I cyk, panie kapitanie.
Folk to kapitan i pewnie musiałby dość często widzieć Lemon jako największą niedojdę, zwłaszcza w pierwszym etapie jej życia w obozie, jak to jeszcze była smarkiem i nawet liściem mogła sobie zrobić krzywdę. Wizerunek Cytrynowej Ciamajdy zostałby pewnie na zawsze, gdyby nie jedna scena, jakieś dwa-trzy lata temu.
Widząc zmęczonego treningiem czy innymi "ważnymi obowiązkami kapitana", o których Lemon nie ma pojęcia, Folklore, Cytrynka zechciała podzielić się z nim swoim obiadem, którym była... pizza, oczywiście. Pachnie jak pizza, wygląda jak pizza, ale z ostrożności godnej wytrawnego herosa i znajomości ciamajdowatego charakteru dziewczęcia, Folk pewnie podszedłby do pomysłu całkiem sceptycznie. Zapach jednak był na tyle silny i apetyczny, że zdecydował się zaryzykować i spróbować. Okazało się, że to jedna z lepszych "pitc" jaką można było sobie w obozie wymarzyć (może nawet na równi z tą, którą robił sam Folklore?).
Mówią, że przez żołądek do serca, ale tutaj mi się marzy delikatne poprawienie relacji przez żołądek do znalezienia jednej, jedynej rzeczy, którą można spokojnie powierzyć Lemon i znaleźć w niej "kuchenną bratnią duszę". Ale oczywiście nic poza tym, we wszystkich innych dziedzinach obozowego życia dalej traktowałby ją... raczej neutralnie? Z lekką przychylnością może, ale sprawiedliwie.