Polana w lesie - Page 2 DpyVgeN
Polana w lesie - Page 2 FhMiHSP


 

Polana w lesie

Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Sob 22 Sty 2022, 15:12

Nie wiedział, co mu do głowy strzeliło, kiedy zgodził się na trening młodej heroski, którą była Cheryl Mikaelson. Na pewno a) musiał być pijany lub b) był w takim szoku, że jakiś dzieciak poprosił go o trening, że przytaknął, chociaż nie mógł wykluczyć obu tych punktów. Jeśli chodzi o ćwiczenia, to nie miał brania, to nie tak, że był beznadziejny czy chujowy, ale wiecznie pod wpływem wysokoprocentowych napojów, dlatego młodzi herosi niechętnie powierzali mu swoją edukację, a raczej omijali go z daleka. No i nie wyglądał na napakowanego wielkoluda. Sylwetka też o czymś świadczyła, a jego zazwyczaj mówiła "bawiłem się dobrze dwa tygodnie, przez to mogłem zapomnieć o rzeczywistości...", dlatego, kiedy tylko dochodził do siebie, obowiązkiem było udać się do fryzjera, kosmetyczki czy stylisty, chociaż tym ostatnim był dla siebie sam.
Nie chciało mu się wychodzić na ten mróz. Ciągle padało i pewnie jakiś doświadczony mistrz Joda powiedziałby, że taka pogoda hartuje ducha, to Ambrose nie wyznawał takiej zasady. Na pewno napiłby się, ale jednak postanowił zachować trzeźwość, nawet jeśli lekko walił wódą, to te włosy... Mógł dać dziecinie jakieś mordercze ćwiczenia i obserwować jak cierpi z wysiłku, siedząc na dupie na jednej z krytych aren, ale powiedział sobie, że nie zawiedzie pierwszej osoby, która tak otwarcie chciała się czegoś od niego nauczyć. Łezka w oku, aż mu się kręciła ze wzruszenia.
- Nie ma to, jak trening w terenie. - Szepnął do siebie, rozcierając zimne dłonie, z zamiarem wyciągnięcia za płaszcza piersiówki. - Tylko mały łyczek na rozgrzanie. - Upił dwa i szybko zakręcił, chowając za pazuchę, myśląc o tym, że ten jeden ubogi łyczek nie zdziała raczej cudów. Zaczął się rozglądać za Mikaelsonówną, ale nigdzie jej nie było. Super spóźnia się na swój trening przeszło mu przez myśl, ale tak naprawdę nawet nie miał zegarka, żeby sprawdzić, tak tylko biadolił. Obok drzewa postawił kusze i bełty, które czekały już na dziewczynę, a także w lesie ukrył kilka celów, dlatego potrzebował trzeźwego umysłu. Musiał ogarniać iluzje na dość wysokim poziomie.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Sob 22 Sty 2022, 16:09

Dźwięk przychodzącego sms'a od taty spowodował, że postanowiła zostawić smartfon na szafce, ale była bliska utopienia go w kiblu, jednak wiedziała, że wtedy żałowałaby swojej decyzji. Pan Mikaelson był nadopiekuńczym człowiekiem, w końcu bycie jedyną córeczką tatusia; miało swoje plusy, jak i minusy. Wypuściła gwałtownie powietrze z ust zdenerwowana, a właśnie miała wychodzić na trening, nie chciała się spóźnić. Przecież sama poprosiła Carlisle'a o ćwiczenia, musiała przyznać, że nie za bardzo sprecyzowała swoją wypowiedź, ale on odpowiedział optymistycznie twierdząco i całkowicie nie musiała nic więcej dodawać.
Wychodząc, ubrała się ciepło, ale na tyle luźno, aby nie krępować swoich ruchów. Nie chciała wyziębić organizmu, a tolerancji na warunki pogodowej jako takiej jeszcze nie nabyła. Nadal zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, prosząc o treningi mężczyznę, którego większość młodych herosów omijała. Niby było wiadomo dlaczego, ale z drugiej strony nie znała Ambrose'a na tyle, aby go oceniać, chociaż cały obóz na pewno wyrobił sobie zdanie na jego temat już dawno. Ojciec z pewnością nie chciałaby, aby jego córeczkę trenował człowiek nadużywający alkoholu. Cheryl nie za bardzo tolerowała ludzi pod wpływem, kiedy to wracała myślami do swojej macochy... Na szczęście taty tu nie było i jedynie co mógł robić to nękać ją za pomocą telefonów i komunikatorów internetowych. Bardzo ją to bolało, że nie wierzył w nią, bo przecież przeszła trening, wybudziła swój boski potencjał, a ojciec nadal traktował ją jak małą dziewczynkę.
Biegła przez las, wcześniej poinformowana przez trenera, że czeka na nią gdzieś na polanie w lesie. Obóz nie wiadomo jaki ogromny nie był, ale miała nadzieje, że trafi w dobre miejsce, przy okazji się przebiegnie. Zatrzymała się na skraju polany, wypatrując mężczyzny i gdy tylko go dojrzała pobiegła w jego stronę.
- Jestem. To, co robimy? - Przywitała się trochę niestandardowo, bo przecież mości panie nie zamierzała go tytułować czy innym bardziej wyrafinowanym tytułem. Jej wzrok powędrował do kuszy z bełtami, która stała oparta o drzewo. - Nie no... Będziemy strzelać. - Nie była z tego zadowolona. Nie za bardzo lubiła kuszę, szczerze mówiąc Cheryl jedyną broń, jaką tolerowała to własne ciało. Bójki na pięści to było coś, ale kiedy tak patrzyła na mężczyznę stojącego przed nią, zastanawiała się, czy przypadkiem nie zrobiłaby mu krzywdy. Słyszała, że Pan Carlisle nie jest człowiekiem, który uwielbia spędzać swój ceny czas na treningach. Chyba raz go tylko widziała, kiedy to strzelał pijany w lesie do butelek i musiała przyznać, że miał cela jak na człowieka nietrzeźwego to odwyku nie wymagał.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Sob 22 Sty 2022, 20:25

No w końcu się zjawiła! Myślał, że jeszcze pięć minut dłużej i mu mózg zamarznie, na szczęście wóda pod płaszczem miała ciepło i się nieźle trzymała, chociaż jak wiadomo ciepły alkohol to chujowy alkohol, a zamarznięty alkohol to jeszcze gorzej chujowy, bo nie wypije, ale zostawmy już ten alkohol.
Przyjrzał się dziewczynie, mrużąc oczy. Była od niego sporo niska, blond włosa... Starał się przypomnieć, czy to ta, którą miał trenować. Nie zawsze pamiętał wszystkich, którym składał jakieś obietnice. No, ale podbiegła do niego i się odezwała, a już miał zapytać, czy to ona jest Cheryl Mikecośtam. Na szczęście 1:0 dla niego, kompromitacja zero.
- Nie będziemy strzelać, ty będziesz. - Dodał sprostowanie do jej odpowiedzi, palców nie zamierzał sobie odmrozić, wiadomo, mógł wziąć rękawice, ale to nie on miał tu trenować. - I co to za jakieś "nie no"? - Lekko ją przedrzeźniał niczym aktor jakiegoś dramatycznego spektaklu. To on zgodził się na trening, a ta jeszcze miała jakieś "nie no" miał się ochotę napić, jednak tylko poprawił swoje lekko mokre włosy, które śmierdziały wódą i zamarzały.
- Bierz kusze. - Kiwnął głową na sprzęt oparty o drzewo, a gdy ta pochwyciła broń, przeszedł do najważniejszej części - instrukcji.
- A więc tak... W lesie ukryłem dwie puste butelki wódki i jedną pełną. Tych trzech butelek będą strzec moje iluzje z krwi i kości. - Przerwał na moment swój wywód, aby utworzyć przystojne iluzje samego siebie. Mentalnie wydał im rozkazy i pokierował w odpowiednie strony. Trzy ambrosy zaczęły powoli się oddalać. - Znajdź butelki, nie są daleko. Pierwsze dwie puste butelki masz trafić, tak aby nie trafić moich kopi, które będą ci utrudniać trafienie do celu. Pełna butelka będzie czekać na końcu, gdzie będziesz musiała zabić kopie, ale przy tym nie uszkadzając butelki. Wszystko jasne? - Spojrzał na nią, mając nadzieje, że dziecko nie ma pytań. - A masz tylko cztery bełty, więc nie postrzelasz sobie na prawo i lewo Miki. - Jak ona miała Mikelson? Myszka Miki? Nie to było imię z czereśniówką...
- No i nie oszukuj, bo ja wszystko widzę. Jestem jak Odyn czy tam Zeus patrzący z tronu. - Uśmiechnął się do niej. - No, na co czekasz? Szybko biegnij za nimi. - Pognali dziewczynę, sam zaś zamieniając się w niewielkiego ptaszka, wzbił się w powietrze i za nią pofrunął, aby oglądać jej poczynania. Nie zamierzał przecież biegać w ludzkiej postaci po lesie, zresztą mógłby wtedy oberwać, w końcu kazał jej strzelać do swoich iluzji.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Sob 22 Sty 2022, 22:57

