Dzień jak co dzień. To powtarzał sobie Tony, kiedy wschodzące słońce wbiło się do jego pokoju i musiał niechętnie pożegnać się z objęciami Morfeusza, aby być produktywnym członkiem społeczności. Zwlekł się z łóżka już chwilę później, wiedząc dobrze, że inaczej był w stanie przeleżeć pół dnia, aby wciągnąć na siebie jakiś t-shirt, uznając, że jest zdecydowanie za ciepło na ładowanie się w bluzę. A przynajmniej będzie za ciepło, kiedy już słońce faktycznie zacznie grzać zamiast tylko wisieć nad horyzontem. Wskoczył w jedne ze swoich wyświechtanych jeansów i trampki, z kaprysu wkładając na nos swoje zerówki, po czym skoczył do kuchni po jabłko w ramach śniadania, i, jak praktycznie codziennie, powędrował na obrzeża obozu. Niczego nie kochał tak jak spokoju, który miał między drzewami. Zwłaszcza, kiedy pogoda dopisywała. Miał tego dnia dużo energii. Za dużo. O ile wędrowanie i obserwowanie roślinek zwykle było wystarczającym zajęciem czasu, tym razem dość szybko zaczął się nudzić i w pewnym momencie zdecydował się wdrapać na jakieś drzewo. Nie tak całkiem bez powodu! Miał nikłą nadzieję, że ptak siedzący na wysokiej gałęzi zignoruje jego obecność i da się obejrzeć z bliska. Jak można się domyślić, zwierzę uciekło jak tylko się zbliżył, ale i tak wolał zostać na górze skoro już tam wlazł. Rozejrzał się po swoim otoczeniu i zauważył coś, co niekoniecznie mu się podobało. Więdnący listek kawałek dalej. Przesunął się na szerokiej gałęzi, którą okupował, próbując do niego sięgnąć, ale nie był w stanie się tak wyciągnąć. Oczywiście się nie poddawał, dopóki nie stracił równowagi i nie poleciał w tył, szybko chwytając się drzewa, aby, zamiast wylądować na ziemi, zwisnąć głową w dół, zahaczony kolanami o gałąź. Nie było to nic nowego, więc jedynie parsknął śmiechem, kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, ale wtedy zorientował się, że nie jest sam. A kawałek niżej znajdował się jakiś człowiek. Przekrzywił głowę na bok i to był ten moment, w którym jego okulary zdecydowały, że mają dość i zsunęły się na ziemię. Skrzywił się na nieprzyjemne uczucie, ale zaraz uśmiechnął się do nieznajomego. - Hej!
Ostatnio zmieniony przez Anthony Hawthorne dnia Wto 23 Cze 2020, 22:53, w całości zmieniany 1 raz
Salem Moore
Re: Serce lasu Wto 23 Cze 2020, 22:30
Nigdy nie był duszą towarzystwa. Owszem, lubił przysłuchiwać się plotkom, czasami nawet jakaś go rozbawiła, ale to należało do rzadkości. Wszystkie tory były zajęte, więc musiał zaczekać, aż zwolni się jakieś miejsce i będzie mógł wdrożyć swoją rutynę i postrzelać, ale gdy zobaczył tłum młodszych obozowiczów uznał, że szybko to nie nastąpi. Większość z nich nie trzymała w swoim życiu łuku, dlatego był rad, że nie przydzielono go do opieki. W zasadzie, to mimo nawet największych chęci byłoby to niemal awykonalne - marny to instruktor, który się nie odzywa. Miał iść zupełnie gdzie indziej, ale nogi powiodły go w stronę lasu i szybko wsiąkł między drzewa, z ulgą witając się z ciszą inną niż własna. Bywały dni, kiedy po prostu potrzebował się gdzieś zaszyć i wyciągnąć książkę, na ogół również z nią zasypiał i budził się później obsypany sosnowym igliwiem. Poza kilkoma ptakami i zającem nie napotkał niczego, co mogłoby popsuć mu plany, więc bezwiednie dreptał wśród paproci i w końcu zobaczył zaciszny zagajnik, który obrał sobie za cel. Z rękami upchniętymi w kieszenie luźnej, pomarańczowej bluzy przeskoczył nad rozległymi korzeniami dębu, wyplątał z białych włosów jakiś zabłąkany listek, po czym... ktoś zawisł mu przed oczami. I zgubił przy okazji okulary, które wylądowały przed jego żółtymi trampkami. Zamrugał nie do końca pewny co się właściwie dzieje, bo coś takiego nigdy wcześniej mu się nie przydarzyło. Poruszył ustami bezwiednie jak ryba wyłowiona z wody i fuknął, nagle rozeźlony. Przez całe to zaskoczenie zapomniał, że nie wszyscy przecież znają migowy, ale jego ręce już poszły w ruch.
「 Człowieku, nienormalny jesteś?! Prawie dostałem zawału! No i co tak patrzysz, co? Ha. Nie rozumiesz ani słowa, jasne. Ja pierdolę, co za dziwak. 」
Zmarszczył brwi i wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu, po czym spuścił wzrok na wciąż leżące mu pod nogami okulary. Odetchnął głęboko, jakby modlił się o cierpliwość i podniósł je, po czym przyjrzał się im nieufnie.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Wto 23 Cze 2020, 22:43
Po nieco dokładniejszemu przyjrzeniu się obcemu mężczyźnie zorientował się, że kiedyś go już widział. I to chyba nawet nie raz, a wręcz powiedziałby, że są w jednej drużynie, ale nie zdarzyło mu się z nim nigdy rozmawiać. Nie miał pojęcia jak ten ma na imię, ani tym bardziej czym dzieckiem jest, ale zanim zdążył o to zapytać, ten zaczął do niego migać. - O! - rzucił zaskoczony, od razu próbując wyłapać słowa. Do góry nogami było to... wyzwaniem. I to całkiem sporym, więc patrzył na niego ze zmrużonymi oczami, nagle w pełni skupienia, po czym zaśmiał się krótko na tą sugestię, że nie rozumiał. Nigdy nie miał okazji używać tego języka przy kimś... no, kimkolwiek właściwie. Był samoukiem, nie miał z kim rozmawiać, ale podobnie było z łaciną i greką, a przynajmniej nie miał w zwyczaju zaczynać od tego rozmowy, więc nawet nie wiedział kto mógłby je znać. - Hej... uh - zaczął na głos, aby zwrócić jego uwagę i odciągnąć ją od okularów. Nie wiedział czy ten słyszy, ale warto było spróbować. - Wybacz, właściwie zaskoczyłem samego siebie. I nieuprzejmie tak wyklinać nieznajomych, nawet jak zwisają z drzewa - wymigał z uśmiechem, trochę niepewnie, ale z każdym ruchem coraz sprawniej. Wisiał teraz wyłącznie na nogach, najwidoczniej licząc na szczęście bardziej niż faktycznie zapewniając sobie bezpieczeństwo. - Jestem Anthony - przedstawił się, także migając, po czym wyciągnął do niego rękę, zupełnie jakby nie zaczynało mu się kręcić w głowie od nadmiaru krwi spływającej do głowy.
Salem Moore
Re: Serce lasu Wto 23 Cze 2020, 23:04
Przyglądał się okularom pod różnymi kątami, jakby to było co najmniej znalezisko stulecia. Sam nie miał wady wzroku - i dzięki bogom - dlatego mógł dość sprawnie posługiwać się łukiem. Wrócił jednak spojrzeniem do nieznajomego, ale wciąż obracał oprawki w palcach. Spodziewał się chyba wszystkiego, jakiegoś mamrotania, pytania, co on właściwie robi z rękami i czemu nie odpowie jak normalny człowiek, a tu ni z tego ni z owego, drzewołaz zaczął... migać? Na jego twarzy najpierw pojawiło się niedowierzanie, a potem ustąpiło zakłopotaniu. Przechylił głowę na bok i uciekł spojrzeniem gdzieś na bok, bo poczuł się zrugany jak łobuzujący dzieciak.
「 No to... czemu tak zwisasz z drzewa? Wiesz, widziałem różne dziwne rzeczy, ale nikt mi jeszcze nie spadł z nieba. Nie, czekaj, zaraz faktycznie spadniesz. Jestem Salem. 」
Odstąpił o krok, nie bardzo wiedząc, czy powinien oddać mu już te okulary, zaczekać aż zejdzie, czy może zleci. Pierwsze negatywne wrażenie odeszło w niepamięć, skoro okazało się, że Anthony potrafi co nieco migać, a to oznaczało, że jak dobrze pójdzie, to będzie miał z kim pogadać. to bez używania telefonu albo notesu, niewątpliwy plus. Próbował jeszcze skojarzyć, czy kiedykolwiek jego twarz przynajmniej mignęła mu w tłumie obozowiczów, ale do góry nogami nie za dobrze widział. Miał problem z zapamiętywaniem poszczególnych osób, niejednokrotnie wpadał w ten impas, kiedy teoretycznie znał kogoś od miesiąca, a wciąż nie potrafił przypisać właściwego imienia.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 00:15
Roześmiał się na widok jego zaskoczenia, przepełniony dumą z samego siebie. No tak, nie mógł przecież spodziewać się, że jakiś losowy nieznajomy odezwie się do niego w migowym, ale ta reakcja jedynie poprawiła i tak już przyjemną sytuację. Dobra pogoda, grzejące słońce i lekki wietrzyk poruszający liśćmi drzew, dzięki czemu wkoło roznosił się przyjemny szum specyficzny wyłącznie dla lasów i parków. To wszystko sprawiało, że czuł się jak w domu. Humor mu sprzyjał, co było wzmożone możliwością poznania nowej osoby. Salem? Hm... - Jak to miasto? Czarownice?- wymigał swoje pierwsze skojarzenie. - Kot z Sabriny - dorzucił jeszcze, uśmiechając się entuzjastycznie. To było śmieszne przeżycie. Pracowanie mimiką i jednoczesne pilnowanie, aby pasowała ona do konkretnego momentu w wypowiedzi. Długo nie musiał się tak skupiać kiedy z kimś rozmawiał, ale niezmiernie cieszyła go możliwość użycia języka w praktyce. Jednak na coś się przydało! - Nie spadnę - zdecydował się dodać, po czym jednak spojrzał z lękiem w górę, kiedy poczuł, że jego nogi nieznacznie przesuwają się na gałęzi i owszem, był bardzo blisko wylądowania na głowie. Bo spadania na cztery łapy jak kociak jeszcze nie opanował. Pokazał Salemowi palec wskazujący w ramach prośby o poczekanie chwilę, po czym rozhuśtał się, aby dosięgnąć dłońmi do konara i podciągnąć się do siadu. Nie byłby sobą, jakby tak po prostu zlazł, więc zrobił fikołka wkoło gałęzi i dopiero po tym wylądował na stabilnym gruncie. Tylko, że zaraz po tym zakręciło mu się w głowie i mimo prób utrzymania równowagi poleciał na trawę tuż obok pnia drzewa. Złapał się za głowę, chociaż ani na moment z jego twarzy nie zniknęło rozbawienia. Teraz tym bardziej uznawał sytuację za najlepszą komedię. - Ups - mruknął, tym razem na głos i parsknął śmiechem. - Co tu robisz? Nie widziałem cię tu wcześniej - poinformował go po tym jak świat przestał wirować mu przed oczami i teraz po prostu patrzył na niego z poziomu podłoża.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 00:34
Och, litości. nasłuchał się takich uwag już z milion razy, i za tym kolejnym wcale nie były one zabawniejsze. Przewrócił oczami i wzruszył ramionami, po czym oparł się o pień drzewa w bezpiecznej odległości.
「Nie wiem. Wybierz sobie, może być miasto, może być kot.」
Kolejne zapewnienie ze strony szatyna jakoś nie sprawiło, by zaufał iż ten aby na pewno miał pojęcie co robi. Postanowił jednak obserwować z boku ze skrzyżowanymi na piersi przedramionami. Już myślał, że będzie zmuszony zwrócić mu honor na widok tego fikołka, ale akrobacje Tony'ego dobiegły końca kiedy zakręciło mu się w głowie i walnął jak długi w trawę. Podszedł do niego niepewnie, nadal z tym samym nieco drwiącym wyrazem twarzy.
「Ja ciebie też, a zapamiętałbym kogoś, kto miga. Ale może to dlatego, że raczej nie szukam towarzystwa.」
I właśnie dlatego wybrał się do lasu, ale jak widać nie dane mu było nacieszyć się samotnością. Przykucnął i sprawnie wsunął dzieciakowi okulary na nos, uważając, aby nie wepchnąć mu oprawki do oka. Teraz mógł lepiej mu się przyjrzeć, więc skorzystał z okazji i zawiesił wzrok. Ładne oczy - pomyślał, ale nie podzielił się tą uwagą. Nie dał również po sobie poznać, aby jakoś go to wewnętrznie poruszyło, był dobry w te klocki. Nie analizował go już bardziej szczegółowo, bo jeszcze ten coś by sobie ubzdurał, a jemu nie chciało się tłumaczyć ze swoich osobliwości. Spojrzał tęsknie na oddaloną o zaledwie kilka metrów polanę i znacząco poklepał wierzch torby, w której miał zachomikowaną książkę.
「Przyszedłem poczytać, więc już sobie pójdę.」
Uśmiechnął się blado, po czym wstał, otrzepał nogawki z liści i wyminął Tony'ego wierząc, że uprzejmości odhaczyli i teraz dane mu będzie posiedzieć w spokoju, bez niespodzianek.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 00:56
Był przyzwyczajony do upadków wszelkiego rodzaju. Miał przy tym jednak dość dużego farta, aby zwyczajnie nie robić sobie krzywdy. Oczywiście sprawa wyglądałaby inaczej jakby faktycznie zleciał z tego drzewa, ale przez lata nauczył się kiedy powinien przestać ryzykować i wydostać się z niebezpiecznej sytuacji. Co jak co, ale nie chciał wylądować jako pacjent w miejscu, w którym sam czasem wyklinał lekkomyślność obozowiczów. Instynktownie zamknął jedno oko, kiedy ten postanowił zwrócić mu okulary. Nie żeby ich potrzebował, ale i tak podniósł rękę, aby poprawić je na nosie i mieć pewność, że wygodnie leżą. - Dzięki - mruknął, uznając, że ten raczej słyszy, skoro wcześniej faktycznie zareagował na jego próbę zwrócenia na siebie uwagi. Chciał nawet o to spytać, nieważne czy powinien, czy nie do końca, ale Salem zdecydował się oddalić i o nie nie, tak być nie mogło. - Czekaj! - rzucił za nim, podnosząc się do siadu. On jeszcze nie skończył rozmowy. Miał wrażenie, że będzie musiał wyjaśnić swojemu rozmówcy jak działała podstawowa uprzejmość podczas interakcji. Zwyczajnie nie odchodziło się w trakcie! - Jesteś u nas, co nie? U Asklepiosa? Bo kojarzę cię, ale nie widziałem cię tutaj, w sensie chodziło mi o sam las. A mam wrażenie, że bywam tu częściej niż w swoim pokoju - przyznał, wchodząc w mały słowotok, ale chciał przekazać jak najwięcej informacji w jak najkrótszym czasie. Skoro już nie ograniczało go używanie innego, niekoniecznie wyćwiczonego języka, pokazywał swój faktyczny charakter gaduły. - Co czytasz? - dorzucił jeszcze, tak dla pewności, że jakoś uda mu się przeciągnąć rozmowę z nowym chłopakiem. Chociaż nie, nie był nowy. Ale dla niego równie dobrze mógłby być.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 11:50
Wiele osób mylnie sądziło, że skoro jest niemową, to nie słyszy. Nie obruszał się na takie insynuacje, bo rozumiał, że to często bywa ze sobą kojarzone, ale tak - do jego uszu docierało wszystko, a czasami nawet więcej niż by sobie życzył. Już miał sobie odmaszerować i wyrzucić z głowy wiszącego na drzewie dzieciaka (o ironio), ale ten poczuł jakąś irracjonalną potrzebę, aby zerwać się z trawy i za nim pogonić. A potem wpadł w słowotok, który sprawił, że Salem nawet nie wiedział co mu odpowiedzieć.
「No tak. Asklepios. A tutaj faktycznie nigdy nie byłem, po prostu szukałem miejsca, w którym będę mógł sobie poczytać i nikt nie będzie mi zawracał głowy.」
Mistrzem pierwszego dobrego wrażenia to on nie był, przy czym za każdym razem zastanawiał się, dlaczego ludzie od niego stronią. Może gdyby przestał sprawiać wrażenie niezdobytej góry lodowej, to miałby jakichś znajomych poza swoją siostrą. Słysząc pytanie sięgnął do torby i wydobył z niej opasłe tomiszcze O naturze rzeczy Lukrecjusza.
「Nie wiem, czy interesują cię poematy filozoficzne, ale jestem już jakoś w połowie.」
Epikurejczykiem nie był, ale w wielu tezach zawartych w tej szczególnej pozycji się zgadzał. Nic nie trwało wiecznie, a rzeczywistość była ciągiem następujących po sobie zmian, tworzenia, zniszczenia i odbudowywania. Biorąc pod uwagę okres w którym pisał Lukrecjusz, można było zrobić interesującą analizę mu współczesnych i spojrzeć na upadek cywilizacji rzymskiej przez pryzmat ów poematu, co też zamierzał zrobić, kiedy tylko skończy czytać.
「Jesteś synem Apolla? Albo Demeter, to by w sumie pasowało. Zgadłem?」
Oczy błysnęły mu przez chwilę, dając wyraz umiarkowanemu zainteresowaniu. Lubił wiedzieć. I mieć rację, a jako że był wprawnym obserwatorem, rzadko się mylił. Nadaktywność i słowotok były typowe dla lwiej części obozu, ale łażenie po drzewach i szwendanie się po lesie kojarzyły mu się z węższym gronem. No i uwalane ziemią ubrania, krótko przycięte paznokcie, ewidentna radość obcowania z naturą.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 13:04
Nigdy nie miał większego problemu z zawieraniem znajomości, chociaż z założenia nie zaczepiał nieznajomych osobników krążących po lesie. Każda zasada ma jednak swój wyjątek i Salem nim był, z tego prostego względu, że sposób poznania był o tyle nietypowy. Mogliby odwrócić się i iść w swoje strony, ale nie widział ku temu najmniejszego powodu, skoro akurat jemu zawisł nad głową i mogli dogadać się w ten jednak dość nieczęsto spotykany sposób. - Zwykle faktycznie jest spokojnie, raczej niewiele osób się tu zapuszcza - zgodził się z nim, jakby kompletnie do niego nie dotarło, że sam jest tym stworzeniem zawracającym komuś głowę. Już całkowicie odpuścił sobie miganie, skoro ten zdawał się nie mieć problemu z odpowiadaniem na zadane pytania. Nie czuł się w tym dość komfortowo, aby mówić tak wszystko, ale przynajmniej jego rozumiał bez problemów. - Filozofia? Nieszczególnie, chociaż zależy czyja. A o czym to jest? - zainteresował się, sięgając po książkę i spoglądając na Salema w oczekiwaniu na pozwolenie. Jasne, że lubił czytać, to łączyło się z zamiłowaniem do języków, ale to hobby pozwalał sobie zepchnąć na boczny tor. Naprawdę bardzo odległy, a przynajmniej przez większość czasu, kiedy to biegał między kliniką i lasem. - Niezły jesteś. Demeter - pochwalił z szerokim uśmiechem, trochę zaskoczony faktem, że ten tak szybko trafił. Chociaż może nie powinien się tak dziwić, raczej nie próbował szczególnie ukryć swojego pochodzenia. Zastanawiał się tylko czy jego matka to popierała, czy wywracała oczami za każdym razem, kiedy zaczynał włazić po jakimś pniu. - A ty jesteś od... - zaczął, obrzucając go oceniającym spojrzeniem. - Nie mam pojęcia. Jak ty to robisz? - rzucił trochę obruszony, że nie jest w stanie przypasować żadnej jego cechy z jakimś konkretnym bogiem. Musiałby go lepiej poznać. Nagle zatrzymał się wpół kroku i rozejrzał wkoło siebie, orientując się gdzie dokładnie był. Zaraz na jego twarzy wykwitła radość, pomieszana jednak z tajemniczym uśmieszkiem. - Chodź, pokażę ci coś! - polecił mu entuzjastycznie, tylko odrobinę zniżając głos, po czym złapał go za nadgarstek i popędził między drzewami, ciągnąc go za sobą na inną polankę, mniejszą, z większą gęstwiną gałęzi odcinającą dopływ światła słonecznego.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 13:20
Trafił mu się ciężki przypadek. Do tej pory najczęściej miał do czynienia z ludźmi, którzy odpuszczali sobie próbę nawiązania porozumienia, bo nie byli dość cierpliwi, aby zaczekać aż Salem raczy wyskrobać parę słów na papierze, czy wyklikać na telefonie. No, ale ten znał migowy, więc może to dlatego.
「O świecie, jak to filozofia. O tym, że wszystko jest w ruchu, upływ czasu jest nieuchronny, zmiany są konieczne, a my nie jesteśmy niczym więcej jak tylko zbitkiem atomów.」
Starał się wytłumaczyć to na tyle prosto, by ktoś nieobeznany z tematem mógł nabrać pojęcia o czym mówi. Lukrecjusz twierdził też, że bogów nie należy się obawiać, a jedyną pewną rzeczą jest śmierć, ale to już sobie darował. Nie wiedział jak reszta, ale od zeszłego roku jego strach przed wszystkim co boskie zdawał się rosnąć. Gdyby tylko miał wybór, wolałby być zwykłym dzieciakiem i przeżyć swoje nudne życie z daleka od takich rewelacji, ale jak to zazwyczaj bywało w jego przypadku - na nic nie miał wpływu. I to było cholernie frustrujące. Nikt go o zdanie nie pytał, a on przecież nawet nie prosił się na ten świat. Ojciec miał koszmarny gust, jeżeli chodziło o kobiety. Uśmiechnął się tryumfalnie, gdy okazało się, że miał rację. A więc radosne Dziecko Kwiatów, Pan Natura. Wypisz wymaluj.
