Folklor powoli wszedł do pomieszczenia, które wykorzystywane było przez greków jako strefa relaksu. On jednak nie czuł się w tym miejscu komfortowo. Prawda jest taka, że od powrotu z misji w ogóle nie czuł się dobrze z decyzją, którą musiał podjąć. Miał jednak świadomość, że w końcu nadejdzie moment podjęcia przez niego tak poważnej decyzji jaką miał właśnie dziś ogłosić całej drużynie Dionizosa. Sytuacji nie poprawiał również fakt, że Folklore był całkowicie trzeźwy. W celu spotkania się z grupą odstawił alkohol na dwa dni, co było dla niego nie lada wyczynem, co skutkowało typowymi dla alkoholika odruchami, tj. drżenie rąk. Wiedział jednak, że w takim momencie musi być w stu procentach świadom tego co robi, a także chciał zostać odebrany w identyczny sposób przez wszystkich swoich podopiecznych. W samej sali jeszcze nikogo nie było, dlatego też nie musząc się z nikim witać ruszył do głównego fotela, który skierowany był frontem do wszystkich pozostałych. Kiedy już do niego dotarł, usiadł w nim, założył nogę na nogę, a następnie wyciągając z kieszeni skóry papierosa włożył go sobie do buzi i odpalił. W takiej pozycji czekał na pozostałych członków drużyny.
Giotto Nero
Re: Grecka strefa relaksu Nie 19 Lip 2020, 01:38
Wiadomość od Folklore nie zdziwiła Giotto, gdyż już w kuluarach przewijało się kilka informacji, które dotarły i do samego syna Fobosa. Jedna z ostatnich rozmów z Galichetem pozwoliła mu nabrać pewnych podejrzeń, albo raczej - upewnić się w swojej ocenie, która dawno temu była już jednoznaczna. Nim jednak Giotto przejdzie do powtarzania, że znowu miał rację i koniec końców syn Hekate zrobił to, co trzeba, postanowił go wysłuchać, bo to przecież był Folklore Galichet - równie dobrze mógł to być wieczór kawalerski dla Giotto. Tak, pana Nero nie zdziwiłaby nawet obecność fraulein Brandy i posterunkowej Crystal. Wszedł na teren greckiej strefy relaksu jako pierwszy i od razu dostrzegł Galicheta, który siedział w typicznej dla siebie pozycji ze szlugiem w ręku. Brakowało jeszcze browara albo szklanki whiskey. Giotto podszedł do kapitana drużyny i skinął mu głową, jednocześnie rozglądając się za mopem, który może Galichet tu ze sobą przyniósł. - Jedno sprzątanie kibli i już narada? - spytał nieco prześmiewczo, choć tak naprawdę w dupie miał to, po co Folk ich tutaj wszystkich zwołał. Tak na dobrą sprawę, Giotto był tutaj bardziej z grzeczności względem swojego przyjaciela, niż jako obowiązkowy członek drużyny Dionizosa. Zajął miejsce obok Galicheta, nie chcąc oddalać się zbytnio z dwóch powodów: chciał dobrze słyszeć to, co forumowy avatar Errana Morada ma do powiedzenia oraz nie chciał, by zagadał do niego ktoś z tych plastusiów z Dionizosa, którzy uważali się za herosów. Oparł się wygodnie o oparcie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, przymykając oczy oraz pochylając nieznacznie głowę w przód w oczekiwaniu na resztę czerwonych.
Joanne Collins
Re: Grecka strefa relaksu Nie 19 Lip 2020, 13:15
Joanne była wyraźnie zdumiona, a może raczej zdziwiona wiadomością, którą otrzymała od kapitana drużyny. Jak zwykle, zaczęła w głowie układać różne scenariusze, które miałyby przewidzieć z jakiego powodu zostali tu zwołani. Nie wiedziała na co ma się nastawić, więc postanowiła przybrać maskę obojętności i udać się w wyznaczone miejsce. Weszła do pomieszczenia i była szczerze zdumiona tym, że czekało tu dopiero dwoje herosów. W jej przypadku nietypowym było zjawianie się przed czasem, bo na ogół przychodziła na styk albo spóźniona. Rozejrzała się dookoła na wypadek, gdyby coś przeoczyła, jednak okazało się, że wzrok jej nie myli. Ruszyła więc wgłąb pomieszczenia pewniejszym krokiem i posłała nikły uśmiech do obecnych już herosów w geście powitalnym. - Znowu ktoś coś nabroił?- zapytała, unosząc jednocześnie brew. Tak, to było jedno z jej głównych podejrzeń. Spodziewała się, że czeka ich albo opierdziel za coś, albo spotkali się tylko po to, by przypomnieć półbogom po co tu są i, aby pogonić ich do roboty. Zajęła miejsce na jednym z wolnych foteli i rozsiadła się na nim wygodnie. Przyjrzała się na moment Galichetowi, odnosząc chyba trochę inne wrażenie niż obecny tu Giotto. Czegoś jej brakowało w obecnym zachowaniu kapitana, choć papieros w zębach idealnie wpasowywał się w ten obrazek. W tym momencie rozejrzała się dookoła, a na jej twarzy wymalowało się zdziwienie, ponieważ nie dostrzegła w pobliżu żadnego alkoholu.
Garrido zdziwiła się informacją o nieplanowanym wcześniej spotkaniu. W końcu te działy się raczej dość rzadko i dość nieregularnie, a już z pewnością nie były zwoływane niemal w ostatniej chwili. Przez chwilę nawet pomyślała, że może Folklore nie żyje i Dionizos chce im to przekazać, ale zauważyła go na godzinę przed spotkaniem na terenie obozu. Wyglądał też całkiem normalnie, tylko jakiś nieswój się wydawał. A może coś się wydarzyło? Nie przyjrzała mu się za dobrze, ale chociaż nieszanowany bo nieszanowany kapitan, ale żył, bo przecież ona mu nie życzyła niczego złego. Było ciepło, więc ubrała się jak ubrała na wszelki wypadek zakładając czarne spodenki, gdyby okazało się, że jednak ktoś umarł. Nie no dobra, to bzdura. Zwyczajnie pasowały jej do tej koszulki i lekkich sandałków na niewielkim obcasie. Wyprostowała nawet włosy, choć obawiała się, że długo taki stan nie potrwa przez wilgotność powietrza. No nieważne! Trzeba pielęgnować obraz pustej, próżnej suki czyż nie? Carla weszła na miejsce spotkania kilka minut przed czasem. Od wejścia rozejrzała się po bardziej i mniej znanych twarzach, tylko do niektórych posyłając lekki uśmiech. Upatrzyła wolny fotel niedaleko kapitana - wiadomo, by słyszeć co się dokładnie dzieje - a dokładniej obok Nero. Naprawdę wszyscy się go tak bali, że nawet nie chcieli tam usiąść? - Giotto, Folk - skinęła im głową z lekkim uśmiechem w kolejności zgodnej z wykazywanym przez nią szacunkiem. Niestety, Galichet sam sobie na to zapracował. Usiadła na wspomnianym wyżej fotelu, założyła nogę na nogę i obserwowała całe otoczenie. Po chwili dopiero wyłapała emocje kapitana, bo z nudów używała swojej mocy rozpoznawania ich. Zerknęła na niego z lekko ściągniętymi brwiami. Co tu miało się wydarzyć?
Blake Simmons
Re: Grecka strefa relaksu Pon 20 Lip 2020, 08:32
Z początku wieść o nagłym spotkaniu zarządzonym przez kapitana, nieco zaskoczyła Blake, efekt ten jednak nie trwał zbyt długo. Treningi i codzienne obowiązki, tak potrzebne córce Aresa po ostatniej misji, skutecznie odwróciły jej uwagę od spotkania z drużyną i zastanawianiem się nad jego celem. Folklore bywał nieprzewidywalny i Simmons wolała usłyszeć wszystko co miał im do powiedzenia prosto z jego ust, aniżeli spedzać czas na zgadywaniu, czego mogło to dotyczyć. Po ostatnim treningu tego dnia wykompała się i przebrała w czyste, zwyczajowe dla siebie ubranie, po czym wyszła na spotkanie. Po drodze wypaliła jednego papierosa co mogło być jedyną oznaką tego drobnego niepokoju, czy aby nie usłyszą dzisiaj o czymś, czego woleliby nie słyszeć. Wchodząc na salę od razu skierowała się w stronę wolnego miejsca obok Joanne, które dostrzegła, tych zainteresowanych jej przybyciem obdarzając skinieniem głowy na powitanie. Po drodze zauważyła trzęsące się nieco dłonie ich kapitana, co tylko wzmogło w niej poczucie wewnętrznego niepokoju. Najwyraźniej to spotkanie miało mieć na tyle poważny wydźwięk, że Folklore przyszedł na nie trzeźwy i chociaż Blake nie bywała pesymistką, miała wrażenie, że nie świadczy to o niczym dobrym. Usiadła na swoim miejscu wygodnie, chociaż bez rozkładania się i okazywania zbędnej w tym momencie obojętności, której zresztą wcale nie czuła, po czym uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciółki, z tym znaczącym spojrzeniem w ciemnych oczach, które wyrażało jej niewypowiedziane wątpliwości. Na koniec utkwiła wzrok w ich kapitanie, czekając na to, cokolwiek miał im do powiedzenia.
Gość
Gość
Re: Grecka strefa relaksu Pon 20 Lip 2020, 18:13
Minuty mijały, a w sali pojawiało się coraz więcej osób. Z przybyciem każdej kolejnej osoby Folk czuł coraz większy dyskomfort, a w jego gardle zaczęła narastać gula, która wydawała się mieć zamiar całkowicie pozbawić go głosu. W niedługim czasie w greckiej strefie relaksu zebrali się niemalże wszyscy członkowie drużyny Dionizosa. Kapitan nie miał jednak zamiaru zaczynać od razu tego spotkania. Wyciągnął z kieszeni kolejnego papierosa, włożył go sobie do ust i odpalił. Zaciągając się raz za razem wodził wzrokiem po każdej osobie, która znalazła się w pomieszczeniu. Na pierwszy ogień poszła Joanne, następnie Blake, Carla, a także inni członkowie drużyny. Ostatnią osobą, na którą spojrzał był jego największy przyjaciel Giotto. Przy jego osobie Folk zatrzymał się dłużej wspominając wszystkie wspólne misje i lata spędzone w obozie. Nie trwało to jednak długo, gdyż jak wszystko co dobre papieros też kiedy się kończy. Zgaszonego peta strzelił palcami za siebie, sam natomiast wstał z fotela. Po chwili ruszył w stronę Joanne, która siedziała nieopodal, aż w końcu zatrzymał się jakieś dwa metry od niej. Patrząc w oczy dziewczyny uśmiechnął się i rzekł spokojnie: - Pamiętasz Joanne swoją akcję z wsypaniem proszku do prania w buty wszystkich członków drużyny Asklepiosa w deszczowy dzień? Miałaś wtedy może z czternaście lat. Do dziś pamiętam jak cała ich drużyna kurwiła, że powiesi tego kto zmalował im taki numer. Pamiętasz może kto wtedy pomógł Ci "pozbyć" się dowodów w postaci tego proszku? Powiem Ci szczerze, że nie pamiętam ani jednego momentu w swoim życiu, poza tym oczywiście, kiedy prałbym czyste ubrania codziennie. Następnie jego wzrok powędrował na Blake, która siedziała obok blondynki: - A Ty Blake? Pamiętasz kiedy w wieku siedemnastu lat wypiłaś największy skarb Dionizosa? Jedyna butelka wina, którą pozostawił mu Zeus. Jedyna, która nie mogła zamienić się w dietetyczną colę z powodu klątwy. Dionizy trzymał ją na specjalną okazję, "czarną godzinę" jak to zwykł mawiać. A Ty co wtedy zrobiłaś? Wyzerowałaś niemalże całą butelkę z powodu zakładu z dziećmi Aegira, mówiąc im, że nie musisz być dzieckiem boga alkoholu, aby ich przepić. Pamiętasz może kto wtedy wziął winę na siebie? Ja chyba nigdy nie zapomnę tego jak przez miesiąc musiałem czyścić wszystkie stajnie w obozie.. Po tym wywodzie Folk odwrócił się w stronę Giotto oraz Carli: - A Ty Carla? Pamiętasz swoje zabawy w wieku szesnastu lat z dziećmi Aresa? W życiu nie widziałem ponad 10 dorosłych facetów, którzy biegaliby nago po obozie i kręcili swoimi siurami udając śmigło przy jednoczesnym udawaniu jego dźwięków. Pamiętasz może kto później krył Cię przy wszystkich mówiąc, że działałaś na polecenie kogoś innego i w sumie byłaś jedynie ofiarą? Niezły wtedy dostałem wpierdol - przekrwione oko, pęknięta kość policzkowa oraz trzy złamane żebra. Na samym końcu zwrócił się do Giotto: - Jeśli chodzi o Ciebie to Ty ratowałeś mi dupę zdecydowanie częściej niż ja Tobie. Kończąc Folk znów wrócił przed swój fotel i zwrócił się twarzą do całej społeczności drużyny i zaczął poważnym, spokojnym głosem: - Od dłuższego czasu dochodzą mnie słuchy o tym jak się wypowiadacie na mój temat. Nazywacie mnie alkoholikiem, nierobem, chlorem, a także wieloma innymi chujowymi osobami. Nie uważam żeby było to nie zasłużone. Od tamtego dnia... Uważam, że coś we mnie pękło. Większość z was dotarła do obozu wtedy kiedy już piastowałem urząd Kapitana Dionizosów. Część z was może zna historię jak to się stało, inni może nigdy się tym nie interesowali i stwierdzili, że Dionizos wybrał mnie na kapitana przez to, że przepiję każdego z was... Chcę tylko żebyście wiedzieli, że nigdy nie prosiłem się o pozycje kapitana, a zrobiłem to jedynie dlatego, bo chciałem ratować ludzi żyjących w tym obozie... W końcu przybyło dziecko Tartaru i uwierzcie mi... W życiu nie widziałem takiego pogromu jak wtedy. Traciłem przyjaciół, znajomych, półbraci i półsiostry, ale nigdy na taką skalę. Takie coś potrafi zniszczyć każdego, zwłaszcza kiedy zostajesz z tym całkowicie sam. Czuję też, że zawiodłem was wszystkich. Wydaje mi się, że nie nauczyłem was, pomimo ogromnych starań, jak postępujemy w tej drużynie. Opierdalanie za plecami? Wyzywanie członków swojej drużyny? Niezależnie jacy by byli... Każde z was powinno być w stanie zasłonić piersią drugie kiedy wymaga tego sytuacja. Dla takich ludzi nie widzę miejsca w drużynie Dionizosa, a także w obozie, który w takiej sytuacji ma ze sobą współpracować. Skoro w tej drużynie są osoby, które gotowe są uwłaczać i poniżać innych członków tej samej grupy to nie powinno ich być między nami. Powinniśmy być jednością... Jeden za wszystkich.. - zamilkł na dłuższa chwilę.- Tak więc korzystając z prawa, które nadał mi Dionizos...- Jego głos zmienił teraz ton na zdecydowanie bardziej wkurwiony.: - Każdego członka Dionizosa za wyjątkiem Giotto wydalam z obozu. W momencie kiedy wyjdziecie z tej sali satyry, które znajdują się za drzwiami wyjściowymi każdemu z was nałożą specjalną runę, która uniemożliwi wam ponowne przekroczenie bariery... Chyba, że... Osoby, które dopuściły się takich czynów wyjdą w tym momencie przed szereg. Wtedy wydaleni zostaną tylko oni.. No i macie jeszcze trzecią opcję... Któreś z was może wyzwać mnie na pojedynek o tytuł kapitana.. Wtedy to on będzie podejmował decyzje. A więc? jak będzie? Po tych słowach założył dłonie za siebie i czekał na decyzję grupy.
Blake Simmons
Re: Grecka strefa relaksu Pon 20 Lip 2020, 20:58
Blake słuchała z uwagą słów kapitana, które z każdym zdaniem wzbudzały w niej coraz większy niepokój. Fakt, akcja z winem Dionizosa była dość zabawnym wspomnieniem, jednak wyraz twarzy Folka gdy o tym opowiadał nie pozostawał wątpliwości odnośnie tego, jaki wydźwięk miał ten pełen sentymentu monolog. Oderwała od niego wzrok w momencie, w którym zaczął mówić o braku szacunku do jego osoby. Nie mogła czuć się winna temu co mówił, a fakt, że zrzucał winę zbiorowo na całą drużynę czerwonych sprawił, że w jej klatce piersiowej zaczęła rosnąć fala złości. Chodził sobie po tej sali i wytykał im błędy, z którymi w zupełności się nie utożsamiała. Kiedy oznajmił, że wszyscy zostają wyrzuceni z drużyny, poczucie niesprawiedliwości spadło na nią jak grom i przytłoczyło tak, że przez chwilę musiała wstrzymać oddech. Złość córki Aresa była ogromna, jednak wyparowała w momencie, kiedy podniosła wzrok na swojego kapitana. Był załamany. Wszystkie te negatywne emocje nagle przerodziły się w coś zupełnie innego. Jemu przecież naprawdę na nich zależało. Od zawsze. Wiedziała, że alkohol był sposobem ucieczki przed pewnymi rzeczami i nigdy nie oceniała go przez ten pryzmat. Kiedy zapadła cisza po jego ostatnich słowach, Blake czekała całe dziesięć sekund zanim wstała ze swojego miejsca. - Jeżeli mam wziąć winę za swoje przewinienia, jestem gotowa to zrobić – oznajmiła, przerywając ciszę i wbijając spojrzenie w Folka. Widział w jej oczach jak bardzo zabolała ją wizja opuszczenia obozu, wiedział że to miejsce było dla niej wszystkim. Stała jednak tutaj przed nim i była gotowa przyjąć jego surową ocenę, czy to za jej winę czy też kogoś innego. - Przyznaję się do tego, że nie zawsze zgadzałam się z tobą, często też zdarzało się, że byłam uszczypliwa, niepoprawna, przekraczając być może pewne granice relacji członka drużyny i jego kapitana. Zawsze jednak szanowałam twoje rozkazy i ciebie jako osobę kompetentną, na tym miejscu na którym się znajdujesz. Nigdy nie odmówiłam wykonania rozkazu. Przyznaję też, że nie potrafiłam pałać sympatią do wszystkich członków drużyny Dionizosa, być może nie tak jak powinnam. Ostatnio jak zobaczyłam zdechłego kota na ulicy, miałam ochotę wziąć go ze sobą do obozu żeby wsadzić pod poduszkę Nero. [b/]- Wzruszyła ramionami, jakby nie mogła nic poradzić na tę wredną część swojej osobowości, jednak jednocześnie dawała do zrozumienia, że w pewnym stopniu była w stanie się powstrzymać przed tego typu czynami. W końcu pod poduszką żaden kot nie wylądował. A ona wciąż żywo pamiętała wiadro na głowie. - [b]Kiedy Carla zrobiła żart moim braciom, miałam ochotę ją wypatroszyć, jednak zamiast tego tydzień później stałam u jej boku na arenie, walcząc ramię w ramię- ciągnęła, chociaż jej entuzjazm do tej krótkiej mowy ewidentnie podupadł. Na chwilę odwróciła wzrok od Folka, trawiąc coś w środku, aż w końcu wyprostowała się jak prawdziwa córka Aresa, gotowa na to co jej przełożony postanowi dalej. - Jeżeli jako kapitan uważasz, że muszę opuścić obóz, czy to z własnej winy czy też z winy kogoś innego, zrobię to z szacunku do ciebie i twojej pozycji.
Joanne Collins
Re: Grecka strefa relaksu Pon 20 Lip 2020, 21:02
Niedługo po niej do pomieszczenia weszła Carla. Joanne nie mogła oprzeć się temu, by zlustrować ją z góry na dół i ocenić choćby to jak stawia kroki lub to co miała na sobie ubrane. Zadziwiające było, że na ogół w ogóle nie zwracała na to uwagi, ale w przypadku córki Afrodyty lubiła sobie znaleźć cokolwiek do czego mogłaby się przyczepić. Szybko dała sobie jednak z tym spokój. Jej wzrok zwrócił się znowu w kierunku kapitana drużyny i czekała na kazanie, które ich zapewne czekało. Niedługo później przyszła także Blake. Na jej widok reakcja córki Heliosa była zupełnie inna. Natychmiast się uśmiechnęła i poklepała dłonią fotel, który stał tuż obok, by zachęcić przyjaciółkę do zajęcia właśnie tego miejsca. Na resztę herosów, którzy się zjawili nie zwróciła już szczególnej uwagi, bo i po co. Dostrzegła ten odrobinę niepewny uśmieszek, który powędrował do niej prosto od Blake. W odpowiedzi uniosła lekko ramiona na znak, że również nie miała pojęcia czego się spodziewać. Trudno było nawet teraz się odezwać, bo ta cisza była bardzo dobijająca, a nawet męcząca. Nawet Folklore milczał jeszcze przez chwilę, choć wszyscy zdawali się być już obecni. Jak na zawołanie, kapitan wstał i ruszył prosto w jej stronę. Joanne zmarszczyła natychmiast czoło i wpatrywała się w niego, głowiąc się nad tym o co chodzi. Ledwie zaczął mówić, a ona przewróciła malowniczo oczami, jakby chciała powiedzieć "dlaczego ja?". Gdy przypominał jej o pewnej historii, na jej usta pchał się uśmieszek, bo samo wspomnienie wydawało jej się dość zabawne, jednak ostatecznie powstrzymała to i pojawił się tylko nikły grymas. Domyśliła się, że jednak nie jest to odpowiedni moment na żarty, ponieważ Galichet wyglądał wyjątkowo poważnie. Jej wargi rozchyliły się lekko, bo chciała już coś powiedzieć, ale powstrzymało ją to, że kolejna na celowniku okazała się Blake, a potem Carla. To głupie, ale myśl, że nie chodzi tylko o nią była stosunkowo kojąca. Podczas dalszej przemowy kapitana, Joanne nie umiała znowu powstrzymać wzroku, który powędrował automatycznie na Carlę. Zaraz jednak wyprostowała się i słuchała dalej. Jego słowa idealnie pasowały do tego o czym pomyślała, gdy tylko zobaczyła wchodzącą do środka córkę Afrodyty i momentalnie pożałowała swojego postępowania. Czuła się teraz jak dziecko na skazaniu, które nieźle nabroiło i teraz powinno czekać na swoją karę. Było tak ponieważ nie spodziewała się takiej sytuacji. Zastanawiało ją czy reszta była równie zaskoczona zachowaniem Galicheta. Miał rację, to był fakt, ale nikt chyba o tym nie myślał do czasu, aż nie wypowiedział tego wszystkiego na głos. Dopiero gdy oświadczył, ze wyrzuca ich wszystkich z obozu wybałuszyła oczy, a zaraz spojrzała na Blake, jakby oczekiwała, że ktoś prócz niej uzna to za jakiś głupi żart. - Nie mówisz poważnie..- powiedziała, choć chyba za cicho, by ktoś prócz osób siedzących najbliżej ją usłyszał. Postanowiła więc wstać, bo to co usłyszała było zbyt mocne, by usiedzieć.- Więc wyrzucisz mnie z obozu, bo kiedyś powiedziałam o kimś złe słowo, serio? Nie będę zgrywała niewiniątka, bo, jak sam zauważyłeś, nie jestem nim. Umiem odróżnić sprzymierzeńca od wroga, ale nie będę na siłę udawać, że kogoś lubię, jeśli jest inaczej. Kłócimy się, to normalne, ale w obliczu walki to przestaje być ważne.- zwróciła się bezpośrednio do Galicheta. Nawet nie wiedziała czy może kwalifikować to jako przyznawanie się do zarzucanych czynów, ale odniosła wrażenie, że tak. Być może poniosła ją wyobraźnia, a może rzeczywiście wpasowuje się w obraz herosa do wywalenia. Zastanawiało ją czy rzeczywiście jest aż tak źle, że Folklore postanowił podjąć takie, a nie inne kroki.
Nieplanowane spotkanie organizowane przez Folka, to było zdecydowanie dziwne. Dionizos jednak umarł z tęsknoty do alkoholu czy może wreszcie, powtarzam WRESZCIE ruszają z misjami po pierwsze przedmioty potrzebne do zgładzenia syna Tartata, a przynajmniej dania herosom jakichkolwiek szans? Miała nadzieję, że o to chodzi, bo chociaż Gibbins była powściągliwa i nie wyrażała za głośno swoich braków sympatii czy nie wytykała błędów, to tak przy Galichet już powstrzymać się nie potrafiła. Ona, zdystansowana, dość lubiana i chętna do pomocy z uśmiechem małym na twarzy jawnie i niemal zawsze krytykowała ich "kapitana" za bycie... cóż, głupim pijusem. Ubrała się dość ładnie i to wcale nie z myślą o takim jednym, który z pewnością na tym spotkaniu też będzie. Może nawet Gibbins stanie obok niego bądź da musnąć swoją dłoń. Zobaczymy, zobaczymy. Przybyła na spotkanie raptem kilka minut przed rozpoczęciem i nie chcąc gdzieś krążyć stanęła z tyłu. Wcale nie dlatego, że dostrzegła Hellstorma i dziwnym trafem akurat obok niego stanęła. Poza tym naprawdę nie miała ochoty oglądać zapijaczonej gęby Folka, słowo daję. Zerkała to na swojego chłopaka, to wywracała oczami na te jego wspominki. Dobrze, że ona zawdzięczała mu okrągłe zero. Jawne rozbawienie zaczęło ja ogarniać, gdy duże bobo zaczęło się skarżyć na to, że ludzie o nim myślą to, na co sam zapracował. To jakiś teatrzyk czy on już naprawdę sięgnął dna? Niemniej, najlepsze dopiero miało nadejść. Bardzo się powstrzymywała, żeby się nie zaśmiać na to wydalenie i chyba tylko spojrzenie Drake'a ją od tego chroniło. Niemniej gdy Blake i Joanne się wypowiedziały, coś pękło. Tak seryjnie. Wybuchła śmiechem. Córka Ateny wręcz rykła śmiechem NA CAŁĄ SALĘ. - Okej, a teraz Folklore odstaw te swoje ziółka, alkohol i wróć na ziemię, bo chyba odpłynąłeś z tymi swoimi fantazjami na inną planetę - spojrzała na niego jak na kompletnego debila, bo... no cóż, każdy wie. Niemniej dwóm heroskom też rzuciła powątpiewające spojrzenie, bo choć nic do dziewczyn nie miała, to serio? Wyszła nawet kilka metrów do przodu zanim się odezwała jeszcze, by ten super kapitan nie miał wątpliwości kto go wyśmiewa. Zerknęła jeszcze na Nero, bo on tu miał jakiś rozum i godność, skinęła mu głową, a potem wróciła do pijaczyny. Miała coś powiedzieć, ale pokiwała głową załamana poziomem dna i mułu swojej drużyny. Z kilkoma wyjątkami wiadomo.
Giotto przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, nie obserwując nawet tych, którzy zaczęli się zbierać w pomieszczeniu. Dopiero po jakimś czasie otworzył leniwie zdrowe oko, drugie zaś było cały czas zamknięte, z wiadomych powodów: widok niesmaczny jak żarty Folka czasami. Spojrzał kątem na Carlę, która przywitała się z nim i jak to Nero, nawet jej nic nie odpowiedział. Wystarczyło, że jej nie zjebał i tolerował w otoczeniu, tak też mogła uznawać, że Gio nawet ją lubi. Kolejne w pomieszczeniu zjawiły się Joanne i Blake, z którymi łączyły go neutralne stosunki. Prawdopodobnie nie wiedział nawet jak panny mają na imię i nie zamierzał tego zmienić. Ostatnimi istotnymi postaciami byli Drake i Kate, którzy usiedli gdzieś z tyłu, a Nero nie zaprzątał sobie nimi głowy, więc nawet jeśli się z nim przywitali czy coś, zostali olani, jak to zawsze. Kiedy Folk wstał i zaczął przemawiać, Giotto skrzyżował ręce na klatce piersiowej i obserwował w ciszy naczelnego chlora drużyny, nie reagując w ogóle. Nie zrobiła na nim wrażenia ani ta przemowa, ani te dziecinne akty, których dopuścili się wymienieni członkowie grupy. Nero od zawsze miał ich za plastusiów i bez tego, a Galichet tylko potwierdził mu, że u niektórych wiadra powinno się zastąpić dzbanami. Wtajemniczeni wiedzą. Oddychał spokojnie, domyślając się, co Folk chce im przekazać. Nie spodziewał się jednak, że padnie tekst o wypierdoleniu ich z obozu, bo to byłoby wybitnie nie na rękę każdemu - łącznie z pozostałymi drużynami. Jako kapitan miał jednak takie prawo i mógł wydalić kogoś, jeśli uzasadni to w odpowiedni sposób (a umówmy się - Dionizos nawet nie będzie wiedział o kogo chodzi, nawet jeśli wypierdoli się z kampusu jego dzieci). Nie była to powszechna praktyka, ale zdarzyło się kilkukrotnie, że ktoś został wyrzucony. Ciekawy był tylko jednej rzeczy: czy ktoś zdobędzie się na akt heroizmu i wyzwie Folka na pojedynek? Żeby dodać nieco pikanterii, po całym wywodzie syna Hekate, Nero również postanowił coś wtrącić, nim na dobre do głosu doszły dziewczynki z Dionizosa. Nie zamierzał jednak się podnosić, wystarczyło, że przybrał bardzo poważny ton i powiedział to dość głośno, by nawet herosi na końcu go słyszeli. - Możecie być pewni, że jeśli ktokolwiek z was wyzwie Folklore i nawet go pokona, odbiorę mu ten tytuł i wypierdolę was wszystkich, bez wyjątku. Wkurwiacie mnie - dorzucił swoje, by plastusie miały pewność, że jeśli nie dostosują się do rozkazów kapitana i postanowią się zbuntować, to Gio porozpierdala im łby i wyrzuci wszystkich, bez możliwości negocjacji i wyrażenia skruchy. Kiedy dziewczęta kolejno zaczęły przemawiać, Giotto słuchał ich dość wybiórczo, gdyż nie miały nic mądrego do powiedzenia. Wyłapał tylko kilka słów odnośnie bratania się z ludźmi, za którymi się nie przepada i tak dalej. Produkowały się aż nadto, a miały przed sobą żywy przykład Gio, który nie znosi wszystkich z wyjątkiem Elisy i Folka, a jako jedyny został wyróżniony przez kapitana. Czy te ćwierćmózgi naprawdę musiały tak emocjonalnie podchodzić do tego wszystkiego? Jeśli tak ma wyglądać drużyna Dionizosa, to lepiej ją rozwiązać, naprawdę. Honor dziewoj uratowała dopiero Kate, która przeszła do rzeczy, nie bawiąc się w jakieś emocjonalne podchody z alkoholikiem. Tu już Nero wysłuchał kobiety i nawet uniósł lekko brwi w geście zdziwienia, nie przypominając sobie tak śmiałego zachowania z jej strony. Nero spojrzał później na Folklore, który stał z założonymi rękami i czekał na to, aż wszyscy się wyprodukują. Skinął tylko głową w stronę przyjaciela i wstał z siedzenia, by najpierw pokazać mu znak X-Force, a później bez słowa udać się do baru, z którego wziął dla siebie piwo. Oparł się plecami o blat i obserwował wszystko, gotów rzucić półpełną butelką piwa w herosa, który go zirytuje jeszcze bardziej.
Carla Garrido
Re: Grecka strefa relaksu Pon 20 Lip 2020, 22:53
Krótko po niej na sali zjawiła się Blake. O ile Jo nie lubiła dość mocno, to tak do pierwszej wymienionej nic nie miała. Ani niechęci, ani wielkiej przyjaźni. Ot były na kilku wspólnych misjach, które mogła zaliczyć do tych udanych pod kątem współpracy, negatywnych zachowań nie zaobserwowała, także nawet lekko skinęła jej głową na przywitanie, jednak bez zbędnych uśmiechów. W końcu to neutralna relacja była, można by wręcz rzec, że czysto zawodowa. Szybko jednak skupiła się na wyczuwaniu emocji i to, co czuła od kapitana dziwiło ją mocno. Ludzie się zbierali, a ona dopiero po chwili zauważyła drżące dłonie mężczyzny i dotarło do niej, że jest trzeźwy. Być może po raz pierwszy od dawna stąd też nie dziwota, że delirkę ma. Czekała jednak cały czas na wyjaśnienie spotkania i gdy Folklore zaczął wypominać jak to komu dupę ratował, na jej twarzy pojawił się mały, rozbawiony uśmiech. Szybko jednak zniknął, a jego zastąpiło autentyczne zdziwienie, gdy przeszedł do niej. Robiła wiele rzeczy, ale... - Kapitanie, ja wiem, że alkohol miesza rzeczywistość z historiami z głowy, ale wtedy to nie byłam ja - odpowiedziała mu teatralnym szeptem, póki jeszcze od niej się nie odsunął. Pamiętała taką sytuację z obozu, ale to z całą pewnością nie była ona. Co ten alkohol robi z ludźmi... Czy herosami. Potem jednak nie dowierzała w to co słyszała. Naczelny opierdalacz miał pretensje, że ktoś go opierdala za plecami? Poza tym, od kiedy w drużynie Dionizosa panuje powszechna miłość? Nawet on jej nie prezentował względem większości, a był przecież kapitanem. Powinien dawać przykład, tsa... W co ona wierzyła? Niemniej nie zamierza lubić każdego i nikogo w tym obozie nikt do tego nie zmusi. Nie dało się lubić wszystkich. Teraz zachowywał się jak współczesne lewactwo, które zmuszało do miłowania każdego czarnego, geja czy innego trans. Ona wszystko tolerowała, ale nikt jej nie przymusi do sympatii osób, które jej nie podpasowały. Zerknęła zdziwiona na Blake, bo nie sądziła, że winę do tamtego czynu przypisał wtedy Folklore tak na poważnie Carli. Śmiesznie. Dalej było jeszcze weselej i choć szept niepokoju się poniósł po sali, ona czuła w kościach, że to pic na wodę, fotomontaż. Na pewno wybrakowany obóz sobie na to teraz pozwoli. Kate wydawała się mieć rozsądek jako jedyna, a Nero ją rozbawił swoim zachowaniem, choć tego po sobie nie pokazała. Emocje wcześniejsze kapitana i obecne też dały jednak jej znak, że nawet jeśli ktoś zaraz wyleci i o to się rozchodziło, to nie będą to wszyscy. No nic, siedziała cicho i obserwowała ten cyrk. Tylko popcornu zabrakło.
Drake Hellstorm
Re: Grecka strefa relaksu Wto 21 Lip 2020, 13:08
Zaskoczony nagłą wiadomością od Folklore Drake, również postanowił zjawić się na spotkaniu, chcąc dowiedzieć się, co takiego się wydarzyło, że kapitan zbiera ich w greckiej strefie relaksu. Dotąd nie stosował takich praktyk i jeśli już coś przekazywał, to raczej bezpośrednio każdemu osobno, ewentualnie czasem posiłkował się innymi osobami, które miały lepszy kontakt z danym Dionizosem. Zaintrygowany całym tym wydarzeniem, narzucił na siebie jakiś lekki strój, by być przygotowanym na wszystko: od zwykłego posiedzenia po nagły trening. Po Galichecie można było spodziewać się dosłownie wszystkiego. Zjawił się w pomieszczeniu na kilka chwil przed rozpoczęciem zażartej dyskusji. Skinieniem głowy przywitał się z Joanne, Blake, Carlą, także z Giotto i Folklorem, którzy chyba jednak nie dostrzegli tego gestu. Wzrokiem starał się odnaleźć Kate, której na sali jeszcze najwidoczniej nie było. Stanął więc z tyłu oparty gdzieś bokiem o ścianę i obserwował wszystko w ciszy, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się, co jest celem tego zebrania. Na jego twarz wstąpił uśmiech, gdy Gibbins dołączyła do niego. Nie przyszło im jednak przywitać się w sposób typowy dla pary, bo Galichet zaczął swoje przemówienie. Ciężko było opisać, jakie tak naprawdę uczucia targały teraz Hellstormem. Z jednej strony nie powinien się w ogóle tym przejmować, bo przecież te wszystkie kwestie nie dotyczyły jego. Z drugiej Folklore zrzucał jednakową odpowiedzialność na wszystkich z wyjątkiem Giotto. To już było niesprawiedliwe i prawdę mówiąc, syn Hadesa miał już ochotę coś powiedzieć. Zerknął jednak na swoją dziewczynę, która ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Skarcił ją wzrokiem, gdyż to nie było odpowiednie zachowanie i należało dać mu dokończyć wszystko to, co miał do powiedzenia, nawet jeśli oboje mają do Folka mniej szacunku niż do innych kapitanów. Gdy córka Ateny w końcu wybuchła śmiechem, Hellstorm uniósł lekko brwi w geście zdziwienia i przysłuchiwał się tej dziwacznej konwersacji, do której włączyli się również inni. Postanowił włączyć się do dyskusji. - Uważam, że wina całej grupy jest tu co najmniej nieuzasadniona - rzekł i wysunął się nieco na przód, by wszyscy go dobrze widzieli i słyszeli. - Już abstrahując od tych idiotycznych stwierdzeń, że wszyscy musimy się lubić, dlaczego uważasz, że jesteś obgadywany za plecami? Ja, Kate, wydaje mi się, że Carla również, Giotto na pewno, każde z nas powiedziało ci wprost, że nie jesteś dla nas autorytetem i doskonale o tym wiesz. Nie mam zamiaru brać odpowiedzialności za tych, którzy nie mają odwagi powiedzieć ci tego wprost. Ja to zrobiłem. Jesteś dobrym herosem, ale gównianym kapitanem i jeśli zrobisz to, co zapowiadasz, po pierwsze tylko potwierdzisz to, co o tobie myślimy, a po drugie narazisz się na sporą liczbę pojedynków o tytuł. O ile już na pierwszym nie będziesz tak przepity, że nie będziesz w stanie utrzymać się na nogach. Jeśli uważasz, że wszyscy jesteśmy tak samo winni i możesz z nami robić co chcesz, przygotuj się na pierwszego przeciwnika o tytuł - zakończył swój wywód, chcąc jasno zadeklarować swoje podejście. Nie uznawał się za winnego tej sytuacji, nie uznaje winy całej grupy i nie będzie też udawał, że jest mu to obojętne. Raz na jakiś czas Folklore powinien zastanowić się nad tym co mówi i robi, choć Hellstorm nie sądził, by Galichet był na tyle głupi, żeby ryzykować starcia z połową drużyną Dionizosa. Wrócił do Kate i uśmiechnął się lekko w jej stronę. - Dotąd nie słyszałem takiego śmiechu u ciebie - zażartował, będąc dalej lekko zaskoczonym z tego, jak ryknęła na całą salę. To było dość dziwne i niepodobne do niej, ale nawet urocze.
Gość
Gość
Re: Grecka strefa relaksu Czw 23 Lip 2020, 22:15
Folk w spokoju wysłuchał każdego kto miał coś do powiedzenia. Pierwsza zabrała głos Blake, a to co mówiła wielce zdziwiło Galicheta. Pomimo bycia dzieckiem Aresa, które charakteryzują się walecznością i żywiołowością, dziewczyna od razu postanowiła przyjąć na siebie karę za „innych” członków zespołu. Prawdą było to, że dziewczyna nigdy nie odstąpiła od wykonania rozkazu, który jej zlecił, niemniej jednak nie wykluczało to kurwienia na kapitana po godzinach „pracy”. Było to dla Folka żółte światło, że jednak coś jest tutaj noł jes. Następna wyparowała Joanne z żalami, że jak Folk może wypierdolić wszystkich kiedy to nie każdy jest odpowiedzialny za takie zachowanie poszczególnych członków. Następnie wyskoczyła z argumentami na temat sympatii i kochania każdego w drużynie. Kapitan miał zamiar odpowiedzieć jej niemalże od razu po zakończeniu jej wypowiedzi, ale wtrącić musiała się ta mała gnida Kate. Jej zachowanie Folk skwitował zamknięciem i otwarciem oczu niczym rudy z mema. Na sam koniec głos zabrał Drake, a jego wypowiedzi Folk słuchał z dużą uwagą. Ze wszystkich osób, które dotychczas zabrały głos to jedynie Hellstorm przedstawił jakieś konkretne i rzetelne argumenty broniące niewinnych herosów z drużyny. Galichet starał się zapamiętać każde słowo, które zostało do niego skierowane. Na samym końcu pojawiła się Rochelle ze swoim ciastkami i zachowaniem godnym dziecka z autyzmem bądź spierdoleniem mózgowym. Okazało się jednak, że całej społeczności to się przywidziało, gdyż Rochelle nagle zniknęła niczym Jonas w nocy na białym rowerze. Może Folk faktycznie był jeszcze najebany i miał zwidy? Tylko one nigdy nie były aż tak przerażające… Po zakończeniu wypowiedzi ostatniej osoby Folk utrzymywał jeszcze przez chwilę ciszę w sali, a następnie rzekł spokojnym tonem: - Najpierw odpowiem na te farmazony ze strony Jo. A więc Joanne, w swojej wypowiedzi nie kazałem wam kogokolwiek lubić. Ba! Uważam, że te negatywne relacje potrafią budować człowieka bardziej niż te pozytywne. Jedyne o czym mówię to wzajemny szacunek i brak napierdalania na członków drużyny do ludzi z innych drużyn. Jest to oznaka po pierwsze braku szacunku do osoby obgadywanej, a po drugie pokazuje wszystkim wokół, że drużyna pełna jest hien, które stawiają cała grupę w złym świetle. Skoro już wyjaśniłem, że Twoja wypowiedź nic nie wniosła do dyskusji to przejdę dalej. – po tych słowach skierował wzrok na Blake.- Twoje zachowanie ze wszystkich osób tutaj jest najbardziej podejrzane. Pomimo gotującej się krwi przyjmujesz całą winę na siebie i tworzysz z siebie męczennika, który poświęca się dla dobra ogółu. Wygląda to bardziej jak sytuacja, w której świadoma tego, że jesteś winna starasz się wyjść z jak najlepszą twarzą. I wiesz co? Pozwolę Ci na to. Cerdicku? Na dźwięk tego imienia do sali wszedł satyr trzymający w dłoni złoty stempel. Po wskazaniu przez Folka na Blake bez słowa podszedł do niej i przybił jej stempel na prawej dłoni. Blake mogła poczuć mały dyskomfort związany z ciepłem, który wywołany został utworzoną runą. Następnie bez słowa usunął się w kąt pomieszczenia. - Teraz możesz usiąść i siedzieć tu do końca spotkania. A teraz Drake… - Folk zwrócił wzrok na jednego z najstarszych członków Dionizosa.- Po pierwsze prosiłbym żebyś uciszył tego muppeta, który stoi obok Ciebie, w przeciwnym razie skończy na pozycji enforcera w drużynie NoGods. – Kapitan zrobił ruch do przodu i powolnym krokiem ruszył w stronę Hellstorma. Kiedy znajdował się około dwóch metrów od niego rzekł: - Powiedz mi… byłeś kiedyś w Ameryce? Bo widzisz.. Ja znam kogoś kto był i powiedział mi to i owo. Ale dobra.. Żarty na bok. Jesteś dobrym analitykiem, prawda Drake? Zapewne jesteś w stanie ocenić jak dużo osób w naszej drużynie jest gotowych stawić się za pozostałymi. Widzisz, drużyna powinna być spójna, a takie sytuacje jak obrażanie ludzi za plecami, a nie mówię tu już tylko o mnie, tworzy podziały, co w konsekwencji doprowadzić może do poważnego wyłamu, a w konsekwencji zniszczenia całej społeczności. – Po tych słowach odwrócił się i ruszył do swojego miejsca.- Niemniej jednak jest rzecz, z którą zgodzę się w zupełności. Nie mam prawa karać ludzi, którzy w każdorazowo starali się być transparentni i szczery. Giotto, Ty, nawet Kate, potrafiliście powiedzieć mi wprost jakie popełniam błędy, co w konsekwencji powinno mi pomóc więcej ich nie popełniać. Dlatego wy również zostaniecie w drużynie. To miejsce potrzebuje ludzi z dużą wewnętrzną siłą, którzy są w stanie stawić czoła każdemu zagrożeniu, a także wypowiedzieć swoje zdanie dla dobra ogółu. Drake, dziś ocaliłeś wiele osób. Pozostali zaś..- Folk skinął głową w stronę Cerdicka, a ten niemalże natychmiastowo ruszył do swoich nowych ofiar. A konkretniej ofiary, gdyż jedyną osobę poza Blake, którą naznaczył była Carla. Siadając w swoim fotelu Folk rzekł: - Czy chcecie powiedzieć coś po raz ostatni zanim wypierdolę was z tego obozu na zbity ryj? A może ktoś jeszcze chce zabrać głos? W spokoju czekał na ewentualną odpowiedź
Joanne Collins
Re: Grecka strefa relaksu Pią 24 Lip 2020, 12:18
Joanne obserwowała całe zajście i tak różniące się od siebie reakcje herosów. Nawet dla niej zachowanie Blake było zaskakujące, a nawet poczuła przez moment potrzebę solidarnego dołączenia się do niej. Po wypowiedzi Drake'a opadła z powrotem na fotel zupełnie zrezygnowana. Trudno było jej uwierzyć w taki bieg zdarzeń i nie wiedziała czego się jeszcze spodziewać. Pokręciła lekko głową, wyrażając w ten sposób cichą dezaprobatę, ale nie planowała wchodzić kapitanowi w zdanie, choć zaczęło ją nawet zastanawiać czy też zaraz nie wyleci, ponieważ nie wypowiedziała swojej kolejnej myśli na głos. Zostało już powiedziane o tym, że Folklore nie stanowi dla pozostałych autorytetu, a jeśli są te pojedyncze jednostki, dla których nim był, mogą zmienić po tym spotkaniu zdanie. Zadziwiające dla niej było, że osoby, od których to akurat wyszło, zostały wyróżnione. Fakt, warto było docenić taką szczerość, ale pozostawiała ona pewien niesmak. Nie wiedziała czym zaowocuje to spotkanie, ale nie wierzyła, że będą po nim jakieś pozytywne rezultaty. Sama miała teraz mieszane uczucia i nie umiała się odnieść do obecnej sytuacji zwłaszcza, że jej poprzednia wypowiedź do elokwentnych nie należała. Wybałuszyła oczy na satyra, który zmierzał w kierunku Blake, by po chwili na jej ręce pozostawić ślad. Zaraz po tym skierowała swoje spojrzenie na kapitana, jakby miała nadzieję, że magicznie zmieni zdanie. Wręcz czekała aż ktoś zacznie klaskać, a Galishet powie, że się zgrywa i wszyscy mają wrócić do pracy. - Chcę wiedzieć tylko jakich rezultatów spodziewasz się po zakończeniu tego spotkania?- spytała, a jej głos był już bardziej zobojętniały. Blake wychyliła się przed szereg, a stempel został już odbity na jej ręce. W ich drużynie na pewno byli herosi, którzy dalej będą zajmować się obrabianiem dupy, ale dla własnego komfortu będą siedzieć w tej chwili cicho. Wyjdą stąd, a potem wrócą do swoich nawyków. Osobiście nie planowała wypowiadać się o tym co ona robi, a co nie, bo nie zamierzała w tej chwili nikomu wytykać czegoś prosto w nos, by udowodnić swoją bezpośredniość. Wyśmiewanie kogoś albo krytykowanie na forum publicznym nie było w jej stylu, co innego powiedzenie czegoś podczas zwykłej rozmowy. Ciekawiło ją tylko jakie zmiany zostaną wprowadzone.
Blake Simmons
Re: Grecka strefa relaksu Pią 24 Lip 2020, 21:17
Córka Aresa nie spodziewała się zbyt wielu manifestacji szacunku co do decyzji Folka, jednak mimo wszystko ilość niechęci ze strony pozostałych członków drużyny i tak ją zaskoczyła. Spodziewała się, że Joanne odpowie buntem, jednak reakcja Kate, która zmieszała syna Hekate z błotem, czy też Drake’a, który dosłownie nazwał go gównianym kapitanem, czy w końcu Carli, która zdawało się w ogóle nie wzięła na poważnie słów swojego przełożonego, to coś zupełnie innego. Nie mogła mieć im za złe, że wypowiedzieli szczere opinie, jednak mimo wszystko obrzydził ją ten brak lojalności. Taka już była, potrafiła być bezkrytyczna wobec Folka, podobnie jak bezkrytyczna była wobec swojego ojca. A jednak, ta złość na członków własnej drużyny, jak się okazało, wcale nie miała trwać długo. Kiedy usłyszała jak Folklore podważa jej wiarygodność i oskarża o robienie z siebie męczennika, dopiero wtedy krew się w niej zagotowała. Ona męczennikiem? Z której strony skoro jako jedyna stoi właśnie po jego stronie i pokazuje posłuszeństwo wobec rozkazów, które kosztuje ją w tym momencie wszystko. Od kiedy to lojalnego żołnierza porównuje się do podejrzanego męczennika, który ma coś na sumieniu? Kurwa, znał ją od tylu lat, a nie potrafił dostrzec tego jak bardzo oddana była drużynie? I jemu? Czy nic już nie miało wartości w tym jebanym obozie? Już abstrahując od tego, że w dobie wojny kapitan właśnie wyrzucał córkę Aresa z drużyny, nic tutaj nie trzymało się kupy. Stała odrętwiała kiedy skinął na satyra. Nie spuszczając wzroku z Galicheta pozwoliła sięgnąć Cedrikowi po swoją rękę i zostawić na niej runę. Tak jak obiecała poddała się karze, chociaż miała wrażenie, że każda z komórek jej ciała zaraz się porzyga. Nieprzyjemne ciepło rozeszło się po jej dłoni, a ona została naznaczona. Tak po prostu. To się nie działo naprawdę. Ledwo słyszała co mówił później. No... aż do momentu, w którym uznał, że Kate i Drake zasługują na to aby zostać w drużynie w przeciwieństwie do niej. Za swoją szczerość. Za swoją... kurwa że co? To przelało szalę goryczy. - Chyba sobie żartujesz – powiedziała cicho. Spojrzała na swojego kapitana, który ot tak po prostu postanowił zmieszać ją z gównem. Bo była co…? Podejrzana? Bo była męczennikiem? Jakim kurwa męczennikiem. Była w stanie odważyć się na jego osąd bez wątpliwości i bez zawahania. Bo wierzyła, że widzi w nim kogoś innego niż reszta. I jak widać słono za to zapłaciła. Patrzyła na niego, próbując w nim odnaleźć tego herosa, na którego kiedyś patrzyła z podziwem. No to się kurwa nie działo naprawdę. Kiedy skończył swój wywód, ona w kilku powolnych krokach podeszła do niego. Wyprostowana, a jakże, chociaż właśnie upokorzył ją na oczach całej drużyny. A jednak wciąż nie stawiała oporu przed zrobieniem tego, co jej rozkazał. Cholerna duma lojalnego żołnierza nie pozwalała jej na to. Nie będzie bała się werdyktu, nawet jeżeli wyobrażenie opuszczenia obozu mroziło jej krew w żyłach. - Czy ty naprawdę myślisz, że robię to aby wyjść z twarzą? - spytała, ostatnie słowa wręcz cedząc przez zęby jakby samo wyobrażenie wprawiało ją w obrzydzenie. Zaśmiała się, chociaż nie było w tym ani krzty wesołości czy rozbawienia. Sama odnalazła odpowiedź na to pytanie w wyrazie jego twarzy. - Naprawdę musisz być dokładnie takim gnojem, za jakiego uważa cię większość obozu, co? Taką właśnie drużynę chcesz mieć? Szczerych szyderców? Proszę bardzo. - Wyciągnęła zza paska sztylet, który kiedyś otrzymała po pierwszej misji w drużynie i rzuciła go pod nogi Galicheta. Zaraz potem spojrzała mu w oczy żeby mógł zobaczyć ten ogrom poczucia zdrady i złości, jaki w niej wzbudził i strzeliła w twarz z otwartej dłoni, tej samej na której wciąż piekła ją runa. Chciał żaru w córce Aresa? No to go otrzymał. Nie odsunęła się od niego przez chwilę, jakby czekała na to, czy syn Hekate upadnie aż tak nisko aby w jakikolwiek sposób jej oddać. Nie obchodziło ją też czy Giotto zaraz przyleci z wiadrem na pomoc przyjacielowi bo kobieta go uderzyła.
Kate Gibbins
Re: Grecka strefa relaksu Nie 26 Lip 2020, 00:30
Kate wróciła na swoje miejsce i zerknęła nieco zdziwiona na Hellstroma, który wysunął się na przód i również postanowił się wypowiedzieć. No cóż, skoro nawet oni się wypowiadają w takim nieśmiesznym żarcie, to oznaczało, że naprawdę już wszyscy mieli dość Folklore i to chyba już nie tylko jako kapitana, ale też żyjącej osoby w tym obozie. Słuchała uważnie mężczyzny zgadzając się z nim w zupełności. No, prawie. Nie brała nawet pod uwagę możliwości, że pijaczyna mógł kogoś wywalić, ba 1/4 obozu, kiedy i tak byli w znacznie mniejszej ilości po starciu. Jasne, że teoretycznie kapitan miał prawo kogoś wyrzucić, ale nigdy nie były do tego stosowane runy. Każdy wiedział, kto został wyrzucony i jeśli pojawiał się w obozie, równie szybko go opuszczał ponownie. Także jak zwykle, pierdolenie alkoholika. Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech, gdy jej ukochany rzucił teoretyczną rękawicę Folkowi. Nie wątpiła w to, że z zawiązanymi oczami i palcem w dupie by go pokonał. Pijaczyna już miał delirkę, a to było bliskie omamom. Oczywiście o ile już ich nie ma i... o ile w tej pseudo trzeźwości wytrzyma dłużej niż następne 5 minut, w co mocno wątpiła. - Ja szczerze mówiąc też nie - odpowiedziała mu rozbawiona, bo taka była prawda. Była córką Ateny, a ten śmiech dużo mówił o jej mieszance zmęczenia, zirytowania i innych negatywnych uczuciach w stronę pseudo kapitana. Obserwowała uważnie to, co się działo na sali i gdy Folk dał popis obrażając heroski, a samemu domagając się szacunku. Jebany hipokryta. Jednak gdy zauważyła satyra, który dał się wciągnąć w tą grę, miała dość. Naprawdę taką radość ten baran czerpał ze straszenia innych dla własnej zabawy? Zerknęła na swoją siostrę, która znalazła się obok niej i wystraszona mocno złapała ją za dłoń. Gibbins posłała Emmie ciepły, pełny miłości uśmiech. Nikt jej nie skrzywdzi, a już na pewno nie... on. Niemniej miarka się przebrała, gdy postanowił ją obrazić. Za nic. Za to, że ktoś miał mózg w porównaniu do niego. Wyszła do przodu wciąż mocno trzymając siostrę na rękę. - Oto proszę państwa szczyt hipokryzji. I on obrażając nas wszystkich domaga się szacunku bez względu na sympatię - pewnie gdyby była Larą czy inną Elisą, zwyczajnie plunęłaby mu w twarz. Była jednak spokojna, miała jedynie dość tego cyrku. - Zastanów się pajacu co robisz, bo tu też są dzieci. A jeśli ktoś powinien opuścić obóz, to tylko ty. Sądzę, że nawet lojalna ci Blake ze mną się zgodzi - od niej z pewnością biła czysta pogarda dla tego czegoś, co niby miało być herosem. Po tych słowach zwyczajnie odwróciła się na pięcie i opuściła salę nie mając ochoty tego dalej oglądać. Razem z siostrą rzecz jasna. Jedynie szkoda, że ominie ją uderzenie Folka przez Simmons, ale pewnie Drake jej o tym opowie.
Drake Hellstorm
Re: Grecka strefa relaksu Pon 27 Lip 2020, 14:24
Drake był nieco skonsternowany całym tym wydarzeniem, bo treści jakie tu padały, miały się nijak do rzeczywistości. Zaczęła go nawet boleć głowa od tego pierdolamento, które z obwiniania wszystkich, skończyło się na wybiórczych karach. Nie wiedział, co kierowało Folklorem, ale domyślał się, że mogła to być wina delirium i chyba to było najodpowiedniejsze tłumaczenie. A przynajmniej - jedyne logiczne w tej sytuacji. Słuchał Galicheta z niedowierzaniem, bo on chyba znajdował się w zupełnie innym obozie. Jeśli Drake miał jeszcze jakieś śladowe ilości szacunku do syna Hekate jako osoby, tak wraz z każdym kolejnym słowem spadały one niczym notowania Barcelony po ostatnich występach. Folklore był jednak od samego początku na straconej pozycji, gdyż nazwał Kate "muppetem", co bardzo nie spodobało się Hellstormowi. Gibbins w żadnym stopniu nie zasłużyła sobie na takie określenie, które miało wyłącznie charakter pejoratywny. Chciał być cool i zabawny? Wyszedł na debila, czyli Folklore Galichet w całej swojej okazałości. Nim zaczął się ten cały cyrk z runami i podejściem Blake, co do której można było mieć jako jednej z nielicznych pewność, że nie zrobiła tego, o co oskarża ją Galichet, Drake wysunął się jeszcze raz do przodu i tym razem z prawdziwym gniewem w oczach, spojrzał na twarz syna Hekate. Zanim się odezwał, wziął dwa duże wdechy nosem i ewidentnie sprowokowany użył swojej mocy, dzięki której zatrzęsła się ziemia w całym obozie. Miało to ukazać jego gniew, który był kontrolowany właśnie poprzez te wyładowania w formie trzęsień ziemi. Ponadto, pozwolił sobie na chwycenie kapitana za koszulkę i nieznaczne ściśnięcie jej. - Nazwij ją tak jeszcze raz, a stracisz drugą rękę - wycedził przez zęby, nie bawiąc się już w pseudo-uprzejmości z Folklorem. Puścił odzież syna Hekate i rzucił jeszcze w niego pogardliwym spojrzeniem, po czym udał się z powrotem do Kate, która chyba też miała dosyć tego cyrku. Nim jednak dotarł do brunetki, spojrzał ostatni raz na "kapitana". - Jesteś zerem, Folk - rzucił na koniec i bez dalszych słów dołączył do Kate oraz jej siostry. Po krótkim wywodzie Gibbins, Drake również nie miał zamiaru dłużej siedzieć w greckiej strefie relaksu, gdyż uważał to spotkanie za bezcelowe i debilne, ale z tego akurat Galichet był znany, więc chociaż w tym aspekcie nie zawiódł. - Nie mam zamiaru brać dłużej udziału w tym cyrku - rzucił od niechcenia i skierował się w stronę wyjścia. Zanim jednak opuścił pomieszczenie, zwrócił się w stronę Galicheta. - Zane był sto razy lepszym kapitanem od ciebie. Nie dorastasz mu do pięt - napomknął, przywołując imię poprzedniego kapitana drużyny Dionizosa - syna Fobosa, który poległ w walce o tytuł z Galichetem. Co prawda nie było to tak kolorowe i Folk uchronił mnóstwo herosów od tyranicznego Zane, ale jeśli chodzi o organizację i zarządzanie grupą Folk był na poziomie niższym niż Dionizos. Wyszedł z budynku i udał się w sobie znanym kierunku.
zt x2 (piszę też za Kate, bo nie dała na końcu posta)
Carla Garrido
Re: Grecka strefa relaksu Pon 27 Lip 2020, 19:37
Ten cyrk robił się naprawdę coraz to nudniejszy. Nasz przewodniczący klown zamiast rozbawiać ludzi, wszystkich jedynie irytował. Była przyzwyczajona do drobnych złośliwości z jego strony, ale nie do takiego braku szacunku do herosów, od których sam tego wymagał. W końcu ona nic do niego nie miała - jako do osoby, jedynie uważała, że na kapitana to on zwyczajnie nie zasługuje. To jednak jest różnica, niż na przykład typowy brak sympatii (o ile nie nienawiść) Kate. Chociaż i tą była w stanie zrozumieć. Córka Ateny i musi znosić takie coś, mogło to być chyba uwłaczające. Tak samo jak Blake, która niestety swą lojalność zaoferowała niewłaściwej osobie. Dlatego też Garrido wierna była całemu obozowi, a nie kapitanowi, który w każdej chwili mógł się zmienić. I tu już nie chodziło o Folklore, tylko taka ogólna jej opinia. Nawet gdyby jej kapitanem był Corvus, którego dość lubiła, to jednak gdyby coś odwalił, to lojalna byłaby obozowi, nie jemu. Uniosła zdziwiona brwi, gdy satyr podszedł do Simmons, bo tego jednak się nie spodziewała. Niemniej jednak dalej traktowała to jak głupi żart, w końcu co to za problem namówić na to, skoro oni mają im służyć? Ten nieśmieszny żart zabrnął jednak za daleko. Dlatego też ze ściągniętymi brwiami przyglądała się też obrażaniu Gibbins, stanięcie w jej obronie Drake'a - swoją drogą, nieźle ziemia się zatrzęsła, bo niemal fotel z nią się przewrócił. No, ale ono trochę się bujało, chyba jedna noga była ułamana. Patrzyła jak wspomniana dwójka wychodzi, razem z młodą półboginią i jak Blake policzkuje Folka. Szkoda, że nie mocniej. Spojrzała jednak jak na pojebanego na niego i później na satyra, który do niej podszedł. Nie walczyła, bo nie widziała w tym sensu. Jedynie jak się już odsunął, pokazała kapitanowi środkowy palec. - Jakbym ja nigdy nie była z tobą szczera. Co, karzesz mnie za to, że nie dałam się do łóżka zaciągnąć? - cały szacuneczek jaki miała do niego, jak do człowieka, zwyczajnie uleciał. - Ciekawe swoją drogą Blake, jak opuścimy obóz, skoro runa nie pozwala przekroczyć bariery - spojrzała rozbawiona i zirytowana jednocześnie na kobietę. To był pic na wodę fotomontaż, ale sama zabawa nimi była nie do wybaczenia. Dla mniej przynajmniej.
Gość
Gość
Re: Grecka strefa relaksu Pon 27 Lip 2020, 20:04
Nie ma co kłamać. Każde z wypowiedzi oraz czynów konkretnie wstrząsnęło Folkiem. Pierwsza była Blake. Jej uderzenie, przypominające co prawda prędzej ugryzienie małego padalca, lekko zatrzęsło głową Folka i wywołało reakcję łańcuchową, która pobudziła jego szare komórki do działania. Następnie na scenę weszły słowa Kate, która ewidentnie była wkurwiona całym spotkaniem. Jak jednak można tak się wkurwić za słowo 'muppet"? Przecież Muppety są świetne... no Co prawda wkłada im się rękę w dupę, ale to i tak lepsze niż jakby nazwał ją Świnką Piggy. Na sam koniec wkroczył Drake, który używając swojej mocy prawie doprowadził Folka do wymiotów. Kapitan nie do końca zrozumiał co ten miał mu do powiedzenia, gdyż za bardzo był zajęty trzymaniem wymiocin w gardle. Do jego uszu dotarło jednak to co powinno. Kiedy para opuściła salę na ostatni ogień wyszła Carla, która nie miała oporów przed pokazaniem Folkowi środkowego palca oraz rzuceniem jakiś dziwnych pomówień. - Nigdy nie powiedziałem, że nie byłaś wobec mnie szczera. Nie ładnie jednak jest kłamać, bądź insynuować Carla. To, że większość osób w tym obozie ugania się za Twoją dupą nie znaczy, że każdy to robi. Jeśli mam być szczery to akurat zaliczasz się do grona dziewczyn, których nigdy bym nie przeleciał. - Uśmiechnął się.- A to z powodu czystej sympatii, którą Cię dążę. I Carla... Wiem, że wtedy to byłaś Ty. Folk rzucił wzrokiem po sali: - To spotkanie miało udowodnić mi jedno. Nie nadaję się już na waszego kapitana. Obóz potrzebuje młodej, świeżej krwi oraz osób, które będą nim dowodzić z prawdziwą pasją. Jak na herosa jestem już stary, mam swoje problemy i nie jestem zdolny do kierowania tą drużyną dalej. -Jego ton głosu stał się poważniejszy.- Biorąc was wszystkich na świadków, ja Folklore Gaichet zrzekam się tytułu kapitana drużyny Dionizosa. Na pewien czas odchodzę też z obozu. Wiem, że czekają nas zmiany, a więc do tego czasu wszyscy odpowiadacie bezpośrednio przed Giotto. A jeśli chodzi o was dwie.. - spojrzał na Carlę i Blake.- Ten tusz można usunąć z ciała po 24 godzinach. Wystarczy, że skupicie w tym miejscu swoje boskie "ja", a runa się wypali nie zostawiając żadnego śladu. Do tego jednak czasu.. Pstryknął palcami, a runy Blake i Carli zaczęły się formować. Runa Blake przyjęła wygląd litery "F" napisanej czcionką typu "Old English". Jeśli chodzi natomiast o Carlę to jej stworzyła kutasa na kaczych łapach... tylko po to, aby po chwili zamienić się w pięcioramienną gwiazdkę. - Pamiątka ode mnie. Wszyscy jesteście woli. Życzę wam powodzenia! Po tych słowach podszedł do baru, przy którym stał Giotto i nalał sobie porządną szklankę whisky: - No to siup.... Wypił ją na raz.
Wszyscy macie z/t, chyba, że ktoś chce jeszcze coś napisać w tym poście i zrobić samodzielne z/t
Blake Simmons
Re: Grecka strefa relaksu Pon 27 Lip 2020, 20:41
Blake patrzyła na Folka, widząc niemalże jak na dłoni, że jego szare komórki trawią te wszystkie informacje. Była zła i czekała na jakąś konfrontację, czekała aż mężczyzna pęknie. Wręcz miała nadzieję, że na nią nawrzeszczy, złapie, potrząśnie nią… ale on po prostu tam stał i odpowiadał na oskarżenia Carli. Ledwie dotarło do niej gdy oznajmił, że tymczasowo opuszcza obóz, ona po prostu stała i patrzyła na niego, czując że ta jej wściekłość i poczucie niesprawiedliwości, które jeszcze przed chwilą buzowały w jej krwi, zamiast znaleźć ujście, po prostu rozpływają się nieprzyjemnie, pozostawiając po sobie jedynie… konsternację. Gdy w końcu wspomniał o tym, że runy na ich rękach nie mają mocy sprawczej, cofnęła się o dwa kroki, wbijając wzrok w literę „F” na swojej skórze, która połyskiwała lekko. Miała ochotę go zamordować, a jednocześnie nie potrafiła znaleźć w sobie tej wściekłości, która wcześniej w niej kipiała. Kiedy w końcu dotarło do niej do czego tutaj doszło, jej serce zamarło. - Hej! - krzyknęła za nim, odkrywając, że wciąż była na niego zła. Cholernie zła. - Nie możesz tak po prostu robić nas w konia a potem oznajmiać, że odchodzisz! Jak mógł jej to zrobić? Najpierw upokorzenie, a teraz to? Jeszcze ma się czuć winna po tym wszystkim? Czy powinna? Nie, nie mogła dopuścić do siebie tej myśli, że przyczyniła się do jego decyzji. Że źle go oceniła przez chwilę złości. Że mimo swojej lojalności, na koniec załamała się na tyle, żeby uwierzyć, że jest w stanie ją wyrzucić… A jednak tak właśnie to teraz wyglądało. I mimo jej starań, to poczucie winy spłynęło na nią, bez ostrzeżenia. - Spójrz na mnie w końcu! - nakazała mu z mieszaniną złości i zrezygnowania, bo miała wrażenie, że nic co dzisiaj próbowała mu przekazać czy udowodnić ani trochę do niego nie docierało. Zatrzymała się kilka metrów od niego i Giotto, a jej pierś unosiła się w głębokich oddechach, które miały uspokoić jej myśli chociaż za chuja nie były w stanie. Przeczesała dłonią włosy, odgarniając je do tyłu. To był ten moment, w którym córka Aresa wyglądała na kogoś, kto nie mógł sobie poradzić z sytuacją. A taki widok był naprawdę rzadki. Nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Chciała w niego czymś rzucić, chciała go uderzyć jeszcze raz, chciała mu powiedzieć jak w tym momencie go nienawidzi i jak bardzo niezgodne z prawdą jest to uczucie, chciała błagać go żeby zmienił zdanie i został.
Giotto Nero
Re: Grecka strefa relaksu Pon 27 Lip 2020, 21:25
Do tej sytuacji nadawało się wiele krótkich i długich wiązanek, bo to co działo się podczas tego spotkania to nic innego jak Monty Python, cyrk na kółkach czy inny Benny Hill. Brakowało tylko tego, żeby Folk przebrał się za babę i udawał, że ma szparę między nogami. Między innymi dlatego Giotto zawędrował w stronę baru i obserwował wszystko z daleka. Te spotkanie zaczynało być jak żona Borata - Oksana: grube, nudne i z włosami na klacie. Czekał więc aż wszystko się zakończy, by móc w spokoju pójść do mieszkania i zająć się czymś dużo bardziej interesującym, ot chociażby liczeniem ziarenek soli w solniczce. Stał niewzruszony, gdy Drake dał upust emocjom i zatrząsł trochę obozem. Spoglądając na swoje piwo pomyślał nawet, że byłby to dobry trik barmański: wstrząśnięte, niemieszane. Nastrój szybko zmienił się w dość bojowy i poza potencjalnymi walkami o tytuł, doszły też groźby oraz oznajmienie braku szacunku ze strony minimum połowy istotnych członków drużyny Dionizosa. Wychylił piwo do dna i spojrzał na to, czy aby ktoś nie chce dostać butelką. Folklore wydawał się być najlepszym kandydatem, ale Giotto to nie MoW, że będzie mu w plecy z czołgu napierdalać. Postanowił więc odłożyć butelkę na bok i nalać tym razem szklaneczkę whiskey. Cyrk się skończył, a Galichet oznajmił, że rezygnuje, czego Nero w sumie się spodziewał i też odebrał to dość łagodnie, czy może raczej w swoim stylu: miał wypięte wrotki. Pora na łychę. Spojrzał na smutnego syna Hekate, który najpewniej kończył właśnie ze swoją abstynencją. Nalanie i opróżnienie całej szklanki whiskey tylko go w tym utwierdziło. Syn Fobosa również wypił wszystko i skierował swoje spojrzenie w stronę podchodzącej do nich Blake. - Czego drzesz tą mordę - lasce chyba brakowało już wiader na głowie, bo była za głośno zdaniem Giotto. Widząc jednak co się kroi, postanowił wycofać się, gdyż Folklore i Blake mieli sobie coś do wyjaśnienia, a jego nie obchodziło to, co to jest. Nim to się jednak stało, polał Galichetowi kolejną szklankę na odchodne i pożegnał się z nim skinieniem głowy, niczym prawdziwy komboj do prawdziwego komboja. Schował jedną rękę do kieszeni i przeszedł kilka kroków, nim znalazł się naprzeciw Simmons. - Nie zmieni zdania - rzucił, gdyż wiedział, że jeśli Galichet uprze się na coś i postanowi wyruszyć w samotną podróż, to tylko żydowskie zamachy mogą go od tego odwieść. - Niebawem skontaktuje się z tobą Dionizos, więc nie opuszczaj obozu - dodał, kierując swoje słowa w stronę Blake i wyminął ją, po czym udał się do swojego mieszkania.
zt
Gość
Gość
Re: Grecka strefa relaksu Sob 01 Sie 2020, 19:51
Coś się kończy, coś się zaczyna. Folk był świadom tego, że ten dzień kończy nie tylko jego karierę jako kapitan drużyny, ale także jako alkoholik. Dzisiejszy dzień miał być ostatnim, w którym Folk zaleje się w trupa. Z początku w ogóle nie zakodował tego, że Blake w ogóle nie opuściła pomieszczenia z resztą grupy. Ponadto niemalże od razu postanowiła wyjebać mu z grubej rury i rzucać jakimiś dyrdymałami. Z początku siedział cicho i pozwolił Giotto zareagować, zarówno w przypadku nalania mu kolejnej szklanki jak i przekazania informacji Blake, że to ona będzie reprezentować drużynę Dionizosa. Kiedy przyjaciel wyszedł z pomieszczenia i zostali całkowicie sami, Folk podniósł szklankę pełną whisky i upił z niej kilka łyków. Następnie odstawił ją i odwrócił się w stronę Blake. Na jego twarzy wyraźnie można było wyczytać zmęczenie oraz głęboki smutek. W końcu nie tak łatwo człowiekowi jest odejść od tego co wykonywał przez wiele lat. - Jestem, a raczej byłem wtedy kapitanem. Miałem prawo zrobić z wami co tylko mi się żywnie podoba. Jeszcze nie rozumiesz Blake? Ta cała szopka była stworzona tylko po to, aby pokazać wam, że drużyna ma być jednością, a lojalność wobec kapitana-szaleńca jest czystym idiotyzmem. A więc teraz ja zapytam - po chuj tu jeszcze stoisz? Idź się czymś zająć, prześpij się z kimś, potrenuj, zrób kurwa cokolwiek, a mi pozwól się zapić. Mam Ci jeszcze na coś odpowiedzieć? Bądź może chcesz mi jeszcze coś powiedzieć? Stał w bezruchu czekając na ewentualną odpowiedź dziewczyny.
Blake Simmons
Re: Grecka strefa relaksu Sob 01 Sie 2020, 20:24
Blake mogła zacząć się z nim kłócić, że nie chodziło jej o jego prawa do podjęcia takich decyzji lecz o jakąś ludzką przyzwoitość, wiedziała jednak, że koniec końców nie będzie miało to znaczenia. Tak czy siak on postanowił swoje i, jak to Galichet, zdania nie miał zamiaru zmienić, widziała to w jego oczach. Była boleśnie świadoma tego jak bardzo chciała… jak bardzo potrzebowała żeby został, jednak wiedziała też, że mężczyzna nigdy jej nie posłucha, bo choćby skały srały, zrobi wszystko tak jak sobie zaplanował. W końcu poniękąd za to go szanowała przez te wszystkie lata. Słuchała go z lekko zmarszczonym czołem. - Jakoś nie czuje się bardziej zjednoczona z resztą drużyny – rzuciła z dozą jadu w głosie, rozkładając ręce, zaraz jednak je opuściła i jakby część tej złości opadła z niej razem z tym gestem. - Nie wiem po chuj tu jeszcze stoję – odpowiedziała na jego pytanie podchodząc do baru żeby zaraz zabrać szklankę z whisky sprzed jego nosa i napić się z niej pokaźnego łyka. Przełknęła mocny alkohol i nabrała powietrza z lekkim grymasem, czując jak pali ją cały przełyk. - Być może dlatego, że mi kurwa zależy na tym szaleńcu i nie mam ochoty być nigdzie indziej w tym momencie. - Dopiero po chwili spojrzała na niego, nie do końca pewna jak przyjmie takie słowa z ust córki Aresa, która raczej nie słynęła z emocjonalnych bełkotów. Odstawiła jego szklankę i zmarszczyła lekko czoło. - Już raz dałeś mi dzisiaj uwierzyć, że moje zaangażowanie jest błędem. - Uniosła dłoń z literą „F” wytatuowaną na wierzchu i postawiła na blacie barku obok jego szklanki. Zaraz potem złapała go za podbródek żeby spojrzał w jej ciemne, nieznoszące sprzeciwu oczy. - Jeżeli to nie jest dowodem na to, że nie tylko mi tutaj zależy, to powiedz mi to teraz, wtedy zostawię cię w spokoju i będziesz mógł upić się sam w trupa.
Gość
Gość
Re: Grecka strefa relaksu Sob 01 Sie 2020, 20:34
Oczywiście jak zwykle musiała wkurwić go podbieraniem mu alkoholu. Serio, co Ci ludzie mają z zabieraniem komuś szklanki kiedy w obozie jest, UWAGA, wszystko kurwa za darmo? Nie potrafił kompletnie tego zrozumieć. Kiedy dziewczyna odłożyła jego szklankę już miał zamiar powiedzieć jej co myśli o podpierdalaniu innym alkoholu, jednakże jej jadaczka nie miała najmniejszego zamiaru się zamknąć. W sumie dobrze zrobił, że jej nie przerwał, gdyż z ust kobiety wyłoniły się słowa, których w życiu by się nie spodziewał. Można wręcz powiedzieć, że był w chuj zaskoczony. Oto Blake Simmons, dumna córka Aresa, wprost przyznała, że Folklore Galichet jest dla niej kimś więcej niż tylko kapitanem. Kiedy dziewczyna złapała go za podbródek i w pewien sposób zmusiła do spojrzenia na jej oczy, niemalże się rozczulił. Zrozumiał wtedy, że kobieta, która stoi przed nim nie jest tylko członkinią jego drużyny, ale także tą, która chce od niego czegoś więcej. To fakt, nie raz rżnęli się w różnych miejscach i sytuacjach - zazwyczaj po alkoholu. Nigdy nie miał jednak chociażby sekundy, w której pomyślałby, że kobieta może chcieć od niego czegoś więcej niż spermy na twarzy od czasu do czasu. Nie wytrzymał, nim dziewczyna jeszcze skończyła ostatnie zdanie pocałował ją czule. W tym pocałunku było jednak coś wyjątkowego. Folklore starał się być czuły, delikatny, tym sposobem próbował przekazać kobiecie, że nie myli się względem niego. Po dłuższej chwili odłączył swoje usta od ust Blake i szepnął jej do nich: - Są w tej drużynie ludzie, dla których poświęciłbym wiele.... Są jednak też tacy, dla których oddałbym swoje życie... Pocałował ją ponownie.