Podstawy strzelania z kuszy znała, nawet jeśli nie gustowała w tej broni. Cheryl zdawała sobie sprawę, że należy rozwijać swoje zdolności, zwłaszcza te, które kulały, jednak nie była zadowolona z biegania po lesie i strzelania w jakby nie patrzeć swojego mentora. Nic nie powiedziała, kiedy zwrócił uwagę na jej odpowiedź niezadowolenia. Właściwie nie wiedziała, czego może spodziewać się na treningu z Carlislem, ale powoli właśnie mężczyzna jej to rozjaśniał.
Posłusznie chwyciła za kuszę i bełty, aby następnie omal nie prychnąć, kiedy zaczął mówić o ukryciu butelek z wódką. Czyli to pijaństwo to żadne plotki, a obsesja. Zastanawiała się, czy Ambrose planował ten trening i czy po prostu nie chciał sobie w jakiś sposób z niej zakpić. Przecież nie była świeżyną. Już dawno wybudziła swój potencjał, miała pełne prawa jak każdy heros. Bycie szesnastolatką w żaden sposób jej nie degradowało, ale wiadomo jak to było w obozie. Mogłeś być naprawdę niesamowitym dzieciakiem, a każdy i tak widział w tobie szczyla.
Nie kpił, nie żartował, tym samym tłumacząc jej na poważnie, co ma robić.
- Poważnie? - Zapytała w międzyczasie, zerkając na amunicje do kuszy. Faktycznie miała tylko cztery strzały. Zaczynało się wymagającą, widać, że się nie pierdolił. Chociaż trzy iluzje, a ona miała cztery bełty, to znaczy, że dawał jej fory, albo szanse. Była gotowa, chciała mu coś udowodnić, ale widać było, że pewnie miał w dupie to jak sobie poradzi. - Cheryl. - Poprawiła go, gdy ten zaczął wymyślać jej imiona.
Jego iluzje ruszyły, więc ona pobiegła za nimi i niby jak tu miała kantować? Jej moce nawet nie pozwalały na to, na pewno nie na takim poziomie, na jakim je miała. Zresztą matka poskąpiła jej zdolności dystansowych, więc całą swoją siłę Cheryl opierała na bezpośrednim starciu. Teraz jednak musiała polegać na kuszy.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Nie 23 Sty 2022, 11:44

Obserwował, jak biegnie między drzewami, co jakiś czas siadając na gałązce i pogwizdując, w końcu był małym ptasiem. Przyglądał się swoim kopią, na co w głowie mu się nie mieściło, że jego włosy tak chujowo wyglądają z góry. Pierwszą kopie Cheryl mogła zauważyć od razu, jego iluzja pilnowała butelki, która stała na pieńku ściętego drzewa, zasłaniając ją swoim ciałem. Ambrosowy koleś rozglądał się, wypatrując dziewczyny. Mika musiała teraz wykombinować jak ustrzelić pustą butelkę, tak aby nie skasować iluzji, a trafić szkło. Zawsze mogła podejść ostrożnie od którejś ze stron i na tyle blisko, aby mieć pewność, że uda jej się trafić do celu. Niestety teren z pewnością był utrudnieniem, w końcu była zima. Las wyłysiał i jeszcze ten chrupiący śnieg pod nogami, no ale to tylko iluzja, a nie heros. Zresztą na pierwszy strzał zamierzał dać jej fory, nawet jeśli o tym nie wiedziała.
Kiedy tylko obczaiła, co się dzieje i postanowiła wykonać jakiś ruch, mogła zauważyć, że do kopii "a", podchodzi kopia "b" z kolejną pustą butelką, a następnie kładzie ją obok tej drugiej. Czyli reasumując, miała dwie iluzje, których nie mogła zastrzelić, dwie butelki stojące na pieńku pilnowane przez Carlisleowych ochroniarzy. Mogło się wydawać, że zrobił to specjalnie. Na samym początku dał jej dwie iluzje na tacy. W końcu to on kontrolował te twory, czy nie było to jakieś podejrzane? Na pewno, ale co zamierzała więc z tym zrobić blond włosa Roszpunka? Siedział na gałązce i ubawiony zaświergotał.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Nie 23 Sty 2022, 12:36

Miała tylko cztery bełty. Śnieg pod nogami. Iluzje strzegącą pustej butelki, a także dziwnie irytującego ptaszka gdzieś świergoczącego jej za głową. Spojrzała na chwile w górę, chcąc zlokalizować śpiewaka, aby po chwili ponownie skupić się na swoim zadaniu. Sądziła, że nic ją nie zaskoczy. Kombinowała, co mogłaby zrobić, aby użyć boskich moc, ale jej kontrola mgły była na słabym poziomie, nie dość wystarczającym, aby można było coś zdziałać, a przecież miała nie uszkodzić iluzji.
Postanowiła z początku obejść mentora, cicho i ostrożnie, gdy nagle kolejny bliźniak — nauczyciel zbliżył się do jej celu. Zatrzymała się w bezruchu, chowając za jednym z drzew. Kurwa, o co tu chodzi? Wyjrzała ostrożnie z kuszą przy piersiach, oddychając spokojnie. Mogła spróbować zestrzelić dwa cele od razu. Dziwnie to było, że miała dwie butelki jak na tacy, chociaż nie za bardzo. Nadal zasłaniały je dwóch Carlisle'ów. Ukucnęła na moment, aby ręką wymacać kamień, coś, co pozwoli jej odwrócić uwagę tych dwóch i rzuciła w przeciwnym kierunku, mierząc w drzewo, aby wywołać rozpraszający dźwięk. Naładowaną kuszę wycelowała w stronę butelek i kiedy tylko dostała czysty strzał, nacisnęła za spust kuszy, w gotowości ładując kolejny pocisk.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Nie 23 Sty 2022, 21:08

Widział, że patrzy w jego stronę. Może nie potrzebnie tak śpiewał, ale miał dziwną na to ochotę. Ubaw po pachy z tym treningiem. Obserwował, jak skrada się po cichu, jak na chwile zastyga w bezruchu i czeka. Przyglądał jej się z zaciekawieniem, co córka Hekate zamierza zrobić. Cwaniara rzuciła kamień w przeciwną stronę, ale chyba nie spodziewała się tego, co właśnie miało nastąpić. To prawda jej manewr podziałał. Jedna iluzja ruszyła sprawdzić źródło dźwięku, ale druga chwyciła za jedną z butelek i pobiegła głębiej w las. Strzał z kuszy padł, trafiając prosto w cel. Butelka się rozbiła, a iluzja chroniąca zniknęła. Pozostało teraz gonić za drugą kopią Ambrosea, niestety trzymała ona pustą butelkę, co wskazywała na to, że będzie trudniej. Ruch w celu, a jeśli przypadkiem trafi w klona to game over. Zostało jej trzy strzały i dwa cele. Jeden biegł właśnie przez las z pustą butelką i się potknął. Przebiegając obok drzewa, ktoś wystawił nogę i iluzja upadła. Musiał przyspieszyć akcje, ponieważ utrzymywanie swoich kopii i zmiennokształtność dawały w kość. Dobrze zrobiłaby mu whisky z lodem. Jak na ironie lodu w proszku miał pod dostatkiem.
Iluzja Ambrose upadła, wypuszczając z rąk butelkę, która poturlała się z dwa metry dalej. Natomiast kopia, która postawiła nogę iluzji, nadal była niewidoczna. Jedno było pewne, ktoś stał za tym drzewem. Niedaleko powoli wstawał uciekinier po swój wypuszczony skarb. Cheryl miała szanse, aby rozwalić pustą butelkę. Teraz to było dziecinnie proste, ale musiała uważać na tego kogoś, kto podstawia nogi w lesie. W końcu nie mogła być na sto procent pewna, że jego ostatnia iluzjo niespodzianka nie ma broni.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Nie 23 Sty 2022, 21:28

Załadowała kusze na kolejny strzał, kiedy trafiła butelkę. Miała nadzieje, że druga iluzja też odejdzie, ale ona po prostu zabrała ze sobą szklany cel, kiedy tylko Cheryl rzuciła kamieniem. Niedobrze. Ruszyła w pogoń. Lekko ją to podirytowało, ale nie zamierzała się pierdolić. Zatrzymała się na moment, chcąc strzelić w butelkę, którą trzymała ruchoma kopia, ale ta nagle się przewróciła i w sumie córka Hekate zmarnowała swój strzał. Kurwa mać. Gdyby tylko mogła dopaść go własnymi rękoma, a nie chrzanić się z tą kuszą. Jebany trening ze strzelania. Załadowując kolejny bełt, skupiła się na leżącej butelce jakieś dwa metry od iluzji. Miała szanse, żeby ją rozwalić, nie uszkadzając kopii Carlisle'a. Szybko przybliżyła się do butelki, wycelowała i strzeliła, ale nie zamierzała ignorować tego kogoś stojącego za drzewem. Pewnie kolejna iluzja. Pamiętała, że mężczyzna na początku mówił o trzech jego iluzjach, czyli będzie mogła zaatakować sobowtóra, ale nie uszkadzając butelki. Od razu załadowała ostatni strzał i wycelowała w tego kogoś za drzewem, podchodząc pod odpowiedni kąt, aby od razu złapać go na cel. Gorzej, jeśli będzie trzymać butelkę, bo jeśli strzeli a szkło upadnie i się rozleci, to wszystko pójdzie się jebać. Za takie coś pewnie pan Carlisle już w życiu nie zgodzi się na trenowanie jej, ale musiała się zastanowić czy w ogóle ona sama chciała uganiać się za iluzjami z butelkami wódki, bo tego jeszcze do końca nie była pewna. Dobrze, że ojciec nie ma pojęcia o wielu, wielu rzeczach.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Pon 24 Sty 2022, 15:32

No i druga iluzja również się rozpłynęła, gdy Cheryl trafiła butelkę, prosty strzał. Dziewczyna była skupiona na celu, który stał za drzewem niewidoczny, a on czekał tylko na ten moment, kiedy Miki ujrzy jego twór. Tak jak przewidział powoli, ostrożnie zbliżyła się do drzewa z wycelowaną kuszą. Tylko zamiast iluzji przedstawiającej Ambrosea, za drzewem stała iluzja Cheryl z pełną flaszką wódki. Chciał ją zaskoczyć, stworzył jej sobowtóra, wystarczyło, że na ułamek sekundy się za waha, a on zniżył swój lot jako mały ptasio i niespodziewanie pojawił się za jej plecami, wytrącając jej kusze z dłoni jednym, szybkim ruchem. Trenowanie młodych herosów zaczynało mu się podobać, chociaż musiał przyznać, że to okropnie męczy.
- Zaskoczona Miki? - Powiedział, ignorując dziewczynę i każąc kopii Cheryl podejść do niego, a ta podarowała mu butelkę wódki. - Nie mogłem ryzykować, że mi zbijesz całą flaszkę. - Uśmiechnął się, chcąc odkręcić wysokoprocentowy napój, ale nie mógł tego zrobić. Ręce mu zmarzły to całe iluzjowanie, a także zmiennokształtowanie naprawdę wykańcza. Zastanawiał się, czy on się przypadkiem nie zmęczył bardziej niż Miki. Ostatnia iluzja zniknęła. Dłużej by nie utrzymał tych kopii.
- Weź mi, to odkręć. - Podał jej flaszkę, czekając, aż upora się z nakrętką. Dziewczyna chyba miała siłę Aresa, z drugiej strony, żeby tylko jej nie nadużyła. - Ale ostrożnie... - Powiedział, obserwując jej poczynania niczym prawdziwy alkoholik.
- No więc najważniejszy punkt tej lekcji, który musisz zapamiętać to... Jak mi podasz flaszkę, to Ci wyjaśnię. - Wyciągnął dłoń po butelkę, rozbudzając jednocześnie ciekawość. W końcu prowadził lekcje niczym prawdziwy trener. O Odynie.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Pon 24 Sty 2022, 17:01

Spodziewała się kolejnej iluzji w postaci Carlisle'a, podchodziła ostrożnie w obawie, że za drzewem kryje się pułapka. Wyjrzała, celując w kolejną iluzję, kiedy to nagle wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zawahała się, w pierwszym ułamku sekundy pomyślała, że stoi przed lustrem. Chociaż szczegóły się nie zgadzały, zamiast butelki wódki trzymała kusze, a później jej się oberwało, straciła broń zaskoczona przez mentora.
- Ja pierdolę. - Wyrwało jej się, instynktownie pewnie znokautowałaby Ambrose'a jakimś zabójczym chwytem, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Najbardziej podirytowało ją jego powiedzenie na wejście, gdzie użył wymyślonego przez siebie imienia, które zapewne zapożyczył od nazwiska Cheryl. Nic sobie nie robił z tego, że przypomniała mu, jak ma na imię. Chyba musiała się pogodzić z tym, że w jego mniemaniu będzie Miki.
Patrzyła, jak jej iluzja się rozpływa, a mężczyzna próbuje odkręcić butelkę wódki. Wzięła ją od niego i bez problemu otworzyła alkohol. Nawet nie musiała szczególnie w to wkładać siły Aresa. Miała ochotę przewrócić teatralnie oczami. Oddała mu butelkę, ciekawa, jakiej to rady trener chciał jej udzielić, ale z drugiej strony nie spodziewała się złotych porad na temat strzelania, sądziła, że więcej dowie się o wysokoprocentowych trunkach, niż o tym, jak poszedł jej trening, ale właściwie nic nie traciła oprócz pół litra wódki.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Pon 24 Sty 2022, 18:57