「Jestem od tych, co jak im podpadniesz, to się nie wyśpisz.」
Naprowadził go trochę, wierząc w jego domyślność. Cienie pod oczami jakkolwiek zdawały się przeczyć, aby przynajmniej on spał spokojnym snem, ale na taki chyba będzie musiał sobie jeszcze poczekać. Jego ideałem było to, co Leśmian ujął w prostej frazie - Śmierć snem jest bez snów. I takie by wolał. Nie zdążył zareagować, bo szatyn już ciągnął go za rękę jak jakąś wystawową lalkę, na co fuknął rozeźlony, bo nikt nigdy od tak po prostu nie chwycił go za nadgarstek i nim nie rozporządzał. I nie mógł nawet wyrazić swojego niezadowolenia, bo do tego potrzebowałby obu dłoni. Jego złość momentalnie wyparowała, gdy obeznany w okolicy Tony pokazał mu lepszy zagajnik, taki bardziej ocieniony i kameralny. Lepszy niż ten, który wybrał sobie wcześniej. Wyswobodził się z uścisku i przestąpił parę kroków do przodu.
「Ale tu jest za ciemno, żebym mógł czy...」
Nie dokończył, bo potknął się o korzeń rozłożystego dębu i prawie wyrżnął jak długi. W porę jednak chwycił się usłużnie pochylonej gałęzi i stanął na nogi.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 13:49
- Dramatyzowanie - tak, właśnie w ten sposób zdecydował się opisać jednym słowem to całe filozofowanie. - Chociaż się nie mylą. Z tych wszystkich rozważań chyba najbardziej rozumiem Tao. Łagodność, pokora, niedziałanie. Też ujęcie, że człowiek jest niczym, ale jakoś tak... ładniej - przyznał, wzruszając ramionami. Niekoniecznie przepadał za tymi mędrcami, którzy przechodzili w skrajność ze swoimi negatywnymi poglądami i przekonaniami. Bez dwóch zdań lepiej odnajdywał się w nurtach powiązanych z naturą i posłuszeństwu jej, zamiast kwestionować rolę ludzką na tym ziemskim padole. - Nie przypominam sobie, abym ci kiedykolwiek podpadł - mruknął w odpowiedzi na tą wskazówkę. Co tu dużo mówić, nie sypiał najlepiej, chociaż koszmary były już znacznie rzadsze niż w poprzednim roku. Spokojne noce były coraz bardziej prawdopodobne, ale nienawidził niezdolności przewidzenia czy da radę przespać całą noc czy przebudzi się zalany zimnym potem. - Morfeusz? Nyks? - dodał zaraz, ponownie się uśmiechając, skoro miał jednak zgadywać kim jest jego boski rodzic, a nie narzekać na coś, co było codziennością dla wielu osób. Zbyt wielu. Ruszył za nim, patrząc po drzewach otaczających jego małą kryjówkę, po czym zobaczył nagły ruch kątem oka i rzucił się w jego stronę, aby przytrzymać go w pasie, jakoś może uratować przed upadkiem. Niepotrzebnie, jak się szybko okazało. - Ostrożnie - upomniał go łagodnie, ale z nagłą powagą, używając tego tonu, z którym zajmował się ludźmi w szpitalu, kiedy to zwracał im uwagę na to, czego mają nie robić po wyjściu do obozu. Wystarczyło jednak aby zorientował się, że ten był cały, aby wrócił mu entuzjazm. - I nie masz tu czytać. Znaczy jasne, możesz jak chcesz, droga wolna. Ale! - puścił go w końcu i ruszył tyłem w stronę ściany drzew naprzeciwko, gestem pokazując mu, że ma za nim podążyć. Obszedł jeden z pni dookoła, zadzierając głowę i przyglądając się gałęziom, po czym uśmiechnął się i oddalił o krok. Wyjął z kieszeni kilka żołędzi, które zebrał wcześniej tego dnia, po czym kucnął przy ziemi i pokazał Salemowi, że ma zrobić to samo. Wyciągnął rękę przed siebie, nisko przy trawie, i po kilkunastu sekundach po pniu zbiegła wiewiórka. Najpierw wąchała z daleka, ale szybko zdecydowała się podejść i zgarnąć zaoferowany przysmak. Szybko dołączyła do niej druga, więc Tony wyciągnął w stronę Salema pozostałe żołędzie, aby też mógł mieć tą frajdę.
Ostatnio zmieniony przez Anthony Hawthorne dnia Sro 24 Cze 2020, 14:18, w całości zmieniany 1 raz
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 14:08
Wzruszył miękko ramionami. Dramatyzowane, owszem. jak większość systemów filozoficznych, przez które przebrnął z ciekawości. Nie dotarł jednak do tego, o czym w tej chwili mówił Anthony, więc podniósł na niego wzrok z nieukrywaną ciekawością; prawdopodobnie przetrząśnie później bibliotekę, żeby uzupełnić te braki.
「Nie znam się na tym, ale moim zdanie człowiek za bardzo ingeruje w naturę. Za bardzo próbuje ją sobie podporządkować i mnie to denerwuje.」
Nie dał rady się powstrzymać, swoje opinie wygłaszał otwarcie i się z nimi nie ukrywał. Tu akurat chyba mieli zbieżność, więc sytuacja win-win. Wszechobecny beton w świecie, który otaczał ich obóz wywoływał w nim wyłącznie niechęć, i to nie tylko ze względów stricte estetycznych. Woda nie miała ujścia, nie mogła wsiąkać w glebę, przez co później dochodziło do powodzi, a ludzie i tak się dziwili za każdym jednym razem, zachodząc w głowę jak to się mogło stać. Parsknął krótkim, bezgłośnym śmiechem i pokazał mu palec wskazujący, informujący, że to ten pierwszy traf. Był od Morfeusza i również nigdy nie ukrywał swojego pochodzenia. Ale zaraz jego rozbawienie przeszło w żywe zakłopotanie, bo chociaż z opresji się wyratował - i to nawet z twarzą - to Tony uznał, że czas na jego refleks i po raz drugi wlazł mu z butami w przestrzeń osobistą. Niby nic, ale kiedy od lat unika się dotyku drugiej osoby jak ognia, efekt potrafi być żenujący. No i był, bo zaczerwienił się chyba po same koniuszki uszu i odstąpił o krok, bezwiednie wyłamując sobie palce ze stawów, aby przełamać nerwowość.
「Co chciałeś... och.」
Przestał manewrować rękami na widok wiewiórki, która najpierw popatrywała na nich nieufnie, by zaraz zejść zręcznie po pniu jak ruda wstęga i zgarnęła sobie żołędzia prosto z wyciągniętej dłoni mężczyzny. Gdy Tony zaoferował mu kilka, uśmiechnął się koślawo, bo o ile do niego pewnie większość leśnych stworzeń była przyzwyczajona, tak Salem nie zaglądał tu często. Mimo to spróbował, zostawiając małego fanta na koniuszkach palców i oparł brodę na kolanach.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 14:36
Oh. Wychodziło na to, że faktycznie będą w stanie się dogadać. Nie żeby kiedykolwiek miał co do tego wątpliwości, w końcu żył w świętym przekonaniu, że z każdym osobnikiem rasy ludzkiej da się znaleźć wspólny język. Podobnie zresztą z innymi gatunkami, przykładowo podsunięcie pod nos jedzenia było uniwersalnym znakiem pokoju. Mógłby spróbować zrobić tak z jakimś człowiekiem, bez ostrzeżenia dać mu talerz z obiadem. Chociaż z nieufności do miłych gestów mogłoby się to kiepsko skończyć. - Brzmisz jakbyś znał się wystarczająco dobrze - zauważył, jako że nie chodziło o bycie ekspertem od ekologii, a o szacunek. - Natura jest... perfekcyjna sama w sobie. Zapewnia wszystko czego ludzie mogą potrzebować, ale wyraźnie wielu to nie starcza. Tylko nie wiem w czym miałoby pomóc pozbywanie się jej - westchnął, jako że zwyczajnie nie pojmował dlaczego ludzkość uznała taki wzrost cywilizacji za konieczny. Oczywiście, było to w jakimś sensie wygodne, ale jakby Tony miał wybierać między luksusami a życiem w środku lasu bez pomocy wynalazków to nawet by się dwa razy nie zastanawiał. Obserwował swoich rudych przyjaciół z adoracją, kiedy to ostrożnie, nerwowy krok za kroczkiem, zbliżali się do nieznajomej ręki. - Odwiedzam je tu od jakoś trzech pokoleń - podzielił się, zniżonym głosem, aby nie przestraszyć maleńkich mieszkańców lasu. Często z nimi rozmawiał i to raczej normalnym tonem, ale zwykle był sam, a teraz nie chciał dodawać im dodatkowego stresu. Poznawanie nowego człowieka było wystarczające. Po kilku próbach, podchodzeniu i cofaniu się, jeden gryzoń podskoczył do dłoni Salema i zgarnął żołędzia, zaraz uciekając z nim na drzewo. Druga z kolei została na miejscu, podchodząc powoli i wyraźnie licząc na więcej jedzenia. - I ta chyba znowu jest w ciąży - zawyrokował, przyglądając się zaokrąglonemu brzuchowi samicy. - Rok temu urodziła aż pięć, a jednego nawet przyniosła mi do ręki - przyznał z lekkim rozbawieniem. Nie był dobry w oswajaniu zwierząt, nawet tego nie trenował, ale z tą konkretną kolonią wiewiórek związał się jakby był ich trochę przerośniętym członkiem rodziny.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 14:52
Z jakiegoś powodu człowiek pretendował do bycia nadrzędnym wobec natury, kiedy w rzeczywistości był jej częścią. To ciągłe dążenie do dominacji i tak było walką z wiatrakami, bo świat radził sobie doskonale zanim pojawili się ludzie, i poradzi sobie równie dobrze, gdy ich zabraknie. Ot, i cykl się domykał. Przemijalność. Tworzenie. Destrukcja. Odtworzenie.
「Jeżeli dążymy do samounicestwienia, to zmierzamy w doskonałym kierunku.」
Przeczytał gdzieś kiedyś, że człowiek w swej niezmierzonej kreatywności decydował się na takie rozwiązania, które prędzej czy później przyniosą mu szkodę. Pośrednio lub bezpośrednio, ze świadomością lub i bez niej. Dać człowiekowi patyk, a z pewnością sam zatłucze się nim na śmierć. Jego ponure rozmyślania przerwały wiewiórki, ale im nie potrafił mieć tego za złe. Patrzył zafascynowany, jak jedna po kilku nieśmiałych podchodach w końcu zwinęła mu żołędzia z palców, więc zamrugał parokrotnie i splótł ze sobą ręce w ogólnej ucieszności. Nawet się uśmiechnął, i to tak, jak zwykle tego nie robił; szeroko, pogodnie.
「Widziałeś?」
Udzielił mu się entuzjazm i podebrał mu więcej żołędzi, by wystawić ręce i czekać, aż kolejne rude stworzonko podejdzie, aby się poczęstować. Nigdy by nie pomyślał, że coś tak prostego sprawi mu tyle radości. Ale nigdy też nie próbował zaprzyjaźnić się z wiewiórkami, w czym prym najwidoczniej wiódł Anthony. Słuchał jego spostrzeżeń i momentalnie zwrócił spojrzenie w stronę wspomnianej samiczki, która faktycznie była jakby okrąglejsza od pozostałych łakomczuchów. Nie przypominał sobie, aby wcześniej widział małe wiewiórki, ale może później przetrząśnie internet, aby zaspokoić ciekawość.
「U nas w domku pod dachem zagnieździły się jerzyki. Do wczoraj nie miałem pojęcia, że one nigdy nie siadają na ziemi. Ale to bardzo ładne ptaki.」
Nie wiedział, dlaczego mu o tym mówi. Miał za to pełno takich losowych ciekawostek upchniętych na odpowiedni moment, ale jakoś nie miał sposobności, aby przy kimś z takową wyskoczyć. Uznał jednak, że piszczące z wieczora ptaki latające wściekle wokół domku mogłyby go zainteresować.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 15:19
Jakkolwiek ponura by ta myśl nie była, nie dało się z nią kłócić. Człowieczeństwo z jakiegoś powodu opierało się w dużej mierze na destrukcji, zarówno autodestrukcji, jak i wszystkiego co znajdowało się zasięgu ręki. Niepojętym było to, że ludzie po tysiącach lat niezachwianego przekonania o swojej wyższości, zdolnością organizacji i szacunku do zastanego świata wciąż nie dorównywali nawet najmniejszym z owadów. Tym samym, których tak chętnie deptali w momencie bezpodstawnego strachu. I w tym sensie Tony sam nie był świętym - bał się praktycznie wszystkich owadów, włącznie z motylami jak zdarzyło im się latać nieco za szybko. Zaśmiał się cicho, kiedy udzieliła mu się radość mężczyzny. Zwykle nikogo tam nie zaciągał, raczej starał się trzymać to miejsce dla siebie, ale nie żałował przyprowadzenia go tam. Zdecydował się na to spontanicznie, tylko dlatego, że byli w pobliżu, ale teraz miał wrażenie, że zrobił coś naprawdę istotnego. Pokiwał głową, aby pokazać mu, że owszem, widział, oraz chętnie oddał mu więcej orzechów. Przekręcił się, aby usiąść po turecku i dość szybko jedna z rudych wskoczyła mu na kolano, aby z ciekawością poskubać materiał. Nawet nie mrugnął okiem, jego spodnie i tak były w oklepanym stanie. - Nie siadają? - powtórzył po nim na głos, bo to też była nowa informacja. Poza tym wolał się upewnić, że dobrze zrozumiał. Został rzucony na głęboką wodę, wliczając rozszyfrowywanie gestów powiązanych z filozofią i środowiskiem, ale właściwie mu to nie przeszkadzało. - Skąd wiesz? A pokażesz mi je kiedyś? - spytał zaraz z nadzieją. Widywał już jerzyki, ale raczej nie było to w obozie. Zresztą, nie miał zwyczaju się po nim rozglądać. Jak się gdzieś spieszył miał klapki na oczach niczym skupione na celu dziecko. - Faktycznie możesz kontrolować sny? - zagaił po chwili obserwowania gryzoni, które skakały między nimi i to wąchały, to częstowały się żołędziami. Nie był do końca pewny jakie moce posiadają dzieci innych bogów, zwyczajnie nie było mu to do szczęścia potrzebne. Kilka pamiętał, jak chociażby unikanie pojedynkowania się z dziećmi Aresa czy pijackich gir z tymi od Dionizosa, ale to przede wszystkim dla własnego bezpieczeństwa.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 15:31
Zamarł w bezruchu, gdy jedna z wiewiórek wspięła się mężczyźnie na kolano. W tym czasie druga, korzystając z jego chwilowej nieuwagi, podkradła mu dwa żołędzie na raz i został z niczym. Widać było, że Tony musiał przychodzić tu dość często, skoro tak nieufne stworzenia czuły się przy nim swobodnie. On w sumie też się tak poczuł. Trochę.
