Kuchnia DpyVgeN
Kuchnia FhMiHSP


 

Kuchnia

Admin
Admin
Admin
Kuchnia Wto 02 Cze 2020, 21:42

Stella Morozova
Stella Morozova
Re: Kuchnia Czw 18 Cze 2020, 22:24

Stella nie myślała, że po zakończeniu treningu herosa będzie czuła się taka... Dumna. Silniejsza i jakoś spokojniejsza. Potrafiła strzelać błyskawicami i z łatwością walczyła młotem bojowym od ojca, więc z czego tu nie być dumnym? Miesiąc minął, jak z bicza strzelił, a choć okupiony potem, bólem i krwią, to wyszła z niego zwycięsko. Prawdę mówiąc, nadzwyczajnie dobrze sobie z tym poradziła, nigdy się nie skarżyła i nie marudziła... Pomijając oczywiście, próby doprowadzenia do szewskiej pasji kapitana jej drużyny. Niemniej, oboje przeżyli ten chaotyczny czas, a posiniaczona i zadowolona z siebie Stella odsypiała trening w swoim lokum. Skończyła go praktycznie wczoraj, miała prawo odsapnąć. Ocknęła się następnego dnia w południe, świeża jak skowronek i równie pełna energii. Zjadła obiad, przebiegła w obie strony wszystkie dzielnice i w końcu zawitała do biblioteki, by wypożyczyć kilka książek. Jej życie ponownie nabrało rumieńców, bo bez ukończenia szkolenia, jedyne co mogła to jeść, spać i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...
Wróciła z lekturą do siebie, rozłożyła się wygodnie na kołdrze i zaczęła czytać... I tak zastała ją noc. Dopiero denerwujące burczenie w brzuchu sprawiło, że spojrzała na zegarek. Było po pierwszej w nocy, idealna pora na bardzo spóźnioną kolację. Przez cały ten wysiłek fizyczny i ćwiczenia po nocach zegar biologiczny się jej rozregulował. Nie czuła się więc winna, planując nocną przechadzkę do kuchni i przygotowania sobie jakiegoś posiłku. Dziewczynka stoczyła się z łóżka, naciągnęła cienką bluzę na koszulkę na ramiączka i szorty, włożyła tenisówki i z książkami pod pachą, Stella wymknęła się z dzielnicy mieszkalnej. Wkroczyła do obozowej kuchni – dziesięciolatka z nieco rozczochranymi włosami, opatrunkami na ciele i sińcach na łydkach. Trening, ot co.
O tej porze było tu trochę pusto. Pstryknął przełącznik i pomieszczenie zalało się światłem. Dziewczynka odłożyła dwie, pożółkłe książki na róg blatu, rozglądając się po wnętrzu kuchni. Była bardzo... Profesjonalna. Przywodziła na myśl wspaniałe zaplecze pięciogwiazdkowej restauracji z całym swoim wyposażeniem. Dziewczynka podeszła do rzędu lodówek, po kolei je otwierając i sprawdzając, co prezentują. Mięso. Warzywa. Mięso. Przetwory. Nabiał... Stella zdjęła z półki dwa pomidory i obejrzała je krytycznie, marszcząc nosek. Marzyło się jej coś ciepłego... Może jajecznica z pomidorami? Nie wyjdzie taka, jaką robił papa w domu, ani nie będzie to nic podobnego do cudów, jakie gotował kucharz w domu Morozovów. No nic. Stella była wybredna względem jedzenia, ale jeśli sama nie nabierze wprawy w tym kunszcie, nie będzie miała prawa wytykać błędów innym. Niby, choć to i tak by jej nie powstrzymało od komentarza. Odłożyła warzywa na bok, szukając wzrokiem jajek – oczywiście, ktoś je położył na najwyższej półce, jak na złość. Latać nie potrafiła! Dużo by dała, by być trochę wyższa. Dziewczynka cmoknęła niezadowolona i odeszła na bok, by przynieść pod lodówkę krzesło. Zdjęła buty, stanęła na siedzisku, ukazując światu skarpetki w pokeball'e i zaczęła pilniej przyglądać się zawartości zimnego urządzenia. Co by tu wybrać...
Alva Bergman
Alva Bergman
Re: Kuchnia Pią 19 Cze 2020, 11:56


