Corvus trochę przeszacował zdolności adaptacyjne Afrodyty, bo ta zamiast zmniejszyć poziom wydzielanych przez siebie feromonów i tym samym uniknąć zamętu z tym związanym, postanowiła dalej być sobą i szprycować wszystkich wokół kolejną dawką uroku, który wcale nie malał. To spowodowało powszechną degrengoladę i mało brakowało, by półbogowie nie zaczęli się pieprzyć na stołach przygotowanych do spożywania posiłków. Sam Juarez zaliczał się do tego grona, bo od kilkunastu minut patrzył na Sylvię tak, jakby od kilku miesięcy nie uprawiali seksu i teraz właśnie miała nadejść ta magiczna noc. Nie mówiąc już o tym, że w dalszym ciągu wyobrażał sobie trójkąty czy czworokąty. Nawet nie zwrócił uwagi na zamieszanie wokół bogini miłości, bowiem był cały czas skupiony na swojej ukochanej, która w tym oporze była tak samo niepewna co on. Resztki przyzwoitości ratowały ich od wzięcia przykładu z co po niektórych i nie rozpoczęcia gry wstępnej. Choć z drugiej strony generał musiał przyznać, że obozowicze całkiem dobrze zdawali póki co ten egzamin silnej woli, bo dotąd nie zaobserwował nikogo uprawiającego seks, a celowo nawet rozejrzał się kilka razy mniej czy bardziej uważnie. Jego ręka spoczęła na brzuchu ukochanej i tak naprawdę, ledwo powstrzymywał się od tego, by nie przenieść jej nieco wyżej. Miał taką wielką ochotę ścisnąć jej pierś, że od kilku chwil myślał tylko o tym oraz o wpiciu się w jej usta, co zapewne poskutkowałoby prowizoryczną grą wstępną. Juarez skinął tylko głową, doceniając gust swojej ukochanej, bo musiał przyznać, że Sylvia - jeśli chodziło o kobiety - miała bardzo podobny gust do niego. On też preferował właśnie Latynoski, ale na pewno nie ograniczał się wyłącznie do nich. W obozie było zbyt dużo pięknych dziewczyn, by narzucać sobie takie limity. Nie żeby podrywał obozowiczki kiedy Garcia nie patrzy, ale oboje doskonale wiedzieli, że spokojnie w obozie znajdują się inne osoby, które im się podobają. Pochylił się nieznacznie i ustami zahaczył o szyję partnerki delikatnie ją muskając. Zapach jej perfum dopełnił dzieła zniszczenia i gdy tylko zbliżyła się do niego, Corvusowi puściły hamulce. Było to też przeciwne do tego, co powiedziała córka Hefajstosa, która właśnie przecież stwierdziła, że jeśli zaczną się całować, to nie będzie w stanie jej zatrzymać. - Nie mogę się opamiętać, Sylvia... - wyszeptał jej cichutko do ucha i mimo ogromnych chęci do tego, by jednak okazać się kimś o silnej woli, poległ. Zbliżył bowiem swoje wargi do tych ukochanej i złączył je w pocałunku, totalnie zatracając się w tym ekscytującym uniesieniu. Kwestią czasu było wsunięcie ręki gdziekolwiek, byleby tylko poczuć jej aksamitną skórę opuszkami swoich palców.
Jin Kyoya
Re: Parkiet Pon 25 Paź 2021, 20:29
Jin był skonfundowany wszystkim co działo się wokół. Wszechobecne uniesienie seksualne dawało się we znaki i jemu, dlatego też jedyną sensowną możliwością było oddalenie się od Carli i jej matki. Znalazł więc dobry pretekst do tego, by odejść grzecznie i jednocześnie nie spalić się w oczach obu kobiet, jednak tak na dobrą sprawę, planował dłuższą podróż niż ktokolwiek by się spodziewał. Wszystko przez to, że coraz ciężej było mu trzymać nerwy na wodzy i nie rzucić się na swoją ukochaną oraz jej matkę, co w tej sytuacji byłoby... dość dziwne. Kyoya już od dawna oddawał się urokom jednego dziecka Afrodyty, dlatego doskonale wiedział, kiedy jest pod jego wpływem, a kiedy nie. Z boginią było inaczej, bo ta bez problemu mogła utrzymywać całą tą aurę i jeszcze ją podnosić, jeśli taką miała zachciankę. Nie łudził się więc, że Afrodyta zaprzestanie wydzielania tych specyficznych feromonów, dlatego też kiedy tylko otrzymał pozwolenie, grzecznie się ukłonił i puścił oczko do Garrido, niewerbalnie obiecując jej, że zaraz wróci. Jak tylko znalazł się przy barze, od razu poczuł, jak schodzi z niego część podniecenia. Co prawda dalej marzył o seksie w trójkącie z Carlą i jej matką, ale nie było to aż tak intensywne jak kilka metrów przed samą boginią. To pozwoliło mu nabrać trochę ogłady oraz opanować żądze, które tymczasowo skrył w sobie. Hiszpanka przecież obiecała mu, że jak tylko wrócą do jej lub jego mieszkania, nadrobią te "stracone" godziny na przyjęciu. Jin poprosił barmana o dwa słodkie drinki oraz o coś wytrawnego dla siebie. Coś musiało mu wykręcić ryja, by choć na chwilę zapomniał o studiowaniu kamasutry z dwiema kobietami i to się udało po zamówieniu mocnego rumu. Poprosił więc o kolejny kieliszek i tak siedział jeszcze przez kilka chwil, nim zebrał się w sobie, by ponownie stanąć przed obliczem Afrodyty. Wziął do ręki dwa schłodzone drinki na bazie kwaśnych owoców oraz lżejszych alkoholi i po głębokim odetchnięciu ruszył przed siebie, by dostarczyć obiecane napoje. Na nic zdała się jego wstrzemięźliwość, bo im bliżej był swojej dziewczyny i Afrodyty, tym podniecenie coraz bardziej się wzmagało i prowokowało go do tego, by zapomnieć chociaż na chwilę o fasonie. - Proszę, to dla was! - uśmiechnął się przyjaźnie najpierw do Carli, a następnie do jej matki, wręczając im obu w dłonie tego samego drinka. Jeśli nie trafił w gusta Afrodyty, to trudno, dla niego najważniejsze było zorganizowanie napoju dla Garrido, a tutaj akurat był pewien dobrego wyboru. Kilkukrotnie przecież byli razem w różnych knajpkach na terenie obozu i często przewijały się właśnie takie drinki podczas ich spotkań. Stanął nieco z boku trochę zawstydzony, bo poza erotycznymi myślami w głowie, chciał jeszcze w jakiś sposób okazywać swoje uczucia Carli, ale jakoś go krępowała myśl o tym, by teraz się objęli czy potrzymali za ręce. Było to dość dziwne biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze kilkanaście minut temu niemal rżnęli się na krześle barowym. Nie wiedział jednak co ze sobą począć, bo nie chciał przerywać rozmowy dziewczyny z matką. Nieczęsto miały ku temu sposobność.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet Sob 08 Sty 2022, 22:38
Magni na zaczepkę swojego syna, tylko prychnął pod nosem częstując się kolejnymi butelkami whisky, które otwiera i wypijał kilka łyków z gwinta. Marudził coś pod nosem po każdej, że jak coś takiego można pić i że herosi nie wiedzą jak smakuje dobry napój. To jednak nie przeszkodziło mu testować kolejnych butelek. Zbliżył się do Francuza chcąc mu najwyraźniej coś zakomunikować. - Pomożesz mi zdobyć młot, ale to jeszcze nie teraz - rzucił jeszcze do Alaude niemal tonem rozkazującym zatrzymując na dłuższą chwilę obojętne spojrzenie na synu. Mówił to jednak bardzo cicho woląc, by nikt niepowołany o tym nie usłyszał. - Lepiej namów tych baranów do tego, by stanęli u twego boku. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, chcę armii - dodał jeszcze tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie sądząc nawet przez sekundę, że Laborde może nie wypełnić jego rozkazu. Tuż po tym wziął losową butelkę i wrócił do stołu z bogami mając w dupie zarówno swoje dzieci, które odganiał od siebie - jeżeli odważyły się podejść - a także innych ciekawskich.
Baldur uśmiechnął się, gdy do niego podeszła grupa jego dzieci. Bóg pytał wszystkie swoje dzieci jak się mają i zapewniał, że śledzi ich losy i życzy im dobrze. Nikt jednak, a na pewno nie Mia, nie spodziewał się, że Baldur w pewnej chwili położy dłoń na brzuchu swojej córki, co samo w sobie było dziwne, ale mówimy o bogach. - Jesteś brzemienna, gratuluję - odparł z małym uśmiechem, by zaraz uścisnąć nawet krótko Gordon. Dało się jedynie zauważyć jej spanikowane spojrzenie, którym obdarzyła Luke'a, swojego brata. Ten zdawał się nie być zachwycony (delikatnie mówiąc), co nawet sam ojciec wyłapał. - Synu, spokojnie. Ty też kiedyś będziesz miał syna. Tylko się postaraj - odparł spokojnym tonem błędnie odczytując reakcje Kinga. Uwaga skupiła się na innych dzieciach, a to spotkanie trwało chyba najdłużej ze wszystkich goszczących tu bogów. W końcu jednak z uśmiechem pożegnał się i wrócił na swój tron, gdzie skupił się bardziej na rozmowach z bogami, aniżeli bawiących się półbogach.
Nyks, właściwie nie interesowało nic więcej poza tą jedną córką oraz dwójką wnucząt. Bogini przyglądała się dłuższą chwilę Elisie, by w końcu na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Bo jesteś kimś, sporo osiągnęłaś. Tylko to ma znaczenie - odparła spokojnie kątem oka zerkając jedynie na Włocha, który zajął się córką. Pewne zdziwienie wywołała w niej czułość mężczyzny, której po synu Fobosa się nie spodziewała. Twarz Nyks jednak nie wyrażała nic z tych rzeczy, jedynie odnotowała to sobie w głowie. Skinęła za to nieco popędzająco córce w kierunku przyniesionego nektaru, by ta do nalała i podała im obu, skoro jej mąż nie dokończył swego zadania. Upiła odrobinę napoju, obserwując swoją córkę jak i ona tego próbuje. - Już czas na mnie. Do zobaczenia córko, wnuczęta - po tym odwróciła się na pięcie i wróciła do stołu bogów.
Afrodyta natomiast skupiła się na Balthazarze, który do niej podszedł. Uniosła swoją idealną brew, a na jej twarzy ciężko było nie zobaczyć uśmiechu satysfakcji. - Nie wypada tak niekulturalnie traktować bogów chłopcze. Jesteś jedynie PÓŁbogiem, nie zapominaj o tym - odparła nie przejmując się ani jego prośbą, ani tym, jakie emocje wyczuwała w jego osobie. Afrodyta była bliska dalszego upokarzania herosa, gdyby nie fakt, że podszedł do niej Tyr z prośbą, by obniżyła poziom napięcia seksualnego, bo impreza nieco zmienia charakter. Bogini rozejrzała się wokół z małym uśmiechem postrzegając pary albo i grupy, które rozpoczęły grę wstępną nie przejmując się nikim i niczym. Skinęła jednak głową, a wszyscy mogli poczuć, jak uczucie drastycznie spadło, jednak wciąż było wyczuwalne napięcie zwłaszcza, gdy ktoś spojrzał na nią. - Może nie złamie ci serca - rzuciła jeszcze do Balthazara zerkając na Joanne. MacGrioghair mógł poczuć swobodę zachowania oraz uderzenie miłości, które nagle wróciło nie zmieniając się ani odrobinę. Odwróciła się do Carli i Jina, który podszedł, jednak nie upiła ani odrobinę alkoholu. Wszak prosiła o wino dla siebie i córki. Nie komentowała już tego bardziej, rozumiała w pewnym sensie, że mógł być rozkojarzony po jej dotyku. - Do zobaczenia Carla. Obyś i ty Jinie przeżył - rzuciła jeszcze i z gracją wróciła do stolika dla bogów.
Godzinę później bogowie się ulotnili - goście wrócili tam, skąd pochodzili, a boscy zarządcy do swoich mieszkań. Pozostawili więc imprezę samopas licząc na to, że półbogowie będą umieli się zachować. I tak o dziwo było. Większych burd nie było, a po wyjściu bogów sami herosi zaczęli systematycznie opuszczać teren imprezy. ____________________ ZT
Każdy z uczestników otrzymuje: 20 punktów zwykłych 10 punktów boskich