Kiedy herosi wysiedli z samochodu mogli poczuć charakterystyczny smród oparów docierających z kuźni, pomieszany z zapachem koni i obornika, co dawało dość specyficzną mieszankę. Okolica sprawiała wrażenie przyjaznego gospodarstwa, a gdzieś w oddali mogli usłyszeć kurze gdakanie dobiegające zza budynków. Zaciszne domostwo otoczone było lasem, chociaż w tym miejscu nie był on aż tak gęsty i przytłaczający. Ciężko stwierdzić w jaki sposób mieszkający tutaj kowal odgradzał się od orków grasujących po tych górach, jednak gdy Viviana rozglądała się bacznie po okolicy, mogła dostrzec stojak na broń, porzucony gdzieś przy kuźni, na którym stał oparty dziwnie znajomo wyglądający miecz. Charakterystyczna krzywizna zdecydowanie mogła jej się rzucić w oczy, ponieważ dokładnie takie samo ostrze przebiło dach Ragnara i doprowadziło do śmierci drużynowej Ameby-Leryn. Czyżby Ronan Hun uzbrajał tę zgraję? Może służyli mu jako swego rodzaju obrona? A może to był tylko czysty przypadek? Kiedy dowódca drużyny delta subtelnie zapukał do drzwi, przez dłuższą chwilę nie było zza nich żadnej odpowiedzi, jedynie poćwierkiwania ptaków i parskanie koni na pastwisku. Sekundy przedłużały się nieznośnie. Do uszu herosów doszły w pewnym momencie odgłosy zamieszania wśród wcześniej wspomnianych kur i te charakterystyczne uderzenia niezdolnych do lotu skrzydeł. W następnej chwili konie pasące się na pastwisku zerwały się spłoszone i odbiegły na drugi koniec swojej łąki, strzygąc uszami. Coś zaskrzypiało najpierw gdzieś zza drzwi domu, później z okolicy kuźni. Powiał wiatr, a do nozdrzy herosów doleciał kolejny delikatny zapach, subtelny pomiędzy wszystkimi pozostałymi odorami. Żelazo, jednak zupełnie inne niż to pochodzące z roztapianej broni, bo kojarzące się z tym charakterystycznym zapachem krwi. Niech to nauczy wszystkich mężczyzn, że kobiecego przeczucia nie należy ignorować. Folk palił sobie w tym czasie papierosa, co z pewnością pozwalało mu zabić nieco odór obornika w nozdrzach, a raczej całej góry końskiego gówna leżącej w kontenerze, która sprawiała, że atmosfera była jeszcze gęstsza. Kątem oka jednak był w stanie dostrzec ruch za kontenerem. Czy to była kura? Nie. To była świnia, której łeb wysunął się zza obornika. Osobliwa świnia, bo gdy Folk tylko na nią spojrzał okazała się być martwa. A jednak znów ruszyła się kawałek, wyłaniając się jeszcze o drobinę, a jej rozszarpane trzewia wylały się z brzucha. Nagle zwłoki coś szarpnęło i całość została wciągnięta znów za kontener zostawiając krwawy ślad na ziemi. W tej samej chwili drzwi od domku Ronana Huna w końcu stanęły przed herosami otworem… w pewnym sensie, bo wyleciały z impetem z zawiasów, uderzając w Giotto niczym taran, a zaraz za nimi wypadła wściekła Naga o sześciu ramionach i wężowym tułowiu. W każdej z dłoni dzierżyła miecz, a jej łuskowy ogon wystrzelił ku Nero zanim ten zdążył powyciągać drzazgi spomiędzy zębów, uderzając go w bok i zwalając z nóg. Sześć mieczy ruszyło w istnym huraganie morderczej stali, nie dając herosowi nawet chwili odpoczynku, a ogon śmignął w stronę lewego kolana Taliba, uniemożliwiając mu złapanie względnej równowagi. Niemalże w tym samym momencie zza rogu budynku kuźni wyjrzał łeb wielkiej karagory, której z pyska przyozdobionego zestawem ostrych kłów wciąż ściekały resztki zakrzepłej już miejscami krwi. Gdy ta tylko spostrzegła Viviane, wyszczerzyła swoje zębiska i rzuciła się w jej stronę. Po drugiej stronie domku w tym samym momencie druga karagora wyskoczyła znad obornika w stronę Folka, tym jednym imponującym skokiem pokonując dzielącą ich odległość i z rykiem opluwając go świńską krwią i obornikiem. Błysnęły śmiertelne kły i pazury, gdy rzuciła się na niego z bezlitosnym zamiarem mordu. A gdzie Ronan? A gdzie broń?