Tak bardzo jak brak potrzeby długiego snu brzmi jak pewnego rodzaju błogosławieństwo, bo marnuję na to jedynie niespełna cztery godziny w całej dobie, tak brak możliwości zaśnięcia o normalnej godzinie zdecydowanie jest pewnego rodzaju wyrokiem. Cały obóz pogrążony w błogim śnie, a przynajmniej właśnie takie sprawiał wrażenie, a godziny mojego snu wciąż były dalekie. Sęk w tym, że niewiele było rzeczy, które mogłam robić. Wszystko było jakieś tysiąc razy głośniejsze nocą. Nawet chodzenie po mieszkaniu brzmiało tak, jakby biegło się ze stadem dzikich koni, a za dnia było przecież niemal bezszelestne.
Całe szczęście, zawsze potrafiłam znaleźć sobie jakieś zajęcie. Najczęściej było to chodzenie po całym obozie jak strażnik; ktoś musiał pilnować porządku, prawda? Jeszcze trzy lata temu było to niemal pozbawione sensu, natomiast aktualnie spotykałam się nawet z zachwalaniem co niektórych - co jeżeli kolejny atak nastąpi nocą, w chwili, kiedy wszyscy śpią? Ktoś musi odeprzeć początkowy atak, albo kupić na tyle czasu, żeby inni mogli wstać i złapać za broń.
Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy zawiadomiłabym też greków. Prędzej biegłabym do Tyra przez dzielnicę nordycką, drąc się atak!; z moich ust grecy chyba nie dowiedzieliby się o tym, że jesteśmy atakowani. Ale to już tylko gdybanie, sama nie wiem, jak bym postąpiła. Choć szybka reakcja jest rzekomo kluczem do wygranej walki.
Miałam już wracać do mieszkania; było trochę po pierwszej, a ja przeszłam się dookoła obozu już kilkukrotnie; powoli nadchodził czas na ostatnią kanapkę i spanie, ale moją uwagę przykuły światła zapalone w pawilonie jadalnym. Mogłabym przysiąc, że trzy razy jak go mijałam to były zgaszone; czyżby ktoś postanowił zrobić sobie jeść akurat tam? A może ktoś robi jedzenie na jutro?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. To i tak mi zagraża, więc po prostu zdecydowałam się pójść prosto do kuchni, z której to światło właśnie się wydobywało zastając widok, którego w ogóle się nie spodziewałam. Mała blondynka, która w obozie była niecały miesiąc, o której nasłuchałam się tylu rzeczy, a jednak na sam jej widok słyszałam pierwszy riff Sweet Child O' Mine. Budziła we mnie pewne macierzyńskie odczucia, może to przez to, że przypominała mi trochę samą siebie. Też byłam problematyczna podczas treningu. Nie wiem tylko, czy aż takie obelgi szły w moją stronę.
- Ładne skarpetki - przyznałam, przyglądając się małej. - Potrzebujesz czegoś, Stella? - pozwoliłam sobie nawet zapamiętać jej imię, ba, nazwisko też znałam. Skoro i tak była w mojej drużynie, mogłam wiedzieć o niej wszystko. Skoro mnie rozczulała własną osobą i sprawiała, że miałam ochotę chronić ją, nawet kosztem własnego życia, to wolałam mieć na nią oko. Po prostu, żeby nie zrobiła sobie krzywdy.
Stella Morozova
Stella Morozova
Re: Kuchnia Pią 19 Cze 2020, 23:48

Jajecznica była prozą życia... Taką, która nawet jak nie do końca wyjdzie, to jednak coś sobą zawsze wnosi. W teorii. Stella planowała pokroić pomidory, podsmażyć je na oliwie w towarzystwie jakichś aromatycznych ziółek, dodać jajka, całość usmażyć i zjeść z dwoma tostami, albo i z czterema. Zaczytania nie zwracała uwagi na potrzeby swojego organizmu i teraz wilczy głód sprawił, że do dwóch jajek dołączyło i trzecie. Nieprzyzwyczajona do takiego spalania kalorii, dziewczynka nie potrafiła się przestawić na to, że jej organizm potrzebuje więcej paliwa... Jednakże teraz postanowiła bez krępacji wziąć z lodówki co trzeba i podjąć się pierwszej, samodzielnej próby gotowania. W końcu się jej należało, przegapiła kolację, ciało potrzebowało białka by się rozwijać. Właśnie zastanawiała się, co jeszcze powinna dodać do tego pichcenia, które równie dobrze mogło być potencjalnym zagrożeniem pożarowym, gdy w ciszę wtargnął obcy dźwięk. Do harmonii delikatnego buczenia lodówek i okazjonalnego syku kuchennej aparatury, wtargnęły mocne, pewne siebie kroki, które kierowały się w jej stronę. Oho... Przyłapana?
Niby na czym, na robieniu sobie kolacji? Stella zerknęła przez ramię na intruza w kuchni... Podeszła do niej dziewczyna, którą kojarzyła z widzenia. Hm. Alva? Znała imię zastępczyni kapitana swojej drużyny, wypadało w końcu – czego nie można powiedzieć o reszcie członków grupki pod opieką Tyra. Nie, nie by Stella uważała, że nie warto zapamiętać ich twarze albo imiona, po prostu intensywny, przedwczoraj zakończy trening, ograniczył jej nie tylko czas na przyjemności własne, ale i na wszelkie interakcje społeczne. Cud, że oprócz kapitana i Zyra znała kogoś jeszcze. Starsza dziewczyna o mocnej, wyrazistej urodzie i ciemnych włosach miała w sobie coś... Niepokojącego. Coś co przywodziło na myśl nagłe spadki temperatury poniżej temperatury zamarzania wody w środku gorącego, parnego lata. To określenie samo pojawiło się w głowie Stelli, ale nie odniosła się do niego bardziej niż do czyjegoś komentarza. Kiwnęła tylko lekko głową, dając znać, że zauważyła jej obecność. Na komentarz o skarpetkach, stanęła na jednej nodze, pocierając podeszwą stopy o posiniaczoną łydkę.
- Miałam takie zielone z Pikachu, ale krew się nie chciała zmyć po treningu i wyrzuciłam. - odparła bez namysłu. Tak, pierwszy trening... Powiedzmy, że większość jej ubrań potrzebowała dużej ilości wybielacza po tej ilości otarć. Stanęła prosto na siedzisku, przerzucając swoją uwagę z powrotem na wnętrze lodówki. W jednej dłoni trzymała trzy jajka, rozglądając się po trzewiach chłodzącego urządzenia. - Patelni, oliwy i terapii stanów lękowych. - rzuciła nonszalancko i bez zająknięcia się dziewczynka na jej pytanie, stając na palcach. Sięgnęła na zionącą zimnem półkę i wyciągnąć z niej nieotwarte opakowanie sera. Przyjrzała mu się krytycznie, czytając napisy na opakowaniu, po czym odłożyła na miejsce. W ogóle nie speszyła się faktem zostania przyłapaną, ale cieszyła się, że nie została przywitana tekstem typu „do łóżka”. Zachowywałaby się naturalnie, nawet jakby Alva zaczęła ją gonić z kapciem i próbowała zapędzić do jej pokoju. Ten obóz to było dziwne miejsce... Zasady były tak płynne, że Stella tak naprawdę od tej pory nie dowiedziała się co może a czego nie. Nocne podjadanie chyba nie zaliczało się do czegoś karygodnego?
Alva Bergman
Alva Bergman
Re: Kuchnia Nie 21 Cze 2020, 17:21

Nigdy za bardzo nie wnikałam w to, czy ktokolwiek inny po odbyciu treningu też miał problem ze snem. Co prawda, swojej przypadłości nie mogę nazwać efektem ubocznym treningu; zanim pojawiłam się w obozie czymś problematycznym był dla mnie sen, a ten cały trening chyba to tylko wzmocnił. Grunt, że potrafiłam znaleźć dla siebie zajęcie, nawet jeżeli miałoby to być teoretycznie bezcelowe chodzenie po obozie z nadzieją, że natrafię na kogoś. Albo ocalę obóz przed inwazją, chociaż kto wie, czy to w ogóle miałoby kiedykolwiek jeszcze miejsce.
Znalezienie jednej z najmłodszych obozowiczek w kuchni nie było czymś, czego się spodziewałam, ale przynajmniej nie mogłam narzekać na żadną nudę. Tak to musiałabym wrócić do swojego mieszkania i z pewnego rodzaju zmartwieniem stwierdzić, że znowu nic się nie działo, potem mieć nadzieję, że zasnę w miarę szybko, może chwilę po drugiej czy trzeciej, a zegar biologiczny postanowi już o godzinie piątej zerwać mnie z łóżka. I gdzie tu jakakolwiek rozrywka? Tak to mogłam, chociaż na chwilę, porozmawiać z drugą osobą. Mimo że nie przepadałam jakoś szczególnie za towarzystwem.
Na jej komentarz jedynie delikatnie się uśmiechnęłam i podeszłam do blatu, przyglądając się jej poczynaniom. Ledwo miesiąc w obozie, status, póki co, najmłodszej; wydawałoby się, że jej to zupełnie nie przeszkadzało w robieniu tego, na co ma ochotę. Cóż za urocze stworzenie. Przypominała mi kogoś, jakby młodszą wersję mnie samej. I jakoś nie chciało mi się wierzyć w to, że była całkiem zła i okropna, jak opowiadał kapitan.
- Do oliwy i patelni nie sięgniesz - zauważyłam, w końcu podchodząc bezpośrednio do szuflad. Na jednej z wyższych półek, do której musiałam aż stanąć na palcach, była oliwa, którą chciała, a patelnia, choć umiejscowiona trochę niżej, nadal była poza jej zasięgiem, nawet mimo stołka. Też ją zdjęłam i położyłam na kuchence. - Nie wiem, czy terapia to dobry pomysł. To tylko przejściowe, chyba - wzruszyłam ramionami, przyglądając się jej poczynaniom i odchodząc o krok w tył, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. - Pewna jesteś, że dasz sobie radę sama?
Stella Morozova
Stella Morozova
Re: Kuchnia Pon 22 Cze 2020, 00:00

To był sukces, nikt nie mówił jej co ma robić. A przynajmniej Alva nie okazała się typem matkującej starszej siostry z zasadami godnymi reżimu francuskiego przed rewolucją. Bądź co bądź, Stella dalej balansowała na palcach, badając wnętrze lodówki z uwagą detektywa z powieści kryminalnych, po czym stwierdziła, że jajka, pomidory i kilka pieczarek wystarczą na kolację. Na uwagę, że nie będzie w stanie sama sięgnąć do odpowiednich półek, dziewczynka zeszła z krzesła gotowa do działania. Odłożyła swoją zdobycz na stół i już miała zamiar wtarabanić bez ostrzeżenia stolik na kuchenny blat z nonszalanckimi słowami, że zaraz się tym zajmie, gdy...
- Zaraz sięgnę... O. - gdy jej spojrzenie napotkało patelnię i butelkę z oliwą grzecznie siedzące na blacie. Stella zastygła, uniosła brwi, po czym zerknął na Alvę z ukosa, nieco podejrzliwa, jakby nie wiedząc, czy dziewczyna ją sprawdza czy tylko jest pomocna... Może i jedno i drugie jednocześnie? - Sama dałabym radę... Ale dzięki. - odparła nieco kąśliwie, jakby nie spodobało się jej to, że nie mogła się sprawdzić w czymś tak prostym jak zdobyciu patelni. Odstawiła krzesło na bok i rozglądając się za palnikiem. Kawałek dalej stała kuchenka, więc dziewczynka zaczęła przenosić tam wszystkie potrzebne jej rzeczy, a książki położyła na blacie kawałek dalej, tak by nie były zbyt blisko ognia i jedzenia, ale by pozostały na widoku, by o nich przypadkiem nie zapomniała. Oresteja i Edda Starsza, dwie stare, pożółkłe książki zdawały się za ciężkie dla dziesięciolatki, ale Stella połykała je tak łatwo, jak zamierzała połknąć przyrządzoną przez siebie jajecznicę na kolację. Na kolejne słowa Alvy, dziewczynka kiwnęła jasnowłosą głową. - To dobrze. Mam nadzieję, że przestanie mi się śnić po nocach kapitan, każący robić pompki do upadłego. - tu jej głos nie wyrażał niczego konkretnego, bo cała jej uwaga przeskoczyła na palnik. Gazowy... Nie mieli tutaj płyt grzewczych, takich jak w domu..?
- Poradzę sobie. - Stella odwróciła się do Alvy, wyprostowała się jak harcerzyk i biorąc głęboki oddech położyła dłoń na sercu robiąc na nim krzyżyk. - Przysięgam, można mnie karmić po północy. Naprawdę, nie zmienię się w Gremlina... - po raz pierwszy odkąd pojawiła się w kuchni, lekki, zadziorny uśmieszek pojawił się na jej ustach. Przekręciła pokrętło od kuchenki i metaliczne kółko błysnęło jasnymi ognikami. Teraz tylko ustawić patelnię, dodać oliwę, ah, i jeszcze pokroić warzywa... - Nie spalę kuchni... - dodała uspokajająco Stella, gdy nagle palnik rozjarzył się wysokim, dziesięciocentymetrowym płomieniem, który zabuzował, strzelił nieco iskrami i zaraz znikł. Dziewczynka zastygła, wpatrując się niepewnie w miejsce, które strzeliło ogniem, nie musząc już nikomu tłumaczyć, że kontakt miała jedynie z kuchenką elektryczną albo indukcyjną. Zamrugała, ale nie straciła animuszu, jednakże dodała dla zasady. - … Chyba.
Alva Bergman
Alva Bergman
Re: Kuchnia Wto 23 Cze 2020, 19:01

Tak jak nigdy nie interesowałam się tymi najmłodszymi, a największą frajdę sprawiało mi straszenie ich swoją własną osobą, tak jakoś przy tej małej blondynce nie potrafiłam obudzić takich uczuć. Naprawdę miałam ochotę ją przytulić, chociaż tego też nigdy nie potrafiłam w sobie obudzić, takiego ciepła wobec innych. Co prawda, rola niańki do mnie całkowicie nie pasowała, ale pomaganie jej chyba wchodziło w grę, prawda? Nie kłóciło się jakoś szczególnie mocno z moim podejściem, a nawet jeśli, dla tego małego diabełka w ciele aniołka mogłabym zrobić wyjątek. Takiej uroczej istotce odmówić?
Przyglądałam się jej poczytaniom, nawet zwróciłam na moment uwagę na książki, które pewnie ze sobą przyniosła; gdzie w kuchni miejsce na takie pozycje? Chociaż jak tak się im przyglądnęłam, to chyba były dla niej zbyt poważne; a może nie doceniałam maleństwa? Taka powaga może i nie pasowała do dziesięciolatki, ale dziewczynki chyba zaczynały dorastać szybciej; może na nią nadszedł już czas? Sama już nie pamiętałam jak tak naprawdę było ze mną; może to tylko kwestia wychowania, albo i chęci złapania się za cięższą pozycję... Chyba faktycznie miała w sobie dość duży potencjał. Ale czego innego można było się spodziewać po córce tak potężnego bóstwa?
Zaskakiwała mnie jej samodzielność. Była naprawdę wyjątkowa; fakt, że chciała wszystko zrobić po swojemu dość rozczulał. Czułam pewien obowiązek, żeby dopilnować tego, by nie zrobiła sobie krzywdy, czy też najzwyczajniej w świecie nie spaliła całej kuchni, a kto wie, może do tego była zdolna. I nawet ten wątek o kapitanie... Czy męczenie takiej małej istoty było konieczne?
- Luz, ufam ci - skomentowałam fakt, że sobie poradzi, a jednak wciąż stałam w kuchni i obserwowałam, co tak naprawdę robi. Tego zaskoczenia na widok kuchenki nie dało się ukryć, więc może i będzie potrzebowała pomocy? Skoro nawet wywołała u mnie ciche prychnięcie przez słowa, że chyba nie spali kuchni, to zdecydowałam się pomóc jeszcze bardziej. - Dobrze maleństwo, pomogę ci z ogniem; nie pokroisz sobie palców? - podeszłam do kuchenki i, jak należy, odkręciłam gaz na tyle, żeby był jedynie mały ogień, na którym bez problemu mogłaby zrobić jedzenie. - Jakbyś czegoś potrzebowała, to mów - i bezpiecznie odeszłam na dwa kroki w tył po tym, jak położyłam patelnię na ogniu.
Stella Morozova
Stella Morozova
Re: Kuchnia Wto 23 Cze 2020, 23:09

Mile zaskoczona poziomem zaufania, jakim została obdarzona, Stella zajęła się przygotowaniami do przyrządzenia sobie kolacji. Ze stojących przez zlewie desek wzięła jedną i ułożyła na niej pomidory oraz pieczarki, układając je w symetryczny, równy rządek. Obok na blacie postawiła solniczkę i pieprzniczkę... Przydałoby się coś ostrzejszego, ale to może później załatwi, jak w końcu usmaży owe cudo. I chleb... Zamiast chlebaka jak w każdej domowej kuchni, obozowe centrum gastronomiczne miało całą szafkę pełną pieczywa. Aż się wysypywało! Dziewczynka zgarnęła dwie bułki i położyła je przy swoich zdobyczach, zastanawiając się co teraz. Ten nieszczęsny palnik był jej zupełnie obcy. Nie była przyzwyczajona do potulnych płomyczków pod patelniami tylko do prostej, gładkiej płyty z czerwonymi diodami. Technologia czasem bywała zgubna, jeśli o tym pomyśleć... Ale tutaj wkroczył ktoś, kto miał więcej doświadczenia.
- Nie pokroję sobie palców, ale mogę komuś innemu... Choć nie, nie mam noża. - i dobrze. Tak naprawdę miała w życiu jedno małe zdarzenie z ostrzem, ale często nikło ono w odmętach jej pamięci. Brakowało Stelii teraz czegoś do krojenia i zaczęła przeglądać szuflady ze sprzętem kuchennym, jak detektyw próbując dojść do miejsca, gdzie kucharze chowają najcenniejsze przedmioty. - Hm... – zamruczała po chwili, nie mogąc niczego znaleźć. Zerknęła na pomidory, rozejrzała się i wróciła do poszukiwań. - Mam tylko młotek, ale nie chcę by wyszła z pomidorów passata. – powiedziała bardziej do siebie niż do Alvy, po czym z triumfalną miną wyciągnęła z szuflady nożyk oraz drewnianą łopatkę. Zwykły nożyk, nie jakiś tasak. Spojrzała na dziewczyną, która odskoczyła od ognia, jakby bała się, że stoją obok zacznie napierać na jej przestrzeń osobistą... Może coś w tym było. Miło z jej strony, że o tym pomyślała, choć i tak Stella zmarszczyła nosek. - Maleństwo..? Wiem, że dla starszych dziesięć lat to mało, ale taka mała już nie jestem... - zacisnęła usta w kreskę, nie komentując tego bardziej i zabierając się za krojenie. Zielone oczy zatrzymały się na gorejącej patelni i płomyczku pod spodem. - … Dziękuję. – dodała, przecinając pomidory na pół, a następnie powoli krojąc warzywa w kostkę. Wlała trochę oliwy na patelnię, pracując ostrożnie nożem. Nie czuła się z tym tak pewnie, ale nie było tak tragicznie by miała prosić vice kapitan o pomoc. Uważała na palce i poradziła sobie równie sprawnie z pieczarkami. Wrzuciła warzywa na rozgrzaną oliwę, stojąc nad patelnią czujnie z łopatką i co jakiś czas je mieszając. Czuła ciepło bijące od palnika, no i trochę była za niska w stosunku do kuchenki, niemniej, dawała sobie radę. Na chwilę zapadła cisza i Stella jakoś nie zamierzała jej przerywać, gdy jej wzrok przypadkiem padł na książki leżące nieopodal i w sumie...
- Mam pytanie. – zaczęła dziewczynka, trochę niepewna co do tego, że uda się jej ubrać odpowiednio w słowa zastanawiające ją kwestie. Niby słownictwo miała rozbudowane i dobrze się uczyła, ale pewne rzeczy były po prostu... Dziwne. - Nie miałam okazji rozmawiać z żadnym bogiem, który jest tutaj w obozie, ale ciekawi mnie czy są... Jak to ująć. – umilkła marszcząc brwi i mieszając warzywa na patelni. Pieczarki skwierczały w oliwie a pomidory ładnie się podgrzewały. - Współcześni? – dodała pytająco, wskazując gestem głowy swoje pożółkłe książki. - Czytałam o starożytności w Grecji i o mitach w Skandynawii i patrząc na nasze czasy, sporo... Opinii oraz zdań na pewne tematy teraz by nie przeszło. – oj bardzo wiele. O dziele Ajschylosa nie wspominając... Dziewczynka dalej ciągnęła, mają nadzieję, że wyraziła się odpowiednio sensownie i składnie. - Znaczy, są bardzo przestarzałe. Zastanawiam się, czy dalej tym się kierują, czy zmienili swoje zdanie, gdy świat się bardziej rozwinął? Czy w obozie też panują podobne zasady, co do tych, jakie bogowie ustalili między sobą przed kilkoma tysiącami lat?
Alva Bergman
Alva Bergman
Re: Kuchnia Sro 24 Cze 2020, 13:36

Miło było widzieć, że dziesięciolatka radzi sobie lepiej niż większość, dawno już dorosłych obozowiczów. Może i to przez ciekawość, której pewnie nie brakuje jej rówieśnikom, albo chęć bycia niezależną, co byłoby objawem pierwszych, dziecięcych buntów... Tak czy inaczej, bardzo dobrze się to obserwowało. Dawało poczucie, że nie wszyscy będą ot tak, zwykłymi pasożytami. Skoro ta wykazywała to już od tego dziesiątego roku życia, to ciekawe kiedy Galichet zdecydował wykorzystywać innych, żeby wykonywali za niego niektóre, jak nie wszystkie, zadania. Jeszcze trochę i stary kapitan drużyny Dionizosa albo się roztyje, albo padnie na jakąś chorobę. Może na nieróbstwo...
Nie mogłam powstrzymać się od niewielkiego uśmiechu na jej komentarz o krojeniu palców. Już ją lubię, nawet jeszcze bardziej! Może i dlatego kapitan tyle złego o niej opowiadał? Może po prostu nie pasowało mu jej nastawienie, zachowanie i fakt, że jest naprawdę cięta jak na zwykłą dziesięciolatkę, a jej charakterek nie pasował do tych stu dwudziestu kilku centymetrów wzrostu? I w mojej głowie rozległ się cichy śmiech, kiedy ta zaprzeczała temu, że nie jest maleństwem. Cóż, jeszcze trochę i będzie wysoką, silną i niezależną kobietą, prowadzącą całe armie do zwycięstwa z siłą porównywalną do Thora, którego to była córką, w ręce dzierżąc jego młot. Póki co, miała dziesięć lat, nieco ponad metr dwadzieścia i dużo chęci, a to dobry początek. Coś jeszcze z niej będzie, coś wspaniałego, wystarczy tylko poczekać, a efekty przyjdą jakby same. Jeżeli ta determinacja z niej nie wypłynie pod wpływem innych osób, morderczych treningów lub jakiejś traumy.
Ta cisza nawet mi nie przeszkadzała, mogłam patrzeć co robi i mieć pewność, że nic jej się nie stanie, przy okazji nie musiałam w żaden sposób ciągnąć rozmowy i wystarczyło, że po prostu stałam i patrzyłam, z dłońmi w kieszeniach i ledwo widocznym uśmiechem na ustach. A jednak to jej pytanie... To naprawdę było ciekawe, że zaczęła interesować się akurat tymi sprawami. I wyciągać sama wnioski. - Wiesz co, to wszystko zależy od tego, jak chcesz na to spojrzeć. Jeżeli mowa o ubiorze - tak, wyglądają dość współcześnie, głównie chyba dlatego, że dziwnie wyglądaliby w pełnych zbrojach - albo białych prześcieradłach, jak nazywałam te greckie stroje. Wzruszyłam tylko ramionami, zastanawiając się, jakby jej to wszystko przybliżyć. - Na przykład kochany Dionizos, bóg wina, ma aktualnie coś w formie kary na picie, bo każdy alkohol w jego rękach zamienia się w wodę - a to akurat widziałam na własne oczy, było równocześnie zabawne i przykre. - Ale ich tok myślenia... Zależy, o kogo zapytasz. Pewnie dostosowali go do współczesności, ale znajdziesz takich, co trzymają się mocno przeszłości - bo przecież głównie od boga i jego widzimisię zależało to, jak wszystko widział. - A zasady między nimi... Wiesz co, jakoś nie zagłębiałam się w takie sprawy. Znaczy, niby są pewne systemy wartości, kar i tak dalej, które są w pewien sposób egzekwowane, ale to wszystko chyba jest bardziej modernistyczne, niż prehistoryczne - przecież ciężko byłoby w obozie stosować takie same kary jak w Starożytnej Grecji czy Skandynawii. Zresztą, spotkałoby się to z potępieniem; w końcu postęp wyparł większość sposobów na ukaranie, uznając je za niehumanitarne. Zresztą, dziwny temat do rozmowy przed drugą w nocy w obozowej kuchni z dziesięciolatka, ale skoro miała pytania, to wypadało na nie odpowiedzieć. To przecież nic złego, że łaknęła wiedzy tak, jak jajecznicy w tym właśnie momencie.
Leryn Wong
Leryn Wong
Re: Kuchnia Wto 05 Sty 2021, 18:11

/Wbijam do tematu.

Dwa bite dni spędziła w szpitalu na asystowaniu w dwóch operacjach i doglądaniu pacjentów. Tak się zestresowała, że nic przez ten czas nie jadła i ledwo co spała. A gdy stan jej dwóch obozowych kolegów się unormował, starsi medycy odesłali ją do domu w trybie natychmiastowym. Nie chciała iść, ale gdyby została dłużej w szpitalu, prędzej czy później urwałby jej się film i tylko dodałaby w ten sposób innym roboty. Zgodziła się więc, a przed pojsciej do łóżka, udała się do kuchni po coś do jedzenia. W pomieszczeniu na szczęście nie było nikogo, więc nikt nie widział jak Ler zagląda do wszystkich szafek i lodówek, by przygotować sobie posiłek. I nie, nie da nic bogom! Jej ojciec nie przyniósł jej w pracy swoich pysznych kanapek z serkiem, to i ona niczego mu nie da! Bułeczki, plasterki kiełbasy, serek topiony i majonez... Tylko... Dla... Niej!
- Pyszności!- uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła szamać. Smak typowo polski, jak w domu. Brakowało tylko coli zero, albo Żubra. Eh, mamusia by jej nie darowała, gdyby wiedziała.
Hoshi Usami
Hoshi Usami
Re: Kuchnia Czw 21 Sty 2021, 20:21

/najnowsza/

Oczywiście jak to Hoshi miał całe ręce roboty jako medyk, ale cieszył się z kwitniejącej relacji z Ian'em. W końcu wszystko sobie powiedzieli i pokazali. Wtem obaj mężczyźni są szczęśliwi. Jak zwykle zapracowany Usami nie miał kiedy zjeść, ale jak już większość rzeczy skończył wybrał się do kuchni.
Zobaczył jakąś dziewczynę. Chyba ją kojarzył ze szpitala.
- Kogo tu mamy? Załapie się też na coś dobrego? - zapytał.
A nóż może dziewczyna coś mu zrobi do jedzenia, a jak nie zawsze ma dwie ręce i zrobi sobie jakąś pyszną kanapeczkę.
Sponsored content
Re: Kuchnia

Kuchnia
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Similar topics
-
» Kuchnia



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Pawilon Jadalny-
Skocz do: