Wielu herosów bardzo czekało na ten dzień. Byli podekscytowani możliwością spotkania innych bogów niż ci, z którymi mieli do czynienia na co dzień mieszkając w obozie, a w dodatku wielu z nich było dziećmi ów istot, które niebawem miały się ukazać na wielkiej imprezie zorganizowanej ku ich czci. Nic więc dziwnego, że największe wydarzenie wywołało największe emocje wśród dzieci Afrodyty, Nyks, Magniego i Baldura, bowiem to właśnie ta czwórka przybyła do obozu z arcyważnym transportem zawierającym Asgardzką Stal przekazaną władzom przez samego Odyna. Jednak mimo przybycia kilka dni wcześniej, dotąd żaden półbóg nie stanął przed obliczem gości, gdyż wszystko było tak zorganizowane, by posłańcom nie przeszkadzać. Wszystko było gotowe już dobre kilka godzin przed oficjalną godziną rozpoczęcia wydarzenia. Impreza odbywała się w plenerze, dlatego trzeba było trochę się nagimnastykować, by znaleźć odpowiednie miejsce. Padło na nordycką dzielnicę, a konkretniej na wielki plac. Stworzono tam prowizoryczny parkiet taneczny, na którym może się pomieścić sporo osób jednocześnie, a wokół niego postawiono jednakowe drewniane stoły, przy których nie było żadnych tabliczek imiennych. To oznaczało, że nie trzeba było potwierdzać obecności wcześniej oraz że im szybciej się ktoś pojawi, tym lepsze miejsce sobie znajdzie. Przy stołach stały drewniane krzesła, które może i nie były szczytem wygody, ale z pewnością podstawowe standardy spełniały. Stoły wraz z krzesłami oplatały niemal cały parkiet z wyjątkiem jego północnego krańca, który został przypisany bogom. To właśnie tam postawiono ogromny, ale przede wszystkim solidny drewniany stół, który był robiony na zlecenie z racji swoich gabarytów. Znajdowały się na nim rozmaite owoce, dodatki, ogólnie był on bardzo bogato przystrojony. Przy nim miała zasiąść cała ósemka bogów, którzy byli w tym momencie w obozie. Każde z bóstw dostało ogromny fotel z wygrawerowanym symbolem boga, który przypominał wręcz tron, wszystko dla ich wygody. Od południowego zachodu, kilka metrów za ostatnim rzędem stołów znajdował się bar, który wyglądem przypominał drewnianą budę rodem z nadmorskich kurortów, gdzie podawało się alkohol. Śmiało mogło się tam pomieścić blisko dwadzieścia osób, które były wyznaczone do usługiwania wszystkim gościom. W większości były to nimfy oraz satyrowie, jednak dało się dostrzec dwóch herosów, którzy najpewniej odbywali w ten sposób jakąś karę. W środku znajdowały się niezliczone ilości rozmaitych alkoholi oraz przede wszystkim zapas ambrozji dla greckich bóstw. Wiele było jeszcze pochowanych pod ladami, a magazyn był niedaleko także w razie problemów zawsze ktoś coś doniesie. Tuż przy budzie znajdowały się różne stoły z rozmaitymi przekąskami oraz słodyczami, które każdy dobierał sobie wedle uznania na zasadzie szwedzkiego stołu. Niedaleko punktu, w którym herosi nabywali alkohol znajdowała się kantyna, która została zobowiązana do dostarczania posiłków wszystkim gościom. Żeby jednak nie robić zamieszania, kolejna grupa satyrów, nimf oraz herosów wykonujących karę została wyznaczona do roli kelnerów, którzy mieli zbierać zamówienia i przynosić jedzenie prosto do stolików. Ostatnim punktem znajdującym się w południowo-wschodniej części terenu wyznaczonego do zabawy była strefa relaksu, która znajdowała się nieco poniżej i trzeba tam było zejść schodami. Mnóstwo kanap i puf, słabsze nagłośnienie, dlatego też to tutaj herosi mogli sobie porozmawiać w spokoju czy chwilę odpocząć od całej tej imprezowej atmosfery. Warto dodać, że od czasu do czasu można było tutaj zobaczyć kelnerów czy barmanów, którzy musieli trochę odetchnąć. Cały teren był doskonale oświetlony z pomocą różnych lamp czy gdzieniegdzie pochodni dodających klimatu, dlatego też ciężko było o jakieś odosobnione miejsca, gdzie nie dochodziło światło. Rozwieszone zostały również tematyczne ozdoby, przede wszystkim symbole bogów, a w zanadrzu było jeszcze kilka innych atrakcji, których organizatorzy nie mieli zamiaru nikomu zdradzać. Spotkanie zaczęło się punktualnie o godzinie 18:00, choć część herosów przybyła już w te okolice wcześniej, by zająć jak najlepsze miejsca. Większość z nich była ubrana w stroje wieczorowe, co oddawało potrzebę zabawy i relaksu wobec ostatnich intensywnych miesięcy na kampusie. Przybycie bogów zostało zaplanowane na godzinę 19:00.
Corvus był trochę zestresowany przez ostatnie dni, ponieważ to na jego głowie była organizacja imprezy, na której miało się pojawić aż ośmiu bogów. Miał jednak nieograniczony budżet oraz kilka osób, które tego typu przedsięwzięcia ogarniają bardziej od niego, toteż to właśnie tej grupie zlecił przygotowanie wszystkiego, a sam od czasu do czasu dodawał coś od siebie. Ewentualnie czegoś zabraniał, bo i takie sytuacje się zdarzały. Ostatecznie jednak był zadowolony z pracy grupy herosów, którzy podjęli się tego zadania i dzięki temu mógł z czystym sumieniem przybyć na imprezę już bez obaw o to, że innym się może to nie spodobać. Niestety nie mógł przybyć na miejsce razem z Sylvią, gdyż był pochłonięty dopinaniem wszystkiego na ostatnią chwilę, bo oczywiście jak to zawsze w takich sytuacjach bywa, dopiero na koniec pojawiły się jakieś problemy. Liczył jednak na to, że ukochana przybędzie o czasie, bo jeśli chodziło o samą jej obecność, to to była dla niego oczywista oczywistość. Wyznaczył satyra, który przyniósł mu z mieszkania garnitur i przebrał się w jakiejś kanciapie trochę wcześniej, toteż ponad godzinę przed rozpoczęciem całego wydarzenia paradował już wystrojony. Kiedy wszystkie problemy zostały zażegnane, spojrzał na zegarek i dostrzegłszy godzinę 17:20, odetchnął z ulgą. W pierwszej kolejności poszedł ochłonąć, dlatego też powędrował do baru, w którym od razu zamówił sobie jakiegoś drinka na bazie whisky. Pierwsza szklanka opróżniona została niemal natychmiastowo, drugą zaś chwilę pomęczył, ale ostatecznie też trafiła do jego żołądka szybko. Na tym skończył alkoholizowanie się, gdyż musiał być w odpowiedniej formie zarówno po to, by przywitać bogów, jak i wygłosić jakieś przemówienie z racji swojej rangi. Nie dane mu było jednak odpocząć, gdyż pojawił się jakiś problem z nagłośnieniem przy samym parkiecie, toteż Juarez poszedł od razu skontrolować sytuację, by w razie czego zlecić wymianę głośnika, jeśli coś było z nim nie tak.
Impreza zapowiadała się dość ciekawie i pewnych wątpliwości Marc również postanowił się na niej zjawić. Interesowało go głównie zachowanie bogów, którzy przybyli do obozu w ramach jakiegoś zadania. Takie wizyty nie były tutaj codziennością, dlatego też Deverill nie chciał niczego przegapić, a był wręcz pewien, że coś fajnego się tu wydarzy. No i po cichu liczył na to, że spotka tu też Olivię, która co prawda nie zaproponowała mu wspólnego pójścia, jak miało to miejsce w przypadku wesela Nero, ale dała mu delikatną sugestię, że zamierza się tam zjawić. Oszukiwać mógł się cały czas, ale w głębi duszy doskonale wiedział, że to ona była głównym powodem jego obecności tutaj. Po skończonym treningu i przygotowaniu sobie obiadu w mieszkaniu, poszedł pod prysznic, by następnie przebrać się w ciuchy, które przygotował sobie kilka godzin wcześniej. Ściągnął z wieszaka czarną koszulę, spodnie, marynarkę, dobrał do tego odpowiednie buty i dodatki w formie eleganckiego zegarka na lewym nadgarstku, zadbał też o swoją fryzurę. O zarost nie musiał, bo golił się zaledwie dzień wcześniej i dalej wyglądał wyjściowo. Na spotkaniu z bogami pojawił się o czasie, kilka minut przed oficjalną godziną rozpoczęcia. Wzrokiem omiótł niemal całą powierzchnię, na której odbywało się przyjęcie. Chciał odnaleźć Gale, lecz jej nie dostrzegał, dlatego ruszył między gości i zaczął się przeciskać przez nich, aż dotarł do parkietu, na którym było obecnie pusto. Bogów w loży VIP też nie było, dostrzegł jedynie generała Corvusa, który instruował innych herosów w sprawach organizacyjnych. Niestety nie było mu dane usłyszeć, co w tym momencie Juarez mówił. Jeśli generał spojrzał w jego stronę, Deverill skinął delikatnie głową witając się z nim, po czym zaraz wrócił do poszukiwań swojej przyjaciółki. Zaczął się nawet denerwować, bo nastawił się na jej przybycie i im dłużej jej nie widział, tym coraz głupsze myśli zaczęły mu przychodzić do głowy. Stanęło na tym, że mogło jej się coś stać i jeśli nie dostrzeże jej za pięć minut, to ruszy prosto do jej mieszkania, a następnie choćby na koniec świata, by tylko ją uratować. Z tego powodu właśnie rozglądał się bardzo nieuważnie i wiele rzeczy mu umykało, bo gdyby się skupił, to być może szybciej dostrzegłby córkę Ullra. Tymczasem on patrzył się zaledwie chwilę w punkt, by zaraz zmienić spektrum o jakieś sto-ileś stopni. Tropiciel był z niego marny, to na pewno.
Sylvia trochę żałowała, że nie pojawi się z ukochanym na miejscu wspólnie, ale zacisnęła zęby i zaakceptowała sytuację, gdzie po raz kolejny obóz był trochę nad nią. Co prawda liczyła trochę na to, że Corvusowi uda się ogarnąć imprezę i jeszcze wrócić do domu, ale gdy zapukał satyr zrozumiała, że nie ma co liczyć na wspólne towarzystwo. Była ciekawa czy w ogóle znajdzie się dla niej miejsce na samej imprezie obok niego, czy generał będzie siedział w super ważnym miejscu dla ważniaków, a ona miała sobie radzić i siedzieć z kimś, na kogo towarzystwo ochoty mniej lub bardziej nie miała. Koniec końców nieco niezadowolona założyła kupioną w zeszłym tygodniu suknię razem z ogromnym naszyjnikiem. Wiedziała, że będzie w wyprostowanymi włosami i mocno podkreślonym okiem wyglądać jak sucz nad suczami, ale wcale pozorami się nie przejmowała. Zbroi nawet nie rozważała, bo była kobietą i każdą okazję do nałożenia pięknej sukni wykorzysta na swoją korzyść. Ubrana i wyperfumowana wyszła ku wielkiemu terenowi ciesząc się, że pogoda im dopisywała. Śmiesznie przecież by było, gdyby na imprezie całkowicie plenerowej nagle zaczęła się ulewa. Niezbyt to dogodne by było. Będąc już na miejscu od razu zaczęła szukać wzrokiem Juareza, którego znalazła dopiero dyskutującego przy nagłośnieniu. Przemierzyła więc dumnie przez cały parkiet, by nie przejmując się otaczającymi ludźmi (czy rozmową ukochanego) cmoknęła go w usta ostentacyjnie zaznaczając swoje przybycie, od raz też przyklejając się do jego boku. - Cześć kochanie, kończysz tutaj? - spytała jeszcze spokojnie patrząc z lekkim uśmiechem to na niego, to na herosa z którym Corvus rozmawiał. - Mamy już jakieś miejsca zarezerwowane? - spytała już nieco ciszej licząc na to, że pomimo licznych obowiązków znalazł im idealne miejsca oraz na to, że naprawdę będą siedzieć razem.
Olivia gdy tylko usłyszała o imprezie, postanowiła na nią iść. Nie ze względu na obecność bogów, których co prawda była ciekawa, ale koniec końców za bardzo jej nie interesowali. Może gdyby pojawił się jej ojciec wykazywałaby nieco większą chęć obcowania z nimi. Chciała jednak iść na imprezę ze względu na normalność, której jej brakowało w tym miejscu. Wesele państwa Nero było wspaniałe, dobrze się wybawiła, więc zamierzała powtórzyć ten numer. Chciała nawet ponownie zaprosić ze sobą Marca, ale doszła do wniosku, że powinna odpuścić. Tym bardziej, gdy została zaproszona przez nieznanego jej do tej pory syna Idunn, postanowiła skorzystać z okazji, której od dawna już przecież szukała. Od dwóch miesięcy wiedziała, że Deverill nic do niej nie czuje i była to dobra okazja, by w końcu zacząć zapominać o uczuciu do niego. Gale się odjebała, co tu dużo mówić. Choć wmawiała sobie, że robi to głównie z myślą o sobie i być może o swoim towarzyszu, wiedziała, że chciała się podobać po prostu Marcowi nawet jeśli on tego w ogóle nie zarejestruje jak mężczyzna, a jedynie przyjaciel. Naiwnie liczyła, że zobaczenie jej w takiej wersji coś zmieni w jego podejściu do niej, co było śmieszne gdy jednocześnie wybierała się na imprezę z kimś innym, by zapomnieć o uczuciach do niego. Kiedy syn Idunn pojawił się przed jej mieszkaniem, ruszyła z nim pod ramię w przygotowane na dzisiejszą okazję miejsce. Za wiele z mężczyzną nie rozmawiała, coś tam trochę o tym jak jej się żyje w obozie, ogólne neutralne tematy. Kiedy już znaleźli się na miejscu, mężczyzna najpierw poszedł załatwić im drinka. Brunetka czekała więc tuż przy parkiecie rozglądając się po wszystkich zgromadzonych, których robiło się z każdą minutą coraz więcej. W końcu poczuła na swoim policzku krótkie cmoknięcie dokładnie w tej samej chwili, w której jej spojrzenie spotkało się z Marca. Uśmiechnęła się ciepło i prawdę mówiąc już zapomniała o własnym partnerze. Przejęła od niego drinka i poprosiła go o znalezienie dla nich miejsc, a ona niedługo do niego dołączy. Ruszyła od razu w kierunku swojego przyjaciela i gdy tylko przy nim się znalazła, nie mogła się powstrzymać, by nie cmoknąć go w policzek - a właściwie niemal w kącik ust. - Cudownie wyglądasz - zaczęła upijając nieco ze swojej szklanki. Stanęła zaraz tak, by móc chwycić jego nadgarstek i spojrzeć na tarczę zegarka, a potem na kilka sekund zatrzymała spojrzenie na pustym stole dla bogów. - Myślisz, że będzie chciało im się pojawić? - Olivia wcale taka pewna nie była, a tym bardziej tego, by mieli oni wchodzić w interakcje z herosami, choć dzisiaj mieli do tego pełne prawo.
Marc Deverill
Re: Parkiet Czw 23 Wrz 2021, 21:38
Marcowi towarzyszyły nieznane dotąd uczucia, bo nigdy w taki sposób nie ekscytował się na samą myśl o spotkaniu z Olivią. Zawsze w pewien sposób go to rajcowało, ale teraz przeżywał chyba jakieś apogeum tego wszystkiego i dlatego tęsknym wzrokiem szukał jej pośród tłumu ludzi licząc na to, że Gale na pewno tu będzie, bo przecież sama to sugerowała. Dodatkowo, zaczął nabierać dziwnej pewności siebie, że może to było zaproszenie na randkę z jej strony? Tylko takie subtelne i bardzo w jej stylu? Przecież gdyby nie chciała się z nim tu zobaczyć, to nie sugerowałaby mu rozważenia obecności. Nie można więc się dziwić, że kiedy w końcu ją ujrzał... rozczarował się. Nie dlatego, że nie podobała mu się w tym wydaniu, bo to byłoby wierutne kłamstwo! Wyglądała jak bogini i żywa konkurencja dla Afrodyty czy innych piękności tego świata. W dodatku miała na sobie sukienkę, która idealnie podkreślała wszystkie jej kształty... te, o których przez ostatnie tygodnie tak intensywnie myślał. Gdyby wszystko poszło po jego myśli, Bóg jeden wie, co Deverill by teraz zrobił i czy nie rzuciłby się na przyjaciółkę, chcąc jak najszybciej się do niej dobrać. To się jednak na pewno nie stanie, bo dostrzegł ją akurat w momencie, w którym podszedł do niej jakiś łajdak i pocałował ją w policzek. Nie to było jednak najgorsze. Najgorsze było to, że Olivia temu nie oponowała i jeszcze przyjęła od niego drinka. Zalała go taka fala zazdrości, że cudem powstrzymał się od rozpoczęcia bójki na samym początku przyjęcia. Widząc jak córka Ullra zmierza w jego kierunku, trochę się zmieszał. W pierwszej kolejności myślał o ucieczce, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Zamarł w bezruchu i ocknął się dopiero, kiedy Gale znalazła się blisko niego. Kiedy cmoknęła go w policzek, mało co nie dał upustu złości i nie wydarł się na nią, że dziś ma kogo innego od takich gestów. Ostatecznie powstrzymał się, ale ani nie odwzajemnił przywitania, ani też nawet nie uśmiechnął się do niej. Mało brakowało, a z tego gniewu nie zarejestrowałby jej komplementu. - Ty też - odparł cicho, byleby tylko kurtuazji stało się zadość. Chciał jej odpowiedzieć i naprawdę uważał, że wygląda cudownie, ale po tym widoku sprzed chwili stracił jakąkolwiek chęć na cokolwiek. Poczuł się bardzo zraniony, ale też starał się tego po sobie nie pokazać, bo przecież to nie była wina Olivii, że syn Eris nie potrafił po męsku powiedzieć, co tak naprawdę do niej czuje. Ten pajac po prostu wykorzystał okazję, którą Marc wyłożył mu na tacy. Z niepokojem spojrzał na to, co Nowozelandka robi i kiedy podniosła jego nadgarstek, by zobaczyć która godzina, wzruszył tylko ramionami, chowając dłoń do kieszeni. - Nie mam pojęcia - odparł bardzo neutralnie, choć czuł się okropnie. - Idę do baru, przynieść ci coś? - spytał znów kurtuazyjnie, bo przecież nie był głupi. Po pierwsze Olivia miała drinka w dłoni, po drugie kto inny był dziś jej partnerem, więc nic tu po nim. Nie dał jednak po sobie poznać, że jest zazdrosny, dlatego zachował się prawie naturalnie. Po jej odpowiedzi obrócił się na pięcie i chyba tylko głupota powstrzymała go przed tym, by nie rzucić tego wszystkiego w pizdu i nie pójść do domu. Zamiast tego naprawdę poszedł do baru i zamówił od razu dwa shoty tequili. To był chyba ten dzień, w którym syn Eris się upodli.
Corvus Juarez
Re: Parkiet Sob 25 Wrz 2021, 20:30
Corvusowi także nie było na rękę to, że musiał dopilnować wszystkiego na miejscu i tym samym nie mógł przybyć na przyjęcie razem ze swoją ukochaną. Jak zwykle jednak liczył na jej wyrozumiałość i po przedstawieniu jej swojego stanowiska, chyba otrzymał zezwolenie. Co prawda dwoił się i troił, by jednak wyrobić się chociaż po to, żeby przyjść po nią pod ich mieszkanie i ostatecznie przybyć razem z nią, ale przez niekompetencję co po niektórych herosów, którzy zapewne szlify zbierali u takich tuzów jak Folklore, Yolanda czy Hoshi, niestety nie był w stanie tego zrobić. Kątem oka dostrzegł Marca, któremu skinął głową na przywitanie, gdy zobaczył podobny gest z jego strony. Zaraz jednak wrócił do dyskusji na temat nagłośnienia, która coraz bardziej się komplikowała. Zerkał jednak raz po raz za siebie, by odszukać wzrokiem Sylvię, za którą się trochę stęsknił, wszak nie widzieli się od dobrych kilku godzin. Był też ciekaw w jakiej córka Hefajstosa przyjdzie sukni, bo tego akurat mu nie zdradziła, chcąc go zaskoczyć. Juarez na samą myśl o tym miał ciarki, bo przecież taka laska jak Garcia wyglądała dobrze we wszystkim, ale jak tylko pomyślał o niej w eleganckiej, wieczorowej sukni... zrobiło mu się goręcej, to na pewno! Oczywiście jak to z jego timingiem bywa, odwrócił się kilka razy, kiedy Sylvii jeszcze nie było przy parkiecie, a kiedy już się zjawiła, on był pochłonięty dywagacjami na temat tego, czy nie głośnik nie znajduje się zbyt blisko loży przeznaczonej dla bogów. Zaskoczony tylko zdołał zerknąć za siebie, kiedy nagle Garcia znalazła się obok i wpiła się w jego usta, zaznaczając swoją obecność. Nie odebrał tego jednak jak jakieś popisówki, bo to akurat było bardzo w jej stylu. Zamiast tego uśmiechnął się od ucha do ucha, będąc zachwyconym nie tylko samym przywitaniem, ale przede wszystkim prezencją ukochanej, która wyglądała obłędnie. Instynktownie syn Melinoe objął Garcię w pasie i przez moment nie mógł znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić swoje zachwycenie jej wyglądem. Na twarzy generała pojawił się nawet drobny rumieniec, który niepotrzebnie rozgrzał go jeszcze bardziej. - Nie wiem co powiedzieć... - szepnął tylko niepewnie. - Wyglądasz jak anioł - tyle zdołał siebie wydukać w języku hiszpańskim, ale jakby nie patrzeć, chyba mu wyszło, bo przecież kto jak kto, ale Juarez to akurat wiedział, jak wyglądają anioły (XD). Ogarnął się dopiero po chwili, kiedy Sylvia spytała o miejsca. - Tylko bogowie mają wyznaczone - odparł. - My możemy usiąść gdzie chcemy, więc zająłem nam tamten stolik - wskazał palcem dwa miejsca, które nie znajdowały się na widoku większości zebranych. Jedynie bogowie mogli ich dobrze widzieć, bo ów stół był dość blisko ich loży, co z racji funkcji Juareza w obozie było rzeczą zrozumiałą. Najważniejsze jednak było to, że mieli tam usiąść razem, o co zadbał zresztą sam generał, który nie przyjmował sprzeciwu w tej sprawie. - Zamów mi coś do jedzenia, umieram z głodu. Zaraz do ciebie dołączę - poinstruował ukochaną i na zachętę cmoknął ją w usta, co i tak było dość odważne z jego strony, bo normalnie raczej takie publiczne czułości były dla niego krępujące. Z drugiej strony, Sylvia już tyle razy namiętnie go całowała przy wszystkich, że chyba powinien do tego przywyknąć, nie? Juarez obrócił się znów w stronę herosów, ustalił z nimi odpowiedni plan i zostawił resztę im. Sam zaś powędrował do stolika, przy którym czekała już na niego córka Hefajstosa. - I jak, zamówiłaś coś? - zagadał od razu, przysiadając się obok, by w razie potrzeb móc zarówno szeptać do ukochanej, jak i utrzymywać z nią kontakt fizyczny, od którego żadne z nich nie stroniło. - Przepraszam, że nie przyszedłem po ciebie, ale widzisz jak to jest. Jedna rzecz się spieprzy, to zaraz wszystko runie - westchnął zrezygnowany i nachylił się lekko, opierając czoło o ramię ukochanej. Zaraz jednak podniósł głowę i uśmiechnął się lekko. - Afrodyta będzie mieć z tobą problem - zaśmiał się lekko, nawiązując rzecz jasna do jej urody i stroju. - Bądź cały czas blisko, żebym cię z nią nie pomylił - to już mówił bardziej poważnie, bo przecież bogini miłości wyglądała dla każdego trochę inaczej. Zawsze jednak przypominała jakąś osobę, którą kocha się miłością romantyczną, więc nie było wątpliwości, że Corvus dostrzeże w Afrodycie jakąś część Sylvii. Ciekaw był tylko, jak duże będzie to podobieństwo.