Dziękuję Wam za odpisy w terminie, kolejka następnych postów dowolna, macie czas do 16/02 Ciao
Viviana omiatała wzrokiem cały teren, jednak dopiero pół sekundy później zrozumiała, co zobaczyła. Zerknęła jeszcze na samochód, w tym samym czasie dotykając ramiona Giotto. - Coś jest nie tak, orki miały taką samą broń - wskazała strzelbą w kierunku stojaka z bronią. Jej koncentracja wskoczyła na najwyższy poziom, a broń miała niemal przy twarzy, gotową do wystrzału. Coś było tu mocno nie tak. Czyżby wjechali w pułapkę? Tylko pytanie czy pułapka była cudotwórcy, który nagle miał coś przeciw obozowi czy to jednak sprawka kogoś innego. Cisza się wydłużała, aż wreszcie do jej nosa w tym całym mało przyjemnym aromacie, wyróżnił się jeden bardzo specyficzny i przez to rozpoznawalny z łatwością. Zapach krwi, której musiało być sporo, skoro ona to poczuła tu, a żadnego ciała w pobliżu nie dostrzegła, patrząc rzecz jasna w kierunku, z którego wiatr zawiał. Chwilę później jednak, nie miało już to większego znaczenia. Słysząc dźwięk wyrywanych drzwi i tego, jak uderzają o mężczyznę, stanęła pod ukos - bardziej jednak przodem, by widzieć czy naga nie zaatakuje również jej. Ta jednak szybko przestała chwilowo być jej problemem, gdy dostrzegła brzydką mutację tygrysa, która chyba miała na brunetkę chrapkę. Nie czekając na nic więcej, Viviana momentalnie wycelowała w ogromny łeb zwierzęcia i strzeliła grubym pociskiem, by po przeładowaniu wystrzelić kolejny tak dla pewności. Jeżeli karagora padła, Kolumbijka zamierzała pomóc Nero (o ile jeszcze było w czym) i także wystrzeliła pocisk w nagi łeb, który powinien fantastycznie wręcz wybuchnąć biorąc pod uwagę odległość. Gdyby jednak jej własna bestia wciąż żyła, trzeci pocisk trafiłby rzecz jasna w nią.
Kiedy herosi wysiedli z samochodu, mogli poczuć to samo, co czują niemalże każdego dnia w obozie, gdy stajniami i kuźnią zajmują się niekompetentni ludzie, albo gdy jakiś imbecyl wpadnie na pomysł zrobienia śmierdzącego żartu komuś, wpuszczając do jego miejsca pracy świnię czy jakąś mućkę. Zapach ten był więc swojski i znajomy dla całej drużyny, toteż na samym Giotto nie zrobił on żadnego wrażenia. Ot zwyczajna kuźnia, których pełno w jego życiu, wszakże jest półbogiem i codziennie ryzykuje życie, bo bogom chciało się zaruchać zwykłych ludzi. Normalka. Nie panikował jednak, widząc taką samą broń jak u orków. - Może sam jest orkiem? Nie wszyscy chcą nas zajebać - skąd te pozytywne podejście? Chuj wie. Misja od początku była skomplikowana i najwidoczniej nie dane im było spotkać tego całego Ronana, toteż Nero wcale się nie zdziwił, gdy nikt mu nie otwierał. Już chciał wparować do środka wypierdalając drzwi do wewnątrz, ale jak się okazało, drzwi wpadły na podobny pomysł nieco przed nim i to one jebnęły go, a nie on kopnął je. Zza nich wyleciała naga, która była bardzo irytującym przeciwnikiem, głównie przez wzgląd na swoją wieloramienność i taką samą liczbę mieczy do walki. Podcięty dodatkowo przez bestię, od razu użył swoich mocy, paraliżując na kilka chwil nagę, by ta nie zdążyła skierować w jego stronę większości swoich ostrzy oraz zaatakować jego kolana. W tej samej chwili wyciągnął też swój miecz, który wcześniej był bransoletką. Skończył także tworzyć iluzję bransoletki tej na nadgarstku Folka, by wielki ułatwiacz wiedział, że teraz przydałoby się coś im ułatwić. Skupił się całkowicie na walce ze swoją przeciwniczką, która zdawała się mieć na niego chrapkę. Karagory zostawił pozostałym, a sam wszedł w wymianę szermierczą z nagą, którą raz po raz starał się zmylić, schodząc szybko na boki. Wtem wpadł na pomysł, by wytworzyć za zajętą nim bestią iluzję samego siebie, która w ręku dzierżyła miecz i miała za zadanie wbić ostrze prosto w plecy poczwary, która wszystko powyżej pasa miała pokryte zwykłą skórą, a nie tak jak poniżej łuskami. I jeśli to mu się udało, to dostrzegając szanse na szybkie zlikwidowanie bestii, wbił celnie miecz prosto w sam środek klatki piersiowej nagi, wyciągnął go, a następnie odciął szybkim poziomym cięciem jej łeb.
Dziwne rzeczy się działy na tej misji. najpierw zostali zaatakowani prze procarzy, później napotkali szwadron śmierci rodem z oddziałów rebelii w Battlefront 2, a na samym końcu przyszło im się spotkać ze śmierdzącym domostwem. Czy Folka jakkolwiek przejął ten zapach? Nic a nic. W ciągu swojego dosyć długiego życia i wielu misji, które przeżył musiał babrać się w niejednym gównie - nierzadko dosłownie. Z głębokiej zadumy na temat sensu istnienia wyrwała go martwa świnia, za którą niemalże po chwili pojawił się Karagor. Stworzenie to faktycznie robiło wrażenie. Jego cielsko oraz kły wyraźnie pokazywały, że jest on urodzoną maszynką do zabijania. Z początku Folk nie ruszał się, wiedział, że stwory te przejawiają dużą inteligencję, co w połączeniu z instynktem zabójcy mogło być naprawdę niebezpieczne. Cały czas prysł jednak w momencie kiedy potwór postanowił zaatakować go bezpośrednio. Nie do końca tego oczekiwał heros. Znając mniej więcej jak działają drapieżniki spodziewał się chwilowej pauzy w zachowaniu karagory. W końcu tak inteligentne stworzenie powinno najpierw zbadać z czym ma do czynienia. Ta jednak nie przejawiała zachowań typowych dla przedstawicieli swojej rasy i natychmiastowo rzuciła się na Galicheta. Znając swoją pozycję i wiedząc, że potwór musi unieść się na tylnych łapach jeśli chciał zaatakować go frontalnie to wyeksponował swój brzuch, który jak dobrze wiadomo zazwyczaj jest najsłabszym punktem drapieżnika. Nie czekając aż Karagora dorwie go swoimi szponami Folk wykorzystał swoją moc umbrakinezy i niemalże natychmiastowo schował się w cieniu. Kiedy tylko stwór znalazł się na wysokości, z której Folk miał łatwy dostęp do jej brzucha, wyłonił się z cienia dzierżąc w dłoni swój miecz i wbił go wprost w potwora. Następnie wykonał w jego wnętrzu silne cięcie, którego celem było powiększenie rany i spowodowanie wypłynięcia flaków. Jeśli jednak karagora nie umożliwiła Folkowi wykonanie takiego ataku to nie wyłaniając się z cienia wycofał się kilka metrów od pojazdu i wyłonił z cienia bacznie obserwując swojego przeciwnika - gotowy na każdy atak.
Karagor, który zaatakował Viviane poruszał się z zadziwiającą jak na swoje gabaryty zwinnością i prędkością. Gdy tylko dostrzegł unoszącą się w jej stronę broń, skrył swój urodziwy łeb za wielką łapą, osłaniając się przed śmiertelnym strzałem, który odsłonił tkanki aż do grubej kości na poświęconej kończynie. Potwór ryknął z wściekłości i zanim córka Hodra zdążyła przeładować swoją broń, machnął uszkodzonym kikutem odrzucając lufę i zwalając heroskę z nóg. Siła uderzenia wytrąciła Vivianie broń z rąk i odrzuciła kobietę na kilka metrów, które karagora ignorując ból w kończynie pokonała w jednym skoku. Szczęki potwora kierowały się prosto w stronę lewego ramienia, grożąc zaciśnięciem się na nim bardzo szybko i bezlitośnie. Gdyby kły wbiły się w ciało siła mięśni bez problemu pogruchotałaby kości i nic nie stałoby na przeszkodzie aby karagor odgryzł całą rękę. Viviana musiała działać bardzo, bardzo szybko, jeżeli nie miała w planach zakładania dwuosobowego klubu jednorękich bandytów wraz z Galichetem. W tym czasie Nero zdołał pozbierać się po ataku drzwi, nieco spowolnić nagę i dobyć swojego miecza zanim pierwszy z sześciu, którym musiał stawić czoła, opadł w jego kierunku. Wir stali napierał na niego, szukając słabego punktu, ogon natomiast w tym czasie ciął niczym batem przez nogi Giotto, starając się wybić go z równowagi. Raz za razem ostrza nagi dosięgały Taliba, jednak nie były w stanie przebić się przez jego ubranie ochronne, zostawiając jedynie ślady na skórzanym materiale. Stwór jednak szybko się uczył i w pewnym momencie wymierzył dwa cięcia jednocześnie – jedno w stronę szyi, drugie w stronę prawego uda. Szybki atak skończył się jedynie połowicznym sukcesem, bo o ile cios przez udo zostawił w końcu widoczny głęboki ślad w ciele mężczyzny, o tyle na szyi naga pozostawiła mu jedynie smugę, którą równie dobrze można by potraktować zacięciem podczas golenia. A to spowodowane było mieczem iluzji wytworzonej przez Giotto, który wbił się nadze w odsłonięte plecy i pokrzyżował plany. Był to trafny cios, jednak nie pozbawił nagi życia i wściekłości wystarczająco szybko. Stwór wydał z siebie chrapliwy skowyt i szarpnął ogonem, który zawinął się synowi Fobosa wokół szyi pozbawiając go tchu. Sześć ramion próbowało zablokować cios w klatkę, dlatego miecz Nero wylądował raczej pod żebrami niż na jej samym środku, jednak dalej pozostawał dość celny, chociaż nie na tyle żeby poluźnić zaciskający się na jego szyi ogon potwora. Spokojnie można było uznać, że naga otrzymała tak duże obrażenia, że zdechłaby sama w przeciągu najbliższych minut, jednak jak na upartą bestię przystało, postanowiła dopilnować aby zabrać ze sobą Nero w zaświaty. Masa mięśni okutych w twarde łuski zdawała się zaciskać tym bardziej, im bardziej naga czuła swoją zbliżającą się porażkę. Z sześciu ramion, cztery zdawały się stracić zupełnie panowanie nad sobą i wymachiwały mieczami w chaotycznych, jednak wcale nie mniej niebezpiecznych ciosach, przez co plan pozbawienia przeciwniczki głowy niestety nie był w tej chwili wykonalny. Gdy Folklore już skończył analizować psychikę drapieżników i podważać inteligencję atakującego go półtonowego karagora i skrył się w cieniu, potwór zamiast bezpośrednio atakować niewidoczny cel opadł ciężko na cztery łapy. Miecz Folka nie trafił w brzuch zatrzymując się na klatce piersiowej, na której zostawił długie cięcie, głębokie, jednak wciąż dotyczące tylko grubej skóry. Karagor szarpnął łbem z wściekłym warknięciem i obszedł samochód węsząc w poszukiwaniu swojego przeciwnika. Gdy tylko dostrzegł w końcu wyłaniającego się kilka metrów dalej herosa, warknął ze złością, jakby miał do czynienia z natrętną muchą. Wyszczerzył kły w niebezpiecznym uśmiechu strzygąc uszami i obserwując Folka, jakby czekał aż tym razem to mucha podleci do niej. Mężczyzna był skupiony na przeciwniku, a dodatkowe odgłosy walki Giotto i Viviany sprawiły, że czułym zmysłom syna Hekate umknęły odgłosy czającego się na niego drugiego kota. Bądź co bądź były to drapieżniki stworzone do zabijania po cichu (mimo swoich gabarytów), a jeżeli któryś z herosów jeszcze nie zrobił szybkiej matematyki – karagory najczęściej polowały w trójkach. Folk usłyszał trzeciego karagora sekundę za późno. Monstrum wyskoczyło na niego, atakując od tyłu, zwalając go z nóg i zatapiając długie pazury w plecach mężczyzny, który został przyciśnięty do chłodnej gleby, a półtonowe cielsko stało nad nim uzbrojone w śmiertelnie silne szczęki, które miały zamiar zasmakować półboskiego ciała.
Viviana, wybacz za zamieszanie z postem, wszystko przez to że nie do końca zrozumiałe są niuanse związane z poszczególnymi mocami. W każdym razie z dwóch strzałów zdążyłaś wykonać tylko pierwszy, zraniłaś poważnie karagora w jego lewą łapę, jednak nie udało Ci się go zabić. Upadek nie zdołał Cię zamroczyć, ale musisz szybko coś wymyślić, bo cholernie mocne szczęki celują prosto w Twoje lewe ramię, a jak już się na nim zacisną, nie będzie ratunku dla kończyny.
Giotto, masz dość głęboką ranę na prawym udzie, jednak nie doskwiera Ci ona w większym stopniu. Naga jest na najlepszej drodze do śmierci, ale ty niestety masz jej ogon zawinięty wokół szyi, który skutecznie odbiera ci oddech i dopływ krwi do mózgu. Nie zdołałeś pozbawić jej głowy, ponieważ zamach zostałby zablokowany. Korzystaj mądrze z resztek tlenu, który szybko kończy się twoim komórkom nerwowym.
Folklore drasnąłeś karagora, jednak nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Gdzieś po drodze upuściłeś niedopalonego papierosa. Marnotrawstwo. Ah no tak i zostałeś zaatakowany przez drugiego (właściwie to trzeciego już) karagora, którego długie na kilkanaście centymetrów pazury zrobiły Ci ściernisko z pleców. Rana jest rozległa i głęboka, a karagor zostawił ci swój podpis nawet na żebrach. Czujesz to wyraźnie, jednak dzięki tolerancji jest to po prostu kolejny dzień w pracy. Leżysz brzuchem na ziemi, karagor stoi nad Tobą i wszystko wskazuje na to, że ma zamiar odgryźć Ci głowę.
Dziękuję za odpisy (niemalże) w terminie, macie czas do 23.03 Powodzenia!
Gość
Gość
Re: Kanada - Misja Folklore Galichet, Hrafna Rúnarsdóttir, Leryn Wong, Giotto Nero, Viviana Gaviria Nie 21 Lut 2021, 18:40
Folklore zaklnął pod nosem kiedy poczuł ostre niczym brzytwa szpony na swoich plecach. Jak mógł zapomnieć o tym, że Karagory zazwyczaj poruszają się trójkami. Teraz jednak nie było czasu, aby rozmyślać nad tym co mogłoby się stać gdyby Galichet zachował większą czujność. Trzeba było skupić się na faktach, które nie prezentowały się wstępnie za dobrze. Giotto był duszony, Vivianna mogła za chwilę stracić rękę, a on sam został przybity do ziemi przez wielkiego potwora. Z początku Folk miał zamiar po prostu spróbować się podnieść - jako heros powinien mieć wystarczająco dużo siły na to, aby móc walczyć z karagorem na przepychanki. Problemem jednak było to, że w chwili kiedy tylko zacząłby się szamotać bestia najpewniej od razu odgryzłaby mu łeb. Stąd w głowie herosa zrobił się jeszcze inny, według niego lepszy plan, głównie dzięki temu, że miał on skończyć życie obu karagor w jednej chwili. Korzystając ze swojej mocy mystokinezy wytworzył mgłę, która objęła obszar, który umożliwił zasłonięcie Folka i obu karagorów. W tym samym czasie jego ciało dosłownie się rozpłynęło - Folk mógł odetchnąć z ulgą, gdyż jego niematerialne ciało nie mogło zostać zaatakowane przez bestie. Teraz jednak nie było czasu na wychwalanie swojego zajebistego pomysłu. Korzystając z elementu zaskoczenia zmaterializował się od lewej strony, trzymając w dłoni swój miecz, niczego nieświadomego karagora (tego, który zrobił mu na plecach osobliwy tatuaż). Nie czekając nawet chwili wbił ostrze w szyje potwora, a następnie pociągnął miecz rozrywając całe gardło bestii - niech sie wykrwawia skurwysyn. Nie zapomniał jednak o drugim bydlaku. Wykorzystując moc V poziomu mistokinezy przeteleportował się do boku drugiego karagora, któremu zgotował identyczny los jak jego poprzednikowi. Kiedy tylko zabiegł się udał zmaterializował się i odwołał mgłę. Jeśli jednak jakimś cudem (na przykład zapasowym głowom) karagory przeżyły to pozostaje dalej w formie niezmaterializowanej, aby móc na spokojnie badać sytuację z bezpiecznej pozycji.
Najwidoczniej Viviana żyła obecnie w jakimś pierdolonym matrixie, gdzie jedni nie mieli pół sekundy na przeładowanie broni, a inni mieli czas pokontemplować nad atakującą bestią. Coraz bardziej zaczynało ją to wkurwiać, jednak póki co zaciskała zęby i robiła swoje. A cóż to było? Niemałe zamieszanie w jej głowie wywołał matrix, ale skoro już czasu nie miała i została pierdolnięta łapą, to trzeba było siebie ratować, a nie myśleć co tu jest kurwa nie tak. Gdy tylko wylądowała, schowała się całkowicie w cieniu pewnie wprowadzając konsternację u tego wielkiego bydlęcia. Będąc w cieniu skierowała się w stronę broni w międzyczasie wykonując kilka ruchów łopatką, na którą między innymi upadła. Początkowo plan był taki, że wychodzi z cienia i strzela w ten głupi ryj, ale zmieniła zdanie zanim jeszcze nie wyściubiła nosa. Obserwowała skołowane bydle, by po namyśle wytworzyć za pomocą cienia "ruchome piaski" pod karagorem. Te w odróżnieniu od natury, miały za zadanie wciągnąć go szybko i gdy został tylko sam łeb ponad ziemią, zamknęła cień powodując dekapitację mutacji tygrysa. Uśmiechnęła się zadowolona i wyszła z cienia na chwilę, by zgarnąć swoją broń, a następnie ponownie weszła do cienia za pomocą którego przeszła do domu i stanęła tuż za nagą. Gdy tylko złapała dobre miejsce i wyszła z cienia i pół sekundy później za pomocą swojej boskiej kosy, odcięła łeb bestii powodując kolejną już dzisiaj dekapitację. Gdy tylko cielsko padło, Kolumbijka rozejrzała się wokół, by znaleźć potencjalne zagrożenie będąc gotową w każdej chwili albo na oddanie strzału albo na ewentualnie skrycie się w cieniu.
Czyżby Giotto był reinkarnacją Johanna von Floydmanna, który zawsze walczył do ostatniego tchu? Dotąd to Folkster był znany ze swoich brawurowych akcji, skoków w przepaście, topienia się w brodziku dla niemowląt i jazdy na dzikach kaledońskich podczas wyścigów w Kazachstanie. Jak widać jednak z kim przystajesz takim się stajesz, zatem i syn Fobosa mógł mówić o sobie, że walczy do ostatniego tchu i że wyciąga pompę. Pewnie gdyby Nero był w stanie powiedzieć cokolwiek, powiedziałby: "i can't breathe", ale że struny głosowe były mocno dociskane przez ogon nagi, nie był w stanie tego zrobić. Dziwiła go dość mocno reakcja bestii, ponieważ po ataku od pleców syn Fobosa spodziewał się zadziałania instynktu i taktycznej wycofki z jej strony, by ogarnąć ile w rzeczywistości naga miała przeciwników przed sobą. Ta jednak skupiła się na duszeniu Gio, niczym Morawiecki na duszeniu podatników dzień za dniem. Sytuacja była bardzo niekomfortowa. Iluzja wytworzona przez Nero nie miała na celu zabicia nagi, wszakże to wszystko działo się tylko w głowie potwora ale po prostu oddziaływało na większość zmysłów, dzięki czemu wydawało jej się, że naprawdę dostała kosę w plecy. Miało to jednak odwrócić uwagę, co średnio się powiodło, bowiem szkarada i tak zacisnęła na szyi Giotto swój ogon. Ten musiał wymyślić coś na szybko, by uratować samego siebie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że pozostali członkowie drużyny byli albo martwi (pozdro Leryn), albo zajęci tresowaniem karagorów. Nie przejmując się raną na udzie, która nie doskwierała mu aż tak mocno, wszedł w tryb pełnego skupienia, co przy jego wytrzymałości nie powinno być dużym problemem, nawet w perspektywie zbliżającej się śmierci z braku oddechu. Dzięki temu zdołał wymyślić plan oraz wcielić go w życie, choć dużo też operował w tym momencie na instynkcie przetrwania. Wytworzył nad sobą spory strumień żrącego kwasu, który opadł centralnie na jego głowę i ramiona, a co za tym idzie, również na ogon nagi. Miał o tyle przewagę, że sam był niewrażliwy na chemikalia i dlatego też mógł bez problemu zaimplementować samemu sobie taki prysznic. Miało to przeżreć większą część ogona, którym naga go dusiła, a następnie pozwolić mu na to, by odsunąć się na bok, nie ryzykując spotkania z mieczami, którymi potwora wymachiwała na lewo i prawo. Korzystając z uzyskanego dystansu, wyciągnął z kabury pistolet P226 i oddał w nagę kilka strzałów, celując w klatkę piersiową oraz głowę, czyli wrażliwe miejsca bestii, by ją uśmiercić. Jednocześnie skontrolował sytuację wokół siebie, spoglądając na sytuację swoich towarzyszy, którzy zdawali sobie radzić z karagorami na swój sposób. A przynajmniej Viviana, bowiem Folklore pokrył teren wokół siebie i samochodu mgłą, dlatego niewiele tam był w stanie dostrzec.
