Lemon Sparkling Nie 10 Lut 2019, 20:25 | |
| POSTAĆ Imię: Lemon Nazwisko: Sparkling Wiek: 19 Pochodzenie: Los Angeles, USA Staż w obozie: 8 lat Rodzic: Afrodyta i Vladimir Sparkling, podróżnik. Drużyna/NoGods: Drużyna Dionizosa Ranga: Członek drużyny Zajęty Wygląd: Tebeneva Lisa | |
Aparycja Rzuca się w oczy od razu. Dziewczyna wyglądająca raczej młodo, smukła i dość wysoka. Jej twarz jest dziwnym, acz estetycznie przyjemnym połączeniem Wschodu z Zachodem. Można z ręką na sercu powiedzieć, że przejęła najlepsze geny zarówno ze strony ojca, jak i matki. Oczy Lemon mają kształt migdałów – tak popularny w Azji, jednakże ich barwa nie jest stała. W zależności od naświetlenia przybiera kolor bardziej złoty lub wpadający już w zieleń. Nos ma prosty, lekko zadarty do góry, a zaraz pod nim całkiem wydatne usta koloru jasnej czerwieni. Pod wpływem słońca jej policzki pokrywają się chmarą piegów, które wyjątkowo jej przeszkadzają, dlatego też stara się unikać zbyt dużej ekspozycji na słońcu. To z kolei skutkuje raczej bladą cerą – na pewno daleko jej od typowego dziecka z Los Angeles, czy chociażby Latynosów. Ze względu na długoletni – bo już mija ósmy rok – trening, wyrobiła sobie pewną masę mięśniową, chociaż oczywiście z natury rzeczy nigdy nie dorówna panom kulturystom. Niemniej jednak mięśnie rąk, nóg i brzucha ma wyraźnie zarysowane. Na jej ciele znajduje się już parę blizn, poza tym zawsze gdzieś nabije sobie jakiegoś siniaka, czy zgarnie kolejne zadrapanie, które naruszy w pewien sposób harmonię jasności skóry. Ma długie włosy – są koloru ciemnego blondu i sięgają jej do bioder. Zazwyczaj wiąże je w wysoki kucyk, jednakże kiedy jest potrzeba poważniejszych działań, włosy wiąże w dwa koki, tzw. space buns. Innymi fryzurami, które można u niej raczej często dostrzec są warkocze w różnych wariantach – splecione na głowie w stylu pewnej ukraińskiej premier, solo, w duecie, w upięciu. Włosy rozpuszcza jedynie do kąpieli lub przed snem. | Charakter Cytrynka nie jest najmądrzejszym stworzeniem na świecie. Chociaż emocjonalność jest jej drugą naturą, czasami zdaje się, że zupełnie nie potrafi czytać atmosfery, dlatego jakieś poważniejsze nawiązania i stwierdzenia przelatują nad jej głową. Nie zmienia to jednak faktu, że Lemon bardzo się stara. We wszystkich aspektach. Czy to kolejny trening, czy relacja, która jest dla niej wyjątkowo ważna. Warto wspomnieć, że dziewczyna nie jest w stanie przejść obojętnie obok nikogo, kto ma w sobie bardzo dużą uczuciową energię. Sama jest typem „lustra emocjonalnego” – pozostawiona sama sobie nie jest ani charyzmatyczna, ani zajmująca, ani nawet gadatliwa. Po prostu nie musi taka być. Dostosowuje się więc do osób, z którymi przyszło jej się znaleźć w danych okolicznościach, najczęściej przyjmując rolę maskotki grupy. Ot, z wrodzonego uroku osobistego oraz przez fakt, że w gruncie rzeczy w obozie niewielu jest herosów, którzy potrafią tak prosto rozładować atmosferę, jak głupiutka, ale poczciwa Lemon. Lemon jest więc uosobieniem pierwszej miłości. Tej, która powoduje motyle w brzuchu, której trzęsą się ręce, gdy ma spytać sympatię o możliwość odwzajemnienia uczuć. Tej miłości, której obca jest chłodna kalkulacja i która ponad wszystko ceni sobie czar chwili. Miłości równie pięknej, co gwałtownej, łatwo wystawianej na próbę, a jednocześnie tej, która jeżeli już zapłonie, płonąć będzie do końca swoich dni.
|
Przykładowy post „Rusz w końcu tyłek”, mówili. „Ładnej buźki to ci tylko mogą pozazdrościć, a zazdrość rani jeszcze bardziej niż ostrze”, mówili. „A co, jeżeli nas już zabiją? Sama się nie obronisz”, to też mówili. Nakręcali spiralę w głowie biednej dziewczynki, naciskali odpowiednie guziki, aż w końcu musiała pęknąć. W jej przypadku jednak pęknięcie nie było niczym złym – było ostatecznym przekonaniem się do rozpoczęcia własnej drogi. Drogi, która prowadziła do odkrycia, który rodzaj broni zostanie przez nią opanowany. Albo przynajmniej przy pomocy którego zrobi sobie najmniejszą krzywdę. Z niewiadomych powodów Lemon odmawiała wszelkich wcześniejszych prób nauki. Wmawiała sobie i wszystkim dookoła, że jest w stanie perfekcyjnie sobie poradzić wyłącznie przy użyciu piąstek. Każdy jednak, kto był w stanie usłyszeć te stwierdzenie i przyporządkować je do osoby, z której ust ono wypadło, wpadał w gromki śmiech. No bo jak taka mała, ledwie jedenastoletnia Lemon mogła komukolwiek zrobić krzywdę wystosowując nawet najlepszy technicznie lewy sierpowy! W niektórych kręgach zaczęły krążyć nawet pomysły, by zwrócić się o pomoc do matki półbogini. Ten krok nie został jednak podjęty, gdyż znacznie bardziej zadziałały na wyobraźnię dziewczynki groźby pozostawienia w lesie w okolicach obozu, samej, jako ofiary dla potworów. A to byłby bardzo marny koniec marnie krótkiego żywota. Nie po to jej ojciec woził ją po różnych zakątkach świata, by teraz miała umierać tylko i wyłącznie przez swój upór i dziecięcą głupotę. Przydzielono jej więc nauczyciela. Sporo starszy heros, może nawet dwudziestoletni, który miał jej pomagać od podstaw. Broń biała, tnąca – niby nic skomplikowanego. Trzymasz w jednym ręku lub w dwóch, w zależności od rodzaju, wyprofilowania i własnej siły. Problem, jaki napotkali należał jednak do kategorii poważnych. Lemon owszem, była w stanie utrzymać miecz, jednak przy pierwszej próbie użycia go, uniosła go wysoko ponad głowę, zamachnęła się i straciła równowagę, odbijając ostrze od ziemi. Rękojeść uderzyła głucho w jej stopę, która napuchła w natychmiastowym tempie, co wyeliminowało ją z dalszych treningów na parę dni. Postanowiono więc o zmianie programu. Tym razem w jej ręce trafiła maczeta – nie taka znana z kibolskich porachunków, a bardziej przypominająca narzędzie zbrodni z okresu kamienia łupanego. Może jednak się przesłyszała i była to maczuga? W każdym razie Lemon opisała ten dziw jako nadziany ostrymi gwoździami kawał drewna. Nie można powiedzieć, że skłamała. Maczuga była odrobinę lżejsza od miecza, którego trzymała wcześniej w dłoniach, jednak nie była to różnica na tyle duża, by była w stanie fizycznie sprostać długotrwałemu używaniu akurat tej broni jako podstawowego narzędzia obrony i ataku. Tym razem nie zrobiła sobie krzywdy, która mogłaby uniemożliwić jej dalsze próby – zakończyło się jedynie na okropnym zmęczeniu i jeszcze większych zakwasach w rękach. Naturalną wydawała się konieczność przejścia na coś lżejszego. Padło na procę. Idealnie dopasowana do gabarytów i siłowych możliwości dziewczęcia. Lemon sama ucieszyła się z faktu, że będzie mogła odpocząć od bezpośredniego starcia. Próba trwała trzy dni, w trakcie których w cel trafiła jedynie pięć razy. Dość powiedzieć, że wśród potomków Apolla dalej istnieje powiedzonko „strzelasz jak Lemon”, co motywuje do dalszych treningów. Sama Sparkling jednak oburzona rezultatami (dopiero później okazało się, że ma wadę wzroku, o której istnieniu nie miała pojęcia, więc nikomu o tym nie wspominała) postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i sama spróbować czegoś innego. Oczywiście pod przysięgą, że nie będzie się obijać jak wcześniej. Starała się odnaleźć coś, co wydawałoby się pomocne w walce, a jednocześnie odpowiadało jej warunkom fizycznym. Była raczej sprawna, stawiała bardziej na zwinność i szybkość niż tępą siłę fizyczną, przynajmniej w tamtym momencie. Olśnienie nastąpiło późno, bo dopiero po paru tygodniach. Czas, którego nie przeznaczała na próbowanie kolejnych rodzajów broni przepadał jej na zwykłe ćwiczenia fizyczne. W trakcie takiego treningu zauważyła kolejną jeszcze heroskę, walczącą czymś, co przypominało jej w tamtym momencie ogromnego węża z długim językiem. Głupiutka Lemon w taki właśnie sposób postrzegała bicze. Była pod ogromnym wrażeniem lekkości, z jaką przychodziło tamtej młodej kobiecie posługiwanie się dwoma na raz. Z otwartą szeroko buzią siedziała na ziemi obserwując, jak przy pomocy bicza tamta wyrwała przechodzącemu obok młodziakowi butelkę z wodą. Wtedy nie mogła już się powstrzymać. - Przepraszam… możesz mnie też tego nauczyć?
Ciekawostki ♡ Ojciec Lemon nie należy do tych, którzy wpisują się w rodzicielski kanon. Taką opinię można wysnuć chociażby z faktu, że nazwał swoją córkę tak, jak nazwał – po swoim ulubionym owocu. Córka przejęła jednak sporo cech charakteru po ojcu i dzięki niemu też jest w stanie porozumieć się nie tylko po angielsku, czy rosyjsku (skąd pochodzi rodzina Vladimira), ale także po francusku i hiszpańsku. Podróże jednak kształcą. ♡ Nigdy nie odebrała jakiejś porządnej edukacji. Trafiła do obozu dość wcześnie, bo jako jedenastolatka, a wcześniej nie przebywali w jednym mieście na tyle długo, by Lemon mogła uporządkować sobie jakoś wiedzę. Posiada więc wiadomości raczej szczątkowe i gdy chce się jej coś przedstawić, należy albo dać jej odpowiednią książkę, albo przygotować się na długi czas tłumaczenia jak dziecku. ♡ Jej jedynym hobby przed trafieniem do obozu był balet – nie zrezygnowała z niego nawet w momencie odkrycia swojego pochodzenia. Taniec pomaga jej oczyścić się ze wszystkich myśli zaprzątających jej głowę oraz osiągnąć stan równowagi pomiędzy ciałem i duszą. ♡ Nigdy nie miała żadnego zwierzaka, choć bardzo by chciała. ♡ Miała dużo miłostek. Czasami parę na raz. Stara się oczywiście nie krzywdzić innych osób, jednak czasami nagromadzone emocje biorą nad nią górę. ♡ Uwielbia piękno – piękne wnętrza, sztukę i pięknych ludzi. Zawsze ciągnie ją do tych trzech kategorii. ♡ Uwielbia truskawki w czekoladzie. Wcale nie dlatego, że jest to wspaniały afrodyzjak. ♡ Umie gotować – chociaż nie jest na poziomie szefa kuchni w restauracji z gwiazdką Michelin, idzie jej to naprawdę dobrze. Niewiele osób jednak o tym wie, bo i Lemon nie obnosi się z tą umiejętnością. ♡ Nie ma żadnych kolczyków ani tatuaży, chociaż chciałaby zmienić przynajmniej to ostatnie. Na razie rekompensuje sobie to ile może poprzez noszenie biżuterii „po godzinach”. ♡ Daj jej tylko wina, a od razu zmieni się w wolnego ducha.
|
|