「Nie. Całe życie spędzają w locie i uważam, że to jest absolutnie niesamowite.」
Pokręcił jeszcze głową przecząco, dla zaakcentowania. Starał się również migać powoli, aby mężczyzna miał czas i za nim nadążył. I tak był pod wrażeniem, że zupełnym przypadkiem po tylu latach wpadł na osobę, która rozumiała jego zawiłe gesty i machnięcia rękami. Na kolejne pytanie skrzywił się i wbił wzrok w wiewiórkę, która zaczęła zaglądać ciekawsko do nogawki Tony'ego. W końcu wzruszył lakonicznie ramionami i zakołysał się na boki.
「Bo ja wiem. Mogę sprawić, że zaśniesz, zwłaszcza, jak jesteś zmęczony. No i przy nas ludzie w ogóle mają lżejsze sny. Czasami.」
Tak. jedyne co mu w miarę dobrze wychodziło, to usypianie. Nadal próbował pracować nad koszmarami i wizualizacjami, ale z różnym skutkiem. Ponadto ciężko było to zweryfikować, w końcu obozowicze mieli wystarczająco wiele powodów, aby śnić paskudne rzeczy. Zauważył, że ta sama ruda złośnica, która wcześniej podkradła mu pozostałe żołędzie plącze mu się teraz wokół trampka, dlatego przestał się poruszać. Nie chciał jej wystraszyć, a butów nie było mu szkoda. Skoro podobały jej się sznurówki, pozwolił jej je popodgryzać. Miał zapasowe, nic się nie stanie.
「A ty? Co potrafisz zrobić?」
Nie miał zielonego pojęcia jakie moce mogły posiadać dzieci Demeter. Pierwszy raz z jakimś rozmawiał, bo normalnie byli zbyt zajęci rozprawianiem o uprawach i pogodzie, aby poczuł chęć zawracania im głowy bez konkretnego powodu.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 16:45
Bez dwóch zdań brzmiało niesamowicie. Właściwie to ciężko było mu sobie wyobrazić życie takiego jerzyka, ale faktycznie było w tym coś pięknego. Nieuchwytność stworzenia, które obrało za miejsce życia powietrze i nie raczyło zejść do niższego poziomu. Nie jak taki Tony, który był wszędzie gdzie poniosły go ręce i nogi. Jakby nie miał dość zmysłu przetrwania to pewnie rzucałby się z drzew w nadziei, że uda mu się wzbić w niebiosa, byle tylko odkryć także ten kawałek świata, w którym przyszło mu żyć. - Czyli jak ktoś cię irytuje i chcesz, aby się zamknął, to możesz go po prostu uśpić? - podpytał, patrząc na niego z fascynacją. Kiedy pracowało się przede wszystkim nad samorozwojem, jakoś tak zapominało się o tym, że inni ludzie też mieli swoje zdolności i to naprawdę skrajnie odmienne. - Ja tak mogę tylko jak naprawdę bardzo się rozgadam - poinformował go z rozbawieniem, oczywiście nie porównując się do jego mocy tak na serio. Zwyczajnie doświadczał już tego jak ludzie odpływają od wysłuchiwania jego monologów, kiedy zapędzał się w wyjaśnienia o roślinach, gdzie je znaleźć i jak traktować z szacunkiem. Ponieważ tak, nawet zrywanie ich wiązało się z poszanowaniem dla matki natury. Spojrzał na wiewiórkę maltretującą jego sznurowadło i zaśmiał się bezgłośnie. - Małe szkodniki - mruknął z czułością i otrzepał ręce, kiedy ostatni żołądź zniknął z jego dłoni. I tak dostały więcej niż zwykle, ale niech już będzie, że miał dobry dzień. Uczta z okazji przybycia gościa. Podniósł wzrok, kiedy ten znowu się odezwał, po czym uśmiechnął się szeroko. Przyłożył dłoń do trawy i po chwili skupienia spomiędzy źdźbeł wychynęła mała stokrotka. Kiedy już się rozłożyła, zerwał ją ostrożnie i odwrócił się do swojego kompana, aby wsunąć mu ją za ucho. Sam tak zwykle nosił, zwyczajnie dodawało to ludziom uroku. - To - rzucił, czując niemalże taki entuzjazm jak za pierwszym razem, kiedy wytworzył coś samą siłą woli. - Teoretycznie mogę tak robić też z krzewami i drzewami, ale to wymaga znacznie więcej skupienia - poinformował go z nutą niezadowolenia w głosie. Miał jeszcze sporo do nauki.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 18:29
Kiedy tak patrzył i słuchał, nabierał przekonania, że jego towarzysz ma więcej wspólnego z jerzykami niż mu się mogło wydawać. Sam chodził z głową w chmurach, łaził po drzewach i wyglądał na mocno zżytego z naturą. Szybkość jego ruchów też by pasowała, więc Salem na potrzebę chwili zaczął go sobie nazywać Jerzykiem.
「No tak. W sumie tak.」
Kącik ust drgnął mu zrywnie, a tajemnicą pozostało to, czy Moore naprawdę wykorzystuje w ten sposób swoją zdolność, czy była to jedynie kwestia poczucia humoru. Poruszył lekko stopą by przesunąć sznurowadło, za którym pogoniła spragniona rozrywek wiewiórka.
「Nie jest tak źle. Nie wiem jak inni, ale po tym jak prawie na mnie zleciałeś wcale nie czuję się bardziej senny.」
Ciężko, żeby ktokolwiek był. Ale to i jego gapiostwo, że nie usłyszał kogoś buszującego po drzewach, powinien był bardziej uważać. Nigdy nic nie wiadomo, a od zeszłego roku wyhodował sobie prężnie rozwijającą się paranoję. Podążył spojrzeniem za ręką mężczyzny, trochę zbity z tropu. Miał nadzieję, że Anthony nie wywoła zaraz jakiegoś trzęsienia ziemi, ale jego obawy rozmyły się i zniknęły, kiedy spomiędzy jego palców wychynęła nieśmiało stokrotka. Patrzył z zachwytem jak płatki powoli się rozchylają, ukazując żółty środek.
「Masz chyba najładniejszą zdolność jaką kiedykolwiek widziałem.」
Szybciej migał niż myślał, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że ten mały popis nie zrobił na nim wrażenia. Zrobił, tak samo jak to, że Tony zerwał ją gdy rozkwitła i wsunął mu za ucho. Nie wyróżniała się zbytnio na tle jego białych włosów, ale sam gest wywołał w nim co najmniej kilka sprzecznych odczuć. No bo z jednej strony - cholera. Jak an filmach, szalenie czarujące. Ale z drugiej strony, to o co tu chodzi? On zawsze taki był? Każdemu przy pierwszym spotkaniu wkładał kwiaty we włosy, czy tylko jego kopnął ten zaszczyt? Nie no, może każdemu. Pewnie tak, dzieciaki od Demeter są dziwne. Bo to chyba nie jest podryw, ale kurwa, nie znam się - pomyślał gorączkowo, starając się nie wyglądać jak ktoś, kto ma jakieś cięższe rozważania egzystencjalne.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 21:09
Przyjrzał mu się uważnie, przekrzywiając głowę na bok i uśmiechając się z nieukrywanym rozbawieniem. Salem najzwyczajniej w świecie go intrygował. Doskonale wiedział dlaczego dotychczas mijali się na wspólnej przestrzeni bez słowa - zwyczajnie się od siebie różnili. Dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka, a jednak zdawało się to być powodem, dla którego udało im się dogadać i teraz siedzieli otoczeni zgrają wiewiórek na polanie oddalonej od reszty obozowiczów i zabudowań, pozwalając aby te dwa światy - marzeń sennych i natury - się ze sobą zderzyły. - Ale wiesz, że jak teraz zacznę gdziekolwiek przysypiać, to automatycznie zwalę to na ciebie? - upewnił się, unosząc pytająco brew. Nie on ustalał zasady, tak to po prostu teraz będzie działać. Nie żeby często odpływał w środku dnia, ale jeśli zacznie to będzie wiedział gdzie się zgłosić. - W ogóle ile tu już jesteś? - dodał po chwili, zastanawiając się ile czasu tak naprawdę chodzili dookoła siebie bez prób nawiązania kontaktu. - Miałem wszystko pod kontrolą - prychnął urażony na tą sugestię, że mógłby kiedykolwiek spaść z drzewa. No... - Tym razem - dodał ze śmiechem, jako że nie zliczy ile razy się trochę poturbował po stanięciu na gałęzi, która okazywała się jednak nieco zbyt cienka. Dzięki doświadczeniu w takich zabawach mógł teraz pochwalić się zwinnością, ale wciąż czasem powijała mu się noga. Jedno zdanie. Seria gestów, które miał nadzieję, że dobrze zrozumiał, bo zaraz jego twarz zalała się rumieńcem i pochylił głowę, zawstydzony nieoczekiwanym komplementem. Zaśmiał się krótko i pokręcił głową. - Są... Są lepsze. Ale mogę robić wianki bez szukania kwiatów - podzielił się tym, co jak najbardziej miał za plus tej całej sytuacji. I niezależnie jak patrzyli na niego ludzie z obozu, kiedy wracał z kwiatami we włosach jak jakaś driada, najważniejsze, że sam czuł się z tym dobrze. - Chcesz wianek? Ale nie ze stokrotek. Za bardzo się zlewają - zauważył, przyglądając się kwiatkowi w jego włosach. U niego odgryzały się jak orzechy w czekoladzie mlecznej, ale najwidoczniej do każdego trzeba było dostosować indywidualny kwiatek.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 21:21
Spoważniał i wyprostował się nagle, teatralnie oburzony takimi insynuacjami. Szturchnął go lekko łokciem w ramię i mrugnął wesoło, żeby dać mu do zrozumienia, że tylko żartuje.
「Albo może po prostu zacznij się wysypiać? Zaginięcie Atlantydy to też niby moja sprawka?」
Jego bezgłośny śmiech był ekscentrycznym dodatkiem. I ciężko było do niego przywyknąć, bo ludzie już tak konotowali tę czynność z salwą radosnych pokrzykiwań, że brak głosu zdawał się aż wypalać dziurę. Wyglądał przy tym kuriozalnie i miał tego bolesną świadomość, za tym jednym tęsknił. Dlatego bardzo rzadko się teraz śmiał.
「Z dziesięć lat. A ty?」
Mógł mu kiedyś gdzieś mignąć przed oczami, ale nawet po tak długim czasie Salem policzyłby na palcach jednej ręki osoby, z którymi utrzymywał jakiś tam kontakt. Oczywiście na pierwszym miejscu była jego ukochana siostra, później paru znajomych, ale nic poza tym. Miał swoje książki, swój kubek malowany w gwiazdy i dopóki nie kończyła mu się w domu kawa, wszystko było w porządku. Poprawił sobie kwiatka przy uchu i przetarł oko nasadą nadgarstka, jakby chciało mu się spać. Widocznie miał już wyrobiony odruch, bo nie odczuwał senności.
「W walce ci się to raczej nie przyda, ale mi się podoba. 」
Nie zamierzał kwestionować jego zdolności bojowych, bo sam nie miał jakichś niesamowitych zasług na tym polu. Owszem, z łukiem radził sobie lepiej niż przeciętny obozowicz, ale w bezpośrednim starciu nie byłoby z niego pożytku. Rozsiadł się wygodniej, po turecku, uważając aby nie przepłoszyć towarzyszących im wiewiórek. Chętnie zobaczyłby inne kwiaty, a wianków pleść nie potrafił. To byłoby coś nowego.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 22:16
Łatwo podłapał jego żartobliwy nastrój i wciągając poważną minę na twarz zaczął kiwać głową, potwierdzając jego teorię. Świetnie, skoro sam mu to postanowił podstawić, nawet nie musiał się wysilać. - Uśpiłeś ich wszystkich i zatonęli, przyznaj się - polecił mu, skoro już przejrzał przez jego maskę niewinności, czy cokolwiek ten mógł mieć wcześniej. Po tej wiązance, którą dostał na samym wstępie, wiedział tyle, że nie miał do czynienia z osobą całkowicie opanowaną, chociaż teraz nie widział ani śladu po tej osobie, którą Salem był w pierwszym momencie. Naprawdę musiał sobie radzić z nieznośnymi ludźmi, skoro tak reagował na bliskie spotkania pierwszego stopnia. - Serio? Ja z... jedenaście - przyznał, zaraz patrząc na niego podejrzliwie. No teraz to już było dziwaczne, że spędzili dekadę w jednym miejscu i dopiero co postanowili faktycznie się poznać. - Co trenujesz? - zaczął z nim wywiad, uznając to za najlepsze miejsce zaczepienia. Nieszczególnie przepadał za sztukami walki, jakimikolwiek, ale skoro głównie obrony próbowali ich tu uczyć, na początku pobytu znaczną większość czasu spędzali na treningach. - Właściwie... Bywa przydatne. Jeszcze tego nie umiem, ale wiesz, rośliny mogą faktycznie pomóc. Chciałbym zobaczyć jak potworki przebijają się przez gęstwinę, która ot tak pojawiła się znikąd - zauważył, niekoniecznie zadowolony z faktu, że miałby wykorzystywać rośliny jako tarczę, ale tego dokładnie próbował się nauczyć. Musiał. Nie mógł być całkowicie bezbronny jeśli opuści teren obozu. Albo gorzej - coś znowu wedrze się do środka. - Chociaż masz rację, ja ogólnie nie nadaję się do walki. Jak jest... problem... - skrzętnie wyminął wspominanie o zeszłym lecie. Nie było im to teraz potrzebne. - ...nie pcham się na linię frontu. Jestem raczej od leczenia - podzielił się swoją funkcją. Nie widział się na polu walki. Znacznie bardziej przydatny był na tyłach, upewniając się, że skończą z jak najmniejszymi stratami w ludziach. Po chwilowej kontemplacji jego włosów wymamrotał pod nosem "cykoria", umieścił obie dłonie na trawie i wziął głębszy wdech, aby polanka w ich najbliższym otoczeniu wysypała się niebieskimi kwiatami. Zajęło to kilka minut, aby dłuższe łodyżki faktycznie wynurzyły się spod ziemi, ale na szczęście nie potrzebował ich wiele. Kiedy kwiatki zdecydowały się otworzyć swoje płatki, wydobył zza pasa nóż, aby uciąć je o mniej-więcej równej długości, pilnując się, aby nie wykonywać gwałtownych ruchów przez wiewiórkę, która wdrapywała mu się po plecach na ramię.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 22:33
Nie odpowiedział na to, tylko zacisnął usta w naburmuszony dzióbek i zmarszczył brwi. Niestety, jego zdolności nie pozwalały mu na uśpienie pokaźniejszej liczby osób, ale zawsze coś. Nie, żeby chciał brać udział w upadku jakiejkolwiek cywilizacji. Jedenaście. Cholera, przez tyle lat ile błąkał się po obozie nigdy nie natrafił na kogoś, kto potrafiłby migać, czyli na niego. Odetchnął ciężko, zrzucając to na karb swojego pecha i pokiwał głową ni to na tak, ni to na nie, jakoś bezwiednie i bez sensu.