Olivia Gale
Re: Parkiet Sro 29 Wrz 2021, 22:00
Prawda była taka, że Marc był sam sobie winny. Gdyby jej nie okłamał w szpitalu, prawdopodobnie przyszliby tutaj wspólnie, szczęśliwi jako para. A tak on do niej wzdychał i udawał, że jest inaczej. A ona? Cóż, ona zdawała sobie perfekcyjnie sprawę z własnych uczuć i dlatego też w końcu postanowiła zrobić coś, by wreszcie zacząć zapominać o Deverillu. Przynajmniej w takim stopniu, by znowu stał się dla niej po prostu przyjacielem. Teraz nadal nim był, ale nie tylko. Była w nim zakochana i takie funkcjonowanie było zdecydowanie za trudne. A jednocześnie nie miała piętnastu lat, by przez kolejne pięć wzdychać do kogoś z nadzieją, że wreszcie to zauważy. Chciała być kochana, być w związku. Wolałaby syna Eris, ale skoro on nie był zainteresowany to trudno. Gale nie była głupia i gdy tylko znalazła się przy mężczyźnie wyczuła, że coś jest nie tak. Nie powiązała jednak tego ze sobą i póki co nie pytała licząc trochę na to, że zaraz ciśnienie z niego zejdzie o cokolwiek mu aktualnie nie chodziło. Nie miała ochoty drążyć powodów jego wkurzenia, bo wolała poprawić mu humor i dobrze się tutaj bawić. Odczuła jednak mocno jego "komplement", choć raczej było to wymuszone burknięcie, które dość ją dotknęło. Mogła oszukiwać samą siebie, ze stroiła się tak dla siebie (bo z nowym towarzystwem nawet się nie okłamywała), ale wiedziała w głębi ducha, że chciała właśnie na Deverillu zrobić wrażenie. I dostała tylko suche, beznamiętne i wymuszone "ty też"? Zabolało i od razu jej nastrój się pogorszył, co próbowała oczywiście ukryć. Stąd też zmiana tematów na bogów. - Mam drinka - odparła cicho unosząc lekko swoją szklankę, chociaż krótka, kolejna odpowiedź upewniła ją, że ktoś tu ewidentnie nie miał nastroju. Nie przypuszczała jednak, że to jej towarzystwo może być problemem. Ruszyła więc za nim, by potowarzyszyć mu przy barze samej powoli sącząc swojego drinka. Jednak za każdym razem, gdy próbowała zagadać do przyjaciela, ten gasił temat odburknięciem jednego słowa albo nawet samym spojrzeniem czy wzruszeniem ramion. Powoli zaczynała mieć dziwne wrażenie, że to ona była tu niechciana, co bolało i wkurzało ją jednocześnie. - Wiesz co, skoro tak bardzo ci przeszkadzam, trzeba było od razu powiedzieć, a nie burczeć na mnie od początku - warknęła w końcu nie wytrzymując. Odstawiła pusty kieliszek po drinku na ladę, aż szkło zabrzęczało i ruszyła, w kierunku stołów poszukując tego, z którym tu przyszła. Usiadła obok niego z grzecznym, wymuszonym uśmiechem, by poprosić go zaraz o załatwienie jej jakiś przekąsek z odpowiedniego stołu. Nie miała ochoty na jego towarzystwo, chociaż był bogu ducha winny. Tak na prawdę, to zastanawiała się nawet czy nie wrócić po prostu do domu.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet Pią 01 Paź 2021, 19:09
Impreza przez godzinę zdawała się rozkręcać. Jedni się godzili, inni za to zdążyli pokłócić. Kelnerzy oraz barmani uwijali się jak mróweczki zapewniając imprezującym herosom wszystko, co było im aktualnie potrzebne. Zdarzyło się parę incydentów, gdzie kilka kobiet i mężczyzn zostało nie wyproszonych, a zwyczajnie wyrzuconych z terenu imprezy przez swój nieodpowiedni strój. Ich personalia zostały zanotowane i niedbali herosi mogli być pewni, że poniosą konsekwencje swojego luźnego podejścia. Dało się jednak wyczuć, że im bliżej godziny "0", tym napięcie na miejscu rosło. Każdy mógł sobie mówić, że jest tu dla jedzenia czy panienek, ale prawda była taka, że w każdym było choć ziarenko ciekawości. Jacy bogowie są? Jak wyglądają? Czy zamierzają wchodzić w interakcje ze swoimi dziećmi i innymi półbogami? Istotnie, jak to z bogami bywa, niezbyt przejmują się punktualnością czy ludzkim upływem czasu w ogóle. Nic więc dziwnego, że punkt 19-sta, gdy nawet muzyka specjalnie przycichła, nikt nawet się nie pojawił. Przez moment była cisza wyczekiwania, jednak wielu herosów po chwili już wróciło do swoich zajęć widząc, że bogowie nie pojawią się teraz, a być może nawet nie raczą się zjawić w ogóle. Muzyka zaczęła grać nieco głośniej nawet, by można było wrócić do zabawy na parkiecie czy potupywania nogą pod stołem w rytm tanecznej muzyki. Ta jednak kwadrans później sama ucichła bez udziału DJa, który zobaczył jak podmuch zwyczajnie przekręca odpowiednie pokrętło. Najpierw pojawiła się czwórka bogów urzędujących na co dzień w obozie zajmując swoje miejsca w ciszy przy ogromnym stole. To zwiastowało nadejście kolejnych, których dotąd prawdopodobnie żaden heros nie widział na własne oczy. Wielkie błyśnięcie rozdarło spokojne niebo trafiając zdawałoby się w jeden z boskich tronów. W tym samym momencie na nim już zasiadał Magni będący oczywiście w złotej zbroi pełnej różnych zdobień oraz defektów, które dodawały jej charakteru. Jego twarz nie wyrażała kompletnie niczego. Pozostała trójka, nie mając zamiaru się popisywać jak nordycki bóg, zwyczajnie wkroczyła na teren imprezy przechodząc przez środek parkietu, by wreszcie zająć przypisane im miejsca przy ogromnym stole. Baldur był ubrany w najlepiej skrojony na świecie smoking, a na jego twarzy malował się cień uśmiechu, chociaż ciężko stwierdzić czy nie jest to jego neutralny wyraz twarzy. Nyks omiatając wszystkich zimnym spojrzeniem, pojawiła się w długiej do ziemi, czarnej sukni, lekko połyskującej niczym gwiaździste niebo. Długie rękawy, niewielki dekolt mogłyby się zdawać zbyt proste, ale bogini zdecydowanie robiła efekt "wow". A to i tak miało się nijak, do ostatniej kobiety. Afrodyty, która uśmiechała się serdecznie w stronę herosów. Ubrana była w długą, czerwoną, koronkową suknię, w której to odkryte plecy aż po kość ogonową kusiły swą aksamitną skórą. Ale ubiór to jedno. Gdy tylko bogini pojawiła się na terenie imprezy, atmosfera się rozgrzała. Absolutnie każdy - mężczyzna, kobieta, lesbijka czy gej - pragnął greckiej bogini. Każdy mężczyzna miał na jej widok wzwód, a każda kobieta poczuła wilgoć między nogami. Napięcie seksualne dramatycznie wzrosło i poza pragnieniem Afrodyty, każdy pragnął osoby, do której żywił głębsze uczucia. Krótko mówiąc, każdy pragnął kochać się ze swoim wybrankiem tu i teraz. Ponadto, im dłużej każdy przyglądał się Afrodycie, tym większe miał wrażenie, że bogini jest bardzo podobna do kogoś, w kim ów heros się podkochuje. Można więc powiedzieć, że grecka bogini miłości prezentowała wyidealizowaną wersję osoby, w której ktoś był zakochany. Dopiero po kilku chwilach ktoś zdołał się ruszyć i był to generał, który gestem poprosił DJa o mikrofon, by przemówić kilka słów. Po wystąpieniu Corvusa, bogowie wznieśli swe kielichy i po wypiciu ich zawartości, czwórka gości wstała. Magni bez słowa skierował swoje kroki w stronę baru, Baldur skierował się do strefy relaksu. - Moje dzieci, chodźcie tu do mnie. Chcę z wami porozmawiać - powiedział donośnym głosem, który bez trudu usłyszał każdy. Nyks również bez słowa skierowała się w stronę stołów, a konkretnie do tego najbliższego przy którym siedziała jedna z jej córek. Afrodyta natomiast stanęła na środku parkietu zachęcając, gestem i uśmiechem swe dzieci, by do niej przyszły. Ta niestety z racji swojej aury, raz po raz musiała odganiać półboskich adoratorów, którzy byli na tyle odważni bądź głupi, by spróbować podbijać do bogini.
Każdy, kto chce wejść w interakcje z bogami, proszony jest o przejście do odpowiedniego tematu: Magni - bar Baldur - strefa relaksu Nyks - stoły Afrodyta - parkiet
Jeżeli ktoś nie chce wchodzić w interakcje, a siłą rzeczy w jednym z tych tematów jest, wystarczy w poście zaznaczyć, że nie podchodził do boga i tyle.
Sylvia García
Re: Parkiet Sob 02 Paź 2021, 20:26
Uśmiechnęła się szerzej, kiedy to ukochany objął ją w pasie. Uśmiech powiększył się, kiedy dostrzegła jego rumieniec i chyba sama Sylvia tylko wiedziała z jakiego powodu on jest. Większość pewnie obstawiała zawstydzenie pocałunkiem, ale ona wiedziała swoje. Do tego pierwszego był przyzwyczajony, a nieczęsto widywał ją w takim wydaniu. Cieszyła się jednak, że zrobiła na nim takie wrażenie, bo przecież to obok podobania się samej sobie, było dla niej najważniejsze. Trochę się bała, że zostanie odebrana jako nieciekawa albo wręcz zbyt ekstrawagancka z trenem i ogromnym naszyjnikiem, ale jak widać nie miała czym się przejmować. - Och kochanie, ty też wyglądasz cudownie - mruknęła również po hiszpańsku poprawiając nieco mu krawat. Zdaniem Sylvii bardziej jak anioła przypominała demona całym swoim wydaniem, ale co ona tam wiedziała? Nie chcąc jednak tego przedłużać, spytała o miejsca, bo była to dla niej sprawa niezwykle ciekawa i istotna, bo do tej pory nie wiedziała czy nie będą zmuszeni siedzieć osobno. Znaczy nie oszukujmy się, gdyby Corvus na to pozwolił, zrobiłaby potężną scenę i by sobie poszła. - Nie ma sprawy - mruknęła zaskoczona nieco jego buziakiem, by w końcu z lekkim uśmiechem ruszyć w stronę wskazanych przez ukochanego miejsc. Zajęła więc jedno z nich mężczyźnie zostawiając to bardziej z brzegu, samej zajmując miejsce póki co obok pustego i szczerze mówiąc miała nadzieję, że ktoś bezpośrednio się do nich nie dosiądzie. Wszak miejsc przygotowanych było tyle, ile herosów w obozie wyłączając tych pracujących czy to na imprezie, w szpitalu czy patrolując teren. A przecież wiadome było, że nie wszyscy przyjdą. Ona sama usłyszała to od kilku osób, także była nadzieja. Zgodnie z prośbą ukochanego, zamówiła im Tortilla Española z kuchni hiszpańskiej. Dla niej kiedyś danie było bardzo mylące, bo jak tortilla bez tortilli? Niemniej po takim czasie już przywykła do tego dziwnego dania i nawet mocno je lubiła. Warunkiem była wersja na ciepło, bo na zimno było dla niej nie do przełknięcia. - Tortilla espanola z chorizo - odparła na pytanie Juareza, gdy tylko pojawił się obok. - Rozumiem kochanie - odparła nieco chłodno, ale nie miała ochoty o tym dyskutować. Nie pojawił się, trudno. Teraz i tak nic z tym nie zrobią, a nie było sensu rozgrzebywać czegoś, co ją ewidentnie (jak zawsze zresztą) drażniło. Zaraz jednak zaśmiała się słysząc o Afrodycie, by chwilę później się zamyślić. - To jak to jest? Ona będzie mi przypominała ciebie czy jakąś wyidealizowaną kobietę? - w sumie była tego ciekawa. Z jednej strony kochała Corvusa, więc powinna mieć jego cechy, co znowu byłoby głupie, gdyby kobieta przypominała faceta. Mało atrakcyjne. Z drugiej strony z Meksykanką była też inna sprawa z racji jej biseksualnej orientacji. Wszystko zaraz przestało mieć znaczenie, bo do stołu zaczęli siadać bogowie. Sylvia aż westchnęła cicho z zachwytu na widok Afrodyty czując jak ogarnia ją seksualne napięcie. Oblizała nawet usta i nawet miała ochotę wpić się w te ukochanego, ale poczuła, że są teraz na świeczniku. Nie chcąc więc kłopotać ukochanego, odsunęła się minimalnie i słuchała jego przemówienia, gdy ten dostał mikrofon.
Corvus Juarez
Re: Parkiet Nie 03 Paź 2021, 18:14
Corvus mimowolnie trochę się zawstydzał przy jakichkolwiek komplementach, więc kiedy Sylvia mu je rzucała, zaraz na policzkach przybywało trochę różu. Niemniej jednak nie było to aż tak ciężkie, jak jeszcze kilka lat temu, kiedy nie był w stanie w ogóle przyjąć żadnego komplementu. Zatem mimo swojej delikatnej dekoncentracji, nie zawalił ostatnich minut przygotowań i dzięki temu mógł wrócić do ukochanej z czystym sumieniem kilka minut później, gdy ta siedziała już przy stoliku i cierpliwie na niego czekała. Na samą myśl odnośnie tortilli espanoli z chorizo prawie mu ślinka pociekła, bo właśnie na coś takiego miał ochotę. Widać Garcia znała go momentami lepiej niż on sam siebie i teraz wychodziły tego efekty. Z wdzięczności Juarez cmoknął ukochaną w policzek, nie przejmując się tym, że ktoś mógł na nich patrzeć w tej chwili. Na to się jednak nie zapowiadało, gdyż wszyscy herosi byli zajęci swoimi sprawami i oczekiwali bogów, nie tanich sensacji generalskich. - Według tego, co mówili bogowie, możesz zobaczyć dwie wersje Afrodyty. Pierwsza to ta znana powszechnie, czyli każda osoba, która kocha jakąś kobietę miłością romantyczną, dostrzeże w Afrodycie wiele podobieństw do niej. A jeśli nikogo nie kocha w tym momencie, to wyidealizowaną kobietę. Taka wiesz... "w twoim typie" - wziął oddech. - I to tyczy się właśnie drugiej opcji też, kiedy heteroseksualna kobieta patrzy na nią. Dostrzega w niej ideał kobiety, dla której byłaby w stanie zmienić orientację. Tak w wielkim skrócie, bo wiesz jak to z nimi jest - rzucił nieco rozbawiony. - Stosowali takie kwieciste porównania, że większości nie zrozumiałem - Juarez podrapał się tylko po głowie z głupim uśmiechem, by zaraz przekręcił głowę w kierunku loży, przy której mieli zasiąść bogowie. Najpierw pojawiła się znana mu czwórka, na którą Corvus zareagował neutralnie z racji dość częstych kontaktów z nimi na przestrzeni ostatniego roku. Zaraz jednak walnął grzmot i to zwiastowało przybycie Magniego, który od razu wzbudził respekt w Juarezie tym wejściem. Nie żeby syn Melinoe lubił takie popisówki, ale tutaj trzeba było przyznać, że pasowało do sytuacji, a zarazem podkreślało status i potęgę boga, wszak był to jeden z ulubionych synów Thora. W dodatku jeden z tych, który dostąpił zaszczytu bycia bogiem. Zaraz jednak weszła Afrodyta i Corvus momentalnie poczuł ogromne napięcie seksualne. Feromony zadziałały od razu i przez kilka pierwszych chwil generał, jak i każdy inny heros, który dziś tu przybył, wgapiał się w boginię miłości, która dumnie wędrowała na swoje miejsce. Wzwód był w tym momencie jego najmniejszym problemem, gdyż im dłużej wpatrywał się w Afrodytę, tym zaczął dostrzegać coraz więcej podobieństw do Sylvii, która siedziała tuż obok. Syn Melinoe wbrew wszelkim kanonom kultury i dobrego wychowania, nachylił się w kierunku ucha Sylvii i delikatnie je podgryzł. - Pragnę cię - wyszeptał jej do ucha i tylko nie wykonanie żadnego ruchu ze strony ukochanej zablokowało Corvusa we wprowadzeniu tego planu w życie. Widział jednak te spojrzenie Garcii, które błagało wręcz o to, żeby to on zrobił pierwszy ruch i ją pocałował. Oboje jednak wiedzieli, że przy Afrodycie skończyło by się to seksem w miejscu publicznym, a inni zapewne poszliby ich przykładem i z imprezy zrobiłaby się orgia. Na szczęście Sylvia miała łeb na karku i jakoś się opamiętała, choć te dwuznaczne gesty w stylu oblizywania warg zdecydowanie nie pomagały. Nim przyszedł czas na jego przemówienie, zdołał na moment się opanować, co chyba było też zasługą Afrodyty, która najpewniej po tym ekstrawaganckim wejściu zmniejszyła poziom feromonów w powietrzu i tym samym pozwoliła reszcie jakoś funkcjonować. Niemniej jednak trochę to trwało, nim Juarez przestał myśleć o seksie z Sylvią i Afrodytą. W końcu podniósł się z siedzenia, wziął szklankę whisky w dłoń i sygnalizując DJ-owi przyciszenie muzyki, przeszedł kilkanaście kroków, chwycił mikrofon w wolną rękę i wyszedł na parkiet, by być dobrze widzianym dla wszystkich. - Witajcie, herosi - zaczął spokojnie, choć miał lekką tremę związaną z przemówieniem. - Dzisiejszy dzień jest szczególny, ponieważ zaszczyciło nas swoją obecnością nie czterech a ośmiu bogów - dodał. - Te przyjęcie zostało zorganizowane właśnie na ich cześć w podziękowaniu za to, że przybyli tu i co najważniejsze, dostarczyli nam Asgardzką Stal, dzięki czemu jesteśmy o krok bliżej pokonania syna Tartaru! - ten fragment Corvus powiedział już z pewną pasją w głosie. - Korzystając z okazji, chciałbym jeszcze raz podziękować tym, którzy udali się do samego jądra ciemności i zdobyli dla nas Mroczną Esencję. Dziś bawimy się, by uczcić przybycie bogów, ale by także uczcić pamięć poległych oraz raz jeszcze podziękować tym, którzy przeżyli tą podróż. Za bogów i bohaterów! - uniósł szklankę whisky do góry, sygnalizując toast, po czym wypił ją duszkiem. - Bawcie się do białego rana - zakończył i oddał mikrofon DJ-owi, po czym wrócił do swojego stolika, rzucając przy okazji przyjacielskie spojrzenia bogom. Usiadłszy na miejscu, odetchnął głęboko i odstawił szklankę. - Nienawidzę tego - przyznał szczerze, o czym Sylvia doskonale wiedziała. - Już pal licho te przemówienia, ale cały czas myślałem o tobie... - dodał już nieco ciszej, by herosi siedzący obok niczego nie usłyszeli. - Dobrze, że nauczyłem się tego na pamięć, bo byłoby krucho. Zwłaszcza, że od kilku minut nie mogę się skupić na nikim poza tobą i Afrodytą... - nie mógł przecież nie przyznać, że myśli również o bogini miłości. Tutaj nie miał żadnego wyboru, bo jej feromony działały cały czas i otępiały Corvusa, a im więcej podobieństwa między nią a Sylvią dostrzegał, tym bardziej miał na nie obie ochotę. Całe szczęście, że mu nie stanął podczas przemowy, to by był dopiero cyrk.
Marc Deverill
Re: Parkiet Nie 03 Paź 2021, 19:40
Deverill miał podły nastrój, który można było porównać do dziecka w dniu urodzin, kiedy dostaje potężny prezent i rozpakowuje go, a tam znajduje się coś, co go kompletnie nie interesuje. Miał ogromne oczekiwania względem dzisiejszego wieczoru z Olivią, sam nawet nie wiedział dlaczego aż tak się na to nastawił, a tu przy pierwszej możliwej okazji życie go spoliczkowało, podstawiło nogę, a później jeszcze kopnęło w dupę na poprawkę. Nie można się więc dziwić w żaden sposób jego reakcji, która była najmniej agresywną, jaka tylko mogła być. Atmosfera więc szybko się ostudziła, bo jego odpowiedź zdecydowanie nie spodobała się Olivii. Tak przynajmniej to interpretował, bo zamiast uśmiechnąć się i potraktować słowa "ty też" jako coś pozytywnego, ona od razu zmieniła temat, chcąc chyba uniknąć scysji między nimi. Udał się więc po krótkiej chwili na drinka, chcąc w jakikolwiek sposób podnieść się na duchu, co takie proste nie było, bo czuł się bardzo źle. Zazdrość zżerała go od środka i mało brakowało, by nie powiedział czegoś, za co potem mógłby mieć do siebie pretensje do końca życia. Wolał więc wziąć dupę w troki i pójść do baru, gdzie mógłby się upić i zapomnieć chociaż na ten jeden wieczór. Gale jednak nie dała za wygraną i powędrowała za nim, co było mu nie w smak. Ilekroć próbowała coś do niego zagaić, on zbywał ją albo udzielał tak krótkich odpowiedzi, że nawet Homer nie wyciągnąłby z tego żadnego opisu, a przecież potrafił rozpisywać się nad jednym przedmiotem na kilka stron. Kilka razy wzruszył też ramionami, bo tak naprawdę obojętne było mu teraz to, co mówi do niego Olivia. Nie miał ochoty na jej towarzystwo, bo przecież nie był jej towarzyszem dzisiaj. - Olivia, zaczekaj! - krzyknął, kiedy dziewczyna warknęła na niego i odeszła od baru, ale kiedy dostrzegł, że nie było z jej strony żadnej reakcji, nie zatrzymał jej. Zamiast tego uderzył nogą o bar, który lekko się zatrząsnął i przewrócił jej kieliszek po drinku. Deverill od razu zamówił kilka kolejek tequili i zaczął je pić raz za razem, czując jak żołądek domaga się też jakiejś strawy. Zanim ruszył po przekąski, nadszedł czas na przybycie bogów i na przemowę generała. Na synu Eris nic nie zrobiło wrażenia z wyjątkiem rzecz jasna Afrodyty, która oczarowała go i w mig rozkochała w sobie. Heros nawet uśmiechnął się rozmarzony, dostrzegając w bogini Olivię, tylko w wydaniu blond. Zaraz po tym przemówił Corvus, który ostudził atmosferę, co Deverill potraktował jako przepustkę do dalszego picia alkoholu. Czuł jednak cały czas napięcie seksualne, którego nie mógł rozładować i co jakiś czas zerkał to na Afrodytę, to na Olivię siedzącą z tym pajacem przy jednym stoliku. Marc westchnął ciężko i poprosił o kolejne szoty, ale też o jednego specjalnego drinka. Była to zwykła mieszanka, ale syn Eris poprosił o nalanie jej do kieliszka, z którego jeszcze kilkanaście minut temu Gale sama coś piła. Zaznaczył też, by broń boże go nie myć. Dostał więc to co chciał, na co barman trochę krzywo spojrzał, ale zaraz wrócił do obsługi gości. Półbóg spojrzał na szkło i dostrzegając delikatny ślad po jej pomadce, przekręcił kieliszek i przyłożył usta właśnie do tego miejsca, chcąc zasmakować nie tylko drinka, ale też niebezpośrednio jej ust. Poczuł jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele i dostaje ciarek. Teraz dałby wszystko, by ten ślad nie był tylko śladem, a jej wargami. Procenty szybko uderzyły mu do głowy, a przy tym ośmieliły go bardziej, dlatego po tej dłuższej przerwie zebrał się w sobie i ruszył w kierunku stołu, przy którym siedziała Olivia. Był jednak na tyle nieogarnięty, że szybko zgubił trop i kiedy zaczął mijać kolejnych gości, którzy tłumnie zbierali się wokół bogów, stracił koncentrację. Spojrzał na kobietę, która odziana w piękną suknię, zdawała się go przyciągać niczym magnes. Kiedy odwróciła się na moment, prezentując prawy profil swojej twarzy, Deverill dostrzegł, że to Olivia. Tylko dlaczego ona miała blond włosy? To mu jednak nie przeszkodziło, dlatego też podszedł do dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu, chcąc zaznaczyć swoją obecność i zwrócić jej uwagę. - Olivia, kiedy zdążyłaś się przefarbować i przebrać? - wydukał, ale zaraz jego źrenice się powiększyły, a powieki otworzyły szerzej. Marc pomylił Afrodytę z Olivią i właśnie to w tej chwili zrozumiał. Szybko więc cofnął rękę i przepraszającym tonem ukłonił się w kierunku bogini. - Najmocniej przepraszam! Pomyliłem cię z pewną dziewczyną... - powód przeprosin podał już nieco ciszej i jeśli Afrodyta w żaden sposób go nie skarciła, grzecznie wycofał się i wyminął kilkanaście osób, by znaleźć się na zewnątrz tego zbiegowiska wokół greckiej bogini. Schował twarz w dłoniach i westchnął lekko, po czym mając zamknięte oczy przeczesał swoje włosy, dumając nad swoim zachowaniem sprzed chwili. - Marc, coś ty odwalił... - nie prowadził jednak z nikim dialogu. Te słowa kierował do samego siebie.
Balthazar MacGrioghair
Re: Parkiet Pon 04 Paź 2021, 18:41
Im bliżej parkietu podchodzili tym mocniej aura Afrodyty na niego wpływała. Kiedy w końcu zobaczył boginię na parkiecie aż przystanął. Nawet tak doświadczony heros jak on nie był w stanie pohamować tego, co w nim wzbudzała. Pragnienie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Im dłużej na nią patrzył tym bardziej zaczynała mu przypominać Joanne. Potrzebował chwili żeby w końcu otrząsnąć się z jej uroku. Ścisnął nieco mocniej dłoń dziewczyny starając się wszystkie uczucia wywołane bliskością Afrodyty przelać w jej stronę. W końcu po co mu jakaś boska imitacja, jeśli ona była tuż obok niego? Wziął głęboki wdech po czym głośno wypuścił powietrze. Odwrócił się w stronę córki Heliosa patrząc na nią tymi stalowymi tęczówkami, w których mieniły się złote wyładowania. - Chyba pora utrzeć trochę nosa tej bogini, nie sądzisz? - uśmiechnął się wymownie wyciągając Joanne na parkiet pozostając plecami do Afrodyty. Ich pierwszy taniec był dość wolny, tym razem miał zamiar skorzystać ze swojej zwinności i pokazać, co naprawdę potrafi. Pociągnął dziewczynę do siebie przy okazji zmuszając do kilku obrotów by w końcu skończyła zamknięta na chwilę w jego ramionach przytulona plecami do jego klatki piersiowej. Ucałował ją w szyję, delikatnie przygryzając jej skórę by tym razem nie zostawić jej żadnych śladów. Na to jeszcze przyjdzie czas. Przesunął swoje dłonie na jej biodra zmuszając ją by dość uwodzicielsko nimi poruszała razem z nim. Przy okazji mogła poczuć, że bardzo cieszy się na jej widok. Nie można było powiedzieć by Joanne była naprawdę jedyną osobą w jego głowie. Oddziaływanie Afrodyty było zbyt silne, ale zdecydowanie spychał ją na tak dalekie czeluście swojej świadomości, że nie miała żadnych szans z kobietą, która teraz się o niego ocierała. To jej pragnął, to ją kochał, chociaż nie odważył się jeszcze tego powiedzieć, a bogini wyświadczyła mu tylko przysługę pomagając to zrozumieć.
Jin Kyoya
Re: Parkiet Wto 05 Paź 2021, 20:44
z baru
Jin miał nieco inne spojrzenie na sprawę z bogami, ale też nie zamierzał w żaden sposób deprymować Carli, bo przecież nie każdy musi mieć taką relację ze swoim rodzicem jak on ze swoim ojcem. Garrido była podekscytowana spotkaniem z mamą i wcale go to nie dziwiło, starał się też nie studzić w żaden sposób nastroju, by nie zostać źle odebranym. On jednak dość spokojnie podchodził do wszystkiego z tym wyjątkiem, że bardzo stresowało go przebywanie w obecności bogini miłości. Jeśli choć część tego co mówią inni się sprawdzi, to Jin będzie miał ogromny problem z hamowaniem swoich zapędów. Poza tym, jak to będzie wyglądać, kiedy będzie ślinić się na widok matki swojej partnerki? Dreszcz podniecenia przeszedł przez całe jego plecy, kiedy blondynka zaczęła zwracać się do niego tym kuszącym, typowym dla siebie tonem. Już nie mógł się doczekać tej "nagrody", którą przed chwilą zapowiedziała mu Carla, a jeszcze przecież nawet nie doszło do wejścia bogów. Kyoya przełknął głośno ślinę i uśmiechnął, kiedy partnerka cmoknęła go w usta. On myślał już tylko o tym, co będą robić później, dlatego gdyby Hiszpanka zarządziła wyjście, on na pewno by temu w żaden sposób nie oponował. Japończyk spojrzał na krzesło, na którym pojawił się Magni w dość widowiskowym stylu. Zaraz zaczęli pojawiać się następni, a wcześniej też zjawili się ci bogowie, co do których obecności Jin był już przyzwyczajony. Wszystko zmieniło się wraz z wejściem Afrodyty, która wyglądała obłędnie i natychmiast wywołała u niego szybsze bicie serca, a także... krępujący wzwód. Nie zdążył jednak w żaden sposób zachłysnąć się tym podnieceniem, gdyż zaraz poczuł na swoich ustach wargi ukochanej, która - jak widać - potrzebowała się wyszaleć tu i teraz. W dodatku Kyoya zainspirowany wejściem Afrodyty, zachęcił Carlę do tego, by ta usiadła na nim okrakiem i całowała go przez całe przemówienie Corvusa. Mogło być to nierozważne z racji krzeseł barowych, ale czym on miał się teraz przejmować? W tym momencie marzył tylko o tym, by ściągnąć z niej suknię i uprawiać z nią namiętny seks, choćby tu na blacie czy na wspomnianym wcześniej krześle. Nie w smak było mu przerwanie czułości, dlatego też spojrzał z urazą na Carlę, która odwróciła się od niego i zerkała w kierunku swojej matki, wokół której zaczęło się robić niezłe zbiegowisko. Nie zdążył w żaden sposób się zaprzeć i zaraz został zaciągnięty na parkiet domyślając się, że Carla chciała porozmawiać z matką. Tylko po co on był do tego? Kiedy stanął obok bogini miłości, z wrażenia aż otworzył usta i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Mimo uczuć, którymi darzył Carlę, w tym momencie był gotów rzucić ją w kąt, byleby tylko kochać się z jej matką. Smutne, ale prawdziwe i jednoznacznie definiujące poziom mocy bogini. Nie miał jednak odwagi, by to zrobić i po tym drugim szoku, wrócił na ziemię chociaż w części przypominając sobie, że przecież ubóstwia Garrido i byłoby to bardzo złe, gdyby tak cały czas myślał o jej matce. Rozbawiło go też w pewien sposób spojrzenie Hiszpanki, która wyglądała tak, jakby z trudem powstrzymywała się od włożenia mu ręki w spodnie. Znał to aż za dobrze. Asystował swojej partnerce, uśmiechając się szczerze w kierunku bogini. Chciał na niej zrobić dobre wrażenie, choć z drugiej strony, kto jest na tyle głąbowaty, żeby robić sobie wroga z boga? Zachowywał się więc względnie normalnie z wyłączeniem tego, że rozbierał Afrodytę i Carlę wzrokiem, nie mówiąc już o tym, że marzył teraz o seksie i z jedną i z drugą. Na raz. Prawdziwym szokiem jednak okazało się zaanonsowanie go, czego kompletnie się nie spodziewał. Kiedy został przedstawiony jako ukochany Carli, momentalnie jego policzki stały się czerwone, a samo spojrzenie wyrażało więcej zawstydzenia niż kiedykolwiek wcześniej. W głowie dudniło mu teraz to, co powiedziała Garrido i im dłużej o tym myślał, tym nabierał jeszcze bardziej buraczanego koloru na swojej twarzy. W największych snach nie spodziewał się tego, że akurat w taki sposób przedstawi go dziewczyna swojej matce. W dodatku bogini. - Już wiem, po kim Carla odziedziczyła urodę - odezwał się po chwili, żeby nie wyjść na totalnego wstydziocha. Kierowało nim jednak skrępowanie w tej chwili i mimo sprawienia komplementu Afrodycie, nie był w stanie się uspokoić. Nie dość, że podniecenie w nim narastało, to jeszcze narastała krępacja, której przecież jeszcze kilka sekund temu wcale nie było. - Jeśli chcecie porozmawiać na osobności, to ja mogę pójść do baru po drinki - zasugerował, co byłoby mu na rękę w tej sytuacji. Czuł się strasznie niepewnie, w dodatku coraz trudniej było mu radzić sobie z pożądaniem i mimowolnie przygryzał dolną wargę, myśląc o nagiej Carli oraz o jej matce bez tej sukni.
Olivia Gale
Re: Parkiet Sro 06 Paź 2021, 09:19
Olivia poczuła się zraniona, bo nie spodziewała się takiego zachowania po swoim przyjacielu. Nie względem niej, dlatego było to bardzo dziwne i niespodziewane. W końcu pękła odchodząc od niego nie przejmując się jego krzykami. Teraz już było za późno, mógł myśleć wcześniej co wyrabia. Kobieta była smutna i zła jednocześnie, więc wolała odejść i ochłonąć. Kto wie, może jutro uda im się normalnie porozmawiać, jednak dzisiaj na to w ogóle się nie zanosiło. Nie miała ochoty na towarzystwo miłego syna Idunn, bo przecież to nie z nim chciała w ten sposób spędzać czas. Wygoniła go najpierw po przekąski, które nieco w siebie wciskała, gdy już z nimi wrócił. Nie miała na nie ochoty, zresztą jak na wszystko, ale chciała być uprzejma dla mężczyzny, który nic jej nie zrobił. Żałowała tak naprawdę, że z nim przyszła, bo teraz opuszczenie imprezy będzie znacznie trudniejsze. Jej przemyślenia przerwało dopiero wejście bogów. Gale aż zadrżała z zaskoczenia, gdy piorun uderzył w krzesło tym samym zmuszając ją do powrotu do rzeczywistości. Spojrzała na pierwszego boga zasiadającego przy stole próbując zgadnąć który to z dwójki mężczyzn, którzy mieli zawitać. Dostrzegając jednak kolejnego boga, tym razem w smokingu a nie zbroi, zrozumiała, że dobrze ich sobie przypisała do imion. Jakby uderzenie pioruna nie było wystarczającym sygnałem, ale prawda jest taka, że Olivia nie zagłębiała się za bardzo w to całe bóstwo. Bardziej znała ich dzieci, aniżeli specyfikę samych boskich rodziców. Zaraz jej wzrok powędrował w stronę dwóch przepięknych kobiet, a brunetce aż zrobiło się gorąco. Akurat tego się domyśliła, że to wpływ Afrodyty, bogini miłości. Córka Ullra aż zerknęła w stronę baru, jednak z tej perspektywy, dostrzegła tylko plecy Marca, co było naprawdę frustrujące. Olivia zatrzymała więc spojrzenie na Afrodycie absolutnie ją uwielbiając. Tak jak nigdy o tym nie myślała, tak teraz z rozkoszą oddałaby się bogini by choć trochę skosztować jej aksamitnej skóry. Czując ruch obok zerknęła na swojego partnera, który również pożerał grecką boginię wzrokiem. Sama wróciła do patrzenia na nią i im dłużej to trwało, tym dłużej była pewna swych uczuć do Deverilla. Stało się jednak jeszcze coś, powoli docierało do niej, że dzisiejsze zachowanie obiektu jej uczuć może wynikać z zazdrości. W końcu stwierdziła, że pójdzie go o to po prostu zapytać, bo sytuacja robi się niezwykle frustrująca. Tym bardziej, kiedy ona, dość konserwatywna na swój sposób kobieta, pragnęła trójkąta miłosnego z Markiem i Afrodytą. Kiedy jednak ruszyła przez parkiet w stronę baru, aura bogini przyciągnęła ją do siebie niczym ćmę do światła. Przystanęła więc w wianuszku, który ją otaczał, by ponapawać się jej bliskością, jednak nie mając śmiałości, by cokolwiek do niej powiedzieć. Zaraz jednak przy niej znalazł się Marc i Nowozelandka aż zamrugała kilkukrotnie próbując przyswoić sytuację, która właśnie się działa. Deverill pomylił ją z Afrodytą? A skoro ona była boginią miłości i każdy mężczyzna widział w niej odbicie swojej ukochanej... Olivia aż otworzyła usta z zaskoczenia, gdy to zrozumiała, a w kącikach jej oczu zatańczyły łzy. Potrzebowała kilku sekund, by na jej twarzy pojawił się wielki, szczęśliwy uśmiech. Oczy delikatnie otarła, by nie zniszczyć makijażu i walcząc sama ze sobą odeszła od greckiej bogini, by znaleźć osobę, którą kochała. Gdy dostrzegła Marca, postarała się przyjąć neutralny wyraz twarzy, gdy do niego podeszła. Miała ochotę rzucić się na niego, ale chciała, by wreszcie mężczyzna był z nią szczery. - Stało się coś? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha - spytała spokojnie przyglądając mu się uważnie. Bogowie, jak ona go teraz pragnęła!
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet Sob 09 Paź 2021, 19:58
Afrodyta stojąc na środku parkietu co rusz odpychała od siebie natrętnych adoratorów. Nie żeby tego typu uwagi nie chciała i jej to nie schlebiało, ale to nie znaczyło, że zamierzała dać im tego, czego pragnęli. Nawet namiastki nie planowała nikomu dawać, więc nie byli jej potrzebni tuż przy niej. Mogli ją podziwiać z daleka. Jednych więc dosłownie odrzucała od siebie, inni mieli tak proste umysły, że kilku na raz potrafiła zmanipulować, by z daleka ją pożądali. Czekała na swoje dzieci, bo chciała je poznać, skoro miała okazję. Wiedziała, że jest znana z tego, że troszczy się o własnych potomków i nie zamierzała się tego wypierać. Kiedy w końcu zaczęły podchodzić do niej herosi i przedstawiać się jako jej dzieci, Afrodyta uśmiechała się łagodnie i wymieniała z nimi kilka zdań. Niektórzy chcieli tylko się przedstawić nie chcąc zajmować jej czasu, inni pomimo jej aury byli na tyle silni, by pomimo ślinienia się do niej powiedzieć, że to nie jest w porządku jak bogowie, w tym i ona ich traktuje. Co z tego, że się troszczy, skoro tego nie widać? Bogini było to nie w smak, jednak nie ukarała w żaden sposób swoich dzieci poniekąd rozumiejąc niektóre zarzuty. Oczywiście głośno tego nie przyzna nigdy, że zakaz Zeusa i Odyna działał wielu na nerwy i to nie tylko półbogom. Grecka piękność nie miała jednak niczego do powiedzenia w tej kwestii i już od kilkudziesięciu lat nawet nie próbowała tego zmienić. Po odgonieniu kolejnej fali adoratorów, wokół niej zaczęło tworzyć się luźniejsze kółko herosów chcących albo na nią po prostu popatrzeć albo chcąc do niej zagadać, ale nie mających do tego jaj. Widząc piękną kobietę (Carlę) zmierzającym pewnym krokiem w jej stronę, od razu wiedziała, że to jej córka. Uśmiechnęła się od razu do niej łącząc obozową piękność w personaliami. - Carla, moja droga. Cudownie dziś wyglądasz - Afrodyta wyczuwając pozytywne emocje córki, postanowiła zrobić jej swego rodzaju prezent biorąc ją w swoje ramiona na krótki moment, by ją uściskać. Tuż po tym odsunęła się na pół kroku stojąc w dostojnej pozie, choć pewnie przygarbiona i w rozkroku jak typowy patus nadal byłaby obiektem pożądania. Grecka bogini dopiero teraz zauważyła, że jej dziecko z kimś tu jeszcze podeszło. Przeniosła więc zaciekawione spojrzenie na Jina od razu zagłębiając się w jego emocje. Uśmiechnęła się lekko kącikiem ust szerzej, wyczuwając jego pożądanie, ale widziała też szczere uczucia względem jej córki. To ją można powiedzieć, że w jakiś sposób uspokoiło. Biedny powiem byłby, gdyby okazał się oszukiwać Carlę, choć ta jeśli była rozsądna, sama sprawdzała emocje partnera i wiedziała co jest szczere, a co nie. Skinęła tylko lekko głową na komplement Japończyka, by wrócić spojrzeniem do kobiety mu towarzyszącej. Zaraz jednak znowu zwrócił uwagę na siebie, co jak okazało się wcale nie przeszkadzało bogini. - Jakbyś mógł młodzieńcze. Czerwone wino dla mnie i mojej córki - odpowiedziała jednocześnie z pozoru troskliwym geście muskając jego policzek. Afrodyta nie była jednak bez skazy. Kochała swoje dzieci, ale kochała też pożądanie jej samej, więc wyczuwając pragnienia chłopaka zafundowała mu niemal natychmiastowy orgazm. Mężczyzna tak naprawdę doszedłby tu i teraz, gdyby dotyk trwał choćby ćwierć sekundy dłużej. Grecka piękność ponownie spojrzała na córkę, w końcu na niej się skupiając. Nie przejmowała się tym, że własnym narcystycznym posunięciem mogła sprawić, że chociaż Kyoya będzie jej teraz pożądał znacznie bardziej, to w ostatecznym rachunku Carla może stać się niewystarczająca. Skoro tak drobny dotyk jej matki wystarczał, to czy heros zadowoli się namiastką czy będzie wzdychać do teściowej? - Carla, jestem z ciebie dumna. Doskonale sobie radzisz, znalazłaś sobie przystojnego partnera. Żywię głęboką nadzieję, że przeżyjesz kolejne starcie z synem Tartara dziecko - cóż za ciekawy komplement! Tylko czy tego właśnie Hiszpanka oczekiwała? Usłyszenia, że matka liczy na to, że przeżyje? Niby to przejaw troski, ale ten pragmatyzm był powalający. Zaraz jednak jej uwaga została odciągnięta i już miała odpychać śmiałka (Marca), który ją dotknął, tak słysząc jego słowa uśmiechnęła się rozbawiona. Ten zdawał się też zrozumieć swój błąd zachowując się należycie. - Znajdź więc tą pewną dziewczynę - poradziła mu jeszcze na odchodne, dostrzegając zaraz niemal naprzeciw siebie zaskoczoną kobietę (Olivię), której emocje wyczuła w ułamku sekundy. Posłała jej więc lekki uśmiech, by znowu skupić się na swojej córce. Afrodyta była dość zagmatwaną kobietą, bo pragnęła uwagi dla siebie, ale jednocześnie zakochanym życzyła odnalezienie siebie wzajemnie i bycie w szczęśliwym, pełnym miłości związku. W końcu to wspaniałe uczucie. Bogini jednak była zachłanna, więc gdy tylko usłyszała tekst któregoś z herosów (Balthazara), spojrzała zła w tamtym kierunku. Obserwowała przez chwilę sporego herosa, który walczył we własnej głowie z pragnieniami. Ten tekst jednak w połączeniu ze zwróceniem się do niej plecami był zwyczajnie zniewagą. Balthazar nie musiał więc długo czekać na reakcję bogini, która potrafiła z miłością zrobić wszystko. Skoro jej dzieci potrafiły zmienić obiekt uczuć, to co sama ich matka potrafi? Joanne, chociaż w całej sytuacji była niewinna, zniknęła z myśli półboga. Całe uczucie jakim darzył blondynkę zniknęło. Mało tego, heros zmuszony przez własne ciało odwrócił się w stronę Afrodyty nie potrafiąc za żadne skarby oderwać od niej wzroku. W jego głowie była tylko grecka bogini i poza potrzebami seksualnymi, które zdecydowanie się nasiliły, pragnął jeszcze dogodzić jej tylko tak, jak potrafił. Bogini miłości natomiast nie zamierzała obdarzyć go pojedynczym spojrzeniem wiedząc, że będzie przy tym cierpiał tak, jak cierpi ktoś odrzucony przez miłość swojego życia. I po co mu była ta zniewaga?
Kolejność odpisywania dowolna.
Joanne Collins
Re: Parkiet Nie 10 Paź 2021, 20:29
Joanne ani trochę nie protestowała, gdy Balthazar postanowił zaciągnąć ją na parkiet. Nie tylko działanie Afrodyty o tym przesądziło, ale również sam fakt, że Joanne była zwolenniczką wszelkich obozowych imprez, więc tańce były obowiązkowym ich elementem do odhaczenia. Prócz tego wiązała z tańcem bardzo miłe wspomnienia, które dzieliła z Balthazarem. W ułamek sekundy przypomniała sobie o ich wypadzie nad jezioro, co także idealnie współgrało z aurą jaką roztaczała wokół siebie bogini miłości. Szła żwawym krokiem, trzymając syna Thora pod ręką, jednak jej wzrok był nieustannie utkwiony w pięknej sylwetce Afrodyty, która ściągała na siebie uwagę chyba każdego herosa w pobliżu. Przez moment nawet nie zwracała uwagi, czy Balthazar również uległ temu urokowi. Choć było to oczywiste i pewnie nieuniknione i tak w pewnym momencie było w stanie wzbudzić w blondynce zazdrość. Dopiero gdy syn Thora się odezwał, Joanne wróciła myślami na ziemię i uśmiechnęła się uroczo, zachwycona tym jak bardzo starał się oprzeć tej silnej aurze. Zerknęła jeszcze raz w kierunku bogini i dopiero wtedy zauważyła swojego przyrodniego brata- Jina, który przyszedł jako towarzysz Carli. - Odważny jesteś.- przyznała zdumiona i wyraźnie zadowolona z postawy, jaką postanowił przyjąć Balthazar. To, że potrafił w tym momencie się wciąż na niej skupić było chyba najlepszym komplementem, jaki mogła otrzymać w tej chwili każda półbogini od swojego partnera. Nawet gdy stała tyłem do niego kołysząc się na boki w rytm muzyki, wciąż czuła zapach jego cudownych perfum, które tak uwielbiała. Przymknęła oczy i uśmiechała się pod nosem, ciesząc się bliskością Balthazara. Jej ciało reagowało równie żywiołowo, a obecność Afrodyty jedynie potęgowało pożądanie, które się w niej wzmagało. Była o krok od tego, by jednak zaproponować synowi Thora ucieczkę z imprezy, by spędzić ten wieczór w bardziej upojny sposób, ale nim się odezwała, jego dłonie opuściły jej biodra, a usta przestały całować jej szyję. Obróciła się przodem do Balthazara z myślą o tym, by objąć jego szyję rękami i kontynuować ich zmysłowy taniec, ale jej to uniemożliwiono. Co więcej, Bathazar obrócił się do niej plecami i wpatrywał się w Afrodytę. - Balt.. co jest?- odezwała się wyraźnie skonsternowana i pociągnęła go za ramię, by zwrócić z powrotem jego uwagę ku sobie. Potem wychyliła się zza jego szerokich ramion, by zorientować się co się w ogóle dzieje. Zauważyła, że Afrodyta również mu się przygląda, co było jeszcze dziwniejsze, ponieważ jak dotąd zdawała się odsyłać poprzednich adoratorów.- Balthazar, ogarnij się.- poleciła stanowczo, jeszcze raz pociągając go za ramię, jakby próbowała wybudzić go z transu. Z jej perspektywy wyglądało, jakby właśnie w jakiś wpadł. Omiotła swym zdezorientowanym i jednocześnie oburzonym spojrzeniem kolejno Afrodytę, Carlę, a na koniec Jina, o ile jeszcze tam stał. W przypadku brata ten wzrok nabrał również nieco desperackiego charakteru, jakby szukała u niego jakiegoś wsparcia w tej dziwnej sytuacji.
Sylvia García
Re: Parkiet Nie 10 Paź 2021, 20:50
Sylvia z zainteresowaniem słuchała wyjaśnień ukochanego, który nieco więcej wiedział o tym jak to może funkcjonować. Do tej pory bogowie, w tym Afrodyta w ogóle jej nie obchodzili. Dopiero teraz była tego ciekawa wiedząc, że będzie to miało na nią jakiś wpływ. W pierwszej chwili, gdy usłyszała o imprezie nawet przez moment zastanawiała się czy jej ojciec się tutaj zjawi. Szybko odrzuciła tę myśl i jak widać słusznie, bo mogłaby się zawieść słysząc nieco później o tych, którzy mieli tutaj przybyć. Kobieta zastanowiła się chwilę nad słowami mężczyzny w zamyśleniu potakując lekko głową. - Ma to jakiś sens, ciekawe jak to wyjdzie w praktyce. Myślisz, że będą zadymy? - czy to w kontekście samej bogini miłości czy ogólnie bogów, którym ktoś chętnie nawtykałby kilka nieprzyjemnych słów. A to jak wiadomo z kruchym ego bywa, może to zostać źle odebrane i skończy się wybiciem połowy obozu na pstryknięcie Magniego na przykład. Zerknęła tylko na moment na popisówkę Magniego zastanawiając się jak dzieci Thora zareagują na swojego boskiego brata. Nie sądziła, by ktoś tu liczył na braterską więź, raczej na wyrównanie rachunków i ból dupy o to, że jest się tylko półbogiem w porównaniu do ich brata. Afrodyta jednak sprawiła, że Garcia zapomniała o bożym świecie. Skakała spojrzeniem od niej do ukochanego i z powrotem nie wiedząc kogo w tym momencie pragnie bardziej. Trzymała się resztkami sił, by nie rzucić się na Corvusa albo chociaż go nie pomiziać po nodze, co skończyłoby się dokładnie tak samo - seksem tu i teraz. Przygryzła więc dolną wargę licząc na to, że to ją ocuci. - Kochanie... - szepnęła tylko drżącym głosem w odpowiedzi błagając go spojrzeniem, by ją pocałował. By pieprzyli dobre wychowanie i kulturę i zaczęli się kochać choćby na tym stole, a jak starczy im sił i samozaparcia to nawet w domu. Nie zbliżyła się jednak do generała walcząc o to resztkami sił, gdy ten wreszcie wstał i oddalił się nieco, by dać krótkie przemówienie. Sylvia słuchała go dość uważnie, ale jej spojrzenie uciekało co kilka chwil do Afrodyty i im dłużej na nią patrzyła, w tym większym szoku była kogo jej przypomina. Wiadomo, że to miała być wyidealizowana kobieta, ale nie sądziła, że odbicie bogini będzie jej przypominało w wielu aspektach... Vivianę. Upiła nieco ze swojej szklanki tego, co miała (co okazało się być wodą) na znak toastu, a w międzyczasie na ich miejscach pojawiły się wreszcie zamówione posiłki. - Szczerze mówiąc nie miałabym nic przeciwko takiemu trójkątowi - odparła cicho po hiszpańsku w dodatku, by mogli nieco swobodniej rozmawiać, choć ten język akurat był dość popularny w tym miejscu. - Afrodyta... - zerknęła na kobietę raz jeszcze, by się upewnić i wróciła do Corvusa spojrzeniem. - Przypomina mi nieco Gavirię. Taką podrasowaną, z lepszym ciałem, większymi oczami, kręconymi włosami. Zawsze wiedziałam, że kręcą mnie latynoski, ale nie wiedziałam, że Viviana jest tak bardzo w moim typie - podzieliła się spostrzeżeniami, co może było dziwne, ale przecież mężczyzna wiedział, że to, iż Kolumbijka fizycznie mogła ją pociągać, wcale niczego między nimi nie zmieniało. Nie zamierzała go zostawiać dla dużo starszej i heteroseksualnej kobiety. Chciała być po prostu szczera, co z nią było dość normalne, a przy ciągle odczuwanym pociągu to już w ogóle. Zresztą to nie ona zaczęła z tym pożądaniem kogoś innego!
Balthazar MacGrioghair
Re: Parkiet Wto 12 Paź 2021, 14:08
Po raz pierwszy w swoim życiu był chyba chociaż trochę wdzięczny jakiemuś bóstwu. Aura, którą roztaczała wokół siebie Afrodyta zdecydowanie działała na jego korzyść. Uwielbiał to, jak Joanne z nim tańczyła, jak ocierała się o niego. Wiedział, gdzie to prowadzi i jeśli dobrze pójdzie za kilkanaście minut pewnie opuszczą imprezę nie za jego namową, a jej. Wątpił by potrafiła trzymać ręce przy sobie dłużej niż te kilkanaście minut i cholernie go to kręciło. On natomiast nie miał żadnego problemu z tym by jego dłonie zaczynały błądzić po jej ciele nie pozostając tylko na biodrach. Nie było to obmacywanie, a raczej delikatna zachęta do szybszego opuszczenia imprezy. Nie ukrywał tego, że takie spotkania to zupełnie nie jego bajka, ale był się w stanie dla niej trochę przemęczyć i chociaż próbować dobrze bawić. W końcu aż tak wiele go to nie kosztowało, a przynajmniej tak mu się wydawało do czasu... Nie miał pojęcia, co się z nim działo. Co za impuls nakazał mu zaprzestania igraszek z córką Heliosa. Jednak gdy patrząc na nią nie czuł już tego przyjemnego uczucia w klatce piersiowej nie było trudno domyślić się, kto za tym stał. Była tutaj tylko jedna osoba, która odważyłaby się zaryzykować jego gniew o tego typu mocy. Nie miał panowania nad swoim ciałem. Musiał się obrócić w stronę Afrodyty nagle darząc ją jeszcze większym uczuciem niż Joanne. Jej moc nakazywał mu zrobić dla niej wszystko. Całować stopy, jeśli to ją zadowoli. Nawet bogini jednak mogła zapanować tylko nad miłością. Nie miała wpływu na całą resztę uczuć, które momentalnie się w nim obudziły. Od lat już nienawidził swojego ojca, wszystkich bogów darząc właściwie takim samym, pogardliwym uczuciem. Nie miał z nimi żadnych pozytywnych wspomnień. Po tym, co zrobiła Afrodyta ta nienawiść została zwielokrotniona po tysiąckroć. Nienawidził jej każdą komórką swojego ciała. To, co mu zrobiła było niewybaczalne. Można było zrobić wiele, ale odebrać mu miłość do dziewczyny z którą w końcu miał szansę? To było przekroczenie pewnej linii. Wzbudziła w nim gniew oraz agresję godną jego ojca. Po całym jego ciele przemknęły potężne wyładowania. Dawny Balthazar pewnie po prostu by ją zaatakował. Teraźniejszy Balthazar też by to zrobił, jednak jej moce skutecznie mu to uniemożliwiały. Nie mógłby zranić kogoś, kogo tak mocno kocha. Był rozdarty pomiędzy miłością, a nienawiścią. To jasne, że chciała go ukarać. Nakazywała mu cierpieć kiedy ukochana osoba nawet na niego nie spojrzy. Nie mogła wiedzieć, że syn Thora miał już w tej dziedzinie doświadczenie. Przeżywał to od lat u boku Iris. Toczyła się w nim walka o dominację pomiędzy miłością wzbudzoną mocą Afrodyty, a jego własnymi uczuciami gniewu oraz nienawiści. - Nie mogę. - syknął wściekle gdy Jo szarpała go za ramię akurat kiedy chwilowo negatywne uczucia wzięły górę. Afrodyta mogła zabrać uczucie miłości, ale nie mogła zabrać wszystkich wspomnień, które już razem stworzyli. To czyniło to wszystko jeszcze bardziej bolesnym, ale pozwalało mu zachować chociaż resztki jakiejś świadomości. Czy chciał tego, czy nie, odszedł od córki Heliosa by zbliżyć się do Afrodyty. Wiedziony jej urokiem, czy nie, nie miało to znaczenia. W jednej sekundzie miał ochotę się z nią kochać, w drugiej po prostu ją rozszarpać. Zanim stracił rozum zrobił coś, czego jeszcze nigdy nie zrobił. - Przepraszam. - powiedział przez zaciśnięte zęby mierząc ją wzrokiem który raz po raz przechodził od uwielbienia po nienawiść - Potrzebuję z powrotem tego, co zabrałaś... - ciężko było to nazwać prośbą, ale to najlepsze na co było go stać w obecnej sytuacji. Przynajmniej dzięki jej mocy brzmiało to dość miękko. Im bliżej bogini się znajdował tym bardziej miał ochotę tylko paść do jej stóp by okazać jej swoje uwielbienie i tylko te wszystkie dobrze pielęgnowane negatywne emocje nie pozwoliły mu tego zrobić. Nigdy nie uklęknie przed którymś z bogów.
Corvus Juarez
Re: Parkiet Wto 12 Paź 2021, 21:09
Corvus zbyt dobrze znał obozowiczów, by spodziewać się spokojnej atmosfery. Nie bał się jednak o bezpieczeństwo czy jakąś burdę, bo tak jak szybko znalazłby się zadymiarz, tak szybko zostałby sprowadzony na ziemię, było tu wszak mnóstwo herosów, którym nie na rękę było zamieszanie, a którzy chcieli w spokoju się pobawić czy porozmawiać z bogami. Juarez wiedział jednak, że prędzej czy później coś musi się wydarzyć, bo przecież idiotów tu nie brakowało, którzy tylko szukają guza. Najważniejsze było to, by nie podjudzać bogów ani też tych groźniejszych herosów, których z założenia ciężej było powstrzymać. - Myślę, że Afrodyta nie pozwoli na to, by ktoś się o nią pobił - uspokoił ukochaną. - Z drugiej strony, nie znam jej i równie dobrze mogę się mylić - wzruszył ramionami, ale naprawdę liczył na to, że nie będzie tutaj scen zazdrości, bo jak to tak wszyscy mieszkańcy obozu zazdrośni o jedną kobietę? Przepis na Armagedon. Juarez po powrocie z krótkiego przemówienia nie pamiętał już o tym, że był głodny. Przynajmniej nie w tym sensie, bo w tym momencie był głodny zbliżeń seksualnych z Sylvią i Afrodytą, co było po nim widać aż zanadto. Nikt jednak nie skupiał się na nim, gdyż czar bogini miłości działał bezwarunkowo na wszystkich, dlatego też można by powiedzieć, że Corvus zachowywał się normalnie jak na obecne standardy. Nie potrafił ukryć swoich pragnień, dlatego też nieco bezrefleksyjnie rzucił o tym, że z chęcią przerżnąłby i Sylvię i Afrodytę. Nie zaskoczyła go też jej odpowiedź, bo przecież doskonale pamiętał, że Garcia jest biseksualna i poza mężczyznami gustuje również w kobietach. Zresztą, nawet gdyby nie gustowała, to przy Afrodycie i tak by szybko zmieniła zdanie. Takie były już zasady tego uroku, który bogini cały czas roztaczała. - Może się zgodzi... - rzucił niby dla żartu, ale przez moment nawet się chwilę zastanawiał. Zaraz jednak na jego twarz wstąpił niekontrolowany rumieniec, bo akurat tego typu teksty nie były do niego w ogóle podobne. Inną sprawą było, że obraz seksu w trójkącie z tymi dwoma pięknościami skutecznie przesłaniał mu odpowiedni osąd sytuacji. Nie mówiąc już o tym, że ledwo powstrzymywał się od tego, by nie zacząć się dobierać do ukochanej. Rękę na jej udzie jednak trzymał i zdawało się, że instynktownie wędrowała ona coraz wyżej. Uniósł lekko brwi zdziwiony, kiedy Sylvia powiedziała mu, że dostrzegła w Afrodycie odrobinę Viviany. Hiszpan był mniej więcej świadom gustu swojej ukochanej, która nader często zwracała uwagę na Latynoski w serialach, które oglądali, komplementując je wymownym "przeleciałabym ją". Nie spodziewał się jednak, że Gaviria aż tak będzie się jej podobać, iż zobaczy jej odbicie w bogini miłości. Zastanowił się jednak chwilę i od razu przyznał jej rację, bo córka Hodra była piękną kobietą i tak naprawdę, była też w jego typie. Ostatecznie więc przestał się dziwić, dlaczego to akurat Kolumbijka była tym "ideałem" dla Sylvii. - Trochę mnie tym zaskoczyłaś - przyznał. - Ale fakt, Viviana jest gorąca i jakby się nad tym zastanowić, to zupełnie nie jest dziwne - dodał z małym uśmiechem, a w jego głowie (a jakże) pojawiła się tym razem wizja czworokąta z Sylvią, Afrodytą i Vivianą. Przygryzł nerwowo wargę i poczuł, jak serce zabiło mu szybciej, a w spodniach zaczęło się robić odrobinę ciasnawo. - To jest naprawdę dziwne uczucie - rzucił nagle. - Próbuję o tym nie myśleć, ale po prostu nie mogę. Cały czas myślę o tobie, Afrodycie... - zaciął się na moment. - ... i Vivianie - przyznał z nutką zakłopotania w głosie, jednocześnie przesuwając swoją dłoń na jej brzuch. Mało brakowało, by z tego całego podniecenia nie chwycił piersi Sylvii przez materiał jej sukni, ale w porę się opamiętał. - Gorąco mi - znów przygryzł wargę, patrząc na córkę Hefajstosa z takim pożądaniem, z jakim patrzył na nią zawsze wtedy, kiedy odbywali najlepszy seks jaki tylko może się zdarzyć. To już chyba postanowione, że wymkną się wcześniej i spożytkują tę energię w swojej sypialni... o ile w ogóle będą mieli siły, by tam dotrzeć.
Marc Deverill
Re: Parkiet Wto 12 Paź 2021, 21:49
Dla Marca wszystko zadziało się zdecydowanie zbyt szybko. Najpierw dostał plaskacza od własnych oczekiwań, kiedy to okazało się, że kobieta jego snów przyszła na ceremonię z kimś innym, później się pokłócili, następnie wypił trochę za dużo i nagle znalazł się obok Afrodyty, którą pomylił z Olivią. A wszystko to na przestrzeni kilkudziesięciu minut, które zdawały się być chyba najintensywniejsze w jego życiu. Nawet misje, od których czasem zależało życie nie były tak dynamiczne jak to, co zadziało się podczas tej imprezy. Przez swój stan nie przyswoił tego, że prawdopodobnie skompromitował się w oczach samej Afrodyty i tym samym dał świetne świadectwo o samym sobie. Zaraz jednak na jego twarz wstąpiło zaskoczenie, które przemieszało się z pożądaniem, kiedy to bogini z greckiego panteonu zwróciła się w jego stronę. Wprawdzie zamierzał się zastosować do jej sugestii, ale wpierw chciał się oddalić od Afrodyty, by nieco ochłonąć, o ile w ogóle było to możliwe. Obrócił się więc na pięcie i przeszedł może dwa kroki, patrząc w dół nieuważnie. Mało brakowało i wpadłby na Olivię, która stała tuż przed nim, o czym dotąd syn Eris nie wiedział. Marc złapał się za głowę i spojrzał na Gale z głupkowatym uśmiechem, który szybko zamienił się znów w zmęczenie zmieszane z pożądaniem. - Olivia? - głupszego pytania nie mógł chyba teraz zadać. - Skompromitowałem się przed Afrodytą - przyznał cicho, nie będąc w ogóle dumnym z tego, co przed chwilą zaszło. Zaraz jednak zapomniał o całym zmęczeniu i tej niewygodnej sytuacji sprzed chwili, gdy tylko przez moment popatrzył na swoją przyjaciółkę. Znów wezbrało w nim pragnienie kontaktu z nią, którego tym razem w żaden sposób nie potrafił ukryć. Pożerał ją wręcz swoim spojrzeniem, przygryzał delikatnie dolną wargę, czując jak się nakręca na jej widok i tylko ostatki przyzwoitości powstrzymywały go przed tym, by nie rzucić się na nią. Pragnął jej jednak całym sobą i jeśli ktokolwiek mu się teraz chociaż na moment przyjrzał, od razu mógł dostrzec te pełne miłości spojrzenie, którym obdarowywał właśnie córkę Ullra. Uniósł dłoń i skierował ją za siebie, by pomasować się po karku. - Olivia, ja przepraszam... nie powinienem się tak zachowywać - wydukał cicho. - Wzbraniałem się przed tym długo, ale... - spojrzał niepewnie na przyjaciółkę. - jestem zazdrosny. O ciebie - przyznał już nieco głośniej, ale dalej bez przekonania w głosie, bo co by nie mówić, ta sytuacja go trochę zawstydzała. Poza tym, że uczucia do niej przesłaniały mu zdrowy rozsądek, to jeszcze czuł obrzydzenie do samego siebie z racji zachowania, którego nie powstydziłaby się jego matka. A to była dla niego ogromna obelga, choć jakby spojrzeć na to nieco inaczej, to niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy nie zachował się nieodpowiednio do sytuacji. - Usiądziemy gdzieś? - zaproponował, bo dość miał już tej samotności dzisiaj. Tym bardziej, że od dobrych kilku chwil nie mógł oderwać od niej wzroku i poza widoczną gołym okiem miłością, roztaczał też aurę pożądania, której coraz ciężej było mu się przeciwstawiać. Pragnął jej równie mocno, jak ona jego!
Carla Garrido
Re: Parkiet Nie 17 Paź 2021, 18:59
Carla zwyczajnie potrzebowała wpicia się w usta Japończyka próbując chociaż trochę rozładować napięcie seksualne, które urosło do monstrualnych rozmiarów. Jin jak widać z tego podniecenia też o kilku aspektach zapomniał, więc gdy zasugerował jej by na niego siadła, blondynka zbliżyła się do krzesła dociskając swoje ciało do jego. Z racji dopasowanej sukienki nie było mowy o tym, by tak na niego siadła, jak on chciał. Było to jednak na swój sposób dobre, bo Garrido nie była pewna czy mając bezpośrednio pod sobą jego penisa, nie zabrałaby się za jego rozporek w trzy sekundy sprawiając, że wszedłby w nią tu i teraz. Widziała niezadowolenie mężczyzny, kiedy zakończyła pocałunek i zerknęła w stronę własnej matki. Kyoya mógł być pewny, że wynagrodzi mu to czekanie. Obiecała mu to przed całym zajściem z bogami, więc jeśli wtedy nie był pewny, to teraz mógłby być po tysiąckroć. Może nierozważne było zabieranie Jina tuż pod nos matki, ale Carla wierzyła w swojego chłopaka i nie sądziła, by ten rzucił się na Afrodytę, chociaż pewnie o tym marzył. Dziwna była myśl o tym, że jej ukochany pragnął jej matki i przy okazji nieco jej nie w smak, ale cały czas sobie powtarzała, że mężczyzna nie ma na to najmniejszego wpływu. Tak jak herosi, na której stosowała czaromowę tylko razy milion. Na całe szczęście o tym, że sama Hiszpanka nie pożądała matki, bo to dopiero byłaby pojebana sytuacja. Garrido z uśmiechem przyjęła komplement matki, by potem również ją objąć. Takiego powitania się nie spodziewała, ale z drugiej strony cieszyła się, że Afrodyta miała naprawdę w sobie na tyle ciepła, ile mówiono że ma dla własnych dzieci. Może nie kłamali? Nie żeby Carla rozpaczała za kontaktem z matką, ale pewnie gdyby miały normalną relację, to nie miałaby pretensji o to. Niby większość rozumiała, że to od Zeusa i Odyna zależał zakaz kontaktu, ale wielu miało właśnie żal do swoich boskich rodziców. Carla raczej do tych osób nie należała, choć może z racji umiejętności matki miała w krew wpisaną jakąś tam miłość i ciepłe uczucia w stronę bogini? Uśmiechnęła się jednym kącikiem dostrzegając zawstydzenie ukochanego. Nie żeby celowo doprowadzała go do takiego stanu, ale z drugiej strony było to coś, czego się spodziewała. Przedstawiała go w końcu bogini i chyba pierwszy raz głośno nazwała go ukochanym. To mogło być zaskakujące. Uśmiechnęła się zaraz nieco szerzej, gdy ten skomplementował zarówno ją, jak i jej matkę. Sprytne. Carla zerknęła na ukochanego, który wyszedł z propozycją oddalenia się, co wcale jej nie dziwiło. Jego pożądanie było widoczne gołą ręką, chociaż starała się nie myśleć o tym, że w tych wizjach króluje jej własna matka. Nim jednak coś powiedziała, Afrodyta uprzedziła ją robiąc przy tym coś zaskakującego. Dla blondynki nie było nic złego w dotyku bogini oraz słowach, dlatego też uśmiechnęła się lekko wiedząc, że Jin protestować nie będzie. Pozwoliła więc mu odejść po zamówiony alkohol nie mając pojęcia, że jej matka zachowała się właśnie jak ostatnia suka. Hiszpanka jednak rozumiała, że matka przypomina jej z wyglądu nieco ją samą i zastanawiała się czy to robota Afrodyty czy zwyczajnie jest bardziej narcystyczna niż jej się wydawało i uważa siebie niemal za ideał kobiety. Niemal, bo jednak ta wersja przed nią miała poprawione niektóre aspekty w wyglądzie. Zaraz jednak Garrido zrobiła wielkie oczy, bo zdecydowanie nie spodziewała się takiej wypowiedzi. Co prawda przemawiała przez to troska, ale jednocześnie zadziwiała lekkość z jaką mówiła o możliwej śmierci własnego dziecka. Z drugiej strony czy to dziwiło? W końcu żyła setki lat i tyle samo miała dzieci. Straciła już dziesiątki, jak nie setki własnych potomków. - Em, też mam taką nadzieję - wydukała wciąż zaskoczona tą szczerością. Zaraz jednak zaczęło się dziać coś ciekawego, bo przecież od razu wyczuła, że to, co robił MacGrioghair to robota jej matki. Tym bardziej, kiedy Joanne nie była w stanie do niego przemówić. Niewiele później heros podszedł i zaczął przepraszać, co było dla niej jeszcze większym zaskoczeniem. Kiedy on zdołał nacisnąć na odcisk jej matce, skoro ta rozmawiała z nią i Jinem cały czas? No i synem Eris przez sekundę, co było dość zabawne. A więc kochał Olivię. W sumie jakby się tak nad tym zastanowić, było to dość oczywiste. I miała wrażenie, że uczucie działa w dwie strony.
Sylvia García
Re: Parkiet Pon 18 Paź 2021, 20:29
- Zobaczymy więc jak to będzie - mruknęła nieco rozbawiona wskazując ruchem głowy na Afrodytę, która miała najwyraźniej jakiś problem do Balthazara. Przynajmniej tak to wyglądało i nagłe zwrócenie się mężczyzny zdawało się tylko to potwierdzać. Tylko co syn Thora mógłby zrobić? Może i nie pałał wielką miłością do bogów, ale nie sądziła, by celowo podjudzał boginie miłości. A może się myliła? Zerknęła na Joanne, która zdawała się być razem z herosem i która nie rozumiała chyba co właśnie się wydarzyło. Było to na swój sposób interesujące, chociaż może Afrodyta po prostu pragnęła uwagi wszystkich bez wyjątku? Spojrzała na Corvusa, który mimo ubóstwiania greckiej piękności, jednak pamiętał o istnieniu swojej ukochanej. Była ciekawa zresztą, jak to on skomentuje. Nawiązywała rzecz jasna do ich rozmowy sprzed chwili, kiedy Juarez był niemal pewny, że Afrodyta nie będzie prowokować półbogów. Chociaż może tu półbóg sprowokował Afrodytę? Nie wiadomo. Uśmiechnęła się rozbawiona, gdy oblał generała rumieniec wiedząc doskonale z czego on wynika. Ona przez sekundę też zastanowiła się czy ładniejsza wersja Viviany przyjęłaby propozycję zabaw łóżkowych z ich dwójką. Czuła, jak dłoń ukochanego stopniowo przesuwa się w górę jej uda, ale nie oponowała, bo ona dokładnie tak jak i on pragnęła seksu. resztki zdrowego rozsądku powstrzymywały ją przed zachłannym pocałunkiem, który jej zdaniem w tej sytuacji mógłby się skończyć tylko w jeden sposób - seksem na tym stole. - Gustuję w latynoskach - potwierdziła, by zaraz uśmiechnąć się szerzej - Chociaż teraz powinnam powiedzieć, że tak naprawdę to w jednym Hiszpanie z latynoską urodą - czy to mężczyzna, czy to kobieta, jak widać ten typ urody działał bardzo na Sylvię. Wcześniejsza jej partnerka też przecież miała ten typ urody, więc w sumie można było się spodziewać, że Viviana będzie w jej typie, skoro była powszechnie uważana za atrakcyjną kobietę. Chyba Meksykanka po prostu nie spodziewała się, że aż tak bardzo będzie w jej typie. Zaraz jednak skupiła się na nowo na ukochanym, gdy ten znowu zaczął mówić. Uniosła jedną brew, gdy do jego wizji doszła Gaviria, ale chyba sama była sobie winna w tej kwestii. Przysunęła się nieco ze swoim krzesłem do tego jego tworząc prowizoryczną ławeczkę z połączenia ich siedzisk. - Kochanie... - mruknęła widząc jego pożądanie, a jej własne wcale nie było mniejsze. - Jeżeli teraz ciebie pocałuję, to już mnie nie zatrzymasz - szepnęła i nie wiadomo czy miało to być ostrzeżenie czy raczej zachęta. Zerknęła nawet w stronę Afrodyty prosząc ją w duchu, by nieco spuściła atmosferę, a jednocześnie myśląc o tym jakby ją przeleciała. Było to na swój sposób irytujące i frustrujące. Westchnęła nawet wracając spojrzeniem do Corvusa oraz głaszcząc go po udzie jedną dłonią. Naprawdę ją świerzbiło, by zabrać się za jego pasek, a następnie rozporek.
Olivia Gale
Re: Parkiet Wto 19 Paź 2021, 18:41
Olivia czuła się tak, jakby zyskała nową radość w życiu, jakby w ogóle ktoś jej to życie oddał, bo odkąd zdała sobie sprawę z uczuć do Marca, wszystko było bardziej drażniące i nieciekawe. A gdy ten wyparł się uczuć w szpitalu, to już w ogóle straciła chęć na wiele rzeczy i tylko wewnętrzna siła zmuszała ją do tego, by jak zawsze udawać przed nim, że wszystko jest okej i oczywiście, jest tylko jej przyjacielem. To zdawało się zmienić podczas tej imprezy. Tak się przynajmniej zapowiadało, a Gale zyskała nadzieję na lepsze jutro. - No a niby kto? - spytała rozbawiona wiedząc przecież doskonale z czego wynika ta konsternacja. Przed chwilą też miał wrażenie, że ją widział, a jednak pomylił się w osądzie. - Ty też postanowiłeś zaprosić ją jak co poniektórzy do łóżka? - spytała z udawanym zaskoczeniem próbując wymusić w jakiś sposób na nim szczerość i ruch. Ona na pewno nie zamierzała go informować póki co o tym, że widziała całą sytuację. Nie zamierzała mu niczego ułatwiać, skoro tygodnie temu postanowił ją okłamać w tej kwestii. Nie sądziła bowiem, by zakochał się w niej w tych ostatnich tygodniach, kiedy ich kontakt nie był zły, ale nieco się osłabił w porównaniu do tego jak funkcjonowali przed tą nieszczęsną misją. Teraz, kiedy tak na nią patrzył, Olivia wreszcie dostrzegała pożądanie, dlatego też celowo przeniosła ciężar ciała na jedną nogę podkreślając tym samym biodro i pośladek. Wyprostowała się też nieco eksponując nieco bardziej swój biust licząc na to, że ten ćwok wreszcie będzie z nią szczery i coś powie. Sama córka Ullra starała się mieć neutralny wyraz twarzy, by nie spłoszyć mężczyzny, chociaż pragnęła go każdą komórką swojego ciała i widząc jak na nią patrzy, miała tylko ochotę wpaść w jego ramiona i poczuć jego usta. Nic nie powiedziała kiedy ją przeprosił. Zachowała kamienną twarz nie chcąc do tego wracać i mówić, że ją to zabolało. Już wiedziała, że jego bolało znacznie bardziej zobaczenie jej z kimś innym. I o ile był sam sobie winny tej sytuacji, to i tak nie potrafiła być na niego za to zachowanie zła. Wiedziała, że wynika ono z uczuć i to tylko dla niej się liczyło w tym momencie. - Zazdrosny? - odparła nieco nieco zaskoczona, bo jednak usłyszeć to na głos to zupełnie inna sprawa. Gale w duchu skakała z radości, bo zapowiadało się na to, że wreszcie wszystko sobie wyjaśnią. Nic więc dziwnego, że na krótki moment na jej twarzy pojawił się uśmiech świadczący zarówno o zadowoleniu, jak i zawstydzeniu. Brunetka rozejrzała się wokół i dostrzegając niedaleko ich małą kanapę dla odpoczywających, wskazała na nią i ruszyła od razu w jej kierunku. Kiedy na niej usiadła, od razu zwróciła się do syna Eris mając nadzieję, że tym razem faktycznie się przełamał i będzie z nią szczery. - Marc, powiedz mi prawdę, co się dzieje? - spytała więc łagodnie z trudem się powstrzymując przed wykrzyczeniem mu "ja też ciebie kocham ćwoku!". Podobno to ona była nieśmiała i konserwatywna, a jak widać nie tylko ona nie miała w sobie wystarczająco odwagi. Miała ją jednak na tyle, by zadać mu pytanie w szpitalu, co i tak chyba powinno dać do myślenia. W końcu po co by o to pytała, skoro nic do niego nie czuła i tak jak powiedziała, sądziła że to manipulacja? Nie ruszyłaby przecież wtedy tematu. A on nie zczaił. Miała nadzieję, że dzisiejszy wieczór wszystko zmieni i jeżeli tak będzie, to chyba będzie wdzięczna Afrodycie do końca życia.