Gallardo zlekceważył herosów z którymi się mierzył i zapłacił za to dość poważną cenę - jego lewa ręka została praktycznie wykluczona z dalszej walki, bo strzała trafiła pod staw barkowy. Gallardo krzyknął z bólu, czując ogromne pieczenie w okolicach swojej słabszej ręki. Dzięki resztkom tolerancji zatrzymał bicz w ręku, ale natychmiast go schował, co wywołało dodatkowy ból, przez ruszanie rany. Musiał jednak przypiąć swą broń z powrotem do paska, by nikt nie wykorzystał jej przeciw niemu. Przez odniesioną kontuzję z pewnością będzie mu trudniej użytkować swoje zdolności, ale teraz musiał oprzeć całą ofensywę na mocach i prawej ręce, tej dominującej. Vergil spojrzał wtem na Borisa, który wyszedł z tego krótkiego starcia bez szwanku. - Boris, do kurwy nędzy! Rzuć w nich tymi granatami! - wrzasnął od razu po syknięciu, gdyż nie podobało mu się podejście kolegi. Szanował jego umiejętności bojowe, ale cackanie się tylko dlatego, że chciał sobie postrzelać albo nie uważał, że są godni zużycia granatów było idiotyzmem w czystej postaci. Trzeba było pokonać wrogów jak najszybciej i to też zamierzał wywrzeć na Słowianinie z krwi i kości. Potomek Eris stanął bokiem do przeciwników i ograniczył użycie lewej ręki do minimum, by nie potęgować swojego bólu. Zamachnął się biczem, trzymanym w dominującej dłoni ponownie, chcąc teraz przysporzyć kłopoty Christopherowi. Cios był wymierzony w jego klatkę piersiową, ale postanowił dołożyć do tego część swojej umbrakinezy. Wytworzył na biczu małe kolce, które miały za zadanie dodatkowo zranić herosa. Szybko jednak cofnął się, by Boris mógł dalej szarżować swoimi karabinami.
Christopher Davies
Re: Bar Sob 27 Lip 2019, 01:16
Nie mogło być idealnie i wcale nie było. Wręcz przeciwnie, było tragicznie. Chris nie miał czasu się rozglądać, ale wiedział, że zagrożeń jest mnóstwo a wokół padają martwi herosi czy to od potworów czy to od NoGodsów. Nie zamierzał się jednak rozpraszać bzdurami. Musiał się skupić na realnym przeciwniku, czyli NoGods i smoku, który w tle na nich łypał i mógł zaatakować w każdej chwili. Na szczęście udało mu się zranić jednego z wrogów, ale drugi nadal był niebezpieczny i na dodatek strzelał z broni palnej. W pewnej chwili parę osób znalazło się za barem. - Słuchajcie, musimy działać razem. Penelope'a musi odpocząć i opatrzyć rany, a my musimy dorwać tych skurwieli - powiedział do Penelope, Iana i Olova. Nie było dobrze, bo Ian również został nieźle postrzelony. Korzystając z chwili dla siebie, odłożył na moment łuk i rozerwał na szybko koszulę, robiąc sobie prowizoryczną opaskę uciskową, żeby ręka nie dawała o sobie tak znać. Przyłożył rękę do rany w biodrze i mocami przymroził sobie delikatnie to miejsce, żeby nie sączyła się z niego krew i żeby go nie spowalniała. Dla spokoju zrobił to samo z raną barku. Przy okazji uśmierzyło to trochę ból. - Mają granaty, nie możemy tu zostać! - wrzasnął jeszcze, po czym wyciągnął kilka butelek z alkoholem wysokoprocentowym i wcisnął do każdej kawałek materiału. Wyciągnął zapalniczkę i podpalił naraz dwie butelki i krótko przed wybuchem, wyrzucił obie jednocześnie celując pod nogi wrogów z NoGods. Przy odrobinie szczęścia wybuchną w trakcie lotu tuż przed ich parszywymi ryjami. Prowizoryczna wersja koktajlu Mołotowa, ot co! Lepiej działałaby benzyna, ale nie mieli jej pod ręką, więc korzystał z tego co było. Christopher był przygotowany, żeby w razie ataku odskoczyć, chociaż byli schowani za barem. Jeśli jakimś cudem bicz Vergila doleciał aż tam, to mężczyzna odskoczył, by uniknąć uderzenia. A potem znów sięgnął po łuk, by strzelić z niego zza baru, celując w mężczyznę z biczem, którego już raz postrzelił (Vergila). Stali sobie na środku jak gdyby nigdy nic chyba zapominając, że nie przybyli na zlot nastolatek tylko do obozu wyćwiczonych herosów. Niestety mieli ograniczony dostęp do broni i zaatakowali ich z zaskoczenia, niemniej byli groźnymi przeciwnikami. Przynajmniej Chris nie zamierzał poddać się bez walki. Był też przygotowany na rzucenie przez nich granatu i wtedy automatycznie go zamrozi przed wybuchem. Liczył na pomoc Olova, bo Penelope'a i Ian byli ranni, a wrogowie nie dość, że nie spali to jeszcze nakurwiali granatami i pociskami. Jeszcze bazooki tu brakuje!
