Mieszkanie 6 - Joanne Collins - Page 3 DpyVgeN
Mieszkanie 6 - Joanne Collins - Page 3 FhMiHSP


 

Mieszkanie 6 - Joanne Collins

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sro 04 Lis 2020, 19:52

Samuel był całkiem niezłym kłamcą, zapewne dzięki temu, że raczej nigdy nie bywał wylewny. Proste stwierdzenia, krótko rzucone komentarze czy odpowiedzi, w tym raczej mało kto mógłby się pogubić. No… chyba że zaczynał się za bardzo rozwijać w swoich monologach, wtedy sprawy potrafiły się komplikować. W każdym razie, mimo wszystko nie należało go podejrzewać o zbyt częste naginanie prawdy. Jeżeli już kłamał, robił to jedynie wtedy, gdy było mu to ewidentnie na rękę. Zazwyczaj nie uciekał się do kłamstw, bo zwyczajnie nie widział powodu aby ukrywac prawdę, najczęściej cechując się wręcz bezkrytyczną szczerością. Jeżeli więc spaghetti byłoby za słone, Joanne dowiedziałaby się o tym sporo zanim syn Tanatosa zdążyłby chociaż pomyśleć o czymś takim jak nieszczera uprzejmość. Tak złożone zachowania społeczne wciąż sprawiały mu sporą trudność.
- Po co? - spytał tylko, ewidentnie nie rozumiejąc sensu kłamania w sytuacji gdy coś mu nie smakowało. Takie to trochę prostackie, a trochę jednak urocze. Krótko mówiąc cały Blade. Jego złote oczy zdradzały zainteresowanie, jakby faktycznie oczekiwał, że Joanne wyjasni mu zawiłość sensu kłamania, aby nie sprawić komuś przykrości.
Przez ułamek sekundy Samuel myślał, że Joanne na poważnie rozważa udawanie rodzeństwa i przez ten ułamek sekundy był pewien, że chociażby kazała mu udawać księdza byłby w stanie pójść tą drogą, ponieważ blondynka w każdej roli wydawała mu się cholernie pociągająca. Na szczęście nie znał osobiście żadnej swojej prawdziwej siostry, więc zapewne aż tak bardzo nie odrzucało go to porównanie. Zresztą, zasady są po to żeby je łamać, nie? Patrząc na śmiejącą się Joanne doszedł do wniosku, że nie było w tej chwili dla niego granicy nie do przekroczenia i na dowód tego uśmiechnął się drapieżnie, kiedy nazwała go dużym braciszkiem.
- Niech ci będzie – odparł z rozbawieniem, dając jej do zrozumienia, że przyjmuje na klatę to w jaki sposób nabijała z jego chwilowego zakłopotania. Miał ochotę wziąć ją w pół i zaciągnąć znowu do łóżka w wyrazie męskiej dominacji i coś w jego oczach zdecydowanie mogło zdradzać tę ochotę. Nie mógł nic poradzić na to, że jej pewność siebie była tak pociągająca. No ale wtedy przecież zmarnowaliby spaghetti, a noc przecież była jeszcze młoda.
Czysto hipotetycznie, gdyby Joanne jednak zdecydowała się podpalić ubrania Blade’a, mogłaby doświadczyć dość ciekawego widowiska, ponieważ, zaraz po tym jak zatrzymałby ją w łóżku przez całą noc po takim wyskoku w formie „kary”, nad ranem zapewne przeszedłby cały obóz jak gdyby nigdy nic, tak jak go bogowie stworzyli. Bez cienia wstydu, bo przecież uczucie to było zbyt skomplikowane jak na syna Tanatosa. Pomysł zaiste był godny podziwu.
Samuel zjadł swoje spaghetti z takim apetytem jaki tylko można mieć po tym naprawdę dobrym seksie, czując jak jego zołądek dziękuje mu za chwilę uwagi w takich ciężkich okolicznościach, w których to raczej inne potrzeby wychodziły na wierzch. Przyglądał się przez chwilę Joanne popijając whisky i czując jak coraz bardziej do jego świadomości dociera potrzeba zapalenia papierosa. Zerknął nawet w stronę sterty swoich mokrych ubrań, bo właśnie tam w jego spodniach znajdowała się paczka marlboro, szybko jednak odrzucił od siebie tę myśl, skupiając się na Joanne.
- Czy to znaczy, że ja zmywam? - spytał z cwanym uśmiechem, który sugerował, że za tym pytaniem kryje się coś więcej. Zupełnie jakby prowokował ją do przyznania, że to co się między nimi wydarzyło to wcale nie był jedynie przelotny seks. Kochali się, ona zrobiła obiad, on pozmywał naczynia. No cholera niczym prawdziwa para. A ten przedziwny ciąg przyczynowo-skutkowy powstał w jego umyślnie zupełnie spontanicznie, zanim mężczyzna w ogóle był w stanie go zidentyfikować. Zabawne, bo przy Collins często zdarzało mu się mówić o rzeczach, których nie zdążył jeszcze przemyśleć. Szczególnie gdy w jego umyśle powstawało coś tak skomplikowanego, że sam zupełnie nie był w stanie tego zrozumieć, ale koniecznie chciał się tym podzielić z blondynką. I to niby on był tym starszym bratem, tak?
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 14 Lis 2020, 11:48

Joanne machnęła jedynie ręką, zamiast odpowiadać mu na pytanie. Nie widziała sensu w tym, żeby mu tłumaczyć. Zaśmiała się jedynie krótko pod nosem. Pomimo tego jak dobrze się na ogół dogadywali i tak pozostawały momenty, w których potrafili się nie zrozumieć. Joanne szybko umiała zaakceptować te drobne nieporozumienia. Kiedy rozmawiali o smaku sosu jakoś nie przyszło jej do głowy, że Samuel może nie widzieć sensu w kłamaniu w takiej sprawie. Zaletą w jego podejściu było to, że zapobiegało to powielaniu konkretnych błędów, co miało swoje odzwierciedlenie w treningach pod jego czujnym okiem.
Joanne wychowywała się jako jedynaczka, jednak przez piętnaście lat żyła poza obozem i do tego czasu mogła zaobserwować relacje istniejące między jej rówieśnikami, którzy byli ze sobą spokrewnieni. Dlatego była w stanie sobie wyobrazić jak dziwny mógłby być taki związek kazirodczy. Wśród półbogów zdołała poznać tylko jednego swojego brata, co zaś nasuwało jej przeciwstawne przemyślenia. Długo nie potrafiła traktować go jak brata. W końcu był dla niej obcą osobą i świadomość posiadania wspólnego ojca niczego nie zmieniała. Dopiero z czasem się to trochę zmieniło. Być może wspólne narzekanie na swojego stwórcę stworzyło między nimi jakąś rodzinną więź, kto wie? Tak czy siak, wracając do wymiany zdań między Jo i Samuelem, nie zamierzała wcielać swojego pomysłu z udawaniem w życie. Nie potrafiłaby nawet zachować powagi, więc kiedy się zgodził, miała jedynie nadzieję, że żartował. Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła ochryple, wyrzucając z siebie to dziwne uczucie rozbawienia wymieszanego z lekkim zakłopotaniem. W końcu sama siebie wpędziła w ten kozi róg. Wyprostowała się wreszcie i spojrzała znowu na Blade'a, próbując stłumić rozbawienie.
- Jesteś niemożliwy.- odparła i pokręciła głową. Ta rozmowa jedynie utwierdziła ją w tym, że wolała być dla niego kimś innym niż przyszywaną siostrą. Godne podziwu było to, że był skłonny się zgodzić. W tym momencie nabijanie się obróciło się przeciwko niej i również musiała się z tym pogodzić.
Widok tego jak Samuel wcinał swoją porcję był niezwykle radujący w oczach Joanne. W końcu nieczęsto zdarzało jej się gotować dla kogoś innego. Czasami nawet dla samej siebie nie chciało jej się tego robić, bo o wiele łatwiej byłoby pójść na stołówkę. Dlatego też nie sądziła, że jej danie mogłoby komuś aż tak posmakować. Tym razem nie doszukiwała się niczego więcej, bo wiedziała, że Samuel nie widziałby sensu w udawaniu, że to spaghetti jest dobre. W międzyczasie również zdołała pochłonąć swoją porcję, co zwieńczyła cichym, aczkolwiek pełnym zadowolenia westchnięciem. Oparła się o tył krzesła i uśmiechnęła się łagodnie.
- Skoro nalegasz.- odpowiedziała mu półżartem. Sama by go pewnie o to nie poprosiła, tylko osobiście wzięłaby się za zmywanie w ramach zabawy z idealną gospodynię. Niezwykle spodobał jej się ten chwilowy podział obowiązków i prawdę mówiąc mogłaby tak funkcjonować codziennie. Gotowanie nagle stało się przyjemniejsze, kiedy nie trzeba było potem sprzątać. Poza tym, dzięki Blade'owi spędzanie czasu w tym mieszkanku nabrało zupełnie innego wymiaru. Joanne miewała tu gości, ale znikali oni zarówno szybko jak się pojawiali. Było to dość osamotniające miejsce, więc nie spędzała tu zbyt wiele czasu. Teraz, kiedy był z nią tu Samuel, nie miała ochoty nigdzie stąd wychodzić.- W między czasie, zajmę się mokrymi rzeczami.- odparła, wskazując na kupkę ubrań, którą uzbierała. Wiedziała, że te rzeczy nie wyschną prędko w takim układzie i należało coś z nimi zrobić.- No i idź wreszcie zapalić, bo nie mogę patrzeć jak cię ciągnie.- dodała i uśmiechnęła się łobuzersko. Napiła się whisky ze szklanki, a potem wstała z krzesła. Nachyliła się nad stołem, by móc skraść jeszcze jeden ciepły pocałunek z ust Samuela. Ręcznik, którym się owinęła, odrobinę jej to utrudniał, więc prawdopodobnie będzie musiała się w końcu przebrać. W razie czego będą mogli od nowa bawić sie w rozbieranki.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 14 Lis 2020, 13:50

Samuel bardzo dobrze znał te miny pełne zrezygnowania, kiedy komuś nie chciało się tłumaczyć mu rzeczy dla innych oczywistych, a które synowi Tanatosa sprawiały taką trudność. Nigdy nie brał tego do siebie, sam rzadko kiedy miał przecież cierpliwość do tłumaczenia sprawy według niego prostych. Za każdym razem godził się więc z tym, że miał do czynienia z kolejnym aspektem życia, który jego nie dotyczył i może dzięki Bogom, bo i tak było ono już wystarczająco skomplikowane. Dlatego machnięcie ręką przez Joanne zbył jedynie niewinnym uśmiechem, który zdradzał całkowity brak skruchy z powodu jego ograniczonej wyobraźni. Z drugiej strony przez myśl mu przeszło tylko, że mogła być to jedna z tych zawiłych kwestii, w których lubowały się dzieci Lokiego, a sam doskonale pamiętał Royce’a, który swego czasu był cieniem Joanne. Na myśl o tym przez chwilę poczuł dziwne ukłucie czegoś, co przypominało zazdrość, ale odrzucił to od siebie, zanim można było cokolwiek zauważyć na jego twarzy. Musiał się pogodzić z tym, że w stosunkach międzyludzkich nie wypadał zbyt efektownie, a też przecież nie był typem mężczyzny, który by się porównywał do innych, jego ego mu na to nie pozwalało.
Ale jednak w perspektywie relacji z Joanne Collins jakaś igła została wbita, zupełnie jakby w jej wypadku miało to o wiele bardziej istotne znaczenie.
- Wiem – mruknął z drapieżnym uśmiechem, jakby bycie niemożliwym oznaczało coś bardzo dobrego.
Nie miał nic przeciwko podziałowi obowiązków więc aby nie być gołosłownym, zaraz po tym jak odwzajemnił przelotny pocałunek Joanne, wstał i zabrał się za zbieranie naczyń ze stołu. Parsknął lekko, kiedy wspomniała o papierosie, a przez myśl mu przeszło, że faktycznie była kobietą idealną. Nie próbowała go odwieźć od nałogu pod pretekstem opiekuńczości, za co był jej bardzo wdzięczny.
- Takie to oczywiste? - mruknął tylko z delikatnym rozbawieniem, idąc do kuchni. Nie musiała mu wcale odpowiadać, wiedział doskonale, że jego nałóg ustala mu porządek dnia. Pogodził się z tym już dawno temu.
Pozmywał talerze i garnki, odkładając je do wyschnięcia po czym podszedł do Joanne żeby przejrzeć kieszenie swoich ubrań w poszukiwaniu papierosów i zapalniczki. Na koniec pocałował ją w skroń i będąc wciąż w ręczniku wyszedł na dwór żeby zaspokoić głód nikotynowy, który po obfitym posiłku wzmógł się jeszcze bardziej.
Oparł się o ścianę budynku mieszkalnego, nie zważajac na swój ubiór, a raczej jego brak i odpalił papierosa. Cudowne znajome uczucie spokoju, które go ogarnęło, przez moment otrzeźwiło jego umysł, zupełnie jakby wychodząc z mieszkania Joanne wyrwał się spod jakiegoś czaru.
Do czego tak właściwie między nimi doszło? Jezioro. Pocałunek. Seks. Kolacja. Wystarczyła krótka chwila aby doszedł do wniosku, że nie jest to pytanie, na które był w stanie znaleźć odpowiedź.
Przymknął oczy, opierając tył głowy o zimną elewację, a w jego głowie pojawiły się przebłyski dzisiejszego wspaniałego seksu. Westchnął i zaciągnął się papierosem napawając się tym przyjemnym poczuciem zmęczenia. Chciał tam wrócić i spędzić z nią resztę wieczoru, a ten fakt był po części przerażający, a po części ekscytujący.
Po chuj on się zastanawia nad znaczeniem tych wszystkich emocji, skoro miał w zasięgu ręki to, na czym tak bardzo mu teraz zależało? Czemu by nie pójść po prostu po najmniejszej linii oporu, jak zwykle, i po prostu cieszyć się bliskością Collins?
Nie wiedział dlaczego, jednak jakaś cząstka jego umysłu uważała za bardzo istotne znaleźć odpowiedź na te wszystkie pytania, on jednak uciszył ją, tak jak tylko on potrafił, skupiając się na tym co miał tu i teraz. Zgasił papierosa i wrócił do swojej pięknej blondynki.
Swojej.No tak, właściwie przecież nie była jego, a jednak… nagle bardzo zapragnął żeby nikt inny nie mógł jej już dotknąć. To też nie było dla niego do końca normalne.
Wchodząc do mieszkania miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Rozejrzał się za Joanne i sięgając po swoją szklankę jednym dużym łykiem whisky spłukał z siebie wszelkie niepotrzebne myśli. Zaraz potem złapał orzeszka z miseczki i wrzucił sobie do ust.
- Nie chcę obciążać cię za bardzo obowiązkami Pani Domu, ale mamy jeszcze dzisiaj jakieś rozrywki zaplanowane czy idziemy w starą dobrą improwizację? - spytał Joanne, a jeżeli nie była w zasięgu jego wzroku zrobił to na tyle głośno aby usłyszała go z innego pokoju. - Nie żeby brakowało mi wrażeń - dodał szybko z niewinnym rozbawieniem.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 14 Lis 2020, 15:23

Ten przebłysk rezygnacji z jej strony nie oznaczał tego, że rozmowa stawała się dla niej nagle trudna. Mogłaby mu zacząć tłumaczyć o co jej chodziło, ale była pewna, że w ostateczności uznałby to za bezsensowne i głupie. Taki był jego urok, ale była to też jedna z tych rzeczy, które lubiła w nim najbardziej. To śmieszne, bo ta kwestia wydawała się absurdalnie prosta i podejście Samuela było bardzo zdrowe mimo, że niecodzienne. I, prawdę mówiąc, choć niejednokrotnie wspomnieniami wracała do syna Lokiego, ani razu nie porównała do niego syna Tanatosa. To było po prostu niemożliwe i nie potrafiłaby żadnego z nich poddać jakiejkolwiek ocenie przez pryzmat drugiego. Nawet teraz nie przyszło jej do głowy, że Blade mógł chociaż przez chwilę siebie porównywać do Setha.
Gdy usłyszała jego odpowiedź, przechyliła lekko głowę w bok i znowu pokiwała głową na boki. Jednocześnie uśmiechała się i spoglądała w złote tęczówki Samuela. Nie potrafiła zrozumieć jakim cudem tak długo opierała się jego drapieżnym uśmieszkom i spojrzeniom, skoro tego dnia miękły jej od tego kolana.
Talerze zaczęły już znikać ze stołu, więc Joanne mogła zająć się wilgotnymi ubraniami, które już dawno mogłyby sobie schnąć, gdyby tylko ktoś o nie zadbał. Cóż, oboje mili ręce pełne innych zajęć, o wiele przyjemniejszych, więc była w stanie przeboleć to zaniedbanie. Poza tym daleko jej było do pedantki. Prawdę mówiąc, sprzątała na tyle na ile było to konieczne. W tym mieszkaniu prawdopodobnie jest sporo miejsc, które od bardzo dawna czekają aż ktoś je powyciera. W związku z tym, że nie spotykały się one w ogóle ze spojrzeniem blondynki, takie zakurzone już pozostaną.
- Błagam cię.- wyrzuciła przewracając malowniczo oczami.- To chyba twoja rekordowa przerwa w paleniu, odkąd cię znam.- powiedziała i uśmiechnęła się. Już nie wspominała o tym, że zdołała dostrzec to jak jego spojrzenie uciekało w kierunku ubrań. Wątpiła, by chodziło mu o to, że są mokre. No i nie urodziła się wczoraj, wiedziała jak silnie uzależniały papierosy. Sama nigdy nie miała okazji wpaść w ten nałóg, z czego się niezmiernie cieszyła, choć niejednokrotnie popalała podczas jakiś popijawek lub, jak to mówią, dla towarzystwa.
Zaczęła oddzielać od siebie wilgotne rzeczy, które do siebie przylegały, by ocenić ich stan. Przeniosła się z nimi do łazienki, by powiesić tam na grzejniku chociaż rzeczy Samuela, dzięki czemu powinny szybciej wyschnąć. Dla swoich znalazła inne miejsce. Kiedy Blade borykał się z talerzami i garnkami, zdążyła wcisnąć się w jakieś bawełniane legginsy i przecisnąć przez głowę bluzkę bez rękawków.
Gdy wyszedł na papierosa, przez chwilę kręciła się po saloniku, zastanawiając się co ze sobą zrobić. To głupie, była u siebie i mogła zająć się czymkolwiek, a mimo to krzątała się i rozglądała po pokoju. Chwilowe odosobnienie rzeczywiście zaczęło prowokować umysł do myślenia o tym co się wydarzyło i jakie skutki pociągnie to za sobą. Podeszła do stołu, gdzie stała jej szklanka, którą postanowiła opróżnić do pusta. Nie przejmowała się tym, że Blade stoi na zewnątrz w samym ręczniku. Miała gdzieś co powiedzą inni, zwłaszcza, że nie widziała tu powodu do wstydu. Poza tym, w obozie było prawie jak na wsi. Każdy wszystko wiedział i z każdym dniem dziwił się coraz mniej.
Czuła w środku dziwną ekscytację, która dodawała jej jedynie energii. Miała wrażenie jakby przełamała jakąś barierę, która przeszkadzała jej od dłuższego czasu, o której wcześniej nie wiedziała. Tego wieczoru było jakoś inaczej, przyjemnie. Nie zakończyli przygody łóżkowym wybrykiem, tylko zdołali jeszcze wziąć wspólny prysznic i zjeść razem kolację. Co lepsze, Samuel nadal stąd nie uciekł, tylko wrócił z papierosa, przerywając jej wewnętrzny monolog.
- A czy cokolwiek dzisiaj było zaplanowane?- odpowiedziała mu pytaniem i zaśmiała się. Chwilami trochę nie dowierzała, ale Samuel przecież tu był. Stał w samym ręczniku i podjadał orzeszki, więc to musiało być prawdą. Podeszła bliżej niego i również poczęstowała się smakołykiem.- Wrażeń mieliśmy niemało, fakt.- przyznała z łobuzerskim uśmiechem. Nie mogła przestać myśleć o tym jak się kochali, a nawet wyobrażała sobie w jaki sposób mogliby to jeszcze robić. Tego dnia miała przy Samuelu same brudne myśli, z których nawet gorący prysznic nie był w stanie jej obmyć. Jej ciało odczuwało efekty po ich wygibasach, ale to był ten stan umysłowy, któremu to nawet nie przeszkadzało.
- W każdym razie. Butelka stoi prawie pełna, a tak być nie może.- oznajmiła i natychmiast zajęła się pustymi szklankami, nalewając do nich whisky.  Uniosła obie, a jedną podała prosto do ręki Samuela.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sro 18 Lis 2020, 20:12

Nic dziwnego, że Joanne nie pomyślała o tym żeby Blade mógł porównywać się do syna Lokiego – przecież nie był takim typem mężczyzny, który byłby w stanie przyznać się otwarcie, że czuje się gorszy od kogoś innego. Nie żeby w tym wypadku tak było, po prostu… Royce zdawał się być w relacjach międzyludzkich zupełnym przeciwieństwem Samuela i syn Tanatosa nieco mu zazdrościł bliskiej przez laty relacji z Joanne. Wszelkie jednak marudzenie teraz z tego powodu byłyby idiotyczne w samym założeniu, skoro Seth leżał zjadany przez robaki w ruinach siedziby NoGods od jakiegoś roku.
Chcąc nie chcąc musiał przyznać Joanne rację, w związku ze swoim oczywistym i wyraźnie widocznym uzależnieniem, jednak nie mógł się powstrzymać od drobnego komentarza i nikłego, zadowolonego uśmiechu.
- Jeżeli faktycznie była to moja najdłuższa przerwa, to tylko dlatego, że miałem wyjątkowo wciągające zajęcie w tym czasie.
Przerwa na papierosa powinna nieco przywrócić go do rzeczywistości, otrzeźwić go zupełnie, szczególnie biorąc pod uwagę temperaturę, która spadała z każdą chwilą, dając obozowym mieszkańcom do zrozumienia, że nadchodzi zima. A jednak kiedy znów znalazł się w ciepłym mieszkaniu Joanne, nie czuł się ani trochę otrzeźwiały ze swojego zafascynowania zaistniałą sytuacją. Zdawało się, że atmosfera panująca wewnątrz wciąż była przesiąknięta seksem i pożądaniem i nawet zapach bolognese, wciąż unoszący się w powietrzu, nie był w stanie tego zatrzeć czy zdominować.
Przegryzając orzeszka pokiwał głową z pomrukiem przyznającym Joanne rację – zdecydowanie nie był to zaplanowany wieczór i Blade byłby w stanie stwierdzić na tym jednym doświadczeniu, że improwizacja wychodziła mu naprawdę zajebiście. Przesunął wzrokiem po ubiorze córki Heliosa, nieco tęskniąc za samym ręcznikiem, który miała na sobie zanim wyszedł, jednak ani myślał marudzić. W końcu wyglądała zjawiskowo w każdej wersji, a jeżeli dołożyło się do tego ten błysk w oczach i lekko zarumienione policzki, które były pozostałością po ich wcześniejszych pieszczotach, Blade nie mógł sobie wyobrazić niczego piękniejszego.
- Czyli ja też powinienem się ubrać? - spytał, a w jego głosie mogła usłyszeć nutę zawodu. Jego ubrania wciąż były mokre, ale oczywiście Jo mogła je wysuszyć w jedną chwilę swoimi mocami. Cóż, w każdym razie jemu samemu niespecjalnie zależało na czymkolwiek więcej niż ręczniku przepasającym jego biodra, więc zdawał się na preferencje Collins, która do tej pory zdawała się nie narzekać na jego nagi tors, bujnie pokryty tatuażami.
Wziął swoją szklankę z dłoni Joanne i uniósł ją do ust, wpatrując się w jej oczy i zastanawiając nad tym, czy te żywe iskry, które w nich dostrzegał, zdradzały, że rozpamiętywała to samo co on. W końcu gdy upił łyka whisky, odstawił szklankę i przyciągnął blondynkę do siebie, obejmując ją w talii. Pochylił się nad nią powoli z pełnym zadowolenia cichym pomrukiem. Przez chwilę zdawał się po prostu napawać bliskością Joanne i zapachem jej włosów, aż w końcu, niespiesznie ją pocałował. Najpierw w skroń, potem w policzek, kącik ust aż w końcu w same wargi. Powoli, delektując się tym przyjemnym zapachem słońca i smakiem whisky ( w jego wypadku z nutą papierosów), całował ją jakby zależało mu głównie na degustacji jej ust i języka, a nie tylko na zaspokojeniu swojego pożądania. Mimo, że czuł je bardzo wyraźnie, jakby jakiś potwór chciał się znów wyrwać z jego klatki i pożreć to jasne piękno, które miał w ramionach.
Po długiej chwili, a może to była godzina? Odsunął się minimalnie, starając się przypomnieć sobie o czym mówiła Joanne przed chwilą.
- Czy ty próbujesz mnie upić i wykorzystać, Joanne Collins? - spytał unosząc lekko jedną brew i wbijając w nią parę drapieżnych i lekko rozbawionych złotych tęczówek.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Pią 20 Lis 2020, 12:35

Dopóki nikt nie robił komory dymnej z jej mieszkania, nie miała nic przeciwko palaczom. Właściwie to chyba nigdy nie przypierdalała się do ludzi ze względu na ich uzależnienia lub nawyki. Takie wybory pozostawiała samym palaczom, nie obarczając ich własnymi przekonaniami. Poza tym, doskonale wiedziała jak na ogół wyglądają rozmowy, podczas których ktoś próbuje przekonać osobę palącą do rzucenia tego nałogu. Oponent albo zapierał się, że robi to bo lubi i może, albo niby przyznawał rację i usprawiedliwiał się tym, że nie potrafi przestać i nic na niego nie działa. Ten ktoś musiałby rzeczywiście tego chcieć i prawdopodobnie na każdego podziałałoby coś innego. Prawienie morałów nie należało do rzeczy, które Joanne lubiła robić. Co gorsza, czasami celowo nic nie mówiła, żeby ktoś sam się sparzył na tym co wyprawiał. Ot, zwykła ludzka złośliwość i wyznawana przez blondynkę metoda wpajania komuś jakiś zasad. W przypadku palaczy, papierosy jej nie przeszkadzały, więc pozostawiała dorosłemu człowiekowi możliwość do samodzielnego decydowania w tej kwestii. Odzwierciedlało sie to także w momentach, kiedy Samuel sięgał po szlugi, bo akceptowała go właśnie takim jakim był, razem z jego nałogiem i innymi rzeczami, które innym mogłyby nie pasować. Ponoć powinno się lubić ludzi nie za ich zalety, ale pomimo wad. Sama nie była chodzącym ideałem, dlatego jej oczekiwania wobec innych nie były ogromne.
- Uważaj, bo jeszcze wpadniesz w nowe uzależnienie.- ostrzegła go żartobliwie, choć podejrzewała, że akurat ona by na tym nie ucierpiała, a nawet by skorzystała. Oczywiście, o ile patrzyło się na to przez pryzmat optymizmu.
Kącik jej ust drgnął ku górze, tworząc kolejny raz uśmiech na jej twarzy, kiedy dostrzegła jak Samuel lustruje jej nowo ubrane odzienie. Miała tą przewagę, że w pokoju obok miała spory zasób swoich ubrań a sam syn Tanatosa był skazany na to w czym tutaj przyszedł. Gdyby nie potrzeba wygody, solidarnie zostałaby razem z nim w samym ręczniku.
- Możesz zostać w tym ręczniku, póki twoje rzeczy schną. Jak chcesz, możesz chodzić nawet bez niego, wiesz, że nie będę miała nic przeciwko.- odparła, automatycznie poszerzając swój uśmiech w łobuzerskim stylu. Położyła dłonie na jego barkach i przesunęła nimi po nagiej skórze do wysokości jego klatki piersiowej. Ukradkiem zerknęła na tatuaże, zdobiące skórę Blade'a, które idealnie komponowały się z jego osobą.
Upiła łyk whisky i pospiesznie odłożyła szklankę, gdy tylko silne ramiona Samuela przyciągnęły ją bliżej. W końcu nie chcieli, by choćby kropla tego wspaniałego trunku zmarnowała się lądując na ziemi. Nie był jednak aż tyle warty, by rezygnować z objęć syna Tanatosa. Przymknęła oczy, zadowalając cię ciepłym oddechem Samuela, który wodził ustami po jej policzku. Natychmiast odwzajemniła pocałunek, obejmując w międzyczasie jego szyję. W tej chwili nawet posmak papierosów był czymś co byłaby w stanie polubić, o ile kosztowała go właśnie z ust Blade'a. Uniosła się lekko na palcach, czując jak pragnienie smakowania go znowu zaczyna wzrastać, zupełnie jakby była na głodzie, którego nie da się zaspokoić. Spojrzała w jego miodowe tęczówki, kiedy lekko się od niej odsunął.
- Upić bym ciebie raczej nie umiała, chyba, że sama odmówiłabym alkoholu.- przyznała szczerze, ale prawdę mówiąc, nie zamierzała rezygnować z kosztowania złotego trunku.- A wykorzystać..chyba poradziłabym sobie bez takich wspomagaczy.- dodała i zmrużyła lekko oczy. W tym samym czasie zsunęła jedną dłoń na jego pierś, ale zamiast ją tam zatrzymać, przesunęła ją jeszcze niżej, wodząc palcami po jego brzuchu i skradając się w pobliżu ręcznika. Cały czas patrzyła w jego pociągające drapieżne oczy, jakby doszukiwała się jakiegoś znaku, że to na niego działa.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 24 Lis 2020, 19:59

Samuelowi przeszło tylko przez myśl, że było nieco za późno na złudne nadzieje, że papierosy będą jego ostatnim i jedynym uzależnieniem, chociaż patrząc na uśmiechniętą Joanne, nie mógł siebie za to winić. Od dłuższego czasu łapał się na tym, że jej obecność wpływała na niego dziwnie euforycznie. Nie żeby było to po nim widać, jednak on sam czuł różnicę i tak jak wcześniej nie do końca pozwalał sobie na to aby być tego świadomym, tak po dzisiejszym wieczorze wszystko nabierało pełniejszego obrazu.
Powstrzymał w sobie ochotę ściągnięcia ręcznika z bioder po słowach blondynki, uznając że jego bezpruderyjność może w tym momencie nieco się wstrzymać. Uśmiechnął się znacząco.
- Potrzymam nas w takim razie w tym poczuciu oczekiwania i niepewności.
Były to śmiałe słowa, jak na kogoś, kto już w następnej chwili wziął Joanne w ramiona i smakował jej skórę i usta, czując się jak pod wpływem narkotyków. Dodatkowo gdy córka Heliosa zaczęła odwzajemniać jego pieszczoty, zapomniał o swoim wcześniejszym postanowieniu.
- Wiesz... – mruknął, jakby ledwo pamiętał o czym przed chwilą rozmawiali i zdecydowanie bardziej skupiony był na bliskości Joanne. Ah tak, upicie się i wykorzystanie go. Nie miałby nic przeciwko. Zmarszczył lekko czoło.  - Zdecydowanie byś sobie poradziła bez wspomagaczy.
Wpił się w jej usta, nieco bardziej drapieżnie, pokazując jej jednoznacznie jak na niego działała, zarówno swoimi dłońmi, jak i samym faktem, że tak bardzo chciała zobaczyć jego reakcję, głodna tego poczucia triumfu. Pozwolił jej doświadczyć tej pełnej kontroli nad jego umysłem, poddając się jej woli, jej czarom, zupełnie bez oporu. Mogła poczuć, że swoją osobą nagina go do własnych potrzeb, chociaż trzeba było przyznać, że jego własne potrzeby były przecież mocno równoległe. Pozwolił na to przez kilka chwil, podczas których wodził wargami po jej skórze, pozwalając na pieszczoty i wszystko to, co Joanne miała ochotę z nim zrobić, w pewnym momencie, jednak złapał blondynkę za uda i uniósł, obejmując się jej smukłymi kolanami w pasie. Przeszedł z nią przez salon, usiadł na kanapie, sadzając ją sobie na kolanach i znów zatopił się w jej ustach.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że zostawili szklanki od whisky na stoliku, jednak nie stanowiło to zbyt dużego problemu. Zaraz z podziemi zmaterializował się bardzo urokliwy szkielet, który sięgnął po dwa naczynia i przyniósł je do kanapy. Samuel odsunął się od Joanne, żeby wziąć swoją szklankę i pozwolić temu specyficznemu lokajowi podać alkohol również blondynce. Szkielet jednocześnie ukłonił się nisko i zrobił gest swoją trupią ręką jakby ściągał przy tym kapelusz z głowy, po czym wrócił do kuchni po orzeszki, które po chwili również wylądowały na stoliku przy kanapie. Na sam koniec wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby się odmeldowywał i zniknął.
Samuel, ewidentnie z siebie zadowolony, po upiciu nieco whisky, odstawił szklankę i z powrotem zajął się podziwianiem tej pięknej kobiety, którą miał na kolanach.
- W każdym razie… - zaczął, starając się przypomnieć o czym rozmawiali wcześniej. Zaraz też na jego ustach pojawił się uśmiech. - Jeżeli kiedyś przyjdzie ci na to ochota na wykorzystanie mnie, ja nie będę oponował.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Pon 30 Lis 2020, 12:07

Prawdę mówiąc, Joanne nie zdziwiłaby się, gdyby Samuel ostatecznie zrzuciłby z siebie ręcznik. Przyszło jej to do głowy dopiero po tym jak już słowa padły z jej ust. Zresztą, to nie pierwszy raz kiedy zaczęła paplać zanim się w ogóle zastanowiła. Powiedzmy, że taki był właśnie jej urok. Często skutki jej gadania bez przemyślenia sprawy były mało korzystne dla niej, ale nauczyła się już godzić z tego typu porażkami. W tym wypadku, kiedy chodziło o kwestię ręcznika na biodrach Samuela, nie narzekałaby na rezultaty.
Uśmiechnęła się szerzej, gdy przyznał jej rację. W tym momencie biła od niej satysfakcja, ale tego można było się po niej spodziewać. Jej dłoń skradała się w okolicy bioder Samuela, choć trudno stwierdzić czy próbowała powstrzymać samą siebie czy najzwyczajniej się z nim droczyła. A może jedno i drugie? Blade powstrzymał jej podchody podnosząc ją do góry. Objęła rękami jego szyję, a swoje uda przycisnęła do jego bioder. Potem poprawiła się na jego kolanach, przysuwając się do herosa najbliżej jak tylko mogła. Tak trudno jej było trzymać łapy przy sobie, że robiła wszystko, by nie tracić kontaktu z synem Tanatosa. Odwzajemniała jego pocałunki, które cały czas były dla niej bardzo ekscytujące.
Obejrzała się, by spojrzeć na kościotrupa, którego stworzył Samuel i zaśmiała się. Gdyby widziała to w trakcie walki poczułaby pewnie niesmak, ale w tej chwili ta szkaradna istota wydawała jej się zabawna. Skinęła głową truposzowi, gdy ten się ukłonił i znowu się roześmiała.
- Urocze.- skomentowała, a potem upiła łyka ze szklanki, którą przed chwilą jej przyniesiono. Wykorzystanie takiej mocy w tej chwili było ciekawym przebłyskiem kreatywności ze strony Samuela. Joanne cieszyła się, że może wciąż odkrywać tego wspaniałego mężczyznę. Choć znała go już tak długo, wciąż dowiadywała się o nim nowych rzeczy. To oznaczało, że naprawdę coś zaczęło zmieniać się między nimi, co niewątpliwie wprawiało blondynkę w euforię.
- A co takiego mieści się w twoim pojęciu wykorzystywania?- spytała żartobliwie, a potem znowu upiła trochę whisky. Odstawiła na bok szklankę, a swoje dłonie przykleiła znowu do jego barków. Oboje doskonale wiedzieli co Samuel miał przez to na myśli, ale Joanne lubiła niekiedy poddać coś chwilowej wątpliwości. Mimo wszystko postanowiła grać w bardziej otwarte karty, co przekładało się na jej czyny. Zbliżyła się do jego ust i pocałowała je niespiesznie, a jednocześnie dość perwersyjnie i namiętnie. Potem musnęła jego policzek, żuchwę, by ostatecznie zacząć śledzić ciepłą skórę jego szyi.
- Ciągle mi ciebie mało.- westchnęła, jakby to jak bardzo chciała być blisko niego było wręcz męczące.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 01 Gru 2020, 21:59

Prawdę mówiąc pewnie nikt by się nie zdziwił gdyby Samuel ściągnął ręcznik. Nie żeby był ekshibicjonistą, ale miał w sobie tę chłopięcą, niepokorną i wyjątkowo narcystyczną iskrę, czasami  idealnie wpasowującą się w jakże trafne określenie, bądź co bądź pod wieloma względami podsumowujące większość jego zachowań, czyli „stary a głupi”.
Zdawało się, że Blade funkcjonował w dwóch trybach, przy czym pierwszy i zdecydowanie ten przyjemniejszy, można było ostatnio zauważyć za każdym razem kiedy znajdował się w towarzystwie Joanne. Drugi czyli ten cichy i ponury Blade, mógł być uznany za zupełnie inną osobę, co tłumaczyłoby podejrzenia o rozdwojeniu jaźni syna Tanatosa, trafne, chociaż nigdy naukowo niepotwierdzone. Jemu samemu ta różnica uderzała nieco do głowy, a przyjemność z odczuwania tej namiastki szczęścia przypominała działanie narkotyku, dlatego też, będąc w mieszkaniu Joanne, mając ją na kolanach i ciesząc się jej bliskością, nie myślał o niczym innym.
Rozbawienie blondynki wywołane jego leniwym aczkolwiek całkiem kreatywnym wykorzystaniem mocy syna Tanatosa, nieco połechtało ego mężczyzny, w końcu jakby nie patrzeć taki też był zamysł tego drobnego żartu.
- Następnym razem to on pozmywa naczynia – mruknął, nieco żałując że wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Szybko jednak jego uwaga znów skupiła się w stu procentach na córce Heliosa. Przez chwilę zastanowił się nad jej pytaniem, pozwalając żeby w tym czasie dłonie i usta dziewczyny skutecznie mieszały mu w głowie, nie pozwalając się skupić na utworzeniu odpowiednie zgrabnej odpowiedzi. Z jego gardła wyrwał się pomruk pełen satysfakcji gdy go całowała, dając sobie czas na nacieszenie się jej pieszczotami i na dobre zapominając o wcześniejszym pytaniu. Odwzajemnił jej pocałunek, głodny tych miękkich warg i ich smaku. Wsunął dłonie pod jej bluzkę, jakby chciał żeby przypomniały sobie kształt jej pleców i talii. Na koniec zsunął je na pośladki, chwytając za nie mocno i ściskając niecierpliwie.
- To dobrze – odparł mrukliwie i zatopił wargi w zgięciu jej szyi. Gdzieś pomiędzy pocałunkami i drobnymi ugryzieniami zdołał tylko dodać. - Bo zaraz doprowadzisz mnie do szaleństwa i będziesz mnie miała pod dostatkiem.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 05 Gru 2020, 12:49

- To się nazywa luksus, kiedy ma się prywatnego sługusa. Nie trzeba mu nawet płacić.- stwierdziła rozbawiona sposobem, w jaki Samuel użył swojej mocy. W tym momencie wyobraziła sobie, że gdyby sama posiadałaby podobną, prawdopodobniej by jej nadużywała, by takie szkielet wyręczał ją w niektórych czynnościach. Pilnowałby żeby woda nie wykipiała podczas gotowania makaronu, powycierałby czasami kurze i powiesił pranie. Ona w tym czasie mogłaby leżeć i ładnie pachnieć.
Dotyk dłoni Samuela na nagiej skórze Joanne był czymś od czego mogłaby się uzależnić. Kiedy wylądowały na jej pośladkach, mimowolnie zakołysała się lekko na jego kolanach, zupełnie aprobując te poczynania.
- Do szaleństwa, powiadasz?- zagaiła, jakby właśnie przyjęła to wyzwanie.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 06 Gru 2020, 11:16

Samuel był mistrzem w wykorzystywaniu swoich umiejętności do ułatwiania sobie życia, dlatego aż dziw że wcześniej nie wpadł na pomysł wykorzystania szkieletów do mycia naczyń. Cóż, winę pozostawało zrzucić na obecność Joanne, której bliskość skutecznie mieszała mu w głowie i utrudniała skupienie się na rzeczach chociażby najbardziej prostych i codziennych.
Co te kobiety robiły z mężczyznami...

Obudzili się nadzy w łóżku, z którego Blade przez jakiś czas nie chciał blondynki wypuścić. W końcu jednak zmuszeni byli przyznać, że obydwojga czekały obowiązki do wypełnienia i rzeczywistość, której należało stawić czoła. Tak więc po śniadaniu, Samuel ubrał się i pożegnał z Joanne żeby rozpocząć kolejny dzień pracy, chociaż miał wrażenie, że od tej pory rzeczywistość była jakaś taka inna.

ZT
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 06 Gru 2020, 11:58


Joanne, gdy się obudziła, czuła jak silne ramię Samuela wciąż ją obejmuje. Otworzyła oczy i uniosła się lekko na łokciu, by móc spojrzeć na jego twarz, która tym razem wyglądała na spokojniejszą niż ostatnim razem, gdy pozwolił sobie przy niej zasnąć. To niesamowite, że nawet zaprawiony wojownik, syn Tanatosa, Boga śmierci, może wyglądać tak niewinnie, kiedy spał. Samuel, dosłownie jakby czuł jej spojrzenie na sobie, obudził zaraz po niej, więc blondynka przywitała do szerokim uśmiechem. Śniadanie, które później zjedli, wydawało się smaczniejsze, dzięki obecności drugiej osoby, choć ta jajecznica wcale nie różniła się niczym od tej, którą zawsze robiła. Rzeczy Samuela były już suche, więc córka Heliosa wręczyła mu je, by mógł się ubrać. Nim wyszedł, pożegnała go ciepłym pocałunkiem, a potem sama się przebrała, by móc zająć się własnymi obowiązkami.

zt
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 31 Lip 2021, 12:56

Jakimś cudem Joanne znalazła się wśród tych, którzy przetrwali misję w Hadesie. Co więcej, wróciła z najmniejszymi obrażeniami, dlatego po podaniu jej czegoś wzmacniającego mogła od razu wrócić do domu. Być może zawdzięczała to tylko temu, że posunęła się do wykorzystania swojego boskiego błogosławieństwa. W obecnej chwili fakt, że nie będzie mogła zrobić tego ponownie, pozostawał jej obojętny. Gdy tylko dotarli do magicznej bramy wszystko zaczęło w niej puszczać. Jamesa nie było w miejscu, w którym spodziewała się go spotkać, bo okazało się, że w Tartarze czas płynął zupełnie inaczej. Dla niej to były tylko minuty albo godziny, a tymczasem okazało się, że od odesłania tego herosa minęły dni. Czuła ogromny żal z powodu jego śmierci, ale była to tylko kropla w oceanie w porównaniu ze stratą Samuela. Od samego rozbicia perły Posejdona nie zamieniła z nikim więcej słów niż to było konieczne. Przeszła wszystkie procedury oraz kontrolę zdrowotną, by zaraz po tym wrócić do swojego mieszkania.
Zaraz po wejściu do środka rozejrzała się po pomieszczeniu i miała wrażenie jakby było jej obce. Stała przez chwilę jak wryta na samym środku małego saloniku zastanawiając się co ma teraz ze sobą począć. Ostatecznie zdecydowała się rzucić wszystkie swoje rzeczy w kąt, nie zamierzając ich póki co rozpakowywać. Nie przebrała się nawet ze swoich brudnych, zaplamionych krwią i przepoconych ubrań. Jedynie zbroja leżała razem z plecakiem na podłodze, bo ją musiała zdjąć wcześniej do badań i nie było sensu wkładać jej z powrotem. Jej pusty wzrok powędrował prosto do barku, gdzie czekała na nią butelka jakiegoś whisky. Wyjęła ją i rozwaliła się na kanapie. Szklanka była jej niepotrzebna, bo zamierzała wydoić ten trunek prosto z butelki. Przywoływało jej to wiele wspomnień, więc zamiast próbować wziąć się w garść, postanowiła jeszcze się potorturować.
Leżała tak sobie na kanapie i swoim tempem popijała whisky. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio jadła, ale nie miała nawet apetytu, a sam głód jej nie doskwierał. Zauważyła nawet paczkę papierosów, którą prawdopodobnie zostawił tu kiedyś Samuel. W ramach pamięci o nim postanowiła sobie zapalić. Nie przejmowała się smrodem, który osiądzie w jej mieszkaniu. Choć normalnie nie paliła, pomijając rzadkie sytuacje przy alkoholu ze znajomymi, teraz najzwyczajniej naszła ją na to ochota. Gdy skończyła, peta zgasiła o stolik, a cierpki smak na języku zapiła znowu alkoholem. Nie miała pojęcia ile minęło czasu, bo przez zasłonięte rolety nie widziała nawet co dzieje się na zewnątrz. Gdy była przy końcówce butelki już nic ją nie obchodziło. Powieki stawały się coraz cięższe, a reszta ciała zaczęła już odmawiać jej posłuszeństwa, więc nie próbowała nawet wstawać póki upojenie z niej chociaż odrobinę nie zejdzie, na czym zresztą jej nie zależało.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Sob 31 Lip 2021, 18:58

Misja w Hadesie strasznie się przeciągała. Balthazar był świadom, że w niektórych wymiarach czas płynie inaczej, bywał w takich, jednak to w żaden sposób nie potrafiło poskromić jego obaw. Za każdym razem, gdy ktoś z jego podopiecznych wyruszał na misje, udawał niewzruszonego, jednak ten fakt chodził mu po głowie każdej godziny. Zwłaszcza po tym, jak stracił wszystkich swoich podopiecznych w ataku. Z nowymi, których przyjął nie był tak zżyty, ale Jo udało się wkraść w jego łaski jako druga faworytka. Nie był gotowy jej stracić. Dlatego każdy dzień był dla niego trudny. Chodził poirytowany, nie potrafił się do końca skupić na treningach, przy majsterkowaniu wszystko leciało mu z rąk. Kiedy misja przeciąga się na kilka miesięcy, a stawka była tak wysoka, jedynym logicznym wyjaśnieniem było to, że coś poszło nie tak.
Kiedy w końcu nadszedł dzień ich powrotu, a raczej tego, co z nich zostało, postarał się dokończyć trening młodzików zanim pobiegnie sprawdzić, co stało się z Jo. Jeśli przeżyła będzie musiała przejść przez całą procedurę szpitalną i tak go tam nie wpuszczą, a sam sobie nie ufał, że pozwoli się zatrzymać. Gdy emocje trochę mu opadły w kilka minut znalazł się w szpitalu by dowiedzieć się ile ta misja ich tak naprawdę kosztowała. Wróciła zaledwie garstka, ale jego podopieczna była wśród żywych, w dodatku wypisana już ze szpitala.
Nie było dla niego tajemnicą, że była w bardzo bliskiej relacji z jednym z tych, którzy nie wrócili. Chociaż jego stylem nauczania nie było prowadzenie wychowanków za rączkę. Każdy na swój sposób musiał poradzić sobie ze stratą jednak podobnie, jak kiedyś dla Iris, dla niej również zrobił wyjątek. Stawił się pod drzwiami mieszkania dziewczyny zaopatrzony w brązową torbę ze swoim słynnym pakietem leczniczym. Może słynny nie jest najlepszym słowem, bo znała go tylko Iris, ale został wykorzystany już wielokrotnie. Zawsze działał.
Zapukał do drzwi raz, drugi, trzeci, a gdy nie było żadnej odpowiedzi pozwolił sobie po prostu wejść do środka i o mało nie przewrócił się o jej plecak oraz najwyraźniej nową zbroję. Przeskoczył przeszkodę zgrabnym susem wraz z dźwiękiem uderzających o siebie szklanych obiektów. Spojrzał na dziewczynę leżącą na sofie, pustą butelkę oraz paczkę fajek. Sam nie postąpił lepiej, gdy zginęli jego podopieczni. Właściwie było o wiele gorzej, ale widok Jo w takim stanie z jakiegoś powodu ściskał go za serce.
- Jo... - powiedział w końcu spoglądając na nią zatroskany.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 10:45

Joanne nie miała wśród herosów zbyt wielu przyjaciół, a mowa tu o osobach, z którymi łączy ją coś więcej niż tolerancja i względna sympatia. Dlatego nie spodziewała się tłumów pod swoimi drzwiami, które próbowałyby tu wpaść zaciekawione jej przygodami. Przez totalny amok w jej głowie nawet nie zwróciła specjalnej uwagi na poruszenie, jakie powstało w związku z ich powrotem z Hadesu. Jedyne co zamierzała w tej chwili robić to siedzieć w swoim mieszkaniu i wręcz unikać kontaktu z innymi osobami. Pod wpływem alkoholu udało jej się zapaść w płytki sen, choć przez dodatkowe zmęczenie powinna spać jak zabita. Prawdopodobnie przeżycia, które jeszcze się w niej kotłowały, nakazywały jej pozostać czujną. Gdy jej powieki całkiem opadły, czuła się jakby wszystko wokół niej wirowało. Próbowała siłą woli to zatrzymać, ale było to trudniejsze niż się spodziewała. Rozbudził ją odgłos przewracanych rzeczy, które rozrzuciła byle gdzie.
- Nie widzisz, kurwa, że odpoczywam?- warknęła, a może raczej niewyraźnie wycisnęła z siebie przez zaciśnięte zęby, sądząc, że to spłoszy gościa. Z trudem uchyliła lekko powieki i podniosła głowę, omal nie zwalając się z sofy na podłogę. Swoje mętne spojrzenie skierowała ku osobie, która tu weszła. Zmarszczyła lekko czoło, próbując złapać ostrość i równowagę chociaż w widzeniu, co także okazało się dość problematyczne.
- Aa, to ty.- opadła z powrotem na sofę. Choć znali się już jakiś czas i naprawdę bardzo się polubili, ten zatroskany ton był nieczęsto słyszany w towarzystwie Balthazara. Niestety, córka Heliosa była zbyt pijana, by zwrócić na to szczególną uwagę.
- Zaraz tu posprzątam, tylko poleżę sobie jeszcze chwilę.- wypowiadanie większości słów sprawiało jej trudność, co zresztą dało się usłyszeć po sposobie, w jaki mówiła. W związku z tym, że syn Thora potknął się o jej rzeczy, ten bałagan uznała właśnie za największy problem, ale to i tak nie zmotywowało ją wystarczająco, żeby wstać. Nie była nawet pewna czy jej się to uda. Dlatego zamiast podjąć jakąkolwiek próbę uniosła lekko rękę, a potem zasłoniła część swojego czoła i oczy przedramieniem.
- W lodówce jest samo zepsute jedzenie, lepiej nic stamtąd nie jedz.- podzieliła się kolejną jakże istotną informacją na wypadek, gdyby Balthazar chciał coś przekąsić. Próbowała w jakikolwiek sposób uciec myślami od tego co się działo i alkohol o dziwo trochę jej w tym pomagał.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 14:33

Iris zawsze była od niego lepsza w tych sprawach. Balthazar nie był specjalistą w dziedzinie ludzkich uczuć, a już na pewno tych po stracie kogoś bliskiego. Po dziś dzień obwiniał się za śmierć swoich podopiecznych, więc jak teraz z pełnym przekonaniem miałby powiedzieć dziewczynie, że takie rzeczy się zdarzają? Że takie po prostu jest życie herosa? Nie potrafił. Mógł tylko stać przez chwilę w ciemnym pomieszczeniu przyglądając się temu obrazowi rozpaczy, na który nie miał dobrej odpowiedzi. Mógł wyszkolić każdego na niesamowitego wojownika czy wojowniczkę, aczkolwiek nie potrafił ich przygotować na utratę kogoś bliskiego. Przyjaciela, mentora, czy kochanka. Tu znów pojawiała się jego niekompetencja. Najlepsze, co mógł zrobić to po prostu tu dla niej być. Dlatego też nic sobie nie zrobił z jej pierwszych słów. Puścił je kompletnie mimo uszu podchodząc do wyspy kuchennej by odstawić swoją papierową torbę. Oparł się plecami o blat i spojrzał na próby córki Heliosa rozszyfrowania jego tożsamości. Szybko udało jej się doprowadzić do takiego stanu, powinien był dotrzeć tutaj wcześniej.
- Tak, to ja. Spodziewałaś się, że gwiazdka przyszła szybciej w tym roku i jakiś grubas z brodą przecisnął ci się przez komin? - odpowiedział cicho prychając jakby chciał potwierdzić, że to rzeczywiście on i jego cięte żarty, a nie tylko jakaś pijacka zwida.
- Nie kłopocz się. Ogarnę to. - mruknął zabierając się za ogarnięcie trochę mieszkania dziewczyny.
Odłożył zbroję na bok, plecak do szafy. Przejrzy sobie jego zawartość jak wytrzeźwieje. Wyrzucił pustą butelkę po whisky, resztkę papierosa. Zamiótł popiół i tylko krytycznie spojrzał na uszkodzony mebel. Tego teraz nie naprawi. W końcu przesunął tylko lekko biodra dziewczyny na tyle by mógł usiąść w tym miejscu na kanapie.
- Przyniosłem Ci nowe i kilka innych pierdół. Nie przyszedłem tutaj opędzlować ci lodówki. Nie przyszedłem też żebyś mnie ugościła, ani jako twój mentor. Dzisiaj przychodzę jako przyjaciel. - powiedział dość miękkim tonem podpierając łokcie na kolanach - Cieszę się, że wróciłaś z tego cała. - spojrzał na nią dopiero po chwili z lekkim, ale ciepłym uśmiechem.
Zazwyczaj nie pokazywał swoim podopiecznym jak bardzo mu na nich zależy, lecz dla niej zrobi dziś wyjątek. Wydawało mu się, że może to być coś, czego teraz potrzebuje.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 16:24

Jo doskonale wiedziała, że takie właśnie było życie herosa. Dlatego tym bardziej była sobą zawiedziona, że pozwoliła sobie na zżycie się z kimś na tyle, by nie umieć zaakceptować jego odejścia. Doskonale pamiętała swoją rozmowę z Samuelem podczas wesela Gio i Elisy, gdzie sam uznawał zawarcie małżeństwa, a tym bardziej zakładanie rodziny przez herosów głupotą. Joanne wtedy starała się myśleć pozytywnie, ale ta misja jedynie dowiodła prawdziwości tamtego wywodu.
Córka Heliosa doceniała to, że Balthazar próbował jakoś zażartować, choć widział ją w tym beznadziejnym stanie. Ogólnie, miała teraz głęboko w dupie jak wygląda i co przez to mogą myśleć inni. Co nie zmienia faktu, że wolała słuchać typowych dla syna Thora docinek niż bezsensownych słów otuchy, które zazwyczaj nijak się mają do sytuacji.
- Przez komin narobiłbyś mniej rabanu.- burknęła marudnie. Odsłoniła swoje oczy, gdy blondyn postanowił ogarnąć jej rzeczy za nią. Westchnęła ciężko i podparła się rękami, by oprzeć się głową o podłokietnik sofy, by móc obserwować co się dzieje w jej salonie. Domyślała się, że już nici z drzemki, więc próbowała zmniejszyć prawdopodobieństwo ponownego odlotu.
- Zostaw. Ja to zrobię!- zawołała uparcie, choć wbrew temu co właśnie powiedziała, nie ruszyła się ze swojego miejsca nawet o centymetr. Machnęła jedynie ręką, obserwując jak Balthazar zabiera jej plecak. Zrobiło jej się minimalnie głupio dopiero w momencie, gdy sprzątał resztki po papierosie, ale nie powiedziała ani słowa w tej kwestii. Pomogła mu trochę w robieniu miejsca na sofie dla niego, a jej usta wykrzywiły się w lekki grymas. W tamtym momencie poczuła jak coś niepewnie skręciło jej się w kiszkach, jednak nie był to na szczęście naglący sygnał, który pogoniłby ją natychmiast do toalety.
- Przyjaciel?- powtórzyła otwierając szerzej oczy z poruszenia, choć później swoje skrajne reakcje będzie prawdopodobnie usprawiedliwiała upojeniem alkoholowym.- A ja ci nie wysłałam smska z pozdrowieniami z Hadesu.- mruknęła i brzmiało to, jakby rzeczywiście miała wyrzuty sumienia z tego powodu.
- Taak, też jestem w szoku.- uśmiechnęła się półgębkiem, ale trwało to może sekundę, bo zaraz po tym znowu spochmurniała. Jej głos także był mało przekonujący.- Wróciło nas tylko czworo.. a reszta? Nie pamiętam nawet jak większość z nich zginęła.- przyznała ponuro. Zacisnęła zęby czując jak coś ściska jej gardło. Odwróciła na moment wzrok i próbowała się jakoś ogarnąć, ale przychodziło jej to z ogromną trudnością. Uniosła się do siadu, a przez to zakręciło jej się w głowie.
- Kurwa. Za dużo wypiłam.- głos jej się lekko załamał. Gdyby od przyjścia aż do samego rana była tu sama, perspektywa bycia uchlanym wydawała się ciekawsza. W końcu by zasnęła i dopiero następnego dnia zastanawiałaby się co ze sobą zrobić. Teraz musiała jednak wysilić się i podjąć rozmowy, a kompletnie nie wiedziała co mówić. Moc alkoholu obracała się przeciwko niej, wyciskając z niej emocje, bez których wolałaby się obejść. Oparła się czołem o ramię Balthazara i przymknęła oczy.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 17:47

- Tak, bo na pewno moje barki zmieściłyby się w tym kominie. - odburknął zastanawiając się przez chwilę czy powinien już to wszystko wypakować, jednak postanowił na razie odłożyć to na bok. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
- Z resztą... Ty nawet nie masz tutaj kominka. Trzeba było po prostu nie zostawiać rzeczy na wejściu bałaganiaro. - uśmiechnął się zadziornie nawet jeśli w swoim stanie nie mogła tego zobaczyć.
Pewnie każda normalna osoba odpuściłaby sobie teraz uszczypliwości i zajęła się jakąś ckliwą gadką na temat tego, jakie to życie herosa jest tragiczne, ale on tak nie potrafił. Jego metodą była dystrakcja. Przynajmniej chwilowa. Jeśli teraz się na niego wkurzy, przynajmniej na chwilę przestanie myśleć o tym, co zdarzyło się na tej misji. Słowa otuchy nic by tutaj nie dały. Sam również przechodził ten etap, więcej niż jeden raz i to, co najbardziej mu pomogło to po prostu zajęcie się czymś innym. Z czasem przestawało się po prostu o tym myśleć. Niektórzy powiedzą, że stratę trzeba przetrawić, zmierzyć się z nią. Z tego, co on przeżył, ze stratą trzeba się było po prostu pogodzić. Nie przestawała boleć mniej, po prostu przestawała spędzać sen z powiek. Robił po prostu to, co potrafił. To, co pomogło jemu.
- Jedyne, co dziś jeszcze zrobisz to weźmiesz prysznic, zjesz coś i pójdziesz do spania. - odpowiedział jej dość rzeczowo, jak rodzic do dziecka tylko przelotnie zaszczycając ją spojrzeniem.
Może ich relacja opierała się na mentorstwie oraz wplecionej w to przyjaźni, jednak w tym momencie córka Heliosa była w oczach Balthazara równie nieporadna, co kilkuletnie dziecko. Nie miał pojęcia czy zawsze tak reagowała na alkohol, czy może była to jakaś wypadkowa wpływu trunku, zmęczenia oraz tego, co się wydarzyło, ale zdecydowanie nie była w stanie nawet podnieść się z sofy. Syn Thora będzie musiał poczekać aż trochę wytrzeźwieje zanim zagoni ją do łazienki. Ostatnie, czego potrzebuje to żeby poślizgnęła się na śliskiej podłodze, uderzyła w głowę i straciła przytomność albo w jakiś niefortunny sposób coś złamała. Resztą zajmie się już on. Czy tego chce, czy nie, przynajmniej do następnego poranka będzie pod jego nadzorem. Później pewnie też, tylko nie bezpośrednim.
- Tak, przyjaciel. Chyba, że wolisz tego swojego nieznośnego, aroganckiego mentora, mogę go zawołać, jest w pokoju obok. - uśmiechnął się lekko, jednak tym razem bez tego zawadiackiego sznytu - Liczyłem na jakieś gorące selfie, ale najwyraźniej nic mi się nie należało. - wzruszył ramionami z rozbawionym uśmiechem.
- Mnie to akurat wcale nie dziwi. W końcu to ja cię szkoliłem od pewnego czasu. - odpowiedział całkiem szczerze, bez tego wszechobecnej arogancji, która zdawała się być jego drugim ja.
Teraz ukazał jej to oblicze, które znała tylko Iris. Balthazar pomimo swojej pewności siebie, arogancji oraz ogólnej, mało pochlebnej opinii potrafił być troskliwy i czuły względem tych kilku specjalnych osób w swoim życiu. Zdejmował wtedy swoją zbroję syna Thora i stawał się po prostu normalnym mężczyzną. Szalenie przystojnym i dowcipnym, ale też empatycznym. Najwyraźniej Joanne również trafiła do tego grona.
- Może to i lepiej. Nie będziesz musiała się z tym zmagać. - chciał dodać, że na pewno pamięta śmierć Samuela, lecz na to było jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Sama musi poruszyć ten temat.
- To zależy, co chciałaś osiągnąć. Jeśli zapomnieć to zdecydowanie za mało. Zasnąć? Byłaś blisko tylko jutro tego pożałujesz. - uśmiechnął się półgębkiem spoglądając w jej stronę.
Kiedy oparła się o jego ramię tylko delikatnie pogłaskał ją po głowie. Nie było słów, które by w tym momencie pomogły jej uporać się z tym wszystkim, co czuje w środku. Wiedząc to Balthazar cicho westchnął, po czym obrócił się w jej stronę i po prostu ją przytulił nadal głaskając po głowie. Czasami gesty wyrażały więcej niż tysiąc słów. Zwłaszcza takie jak ten od niepokonanego syna Thora.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 19:08

- Trzeba było patrzeć pod nogi.- natychmiast skontrowała jego słowa, zrzucając z siebie całkowicie winę za to, że się potknął. Gdyby nie to, że smutek i upojenie obecnie górowało, to by się nawet cieszyła z tego, że rozrzucone rzeczy stanęły Balthazarowi na drodze. To by oznaczało, że udało się go choć minimalnie zaskoczyć.
Przewróciła oczami w swój tradycyjny sposób, gdy usłyszała jego polecenia. Mruknęła coś pod nosem ewidentnie niezadowolona z tego, że cokolwiek będzie musiała jeszcze tego dnia zrobić.
- Jasne.. nie musisz mnie niańczyć.- machnęła jedynie ręką. Jakoś nie mogła mu obiecać, że zrobi właśnie tak jak jej polecił. W tej chwili jej myśli zmieniały się z sekundy na sekundę, a i tak nie potrafiła niczego jasno ustalić.
To byłoby coś, gdyby połamała się pod prysznicem po tym jak właśnie powróciła z najtrudniejszej jak dotąd misji w jej życiu. Doceniała troskę Balthazara i ostatecznie cieszyła się z jego przyjścia, choć początkowo upierała się w tym, że koniecznie chce być tu sama. Jednocześnie, trochę uwłaczało jej, że syn Thora będzie teraz oglądał ją w jej najgorszej formie. Nawet po tamtej wielkiej bitwie nie czuła się tak beznadziejnie, choć i tam straciła bliską jej osobę. Przyswojenie tamtej tragedii ułatwiał jej fakt, że nie widziała tamtej śmierci i przez długi czas nie mogła być jej nawet pewna.
- Nie! Wolę przyjaciela.- zawołała natychmiast, by zapobiec ewentualnej zmianie w jego nastawieniu. Po tej misji miała już dość przemądrzałych starszych od niej herosów z większym doświadczeniem. Choć udało jej się przetrwać i wrócić do obozu, musiała przyznać, że praca z Giotto i Folklore nie należała do łatwych.- O, tak. Gorące selfie to pierwsze o czym się myśli w Hadesie.- kolejny raz przewróciła oczami. W tym chwilowym akcie poprawy humoru była o włos od tego by się zaśmiać, ale ostatecznie brakło jej nawet sił. Co więcej, dopadły ją jakieś dziwne wyrzuty sumienia z tego powodu, że miała zażartować sobie z tego co się działo w trakcie misji.
- Przynajmniej cię nie zawiodłam.- mruknęła cicho, gdy podzielił się swoją arogancką uwagę. Pokrzepiające było to, że w nią wierzył, ale prawdopodobnie bez użycia boskiego błogosławieństwa by tu nie wróciła.
- W takim razie muszę wypić więcej.- stwierdziła, choć nie do końca poważnie. Nie była pewna czy zdoła przełknąć jeszcze choćby kroplę alkoholu bez odruchu wymiotnego. Tamtą butelkę opróżniła dość szybko, co z pewnością okazało się napędem dla jej obecnego samopoczucia. Ani trochę się nie wyluzowała, a zamiast tego czuła się jak gówno.
Wbrew temu jak tragicznie teraz wyglądała, wydawało jej się, że trzyma jeszcze wszystko na wodzy. Przed przyjściem Balthazara towarzyszyła jej pustka, która obracała jej psychikę w kamień. Nie potrafiła znaleźć sposobu na to, by poczuć ulgę i jednocześnie nie dać się ponieść żałobie. Dlatego wolała hamować emocje i szukać ucieczki w innych rzeczach. Zmieniło się to w momencie, gdy ciepłe ramiona Balthazara ją objęły. Ten czuły gest z jego strony otworzył niewidzialną furtkę, przez którą wszystko zaczęło się ulatniać. Z oczu córki Heliosa natychmiast pociekły łzy. Wtuliła swoją twarz w jego koszulkę, by nie musiał tego widzieć, ale nie mogła powstrzymać cichego pociągnięcia nosem.
- Przepraszam. Wiem, że musimy być zawsze gotowi na straty, ale tym razem...tym razem nie mogę. Samuel zginął na moich oczach, a ja nie mogłam zrobić nic, żeby temu zapobiec.- wyrzuciła wreszcie z siebie, chowając wciąż swoją twarz. Czuła się żałośnie z tym wszystkim, a do tego towarzyszył jej ogromny ciężar na sercu. Do tej pory nie miała czasu ani okazji, by wyrazić swój żal. Powaga misji zmusiła ją do tego, by pomimo tragedii walczyć dalej w imię obozu. Dopiero teraz mogła usiąść i oddać się żałobie.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Nie 01 Sie 2021, 23:36

- Dzisiaj muszę i myślę, że wolisz tę opcję. Alternatywą jest solidny kop w dupę dla otrzeźwienia umysłu albo moja specjalna terapia elektryczna. - uśmiechnął się złośliwie zbierając akurat butelkę ze stołu, a wolną ręką delikatnie puknął ją w czoło - Powinnaś być wdzięczna, że ktoś cię w takiej sytuacji niańczy. - westchnął cicho kręcąc głową.
O takich rzeczach idzie się przekonać dopiero kiedy tego zabraknie. Gdy to on był po drugiej stronie na pewno przydałby mu się ktokolwiek, kto powiedziałby stop. Przez miesiące był funkcjonującym alkoholikiem aż nie otrzeźwił go widok Iris z jej chłopakiem. Zniknął wtedy na kilka tygodni i powiedźmy, że ten okres burzowy na wybrzeżu nie był do końca przypadkiem. Musiał wyrzucić z siebie to wszystko, na czym ucierpiał na pewno nie jeden okręt. Mógł mieć tylko nadzieję, że nikt nie zginął, aczkolwiek w swoim pijanym amoku nie pamięta połowy z tych dni. Budził się tylko po to by znów zachlać do nieprzytomności albo przynajmniej stracenia świadomości. Bogowie tylko wiedzą, co dokładnie wtedy wyprawiał. Gdyby ktoś go wcześniej zatrzymał może nie miałby kolejnej rzeczy na sumieniu. Dlatego też ucząc się na własnych błędach dziś to on będzie oparciem dla Jo. Tyle był jej winien jako jej mentor i jakby nie patrzeć, przyjaciel. Tego wszystkiego nie rozwiąże się w jeden dzień, ale dzisiaj mogli chociaż zacząć ten proces. Im szybciej tym lepiej.
- Tak myślałem... - prychnął cicho z lekkim uniesieniem kącików ust ku górze kiedy córka Heliosa bardzo szybko zmieniła swoje zdanie - Tylko nie myśl, że tak będzie zawsze. - powiedział trochę ciszej jakby nie chciał żeby to zarejestrowała.
Dobrze było też słyszeć jej zaczepną odpowiedź. Mówiło mu to tyle, że nie popadła całkiem w czeluści rozpaczy, skoro nadal potrafiła mu delikatnie odpyskować. Wyglądało też na to, że przynajmniej na razie jego metoda działała. Nie był to czas na żarty, lecz takie zgryźliwości na razie będą musiały wystarczyć.
- Nie zawiodłaś mnie. Wróciłaś stamtąd żywa, a tego właśnie cię uczyłem. Z mojej strony wykonałaś swoje zadanie perfekcyjnie, nie ma na tobie nawet większej blizny. - odpowiedział jej z uśmiechem łapiąc ją za ramiona i pocierając je na pokrzepienie oraz potwierdzenie swoich słów.
- Na dzisiaj wystarczy. Pomogę ci zasnąć. Alkohol nie będzie potrzebny, nie dzisiaj. - pokręcił głową odpowiadając dość miękkim tonem.
Jo nie wyglądała jakby mogła przełknąć jeszcze więcej niż kilka łyków zanim resztę nocy spędzi w łazience. Znał ten stan i nie raz przekroczył tę magiczną barierę budząc się później z głową niebezpiecznie blisko wody w toalecie. Ona powinna przespać tę noc w swoim łóżku żeby jeszcze bardziej psychicznie się nie upodlić. Patrząc na jej ubiór ten też przydałoby się jej zmienić, ale z tym będzie już musiała poradzić sobie sama.
Balthazar nie był raczej typem misia przytulaka, zdecydowanie nie, ale dla niektórych naginał te reguły. Spodziewał się, co stanie się po tym czułym geście, zupełnie do niego nie podobnym. Kiedy poczuł powoli przemakający materiał na swojej klatce piersiowej tylko przytulił dziewczynę trochę mocniej, głaskając jej głowę. Dał jej czas by wyrzuciła z siebie chociaż cząstkę tego, co teraz czuje.
- To jest coś, co wszystkim kładziemy do głowy, a co w praktyce się nie sprawdza. Ja też tak nie potrafię. - westchnął cicho, a jego serce zabiło trochę mocniej nieprzyzwyczajone do uwewnętrzniania się - Nie możemy kontrolować wszystkich wydarzeń, często nawet własnej śmierci. To nie była twoja wina. Nie będziesz chciała tego usłyszeć, ale jeśli ktoś miałby być odpowiedzialny za jego śmierć to wasz dowódca, on sam, albo... Po prostu syn Tartaru. To przez niego wszyscy zginęli... - po jego ciele przemknęły delikatne wyładowania, które nie zrobiły zupełnie nic dziewczynie prócz delikatnego mrowienia.
- Kiedy zaatakowali obóz... - wziął głębszy wdech gdy znów jego serce zabiło mocniej, a jego dłonie mimowolnie zacisnęły się trochę mocniej na ciele córki Heliosa - Moi podopieczni dzwonili do mnie błagając o pomoc. Słyszałem ich krzyki, kiedy ich mordowali. Swoje imię w ich ostatnim tchnieniu, a ja byłem pół kontynentu dalej. - dłoń która do tej pory głaskała ją po głowie powoli się zatrzymała - Też nie mogłem nic zrobić. W całkowitej bezsilności słuchałem tego wszystkiego. Straciłem prawie całą swoją rodzinę. - oparł policzek o czubek jej głowy ściszając głos - Mnie pomogło myślenie o tym, czego chcieliby ode mnie polegli. W moim przypadku wierzę, że dzieciaki chciałyby być pomszczone oraz, żeby żadnym innym to się już nie przydarzyło. Nie powiem ci żadnych ckliwych bzdur jak to, że czas leczy rany. Nie powiem Ci też, że nie obwiniam się za ich śmierć. Myślę o nich każdego dnia. Jednak to od ciebie zależy jak wykorzystasz towarzyszące temu uczucia. Do zniszczenia siebie, czy uszanowania pamięci bliskiej Ci osoby? - pytanie było zadane właściwie szeptem i Balthazar nie oczekiwał na nie odpowiedzi.
Była drugą osobą, której powiedział o tym, co przygnało go z powrotem, a pierwszą, której wspomniał o tym, co naprawdę przeżył tamtego dnia. Nawet przed Iris zataił fakt, że wszystko słyszał i po dziś dzień budzą go te koszmary. Jo sama będzie musiała to wszystko przetrawić, o ile w ogóle będzie pamiętać tę rozmowę następnego dnia...
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Pon 02 Sie 2021, 21:43

Gdy tylko usłyszała jego uwagę fuknęła cicho pod nosem wyraźnie oburzona. Nie prosiła się o pomoc tego dnia, ale i tak doceniała fakt, że Balthazar postanowił ją odwiedzić. Dlatego tym łatwiej zdenerwował ją komentarz o tym, że powinna być wdzięczna. Przecież była, ale jednocześnie nie chciała nadużywać jego dobroci. Poza tym..była pijana i smutna, więc ciężej było jej taką wdzięczność okazywać w tej chwili. W ramach tejże wdzięczności po prostu mu nie odpowiedziała, by nie wdawać się w jakąś nieprzyjemną wymianę zdań.
Ucieczka do alkoholu wydawała się najprostszym rozwiązaniem. Procenty na ogół pozwalały niwelować ból, choć jak się okazało, działało to prędzej na odczucia fizyczne niżeli emocjonalne. Co śmieszne, uświadamiała sobie to zawsze dopiero po spożyciu, nie wyciągając z tego żadnych wniosków. Jak się okazywało, alkohol jedynie pogłębiał te dominujące w danej chwili uczucia, nawet jeśli przeplatały się i tworzyły totalną huśtawkę nastrojów.
Zdołała zarejestrować jedynie to, że coś tam mruknął pod nosem, ale niestety tego nie zrozumiała. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, jakby próbowała jeszcze spróbować rozszyfrować to co powiedział, ale ostatecznie machnęła ręką i poddała się, nie zamierzając o to pytać, bo nie miała teraz sił na taką dociekliwość. Zrozumiała za to każde kolejne słowo, które padło z jego ust. Z niewiadomych przyczyn nie czuła się dumna z tego powodu, że przeżyła. Uznała to za zwykły fart, ponieważ była przekonana, że kilku innych herosów mogłoby tu wrócić zamiast niej. Nie chodziło tu nawet o jej relacje z niektórymi półbogami, choć w tym wypadku Samuel stanowił wyjątek, ale o to, że u jej boku walczyli o wiele bardziej doświadczeni i zdolniejsi wojownicy.
- Wszystko jedno. I tak mi już niedobrze.- przyznała markotnie, szybko godząc się z tym, że jednak już nic tego dnia nie wypije.
Gdy Balthazar uścisnął ją mocniej, ona rozpłakała się jeszcze bardziej. On sam nie był niczemu winien. Jego czuły gest jedynie sprawił, że emocje, które w niej się kotłowały, wreszcie się uwolniły. Jego ramiona działały teraz jak bariera, która choć ma moment pozwoliła jej poczuć się choć minimalnie bezpiecznie. Joanne nie lubiła być zbyt wylewna w swoich uczuciach, choć prawdopodobnie był to jeden z jej najczęstszych życiowych problemów. Jednak ta sytuacja należała do wyjątkowych i nie tylko czuła, że potrzebuje się rozbeczeć, ale miała wrażenie, że jest w tym coś wyzwalającego.
Słuchała go najuważniej jak tylko potrafiła, choć chwilami sprawiało jej to małą trudność. Jego głos był kojący jak nigdy. Przemawiała przez niego szczerość, której właśnie teraz potrzebowała. Wielu z tych rzeczy nigdy wcześniej od niego nie słyszała, dlatego zależało jej na tym, by zapamiętać każde słowo. A czy jej się uda, okaże się zapewne dopiero rano.
- Zemsta nie pomaga ani trochę..- pokręciła lekko głową i pociągnęła znowu lekko nosem.- Tego, który zabił Samuela, spaliłam żywcem i patrzyłam jak obraca się w proch. Przez chwilę czułam chorą satysfakcję, ale teraz, kiedy tak sobie o tym pomyślę, nie zmieniło to niczego oprócz tego, że mamy jednego gnoja mniej na karku.- zacisnęła lekko palce na materiale koszulki Balthazara. Dalej pamiętała to dziwne uczucie, gdy spaliła ciało Noaha. Jego wrzaski w tamtym momencie były niczym muzyka dla jej uszu, a w tej chwili nie miało to dla niej już żadnego znaczenia.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 03 Sie 2021, 17:23

Jej wszystkie pohukiwania i ciche przekleństwa pod jego adresem puszczał mimo uszu. Zwalał je na pijackie majaki. Nie był to pierwszy raz, kiedy widział którąś ze swoich podopiecznych w takim stanie. Różnica była taka, że ta akurat była jego faworytką, więc zamiast tradycyjnego kopa w dupę dostawała po prostu o wiele milszą wersję swojego mentora, który posprząta, ugotuje i ogarnie ją do spania. Każdy kiedyś potrzebował pomocy, nawet jeśli się do tego nie przyznają, albo po prostu tego nie wiedzą. Zawsze lepiej było mieć po swojej stronie tego kogoś niż nie mieć nikogo.
Balthazar naprawdę nie był najlepszym gościem w uczucia i pocieszanie innych po stracie. Swoją jedyną naprawdę bliską relację miał z Iris, a nawet jej nie mówił wszystkiego o swoim życiu. Zawsze był tym zarozumiałym, aroganckim i złośliwym synem Thora. Nie przysparzało mu to zbyt wielu przyjaciół, a Ci, którzy zaprzyjaźnili się z nim ze względu na staż w obozie bądź po prostu siłę, czy doświadczenie byli w tej sferze równie dużymi amebami. Nigdy nie miał dobrego wzoru do naśladowania, ale starał się dla Iris, co teraz przekładało się na to, co mógł zrobić dla Jo.
Alkohol zdecydowanie nie wchodził już dzisiaj w grę, o ile dziewczyna nie chce spędzić reszty nocy przy toalecie, a on trzymając jej włosy. Przy ilości jaką wypiła niedługo powinna poczuć senność, której teraz pragnęła. Dawał jej jeszcze najwyżej godzinę zanim dopadnie ją druga fala zmęczenia i w końcu będzie mogła odpocząć.
Tuląc ją do siebie jedyne, co mógł teraz zrobić to po prostu głaskać ją po głowie i dać się wypłakać. Mogła przy wszystkich zgrywać tę zadziorną, silną córkę Heliosa, lecz każdy ma swój punkt w którym coś pęka. Dla niej była to ta misja i strata ukochanego. W tym momencie nie potrzebowała niczego innego, jak tylko tego czułego gestu oraz poczucia bezpieczeństwa, które za nim idzie. Na misji na pewno była w ciągłym stanie podwyższonej adrenaliny. Pewnie nawet jeśli nie dopuszczała do siebie tej myśli, bała się o własne życie. Teraz w swoim mieszkaniu, w jego ramionach w końcu mogła odpuścić. Emocje spotęgowane alkoholem przebiły się przez jej mentalne bariery. Jutro będzie czuła się lepiej. Na pewno nie fizycznie, ale mentalnie wykonała już pierwszy krok do pogodzenia się z tym, co się stało. To było najważniejsze.
- Mylisz się Jo... - ujął jej twarz w swoje dłonie i spróbował sprawić by na niego spojrzała jednocześnie delikatnie wycierając łzy z jej policzków - Nie znałem Samuela dobrze, ale był z niego twardy gość. Ty go pomściłaś, uhonorowałaś jego śmierć. Teraz może spoczywać w spokoju. - spojrzał jej głęboko w oczy chcąc się upewnić, że nawet w swoim stanie do niej dotrze - Nie tylko sprawiłaś, że mamy na głowie jednego gnojka mniej, ale uhonorowałaś śmierć swojego mężczyzny a w tym wszystkim jeszcze przeżyłaś i pomogłaś zdobyć esencję. Zrobiłaś dla niego oraz dla całego obozu na tej jednej misji o wiele więcej niż ja. Także... W imieniu swoim oraz obozu. Dziękuję. Jestem z ciebie dumny. - uśmiechnął się do niej ciepło, a potem sięgnął po chusteczkę podając ją dziewczynie - A teraz wysmarkaj nos zanim się udusisz. - zaśmiał się cicho.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 03 Sie 2021, 18:28

To nie sztuka wypłakiwać się w ramię osoby, która jest powszechnie uważana za najlepszą do takich spraw. Jeśli takowe mieszkały w obozie, to można było im jedynie szczerze współczuć. Joanne z pewnością nie chciałaby być tutejszym spowiednikiem i kolekcjonować wszystkie beznadziejne wspomnienia herosów. Co nie zmienia faktu, że dla osób, na których jej zależy, zrobi wszystko co w jej mocy, by im jakoś pomóc. Sama również nie chciałaby zwierzać się i wymiękać przy byle kim. Nawet przy bliskich nie zdarza jej się to często, a tylko wtedy, kiedy szala goryczy się przeleje. Nie liczyło się dla niej to, czy Balthazar jest dobrym słuchaczem albo kimś kto zna receptę na wszystkie smutki. Równie dobrze mógłby nie mówić nic i tylko siedzieć tu, pozwalając jej przeżyć tą tragedię po swojemu. Samo to, że przyszedł tutaj bez proszenia go o to, było dla niej ogromnym wsparciem.
Zmarszczyła czoło, gdy spoglądała w oczy Balthazara. Przy każdym jego kolejnym słowie, przychodziła jej kolejna ponura rzecz do głowy, jakby na każde słowo otuchy miała w zanadrzu zaprzeczenie.
- Nie rozumiesz..każdy, komu pozwolę się zbliżyć, niedługo po tym ginie. KAŻDY. Jeżeli cokolwiek mogę jeszcze zrobić dla tego obozu, by móc mi dziękować, to tylko trzymać się od innych z daleka i robić co do mnie należy.- odpowiedziała mu podłamanym głosem. Myślała wtedy o wielu osobach, które w swoim życiu herosa zdołała stracić. Czasami trudno było jej uwierzyć, że takie pary jak Giotto i Elisa potrafili być ze sobą tak długo, skoro śmierć czyha na każdego z półbogów. Zresztą, nie byli jedyną taką parą, więc to skłaniało córkę Heliosa do myślenia, że to za nią ciągnie się odór wabiący śmierć. Nawet na prostych misjach oglądała śmierć swoich towarzyszy. Widziała jak Alex umiera, prawdopodobnie w męczarniach, wykrwawiając się przez uraz czaszki, którego nie doznał nawet od ciosu żadnego potwora. Widziała także spadek w przepaść Iris, której nie zdołali odnaleźć. Jej udało się powrócić i to było małe światełko nadziei dla Joanne, że jednak nie niesie ze sobą tylko śmierci. W Hadesie usilnie próbowała uratować Jamesa, który jej nieustannie asystował, ale on także zmarł, nawet pomimo odesłania go tuż pod wrota obozu.
Wzięła posłusznie chusteczkę od Balthazara i wydmuchała od razu nos. Było to bardzo pomocne, bo już ciężko jej się oddychało. Musiała sięgnąć po jeszcze jedną, by dostatecznie udrożnić nos.
- Ty też powinieneś uważać, zanim przeze mnie coś ci się stanie.- dodała ponuro, gdy nos miała już odetkany. Co więcej, zdawała się naprawdę wierzyć w to co mówiła, nawet jeśli mogło być to irracjonalne.
Balthazar MacGrioghair
Balthazar MacGrioghair
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 03 Sie 2021, 22:14

Widząc to marszczące się czoło już wiedział, że nie przyjmie jego słów po prostu do serca. Siedziało w niej coś, co w swoim stanie upojenia po prostu z siebie wyrzuci i Balthazar był na to całkowicie przygotowany. Gdy usłyszał jej wywód jego oczy mimowolnie trochę się rozjaśniły. To nie jest coś, co powinna myśleć młoda dziewczyna. Miała cholernego pecha do swoich partnerów, bądź znajomych, ale jeszcze większym nieszczęściem był fakt, że z nikim o tym wcześniej nie porozmawiała albo nikt jej tego po prostu nie wyperswadował. Może patrzył na to trochę z góry, jako ten starszy, bardziej doświadczony heros, ale to nie był sposób na podejście do swojego życia w obozie. Winienie się za wszystkie krzywdy tego świata było dość częstym zjawiskiem wśród młodzików. Niektórym by się pewnie przydało, aczkolwiek ta zarozumiała dziewucha nie miała ku temu powodó.
- Nie bądź głupia Jo... To nie żadne fatum. Nie miałaś nic wspólnego z ich śmiercią i nie masz się za co winić. - spojrzał jej głęboko w oczy powoli głaszcząc ją po policzkach - Nasze życie nie jest łatwe. Jest w nim dużo strat, zwłaszcza w ostatnich czasach, ale nie możesz o tym myśleć w ten sposób. Wszyscy kogoś tracimy. Jeśli mamy coś osiągnąć, musimy współpracować. Żaden heros nie poradzi sobie sam i mówię ci to ja, syn Thora. - uśmiechnął się lekko, ale w jego głosie brakowało tej towarzyszącej zazwyczaj tej kwestii arogancji - Będziemy cię potrzebować, a ty nas. Ja już cię potrzebuję. Jesteś jedną z moich ostatnich podopiecznych, jeśli cię stracę, stracę też robotę, więc wiesz... Dzięki, że wróciłaś. - tym razem zaśmiał się cicho i z przyzwyczajenia dał jej buziaka w czoło, bo tak zazwyczaj robił z Iris. Zaraz jednak tylko uśmiechnął się przepraszająco i opuścił swoje dłonie na jej ramiona.
Było w tym wszystkim trochę hipokryzji z jego strony. Mówił jej, że nie może się winić za tak nieszczęśliwe wydarzenia, a sam trzymał sobie nad głową ciężar śmierci podopiecznych. Jednak w jego głowie to nie było to samo. Gdyby był na miejscu, wierzył, że miał szansę kogoś uratować. W jej przypadku takiej możliwości raczej nie było. Nie dysponowała jego doświadczeniem oraz mocami, które mogłyby się przeciwstawić nawet najpotężniejszym potworom. Była zdolna, lecz jeszcze trochę jej brakowało i o ile sama nie przyłożyła noża do gardła swojego kochanka, w jego głowie nie mogła nic zrobić i w to zawzięcie wierzył.
- Jo, czy ty właśnie przyznałaś, że ci na mnie zależy? - uśmiechnął się zadziornie pukając ją lekko w czoło - Założę, że to alkohol przez ciebie przemawia. - odpowiedział nieco tym rozbawiony - O mnie nie musisz się martwić. Nie umrę dopóki nie wykonam swojej misji. Wielu próbowało mnie już zgładzić i tylko kilku było blisko. Jeszcze cię trochę pomęczę. - zmierzwił jej włosy na głowie, a później tylko ją po niej poklepał.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins Wto 03 Sie 2021, 23:28

Wśród jej ostatnich bojowych doświadczeń, strata kogoś bliskiego zdarzała jej się najczęściej. Nawet taki Alex, z którym przez większość czasu toczyła batalię, zginął zaraz po tym jak zakopali topór wojenny. Joanne nie potrafiła znaleźć innego usprawiedliwienia dla tej serii niefortunnych zdarzeń, zwłaszcza teraz po pijaku.
- Pewnie mówiłbyś inaczej, gdyby Iris do nas nie wróciła..- wyrzuciła z siebie, całkiem niespodziewanie. Po chwili otworzyła szerzej oczy, jakby sama nie spodziewała się, że takie nawiązanie do córki Zeusa kiedykolwiek wymknie się z jej ust. Gdy była pewna śmierci Iris, czuła się w pełni za nią odpowiedzialna. Miała ku temu uzasadnione powody, jak choćby to, że to ona wtedy dowodziła tamtą misją. Na szczęście Iris nie miała jej tego za złe i zachowała się lepiej niż Jo mogłaby sobie kiedykolwiek wymarzyć.- Widziałam jak na nią patrzysz.- powiedziała nieco ciszej, chcąc jakoś usprawiedliwić swoje wcześniejsze stwierdzenie. Przyjrzała się w tym momencie oczom Balthazara, próbując dostrzec w nich jakąś reakcję. Nie mogła stawiać na sto procent, że miała rację, bo to co powiedziała było jedynie przypuszczeniem opartym o obserwacje otoczenia. Syn Thora nigdy otwarcie nie wspominał o jego relacji z Iris, dlatego Collins nie mogła być niczego pewna. Mimo to, zdecydowała się o tym powiedzieć na głos.
Buziak w czoło był najczulszym gestem jaki kiedykolwiek Joanne otrzymała od Balthazara. To sprawiło, że zmarszczki na jej czole rozpłynęły się, dzięki czemu wyraz twarzy choć minimalnie złagodniał. Pytanie, które nastąpiło później sprawiło, że na jej ustach w końcu zagościł uśmiech. Może nie był zbyt szeroki i pokaźny, ale tak czy siak stanowił on jakiś postęp.
- Więcej tego nie powtórzę, więc nie psuj tego.- stłumiła swój uśmiech, by wymusić na sobie w tym momencie powagę. Właściwie to miała nawet wyrzuty sumienia z tego powodu, że w takich lichych okolicznościach potrafiła się uśmiechnąć, jakby w ten sposób niewystarczająco przeżywała śmierć swojego kochanka.- Obiecaj, że nie dasz się zabić. Przynajmniej dopóki ja sama żyję.- szturchnęła go lekko, nie poprawiając nawet zmierzwionych włosów. Jeszcze przed ingerencją Balthazara fryzura wyglądała nagannie, więc nie zamierzała nagle zacząć się nią przejmować.
Sponsored content
Re: Mieszkanie 6 - Joanne Collins

Mieszkanie 6 - Joanne Collins
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 3 z 4Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4  Next
Similar topics
-
» Joanne Collins
» Joanne Collins
» Joanne Collins
» Joanne Collins
» Joanne Collins



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Fabuła-
Skocz do: