką pacyfistką, za jaką się miała, już dawno opuściłaby ten kurwidołek, który – jak widać – przynosi herosom więcej trosk niż szczęścia. - Dobra wymówka dla każdego stosującego przemoc – wytknął jej raz jeszcze błąd w myśleniu, choć tutaj po prostu spotkały się dwie, zupełnie przeciwne filozofie obozowego funkcjonowania. Le Tallec stał przy tym, że przemoc jest częścią jestestwa herosów, tymczasem Hailey uważała, że przemoc jest wyłącznie wymuszona przymusem ich środowiska: albo ją stosujesz, albo nie żyjesz. - A co cię uszczęśliwia? – poszedł w zupełnie innym kierunku, ale skoro już wywołała akurat te określenie do tablicy, to można było o tym chwilę porozmawiać. Tym bardziej, że prowokacje nie przyniosły oczekiwanego skutku i nie poznawał samej Hailey, a raczej jej frustracje wywołane głównie tą rozmową, a nie nawet samymi wspomnieniami. Znów prychnął śmiechem. - Tak ci go szkoda, bo stracił swoją ukochaną Rossę i nie wiesz co u niego? – zapytał. - Widzę dwie opcje: albo masz ich tak naprawdę gdzieś i zawsze chodziło tu o ciebie, albo kłamiesz. Żadna z tych opcji nie wygląda zbyt dobrze i jak widzisz, nie ukryjesz tego nawet za ładną buźką, promyczku – znów ją sprowokował tym określeniem, chcąc znów wybadać, czy zareaguje na nie tak samo jak wcześniej. - Chcesz poznać swój obraz w moich oczach po tych kilku minutach rozmowy? – spytał niby poważnie, a jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że szanse na to są niewielkie, bo sama Hailey wiedziała, iż wszystko i tak Revan dostosuje do swojego widzenia świata, robiąc z niej przy tym inną osobę niż w rzeczywistości. - Hailey… jestem chujem, ale nawet ja widzę, że problem masz nie w mięśniach, tylko w głowie. Tobie nie jest potrzebny trener tylko psycholog – rzekł poważnie, tym razem bez żadnych uszczypliwości. - No chyba, że jesteś typem osoby, dla której najlepsza terapia to obita morda. Są i tacy – wzruszył ramionami na koniec, a następnie schował jedną rękę do kieszeni.
Hailey Green
Re: Polana w lesie Sro 20 Wrz 2023, 20:49
- Nie zaakceptuję - weszła mu w słowo, bo sądziła, że ten wywód do czegoś prowadzi. On jednak zwyczajnie próbował ją wkurwić z jakiegoś powodu, dlatego gdy dokończył zdanie, rzuciła mu spojrzenie spod byka. Nie zamierzała go straszyć, bo nie miała czym, ale zwyczajnie pokazać, że ją irytuje delikatnie mówiąc. Nic nie powiedziała na jego dalsze słowa właściwie to gryząc się w język. Musiała zaakceptować? A co, zmusi ją do tego? Nie miała zamiaru tego akceptować i tyle, mógł sobie gadać co chciał. Żyła w tym kurwidołku, bo poza nim koniec końców mierzyłaby się z dużo większą przemocą, bo do obrony siebie i swojego domu miałaby tylko siebie, a nie kilkaset osób. W obozie jej poziom przemocy był niższy, niż byłby na wolności. Takie są przykre dla niej fakty, bo gdyby nie to, nie byłoby jej w tym miejscu. Zwłaszcza po bitwie. - To skoro tak ją ty lubisz, to rozumiem, że żona jest twoim workiem treningowym? - spytała tak, jakby poważnie taką opcję zakładała. Chciał ją wkurwiać? Ona też mogła jego, choć to zapowiadało się na jeszcze trudniejsze treningi w takiej sytuacji. - Ciężko stwierdzić, nie miałam okazji tego sprawdzić. Podejrzewam jednak, że mały domek na odludziu przy oceanie by mnie uszczęśliwił. Jazda konna mnie uszczęśliwia, natura daje mi ukojenie oraz książki - no niestety nie trafił na imprezowiczkę, a raczej nudną laskę, więc już widziała oczami wyobraźni jego reakcję na te słowa. Znów wywróciła oczami na tego promyczka, choć już była znacznie bardziej poirytowana, żeby nie powiedzieć wkurwiona. Jeżeli Revan miał oczy i mózg, to z pewnością to widział, a czym najwyraźniej się nie przejmował. - Może ty lubisz patrzeć w oczy tym, których bliskich skrzywdziłeś. Ja nie - rzuciła jeszcze w odpowiedzi resztkami spokoju, jakie w sobie miała. - Nie - rzuciła krótką odpowiedź domyślając się, że w dupie będzie miał odpowiedź i tak powie to, co chce powiedzieć. Ten typ tak ma, podejrzewała. - Dziękuję za diagnozę doktorze, rozumiem, że możemy się rozejść? - tym razem to ona ironizowała, bo już miała tego dosyć. Po tych słowach odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w głąb lasu.
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Czw 21 Wrz 2023, 15:42
Spotkały się dwie zupełnie przeciwne filozofie życiowe, zatem zgrzyty między nimi były do przewidzenia, były kwestią czasu. Revan jednak nie spodziewał się, że już w trakcie pierwszego treningu tak się zrazi do Hailey. Nie chodziło o to, że miała złe podejście do treningu, a złe podejście do samej siebie i życia w obozie. Tacy herosi byli niezbyt dobrymi materiałami na wojowników, a przy tym okazywali się być egoistami. Nie żeby Le Tallec nim nie był, bo to było oczywiste, ale on chociaż do tego się przyznawał i nie udawał, że jest inaczej. Prychnął lekceważąco na jej pyskówkę. - Nie muszę wyżywać się na żonie, jest wiele innych kandydatów – odparł spokojnie, bo tego akurat nie można mu było zarzucić. Wielokrotnie skrzywdził Rosalinę i nadal to robił chociażby zdradzając ją, czy nakłaniając ją do pewnych rzeczy za pomocą zdolności dzieci Pasithei, ale nigdy nie uderzył jej z wyjątkiem treningów, podczas których i tak bardzo się ograniczał. Był to zatem nietrafiony komentarz ze strony Green i tak też go traktował. - I dlaczego tego nie robisz? – spytał nawet z pewnej ciekawości, bo jej marzenia nie były czymś niezwykłym i gdyby się spięła, to spokojnie mogłaby mieć własną stajnię przy domku nad oceanem, co dopiero sam domek. Zaśmiał się ironicznie, gdy Hailey stwierdziła, że nie lubi patrzeć w oczy bliskim skrzywdzonych przez siebie osób. - To widać. Sobie nie potrafisz spojrzeć, co dopiero innym – dalej ją prowokował, chcąc wywołać w niej coś więcej niż tylko poczucie żalu i smutku. Mogła to być agresja, złość czy nawet wstyd, byleby tylko coś innego niż te wieczne biczowanie się, którym blondynka epatowała niemal od początku ich spotkania. - Henry widzi w tobie coś więcej, zapewne to co Rossa – rzucił, gdy ta odwróciła się od niego. - Ale przyznam szczerze, że jak na taki promyczek jesteś dość mroczna. Nie wiem, jak się uchowałaś tutaj, ale to niespotykane – dodał. - Jeśli chcesz trenować ze mną, staw się jutro na sali treningowej o 21:00. Jeśli nie przyjdziesz, uznam, że masz to w dupie, tak jak cały świat i otoczenie – uśmiechnął się na koniec nieszczerze, po czym wyciągnął kolejnego papierosa i go odpalił. - No i zleciało nam 40 minut – rzekł spoglądając na zegarek w telefonie, a następnie na oddalającą się Hailey, która nomen omen miała nawet fajny tyłek. - Poważnie się zastanów nad tym kim jesteś i czego chcesz, bo skończysz jako pokarm dla karagorów. Byłaby szkoda, bo nawet niebrzydka jesteś – rzucił na koniec, chcąc ją jeszcze na koniec nieco podjudzić, a jednocześnie zakończyć rozmowę. On udał się w przeciwnym kierunku do obozu, w końcu miał dzisiaj ustawione jeszcze spotkanie z Rachel, która rejczel da mu dupy i pozwoli się zrelaksować. A w razie jakby się to nie powiodło, to zawsze można użyć perswazji na Rosalinie i kazać jej uklęknąć czy coś.