W końcu po tak długim czasie władzom obozu udało się zorganizować tę cholerną imprezę. Jeszcze parę dni temu Lara nie była pewna czy to całe pasowanie na kapitana w ogóle dojdzie do skutku. Głosowanie odbyło się już kawał czasu temu, a sama ceremonia z niewiadomych przyczyn była ciągle przesuwana. Niech już go oficjalnie zrobią tym dowódcą, pomyślała, mijając ostrożnie dwójkę herosów, aby nie wylać ani kropli wina ze ściskanych przez nią w dłoniach kielichów. Drużyna Asklepiosa po odejściu ze stanowiska Charlie — ostatniej Pani Kapitan, potrzebowała jakiegoś potwierdzenia, że osoba kierująca teraz ich działaniami dalej chce sprawować władzę. Zazwyczaj okres od wybrania do zaprzysiężenia był krótszy, więc kto wie, ile mogło się zmienić u Juareza przez ten czas. - Ugh, gdzie on jest - mruknęła pod nosem, rozglądając się za pewną bardzo wyjątkową osobą, z którą się umówiła właśnie przy fontannie. Normalnie już dawno siedziałaby ze swoim rodzeństwem przy barze, świetnie się bawiąc, ale po tym, jak nieoczekiwanie zerwał się jej kontakt z towarzyszami z ostatniej misji w Paryżu, miała gorszy humor i nie miała ochoty na huczną zabawę w gronie pijanych znajomych. Utwierdziła się w przekonaniu, że chce spędzić ten wieczór w spokojnej atmosferze, gdy dostrzegła córki Ateny czające się na nią po kątach. Te to zawsze wiedzą jak jej zepsuć humor. Ruda rozsiadła się na kamiennej ławce, stawiając obok siebie dwa kieliszki z winem, którego zapach drażnił jej zmysł powonienia. Miała coraz większą ochotę się napić, więc liczyła, że Lancelota nic nie zatrzymało w szpitalu i szybko się tutaj zjawi. Nie chciała siedzieć tutaj sama. Gdyby doszło do takiej sytuacji to prędzej by się chyba wpakowała do gabinetu syna Demeter z kilkoma butelkami dobrego wina niż pogodziła, z tym że jest skazana na towarzystwo pół przytomnych obozowiczów i klejących się do siebie w ogrodzie par. Ouvert-Roi na pewno doceniłby taką niespodziankę, biorąc pod uwagę jej dzisiejszy wygląd. Elegancki makijaż, długie włosy zaczesane na jedno ramię i całkiem ciekawy strój, na który składała się szara sukienka z motywem kwiatowym i brązowe buty na niskim obcasie. Na początku planowała założyć coś bardziej wyzywającego, ale koniec końców zrezygnowała z tego pomysłu i postawiła na prostotę. Skromnie, ale z klasą. Idealnie.
Lancelot A. M. Ouvert-Roi
Re: Fontanna Sro 12 Cze 2019, 11:07
Impreza, impreza... No tak. Lancelot nie był specjalnie osobą, która odnajdywała się w wielkich skupiskach ludzi. Nie miał nic przeciwko spędzeniu czasu z Larą, to akurat było planowane od dawna. Niemniej jednak cieszył się, że również dziewczyna na miejsce ich spotkania wybrała raczej miejsce dość ustronne, a mimo wszystko nadal znajdujące się niedaleko centrum wydarzeń. Fontanna była też miejscem bardzo... Dla nich. Towarzystwo zieleni sprawiało, że syn Demeter czuł się komfortowo. Kwiaty również wydawały się bardziej żywe po zjawieniu się Lance’a. Ubrał się dość elegancko, ale to głownie dlatego, że oboje z Larą umówili się na to. On lubił dodawać nutki szyku i animuszu do tej szarej i niewyróżniającej się niczym specjalnym codzienności obozowej. Uważał, że na pewnym poziomie życia trzeba już zacząć szukać uciechy z czegoś innego niż ciągłe siepanie potworów czy też gonienie na każdą bożą posyłkę. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej doszukiwał się czystej bezzasadności w boskich działaniach, czy wręcz... Absolutnego debilizmu. Biały smoking z kaszmiru idealnie opinał jego ciało, a spod marynarki wystawała idealnie skrojona, czarna koszula z łamanym kołnierzykiem, spod którego wystawała łososiowa, lniana muszka. W tym samym kolorze w kieszeni na wysokości piersi znajdowała się również fikuśnie spięta poszetka. Studia z racji licznych balów czy też spotkań na wysokim szczeblu nauczyły go jak wyglądać odpowiednio i jak zaimponować własną aparycją. Jego włosy choć na pierwszy rzut oka nie wyglądały specjalnie inaczej, to mężczyzna spędził kilka godzin pieczołowicie je układając i starając się je jak najlepiej ułożyć, tak by podobać się nie wszystkim, a tej jednej jedynej. Okoliczne krzaki sprawiały wrażenie dość wysokich nawet jak dla Lancelota, dlatego też na pierwszy rzut oka, nie udało mu się dostrzec dziewczyny. Dopiero skręcając w odpowiednią alejkę dojrzał córkę Aresa, od której wręcz promieniało. Dla niego wyglądała zjawiskowo. Już z oddali dało słyszeć się jego westchnięcie, które było reakcją na dojrzenie ukochanej. - Zeusie... - Zaparło mu dech w piersiach. Wyciągnął ku niej rękę i delikatnie obejmując swoimi palcami jej dłoń schylił się przed nią delikatnie muskając ustami wierzch jej dłoni. - Mademoiselle! Wyglądasz przepięknie wręcz... Zjawiskowo. Przeciągając moment rozłączenia się dotyku ich rąk Lancelot mimowolnie krocząc w kierunku fontanny, tak by usiąść na jej brzegu pociągnął dziewczynę do siebie. Swobodnie opadając na marmurową figurę objął jej twarz ciepłym spojrzeniem. W żadnym wypadku nie zmienił by w niej niczego. Dla niego... Była idealna. - Jak się dziś czujesz? - Puścił w jej kierunku delikatne skinienie głową uśmiechając się pod nosem. - Gotowa na odrobinę zabawy? On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oboje nie są specjalnie personami mocno rozrywkowymi. Nie mieli nic przeciwko piciu, ale zdecydowanie bardziej preferowali... Bardziej kameralne towarzystwo, a najlepiej takie, które ograniczało się tylko do ich dwójki. Niemniej jednak, na takim wydarzeniu po prostu trzeba było się pojawić. Może też w jakimś stopniu to zmieni ich nastawienie do kolejnych tego typu eventów. Bądź też nie...
Alexandra Jones
Re: Fontanna Sro 19 Cze 2019, 21:28
/ z baru
Nawet gdyby chciała, to wyrywanie się skutkowałoby bólem jej połatanego ramienia. Dała sobie spokój. Poddała się sugestii Arthura, chociaż prawdę mówiąc miała nadzieję, że zostaną na parkiecie. Tym bardziej, że widziała tam jakoś bardziej podirytowaną niż zwykle Quinny. I to... No cóż, to nie była już sprawka samej Alex. Milczała, rezygnując z przekrzykiwania muzyków. Posłała kilka wymuszonych uśmiechów do znajomych, których mijali. Czułą się najzwyczajniej w świecie upokarzana przez Arthura. Nie była lalką lub dzieckiem, które można sobie przestawiać z kąta w kąt. Nie była tylko do prywatnych rozmów, ani jedynie do seksu. Nie była miłą odskocznią od obowiązków. Ona była zobowiązaniem. Każdy związek jest zobowiązaniem, a oni wyjątkowo niezdarnie zaczynali jakiś tworzyć. Nie czuła się też aż tak pijana, aby dawać mu sobą pomiatać, dlatego kiedy tylko znaleźli się między wysokimi krzewami labiryntu ogrodowego, odepchnęła herosa od siebie. - O co Ci znowu chodzi?! Najpierw "nieporozumienie", teraz traktujesz mnie przy wszystkich jak... Jak... Popychadło, które przynosi wielkiemu panu "Mam kij w dupie" wstyd?! - Zadrżała z tych nerwów, przestępując z nogi na nogę. Nie chciała się kolejny raz kłócić, ale też nie miała zamiaru na wszystko mu pozwalać. - Myślę, że wszyscy wokół zrozumieli że to żarty. Mogą nie bawić, ale to wciąż jedynie żarty, Crow. - Machnęła ręką w nieokreślonym kierunku, jednak natychmiast się skrzywiła. Rana na obojczyku dała o sobie znać, na moment odbierając jej dech. Dziewczyna przysiadła sobie na brzegu marmurowej ławeczki i upewniła się, że opatrunek jest cały. Następnie westchnęła ciężko, zdmuchując z twarzy zbłąkany kosmyk. - O czym mówił... Hmm... Corvus? - Z trudem odgrzebała w pamięci imię mężczyzny.
Arthur Crow
Re: Fontanna Sro 19 Cze 2019, 23:10
Arthru miał w dupie ludzi fakt to znany i powszechnie uznawany dlatego też niczym nie skrępowany wyszedł z Alex. Jego mina może i była poważna, lecz w głębi ducha odczuwał rezygnację. Wiedział, że Alex brakuje szczypty ogłady, ociupinki powagi i grama kobiecości. Była urocza, zabawna i lubiła figle jednak czasem są takie dni, że trzeba dorosnąć i wskoczyć na głęboką wodę. Tego dziewczynie brakowało. Sądził, że wszystkie te cechy przyjdą z czasem, a może miał cichą nadzieję, iż dziewczyna tak chcąca zabłysnąć będzie brała przykład z Rudej? Nie mógł powiedzieć, że taka dziecinna swoboda była czymś złym jednak wszystko miało pewne granice, a te jakoś łatwo potrafiła przekraczać. – A jak mam cię traktować? To nie jest impreza w remizie i wiejska potańcówka w rytmach disco polo, a konkretna uroczystość i oczekuje od ciebie pewnej powagi – stwierdził dość łagodnie patrząc jej w oczy. Zdawał sobie sprawę, że tak prędko nie pojmie jego słów i tego co miały przekazać. Był kiepski w takich sprawach i brakowało mu znajomości kobiecej logiki, o ile faktycznie takowa istnieje. Ponadto uważał, że podczas ostatniego treningu wytłumaczyli sobie wystarczająco dużo by dziewczę wiedziało na czym stoi, a ona i tak popełnia takie błędy. Może zbyt wiele oczekuje od niej? Przeklną w myślach... Dusił się w tym ubraniu zrzucił z siebie marynarkę, która wylądowała na ławce. Najchętniej zaszyłby się w którymś z okolicznych barów z butelką burbona i odpłynął przy muzyce country. Niestety nie było mu to dane, a miast tego los pokarał go słuchaniem szczebiotu słowika i to dość nerwowego, westchnął. Wolał szczerze nie myśleć jak inni odebrali jej żarty, a już na pewno nie zachowanie. Nie czuł wstydu jedynie żal mógł przecież poinstruować Alex o przyjęciu i tym jak mu na tym zależało aby wypadli dobrze. Stał w dalszym ciągu tam, gdzie stanął na początku rozmowy i nie ruszył się ni kroku. Jej pytanie wyrwało go z chwilowego zamyślenia. – Gratulował mi wygranej w szachy z bratem – co jak co ale osiągnięcie to było godne wstawienia do gablotki obok wygranej walki z mantikorą cesarską i tuzinem utopców.
Alexandra Jones
Re: Fontanna Czw 20 Cze 2019, 00:13
Spojrzała na niego, jak przybysza z obcej planety. Bankiet? U herosów?! Czcze życzenie! Jeszcze za jej kadencji nie było imprezy, która nie skończyłaby się konkretnym chlańskiem. Przynajmniej ze strony Nordów. No i Folka... Ale obozowego menela od Dionizosa nikt chyba tu pod uwagę nie brał. W każdym razie Alex ujęła się za serce, jakby jego przytyk wybitnie ją zabolał. - Wypraszam sobie, gustuję w zdecydowanie lepszych gatunkach muzycznych. - Żachnęła się teatralnie, wydymając swoje słodkie usteczka. - Impreza jest imprezą i oczekuję od ciebie pewnego luzu. - Wymierzyła w niego palec, odrobinę go przedrzeźniając. Ale tylko ociupinkę... Obserwowała, jak marynarka ląduje tuż obok niej i jakoś machinalnie ułożyła ją nieco porządniej, niż zrobił to wcześniej Crow. Ten gest miał w sobie jakąś troskę, raczej bardziej skierowaną w kierunku Arthura, niż samego odzienia. W odpowiedzi na jego ostatnie słowa, Jones wstała, odrzucając swoje blond loki na plecy i ukazując zgrabny dekolt w pełnej okazałości. Zbliżyła się niespiesznie do herosa. Złote bransolety błysnęły w świetle zachodzącego słońca, gdy dłonie heroiny znalazły swoje miejsce na klatce piersiowej Arthura. Przesunęła je w górę, palcami muskając odsłoniętą skórę na jego torsie. Uśmiechnęła się kokieteryjnie. Nawet z nową blizną na policzku niczego nie brakowało jej urodzie. Obcasy, które na sobie miała, wystarczyły aby mogła swobodnie pocałować syna Baldura. I to właśnie zrobiła. Najpierw powoli, jakby nieśmiało musnęła jego warki, aby po chwili obdarować go bardziej zdecydowanym całusem. Jedna z jej rąk powędrowała do bioder mężczyzny. Alex wsunęła dwa palce za pasek spodni blondyna i odsuwając się od niego, pociągnęła go w stronę ławki. Praktycznie zmusiła go, by na niej usiadł, a następnie bezczelnie wpakowała mu się okrakiem na kolana. Jeszcze jeden krótki pocałunek i... - Pieprzenie. - Stwierdziła i bynajmniej nie chodziło jej o akty cielesne. - Bujać to my, a nie nas... Skarbie.- Ostatnie słowo praktycznie wymruczała mu w usta, delikatnie przygryzając jego dolną wargę. Spojrzała mu w oczy, czekając na wyjaśnienia. - Tu nie chodziło o szachy.
Arthur Crow
Re: Fontanna Czw 20 Cze 2019, 02:11
– Ty z tym luzem przesadziłaś – skwitował odruchowo i z zaciekawieniem spoglądał na ruchy kobiety. Cień uśmiechu pojawił się kiedy poprawiła rzuconą niedbale marynarkę nie spodziewał się tego po niej. Raczej nastawiał się na wybuch i bluzgi, a tu taka niespodzianka. Lustrował ją wzrokiem, była atrakcyjną kobietą o zachęcającej figurze i faktycznie miała coś z kusicielki, a może to tylko pragnienie bliskości tak na niego działało? Tego nie był w stanie stwierdzić. Odwzajemnił pocałunek i dotknął ją dłońmi w talii. Czasem lubił kiedy milczała i skupiała się na chwilach przyjemności cielesnej. Może nawet bardziej to lubił i czuł że wówczas się rozumieją niżeli mieliby rozmawiać godzinami? Mieli kilka wspólnych tematów, owszem. Ale w łóżku akurat stanowili czystą harmonię i pasowali do siebie jak przysłowiowe "puzzle". Nie było w tym nic złego ale czasem trzeba wyjść z wyrka i podjąć kilka ważnych decyzji. Chociażby czy kupić bagietki czy bułki lub majonez czy majonez? Liczył, że gdy nadejdzie próba nie zawiedzie go. Pozwolił się porwać na ławeczkę jednak nie miał zamiaru przechodzić nigdzie indziej. Chwycił partnerkę za dłoń, a wolną ręką odgarnął pukiel włosów znad zranionego policzka. Nie szpecił jej twarzy w dalszym ciągu była piękna i pociągająca. Z resztą czuł do niej miętę i musiałaby stracić głowę by jego uczucia przestały mieć rację bytu. – Pieprzu nigdy za mało, a wybujać Cię to mogę w każdej chwili – uśmiechnął się łagodnie. Rozumiał do czego pije i wahał się z tą decyzją. Zirytowała go wcześniejszym zachowaniem i miła gra wstępna nic tu nie pomoże. – Mogłaś mi towarzyszyć od początku imprezy – odbił piłeczkę. Chociaż miał ochotę na dobór nieco dosadniejszych epitetów poniechał tego z dwóch względów jakże trywialnych i do bólu prostych. Było miło tak sobie siedzieć oraz mogła go niemile zaskoczyć ciosem w jedyny słaby punkt.
Alexandra Jones
Re: Fontanna Czw 20 Cze 2019, 11:25
Nie miałaby nic przeciwko wspólnemu bujaniu się. Bo o ile uwielbiała imprezy, tak jego pieszczoty lubiła bardziej. I chyba potrzebowała jego bliskości zwłaszcza teraz, gdy w jej głowie kłębiło się wiele wątpliwości, gniewu i żalu dotyczącego ostatniej misji. Pierwszy raz dowodziła i skończyło się to katastrofą. Kto mógł przewidzieć, że huldra, której szukali (Jones wciąż nie była pewna, czy to aby na pewno ta), rzuci się dziewczynie do gardła? Cóż... Alex powinna przewidywać takie rzeczy i wyczuwać pułapki. Powinna też lepiej oceniać ludzi, jak dla przykładu Victora. - Jesteś zazdrosny? - Uniosła jedną brew nieco wyżej, bo poprzysięgłaby, że zazdrość to emocja obca Arthurowi. Mogła go opacznie zrozumieć, jednak nawet miło ją to połechtało. - Iden jest dla mnie jak brat, nigdy nawet nie widziałam, aby był zainteresowany jakąkolwiek laską w obozie. - Prychnęła, gładząc wielką dłoń mężczyzny, w której bez problemu mogła skryć twarz. Jego dotyk, delikatny, pełen troski, był tak miły... Przysunęła jego rękę do swoich ust i ucałowała te naznaczone walką palce. - Wystarczyło poprosić, albo zaprosić mnie do tańca... - Tym razem to w jej głosie delikatny wyrzut mieszał się z rozbawieniem. Szybko jednak przypomniała sobie, jakiego tematu unikał. - Co Alva powiedziała? - Zmarszczyła brwi, świdrując go przenikliwym spojrzeniem. Próbowała domyśleć się sama, ale musiała przyznać, że jakoś specjalnie nie zawracała sobie ostatnio głowy panią kapitan, a przynajmniej nie przyglądała się jej jakoś wnikliwie.
Arthur Crow
Re: Fontanna Czw 20 Cze 2019, 18:41
Westchnął podłamany odrobinę jej pytaniem. Najwidoczniej musiał dawać jej nieco bardziej do myślenia jeśli chodziło o wytknięcia, by na przyszłość mogła się przed ponownymi gafami uchronić. – Mam tu na myśli fakt, że jako moja partnerka powinnaś w dzień taki jak ten stać u mego boku miast włóczyć się z innymi – stwierdził dobitnie. Oparł się dłońmi o ławkę i patrzył na nią zastanawiając się czy rozumie o co mu chodzi. Nie była idiotką czasem jedynie nadawali na innych falach stąd też brały się pewne niedogodności. Wprawdzie mógł zignorować dziewczynę i zająć się sobą skoro przyszli osobno to nic nie stało na przeszkodzie by tak ten wieczór spędzić. Jednak Crow wymiękł ostatecznie i myśląc z szerszej perspektywy chciał, aby takie zdarzenie miało miejsce ostatni raz. – Nie obchodzi mnie on ani Olov, czy też twoja siostra powiedziałem swoje – urwał chcąc oszczędzić sobie kłótni bo do tego by doszło, gdyby kontynuował. Był samotnikiem to fakt, lecz gdy wiązał się z kimś to obraz takiej relacji w jego głowie wyglądał dość staromodnie. Naturalnym dla niego było, że kobieta którą kocha będzie przedkładała jego towarzystwo nad wszelkie inne. A w ich przypadku wyglądało to nieco inaczej. I to go dręczyło Alex nie była jak inne kobiety ale mogła nabrać trochę taktu. To że płynęła w nich wikińska krew nie oznacza, że mieli walić głową w ściany, wszczynać brudy i chlać jak chamy. – Zrobiłbym to gdybyśmy razem przyszli na przyjęcie – odparł bez cienia zawahania i wstał wyplątując się spod ciężaru filigranowej wojowniczki. Sięgnął po marynarkę i zarzucił ją na bark. – Prosiła bym wlał do twojej główki kapkę oleju bo trybiki napędzające myślenie szwankują – odparł śmiejąc się przy tym.
Alexandra Jones
Re: Fontanna Czw 20 Cze 2019, 23:18
Niemal parsknęła śmiechem, jednak szybko się pohamowałą. Ona rozumiała, że sporo lat ich różniło, no i kultura nie ta sama... Ale na miłość bogów! - Nie powinnam też wygłaszać swojego zdania, jeśli jest sprzeczne z Twoim? I ubierać się też może powinnam skromniej? W sumie myślę, że burka nie byłaby takim złym rozwiązaniem... - Mówiła spokojnie, chociaż jej głos ociekał sarkazmem. - Poza tobą, mam również bliskich, którzy potrzebują aby od czasu do czasu z nimi pogadać. To moja rodzina, tak samo jak ty. - Ujęła jego twarz w dłonie, jednak Arthur wstał. Pozwoliła mu, bez cienia protestu. - Mnie oni obchodzą. - Powiedziała stanowczo, czując jak żołądek zaciska jej się w supeł. Nie kolejna kłótnia... Tylko nie to. - Czyli jeśli wykorzystuję okazję aby napić się z kumplem, a następnie i tak dołączam do Ciebie, to ty strzelasz focha, bo nie wbiliśmy na imprezę razem?! Crow, daj spokój. Mógłbyś się o to wkurzać, gdyby to była twoja impreza. Zresztą... Mogłeś zaprosić mnie do tańca, gdy do ciebie podeszłam. - Wpadła w jakiś słowotok, wykonując coraz bardziej nerwowe ruchy rękoma. Jej głos z każdym zdaniem podnosił się o ton wyżej, ale wystarczył jego śmiech, nawet kiedy znów ją obrażał, aby i usta Jones wygięły się w delikatny uśmiech. - Chodź tu. - Brzmiało to bardziej jak rozkaz. Miał do niej podejść, już, teraz, natychmiast. - Masz mnie jak na dłoni, bez znajomych, gapiów... - Rozłożyła ręce, wystawiając mu się całkowicie. - Może weź co twoje i daj mi nauczkę, hmm? - Rzuciła wyzywająco.
Arthur Crow
Re: Fontanna Pią 21 Cze 2019, 19:01
– Mogę równie dobrze zapakować cię w karton i wysłać poleconym do Jötunnheimu – skwitował lekko podirytowany jej bezczelnością. Nie potrafił pojąć jej rozumowania i patrzenia na świat. Dla niego wszystko było jasne i klarowne. Nie kleisz się z byłym na bankiecie, kiedy tworzysz z kimś parę idziesz z nim w parze na przyjęcie i ostatnie najważniejsze pod żadnym pozorem nie pijesz z admirałem Adsonem bo wylądujesz za burtą szybciej niż myślisz. Niestety te szczenie nie rozumiało jeszcze świata i okrutny los zrzucił na barki Arthura ten ciężki obowiązek nauczenia jej życia. Miał przed oczami niezły orzech do zgryzienia całe szczęście, że potrafiła się ładnie uśmiechać. Kiedy tak jej słuchał miał ochotę strzelić sobie w łeb lub wsadzić nos w wentylator. Jasne po tym ruda by go rozszarpała za brak odpowiedzialności związanej z jego pozycją ale słowotok Alex działał na niego jak piosenki country dla kowboja w miejskiej dziczy. Aż wyć się chce z tęsknoty za ciszą i spokojem. Spojrzał na nią zaskoczony kiedy zmieniła ton głosu i chciała oddać mu się w tej właśnie chwili. Tego się całkowicie nie spodziewał. I westchnął z cicha bo nie bardzo wiedział co powiedzieć. Za szybko jej się stany emocjonalne zmieniały jakby burza hormonów waliła jej na dekiel ale raczej w to wątpił jednak kto ją tam wie... Parsknął śmiechem stojąc w tym samym miejscu co stał i zmierzył kochankę stonowanym spojrzeniem. – Zwijaj manatki i leć do pokoju za kwadrans przyjdę. – Odparł i odwrócił się na pięcie po chwili zniknął za bujnym żywopłotem.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Fontanna Pią 28 Cze 2019, 15:41
Herosi bawili się w najlepsze, a na imprezowym placu zaczęło się gromadzić coraz więcej osób. Nie było tu ścisku, bo jednak został wyznaczony dość duży obszar zabawy i dzięki temu wszyscy obozowicze mogli znaleźć kawałek przestrzeni dla siebie. Bogowie zarządzający obozem opuścili go kilka godzin temu: Aegir i Tyr udali się do Asgardu, a Asklepios i Dionizos na Olimp, by poinformować odpowiednio Odyna i Zeusa o nowym planie na działalność obozu - konkretniej by zgłosić dwie bardzo ważne informacje. W kierunku Arthura i Alexandry zmierzał nieco senny syn Morfeusza, który był członkiem drużyny Asklepiosa i jednym z organizatorów całej tej imprezy. Ziewnął przeciągle stając przed wami i zmrużonymi oczami spojrzał na was. - Arthur Crow proszony jest na scenę - wydukał. Gestem ręki pokazał mu, w którą stronę ma pójść, a Alexandra została sama. Do Lancelota i Lary podeszła pijana córka Heliosa, która stanęła przy nich, chwiejąc się na każdą możliwą stronę, widać było, że miała już dość. - Zabawa! - najpewniej podsłuchała część wypowiedzi Lancelota. - Ja jestem gotowa do zabawy, zajmij się mną! - wykrzyczała ponownie i zbliżyła się do Ouverta-Raia, próbując zatańczyć z nim w rytm muzyki, która do fontanny dochodziła raczej w słabej ilości decybeli. Pokazała też język Larze, jak gdyby było to jakieś wyzwanie.
Uwagi: - Proszę o nie wykonywanie miliona akcji na post - Każdy z zebranych przy barze ma jakąś interakcję z NPC, prosiłbym o odniesienie się do niej w postach w jakikolwiek sposób - Czas odpisu: do 1 lipca 2019 włącznie - Proszę o śledzenie tego tematu: parkiet-scena ponieważ będzie tam przemowa nowego kapitana, która zasięgiem dźwięku obejmuje wszystkie lokacje eventowe - Nie róbcie głupot, pamiętajcie, że to impreza i jeszcze nawet na dobre się nie rozpoczęła! - Arthur Crow, otrzymujesz zt z tego tematu, odpowiedź na interakcje z NPC bądź graczami daj już w poście przy scenie, byś nie musiał pisać dwóch osobnych
Alexandra Jones
Re: Fontanna Pon 08 Lip 2019, 21:14
Jak mogła go posłuchać? Przecież nigdy tego nie robiła i nie powinien spodziewać się, że coś nagle uległo zmianie. Blondynka zmarszczyła brwi, lustrując wzrokiem zmarniałego posłańca. Z jej miny dało się wyczytać, że syn Morfeusza nie był tu mile widziany i wyraźnie krzyżował właśnie jej plany na wieczór. Westchnęła ciężko, odprowadzając wzrokiem Arthura, który ruszył w kierunku namiotu. Po co ciągnęli go na scenę? Dlaczego fatygowali się właśnie po niego?Co było na tyle istotne? Poczekała aż Crow zniknie z jej pola widzenia, by następnie samej udać się jego śladem do namiotu.
/zt
Gość
Gość
Re: Fontanna Nie 14 Lip 2019, 16:12
Obawiała się przyjścia tutaj, nie wszyscy byli chętni do rozmów z Lilly, zwłaszcza, że uważali ją za kreta. Który notabene nie była, nawet nie przeszłoby jej kłamstwo przez usta. Jednakże skąd ludzie mogli o tymi wiedzieć, skoro jej nawet nie znali? Nie próbowali jej nawet poznać, z góry oceniali kim jest i jaka jest. Na dzisiejszą uroczystość ubrała się w skromną białą sukienkę sięgającą jej do stóp o długich rękawach. Materiał przylegał do jej ciała, odsłaniał część jej dekoltu i lekko poruszał się, gdy tak stawiała kolejne kroki. Na stopach miała założone białe koturny z odkrytymi palcami. Wyglądała niewinnie, a jej lekko upudrowana twarz sprawiała, że mogła wyglądać jak porcelanowa laleczka. Włosy rudej były upięte w estetycznego koka. Nie wchodziła do środka, bała się złej reakcji ze strony innych członków obozu. Zastanawiała się w duchu, czy zawsze tak będzie. Przystanęła spokojnie przy fontannie i opuszkami palców dotknęła krzaków, które ją otaczały. Na jej bladej twarzy zawitał lekki uśmiech, ale tylko na kilka chwil. Gdzieś w głębi liczyła na to, że spotka się tu ze swoim przyjacielem, lecz po drodze go nie widziała. Może wcale nie przyszedł? Chociaż zakładała, że bokiem nie przejdzie obok dobrego jedzenia i picia. Mimo iż minęło sporo lat, to jednak znała dość dobrze syna Hadesa. Wlepiła wzrok swoich brązowych oczu w fontannę. Przyszła dość późno na imprezę z okazji mianowania Corvusa nowym kapitanem drużyny Asklepiosa. Ominęły ją przemówienia, które możliwe, że lepiej iż nie dotarły do jej uszu. Ignorując wszystko i wszystkich w dłoni wytworzyła małą, kościaną kulkę, którą zaczęła obracać. Westchnęła cicho, po co ona się tu pakowała?
Amelia Bowman
Re: Fontanna Nie 14 Lip 2019, 16:56
Ceremonia zaprzysiężenia nowego Kapitana była ważnym wydarzeniem. Nie zdecydowałaby się w nim uczestniczyć, gdyby nie chodziło bezpośrednio o jej drużynę. Miała w planach pogratulować Corvusowi i jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania. Nie przepadała za imprezami, które kręciły się wokół alkoholu. Brakowało jej wspólnych rozmów, chociażby na najbardziej błahe tematy. Według niej większość herosów skupiała się na wewnętrznej potrzebie wypicia czegoś mocnego i sponiewierania własnego umysłu a nie na faktycznym celu tego wydarzenia. I dlatego dzisiejszy wieczór wolałaby spędzić zupełnie inaczej. Robiąc wszystkie te rzeczy, które sprawiały jej przyjemność. Dzięki, którym zapominała o negatywnych aspektach życia w obozie. Chociaż od wielu lat był to jej jedyny dom, to w głębi duszy marzyła o tym, aby pewnego dnia wyrwać się. Planowała ten dzień dokładnie, zdając sobie jednocześnie sprawę z faktu, iż nigdy nie będzie na tyle odważna by uciec bez słowa. Gdzie miałaby iść? Nie znała innego świata. Od piętnastu lat jej krucha egzystencja kręciła się wokół tego miejsca. Przyzwyczaiła się do niego, przystosowała na tyle ile potrafiła ale nadal nie umiała nazwać domem. Przynajmniej nie takim, którego pragnęła i znała z przeszłości. Próbowała odgonić od siebie smutne myśli, wtopić się w tłum rozbawionych herosów, cieszyć się tak jak oni, szczególnie kiedy była ku temu okazja. Takie radosne chwile zdarzały się nieczęsto a mimo to Amelia miała problem z odnalezieniem punktu zaczepienia, dzięki któremu na jej obojętnej twarzy pojawiłby się delikatny uśmiech. Zdecydowała więc pogratulować nowemu Kapitanowi nieco później i dzierżąc w dłoni kieliszek wina skierowała swe kroki do miejsca, gdzie miała nadzieję na chwilę spokoju; z dala od tłumu, hałasu i kolejnych toastów. Okolica wyglądała wieczorem malowniczo. Było przyjemnie a co najważniejsze cicho. Mocząc usta w słodkim winie, powoli przemierzała kolejne alejki. Teren był rozległy, pozwalał wtopić się, dzięki czemu Amelia była niemal pewna, że nie trafi na jakąś niepożądaną w tym momencie istotę. Przysiadła na jednej z wielu kamiennych ławek, poprawiając marszczenie, które pojawiło się na jej czarnej, dopasowanej sukience. Uniosła kieliszek, rozchyliła lekko wargi i wzniosła niemy toast w kierunku księżyca - jedynego towarzysza dzisiejszego wieczoru.
Billy Rocks
Re: Fontanna Nie 14 Lip 2019, 17:37
Długa drzemka w jaką zapadł po zarwanej nocy została przerwana dość brutalnie przez budzik. Bramy obozu przekroczył wczesnym rankiem. Nie było go przez kilka dni i odsypiał. Powiadomił Corvusa, że może nie dotrzeć na ceremonię jeszcze przed wyruszeniem na misję i za w czasu złożył mu po raz wtóry gratulacje z tytułu zaszczytnej funkcji. Z resztą młody kapitan wiedział o wszystkim z pierwszej ręki bowiem, był przy tym jak Asklepios zlecał zadanie Japończykowi. Tym kto niczego nie wiedział, a przynajmniej tylko dostał szczątki informacji była Amelia z którą nie zdążył się jeszcze spotkać i liczył, że nadrobią to na imprezie. Chciał całkiem zwyczajnie i naturalnie zobaczyć ją. Kilkudniowa rozłąka nie była czymś szczególnym, ale Billy zwyczajnie lubił spoglądać na tą nietuzinkową kobietę. A ujrzenie jej w wieczornej kreacji mogło być tym bardziej przyjemne dla oczu. Ubierając się po odbyciu kilkuminutowego zimnego prysznica czuł, że doszedł już do pełni formy. Był przyzwyczajony do ciągłej akcji i nużyła go monotonia oraz zamulanie pały. Nie był człowiekiem zdolnym wysiedzieć dłużej w jednym miejscu bez robienia czegokolwiek. Wyjątkiem od tej reguły był stan kiedy pisał. Wówczas całkowicie zatracał się i był niedostępny dla świata. Wiedział, że poezja potrzebuje czasu jak kwiat wody, skupienia i w pełni oddania. Nawet Amelia to akceptowała i nie robiła mu z tego powodu wyrzutów. Ubrany w jeansy, białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i buty ze skóry aligatora przemierzał okolice imprezy szukając wzrokiem tej konkretnej osoby. Napotykał wzrokiem różnych herosów, ba czasem dostrzegał uśmiechy politowania na ich twarzach. Cóż miał to gdzieś i ogólnie wszyscy ci „bohaterowie” jak na jego gust mogli zdechnąć. Zależało mu w życiu towarzyskim tylko na trzech osobach w tym Hitlerze, a fakt że przy pasie miał kabury z dwoma rewolwerami na nogach dwa pasy z nożami i wyglądał jakby szedł upuścić komuś krwi miast na przyjęcie wcale go nie ruszał. Był przyzwyczajony do ciężaru broni. Lubił ją i nie rozstawał się z nią. Odnalazł ją po trzydziestu minutach łażenia wśród ludzi. Mignęła mu gdzieś w tłumie i od tego momentu podążał zdając się na instynkt. Mimowolnie zgarnął od jednego z kelnerów szklankę wody z lodem i szedł niespiesznie, cierpliwie jej śladem. Kiedy oddalili się od zbiorowiska ludzi i zagłębili w labiryncie krzaków czuł, że dłużej nie będzie się powstrzymywał. Chciał ją zobaczyć. Zbliżył się cicho, ale słyszalnie nie chciał jej przestraszyć. – Pięknie wyglądasz – stanął dwa kroki przed ławką i patrzył na blondynkę przez czas jakiś w zamyśleniu. Na jego twarzy malowała się powaga.
Amelia Bowman
Re: Fontanna Nie 14 Lip 2019, 21:33
Z początku ciężko było jej się przyzwyczaić do częstych nieobecności mężczyzny. Nie robiła mu z tego powodu wyrzutów ale czuła się samotna. Nie wspominała o tym na głos, licząc że pewnego dnia wszystko się zmieni. Powoli przyzwyczajała się do nowej sytuacji, próbowała chociaż w małym stopniu angażować się w sprawy obozu. Robiła wszystko byleby zająć czymś umysł, szczególnie kiedy Billy był na misji. Za każdym razem martwiła się o niego, rozmyślała nad tym co właśnie robi, czy jest bezpieczny i czy w ogóle wróci. Zdawała sobie sprawę z tego, że był świetnie przygotowany, co jednak nie pozwalało jej pozbyć się natrętnych wizji. Wolała ich unikać, często jednak okazywały się zbyt silne by z nimi walczyć. W takich chwilach najczęściej malowała bądź podobnie jak teraz spacerowała i marzyła o tym, żeby Azjata był przy niej. Z jednej strony chciała tego, z drugiej zaś nie zamierzała konkurować z jego zaangażowaniem w sprawy obozu. W tym starciu była na przegranej pozycji a każąc mu wybierać mogłaby tylko popsuć ich relację. Co nie oznaczało, że pewnego dnia nie zamierzała poruszyć tego tematu. Teraz jednak wolała czekać i cieszyć się z tego, że wracał. Witać go tym samym szczerym uśmiechem, który tylko on potrafił wywołać na jej twarzy. Błądząc po ogrodzie zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że ktoś za nią szedł. Rozmyślając, zapominała o tym, że powinna być czujna. Często nie zwracała uwagi na otoczenie, naiwnie wierzyła w to, że w obozie nic nie może jej się stać. Uważała to miejsce za jedno z bezpieczniejszych. Poza kilkoma pojedynczymi incydentami, w ostatnim czasie nie działo się nic, co mogłoby zmienić jej postrzeganie. Upiła kolejny łyk wina. Było cicho, spokojnie przez co poczuła się błogo. Wolną dłoń oparła o kamienną ławkę i odchyliła się nieco do tyłu. Rozprostowała nogi w kolanach, dając sobie odrobinę komfortu. Potrzebowała tego od bardzo dawna, szczególnie po wymagających treningach, które pomimo upływu lat sprawiały jej problem. Mniejszy niż kiedyś ale nadal postrzegała je jako smutną konieczność. Rozumiała jednak, że bez nich byłaby słabsza i radziłaby sobie znacznie gorzej w sytuacjach kryzysowych. Westchnęła cicho i podniosła dłoń, w której trzymała kieliszek. Nie napiła się jednak bo nieoczekiwanie przed nią pojawił się Billy. Czy ją przestraszył? Nie na tyle by mógł to zauważyć. Zdawała się być bardziej zaskoczona niż przerażona nagłą obecnością. Patrzyła na niego nieco nieobecnym wzrokiem. Tak jakby nie wierzyła w to, że stoi przed nią. Wielokrotnie umysł płatał jej figla, podpowiadał obrazy będące jej skrytymi potrzebami bądź marzeniami. Kiedy w końcu przemówił jej usta wygięły się w słabym uśmiechu. - Zdążyłeś wrócić - wyszeptała bardziej do siebie niż do niego. Za nim podniosła się z ławki, odstawiła na nią kieliszek. W następnej sekundzie stała przed nim. Bardzo delikatnie przesunęła dłonią po jego policzku i zmrużyła oczy. Wystarczyło, że był blisko a cały jej kiepski nastrój tracił na sile. - Cieszę się, że tu jesteś - bardzo powoli przesunęła ciepłymi ustami po jego wargach a następnie odsunęła się o krok by dokładnie mu się przyjrzeć. Chciała wiedzieć, że z nim wszystko w porządku, że misja zakończyła się pozytywnie i nie wydarzyło się nic, co mogłoby go zmartwić bądź przyczynić się do gorszego samopoczucia.
Gość
Gość
Re: Fontanna Pon 15 Lip 2019, 16:26
Obracając już któryś raz z kolei kościana kulką w dłoni westchnęła głośno. Słyszała, jak ktoś nieopodal niej rozmawia. Dopiero po kilku chwilach usłyszała krzyki. Obróciła się przestraszona. Mogła zostać w pokoju, chociaż nie, pewnie by przez to zginęła. Widziała tyle ognia, że pewnie zostali zaatakowani przez sporą grupą. Przeszły ją dreszcze, nikt nie był na to przygotowany. Zamknęła w dłoni kościaną kulkę i usłyszała jakiś ryk. Obejrzała się za siebie. Harpie. Nie mogła teraz uciekać. Nie tylko ona była w niebezpieczeństwie. Widziała jak dziewczyny, które były niedaleko niej również zostały zaatakowane. Chłopak, który chyba nazywał się Billy walczył z innym potworem i chyba nie chciała wiedzieć jakim. Gdy harpia zaczęła pikować w stronę Lilly, a wymyśliła dość sprytną rzecz. Kucnęła prędko, przeturlała się brudząc swoją śliczną białą suknię i kładąc dłonie na ziemi sprawiła, że z gruntu wybiło pięć kościanych szpikulców, które miały zatrzymać harpię w jednym miejscu i przebić z kilku stron. Nie odrywała rąk z ziemi, z dwóch jej stron nagle pojawiły się spod gruntu dwa zombiaki, które w dłoniach miały miecze i kościane tarcze. Zombie stanęły przed rudą chroniąc ją przed możliwym kolejnym atakiem potwora.
Seth Royce
Re: Fontanna Wto 16 Lip 2019, 20:58
#2
Idąc przez obóz herosów pod postacią jednego z członków będącego synem Baldura, Seth Royce wciąż bił się ze swoimi myślami, czując podniecenie i niepokój jednocześnie. Szedł w stronę dzielnicy greckiej, w której odbywała się impreza z okazji wybrania nowych kapitanów drużyn, a przechodząc przez znajome obozowe uliczki czuł przedziwny sentyment połączony z obrzydzeniem. Zadziwiające jak odmienne emocje potrafiły nim targać w tym jednym momencie, prawda? Cóż, on i tak starał się nie zwracać na nie uwagi, przełączając się na tryb działania, który nie wymagał analizowania własnych odczuć. Z każdym kolejnym krokiem coraz wyraźniej docierały do niego odgłosy imprezy, wystąpienia dobiegające ze sceny, doniosłe słowa, nad których sensem nawet nie miał ochoty się zastanawiać. Syn Baldura był ubrany elegancko, idealnie wpasował się w tłum świętujących herosów, w który zatopił się gdy tylko dotarł na miejsce. Szmery rozmów z początku były podniecone, uprzejme, radosne, w pewnym momencie jednak atmosfera zaczęła gęstnieć, a tłum wystrojonych postaci zaczął niczym stado os wrzeć w niepokoju. Seth wydawał się nie zwracać na to uwagi. Ktoś gdzieś krzyknął coś o kulach ognia. Parę pomruków, kilka przekleństw. Kiedy mężczyzna był mniej więcej na środku parkietu, przedzierając się przez tłum, na scenie za jego plecami rozległ się oszałamiający odgłos wybuchu. Wtedy też rozpoczął się chaos, chociaż syn Baldura nawet nie odwrócił się w tamtą stronę, rozglądając się po poruszonym tłumie znajoma postać mignęła mu między herosami. Portale zaczęły się otwierać, a parkiet zawrzał odgłosami przerażenia i walki. Kiedy jego oczy w końcu dostrzegły to czego szukały, zdusił w sobie chęć przekleństwa i popędził przed siebie w stronę fontanny. Gdzieś po drodze wrócił do swojej prawdziwej postaci, a żeby móc zapewnić sobie przejście przez tłum wyciągnął swoje dwa sztylety zza paska, gotów zaatakować każdego herosa, który będzie chciał go spowolnić. Joanne Collins wydawała się być cała po upadku, musiała jednak stawić czoła nadlatującym harpiom, podobnie jak Amelia i córka Hel. Seth widział wszystko z odległości kilkunastu metrów, które dzieliły go od fontanny i nawet przez chwilę nie zastanawiał się nad tym co powinien zrobić. Wytworzył materialną iluzję postaci, która pojawiła się pomiędzy Joanne a nadlatującymi w jej kierunku potworami, która miała na celu przyjęcie na siebie ich ataku, sam natomiast skorzystał z odrobiny czasu, jaką zyskał dzięki temu, dobiegł do niej i chowając po drodze sztylety porwał blondynkę z zasięgu walczących potworów. Wpadli razem pomiędzy wysokie żywopłoty zdobiące okolicę fontanny, a Seth czym prędzej wyciągnął pistolety z kurtki, ściągnął ją z siebie i zarzucił Joanne na ramiona. - Załóż to i nie ściągaj – odparł z naciskiem na ostatnie dwa słowa, pobieżnie przebiegając wzrokiem po jej twarzy żeby sprawdzić w jakim była stanie. Nie było czasu jej tłumaczyć, że kurtka miała na sobie krew syna Tartara, co zapewniało ochronę przed potworami, wciąż wychodzącymi z portali. Wcisnął jej jeden pistolet do dłoni i spojrzał w oczy z wyrazem nieznoszącym sprzeciwu. – Uciekaj stąd. – Jakby spodziewając się, że będzie oponować, złapał ją za ramiona i spojrzał jej w oczy z bliska, nie dając nawet okazji do tego. – Uciekaj i nie oglądaj się za siebie. Nie ściągaj kurtki. Znajdę cię tam gdzie zawsze, gdy tylko to wszystko się skończy, rozumiesz?
Joanne Collins
Re: Fontanna Wto 16 Lip 2019, 21:53
Wszechświat nieźle pogrywał z panienką Collins. Pójście samej na takie wydarzenie od początku wydawało jej się słabym pomysłem, jednak fakt, że wieści o nim nie mogły nikogo ominąć i upominały się o uwagę każdego dnia sprawiał, że jednak coś ją podkusiło i postanowiła mimo wszystko przyjść. Los chciał, by znalazła się w miejscu, w którym właśnie rozpętał się totalny chaos. Nawet jeśli by ją to nie ominęło, gdyby tu nie przyszła nie znalazłaby się w niemal centrum przykrych zdarzeń. Usłyszała hałas i odgłosy walki, co natychmiast zmusiło ją, by odsunąć się od baru zostawiając na nim resztki swojego drinka, by spojrzeć na to, co właśnie zaczęło się dziać. Niestety nim zdołała zupełnie obejrzeć się dookoła poczuła uderzenie w plecy na tyle silne, że zdołało ją odepchnąć aż pod fontannę. Zderzenie z podłożem było dość bolesne i wywołało krótkotrwały problem ze złapaniem głębszego oddechu. Na szczęście obeszło się bez obrażeń, więc jak tylko zaczęła się zbierać z ziemi odetchnęła głęboko. Rozejrzała się dookoła i niosła się na równe nogi. Natychmiast zdjęła ze stóp buty, które w tej chwili utrudniałyby jej walkę. Gdy z powrotem uniosła wzrok dostrzegła dwie harpie, które zmierzały w jej stronę. O ile jedna z nich zdawała się póki co czekać, druga zmierzała prosto na nią z wyciągniętą dłonią. Collins przygotowała się do natychmiastowego uniku, by zaraz użyć kontrataku, ale powstrzymała ją postać, która nagle stanęła pomiędzy nią, a nacierającą istotą. Choć iluzja miała przeszkodzić atakującej harpii, Joanne nie zamierzała spoczywać na laurach i uniosła dłoń w kierunku swojej broszki przyczepionej do piersi. Nim jednak zdołała to zrobić znikąd pojawił się przed nią Seth, który niemal siłą zaciągnął ją w inne miejsce, co sprawiło, że oboje runęli w rosnące nieopodal krzewy. Odruchowo zlustrowała wzrokiem kurtkę, którą syn Lokiego zarzucił jej na ramiona. Następnie jej spojrzenie skierowało się na twarz mężczyzny, który naciskał na to, by koniecznie jej nie zdejmowała. Jak na rozkaz, Joanne wsunęła ręce w rękawy kurtki, by ta nie spadła z jej ramion. - Co tu się dzieje, do jasnej cholery?- rzuciła w stronę Setha, gdy tylko wcisnął jej do ręki pistolet, który w gruncie rzeczy był bronią, którą Joanne nie potrafiła i nie lubiła się posługiwać. Schowała ją do kieszeni i spojrzała z pewną frustracją w oczach na Setha.- Nie będę uciekać i bezczynnie czekać aż twoi koledzy rozniosą ten obóz.- dodała, a gdyby tylko teraz mogła to najchętniej by to wykrzyczała. Pozbierała się z zarośli i wstała. Dosięgnęła w końcu swojej broszki, z której wydobyła swój łuk i strzały, którymi mogła posługiwać się znacznie sprawniej.
Billy Rocks
Re: Fontanna Wto 16 Lip 2019, 22:11
Słowa ukochanej utonęły w krzykach przerażenia i bólu mordowanych. Czerwona kurtyna ognia widniała na horyzoncie, a w powietrzu wyczuwało się swąd spalenizny i krwi. Będąc na tak wielu bitwach zmysły wiedzą czego się spodziewać, czują, rejestrują i kojarzą szybko i bez zbędnej paniki, na spokojnie. Jego dom został zaatakowany, nie ważne przez kogo i dlaczego? Ten kto był nieprzyjacielem musiał zginąć. Spojrzał na Amelię i malujący się wyraz zaskoczenia na jej twarzy. Tego jednego nie mogą odebrać, stwierdził w myślach. Cień prawdziwej wściekłości zamajaczył przez moment w jego obsydianowych pustych oczach. Wiedział, że będzie walczył do ostatniej kropli krwi byle tylko uchronić ją przez zagrożeniem. Cofnął się od kobiety i odwrócił ku niej bokiem lustrując okiem wojownika sytuację mającą miejsce przy fontannie. Dostrzegł potwory, dostrzegł również mężczyznę, którego te nie atakowały. Wniosek był prosty kolejny cel do zlikwidowania, bez skrupułów i sentymentu. Czuł jak ciało reaguje na znajome bodźce, uśmiechnął się kącikiem ust. Chciał iść na całość i jak najszybciej uporać się z przeszkodami na swej drodze. Widząc pędzącego w jego kierunku stwora wiedział, że nie zdąży zebrać w sobie odpowiedniej mocy by zabić bestię. Musiał pokusić się o inny wariant rozegrania tej sytuacji. Dotknął bransoletki, która przemieniła się w katanę i przekierował na miecz elektryczność. Niezwykła stal w połączeniu z elektrycznością wydawała z siebie dźwięk podobny „ćwierkaniu” ptaków. Z tym że owy dźwięk, był intensywniejszy i bardziej metaliczny, a sama elektryczność sprawiała złudne wrażenie iż broń jest większa niż w rzeczywistości. Ruszył na karagora, lecz nim nastąpił moment zwarcia wystawił wolną dłoń przed siebie i uderzył kotowatego podmuchem wiatru, by osłabić jego szarżę, a kiedy zbliżył się na długość włóczni zwinnym tanecznym ruchem uskoczył nieco w bok by chlasnąć nadbiegającego potwora w bok. Czując w trzewiach, że zabawa z tym kotkiem może być nieco dłuższa niż oczekiwał po wymianie uprzejmości z bestią zlustrował sytuację u dziewczyn i nie wahając się uderzył pikujące harpie „sierpem powietrznym”. Skupiając się przede wszystkim na tej, która chciała skrzywdzić Amelię. Wiedział, że mógł odlecieć i atakować kota z powietrza, lecz bał się, że wówczas ten skoczy na łatwiejszą ofiarę i wolał nie ryzykować.
Amelia Bowman
Re: Fontanna Sro 17 Lip 2019, 22:53
Posłała mężczyźnie pełne przerażenia spojrzenie, kiedy pierwsze odgłosy walki dotarły również do niej. Rozejrzała się niespokojnie, w głębi duszy mając nadzieję, że to wszystko jest wyłącznie jej wyobrażeniem. Zrozumiała jak bardzo się myliła kiedy znikąd zaczęły pojawiać się potwory. Pierwszą reakcją był trwający kilka sekund paraliż, zaraz potem na jej twarzy pojawił się strach. Krzyki docierały do niej w zwolnionym tempie. Z pierwszego szoku otrząsnęła się dopiero wtedy, kiedy dostrzegła harpię. Ta zbliżała się niebezpiecznie szybko i dlatego Amelia nie miała czasu na dłuższą analizę własnej sytuacji. Na polu walki musiała wykazać się większym zaangażowaniem niż na treningach . Choć uchodziła za jednego ze słabszych herosów w obozie to przez lata nauczyła się tego, że niezależnie od sytuacji musiała działać. Jednym szybkim ruchem pochwyciła za nóż, który do tej pory skryty był pod materiałem sukienki. Zacisnęła na nim dłoń, przygotowana na odparcie ataku zbliżającego się potwora. Nadal czuła strach ale była gotowa walczyć. W końcu nie chodziło tylko o nią ale też o innych. Ktoś zaatakował ich dom i nie mogła wiecznie unikać walki, być przerażoną pannicą. I wtedy dostrzegła Billy'ego, który po raz kolejny próbował ratować ją z opresji. Odruchowo zrobiła krok w jego stronę, gotowa mu pomóc. Ale czy właściwie potrafiła to zrobić, nie mogąc w pełni zadbać nawet o siebie?
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Fontanna Pią 19 Lip 2019, 22:00
Walka rozpoczęła się na dobre, a obozowi herosi po pierwszym momencie przerażenia, szoku i konsternacji, zdecydowali się na kontratak. Lilliana miała najłatwiejsze zadanie, gdyż harpia dość długo leciała w jej stronę, a ponadto nabrała się na jej zwód i gdy ruda zmieniła pozycję, bestia wyczuła w tym szansę na atak. Nie można było dostrzec jej zdziwienia, gdy pojawiły się przed nią kościane filary, które przebiły jej nie tylko oba skrzydła, ale również udo oraz klatkę piersiową, co można traktować jako trafienie krytyczne. Harpia wydała z siebie tylko jeden jęk i wyzionęła ducha. Córka Hel miała niezwykłe szczęście, że udało jej się nabrać niezbyt rozważną pokrakę. Griffin wytworzyła po obu stronach dwa zombie, które czekały na jej rozkazy. Z Sethem i Joanne było trochę gorzej, ponieważ dywersja nie pomogła i harpie szybko zwietrzyły podstęp. Zwłaszcza ta druga, która dotąd latała tylko i obserwowała. Atak tej pierwszej się nie udał, ale szybko porozumiały się one między sobą i zarówno członek NoGods jak i członkini drużyny Dionizosa zostali błyskawicznie zlokalizowani. Schowanie się za żywopłotem było dobrym pomysłem, gdyby wcześniej nie dostali dostrzeżeni, tymczasem sami zrezygnowali z lepszego pola widzenia i tym samym stracili wroga z oczu. Joanne dzięki uzyskaniu spryskanej krwią dziecka Tartara kurtki, stała się wręcz niewidzialna dla harpii, które wywęszyły jednak nowy zapach - Setha. Mężczyzna został zaatakowany przez jedną bestię w plecy za pomocą jej pazurów na stopach. Atak był o tyle zaskakujący, że poczwara przebiła się przez żywopłot, tnąc bardzo sprawnie jego fragmenty i zostawiając ślady na plecach Royce. Druga z harpii natychmiast po wykonaniu ataku swojej partnerki, zaczęła pikować w twoją stronę, chcąc wbić się ostrymi pazurami prosto w twoją klatkę piersiową, którą wystawiłeś przed siebie, gdy poczułeś ból w plecach. Sasuke, znaczy Billy naładował katanę elektrycznością, która poza zastosowaniem typowo ofensywnym miała również praktyczne. Była przewodnikiem, zatem Rocks mógł strzelać elektrycznością bez potrzeby marnowania swoich boskich mocy na utrzymanie skondensowanych błyskawic w powietrzu. Karagor nieznacznie zwolnił, gdy Azjata użył na nim podmuchu, a przy tym wymusił zamknięcie oczu u bestii, ponieważ piach zaczął się do nich dostawać. Poczęstował go on sprytnym cięciem od boku, które rozcięło tylko skórę czworonoga. Niestety karagor uniknął ataku na swoje wnętrzności. Teraz będzie z pewnością bardziej ostrożny i jeszcze wścieklejszy. Potrząsał jednak na razie głową, chcąc pozbyć się resztek piasku z oczu. Amelia spanikowała i prawie nadziała się na pikującą harpię, gdyż sam sztylet i oczekiwanie na atak były dość głupim pomysłem. Z pomocą przyszedł jej Rocks, który powietrznym cięciem celował w ciało bestii, ale trafił tylko w jej skrzydło. Ta straciła możliwość lotu i podczas upadku drapnęła herosa stopą zostawiając nieco płytszy ślad na jego prawym ramieniu, niż ten Setha sprzed kilku chwil. Harpia upadła na ziemię, ale szybko podniosła się i wrzasnęła złowrogo, korzystając tym razem z biegu i kolejnej szarży w stronę łatwej ofiary - Amelii.
Podsumowanie: - Lilly, wszystko w porządku, masz moment na odsapnięcie, bo pozbyłaś się harpii. Zombie czekają na rozkazy. - Joanne, jesteś niezauważalna dla innych bestii, nawet tych znajdujących się obok ciebie i Setha. - Seth, zostałeś poczęstowany pazurami harpii, które zostawiły ślad na twoich plecach. Nie jest to głęboka rana, ale da się ją odczuć, ponieważ nie posiadasz zdolności tolerancji. Z tego miejsca wypływa również kilka strużek krwi, dlatego jesteś teraz jeszcze łatwiejszym do zlokalizowania celem. Ponadto druga harpia pikuje na ciebie. - Billy, zostałeś draśnięty w prawe ramię i z rany sączy się krew. Nie krępuje ci ona jednak ruchów, a dzięki tolerancji czujesz tylko mały, nieznaczący dyskomfort. Teraz jednak potworom łatwiej cię zlokalizować. - Amelia, stan zdrowia bez zmian.
Zasady: - Czas na odpis do 22.07.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Kolejka: Bez znaczenia
Dziękuję za pierwszą turę postów, tak trzymać!
Seth Royce
Re: Fontanna Sob 20 Lip 2019, 12:18
Seth z ulgą zobaczył jak Joanne wkłada posłusznie dłonie w rękawy kurtki. Przynajmniej ta jedna sprawa poszła gładko. Być może faktycznie nie było sensu dawać dziewczynie pistoletu, którym nie posługiwała się zbyt umiejętnie, jednak dla Royce'a kalkulacja: im więcej broni w zanadrzu tym lepiej, była prosta i oczywista. Nie zdążył się nacieszyć widokiem całej i zdrowej panny Collins, ponieważ szybko jej wyraz twarzy stał się niebezpiecznie gniewny. Fakt, mógł się na to przygotować, przecież spodziewał się tego, że będzie oponować przed ucieczką. Zdążył jedynie przewrócić oczami i otworzyć usta. - Jo, ja naprawdę... - nie mam czasu na to twoje heroiczne marudzenie... to chciał powiedzieć, ale urwał w połowie, gdy harpia wyleciała z krzaków za nim i przeorała mu pazurami skórę na plecach. Poczuł ostry ból i wyprostował się gwałtownie, a z jego gardła wydobyło się coś co mogło być stęknięciem i warknięciem jednocześnie. Miał ochotę przekląć te cholerne brzydactwo, nie zdążył jednak tego zrobić, bo jego oczom ukazała się druga harpia nadlatująca z ogromną prędkością i mierząca pazurami wprost w jego klatkę piersiową. Nie było czasu myśleć więc zdając się na zupełnie odruchowe działanie wyciągnął swój drugi pistolet zza paska i oddał dwa strzały prosto w obrzydliwy pysk harpii, kiedy ta znajdowała się niemalże przed jego twarzą. Tuż przed tym jak uderzyła w niego swoim cielskiem wytworzył też barierę która być może dałaby radę zamortyzować nieco uderzenie, albo chociaż uchronić go przed pazurami, które nawet u martwej harpii pozostawały przecież ostre.
Gość
Gość
Re: Fontanna Sob 20 Lip 2019, 12:24
Miała więcej szczęścia niż reszta herosów, która walczyła w jej pobliżu. A jednak trzęsła się jak osika i schowana za zombie próbowała ochłonąć. Musiała pomóc innym więc nasłuchiwała skąd dochodzą krzyki. Podniosła się powoli z ziemi i rozrywając sukienkę przy udzie tak, aby móc się swobodniej ruszać nakazała swoim sługusom ochranianie jej, gdy ta będzie zmierzać do reszty obozowiczy. Pierwsze osoby jakie dostrzegła to był Billy i Amelia. Nie było z nimi najlepiej, dziewczyna była atakowana przez harpie, a Azjata przez karagora. Szybkim krokiem stanęła przed blondynką w dłoni tworząc kościane kulki. Zombie poszły za przykładem swojej właścicielki i stanęły przed dziewczynami przygotowane z tarczami i mieczami w dłoniach. - Schowaj się za nimi - rzuciła szybko i kiedy kości w jej dłoniach były już wielkości piłeczek pingpongowych rzuciła nimi w stronę harpii z jednym celem. Zombie szybko wystawiły tarczę, aby osłaniać rudą i Amelię, gdy piłeczki szybowały w stronę harpii. Nie musiały jej dotknąć, ani nic, Griffin przyglądała się, czy kulki dotarły do przeciwnika i w odpowiednim momencie zmanipulowała nimi, sprawiając że w ułamku sekundy przeobraziły się w coś na rodzaj kościanego jeżowca. Kulek było pięć, więc miała nadzieję, że to trochę spowolni bestię, która chciała zaatakować kolejnego z herosów. Kolce z rzuconych pocisków wyrosły na 3 metry długości i wcale takie proste do złamania nie były. Kucnęła za zombiakami, które w razie jednak ataku harpii miały ją przewalić i potraktować swoimi ostrzami. Im mniej rannych tym lepiej.