Nic sobie nie robił z jej przekleństw. Miała do tego prawo, w końcu ją wychujał. Tatuś normalnie były dumny jakie to wspaniałe "niespodzianki" potrafi robić. Czekał z niecierpliwością, aż dziewczyna odda mu nietkniętą butelkę.
- Dzięki. - Uniósł szklany przedmiot, aby zaczerpnąć z jego źródła wysokoprocentowego napoju, gdy nagle się zawahał. - Na czym to ja skończyłem...? Aaaa już wiem. - Dodał i upił łyka, nawet się nie skrzywił, ponieważ czystą wódę miał we krwi, albo raczej krew zamieniła mu się w wysokoprocentowy, przejrzysty napój.
- No więc... Najważniejszy punkt tej lekcji, filozofia i takie tam to... najważniejsze to się napić jak się już nabiegasz za moimi iluzjami. - Upił kolejne ze dwa łyki, wyciągając w jej stronę butelkę wódki. - Masz, golnij sobie. -Zachęcił, aby następnie przejść do sedna sprawy.
- Po pierwsze to musisz poćwiczyć strzelanie, chociaż jak na narzekanie na kusze masz dobre oko. - Pochwalił, nie był z tych, co motywują poprzez łajanie, bo w końcu dziewczynie poszło nawet nieźle. - No i mniej spiny, jak biegłaś z tą kuszą, to wyglądałaś, jakbyś miała komuś przywalić, nie mówię, że to złe podejście bywa, że się sprawdza, ale mniej spiny. Przy strzelaniu ważne jest wyjęcia kija z dupy i pełny luz, w tym tkwi sens całego tego strzelania. Oczywiście w moim wydaniu. - Uśmiechnął się i zarzucił włosami. - A teraz chodź, wracamy na polane, przyszykowałem tam dla Ciebie tarczę. Poćwiczymy celność.
Szli w kierunku skąd przyszli, jak Cheryl chciała, mogła zadać mu jakieś pytania, jednak nie zaproponował jej tego, uznając to za oczywiste. Sam szedł, popijając wódę.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Pon 24 Sty 2022, 21:50

Obóz był zamieszkiwany przez różne osoby. Od tych normalnych, po dziwnych, herosów potrzebujących psychiatry czy zwyczajnych psycholów, jednak nie można ich wszystkich było kategoryzować, ponieważ wszyscy byli wymieszani niczym kolorowe M&M'Sy. Chociaż każdy miał "M" na klacie to nie każdy chrupał czy był intensywnie czekoladowy, no i ten wybór kolorów. Cheryl zastanawiała się, czy Ambrose żartował, podając jej butelkę wódki, którą właśnie mu otworzyła. Pokiwała przecząco głową i podziękowała spożycia substancji, zwłaszcza że trenowała i może z jego strony to był jakiś test? Sprawdzał ją? Chociaż nie sądziła, skoro sam sobie popijał. Miała nadzieje, że uda im się skończyć trening, za czym Carlisle upije się i będzie zmuszona zanieść go do miejsca, gdzie temperatura jest powyżej zera. Jej boska matka musiała z niej zakpić, obdarowując ją siłą Aresa. Mogła nosić nieprzytomnych herosów. Naprawdę zabawne. Teraz wracając na polane, zastanawiała się, czy nie powinna jednak wypić z trenerem tej butelki. Wypiłby mniej, ale z drugiej strony lepiej, żeby ktoś był trzeźwy, alkohol szybko ścinał ją z nóg, więc mogłaby mieć problem z transportem siebie i Ambrose'a. Jego pochwała szybko wyparowała z jej głowy, kiedy on nagle wspomniał o tym, że biegała przez las wkurwiona i że jego motto życiowe to wyjąć kij z dupy. Zmrużyła oczy, lekko podirytowana. Koleś działał jej na nerwy. Pewnie dlatego, że przypominał jej macochę.
- A ja sądziłam, że sens tego całego strzelania. - Stworzyła dłoniami cudzysłów. - To najpierw się napić. - Dodała z przekąsem. Nie miała pytań, więc za bardzo się nie odzywała, a przecież polana była niedaleko. Trzymała kusze ze sobą z jednym bełtem. Miała nadzieje, że Carlisle zorganizuje więcej amunicji.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Wto 25 Sty 2022, 13:57

- No dokładnie Miki. Widzę, że nie trzeba ci nic tłumaczyć. - Musiał przyznać, że miał pojętną uczennicę. Był taki dumny, że trafiła mu się taka zdolna młoda heroska. Wyciągnął jeszcze raz do niej butelkę wódki, w końcu sama załapała zasadę, filozofie strzelania — alkohol. Ze wzruszenia prawie się popłakał, ale weszli już na polane i gil mu poleciał z nosa, więc wytarł o rękaw płaszcza. Kurewsko zimno było. Pewnie od wódy gily mu się odmroziły. Dobre krążenie miał.
Czy chciała się napić, czy nie i tak podał jej butelkę, żeby potrzymała. Już niedużo zostało, ale nadal nie warto było marnować. Zdjął z głowy koronę, tak cały czas miał na głowie swoją koronę. Była ona jego boską bronią, a mianowicie kuszą. Zmieniła się w ów sprzęt i wycelował w tarczę, która stała jakieś 70 metrów od nich.
- Patrz i się ucz. - Załadował kusze, wycelował i oddał dość precyzyjny strzał jak na alkoholika. - Teraz Ty, masz swoją kuszę. No, a bełty... - Wyjął spod płaszcza jeszcze dwa. - Oddasz trzy strzały, a ja zobaczę twój styl. - Odebrał od niej swoją butelkę i upijając łyka, dokładnie się Cheryl przyglądał.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Wto 25 Sty 2022, 14:54

Znowu nie wiedziała, czy on tak na serio, czy może sobie żartował. Ciężko ogarnąć potomków Lokiego, a na dodatek nadużywających alkoholu. Westchnęła, ponownie przytrzymując mu otwartą butelkę i nie chcąc zawieźć swojego "mistrza" upiła łyczek wódki. W końcu sama mu powiedziała, że przed strzelaniem należy sobie wypić. Skrzywiła się, mając ochotę zdrapać sobie rękoma ten posmak z języka. Jakie to obrzydliwe, gdyby ten alkohol miał jakiś smak... Starała się wrócić do swojego normalnego wyrazu twarzy, przyglądając się, jak Carlisle oddaje celny strzał. Nie zaklaskała, nie krzyknęła entuzjastycznego "Wow" tylko oddała mu z ulgą butelkę, tym samym odbierając od niego dwa bełty. Jeden miała już załadowany, ustawiła się w pozycji wyjściowej, spojrzała przez celownik od kuszy i nacisnęła za spust. To był pierwszy strzał. Potem załadowała kolejny i uczyniła podobnie, aż przyszedł czas na ostateczny pocisk, z którym postąpiła również tak samo. Spojrzała, wyczekując na werdykt. Nie miała pojęcia, jak on może to świństwo tak po prostu popijać. Może to kwestia przyzwyczajenia, albo językowego znieczulenia, lata praktyki... Nadal czuła gorzki smak wódki, więc splunęła na ziemie, jednak nic za bardzo to nie dało.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Wto 25 Sty 2022, 15:22

- Zuch dziewczyna. - Pochwalił, kiedy upiła z butelki. Naprawdę trafił, mu się skarb. Widział, jak się skrzywiła. - To kwestia przyzwyczajenia. - Uśmiechnął się, zmieniając ponownie swoją broń i zakładając ją w formie korony na głowę. Obserwował ją uważnie, jak oddaje wszystkie trzy strzały. Każdy trafił w tarcze, ale to go szczególnie nie interesowało. Przyglądał się blondyneczce, jej postawie to jak spogląda przez celownik kuszy i był niezadowolony. Pewnie za mało wypiła. Westchnął, myśląc nad tym, czy może alkohol nie jest dla niej.
- Barki luźno, to dłonie mają być pewne. Kusza to nie spluwa, gdzie gangsta czarni wymachują na ulicach Chicago. Kusza jest jak... - Przerwał na moment, aby dobrać odpowiednie słowa. - Kusza jest jak instrument muzyczny, trzeba znaleźć odpowiednią melodię, strunę. Grałaś na czymś kiedyś? - Westchnął. - Masz jakąś broń, którą lubisz? - Broń była dla niego niczym część duszy, jeśli kusza nie była dla niej, nie zamierzał jej na siłę przekonywać, jednak zawsze mogła polepszyć swoje umiejętności.
- Hmm... Jeszcze jedna seria. Pamiętaj barki luźno, dłonie pewniej i cel, nie celuj, wyobraź sobie, że już trafiłaś. - Podał jej kolejne trzy bełty, chyba miał pod płaszczem sklep ze strzałami, dziwne, że nie z alkoholem.
- Ah i postawa. To nie tak, że masz stać sztywno na baczność czy uginać nogi jak do srania. Chodzi o to, że ciało ma być gotowe na zmianę pozycji w każdej chwili. To tylko tarcza, ale jeśli cel się przemieszcza lub w Ciebie celują... Luźno, ale pewnie. - Powiedziałby, że to paradoks strzelania czy życia, ale postanowił dokończyć butelkę wódki.
Cheryl Mikaelson
Cheryl Mikaelson
Re: Polana w lesie Wto 25 Sty 2022, 21:00

