Ostatnio zmieniony przez Admin dnia Pon 18 Lut 2019, 21:09, w całości zmieniany 1 raz
Lara Doherty
Re: Stoliki Sro 13 Lut 2019, 23:48
Trzy tygodnie. Tyle czasu minęło odkąd Ruda po raz pierwszy od kilku lat, przekroczyła magiczne granice Obozu Herosów. I, pomimo że przy dosyć dużym zaokrągleniu był to prawie miesiąc, to wciąż nie dotarło do niej, że się tutaj znalazła. Owszem, gdy podjęła się ucieczki, to właśnie to miejsce stało się celem jej podróży. Nawet do głowy jej nie przyszło, żeby szukać innego. Jednak świadomość tego, że sama obrała cel, nie zmniejszała wcale uczucia wyalienowania, które czuła przez pierwsze dni pobytu. Nie mogła się przyzwyczaić, że znowu jest obozowiczką. Nie miała pojęcia, jak zareagują na nie władze. Będą zadawać pytania i drążyć temat czy po prostu przyjmą z powrotem jak gdyby nigdy nic? A co z jej znajomymi, przyjaciółmi czy bratem? Czy powstała między nimi jakaś bariera przez to, że od dłuższego czasu kontaktowali się ze sobą przez smsy i Skype? Koniec końców okazało się, że martwiła się na zapas, co z resztą ostatnio zdarzało się wyjątkowo często. Większość ludzi okazała się jednak dobra i nie naciskała nią, żeby od razu wszystko im opowiadała. Doceniała to. W sumie to dzięki takiemu właśnie podejściu zaczęła się czuć nieco lepiej i pewniej stawiała kroki w tej starej-nowej społeczności. Powoli wdrażała się na nowo w obozowe życie, jednak dalej unikała większych zbiorowisk ludzi. Właśnie dlatego stojąc teraz pod zadaszeniem jednego z obozowych budynków była w stanie docenić aktualną pogodę, która nawiedziła Obóz Herosów. Niskie temperatury raczej nie zachęcały do spędzania czasu na zewnątrz, przez co Lara mogła się swobodnie poruszać, nie musząc zastanawiać się, że za chwilę natknie się na kogoś, za kim nie przepada. Rudowłosa wypuściła dym z ust, zrzuciła papierosa na ziemię i przydeptała go od razu. Miała w planach posiedzieć tego wieczoru w bibliotece i trochę pobuszować wśród półek. Na samą myśl o spędzeniu kolejnej doby w swoim mieszkaniu dostawała kręćka. Może i czuła się nieco obco, jednak kursowanie między areną, stołówką, a swoimi czterema ścianami nie było szczególnie ekscytujące. A przez własny charakter trudno jej było usiedzieć na miejscu. Młoda kobieta poprawiła kaptur swojej zielonej bluzy z kapturem i przebiegła kilkanaście metrów przez śnieg, aby po chwili znaleźć się pod wejściem do biblioteki. Po wejściu do środka ogarnęło ją przyjemne i znajome ciepło, które wywołało lekki uśmiech na jej twarzy. Ten zmniejszył się jednak minimalnie, gdy w głębi sali usłyszała głośne dyskusje. Już miała się odwrócić i wyjść na zewnątrz, jednak coś ją tknęło, żeby zacząć nasłuchiwać. Wysilając słuch, próbowała rozpoznać głosy dochodzące z oddali. Żaden nie należał do kogoś, kogo by dobrze znała. Gdyby było inaczej, może zdecydowałaby się na podejścia tam. Nie miała jednak ochoty na dyskusje z nieznajomymi. Lara już miała pchnąć drzwi Wielkiej Biblioteki, gdy kątem oka zauważyła uchylone boczne drzwi. Z tego, co pamiętała, prowadziły one do schowka i trzymano tam książki, które nie były tak popularne czy lubiane jak te w głównej sali. W sumie to był strzał w dziesiątkę. Ciche miejsce, do którego mało kiedy ktoś zagląda. Może akurat znajdzie coś dla siebie? Rozglądając się uważnie czy nie ma nikogo w pobliżu, dziewczyna weszła do środka, kierując się od razu w głąb pomieszczenia. Ruda zaczęła się przyglądać starym i tym nieco młodszym opasłym tomom, które leżały tu od tylko Zeus wie, ilu lat. Po kilku minutach chodzenia się wte i we wte uwaga dziewczyny została przykuta przez średnich rozmiarów książkę z jasno-niebieską okładką, która leżała na jednej z wyższych półek. Na półce na tyle wysokiej, że do niej nie sięgała. Jakżeby inaczej. W końcu miała tylko 170cm wzrostu. Czasami zazdrościła tego facetom. U nich 170cm to taka norma raczej, a u dziewczyn? Niektóre nawet nie mają tyle, co ona. Sfrustrowana Lara, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa na temat tego, że ojciec poza boskim pochodzeniem mógłby jej podarować kilka dodatkowych centymetrów, przysunęła sobie drabinę i weszła na nią, żeby zdjąć wypatrzoną przez siebie książkę. I nawet sobie nie zdawała sprawy z tego, że jak tak stała na tej drabinie to doskonale ją było widać przez wielkie okno i każdy, kto przechodził obok biblioteki, mógł ją zobaczyć. To tyle, jeśli chodzi o konspirę i próby unikania ludzi.
Ostatnio zmieniony przez Lara Doherty dnia Wto 09 Kwi 2019, 23:08, w całości zmieniany 3 razy
Alaric Davey
Re: Stoliki Sob 16 Lut 2019, 18:20
Biblioteka ostatnimi czasy stała się niemalże domem dla syna Posejdona. Wertował kartki jak opętany, mrucząc pod nosem greckie przekleństwa, raz za razem odkładając książkę na piętrzącą się kolumnę. Swoim zachowaniem wzbudzał małe zamieszanie, szczególnie dla osób które go znały lepiej niż tylko z widzenia. Szczegóły swoich poszukiwań Alaric pozostawił dla siebie, nie chciał przyjąć pomocy innych jakby się bał, że zostanie wyśmiany. Prawdopodobnie taka by była reakcja gdyby powiedział o szukaniu zapisków na temat Atlandyty. Całym swoim sercem chciał się dowiedzieć, czy pradawne królestwo istniało naprawdę...i czy nadal funkcjonuje. Zapytacie się dlaczego nie zapytał się o to Posejdona, wyobraźcie więc sobie gadanie do ściany, taki sam byłby tego efekt. Życie nauczyło Alarica, że jeżeli chce coś odkryć to musi zrobić to sam. Niestety odwrotnie proporcjonalnie do wzrostu kolumn książek malała jego determinacja. Dzisiejszego dnia kompletnie nie mógł się skupić więc podarował sobie dalsze szperanie, odniósł tomiska na miejsce i wyszedł. Zamierzał iść popływać w jeziorze, przynajmniej przez chwilę zanim zacznie odczuwać jej chłód. Często dziękował wrodzonej odporności na zmiany temperatur, ciężko byłoby zaspokoić zew morza gdyby nie mógł do niej swobodnie wejść. Jego plany zostały pokrzyżowane widokiem spostrzeżonym kątem oka. Odwróciwszy głowę i zobaczywszy stojącą na drabinie rudą pannę momentalnie zorientował się na kogo patrzy. Wykrzywił głowę do tyłu zastanawiając się co do cholery robi tam córka Aresa. Wiedziony ciekawością wrócił się do głównego wejścia biblioteki i najciszej jak mógł wszedł do składziku. Przystanął tuż za drzwiami i oparł się o ścianę obserwując tyłek...to znaczy poczynania Lary. Wyszczerzył zęby w zawadiackim uśmiechu i postanowił przerwać panującą ciszę. -Córka Aresa szuka książek, aż się prosi o zrobienie zdjęcia. Witaj Laro, jak Ci mija czas unikania mojej osoby?
Lara Doherty
Re: Stoliki Sob 16 Lut 2019, 19:13
No dalej! Jeszcze trochę! Możesz to zrobić, dopingowała się w myślach dziewczyna, usiłując dosięgnąć książki, która tak ją zainteresowała. Niestety cały czas jedynie zahaczała palcami o jej grzbiet, a nieco bała się wejść na jeszcze wyższy szczebelek drabiny. W normalnych warunkach, na zewnątrz nie odczuwała strachu przed upadkiem czy wysokością. Ale tutaj? W pomieszczeniu pełnym wielkich, ciężkich regałów, na których poupychane były równie ciężkie tomiszcza? Wystarczył jeden fałszywy ruch, a mogłaby skończyć tutaj swoje życie. Poślizgnięcie się na szczeblu, upadek, uderzenie o regał za jej plecami i kaplica. Tatuś na pewno byłby dumny. Na myśl o tym, jak by zareagował Ares, z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. W każdym razie dziewczyna kontynuowała próby zdobycia książki, wyginając się w różne strony, co zapewne tylko uświetniło pokaz, który nieświadomie dawała synowi Posejdona. W końcu Ruda była zmuszona się poddać, co tylko bardziej ją zirytowało. Spojrzała na książkę z nienawiścią i już miała coś tam zacząć mruczeć pod nosem, gdy usłyszała gdzieś w pobliżu znajomy głos. I to bardzo dobrze znany głos. Lara wyprostowała się na drabinie, zaciskając dłonie na szczeblu i odwracając wzroku w kierunku starego przyjaciela. Była w totalnym szoku. W końcu jednak obróciła powoli głowę w jego stronę i uśmiechnęła się nieco głupio, nie wiedząc czego się spodziewać. – Alaric! Czeeść? – przywitała się przymilnym głosem, żeby w razie czego go ugłaskać, jakby był na nią zły. To nie tak, że go unikała czy o nim zapomniała. Wielokrotnie przechodziło jej przez głowę, żeby w końcu do niego zajść. Raz nawet zaszła pod jego drzwi, jednak w ostatnim momencie stchórzyła. To wszystko przez jej przewrażliwienie. Nie wiedziała, jak zareaguje na jej widok po takim czasie. I na to, że od razu do niego nie przyszła. A z każdym dniem coraz trudniej było do niego pójść. A teraz miała go przed oczami. Ruda powoli zeszła z drabiny, uważnie się przyglądając jego twarzy, próbując wychwycić w niej jakieś niuanse, coś, co dałoby jej jakąś wskazówkę odnośnie tego, co o niej teraz myśli. Cholera. On się w ogóle nie zmienił odkąd ostatni raz widziała go na żywo. Wyglądał tak samo, a może nawet lepiej. – Jakoś tam leciało – powiedziała, zatrzymując się niecałe dwa kroki od niego. Stała tak jak przez chwilę, jak jakaś niemota, aż w końcu pod wpływem targających nią emocji, niemalże rzuciła się na chłopaka. Bynajmniej nie po to, aby go rozszarpać, ale po prostu, by go przytulić. – Wiem, wiem co chcesz powiedzieć. Przepraszam. Wiem, że powinnam przyjść wcześniej – dodała, ściskając go najmocniej, jak umiała. – Ale przysięgam — tęskniłam jak cholera.
Ostatnio zmieniony przez Lara Doherty dnia Pon 11 Mar 2019, 11:05, w całości zmieniany 1 raz
Alaric Davey
Re: Stoliki Sob 16 Lut 2019, 21:34
Pokaz był tak piękny, że aż pożałował odezwania się. Teoretycznie myśląc o Larze nie miewał sprośnych wizji, ale jej uroda, kształty i wdzięk potrafiły przysporzyć mu rumieńców. Trudno zliczyć ile razy zastanawiał się jakim cudem Lara jest córką Aresa a nie Afrodyty. Westchnął sam do siebie, mając w duchu nadzieję, że jego zakłopotanie nie zostało uwidocznione na twarzy. Jego przyjaciółka miała dziwny dar odkrywania emocji które skrywał. Maska wiecznego wyjebania nie zadziałała na nią ani razu, czuł się przez to goły i niezdolny do zatajenia czegokolwiek. Wciąż podpierając ścianę patrzył jak podchodzi. Zauważył ruchy jej gałek ocznych prześlizgujących się najprawdopodobniej po jego twarzy. Przekrzywił głowę i przestał się uśmiechać zaciekawiony co zamierza zrobić. Kiedy zatrzymała się przed nim odbił od ściany by stanąć prosto. Widział walkę ciała Lary, przez głowę przeszła mu myśl, że zostanie z jakiegoś powodu zaatakowany. "Ani się waż mówić innym obozowiczom, że przeglądałam książki" z ręką ściskającą gardło i marsowym obliczem...no, bardzo się nie pomylił od faktycznego stanu rzeczy. Został zaatakowany i uściśnięty z całej siły, tak, że na moment zabrakło mu tchu. Spodziewał się wszystkiego, ale nie czegoś tak...miłego? Kobieta do zbyt wylewnych uczuciowo nie należała, a przytuliła się z taką mocą jakby chciała powiedzieć "nie opuszczaj mnie już nigdy więcej". Teoretycznie to sytuacja wyglądała na odwrót, ale mniejsza już z tym. -Dodatkowo przeprasza, normalnie czysty ewenement. Też tęskniłem, nie miał kto mi spuścić wpierdolu na arenie, a później zanieść do szpitala i biadolić co też znowu zrobić. Chociaż po tym Twoim niedźwiedzim uścisku nie wiem czy nie złamało mi się jakieś żebro. Mówiąc odwzajemnił przytulasa, zdecydowanie lżej niż Lara. Schylił się nieco i pozwolił sobie na oparcie brodą na jej ramieniu. Zaczerpnął powietrza wąchając jej włosy, jakkolwiek to nie zabrzmi. Przybliżył usta do jej ucha, które swoją drogą miał ochotę ugryźć. No co, wygląda smacznie. -Przeprosiny przyjęte, a teraz chodź usiądźmy na ławce zanim naszych uścisków nie zobaczą wścibskie oczka i nie zostaniemy okrzyknięci obozową parą gruchającą do siebie w składziku na książki. Pocałował Larę w policzek i wyprostował się przerywając uścisk. Miała mu wiele do opowiedzenia, przez te 3 lata musiała przeżyć ciekawe przygody. Skoro już ją dorwał to nie pozwoli by szybko się go pozbyła.
Lara Doherty
Re: Stoliki Sob 16 Lut 2019, 22:54
W sumie to może Alaric powinien jednak nie żałować tego, że się odezwał. Gdyby Lara się zorientowała, że chłopak gapi się tak bezczelnie na jej tyłek, którym jeszcze przed chwilą wywijała na wszystkie strony, to ich spotkanie po latach mogłoby się nie zacząć tak miło. A tego chyba żadne z nich nie chciało, biorąc pod uwagę to, jak długo się nie widzieli. A odnośnie książek to też nie powinien jej prowokować. Bo czemu miałaby nie czytać? Bo jest córką boga wojny? To oznaczało, że nie mogła odwiedzać obozowej biblioteki? To by chciał powiedzieć? Cóż, przynajmniej powstrzymał się od komentarzy typu, że książki z obrazkami są rozstawione w winnym dziale. Alaric chyba miał jednak dobry dzień, bo nie popełnił jak dotąd żadnej tego rodzaju gafy. Miał szczęście chłopak. – Nie ciesz się tak. Za szybko tego z moich ust znowu nie usłyszysz – mruknęła mu do ucha. Gdy usłyszała, że tęsknił za nią równie mocno, jak ona za nim, zrobiło jej się nadzwyczaj miło i poczuła pewnego rodzaju satysfakcję. Nie tylko dlatego, że wiedziała, że Alaric mówił szczerze, ale też dlatego, że oznaczało to, że żadna idiotka od Ateny nie próbowała się zakręcić wokół niego. W ogóle ciekawy oksymoron. Nie, żeby była jakoś specjalnie zazdrosna o niej. Chodziło jej po prostu o to, że te laski kompletnie się nie znały na wojaczce. Jasne strategia mogła być ich dobrą stroną, ale co miały wspólnego z tym, jak się walczy. Pod tym względem nigdy by nie przebiły dzieci Aresa. To ona i jej rodzeństwo pojawiali się tam, gdzie zaczynała się walka. To oni przebijali się przez wrogie jednostki. Przez lata treningu Lara przekazała cząstkę tej wiedzy Alaricowi, a przynajmniej miała nadzieję, że dzieciak Posejdona ją przyswoił. Szkoda by było, gdyby jej ciężka praca poszła na marne przez nieudolne ćwiczenia z kimś, kto się kompletnie nie zna na sztuce wojennej. – Bez przesady – powiedziała, a na jej twarzy cały czas błądził lekki uśmiech. – Skoro już mnie znalazłeś to szkoda, by było wysyłać cię od razu do szpitala. Zresztą tak na dobrą sprawę mogło to wcale nie być takie łatwe. Gdy ciemnowłosy wdychał zapach jej świeżo umytych włosów, ona odkryła, że przez te trzy lata wcale nie siedział bezczynnie. Wprawdzie nie tulili się do siebie w przeszłości zbyt często, ale teraz, gdy go objęła wyraźnie czuła, że jest nieco bardziej umięśniony. I chyba podrósł kilka centymetrów. Po prostu świetnie. Będzie jeszcze trudniej palnąć go w głowę, jak znowu zrobi coś głupiego. Gdy ją pocałował w policzek, lekko się zaczerwieniła i miała nadzieję, że nie widać tego za bardzo. Po jego słowach spojrzała na niego, unosząc jedną brew do góry. Ktoś tutaj się troszczył o reputację w obozie... Nie, żeby wskazywała na kogokolwiek palcem. – Niezły skandal by się z tego zrobił – zachichotała, co rzadko się jej zdarzało, przytrzymując się jego ramienia. – Córka Aresa po latach nieobecności wraca do swojego kochanka — syna Posejdona i ktoś przyłapuje ich, jak przytulają się do siebie w składziku. A wiesz, jak szybko się tutaj rozchodzą plotki. Kto wie może po paru godzinach bylibyśmy już na językach Olimpu. Wizja, w której Ares i Posejdon dowiadują się podczas szczytu bogów na Olimpie o tym, że ich dzieci "zbliżyły" się do siebie była dla niej rozbrajająca. A już, zwłaszcza gdyby wieść o tym przyniósł jakiś strachliwy satyr. Albo, gdyby bogini Afrodyta wspomniała o nich podczas plotkowania z rodzeństwem. Rudą zdecydowanie za bardzo bawiła perspektywa działania ojcu na nerwach. Będzie musiała nad tym popracować, bo jak tak dalej pójdzie, to ją odwiedzi. Próbując się uspokoić, Lara pozwoliła się zaprowadzić do stolika. Podobnie jak on była ciekawa co porabiał.
Ostatnio zmieniony przez Lara Doherty dnia Pon 11 Mar 2019, 11:06, w całości zmieniany 1 raz
Alaric Davey
Re: Stoliki Sro 20 Lut 2019, 17:16
Gdyby tego nie zrobił to zapewne dostałby solidne lanie i spełniłyby się jego słowa o wylądowaniu w szpitalu i biadoleniu Lary. Kwestia książek również podchodziła pod kategorię "Lara miażdżyć głupi Alaric", nawet jeśli była ona tylko wynikiem żartów o analfabetycznych dzieciach Aresa. -Szkoda, z Twoich ust to słowo brzmi słodko i prawdziwie. Ile to razy słyszałem "przepraszam" po oberwaniu łokciem w żebra na ulicy. Zero szczerości, ot wypowiedziane bym się nie czepiał. Filozoficzne wyznania Alarica potrafiły wywołać jednocześnie sprzeczne ze sobą uczucia. Czasami kpiono, że nie jest synem Posejdona tylko Apolla i odziedziczył dar ględzenia bez sensu. Kiedy Davey zamykał swoją jadaczkę to wyglądał całkiem mądrze i wzbudzał jedynie westchnienia "matko, to znowu on". Czy była to prawda czy też nie to zależy od punktu patrzenia. Może to właśnie dlatego przez trzy lata rozłąki z Larą nie został usidlony przez żadną z córek Ateny. Tylko do nich czuł miętę i patrzył na nie jak w obrazek, szkoda, że one odwzajemniały w najlepszym wypadku uprzejmy uśmiech politowania. -Taa, pewnie, później ojcowie wezwaliby nas na Olimp i kazali się tłumaczyć co sobie wyobrażamy. Ty bo wybrałaś rybaka a ja bo wybrałem amazonkę. Skończyłoby się na ciśnięciu mnie w głębiny, odnalezieniu Atlantydy i założenia nowego królestwa. Król Alaric, pierwszy tego imienia, pan mórz i oceanów...brzmi fajnie, nie? Oby tylko ta prześmiewczość nie spotkała się z rzeczywistym dywanikiem na Olimpie. Informacje o związku Posejdon przyjąłby z ulgą, biorąc pod uwagę jego odwieczny konflikt z Ateną nie można było powiedzieć, żeby był zadowolony z ukierunkować miłosnych syna. Opinia innych dla Alarica nie miała takiego znaczenia jak myślała Lara, bardziej bał się, że jak obóz obiegną tego typu plotki to odstraszą one ewentualne adoratorki. Powiedzmy sobie szczerze, która chciałaby zadzierać z córką boga wojny? Kiedy usiedli przy stoliku oparł głowę na zgiętych rękach i przyglądał się Larze nacieszając oczy jej widokiem. Na końcu języka miał słowa "wypiękniałaś" ale oznaczałyby one, że wcześniej uznawał ją za brzydką. Tego typu słowami lepiej nie rozpoczynać rozmowy z przyjaciółką, więc zaczął od: -No, to skoro już siedzi to opowiadaj ile potworów ubiłaś, ilu kawalerów poderwałaś i czy jadłaś robaki czy szanowałaś się i odżywiałaś się zdrowo?
Lara Doherty
Re: Stoliki Sro 20 Lut 2019, 20:16
Uniosła wysoko brwi, słysząc, jak opisuje te jakże dramatyczne wydarzenia. Ten facet zdecydowanie zbyt dobrze operował słowami jak na jej gust. Akurat w tej sprawie byłaby skłonna zgodzić się z ludźmi, którzy hejtowali Alarica. Czasami naprawdę miała wątpliwości, że jego jedynym boskim rodzicem jest Posejdon. Można było tu dostrzec rękę Apolla. Chyba że to bóg mórz ukrywał przed innymi niektóre swoje atrybuty i tak naprawdę miał więcej wspólnego z Apollem niż się wszystkim wydawało. Gdyby była zupełnie inną osobą i dopiero co poznała ciemnowłosego, prawdopodobnie od razu by mu uwierzyła i zaczęła łkać na wieść, jakie to nieszczęście go spotkało, że ta zła analfabetka — córka Aresa — podniosła na niego rękę. Całe szczęście była sobą, więc tylko pokręciła głową, wzdychając ciężko. – To dlatego, że na takie prawdziwe "przepraszam" to trzeba sobie zasłużyć. A na każdy z tych łokci solidnie sobie zapracowałeś, mój drogi! – powiedziała, celując w niego ostrzegawczo palcem. Niech nawet nie próbuje strugać teraz wariata. Doskonale wiedział, co miała na myśli. Jak mogła reagować inaczej w chwili, gdy dochodziło do takich incydentów jak ten z córkami Afrodyty, gdy te akurat opuszczały saunę, a jej piękne ciała były zakrywane tylko i wyłącznie przez śnieżnobiałe ręczniki. A ten się tylko gapił i prawie zaślinił! Każdy by przyznał, że inaczej się po prostu nie dało. Sam Zeus by pozwolił na spuszczenie mu łomotu. Rybak i amazonka. Świetne porównanie, nie ma co, pomyślała Ruda, wysłuchując z uwagą prawdopodobnej wizji zdarzeń, która pojawiła się w głowie jej przyjaciela. On jako rybak z krwi i kości zadbałby o to, aby na kolacji co wieczór pojawiła się dobra strawa, a ona zadbałaby, żeby przy polowaniu na nią nic go nie zabiło. Idealny scenariusz. Pewnie dlatego, że tak zgrabnie uniknął kwestie reakcji Aresa na ich związek. Chociaż akurat tej reakcji nawet ona nie była w stanie przewidzieć. Ojciec raczej nie wykazywał nią jakiegoś gigantycznego zainteresowania. Może by tylko trochę pokrzyczał, ale czy zrobiłby coś poza tym? W końcu miał jeszcze co najmniej dwójkę synów. Co by mu szkodziło, żeby córusia sobie trochę poszalała w wyborze partnera? – Jak dla mnie brzmi trochę jak nagroda — własne królestwo i tak dalej – powiedziała z nutą sarkazmu w głosie. – Wydaje mi się jednak, że o czymś zapomniałeś. O pewnym małym szczególe. Ah, no tak! Zapomniałeś o delfinach. A konkretnie o zamianie ciebie w jednego z nich. Skoro mówił, że Posejdon nie byłby zadowolony to, czemu od razu nie iść na całość i nie zmienić za karę syna w wodnego zwierzaka. Delfin Alaric. Dokarmiałaby. – Wiesz, znając mojego ojca, gdybyś ty został delfinem, to ze mnie naprawdę by zrobił amazonkę. I wysłał do takiego plemienia, które poluje tylko i wyłącznie na delfiny – skrzywiła się lekko. Jak w ogóle smakowało mięso delfina? Lara przechyliła głowę w bok, przyglądając się uważnie Alaricowi, jakby się zastanawiała, która część jego ciała byłaby najsmaczniejsza. Dziewczyna oblizała górną wargę. Z tego wszystkiego zaczynała się robić głodna. – Ukhm... Co? – rzuciła nagle, gdy zorientowała się, że czeka na jakąś odpowiedź od niej. Dopiero po chwili ogarnęła, że o coś ją zapytał. Aż się zaczerwieniła, bo doszło do niej, że przez dłuższy czas obczajała, każdy fragment jego ciała, który miała w zasięgu wzroku. Co za fail. – Po wyjeździe stąd przez jakiś czas szukałam jakiejś dobrej miejscówki, żeby się gdzieś zaczepić. W końcu udało mi się znaleźć pracę w liceum. Uczyłam WFu i pomagałam trenować szkolną drużynę. Od potworów starałam się, jednak trzymać z daleka. Albo raczej to one słysząc, że w pobliżu jest córka Aresa schodziły mi z drogi – opowiadała z szerokim uśmiechem. – A jeśli chodzi o facetów, to nie spodziewałam się tego, co zastanę w Filadelfii. Tylu tam przystojniaków! Gdzie się nie obejrzysz tam jakiś fajny chłopak. Na pstryknięcie palcami, serio! Ogólnie to powiedziała mu prawdę, nie licząc tego ostatniego. Owszem w Filadelfii było sporo fajnych facetów, ale oni wszyscy byli tacy miękcy. Mogli być przystojni, mieć idealną sylwetkę, ale większość z tych, z którymi próbowała się umówić, nie było nawet zbyt ciekawych. To tylko uświadomiło jej, że Obóz Herosów zahartował każdego. Czemu więc nagięła prawdę? Była ciekawa reakcji Daveya. Skoro spytał, to najwyraźniej chciał dostać odpowiedź. – A jak ty sobie beze mnie radziłeś?
Ostatnio zmieniony przez Lara Doherty dnia Pon 11 Mar 2019, 11:09, w całości zmieniany 1 raz
Alaric Davey
Re: Stoliki Nie 24 Lut 2019, 00:52
Prawda nie była znowu tak odległa jak ludzie sądzili. Matka Alarica jest nauczycielką angielskiego w szkole średniej, w ciągu jednego dnia potrafi wypowiedzieć tyle słów co inny człowiek przez tydzień. Dar ględzenia ewidentnie od niej odziedziczył, filozoficzne myślenie też. Zapytacie zapewne co widział wielkie Posejdon w kobiecie takiego pokroju. Sam nie wiem, ale jak zaszczyci mnie wizytą, to się go zapytam. Ostrzegam tylko, że może to kilka lat potrwać. -Zapracowałem? Ta, jasne, nie moja wina, że jestem lepszy w Mortal Kombat. Co do sytuacji z córkami Afrodyty to Lara też nie była niewinna, stała obok niego i wpatrywała się z nie mniejszą intensywnością co Alaric. Łokieć którego wtedy mu podarowała powinna była sprzedać sama sobie. Pewno była zazdrosna, że na niego nie miała takiego wpływu. On to już wiedział, że chciała mieć go na własność. Z jednej strony nie miał nic przeciwko, ale z drugiej...no, lepiej nie mówić głośno. -Król delfin? Hmmm, moja wersja brzmi lepiej, ale ta też nie jest zła. Chociaż ta końcówka o polowaniu na delfiny jest okropna. Widać, że jesteś córką boga wojny, nie znasz się na happy endach bez rozlewu krwi i latającej wszędzie juchy. Dobrze, że nie zapytała się o smak mięsa na głos, bo by się zeźlił. Kochał morskie zwierzęta, a wymienione wyżej szczególnie. Uważaj je za bardzo inteligentne, nawet bardziej od niektórych ludzi. Uwielbiał razem z nimi pływać, dawało to wiele frajdy i pozwalało przynajmniej na chwilę zapomnieć o świecie czyhającym na jego głowę. Bardzo pragnął podzielić się tym z przyjaciółmi, ale żadne z nich nie potrafiłoby wytrzymać pod wodą na tyle długo. Czuł się nieco jak hipokryta psiocząc na Larę, że zniknęła, sam przynajmniej raz w miesiącu wędrował na wschód by w oceanie zaspokoić zew. Znikał na parę dni nikogo o tym wcześniej nie informując i później pojawiał się z powrotem jakby nigdy nic. Patrząc na rudzielca przed nim postanowił następnym razem zabrać ją ze sobą. Skoro tak bardzo musi znikać z obozu to niech przynajmniej zrobi to z nim i w jakimś celu. -Biedne dzieciaki, im też dawałaś taki wycisk jak mnie? Po pierwszych zajęciach z Tobą pewno 3/4 wyczarowało zwolnienie lekarskie z WFu. Czyli miałaś w czym wybierać, no proszę. Nawiązałaś jakaś bliższą relację? Co by tu mówić, był najnormalniej zazdrosny. Sam się uganiał za córkami Ateny nie zważając na powarkiwania i przewracanie oczami Lary, ale myśl o tym, że kobieta zwiąże się z innym facetem go przerażała. Nie chciał jej stracić i ponownie czuć pustkę w środku jak przez ostatnie trzy lata. Jego twarz nie wyrażała żadnych negatywnych uczuć, ale był pewien, że dla Lary jest otwartą księgą. Było to przerażające i równocześnie ekscytujące. -A, zostałem zastępcą Charlie i pomagałem jej szkolić młodych. Stosunkowo dobrze mnie wytrenowałaś więc byłem przydatny. Buszowałem po internecie, wychodziłem poza obóz, zabiłem parę potworów, nic szczególnie ciekawego. Od paru dni szukam informacji na temat Atlantydy, ale nie mogą nic znaleźć. Domyślałem się, że nie jest ona taka jak w Aquamenie, ale...mam wrażenie, że gdzieś tam jest i czeka bym ją odnalazł. Tak jak bał się podzielić tym z innymi, tak wiedział, że Lara go nie wyśmieje, a może nawet pomoże. Popatrzył na nią zaciekawiony jakby się pytał "a Ty coś wiesz?". Jakoś wątpił, by córka Aresa zajmowała się legendami mórz i oceanów, niezależnie jak mądra i oczytana by nie była. Skoro jednak zaczął, to może coś z tego wyniknie?
Lara Doherty
Re: Stoliki Nie 24 Lut 2019, 14:40
Oh, jakie to było typowe! Jak tylko nie mógł znaleźć dobrego argumentu, to oczywiście musiał zmienić temat na taki, który był dla niej niewygodny. Pewnie miał nadzieję, że się podirytuje i wkręci w nową dyskusję. Cóż, miał rację. Mogła trenować po dwanaście godzin dziennie w koloseum i mieć w walce refleks lepszy od większości obozowiczów, ale z jakiegoś powodu nie była w stanie ograć syna Posejdona w grze video. Przecież to była jakaś komedia. To nie jej wina, że spodobała się jej jedna postać (Kitana) i grała nią praktycznie cały czas, przez co Alaric przez całe godziny obserwował, jak się zachowuje w danej sytuacji w grze. – Niektórzy spędzają czas na prawdziwych treningach. W realnym świecie. I przez to nie mają tyle czasu na trening wirtualny – usprawiedliwiła swoją sytuację Ruda. Oczywiście jej słowa miały na celu zasugerować, że Davey więcej czasu spędzał przy gierkach niż w salach treningowych. Skoro on atakował jej dumę to, czemu ona nie miałaby zrobić tego samego? Gdy skomentował jej "happy ending" jedynie przewróciła oczami. Bo jego wersja była taka świetna. A nawet jej w niej nie uwzględnił. Ona przynajmniej zadbała o to, żeby oboje pojawili się w jej wyobrażeniach. Poza tym, co to za dopatrywanie się u niej skłonności do przelewania krwi. Sam ją na początku nazwał amazonką, to czego właściwie oczekiwał? Że będzie księżniczką w różowej sukieneczce albo wróżką-miniaturką? Amazonki to były wojowniczki, więc oczywiste było, że w historii o nich musiała być jucha. A odnośnie jedzenia morskich zwierząt to już zdążyła się nauczyć, że lepiej nie poruszać tego temat. Wystarczyło jej to, że jak czasami jadła ryby to patrzył na nią tak, jakby zjadała mu rodzeństwo. Wtedy od razu traciła apetyt. Gdy Alaric wspomniał o zwolnieniach lekarskich w szkołach, dziewczyna wydała z siebie ciężkie westchnienie. Jak ona zobaczyła stan klas, w których miała uczyć, to się załamała. Nie dość, że wydawało im się, że lekcje będą polegać na rzuceniu im piłki i jej powrocie do kantorka to jeszcze uczennice wydawały się nie mieć żadnych ambicji sportowych. Jak ona miała pracować w takich warunkach. Pomimo nacisków ze strony kadry nauczycielskiej i rodziców, Doherty się nie poddała, co po kilku miesiącach dało efekty. Kilka osób schudło, a szkolna drużyna radziła sobie lepiej niż przez ostatnie pięć lat. A zwolnienia przyjmowała tylko w ekstremalnych przypadkach. Nie ma opierdalania się na jej zajęciach. – Żadne dzieciaki tylko rozpuszczone bachory. Byłam w szoku, jak zobaczyłam co się wyprawia w tych szkołach. Niektóre dziewczyny nie były nawet w stanie zrobić prawidłowego przewrotu albo stu pompek na rozgrzewkę pierwszego dnia szkoły – zaczęła wspominać Lara. – W takich momentach nabierałam coraz większego szacunku co Afrodytek. Nawet one coś tam potrafią w porównaniu do tych pustych lasek. Samo to, że pochwaliła kondycję córek Afrodyty, powinno świadczyć o tym, że to z czym się spotkała w Filadelfii to była masakra. A po chwili Alaric zapytał, czy związała się z kimś na dłużej. Jego słowa sugerowały, że mogło to być po prostu zwykłe pytanie, ale znała go zbyt długo, aby nie zauważyć pewnych niuansów. Nieco zmieniony ton głosu pod koniec zdania, przygaszony błysk w oku. Czy on był zmartwiony tym, że ona mogła sobie tam kogoś znaleźć? Czy on był... zazdrosny? Zazwyczaj to było w drugą stronę. Przez jej głowę przetoczyły się dziesiątki pytań. Mówił, że ostatnie trzy lata nie były specjalnie ciekawe, ale jak je przeżył bez niej? Czy wyobrażał sobie co robi poza granicami obozu? Czy myślał, że zakochała się w jakimś śmiertelniku i znalazła nowy dom? Że nigdy by tu nie wróciła. Lara poczuła ścisk w żołądku. Wcześniej tak o tym nie myślała. Miała się tam tylko wybawić i doświadczyć normalnego życia, aby potem niczego nie żałować. Ogarnij się, głupia. On się cały czas na ciebie patrzy i jeszcze pewnie nadinterpretujesz zwykłe pytanie, pomyślała Ruda, zbierając się do kupy. Chrząknęła głośno. – Eh, było paru niezłych kandydatów. Ale każdemu brakowało tego czegoś. Tej iskry, która by rozpaliła mnie do czerwoności. W końcu ja się nie zadowalam byle czym. Nie chodziło tylko i wyłącznie o to, że uważała zwykłych facetów za słabiaków. Po prostu... Jak miałaby zacząć spotykać się z kimkolwiek, jeśli nie mogłaby nawet zdradzić prawdy o sobie, swoim pochodzeniu i większości życia? Najpierw by ją wyśmiali, uznali za wariatkę, a potem olali. Wprawdzie mogli ją jeszcze wkurzyć, ale wtedy nie skończyłoby się to dla nich za dobrze. – Jakby się nad tym zastanowić to nawet ty wydajesz się bardziej interesujący od nich – przyznała, celowo mówiąc takim tonem, jakby dla niej samej było to zaskakujące. Niezły awans, pomyślała Lara, słysząc, że podczas jej nieobecności chłopak awansował na zastępcę Pani Kapitan. Taka pozycja oznaczała, że osoba ją piastująca zdobyła wystarczająco duże doświadczenie, była odpowiedzialna i cieszyła się zaufaniem dowódcy drużyny. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem. Traktowała to nie tylko jako dowód na to, że Alaric jest dobrym herosem, ale także na to, że ona nie zmarnowała czasu na ćwiczenie z nim. Ba, najwyraźniej dały one nawet przyzwoite wyniki. Wprawdzie nie do końca spodobało jej się nazwanie jej treningów "stosunkowo dobrymi", ale zważywszy na okoliczności, odpuściła wykłócenie się o to. Na wspomnienie o opuszczaniu obozu, uśmiechnęła się pod nosem. Cóż, najwyraźniej ze znajomości z nią wyniósł nieco więcej niż tylko szkolenie bojowe. Na wieść o poszukiwaniu Atlantydy, zareagowała raczej lekkim zaintrygowaniem niż śmiechem. Nie było z czego się śmiać tak naprawdę. Byli herosami — dziećmi bogów. Skoro mogły istnieć bóstwa i takie miejsca jak Olimp czy Hades to dlaczego Atlantyda miałaby nie istnieć. – Zakładam, że próby kontaktu z ojcem w tej sprawie zawiodły? – zapytała retorycznie. Właściwie to i tak nie musiała tego mówić. Mało który heros dostawał audiencję u swojego boskiego rodzica akurat wtedy, gdy jej chciał. Nieważne czy był to Ares, Eol, Demeter, Zeus czy Posejdon. Bogowie nie byli na zawołanie, nigdy. Lara od czasu do czasu prowadziła jednostronną rozmowę ze swoim ojcem, ale nie było to to samo co prawdziwa wymiana zdań. Może słyszał jej myśli, może nie, ale w pewnym stopniu pomagało to jej, gdy miała gorszy dzień. – Mógłbyś spróbować porozmawiać z nimfami wodnymi albo jakimiś morskimi stworzeniami – powiedziała całkiem poważnie. – Może nie wskażą ci dokładnego miejsca, gdzie jest Atlantyda, ale mogą mieć jakieś przydatne informacje. Obóz funkcjonuje od lat więc możliwe, że ktoś prowadził takie poszukiwania już wcześniej, więc istoty z okolicy mogą coś wiedzieć. Albo mogą znać jakieś plotki. A jak nie będą chciały mówić, to powiesz, że jesteś zastępcą kapitana. Z czego jestem dumna tak w ogóle. Lara rozejrzała się po bibliotece, po czym wróciła wzrokiem do Alarica. A więc to dlatego natknęła się na niego akurat tutaj. Chłopak pewnie prowadził swoje małe śledztwo i ślęczał nad jakimiś starymi tomiskami, dopóki jej nie zauważył. W każdym razie para herosów spędziła jeszcze w swoim towarzystwie dwie, trzy godziny, po czym byli zmuszeni się rozstać, ponieważ do biblioteki wtargnął jakiś młody chłopak i wytłumaczył Larze, że Asklepios ją wezwał w jakiejś ważnej sprawie. Wkurzona rudowłosa pożegnała się więc z przyjacielem i udała się we wskazane przez herosa miejsce. Jak się okazało, bóg medycyny, chciał się tylko dowiedzieć, która czcionka będzie lepsza do jednego z pisanych przez niego nekrologów. [z/t]
Arya Padagavakar
Re: Stoliki Nie 07 Kwi 2019, 12:28
#1
Powrotu do obozu wyczekiwała bardziej, niż chociażby kolejnego konkursu matematycznego, jak to często bywało w szkole średniej, a potem i na studiach. Choć sam pobyt u matki i skontrolowanie stanu jej zdrowia uspokoił młodą kobietę, tak jednak nie mogła się wyzbyć odczucia, że już nie należy do tamtego społeczeństwa. Że pewien etap w jej życiu nie tyle, co zniknął, lecz nabrał całkiem odmiennego znaczenia. Ciągle kochała Jaipur. Za swój niebywały urok, za piękne budynki z różowego piaskowca, które dodawały eteryczności całemu miastu. Za ludzi, tak dobrych i uczynnych. Za Dźantar Mantar, które odwiedzała niezliczoną ilość razy. Jednak z każdymi kolejnymi odwiedzinami miała wrażenie, że wszystko to, co było jej tak bliskie, staje się obce. Albo to może ona stawała się obca? Tego samego dnia, którego przekroczyła bramę obozu, skierowała się do swojego pokoju. Przywitała się z kilkoma mijanymi osobami, nie rozwlekając jednak żadnej rozmowy bardziej. Nie miała ochoty. Czuła się dziwnie niespokojna. Wiedziała też, że ominęło ją wiele rzeczy, toteż tym bardziej musiała po rozpakowaniu się zebrać informacje. W mgnieniu oka załatwiła to, co musiała i już przebrana po podróży, z wielkimi tomiszczami pod pachą powędrowała do biblioteki. Wedle porządku. Najpierw ogarnij to, z czym zalegasz, a potem zajmij się resztą. Nie zmienisz przeszłości, ale teraźniejszymi działaniami masz wpływ na swoją przyszłość. Słyszała o mianowaniu Corvusa na kapitana drużyny. Nie od niego samego co prawda, ale nie miała o to do niego pretensji. Byli tylko kolegami, czasami ze sobą trenowali, rzadko rozmawiali, choć zawsze traktowali się zwyczajnie uprzejmie. Arya nie szczędziła mu zwykłych miłych słów, jak i każdemu. Młoda kobieta była w końcu uosobieniem spokoju, wszystkiego, co dobre i przyjemne. Starała się do każdego podchodzić w sposób neutralny, bez wcześniejszego oceniania, zaś opinię wyrabiała dopiero po poznaniu danej osoby. Zastanawiała się jednak, jak sobie z tym wszystkim radzi młody Juarez. Funkcja kapitana wiąże się z masą dodatkowych obowiązków, którym nie każdy byłby w stanie podołać. Oczywiście Corvus miał wsparcie swojej dziewczyny, Padagavakar założyła więc, że mężczyzna daje radę. Cóż... W swoim czasie pogratuluje mu stanowiska, w to nie wątpiła. Oddała w końcu książki, wyszukała kolejną pozycję, którą chciała przeczytać i niespiesznie zajęła jeden ze stolików. Zrzuciła z siebie kurtkę, przewiesiła ją przez oparcie krzesła, poprawiła flanelową koszulę i usiadła, założywszy nogę na nogę. Kolejnym obowiązkowym etapem było założenie słuchawek na uszy, z którymi się rzadko kiedy rozstawała, uruchomienie odpowiednio aplikacji w telefonie i włączenie muzyki, która ją relaksowała. I choć wyglądała jakby była całkowicie skupiona na lekturze, tak kątem oka obserwowała to, co działo się dookoła. Ot, przyzwyczajenie.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Nie 07 Kwi 2019, 15:28
Ostatnie tygodnie zdawały się mijać jak szalone. Juarez nie wiedział w co ręce włożyć i nigdy nie spodziewał się, że pozycja kapitana będzie go zmuszać do takich wysiłków. Asklepios wydawał się być mniej ogarniętym niż jakikolwiek pięciolatek - dosłownie wszystko zlecał Corvusowi, który nie chciał go w niczym zawieść i od razu wykonywał zadanie, gdy tylko miał ku temu sposobność. Przez te zabieganie nie miał ani sił, ani nawet czasu na to, by poukładać swoje życie uczuciowe i prawdę mówiąc - odciął się od tego całkowicie. Problemy z Noemi zeszły na dalszy plan. Dalej się o nią martwił i tęsknił za nią, ale była wolną osobą i on nie miał zamiaru wpływać na jej decyzje, a skoro wolała się obrażać na niego z powodu przyjęcia tytułu: jej sprawa. W bibliotece pojawił się (a jakże) z powodu swoich obowiązków, do których tym razem należało znalezienie starej księgi z mitem o Eris w środku. Juarez zatem musiał udać się do archiwum, gdyż te treści nie znajdowały się w podstawowej części biblioteki i spędził tam dobre kilkadziesiąt minut, nim znalazł to, czego szukał. Wyszedł z archiwum i od razu dostrzegł Aryę, której nie widział od bardzo dawna. Pewnie już doszły do niej wieści o tym, że był jej nowym kapitanem - to przecież był temat numer jeden w obozie. Mimo to, postanowił podejść do niej i się przywitać, bo prawdę mówiąc, potrzeba mu było zwyczajnej rozmowy z kimś, kto nie traktuje go jak szefa, prawej ręki bądź wroga (jak to ma w zwyczaju ostatnio Enamorado czy część obozu, której nie podoba się jego awans). Położył jej delikatnie dłoń na ramieniu i poczekał, aż brunetka ściągnie słuchawkę. - Yo, Pada - rzucił skrótowcem, gdyż jej nazwisko było ciężkie do wymówienia i od pewnego czasu stosował skróconą wersję, tak było łatwiej, a przy okazji dalej mówił po nazwisku. Usiadł koło niej i położył starą księgę przed sobą, spoglądając na Hinduskę. Doszły go informacje, że udała się do domu, bo przecież miał dostęp do danych o każdym, a takie podróże musiały być zgłaszane zarządcom obozu. - Niezły pierdolnik w obozie, nie? - zażartował, choć sam się nie zaśmiał. Bo to była prawda. I on to odczuwał najbardziej, gdyż niemalże wszystko było na jego głowie.
Arya Padagavakar
Re: Stoliki Nie 07 Kwi 2019, 17:07
O tym akurat, że Corvus mógł mieć większe problemy, niż mogło by się to wydawać, nie wiedziała i nawet tego nie przypuszczała. Skąd w sumie mogła, skoro ich relacja nie była jakoś specjalnie rozwinięta. Wszystko jednak jeszcze było przed nimi, czyż nie? Padagavakar nawykła do faktu, że wiele osób ma niemały problem niekiedy, aby wymówić jej nazwisko, które brzmiało jednak dość obco. Typowo hinduskie, złożone, wielosylabowe. Dla niej naturale, dla innych egzotyczne. I choć początkowo niespecjalnie podobało jej się, że zostało skrócone do dość średnio dobrze brzmiących dwóch sylab, tak po czasie odpuściła temat i zwyczajnie to przyjęła. W końcu mogli ją nazywać w sposób urągający jej osobie, a to było niczym więcej, jak uproszczeniem dla wygody tłumu. Subtelnego dotyku na ramieniu jednak się nie spodziewała, co poniekąd wytrąciło ją z równowagi. Nie okazała jednak tego w żaden konkretny sposób, przywdziewając delikatny uśmiech na swojej muśniętej słońcem twarzy. Ściągnęła słuchawki i swoimi ciemnymi oczami wpatrzyła się w osobę, o której dzisiaj rozmyślała. Padagavakar nie wierzyła w przypadki. Wyznawała zasadę, że wszystko to, co się dzieje, jest gdzieś z góry narzucone i ustalone. I jedyne, co ludzie mogą zrobić, to z pokorą przyjąć wszystko, co ich spotyka. Ewentualnością jest też oczywiście walka. Generalnie każdy postępował według swojego własnego sumienia, zaś kobieta nigdy nie oceniała, przynajmniej się starała, wyborów dokonanych przez innych. - Juarez, cześć - odparła na zaczepkę z jego strony i nieznacznie jeszcze poszerzyła uśmiech, co jednocześnie spowodowało, że w ten zabawny sposób przymrużyła oczy. Nadawało jej to swoistej niewinności i zdecydowanie ją odmładzało. - Jeszcze nie do końca zapoznałam się z całą sytuacją, ale poniekąd mogę się zgodzić. - Skinęła głową i przyjrzała się uważniej młodemu mężczyźnie. Może to tylko wrażenie, ale wydawało się Aryi, że Corvus wygląda na zdecydowanie zmęczonego. - Gratuluję awansu. Zakładam jednak, że wraz z tymże, nie masz już tyle czasu i swobody, co wcześniej. Zamknęła książkę, którą wertowała i odłożyła na blacie. Ciągle jej lico rozjaśniał ten subtelny uśmiech, który nawet na chwilę nie wydawał się sztuczny. Padagavakar zwykle się uśmiechała, mimo faktu, że nie afiszowała się ani swoją osobą, ani emocjami, które również przeżywała. Ot, naturalnie miłe usposobienie wychodziło przed szereg. - Jak się trzymasz, Corvus? - spytała tak po prostu. Szczerze wątpiła, by ktokolwiek mógł wpaść na to, aby zainteresować się odczuciami mężczyzny w związku ze wszystkim, co się wydarzyło.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Czw 11 Kwi 2019, 14:54
Corvus nawet z przyjaciółmi, których miał relatywnie niewielu, nie dzielił się smutnymi wieściami. Zawsze starał się radzić z każdym problemem samotnie, gdyż tego nauczyło go życie i tylko tak potrafił to robić. Dotąd miał oparcie w postaci Noemi, ale od czasu jego decyzji o zostaniu kapitanem, ciężko było im się w ogóle porozumieć. Tęsknił mocno, ale nic nie mógł poradzić na to, że Enamorado nie dorosła do pewnych decyzji i wymuszała na nim teraz to, na co oboje jeszcze nie byli gotowi. Plus zostawiła go w tak ważnym i trudnym dla niego momencie, a to chyba bolało najbardziej, że wracając do domu późnym wieczorem, nie miał z kim porozmawiać i komu się wyżalić. Przy innych tego nie robił, bo miał od tego Noemi, teraz wszystko się zmieniło. Widok Aryi wywołał na jego twarzy mały uśmiech, bo była jedną z tych osób, które Juarez tolerował. Była uprzejma, miła, niezbyt głośna i miała trochę oleju w głowie, zatem przypuszczał, że akurat za nią odpowiadać nie będzie musiał, bo Hinduska poradzi sobie sama z każdym problemem, a przy okazji nie będzie ich wywoływać w nadmiarze. Skinął głową, zgadzając się co do słowa, że nie wie w co ręce włożyć, tyle rzeczy ma do zrobienia. Zmęczenia nie ukrywał, bo nie był w stanie tego zrobić i nawet nie chciał. Nie miał czasu zastanawiać się nad stanem swojego komfortu i wypoczynku, dlatego nie dbał o to, jakie wrażenie teraz wśród ludzi stwarza. Pochylił głowę i przybrał nieco bardziej smutny wyraz twarzy. - Średnio - rzucił, bo miał ochotę podzielić się z kimkolwiek swoimi przemyśleniami. Padagavakar wydawała się być idealną osobą, która mogłaby go wysłuchać. - Jestem zmęczony i sam ze wszystkim. Masa obowiązków, nie sypiam zbyt dobrze, ciągle gdzieś mnie potrzebują i pokłóciłem się z Noemi... - to ostatnie zdecydowanie najbardziej mu ciążyło, ale na pewne rzeczy nie miało się wpływu. Zwłaszcza, gdy ktoś nie chce być wsparciem. Szybko jednak pokręcił głową i się ogarnął, bo nie chciał, by ktokolwiek użalał się nad nim bądź drążył te tematy. Chwila słabości minęła. - Lepiej mów, co u ciebie? Słyszałem, że byłaś w domu - rzucił, bo nie pamiętał z jakiego miasta pochodziła brunetka, toteż nie silił się na szukanie tego w odmętach swojej pamięci.
Arya Padagavakar
Re: Stoliki Czw 11 Kwi 2019, 23:09
Arya była ostatnią osobą w obozie, która generowałaby jakiekolwiek kłopoty. Była bezkonfliktowa, raczej zwykle siedząc w cieniu wszystkich. Nie odczuwała potrzeby, aby wychodzić przed szereg i specjalnie szarżować. Lubiła stać z boku, obserwować, wyciągać wnioski i potem dostosowywać się do danej sytuacji, jakakolwiek by ona nie była. Tego właśnie nauczyła ją matka i tym również kierowała się w swoim życiu. Było jej dzięki temu łatwiej, nie odczuwała nazbyt skrajnych emocji, przez co nie była, jak znaczna większość, nerwowym i hałaśliwym półbogiem, lecz stonowaną personą. Może przez to wydawała się mdła i nieciekawa, ale szczerze nie zaprzątała sobie tym głowy nigdy. Zlustrowała go swoimi czekoladowymi oczyma, w których, prócz sympatii i odrobiny współczucia, mógł znaleźć przede wszystkim zrozumienie dla jego stanu ducha. Spojrzenie zaś współgrało z mimiką jej twarzy, która z wcześniej szerszego uśmiechu, przeistoczyła się w ciągle dodający otuchy uśmieszek, okraszony jednak pewną dozą zachęty, jeśli tylko Corvus przejawi chęć do zwierzeń. - Nie wyznaczyłeś może do pomocy zaufanych osób? Jako kapitan na pewno możesz coś takiego zrobić, skoro właśnie... masz za dużo na głowie. - Pomysł nie był raczej nazbyt błyskotliwy, acz prosty i na pewno możliwy do realizacji. Najpewniej w przypływie obowiązków młody Juarez nawet nie pomyślał, aby kogoś prosić o pomoc. Albo też i nie chciał. Arya nie potrafiła jeszcze stwierdzić tego jednoznacznie. Stwierdziła jednak, że podsunięcie takiego rozwiązania jest zwyczajnie logiczne. - Rozumiem - skwitowała wzmiankę o jego dziewczynie, czego też nie zamierzała rozwlekać. Nie było to jej domeną. - Z tego miejsca chciałam ci oświadczyć, że jako mój kapitan, masz moje pełne wsparcie. Jeśli zatem będzie coś, w czym będę mogła cię wyręczyć, śmiało powiedz. W końcu wspólnie musimy pracować na sukces drużyny. Ostatnie zdanie zaakcentowała odrobinę mocniej swoim śpiewnym głosem. Te kilka słów usłyszanych od Corvusa wystarczyło, aby dać jej dość względny obraz całej sytuacji, jaka panuje nie tyle w obozie, co i u Asklepiosa. Szczerze jej się to nie spodobało. Pomijając prywaty i niesnaski, byli jakoby rodziną, wypadałoby więc, aby każdy pracował na wspólny sukces i dobre pożycie. Najwidoczniej nie wszyscy podzielali jej racjonalne podejście do tychże kwestii. A szkoda. Jej uśmiech znów się odrobinę poszerzył, a oczy uroczo zmrużyły, gdy usłyszała pytanie. - Musiałam odwiedzić mamę w Jaipurze. Ostatnimi czasy trochę się pochorowała, ale wszystko się unormowało. Spotkałam dawnych przyjaciół, spędziłam trochę czasu w domu... Stabilnie. Jest stabilnie. - W przypadku jej osoby oznaczało to, że jest naprawdę dobrze i nie ma powodów do narzekania. Z drugiej zaś strony jeśli Arya narzekała, musiało się wydarzyć coś naprawdę wielkiego, gdyż młoda kobieta nie nawykła do marudzenia. W przypadku problemu szukała rozwiązania, nie umartwiała się niepotrzebnie. Działała, miast tylko gadać. Było to logiczne, czyż nie?
Corvus Juarez
Re: Stoliki Sro 17 Kwi 2019, 14:27
Być może ktoś kiedyś ją oceniał jako osobę nieciekawą, ale dla Corvusa była w tym momencie ukojeniem - nie generowała dodatkowych problemów, słuchała się, miała trochę oleju w głowie i dzięki temu Juarez miał przynajmniej odrobinkę mniej roboty, niż mógłby mieć. W tym momencie Arya była w jego klasyfikacji dużo wyżej niż ktokolwiek inny, w tym nawet sama Noemi, która przysporzyła mu tylu trosk i zmartwień w ostatnim czasie, że tylko stonowana osobowość Hiszpana pomogła mu nie popaść w smutek oraz jakieś inne skrajnie negatywne odczucia. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i pochylił nieznacznie głowę, przymykając przy tym oczy. Chwilę jej słuchał, po czym przekręcił głowę w bok i spojrzał na nią. - Noemi się do mnie nie odzywa, Cameron jest na misji, Rose nie udźwignie takich obowiązków, reszta albo mnie nie znosi tak jak Lara czy Seth, albo ma gdzieś to, kto jest obecnie kapitanem - rzucił spokojnie. Tyle z jego potencjalnych pomocników. Wielokrotnie myślał o tym, by część obowiązków zrzucić na kogoś, ale nie było na kogo. Musiał więc sam sobie radzić ze wszystkim, a to generowało kolejne kłopoty, pogłębiało jego paskudny nastrój i męczyło niesamowicie. Prawdę mówiąc, wystarczyłoby wsparcie kogokolwiek, tymczasem on był ze wszystkim sam i odbijało się to na jego humorze. Uśmiechnął się wymuszenie, spoglądając na nią w momencie jej deklaracji pomocy. - Właściwie, to szukam zastępcy - odparł całkowicie szczerze. - Pytanie tylko czy byłabyś na to gotowa? - dokończył propozycję. Zmienił pozycję i tym razem siedział pochylony, opierając ciężar ciała na lędźwiach i przedramionach, które ułożył na stole. Słuchał z mniejszą czy większą uwagą jej opowieści prosto z Indii, bo choć naprawdę był tym zainteresowany, to jego skupienie było momentami zerowe - skutki przemęczenia. Wszystko jednak zarejestrował i połączył ze znanymi sobie faktami z jej życia. - Nie ma to jak w domu, prawda? - uśmiechnął się lekko, wspominając z utęsknieniem słoneczną Barcelonę. Miasto, w którym można było się zestarzeć z ukochaną i żyć pełnią szczęścia. Już chuj tam z wysokimi podatkami. Widoki, klimat i kultura - to wynagradzało wszystko.
Arya Padagavakar
Re: Stoliki Sro 17 Kwi 2019, 18:56
Padagavakar zwykle uchodziła za ostoję spokoju, która raczej wpływała kojąco, jeśli w ogóle, niż w sposób destrukcyjny i pobudzający. Była kimś, kto roztaczał wokół siebie aurę porządku, subtelności i jednocześnie pewności, że jeśli ktokolwiek zechce z nią rozmawiać, zostanie wysłuchany z szacunkiem, bez żadnego prześmiewczego czy lekceważącego komentarza. Brzmiało niemal idealnie, prawda? - No tak. W Asklepiosie mamy zdecydowanie zbyt wiele skrajnych osobowości. A pośrodku tego jesteśmy my - skwitowała neutralnie, bez żadnego konkretnego podtekstu. Im dłużej wpatrywała się w twarz Corvusa, tym bardziej, co dla niej było poniekąd zaskakujące, wzbierało w jej sercu coraz silniejsze współczucie, które wydawało się intensywniejsze, niż zwykle. Najpewniej związane było z faktem, że młody mężczyzna został sam z nawałem obowiązków, a Arya z całą mocą wierzyła, że kto jak kto, ale on zasługuje na pomoc z zewnątrz. Nie zamierzała dopytywać o przyczynę nieporozumień z jego dziewczyną, niemniej... Czy to przypadek, że zaczęło się między nimi psuć akurat w momencie, gdy Corvus awansował? Czy Enamorado nie poczuła się przez to gorsza, bo jej chłopak stał wyżej, niż ona? Persona Noemi nie należała raczej do spokojnych i pełnych zrozumienia osobowości, także Padagavakar nie byłaby zaskoczona, gdyby chodziło konkretnie o tę przywarę, która dała o sobie znać mocniej, niż ustawa obowiązuje. Niewielkie zmarszczki wokół jej oczu, podczas kolejnego uśmiechu dwudziestosześciolatki, powiększyły się nieznacznie. Nim jednak odpowiedziała, przez kolejne kilka oddechów obserwowała Juareza, jakby czekając na jego ewentualną zmianę decyzji czy wycofanie pytania. Kiedy jednak nic takiego się nie wydarzyło, skinęła ku niemu głową. - Jeśli tylko jesteś w stanie zaufać mi na tyle, aby powierzyć mi część swoich obowiązków, zgadzam się na przyjęcie stanowiska twojego zastępcy. - Jej głos nie zadrżał nawet minimalnie wraz z wygłaszaniem słów. - Po prostu będę mniej siedzieć z nosem w książkach. - Zaśmiała się cicho i delikatnie, a dla samego podkreślenia sytuacji, klasnęła w dłonie. Umiała obserwować i słuchać, doceniła więc, że Corvus również starała się odwzajemnić tym samym, czym Arya go obdarowała. Zdecydowanie jednak było widać po nim zmęczenie, zniechęcenie i trudności z koncentracją, choć dawał z siebie trzysta procent. Pozwoliła sobie na przyjacielski gest w jego stronę. Położyła swoją ciepłą i niewielką dłoń na jego ramieniu, nachyliwszy się tym samym ku niemu. - Mój dom jest teraz tutaj. I musimy wspólnie zrobić wszystko, aby żyło się nam oraz naszym braciom i siostrom, jak najlepiej. - Radosne, aczkolwiek pełne determinacji, oczy Padagavakar wejrzały w oczy Corvusa, chcąc mu tym samym potwierdzić, że wszystko to, co do niego mówi, jest prawdą. Czuła się gotowa do pomocy. Gdyby tak nie było, gdyby wiedziała, że nie podoła, powiedziałaby mu o tym od razu. - Nie rzucam słów na wiatr, Corvusie. Zrobię, co tylko będzie trzeba, aby nie zawieść ciebie oraz innych.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Pią 19 Kwi 2019, 16:24
Po środku to idealne określenie, gdyż Corvus był w samym centrum tego pierdolnika, w dodatku całkowicie sam. Słowa Aryi nie budowały go tak mocno, jak można byłoby się spodziewać, ale należało mu wybaczyć, ostatnio kilka osób go zawiodło, stracił do nich trochę zaufania i był zwyczajnie wszystkim przemęczony. Padagavakar jednak wydawała się być osobą, która z tego wszystkiego może wyciągnąć najwięcej, a zarówno najwięcej też od siebie dać. Bo Juarez nie wymagał przecież niczego wielkiego poza wkładem własnym - energii, dobrego humoru i poczucia obowiązku. Hinduska nadawała się do roli zastępcy najlepiej ze wszystkich w drużynie Asklepiosa. Nie analizował też powodów takiej decyzji Enamorado, gdyż one były dla niego oczywiste. Dziewczyna raz jeszcze zareagowała emocjami nie chłodną głową i mimo wcześniejszych zapewnień Corvusa, że opuszczą razem obóz za jakiś czas, wolała pogrążyć się w tej frustracji. On nie miał czasu na zastanawianie się, czy popełnił błąd, gdyż - jego zdaniem - nic takiego nie miało miejsca. Obiecał jej i nigdy obietnicy żadnej nie złamał. To, że Noemi mu nie zaufała ponownie, świadczy tylko o niej. Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy przyjęła tytuł i zażartowała. To było urocze i takie zwyczajne, tego mu było trzeba. Zdecydowanie. - Więc już go nie szukam - odparł jednoznacznie, uznając ją za swoją prawą rękę w tej chwili. Nie spodziewał się jednak kontaktu, dlatego zareagował dość dziwnie z jej perspektywy. Wzdrygnął się, choć w rzeczywistości nic złego się przecież nie stało. Corvus tak już po prostu miał i gdy początkowe zdenerwowanie minęło, on uśmiechnął się lekko w stronę brunetki, rozumiejąc jej intencje. - Nie zawiedziesz - rzekł pewnie, spoglądając jej w tym samym czasie prosto w oczy. Poczuł się dość dziwnie, gdyż dotąd wszyscy odmawiali mu pomocy i to była miła odmiana, gdy w końcu ją od kogoś uzyskał. Dodatkowo te jej spojrzenie... Zrobiło na nim wrażenie. Czuł jak bije od niej pewność siebie, a sama ta sytuacja była jak najbardziej autentyczna w swojej prostocie. Już teraz wiedział, że wybrał właściwą osobę na stanowisko vice-kapitana. Wyprostował się i spojrzał na zegarek wiszący kilkanaście metrów dalej. - Korzystaj z ostatnich godzin wolności - zażartował, choć nie zaśmiał się. - Przekażę Asklepiosowi wieści i od jutra zaczynamy współpracę - dodał z małym uśmiechem na ustach i powstrzymał się od objęcia głowy siedzącej Aryi, choć początkowo chciał to zrobić. - Do zobaczenia - rzucił już nieco bardziej rozchmurzony i opuścił bibliotekę, zapominając jednak o księdze, którą miał przekazać jednemu z centaurów...
zt
Arya Padagavakar
Re: Stoliki Pon 22 Kwi 2019, 00:04
Nie spodziewała się fajerwerków, okrzyków zachwytu czy czegokolwiek nazbyt ekscentrycznego ze strony Hiszpana. W porównaniu do wielu osób z obozu, w tym jego dziewczyny, był raczej stonowany i raczej skąpy w epatowaniu emocjami. Padagavakar to rozumiała i szanowała, dlatego jej nastawienie na jakąkolwiek reakcję ze strony Juareza nie istniało. Z lekka poczuła się zaskoczona, gdy jednak młody mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie. Uznała to za co najmniej dobrą oznakę i poczuła, że przyjemne ciepło rozlało się w jej wnętrzu. Satysfakcja z faktu, że ktoś jednak ucieszył się z jej pomocy, dała swoistego kopniaka do działania. Tego typu motywacja była najlepszą możliwą, przynajmniej według Aryi. Przynajmniej teraz. Gdy Corvus zadrżał pod wpływem jej dotyku, dość szybko cofnęła rękę. Poczuła, że przesadziła ze spoufalaniem się ze swoim kapitanem. Uśmiechnęła się przepraszająco. Nie chciała go tym wystraszyć, czy sprawić mu jakikolwiek dyskomfort. Było to impulsywne, dość niekontrolowane i niespotykane, jak na Padagavakar. Hinduska miała tylko nadzieję, że Juarez nie odebrał tego w sposób negatywny. - Do zobaczenia - powtórzyła tylko za nim, gdy się podniósł i ruszył, najpewniej do Asklepiosa, aby przekazać mu nowiny. Trwała tak w bezruchu jeszcze jakiś czas. Musiała zastanowić się nad swoimi nietypowymi reakcjami. Kiedy jednak zrzuciła wszystko na karb faktu, że zwyczajnie podekscytowała się swoją nową pozycją w drużynie oraz tym, że dojdzie jej sporo obowiązków, dała temu wszystkiemu spokój. Rozejrzała się kontrolnie podczas zbierania swoich rzeczy. Zauważyła, że wśród dobytku znajduje się coś, co nie należy do niej. Wzięła do ręki książkę, a gdy dotarło do niej, że to Corvus musiał jej zapomnieć, zgarnęła wszystko, wraz z kurtką, po czym udała się ku wyjściu z biblioteki. Postanowiła zanieść mu zgubę jakoś wieczorem, gdy młody Juarez będzie na pewno, przynajmniej według niej, w swoim pokoju.
zt
Aiden DuVine
Re: Stoliki Sob 25 Maj 2019, 00:45
Zajęcia kulinarne na jakie od dłuższego czasu uczęszczał Aiden mało miały w sumie wspólnego z progresywnym polepszaniem swoich umiejętności. W ogóle to nijak się miało do zajęć. On i jeszcze Savio od czasu do czasu pomagali w obozowej kuchni by większość tych, którzy łaskawie “narażali życie” w swoim pokojach nic nie robiąc miała co zjeść. CO śmieszniejsze robili tak już od dłuższego czasu, a nie byli w stanie kompletnie pojąć, dlaczego od kiedy zaczęli wyszły im może ze 3 i 4 potrawy, które potem katowali co zajęcia. Znaczy, to dlaczego tak powtarzali to akurat chłopak doskonale wiedział. Włoch był bardzo... Monotematyczny, jeżeli chodzi za jedzenie, ale blondyn w żadnym wypadku nie odbierał tego jako wady. Swego rodzaju była to chyba nawet zaleta – Savio wiedział czego chce i na co ma ochotę. Co dziś przygnało blondyna do biblioteki? Od dłuższego czasu gotowali spaghetti a la carbonara i wszystko w porządku, wychodziło im nawet całkiem, całkiem tylko... Ile można jeść cały czas to samo. Syn Chione chciał znaleźć coś nowego i liczył, że i jego całkiem przystojny partner od gotowania również wykaże się zainteresowaniem i przybędzie do biblioteki przejrzeć parę książek kucharskich i znaleźć coś, co uda się odtworzyć w miarę sprawnie. Aiden nigdy nie ukrywał, że nie ma talentu do gotowania, czego się nie dotknął mu nie wychodziło. Fakt – od czasu do czasu przymroził coś bardziej niż powinien, o ile w ogóle powinien coś przymrozić biorąc pod uwagę, że było to danie na ciepło. Potarł dłonią swoje skronie chcąc odgonić nieprzyjemny natłok myśli i podszedł do regału, który wskazywał na to, że znajdują się na nim informacje odnośnie gotowania. Pochwycił parę co bardziej kolorowych brzegów albo krzykliwszych tytułów i podszedł do wolnego stolika i zaczął rozkładać wszystko tak by był dogodny dostęp do każdej z książek. Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku zegara i stwierdził, że nie jest tak źle - Włoch miał jeszcze jakieś piętnaście minut do umówionego czasu spotkania. Oczywiście Aiden nie przystąpił do pracy samemu, postanowił cierpliwie zaczekać na zjawienie się towarzysza niedoli, a w międzyczasie poprawił swoje idealnie ułożone w chaotyczny sposób włosy i luźną koszulę bez kołnierzyka z zawiniętymi rękawami do łokci. Materiał, z którego była wykonana zdobiony wytłoczonymi liśćmi wawrzynu w białym kolorze na błękitnym tle. Do tego standardowe czarne jeansy i białe trampki. Wyglądał w porządku, a przynajmniej tak uważał. Chwycił długopis do ręki i zaczął nim machać w palcach zerkając wyczekująco w kierunku drzwi.
Savio E. Kallabrio-Scarco
Re: Stoliki Sob 25 Maj 2019, 15:00
To, że syn Chione potrafił uszanować do pewnego stopnia wybredność Włocha w kuchni, naprawdę dużo dla niego znaczyło. I chociaż nieprędko by się do tego przyznał na głos, tak w duchu doceniał starania młodszego kolegi i przymykanie oka na jego, zdaniem co po niektórych, irytujące dla otoczenia nawyki. Przeżył już jednak zdecydowanie zbyt wiele sytuacji, gdy był zmuszony do zjedzenia czegoś, czego nigdy nie miał wcześniej w ustach, a potem pluł sobie w brodę, że tak łatwo poddał się sugestii znajomych. Nigdy nie zapomni tego dnia, kiedy pokierował się opinią kumpla i zamówił tego okropnego hamburgera w pewnej restauracji, która reklamowała się znakomitą renomą. Jego zdaniem niezasłużenie, ponieważ wystarczyło kilka kęsów, a już był w połowie drogi do łazienki, bo cała zawartość żołądka podeszła mu do gardła. Okropne czasy. Od tamtej pory omijał knajpę w East Lansing szerokim łukiem. Wróćmy jednak do tematu samego spotkania dwójki półbogów w bibliotece. Savio był tego dnia świetnie przygotowany do przeglądania książek kucharskich. Nie dość, że przyszedł idealnie na czas, uważając, że lepiej będzie nie przychodzić za wcześnie, to jeszcze był czysty, świeży, wyperfumowany i dobrze ubrany. Miał na sobie granatowe tenisówki z brązową lamówką, musztardowe spodenki sięgające mu do kolan i pastelowo-niebieską lnianą koszulę z długim rękawem. Stylowo, as always. Młody mężczyzna pchnął drzwi biblioteki i rozejrzał się z lekkim zaciekawieniem dookoła, szukając odpowiedniego miejsca na rozłożenie się ze wszystkimi materiałami. Ku własnemu zdziwieniu dostrzegł siedzącego do niego tyłem Aidena, który zajął już miejsce przy jednym z tych wielkich i ciężkich stołów. A więc przyszedł przed czasem. Świetnie. Teraz wychodziło na to, że to nordyk był spóźniony. Zazwyczaj to on przychodził wcześniej i czekał na wszystkich. Elmo zdecydował się skorzystać z okazji i sprawdzić jak bardzo czujny jest jego nowy partner z zajęć kulinarnych. Zaczął się skradać w jego stronę, co było jedną z umiejętności, które wyciągnął ze znajomości z dziećmi Hermesa. Starając się nie wydawać przy tym najmniejszego szmeru, poruszał się krok za krokiem, stopa za stopą, aż dotarł do samego krzesła, za którym się zatrzymał. Nie odważył się w tym momencie pozwolić sobie nawet na najlżejszy oddech. – Cześć – rzucił na przywitanie po kilku sekundach bez większych emocji w głosie, kładąc w tym samym czasie dłoń na jego ramieniu. – Widzę, że już zacząłeś. Na wypadek, gdyby blondyn zerwał się nagle z krzesła, Włoch cofnął się o krok, by po chwili wejść w jego pole widzenia. W zależności od wyniku swojej małej zabawy na jego usta wstąpił mniejszy lub większy uśmieszek. – Sorry za spóźnienie, mogłem się bardziej pośpieszyć. Słysząc ton własnego głosu, skrzywił się nieznacznie. Wydźwięk jego słów mógł być przez to nieco... źle odebrany? Z zasady starał się bardziej nad tym panować, ale teraz mogło to wyglądać tak, jakby próbował wpędzić Aidena w małe poczucie winy, że na niego nie poczekał. Co nie było jego celem. Interakcje z innymi ludźmi bywały czasami dla niego wyzwaniem. Powiedz coś, ponaglił się Savio, uświadamiając sobie, że powinien spróbować na wszelki wypadek jakoś wybrnąć z sytuacji. Jego wzrok błądził przez chwilę po twarzy chłopaka, aż powędrował nieco niżej. – Eee, fajna koszula – burknął, zajmując miejsce naprzeciwko kolegi. – Do twarzy ci w niej.
Aiden DuVine
Re: Stoliki Sro 29 Maj 2019, 15:03
Po kilku sekundach próżnego wpatrywania się w drzwi Aiden obrócił się na krześle i zaczął bezwiednie przewracać kartki pomocy kulinarnych, które udało mu się znaleźć. Praca w papierach, w przeciwieństwie do tej na przykład na polu treningowym, nie sprawiała najmniejszych problemów blondynowi. Podchodził do tego wręcz fanatycznie, starannie i zgrabnie poukładane notatki były wręcz obsesyjnym wyznacznikiem tego, jak ktoś podchodził do nauki. Niczego się nie spodziewając czytał pierwsze strony podręcznika o wdzięcznym tytule: “Gotowanie dla śmiertelnie topornych”. Dzieło to, o ile tak można było nazwać ten zbiór przypadkowych przepisów dla kompletnych ignorantów kulinarnych, zawierało samą esencję tego co powinni obaj wiedzieć. Francuz załamał ręce po przeczytaniu kilku wersów, ciężko było mu zaakceptować, że nie ma talentu kulinarnego nawet za grosz. Jeśli do tego dorzucić stosunkowo wybredną naturę Savio klaruje nam się duet swoistej masakry kulinarnej, para która dywaguje nad tym jak powinno się obierać jajko. Takie myśli o współpracy z Włochem wywoływały na jego twarzy uśmiech, którym o ironio lodu obdarowywał teraz woluminy przepisów kucharskich. Nasza blondie poprawiła włosy i strzepała zawieruszony okruszek z ramienia koszuli. Niczego nieświadomy chłopak spokojnie i z nieudawana nudą przekręcał coraz to dalsze kartki spisów ingrediencji i opisów “krok po kroku”. Kiedy jakaś ręka opadła na jego ramię aż podskoczył kompletnie zdezorientowany i chwytając ją w odruchu bezwarunkowym. Nie spodziewał się również, że reakcja jego organizmu będzie aż tak... Specyficzna. Ręka Savio została momentalnie acz delikatnie przymrożona. Kiedy Aiden, dopiero po chwili, zorientował się, że to mężczyzna, na którego czekał. Od razu poderwał się z krzesła przepraszając go za zaistniałą sytuację. Swoja już drogą, że sam był sobie winien, bo francuz dość nerwowo reaguje na wszelkiego typu niespodzianki czy też jumpscare’y w ogóle. Nie był typem, który lubił nagłe zwroty akcji, co o ironio losu, nijak się miało do jednego z jego hobby - horrorów. - O Zeusie... Przepraszam. - Wyraźnie posmutniał na twarzy. Dobrze, że powikłania po tym przemrożeniu nie były jakieś poważne i skończyło się na tylko nic nieznaczącym oszronieniu ręki. Generalnie pogoda miała się bardziej ku wakacyjnej niźli wiosennej, co oczywiście przejawiało się zwyczajowymi napadami smutku u Aidena. Dość ciężko przechodził okres bezśnieżny. - Nic ci nie jest? Pokręcił tylko głową na przeprosiny względem spóźnienia i machnął w jego kierunku ręką. Nie chciał, by mężczyzna obwiniał się za to, że Francuzowi zechciało się wyjątkowo przyjść wcześniej. W sumie zależało mu na tym, żeby pokazać się Włochowi z jak najlepszej strony, ale jak widać... Plany mogły się mieć inaczej niż stan faktyczny. Usiadł na swoim miejscu wbijając wzrok w książkę i kompletnie nie zauważając Savio, który ewidentnie wbił w niego wzrok. Powoli zaczynał pojawiać się na jego twarzy rumieniec zażenowania tym, co się przed chwila wydarzyło, a porcelanowo śnieżna skóra chłopaka niespecjalnie przepadała za różowymi wykwitami wewnętrznych emocji. Od razu robił się cały czerwony na całych policzkach i ciężko było mu to pohamować. Do momentu komplementu od Savio, czuł tylko lekkie uderzenia zimna, które po komentarzu odnośnie koszuli zalały wręcz połowę powierzchni twarzy chłopaka. Komplement był miły i tak bardzo w stylu mężczyzny. Niemniej jednak w obecnej sytuacji Aiden niespecjalnie się go spodziewał, dlatego też nie wiedział, jak ma się zachować. Podniósł wzrok znad kartek i skierował go prosto w oczy Elmo. - Dziękuję. - Podniósł nieznacznie prawy kącik ust, dając do zrozumienia, że chciałby się uśmiechnąć. - W sumie ty masz całkiem pokaźną kolekcję koszul, więc tym bardziej dziękuję. Zlustrował go dokładnie wzrokiem. Savio dokładnie wiedział, jak się powinien ubrać, dobry styl z lekką klasą i jakaś taką iskrą sprawiał, że Aiden czuł ciche ukłucie zazdrości, że on nie jest w stanie tak zgrabnie dobierać ciuchów i adaptować ich na potrzeby własnej aparycji. Będąc kompletnie zakłopotanym niespecjalnie wiedział, jak miałby sprawić komplement Włochowi. Nie chciał sprowadzać konwersacji do banału i jedynie skwitować, że jego koszula też wygląda fajnie. Po chwili z letargu wyrwała go jedna myśl, którą bez większego zastanowienia wyrzucił z siebie. - Ty dziś też wyglądasz super. Dopiero po krótszej chwili zorientował się, że jego słowa mogły wydawać się niestosowne i nazbyt... Nachalne? Z powrotem wbił wzrok w książkę starając się przygotować mentalnie na pasmo zbrodni konwersacyjnych, które najwidoczniej zamierzał dziś popełnić.
Savio E. Kallabrio-Scarco
Re: Stoliki Sob 01 Cze 2019, 13:37
Savio, był pod wrażeniem. Nie spodziewał się, że blondyn zareaguje tak szybko i uda mu się złapać go za nadgarstek tym samym zmuszając od pozostania w miejscu. Ma niezły refleks, pomyślał z mieszaniną podziwu i zaskoczenia. Nie każdy heros w obozie mógłby zrobić coś takiego. Nie dane mu jednak było długo się nacieszyć tym spostrzeżeniem i jakoś je rozwinąć, ponieważ dosłownie chwilę później poczuł falę zimna przechodzącą przez jego rękę. Niewiele myśląc, wyrwał ją z uścisku chłopaka i przycisnął do klatki piersiowej, aby nieco rozgrzać. – Co do – mruknął rozdrażniony, przyglądając się resztkom szronu znikającym z powierzchni skóry. Spojrzał w stronę Aidena, który rzucił mu się już na pomoc. Dobrze, to oznaczało, że nie zrobił tego umyślnie. – Oh, no tak. Przez całe to skradanie się, zupełnie wyleciało mu z głowy, że ma do czynienia z dzieckiem greckiej bogini Chione. Ale czy można go za to winić? Trudno było to wytłumaczyć, ale czasami podczas takiego cichego chodzenia czuł większą adrenalinę niż na arenie, zwłaszcza w sytuacji, gdy wiadomo było, że jest z kimś sam na sam. Świadomość tego, że wykrycie przez drugą osobę zależy od odpowiedniego cichego oddechu, umiejętnego stawiania kroków i pomocy szczęścia była bardzo ekscytująca. Na pewno bardziej ekscytująca od pojedynków na arenie, które były niebezpieczne pod zdecydowanie zbyt wieloma względami. Przestawało się wtedy myśleć i dawało ponieść własnemu instynktowi. A wraz z tym znikała też pamięć o tym, że takie akcje mogą nie każdemu przypaść do gustu i wytrącić człowieka z równowagi. W przypadku istot półkrwi była też ta problematyczna kwestia niekontrolowanego użycia boskich mocy, czego właśnie przed chwilą byli świadkami. Cóż, przynajmniej Włoch zachował zimną krew i nie sparaliżował Aidena swoją Elektrokinezą. – Jest okej. Mogłem bardziej uważać – zapewnił, pocierając powoli o siebie obie dłonie. – Albo nie dać się złapać. Widząc czerwieniejące policzki blondyna, odwrócił od niego wzrok. A przynajmniej próbował dokonać tego jakże ciężkiego czynu, ponieważ z nieznanych mu przyczyn jego spojrzenie za każdym razem wracało w jedno i to samo miejsce. Zupełnie jakby twarz DuVine'a była taaka ciekawa i warta uwagi. Bo nie była. A może jednak? Cholera. Im dłużej mu się przyglądał, tym trudniej mu było przestać. Zupełnie jakby miał przed sobą obraz sławnego artysty, który trzeba było przestudiować uważnie pod każdym możliwym kątem, zanim upewniło się co do własnych odczuć względem niego. Tylko że im więcej szczegółów się wyłapywało, tym bardziej skonfundowanym się było, więc sięgało się głębiej i głębiej próbując odkryć prawdziwe znaczenie niektórych szczegółów. Zajmij się jakimś poradnikiem czy coś, skarcił się w myślach, sięgając po pierwszą lepszą kolorową książeczkę, którą otworzył na przypadkowej stronie i spróbował skupić się na jej treści. Po obrazku obok wywnioskował, że była to instrukcja poprawnego krojenia chleba, jednak tekst był zupełnie dla niego nieczytelny. Literki były niby podobne, ale inne, jakby poodwracane. Tak, Włoch trzymał książkę do góry nogami i było to doskonale widoczne! W sumie to i tak nie miało zbyt dużego znaczenia, ponieważ i tak nie mógłby skupić się na tekście. Jego jakże piękny i użyteczny umysł już analizował, jak członek drużyny Asklepiosa odczyta jego uporczywe wgapianie się w niego. Święty Odynie, oby tylko nie wziął go za jakiegoś creepa. Naprawdę nie chciał swoim nieodpowiednim zachowaniem odrzucić od siebie Aidena. Jego towarzystwo poprawiało mu humor i sprawiało, że nie miał wrażenie, że jego umiejętności były na poziomie dna i pięciu metrów mułu. Teraz to były raczej trzy metry. Było więc miło, nawet bardzo miło. – Ekhm, dzięki – powiedział, czując się mile połechtany tym komplementem. – To już taki mój znak rozpoznawczy, nie? Te wszystkie koszule? Jakby sam wzrost już nie wystarczał. Elmo odsunął książkę o chlebie na bok i sięgnął po inną, tym razem nieco dłuższą. Przecież spotkali się tutaj w konkretnym celu. Mieli znaleźć coś nowego, co mogliby ugotować w kuchni. Coś, co jednocześnie było smaczne i łatwe do przygotowania. Poszukiwali brakującego ogniwa pomiędzy wodą na herbatę i pieczonym kurczakiem. Mężczyzna przeglądał bez większego zainteresowania kolejne strony, bujając się na tylnych nogach krzesła. – Mierda! – mruknął i rzucił książkę na stół z hukiem, odchylając się jeszcze bardziej do tyłu. – Nic mi się stąd nie podoba. Skończy się na tym, że znowu będziemy smarować już pokrojony przez resztę grupy chleb masłem. Zobaczysz. Zupełnie nie mógł wysilić swoich szarych komórek, żeby wykrzesać z siebie te resztki kreatywności, które jeszcze się w nim tliły pod płaszczem rozleniwienia i znużenia. – Heh, można powiedzieć, że ostudziłeś mój zapał do nauki, Aideno – spróbował zażartować Włoch, nie zdając sobie sprawy, że lekko zmienił imię kolegi.
Aiden DuVine
Re: Stoliki Sob 01 Cze 2019, 15:31
Jesteś idiotą... Jak mogłeś pomyśleć, że ktoś chce cię zaatakować... - Karcił się Aiden w głowie starając się pozbierać myśli i poukładać to jak zamierzają się teraz układać relacje tej dwójki. Tak bardzo jednocześnie było mu przykro i smutno, że sam nie wiedział, jak powinien się teraz zachowywać. Wziął cicho głęboki wdech, żeby ostudzić swoją histeryczną naturę i powoli, w swoim tempie, powrócić do normalnego porządku, swego rodzaju statusu quo. Blondyn delikatnie skrzywił się na obronne słowa Savio. Uważał, że Włoch jest zbyt miły przyjmując całą winę na samego siebie i praktycznie wybielając Aidena, a na dobrą sprawę, aż strach pomyśleć co by było, gdyby zareagował odrobinę mocniej. Chłopaka przebiegł dreszcz. Komu jak komu, ale nie chciałby zrobić czegoś takiego Savio, nawet jako wypadek. Jego postać w głowie Francuza zawsze była trochę wyidealizowana, po trosze heroiczna, ze względu na to, ile mu zawdzięczał, ile Savio dla niego zrobił. Blondyn sam nie wiedział co się z nim działo. O ironio losu, na słowa Elmo znów zareagował wykwitem czerwonych plamek na twarzy. Uderzające fale gorąca wewnątrz ciała chłopaka mówiły mu dokładnie o tym co dzieje się na jego twarzy. Dobra... Zrób coś debilu, a nie siedź z głową wbitą w ziemię. Kompromitujesz się. I jak sobie powiedział w myślach, tak też zrobił. Kompletnie starając się odrzucić falę myśli, która analizowała krok po kroku to co właśnie się wydarzyło skupił się na tym by odnaleźć jednakowo łatwy i pyszny przepis na kolejne zajęcia kulinarne. Jednak każdy kolejny wers czy linijka sprawiały, że czuł się coraz bardziej zakłopotany. Po pierwsze przez to, że był kompletnym, ale to całkowitym idiotą. Wybrał jakieś książeczki dla przedszkola, w których były opisane chociażby techniki krojenia pomidora w plasterki, albo papryki w paski. Generalnie jakby nie uwłaczać postaci Aidena, tak mimo wszystko stawiał się ponad takie proste czynności i on szukał porządniejszych przepisów. Poza tym, nie wątpił również w Savio i miał nadzieję, że on nie odbierze tego jako obelgi, albo jakiegoś debilnie głupiego żartu. I po drugie dlatego, że kiedy blondyn zerkał w stronę bruneta ten... Wbijał oczy w jego twarz. Jego wzrok był przenikliwy, ale i ciepły, i przyjazny. Peszył go niesamowicie, ale też po trosze chyba schlebiał? Jemu samemu ciężko było nazwać towarzyszące temu uczucia. Oczywiście, jak to cały nasz Francuz, z każdą kolejną sekundą chciał jak najbardziej zakopać się pod ziemię. Może jego myśli były zbyt pobłażliwe względem własnej osoby, a on nie wpatrywał się wcale tak ciepło? Może Włoch chował urazę poprzez porażenie go zimnem? Aiden mimowolnie zerknął na to co czytał Savio, w przerwach od wpatrywania się w jego kompletnie czerwoną od zażenowania w twarz i dopiero po kilku sekundach udało mi się stwierdzić z pełną stanowczością, że to nawet nie znajduje się w dobrej pozycji do czytania. Ten akcent jeszcze bardziej zaczynał go utwierdzać w przekonaniu, że Włoch musiał chować w sobie urazę. Na twarzy blondyna wykwitł smutny wyraz, a jego ustaw wygięły się w delikatną podkówkę. Dodatkowo im dalej brnął myślami w to jak bardzo spieprzył sprawę relacji z chłopakiem tym bardziej w pomieszczeniu robiło się zimno. Uczucie smutku i to tego najczystszego nie zmąconego żadnym innym uczuciem potęgowało aurę, którą wydzielał chłopak. Temperatura, która zaczynała bić od niego powoli zaczynała wkraczać w zimowe klimaty i robiła się bliska zeru, a żadna z kolejnych trafiających myśli do jego głowy nie poprawiała jego stanu. - Ja lubię twoje koszule. Zawsze wiem, że to ty. - Wtrącił po tym co dodał chłopak od siebie. Ciężko było zaprzeczyć Savio - już wyróżniał się nawet wzrostem na tle innych obozowiczów, a kolorowe i pstrokate ubrania sprawiały, że nie dało się go pomylić z nikim innym. Jakby już t e r a z nie był wystarczająco wyjątkowy. Aiden powoli przechodził przez fazę samo akceptowania własnych porażek międzyludzkich. Zazwyczaj kontakt z innymi osobami nie sprawiał mu problemu. Był przecież otwarty i bardzo kontaktowy. Fakt, nie było tak zawsze i tych właśnie rzeczy musiał się nauczyć w obozie, niemniej jednak powoli stawał się pewniejszy w zawieraniu czy też stabilizowaniu relacji międzyludzkich. Z nim? Z nim było inaczej. Każda konwersacja była wysiłkiem, była niczym lawirowanie w torze przeszkód i bynajmniej nikt nie powinien odebrać tego jako czegoś negatywnego. Konwersacja z Savio była celem samym w sobie, była też nagrodą i zawsze warto było pokazywać się w jak najlepszym świetle, z jak najlepszej strony. Blondyn nie szukał poklasku u bruneta... Szukał nici kontaktu, porozumienia. Czegoś, co ich połączy. Powoli już stabilny emocjonalnie po tym co przeżywał jeszcze kilka sekund temu spojrzał w jego kierunku delikatnie uśmiechając się pod nosem. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dołowaniem całego siebie i analizowaniem każdego, nawet najmniejszego ruchu nie uda mi się załagodzić swojego faux pas. O ile f a u x p a s to akurat dobre wyrażenie do określenia wywołania odmrożenia kończyny u kogoś. - Nie przeklinaj w bibliotece! - Rzucił w jego kierunku z lekko karcącym spojrzeniem. Cóż za piękny pokaz dramatyzmu. Czyli jednak łączyło ich więcej niż mogło by się wydawać... Wyciągnął rękę po książkę, która jeszcze przed chwilą dość solidnie uderzyła o blat stołu. Aiden nic nie miał do wulgaryzmów, sam używał ich nawet całkiem sporo, ale głównie w momentach, w których nikt go nie słyszał. Tutaj jednak chodziło o samą personę Włocha. Karcił sam siebie w myślach za tę myśl, ale nie mógł od niej uciec. Ciągle powracała w kontekście tego pokazu dramatu i histerii. - Tak pięknej twarzy nie przystoją tak brzydkie słowa. - Syn Chione trochę za późno ugryzł się w język. A może chciał to powiedzieć? Sam dokładniej nie wiedział. W jego głowie brzmiało to trochę lepiej, niż to co właśnie powiedział. Mimo wszystko starał się nie dołować z góry tym co właśnie rzucił w jego kierunku. Postanowił spokojnie zaczekać na jego reakcję. - Ce n'est pas possible! - Rzucił mimowolnie po francusku. - Nie robimy znowu tego samego, proszę. - Tym razem zmienił ton na bardziej rozczulający. Chciał zmiękczyć trochę Włocha. Generalnie to nie było złe, że robili cały czas to samo, ale odrobina różnorodności przyda się każdemu, nawet temu panu. - Savio... Coś nowego, zaufaj mi. - Puścił w jego kierunku oczko i z powrotem wrócił do jedynej książki, która zawierała jakiekolwiek poważniejsze przepisy. Pod nosem zaczął delikatnie nucić jakieś przypadkowe piosenki, które siedziały mu w głowie od czasu do czasu rzucając niezobowiązujące spojrzenie w kierunku bruneta i sprawdzając czy on czegoś też szuka. Kiedy po chwili Savio stwierdził, że jego zapał ostygł, a Aiden mógł być jednym z tego przyczyn chłopak zwrócił się do niego. - Przepraszam... - Momentalnie posmutniał na twarzy, a swoje ręce złożył ze sobą w błagalnym geście. - Ja naprawdę nie chciałem. Czasem... No nie ogarniam swojej mocy jeszcze. Szczególnie z zaskoczenia. - Znów wbił wzrok w przypadkowe miejsce szukając jakiegoś punktu zaczepienia. W międzyczasie nie pozwalając na kolejny zjazd i natłok negatywnych myśli zaczął myśleć jak mógłby rozbudzić ponownie ciekawość chłopaka względem kulinariów. Generalnie po kilku sekundach doszedł do wniosku, który powinien pojawić się w jego głowie już na samym początku. Zamknął powoli książkę, którą przeglądał a sięgnął po długopis i notatnik. Ty definitywnie jesteś idiotą DuVine. - Savio... My chyba źle szukamy. - Westchnął lekko i przeczesał swoja blond grzywę palcami. - Jakie potrawy kojarzą ci się z domem? Co smakuje jak dzieciństwo? Nie ważne jak ciężkie to jest... Damy radę. - Rzucił w jego kierunku ciepły i zachęcający uśmiech. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to na co się teraz porywał nie było specjalnie łatwe, ba! Podejrzewał, że stworzenie porządnego dania od zera i bez konkretniejszego przepisu musiało graniczyć z cudem, dlatego: należało zlokalizować to czego szukają, a potem odnaleźć konkretny przepis. Myśli Aidena poszybowały w kierunku ratatouille. Domowej i pysznej potrawki warzywnej w idealnie gęstym sosie. To nie mogło być trudne... To przecież same warzywa. Sekunda po sekundzie w jego głowie zaczynało roić się od najróżniejszych pomysłów. Mniejszych bądź większych. Zamarzyły mu się porządne francuskie croissanty z dżemem. Albo jakieś gofry. Zdecydowanie robił się też głodny. Jego brzuch wydał lekkie pomrukiwanie, a on położył nań swoją rękę. Miał nadzieję, że Savio tego nie słyszał. Nienawidził momentu, w którym nie był w stanie pohamować właśnie takich zwodniczych działań swojego organizmu. Popatrzył kątem oka czy ten wydaje się specjalnie zainteresowany tym faktem, czy jednak pomruk był na tyle cichy, że udało się go zignorować.
Billy Rocks
Re: Stoliki Czw 11 Lip 2019, 17:27
Billy'ego z rzadka coś gnębiło z natury swej był człowiekiem, który potrafił szybko i bez większych trudności uporać się ze złymi myślami tudzież problemami. Jednak obserwowana od kilku tygodni sprawa, którą bezpośrednio powierzył mu Asklepios przybrała na sile w ostatnich dniach. To go nieco zmartwiło i dlatego też postanowił rozwiązania na swe problemy poszukać w bibliotece. Obawiał się, że przypuszczenia jakie wyciągnął z badania wspomnianej sprawy sięgają nieco głębiej, lecz miał nadzieję, że to tylko przypadkowe zbieżności. Sprawa w gruncie rzeczy tyczyła niewielkiej wioski w Nowej Gwinei, region Australii i Oceanii od zawszę był cholernie nieprzewidywalny i dziki. A nawet normalne stworzenie mogło sprawić niejednemu herosowi problemy. Już pomijając żarłoczne krokodyle, czy jadowite węże i pająki były tam również rekiny i kangury, które jednym solidnym kopnięciem łamały żebra dorosłemu człowiekowi. Aż dziw, że ostało się tam życie... I chyba prawdą było, że Australia przez pierwszy rok próbuje cię zabić, a później już przywykasz do fauny i flory. Jednak odbiegliśmy za daleko od głównego problemu, a mianowicie na jednej z pomniejszych wysp zaobserwowano wzrost morderstw i szerzący się kanibalizm, który ma podszycie religijne. Billy zakładał, że to sprawka jakiegoś szamana, który odnalazł jakiś artefakt z tlącą się wewnątrz mocą boską i ten wpływa na decyzje guru religijnego zakłócając myśli lub przeinaczając całkowicie świat. To nie pierwszy raz jak "pierwotne" plemiona odnajdują zaginioną boską błyskotkę w której tli się magia nie do pojęcia i zabójcza dla zwykłych śmiertelników. Azjata zatem ma przed sobą kilka godzin wertowania ksiąg i odnalezienia wzmianki o artefakcie, który nawołuje do tego typu aktów przemocy przed wyprawą w tamte strony. Wychodząc rano z mieszkania ubrał się swobodnie w biały t-shirt, jeansy i trampki. Zapomniał ma się rozumieć o jakimś jedzonku tak był zaabsorbowany powierzonym zadaniem.