Uśmiechnęła się delikatnie, gdy jej ukochany wtulił twarz na moment w jej policzek i włosy. Wiedziała, kiedy jej ukochanemu się podobało i choć zachował się subtelnie, ona nie potrzebowała więcej znaków, by kontynuować pieszczotę. W końcu czy ktoś jej zabroni głaskać Corvusa po policzku? Może i był generałem, ale ona jego kobietą i to chyba każdy (inteligentny) rozumiał. Skinęła głową lekko rozumiejąc, że obawia się wykrycia ich ucieczki. Nie żeby Garcia nie miała ochoty tu być, jednak on był dla niej najważniejszy. Zaraz potem ściągnęła brwi początkowo nie rozumiejąc dlaczego miałby czuć się źle. Z nerwów zebranych z całego dzisiejszego dnia? Jednak przyglądając mu się uważniej zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi, dlatego uśmiechnęła się ewidentnie zadowolona. - Tak, tak. Ja też, ale podejrzewam, że generał zrozumie moją nieobecność w warsztacie - przygryzła lekko jeden policzek kryjąc swoje rozbawienie. Oczywiście mówiła dość cicho, bo choć nie podejrzewała, by ktoś celowo ich podsłuchiwał, to jednak przypadkiem jakieś treści w ucho mogły wpaść. A przecież nie każdy ją lubił czy popierał Juareza. Uśmiechnęła się słodko, gdy Hiszpan nawiązał do ich relacji w związku z nowym obozowym małżeństwem. Ostatnio Sylvia była też spokojniejsza o ich relacje, może dlatego, że nieco przycichły plotki, ale i sam mężczyzna rzadziej wymawiał imię zmarłej czy to przez sen czy to wspominając coś. Miała nadzieję jednak, że to nie jest cisza przed burzą. - Ale tyle lat się przyjaźnili i nagle po bitwie zrozumieli, że co? To nie tylko przyjaźń? Warto mieć kogoś bliskiego? Bo nie sądzę, że śmierć Alvy zbytnio obeszła Gio i to jej opłakiwanie ich zbliżyło. Tym bardziej, że Elisa bardzo się z nią nie lubiła - jaki zbieg okoliczności! Jednak w tym momencie nie piła w ogóle do nich, tylko tak sobie dywagowała nad tym. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy ją pochwalił. Widziała jaki ma na niego wpływ gołym okiem, ale on też z pewnością zdaje sobie sprawę jak ją zmienił, jej podejście do wielu spraw i jak inna jest przy nim, a jaka przy całej reszcie. Tort okazał się dobry, ale niekoniecznie wpisujący w jej smaki. Trochę smutek, ale mówi się trudno. Z pewnością deserów nie będzie tu brakować. Zjadła swój kawałek do połowy i z ciekawości przekroiła podsuniętą mężczyzny porcję, która w rzeczy samej okazała się wyglądać nieco inaczej w środku. Najwyraźniej dostali różne piętra. Spróbowała jego i aż się uśmiechnęła. - Zdecydowanie lepszy - odparła zadowolona, by zaraz zgodnie z prośbą Corvusa nałożyć mały kawałek na widelczyk i ostrożnie zbliżyć do jego ust, by mógł spróbować. Po tym jednak ze smakiem zjadła jego porcję, więc jeśli zmienił zdanie, to miał pecha! Albo mógł dokończyć jej porcję. Tuż po tym Garcia nalała sobie kawy, by na talerz nałożyć sobie porcję makaronu z mięsnym sosem. Przeszła do jedzenia, które okazało się naprawdę pyszne. Nie żeby wątpiła w obozowych kucharzy, ale chyba dziś przeszli samych siebie. - Jak twoje ravioli? - spytała zerkając na niego, który z równie zadowoloną miną jadł to, co sobie wybrał. Upiła nieco kawy zerkając na DJa, który zapowiedział otwarcie baru. Z pewnym rozbawieniem, ale też zażenowaniem - co jasno sugerowało jej wywrócenie oczami - spojrzała na nagły szum i szuranie krzesłami. Niech jeszcze w kolejkę się ustawią, bo przecież dla nich zabraknie!
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Sro 06 Sty 2021, 19:17
Odysseas uniósł jedną brew, próbując doszukać się jakiejś podpuchy ze strony Viviany, ale kobieta wypadła na tyle przekonująco, że naprawdę uwierzył w wersję barmana geja. Nie mógł zareagować na to inaczej niż wzruszeniem ramionami i nieco teatralnym tonem, który ewidentnie sugerował zażartowanie sobie z całej tej sytuacji. - Najwidoczniej jestem za mało homo - udał smutnego, jak gdyby naprawdę zależało mu na uwadze jakiegoś geja. Uznał jednak, że istnieje szansa, by rozbawić Vivianę i dlatego zaryzykował z tym żartem. Ciągle przecież to robił i w ogóle mu to nie wychodziło, może teraz się uda? Kiedy Kolumbijka prezentowała mu sylwetki nowożeńców, Odysseas na chwilę zawisnął wzrokiem najpierw na obojgu, a później odpowiednio na Giotto i Elisie, potakując w rytm wypowiadanych słów przez trenerkę. - Co ty, nie widać - zakpił sobie z jej opisu pana młodego, który wyglądał jak typowy zabijaka. Prawdę powiedziawszy, to takich w swoim gangu Spyros widywał na pęczki, dlatego też akurat ta sylwetka nie była mu wcale obca. I nie trzeba być Sherlockiem Holmesem by wiedzieć, że jest to prawda. Bardziej zainteresował go opis panny młodej, o której nic nie wiedział, a która przez te pierwsze kilkadziesiąt minut wesela zdawała się być nieco inna, niż przedstawiała ją Gaviria. Miła i pomocna jak najbardziej, ale ma charakterek? Z taką słodką buźką? Średnio mu to pasowało. - Śmiałaś się z gangów, a u was chyba co drugi mógłby kogoś zabić - rzucił w eter, przyrównując obóz do organizacji przestępczych z Grecji. Paradoksalnie było między nimi wiele podobieństw, dlatego jakoś tak naszło mu te skojarzenie, które nie do końca musi być zgodne z prawdą. Nie znał przecież zbyt wielu półbogów, ale póki co to te wszystkie Viviany, Giotto i Elisy zdawały się być bardziej morderczopędni niż jego kumple z gangu. Skinął głową w kierunku Gavirii, która zachęciła go do odwiedzenia kantyny. - Zawsze chciałem mieć taką ładną psiapsię - trochę zakpił z niej, choć nie był to do końca przytyk w jej stronę, a swoisty komplement w stylu Spyrosa. - Może kiedyś umówimy się na obiad, co? - spytał wprost. - Polecisz mi coś dobrego, a ja... - zastanowił się. - po prostu będę. Niewiele mam do zaoferowania poza towarzystwem - wzruszył ramionami, bo normalnie w takiej sytuacji zaproponowałby zapłacenie rachunku, podwózkę do domu i tego typu rzeczy. Tutaj jednak wszystko było dla nich za darmo, a i do mieszkań nie mieli zbyt daleko, więc nie miało to racji bytu. Ponownie wzruszył ramionami i odpuścił, kiedy nie wzięła od niego gryzka z jego widelca. Sam dokończył porcję i do momentu jej pytania już się nie odzywał. Nie potraktował oczywiście tego jak coś złego i nie był na nią obrażony, zwyczajnie skupił się na posiłku, bo ravioli było naprawdę przepyszne. - Zdecydowanie - potwierdził tylko jej przypuszczenia i po pierwszej porcji ravioli, tym razem zdecydował się na nałożenie sobie carbonary, tak jak Viviana. Nie żeby spodziewał się, że mogą mieć podobne gusta, ale skoro brunetka zdecydowała się na te danie, to on również mógł zaryzykować. Na pewno mniejsza szansa, że nie trafi w jego gust. Wtem DJ ogłosił, że można już sięgać po alkohol, a herosi tłumnie zaczęli ustawiać się w kolejce po drinki. Spyros wytarł tylko usta serwetką i od razu podniósł się z krzesła. - Przepraszam na moment, mam do załatwienia dwie butelki Aguardiente Antioqueño dla pewnej ślicznotki - rzucił swobodnie, nie patrząc nawet na reakcję Gavirii i ustawił się w kolejce po alkohol, która zanim w ogóle spostrzegł, zrobiła się dość spora. Dobrze, że herosi szybko to ogarnęli i załatwili kolejnych barmanów, którzy obsługiwali kilka osób jednocześnie.
Gość
Gość
Re: Stoliki Czw 07 Sty 2021, 13:01
Nie stawiał się kiedy kobieta złapała go za nadgarstek i wyciągnęła przed namiot. Nie odzywając się stał i w skupieniu słuchał wszystkiego co kobieta miała do powiedzenia. Brał na siebie każdy zarzut, każdy wylew złości i frustracji, gdyż wiedział, że mu się one w zupełności należą. Kiedy Blake skończyła swój wywód stali chwilę w milczeniu. Folk potrzebował zebrać myśli, poskładać je do kupy i przekazać kobiecie w taki sposób, aby wszystko było zrozumiałe i klarowne. Napięcie między nimi rosło, a cisza, która była między nimi zdawała się to dodatkowo potęgować. W końcu przemówił: - Po tym kiedy oddałem pozycję dowódcy drużyny Dionizosa straciłem w pewien sposób część siebie. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Przez te wszystkie miesiące podróżowałem, zwiedziłem wiele miejsc, a także poznałem wiele kultur. Po prostu w pewnym momencie poczułem się już całkowicie niepotrzebny dla tego obozu. Mam swoje lata, a pieczę nad obozem zaczęli przejmować młodsi ode mnie - mam wrażenie, że zostałem pewnego rodzaju reliktem. Wybacz, że znikałem bez słowa.. Po tych słowach Folk zbliżył się jeszcze bliżej do Blake, objął ją w pasie i przywarł jej ciało do swojego: - Kocham Cię i przepraszam za to wszystko. Przepraszam za to znikanie bez słowa, za zostawianie Cię samej z tym wszystkim. - Nie czekał na jej odpowiedź. Pocałował ją czule, tak jak całuje się ukochaną, której nie widzi się przez bardzo długo, za długo. Kiedy pocałunek się skończył uśmiechnął się do kobiety i rzekł: - Z tego co słyszę to zaczęli podawać tort. Musimy wrócić do środka. Jeśli chcesz to dokończymy tą rozmowę później. Po tych słowach poczekał na to co kobieta miała do powiedzenia, a następnie złapał ją za dłoń i ruszył z nią z powrotem na ich miejsca.
Blake Simmons
Re: Stoliki Pią 08 Sty 2021, 20:03
Gdyby ktokolwiek inny stał teraz przed Blake, nie patrzyłaby na niego tak długo oczekując odpowiedzi, tylko odwróciłaby i odeszła. Gdyby to był ktokolwiek inny nie waliłaby go w tors jak głupia dziewucha, a przypierdoliłaby zdrowo tak żeby jaja odpadły. Z drugiej strony gdyby to był ktokolwiek inny, cała ta sytuacja nie miałaby dla niej aż tak dużego znaczenia. Jej umysł lawirował gdzieś pomiędzy złością a tym oczywistym uczuciem do mężczyzny. Wolałaby żeby się bronił, żeby jej przerwał, żeby próbował się kulawo tłumaczyć, co z pewnością podsyciłoby jej złość, na której mogłaby się skupić. Nie, on odczekał aż słowa zawisną między nimi na tak długo, żeby w końcu opaść wraz z częścią złości. Znał ją za dobrze. Gdy w końcu się odezwał, Blake nie przerywała mu, po chwili odwracając wzrok, jakby ciężko jej było przy własnym bólu mierzyć się jeszcze z bólem Folka. Przez cały ten czas gdzieś z tyłu głowy miała świadomość tego, że mężczyzna dużo poświęcił aby się zmienić, jednak z czasem przestała zwracać na to uwagę, za bardzo skupiona na swojej urażonej dumie. Teraz poczucie zrozumienia wróciło ze zdwojoną siłą, kiedy sam syn Hekate na głos przyznawał się do tego, czego wcześniej mogła się jedynie domyślać. To osłabiło jej złość, która zaraz potem niemalże zniknęła kiedy Folklore wziął ją w ramiona. Znajoma bliskość niemalże ją zabolała. Zdążyła jedynie unieść oczy na mężczyznę zanim ją pocałował i wtedy zapomniała o wszystkim tym, o czym przysięgała że będzie pamiętać. Złość wyparowała, liczył się tylko on i jego smak. Porównanie uczucia do narkotyku było prymitywne, oklepane ale jednak doskonale obrazujące działanie pewnych emocji, kiedy już poczuło się jak to jest być uzależnionym. Zarzuciła mu ręce na szyję, wbiła głodne palce w jego kark, odwzajemniła czuły pocałunek, który wyrażał wszystko to, co jeszcze nie padło między nimi. Kiedy się odsunęli od siebie, zdecydowanie zbyt szybko, Blake znów uniosła swoje ciemne spojrzenie na Folka, przez chwilę po prostu na niego patrząc. Jakby chciała odczytać z jego twarzy więcej niż była w stanie. Wydawało się, że zawisła zupełnie zdezorientowana tym co się wydarzyło. A później rzeczywistość powoli zaczęła wracać do jej świadomości. To było jak kubeł zimnej wody na głowę, który sięgał swoim lodem aż do klatki piersiowej. Serce, które chwilę temu biło jak oszalałe, teraz zdawało się zatrzymać. - Rozumiem czemu to zrobiłeś - odezwała się w końcu, spokojnie, już bez cienia złości. Szczerze. Pokiwała głową na potwierdzenie swoich słów, ale również jakby godziła się z tym wszystkim co one tak naprawdę oznaczają. - Kocham cię Folk, ale nie mogę tego zrobić... Nie kolejny raz, to już się nie uda... - Odsunęła się od niego, z oporem. To była jedna z tych najgorszych decyzji do podjęcia. Jednak wiedziała, że musi iść w tym kierunku. Nie może zawieść po raz kolejny. Aresie czy to widzisz? Poświęcam siebie, rezygnuję z uczuć, żeby ciebie nie zawieść. Mogłaby mu wytłumaczyć dlaczego, zapewne w jakimś pokręconym poradniku dla par byłoby napisane, że ma do tego prawo. Ale Blake nie miała serca mu tłumaczyć. A może po prostu się do tego nie nadawała? Może to strach przed kolejnym rozczarowaniem? Strach przed uczuciem i przed tym jak słabnie pod jego wpływem? - Idź, Giotto się ucieszy na twój widok. - Blake była wdzięczna, że głos jej się nie załamał. Utrzymała chociaż pozory siły, którą powinna mieć. Wysunęła dłoń z jego palców, pozostawiając w nich w zamian pudełko, które wcześniej jej dał. Nie patrząc mu w oczy znów cofnęła się kilka kroków. - Idź Folk. - To była już prośba. Idź i nie rób mi tego. Nie każ mi znowu przeżywać wszystkiego od początku. Pozwalać zbliżać się do ciebie żeby później patrzeć jak odchodzisz. Nie każ mi poświęcać się dla miłości, w której gdzieś po drodze zgubiłam wszystko inne. To było zbyt ciężkie. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego odwróciła się tyłem do Folka i wesela i zmusiła swoje nogi do tego żeby ruszyły naprzód.
zt
Ostatnio zmieniony przez Blake Simmons dnia Sob 09 Sty 2021, 19:23, w całości zmieniany 1 raz
Corvus Juarez
Re: Stoliki Sob 09 Sty 2021, 02:10
Corvus tylko pogładził się dwoma palcami po podbródku, zastanawiając się, czy rzekomy generał faktycznie zrozumiałby nieobecność Sylvii w warsztacie. Rzecz jasna była to tylko taka mała gra, bo chyba nie trzeba było udawać, że odpowiedzi nie znają. Juarez tylko pokiwał głową z małym uśmiechem, dodając do tego również mrugnięcie w stronę brunetki, które jasno miało jej zasugerować, że główny dowodzący obozu nie będzie wyciągał konsekwencji z jej jednej nieobecności w warsztacie. Mogło być to trochę kolesiowskie i samolubne z perspektywy wielu obozowiczów, ale oboje tak ciężko pracowali, że zasługiwali na chwilę wytchnienia, a nic im akumulatorów nie naładuje tak jak wspólny poranek, wieczór i popołudnie. Syn Melinoe chwilę musiał się zastanowić, bo niezbyt znał się na obozowych związkach i tak naprawdę nie śledził nigdy ani Giotto, ani Elisy, ani kogokolwiek innego, by rozumieć co nimi kieruje w romantycznych poczynaniach. Jeśli już w coś się angażował, tak jak chociażby w relację Arona i Iris, to robił to dyskretnie do tego stopnia, że nawet sama Garcia nie wiedziała o tym, co ustalił z córką Zeusa. Starał się jednak znaleźć jakieś rozsądne wytłumaczenie i kilka wersji nawet udało mu się wymyślić. - Czasem masz pod nosem to czego szukasz - rzucił nieco filozoficznie. - Nie znam ich tak dobrze, by cokolwiek wnioskować, ale może to zaczęło się wcześniej niż sądzimy? Nie mówię, że Nero zdradzał Dahlbergh, ale może kochali się już wcześniej, tylko z jakichś powodów tego sobie nie mówili? Nie jestem dobry w tych sprawach, ale myślę, że to jest dużo prostsze, niż nam się zdaje - to były tylko takie dywagacje, które nie miały w żaden sposób wpływu na to, co się dzieje wokół nich. Mogli sobie tak poplotkować, bo czasem było to nawet zdrowe, takie wymienienie się poglądami na różne wydarzenia. Dostrzegł ten mały uśmiech na jej twarzy, który był efektem komplementu. Ale cóż miał innego powiedzieć, jak nie samą prawdę? Sylvia doskonale potrafiła się z nim obchodzić i dzięki jej wkładowi w ten związek, było mu ze wszystkim dużo łatwiej. Był zawsze oczekiwany w domu przez nią, Meksykanka kochała go całym serduszkiem i w dodatku nie miała problemów z tym, że jest tak ważny w obozie i tyle od niego zależy. Jak wspomniał już wcześniej, wsparcie było bardzo ważne i skoro doceniał to, jak wiele Sylvia dla niego poświęca, to warto było jej raz na jakiś czas rzucić jakimś komplementem, co po tych kilku miesiącach razem nie było już tak trudne jak kiedyś. Wystarczył mu tylko jeden widelczyk tortu i pomimo tego, że był całkiem dobry, nie miał ochoty jednak zabrać go Garcii. Widząc jednak z jakim smakiem dziewczyna zabiera się za jego kawałek, zachichotał tylko cicho i co jakiś czas zerkał na nią, rozkoszując się nie tylko pysznym ravioli, ale przede wszystkim swoją ukochaną w dobrym nastroju. To był widok, który zawsze podnosił go na duchu i być może właśnie dlatego złe myśli o powtórce z rozrywki sprzed ponad roku już go opuściły. - Nawet nawet - przyznał ze spokojem w głosie, nabijając kawałeczek ravioli na widelec i podsuwając go pod nos Sylvii. Skoro ona dała mu gryzka, to i on się podzieli. Taki mały, uroczy geścik, który na pewno nie zostanie przez nią skrytykowany. - Przynieść ci coś do picia? - spytał od razu, jak tylko usłyszał wiadomość DJa. On na alkohol ochoty nie miał z różnych powodów, ale głównym było to, że jako generał nie mógł pozwolić sobie na balangę bez żadnej refleksji. Musiał się pokazać wszystkim, bo przecież wielu miało go za oazę spokoju i poniekąd dzięki niemu wierzyli w ogóle jeszcze w ten obóz. Nie chciał zaprzepaścić tego wizerunku, który zdawał się być odpowiedni dla niego samego. Lubił, gdy ktoś na nim polegał i na niego liczył. Chciał czuć się przydatny. - Jeśli masz ochotę na coś konkretnego, to śmiało - zaznaczył, by córka Hefajstosa nie miała wątpliwości. Corvus przyniesie jej co tylko zapragnie. Ona mogła sobie pozwolić na kilka drinków, bo przecież Juarez ją pilnował. Poza tym, Sylvia nigdy nie zachowywała się jakoś żałośnie po alkoholu, ot tylko nieco wyolbrzymiały się jej niektóre cechy. Nigdy jednak nie było mu za nią wstyd, bo dziewczyna poza tym, że jest po prostu dojrzałą kobietą, ma też dużo w głowie i wie, jakie są jej limity, choćby te alkoholowe. Zakończył posiłek i odstawił talerz nieco na bok, a sam nalał sobie herbaty, którą zaczął powoli sączyć. Rozejrzał się wkoło, dostrzegając nie tylko starych wyjadaczy obozowych, ale również kilka nowych twarzy takich jak Odysseas, który stosunkowo niedawno pojawił się na kampusie. Potomek Melinoe objął znów Garcię i podrapał ją pieszczotliwie po policzku, chcąc ściągnąć jej uwagę. Skinął w stronę Spyrosa i Gavirii, którzy jak widać prowadzili ze sobą dość namiętny dialog. Od kiedy Viviana w ogóle wypowiadała tyle słów? - To był chyba dobry pomysł z tym przydziałem Spyrosa dla niej - rzucił, kiwając lekko głową. Najwidoczniej Juarez znowu miał nosa, tak jak chociażby do angażu Elisy czy Blake, które wywiązywały się wzorowo ze swoich obowiązków. - Swoją drogą, myślisz, że Galichet i Simmons się pogodzą? - tak już a propos córki Aresa, która chwilę wcześniej wybyła z Folkmeisterem na zewnątrz. Pogładził zewnętrzną częścią dłoni ukochaną, po czym zaczął bawić się jej włosami. Ach te przyzwyczajenia!
Hrafna Rúnarsdóttir
Re: Stoliki Sob 09 Sty 2021, 12:38
Najpierw odpowiedziały mu milczenie i przenikliwe spojrzenie szaroniebieskich oczu, zdradzające, iże kobieta rzeczywiście wiedziała, kim był. Gdy jednak wyciągnął ku niej rękę, przyjęła ją i uścisnęła, bezustannie wpatrując się w oczy Fernandesa. Wkrótce w jej ledwie poprawnym dotąd uśmiechu zawitało ciepło, a wzrok złagodniał. - Hrafna. Z Vidara - wypowiedziała imię ojca z islandzkim akcentem. - Miło mi. Nie mieliśmy dotąd okazji oficjalnie się poznać. Otaczająca ją aura spokoju współgrała z woniami, jakie ją spowijały. Pachniała jak nocny las po deszczu, lecz tkany subtelnymi, niezwykle ulotnymi aromatami drzewa sandałowego i jaśminu. - A dzisiejszy dzień zapewne wielu zmusza do wspomnień. Nie minęło wiele czasu... Odwróciła się od niego, by znów spojrzeć w kierunku młodej pary. - Przynajmniej próbują - dodała jeszcze, po czym nieśpiesznie zajęła się podawanymi posiłkami. Przez większość czasu milczała, lecz nie był to ten rodzaj ciszy, który wprawiał w dyskomfort. Wyraźnie dobrze się w niej czuła i pozwalała to odczuć innym, dzieląc się wrażeniem. - Jak ci się tu żyje? - spytała wreszcie, raz za razem skubiąc odłożony wcześniej tort.
Gość
Gość
Re: Stoliki Nie 10 Sty 2021, 16:53
Blake poszła do domu dając mu do zrozumienia, że kiedy biba się skończy warto byłoby do niej dołączyć. Teraz jednak Folk miał dużo ważniejsze sprawy do załatwienia - był w końcu na ślubie swojego najlepszego przyjaciela i nie mógł sobie pozwolić na to, aby nie pogratulować mu osobiście. Kiedy skończył w ciszy i samotności posiłek, przetarł usta serwetką, a następnie wstał od swojego miejsca. Poprawiając swój Garnitur i upewniając się, że wygląda należycie ruszył w stronę stolika pary młodej.
z/t
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Nie 10 Sty 2021, 17:52
- Nie da się ukryć - rzuciła wcześniej wywracając oczami z małym uśmiechem na twarzy. Czy ją rozbawił? Odrobinę, ale wywracanie oczami weszło jej w nawyk tak dawno, że teraz to robiła w każdej tego typu sytuacji. Gdy była zirytowana, próbowała coś zbyć, usłyszała coś głupiego i tak dalej i tak dalej. Zerknęła na niego rozbawiona na moment przerywając przedstawianie pary młodej, gdy mężczyzna zakpił z opisu Giotto. Wiadomo, że po Nero od razu widać jakiego typu jest to człowiek, ale czasem szata może zmylić, więc wolała mieć pewność, że Odyseusz przyswoi ten opis bardzo szybko. W końcu to syn Fobosa był chyba pierwszą osobą na liście, która nie miałaby problemu z zabiciem kogokolwiek. Mógł czuć się ostrzeżony. Elisa nie była typowym zabijaką, ale mężczyzna musiał zdawać sobie sprawę, że ta kobieta nie da sobie w kaszę dmuchać. Był w niej ogień, który w odpowiednich chwilach dawał o sobie znać i pokazywał, jak groźnym przeciwnikiem jest kobieta. - No jasne, że tak - wzruszyła ramionami, nie kryjąc się z tym, że tak jest. - To znaczy Elisa nie zabije ciebie póki nie zagrozisz szpitalowi, obozowi czy nie będziesz podrywać Giotto. Ona po prostu umie postawić na swoim i być groźna, nie bez powodu zarządza całym szpitalem - wyjaśniła, by cicho i krótko się zaśmiać. - Jasne, że jesteśmy zabójcami. Tylko my zabijamy, by chronić swoje życie i swój dom czy to potwory czy innych herosów, którzy nam zagrażają. A raczej zagrażali, bo już nie istnieją, przynajmniej nie w zorganizowanej grupie - wyjaśniła mu, bo zabójstwa ich łączyły, ale Viviana nie robiła tego dla własnej satysfakcji czy dla zdobycia rzeczy materialnych dla siebie. - No ale i u nas są sieroty, które płaczą nad uschniętym kwiatkiem i boją się walki - skrzywiła się ewidentnie gardząc tymi półbogami. Nie zareagowała w żaden sposób, gdy ponownie nazwał ją psiapsią oraz ładną. Nie była wstydliwą czy z kompleksami kobietą, by te słowa wprawiły ją w zakłopotanie bądź uważała, że należy za każde takie słowo dziękować. Słysząc jednak o jego propozycji, spojrzała na niego z mieszanką niedowierzania i rozbawienia. - Umówmy się tak, jak przeżyjesz cały trening i nie będziesz mnie celowo drażnił, to możesz mi potowarzyszyć przy posiłku - w końcu odpowiedziała przeczuwając, że to nigdy do skutku nie dojdzie. Zbyt wiele czynników - przeżycie, nie wkurwianie jej. Skinęła tylko głową, gdy powiedział, że mu smakowało, sama powoli zajadając się swoją porcją. Właśnie ją kończyła, gdy DJ ogłosił, że bar uważa się za otwarty. O dziwo nie musiała nic mówić, bo sekundę później, on już się podnosił. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Nawet nie najgorsze te jego towarzystwo, gdy zachowywał się jak człowiek. Wywróciła jeszcze jednak oczami na jego tekst, nic sobie więcej z tego nie robiąc, bo i co by miała? Akurat, gdy wrócił rozpoczęła się akcja przy stoliku pary młodej. Po dwóch ekscesach, pani Nero postanowiła dać oficjalne oświadczenie, na które Viviana uśmiechnęła się lekko. - Co mówiłeś? - spojrzała na niego rozbawiona, bo mężczyzna mógł teraz się przekonać, że ta słodka buźka jednak potrafi krzyknąć, pogrozić i postawić na swoim. - Masz dwie? - spytała nie widząc z czym przyszedł. Nie sądziła jednak, by popełnił ten błąd i miał mniej. Dopiła wodę w swojej szklance i skinęła głową, że może polać. - Napijesz się ze mną? - spytała, by nie myślał, że on tego alkoholu ruszyć nie mógł. Ona była wychowana wbrew pozorom i skoro jej towarzyszył, to miał prawo z nią się napić jej alkoholu.
Jin Kyoya
Re: Stoliki Nie 10 Sty 2021, 18:38
Córka Afrodyty mogła być mądralińską w tym momencie, bo przecież jej żadne uczucia względem kogokolwiek nigdy nie umykały. Wystarczy przywołać sytuację z misji, która pokazywała tylko, jak wielkie zdolności posiada Garrido. Zlokalizowała go tylko za pomocą uczuć, które nasiliły się u niego w momencie odczuwania bólu. Tak więc z jej ust takie teksty mogły być traktowane jako wymądrzanie się, bo przecież ona miała dużo łatwiej. Jeśli dostrzegała kogoś, to w trymiga potrafiła określić, czy ten ktoś czuje coś do kogoś innego i nie chodziło tu tylko o stricte romantyczne uczucia. Jednakowoż druga część wypowiedzi Carli nieco go zaskoczyła. Uśmiechnął się rozbawiony, a jednocześnie zdziwiony i drgnęła mu brew, a sam Japończyk przysunął się nieco bardziej w stronę Hiszpanki. - Mówisz, że podczas ataku na obóz oni... - spojrzał w kierunku stołu młodych. - Bardzo interesujące - z tej strony Włoszki nie znał. Jeśli to co Carla mówiła, było prawdą, to Kyoya musiał przyznać, że Elisa nie jest taką świętoszką, za jaką ją do tej pory miał. Takie akcje prędzej pasowały do chociażby Carli, Lary czy Blake. Nawet Sylvia, którą znał nieco lepiej od Gusevy i Simmons wydawała się być skłonna do takich szybkich numerków. Tymczasem Elisa Nero uprawiała z Giotto seks w magazynku, jak nikt nie patrzył? A to nygusy! Pokarmiwszy córkę Afrodyty, Jin chwilę później sam zakosztował tym razem potrawy z jej widelca, która również mu posmakowała. Póki co jednak miał ochotę bardziej na makaron, aniżeli na pierożki, dlatego też podziękował w razie kolejnych pytań i skupił się na swojej carbonarze. W pierwszej chwili Japończyk podziękował za wodę, ale chwilę później, dostrzegając, że nie zanosi się na podanie alkoholu czy słodkich napojów, postanowił jednak sam chwycić dzbanek i nalać sobie trochę wody. W tym samym czasie był też świadkiem składania życzeń przez tercet Ian-Hoshi-Lucifer, które zakończyły się groźbą ze strony Elisy. Syn Heliosa z wrażenia odłożył dzbanek z wodą i spojrzał udając przerażonego na Carlę. - Oni są straszni - nie chodziło mu o to, że źle wyglądają. Pan i Pani Nero byli zdecydowanie najtwardszą parą w obozie, bo poza siłą mieli również władzę, a ich charakterki dopełniały dzieła. - Wyobrażasz sobie ich dzieci? Szybciej będą rozcinać minotaury niż chodzić - zaśmiał się cicho. - Z drugiej strony, może zmiękną trochę przy nich? Chociaż ciężko mi sobie wyobrazić Giotto jako kochanego tatusia - znów zachichotał, po czym spojrzał na pana młodego, który może i zmieniłby trochę podejście przy potomku, ale raczej nie było szans na jakieś wielkie przemiany. Uwagę Jina zwrócił zapowiadający alkohol DJ. Kyoya szybko szturchnął Carlę łokciem. - Leć po coś dla nas, bo zaraz kolejka będzie - sam miał ograniczone pole manewru przez stan zdrowia, dlatego też wszystko zależało od Carli. Poza tym, córka Afrodyty miała umiejętności, które pomogłyby jej przesunąć się o kilka czy kilkanaście miejsc do przodu. W innym wypadku zapewnił by to pewnie sam dekolt, ale skoro nie zdecydowała się na odsłonięcie piersi, to trzeba było użyć swoich umiejętności. Mężczyzna w tym czasie zajął się dokańczaniem posiłku oraz rozglądaniem się wokół, próbując dostrzec znajome twarze. Rozczulił go nieco widok Sylvii, która zazwyczaj wydaje się być twardsza, a tu proszę - tuli się ze swoim chłopakiem i cały czas uśmiecha. Życzył im dużo szczęścia, bo oboje bardzo dobrze trafili. Wzrokiem szukał też swojej siostry, Joanne, która miała zjawić się na weselu. I w końcu dostrzegł ją w towarzystwie Samuela, co trochę go zaskoczyło. Dużo musiało się wydarzyć od jego misji i pobytu w szpitalu.
Carla Garrido
Re: Stoliki Nie 10 Sty 2021, 20:00
Spojrzała na niego rozbawiona, gdy nieco się przysunął, by zaraz przytaknąć mu lekko na wiadome pytanie. A taka grzeczna była, dzień dobry na schodach mówiła. Nie żeby Carla uważała, że Elisa zrobiła coś strasznego. Znaleźli sobie ustronne miejsce i załatwili swoje potrzeby fizyczne czy fizyczno-romantyczne, nie wiedziała przecież. Lepiej tak aniżeli mieliby się zjadać na środku całej tamtej imprezy i macać pod stołem jak co poniektórzy. Nero okazywała się nie być tak grzeczną, jak się wydawała na pierwszy rzut oka, ale czy to odbierało jej szacunek? Nie, bo umiała jak widać zachować pozory i podejrzewała, że gdyby nie bitwa, nikt by się nie zorientował. Spojrzała pytająco to na swoje danie, to na niego pytająco i widząc, że woli zająć się swoją porcją ona zrobiła dokładnie to samo. Ravioli było przepyszne i szkoda było czekać, aż wystygną na jej talerzu. Upiła w międzyczasie wody, której Jin nie chciał, by zaraz spojrzeć na niego rozbawiona, gdy jednak zmienił zdanie. Zdarza się każdemu, prawda? Zaraz jednak skupiła się na swoistej scence rozgrywającej się przy stoliku nowożeńców. Spojrzała na Japończyka, gdy ten się do niej odezwał i aż parsknęła śmiechem widząc jego udawane przerażenie. - Podejrzewam, że wybudzony potencjał będą miały najpóźniej w wieku 4 lat - dodała swoje trzy grosze po chwili do opisu dzieci państwa Nero i rzekomego złagodzenia charakteru Giotto. Może dla dzieci będzie tak dobry jak dla żony, a nawet i lepszy, ale jednak nie wyobrażała sobie typowego ciepłego, kochającego Włocha w roli ojca. Nie żeby nie kochał ich na swój sposób, wiadomo. Choć czy on w ogóle ich chciał? To inna para kaloszy. Akurat skończyła jeść, gdy DJ zapowiedział otwarcie baru, a mężczyzna ją szturchnął. Skinęła z uśmiechem głową nie mając z tym żadnego problemu. Była duża, miała nóżki i rączki, poradzi sobie. Zresztą dokładając do tego stan mężczyzny, tym bardziej było to zrozumiałe. Wolała Kyoyi nie przemęczać, w końcu musiał zbierać siły na bujanie się na parkiecie. Garrido znalazła się tuż przy barze na końcu już dość sporej kolejki. Spojrzała po barmanach, a potem po osobach w kolejce szukając znajomej twarzy do wykorzystania. Nie dostrzegła takiej, jednak rzucił jej się w oczy mężczyzna praktycznie na jej przedzie, który był chyba tym osławionym gangsterem, co trafił ledwo do obozu. Uśmiechnęła się pod nosem, to będzie zabawne. Carla podeszła do Odysseasa stając tuż przed nim i zmysłowo się uśmiechając. Był tylko człowiekiem, więc sama jej uroda zrobi na nim wrażenie, a to dopiero początek. - Słuchaj, mam do ciebie prośbę - zaczęła mówić sięgając jego muszki, którą niby to zaczęła poprawiać. - Puścisz mnie przed siebie, prawda? - spytała, choć pierwsza część wypowiedzi była nasycona czaromową, więc niewiele biedaczek mógł zrobić. - Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - dodała jeszcze po jego odpowiedzi puszczając mu jeszcze buziaka w powietrzu i oczko, a niech ma! Później już zamówiła co chciała i w nieprawdopodobnym tempie wróciła do swojego towarzysza, kładąc na stole cztery wysokie kieliszki z sake. Zaraz po tym sama usiadła na swoim miejscu zadowolona. - Zapomniałam spytać co chcesz, więc wzięłam nam sake. Mieli kilka rodzajów, na chybił trafił wybrałam taruzake - starała się powtórzyć wymowę barmana, który najwidoczniej znał się na rzeczy. Czy jej jednak to wyszło i czy Jin lubił w ogóle ten trunek?
Jellal Fernandes
Re: Stoliki Wto 12 Sty 2021, 00:10
Jellal podchodził sceptycznie do wszystkich obozowych znajomości przez pryzmat nieprzyjemnych przeżyć, jakie do tej pory miewał. Nieliczni w osobach Corvusa czy Elisy pozwalali mu czuć się tutaj jak w domu i szanowali go. Większość dostrzegała w niego członka NoGods i coraz częściej mężczyzna myślał o tym, że tego piętna nie pozbędzie się nigdy. Nie mógł jednak dać po sobie poznać, że sprawa akceptacji społecznej aż tak go rusza, dlatego też starał się zachowywać naturalnie, jak na wychowanego herosa przystało. Zachęcony reakcją Hrafny, uśmiechnął się przyjaźnie, jednak w granicy dobrego smaku, by nie szczerzyć się jak idiota. Kątem oka zwrócił uwagę na nowożeńców, potakując lekko głową na słowa córki Vidara. Zebrało go też na kilka krótkich refleksji, którymi póki co nie zamierzał się z nikim dzielić. Wrócił do swojej rozmówczyni. - Nie jest łatwo - przyznał otwarcie, choć początkowo nie miał planu narzekać na cokolwiek. Wyszło jednak zgoła inaczej. - Wielu traktuje mnie jak wroga i nie pomaga to w niczym. Cieszę się, że chociaż część generałów mi ufa. Traktuję to jako dobry prognostyk - tortem mężczyzna nie był za bardzo zainteresowany, ale z grzeczności spróbował jednego widelca. Smak wyrobu cukierniczego pozytywnie go zaskoczył i chwilę później Fernandes już zjadł cały kawałek. Wytarł usta serwetką i znów spojrzał na Hrafnę, która prawdopodobnie myślami była gdzie indziej. To przynajmniej wywnioskował po ciszy, która towarzyszyła im od kilku chwil. - Straciłaś kogoś? - spytał wprost, nawiązując do bitwy sprzed roku. On w niej nie uczestniczył, więc po części sumienie miał czyste. Mimo wszystko czuł się jednak winny, bo nawet jeśli nie miał obowiązku, to mógł przecież poinformować obóz o planowanym ataku i może potoczyłoby się to zupełnie inaczej? - Wyglądasz na zmęczoną. Może drink postawi cię na nogi, jakieś preferencje? - dodał po chwili, spoglądając na rosnącą kolejkę przy barze. Skoro już zechciała w jakiś sposób jego towarzystwa, a przynajmniej nie pogoniła go stąd precz, to mógł chociaż w taki sposób się odwdzięczyć. O ile rzecz jasna kobieta w ogóle pijała alkohol.
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Wto 12 Sty 2021, 00:29
Spyros przyjął wszystkie informacje dość łagodnie, bo najwidoczniej bardzo szybko oswoił się z manierami panującymi wewnątrz obozu. Co drugi heros to potencjalny morderca, co trzeci to gwałciciel, a reszta to zabija tylko kiedy musi, bo z wielką siłą wiążę się wielka odpowiedzialność. Viviana dość obrazowo przedstawiała to wszystko, a biorąc pod uwagę jej powagę, Grek nie miał powodu by jej nie ufać w tej kwestii. Postanowił więc nie zaczepiać nikogo, kto może mu dać po łbie, a w tym momencie byli to praktycznie wszyscy. No może poza tym dziesięciolatkiem, który wczoraj trafił do obozu. Z nim miał jakieś szanse. Uniósł lekko brew wyraźnie zaintrygowany tą propozycją. Nie spodziewał się żadnej deklaracji z jej strony, a tu proszę! Gaviria sama potwierdziła niejako chęć wspólnego obiadu, o ile Odysseas spełni konkretne warunki. Poruszył zadowolony brwiami, zanim udał się w stronę baru. - Celowo nie będę - zaśmiał się cicho. - Będzie miło zjeść coś z tobą. Może nawet dasz się zaprosić na drinka potem, kto wie? - rzucił już w eter, nie mając powodu do tego, by zakładać negatywna wersję ich spotkania. Syn Chione zdawał sobie sprawę z wielu rzeczy i tak naprawdę teraz tylko od niego zależało, czy ta wizja się ziści i będzie mieć okazję randki z Vivianą. Bo to była randka, prawda? Stojąc w kolejce po alkohol trochę się nudził, co dał po sobie poznać lekkim ziewnięciem. Szybko jednak zainteresował się czymś innym, ponieważ stanęła przed nim Carla, córka Afrodyty. Spyros omiótł ją wzrokiem od stóp do głów i pokiwał głową z zachwytem, podziwiając jej ciało. Zdecydowanie należała do tych z gatunku homo ruchable. Jak tylko się odezwała, Grek poczuł ogromną chęć pomocy tej biednej istotce, która oczarowała go całą sobą. Towarzyszyło mu przy tym cały czas znajome ciepło w środku, które zwiastowało zauroczenie. Spyros odsunął się zatem niemalże od razu, robiąc jej miejsce w kolejce przed sobą. - Do usług! Poza tym, nazywam się... - nie zdołał dokończyć, ponieważ Garrido odeszła z dwoma drinkami i nawet nie zwróciła na niego więcej uwagi. Dopiero po chwili potrząsnął głową i wybudził się z tego letargu, gdy córka Afrodyty znalazła się już w sporej odległości od niego. Podrapał się po głowie, marszcząc czoło przy okazji, po czym wzruszył ramionami i poprosił barmana o dwie butelki trunku dla Kolumbijki. Gdy tylko powiedział, dla kogo to jest, heros bez wahania podał mu dwa przedmioty, a Odysseas rzucił mu tylko porozumiewawcze spojrzenie, odwrócił się na pięcie i wrócił do Gavirii. Nim dotarł do stołu usłyszał krótką deklarację Elisy, która trochę go zaskoczyła. Czy właśnie kolejna osoba z niego kpiła? Przed chwilą jeszcze jej bronił! Sami popieprzeni ludzie w tym obozie! Położył jedną butelkę alkoholu na stół, drugą trzymał za plecami. - Po tym wybudzeniu potencjału mamy też telepatię czy solidarność jajników pozwala wam tak się ze mnie nabijać? - spytał trochę podirytowany, choć szybko mu przeszło, nie była to przecież sprawa najwyższej wagi. Po jej drugim pytaniu, położył drugą butelkę i skinieniem głowy potwierdził, że z chęcią napije się z nią tego specjału. Zaczął również rozlewać go do kieliszków, najpierw do tego jej, później do swojego. - Obie są dla ciebie - nawiązał do butelek. - Chociaż w tym się nie pomyliłem - na jego twarzy było widać małe rozbawienie. Uniósł kieliszek i stuknął nim o ten, który trzymała w swojej dłoni Kolumbijka. - Za piękne córki Afrodyty, może je kiedyś spotkam - toast prowizoryczny, bardziej dla rozładowania atmosfery. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że przed chwilą został zmanipulowany właśnie przez jedną z córek bogini piękna. - Oraz oczywiście za piękne trenerki, brunetki i Kolumbijki - uśmiechnął się przyjaźnie, nawiązując już bezpośrednio do Viviany. Upił od razu kilka łyków trunku, który jako tako mu podszedł, choć nie było to najlepsze co w swoim życiu miał okazje wypić.
Sylvia García
Re: Stoliki Wto 12 Sty 2021, 22:54
- Możliwe, że masz rację - przyznała tym samym kończąc temat. W końcu o życiu uczuciowym Elisy i Giotto spokojnie mogli dyskutować cały wieczór wymyślając co rusz jakieś sensowne hipotezy. Tylko po co? Było co było, teraz widać wydawali się szczęśliwi, a to chyba było w tym wszystkim najważniejsze. Nie żeby nadal ten widok jej nie zadziwiał - w kwestii pana młodego oczywiście - ale tak było i już. Nie warto też z Meksykanki robić świętej, bo do tej jej było zdecydowanie daleko. Starała się jak mogła, by okazywać swoją miłość i wsparcie, ale czasem miała najzwyczajniej tego dość. Tego, że na jego głowie jest cały obóz, że przez całą dobę potrafią zawracać mu głowę pierdołami - bo niektóre z tych kwestii to naprawdę pierdoły, które mogły poczekać do jutra albo zostać rozwiązane samodzielnie. Tego, że ma gabinet przez co nie zagląda w ciągu dnia do dom czy warsztatu. Naprawdę sporo jej nie pasowało - jednego dnia mniej, drugiego bardziej, ale Garcia umiała zaciskać zęby. Po prostu. Skinęła głową zadowolona, że chłopakowi danie smakowało. Zaraz jednak otworzyła usta, by samej się przekonać o tym i w milczeniu przegryzając małą porcję, pokiwać z uznaniem głową, tym samym się z nim zgadzając. Chwilę później już zastanawiała się na jego propozycję z alkoholem, ale po kilku sekundach pokręciła głową. - Póki co nic nie chcę - odparła zerkając jeszcze z pewnym zażenowaniem w stronę długiej kolejki, która momentalnie się utworzyła. Alkoholicy, naprawdę. - Dziękuję kochanie, nie trzeba - uśmiechnęła się ciepło do ukochanego gotowego załatwić jej wszystko co chciała. Nie żeby znowu Sylvia pijała bardzo konkretne i ciężkie do zdobycia produkty, ale i tak miło jej się zrobiło. Kto wie? Może później nabierze ochoty na jakiegoś drinka czy inny alkohol. Brunetka w międzyczasie jadła też swój posiłek, który również bardzo jej smakował. Nic zaskakującego jednak, bo do pewnych standardów w tym obozie i jego kuchni przywykła. Nie tylko zresztą ona, bo większość mieszkańców przecież. Dlatego też chwilę później po Corvusie, zakończyła z zadowoleniem swój posiłek. Najadła się, ale nie przejadła, czyli ideał na tego typu imprezach. Uśmiechnęła się do ukochanego, gdy ten ją objął i lekko podrapał. Wpierw skierowała spojrzenie na niego, a potem zgodnie z jego sugestią we wskazanym kierunku. Uniosła lekko jedną brew zaskoczona tym widokiem, bo jak dobrze pamiętała, to był ten nowy heros z Grecji. Czy właściwie prawie heros. - Chyba. Tylko pytanie czy ona przy nim złagodnieje czy on przy niej zrobi się jeszcze gorszy - może uważanie, że to Viviana jest twardsza z tej dwójki to pewny uraz dla tamtego prawie herosa, ale co z tego, że był gangsterem? Pomijając umiejętności walki, Odyseasz nie miał szans w walce charakterów z kobietą. I to prawdopodobnie żadnych. - Mam ich gdzieś, są gorsi od tamtych - skinęła na Hoshiego i Iana, którzy chyba kierowali się do stolika młodych. Coś czuła w kościach, że może być z tego kwas, więc zerknęła tylko niepewnie na ukochanego, a później znowu na widowisko. Nie przeczuwała jednak, że ta sytuacja rozwinie się tak szybko i w takim kierunku. Widząc Lucifera przy stole młodych, tylko się skrzywiła, bo... on nie czytał zaproszenia? A nawet jeśli nie, gdzie zdrowy rozsądek? Tak się ubrać? Uniosła nieco brwi na przelatujący przedmiot, by później znów spojrzeć na Elisę podduszającą syna Lokiego. Spojrzała na Corvusa. - Elisa odpuściła jak widać, może rozejdzie się po kościach. Poczekajmy - uspokoiła ukochanego, bacznie wraz z nim obserwując dalszy ciąg. - Naprawdę nazwał ich bydłem? Debil? - skomentowała pod nosem, bo aż dziw ją brał. Włoszka z natury była opanowana, a tu ktoś ją obraża na własnym weselu, bo co? Kamień jakiś dawał? To brzmiało tak absurdalnie, że właściwie spodziewała się śmiechu całej grupy i ogłoszenia, że to żart. Bo... Kamień? I bydło? I ten strój? To musiał być kiepski żart.
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Sro 13 Sty 2021, 00:32
Pokiwała lekko głową patrząc na niego powątpiewająco, gdy powiedział, że nie będzie celowo jej wkurzał. No nie bardzo mu w te deklaracje wierzyła. Na drinka jednak jedynie w odpowiedzi wywróciła oczami, bo za dużo sobie chłopaczek najwyraźniej wyobraził. To nie żadna randka, ani nawet celowe spotkanie towarzyskie, on będzie miał prawo zjeść przy jej stoliku swój obiad, gdy i ona będzie go spożywać. Tylko tylko, choć może i aż biorąc pod uwagę, że jeśli już je w kantynie, to niewiele osób, a właściwie to jakieś trzy mają prawo usiąść przy jej stoliku. Kolumbijka rozglądała się leniwie po sali, jednak gdy Grekowi zaczęło to schodzić, skupiła wzrok na dość szybko przesuwającej się kolejce. No i jak na jej ciche życzenie sprzed kilku dni, tuż przed mężczyzną stanęła Carla. Viviana uśmiechnęła się rozbawiona i z ciekawością obserwowała całe zajście, by widząc jak chwilę po odejściu córki Afrodyty się ogarnia, dosłownie strzeliła facepalma. No i wszystko jasne. Gdy w końcu Spyros znalazł się przy samym barze, kobieta znów omiotła spojrzeniem całą salę szukając... Nie wiadomo czego. Znowu zaczęła się bawić obrączką na prawej ręce, jak zwykle, gdy tylko zamyśliła się - a w otoczce weselnej nawet i bez tego robiła to nader często. Na całe szczęście jej uwagę przykuło widowisko przy stole młodych, a potem sam Odysseas, który wrócił z tej jakże trudnej misji. Spojrzała na niego lekko rozbawiona, gdy rzucił o telepatii. Przez chwilę nie była jednak pewna czy mówi tylko o niej samej i Elisie czy Garrido też do zestawienia wlicza. - Mówiłam ci jaka jest Nero - wzruszyła tylko ramionami, bo mówiła, że te buźki mogą zmylić. Tak samo jak ta Carli, ale o tym to zaraz. Teraz miała ważniejsze sprawy, takie jak alkohol. Gdy tylko zobaczyła drugą butelkę, skinęła głową i chwilę później zaproponowała mu napicie się z nią. Słysząc uniesiony głos Elisy, zerknęła w tamtym kierunku, uśmiechając się pod nosem, gdy tylko dostrzegła blondasa owiniętego umbrakinezą. Jakoś tak znajomo się zrobiło. - No, no... Dawaj Elisa - mruknęła pod nosem zadowolona z koleżanki, choć wolałaby aby nikt nie podnosił jej ciśnienia w trakcie jej własnego wesela. - Nazywanie panny młodej bydłem... To trzeba mieć nierówno pod sufitem - mruknęła znów pod nosem i gdy tylko Włoszka odpuściła temu zapuszczonemu typowi, wróciła spojrzeniem do greka i alkoholu. Chwilę później już trzymała swój kieliszek w dłoni, by w następnej sekundzie parsknąć śmiechem. On nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło. To było dopiero zabawne. Na jej twarzy wciąż tkwił rozbawiony uśmiech, gdy teoretycznie ją chyba wychwalał, bo ależ ona miała z niego ubaw w tym momencie. Gaviria upiła nieco ze swojego kieliszka tej kolumbijskiej odmiany wódki. Nie wszystkim pasowało chociażby ze względu na anyż, ale ona z jakiego powodu lubiła ten trunek, choć najwyższych lotów nie był. Była prostą kobietą, może dlatego. - A powiedz mi, dlaczego ustąpiłeś miejsce Carli w kolejce? - uniosła pytająco brew nie kryjąc się za bardzo ze swoim rozbawieniem. Była ciekawa co jej powie. Ładnie poprosiła, czuł ogromną potrzebę, chciał się podlizać? No ciekawe...
Corvus Juarez
Re: Stoliki Pią 22 Sty 2021, 21:32
Corvus nie przepadał jakoś mocno za alkoholem, ale jako wzorowy lider powinien wziąć grzdyla czegoś mocniejszego, by nie zepsuć tej poważnej otoczki wokół siebie. Jednocześnie musiał jednak brać pod uwagę, że musi trzymać fason i nie może sobie pozwolić na ostrą balangę, tylko co najwyżej na jakieś zamoczenie dzióbka. Niemniej jednak póki Sylvia wydawała się być niezainteresowana piciem, to on również nie będzie niczego ruszać, bo takie picie dla picia było samo w sobie złe. Co innego jakiś mały toaścik czy siorbnięcie sobie kielicha w towarzystwie, zwłaszcza tak pięknej dziewczyny. Pokiwał więc porozumiewawczo głową, gdy Garcia zdecydowała de facto za nich oboje i skupił się na towarzystwie córki Hefajstosa, a także wydarzeniach wokół nich, które zaczęły mieć nieciekawy obrót. Syn Melinoe nie należał do gatunku plotkarzy, ale siłą rzeczy w takich okolicznościach ciężko było mówić o czymkolwiek innym niż o zebranych ludziach, dlatego jakoś nawinął się temat Viviany i Odysseasa, czy później Blake i Folklore, którzy również mieli jakieś perypetie teraz. Uśmiechnął się krzywo na słowa ukochanej, która dość krytycznie oceniła Simmons i Galicheta, ale nie pozostało mu nic innego. Póki ten "związek" nie oddziaływał negatywnie na córkę Aresa i wywiązywała się ona ze swoich obowiązków, to Corvus nie widział powodu do jakiejś interwencji. Nie zamierzał więc dalej tego komentować, skoro Sylvia wyraźnie wskazała mu, że nie jest zainteresowana rozmową o byłym kapitanie i obecnej generał dywizji. Już zaczął szukać jakiegoś tematu zastępczego, kiedy to ich uwagę przykuło przedstawienie, w którym główną rolę grali nowożeńcy, Lucifer, Folklore, Ian, Hoshi oraz karzeł dyrygent. Instynktownie odsunął się od Garcii z myślą o tym, by zareagować w jakikolwiek sposób i zatrzymać rozpierdol, póki będzie jeszcze na to szansa. Juarez był ostatnią osobą, która chciała widzieć wściekłego Giotto niszczącego pół obozu za rzucenie jakimś debilnym tekstem, kamieniem czy krzywym spojrzeniem. Został jednak powstrzymany gestem przez Sylvię. Spojrzał na nią z niepokojem w oczach, po czym przeniósł wzrok na stół nowożeńców, którym udało się jakość wyjść z tego kryzysu. Duży udział w tym miał Galichet, który chyba na tyle przykuł uwagę Nero, że ten nie wytarł ostatecznie podłogi Luciferem. Odetchnął z ulgą i rozluźnił się na krześle, wydychając jednocześnie powietrze z ust. - Co oni mają w tych małych głowach? - pokręcił głową zniesmaczony, nie mając pojęcia, co kieruje poczynaniami takiego Hoshiego, Iana czy Lucifera. Zero instynktu samozachowawczego? Zero refleksji? Zero taktu? Jak po tylu latach w obozie mogli być aż tak nieogarnięci albo bezczelni, by akurat w takim momencie zagadywać do młodej pary? Przygryzł delikatnie dolną wargę i spojrzał znów na swoją partnerkę, co go bardzo uspokoiło. Pojawił się nawet na jego twarzy delikatny uśmiech, który sugerował zejście napięcia. Postanowił jednak na wszelki wypadek pobawić się jeszcze włosami Sylvii, by upewnić nie tylko ją, ale również samego siebie, że faktycznie wszystko rozeszło się po kościach. - Jakbyśmy mieli mało zadym podczas imprez... - rzekł już po hiszpańsku, by ewentualne podsłuchujące ich osoby nie wyłapały sensu tej wypowiedzi, wszakże generałowi raczej nie wypada mówić takich rzeczy głośno. - Chyba jednak się napijemy - zasugerował, po czym wstał z miejsca i zawędrował do baru, by wziąć dla nich jedną butelkę tequili oraz wszystkie potrzebne dodatki: trochę soli, kilka kawałków limonki i kieliszki, z których będą pić. Po powrocie spojrzał na Sylvię, stawiając wszystko na stole, po czym usiadł na krześle i od razu zabrał się za otwarcie tequili. - Chcesz? - nie zamierzał jej wciskać alkoholu na siłę, dlatego też w pierwszej kolejności spytał, czy brunetka zamierza pić. Mógł jej nawet zrobić jakiegoś drinka, jeśli bardzo tego chciała. On jednak wolał napić się w tradycyjny sposób. No chyba, że Sylvia miała jeszcze jakiś pomysł, np. lizaną tequilę, to by było dość krępujące, ale za to ekscytujące.
Sylvia García
Re: Stoliki Pią 29 Sty 2021, 21:27
Sylvia już kiedyś wyraziła się dość krytycznie o Blake i tym, jaki ona obraz przedstawia samej siebie wchodząc w związek z starym alkoholikiem, który nawet jeśli nie zawiódł wszystkich, to zawiódł tych najważniejszych. Mówiła to zdanie przy poprzednim łataniu tego "związku", gdy Galichet nagle wrócił do obozu, a Simmons zaczęła zachowywać się jak narkoman na głodzie. Teraz sytuacja wydawała się powtarzać, co tylko ją ośmieszało w roli dowódcy i mogło zdecydowanie podważać jej kompetencje. Niemniej Garcia powiedziała co myśli raz Corvusowi i na pewno powtarzać się nie zamierza w sprawie, którą ma de facto w dupie. Sytuacja przez moment wydawała się naprawdę niebezpieczna, bo raz, że każdy chyba zdawał (a właściwie nie każdy wychodziło na to) sobie sprawę, że Giotto nie będzie miał problemu z zabiciem znacznej części obozowiczów. A dwa, że skoro nawet Elisa się wściekła i użyła agresji, to jak to może podjudzić jej męża? Podejrzewała, że syn Fobosa zgodził się na wesele tylko po to, by uszczęśliwić kobietę. Widzenie jej wściekłości raczej mu nie będzie pasowało do obrazka. Niemniej brunetka się uspokoiła i Folklore choć w idiotyczny sposób udało się chyba odwrócić uwagę i uspokoić młodych. Przynajmniej na tyle, by nie zabijać uciekającego z imprezy syna Lokiego. - Nic i na tym zakończmy - uśmiechnęła się lekko chcąc go tym samym jakoś uspokoić. Nie było sensu się denerwować "małym" napięciem, które zdarza się na wielu tego typu imprezach. Co prawda małe w znaczeniu herosów nie było takie jak dla zwykłych ludzi, ale na skalę obozową chyba można było to tak określić. Uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy zaczął się bawić jej włosami wiedząc, co to oznacza. Między innymi dlatego nie układała ich w wymyślną fryzurę doskonale wiedząc, że chcąc czy nie chcąc Juarez zepsułby jej to ułożenie. Poza tym jej włosy broniły się same, więc nie zamierzała w ogóle się tym przejmować. - To prawda - mruknęła w tym samym języku wywracając przy tym oczami. No ale tutaj dziczy nie brakowało, więc w sumie zadymy były jakimś pewnikiem imprez. Zaśmiała się cicho, gdy zmienił zdanie co do alkoholu, ale nie oponowała, gdy po niego poszedł. - Jasne - odparła zmieniając dość szybko decyzję co do nie picia, ale trudno się dziwić. Szybko dość wypili dwie kolejki zgodnie ze sposobem amerykańskim picia tego alkoholu i Garcia w tym momencie dała znać, że nie śpieszno jej z kolejną kolejką. Nie chciała się upijać i podejrzewała, że jej ukochany też tego wolałby uniknąć. - Chyba wypada dać przykład i zatańczyć - powiedziała cicho po hiszpańsku, gdy DJ zaprosił na parkiet i póki co nikt się na nim nie pojawił. Gdy Corvus się zgodził wyszli na parkiet, na którym zaczęli się bujać w rytm dość wolnej muzyki nie przejmując się otoczeniem. Meksykanka przynajmniej się nie przejmowała. - Czy mamy prezent jakiś dla nich? - szepnęła mu na ucho w ich rodzimym języku. Niby nie chcieli prezentów, ale oni chyba powinni im coś dać? Szkoda tylko, że Sylvia wpadła na to dopiero teraz.
Odysseas Spyros
Re: Stoliki Sob 30 Sty 2021, 23:59
Grek może i zbyt natarczywie zachowywał się momentami przy Vivianie, ale kobieta chyba już przywykła w jakimś stopniu do jego bezpośredniości i głupich tekstów, by puszczać je mimo uszu. Najważniejsze jednak było to, że nie wykluczyła wspólnego posiłku, a to już było dla niego motorem napędowym do dalszych działań. Nie żeby wiązał jakieś wielkie nadzieje z Gavirią, ale w tym momencie była mu najbliższą osobą w obozie i póki nie znajdzie sobie swojej grupy, warto krążyć wokół Kolumbijki. A nic tak nie łączy ludzi jak wspólny obiad czy też po prostu jakiś posiłek. Kto wie? Może córce Hodra tak się to spodoba, że przestanie widzieć w nim wroga, a zacznie dostrzegać towarzysza, zwłaszcza do posiłku? Trochę na to liczył, bo w tej chwili nie miał za bardzo na siebie samego planu. Odysseas z pewnym rozbawieniem spoglądał na całą sytuację, która wywróciła obraz Elisy w jego oczach do góry nogami. Nie czuł się jednak zagrożony w żadnym stopniu, gdyż to nie on okazał się być nietaktowną bułą, która przerwie pierwszy posiłek młodej parze. Zaśmiał się cicho na komentarz Viviany, która dopingowała poczynania panny młodej. - Widzisz? - rzucił w kierunku Gavirii. - Są głupsi ode mnie - zaśmiał się cicho, chcąc rozbawić nie tylko ją, ale również samego siebie. Nie rozumiał jednak, dlaczego Viviana zaczęła teraz się z niego nabijać, bo ten uśmiech ewidentnie świadczył o tym, że coś się wydarzyło. Początkowo zwalał winę na toast, ale szybko obalił tę teorię, ponieważ nie było w tym raczej nic nadzwyczajnego. Musiał więc zapytać u źródła, dlatego po kilku łykach kolumbijskiej wódki, odłożył szkło na stolik i spojrzał zaintrygowany na córkę Hodra. - A bo ja wiem? Jakoś tak - nie potrafił tego wytłumaczyć, ale też za bardzo nie przejmował się tym, co tak naprawdę zaszło. Nie skojarzył co prawda tego aktu z użyciem czaromowy, ani też nie myślał o Carli w tym momencie. Do czasu, aż nie wspomniała o niej Gaviria, a sam Spyros tylko uśmiechnął się lekko, przypominając sobie obrazki sprzed chwili i tą ładniutką blondyneczkę. - Ładnie poprosiła, to się zgodziłem. Mówiła, że ostatnio jej świnka morska utonęła i jej smutno - obracał już wszystko w żart, bo po prawdzie nie wiedział, co tak naprawdę ma powiedzieć swojej trenerce. Nie był świadom mocy, które na niego działały, dlatego też nie powiązał tego z czaromową, przed którą nikt go nie przestrzegł póki co. Usłyszawszy zaproszenie DJ-a na parkiet, spojrzał z niemałym zainteresowaniem na Vivianę. - Idziemy zatańczyć? - poruszył wymownie brwiami, chcąc zachęcić w ten sposób Kolumbijkę do jednego, a może i nawet kilku tańców tego wieczoru. Nie krył się ze swoimi chęciami, ale też dopuszczał do siebie możliwość, że Gaviria może mu odmówić. Właściwie, to nawet obstawiał bardziej właśnie taki obrót spraw, bo nie byli ze sobą tak blisko, a poza tym córka Hodra wyglądała bardziej na taką, która zatańczyć może tylko w jednej sytuacji: na grobach wrogów.
Viviana Gaviria
Re: Stoliki Nie 31 Sty 2021, 01:12
Kolumbijka nie widziała w nim wroga, a jedynie irytujące zadanie do wykonania, na które średnio miała ochotę. Niemniej gdy zaczął bardziej skupiać się na faktycznym treningu, a nie na przepychanki z nią, było już trochę lepiej to znosić. Nie zakładała jednak żadnej relacji po zakończeniu z potencjałem, bo brunetka właściwie nie potrzebowała ludzi wokół siebie. A tych co już miała byli wystarczający. Jedynie rodziny jej brakowało, ale nie jakiejś tam być może nowej, ale konkretnych trzech osób. Ich jednak nigdy nie odzyska, choć jeśli wierzyć w mity, to spotkają się po drugiej stronie, gdy i Viviana w końcu wyzionie ducha. - Ty póki co nie wydajesz się głupi. Wkurwiający z pewnością, ale nie głupi. Przynajmniej nie jakoś szczególnie. Zdecydowanie głupszych tu nie brakuje, znajdziesz ich na pęczki - mruknęła wcześniej cicho się śmiejąc na jego komentarz. Można było dopatrywać się głupoty w tym wiecznym drażnieniu się z nią czy naskoczeniu na początku pierwszego treningu. Ona bardziej w tym widziała wybujałe w kosmos ego i tyle. Wywróciła oczami słysząc jego pierwszą dość niepewną odpowiedź odnośnie Carli. Ten głupi uśmieszek też dostrzegła, ale wcale mu się nie dziwiła. Uroda tych dzieciaków działała niemal na każdego, więc człowiek był jeszcze bardziej temu podatny. Zresztą Gaviria uznawała Carlę czy inne dzieci za wyjątkowo piękne, więc szczególnie nie wybijała się z tego tłumu. Jedyną różnicą było to, że nie śliniła się ani nie fantazjowała o tychże dzieciakach. Zaśmiała się słysząc jego kolejne słowa domyślając się, że końcówka jest już jego wymysłem, bo Garrido nie musiała wymyślać historyjek, by czaromowa zadziałała. Wszystko jednak się potwierdzało z tym, co sobie myślała. Tylko uświadomić go czy może jednak nie? Decyzja była trudna, bo obie te rzeczy dawały jej możliwość nabijania się z niego. Machnęła jedynie lekceważąco ręką na jego pytanie upijając w tym czasie nieco ze swojego kieliszka. Nie miała ochoty tańczyć, zresztą nigdy za tym szczególnie nie przepadała. Była tu dla alkoholu, jedzenia i rzecz jasna z sympatii do pary młodej, ale nie zamierzała brać udziału w typowo weselnych zabawach. - A nie było tak, że poczułeś silną potrzebę zrobienia tego, o co ciebie poprosiła? - kontynuowała poprzedni temat patrząc na niego, choć już lepiej kryjąc się ze swoim rozbawieniem. Bardziej rzucała się w oczy ciekawość, chociaż gdyby był uważny i to pierwsze by dostrzegł.
Jin Kyoya
Re: Stoliki Wto 02 Lut 2021, 21:37
Jin na pewno nie przestał w tym momencie szanować Elisy, ale cała ta historia bardzo go zaskoczyła, gdyż akurat do jej profilu postaci to zupełnie nie pasowało. Wyszło jednak, jak bardzo słabo zna dowódczynię obozu i jak niewiele wie o tym, co się tutaj dzieje. Nie miał zamiaru krytykować ich za cokolwiek, skoro zrobili to w tak dyskretny sposób, że ludzie wyłącznie o tym plotkowali. Może i miał trochę tradycyjne podejście do tych spraw, ale biorąc pod uwagę odpały różnych innych półbogów, którzy chociażby pieprzyli się bez opamiętania na oczach wszystkich podczas różnych obozowych imprez, jego tolerancja na tego typu akcje trochę się przesunęła, dzięki czemu ten akt seksualny Giotto i Elisy aż tak go nie gorszył. Ale było to na pewno zabawne i niespodziewane. Plotkowali sobie o młodej parze, która miała raczej świadomość tego, że będzie na ustach wszystkich przez najbliższe dni, a już zwłaszcza podczas wesela. Kyoya naprawdę wysilił się, by zobaczyć w wyobraźni wyidealizowany obraz Giotto, który średnio pasował mu na ojca, ale skoro na męża nie pasował, a jednak dał się zaobrączkować, to może i niedługo obóz doczeka się nowego pokolenia rodziny Nero? Zachichotał, zgadzając się z nią poprzez skinienie głowy. Japończyk nie wątpił w to, że jeśli treningiem dzieci zajmie się Giotto, to w wieku kilku lat będą umiały więcej niż dziesięć czy dwadzieścia lat starsze osoby. Choć nie przypominał sobie, by syn Fobosa miał jakieś predyspozycje trenerskie, to jednak wierzył w to, że z jego pomocą mógłby się pojawić kolejny groźny Nero. - Ciekawe, co Elisa na to? - wiedział, że nie uzyskają w tym momencie odpowiedzi, ale był naprawdę zainteresowany odpowiedzią Włoszki, czy ta podzielała ich opinię i też uważała, że Giotto będzie szkolić dziecko tak wcześnie. Bo to, że takie coś nastąpi, to akurat było pewne jak fakt, że Zeus rucha co popadnie. Był bardzo mile zaskoczony, gdy Carla przyniosła im kieliszki z sake, o które przecież nie prosił. Co prawda zastanawiał się chwilę, co tak naprawdę chciał wypić i padło na co innego, ale nie miał możliwości poinformowania o tym Garrido, która zniknęła na kilka chwil. Nie miał jednak zamiaru narzekać, skoro jakoś zmieściła się w jego gustach w tej chwili. Skinął głową z podziwem patrząc na Carlę, która pochwaliła się doskonałą wymową japońskiego słowa. - Mogłaś wybrać coś bardziej pod siebie, bo to nie jest tak, że jestem jakimś miłośnikiem sake - uśmiechnął się lekko. - Ale też nie jest tak, że nie lubię. Bardziej myślałem o jakimś drinku, no ale skoro mamy już te kieliszki, to trzeba sobie poradzić - natychmiast ujął jeden w palce i uniósł go lekko do góry, nie składając żadnej słownej deklaracji, a jedynie ograniczając się do poinformowania o tym, że zaraz przeleje zawartość do gardła. Wypił szybko i nawet nie skrzywił się, gdyż akurat do alkoholu w obozie to był on przyzwyczajony. Niby zabronili mu pić przez kilka tygodni, żeby wszystko się dobrze zasklepiło, ale on już czekał dość długo i miał potrzebę. - Twoje zdrowie, Carla - uśmiechnął się znów, biorąc do ręki kolejny kieliszek, z którym tym razem zaczekał na towarzyszkę. Wypił go chwilę później i odetchnął głęboko, spoglądając na spokojne towarzystwo. - Cóż, wygląda na to, że wszystko rozeszło się po... - nie zdołał dokończyć, gdyż chwilę później jakaś dziewczyna, której początkowo nie skojarzył, zaatakowała Jellala i najwidoczniej chciała poderżnąć mu gardło. - Jednak się nie rozeszło - wzruszył ramionami, dostrzegając w blondynce starą obozowiczkę, którą widział tutaj co jakiś czas, a która zdawała się nie mieszkać w obozie. Chyba nawet nie pamiętał jej imienia.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Wto 02 Lut 2021, 22:49
Sylvia to w ogóle dość krytycznie wyrażała się niemalże o wszystkich, jak gdyby sama była wzorowym herosem bez problemów. Niemniej jednak przy jej temperamencie było to dość normalne i nie oznaczało też, że ukochana nie była skłonna do samokrytyki. Corvus tylko w części podzielał zdanie odnośnie Blake, ale akurat kwestie prywatne średnio go interesowały. Oczywiście do momentu, w którym Simmons nie wyskoczy z propozycją, by znowu przydzielić jakąś fajną funkcję Folkowi, bo wtedy trochę zmieniłby o niej zdanie. Teraz jednak była sumiennym dowódcą, który wykonywał swoje zadania zgodnie ze standardami i nie miał prawo się o nic przyczepić. Oby tylko ta znajomość z Galichetem nie wpłynęła negatywnie na jej dyspozycję, o to się modlił. Juarez odetchnął z ulgą, gdyż naprawdę spodziewał się najgorszego. Lucifer mógł być obozowym freakiem i denerwować ludzi, ale że też akurat zrobił to w takiej chwili? Podjudzanie najgroźniejszego półboga w obozie oraz jego partnerki, która też miała bojowy charakter? Przecież to był bilet do Helheimu. Wszystko jednak wydawało się być już pod kontrolą i to o dziwo za sprawą Folklore, który jak widać, nie stracił jeszcze wszystkich swoich umiejętności. Jeszcze potrafił okiełznać takie postacie jak Giotto, co swoją drogą było dość dziwne. Synowi Hekate wiele rzeczy nie wychodziło, tymczasem Nero darzył go jakąś dziwną sympatią, która przekuła się w jeszcze dziwniejszą przyjaźń. Śmiechem żartem, ale Folklore Galichet URATOWAŁ wesele. Zazwyczaj jeśli już, to większa szansa była na to, że je zepsuje. Może to jakiś dobry znak? Kiedy zajęli się tequilą, początkowo Corvus trochę się wzbraniał przed jakimiś odważnymi gestami, ale skoro większość obozowiczów zajęła się tańcami na parkiecie, prywatnymi rozmowami i innymi pierdołami, nie zwracając zupełnie na nich uwagi, generał trochę zluzował, co z kolei pozwoliło mu na bardziej zmysłowe picie alkoholu. O ile tak można nazwać wychylanie kieliszków i podgryzanie wspólnie limonki z Sylvią, co finalnie kończyło się namiętnym pocałunkiem. I prawdę powiedziawszy, było to dość urocze, biorąc pod uwagę, że za drugim razem to Juarez wyszedł na tego bardziej zdecydowanego i odważnego, jakby tylko czekając na wypicie przez nich szotów i dorwanie się do ust Sylvii... znaczy soku z limonki. - Tylko się nie ośmieszmy - krzywo się uśmiechnął, bo mimo latynoskiego pochodzenia Corvus raczej nie był pewien swoich umiejętności tanecznych. Co prawda Garcia wielokrotnie zapewniała go, że potrafi się ruszać i że nie ma o co się martwić, bo nie depcze jej, ani też nie udaje Mitchella z Modern Family jak się upije. Ostatecznie jednak Juarez odbierał to trochę jako zamydlanie mu oczu, choć nie wiedział, z czego tak naprawdę to wynika, skoro dotąd żadna partnerka nie narzekała na taniec z nim. Może było to po prostu zawstydzające w jakiś sposób? Kołysząc się z nią w odpowiednim rytmie, pozwolił sobie na uśmiechnięcie się kilka razy, gdy już złapał większą pewność siebie, a raz nawet ją czule pocałował, korzystając z romantycznego fragmentu amerykańskiej piosenki, który był idealny do towarzyszenia im podczas tej czułości. - Tak - odparł pewnie. - Dwie nowe misje i sześciu herosów do opatrzenia - żartował oczywiście, ale nie zaśmiał się. Tylko delikatnie uniósł kącik ust ku górze, sugerując córce Hefajstosa, że był to śmieszek z jego strony. - Dostali od nas pozwolenie na organizację wesela - zabrzmiał może jak jakiś tyran, ale skoro o nic poza tym nie prosili, a Corvus miał taką władzę, to de facto był to swego rodzaju prezent. Zgodnie z obozowym prawem nic im się nie należało, to była tylko jego dobra wola. - Niczego nie chcieli, bo mówią, że wszystko mają. To chociaż tyle mogliśmy im dać - zaznaczył, choć przecież Sylvia została poinformowana już po fakcie o weselu. - Ale jeśli masz jakiś pomysł, to słucham - dodał na koniec, będąc też nieco zaskoczonym, że akurat o tym Meksykanka pomyślała. Kiedy piosenka się zmieniła i nieco przyspieszyła, zmienili sposób kołysania się na bardziej energiczny, a Juarez pozwalał sobie nawet na obracaniem partnerką, czując się coraz lepiej na parkiecie, a przede wszystkim swobodniej. Przyciągnął do siebie ukochaną i przylgnął do niej ciałem, stykając także ich czoła oraz spoglądając Sylvii w oczy. - Dawno nie mieliśmy okazji zatańczyć - uśmiechnął się lekko i ucałował ją w prawy kącik ust, ocierając się o nią przez moment, by po chwili znów wrócić do stykania się czołami.
Carla Garrido
Re: Stoliki Pią 05 Lut 2021, 12:49
Carla miała mieszane uczucia jeżeli chodziło o posiadanie potomstwa przez herosów. Teoretycznie każdą próbę rodzicielstwa można podpiąć pod egoizm, ale w ich sytuacji to się znacznie uwypuklało. No bo tak patrząc na ich życie z boku, było ono dobre? Zdecydowanie nie. Potrafili mniej lub bardziej się w tym odnaleźć, jakoś żyć i nawet być szczęśliwymi, ale bycie herosem raczej wiązało się z bólem aniżeli z radością. Nie chciałaby dzieci skazywać na coś takiego tylko dlatego, że ma ochotę kimś się zaopiekować. Miała też nadzieję, że nigdy jej się to nie zmieni. Niemniej w jakimś stopniu rozumiała ten egoizm innych, próbowali mieć chociaż namiastkę normalnego życia i za to winić ich chyba nie mogła. - A cholera wie. W niej są dwie osobowości mam wrażenie - odpowiedziała tuż po tym jak chwilę przyglądała się właśnie omawianej Włoszce. Z jednej strony była w stanie przypuszczać, że Elisa nigdy się na to nie zgodzi, a z drugiej Garrido była skłonna przypuszczać, że Nero widziałaby w tym plusy i z wielką chęcią się zgodziła. W końcu im szybciej zaczną trenować, tym teoretycznie będą bardziej bezpieczne mając znacznie większe doświadczenia. Jakiś sens w tym był. Ona sama sake piła chyba tylko raz w życiu i to na początku bycia w obozie. Kiedy więc Japończyk się odezwał, blondynka trochę zwątpiła zastanawiając się czy nigdy więcej po ten trunek nie sięgnęła, bo całkowicie jej nie leżał. A może po prostu inny alkohol wolała, ale japońska wódka nie była taka zła? Nie miała pewności. - Następne będą drinki w takim razie - zarządziła z uśmiechem i sama również sięgnęła po jeden kieliszek. Jakaś niepewność w niej została zasiana, ale nie bała się, była dużą dziewczynką. Nie otruje się, co najwyżej wybitnie jej nie posmakuje. Sekundę po mężczyźnie, Carla też wlała sobie zawartość kieliszka do ust, którą szybko przełknęła. Skrzywiła się lekko, bo może nie było to najgorsze na świecie, to jednak coś w tym smaku jej nie leżało. - Twoje także - dodała z uśmiechem sięgając po następny kieliszek. Jego zdrowie w tym momencie było priorytetem, więc za to jak najbardziej wypije. Znowu przechyliła kieliszek, nieco mniej tym razem się krzywiąc wiedząc, czego może się spodziewać. Odstawiła szkło na stół i idąc w ślady mężczyzny, rozejrzała się po namiocie. Zaciekawiona jego przerwanym wywodem podążyła wzrokiem tam, gdzie jego się zatrzymał. Uniosła zdziwiona brwi próbując rozpoznać kobietę, ale nikt jej do głowy nie przychodził. - Szczerze mówiąc dziwię się, że jeszcze nikt nie zabił Jellala. Nie żebym mu tego życzyła, ale... - wzruszyła lekko ramionami. Ona nic do niego nie miała za bardzo, ale pewnie dlatego, że nie straciła nikogo bliskiego ani w starciach z NoGods, ani podczas ataku na obóz. Nie dziwiła się jednak tym, którzy go tu nie chcieli. - Zaraz wracam - szepnęła i ruszyła ponownie do baru, z którego dość szybko wróciła z dwoma szklankami z drinkami. - Muszę przyznać, że sake nie jest moim ulubionym alkoholem - zaśmiała się cicho sugerując, że raczej okazja z napiciem się wspólnym tego trunku nie nastąpi. - Jak się czujesz? - spytała po chwili ciszy z małym uśmiechem, bo podejrzewała, że dyskomfort czy nawet nasilony ból mógł pojawić się w każdej chwili.
Sylvia García
Re: Stoliki Nie 07 Lut 2021, 23:12
Jasne, że Sylvia krytycznie wypowiadała się na temat wielu, naprawdę wielu herosów. taka była jej natura, chociaż to nie oznaczało, że nie miała świadomości swoich błędów, wad i tak dalej. Niejednokrotnie krytycznie na swój temat się wypowiadała, zwłaszcza gdy chodziło o zadania do wykonania i wiedziała, że mogła zrobić coś lepiej, tylko rozwiązanie jej po czasie przyszło do głowy. Była bardzo wymagająca wobec siebie, dlatego tak samo krytycznie patrzyła na innych. Nie wyrzucała jednak na każdym kroku innym błędów, raczej robiła to już przy starciach ewentualnych i sprzeczkach. Krytykowała dla samej siebie albo Corvusowi, bo czasem musiała komuś tak poględzić nad głupotą innych. Wiedziała, że ukochany martwił się sytuacją, dlatego odetchnęła też niejako z ulgą, gdy zobaczyła, jak syn Lokiego opuszcza namiot. Wiele nie trzeba było czekać, by i do nich dotarły podszepty o tym, że ma on zakaz wstępu na tę imprezę, a obsługa miała tego pilnować. Wcale się nie dziwiła młodej parze, bo po co psuć sobie krew na kogoś tak dziwnego? Garcia nie była pewna czy jej ukochany generał odważy się na takie wypicie alkoholu, ale zasugerowała taką możliwość i z małym zdziwieniem przyjęła to, że mężczyzna godzi się na taki układ. Pierwszy kieliszek wypiła szybko, byle tylko wspólnie zająć się kawałkiem limonki, którego po chwili już nie było, a ich usta zajęły się namiętnym pocałunkiem w ten sposób łagodząc skutki alkoholu. Uśmiechnęła się lekko, gdy przy drugiej próbie Juarez był już znacznie odważniejszy i znalazł się przy jej ustach szybciej. Cóż, lubiła go całować, więc to z pewnością był profit. - Nic takiego się nie stanie - mruknęła rozbawiona, gdy ten się obawiał jakiejś wpadki na parkiecie. Ona za to była przekonana, że nie ma się czym martwić. W końcu nikt im nie kazał odwalać pokazu tanga, tylko mieli pobujać się w rytm muzyki. Nie wiedziała skąd wynikała ta jego niepewność, ale uważała że nie ma do niej jakichkolwiek powodów. Może nie tańczyli zbyt często, ale zdarzało im się bujać po pokoju i z całą pewnością jej stopy zawsze wychodziły z tego całe i nigdy gleby nie zaliczyli. Pocałunek był czymś niezwykle miłym, tym bardziej, że nie przywykła do tak otwartego okazywania jej uczuć przed... cóż, niemal wszystkimi. Cieszyła ją coraz większa otwartość i pewność siebie ukochanego. Chwilę później spojrzała na niego lekko spod byka, gdy zażartował. Po chwili rzecz jasna zaśmiała się cicho. - Bardzo śmieszne, zabiliby nas - rzuciła bardzo prawdopodobną teorię. Pokiwała lekko głową słysząc o zgodzie na wesele, bo to był jakiś prezent, ale czy przypadkiem nie dla wszystkich? W końcu to część obozowiczów głośno namawiała do tego świeżo upieczone małżeństwo. - Ja wiem, że wszystko mają, dlatego ciężko coś wymyślić - rzuciła pamiętając o informacji z zaproszenia. Z drugiej strony to mogło nie być do końca tak, może nie chcieli być zawaleni setkami badziewia? Miało to jakiś sens przecież. - Nie mam pomysłu, teraz mi tak do głowy wpadło - rzuciła kombinując na wszelkie sposoby, ale co oni mogli? Od dawna mieli większe mieszkanie, a na rodzinne raczej się nie zanosiło biorąc pod uwagę ich charaktery. A nawet jeśli, to dostaną je z "urzędu", bo zwyczajnie im się należy. Temat zakończony, przynajmniej dopóki jej nie olśni, a muzyka spowodowała, że ich tańczenie nieco się zmieniło. Musiała sama przed sobą przyznać, że miło było tak się wybawić, bo od pamiętnej bitwy nie było za bardzo takiej możliwości. A wtedy też nie dane było herosom się rozkręcić przecież. Gdy tak Corvus ją okręcał, dostrzegła jego siostrę przytykającą nóż Jellalowi. Zdziwiła się jej obecnością wiedząc, że były podejrzenia o jej śmierci, jednak nie dała po sobie tego poznać. Nie chciała niepokoić Juareza tamtą sceną, a prawda była taka, że nie ufała byłemu członkowi NoGods do końca. Podejrzewała, że właśnie z tym wiązał się atak kobiety, ale to były tylko przypuszczenia. - To prawda - uśmiechnęła się ciepło do ukochanego bujając się z nim i dopiero, gdy kątem oka dostrzegła, że Jellal żyje, a Grey nie próbuje go zabić, postanowiła poinformować ukochanego o tej obecności. - Wygląda na to, że Jade żyje. Przyszła na wesele - powiedziała cicho nosem wskazując na osobę znajdującą się obecnie za jego plecami. To, że była tu ze względu na Elisę, wcale jej nie zdziwiło - wiadomym było, że kobiety się przyjaźnią.
Corvus Juarez
Re: Stoliki Wto 09 Lut 2021, 16:35
Niepewność Corvusa wynikała z wielu rzeczy, aczkolwiek zawsze sprowadzało się to do jego charakteru i problemów ze zrozumieniem pewnych miłosnych kwestii. To było dość zabawne, że tak rozważny człowiek jak on, nie potrafił pojąc niekiedy prostych uczuć związanych z zauroczeniem czy miłością właśnie. Liderem był świetnym, herosem był uporządkowanym i sumiennym, człowiekiem był dobrym, ale partnerem był momentami beznadziejnym właśnie przez to, że nie rozumiał wielu rzeczy. Nic więc dziwnego, że odbierało mu to pewność siebie, bo był to dla niego grunt, na którym nie stało mu się dobrze. To było dość zabawne, że ma świadomość swoich przeciętnych umiejętności tanecznych, a jednak obawia się, że ją podepcze. Jakby kiedykolwiek wcześniej to robił, gdy tańczyli sobie tak o w domu. Poruszając się w tłumie czuł się dużo lepiej, niż jeszcze kilka miesięcy temu. Praca jako kapitan, a następnie dowódca całego obozu otworzyła go niejako na wiele rzeczy i dzięki temu miał coraz mniejsze problemy z tym, by okazywać sobie z Sylvią uczucia publicznie. To właśnie z tej pewności, która się w nim zrodziła w ostatnich tygodniach, wyniknął ten pocałunek. I jak widać, trafił w dziesiątkę, bo zarówno jemu, jak i jej bardzo się to podobało. Nie wspominając już o tym, że przed chwilą pili tequilę na swój własny, kuszący sposób. Skinął porozumiewawczo głową, bo tak jak ustalili, Nero niczego nie chcieli, a i trudno coś wymyślić, gdy ktoś ma teoretycznie wszystko. Przynajmniej jeśli chodzi o aspekt majątku. - No to nie ma czym sobie zaprzątać głowy - odparł spokojnie, a na jego twarz wstąpił mały uśmiech. Rzecz jasna porozumiewali się po hiszpańsku, jak to oni i to był też aspekt, który bardzo Juarezowi się podobał. Wielu herosów miało pretensje do niego, że mimo dobrego angielskiego, wtrąca te hiszpańskie słówka, jak gdyby wcale nie mieszkał tutaj od kilkunastu lat. Z Garcią mógł swobodnie operować bardziej lubianym przez siebie językiem, ponadto było to dość ekscytujące i co najważniejsze: wyjątkowe. Tylko z nią rozmawiał w taki sposób. Obrócony sprytnie przez Sylvię nie dostrzegł tego, co dzieje się za nimi, dlatego też nie miał świadomości, kto pojawił się na weselu i kogo własnie próbował zabić. Poruszał się w rytm muzyki sprawnie, trzymając ręce na biodrach ukochanej. Muzyka się trochę zwolniła, dlatego teraz mogli chwilę pokołysać się bez potrzeby świrowania piruetów jak jeszcze kilka chwil wcześniej. I tak trwałby z nią w tej bliskości, stykając się czołami, gdyby nie to, że córka Hefajstosa poinformowała go o obecności jego siostry. Instynktownie obrócił się z niemałym zadowoleniem na twarzy i spojrzał na Jade, która prowadziła rozmowę - ku jego zaskoczeniu - z Jellalem. Fakt pojawienia się siostry, która zapowiedziała swój powrót już kilka dni wcześniej, bardzo poprawił mu humor, który i tak był względnie dobry. Z charakterystycznym dla siebie uśmiechem odwrócił się w stronę Sylvii i pocałował ją czule w usta, bo poczuł nagle taką potrzebę. - Mówiła mi już jakiś czas temu, że zamierza wrócić - poinformował ukochaną. - Ale nie sądziłem, że tak szybko się zbierze - dodał, bo Grey też nie wydawała się być jakoś szalenie pewna tego, że wróci w najbliższych dniach. On ją wielokrotnie namawiał do powrotu jeszcze przed reorganizacją, a po niej to już w ogóle. Kiedy piosenka się skończyła, Corvus odetchnął lekko i odsunął się na kilka centymetrów od Sylvii, po czym złapał ją za dłoń i znów poprowadził do stolika. Pretekstem był drink, czy może raczej kolejka tequili, która przyda im się po tych kilkunastu minutach tańca. Ale chodziło oczywiście o pieszczoty związane z wyznaczonym przez nich sposobem picia kolejnych kieliszków. I tym razem, to on wypił pierwszy, od razu przechodząc do tego, czego chciał najbardziej: do całowania jej. Tylko był na tyle rozochocony, że zapomniał włożyć jej do ust kawałek limonki. Ale to mu chyba wybaczy, zwłaszcza, że pocałunek się przeciągał i przeciągał...
Jin Kyoya
Re: Stoliki Pon 15 Lut 2021, 23:07
Kyoya z rozbawieniem spojrzał na Carlę, która chyba najtrafniej jak się tylko dało, określiła podejście Elisy. Najwidoczniej kobieta zmienną była i do Nero również do pasowało. W jednej sytuacji powie tak, w drugiej nie, a może ona dotyczyć tego samego. Bogowie wiedzą tylko, co tak naprawdę nimi kieruje, bo raczej rozwagą tego nazwać nie można było. Z drugiej strony Jin obstawiał bardziej pragmatyczną opcję ze strony Włoszki, że jeżeli ta będzie mieć już dzieci ze swoim mężem, to ich trenowanie wydaje się być rozsądne. Nie dlatego, żeby przygotowywać ich do walki poza obozem, a do obrony, w razie jakiegoś niespodziewanego ataku. Na pewno odrobinę bezpieczniej Nero będą się czuć ze świadomością, że ich dzieci potrafią o siebie zadbać. Może nie w takim stopniu jak rodzice, ale odpowiednie szkolenie mogło przynieść wymierne korzyści. Obserwował z uwagą Carlę, która piła sake i które najwidoczniej nie podeszło jej tak, jak mogłoby. Nie zdziwił się, gdyż był to specyficzny alkohol, a to że Japończycy szaleli na jego punkcie brało się bardziej z kultury i obyczajów, aniżeli z walorów smakowych tego alkoholu. Podobną sytuację mamy przecież z tequilą w Meksyku, wódką w Rosji, piwem w Niemczech czy whisky na południu USA. Każdy region ma swoje własne preferencje. - Co pijacie w Hiszpanii? - zainteresowała go ta kwestia, bo nie przypominał sobie żadnego alkoholu przypisanego stricte Hiszpanom. Wiedział o winach, ale te równie dobrze można było podpiąć pod Włochy, Francję czy nawet Bałkany, więc ciekawiło go to, czy mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego mają jakiś flagowy alkohol. Temat przemknął na Jellala i nieciekawe zdarzenie przy jego stoliku, a Kyoya ostrożnie przekręcając się na krześle, spojrzał z zainteresowaniem na rozmówczynię. - Faktycznie, to dziwne - przyznał jej rację. - Był w NoGods, przez długi czas rzucał kłody pod nogi obozowi i pewnie nabroił na zewnątrz - upił łyk soku tym razem. - Osobiście nie mam mu tego za złe, bo nie każdy ma tyle szczęścia, by trafić od razu tutaj. Uważam też, że jest dobrym medykiem i wielu z nas już uratował. Myślę, że swoje już odpokutował - to było jego zdanie i Garrido wcale nie musiała się z nim zgadzać. Kyoya był jednak spokojny i zdystansowany w tej kwestii, ponieważ Fernandes nie dał mu żadnych powodów ku temu, by oceniać go przez pryzmat przeszłości. Przypadek chociażby Carli pokazał, że nie należy oceniać książki po okładce. Skinął głową, po czym odprowadził wzrokiem córkę Afrodyty będąc ciekawym, gdzie ją wywiało. Dostrzegając drinki w jej obu dłoniach, zaśmiał się pod nosem cichutko i cierpliwie wyczekiwał jej powrotu. - Jestem Japończykiem, a moim też nie jest. Ale nikomu nie mów, bo będę musiał popełnić seppuku - zadrwił trochę ze swojej kultury, ale był już na tyle zamerykanizowany, by móc z pewnym dystansem do tego podchodzić. Oczywiście dalej szanował spuściznę przodków oraz obyczaje mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni, co nie oznaczało jednak, że czasem nie może sobie zażartować z tego powodu. Nawet on przecież dostrzegał, że czasami jest to dziwne z perspektywy Zachodu. - Nie najgorzej - przyznał, choć na pewno daleko było mu do świetnego samopoczucia. - Choć muszę przyznać, że spodziewałem się więcej po alkoholu - miał na myśli rzecz jasna uśmierzenie bólu, który był co prawda niewielki, ale jednak. Mogło nawet chodzić bardziej o ten dyskomfort, który cały czas mu towarzyszył. Te dziwne uczucie, które sugeruje mu, że przy każdym gwałtowniejszym ruchu szwy mogą puścić i znowu będzie cierpieć jak wtedy. - Zobaczymy co z tańcem jeszcze - uśmiechnął się zalotnie, sugerując Carli pójście na parkiet. Póki co jednak nie wstawał, chcąc niejako zachęcić ją do tego, by to ona wykonała pierwszy ruch i pociągnęła go na parkiet. Trochę niemęskie, ale jemu można wybaczyć w tej sytuacji, trochę chciał być przez nią adorowany. Jak już jest kontuzjowany, to niech sobie pokorzysta!
Sylvia García
Re: Stoliki Wto 16 Lut 2021, 23:01
Skinęła tylko lekko głową, nie zamierzając się teraz do końca imprezy nad tym głowić. Niemniej, jeżeli wpadnie do głowy jej jakiś pomysł zupełnie przypadkiem, to z pewnością się nim podzieli, a następnie wprowadzi w życie. Rozmawianie po hiszpańsku z Corvusem było tak naturalne, jak rozmawianie po angielsku z całą resztą. Nie musiała myśleć o tym, by się przełączyć, robiła to samoistnie wiedząc, że oni rozmawiają ze sobą właśnie w taki sposób. To bardziej musiała się skupiać, na przykład na takich śniadaniach Asklepiosów, by mówić po angielsku, gdy rozmawiali, by reszta drużyny nie czuła się wykluczona. W końcu czasami przyłączali się do dyskusji, taki był przecież też powód tych spotkań. Między innymi. Juarez wspominał jej coś o powrocie Jade, ale Meksykanka nie do końca w to wierzyła. W końcu, po co miałaby opuszczać swoje wygodne życie i wracać do tego grajdoła? Poza tym miała ludzkiego chłopaka, co stanowiło pewien problem... Może córce Melinoe chodziło o wizytę, może nawet dłuższą, ale wciąż wizytę? Bo nawet jeśli się rozstała, to nie jest przecież powód, by zmieniać swoje życie na gorsze. Więcej mężczyzn ma na zewnątrz, niż w tym obozie, więc nie kleiło jej się to w żadnej wersji. Niemniej widząc zadowolenie ukochanego, sama uśmiechnęła się zadowolona z obrotu sytuacji - niezależnie jakie miała podłoże i ile miałoby to potrwać. Corvus był szczęśliwy, a to dla niej było najważniejsze. Pocałunek był miłym zaskoczeniem, na który rzecz jasna z zadowoleniem odpowiedziała, bo czemu miałaby sobie odmawiać przyjemności? To nielogiczne. - Ja myślę, że miała na myśli wizytę. W końcu nawet przed wyjazdem i w trakcie jego, który trwa od lat już stawiała sprawę jasno. Nie chce tu żyć - przestawiła mu swoją wizję, która wydawała się rozsądniejsza biorąc pod uwagę to, co wiecznie Grey powtarzała. Pozwoliła się zaprowadzić do stolika i nim odetchnęła i się zorientowała w sytuacji, mężczyzna już przechylał kieliszek. Z zaskoczeniem rozpoczęła odwzajemnianie tego pocałunku, który zdawał się nie mieć końca, co bardzo jej się podobało, a co mogło zacząć przeszkadzać komuś wokół. I tym przecież Hiszpan się wiecznie przejmował, więc skąd ta zmiana? Czyżby atmosfera weselna tak na niego działała? - A gdzie limonka? - spytała rozbawiona, gdy już odsunęli się od siebie. Zastanawiała się czy było to celowe zagranie czy może jednak jego zakręcenie się. Niemniej, nie zamierzała narzekać. - Jak widać impreza się nieźle rozkręciła i żadnych bójek nie widać w okolicy - odparła zadowolona, bo naprawdę liczyła, że wszyscy się zresetują. Rozejrzała się po namiocie dostrzegając w większości zadowolone twarze zarówno przy stolikach, barze czy na parkiecie. Nie zamierzała chwalić dnia przed zachodem słońca, ale ta impreza to chyba był faktycznie świetny pomysł.