Olov Eriksson
Re: Bar Sob 27 Lip 2019, 09:47
Jak tylko był w stanie pomógł przejść Penelaope i Christopherowi za bar, by mogli się schronić i ogarnąć swoje rany. Położył trupa na blat by chronił ich głowy jeśli któreś z nich uzna, że nagle musi wstać, zaczął zdejmować z siebie koszulkę, porwał ją wzdłuż na trzy części, jedną zawiązał na prawym bicepsie, tak na potem. Zaczął opatrywać rany Rivery robiąc co może, opaskę uciskową na nogę by przestało tak soczyście krwawić. Zaczął przecierać jej plecy z krwi. Dziewczyna nie może się tak napinać bo utopi się w tej krwi, jak im tutaj jeszcze zasłabnie to będzie jeszcze większy problem. Spojrzał na biedną i zaczął do niej mówić spokojnie i opanowanie. Sytuacja jest potworna ale dadzą radę, muszą. - Siedź, uspokój oddech i nie napinaj się. Zajmę się tobą spokojna, po wszystkim pojedziemy na jakieś karaiby… Oszczędzaj się. Silna jesteś. - Uśmiechnął się do niej by podnieść nieco na duchu. Morale ważne, jeśli nie najważniejsze w tym momencie, musi zadbać o bezpieczeństwo rannych. - Chris zajmę się nią, ogarnij rany i rzuć czymś w nich. Butelkami czymkolwiek co przerwie ich harce. - Nagle usłyszał walenie o coś, dziwne rytmiczne, jakby miało jakiś przekaz. Kurwa Ian! Słuchał tego co ma do przekazania. - Psia mać, Ian został ranny idę do niego. Jak twoje rany chłopie? Dasz radę mnie osłaniać? - Rzucił w do Davies’a. Zaczął stukać butelką o podłogę. “Przyjąłem. Idę” Muszą uważać na tyle rzeczy, że weźmie długi urlop po tym wszystkim. Pomysł łucznika był przezajebisty z tymi mołotowami, ogień skutecznie odwróci ich uwagę, bydlaki nie będą wiedzieli co się dzieje przez chwilę. - Pilnować dupy! Ruszam! - Podsumował swój jakże zabójczy plan i sięgnął po butelkę z alkoholem. Wstał tak szybko jak tylko był w stanie, chwycił za “tarczę” i ruszył w kierunku Devianta trzymając się blisko każdej osłony jaka była po drodze. Obserwował przeciwników w najgorszym wypadku wróci za bar jeśli wyczuje zbyt duże zagrożenie. Będzie też darł mordę jeśli kolejne granaty polecą. Co jak co, ale jeden granat to nie wszystko co mają, to jest pewne. Trzeba dogadać się ze smokiem.
Boris Dostojewski
Re: Bar Nie 28 Lip 2019, 11:34
//Sorry, że dzisiaj, ale trochę mi życie nie pozwoliło na napisanie wcześniej :c
Czując uderzenie bicza w rękę syknął tylko, ale nie spowodowało to więcej, niż jedynie zdenerwowanie. Wystrzelił jeszcze więcej naboi, ale w momencie, kiedy dostrzegł, że coś, co zostało podpalone, leci w ich stronę, to chciał to zamrozić czymkolwiek to było. Jeśli mu się udało, to Ruski sięgnął po granat błyskowo-hukowy i rzucił go w ich stronę, chcąc odwrócić ich uwagę, a mając nadzieję, że skupią się na tym lecącym granacie, sięgnął po kolejny granat obronny i chciał "przeturlać" go po ziemi, tak by zatrzymał się za osłonami, po czym sam schował się na tyle, żeby nie odnieść dużych obrażeń, gdyby coś poszło nie tak.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Bar Pon 29 Lip 2019, 20:10
Ian twój prowizoryczny opatrunek na ranę zatrzymał krwawienie, lecz pocisk tkwiący w kości udowej dokuczał niesamowicie. Ból był do tego stopnia silny, że gdyby nie tolerancja prawdopodobnie byś zemdlał. Twoje wołanie w myślach o pomoc na wiele się nie zdało. Nie usłyszałeś niczego w odpowiedzi. Zostałeś olany i wystawiony na próbę wytrzymałości jako wojownik. Pomysł z nadaniem wiadomości za pomocą alfabetu morse'a okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki wyczulonym zmysłom Olov zarejestrował twoją wiadomość i odgadł ją. Niestety nic więcej nie zdołałeś zrobić gdyż nagle poczułeś straszliwy wręcz palący ból w prawej nodze. Bestia, która dotychczas spoglądała na wasze przedstawienie ze znudzeniem wreszcie zaatakowała. I to na poważnie. Szczęki linorm’a zacisnęły się na twej nodze i tylko cudem jej nie odgryzł. Widząc kontem oka nadchodzące wsparcie w postaci „brata krwi” gadzina poderwała cię ku górze i odrzuciła z ogromną siłą w bok. Lot trwał kilka sekund, a upadek był bolesny złamałeś kilka krzeseł i uszkodziłeś stół, lecz przynajmniej obyło się bez złamań. Smoko-wąż skupił się na Erikssonie i nie czekając na reakcję herosa zaatakował. Bestia mknęła na wikinga roztrącając krzesła i nic sobie nie robiąc z ogólnego już chaosu jaki panował. Zaatakował centralnie i rozdziawiła paszczę na półtorej metra przed spotkaniem z barkiem bruneta. Vergil twój atak spalił na wejściu Christopher dzięki czujności uniknął nadlatującego bata, a położenie obozowicza było na tyle korzystne, że mógł atakować i jednocześnie chronić się przed atakiem za drewnianą ladą baru. Dodatkowo po chwili zaczęli w was rzucać butelkami z alkoholem, które miały imitować koktajl Mołotowa. Niestety dla nich, a na szczęście wojowników z Nogdos te nie wybuchały w powietrzu ale po lądowaniu na drewnianej podłodze stłukły się i momentalnie zapaliły. Ściana ognia miała niemal pół metra wysokości i metr szerokości. Co więcej podłoga w okolicach baru była przesiąknięta alkoholem i drewniane deski szybko się zajmowały ogniem. Nim zdążyliście pomyśleć o słodkim lenistwie ogień miejscami mierzył już metr wysokości i odgradzał was od nieprzyjaciół. Boris nim zdążyłeś rzucić pierwszym granatem drewniana podłoga już zajmowała się ogniem. Jedna z butelek wybuchła pod wpływem temperatury tuż obok ciebie, a nagły język ognia oparzył ci dłonie. Penelope czuła się coraz gorzej. Rany obficie krwawiły, a ból paraliżował całe ciało. Dziewczyna majaczyła i nie była zdolna do dalszej walki potrzebowała fachowej opieki medycznej.
Podsumowanie: - Christopher, rana na bicepsie oraz draśnięcie na biodrze, dzięki tolerancji oraz prowizorycznym opatrunkom są do zniesienia. - Penelope, twój stan jest krytyczny potrzebujesz fachowej opieki. Czujesz jak zaczynasz tracić przytomność przez utratę krwi i ból. - Vergil, strzała tkwiąca po lotki pod lewym stawem barkowym utrudniała poruszanie tą ręką ale do bólu powoli przyzwyczajałeś się. Mimo to mogłeś walczyć tylko jedną ręką. - Ian, pocisk tkwiący w udzie dalej silnie pulsował i wręcz uniemożliwiał chodzenie. Na domiar tego linorm wbił kły na wysokości uda w chorą nogę dodatkowo podrażniając ją i prawie odrywając. Natomiast draśnięcia po pociskach praktycznie przestały krwawić. - Boris, stosunkowo niewielkie oparzenia na dłoniach wraz z opuchlizną stanowią irytujące połączenie i jest wyczuwalny dla ciebie ten dyskomfort. - Olov bez zmian. Zasady: - Czas na odpis do 01.08.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Dziękuję za kolejną turę postów, tak trzymać!
Gość
Gość
Re: Bar Czw 01 Sie 2019, 01:31
Vergil spodziewał się, że jego ataki mogą się nie powieść, ponieważ był ranny i ograniczał się tylko do minimum ingerencji w całą walkę. Boris był w dużo lepszym stanie i z lepszym wyposażeniem, toteż syn Eris pozostawił jemu rozwałkę, samemu skupiając się na odciąganiu przeciwników, którzy chcieli wejść z nimi w bliższy dystans. Warknął tylko, gdy nie udało mu się trafić biczem Christophera i spojrzał na Dostojewskiego, który powoli szykował się do odpalenia granatu. Wtem w ich stronę zaczęły lecieć butelki z alkoholem, które miały służyć za prowizoryczne koktajle typu mołotow. Gallardo nie zdążył krzyknąć do towarzysza broni, by ten uważał i poparzył ręce, nie robiąc żadnego użytku z granatu. Całe szczęście hukowy nie wybuchł im w dłoniach, bo wtedy byliby łatwym celem dla pozostałych przy życiu obozowiczów. Widząc gęstą ścianę ognia między nimi a wrogami, rzucił w stronę Dostojewskiego: - Musimy się wycofać, nie dam rady tak walczyć - nie krzyczał, ale z pewnością był słyszalny, skoro do tej pory trzymał się blisko syna Ullra. - Zakryję ich czarną mgłą, żeby nie widzieli, dokąd zmierzamy - przedstawił szybki plan i schował magiczny bicz do zegarka, który ułożył się na jego nadgarstku. Z pomocą swoich boskich zdolności, pokrył teren w którym znajdowali się Christopher, Penelope, Olov, Ian i linnorn mroczną mgłą, ograniczając ich pole widzenia, a sobie dając czas na ucieczkę. Gallardo chciał opatrzyć swoje rany, a w obozie nie mógł tego zrobić, dlatego czym prędzej przyspieszył kroku i zniknął, wymijając pozostałych walczących herosów. Chciał udać się jak najszybciej za barierę, ale jeśli to nie było możliwe, schował się gdzieś, by nie zostać dostrzeżonym przez nikogo. Nie chciał ryzykować straty ręki czy pogłębienia rany na rzecz sprawy, która nie była dla niego taka pewna. Zwłaszcza po okrzykach, które wydawał ich dowódca. Brzmiało to dość podejrzanie i zbyt wrogo, jak na kogoś, kto miał im pomóc w obaleniu bogów.
Boris Dostojewski
Re: Bar Czw 01 Sie 2019, 13:00
Już miał rzucać granaty, kiedy to przed nimi wylądowały prowizoryczne mołotowy, jednakże nie zdążył zareagować odpowiednio szybko i okupił to oparzonymi dłońmi. Syknął wściekle, ale od razu skroplił powietrze wokół rąk, następnie pokrywając je cienką warstwą lodu. Zawsze to jakaś ochłoda, złagodzenie dyskomfortu. -Kurwa. Rzucił wściekle. Nie chciał się wycofywać, chciał ich wszystkich wybić, co do jednego. Ale Vergil miał rację, trochę było ich dużo, a Dostojewski mógłby mieć spory problem, gdyby przyszło mu walczyć samemu. Jeśli teren wokół herosów pokrył się mgłą, Ruski chciał to wykorzystać i rzucić jeszcze jeden granat obronny w miejsce, gdzie znajdowali się herosi jeszcze przed pojawieniem się zasłony, by następnie wycofać się razem z Gallardo.
Ian Core
Re: Bar Czw 01 Sie 2019, 14:21
Niestety nie wszystkie pomysły jakie miał Core poskutkowały. Cóż w końcu nie zawsze człowiek może wygrywać. Jak to się mówi raz na wozie, raz pod wozem. Ian nie przypuszczał tylko, że stanie się celem ataku wielkiego smoko-węża. Owszem miał go cały czas na uwadze jednak to co się działo po tym jak Boris otworzył ogień odwróciło na dosłownie chwilę uwagę od linorm’a i to był wielki błąd. Ale co mógł zrobić. Przecież sam na sam z tym gadem nie miał szans. Noga bolała jednak nie aż tak mocno, by nie miał tego wytrzyma lecz chwilę później ból stał się nie do zniesienia. Core krzyknął z bólu i widząc nadciągającego Olova zaczął żałować, że narazi go na atak. Przez chwilę miał nadzieję, że bestia tego nie zauważy jednak się pomylił. Został poderwany w górę i choć próbował się bronić nic to nie dało. Został poderwany w górę i ciśnięty jakieś piętnaście metrów od baru, ognia i swojego brata krwi. Widział, że noga krwawiła, nie mógł chodzić jednak właśnie wtedy przypomniał sobie słowa syna Tartarosa. - Wojownicy z NoGods. Zaprzestańcie walki z członkami obozu. To syn Tartarosa jest naszym wspólnym wrogiem. On chce się pozbyć bogów i oddać świat we władanie swojego ojca. Pomóżcie nam go pokonać, a dokładnie pokonać Bestie jakie tutaj sprowadził. Zjednoczmy się. – krzyknął na tyle głośno, by słyszeli go wszyscy na imprezie. Miał tylko nadzieję, że to pomoże i da im nowych sprzymierzeńców. Po czym spojrzał na swoją nogę. Musiał się nią zająć. Wziął nogę od połamanego krzesła włożył sobie pod kolano i rękoma zgiął nogę choć wywołało to okrutny ból. Po czym mieczem, którego nie wypuścił z ręki delikatnie naciął drugą nogawkę swoich spodni i mocno ściągną kostkę do uda. Po czym mocno to zawiązał, tak by stworzyć prowizoryczny opatrunek uciskowy. A potem nie mogąc pomóc w walce zaczął śpiewać. W końcu podobno jego głos mógł łagodzić obyczaje ale nie miał pojęcia czy zadziała to na potwory.
Olov Eriksson
Re: Bar Czw 01 Sie 2019, 18:26
Spostrzegł, że po zabawie z Ian’em smok zmierza w jego kierunku i trzeba stwierdzić, że z nieludzką prędkością. Tak jak do tej pory adrenalina płynęła w jego żyłach tak teraz zapierdala jak Niagara. Kilkunasto metrowy wał mięsa z rozpiętością szczęk jak on sam, no prawie zmierzał w jego kierunku. Zareagował niemalże automatycznie, Olov puścił butelkę która pewnie upadła na deski, złapał za rękojeść miecza z głownią przy kciuku, by mieć broń ze sobą i cisnął lekko “tarczą” w pysk linornowi, tak na przekąskę i żeby pysk miał czymś zajęty. Sam spiął ciało i wyskoczył na lewo unosząc miecz by wbić się prosto w jego oko i złapać się jego cielska nogami. Będzie starał się złapać wolną ręką jego drugiego oka lub powieki. Ma zamiar oślepić bestie ale będzie uważał na to co robi potwór. Wszelkie machania łapami, czy próby przewrócenia go z grzbietu lub boku chce kontrolować jak tylko będzie w stanie, robiąc uniki czy zmieniając lekko pozycję. Kiedy nadarzy się okazja będzie mocno trzymał się ręką o ów oko/powiekę, chce je zmiażdżyć siłą swojej ręki, a mieczem stara się spenetrować jego pancerz na głowie z zamiarem uśmiercenia stwora. Nie będzie ciął na oślep, cięcia na nic się nie zdają na łuski. Eriksson chce dźgać, kłuć pod łuski czy cokolwiek będzie miał linorn na sobie aż bestia nie zacznie krwawić lub nie padnie. Jeśli dobrze się wbije na samym początku w oko powinno być to dotkliwe doświadczenie dla gada. Lecz walka sama ze smokiem, będzie piekielnie niebezpieczna i trudna, żeby tylko mógł krzyknąć do swoich towarzyszy by uciekali i skryli się w szpitalu czy gdziekolwiek, gdzie jest teraz bezpieczniej.
Christopher Davies
Re: Bar Czw 01 Sie 2019, 23:06
Jego działanie było nieco nieprzemyślane, ale z drugiej strony musiał być szybki i nie miał zbyt wiele czasu na analizowanie. Niemniej udało mu się odgrodzić ich od NoGods i mieli chwilę na ogarnięcie się. Niewiele, bo atakował ich smok, a Penelopa była ciężko ranna i potrzebowała pomocy. Chris nie miał jakiejś wielkiej wiedzy medycznej, a nie mógł jej zostawić samej sobie. Chris schował łuk w naszyjniku, bo chwilowo musiał się zająć się koleżanką. No początku odciągnął ją od ognia, w kierunku stolików. Opatrzył jej rany na tyle ile potrafił, obwiązał ją skrawkami obrusu, żeby nie traciła tyle krwi. Jednocześnie używał minimalną ilość mocy, żeby schłodzić ranę i zapobiec krwawieniu. Schował ją pod najbliższy stół z obrusem, upewniając się, że to w miarę bezpieczne miejsce. - Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić w tym momencie. Wrócę po ciebie, odpocznij - nie mógł jej bardziej pomóc, ale za to mógł pomóc Ianowi i Olovowi, bo oni walczyli z linormem. Gdy odwrócił głowę zobaczył, że Ian ląduje na ziemi po krótkim locie ze smokiem. Atak Borisa chyba nie był zbyt skuteczny, bo Chris przeniósl się z Penelopą z dala od ognia. Pobiegł w tamtą stronę i w tym momencie linorm leciał prosto na Olova. W momencie, kiedy potwór otworzył paszczę i Eriksson rzucił mu do zjedzenia utopiec, którym się zasłaniał, Christopher stworzył w tym czasie wytworzył kulę mrozu i cisnął nią prosto w bestię. Celował w otwartą paszczę i w konsekwencji miało to zamrozić chociaż częściowo potwora. Na pewno nie zamierzał pozwolić walczyć im ze smokiem w samotności.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Bar Pią 02 Sie 2019, 22:20
Christopher chcąc być bohaterski i ochronić Penelope przed czyhającym niemal z każdej strony zagrożeniem, a także uśmierzyć ból jaki targał wojowniczką. Okazałeś brak orientacji na polu walki. Wybiegłeś za dębowej lady, która chroniła was od ataków nieprzyjaciół oraz ognia i skierowałeś się w stronę stolików. Plan i może był w swojej naiwności jasny i klarowny, lecz musząc trzymać nieprzytomną praktycznie Penelope miałeś dłonie zajęte, a będąc odwróconym plecami do ściany ognia jak i Borisa i Vergila nie zauważyłeś rzuconego granatu. Huk, a sekundę po nim eksplozja sprawiły, że poleciałeś w przód pokonując kilka metrów w locie i wypuszczając z rąk ranną koleżankę. Czułeś jak lewą nogę na wysokości uda rozrywa okrutny ból, a gdy zlokalizowałeś epicentrum rany okazało się, że widnieje w niej odłamek nogi krzesła mierzący spokojnie piętnaście centymetrów, lecz przy tym stosunkowo wąski. Penelope natomiast straciła przytomność przy kontakcie z podłogą. To się nazywa wpaść z deszczu pod rynnę. Byłeś ranny, a przed tobą siał zniszczenie linorm. Bestia, która mknęła na Olova dosłownie przecięła wpół rzuconego jej do pyska utopca, lecz mimo potężnego cielska linorm był bardzo zwinny, wszak był wężem wodnym. Widząc jak jego przekąska robi skok w bok podążył za nią i uderzył herosa bokiem swego cielska posyłając go z impetem na łopatki i hamując wszelkie zapędy walki. Stwór wyglądało chciał się pobawić zwierzyną przed ucztą. Osłabić, wycieńczyć i wreszcie na sam koniec zabić. Niespodziewanie głos Iana przykuł uwagę bestii, która właśnie wahała się przed atakiem na leżącego nieopodal Christophera. Uznając, że ten i tak nie stanowi już żadnego zagrożenia zwrócił swój gadzi pysk w stronę Iana. W rubinowych oczach wodnego smoka pojawiło się coś na kształt zniecierpliwienia. W kilka sekund pokonał odległość dzielącą go od syna Apollo nie dając mu żadnych szans na ucieczkę i nim ten skończył swą przemowę został przygnieciony do ziemi przednią łapą stwora. Mężczyzna usłyszał trzask i chrupot, a później poczuł ból w całej klatce piersiowej. Siła naporu bestii na ciało Iana sprawiła, że deski pod wojownikiem pękły i został wbity w ziemię, stracił przytomność… Ogłuszający ryk triumfu rozległ się po okolicy. Linorm zwrócił się ponownie, ku trzymającym się na nogach herosom. Czekając na nich, a wręcz zapraszając. Pozycja, którą przyjął była jak wyjęta żywcem z kart nordyckich baśni. Zastygła poza pełna wyniosłości i pogardy dla półbogów.
Boris i Vergil, zasłona mroku podziałała jak granat dymny chociaż nie objęła całego terenu na którym walczyliście to dała wam furtkę do swobodnej ucieczki. Nikt was nie hamował, co więcej nie miał kto tego robić. Większość mijanych po drodze herosów była ranna, zajęta walką, albo zbyt słaba, by was powstrzymywać. Bez problemu zatem udało wam się oddalić od miejsca dotychczasowej walki. Znikąd przed wami pojawił się okrąg portalu stworzony przez syna Tartaru.
Podsumowanie: - Christopher, rana na bicepsie oraz draśnięcie na biodrze, dzięki tolerancji niemal niewyczuwalne. A także wbita do połowy uda drzazga (od tylnej części nogi) uniemożliwiająca efektywną walkę. Dodatkowo intensywnie krwawiąca, lecz obyło się bez podrażnienia tętnicy udowej. Niestety mięśnie oberwały. Każdy ruch chorą nogą sprawia ogromny ból. - Penelope, twój stan jest krytyczny potrzebujesz fachowej opieki, straciłaś przytomność. Nie musisz odpisywać w następnej kolejce. - Ian, rana postrzałowa w udo – mimo opatrunków uciskowych silnie krwawi, kilka centymetrów niżej wciąż na udzie widnieją dwie rany kilku centymetrowe po ugryzieniu linorma. Dodatkowo masz połamane 4 żebra oraz mostek. Przez co masz trudności z oddychaniem, każdy oddech przepłacasz bólem. Straciłeś przytomność po ostatnim ataku nie musisz odpisywać w następnej kolejce. - Vergil, strzała tkwiąca po lotki pod lewym stawem barkowym utrudniała poruszanie tą ręką, ale do bólu powoli przyzwyczajałeś się. - Boris, stosunkowo niewielkie oparzenia na dłoniach wraz z opuchlizną stanowią irytujące połączenie i jest wyczuwalny dla ciebie ten dyskomfort, który złagodziłeś boskimi mocami. - Olov kilka siniaków na plecach po kontakcie z podłogą.
Kolejka: - Bez znaczenia - Osoby, które straciły przytomność nie muszą odpisywać w następnych kolejkach - Vergil i Boris nie musicie pisać posta, w mroku pojawił się portal stworzony przez potomka Tartaru i jesteście bezpieczni w siedzibie NoGods (podsumowanie czyt. punkty za udział, gdy akcja się skończy, śledź zatem ten temat).
Zasady: - Czas na odpis do 05.08.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Dziękuję za kolejną turę postów, tak trzymać!
Ian Core
Re: Bar Pon 05 Sie 2019, 10:49
Ian naprawdę chciał zjednoczyć zarówno pozostałych zdolnych do walki herosów jak i wojowników z NoGods. Niestety nie udało mu się to. Cóż miał pecha. Zresztą wcale się nie dziwił. Odkąd pamiętał jego życie było usłane na przemian porażkami jak i sukcesami. Niestety tą walkę i swoje nierozważne czasem decyzje będzie musiał zaliczyć jako porażkę. Chwilę przed tym jak stracił przytomność widział szarżującego na niego linorma. Niestety nie mógł się ruszyć Później czuł tylko przerażający ból i tyle. Jednak gdy tak leżał nie mając nadziei na ratunek poczuł coś, co było i dziwne i piękne zarazem. Czuł jak moc, która pochodzi z niewiadomego źródła wręcz go przyzywa. Była czysta i podejrzewał, że jednak kogoś z herosów jego ojciec wysłuchał. Ta moc, potężna jak światło przenikała ziemię i pulsowała na całym obszarze imprezy. Dzięki wyczulonym zmysłom Ian prawdopodobnie mógł to wyczuć. Olov błagam odwróćcie uwagę tej bestii i zabierzcie mnie do tej świetlistej mocy. błagał w duchu i wiedział, że choć nic nie może powiedzieć, by się skontaktować ze swoimi współtowarzyszami broni to miał pewność, że Eriksson będzie próbował go uratować.
// Wiem, że nie musiałem odpisywać.
Olov Eriksson
Re: Bar Pon 05 Sie 2019, 12:42
Uderzenie było dość mocne, ale co się dziwić jak kilka ton pieprznęło o ciebie. Podniósł się na równe nogi i rozejrzał się dokoła. Sytuacja wyglądała beznadziejnie, to uderzenie podniosło tylko w nim ciśnienie jeszcze bardziej. - Christopher, zabieraj rannych, wszystkich! Szpital może jest bezpieczny, zaraz Cię dogonię! Ide po Ian’a! - Krzyknął do swojego towarzysza, samemu obserwując smoka. Pierdolone gadzisko przygniotło już nadto rannego Cora. Strzelił karkiem w prawo i lewo, poleciał szybko do baru i sięgnął po butelkę z wódką. Ściągnął materiał z ręki co uprzednio go owinął i jak wcześniej Chris zrobił, przygotował prowizorycznego molotova. Sięgnął po zapalniczkę i podpalił tkaninę, była z rękawa więc długość zacna. Schował rękę z butelką za siebie. Złożył miecz na barku i zaczął iść w jego stronę, ostrożnie i gotowy. Smok przygniótł brata swoją łapą i wydarł się zuchwale. Linornn to inteligentne stworzenie, rozumie co się do niego mówi ale do tego raczej nie docierały słowa Devianta. - Zawrzyj pysk! Przegiąłeś sukinkocie! Dał Ci szansę, nie skorzystałeś! Myślisz, że bogowie puszczą wam to płazem?! Myślisz, że ja to puszczę płazem?! Złaź z niego pierdolony gadzie bo utnę Ci ten łeb przy samej rzyci! - Wykrzyczał do ostatniego przeciwnika znajdującego się w okolicy baru. - No chodź zaskrońcu jebany! - Czeka tylko na moment w którym bestia ruszy w jego kierunku i otworzy pysk. Rzuci wtedy butle prosto do środka gęby stwora, a samemu odskoczy z dala od baru i rannych. Będzie starał się robić uniki wraz z cięciami w potwora jeśli tylko czegoś spróbuje, szykuje się do otwarcia potwora który poczuje się zbyt pewnie. Lecz jeśli nadarzy się okazja do zaatakowania jednego z jego oczu jak wcześniej, czy jakiegoś witalnego punktu z rozkoszą skorzysta z tej opcji kłując lub tnąc.
Christopher Davies
Re: Bar Pon 05 Sie 2019, 21:14
Cóż, nie miał wyjścia zabierając Penelopę sprzed baru, bo przecież drewniane deski zaczęły się palić. Jeśli by tam zostali to musieliby walczyć z płomieniami. Chciał ją zostawić w bezpiecznym miejscu, ale niestety granat Borisa był o tyle szkodliwy, że wylecieli z Penelopą w powietrze. Upadł i poczuł ból w nodze. Warknął, przeklinając siebie, że ryzykował życie dla dziewczyny której nie znał. Nie chciał jej niańczyć, a dokładnie to musiał robić. I sam przez to ucierpiał. Rozerwał swoją koszulę i założył prowizoryczną opaskę uciskową nad raną, żeby się nie wykrwawić. Musiał przede wszystkim wyjąć drewniany element, więc zacisnął zęby i szybkim ruchem wyjął odłamek krzesła i od razu swoją mocą schłodził to miejsce, nieco je przymrażając, żeby nie tracić krwi. Linorm natomiast latał i niszczył w najlepsze. Chris poświęcił parę sekund żeby się rozejrzeć i zastanowić. Widział, że NoGods znika w portalach, więc potwory też w końcu się ulotnią. Nie musiał już wobec tego bronić Penelopy, bo leżała nieprzytomna. Potwory nie będą nią zainteresowane, a on musiał pomóc Ianowi i Olovi. - Nie zostawię was - mruknął na słowa Olova, bo jeśli myślał, że ominie walkę dla zbierania rannych to się grubo mylił. Skoro Olov mówił do bestii to Chris choć powoli, bo z bolącą nogą, to jednak szedł by zajść od boku linorma. Zamierzał zamrozić mu to wężowe dupsko na śmierć, skoro jeszcze nie miał okazji się pod tym względem wykazać. Starał się być cicho i ukrywać się za rozmaitymi przedmiotami porozrzucanymi po drodze. Jeśli udało mu się podejść bliżej niezauważonym to wytworzył dużą kulę mrozu, którą cisnął w linorma. Cóż, nawet jeśli smok go zauważył to i tak spróbował go zamrozić przy najlepszej okazji i najlepszej celności, na jaką go teraz było stać. Jeśli uda mu się to chociaż w części, Olov będzie miał okazję do zabicia gadziny.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Bar Pią 09 Sie 2019, 00:29
Po zniknięciu portali zapanowała cisza. Walki się powoli kończyły na całym terenie obozu. Potwory ginęły bądź znikały, a nogods wycofali się. Ta krótka potyczka przedstawiła siłę zagrożenia z którym herosi musieli się zmierzyć w przyszłości. Potęga nieprzyjaciela była przytłaczająca. Linorm prężył triumfalnie łuskowate cielsko rad widocznie z faktu, że trafił na tak słabych wojowników. Mógł siać terror i zniszczenie na taką skalę bezkarnie wszak co go powstrzyma? Skupił uwagę na wikingu krzyczącym w jego stronę, a w rubinowych ślepiach pojawiło się zrozumienie. Obserwując cały czas walkę, która toczyła się w okolicach baru przed jego interwencją zrozumiał, a jednocześnie wyczuł zapach alkoholu i ognia. Jego szpony zacisnęły się mimowolnie na pogruchotanym już Ianie i niby szmacianą laleczką rzucił czarnowłosym nieprzytomnym herosem w stojącego kilkanaście metrów przed nim wojownika z butelką alkoholu w dłoni. Syn Apollo poszybował bezwładnie zataczając w malownicze serpentyny aż do chwili, gdy uderzył w swego „brata krwi”. Obaj padli na drewniany parkiet, a z rąk Erikssona wypadała flaszka i przy kontakcie z podłogą pękła w kilku miejscach uwalniając łatwopalną ciecz język ognia buchnął na kilkanaście centymetrów ku górze ale niegroźnie dla dwójki leżących herosów. Wtem uwagę smoko-węża przykuł Christopher, mężczyzna nie zdołał wykonać „efektywnego” ataku, a bestia była już przy nim, już rozdziawiała paszczę by niemal w całości pochłonąć wojownika, kiedy to nagle pod wielkim wężowym cielskiem pojawił się portal i tylko szczęk zamykanych szczęk na pół metra przed twarzą Davies’a rozległ się głucho, stwór zniknął. Nie minął kwadrans, a wokół was zaroiło się od uzdrowicieli. Dzieci Asklepiosa zajęły się poważnie rannymi, a dzięki ich mocy kości i otwarte rany powoli się zabliźniały i goiły. Medycy natomiast zajmowali się tymi lżej rannymi dając im do wypicia eliksiry i inne medykamenty, które miały postawić herosów na nogi.
Podsumowanie: - Christopher, rany powoli się zasklepiają jednak wymagasz kilkudniowej obserwacji i regeneracji w szpitalu. - Penelope, twój stan powoli się polepsza, lecz również trafiasz do szpitala na kilka dni. - Ian, rany na twym ciele i złamania tak szybko się nie uleczą i na jakiś czas wypadasz z obiegu jeśli chodzi o treningi i ewentualne mniejsze misje. Musisz dać ciału odpocząć i zebrać siły. Twój stan jest jednak stabilny i dzięki fachowej opiece nie zagraża ci już niebezpieczeństwo. - Olov, kilka siniaków poza tym jesteś cały i zdrowy. - Boris, fachowa opieka została ci udzielona, a drobne rany z dłoni zniknęły. - Vergil, fachowa opieka została ci udzielona, lecz potrzebujesz jakiegoś czasu, by w pełni dojść do siebie.
Zasady: - Tutaj kończy się udział MG, od teraz możecie pisać w dowolnych tematach w tej lokacji. - Nie obowiązuje żadna kolejka. - Nie obowiązuje żaden czas na odpis. - Każdy z was otrzymuje zt z tego tematu, o ile nie ma zamiaru tu pisać. To oznacza, że możecie pisać tutaj, jeśli macie ochotę, ale jeśli decydujecie się na wyjście, to nie musicie pisać posta, że opuszczacie te miejsce. - Od tej pory możecie odnosić się do wydarzeń z tego eventu w sesjach między sobą.
Nagrody:
Vergil - 20 punktów zwykłych - 12 punków mocy (bonus +2)
Boris - 18 punktów zwykłych - 10 punktów mocy (bonus +2)
Olov - 20 punktów zwykłych - 12 punktów mocy (bonus +2)
Christopher - 20 punktów zwykłych - 12 punktów mocy (bonus +2)
Ian - 18 punktów zwykłych - 10 punktów mocy (bonus +2)
Penelope - 15 punktów zwykłych - 5 punktów mocy (bonus +2)
Olov Eriksson
Re: Bar Pią 09 Sie 2019, 14:53
- Oooohh, łapie Cię Bro! - Pierdut o deski, ale złapał go, udało się. Flacha wypadła mu z rąk ale nie zagrażała im więc szybko sięgnął po miecz i ruszył w kierunku smoka który nagle zniknął. - Co psia mać? Chyba bóg was opuścił… - Rozejrzał się dokoła, rzeź jak się patrzy, straszne. Cały zbitek uczuć jakich doświadczył zaczął w niego uderzać, poczuł się jak gówno. Spojrzał na Christophera i podniósł rękę, chce sprawdzić czy u niego wszystko dobrze, chyba cały. - Chris, chyba idę się napić. - Rodzaj zaproszenia. Odwrócił się, poszedł po dwa krzesła które zauważył na szczęście nie były zniszczone i zabrał je ze sobą do baru, pierdolnął nimi o deski i poszedł po Cora. Pomógł mu wstać i usadowił na jednym z nich. Zaczęli zrzucać się obozowicze którzy zajmowali się rannymi. Nie musiał się już przejmować o rannych, zajmą się tym fachowcy. - Ide po jedyne słuszne lekarstwo… - Łypnął oczyma po barze, a bardziej po tym co z niego zostało i wszedł za ladę. Znalazł, burbonik. Sięgnął po butelkę i postawił na ladę razem ze szkłem. Polał po całości szklanki i zaczął szukać lodu. - Nie ma lodu kurwa. - Syknął wywalając jakieś shakery i sprawdzając po lodówkach. - Psia krew, Deviant nie ma lodu. - Podrapał się po głowie i wskoczył na ladę siadając obok brata krwi. Zwrócił się do niego z uśmiechem na twarzy. Wyglądał jak 100 nieszczęść, dobrze, że przyszli ich ogarnąć. Zszedł i usiadł obok niego na krześle, złapał za szkło i wystawił przed Ian’a. - Twoje zdrowie połamańcu, haha. - Stuknął o jego szkło i napił się porządnego łyka, owalił tak z jedną trzecią na oko po czym rozłozył nogi na boki i położył szklankę na ladzie bawiąc się nią. - Ohhh, daje w palnik przyjemnie co nie? Co teraz Deviant? - ”Powiesz ciekawego”. Uśmiech zniknął momentalnie, nie dlatego, że widział jego stan. Braciak się z tego wyliże na spokojnie i nie trzeba się o to martwić. Targało nim to ile osób zginęło, o ilu jeszcze nie wiedział, o tym jak inni to odczuwają. Wie, że dadzą sobie radę, ale jednak.
Christopher Davies
Re: Bar Nie 11 Sie 2019, 23:32
Jego mroźny atak nie wyszedł zbyt dobrze i mógł przez to umrzeć. Cóż, umarłby, bo linorm już otwierał paszczę. Już widział całe jego wnętrze i oczami wyobraźni widział jak przecina go na pół i zjada jego nogi, a głowa jeszcze patrzy i widzi jak linorm oblizuje się po nogach i sięga po głowę. Szczęście jakie miał w tym momencie było nieopisane. Smok nagle zniknął, a Chris wypuścił w tym momencie powietrze. Aż zakręciło mu się w głowie. - Dzięki. Zgłoszę się do was za parę godzin - powiedział do sanitariusza, który go opatrywał. Załatał go na chwilę, więc Chris nie czuł już bólu. Dlatego napije się, wytrzeźwieje i potem uda się na leczenie i regenerację, żeby jak najszybciej wrócić do ćwiczeń. Usłyszał... powiedzmy, że zaproszenie Olova do baru. Został już ugaszony, więc Chris sięgnął po jakąś niepęknięta butelkę. Parę ich zostało na szczęście. Przyszedł do nich w momencie, gdy mężczyzna narzekał, że nie ma lodu. Uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Choć był zmęczony to tak łatwe zadanie da radę wykonać. Zmroził im drinki do przyzwoitej temperatury, w jakiej najlepiej alkohol smakuje i to samo zrobił ze swoim. - Jak się czujesz? - zapytał Iana, który był bardzo połamany i najbardziej z nich oberwał. Współczuł mu, bo na pewno będzie musiał się kurować zamiast trenować. Najgorsza kara jaka mogłaby być dla Chrisa. - Zdrowie - wzniósł toast z nimi i wypił większą część zawartości. Był wymęczony fizycznie, ale przede wszystkim chyba psychicznie. Potem zaczął się rozglądać. Wszystko zaczęło się powoli naprawiać, ale szkody były niewyobrażalne. Nie mówiąc o tym, że wielu zginęło. - Dobrze, że Penelopę zabrali do szpitala. Będę musiał ją odwiedzić - widział jak ratownicy się nią zajmują i odczuł ulgę, że jej nie zabił swoim niesieniem pomocy. - Dalej nie mogę uwierzyć, że pokonali wszystkie nasze bariery. I doskonale wiedzieli kiedy uderzyć... muszą tu mieć jakiegoś kreta - warknął, coraz intensywniej o tym myśląc. Nie miał teraz na myśli konkretnych osób, ale coś było na rzeczy. Bo niby przypadkiem trafili na okoliczność, że była większa impreza i nie byli uzbrojeni tak jak powinni?
Ian Core
Re: Bar Wto 13 Sie 2019, 22:50
Ostatniego rzutu jego ciałem Ian nie poczuł. Bronić się i tak nie mógł więc może lepiej było dla tej przerośniętej jaszczurki, że był wyłączony z gry. W przeciwnym wypadku tak łatwo nie dałby sobą pomiatać. Ok, smok Linorm był godnym przeciwnikiem ale Ian naprawdę nie mógł zrozumieć jednego jak to się kurwa stało, że w ogóle syn Tatarosa i tyle potworów wdarło się do bezpiecznego jak dotąd mu się wydawało obozu. To było nie do pomyślenia, że miejsce, które Ian nazywał domem było teraz zniszczone i chyba jednak nie było tak spokojne i bezpieczne jak mu się wydawało. Dopiero po chwili gdy dopadł do niego jakiś uzdrowiciel do niego dopadł i zajął się jego ranami i złamaniami odzyskał świadomość. Pomału z wyraźnym trudem zaczął rozwiązywać opatrunki uciskowe, które nie miały już racji bytu jednak być może uratowały mu życie. Można powiedzieć, że nawet bał się wziąć głębszy oddech gdyż każde zaczerpnięcie powietrza sprawiało mu jeszcze lekki ból. Oczywiście wiedział, że medycy i uzdrowiciele nie mogli mu założyć gipsu na tors więc rozumiał, że musi sam dojść do siebie. Na szczęście dzięki dzieciom Asklepiosa czuł się trochę lepiej i najpoważniejsze rany i złamania zaczęły się pomału goić. Jednak dla syna Apollo było jasne, że zajmie to kilka ładnych dni jak nie tygodni. - Tak… przyda mi się… kilka głębszych. – mówił z lekkim trudem jednak dało się go zrozumieć. Owszem obserwował poczynania brata Krwi i cieszył się, że poznał kogoś takiego i był w stanie oddać za niego życie. Stwierdzenie o braku lodu lekko rozśmieszyło Core’a i sprawiło, że choć na chwilę zapomniał o bólu. Dopiero przyłączenie się do nich Chrisa znowu mu przypomniało o tym, że przez będzie przykuty do łóżka. Owszem wyglądał jak sto nieszczęść ale wiedział, że gdyby był zmuszony postąpiłby dokładnie tak samo. - Czuję się… chyba lepiej…, niż wyglądam. – powiedział spokojnie i zastanawiał się czy dodać coś o swojej złamanej i potrzaskanej psychice. – Ale to przejdzie i za parę tygodni wrócę do treningów, chociaż siedzenia w łóżku lub patrzenie na treningi będzie dla mnie jeszcze większą katorgą, a teraz już wiem, że trzeba się jeszcze bardziej do tego przyłożyć. – stwierdził i gdy zobaczył szklankę przed sobą przyjął ją z wdzięcznością. - Wasze też towarzysze broni. Za wszystkich żyjących i poległych. – powiedział i przy ostatnich słowach lekko załamał mu się głos. Owszem widział ogrom zniszczeń, a jako artystyczna i wrażliwa na krzywdę innych dusza bolało go to co się tu stało. Tyle niepotrzebnej nikomu śmierci i cierpienia. - Ja też nie mogę uwierzyć… w to co tutaj się stało. Szkolono nas na takie sytuacje…, a my po prostu daliśmy dupy… i zamiast się zjednoczyć… próbowaliśmy walczyć samotnie. Wiem, że zostaliśmy niejako… do tego zmuszeni ale jednak… kurwa… oni nas rozbili jak… grupkę dziewic, które broni na oczy nie widziały. – stwierdził i zaraz przypłacił to odległym kłuciem bólu w okolicy mostka i żeber. Nie wiedział czy oberwał najmocniej ze wszystkich ale wiedział też jak mało zrobił, by zapobiec masakrze jaka była i jego udziałem. – Teraz to chyba powinniśmy… usiąść wszyscy razem i obgadać jak powinna wyglądać współpraca… i zacząć trenować w zmniejszonych składach… oraz w bardziej ekstremalnych warunkach. – dodał chociaż nie odpowiadał za plan treningowy. Cóż on mógł tylko sobie pogadać. A realizacją i zmianą założeń treningowych powinni zająć się inni. Schylił się na chwilę, by podnieść z podłogi, a raczej z tego co z niej zostało swój wisior i założył go sobie ponownie na szyję. Po czym czekał na to co powiedzą towarzysze, a burbonik zaczynał przyjemnie rozlewać się ciepłem po jego ciele.