「Strzelanie z łuku. No i jak chcesz się ze mną kłócić, to noże trzymaj ode mnie z daleka. Nie wiem, mam jakieś ciągoty do rzutów.」
Za każdym razem kiedy widział nóż, miał ochotę coś posiekać. Nie ważne, czy była to rzodkiewka czy coś innego, po prostu lubił trzymać go w ręku. Nigdy nikomu krzywdy nie zrobił, nie o to chodziło, ale i tak ćwiczył. Był zwolennikiem walki z dystansu, bo przy jego drobnej posturze bezpośrednia styczność z przeciwnikiem nie skończyłaby się dla niego dobrze. Wyobraził sobie, jak przed wyimaginowaną hordą bestii wyrasta cierniowy mur, albo coś równie imponującego i na chwilę odpłynął, by ubarwić sobie wizję kilkoma szczegółami. Tam dodał stokrotki, w innym miejscu wielkie pąki przypominające te, które wiosną przed liśćmi pojawiały się na magnoliach.
「Jesteś medykiem? Kurczę, teraz rozumiem. To dobrze, jesteście potrzebni.」
Nie chodziło mu o to, aby go pocieszyć. Naprawdę uważał, że bez dobrze zaopatrzonego szpitala i wykwalifikowanych lekarzy daleko by nie zajechali, i nie myślał już nawet o zeszłym lecie, ale o obozowej codzienności. Co chwilę ktoś odnosił drobne urazy podczas treningu, a na jesieni mieli prawdziwy wysyp przeziębień. Podniósł głowę dy mężczyzna stanął na nogi, kursując spojrzeniem od niego do wyrastających dookoła niebieskich kwiatów. Widząc wiewiórkę wspinającą mu się żwawo na plecy, uśmiechnął się lekko i przeciągnął się zanim wylądował miękko na soczystej trawie. Ręce wzniósł nad głowę, a leżąc i kontemplując goniące po niebie chmury pomyślał, że wcale nie jest mu przykro, że tym razem nie dane mu było poczytać w samotności.
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 23:12
Parsknął śmiechem widząc jego reakcję i notując sobie w głowie, że miał do czynienia z całkiem... uroczym człowiekiem. Dotychczas był zbyt zaaferowany wykonywaniem przeróżnych czynności, od wiszenia do góry nogami po tworzenie kwiatków, aby faktycznie analizować jego rysy twarzy pod tym względem. Zresztą, większość czasu i tak patrzył na jego ręce, aby mieć pewność, że nic mu nie umknie. Zaraz jednak obrzucił go zaniepokojonym spojrzeniem na to ostrzeżenie. No świetnie, a to akurat on zawsze nosił ze sobą nóż, nieważne gdzie się wybierał. Najwidoczniej prosił się o przedwczesną śmierć przez zostanie tarczą do rzucania, jak tylko go czymś zirytuje. Skinął głową na potwierdzenie, że pałał się właśnie medycznymi sprawami. Doskonale wiedział, że są potrzebni, potwierdzała to chociażby dość znacząca liczba osób znajdujących się w szpitalu praktycznie codziennie, ale mimo wszystko dobrze było dostać to zapewnienie. Poczucie, że wcale nie marnuje swoich "boskich mocy" chowając się w szpitalu podczas prawdziwych zagrożeń. - Co dokładnie rozumiesz? Nie zakładałeś, że mogę się przydać w walce? - wyrzucił mu, spoglądając sponad rosnącego pęczka kwiatów, które ściskał w dłoni. Jednak nieprzyzwyczajony do rozmowy z potrzebą obserwowania towarzysza, ponownie pochylił głowę, uniemożliwiając sobie zobaczenia jakiejkolwiek odpowiedzi. Kiedy zdecydował, że posiada wystarczającą ilość kwiatów, z ciekawską wiewiórką na ramieniu wrócił na swoje miejsce obok wylegującego się Salema, pakując nóż w bezpieczne miejsce. Czyli poza zasięgiem wzroku narwanego syna Morfeusza. - Nie zamierzam się z tobą kłócić. A ty nie tykaj mojego noża - ostrzegł, sadowiąc się na trawie i rozkładając przed sobą zebrane rośliny. Podniósł dwie łodyżki i zaczął sprawnie skręcać z nich pierwszy węzełek. Był do tego tak zwyczajny, że bez problemów był w stanie przy okazji kontrolować czy jego towarzysz nie ma czasem nic do powiedzenia. - Ale to wiele tłumaczy. Nie umiem celować. Łuk odpuściłem sobie jak tylko mogłem - przyznał, sięgając po kolejny kwiatek i dołączając go do wykręcanego w palcach wianka. - Ja jestem od, no, noży. I patyków - mruknął jeszcze, doskonale bawiąc się przy swoich własnych żarcikach.
Salem Moore
Re: Serce lasu Sro 24 Cze 2020, 23:31
Nie zamierzał mu ujmować z jego umiejętności bojowych, co do których to nie miał pewności, bo im nigdy nie świadkował. W nagłej potrzebie ludzie potrafili wykrzesać z siebie pokłady takiej siły, o jaką by się nie posądzali. Nawet, jeśli wcześniej ledwo byli w stanie unieść ciężar miecza.
「Tego nie powiedziałem. Może to przez te okulary, albo dlatego, że pachniesz mi trochę szpitalem. Tak, zauważyłem jak zawisłeś mi nad głową.」
Miał wyczulone zmysły, i to nie tylko dlatego, że od lat się nad nimi skupiał. Brak jednego z nich naturalnie wyostrzał pozostałe, więc można powiedzieć, że zapłacił swoją cenę, a teraz wyskakiwał z takimi niespodziankami. Przeczesał palcami źdźbła trawy, uśmiechając się przy tym jakby odnajdywał w tej czynności coś niezwykle przyjemnego. Poza kumarynowym zapachem typowym dla przysychających kłosów wyczuwał również ziemisty akcent gleby i rosnącą gdzieś niedaleko sosnę, a to go uspokajało.
「Mogę cię nauczyć.」
Przewrócił się bez ostrzeżenia na brzuch, bo Anthony wrócił na swoje miejsce i chciał zobaczyć jak on te wianki wyplata. Nigdy tego nie potrafił, chociaż wszyscy mówili, że to przecież takie proste. Jemu co najwyżej wychodziły bezkształtne węzły przywiędniętych, bogu ducha winnych niezapominajek, a że wolał je oglądać pod domem, to przestał im dokuczać. Podparł się na łokciach i pozwolił sobie podkraść jeden z kwiatów cykorii, który począł obracać w palcach i przyglądać się badawczo kształtom płatków.
「To jest... ta sama cykoria, którą czasami jemy? Taka niby sałata?」
Nie znał się na tym, ale słysząc nazwę od razu skojarzył ją z warzywem. Lubił jej gorzki posmak i nigdy nie wybrzydzał, gdy pojawiała się na talerzu. Spojrzał na niego pytająco i po chwili zastanowienia uznał, że ma chyba wystarczająco odwagi, aby wpleść mężczyźnie podkradzionego kwiatka za ucho, tak, jak on zrobił to wcześniej ze stokrotką.