Drużyna Delta mimo pewnych dość oczywistych wad, zdawała się radzić sobie śpiewająco na tej misji, a przynajmniej w tych momentach, w których faktycznie robili swoje, a nie narzekali na Mistrza Gry za niespełnianie ich wydumanych wyobrażeń. Folklore, gdy już najadł się piachu i zaczął myśleć, bardzo sprawnie poradził sobie z dwoma karagorami, które we mgle nie były w stanie mu dorównać. Czyste wbicie miecza w szyje i przecięcie głównych naczyń skutecznie uśmierciło obie szkarady. Niestety z taką metodą uśmiercania wiązały się dwie kwestie. Pierwsza - czas, ponieważ nawet wykrwawienie z największych naczyń trwało około pół minuty. Druga - była to brudna robota. W skrócie, zanim karagory wyzionęły ducha, Folklore i Ford Ragnar skończyli uwaleni posoką i nie pozostawało im nic innego jak czekać aż muchy się do nich zlecą. W tym czasie Viviana uniknęła jakimś cudem odgryzienia ręki, chociaż podejrzewam że poszłoby jej to o wiele sprawniej gdyby nie kwestionowała poczucia czasu, a jej wodze fantazji nie uleciały w stronę filmów z Keanu Reevsem. Ale co ja tam wiem. Jakże wymyślnym sposobem karagor zapadł się w ruchome piaski i został pozbawiony łba. Prośby o medal za pomysłowość proszę kierować do Corvusa Juareza. Talib Tańczący z Nagą robił się już nieco siny na twarzy. Na szczęście jego komórki nerwowe były na tyle niewielkie, że poradziły sobie z ograniczonym dostępem tlenu i wymyśliły sposób na to jak pozbyć się niechcianej adoratorki. Kwas wypalił większą część ogona nagi i tym samym uwolnił Giotto z miłosnego uścisku. Kilka celnych strzałów i naga w końcu padła martwa na ziemię.
Teraz nasi maruderzy mięli chwilę czasu na to aby rozejrzeć się dookoła po raz kolejny. Jeżeli zaczęli przeszukiwać dom Ronana, znaleźli jego ciało w kuchni, a raczej to co z niego zostało, bo obraz sugerował na bliskie spotkanie z naszą nieżywą już nagą. W kuźni natomiast znaleźli cztery skrzynie z bronią, których odebranie było ich dzisiejszą misją.
Czas na odpis do 30.02
Giotto Nero
Re: Kanada - Misja Folklore Galichet, Hrafna Rúnarsdóttir, Leryn Wong, Giotto Nero, Viviana Gaviria Nie 28 Lut 2021, 15:54
Drużyna Delta jest najwybitniejszą formacją jaką stworzono od czasu 3-5-8 Jacka Gmocha z Mundialu 2002. Członkowie poradzili sobie ze wszystkim koncertowo mimo wyraźnych kłód rzucanych pod nogi ze wszystkich stron. Najpierw regularne ataki strzałami, później orkowie (wiadomo, bez Mojoka, bo to kumpel i bez Gunocka, bo to leniwa świnia), następnie Pumba z kompanią pozostałych guźców z Króla Lwa, no i na koniec trzy zdeformowane jedzeniem bezglutenowych płatków kukurydzianych tygrysy oraz rasistowska naga, która nie szanuje ruchu GLM: Giotto Lives Matter. Kiedy ogon nagi się sfajczył, a Nero odzyskał oddech, natychmiast dokończył sprawę i później rozejrzał się wokół, doceniając w duchu dokonania pozostałych członków Delty, którzy zdekapitowali, zadźgali albo po prostu zniszczyli karagory. Syn Fobosa skrzyżował ręce na klatce piersiowej i natychmiast usunął cały kwas, który żarł powierzchnię dookoła, by zaraz żaden Jar Jar nie wdepnął w duże kaka. Korzystając z wolnego czasu, Giotto rozejrzał się po domu i gdy znalazł ciało Ronana, którego przecież już Strażnicy Galaktyki wykończyli dawno temu, pokiwał tylko głową niezadowolony. - Czyli już nie zagra na gitarze... - rzucił smutnym tonem, choć tak naprawdę miał to głęboko w dupie, co się stało z tym orkiem. Najważniejsze było to, że w kuźni znaleźli cztery skrzynie z bronią i mogli tym samym zapakować to na Forda Ragnara oraz spierdalać z tego nieciekawego lasu. Na pakę Giotto rzucił też przemarznięte ciało Leryn, która konserwowała się niczym Mr Freeze z tym wyjątkiem, że ona już nie żyła. Trzeba będzie ją spalić, by bezzębny przewoźnik Haron mógł ją przewieźć do Hadesu. Niech pozdrowi stamtąd orków, karagory i nagę. Nero wsiadł do samochodu tym razem jako pasażer, gdyż miał ważniejsze rzeczy do załatwienia niż prowadzenie auta. Wyciągnął kanapkę z pasztetem, wtranszolił ją (jak to zawsze mówi DJ Daro) i mając wypięte wrotki, odsunął siedzenie do tyłu, rozłożył je wygodnie mając w dupie to, czy Viviana siedzi za nim. Położył sobie nogi na kokpit i wyciągnął książkę koreańskiego, którą dostał od Folkmeistera jako prezent weselny: "Korea and Kim Dzong Un - Fighting Until Last Koreavirus". No i czytał ją do góry nogami, wiadomo.
Gość
Gość
Re: Kanada - Misja Folklore Galichet, Hrafna Rúnarsdóttir, Leryn Wong, Giotto Nero, Viviana Gaviria Nie 28 Lut 2021, 16:13
Uświniony we krwi Folk zaknął cicho pod nosem. Z początku był nawet wkurwiony faktem, że będzie musiał to wszystko prać. Po chwili jednak uspokoił się wiedząc, że w domu czeka na niego Blake, która nie dość, ze wypierze mu ubrania to zrobi jedzenie i na dokładkę ociosa jeszcze mongoła z kefiu. Taka kobieta to skarb, pewna, kochana, nie było opcji żeby kiedykolwiek mogła zniknąć bez słowa. Teraz jednak nie było już czasu na to, aby kontemplować nad tym, że Blake była niczym kapitan statku i nie opuściła by obozu tak nagle jak on. Wszedł do mieszkania Ronana i miał w sumie całkowicie w dupie to, że typ nie żył - w końcu ich zadaniem nie było utrzymać go przy życiu, a jedynie zgarnąć od niego broń. W sumie to potwory wysłużyły im niezłą przysługę, gdyż dzięki zajebaniu orka nie musieli mu płacić. Był jeszcze jeden plus całej tej sytuacji. Mając nadzieję, że gość znał Mojoka postanowił przeszukać jego chatkę w poszukiwaniu różnych przedmiotów oraz trunków, które mogłyby im się przydać w przyszłości. Kiedy już przeszukał mieszkanie i zapakował z Giotto sprzęt na pakę spojrzał ostatni raz na ciało Ronana: - A taki dobry był z niego skrzat.. zawsze dzień dobry mówił.. Po tych słowach ruszył do auta z zamiarem zajęcia ponownie miejsca pasażera. Jak się jednak okazało Giotto popierdoliły się kraje od tej fascynacji koreą i zajął siedzenie nie po tej stronie co powinien. Zrezygnowany Folk wsiadł więc na miejsce kierowcy i spojrzał na Włocha, który zaczął wpierdalać kanapkę z pasztetem: - Weź spierdalaj mi z tym bufetem, bo mi całą tapicerkę upaćkasz. - Następnie rozejrzał się czy przypadkiem zza jakiegoś rogu nie wkracza na miejsce zbrodni komisarz Ryba. Kiedy już wszyscy znaleźli sie w aucie Folk wykręcił autem, aby nie musieć jechać cała drogę na wstecznym... i to był błąd. Widząc ogromną górkę, która miała może jakieś 10 stopni nachylenia, postanowił, że bez porządnego rozgrzania silnika nie uda im się opuścić tego miejsca. Wcisnął sprzęgło, wrzucił jedynkę i zaczął z wyczuciem, niczym prawdziwy driver, dodawać gazu. 1000 obrotów, 1500 obrotów, 2200 obrotów... 3000 obrotów.. Folk piłował Ragnara zupełnie jak Matiza w Olsztynie. Kiedy w końcu dobił 3600 obrotów puścił sprzęgło i wbił pedał gazu w podłogę. Normalnie kiedy robiły to przy większym wzniesieniu to prawdopodobnie ruszyliby normalnie.. w aktualnej jednak sytuacji wszystkich wjebało w siedzenie, a sam ford Ragnar wyjebał niczym samolot w wieżę 11 września. Folk miał jedynie nadzieje, że po drodze nie trafią na żadną stałą konstrukcję, bo o ile startować umiał to hamowanie wychodziło mu trochę gorzej.
Viviana Gaviria
Re: Kanada - Misja Folklore Galichet, Hrafna Rúnarsdóttir, Leryn Wong, Giotto Nero, Viviana Gaviria Nie 28 Lut 2021, 22:23
Kiedy karagor został pozbawiony łba, a ten przetoczył się kilka centymetrów tak, by te puste oczy spojrzały na nią, wywróciła oczami i rozejrzała się by rozeznać się w sytuacji. Giotto poradził sobie z nagą, a mgła powoli znikała ukazując Folklora i dwa martwe ciała bestii. Cóż, czyli chyba pierwsze koty za ploty czy zaskoczy ich coś jeszcze? Kolumbijka weszła do mieszkania za Włochem rozglądając się po wnętrzu. Tam jednak nic istotnego nie znalazła, poza wspomnianym ciałem rzecz jasna. Ona typa miała gdzieś, ale jeśli faktycznie był taką złotą rączką, to obóz trochę stracił. No nic z tym fantem już nie zrobią. Chwilę później we trójkę znaleźli się w kuźni i gdy panowie nosili skrzynie, ona przeszukiwała pomieszczenie, która być może posiadała jakąś jeszcze broń czy artefakty. Jeżeli coś znalazła, to brała nawet tą niedokończoną, a którą sądziła, że obozowi mechanicy będą w stanie skończyć. Z całą pewnością dorzuciła też na pakę miecz wciąż leżący przed kuźnią przy stojaku. Zawsze to jedna sztuka dodatkowo, a Ronanowi zdaje się, że już się nie przyda. Później kiedy Nero zajął się ciałem Leryn, Viviana sięgnęła po koc dziewczyny z paki, który zauważyła, gdy tam siedziała. Rozłożyła go na tylnym siedzeniu i oparciu, na którym siłą rzeczy było trochę krwi dziewczyny. Rozłożyła się sadzając dupę za kierowcą, a nogi zarzucając na dalszą część siedzenia, choć to wgniecenie po dziku nieco miejsca jej zabrało. No trudno. Zdawało się, że z wielkiej chmury spadł mały deszcz, bo misja (prawie) dobiegła do końca. Pozostało jedynie wrócić, co miała nadzieję odbędzie się bez niespodzianek. Może łucznicy znudzili się z tym czekaniem? Spojrzała jedynie we wsteczne lusterko, kiedy ich super kierowca przygazował, ale nic nie powiedziała. Zresztą, jakby ona była typem rozmownej laski.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Kanada - Misja Folklore Galichet, Hrafna Rúnarsdóttir, Leryn Wong, Giotto Nero, Viviana Gaviria Wto 02 Mar 2021, 16:29
Herosi po pokonaniu swoich przeciwników zaczęli spoglądać na siebie i nie doszukawszy się żadnych poważnych ran, przeszli od razu do konkretów, szukając skrzyń z bronią, po które tutaj przybyli. Ciało Ronana leżało w jednym z pomieszczeń i po początkowym rekonesansie półbogowie zgodnie mogli stwierdzić, iż śmierć orka nastąpiła stosunkowo niedawno. Najwidoczniej znaleźli się tutaj odrobinę za późno, bo gdyby Ford Ragnar bardziej współpracował, to mogliby uratować kowala przed tym losem. Teraz jednak mogli tylko odmówić modlitwę, ewentualnie zlootować go jak w RDR2. I wiadomo co zrobili. Skrzynie zostały przeniesione na pakę samochodu, razem z zamarzniętym ciałem Leryn. Herosi sprawdzili jeszcze stan wozu, który całe szczęście do jazdy się nadawał, po czym po kolei zajęli miejsca w środku, zajmując się czym tylko chcieli. Giotto czytał na odwrót koreańską książkę, Folk piłował Forda niczym Matiza, Viviana z kolei grzecznie zajęła miejsce, nad którym znajdowała się dziura w dachu od ciosu mieczem. Mistrz kierownicy uciekł po raz drugi i Galichet tak postawił Forda, że Nero oraz Gaviria poobijali się o drzwi oraz siedzenia, nie mogąc w spokoju ani dojeść kanapek z pasztetem, ani też podenerwować się na siebie nawzajem. Droga mijała wam bardzo szybko i jak się okazało, wokół nie było żadnych przeszkód. Najwidoczniej wśród potworów rozeszło się już, iż Ronan nie żyje oraz że pozostałe stwory gryzą glebę. Dzięki temu cała trójka dotarła Minas Tirith (tzn. portalu), choć z Rivendell wyszli w czwórkę. Przez portal przeszło kilku herosów, którzy mieli zająć się zabraniem zaopatrzenia. Wezwał ich satyr, którego drużyna spotkała na samym początku tej misji. Pozostali opuścili samochód, Folklore w dodatku dla śmieszku ustawił bieg D oraz położył cegłę na pedale gazu i patrzył jak Ford Ragnar jedzie przed siebie, by następnie rozpierdolić się na drzewie niczym Ragnar we wspominanym już kilka postów wcześniej rajdzie Finlandii. Jeden z herosów stanął obok was, niosąc jedną ze skrzyń i spoglądał na staczającego się z góry Forda, który zabrał ze sobą niewinne drzewko. - No i w pyzdu i wylądował. I cały mysterny plan też w pyzdu - gdyby miał wolne ręce, to w tej chwili by nimi machnął. Wszyscy przeszli przez portal, który chwilę później się zamknął i wyznaczone osoby przeniosły broń do magazynu, jeden inny heros odpowiedzialny za działo Leryn zaniósł ją do Asklepiosa, z kolei Folkmeister, Vivcia i Gionson przybili sobie żółwiki niczym Avengers, pośmieszkowali i sobie poszli w różnych kierunkach. Giotto rzecz jasna do żony, która czekała na niego z mielonymi, Viviana do przedszkola odebrać dzieci, które nie żyły od roku, a Folkmeister do gejowskiego klubu w poszukiwaniu Leslie Summers, która miała uszyć suknię ślubną dla Blake. Tylko chuj wie po co.
Podsumowanie:
Giotto otrzymujesz: +15 punktów zwykłych +12 punktów boskich (+2 za komplet odpisów w terminie)
Viviana otrzymujesz: +15 punktów zwykłych +13 punktów boskich (+2 za komplet odpisów w terminie, +1 rekompensaty za błędy MG)
Folklore otrzymujesz: +13 punktów zwykłych (-2 za jednorazowe spóźnienie się z odpisem) +10 punktów boskich
Uwagi: - Rany wszystkich herosów nie są duże, więc po kontroli w szpitalu i kilku dniach odpoczynku, wrócą do normalnej sprawności. - Skrzynie z bronią zostały zabezpieczone. - U Ronana zostały znalezione dwa bilety na koncert Sandu Ciorby w Kuzcek, które przywłaszczyli sobie Giotto i Folklore
Dziękuję za wasz udział, było interesująco i dziwnie. Latające sztylety, przerośnięte świnie, mongolizm, koreanistyka, zawody w gapieniu się na wiewiórki, etc.