Tawerna "Jolly Roger" DpyVgeN
Tawerna "Jolly Roger" FhMiHSP


 

Tawerna "Jolly Roger"

Idź do strony : 1, 2  Next
Admin
Admin
Admin
Tawerna "Jolly Roger" Pon 18 Lut 2019, 19:19

James Anderhil
James Anderhil
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 08 Kwi 2019, 20:03

Słonko chyliło się ku zachodowi, kiedy James wchodził do starego pubu z dala od miasteczka na obrzeżach nieopodal małego portu. Lubił te miejsce chyba nawet bardziej niżeli bary w obozie czuł się tutaj zwyczajnie i nie ciążyła na nim łatka zastępcy kapitana. Mógł pozwolić sobie na więcej niżeli w obozie porozmawiać z normalnymi ludźmi zapytać rybaków o połów, rolników o prace na roli czy najzwyczajniej pogawędzić ze starym barmanem, który za młodu służył w marynarce wojennej i zwiedził pół świata. Dzisiejszego wieczoru jednak nie miał ochoty na niczyje towarzystwo, ot humor mu nie dopisywał i miał ochotę zapomnieć o świecie na kilka godzin.
Zamówił butelkę burbona i usiadł w jednym z kątów sali przy oknie tak, aby mieć widok na wejście do pubu oraz panoramę jeziora, która teraz o zachodzie wyglądała zdumiewająco pięknie. Sączył powoli alkohol spoglądając na spokojne wody jeziora w których blask promieni zachodzącego słońca się odbijał. Była to dla mężczyzny prawdziwa magia natury. Jak coś tak pozornie błahego mogło być tak majestatyczne. A uroku dodawał fakt, że każdy zachód słońca jest niepowtarzalny. Ta kombinacja chmur, cienia, wiatru i słońca była zmienna i obserwując ten spektakl człowiek bał się mrugnąć obawiając się, że przeoczy coś nieodwracalnego.
Westchnął cicho na wspomnienie ostatniej misji. Dostali rozkaz klasycznie zebrali się niemal wszyscy, lecz Ragnar musiał wybrać akurat jego i Pandorę do tej samej grupy. Jego przyjaciel nie mógł mieć złych intencji wszak nie wiedział o zaszłościach między tą dwójką, a mimo to irracjonalny gniew spadł na syna Baldura jedynie w myślach. Anderhil, nie był głupcem i nie stawiał się woli kapitana mimo że traktowali się jak bracia wiedział, że rozkaz to rozkaz i bez gadania.
Wysłani by oczyścić tereny podmokłe – bagna z potworów, które się tam zalęgły w głównej mierze utopców. Sądził, że misja zapowiadająca się błotniście zwłaszcza po wiosennych roztopach nie przyniesie zbytniego wysiłku i problemów. Tak się jednak nie stało. Problemem jak się okazało była współpraca Pandory z nim, która nie układała się najlepiej i skutki tego odczuwał po dziś. Kilka mocniejszych zadrapań na plecach i barku, sporo utraconej krwi i opieprz od Ragnara, który gdy się dowiedział o zajściu nie przebierał w słowach. Krótko, a dobitnie mówiąc humor Juniorowi nie sprzyjał.
Pandora Morozov
Pandora Morozov
Re: Tawerna "Jolly Roger" Wto 09 Kwi 2019, 00:59

#2

Zachodzące słońce, owszem, było zawsze pięknym widokiem, niezależnie, gdzie się przebywało. Czy na łonie natury, czy w mieście, czy może gdzieś na innym zadupiu. Pandora prawdopodobnie przystanęłaby na chwilę, by trochę popatrzeć na zachód, ale nie dziś. Czemu nie dziś? Cóż, była zła. Zła, sfrustrowana i smutna.
Ale od początku.
Pandorze i Jamesowi zdecydowanie nie udał się ten "powrót do normalności". Wręcz przeciwnie! Było między nimi jeszcze gorzej, niż wcześniej. Napięta atmosfera nie była niczym przyjemnym, zwłaszcza gdy ją porównać do ducha przyjacielskiej sztamy i rywalizacji, która na razie ulotniła się w cholerę. Kobieta próbowała wykrzesać z siebie dawne uczucia, którymi obdarzała Anderhila, ale problem polegał na tym, że chyba już wcześniej były one więcej, niż tylko kumpelskie. Pół Rosjanka z irytacją zauważyła też, że nic nie może poradzić na mimowolne spięcie się przy Szkocie, na mocniej bijące serce, na motyle w brzuchu, a na pewno nie mogła nic poradzić na gorzkie uczucie, które było wynikiem dystansu, który nagle między nimi się wytworzył. Nie było mowy o powrocie do normalności, dopóki nie wyjaśniliby sobie wszystkiego.
Cóż, otoczenie zauważyło zmiany w zachowaniu Jamesa i Pandy. Nic dziwnego, zazwyczaj nierozłączni, teraz unikali siebie, jak mogli. Nawet poszli na osobne misje, a żeby nie mieć ze sobą kontaktu. Osobiście Panda i tak nie mogła się na niej skupić, bo ciągle zastanawiała się, co się dzieje z tym dzieciakiem z mongolizmem. I nawet jeśli misja powiodła się, to Morozov była bardziej wyczerpana, niż powinna, a potem musiała po prostu zerknąć na Jamesa, by uspokoić swój mózg, który to wymyślał tysiące czarnych scenariuszy. Nic mu się nie stało, a kobieta przekonała się, że bez Szkota nie ma, co się ruszać na misje.
Jak na złość, właśnie robiła wszystko, by znowu go nie spotkać.
Ragnar chyba również postanowił zrobić im na złość, bo przydzielił ich do jednej misji. Pandora odruchowo chciała zaprotestować, ale powstrzymała się w porę. Może i było widoczne, że pomiędzy nimi coś się zadziało, ale tylko oni sami wiedzieli co i tak powinno zostać. No, może bracia Jamesa byli wtajemniczeni, ale oni zawsze byli na bieżąco, jeśli chodzi o ichnie sprawy oraz wszelkie rozterki. Taka już ich familia.
A misja jak się powiodła? Nijak. Jasne, cel osiągnięty, ale z takim trudem, że Panda była w pewnym momencie pewna, że nie dadzą sobie rady z zasranymi utopcami. Nie dogadywali się, co tu dużo mówić. James dosyć przesadnie wychodził przed szereg, nakręcając tym samym Morozov, która była gotowa wręcz go wepchnąć prosto do błota z utopcami, by wreszcie przestał się tak zachowywać. Nie zgrywali się ani trochę. Wchodzili sobie w paradę, nie chronili należycie pleców, a wodne stwory dosyć mocno dali im po dupie. Może i Panda nie była aż tak pokaleczona jak mężczyzna, który postanowił wziąć większość ataków na swoje barki, odpychając brunetkę za siebie, to i tak ta była podrapana oraz zmęczona jak diabli.
Opieprz od Ragnara był uzasadniony, ale Pandora miała serdecznie dosyć wszystkiego i wszystkich. Zatem, gdy jeden z braci Jamesa opierdalał ich, tak brunetka zabiła go w swoich myślach tysiące razy, każdy na inny sposób. Pomóc nie pomogło, ale przynajmniej odcięła się od wiadra pomyj, które na nich zwalił. Humoru jej to nie polepszyło, ale przynajmniej nie pogorszyło.
Nie mogła wysiedzieć w swoim mieszkaniu, zresztą, nawet nie próbowała. Wciąż nabuzowana emocjami, po prostu ogarnęła się po misji i poszła do tawerny "Dziurawe Wiadro". Czemu do tej? Cóż, pewnie dlatego, że nie było w niej, aż tyle ludzi. Jeszcze. Poza tym, znajdowała się w urokliwym miejscu, co zawsze też plusowało.
Chociaż dzisiaj Panda nie miała ochoty na komplementowanie natury. Wolała komplementować swój gówniany dzień nad kieliszkiem wódki.
Weszła dosyć gwałtownie do pubu, nie rozglądając się po obecnych gościach. A szkoda, bo pewnie wtedy dostrzegłaby Jamesa i zapewne ulotniłaby się stad równie szybko, jak się pojawiła. Jednakże brunet pozostał dla niej niewidoczny, a sama Panda usiadła przy barze, od razu zamawiając wódkę. I niech ktoś jej spróbuje zwrócić uwagę, że picie jej w samotności nie wypada.
James Anderhil
James Anderhil
Re: Tawerna "Jolly Roger" Wto 09 Kwi 2019, 17:29

Słonko chyliło się ku zachodowi, burbon w szkle promieniał bursztynem, a z głośników ulokowanych w strategicznych punktach tawerny wybrzmiewał irlandzki folk i barowe piosenki. Nic nie zapowiadało nadejścia burzy, a jednak przybyła niosąc ze sobą chłód i powiew grozy. Ostatnie promienie słońca zniknęły za pasmem gór ustępując miejsca ciemności, która w swe ramiona pochwyci świat na kilka długich godzin. Anderhila nawiedził zimny dreszcz w dziwnym przeczuciu załamania nastroju w tawernie. Niespiesznie podniósł swe orzechowe oczy znad szklanki i zlustrował nowo przybyłą przenikliwym wzrokiem. Westchnął cicho i wygodniej ułożył się na kanapie zaciągając na twarz kaszkiet. Ubrany był wcale elegancko ciemne jeansy, grafitowa koszula i czarny wełniany płaszcz przejściowy oraz buty za kostkę. Zdecydowanie żałował w tym momencie, że brakuje mu artefaktów magicznych chociażby takiej peleryny niewidki czy kamienia „kameleon”, którego noszenie sprawia, że człowiek jest tak pospolicie normalny, iż się go zwyczajnie nie dostrzega. Chociaż dłuższe noszenie tego kamienia ma swoje minusy w postaci nawracających i długotrwałych mdłości i zawrotów głowy to James bez namysłu skorzystałby z takiego udogodnienia byle tylko móc wypić w spokoju zamówiony trunek i przysłowiowo utopić zmartwienia.
Starając się nie spoglądać w stronę baru skierował wzrok przez okno i sięgnął po papierosa. Nikotyna była dobra, acz wolał inne ziółka jednak niestety dawno nie był u zaprzyjaźnionego niziołka co to wszelkiego rodzaju rośliny hoduje i u którego miał dług wdzięczności zatem rabaty na niektóre towary były wysokie. Zapalił papierosa i poświęcił się mu w zupełności starając się naprostować tor myśli na te nieco pogodniejsze i przyjemniejsze chociażby wspólne picie z przyjaciółmi czy ostatni wypad na ryby z Giotto. Uwielbiali połowy szczupaka, łososi i innych smacznych rybek chętnie zabrałby się z tego pubu i poleciał na Alaskę łowić.
Skrzywił się z bólu gdy sięgał po szklankę z alkoholem oto dają znać o sobie świeże rany, które mimo że upłynęło już kilka dni dalej pozostają pamiątką po misji i przypominają o Pandorze, która była zaledwie kilka kroków stąd i również sięgała po promile. Jakże przewidywalni byli… Zaklął w myślach i z głuchym trzaskiem odstawił szklankę na blat stołu. Sądząc, że muzyka zagłuszy pozostałe dźwięki nie przejmował się tym, że mógł przykuć uwagę nielicznej klienteli.
Pandora Morozov
Pandora Morozov
Re: Tawerna "Jolly Roger" Czw 11 Kwi 2019, 16:48

Fakt, taki kamyczek "kameleon" przydałby się nie tylko Jamesowi, ale i samej Pandorze również. Kobieta zdecydowanie w ostatniej kolejności chciałaby być zauważone przez Anderhila, ale niestety, nie miała takiego cacka przy sobie. Zatem jej postać, odziana ciemnozieloną bluzkę, ramonsekę, ciemne jeansy i czarne trampki, była dostrzegalna dla Szkota. A Panda przez chwilę mogła nacieszyć się tą błogą nieświadomością obecności bruneta, z którym ostatnio nie miała lekko, co tu dużo mówić.
Wódka poszła w ruch, a heroska zignorowała pytające spojrzenia niektórych klientów tawerny. Dzień był piękny, zachód słońca zachwycający, a w samym pubie przyjemnie. Mimo tego Pandorze nie udzielił się ten nastrój, Była zbyt obolała - fizycznie i psychicznie, by cieszyć się przyjemnym wieczorem w tawernie. Może i nie była poraniona, ale kilka pozostałości po ostatniej misji, były dokuczliwe, zwłaszcza że przypominały jej o średnio udanej akcji z Anderhilem. A psychicznie? Wiadomo, powód podobny w postaci dzieciaka z mongolizmem i dodatkowo przez uporczywe myśli, które wręcz nie pozwalały spać Pandorze. Zmęczenie uniemożliwiało jej korzystanie z dobrodziejstw świata, a zatem pobyt w pubie miał na celu znieczulenie się. Żeby chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim. I cóż, będzie musiała trochę wydać na wódkę, trudno. Możliwe, że tak nie wypadało herosce zachowywać się, możliwe, że znowu dostanie jej się od Tyra, ale Pandora w tej chwili miała to gdzieś, zbyt zła na wszystko, na wszystkich i głównie na siebie, by przejmować się konsekwencjami swoich działań.
I już w ruch miała pójść trzecia kolejka, ale trzask odkładanej szklanki zwrócił jej uwagę. Twarz brunetki wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, gdy zastanawiała się, jaki to pacan hałasuje niepotrzebnie. Oczywiście większość klientów nie zwróciła szczególnej uwagi na ten dźwięk, ale owa większość była już zajęta swoimi zajęciami. Panda dopiero miała się rozkręcić w samotnym piciu.
Kobieta odwróciła się w stronę, z której usłyszała trzask i... okej, nie spodziewała się zastać Jamesa. A przecież mogła się domyślić. Jednak najwyraźniej ostatnio szare komórki Morozov były skupione na czymś innym, niż na przewidzeniu dosyć logicznego scenariusza, bo hej! Znała Szkota i wiedziała, że również lubił przesiadywać w pubach, tak jak ona. Możliwe, że gdyby nie incydent z jednorożcem i ten na treningu, siedzieliby razem, odpoczywając od misji i od obozowego życia. Ale cóż, nie robili tego, bo wbrew słowom pół Rosjanki, nie potrafili wrócić do swojej normalność, a wina leżała po obu stronach, może nawet większa po stronie Pandy. Dlatego też unikali się jak mogli i te przypadkowe spotkanie w "Dziurawym Kotle" nie było im na rękę.
- Kurwa! - syknęła, odwracając gwałtownie głowę w stronę barmana, gdy skrzyżowała się spojrzeniem z Jamesem. Zamarła, czując mocniej bijące serce oraz ciepło rozlewające się w jej klatce piersiowej. Nijak wiedziała, jak odbierać takie reakcje swojego ciała, ale jedno wiedziała - musiała stąd iść. Jak najszybciej. Czy znowu tchórzyła? Oj tak! Ale Pandora wolałaby skonfrontować się z samym Fenrirem, niż z własny emocjami, a zatem tym razem jej pierwszym odruchem była ucieczka.
Barman spojrzał na nią pytająco, gdy Panda podsunęła mu banknot.
- Reszty nie trzeba - oznajmiła pośpiesznie, dopijając wódkę i niemalże krztusząc się nią, jednocześnie odwracając się na stołku barowym w stronę wyjścia.
James Anderhil
James Anderhil
Re: Tawerna "Jolly Roger" Czw 11 Kwi 2019, 18:52

Anderhil próbował i owszem nie zwracać uwagi na Pandorę, ot tawerna była spora i mógł znaleźć tysiąc innych miejsc w których utopiłby spojrzenie chociażby czubek własnego nosa. Zapewne ta strategia zdałaby egzamin, gdyby no właśnie…, gdyby to nie był James. Szkot długo nie potrafił walczyć z pokusą spojrzenia w jej stronę, a kiedy już to uczynił złapała go na tym niczym pająk, który w swą sieć schwytał muszkę. Nie wyrywał się, nie szamotał pozwolił chwili trwać i jeśli, gdzieś w głębi ducha spodziewał się, iż dziewczyna podejdzie z tym swoim zadziornym uśmieszkiem wymalowanym na ustach i powie coś o jego wyrazie twarzy, który swoją drogą musiał być zabawny na dłuższą metę... To przeliczył się i to sromotnie przegrał ten egzamin ze znajomości kobiecej natury. Najzwyczajniej w świecie Rosjanka, czy też pół-Rosjanka przeklęła i rzuciła coś o reszcie do barmana po czym wyszła z lokalu.
Junior siedział przez chwilę oniemiały zastanawiając się co robić? Domyślał się, że Giotto na jego miejscu pierdoliłby tą sytuację i zajął butelką alkoholu. Bogowie tylko wiedzą co uczyniłby Folk, a Ragnar cóż… on nie wpakowałby się w takie gówno. Z ciężkim sercem przyszło mu wybierać albo burbon albo Pandora, to jest bycie facetem lub pizdą. Nie zastanawiał się długo nad decyzją sięgnął po szklankę z bursztynowym trunkiem i osuszył ją za jednym pociągnięciem, ciche westchnienie mimowolnie wyrwało się z ust bruneta, a wzrok ponownie skoncentrował się na burbonie i szklance, która po chwili była już do połowy pełna. Podjął decyzję.
On wiedział, że był gotowy powiedział, a raczej uargumentował swoją decyzję w sposób niepodważalny i logiczny. Jeśli to ona nie potrafiła się określić jej wybór nie uznawał za stosowne latania za nią jak samiec za suczką w rui. Prosta decyzja tak lub nie sytuacja wręcz idealna do sklasyfikowania jako „zero jedynkowa” uśmiechnął się pod nosem. Był to raczej grymas ale i tak starał się ogarnąć wewnętrzny mongolizm i chociaż na te kilka tak ważnych dla niego minut pozostać rozsądnym.


z/t z tematu oboje
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pią 03 Maj 2019, 20:11

Poprosiłabym jeszcze jedno piwo, jeśli można. To samo co wcześniej – odezwała się Lara do kelnerki, która akurat zbierała puste talerze i kufle z pobliskiego stolika, który do niedawna był zajęty przez całkiem sporą grupkę ludzi.
Gdy kobieta odebrała jej zamówienie i zniknęła za barem, Ruda westchnęła przeciągle i rozejrzała się podirytowana po wnętrzu "Wesołego Rogera". Miała duże nadzieje co do tego wieczoru, a wszystko wskazywało na to, że nie dość, że zmarnowała czas na planowanie go, to jeszcze skończy ten dzień, będąc w paskudnym nastroju. Co takiego się wydarzyło, spytacie? Cóż, skoro obóz nie poczuwał się do zorganizowania żadnej imprezy na część powrotu jej drużyny z Paryża, to pani kapitan stwierdziła, że równie dobrze sami mogą wyprawić przyjęcie w małym, czteroosobowym gronie. Jeszcze przed południem wszyscy ją gorąco zapewniali, że przyjdą. A teraz? Teraz było już ciemno i zimno na zewnątrz, tawerna się wyludniała, a półbogów ni widu, ni słychu! A tak się dla nich wystroiła. Czy zrobiła coś nie tak? Czy jej (w większości) przyjaciele stwierdzili, że nie chcą się jej pokazywać na oczy po tym, jak została zmuszona przez niesprzyjające okoliczności do samodzielnego wykonania części zleconego im zadania? Nawet jeśli to mogliby, chociaż z nią o tym porozmawiać, a nie ją okłamywać, że przyjdą na spotkanie. Przecież doskonale rozumiała, że to nie była ich wina, że aura Cienia zadziała na nich tak, a nie inaczej. Mimo wszystko zawiodła się, jednak na nich i czuła się olana.
Dobrze, że chociaż piwo mnie rozumie, pomyślała córka Aresa, ustawiając trzy małe kufle, które zostały już przez nią opróżnione, na środku stolika. Nie piła jakoś wyjątkowo szybko, ale im dłużej siedziała sama, tym szybciej płyn magicznie znikał w jej ustach. A wprost proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu, wzrastał jej rachunek. Tym faktem jednak nie przejmowała się jakoś szczególnie w tej chwili. W końcu to tylko kilka dolarów. A może kilkanaście? Kurde, nie miała teraz czasu na takie skomplikowane obliczenia. Komuś się chyba zaczyna udzielać napój z sokiem imbirowym...
O, proszę! Ktoś się w końcu obudził – mruknęła pod nosem, widząc, że jej telefon zaczyna wibrować, informując tym samym o przyjściu nowego smsa.
Na jej usta wstąpił lekki uśmiech, gdy wchodziła w swoje wiadomości. Jej mina niestety zrzedła, gdy okazało się, że wcale nie dostała przeprosin od kogoś z niebieskich, a... Reklamę telezakupów, która teoretycznie miała ją zachęcić do kupna miksera. Rudowłosa przełknęła przekleństwo i podjęła męską decyzję. Nadszedł czas zamówić duże piwo. Chwilę później Lara stała już przy barze, próbując zmienić swoje zamówienie, które złożyła niespełna parę minut temu.
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sob 04 Maj 2019, 04:36

Rosjanin nie miał planów towarzyskich na dzisiejszy wieczór z resztą nic w tym dziwnego skoro z natury człowiek ten jest odludkiem i stroni od bliższych relacji z kimkolwiek. Owszem pewne wyjątki wpisywały się poza ten sztywny szablon, lecz były to przypadki, które można zliczyć na palcach jednej ręki. To nakreśliwszy można śmiało wywnioskować, że nader częste odwiedziny w pubach mają charakter raczej jednostronny i dość powtarzalny ale jakże przyjemny, ot kuracja zatarcia wspomnień.
Ubrany w lekki wiosenny czarny płaszcz, ciemne dopasowane spodnie, buty za kostkę, granatowy sweter spod, którego wychodziła biała koszulka pozbawiona oczywiście wszelkich nadruków i innych tego typu rzeczy prezentował się dość elegancko. Wchodząc do tawerny schował parasol bo bez niego ani rusz tak intensywnie padało. Idąc krokiem swobodnym pewnym wzrokiem lustrował zebranych ludzi. W pewnym momencie jego spojrzenie zatrzymało się na dłużej. Przyczyną tegoż zachowania były rude włosy, które niczym światło latarni morskiej podczas sztormu wskazywało drogę, bez większego namysłu skierował się właśnie w jej stronę bowiem znał właścicielkę tych pocałowanych przez ogień włosów.
Jednak żyjesz. – zagadną Larę, kiedy tylko podszedł do baru, bez słowa przysiadł się na jednym ze stołków. Po jego twarzy błądził cień uśmiechu i kpiny. Znał dziewczynę dość dobrze jeśli można to tak określić...
Zaczepił przechodzącego barmana i poprosił o szklankę jabłkowego Jim Beam'a.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sob 04 Maj 2019, 17:48

Zmiana zamówienia dla większości ludzi jest z reguły dosyć prostą do ogarnięcia czynnością, prawda? Niestety dla rudowłosej w jej obecnym stanie to zadanie było dużo bardziej wymagające, niż można było na początku przypuszczać. Musiała walczyć ze swoimi słabościami. Nie dość, że musiała myśleć to jeszcze liczyć w pamięci. Prawdziwy horror, zwłaszcza gdy twoi nauczyciele przykładali większą wagę do tego, w którą część ciała Strzygi czy innego tałatajstwa lepiej wbić miecz, niż do tabliczki mnożenia. W obozie każdy prędzej czy później stawał się zabójcą, ale matematykiem? Phi.
Cała sprawa rozchodziła się o to, że podczas negocjacji w sprawie dostania większego piwa, miła kobieta stojąca za barem próbowała namówić ją do zakupu dwóch mniejszych kufli zamiast jednego dużego, twierdząc, że będzie to dla niej bardziej opłacalne. Lara nie była do końca przekonana do tego pomysłu, ponieważ jakoś jej się to nie kalkulowało w głowie, ale w końcu machnęła ręką i zgodziła się na propozycję barmanki. Najwyżej później wróci po kolejny kufelek.
Dziewczyna względnie cierpliwie oczekiwała na swoje piwa, ignorując dźwięk otwierających się drzwi tawerny. Już nawet nie liczyła na to, że ktoś się pofatyguje na to spotkanie. Wszystko wskazywało na to, że spędzi resztę nocy samotnie, otoczona pustymi szklankami i... I w tym momencie usłyszała znajomy głos, a chwilę później w jej polu widzenia pojawił się nie kto inny jak Iwan Romanow. Jego to się nie spodziewała spotkać, naprawdę.
Wybacz, że znowu cię zawiodłam. Ale nie martw się. Nie ciebie pierwszego i pewnie nie ostatniego, jak pewnie dobrze wiesz – powiedziała z krzywym uśmiechem, taksując spojrzeniem Rosjanina.
Przyłapała się na tym, że podświadomie szukała w jego wyglądzie czegoś, do czego mogłaby się przyczepić. Rozwiązanej sznurówki, mało widocznej plamy na ubraniu czy nawet krzywo podwiniętego rękawa swetra. Niestety wyglądał tak samo dobrze, jak w dniu, w którym natknęli się na siebie po raz pierwszy. Emanował nawet tym samym, denerwującym jej zdaniem, stoickim spokojem. Jedyną różnicą pomiędzy dzisiejszym dniem a tym bardzo znaczącym wydarzeniem w życiu Iwana jakim było spotkanie rudej wariatki, było to, że teraz oboje byli starsi, Lara nieco dojrzała, więc nie brała pod uwagę wszczęcia bójki ot tak.
Wyglądanie tak jak ty powinno być nielegalne, pomyślała Ruda lekko niezadowolona, że nie może w żaden sposób skomentować jego wyglądu. On mógłby się pewnie taplać w błocie w czasie obozowych zawodów, a i tak wciąż wszyscy by mówili, że robi to z gracją i elegancją. Gdyby ona tak zrobiła to jej urok od razu by znikł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Świat był niesprawiedliwy. Córka boga wojny nie mogła, jednak przepuścić okazji, że zasiać ziarno niepewności w umyśle ciemnowłosego pana więc podeszła do niego i strzepnęła z jego ramienia niewidzialny pyłek. Haha! Teraz pewnie będzie się zastanawiał co tam miał i ilu ludzi to widziało!
Muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona widząc cię tutaj o tej porze – powiedziała lekko rozbawiona, prowadząc go do swojego stolika i zajmując swoje miejsce. – Już dawno po dobranocce. Wasz kapitan pozwala wam wychodzić samemu tak późno? A może się wymknąłeś, Iwanie?
Odnosiła się oczywiście do plotki, którą ostatnio gdzieś usłyszała. Podobno w przeciwieństwie do innych kapitanów, Mister Galichet był dużo bardziej ostry w stosunku do swojej drużyny. W co mocniejszych nieoficjalnych doniesieniach pojawiały się nawet porównania do kolonii karnej. Miło.
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Nie 05 Maj 2019, 04:45

Stara prawda mówiąca o tym, że głupi ma szczęście znajduje swe pokrycie w rzeczywistości? Być może, ale wiedz, że coby nie mówiono widok twej naburmuszonej mordki sprawia mi ogromną radość. – Uśmiechnął się wcale szczerze do rudowłosej bo i taka była prawda. Znali się całkiem nieźle i mieli za sobą trochę wspomnień, a Iwan przyzwyczaił się do jej towarzystwa więc ewentualna wieść o jej śmierci mogłaby nieco zasmucić Rosjanina.
Czuł jak wzrok znajomej błądzi po jego ciele i mówiąc szczerze nie przeszkadzało mu to. On sam uczynił to dość szybko i wychodził z założenia, że całkiem ładnie wygląda tylko, gdyby uśmiechała się częściej, ot w ten czas mogłaby uchodzić za naprawdę atrakcyjną, a tak to ponure i strach człowieka nachodzi, czy nie odgryzie ręki kiedy ktoś się zbliży. Nigdy z resztą nie wypominał rudowłosej braku uroku, czy gustu jeśli chodzi o ciuchy raczej, kiedy pojawiał się problem to znajdował się on w głowie wojowniczki i to był największy jej minus.
Nie spuszczał wzroku z jej oblicza nawet, kiedy zbliżyła się niebezpiecznie blisko nie zmienił wyrazu twarzy. Czując jej dotyk na swym ramieniu nie reagował ignorując to. Wprawdzie nie przepadał za takim spoufalaniem, a kontakt fizyczny tolerował w określonych granicach. Jednakże w stosunku do panny Doherty, Rosjanin miał wyjątkowo sporo cierpliwości.
Bez słowa sprzeciwu poszedł za Larą i usiadł naprzeciwko niej rozsiadając się wygodniej, kiedy skończyła mówić milczał. Sięgnął dłonią po szklankę z bursztynowym trunkiem i zwilżył gardło rozkoszując się smakiem alkoholu. Wprawdzie uznał, że dzisiejszej nocy nie będzie przesadzał z piciem, lecz przez nagły impuls naszła go ochota na popuszczenie pasa i swobodę. Gestem ręki poprosił kelnerkę i zamówił całą butelkę burbona oraz dodatkową szklankę. Wszak samemu nie godzi się pić.
Twój cięty język jest tak skuteczny jak leki na nerwicę, które zażywasz w tajemnicy. Po prostu zwala z nóg i człowiek oniemieje. Ale jeśli cię to uspokoi mój kapitan ma niezwykle swobodny stosunek do wieczornych libacji alkoholowych zapewne dlatego, że sam ostro ciągnie z rury. – Uśmiechnął się nieznacznie i spojrzał dziewczynie w oczy.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Nie 05 Maj 2019, 15:52

Stereotypy. Wszędzie te stereotypy! Czemu wszyscy uważali, że urodzenie się dzieckiem Aresa oznaczało, że człowiek od razu był niepowstrzymaną maszyną do zabijania, która dokonuje tej czynności z chirurgiczną precyzją? Nieprawdą też było to, że chodziła cały czas ponura. Właściwie to ostatnimi czasy rzadko kiedy można ją było taką zobaczyć, ponieważ od powrotu do Obozu Herosów po trzech latach nieobecności spędzała sporo czasu z bliskimi znajomymi, co samo w sobie było powodem, aby emanować pozytywnością. Romanow po prostu natknął się na nią w niezbyt dobry dzień, gdy wciąż nie opuściły ją wszystkie emocje po wyprawie i była podirytowana tym, że reszta drużyny ją olała. Gdyby on częściej się z nią spotykał i wykazywał jej osobą większe zainteresowanie, to może nawet dostrzegłby parę uśmiechów, na których niedostatki tak narzekał.
Więc chyba dobrze, że usiedliśmy. Co by pomyśleli goście tawerny, jakbyś nagle padł przede mną na kolana – powiedziała, odrywając na chwilę spojrzenie od Iwana, aby zwrócić je w stronę barmanki, która przyniosła ich zamówienie. Lara z uprzejmym uśmiechem odebrała swoje dwa piwa.
W sumie to widok tego konkretnego mężczyzny klękającego przed nią nie należałby do najgorszych. Na pewno podbudowałoby to jeszcze bardziej jej pewność siebie, a jej ego sięgnęłoby kosmosu, bo ktoś wręcz oddaje cześć jej urodzie. Gorzej, że potem musiałaby sobie radzić z plotkami, które na pewno zaczęłyby krążyć po całym obozie już następnego ranka.
W tym miejscu niczego się nie dało ukryć, chyba że by się zamknęło w dźwiękoszczelnym bunkrze kilka metrów pod ziemią. Ale i to nie zapewniało pełnej prywatności. Chwilowo wystarczały córce Aresa plotki, które już teraz krążyły na jej temat wśród obozowiczów. Wprawdzie miała gdzieś to, co o niej myślą obcy, ale nie zmieniało to tego, że nie chciała być kojarzona tylko i wyłącznie z tym że potrafiła wyjeżdżać z obozu na długie okresy, bo taki miała akurat kaprys. W duchu liczyła, że przez pomyślnie zakończona misja jakoś poprawi się jej reputacja. A może wszyscy uznają, że to cisza przed burzą bądź jakaś zasłona dymna i znowu zaraz zniknie? Na samą myśl o tym na twarzy dziewczyny pojawił się grymas, który ten próbowała ukryć, biorąc dwa duże łyki z jednego z kufli.
Jako jedna z porządniejszych uczestniczek tego obozu chyba powinnam być w pewnym stopniu zdegustowana tym faktem, ale jakoś mnie to nie dziwi – powiedziała, śmiejąc się pod nosem z tego, jak siebie określiła. – Bycie w drużynie Dionizosa zobowiązuje, więc prędzej czy później każde z was pogrąży się w nałogu zwanym alkoholizmem. Kapitan po prostu miał tego pecha, że padł pierwszy, bo spędza z waszym opiekunem najwięcej czasu.
Byłoby jej trochę smutno, gdyby syn Chione zacząłby zaglądać do kieliszka częściej niż dotychczas. Musieliby go wtedy wysłać na jakiś odwyk czy inne leczenie, pewnie z dala od ich obecnego miejsca zamieszkania. Bo obóz chyba nie prowadził takiej działalności?
Liczę, że ty wytrzymasz nieco dłużej niż Galichet – dodała po chwili Lara. – W sumie to nie widzieliśmy się od dłuższego czasu. Wysłali cię na poza obóz, czy po prostu się bałeś do mnie podejść?
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 06 Maj 2019, 02:40

Jak widzę szybko odpływasz w strefę marzeń pohamuj jednak tą wybujałą fantazję, a skupmy się na chwili obecnej – odparł i uśmiechnął się widząc swoje zamówienie. Siedzenie o suchym pysku w tawernie było rzeczą absolutnie niedopuszczalną, a zwłaszcza w takiej gdzie leją dobre zimne piwo i podają zacne trunki. Iwan, darzył miejsce te pewnym sentymentem, gdyż już za młodzika lubił tu przychodzić i popijać ciemne piwo na tarasie z widokiem na jezioro. Często wracając z żagli wędrował w pierwszej kolejności właśnie tutaj by świętować w cichości udany połów lub też wręcz przeciwnie. W tym też miejscu poznał swoją pierwszą miłość dlatego darzył miejsce to ogromnym sentymentem. I chociaż mężczyzna, którego przed ma nosem Lara, różni się znacząco od tego jaki przychodził tu dziesięć lat temu to wspomnienia z tamtych lat wciąż pozostają żywe w pamięci Romanowa.
Widząc, że nie tylko on popadł w głębsze zamyślenie uśmiechnął się w duchu na widok grymasu jaki ponownie pojawił się na twarzy rudej. Naprawdę chciał uznać urodę wojowniczki i powiedzieć, że jest czarującą osóbką. Jednak czy nie mogła przywołać cieplejszego wyrazu twarzy? Z taką miną to nawet troll mógłby się jej przestraszyć chyba, że właśnie o to w tym chodziło? Tylko dlaczego testowała to akurat na nim? Iwan, widział w swym życiu różne szkarady i nie tak łatwo było go zniechęcić.
Jakoś przejąłbym się twoimi słowami, gdyby były one prawdą, ale cóż już w pierwszych słowach słychać kłamstwo, ech... Lara, czyś ty wypadkiem w tym Paryżu na głowę z wieży Eiffla nie spadła? – bez dwóch zdań jeśli chodzi o wytrzymałość takiego upadku to Rosjanin bardziej obawiał się o skorupę ziemi niżeli rudowłosej czerep ten jak się okazywało był twardy jak głaz, lecz chyba nic po za tym. – Jednakże! Słychać w twych słowach również troskę o swego mistrza, och powiem ci szczerze, że niemal wzruszyłem się. Dziękuje ci moja droga, lecz mój organizm ma się świetnie. Sama rozumiesz Rosyjska krew, wujek Putin i te sprawy. Nie tak łatwo nas zniszczyć, a już na pewno nie zrobi to coś co płynie tuż obok krwi w naszych żyłach. – Na potwierdzenie swych słów polał rudowłosej pannie i sobie bursztynowego trunku i upił solidny łyczek. Burbon momentalnie rozlał się przyjemnym ciepłem po ciele Rosjanina, a ten jedynie uśmiechnął się nieznacznie i odchylił głowę w tył. Czuł w nozdrzach zapach tytoniu, zioła, alkoholu i smażonych na głębokim oleju ryb. Odetchnął pełną piersią i spojrzał na rudą.
A tak swoją drogą wciąż jesteś sama na szlaku? – Zapytał bo miał prawo nie wiedzieć, a resztka troski jaką względem niej miał sprawiała, że interesował się takimi pierdami. Wszak wiadomo, że samotny wilk, to martwy wilk.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 06 Maj 2019, 20:30

Nie wiem, do czego pijesz. W moim słowniku porządny obozowicz to taki, który wypełnia cel powierzonego mu zadania i robi to przy jak najmniejszych stratach w ludziach. Samej jest mi trudno w to uwierzyć, ale doskonale pasuję do tego opisu – stwierdziła, wyraźnie dumna ze swoich ostatnich osiągnąć. – Myślę, że powinni obok tego terminu dokleić w księgach moje zdjęcie. Tak, dla potomnych, żeby wiedzieli, jak wygląda wzór idealny do naśladowania.
Nie dało się ukryć, że Lara faktycznie miała w sobie gen marzycielki, przez co bardzo łatwo było jej popuścić wodze wyobraźni i w ciągu kilku sekund wymyślić zupełnie nieprawdopodobny przebieg niektórych zdarzeń. Musiała to być u niej cecha wyjątkowo dominująca i trudna do zwalczenia, skoro pogrążyła się w swoich nadzwyczaj głębokich rozmyśleniach dosłownie chwilę po tym, jak Iwan próbował sprowadzić ją na ziemię. W żadnym razie nie powinien być tym zaskoczony, w końcu ich znajomość trwała długie lata, więc chyba był świadomy, że ma do czynienia z buntowniczką z krwi i kości, która raczej nie zaprzestanie swoich działań z powodu jednej małej uwagi.
Należy za to wspomnieć o tym, że jeśli Iwan był spostrzegawczy i pamiętał, w jaki sposób nastoletnia córka Aresa reagowała na niektóre zaczepki słowne, to mógł zauważyć, że na sam komentarz odnośnie Wieży Eiffla nie zareagowała w sposób, który sugerowałby, że zaraz z jej ust wydobędzie się długa i bogata wiązanka przekleństw czy coś w tym rodzaju. Ot, pokazała, że nawet ona potrafi się zachować jak osoba dojrzała. Nieprawdopodobne, prawda?
Rosyjska krew rosyjską krwią, a wujek Putin wujkiem Putinem, ale wypadałoby, żeby ktoś wykazał zainteresowaniem twoim losem od czasu do czasu. Równie dobrze mogę to być i ja, skoro znam cię już tyle czasu – powiedziała poważnie, idąc w ślady Iwana i wypijając trochę zamówionego przez niego alkoholu.
Pomimo tego, że wzięła stosunkowo mały łyk to i tak skrzywiła się, jakby wypiła co najmniej pół szklaneczki. To pewnie przez to, że za bardzo przyzwyczaiła się do smaku piwa, które sączyła od dłuższego czasu.
Nie nazwałabym życia w wielkim mieście przebywaniem na szlaku. Twoje przypuszczenia są jednak słuszne; byłam sama – przyznała Lara, rysując palcem kółka po blacie. – Nigdy nie przepadałam za zabieraniem ze sobą innych ludzi. Przerażało mnie to, że cały czas musiałabym mieć na nich oko i dbać o ich bezpieczeństwo. To byłoby męczące na dłuższą metę, zwłaszcza gdyby ubzdurało ci się, że możesz polegać tylko na sobie i wszystko zrobisz lepiej.
Pokręciła głową. Chyba właśnie dlatego podczas ostatniej wyprawy z taką ochotą wysłuchiwała reszty swoich towarzyszy, gdy przychodziło do podejmowania decyzji. Żeby w pewien sposób rozłożyć odpowiedzialność na resztę drużyny i nie czuć tego ciężaru na swoich barkach. Z drugiej, gdy tylko dotarło do niej, że los drużyny jest w jej rękach, próbowała zrobić wszystko, aby utrzymać ich przy życiu. Decyzje, jakie podjęła podczas konfrontacji z Cieniem, nie należały do tych, które zostałyby uznane przez większość półbogów za szczególnie mądre, ale nie żałowała.
Te wszystkie twoje pouczenia chyba w końcu jakoś procentują. Po kilku dobrych latach, ale jednak – uświadomiła sobie Doherty. – Jakby się nad tym zastanowić to ostatnimi czasy zachowuje się zupełnie inaczej niż miałam w zwyczaju.
Nie pytając nawet o pozwolenie, Ruda nalała sobie trochę bursztynowego napoju i wypiła za jednym razem, nie krzywiąc się już tak bardzo, jak wcześniej.
W sumie to trochę żałuje, że to nie zadziałało w drugą stronę. Sporo bym dała, aby zobaczyć cię w takim szale w jakim ja potrafiłam być na co dzień, gdy byłam nastolatką.
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Czw 09 Maj 2019, 01:30

Iwan, mówiąc krótko, a dosadnie cały wywód odnośnie wspaniałości rudej sprowadzał do kilku dosadnych ale trafnie dobranych epitetów, których teraz nie zamierzał używać bo chciał się w spokoju napić, oraz nie zamierzał doszczętnie niszczyć dziewczynie marzeń. Każdy ma do nich prawo, a ona cóż, być może kiedy już świat utopi się dostatecznie we krwi i braknie innych kandydatów to faktycznie zostanie wpisana do wspomnianej księgi jako wzór. Chociaż jeśli do tego miałoby dojść to Rosjanin wolałby zginąć niż patrzeć na to. Nie miał w zwyczaju owijać w bawełnę ani kryć swych myśli jednak uznając je za zbyt ostre milczał. I patrzył pozornie zainteresowany na swą towarzyszkę.
Moje życie należy tylko i wyłącznie do mnie i nie lubię, kiedy ktoś próbuje w nim grzebać rozumiesz to doskonale. Doceniam chęci i całą tą przymilną atmosferę przyjaźni, lecz daruj sobie. Możemy wypić czasem kielona ale to wszystko. – Odpowiedział jej nieco znużonym tonem bo doskonale wiedział, że jego słowa odbiją się od ściany. A Lara jak będzie chciała i tak postawi na swoim. Problem tylko w tym jak on zareaguje na to i czy wówczas będzie mu do żartów? Jednak coby nie mówić na swój sposób lubił rudą wojowniczkę i nieraz w walce udowadniała swą wartość, a to że miała dziką fantazję i niewyparzoną jadaczkę to inna kwestia. Z resztą nie brał na barki wpojenia dziewczynie kultury osobistej, a jedynie to jak przetrwać i nie dać się zabić. Chociaż jak tak teraz na nią patrzył to z góry skazywał na niepowodzenie wszelkie próby nauczenia jej dobrych manier.
Dostrzegł jej grymas i uśmiechnął się kącikami ust, podobała mu się ta reakcja. Świadczyła, że wojowniczka nie stoczyła się, aż tak bardzo i chociaż to naiwne, ale może miała w sobie jeszcze odrobinę niewinności…
Doskonale zdawał sobie sprawę z faktu iż Lara zwyczajnie lubiła wolność. Podejrzewał, że prędzej czy później ruda dołączy do Nogods i przyjdzie mu ją zabić na którejś z misji, lecz na szczęście dla niej takiego błędu nie popełniła. Ot, pokazywała tym, że ma chociaż odrobinę wdzięczności i jakiegoś szacunku do obozu oraz ludzi w nim mieszkających. Nie mógł jednak odmówić kobiecie odwagi oraz woli walki. Zawszę pod tym względem się wyróżniała i chyba właśnie tym go kupiła?
Samotność na szlaku wcale nie musi, być taka straszna. Wiem co mówię chociaż nie powiem, że czasem nie tęskni mi się za ludźmi – mimo to wiedział doskonale co czuje kobieta siedząca przed nim i sam niejednokrotnie na tym się łapał, lecz po chwili wahania dodał: – A gdybyś poznała kogoś kto płaszcz ochronny roztoczyłby wokół ciebie? Czy twa duma i butność nie zdławiłby takiego gestu w zarodku? – Wiedział doskonale, że niektórzy skazani byli na samotność przez swój charakter i styl bycia nie twierdził jednak, że Lara to do nich należy.
Patrząc na nią miał przed oczami dziewczynkę o włosach pocałowanych przez ogień szczerzącą się pogodnie odsłaniając tym samym cały swój arsenał ząbków z głową butnie podniesioną ku górze. Dumna z siebie po pokonaniu jakiegoś chłopaka mimo fryzury alla „strach na wróble”, zdartych do krwi łokci i śliwy pod okiem wciąż wesolutka oraz pełna życia. Otrząsnął się momentalnie jak po zbyt dużym chełście zimnej i mocnej wódki. Spojrzał przytomniej na kobietę i westchnął.
Widząc, że Larze posmakował trunek uśmiechnął się pogodniej i dolał sobie alkoholu. Miał ochotę upić się, a jeśli przy okazji pociągnie za sobą swoją „podopieczną” to cóż? Nie będzie mu z tym fantem źle na duszy, a wręcz przeciwnie przynajmniej pożytek z tego będzie, iż utną sobie pogawędkę.
Hah, też mi pragnienie… dziewczyno w szał bitewny niech sobie wpadają Berserkowie, a nie my. Naszą bronią prócz oczywiście ciała jest mózg. Owszem masz znacznie dogodniejsze warunki do siania postrachu na polu bitwy niżeli ja, lecz myślę, że to trochę przez nasze zdolności. – Zastanowił się pozornie nad tym co powiedział i spojrzał na sufit. Tyle tematów poruszyli, a tyle jeszcze przed nimi. Bał się nieco tego jaki skutek może przynieść alkohol i dociekliwość Lary jeśli ta zacznie pytać o sprawy osobiste? Jasne, wiedziała sporo jak nie wszystko, a mimo to była to jego pięta Achillesowa. Ta jedna sprawa, której nie potrafił nigdy zostawić i skrywał ją w zakamarkach duszy. Tylko to mogło obudzić w nim głębsze uczucia, uczucia o jakie rudowłosa nie podejrzewała go.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pią 10 Maj 2019, 15:23

Słowa, którymi doszły do jej uszu, zdecydowanie nie należały do tych, których słucha się z zapartym tchem i przyjemnością. Wręcz przeciwnie, nie określiłaby w ten sposób ani jednego zdania wypowiedzianego przez Romanowa w tej chwili. Najwyraźniej przez ostatnie parę lat za wiele się u niego nie zmieniło w kwestii charakteru i wciąż był tą samą zamkniętą w sobie osobą, która stroni od dzielenia się swoimi uczuciami z innymi ludźmi. Jedyna różnica była taka, że teraz nauczył się zrażać do siebie ludzi. Brawo! Bardzo przydatny talent. Może nie miał tego na myśli i Ruda po prostu nadinterpretowała po sporej dawce alkoholu, ale miała wrażenie, że odczytała między słowami sugestię, wedle której jej miłe podejście i minimalna troska o dobro tego pana były czymś fałszywym.
A ona z reguły nie udawała. Nie musiała. Gdy nie darzyła kogoś pozytywnymi uczuciami, to mówiła o tym otwarcie i wprost i raczej nie spędzała z taką osobą, więcej czasu niż musiała, a już na pewno nie przesiadywała z nią w nocy w tawernie i nie piła alkoholu, jak teraz z Iwanem. Wkurzyło ją to, tym bardziej że już raz została tego wieczoru olana przez kilka osób, a teraz jeszcze były jej wytykane zachowanie, które raczej powszechnie zostałoby uznane za dobre. Przez chwilę korciło ją, aby odpowiedzieć jakimś chamskim komentarzem i już otwierała usta, żeby to zrobić, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język i zachowała cisze, co pewnie zostało przyjęte przez Rosjanina z niebywałym zadowoleniem, bo mógł chwilę odpocząć od jej ciągłej gadaniny. Zamiast tego tylko spojrzała na niego spode łba.
Nie mam zamiaru przepraszać za to, że wyraziłam zainteresowanie tym, żeby dobrze ci się wiodło w życiu – powiedziała urażona, krzyżując ręce na piersiach. – Ale dobrze wiedzieć na przyszłość, że jedyne, do czego się twoim zdaniem nadaje to picie. Przynajmniej na mój przymiot wybrałeś coś, co w miarę lubię robić.
Z racji tego, że ludzie raczej starają się znajdować w swoich życiach przyjemność w tym, w czym są dobrzy, Lara sięgnęła po butelkę, która jeszcze była w miarę pełna i już po chwili ich szklanki wypełnione zostały alkoholem, który tym razem nawet w najmniejszym stopniu szczędzony nie był. Chciał pić? Proszę bardzo, mogli pić. Rudowłosa pociągnęła duży haust, z zadowoleniem witając przyjemne ciepło, które rozlało się po całym jej ciele. Musiała przyznać, że z każdym kolejnym łykiem bursztynowego płynu, jego smak coraz bardziej przypadał jej do gustu, chociaż wciąż ją krzywiło podczas samej degustacji. W sumie czemu miałaby się ograniczać? Noc był jeszcze młoda (i pełna strachów), a jakoś wątpiła, aby bystrość umysłu była jej jeszcze dzisiaj szczególnie potrzebna.
A jeśli zaś chodzi o NoGods to syn Chione mógłby się nieźle zaskoczyć, gdyby znał podejście wojowniczki do nich. Nie rozważała ona nawet wstąpienia do tej organizacji. Mogła kochać wolność, ale wciąż była lojalna względem tego miejsca i ludzi, którzy je zamieszkiwali. Mogło jej się nie podobać, jak pewne rzeczy działają, ale to nie robiło z niej potencjalnej zdrajczyni. Nie potrafiłaby tego zrobić Rose czy nawet Corvusowi.
Prawda. Samotność nie musi być zła. Jedną z przydatnych umiejętności, którym wielu ludziom brakuje to sztuka potrafienia zajęcia się samym sobą i czerpania z tego satysfakcji. Nie zawsze trzeba być w grupie – powiedziała sucho, poświęcając dłuższą chwilę na przemyślenie pytania Iwana. – Nie wiem. Na pewno wymagałoby to poświęcenia dużej ilości czasu i sporego zaufania. Ciężko by było nagle przestać oglądać się za siebie z obawą czy coś się za tobą nie czai i pozwolić, aby ktoś inny cię chronił. Nie wiem jak tobie, ale mnie przyszłoby to z trudem biorąc pod uwagę ile czasu spędziłam w tym obozie.
Właściwie to nie wiedziała, co ona tu jeszcze robi. Teoretycznie po tym, jak się poczuła obrażona, mogłaby wyjść i wrócić do domu... Tylko że (o ile by tam trafiła) byłaby sama, w paskudnym nastroju i podpita, co raczej nie skończyłoby się zbyt dobrze. Tutaj przynajmniej miała jakiekolwiek towarzystwo, jakie by ono nie było i jakkolwiek by się do niej nie odnosiło. Tym bardziej uśmiech, który pojawił się na twarzy Iwana, zbił ją z tropu i już sama nie wiedziała, co się dzieje i czy, aby na pewno dobrze odgadła znaczenie słów mężczyzny. Była tak bardzo skonfundowana, że aż na chwilę ukryła twarz w dłoniach, aby uporządkować swoje własne myśli.
Cóż z naszej dwójki to ty zawsze potrafiłeś zrobić lepszy użytek z tego jakże przydatnego organu – przyznała Lara, odkrywając część twarzy i w sumie mówiąc pierwsze, co jej przyszło do głowy.
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Nie 12 Maj 2019, 17:12

Liczenie much na suficie nie należało do najciekawszych zajęć jakich Iwan podejmował się w swoim życiu. Raczej nisko klasyfikowało się w ogólnej „fajności” jednak, kiedy chwila ciszy przedłużała się niebezpiecznie długo Rosjanin spojrzał zaciekawiony na Larę, tonącą w gniewie. Chociaż z drugiej strony ona niemal zawszą miała taki wyraz twarzy, skąd też Romanow mógł odczytać, że tym razem jest coś nie tak? Proste, oczy. To one ją zdradzały. Jasne dodajmy do tego usta i całą twarz wówczas rysuje się nam pełen obraz sytuacji. Jednakże te dwie latarenki, którymi lustruje świat Rosjanin znał całkiem nieźle i wiedział kiedy kłamie, jest wzruszona, szczęśliwa, czy zła, a teraz to chyba była nieco urażona? Chociaż mógł się mylić… Spojrzał na butelkę z alkoholem i pomyślał o słowach dziewczyny, kiedy wspominała iż może to być dla niego wyrok. Iwan, oczywista oczywistość bagatelizował jej porady mimo to przez myśl mu przeszło kilka niezbyt przyjemnych myśli na temat skutków ubocznych jego małego „nałogu” dodajmy jeszcze nikotynę i śmiertelnie niebezpieczny zawód jakim jest wkurwianie rudej i oto jest życie na krawędzi.
Spokojnie mała nie odbieraj tego tak personalnie, gdzieś w głębi duszy jestem ci niezmiernie rad za poświęcany czas i cierpliwość, gdyby nie ty siedziałbym tu sam, ot zawszę jakaś rozrywka. – Uśmiechnął się pogodnie bo tak właściwie to nie chciał jej urazić, a raczej nie spodziewał się tego, że ona może aż tak wiele w stosunku do niego czuć. Na tym polu dał się zaskoczyć pozytywnie. Nie chciał kontynuować niebezpiecznej myśli odnośnie tego do czego ruda się nadaje. To też zbył tą niewinną prowokację ciesząc w głębi ducha, że Lara nie czyta w myślach.
Zaskoczyła go tym, że sięgnęła tak ochoczo po alkohol, a niewinny uśmiech kusiciela pojawił się na bladym licu Rosjanina. Taką Larę chciał oglądać częściej. Nie myślał o skutkach tego co będzie rano ale teraz mieli się bawić i pozornie miło spędzić czas. Gestem przyzwał kelnerkę prosząc o dodatkową butelkę burbona i dwa duże ciemne piwa.
Każdy pragnie drugiej połówki, miłość, przyjaźń, partnerstwa. To sprawia, że stajemy się jednocześnie silni jak i słabi. Jednak czasem warto zaryzykować poświęcić się dla tej drugiej połówki, być tarczą przed złem i godzić się na zmywanie naczyń po obiedzie... – urwał dość emocjonalny wątek i westchnął. Martwił się na swój sposób o wojowniczkę tyle lat na karku, a żadnego poważnego związku, kto wie ile jej jeszcze czasu zostało? Romanow, nie chciał by jego „podopieczna” się zmieniała, pragnął tylko tego by dostrzegła co może jej umykać. Nie chciał, aby była rozczarowana. Stąd też kładł większą wagę na jej otwartość i próbę zaufania.
Uśmiechnął się radośnie widząc reakcję wojowniczki, ba mało brakowało by zaczął się śmiać. Czasem nie potrafił zrozumieć skąd ma tyle szczęścia do takich ludzi…
Mówisz o wątrobie? Tak, chyba tak. Chociaż wolałbym nie wiedzieć w jakim jest stanie… – Wstał, nagle i dość nieoczekiwanie nawet jak dla samego siebie i bez słowa usiadł obok Lary. Sięgnął po szklankę z trunkiem, która została po drugiej stronie stolika i przyciągnął ją do ust. – Ty… natomiast potrafiłaś za pomocą tych małych piąstek zrobić niezłą sieczkę, cóż… sama sobie odpowiedz co jest lepsze. – Odjął szkło od ust i posłał jej przepraszający uśmiech.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 13 Maj 2019, 13:20

Oh, a więc na domiar złego okazywało się, że ma jeszcze problemy z nikotyną. Świetnie, po prostu świetnie. Zajebiście wręcz. Jak można się aż tak zaniedbać? Teraz faktycznie wiele czynników wskazywało na to, że mężczyzna balansował na krawędzi przepaści, z której bardzo trudno byłoby mu się wydostać. A przecież na pewno co jakiś czas dostrzegał znaki na niebie i ziemi, które jasno próbowały dać mu do zrozumienia, że powinien zacząć dbać o swoje zdrowie. Takim symbolem mogło być na przykład zdjęcie zepsutych zębów na paczce papierosów. Musiał coś takiego zauważyć chociaż raz! Wielka szkoda, że potrzebował Rudej do tego, aby poddać, chociaż w lekką wątpliwość szkodliwość swoich nawyków. Może chociaż potraktuje to poważnie i weźmie się w garść.
Gdybyś się tutaj nie zjawił to pewnie byłabym teraz w połowie drogi do domu – mruknęła Lara, nieco się rozchmurzając pod wpływem słów Rosjanina. – I nie mów na mnie Mała. Tak sobie możesz mówić na jakieś podlotki, które koczują pod twoim balkonem. Ja jestem wyższa od statystycznej kobiety w tym kraju i to o dobre kilka centymetrów. Wiem, bo sprawdzałam.
Oczywiście, że takie informacji wymagały dogłębnej weryfikacji. W końcu czasami trzeba sobie w jakiś sposób podnieść samoocenę, nawet jeśli mają w tym pomóc dane, które raczej nie są zbyt zgodne z prawdą, bo ankietowane osoby nie zdradzały swoich prawdziwych... wymiarów.
Wzrost był jedną z nielicznych cech jej wyglądu zewnętrznego, z którą miewała jakiekolwiek problemy. Głównie przez to, że wielu facetów, których znała, było często wyższych od niej, o czym lubili przypominać, aby odwrócić uwagę córki Aresa od ich braku umiejętności walki. Do takich osób można by było zaliczyć m.in. Lancelota, który nad nią górował i jej własnego, dwumetrowego brata Setha. Ugh, ten to był najgorszy. Nawet gdyby włożyła buty na obcasie to i tak nie mogłaby się z nim równać. Z drugiej strony dwieście centymetrów to chyba nawet dla niej trochę za dużo. Odstraszałaby od siebie ludzi jeszcze bardziej niż teraz. Nie dość, że zawodowa wojowniczka z charakterkiem to jeszcze wielka jak dąb. Kto by się nie bał.
Oddajemy część siebie, aby w zamian uzyskać część pochodzącą od drugiej osoby – powiedziała Lara, skupiając wzrok na popielniczce leżącej na stole. – Rozumiem, o co ci chodzi, Iwan. Samotność nie jest najgorsza na świecie i ma nawet swoje plusy, ale warto z niej zrezygnować, chociaż do pewnego stopnia, bo czasami... Czasami chcesz mieć świadomość tego, że u twojego boku jest ktoś, komu ufasz na równi z sobą, jak nie bardziej. Ktoś, kto jest ci na tyle drogi, że sama jego obecność cię inspiruje do stania się lepszą wersją siebie.
Może weszli już w sferę nieco zbyt filozoficznych rozważań na temat potrzeby posiadania partnera, ale jakoś jej to szczególnie nie przeszkadzało. Jej ogólnie mało co pewnie przeszkadzało po takiej dawce alkoholu, jaką dzisiaj spożyła. Nic dziwnego, że pozwoliła swoim myślom wypłynąć na niezbadane wody.
Wracając jednak do tematu, Lara nie byłaby w stanie zaprzeczyć, że nie chciałaby związać się z kimś na poważnie. Problemem był jej charakter i opinia publiczna, która nie przedstawiała jej w zbyt dobrym świetle. W końcu była tą, która lubiła uciekać i zostawiać wszystkich bez jakichkolwiek informacji. A to skutecznie odrzucało ją od poznawania kogoś zupełnie nowego w Obozie Herosów. Oczywiście było paru mężczyzn, z którymi była blisko, a którzy byli dla niej bliżsi niż zwykli przyjaciele, ale jakoś nigdy nie miała odwagi, aby zmienić ten stan rzeczy. Miała swoje powody.
Faktycznie czasami lepiej nie wiedzieć co się wyprawia w naszych organizmach – skomentowała, lekko się przy tym wzdrygając. Kwestie medyczne nie należały do jej ulubionych tematów. – Wiesz... Ja to bym najbardziej chciała mieć zarówno wątrobę, jak i pięści w dobrym stanie. Problem w tym, że nie zawsze dostajemy to, czego chcemy.
Gdy kelnerka doniosła alkohol do ich stolika, rudowłosa uniosła brwi rozbawiona i spojrzała na kolegę.
Czy ty chcesz upić nas oboje do nieprzytomności, Romanow?
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Wto 21 Maj 2019, 19:03


No popatrz i wszystko to musiałbym wypić samemu? Dobrze, że jesteś – odparł niemal natychmiast, kiedy słowa wojowniczki przebrzmiały. – Podlotki? Pod moim balkonem? Aż tak nisko nie upadłem poza tym szkoda trawnika by zadeptały. – Odparł poważnie i całkiem serio, gdyby jakiejś małolacie przyszło do głowy stanie pod jego oknem i recytowanie wierszy miłosnych lub zwykła obserwacja skończyłaby jako lodowa rzeźba w ogrodzie Demeter. Na punkcie prywatności i przestrzeni osobistej Iwan, był niezwykle czuły i drażniło go, kiedy ktoś obcy tą barierę przekraczał.
Rudowłosa po raz kolejny tej nocy go zaskoczyła. Bowiem udowadniała, że pod skorupą twardej i nieugiętej wojowniczki skrywa się ktoś obdarzony wrażliwością. Iwan, nigdy nie negował tego, lecz był rad, że w dalszym ciągu Lara mu ufa, a przynajmniej tak odgadywał tą rozmowę. Ponadto sądził, że w tym co mówiła kryje się prawda co do której on sam się przekonał żyjąc niemal cały czas sam i nie wiążąc się z nikim na dłużej. Może spowodowane było to obawą przed ponowną stratą ukochanej? Albo zwyczajnie w świecie był tchórzem, któremu samotność odpowiadała i wolał podążać tą właśnie ścieżką przez swe życie, lecz nie chciał, aby i Larę taki los czekał. Mimo różnic jakie ich dzieliły i dzielą widział w niej kogoś na kształt przyjaciela i powiernika. Zdawał sobie sprawę z faktu, że nie wyjawi jej nigdy wszystkiego niemniej sam fakt tego, że chce dzielić z nim stół i rozmawiać na różne tematy był pokrzepiający.
Życie uwielbia nas zaskakiwać ale z każdej niespodzianki można wyciągnąć lekcję – uśmiech od jakiegoś czasu nie schodził z jego oblicza, a to nie wróżyło niczego dobrego. – Dzisiejszej nocy nauczysz się pić po rosyjsku – oświadczył dostrzegając kelnerkę z zamówieniem. Podziękował jej i skosztował piwa, było świetne.
Upić, posłuchać ploteczek obozowych i w efekcie końcowym odprowadzić do mieszkania – chociaż Bogiem, a prawdą Romanow wątpił w ostatni punkt tej wypowiedzi. Ale plotek chętnie wysłucha wszak bywał w obozie równie często co Ruda, jednak ta miała tą przewagę, że mimo wszystko obcowała z ludźmi, a on no właśnie, nie.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pią 24 Maj 2019, 00:26

Jak pewnie dobrze wiesz, mój nadzwyczaj inteligentny i elokwentny kolego, nie zawsze przyciągamy uwagę tłumów, gdy tego chcemy. Najczęściej to działa w drugą stronę – odparła, zaczesując sobie włosy na jedno ramię. – Zazwyczaj, kiedy jej nie potrzebujemy to akurat łaskawie się pojawia.
Doskonałym tego przykładem była ona sama. Gdyby czysto teoretycznie zapragnęłaby kiedyś zasiąść na stołku kapitana, to raczej mało kto brałby ją pod uwagę podczas demokratycznych głosowań. Za to obozowicze byli bardziej niż chętni do plotkowania na jej temat, jak tylko mieli ku temu okazję. A najbardziej to lubili to robić, gdy miała akurat gorszy dzień. Czasami podejrzewała, że wynaleźli oni pewnego rodzaju radar, który odczytywał jej nastrój i po prostu dostosowywali do niego swoje zachowanie. Trzeba będzie zbadać tę sprawę dokładniej w przyszłości. Może wykorzystują do tego jakiegoś obozowicza?
W ogóle Iwan nie powinien być taki ostry dla tych ewentualnych podlotek. Wystawienie jednej z nich jako lodową rzeźbę ogrodową tylko by zachęciło inne piranie, bo byłby one przekonane, że to tylko ta jedna mu się nie spodobała i tak właściwie to taka zamiana w lodowego skrzata to jest nawet romantyczna pod pewnymi względami. Każda z nich byłaby przekonana, że jest lepsza od swojej poprzedniczki. Że ona... Ona może mieć u niego szansę! Więc użycie swoich boskich mocy odpadało, bo tylko przysporzyłoby Romanowowi problemów.
Dużo lepszą opcją było zaproszenie takiej dziewczyny do siebie. Tutaj jakaś dziwna dekoracja, psychopatyczne spojrzenie rzucone od czasu do czasu czy historia pełna niewiadomych o młodych kobietach, które mu się naprzykrzały. Wprawdzie wymagałoby to wyjścia ze strefy komfortu, ale na pewno przyniosłoby efekty. Plotka o ekscentryczności Rosjanina szybko by się rozeszła, dzięki komuś, kto doświadczył jej na własnej skórze. Wystarczyłoby tylko trochę poudawać, a drażniąca sytuacja zostałaby rozwiązana w wielkim stylu.
Uuu, a więc przekażesz mi wiedzę tajemną, Mistrzu Iwanie? – spojrzała na niego, opierając dłonie na brodzie i patrząc na mężczyznę jak w obrazek. – Pochlebiasz mi swoim zaufaniem w stosunku do mnie.
Lara nalała sobie do szklanki kolejną kolejkę trunku, który już się powoli kończył. W sumie lekcje z członkiem drużyny Dionizosa nie byłyby czymś takim znowu złym, chociaż wiedziała, że teraz mówią po prostu o piciu. Ale w innych kwestiach też mogła wiele się od niego nauczyć.
Proszę cię. Oboje wiemy, że to skończy się tak, że to ja będę musiała cię ciągnąć półprzytomnego do twojego mieszkania – powiedziała takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość. – Ale poplotkować możemy. Zanim wyruszyłam na misję, mieliśmy zmianę dowództwa u Asklepiosów. Corvus Juarez jest teraz kapitanem. Albo będzie. Chyba jeszcze nie było oficjalnego zaprzysiężenia.
Zmarszczyła brwi. Cała ta oficjalna ceremonia strasznie się przesuwała w czasie. Może to nowy dowódca był taki niechętny do jej zorganizowania? Kto go tam wie.
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sro 29 Maj 2019, 02:20

Odwrócił nieco głowę w bok by lepiej widzieć zacny profil Lary i słuchał z uwagą jej słów. W tym co mówiła kryła się prawda i pewna mądrość, o którą jej nie podejrzewał. Jak widać dziewczyna nie tyle dorosła co i zmądrzała, a to rzadkość w naszych czasach.
Publika jest zbędna zawszę wychodziłem z założenia, że tłum jest bezrozumną masą idiotów gotowych pójść za każdym kto rzuca płomiennymi słówkami. Z resztą dwoje odludków będzie rozmawiało o publice wątpię, żeby ktoś kto ośmielił się z tobą zadrzeć na oczach innych przeżył te zajście. Ze mną jest jeszcze prościej zwyczajnie nie mam takich sytuacji bo eliminuje z góry sposobności na takowe. – Nie mówił tu o naradach przed misjami chociaż z racji swojej specyfiki działał sam i na zlecenie bogów więc czasem nawet kapitan nie wiedział, gdzie i co robi? Chociaż prawdę mówiąc Folk, był takim kapitanem, który zdecydowanie bardziej wolał przebywać w tawernach i pubach niż udzielać się dla swojej małej społeczności, którą „dowodził”.
Rosjanin wiedział, że nieco odbiegł w swych słowach od tego o czym wojowniczka myślała jednak to akurat cisnęło mu się na usta odnośnie takich sytuacji.
Gdyby tylko potrafił czytać w myślach… och, jakże byłby rad za to co Lara, myśli. Czasami stosuje takową zagrywkę, lecz ma to miejsce wyjątkowo rzadko na tyle, by nie rzucać się w oczy. Ogólnie to chyba mógłby o sobie powiedzieć, że jest szarą eminencją w obozie. Niby orientuje się w ważniejszych jego zdaniem sprawach. Zbiera informacje i przekazuje je swoim zwierzchnikom oraz potrafi wtopić się w tłum i zmanipulować wybraną osobę. A jednak i on jest człowiekiem, no w połowie przynajmniej i ulega różnym pokusom. Chociaż dłuższa zabawa słowami stanowiła dla niego ponad przeciętną uciechę.
Muszę się jakoś odwdzięczyć za czas i cierpliwość jakimi mnie obdarzyłaś dzisiejszej i nie tylko tej nocy. – Odparł ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Był człowiekiem czynu zawszę potrafił osiągnąć zamierzony plan i wypełnić powierzone zadanie w stu procentach. A mimo to przytrafiały się dni, kiedy nawet tasowanie kart nie wychodziło. Rudowłosa rozumiała go dobrze, a przynajmniej czuł, że tak właśnie jest. Zaufanie względem niej oraz szacunek na jaki zapracowała sprawiał, iż traktował ją bardzo wyjątkowo.
Odsunął naczynie z piwem i skupił się na mocniejszym trunku. Trzymając w ręku szkło poweselał wszak powoli odczuwał działanie trucizny, którą się tak bezczelnie upijają.
Zawszę uwielbiałem w tobie tą fantazję i skłonność do opowiadania bajek, poważnie picie wymaga skupienia i koncentracji! – Stwierdził mentorskim tonem przybierając dumny wyraz twarzy. Szybko jednak ugasił te emocje słysząc o ploteczkach jakie towarzyszka miała dla niego.
Nowy kapitan, ta? Hmm… Corvus Juarez, jesteś pewna, że nie Jaurez? – spojrzał na nią wyzywająco, a jednocześnie pytająco. – Słyszałem bowiem o wybitnym poecie hiszpańskiego pochodzenia o takim właśnie nazwisku może to jaki krewny? O wy nosił imię Ernesto „Madera” Jaurez...– stwierdził i rozlał następną kolejkę.
Lara Doherty
Lara Doherty
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pią 31 Maj 2019, 21:42

To, że ta "masa idiotów" jest bezrozumna, nie znaczy, że nie wie jak narobić komuś problemów – skomentowała, po czym parsknęła śmiechem. – Jeszcze nikogo nie zabiłam za obrażenie mnie. Wysłałam tylko sporą liczbę obozowiczów do szpitala w lepszym lub gorszym stanie. Wiesz, chodzi o to, żeby zapamiętali, że ze mną lepiej nie zadzierać. Potem się boją i wlepiają gały w ziemię, jak przechodzę obok.
Gdy o tym mówiła, zielonooka uśmiechała się nieco złowieszczo, jakby część niej samej, czerpała pewnego rodzaju satysfakcję z tego, że są w obozie ludzie, którzy się jej szczerze boją. Ewentualnie to mieszanka piwa i innych alkoholi sprawiła, że zaczynała się zachowywać tak, a nie inaczej.
Żadne bajki, po prostu przeceniasz własne możliwości. I zdolność poruszania się po okolicznych lasach w stanie upojenia alkoholowego bez mojej pomocy – wytłumaczyła, nic sobie nie robiąc z jego mentorskiej maniery. Ona swoje wiedziała! – Następnym razem, jak będziesz chciał dużo wypić to chociaż ogarnij sobie jakiś transport. Nie wiem, zaparkuj taczkę na parkingu przed tawerną. Będzie łatwiej cię dostarczyć do domu.
Po usłyszeniu Iwana, Ruda poruszyła bezgłośnie ustami, jakby usiłowała w ten sposób sprawdzić, czy poprawnie wypowiedziała nazwisko kapitana niebieskich. Po kilku próbach zmarszczyła brwi i wbiła w mężczyznę niezadowolone spojrzenie. Przez jego słowne gierki już sama nie wiedziała, czy popełniła błąd, czy też nie.
Wszystko jedno czy to Juarez czy Jaurez. Oboje wiemy o kogo chodzi to przecież najważniejsze – powiedziała bez większego zainteresowania, po machnięciu ręką. – Zdradzę ci coś w sekrecie. Z moich wnikliwych obserwacji jasno wynika, że raczej nie jest on spokrewniony z żadnym artystą, nie mówiąc już o tym konkretnym poecie. Nie ten typ człowieka.
Tak naprawdę to nie prowadziła nigdy żadnych badań w tej kwestii. Dla niej się to po prostu nie kalkulowało w żaden sposób. Była w obozie od tylu lat, że prędzej czy później coś by zauważyła. Jakiś mały, maluteńki znak, że chłopak Noemi przejawia jakiekolwiek zainteresowanie którąś z domen artystów. A nie przypominała sobie, żeby widziała go, jak maluje, szyje, dzierga na drutach czy nawet gra na jakimś instrumencie muzycznym. W jej oczach nie był on osobą, która miała jakiekolwiek predyspozycje w tym kierunku. On w ogóle miał jakieś hobby? Ehh... Brak takiej informacji dobitnie pokazywał, że wybory były przeprowadzone na szybko. Może nawet zbyt szybko. Żadnego bliższego poznania kandydatów ani nic.
Gdyby miała być szczera, to była nawet ciekawa, czym może interesować się jej kandydat. Za każdym razem, gdy jej myśli z jakiegoś powodu zaczynały krążyć wokół tego, co ten facet może robić w wolnym czasie, w jej głowie pojawiał się jeden i ten sam obraz. Był to obraz Corvusa stojącego na środku małego, nieskazitelnie czystego pomieszczenia o białych ścianach. W pomieszczeniu nie było ani jednego mebla czy elementu dekoracyjnego z wyjątkiem zawieszonej na ścianie małej czarnej ramki ze zdjęciem kota ze sklepu. Chłopak nic nie robił. Po prostu stał z zamkniętymi oczami i czekał na wezwanie. Czy to od Asklepiosa, czy to od Noemi, czy nawet od jakiegoś obozowicza potrzebującego pomocy. Zupełnie jakby całe jego życie było podporządkowane obozowi do tego stopnia, że nawet nie wiedział co robić w czasie wolnym od zajęć.
Lara potrząsnęła gwałtownie głową, odganiając od siebie tę wizję. Zdecydowanie nie chciała myśleć tej nocy o nim myśleć. Będzie ją dręczył wystarczająco mocno, gdy już mianują go oficjalnie kapitanem. Była niemalże pewna, że będzie starał się wykorzystać jej obecność w Obozie Herosów najlepiej, jak tylko będzie mógł. Idź, potrenuj z nimi! Idź, pomóż tamtym! Idź to zanieść tam! Może duża dawka alkoholu, którą dzisiaj przyjęła, zaczynała jej już mieszać w głowie, ale... nie była to pozytywna myśl. Na razie nie zamierzała rozstawać się z tym miejscem, ale miała też swój tryb życia. Nie miała zamiaru zmuszać się do niczego. Gorzej, że może zostać zmuszona do tego, żeby się podporządkować.
Córka Aresa opróżniła swoją szklaneczkę za jednym razem i ziewnęła przeciągle, próbując zasłonić przy tym usta.
Cholera, późno się robi – zwróciła uwagę na godzinę i wróciła wzrokiem do Rosjanina. – Ale dobra, jeszcze mamy trochę czasu. Teraz twoja kolej. Jakie plotki Pan trzyma w zanadrzu, Panie Romanow?
Iwan Romanow
Iwan Romanow
Re: Tawerna "Jolly Roger" Sro 05 Cze 2019, 22:20

Burbon tej nocy wchodził wyjątkowo gładko. Nie miał nigdy problemów z piciem tegoż alkoholu, lecz uciekając w przeszłość ilekroć pił ten trunek to kończył na butelce może butelce półtorej? Owszem nieocenione gardło Lary dopomagało mu w procederze osuszania kolejnych kolejek, lecz domyślał się, że długo tak rudowłosa nie pociągnie i trzeba zachować chociaż jakieś pozory troski o nią i kultury względem kobiety. To myśląc bawił się szklanką i spoglądał niby to na twarz Lary, ale w gruncie rzeczy patrzył za okno w noc, ciemną i zimną, westchnął.
Uśmiechnął się na to "jeszcze" jego koleżanka, była twardą kobietą nie przeczył jednakże zabić kogoś dla swojego własnego "widzi mi się" było sprawą znacznie cięższą nawet jeśli dana osoba obraża i podpuszcza innych do tego samego to zwyczajnie wymiar kary jest nieproporcjonalny do odniesionych szkód. Gdyby jednak zdarzyło się popełnić ów występek to chętnie pomógłby w zatuszowaniu zbrodni. Nie ma nic bardziej budującego relację niż wspólne palenie zwłok w lesie.
Podróżuje po świecie, światach częściej jestem na misjach niż w obozie piję równie często co zabijam, ba! z krasnoludami idę w komitywę jeśli chodzi o chęć do trunków i zabawy. A Ty moja droga masz mnie pouczać? Rozumiem, że przejmujesz się o swojego pijanego mistrza Iwana, ale nie jestem jeszcze ani tak stary, ani tak pijany by się martwić. – Odpowiedział uśmiechając się pogodnie i uroczo. A akompaniując wypowiedzi Rosjanin sięgnął po szkło i wypił resztkę trunku.
Zawierzę zatem twemu oku i rozsądkowi – mrugnął do dziewczyny i sięgnął po butelkę rozlewając niemal resztkę bursztynowego trunku do szklanek. Widać było, że posmutniał krztynę, lecz momentalnie uciekł od tego i spoważniał, a przynajmniej pozornie. Przez moment kontemplował czy zapytać o czym tak intensywnie myślała przez ten moment zawieszenia jaki miała? O czym lub raczej o kim, uśmiechnął się nieznacznie i zlustrował wojowniczkę od stóp do głowy zastanawiając się czy może wspomniany Juarez, wywołuje w rudej takie dziwne i nieoczekiwane emocje. Kto ją tam wie? Wolał nie wtykać nosa w nie swoją bajkę bo jeszcze ktoś zamknie książkę i nos mu przytrzaśnie, a lubił swój nosek.
Na słowa Lary, podniósł wzrok nie na nią, a na lampę i latające wokół niej ćmy, faktycznie późno. Przesiedzieli w tawernie szmat czasu aż sam się sobie dziwił, że nie spławił towarzyszki szybciej. Może faktycznie brakowało mu towarzystwa? Nie wiedział i nie chciał szukać odpowiedzi. – Zgoda ale opowiem Ci w drodze do obozu. Faktycznie późno już, a jak wrócimy za późno to jeszcze pójdą ploty po obozie, że łączą nas stosunki co najmniej przyjacielskie, a tego wolę uniknąć i ty również powinnaś. – Dość wyraźnie zaakcentował ostatnie słowa dając do zrozumienia, że nie chciałby aby jakiś błędny rycerz rzucał mu pod nogi rękawiczkę w celu chronienia Lary przed pijakiem i odludkiem. Zostawił wyliczoną co do centa kwotę za alkohol i jeśli dama nie oponowała podał jej ramię dla zachowania wspólnej równowagi, oczywiście.

z/t x2
Diana Reed
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Pon 19 Sie 2019, 20:18

// #2

Ten dzień nie zaczął się zbyt dobrze. Miała jakiegoś pecha albo wstała lewą nogą, bo wszystko ją denerwowało. Może to te obecne nastroje w obozie? Każdy chodził jak kot z pęcherzem. Dobra, zostali zaatakowani przez NoGods. Trzeba było coś zrobić i na pewno władze podejmą odpowiednie decyzje. Po co teraz już się przejmować? Ona podchodziła do tego dość neutralnie, choć była nieco zła, że Corvus zginął. Nie mogła go od tego uchronić i miała wyrzuty sumienia. Na szczęście Noemi go wskrzesiła błogosławieństwem od ojca, więc zaplusowała u dziewczyny. Niemniej martwiła się dalej o brata. Śmierć, a potem powrót do żywych to nie jest coś, z czym przechodzi się do porządku dziennego. Pozostawia piętno i tego się dziewczyna obawiała. Póki postanowiła go obserwować. Miała trochę na głowie, a jak dodać do tego nerwową atmosferę w obozie to po prostu potrzebowała rozrywki i oderwania. A co najlepiej robić w takich wypadkach? Oczywiście pić alkohol! A z kim lepiej się pije, niż z samym synem Dionizosa?
No właśnie. Spotkała się więc z Arnoldem w tawernie nad jeziorem. Lubiła tu przychodzić, bo wnętrze i widok za oknem przypadły jej do gustu. Gdy przyszła na miejsce, mężczyzna już siedział przy stoliku.
- Masz towar? - zapytała na przywitanie, po czym uśmiechnęła się porozumiewawczo. Oczywiście chodziło jej o butelki alkoholu sporządzonego przez syna Dionizosa. Najlepszy trunek pod słońcem. Położyła od razu zapłatę na stół, bo lubiła mieć ważne rzeczy załatwione od razu. Przejrzała kartę, zastanawiając się na jaki alkohol ma dziś ochotę. Nie robiło jej to większej różnicy, więc postanowiła zdać się na swojego towarzysza.
- Co pijemy? - zapytała i oczekiwała, że wybierze za nich. Byle nie mohito, ale nie pili razem pierwszy raz, więc to już wiedział.
Najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że mężczyzna się nie upijał. Nieważne jak dobry dzień miała dziewczyna to nigdy nie będzie od niego lepsza w piciu. A lubiła być lepsza we wszystkim, więc była przez to nieco sfrustrowana.
Przynajmniej na początku, bo potem zapominała o tej nieprawidłowości. Mimo to lubiła z nim pić, bo był "godny". Nie mówił jej, że była alkoholiczką (choć to w jakimś stopniu prawda) i nie oceniał jej tylko jej polewał. Poza tym był przystojny i dobrze spędzało jej się z nim czas.
- Nienawidzę ludzi - westchnęła, bo nawet tutaj słyszała jak przy barze rozmawiali o sytuacji z NoGods. Miała ochotę rzucić im się do gardła i patrzeć jak spływa z nich krew i uchodzi życie.
Arnold Flonagan
Arnold Flonagan
Re: Tawerna "Jolly Roger" Wto 20 Sie 2019, 03:55

#1

Nowy poranek przyniósł nową niegodziwość tego świata - słońce wpadające przez niezasłonięte okno. Niebieskooki wnet się ucieszył, budząc się we własnym łóżku. Są dni, w których z rana nie można pochwalić się nawet takim osiągnięciem! A dziś poza nadrobieniem obozowych aktualności i zignorowaniem popołudniowego treningu Arnold planował spotkanie z jedną tych ślicznych, obozowych mordek, które nie wylewały za kołnierz. Warto zaznaczyć ten fakt, by podkreślić jakie to niemałe osiągnięcie towarzyskie w obecności tego faceta. Zaraz po prysznicu zajrzał do swojej szafki z bimbrem i wyciągnął dwie litrowe butelki, które uwarzył z pół wieku temu. Schował je do płaszcza, by sięgnąć po jeszcze cztery karafki z samą wodą. Dlatego kochał płaszcze z głębokimi, wewnętrznymi kieszeniami, do których mógłby zmieścić pół dobytku.
Arni do tawerny przybył wcześniej, by rozsiąść się przy ulubionym stoliku. Chwile później zjawiła się Diana, zaczynając rozmowę bez zbędnych ozdobników. Od razu przeszła do interesów, a uśmiech przez chwilę błądził na twarzy Flonagana. Takie załatwianie spraw, rodziło mniej problemów na późnej. Przyjął pokornie zapłatę, wyjmując z kieszeni butelkę z wodą. Uśmiechnął się radośnie, czując niemalże zapach procentów w powietrzu.
- Dziś pijemy to co chcesz - powiedział, zmieniając kolor w butelce na czerwony, dodając do nich mocy. Była to jego ulubiona barowa sztuczka. Popatrzył na nią jak na ostatnią szklankę whisky o trzeciej w nocy i butelka zrobiła się bardziej brązowa. -Powiedz tylko ile chcesz procent - powiedział, rozlewając półboski napój do szklanek przyniesionych przez kelnerkę. Syn Dionizosa pozwoli sobie zaskoczyć Dianę trunkiem, który dla nich wybrał i dał jej zgadywać czym się teraz trują. Zdejmując płaszcz wyjął butelki, stawiając je bezpiecznie przy nogach dziewczyny. Poza tym trafić w humor kobiety to jak być chcianym dzieckiem u boskiego rodzica.
- Czyli dziś alkohol zakrapiamy agresją - westchnął ciężko, widząc w tle barową bijatykę. To była dobra wizja! - Co się stało? - zapytał z zainteresowaniem, upijając łuk ze swojej szklanki. Nie miał zamiaru się stukać z Dianą, zwłaszcza, że jedna z jego ulubionych zasad w piciu brzmi: szybko. Arnold właściwie nie miał w planach pocieszania dziewczyny, jego towarzysz o nazwie Alkohol chętnie go w tym wyręczy.


Ostatnio zmieniony przez Arnold Flonagan dnia Czw 22 Sie 2019, 17:54, w całości zmieniany 1 raz
Diana Reed
Diana Reed
Re: Tawerna "Jolly Roger" Wto 20 Sie 2019, 21:41

Znali się na tyle, że mężczyzna mógł się spodziewać po niej zasady "najpierw interesy, potem przyjemności". Kiedy formalności były za nimi, mogła się odprężyć i zdecydować co będzie piła. Nie wiedziała do końca na co ma ochotę, dlatego zrobiła minę pełną niezdecydowania.
- Standardowo, z 40%. Nie jestem córką Dionizosa, więc jeśli dasz za mocne to będziesz mnie zanosił do mieszkania. Nie byłby to pierwszy raz, ale jednak wolę wracać o własnych siłach - zaśmiała się jeszcze. Zwykle piła wódkę albo jakieś whiskaczowe perfumy, więc takie coś by jej odpowiadało. Ufała w dobry gust Arniego i nie kwestionowała jego wyrobów. I to chyba najwyższa forma zaufania, na jaką było ją stać. No może bez przesady, bo ufała też, że jak się upije to odprowadzi ją do domu.
- Co to? Coś jak whisky? - zapytała po skosztowaniu jego trunku, nieco brązowego. Nie była specjalną znawczynią. Coś tam wiedziała, ale głównie o co jej chodziło w alkoholu? Miało poniewierać. A tak poważnie to miało spełnić swój cel i dać jej zapomnienie, którego często potrzebowała.
- Zawsze zakrapiamy agresją - wzruszyła ramionami. Przynajmniej w jej przypadku. Okazywała to bardziej lub mniej, ale w jakimś stopniu zawsze była zła. Na innych, na siebie. Głównie na siebie. Ale o tym już mężczyzna nie musiał wiedzieć. Nie wyznawali sobie tajemnic, nie rozmawiali o swoich sekretach. Dlatego lubiła spędzać z nim czas. Nie wątpiła, że on też miał swoje problemy i troski, ale zwyczajnie jej to nie obchodziło. Chodziło o to, żeby się razem napić i zapomnieć, a nie rozdrapywać.
- Nic. Po tym ataku NoGods podczas imprezy wszyscy dostali pierdolca - odpowiedziała, jakby to była najbardziej oczywista sprawa. No bo było to spore przeżycie. Impreza mianowania nowego kapitana, a tu wpadają portale, a przez nie syn Tartara, NoGods i potwory. Trupy, krew. No nie było jej tam, ale potem oglądała te zbłąkane dusze, które zginęły podczas tej imprezy. Not fun.
- To całe gadanie o zmarłych... jakby miało im przywrócić życie - mruknęła jeszcze i chlusnęła napój ze szklanki, po czym skrzywiła się. No i to ma się rozumieć, a nie jakieś gówno pakowane w butelkach przy barze. No dobra, tamto też piła, ale tylko jak nie miała pod ręką napoju od Arniego. - Ale tobie pewnie podoba się ten chaos, co? - zapytała, zerkając na herosa. I to nie tak, że potrzebowała pocieszenia, bo nigdy o to nie zabiega. Prawdziwe problemy ukrywa głęboko w sobie.
- Ile już dzisiaj wypiłeś? - zapytała, zmieniając temat na bardziej przyjemny. W jego przypadku mogła też zadać pytanie od kiedy pijesz, jeśli nie przestał kilka dni z rzędu. Co jest możliwe, dlatego wolała zapytać.
Sponsored content
Re: Tawerna "Jolly Roger"

Tawerna "Jolly Roger"
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Similar topics
-
» Tawerna "Jolly Roger"
» Tawerna pod płaczącym Mamutem



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Fabuła-
Skocz do: