Ostatnie dni czy nawet tygodnie należały do tych dobrych w życiu Corvusa. Dogadywał się z Sylvią, spędzali ze sobą więcej czasu, bo częściej bywał w domu i dzięki temu pracował dużo efektywniej, bo potrafił w końcu odpocząć. Ponadto dziewczyna odnowiła kilka kontaktów ze starymi znajomymi, co też polepszyło jej nastrój, a już na pewno pomogło jej znaleźć zajęcia podczas nieobecności Juareza. Mimo to, dziś syn Melinoe musiał zostać wyjątkowo dłużej w gabinecie, co spotkało się zarówno z jego dezaprobatą, jak i Sylvii, która najwidoczniej nastawiła się na wspólny wieczór. Corvus z żalem informował ją przez telefon o tym, że musi wypełnić dodatkowe kilka papierków, bo naprawdę chciał dziś pobyć z ukochaną, tak jak miało to miejsce przez ostatnie dni. Siedział przy swoim biurku i wypełniał kolejne dokumenty, całe szczęście, że komputerowo, bo ręcznie byłaby to prawdziwa katorga. Odebrał też ze dwa połączenia: jedno telefoniczne, drugie internetowe od innych herosów, którzy zostali wyznaczeni do pewnych zadań poza obozem i zdawali mu właśnie relacje z postępów. Rozmowy zakończyły się po kilku minutach, a Corvus zrobił sobie w końcu chwilę przerwy. Wyciągnął się wygodnie w swoim fotelu i spojrzał na zegarek w komputerze. Postanowił więc skorzystać z chwili przerwy i zadzwonił do Sylvii, która nie odbierała. To rzadko się zdarzało, więc generał od razu zaczął się niepokoić, że coś jest nie tak. Zwłaszcza po drugim telefonie, który wykonał zaraz potem. Był już gotów wybyć z gabinetu i biec do mieszkania, gdy nagle do pomieszczenia weszła sama Sylvia, mająca w dodatku w jednej ręce zestawy obiadowo-kolacyjne, a w drugiej jakieś swoje bibeloty na czele z torebką. - Kochanie... nie musiałaś - naprawdę uradował go widok Meksykanki i gdy tylko podeszła bliżej, on obszedł biurko i od razu powitał ją najczulej jak się dało: pocałunkiem i objęciem, ówcześnie pomagając jej odstawić wszystkie siatki gdzieś na bok. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu odkleili się od siebie, jednak pozostali w objęciach, tym razem spoglądając sobie intensywnie w oczy. - Rozumiem, że wspólny wieczór dalej aktualny? - uśmiechnął się lekko, ale przyjaźnie, nawiązując do ich wcześniejszych planów. Skoro on nie mógł przyjść do niej, to ona przyszła do niego. I co z tego, że pora była późna? Miał tu przecież kanapę... i nie tylko to. - Chodź, coś ci pokażę... - powiedział tajemniczo, po czym wziął do ręki pilot, który leżał wcześniej na biurku. Kliknął w przycisk i nagle ściana z książkami zaczęła się przemieszczać, odkrywając ogromny telewizor, który po chwili został wysunięty nieco bardziej do przodu. - Muszę jeszcze tylko przenieść kanapę i może być tu całkiem ciekawa sala kinowa - zaśmiał się, gdy dostrzegł jak zasłony przy oknach również automatycznie się zasłaniają, tworząc intymny nastrój. - Mam jeszcze trochę pracy, ale może chciałabyś zostać tu i poczekać? Jak się zepnę, to zajmie mi to może z godzinę i wtedy wrócimy do domu, albo zostaniemy tutaj, w końcu mamy wszystko co trzeba - zaśmiał się cicho, bo to przecież był pomysł Sylvii, żeby zaopatrzyć gabinet we wszystko, co jest niezbędne do funkcjonowania: toaletę, kino, aneks kuchenny czy nawet sofę, która po rozłożeniu była bardzo wygodnym łóżkiem. Zdawało się, że mieli tutaj nawet pobunkrowane swoje rzeczy do spania i jakieś kosmetyki poza żelami do mycia.
Ostatnio układało się całkiem dobrze, choć za sprawą Arzu znowu coraz częściej myślała o opuszczeniu obozu. Nie wiedziała wcześniej, że kobieta też tego chce i za sprawą debat na temat tego życia za zewnątrz, temat w jej głowie wracał jak bumerang. Co prawda nie miała (jeszcze) ponownie pretensji do Corvusa, bo umówili się kiedy w końcu zaczną żyć swoim życiem, a nie innych. Niemniej za sprawą powrotu do tego tematu, znów nie mogła się doczekać i trochę zaczynała się niecierpliwić. Niemniej jednak dzisiejszego wieczora liczyła akurat na wspólny wieczór, nie tylko z racji premiery nowego odcinka serialu, ale również z potrzeb bliskości. Telefon od Corvusa mocno ją zawiódł i po chwilowej złości, postanowiła zrobić i tak to wszystko, co chciała. Zamiast jednak gotować kolację wspólnie, jak miała w planach, wybrała się do kantyny po posiłki na wynos, które za kilka minut rozstawi w gabinecie generała. Kucharze dziś się dobrzy trafili, więc Meksykanka zdecydowała się na 5 dań w nieco mniejszych porcjach, by mogli popróbować różnych rzeczy, ale też mieli sprawdzoną, swoją klasykę. Wiadomo, bezpieczniej. Słyszała co prawda telefon w torebce, ale akurat szła z jedzeniem już pod budynkiem, więc go olała. Nie wiedziała co prawda kto to, ale to też żadnej różnicy nie robiło. Jeśli Hiszpan, to zaraz ją zobaczy, a jeżeli ktokolwiek inny, to aktualnie miała to w dupie. Weszła do gabinetu jak do siebie, bo przecież Juarez wspominał o dokumentach, a nie spotkaniach. Zresztą nawet jeśli, jej takie rzeczy nie krępowały, wszak i tak dużo herosów nazywało ją panią generałową, choć już od dawna nie strofowała obijających się półbogów. - Chciałam - rzuciła spokojnie z małym uśmiechem, przekazała mu siatki, a potem odwzajemniła pocałunek, wcześniej zarzucając mu ręce na ramiona. Pocałunek był jak zwykle przyjemny, także nic dziwnego, że go przeciągali. W końcu jednak oboje potrzebowali zaczerpnąć powietrza, ale Sylvia wciąż tkwiła w jego ramionach. - Jak widać tak - co prawda liczyła się z tym, że musi popracować, ale zawsze mógł mieć przyjemny rozpraszacz i coś na przerwy, prawda? Daleko przejść nie musiała, ale obserwowała ścianę i na widok telewizora aż się uśmiechnęła. W końcu jej posłuchał. - Całkiem nie najgorzej to wyszło - przyznała, bo przecież nie ona to projektowała i wciąż to było miejsce pracy, ale zrobiło się nieco przytulniej za sprawą kilku dodatków. Zerknęła jeszcze na rolety, które się zasłoniły i kiedy odwieszała kurtkę na wieszak, przekręciła również zamek w drzwiach, w końcu nie chciała, by ktoś im przeszkadzał. Tuż po tym podeszła do ukochanego z raczej mało pocieszną miną. - Liczyłam na to, że teraz zrobisz sobie przerwę - przyznała cicho muskając jego usta, a dłonią przesuwając po jego kroczu. - Lepiej będzie ci się potem pracowało - przekonywała muskając jego szyję, a rękę bardziej zacisnęła na jego penisie. Co prawda póki co przez spodnie, ale wystarczyła jej zgoda albo wręcz brak oporu, by za sekundę zajęła się paskiem od spodni.
Juarezowi od samego początku było miło z tego powodu, że Sylvia przyniosła dla niego obiado-kolacje i jeszcze postanowiła towarzyszyć mu w biurze, zamiast czekać na niego w domu. Co prawda generał trochę się obawiał, że mogą się pojawić problemy z motywacją, ale tak po prawdzie miał to wpisane w koszta. Chciał skończyć wszystko dzisiaj, ale nic się nie stanie, jeśli czegoś nie uda mu się dzisiaj zrobić. Było to zwykłe planowanie na zaś, by zaraz się nie okazało, że jutro wpadnie mu tyle nowych rzeczy, przez które będzie się wygrzebywać cały tydzień. - Też tak myślę - odparł spokojnie, obserwując swój gabinet, który teraz nabrał nieco więcej intymności oraz stał się tak naprawdę salonem z aneksem sypialnianym, o ile tak można nazwać coś takiego. Obserwował ją uważnie, kiedy po zasłonieniu rolet, Garcia poszła odwiesić kurtkę na wieszak, a później przekręciła zamek w drzwiach. Nie nabrał przez to podejrzeń, bo robiła to dość często z myślą o tym, zeby nikt im nie przeszkadzał, nawet jeśli mieli tylko jeść i rozmawiać. Zaskoczony jej późniejszą reakcją nie oponował, kiedy delikatnie go pocałowała, a następnie zaczęła go dotykać w okolicach krocza. Miał jednak pewne obawy, że jeśli teraz się rozluźni, to dziś już do pracy nie siądzie, a została mu niecała godzina przy dobrych wiatrach. Automatycznie udostępnił jej więcej szyi, kiedy usta Sylvii zechciały ją całować, a później poczuł przyjemne mrowienie, które przeszło po całym kręgosłupie, gdy tylko ukochana zacisnęła dłoń na jego penisie. Tutaj jednak zapaliła mu się lampka, bo tak jak bardzo miał ochotę na córkę Hefajstosa w tym momencie (czego dowodem był wzwód), tak wiedział doskonale, że jeśli będą się kochać, to zajmie im to dużo czasu i na pewno nie dokończy pracy. Złapał ją więc dłonią delikatnie za nadgarstek i powoli odsunął jej ręke, jednak niezbyt mocno, by nie stworzyć wrażenia, że nie jest nią zainteresowany. - Aż tak długiej przerwy nie mogę sobie zrobić... - odpowiedział bardzo niepewnie. Ewidentnie było po nim widać, że bił się z myślami, bo miał ochotę na seks i nawet ślepy by to zauważył. Miał jednak jeszcze swoje obowiązki, dlatego też jakieś ślady oporu mu pozostały. - I nie wątpię, że praca byłaby efektywniejsza po tym - uśmiechnął się przyjaźnie i odsunął się, przechodząc z powrotem za biurko. Była to poniekąd ucieczka, by bardziej się nie nakręcać, bo ostatkami siły woli przeciwstawił się jej urokowi. Jednak jak tylko usiadł na fotelu, od razu złapał się za kołnierzyk koszulki i rozciągnął go, bo zrobiło mu się gorąco. Nie dość, że miał przed oczami nakręconą Sylvię, to jeszcze w jego głowie królowały teraz wizje dalszego rozwoju tej gry i było to bardzo podniecające. Choć próbował zgrywać przyzwoitego, to w rzeczywistości liczył na to, że córka Hefajstosa podejmie kolejną próbę zainicjowania kontaktu fizycznego, bo tego domagały się w tej chwili zarówno jego ciało jak i umysł. Nie mógł jednak przyznać tego wprost, bo nie chciał wyjść przed samym sobą na kogoś niekompetentnego, a poza tym... był tym wszystkim odrobinę zawstydzony. Ich życie emocjonalne uległo poprawie, ale Corvusowi dalej zdarzały się momenty, w których tracił pewność siebie. - Podasz mi obiad? - z tego zaaferowania nie wziął ze sobą swojej porcji, która leżała gdzieś dalej na biurku od strony Sylvii. Niby mógł sam po to sięgnąć, ale podświadomie użył tego jako pretekstu, by Meksykanka znów do niego podeszła, tym razem od drugiej strony stołu. Bo podejdzie, zamiast podać mu przez całe biurko, prawda? Nawet nie zauważył, jak jego oddech przyspieszył i że od blisko kilku chwil spoglądał na jej dekolt, który uwydatniał spore piersi ukochanej. I robiło mu się coraz goręcej...
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Nie 01 Maj 2022, 19:27
Wszystko szło w dobrym kierunku, a Sylvia nie sądziła, że generał będzie miał siły i chęci się jej opierać. Była dobrej myśli, kiedy odchylił nieco głowę, by ułatwić jej dostęp do własnej szyi, którą zaczęła całować. W dłoni też zresztą czuła, jak zawartość bielizny Corvusa się powiększa. Nie spodziewała się zatem tego, co nastąpiło chwilę później. Spojrzała na niego z uniesioną jedną brwią, nie żywiąc urazy, ale jednak nie rozumiejąc jego zachowania. Umówmy się, nikt nie lubi być w takiej sytuacji odrzucany, ale Meksykanka poniekąd do tego przywykła. Ostatnio jednak jej nie odmawiał i jak widać dobra passa się skończyła. - Naprawdę? - odparła niby to zawiedziona, jednak z uśmiechem, bo kto jak kto, ale ona dostrzegła to zawahanie. Może nie powinna sytuacji wykorzystywać na własną korzyść, skoro spróbował się wycofać, ale hej. Wtedy nie nazywałaby się Sylvia Garcia. Uśmiechnęła się szerzej, gdy jej przytaknął odnośnie efektywności, jednak nic nie powiedziała. Obserwowała dłuższą chwilę jak się oddala i próbuje uspokoić w fotelu. Brunetka nie zamierzała być napastliwa, dlatego postanowiła dać mężczyźnie jeszcze jedną szansę na zmianę zdania, a jak się nie uda, odpuści sobie całkowicie. Zerknęła przelotnie na obiad, gdy o niego poprosił i ruszyła za biurko. Nie przejmując się niczym (dobrze jednak, że Juarez raczej utrzymywał porządek na biurku), usiadła na drewnianym blacie tuż przed nim. Na domiar złego postanowiła niezbyt elegancko oprzeć stopę o podłokietnik jego fotela ukazując tym samym brak bielizny pod sukienką. Sylvia nie była może córką Afrodyty czy innej Sif, ale potrafiła być równie bezczelna i bezwstydna w tym wszystkim. Oparła się na jednej dłoni za plecami przechylając nieco głowę na bok, no i czekała na reakcję ukochanego. - Na pewno chcesz tylko obiad? - mruknęła jeszcze na zachętę z lekkim uśmiechem.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Czw 05 Maj 2022, 12:13
Temperatura się podnosiła i wiedzieli to doskonale oboje. Corvus podejmował ostatnie próby przeciwstawienia się urokowi Sylvii, która najwidoczniej postanowiła już za ich dwójkę, że robota czy nie, Corvus zrobi sobie przerwę. Pierwsza jej próba zakończyła się "zwycięstwem" niezłomności Juareza, ale to nie przeszkodziło Meksykance, by ponowiła próby, tym razem w bardziej wyszukany sposób. Wystarczył jeden moment zawahania z jego strony, by brunetka upewniła się w słuszności swoich założeń i zaraz postanowiła podjąć drugą próbę, na co generałowi będzie zareagować jeszcze trudniej. Udawał, że jej nie obserwuje, próbując zająć się pracą, ale tak naprawdę zerkał na nią co chwilę, pożerając ją wręcz wzrokiem. Bezwstydnie wgapiał się w jej dekolt, biodra czy pośladki, które ta zdawała się celowo wypinać niemal przy każdym ruchu wymagającym choćby odrobiny pochylenia się. Dodatkowo kołysała biodrami, więc to dodatkowo go hipnotyzowało. Wystarczyło jeszcze, by skrzyżowała ręce pod piersiami i wypchnęła je jeszcze bardziej, jak gdyby wcale te nie wylewały się z jej stroju. Corvus miał niesamowite szczęście, że tak seksowna dziewczyna była właśnie z nim. Gdy obeszła biurko i usiadła przed nim, Corvus spojrzał na nią z nieco błagalnym spojrzeniem. Chciał ją posiąść tu i teraz, ale wiedział, że ma też obowiązki, które - jeśli nie zostaną dziś załatwione - nawarstwią się i być może spieprzą mu następne dni. Ta jednak nic sobie z tego nie robiła, co było oczywiste, bo Sylvia była właśnie taką osobą: gdy czegoś chciała, nie przyjmowała odmowy. Ostatnio co prawda trochę spokorniała, ale pewien pazurek w jej poczynaniach na pewno pozostał, czego efektem jest właśnie ten wieczór. Kiedy oparła nogę o jego podłokietnik, instynktownie spojrzał na nią, by zaraz dostrzec jej kobiecość, która nie była przysłonięta żadnym dodatkowym materiałem. Przygryzł dolną wargę, obserwując zdecydowanie za długo jak na kogoś, kto miał zamiar pracować, jej szparkę. Myśli oczywiście szybko przeszły dalej i dodały sobie już znacznie więcej, a przecież kobieta tylko pokazała mu kawałek swojego ciała. W końcu spojrzał jej w oczy i dostrzegając jej wzrok, uśmiechnął się krzywo zdając sobie sprawę ze swojej sytuacji. - Teraz to już nie obchodzi mnie ten obiad... - wydukał, przyznając się do tego, że w tym momencie chodzi mi po głowie głównie seks z Sylvią w tym gabinecie. Pozwolił sobie więc na to, by pogładzić ją po łydce, a następnie o udzie tej nogi, którą ona opierała o podłokietnik. - Zajmiesz się chwilę sobą? - rzucił, ale zaraz od razu dodał: - ... albo mną? - miał plan, by dokończyć ostatnią rzecz, bo zostało mu wysłać tylko kilka wiadomości mailowych do herosów. W tym czasie Garcia mogła się już do niego dobierać, skoro była taka niecierpliwa. Zamiast jednak spojrzeć na monitor swojego komputera, znów skierował wzrok w dół i patrzył na kobiecość ukochanej. Miał ogromną ochotę ją dotknąć, ale jakoś tak wstydził się, co było dość zabawne, biorąc pod uwagę, że już nie raz nie dwa jego dłonie (i nie tylko) w tamte okolice się pchały.
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pon 23 Maj 2022, 21:05
Można powiedzieć, że Sylvia już podjęła decyzję za nich dwoje, ale prawda była taka, że gdyby mężczyzna stanowczo jej odmówił, to wycofałaby się i zaakceptowała jego decyzję. Pewnie byłby to powód do wewnętrznej frustracji, ale nie byłaby na niego zła, że nie chce się z nią aktualnie kochać. Corvus jednak ewidentnie się wahał, co oczywiście postanowiła przeciągnąć na swoją korzyść, bo czemu by nie? Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust i prowokacja się udała. Obserwowała go i widziała doskonale, jak ten widok na niego podziałał, którego jak zresztą widać nie potrafił sobie odmówić. Meksykanka była pewna, że generał już teraz właśnie pękł, a ona dostanie to, po co właściwie tu przyszła. - Och, naprawdę? - udała zaskoczoną, gdy odmówił obiadu. Uśmiechnęła się zaraz szeroko w mieszance zadowolenia i rozbawienia sytuacją. Juarez naprawdę myślał, że jej nie ulegnie, skoro ona na tyle chciała tego seksu, że ubrała krótką sukienkę i jeszcze przez pół obozu szła bez gaci? No chyba nie. Uśmiechnęła się, gdy zaczął ją gładzić, więc kolejne słowa nieco ją rozczarowały. Westchnęła cicho obdarowując go długim, milczącym spojrzeniem.
Ostatnio zmieniony przez Sylvia García dnia Sob 04 Cze 2022, 14:44, w całości zmieniany 1 raz
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Wto 24 Maj 2022, 12:24
Sylvia doskonale wiedziała jak go kokietować, bo już wielokrotnie musiała przejmować inicjatywę. Corvus z racji braku pewności siebie w tych kwestiach, często zostawiał te sprawy samopas i tak jak w ostatnich miesiącach się mocno poprawił, tak na początku ich związku czasami miał problem z zainicjowaniem stosunku, choć sam bardzo tego chciał. Niemniej jednak Garcia nigdy na niego nie naciskała i oswojenie się z wzajemnym nakręcaniem stało się dla niego czymś normalnym. Nie oznaczało to jednak, że córka Hefajstosa zaprzestała zdwojonych wysiłków, by tylko go "zaliczyć". Wręcz przeciwnie - im on stawał się odważniejszy, tym ona chętniej przekraczała kolejne granice, czego efektem był chociażby dzisiejszy spektakl, o ile tak można nazwać ukazanie mu braku bielizny. Juarez spojrzał na swoją ukochaną nieco proszącym wzrokiem, by ta nie wzięła się za niego od razu w stu procentach, bo to tylko skomplikuje im sytuację. Na szczęście Sylvia była na tyle wyrozumiałą osobą, że mimo swojego poziomu napalenia, była skłonna odczekać te kilka, może kilkanaście minut, zanim weźmie to, co się jej należy. On zaś postanowił wykorzystać tę chwilę jak najlepiej, by nie mieć później wyrzutów sumienia, że wolał się pieprzyć, zamiast robić swoją pracę.
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sob 04 Cze 2022, 14:59
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pon 15 Sie 2022, 20:48
Sylvia zaśmiała się pod nosem, gdy Corvus powiedział, że częściej powinna tak wpadać. Miał szczęście, że była zadowolona z seksu, bo pewnie w innej sytuacji rozdrażniłby ją tym tekstem. Jak wiadomo byłaby to kolejna niespełniona "obietnica", których już trochę jej naskładał, a które ostatecznie pokrycia w rzeczywistości nie miały. Tym razem nawet tego nie rozpatrywała, przynajmniej na razie, więc kto wie czy nie wpadnie za jakiś czas zachęcona tym komentarzem (i pewnie rozczaruje się odmową). Gdy już odsapnęła, skierowała się do maleńkiej łazienki, która wprawdzie bardziej przypominała schowek na miotły swoją wielkością, ale spełniła obecnie swe zadanie dając jej się ogarnąć. Gdy już wróciła, założyła jedynie bieliznę i ułożyła się na kanapie, którą uprzednio rozłożyli. Szybko znaleźli się na niej oboje, bo Juarez po szybkim dokończeniu spraw dołączył do niej i mogli zacząć od tego, od czego miało się zacząć przecież - kolacja i film. Stety albo i nie, Garcia nie usnęła na kanapie, która nie okazała się być super wygodna po rozłożeniu. Niemniej późnym wieczorem wspólnie już (i po ubraniu się) po ogarnięciu gabinetu, wrócili na noc do domu.
zt x2
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Wto 16 Sie 2022, 14:46
Dzisiejszy dzień był wyjątkowy dla Corvusa, ponieważ poukładał wszystkie swoje sprawy i tym samym mógł troche odsapnąć. Pozwolił więc sobie na spacer po terenach wokół obozu, czego głównym celem było zaczerpnięcie świeżego powietrza. Wiedząc, że Sylvia również miała wolną chwilę, umówił się z nią nad jeziorem i kiedy tam się spotkali, spędzili bardzo miłe późne popołudnie. Zjedli, pożartowali sobie, popluskali się w wodzie i tym samym mogli mówić o udanej randce, co w ich przypadku nie było czymś częstym. Nie dlatego, że ich randki były słabe, bo z reguły oboje byli zadowoleni. Raczej chodziło o ich częstotliwość, bo niestety zdarzały się one bardzo rzadko. Jak to jednak w przypadku generała obozu, długo nie cieszył się wolnością, bo zaraz dostał pilne wezwanie od herosa, który pełnił dyżur w wielkiej bibliotece. Początkowo nie miał zamiaru się tam stawiać, jednak gdy padło imię Andresa, jego przyjaciela, zachwiał się. Już dawno temu przepracował traumę związaną ze stratą przyjaciela, aż tu nagle ktoś podawał się za niego?! Tego Juarez nie mógł puścić płazem. Dlatego właśnie poprosił Garcię o to, by udała się do biblioteki razem z nim i żeby w razie czego powstrzymała go od zrobienia czegoś głupiego. Złość biła od niego na kilometr i zapewne nikt nie chciał być w skórze owego herosa, który podawał się za Andresa. Wszystko jednak przestało mieć znaczenie, gdy w końcu dotarli na miejsce, a Corvus zobaczył swojego przyjaciela. Początkowo miał wątpliwości, bo przecież minęło tyle lat od czasu, kiedy byli dziećmi, ale gdy przyglądał mu się coraz bardziej, dostrzegał coraz więcej podobieństw do Andresa. Juarez cofnął się o krok, gdyż ta konfrontacja zdawała się go przerastać, na szczęście córka Hefajstosa zachowała trzeźwość umysłu i nie pozwoliła mu uciec. Zamiast tego naparła ręką na jego plecy i pchnęła go delikatnie, zachęcając tym samym do zmierzenia się z tą sytuacją. - Pochowałem cię... - zdołał tylko wyszeptać syn Melinoe, wtem odezwał się Andres. - Mamy wiele do przegadania, przyjacielu - odpowiedział i podszedł by najpierw uścisnąć dłoń generałowi, a następnie objąć go w przyjacielskim uścisku. To samo chwilę później zrobił z Sylvią, której przedstawił się, tak jak kanon kultury nakazywał. - Po tym jak patrzysz na niego domyślam się, że jesteś jego dziewczyną - rzucił spokojnie i z przyjacielskim uśmiechem na ustach. I kiedy Garcia uścisnęła mu dłoń, ten spojrzał na nią, a następnie na drugą by dodać: - Ale jeszcze nie panią Juarez - celowo położył nacisk na słowo "jeszcze", jak gdyby chciał zaznaczyć, że to tylko kwestia czasu, aż syn Melinoe oświadczy się Sylvii. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy i pojawiła się nań powaga. - Musimy poważnie porozmawiać... lepiej usiądźcie - rzucił tajemniczo. Juarez w tym czasie przyglądał się całej sytuacji w ciszy, trawiąc to, co działo się wokół niego. To mogło być dziecko Lokiego, które tylko podawało się za Andresa z pomocą swoich zdolności. Coś jednak podpowiadało mu, że to jest prawdziwy Andres i zanosiło się na prawdziwy szok. Usiadł więc w ciszy na swoim fotelu przy biurku i jeśli Garcia zdecydowała się zająć miejsce naprzeciw, zerknął tylko na nią. Jeśli jednak usiadła mu na kolanach, bądź po prostu była cały czas obok niego opierając się o biurko, ujął jej dłoń w swoją, oczekując wsparcia w tych ciężkich emocjonalnie chwilach.
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pon 29 Sie 2022, 09:42
Przerwa w pracy była dzisiaj zdecydowanie dłuższa niż planowała. Miała bowiem udać się na krótki spacer z ukochanym, a skończyło się na randce (choć ich stroje tego nie odzwierciedlały). Garcia jednak narzekać nie miała zamiaru, bo takie chwile zdarzały się wyjątkowo rzadko. A już z samych plusów tej chujowej sytuacji (w sensie Corvusa jako generała) to nie miała się czym martwić wychodząc z pracy. Nikt bowiem się nie poskarży, bo była partnerką Juareza. Nie dawała jednak innym też za bardzo powodów, bo zawsze wypełniała swoją pracę. Zdarzały się jednak pojedyncze dni takie jak dzisiaj i chyba każdy mógł się domyślić, że nie wróciła po przerwie, bo czas spędzała z Corvusem, a nie pod drzewkiem. Początkowo westchnęła tylko na wezwanie ukochanego, jednak słysząc dalszy ciąg historii, nieco się zaniepokoiła. Kto był na tyle głupi, by próbować zajść za skórę Juarezowi? Nawet jeśli pilnie potrzebował rozmowy, to ten sposób był najgłupszy z możliwych. Kiedy dotarli na miejsce, a heros z wyglądu nie przypominał nikogo znajomego, Garcia zaczęła podejrzewać udział dziecka Lokiego w tym wszystkim. Kiedy Juarez chciał się wycofać, Meksykanka nie pozwoliła mu na to delikatnie go popychając. Nie zakładała nawet opcji, że jest to Andres. Chciała, by ukochany zmusił herosa do przyznania się kim jest. Nie sądziła też, że i on uwierzył w tą szopkę, więc gdy zaczął zachowywać się tak, jakby to była prawda, Sylvia zdębiała. On rozum zgubił po drodze do gabinetu? Brunetka widząc zachowanie generała niechętnie, ale podała żartownisiowi dłoń. Nie skomentowała też swojego zamążpójścia, skąd on niby to wiedział. - Ciężko być panią Juarez, jak jesteśmy razem od tygodnia - odpowiedziała rzucając ukochanemu ostrzegawcze spojrzenie, by nie zaprzeczał. Czekała na potknięcie gościa, wysypanie się, że wie ile są razem. To by wskazywało na kogoś z obozu, chociaż Garcia zaczęła również dopuszczać opcję, że jest to ktoś z zewnątrz, kto chce im zaszkodzić albo zabawić się ich kosztem. Nie podobało jej się to, że obcy dyktował im warunki rozmowy, jak i fakt, że Corvus w ogóle nie poddawał w wątpliwość kim on jest. Na głowę on upadł czy co? Sylvia zajęła miejsce obok ukochanego podpierając się ciałem o biurko i splatając palce, gdy mężczyzna sięgnął po jej dłoń. Przedłużająca cisza działała jej na nerwy. - Czekamy - rzuciła ponaglając gościa wykazując tym samym swój charakter i być może prezentując niesłusznie to, że mu nie ufa. Nie ufa to kim jest, nie ufa jego zamiarom i temu uśmieszkowi, który chyba miał ją oczarować przy witaniu się. Może i Juarez zgłupiał, ale ona nie.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pon 29 Sie 2022, 15:25
Juarez nie był w żadnym stopniu gotów na spotkanie z przyjacielem z dzieciństwa i to właśnie dlatego tak go wryło. Ta sfera jego życia dalej była bardzo ciężkim tematem, o którym rozmawiał w zasadzie tylko z Sylvią, stąd ukochana mogła w ogóle wiedzieć, kim ów jegomość jest, czy może raczej - za kogo się podaje. Niemniej jednak te blizny nigdy się nie zagoiły do końca i dlatego każde ich otwarcie mogło wywołać dużo gorszą reakcję, niż przejęcie się syna Melinoe tym wszystkim. Na szczęście Garcia była na posterunku i postanowiła wyjść naprzód z rozmową, jednocześnie wspierając Hiszpana. - Dla niektórych tydzień to wieczność - odparł spokojnie Andres, jednak nie o tym chciał rozmawiać, dlatego też kiedy tylko generał ze swoją ukochaną zajęli miejsca, heros od razu przeszedł do tłumaczenia wszystkiego. - Nazywam się Andres Hernandez i przybyłem z 2030 roku, z przyszłości - zaczął. - Nie wiem jak dokładnie się tu znalazłem, ale domyślam się, że jest to powiązane z działaniami Chronosa. W moim świecie Chronos obrócił się przeciw bogom i zaczęła się wojna, czego efektem może być właśnie to. Niestety nie pamiętam co robiłem przed podróżą w czasie, pamiętam jedynie, że tego dnia wysłałem kilku herosów do świątyni Chronosa w Peru - złapał oddech, a następnie spojrzał na Corvusa i Sylvię. Jeśli ci mieli jakieś pytania, to właśnie teraz był na nie czas. Juarez nie odezwał się słowem, bo cały czas siedział jak wryty i ledwo docierało do niego to, co działo się wokół. - Jak to możliwe, że żyjesz? - wydukał w końcu syn Melinoe. - W moim świecie jesteś martwy, Corvus - odpowiedział ze smutkiem w głosie Andres. - Poznaliśmy się w sierocińcu w Barcelonie i gdy okazało się, że obaj jesteśmy herosami, ruszyliśmy razem do obozu, ale ty nie dotarłeś do niego, zaatakowały nas karagory, które cię zabiły... znaczy wersję ciebie z mojego świata - dodał, po czym uniósł głowę ku górze, by uspokoić nieco swoje emocje. - Po wielu latach zostałem kapitanem drużyny Dionizosa w obozie, a z czasem dorobiłem się podobnego, lecz nieoficjalnego statusu do ciebie, bo u nas dalej panuje podział na drużyny. Nie wiem dlaczego tu jestem i kto jeszcze mógł trafić do waszego czasu, dlatego bądźcie czujni. Nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć, bo sam niewiele wiem - przyznał, po czym uśmiechnął się bardziej z niemocy niż chęci Hernandez. Juarez westchnął lekko i przetrawił wszystko to, co zostało mu opowiedziane, a następnie spojrzał na Sylvię. - Skąd wiedziałeś, że jesteśmy razem? - spytał Andresa. - W moim świecie Sylvia była w sierocińcu razem z nami, tylko trafiła do obozu wcześniej. Już jako dzieci kochaliście się w sobie i widząc was dzisiaj, to było pierwsze, o czym pomyślałem. Dość długo z tym zwlekaliście tutaj - zaśmiał się cicho, ale Juarezowi wcale nie było do śmiechu. Jedynie zacisnął mocniej dłoń i dalej trawił wszystko. - Wygląda na to, że zabawię tu jakiś czas. Gdzie mogę zgłosić się po kwaterę? - rzucił Hernandez widząc po swoim przyjacielu to, że ten musi przeznaczyć nieco więcej czasu na przyswojenie wszystkiego i tym samym należało mu dać przestrzeń. - Zaczekaj - odezwał się syn Melinoe. - Wspominałeś o wojnie z Chronosem i o wysłaniu zespołu herosów do Peru. Mimo to, ty trafiłeś do nas, nie oni - spojrzał podejrzliwie na Hernandeza. - To są tylko moje podejrzenia, nic innego nie przychodzi mi do głowy - wzruszył ramionami półbów.
Stwierdzić, że Sylvia była zdystansowana i nieufna, to nic nie powiedzieć. Starała się tego nie okazywać, bo to może utrudnić rozpracowanie gościa - kimkolwiek był - ale nie miała zamiaru też grać słodkiej idiotki, która od razu wszystko łyknęła. Dlatego też w ciszy stała i w żaden sposób nie reagowała na rewelacje, które Andres właśnie im sprzedawał. Milczała też, gdy nastąpiła cisza analizując na ile jest prawdopodobnie to, co on powiedział. To nie była zresztą jej rozmowa, ona niejako znalazła się tu przypadkiem. Nie wątpiła bowiem w to, że Juarez słowem by się jej nie zająknął o tym wszystkim, gdyby akurat jej nie było w pobliżu, gdy zadzwonił heros zawołać generała do gabinetu. Po pytaniu ukochanego, przysłuchiwała się kolejnej nieco przydługiej odpowiedzi przybysza, która trzeba przyznać była wygodna. "Przydarzyło mi się dokładnie to, co tobie, tylko role się odmieniły". A tego wcale nie można było wyczytać z ksiąg o każdym półbogu, skądże... Milczała więc w dalszym ciągu, a gdy Corvus zadał pytanie o ich związek rzuciła ku krótkie spojrzenie, by zaraz znowu skupić się na nieznajomym. - To ciekawe, skoro nie jestem Hiszpanką - uniosła nawet wcześniej brew na jego odpowiedź, bo akurat to, że wielu brało ich za hiszpańską parę było dość popularne. Ona nie krzyczała na prawo i lewo, że jest z Meksyku, a jej księgi raczej mało kogo interesowały. O ile kogokolwiek. - Skąd ta pewność? Może nasi bogowie odeślą ciebie jeszcze dzisiaj - uśmiechnęła się miło, ale wcale nie było to szczere. Jej zdaniem gość kimkolwiek był, był bezczelny. Przysłuchała się jeszcze krótkiej wymianie zdań, a potem westchnęła. Wtedy zadzwonił telefon Corvusa i ten z jakiegoś powodu odebrał. Mignęła jej tylko fotografia Jade, ale przez jej podniesiony ton słyszała dość dobrze to, co kobieta mówiła. Uniosła aż lekko brwi, bo nie zazdrościła ani Grey, ani gościowi pod postacią Eryka tego spotkania. Gdy tylko ukochany skończył rozmowę, westchnęła ciężko. - Pójdę do Garetta i poproszę o klucze do pustych mieszkań. Na dole w głównej sali robimy spis? - zaproponowała po tym, co usłyszała z rozmowy z Jade. Po przytaknięciu poszła po wspomniane klucze. Nie była jednak głupia, wybierała nie całe puste piętra, tylko pojedyncze mieszkania pomiędzy solidnymi herosami. Ktoś musiał mieć na obcych oko. Gdy wróciła z pękiem kluczy wręczyła jeden Andresowi, który był ścianę w ścianę z Collado. Ten podobno miał paranoję, więc miało to sens. Gdy ten opuścił gabinet, Sylvia odczekała jeszcze trochę nim się odezwała. - Co o tym myślisz? I z tego jak to brzmiało z ust Jade, tamten cały Eryk nie miał pojęcia, gdzie jest. Skąd więc on wiedział wszystko? - powiedziała cicho. Garcia miała wiele czerwonych lampek przy gościu, ale może przesadzała?
Juarez nie był w najlepszej formie w tym momencie, bo widok dorosłej wersji jego przyjaciela z dzieciństwa wywołał w nim lawinę uczuć, w większości smutnych, przypominając mu między innymi o ogromnej tęsknocie za przyjacielem. To był jeden z jego najsłabszych punktów, o którym wiedziała tylko Sylvia, bo tylko z nią rozmawiał o tego typu rzeczach. Dobrze się więc stało, że Garcia cały czas była przy nim podczas tej trudnej rozmowy, dzięki czemu generał czuł nie tylko wsparcie, ale też znacznie więcej pewności, której i tak nie było zbyt wiele. Wystarczy się zatem domyślić, jak by to wyglądało, gdyby córki Hefajstosa nie było obok... Andres spokojnie przyjmował wszystkie odpowiedzi i wątpliwości, bo nie był głupcem i wiedział doskonale, że to co mówi brzmi abstrakcyjnie. Poza tym, nie wszystko musiało się zgadzać z rzeczywistym stanem rzeczy. - Sylvia z mojego świata pochodzi z Sewilli, ale z tego co widzę, nie różnicie się od siebie zbytnio. Obie jesteście nieufne i wzdychacie do Corvusa - uśmiechnął się przyjaźnie, bo nie miał zamiaru być w tej sytuacji złośliwy. Ot stwierdzał pewien fakt, wyjaśniając tym samym wątpliwości, które miała Garcia. - Rozumiem wasze wątpliwości, ale ja naprawdę nie jestem wrogiem - zapewnił znów. - Po waszych reakcjach - odpowiedział po chwili Hernandez. Zwłaszcza postawa Juareza zdradzała ogromne zaskoczenie i bezradność, więc syna Melinoe wcale nie zaskakiwało to, że dość dużo rzeczy Andres już założył. - Ale jeśli się mylę, to będę wdzięczny za pomoc w powrocie. Nie chcę robić kłopotu - jego uprzejmość mogła wydawać się sztuczna, ale zachowywał przez ten cały czas spokój i tym właśnie przekonywał Juareza, który niewiele udzielał się w dyskusji. Generał odebrał telefon od siostry i z pozornym spokojem wsłuchiwał się w jej słowa. Nie chciał jeszcze bardziej denerwować blondynki, dlatego też zapewnił ją, że starają się wszystko ogarnąć i sytuacja nie potrwa długo. Później powstał pomysł ze spisem i od tego momentu zaczęli się trzymać pewnego planu: najpierw spisać przybyłych półbogów, potem rozmieścić ich w wolnych pokojach i szukać rozwiązań, by wysłać ich z powrotem do swoich czasów. Skinął głową w kierunku Sylvii, a następnie ścisnął mocniej jej dłoń i przez moment intensywnie patrzył na ukochaną. Jego wzrok zdradzał jedno: "Sylvia, wróć tu jak najszybciej". Garcia była jedną z dwóch osób, którym Juarez ufał najbardziej, dlatego też zależało mu na jej wsparciu. Skinieniem głowy potwierdził jej propozycję o robieniu spisu na dole, po czym odprowadził tylko spojrzeniem Meksykankę do wyjścia. Chwilę później wrócił nim do Andresa, który siedział cały czas cicho i spokojnie naprzeciw niego. - Póki nie znajdziemy żadnych rozwiązań, postaraj się nie rzucać w oczy - poprosił Juarez. - Jeśli naprawdę jesteś Andresem, którego znam, to wiem, że mnie nie zawiedziesz - uśmiechnął się nieszczerze kącikiem ust, wchodząc niejako mężczyźnie na ambicję. Po chwili wróciła do nich Sylvia i wręczyła Hernandezowi klucze do jego tymczasowego lokum. Andres pożegnał się z generałem i jego ukochaną, po czym w spokoju udał się do dzielnicy nordyckiej. Generał odetchnął głęboko i niemal położył się na fotelu, wyginając głowę do tyłu. - Nie mam pojęcia - odpowiedział. - Z jednej strony Andres zawsze był bardzo inteligentny, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby wielu rzeczy już się dowiedział przed przyjściem tutaj - rzucił i zaraz dodał: - Z drugiej... to podejrzane - westchnął znów i wyprostował się, by w końcu spojrzeć na Sylvię. - Koło kogo go ulokowałaś? - spytał, a gdy usłyszał odpowiedź, uśmiechnął się lekko. - Kocham cię za to, że ogarniasz, kiedy ja nie potrafię - pochwalił ukochaną, bo wiedział doskonale, że przypisanie Andresa do mieszkania obok Hectora jest najlepszą możliwością, by mieć go na oku. Wystarczy tylko szepnąć Collado słówko, by miał oczy i uszy dookoła głowy. - Boję się, kto jeszcze mógł tu przybyć... kolejny syn Tartaru, ktoś gorszy od niego, Midnight, Zane... zły Giotto... zły... ja? - sama myśl spotkania kogoś takiego go przerażała i nie starał się nawet tego ukryć. - Nie możemy być pewni nikogo, tylko siebie. Umówmy się od dziś, że podczas każdego spotkania będziemy wykonywać jakiś gest w swoją stronę... taki, o którym będziemy wiedzieć tylko my - zaproponował, choć sam nie był zwolennikiem takich konspiracji. Musieli jednak mieć pewność, że nikt się za nich nie podaje, bo co jeśli przybyły tu ich alternatywne wersje albo jacyś zmiennokształtni herosi, którzy chcieliby namieszać? To wydawało mu się rozsądne. - Ewentualnie jakiś krótki dialog, który tylko my znamy - to była kolejna propozycja.
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sob 08 Paź 2022, 20:51
Sylvia nie zareagowała w żaden sposób na odpowiedź Andresa czy kimkolwiek on był. garcia była do niego nieprzekonana, jak i zresztą do tej całej bajeczki o przybyciu z innych wymiarów. Dopiero telefon Jade zmienił jej perspektywę, choć wciąż nie ufała gościowi przed nimi. Może to był zsynchronizowany atak? Może to robota syna Tartaru? Garret zdawał się nie rozumieć sytuacji jeszcze bardziej jak ona, ale posłusznie dał jej pęk kluczy wcześniej dobierając je zgodnie z jej wskazówkami. Nie wiedzieli ile tych półbogów mogło przybyć, więc i kluczy było naprawdę mnóstwo. Na szczęście cyknęła sobie fotkę spisu mieszkań, także będą wiedzieć koło kogo obcego ulokowali. Gdy tylko to ogarnęła, wróciła do gabinetu dając od razu wcześniej wybrany klucz Andresowi. - Nie możemy im ufać. Nikomu, kto przybędzie - takie było jej stanowisko i miała nadzieję, że Corvus pomimo słabości do nieżyjącego przyjaciela, będzie się tego trzymał. - Koło Collado, ten ma paranoje, więc wystarczy coś mu zasugerować - uśmiechnęła się zadowolona ze swojej decyzji. - Wiem - uśmiechnęła się i nachyliła, by cmoknąć go w czoło. - A może to robota syna Tartaru? - rzuciła, gdy jego wymienił, bo przecież wszystko było możliwe. Zaraz jednak westchnęła, a następnie uśmiechnęła się lekko, gdy zaproponował tajny znak. Miało to sens, bo kto wie czy druga ich wersja tu nie zawita? Nie miała jednak pomysłu na znak, ale i także na dialog, który zaproponował chwilę później. - Jestem za, tylko nie mam żadnego pomysłu - rzuciła smutno licząc na to, że Juarez będzie miał jakąś propozycję. Kiedy po główkowaniu w końcu to ustalili, Sylvia znowu westchnęła. - Chyba trzeba iść na dół. Eryk czy kimkolwiek on jest, na pewno już tu trafił i czeka. Ja będę robiła spis ręczny, ty weź laptopa i spisuj na nim. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś postanowił coś zniszczyć. Wiadomo, że mamy swoją ukrytą chmurę, ale lepiej się zabezpieczyć - można by uznać, że Sylvia trochę się rządziła, ale ją sytuacje kryzysowe pobudzały do działania. Corvus zresztą doskonale wiedział, że nie musi słuchać jej propozycji, bo pomimo tonu, to właśnie to było.
Juarez był cały czas w niemałym szoku, gdyż nie spodziewał się ani spotkania z Andresem, ani też tego, że może wiedzieć tak wiele o jego życiu na podstawie samych zdawkowych informacji i obserwacji. Od samego początku wydawało się to podejrzane, ale przez natłok emocji Corvus nie był w stanie podejść do tematu trzeźwo. Na szczęście rękę na pulsie trzymała Sylvia, która zadawała kluczowe pytania i która z dużo większym dystansem spoglądała na tajemniczego przybysza. Finalnie też to dzięki niej syn Melinoe okrzepł i nie dał się wciągnąć w jakąś prywatną krucjatę przeciw wszystkim, byleby tylko udowodnić niewinne zamiary Andresa. Zamiast tego, zgodził się nawet z ukochaną, że to bardzo podejrzana sprawa i że powinni na wszelki wypadek opracować kilka planów, by móc się przede wszystkim rozpoznawać. Garcia była jedyną osobą, której generał mógł zaufać w stu procentach, dlatego też zależało mu na tym, by przygotować się na możliwie jak najwięcej ewentualności. Skinieniem głowy zgodził się z ukochaną, że ulokowanie Andresa w pobliżu Collado mogło być dobrym pomysłem. Co prawda Hector musiałby mieć wiele szczęścia i przede wszystkim Andres musiałby być niewiarygodnie głupi, by na tyle głośno opowiadać o swoich planach, żeby syn Frejra usłyszał to przez ścianę. Niemniej jednak czasem szczęściu trzeba było pomóc i skoro nic nie kosztowało ich umiejscowienie przybysza akurat w tym miejscu, to dlaczego mieliby nie skorzystać? Dobrze, że Sylvia miała głowę na karku, bo on pewnie by nawet o tym nie pomyślał. - Musimy wziąć to pod uwagę - zgodził się poniekąd z ukochaną, która zasugerowała, że to może być kolejna zagrywka syna Tartaru. Skoro był już w stanie przywrócić zmarłych herosów do życia i regularnie przywracał kolejnych, tak manipulacja czasem również wchodziła w rachubę. Minęło tyle czasu, że wróg mógł się dozbroić jeszcze lepiej niż oni i ta myśl poniekąd go przerażała. Czy zbyt długo zwlekał z wysłaniem kolejnej misji po kolejny element broni przeciw synowi Tartaru? - To musi być coś specjalnego, a jednocześnie na tyle "normalnego", by nie wzbudziło niczyich podejrzeń - odezwał się po chwili, ale sam nie miał pomysłu, jak mogą się do siebie zwracać i co robić, by wzbogacić ten tajny szyfr również o jakieś gesty. - Mamy trochę łatwiej, bo można to połączyć z czułościami - uśmiechnął się nieszczerze, ale prawdę mówiąc ten pomysł mu się podobał. Wystarczyło tylko w odpowiedni sposób się witać i dotykać, żeby mieć pewność, że to na pewno ta prawidłowa wersja Corvusa i Sylvii. Oczywiście zawsze też pozostawała opcja, że ich odpowiednicy z innych czasów w ogóle tu nie przybędą, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Po ustaleniu specjalnych znaków i gestów przyszedł czas na równie poważne sprawy, bo trzeba było zejść na dół i zacząć tworzyć spis wszystkich herosów, wszak dane nie mogły uciec, a na gorąco będą w stanie zrobić to jak najszybciej. I mimo, że odebrał to jako znak rządzenia się Garcii, tak był do tego przyzwyczajony, bo tego też od niej wymagał: miała być dla niego wsparciem w najtrudniejszych momentach, a to nie zawsze było związane z głaskaniem po główce i pocieszaniem. Szanował więc ją jeszcze bardziej za to, że mimo swojej niechęci do tej funkcji, robiła to głównie po to (czy może nawet tylko po to), by pomóc ukochanemu. Mogli więc nazywać go pantoflarzem czy chuj wie jak, ale były rzeczy ważne i ważniejsze, a ważniejsze od fałszywej opinii była sprawność działania oraz współpraca, którą córka Hefajstosa mu oferowała. Zaczęli więc spisywanie wszystkich najistotniejszych danych i tak zleciało im dość dużo czasu, bo jak się okazało, herosów przybyło znacznie więcej i niektórzy mieli dużo więcej do powiedzenia niż inni. Zatem dopiero w późnych godzinach wieczornych mieli chwilę wytchnienia, dlatego też wrócili do gabinetu Juareza, po czym generał od razu wyciągnął butelkę whisky i rozlał najpierw swojej dziewczynie, a następnie samemu sobie do specjalnie bitych szklanek. Dorzucił jeszcze lodu z małej lodóweczki przy biurku i nalał też coli dla Sylvii, bo ta czystej nigdy nie piła. Doskonale wiedział, jakie proporcje przygotować, więc nie musiał martwić się o to, że przesadzi z alkoholem. - Wiem, że to nie najlepszy moment, ale mam jeszcze kupę roboty... - westchnął zrezygnowany. Przez tą akcję z przybyszami z innych czasów nawet mimo luźniejszego dnia nagromadziła się masa rzeczy do zrobienia. Spodziewał się, że Garcia nie będzie tym zachwycona, ale musiała mieć świadomość, że sytuacja była wyjątkowa i ciężko będzie Juarezowi urwać się dzisiaj z pracy. Z drugiej strony, czy on w tym natłoku emocji będzie w stanie w ogóle zrobić coś pożytecznego? Równie dobrze może wystarczyć jedna sugestia Sylvii, trochę władczo-rozkazującego tonu i syn Melinoe wszystko przerzuci na jutro. Po ostatnich sytuacjach z gabinetu były na to ogromne szanse, bo szczerze powiedziawszy, spodobało mu się "przeszkadzanie" Sylvii. Zwłaszcza, że kończyło się to w jeden sposób przeważnie i chyba nawet sama Garcia zdawała się dostrzegać ogromny potencjał tego, dlatego też tak chętnie z tej możliwości korzystała. - Nie musisz na mnie czekać, pewnie i tak wrócę bardzo późno - dodał równie zrezygnowany, czy może nawet smutny i spojrzał na mały stos papierów obok swojej klawiatury. - Ale na razie dopij sobie drinka na spokojnie i tak nie mam ochoty na to - przyznał i westchnął znów, po czym sam wziął do ręki szklankę i upił kilka małych łyków, wszak nie był z tych, którzy całą szklankę whisky walą od razu.
Generał nie miał w ostatnim czasie najłatwiej w życiu, choć porównując jego obecne problemy do tych sprzed kilku miesięcy, można było odnieść wrażenie, że to co się dzieje w obozie to dla niego pikuś. Wcześniej problemem była organizacja pracy całego obozu, mnóstwo zmian, niekompetentni liderzy, leniwi półbogowie. Teraz to wszystko się unormowało i jedynym nowym czynnikiem było przybycie herosów z innych linii czasowych, którzy już od tygodni wałęsali się po terenie kampusu. Zdecydował jednak, by wstrzymać jakiekolwiek działania z nimi i zabronił im nawet opuszczać obozu, by zminimalizować ryzyko nieprzewidzianych zdarzeń. To jednak poskutkowało tym, że znów miał nieco więcej pracy i tym samym częstotliwość jego spotkań z Sylvią nieco zmalała. Dodając do tego częstsze kontakty z Jade, która regularnie raportowała mu wszystko odnośnie Eryka oraz mniejszy udział w sprawach obozowych Elisy, która próbowała godzić bycie generałem dywizji z matkowaniem dla czterech osób (czasem nawet pięciu, jak Giotto coś odjebał), zaczął odnosić wrażenie, że wrócił do punktu wyjścia. Tym razem jednak Garcia bardziej przychylnie patrzyła na swojego chłopaka, gdyż od jakiegoś czasu odnowiła kontakt z inną półboginią i miała tym samym więcej zajęć poza treningami, patrolami i misjami. Na szczęście sytuacja nie była aż tak beznadziejna jak wcześniej, gdyż od jakiegoś czasu w wielu obowiązkach odciążała go Holly Rodan. Córka Hodra zajęła się w dużej mierze robotą papierkową, dzięki czemu Hiszpan miał znacznie więcej czasu na poważniejsze sprawy. Starał się też nie zaniedbywać Sylvii, więc udział Holly w pracach obozu był coraz bardziej znaczący. Nie umknęło uwadze Juareza, że dziewczyna bardzo mocno angażowała się we wszystko i starała się wykonywać obowiązki jak najlepiej umiała, dlatego też szybko zapałał do niej sympatią. Okazało się, że byli bardzo podobni i mieli wiele wspólnych tematów do rozmów. Dzięki temu Corvus zyskał nie tylko świetnego „pracownika”, ale też osobę, z którą mógł czasem pogadać o pierdołach, gdy akurat Sylvia była zajęta. W tym wszystkim nie wolno było zapominać o Andresie, który krzątał się czasami po obozie bez celu i siłą rzeczy zachodził do Juareza, a następnie zagadywał go i tak mijał im czas na bezproduktywnych pierdołach. Hiszpan zaczynał nabierać zaufania do wersji swojego przyjaciela z przyszłości, jednak w dalszym ciągu był ostrożny w tym, pamiętając swoją rozmowę z Sylvią. Tak naprawdę nie mógł nikomu ufać poza ukochaną, no i może kilkoma osobami, które zliczy na palcach jednej ręki. Andres na pewno nią nie był. Syn Melinoe siedział w swoim gabinecie (jak zwykle) i przeglądał raporty z ostatnich misji. Zauważył pewną prawidłowość, która od razu go ucieszyła. Od tygodni nie było żadnych nowych przybyszów, dlatego też Corvus założył, że większość półbogów z innych czasów została już zarejestrowana. Ponadto obniżyła się częstotliwość konfrontacji z niedobitkami NoGods, co było zasługą Tanji i Scotta, którzy urządzali na nich polowania, do czego zresztą sam Juarez ich zmusił. Wtem do pomieszczenia weszła Holly, która dziś wyglądała inaczej niż zwykle. Zazwyczaj grzecznie i wygodnie ubrana, by jak najlepiej wykonywać swoją pracę, dziś pozwoliła sobie na spódniczkę i nawet dekolt. Nie żeby to przyciągnęło jakoś mocno jego uwagę, ale z pewnością to odnotował, tym bardziej, że Rodan nie dysponowała wcale najmniejszym biustem i też nie zamierzała go tą kreacją chować przed światem. Ruda od razu położyła mu na biurku stos papierów. - Podsumowania treningów z ostatnich miesięcy. Naniosłam poprawki tam gdzie trzeba, wystarczy tylko twój podpis wszędzie – uśmiechnęła się uroczo, po czym oparła biodrem o biurko generała. - Nie chciałam ci dokładać papierów, ale wiesz jak to jest… dużo się dzieje – zagaiła, choć sam Corvus raczej nie wydawał się być zainteresowany rozmową w tej chwili. Dopiero po kilku sekundach spojrzał na nią i odwzajemnił uśmiech z uprzejmości. - Co to za okazja, że ubrałaś się jak pracownica korpo? – zaśmiał się lekko, na co Holly uniosła lekko brew z uśmiechem. - Bez okazji, lubię od czasu do czasu wyobrazić sobie, że nie jestem półboginią i mam normalną pracę – rzuciła teatralnie z rozbawieniem, po czym przekręciła się tak, by nieco uwydatnić swój biust. Syn Melinoe jednak nie zareagował na to w żaden sposób, co spotkało się z dezaprobatą Rodan, która delikatnie podgryzła dolną wargę na moment. - Wyglądasz na spiętego, generale – rzuciła nieco wyuczonym tonem, by zaraz obejść jego biurko od prawej strony i stanąć za nim. - Jak chcesz, mogę ci rozmasować mięśnie. Nauczyłam się kilku trików od dzieci Asklepiosa – uniosła brew sugestywnie, a Juarez tylko spojrzał na nią. - Nic mi nie jest. Nie wiem, skąd takie przypuszczenia? – pytanie retoryczne, nie miał czasu ani ochoty prowadzić z nią jakichś większych dywagacji. Holly nie zamierzała odpuścić, więc będąc po lewicy Corvusa, usiadła na biurko i zarzuciła nogę na nogę, jednocześnie podpierając się ręką o blat, co kolejny raz uwydatniło jej dekolt. Na to już siłą rzeczy generał zareagował, bo zadziałał po prostu jego instynkt. - Jesteś pewien? – spytała i nawet nadała nieco kuszącego tonu tej sugestii, co wyprowadziło Juareza ze strefy komfortu. Odrobinę zarumienił się, a jednocześnie zgłupiał jak to on i automatycznie odsunął się fotelem na kółkach, czując się odrobinę nieswojo. - Mam dużo pracy – rzucił typowym dla siebie tekstem na odczepne, jednak to chyba w żaden sposób nie zdemotywowało Rodan, która tylko przekręciła się odrobinę i tak siedziała z uśmiechem na ustach w tej kuszącej pozie. A może on sobie po prostu wmawiał, że próbowała go uwieść?
Sytuacja w obozie znowu się porypała, ale obiecała sobie, że pomimo większej ilości pracy, która z pewnością czeka Corvusa, nie będzie mu dokładać. I tak było dostatecznie pojebane, a fakt, że bogowie od razu nie wiedzieli jak pozbyć się intruzów wiele wyjaśniał. Będzie tu Meksyk i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Niestety. Na całe szczęście Arzu wciąż łaknęła z nią odnowienia relacji, dlatego miała towarzystwo na wydłużające się samotne wieczory. A Anvari była świetnym towarzystwem, więc i ta frustracja była jakaś mniejsza. Nie żeby podobała się jej sytuacja, ale chociaż nie siedziała sama w czterech ścianach, bo ile można zawracać dupy dalszym znajomym? Nie uszło uwadze Garcii, że ukochany "zatrudnił" asystentkę, która go odciążała z prostymi papierami, a więc i sprowadzała Hiszpana szybciej do domu. Tu jej generał zaimponował takim pomysłem, za co była ogromnie mu wdzięczna, bo gołym okiem dostrzegała jak się starał jej nie zaniedbywać. I udawało mu się to, choć musiał ostatnio się nagimnastykować. Sylvia dzisiaj spotkała się na kawie z dawną koleżanką, gdzie upłynął jej miło i zaskakująco szybko czas. Tego bowiem co ujrzała na zegarku, gdy kończyła napój się nie spodziewała. Musiała jednak przyznać, że tęskniła za Arzu i cieszyła się, że wróciła ona do jej życia. Otaczała się ostatnio spokojnymi ludźmi i brakowało jej jednej furiatki u boku, by nie czuć się jak debil. Miała teraz z kim odwalać te akcje, śmiać się z durniów i tak dalej. Cofnęła się do kawiarni, gdy rozeszły się kobiety pod nią. Brunetka kupiła ulubiony kawałek ciasta Corvusa oraz napój i postanowiła wpaść do niego, choćby na kwadrans, gdyby nie miał dla niej więcej czasu. Sobie jeszcze wzięła owocowy koktajl, a następnie ruszyła do ukochanego. Widząc brak Holly przed gabinetem oraz uchylone drzwi domyśliła się, że dziewczyna w tej chwili u niego jest... A więc to nic ważnego, więc weszła jak do siebie (a to nowość). Rodan wydawała się speszona jej widokiem w pośpiechu zbierając dokumenty. Uwadze Sylvii nie umknęło to, jak była ubrana, choć tego nie skomentowała... Jeszcze. - Cześć Holly.... kotku - uśmiechnęła się lekko do kobiety, ostatnie słowo kierując już do ukochanego znacznie czulej, zresztą zaraz cmokając go w usta mając gdzieś, że kobieta jeszcze nie zamknęła za sobą drzwi. - Przyniosłam ci ciasto i napój - wskazała na torbę uśmiechając się zaraz szerzej. - Twoje ulubione - dodała na zachętę, a następnie wyciągnęła swój napój i rozsiadła się na kanapie. - Jest szansa na kilka minut przerwy czy nie bardzo? - spytała lekko wiedząc, że różnie może być. Nie miała presji więc, ale byłoby miło. Wiadomo.