Była z siebie zadowolona, trafiła w cele i sam mówił, że ma dobre oko, ale kiedy na niego spojrzała, wyglądał na niezadowolonego, jakby w euforie wprawiało go tylko to, że upiła łyk wódki. Nie wątpiła w kwestie przyzwyczajenia, ale akurat nie zamierzała narobić sobie złych nawyków, a tym bardziej zostać alkoholiczką. Jego porównanie broni do instrumentu muzycznego nie spodobało jej się, ponieważ nigdy nie grała. Próbowała z raz czy dwa skrzypce, gitara czy pianino. Ojciec bez problemu mógł szastać pieniędzy na jej dodatkowe zajęcia, tylko że nic jej nie pod pasowało. Szybko rezygnowała, nie czuła tego. Nie czuła serca muzyki. Wiedziała, że nigdy nie będzie artystką, wirtuozem muzyki czy innym wybitnym twórcą. To nie było to. Dla niej broń była bronią, częścią ciała jakże zbędną, a czasem przydatną.
- Nie mam. - Odpowiedziała na jego pytanie, zerkając na moment na mężczyznę, nim oddała kolejną serię strzałów. Próbowała się dostosować do jego wskazówek. Pokręciła głową na boki, ruszyła lekko barkami. Chwyciła mocniej kusze i lekko ugięła kolana, jakby szykowała się na uskoczenie przed nieruchomą tarczą. Wycelowała, bo za chuja nie miała pojęcia, co to znaczyło, nie celuj, a sobie wyobraź, to przecież nie był zjazd hipisów, gdzie trzeba byłoby sobie coś wyobrazić, aby trawka lepiej weszła. Obiecała sobie, że wyobrażać to sobie może cel jako jego gębę naszpikowaną bełtami. Nie przekonywały ją słowa luźno, ale pewnie. Coś jak pieprzona filozofia być albo nie być. Wolała konkrety. Padły strzały jeden za drugim, a kiedy skończyła, rzuciła mu kusze, jego problem, czy złapie, czy nie.
- Moja broń to moje dłonie. - Sprecyzowała. Mówił, że to ostatnia seria, czyli na dziś kończyli. - I jak mi poszło? - Wskazała na tarczę, krzyżując ręce na piersiach i kiwając głową w stronę wbitych w cel bełtów.
Ambrose Carlisle
Ambrose Carlisle
Re: Polana w lesie Sro 26 Sty 2022, 12:26

Zdziwił się, że nie miała żadnej ulubionej broni. Coś mu się wydawało, że po prostu mu ściemniała. Chociaż jeśli córka Hekate miała siłę Aresa, to tak naprawdę żaden oręż do szczęścia nie był jej potrzebny, ale trochę kiepsko iść bez, chociażby noża na misje. Zawsze takie ostrze mogło uratować życie, powiedzmy, żeby wydłubać sobie drzazgę, albo zedrzeć skórę z dzika. Chyba że miała długie paznokcie, to nożyka nie potrzebowała.
Przyglądał jej się, jak się stara. Nie miała wcale złej techniki, ale chyba nie przepadała za kuszą.
- Świetnie. - Ocenił Miki, dumając z flaszką wódki, kiedy ta nagle rzuciła kusze w jego stronę. Dobrze, że miał wprawę trzymania jedną dłonią butelki, a drugą broni. - Ej ostrożnie, nie rzuca się pijanemu broni. - Skomentował, trzymając kuszę.
- Chodź, idziemy. - Podszedł jeszcze do tarczy i wyciągnął zostawione bełty. Te z lasu pewnie ktoś pozbiera. Tym razem nie zamierzał zostawiać pustej butelki w krzakach, żeby jakiś pajac nie wypomniał mu, że "las to nie kosz na śmieci". Ah Ci herosi.
- Następnym razem powinniśmy bardziej poćwiczyć strzelanie w ruchu. - Miał nadzieje, że przy kolejnej okazji nie zmęczy się tak przy tworzeniu iluzji. Nie wiedział, czy Miki znowu zgłosi się do niego na trening, jak to było u niego w zwyczaju raz chętny uczeń na trening, równało się brak żywej duszy następnym razem.

| 2xzt
Hailey Green
Hailey Green
Re: Polana w lesie Nie 10 Wrz 2023, 14:19

#1

Trening. Od samego myślenia o nim, od rana bolała ją głowa. Wiedziała, że rozsądnie jest zwiększyć w tym momencie treningi, w końcu stoczyli niemały bój i przegrali z kretesem. Ona miała to szczęście przeżyć i chociaż powinna być za to wdzięczna sobie i wszystkim współtowarzyszom, to jedyne o czym potrafiła myśleć, to o tym, że to niesprawiedliwe. To ona powinna umrzeć, a nie jej długoletnia przyjaciółka, która chciała jej pomóc w sytuacji podbramkowej. Pomogła, ale sama przypłaciła za to życiem, co by się nie stało, gdyby zostawiła Hailey w spokoju. To jej ciało by chowali, a Rossa by mogła spokojnie żyć. Tak powinno się stać. Przecież blondynka nie miała nikogo, kto by za nią płakał jakoś szczególnie. A Rossa? Wielu oddanych przyjaciół, ojca, narzeczonego... Gdyby tylko była uważniejsza, ostrożniejsza, lepsza... Zawiodła po raz kolejny i znowu nie ona, a ktoś inny przypłacił za to życiem.
Leżała jeszcze w łóżku, gdy dostała wiadomość o zarządzonym dodatkowym treningu. Naprawdę rozumiała to, ale co z tego, skoro ona i tak do niczego się nie nadawała? Na pewno już nie do walki. Może powinni dać jej łatwiejsze zadanie w obozie? Z miotłą w ręku być może nikogo by nie naraziła, ani nie byłaby winna czyjejś śmierci. Zerknęła jeszcze raz na wiadomość i wyznaczoną przez Revana porę. Miała jeszcze chwilę czasu, choć już teraz wiedziała, że nie pokaże mu się na miejscu.
W końcu podniosła się z łóżka i ubrała się w strój sportowy. Włosy związała w koński ogon i opuściła mieszkanie zapominając całkowicie o jego zamknięciu. Zostawiała za sobą bałagan zarówno w pokoju, co też jej w ogóle nie przypominało, ale ten i w głowie. Przynajmniej próbowała. Z pochyloną głową ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Było tylko jedne miejsce, które mogło choć próbować na moment ukoić jej poczucie straty i wyrzuty sumienia. Gdy tylko znalazła się w stajni, przystanęła, by wciągnąć nosem ten specyficzny zapach tego miejsca. Poczuła się minimalnie lepiej, konie przynajmniej jej nie będą oceniały za jej karygodne błędy.
Zerknęła na zegarek, jej trening powinien zacząć się za kwadrans. Revan będzie wściekły. Dzisiaj jednak zupełnie się tym nie przejmowała. Za to chwyciła za zgrzebło i weszła do boksu swojej klaczy Sierry. Jak zawsze ucałowała ją na powitanie w miękką chrapę i wtuliła twarz w jej szyję.
A jednak po kilku minutach odłożyła zgrzebło i opuściła stajnię, by zawędrować na pobliską polanę w lesie, gdzie mężczyzna wymagał jej wstawienia się. Spóźniła się raptem kilka minut, ale nieszczególnie się tym przejęła. Była tu tylko ze względu na swojego przyrodniego brata, gdyby Revan nie byłby jego przyjacielem, miałaby to gdzieś.
- Co on na ciebie ma, że się na to zgodziłeś? - spytała starszego mężczyznę stojącego plecami do niej. Nie znała zbyt dobrze Revana, raczej kojarzyła go jako bliskiego przyjaciela Henry'ego. Nie wiedziała jakie ma plany treningowe i ile właściwie wie o tym, co się z nią działo od bitwy, która była już 4 lata temu. Niedawno była rocznica, co było też powodem pogorszenia się znowu jej nastroju. Wiedziała, że ona sama była szantażem emocjonalnym zmuszona przez brata do tego treningu i nie wątpiła, że podobnie było z Revanem. Z jakiego innego powodu miałby chcieć ją trenować?
Revan Le Tallec
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Nie 10 Wrz 2023, 17:06

Średnio widziało mu się tresowanie jakiejś małolaty, ale jako człowiek dumny i honorowy nie mógł nie spełnić obietnicy, którą złożył swojemu kumplowi. Skoro taki był wymóg Henry'ego, by podnieść trochę umiejętności jego młodszej siostry, to Revan musiał to przyjąć na siebie i doprowadzić do odpowiednich efektów. Stąd też właśnie zainicjowanie treningu na polanie w lesie z ówczesnym poinformowaniem Green o godzinie i miejscu spotkania. Nie był jednak na tyle zmotywowany, by zjawić się punktualnie, toteż spóźnienie Hailey nie było aż tak duże, jak początkowo mogłaby się spodziewać. Co prawda Le Tallec był na miejscu wcześniej, ale w momencie pojawienia się blondynki, kończył dopiero pierwszego papierosa, co było równoznaczne z krótkim czasem spędzonym na polanie w samotności.
Wzrokiem zlustrował córkę Hypnosa i nawet uniósł delikatnie jedną brew w podziwie. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem widział dziewczynę, ale mógłby przysiąc, że była wtedy jeszcze smarkulą, na które on przecież nie zwracał w ogóle uwagi. Teraz miał do czynienia z młodą, atrakcyjną dziewczyną, której dałby góra 20 lat. Było to więc pozytywne zaskoczenie, gdyż Henry trochę mu opowiedział o siostrze i tym samym Revan wiedział, iż ma ona 25 lat tak naprawdę, unika treningów i ma w sobie tyle pewności siebie ile jego kapcie.
Rzucił końcówkę papierosa gdzieś w trawę i butem rozdeptał ją, by przypadkiem nie wzniecić jakiegoś pożaru, choć u niego była to raczej kwestia przyzwyczajenia.
- Nie twój interes - odpowiedział równie oschły co znudzony. - Powinnaś raczej się zastanawiać co z tobą jest nie tak, że własny brat musi załatwiać tobie treningi - wzruszył lekko ramionami, bo Hailey nie była jakąś 12-latką, która nie miała żadnych koneksji w obozie i nie wiedziała do kogo można z czym uderzać. Gdyby sama miała dość samozaparcia, bez problemu znalazłaby chętnych trenerów do wspólnych ćwiczeń, tymczasem przez jej bierność to właśnie Le Tallec musiał bawić się w niańkę.
- Ale skoro tu jesteś, to oznacza, że ładna buzia nie wystarczy. Zanim cokolwiek zaczniemy powiedz, tak szczerze... umiesz coś? - znał kilku półbogów, którzy nawet po 30-tce mieli problemy z podstawami sztuk walki czy posługiwaniem się pewnym rodzajem broni i może właśnie Green się do nich zaliczała?
Hailey Green
Hailey Green
Re: Polana w lesie Nie 10 Wrz 2023, 17:26

To była ich dwójka, bo jej średnio się widziało trenowanie z kimkolwiek, a już zwłaszcza z przyjacielem brata, który mógł mu donosić o jej postępach bądź ich braku. Green nie była słaba w te klocki, bo przecież przed bitwą bardzo poważnie podchodziła do treningów. Po okresie żałoby też zresztą, choć jak zawsze w okresie rocznicy pogromu odechciewało jej się wszystkiego. Miała chujowy nastrój i najchętniej rzuciłaby wszystko i uciekła w góry, gdzie mogłaby się zaszyć i w samotności wypominać sobie swoje błędy. Nadal obwiniała się o śmierć przyjaciół, a przyjaciółki zwłaszcza. Gdzie był obóz w tych kwestiach, która dla wielu skończyła się traumą? Gdzie się podziali ci wspaniali psychologowie? No właśnie...
- Nic nie musi. Henry jest... wtrąca nos w nie swoje sprawy - mruknęła niezadowolona, bo prawda była taka, że gdyby chciała trenować, to załatwiłaby sobie trenera, który z całą pewnością nie byłby Revanem. Do tego muszą być chęci, których najwyraźniej brakowało ich dwójce.
- Zdefiniuj coś - rzuciła nieco rozbawiona, bo przy szerokim wachlarzu umiejętności półbogów ciężko było stwierdzić, o co właściwie on pyta. Przecież nie będzie teraz wymieniać każdego oręża i stylu walki oraz w jakim stopniu się nim posługuje.
- Swoją boską bronią posługuję się dość dobrze. Metalowy kij bojowy - dodała zaraz i wzruszyła ramionami. - Walczyć wręcz też coś potrafię - nie miała pewności siebie takiej jak kapcie mężczyzny, a jedynie poczucie winy ją zgniatało. Wcześniej w swoje umiejętności wierzyła, jedynie w swoją atrakcyjność nie. Teraz to nie ma znaczenia w ogóle.
Przestąpiła z nogi na nogę rozkładając inaczej swój ciężar i wciąż go obserwowała nie wiedząc wciąż o co ją pyta. Może chodzi mu o glewie, z którymi to w ogóle sobie nie radzi, bo poza podstawowym treningiem nic ich nie dotykała?
Revan Le Tallec
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Pon 11 Wrz 2023, 13:26

Tutaj musiał przyznać Hailey racje, gdyż Henry był znany z tego, że był wścibski i też między innymi dlatego miał często jakieś długi do odebrania u kogoś. Co prawda Revan raczej starał się powstrzymywać przy kumplu, by nie dawać mu pożywki, ale czasem po prostu wymsknęło mu się coś, co potem bywało problematyczne. Niemniej jednak uratowanie życia nie było czymś drobnym, więc tak na dobrą sprawę Henry miał solidne podstawy ku temu, by przymusić Le Talleca do czegoś dużo gorszego niż udzielenie od kilku do kilkunastu lekcji Green.
- W tym akurat jest dość dobry - przyznał rację blondynce, gdyż tylko ci, którzy nie znali Henry'ego, mogli go uważać za kogoś niezainteresowanego.
Revan od niechcenia wzruszył ramionami, bo jego zdaniem słowo "coś" oznaczało cokolwiek, więc odpowiedź nie powinna być zbyt trudna. Hailey jednak chciała konkretów, jednak nim mężczyzna zaczął cokolwiek mówić, ta znów się odezwała, tym razem odpowiadając w prawidłowy sposób na jego pytanie.
- Jest to jakiś początek - rzucił, po czym spojrzał na swoje stopy. - Tylko kij i pięści, czy coś jeszcze? - dopytał, bo wielu herosów miało kilka specjalizacji i często było to kilka rodzajów broni + walka wręcz. Co prawda nie spodziewał się po Hailey nie wiadomo jakich umiejętności, ale odnosił dziwne wrażenie, że pod tą słodką i niewinną aparycją kryje się ktoś całkiem interesujący, potrafiący więcej niż wszyscy myślą. W końcu przeżyła już te kilkanaście lat w obozie i choć wyglądała na taką, która wymigiwała się od niebezpieczeństwa, tak z drugiej strony nie chciał za bardzo w to wierzyć.
- Zanim przejdziemy do ćwiczeń... powiedz mi coś o sobie - rzucił nagle, choć tak naprawdę nie interesowało go to. Bardziej potrzebował po prostu czasu na wymyślenie jakiegoś schematu zajęć dla córki Hypnosa i mógł to robić właśnie w trakcie jej opowieści. Przy okazji dowie się też czegoś o niej i może nawet znajdzie jakiś punkt zaczepienia, by sięgnąć głębiej do jej motywacji i tym samym usprawnić cały proces treningu.
- Na pierwszy rzut oka wyglądasz na księżniczkę, która nigdy w życiu nawet nie trzymała broni. Gdzie twoje blizny? - powtórzył pytanie, tylko tym razem z nieco inny sposób, a przy okazji odpalił kolejnego papierosa, co z pewnością pomoże mu się skupić na tworzeniu planu treningowego.
Hailey Green
Hailey Green
Re: Polana w lesie Wto 12 Wrz 2023, 22:12

Przynajmniej w jednym się zgadzali, aż nawet lekko uśmiechnęła się, gdy właśnie to wyraził. Nieco cieszyło ją to, że nie tylko w jej życie się wpieprza. Nie żeby miała coś do Henry'ego, bo jednak był on dość ważny dla niej samej i bliski. Czasem jednak nie mogła znieść jego wpychania nosa w nie swoje sprawy. Jak teraz na przykład z tymi treningami. No i nie lubiła być szantażowana.
Wzruszenie ramion w niczym nie pomogło, dlatego zdawkowo odpowiedziała na jego pytanie. Sama nie miała pojęcia jakim orężem posługuje się mężczyzna, ale podejrzewała, że jak to doświadczony trener, trochę tego potrafi. Nie żeby miała w planach teraz naukę walki glewią, bo jej jeszcze nie pojebało. Delikatnie mówiąc.
- Tylko - przewróciła nieco oczami, choć nie spytał o nic złego. Po prostu ten cały trening średnio jej się widział i jakoś tak nieco drwiąco odebrała jego pytanie, choć zdawała sobie sprawę, że bezzasadnie. Wyobraźnia jej podpowiadała, że się opierdala od dawna, ale koniec końców i tak miała to gdzieś. Czy prawie gdzieś, w końcu tu się pojawiła, choć bardzo niechętnie.
Uniosła lekko zaskoczona brwi, gdy chciał o niej coś usłyszeć. A co miał piernik do wiatraka? Czy ona zawsze była taka nerwowa czy to ten wymuszony trening na nią tak działał? Zaraz jednak znowu wywróciła oczami, gdy padło kolejne pytanie, choć w moment też posmutniała. Ciekawe.
- W sercu mam blizny i to znacznie głębsze niż niektórzy na plecach. Wiem, że ty to pewnie masz w dupie takie rzeczy, bo swoje przeżyłeś, ale ja straciłam w bitwie dosłownie wszystkich przyjaciół. Wspólnie walczyliśmy i tylko ja zostałam, zupełnie zresztą niepotrzebnie tym bardziej, gdy pomyślę o tym, że Rossa uchroniła mnie od śmierci, ale sama przy tym zginęła. Niepotrzebne poświęcenie, zwłaszcza gdy planuje się ślub ze świetnym facetem, któremu do tej pory nie potrafię spojrzeć w oczy - trochę się jej ulało niepotrzebnie, ale gdzieś ten zbierający się od tygodnia smutek musiał ujść. Blizn na ciele nie ma, też mi wyznacznik. Zresztą te też mogła mieć pod ubraniami, wszak nie stała tu naga.
Revan Le Tallec
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Pią 15 Wrz 2023, 13:05

Zdawał sobie sprawę, że Hailey odbyła podstawowe szkolenie z obsługi wszystkich rodzajów broni tak jak każdy heros i nawet jeśli większości nie używała na co dzień, to pamięć mięśniowa zachowała potrzebne dane. Został jednak poproszony o to, by zrobić z niej wojowniczkę, która będzie potrafiła zrobić na polu walki wszystko i to wróg będzie mieć problem, jeśli Green się na nim zjawi. Co prawda zanosiło się na dziesiątki czy nawet setki treningów, ale Revan miał nadzieję, że gdy tylko Henry zobaczy jakiś progres, uzna dług za spłacony i da mu spokój.
Zanim jednak zaczną trening, Le Tallec chciał poznać blondynkę, by zrozumieć, dlaczego jest taka a nie inna. Co prawda spodziewał się, że wiele szczegółów zostanie tajemnicą, a i sama Hailey może nie być aż tak wylewna, jaka się wydaje, jednak czasem człowiek potrafił czymś zaskoczyć. Nie był jakimś wnikliwym obserwatorem, ale i on potrafił wyciągnąć nawet ze zdawkowych wypowiedzi coś, a o to w tym wszystkim chodziło.
W międzyczasie palił papierosa, jednocześnie starając się cały czas słuchać Green, która nieco się przed nim otworzyła. Nie przerywał jej z dwóch powodów: bo palił i chciał wysłuchać do końca jej krótkiej historii. Dopiero gdy dziewczyna zakończyła wywód, Revan pokiwał głową i wyraził jakiekolwiek uczucia względem tej opowieści oraz potwierdził, że coś tam do niego dotarło.
- Zacznijmy od tego, że gdybym miał to w dupie, to bym cię o to nie pytał - wytknął jej błąd logiczny. - I współczuję ci, że straciłaś przyjaciół - co prawda nie brzmiało to zbyt wiarygodnie, ale naprawdę w jakimś stopniu jej współczuł tym bardziej, że sam przeżył, jego żona również, a i nieliczni przyjaciele (w tym Henry) również. - Każda strata boli, nieważne czy masz 15 czy 45 lat, uwierz mi - dodał, by jeszcze lepiej zrozumiała, że nie był jej wrogiem i że współczuł jej straty, a przy tym też sam uważał blizny psychiczne oraz traumy za coś znacznie cięższego do przezwyciężenia niż te fizyczne.
- Postaw się w jej sytuacji - nawiązał do Rossy, która z racji zbieżności zgłoskowej imion od razu skojarzyła mu się z żoną. - Zrobiłabyś dla niej to samo. Ona po prostu miała okazję, by to zrobić, wcześniej - wzruszył ramionami, gdyż jego zdaniem zamartwianie się i wyrzuty sumienia nic tutaj nie dały, bo to koniec końców nie była wina Hailey, że te zjeby z NoGods zaatakowały obóz. - Życie w pigułce - dodał na koniec, bo sam był wielokrotnie świadkiem mniejszych czy większych poświęceń, które później rozchodziły się po kościach lub trwale naznaczały osobę.
- To czy zostałaś niepotrzebnie, to kwestia perspektywy. Rossa miała powód, żeby cię uratować i na twoim miejscu nie pozwoliłbym, żeby jej poświęcenie poszło na marne. A tak się stanie, jeśli kilka lat po tym gównie dalej będziesz myśleć, że to ty powinnaś zginąć - rzucił spokojnie. - Uwierz mi, w tym obozie jest wiele osób, które powinny pójść do piachu. Ty nie jesteś jedną z nich - dodał na koniec i zaciągnął się ostatni raz papierosem, którego końcówkę rzucił na trawę i zdeptał od razu, tak jak zawsze to robił, gdy w pobliżu nie było żadnego śmietnika.
- Żeby coś z tego było, musisz chcieć. Inaczej będziesz się nadawać jedynie do zmywania garów, mycia podłóg i obciągania tym, którzy cię chronią - znów wzruszył ramionami, gdyż on choć wymigiwał się od roboty, tak jednak pracował często nad sobą i na pewno nie uznawał się za słabe ogniwo w obozie. Skoro podjął się jej szkolenia, to nie chciał, by stała się kurą domową od Demeter albo jakaś quasi-dziwką od Afrodyty czy Sif, których trochę na terenie kampusu mieszkało.
Hailey Green
Hailey Green
Re: Polana w lesie Pią 15 Wrz 2023, 20:41

Jej zdaniem wcale jej nie musiał poznawać, by ją trenować. Z drugiej strony co tam ona wiedziała? Nigdy nikogo nie trenowała i trenować nie zamierzała. Przez cały ten swój wywód patrzyła gdzieś w jego kierunku, ale nie na niego. Nie lubiła palaczy, jakoś odrzucał ją ten widok. Poza tym ulało jej się, a nie lubiła wtedy patrzeć na innych.
Westchnęła tylko na jego pierwsze słowa, bo kompletnie nie zrozumiał o co jej chodzi. Wyjaśniać jednak tego jej się nie chciało, więc olała to koniec końców. Poczuła się jednak nieswojo, gdy jej współczuł. Nie wydawało się to szczere, a przede wszystkim nienawidziła tego. Nie jej należało współczuć, tylko jej przyjaciołom, że nie potrafiła im pomóc. Narzeczonemu Rossy, że stracił kobietę swojego życia. Nie jej, winowajczyni tych trumien. Nie wierzyła mu co prawda w to, co dodał, bo za wielu wyprutych z emocji herosów spotkała w swoim życiu, którzy uważali, że Hailey nic nie wie o życiu i te straty to chleb powszedni, który trzeba zaakceptować i olać. Lekko jednak mu przytaknęła na znak, że go słyszy, aniżeli zgadza się z nim. Tego jednak on wiedzieć nie mógł, w głowie jej nie siedział
- W tym sęk, że Rossy ratować nie trzeba było i pewnie nie trzeba by było w ogóle - była od niej lepsza w te klocki od zawsze, choć do bitwy przecież mocno Green przykładała się do treningów, których z reguły i tak nie cierpiała. Gdyby nie próba ratowania jej samej, przyjaciółka miałaby się dobrze bez wątpienia.
- Nie znasz mnie, nie wiesz czy nie powinnam - to już było zwykłe pierdololo, bo nie miał pojęcia jaką jest osobą i czy zasługuje na to, by żyć w obozie czy w ogóle. Pewnie niejedną to by pocieszyło z ust takiego Revana, ale ona była zbyt mądra, by na to się nabrać.
Znów poczuła się nieswojo, gdy wspomniał o obciąganiu. Była przyzwyczajona do ogólnej wulgarności obozu, ale biorąc pod uwagę, że była dziewicą, to jednak przestąpiła nerwowo z nogi na nogę nagle oglądając swoje buty.
- Obiecałam Henry'emu, że będę trenować, więc będę to robić. Nie licz jednak na pasje i miłość, bo przemoc nie leży w mojej naturze - przyznała szczerze po chwili, ale taka była prawda. Robiła co musiała, a niestety nie to, co chciała.
Revan Le Tallec
Revan Le Tallec
Re: Polana w lesie Wto 19 Wrz 2023, 14:17

Le Tallec nie był ostatnimi latami zbyt dobrym mentorem, ale kiedy się jeszcze w miarę przykładał, dawał relatywnie dobre wyniki i pomagał adeptom rozwijać swoje umiejętności, więc może mu coś jeszcze pozostało z tego? Na pewno wyraził większe zaangażowanie w ćwiczenia z Hailey niż z kimś innym, gdyż sam fakt chęci poznania dziewczyny świadczył o tym, że nie ma aż tak olewczego stosunku do spełnienia prośby przyjaciela, o jaki można byłoby go posądzać. Nie miał jednak wpływu na to, jak odbiera to sama blondynka.
Dostrzegł to, że współczucie ją zirytowało, co dało mu jeszcze szerszy obraz tej sytuacji. Nie dość, że winiła siebie za śmierć przyjaciółki oraz uważała, że to ona powinna zginąć, tak dodatkowo czuła się winna czegoś narzeczonemu Rossy, co finalnie sprowadza ją do roli zwykłego popychla. Jak widać, dziewczyną mocno to wstrząsnęło, a sam Revan zrozumiał to niemal od razu, zwłaszcza po jej następnej odpowiedzi, w której usprawiedliwiła swoją martwą przyjaciółkę.
- Tego nie wiesz – odpowiedział szczerze, bo tego typu gdybania były domeną myślicieli, którzy zamiast robić, skupiają się wyłącznie na dywagacjach. Syn Pasithei wychodził z jednego założenia: co się stało, to się nie odstanie i tylko od nas zależy, co zrobimy dalej.
- Uważasz, że Rossa była lepsza od ciebie? – spytał wprost, choć doskonale znał odpowiedź i wiedział, że dziewczyna albo się przyzna do tego bez problemu, albo uniesie dumą i zaprzeczy, co finalnie wywoła ten sam efekt. Obstawiał jednak te pierwsze.
Uniósł lekko brew nawet nie udając zaskoczonego. Raczej było widać po nim nawet pewnego rodzaju frustrację związaną z jej odpowiedzią.
- Nie znam cię – powtórzył za nią. - Ale Rossa znała i wybrała ciebie kosztem swojego życia. Chcesz czy nie, los wybrał za ciebie i postanowił, że zasługujesz na jakąś szansę – wzruszył lekko ramionami, jak gdyby była to dla niego najprostsza rzecz na świecie. - Jeśli twoja przyjaciółka się na to zdecydowała, to oznacza, że coś w tobie jest – nie znał zbyt wielu półbogów, którzy zdobyliby się na tak heroiczny gest jak Rossa, ale Hailey wydawała się zapominać ciągle o pewnym fakcie. Nawet jeśli to był zwykły impuls, przyjaciółka Green dokonała wyboru i postawiła jej życie wyżej niż swoje.
Zaśmiał się głośno, gdy blondynka przyznała, że przemoc nie leży w jej naturze.
- Jesteś półboginią, promyczku – użył ironii, tworząc obraźliwe określenie. - Przemoc to połowa twojego jestestwa. Żyjesz tylko dlatego, bo używasz przemocy. Bądź używają jej za ciebie, żebyś mogła spać spokojnie, gdy to nie jest twoja kolej – zakpił z niej. - Możesz mówić co chcesz, ale nie zmienia to faktu, że żyjesz w świecie, w którym oddychasz przemocą i bez niej się po prostu udusisz – może mało subtelne porównanie, ale bardzo trafne, przynajmniej zdaniem Revana, który był z siebie bardzo zadowolony w tym momencie.
- I skończ już udawać dziewicę – rzucił prowokacyjnie. - Samo wspomnienie o Rossie pokazuje, jak bardzo przemoc JEST w twojej naturze – stwierdził spokojnie, jednocześnie stawiając teraz na nieco inną taktykę. Skoro sama nie miała ochoty opowiadać o sobie, to może prowokacjami zmusi ją do ujawnienia nieco więcej swojej historii, która – jak się okazało – ma ogromny wpływ na jej całe życie.
- Z ciekawości, co u tego chłopaka Rossy? – gówno go to obchodziło, ale skoro miał ją prowokować, to zamierzał poruszać bolesne dla niej tematy.
Sponsored content
Re: Polana w lesie

Polana w lesie
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
Similar topics
-
» Polana w środku lasu



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Skraj obozu :: Las-
Skocz do: