Hellstorm odetchnął z ulgą, gdy tylko zobaczył znane sobie twarze żywe, a już zwłaszcza Lilly, którą przecież chciał tutaj odnaleźć przede wszystkim. Rana przestała go boleć aż tak bardzo, gdy zeszło z niego napięcie związane z niepokojącymi myślami odnoszących się do domniemanego złego stanu zdrowia Griffin, nabrał więcej energii i nawet zaczął się uśmiechać, co biorąc pod uwagę tragedię, która miała tu miejsce, było co najmniej nieodpowiednie. To był jednak Drake - niczym Komediant ze Strażników zawsze się śmiał. Najlepsza reakcja na dobro i zło. Usiadłszy pod żywopłotem patrzył cały czas na rudą, nie chcąc spuszczać jej z oczu. Tak bardzo za nią tęsknił i tak się o nią martwił, że gdy teraz ją zobaczył, wszystko inne przestało mieć znaczenie. Nie obchodziła go krew na jej twarzy czy ubraniach, nie obchodziła go jego rana. Żyli, oboje. I tylko to się dla niego liczyło. Nie mógł jednak nie skomentować tego, co tu zastał, bo dostrzegł wokół Griffin szczątki harpii oraz jedną martwą przedstawicielkę tej obrzydliwej rasy. - To nieistotne - odparł, ujmując jej dłoń, którą trzymała na jego policzku, w swoją. Oparł się obiema rękami z tyłu i tym samym niejako wyeksponował jej swoją dziurę w brzuchu, by mogła jej się przyjrzeć jak najlepiej. Znał jej umiejętności medyczne, kilka razy przecież szyła go własnymi rękami i nigdy się nie zawahała. Teraz jednak trzęsła się cała, co trochę popsuło jego humor. Lilly się bała i zaczęła się obwiniać za jego obrażenia. Spojrzał na nią i przesunął się kawałek bliżej, by czystszą dłonią otrzeć łzy najpierw z jednego, a później drugiego policzka rudej. - To nie jest twoja wina, Lilly - rzekł, chcąc uspokoić nieco Griffin. - Nic mi nie jest, wyliżę się - skinął głową i uśmiechnął się tak jak zawsze, chcąc zamaskować ból i dyskomfort, jaki w tej chwili odczuwał. Już przysuwał się twarzą do córki Hel, chcąc ją pocałować, ale w tym samym czasie podeszła do nich Joanne, która skomentowała stan ich zdrowia. Miała rację, oboje potrzebowali pomocy medycznej i powinni udać się do szpitala. Uśmiechnął się krzywo i przymknął oczy, przytakując jednocześnie. - Pomóż się jej podnieść - wskazał na Lilkę. - Widać, że jest wycieńczona, a ja nie dam rady jej zanieść. Liczę na ciebie, Joanne. W twoje ręce powierzam moją przyszłą żonę - puścił oczko do dziewczyn i nim Billy poprosił Collins na osobności, on przekręcił się i położył na ziemi, oddychając głośno i trzymając się cały czas ręką za brzuch. - Ja tutaj poleżę chwilkę... przyślijcie po mnie kogoś. Muszę zrobić sobie przerwę - zaśmiał się lekko, jak gdyby faktycznie miał z czego się śmiać i spojrzał ostatni raz na Griffin. - Świetnie sobie poradziłaś. Nie zazdroszczę tym harpiom - odparł, dostrzegając wcześniej, że było tutaj kilka części ciał różnych harpii i znajdowały się one w okolicy Lilly, co pozwoliło mu myśleć, iż to właśnie jego ukochana poradziła sobie z częścią z nich. A to wcale łatwe przeciwniczki nie były. Przekręcił głowę i spojrzał do góry nogami na Billego, który rozmawiał właśnie z Joanne o czymś. - Billy! Przynieś whiskey, to zdezynfekujemy! Tak zawsze robi Doktor Quinn! - zażartował, śmiejąc się, co później wywołało kaszel z bólu. Jego to się dobry humor trzymał i to w obliczu takiej rzeźni... Choć chyba gadał już też trochę głupoty z przemęczenia. Trzeba mu jednak wybaczyć, taka mieszanka emocji w tak krótkim czasie, przy upojeniu alkoholowym, adrenalinie i świadomości, że mogli zginąć, nie mogła wpłynąć na niego inaczej, niż właśnie w taki sposób.
Gość
Gość
Re: Fontanna Pią 09 Sie 2019, 04:11
Znając Drake'a mogła się spodziewać tego pięknego uśmiechu na jego twarzy. Podnosił ją tym na duchu i przypominał o tym, że kilka chwil temu mogli zginąć, a siedzieli tu oboje, może nie w najlepszym stanie, ale żywi. To się najbardziej teraz liczyło, zwłaszcza, że Lilliana nie darowałaby sobie, gdyby przez jej spóźnialstwo i głupotę stało się coś poważniejszego jej lubemu. Tak więc sama nawet uśmiechnęła się lekko dając chłopakowi do zrozumienia, że i ona również się cieszy, że są zdrowi i że oboje żyją. Serce bolało ją tylko dlatego, że nie była w stanie nic zrobić, by zapobiec tym ranom, które oboje otrzymali, a już zwłaszcza on. Oczywiście, że się bała, przed chwilą omal nie zginęła. Z pierwszą harpią poradziła sobie bez żadnych problemów, dopiero z drugą zaczęły się robić schody. Gdyby nie szybka reakcja Lilly i Billego, rudowłosa pewnie już dawno dobywałaby spotkanie ze swoją matką w Helheim'ie. Starała się być twarda dla niego, spróbować mu choć trochę pomóc, ale drżące ręce nie pozwalały jej na to. Szok wciąż ją trzymał. Uspokoiła się dopiero gdy zaczął wycierać jej łzy z twarzy. Uniosła wtedy wzrok brązowych oczu i przyjrzała się swojemu ukochanemu, za którym z utęsknieniem patrzyła jeszcze kilka minut temu, przed atakiem. Cud, że oboje byli tu teraz, nie powinna się przejmować. Przełknęła ciężko ślinę, która stanęła jej w gardle i delikatnie, bardzo ostrożnie pogłaskała obiema dłońmi Hellstorm'a po głowie. - Wiem, że się wyliżesz... Tyle razy Cię zszywałam... - zamilkła na chwilę przymykając mocno oczy i zaciskając wargi w wąską linię. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć tego, że po prostu z nim nie poszła od razu na tą całą imprezę. Może sprawy potoczyłyby się inaczej. - Tym razem nie dam rady, przepraszam - wyszeptała nim podeszła do nich Joanne i nim Drake prawie zdążył ją pocałować. Zaskoczona spojrzała na swojego ukochanego, a potem na dziewczynę, którą widziała podczas walki. Faktycznie ona rozmawiała z kimś z NoGods i potwory jej nie atakowały, ale nie było to teraz dla Griffin istotne. Zmieszana spojrzała na lubego i już chciała się sprzeczać, że co on wymyśla, przecież był w gorszym stanie od niej, ale gdzie ona miała przebicie w tej całej rozmowie? Jak już on coś postanowił to tak miało być. Pokręciła tylko głową i bardzo powoli podnosząc się z ziemi postawiła galaretowate nogi na ziemi. Chyba jednak nie była w stanie dalej sama iść. Słysząc jednak co ten jej ukochany wygaduje postanowiła nie pozostawiać mu wyboru, skoro już tak otwarcie deklarował, że Lilly będzie jego żoną, to czemu nie miałaby powiedzieć czegoś o podobnym znaczeniu? Odwagi jej brakowało, ale dzisiaj chyba jeszcze tego limitu nie przekroczyła. - Jeśli mój przyszły mąż nie dostanie odpowiedniej opieki... To osoba, która będzie się nim źle zajmować nie będzie miała łatwego życia... - mówiąc to wpatrywała się z lekkim uśmiechem na twarzy w ciemne oczy Hellstorma. Jego pochwały były pokrzepiające dla Lilliany. Przez cały ten czas bała się, że nie da sobie rady i nie zobaczy go nigdy więcej. A tu proszę! Nawet jeszcze miał siłę żartować. Wywróciła oczami i czekając cierpliwie na Joanne zdjęła kolczyk z ucha i przyzwała włócznię, żeby móc się na niej spokojnie wesprzeć. Nie była zbyt zainteresowana rozmową Billego z Joanne dlatego nie podsłuchiwała, oddychała głęboko starając się nie upaść na ziemię. Kurczowo trzymała broń w obu rękach z zaciśniętymi mocno powieki. Marzyła teraz o gorącej kąpieli w towarzystwie jej przyszłego męża i smacznym posiłku. Należało im się.
Joanne Collins
Re: Fontanna Sob 10 Sie 2019, 19:29
Joanne nie posiadała odpowiedniej wiedzy medycznej, by odpowiednio opatrzyć dwoje rannych herosów, którzy siedzieli przed nią. W związku z tym zaczęła rozglądać się za dziećmi Asklepiosa, by ewentualnie zwrócić ich uwagę na poszkodowaną parę. - W porządku, nie zawiodę.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy synowi Hadesa.- Zwłaszcza, że w końcu poznam kobietę, która jest w stanie z tobą wytrzymać.- zażartowała mimo, że nie była to najlepsza na to chwila. W między czasie dostrzegła Azjatę, który zmierzał w jej stronę po tym, jak blondynka uzyskała już pomoc. Córka Heliosa uniosła lekko brew, a następnie skinęła głową i bez oporu odeszła kawałek od Lilly i Drake'a. Zaraz po tym jak dotarło do niej pytanie Billego nabrała więcej powietrza do płuc i przetarła delikatnie dłonią swoją twarz. Spodziewała się, że ktoś dostrzeże jej rozmowę z synem Lokiego, jednak w głębi duszy łudziła się, że obejdzie się bez szumu. - Też chciałabym to wiedzieć...- westchnęła i spojrzała z powrotem na twarz Azjaty. Zdawała sobie sprawę, że taka odpowiedź go nie usatysfakcjonuje, dlatego postanowiła to jakoś sprostować.- Wiem tylko to, że mnie po prostu nie widziały.- przyznała odrobinę niechętnie. Nie miała pojęcia o tym, co takiego wyjątkowego było w tej kurtce, że sprawiła, iż potwory nie dostrzegały córki Heliosa. Na pewno będzie próbowała się tego dowiedzieć, bo dzięki takiemu przedmiotowi nie tylko ona, ale i inni herosi mogliby poruszać się swobodnie poza terenami obozu. W tej chwili jednak martwiło ją coś innego, a mianowicie zainteresowanie syna Zeusa sytuacją, do jakiej doszło. - Posłuchaj...muszę teraz pomóc Lilly. Proszę, zachowaj to na razie dla siebie. Zapewniam, że zrobię z tym fantem pożytek na korzyść obozu.- powiedziała odrobinę bardziej dyskretnie. Wiedziała, że jeszcze trochę a jej losy będą wisiały na włosku, dlatego starała się jakoś wybrnąć z tego. Nie mogła wymagać od syna Zeusa zaufania, bo w gruncie rzeczy nawet się nie znali, co najwyżej mogli się parę razy gdzieś mijać. Pozostała jej tylko nadzieja, że Azjata będzie miał w sobie na tyle cierpliwości, by sprawdzić, co Joanne zrobi w związku z zdobyty przedmiotem. To, co zrobi w związku z jej znajomością z członkiem NoGods to już inna sprawa, która również przeprawiała ją obecnie o mdłości, co usilnie starała się ukryć. Joanne spojrzała na rudowłosą, która nie umiała się sama podnieść, a potem znowu na swojego rozmówcę w wymowny sposób, jakby chciała zaznaczyć, że musi iść pomóc dziewczynie. - Na razie zajmij się swoją dziewczyną.- skwitowała w ten sposób ich krótką rozmowę i ruszyła do Lilly. Gdy tylko odwróciła się w stronę zakochanych, na jej twarzy znowu zawitał wiarygodny, acz sztuczny uśmiech. Joanne kucnęła przy rudowłosej, by ta mogła się o nią podeprzeć. - Złap się mnie, powoli wstaniemy.- poleciła i objęła ją jedną ręką, by ułatwić jej postawę.