Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero - Page 6 DpyVgeN
Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero - Page 6 FhMiHSP


 

Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero

Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Sro 24 Sie 2022, 08:31

Elisie nie bardzo to wszystko się podobało. Nie chciała i nie była do końca gotowa, by o tym wszystkim mówić. A już na pewno nie chciała zdradzać szczegółów Nero, który chyba chciał je znać dla zaspokojenia swojej ciekawości, bo na pewno nie dla jej dobra. Wystarczyła mu wiedza, że była krzywdzona i oboje doskonale wiedzieli w jaki sposób. Nie pomoże jej tym w żaden sposób, nie poprowadzi terapii. Więc po co? Nic dziwnego, że zacisnęła usta w wąską linię słysząc, że chce wiedzieć wszystko i nieświadomie odsunęła się od niego. Często tak robiła w takich sytuacjach.
Nie chciała się do niego przytulać, nie chciała być w ogóle dotykana, bo wiedziała, że wtedy łatwiej pęknie. A nie chciała tego, tak samo jak myślenia o tym, co ją spotkało. A jednak mimo to zbliżyła się do niego ponowie i pozwoliła się objąć, choć aktualnie nie czerpała z tego żadnej przyjemności. Czuła się jak marionetka. Milczała dłuższą chwilę nie mając ochoty w ogóle się odzywać, jednak czując wzrok męża odezwała się sfrustrowana.
- Co mam ci powiedzieć? Że przez dwa lata robiłam za jego żonę? Prałam, sprzątałam, gotowałam obiady, szykowałam jedzenie do pracy i byłam gwałcona i to wszystko w imię przygotowania mnie do życia? To chciałeś usłyszeć czy może to za mało? Może chcesz wiedzieć w jakich pozycjach mnie gwałcił, jak często i w jakich miejscach? - na koniec niemal warknęła i dość agresywnie wyswobodziła się z jego objęć, by wstać i pójść do sypialni. Zamykając za sobą drzwi dała jasny znak, że nie chce go widzieć. Nie była gotowa o tym mówić, a on nie powinien nigdy o to pytać. Jak chciał znać więcej szczegółów, to może z Gattiego wymusi większe historie. Była zła na Gio za to, że dopytywał, ale zamiast się kłócić poszła pod prysznic i zaczęła płakać.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Sro 24 Sie 2022, 12:43

Reakcja Elisy wcale go nie zdziwiła, ale niczego innego by się po niej nie spodziewał, bo kobieta od zawsze była zamknięta w sobie, gdy miała mówić o swoich problemach. Dlatego właśnie była uważana za tak idealną personę, bo nigdy nie pokazywała słabości oraz nie dawała po sobie poznać, że jest jej ciężko. Zamiast tego zaciskała zęby i tłumiła emocje w sobie, czego późniejszym efektem było alienowanie się od reszty. Giotto rozumiał to doskonale, bo sam, co prawda z innych pobudek, ale również oddalał się od pozostałych w taki sposób. Nie proponował jej zatem ponownego przytulenia się, skoro wyraźnie ukazała swoje zdanie i nie miała na to ochoty. Mimo to, Nero przemogła się i znalazła się w objęciach męża, ale Włoch dostrzegł, że jego żona nie czuje się dobrze w tej sytuacji.
Nie spodziewał się jednak tego, że córka Nyks wyżyje się na nim i w ten sposób się zachowa. Nie dał jednak w ogóle po sobie poznać, że poczuł się źle z tego powodu, bo przecież nie on był winien tej sytuacji, a za nią oberwał. Elisa mogła nie rozumieć jego pobudek, ale on chciał wiedzieć dokładnie, co Gatti robił swojej córce, bo od tego zależała chociażby ilość tortur, które zaczął już planować. Chciał też usłyszeć od niej wprost, a nie domyślać się, co tak naprawdę mogło zajść, bo przecież krzywdzić można na wiele sposobów.
Odprowadził ją wzrokiem do sypialni, a następnie przyswajał to, co przed chwilą usłyszał od ukochanej. Wyciszył się na moment, by nienawiść do Gattiego nie opanowała go w tej chwili i co jakiś czas zerkał na drzwi licząc na to, że córka Nyks wyjdzie z sypialni i zacznie chociaż z nim rozmawiać. To jednak wolała go unikać, a on odprowadził ją tylko wzrokiem do łazienki, do której przemknęła na tyle szybko, że nawet nie zdążył jej o nic zapytać, choć z drugiej strony nawet mu na tym nie zależało. Jak widać interesowanie się nią i jej przeszłością było czymś złym.
Nie miał żalu o to, jak się zachowała, bo nie każdy był taki jak on, że większość spraw po nim spływała. Poza tym, to nie on był ofiarą, więc trudno było mu obrać jej perspektywę. Nie wiedział jednak, co ma ze sobą zrobić, bo Elisa dobitnie dała mu odczuć, że jest niemile widziany przez nią. Postanowił więc udać się do pokoju dziecięcego, w którym bliźnięta spały sobie w najlepsze nieświadome tego, jak ich rodzice są zdenerwowani. Nero usiadł na krześle przy łóżeczku syna, skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przymknął oczy, pochylając jednocześnie głowę delikatnie w przód. I tak po prostu siedział w ciszy, co jakiś czas zerkając na kręcące się dzieci, których każdy gest podczas snu bardzo go uspokajał. Nawet uśmiechnął się kącikiem ust do córki, która machała rączkami przez kilka chwil i zaraz znowu wróciła do niezbyt aktywnego snu.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 30 Sie 2022, 11:51

Elisa nie wyżyła się na Gio, po prostu pokazała mu swoje niezadowolenie jego zachowaniem. Nie był sędzią, by pytać o szczegóły przestępstwa i nawet jako mąż nie powinien tak dociekać. Szczegóły nie powinny mieć znaczenia, gdy miał ogólne pojęcie jaka krzywda się jej działa. A tępy nie był, musiał wiedzieć, że była gwałcona. Gdyby chodziło o to, że ją bił, to przecież powiedziałaby wprost, jak wiele innych osób. Gwałt jednak był sprawą delikatną i dopytywanie o szczegóły tych strasznych wspomnień było delikatnie mówiąc nietaktowne. Zwłaszcza gdy widzisz, że ktoś nie jest gotowy o tym mówić.
Włoszka pod prysznicem siedziała bardzo długo. Wypłakała jednak wszystkie łzy świata, a następnie po wyjściu spod prysznica nałożyła maseczkę na opuchliznę twarzy. Wskoczyła ponownie w samą przydługą koszulkę i po wyjściu z łazienki udała się do kuchni (czy raczej aneksu kuchennego), gdzie z lodówki wyciągnęła specjalną schodzoną opaskę na oczy, a raczej wokół nich na opuchliznę (klik). Minęła jeszcze długa chwila nim w końcu skierowała się do pokoju dziecięcego, gdzie jak podejrzewała siedział jej mąż.
Milczała chwilę obserwując spokojne dzieci, których spokój wpływał kojąco i na nią.
- Przepraszam kochanie za tamto, ale nie chcę już o tym rozmawiać. Nigdy więcej - powiedziała cicho i po chwili ruszyła się, by rozgościć się na jego kolanach i wtulić w jego ciało.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 30 Sie 2022, 15:34

Koniec końców Giotto odczuł to właśnie w ten sposób. Oczywistym było, że brakowało mu taktu, jednak to nie był powód, by wylewać swoją frustrację i złość powiązaną ze wspomnieniami tylko dlatego, że chciał znać szczegóły. Dotąd uważał, że mogą i potrafią rozmawiać o wszystkim, wszakże poruszali już wiele bardzo ciężkich tematów. Jak się jednak okazało, potrafili rozmawiać do momentu, w którym nie odkopywali brudów z przeszłości żony, wtedy już nie było szans ani na spokojną, ani nawet na konstruktywną rozmowę. Nie zdziwiło go więc to, że dała upust złości i wkurzyła się na niego. Tylko teraz pytanie kto tu był bardziej zamknięty? Podobno to on miał łatkę takiej osoby.
Dzieci spały w najlepsze, a Nero siedział cały czas w jednej pozycji i praktycznie nie drgnął, raz tylko poprawił ułożenie pośladków na krześle. Co jakiś czas zerkał w kierunku maluchów, gdy tylko wyczuł delikatny ruch wiatru wokół nich, który mógł sugerować cokolwiek innego poza braniem regularnych oddechów w czasie snu. Żaden z tych ruchów jednak nie był niczym niepokojącym, bo przecież małe dzieci miały to do siebie, że trochę się kręciły w łóżku. Dorośli w zasadzie też.
Kiedy Elisa uchyliła drzwi do pokoju dziecięcego, nie spojrzał w jej kierunku, jednak nie z powodu obrażenia się na nią za poprzednią reakcję, a po prostu z braku potrzeby. Prosiła o to, by nie drążył tematu i chciała trochę spokoju, więc trzymał się tego nawet wtedy. Uznał, że jeśli Nero zechce się zbliżyć, to zrobi to sama. Byli już dostatecznie długo razem, by Giotto wiedział, kiedy Elisa odrzuca go, bo faktycznie odczuwa potrzebę wyalienowania się, a kiedy odrzuca go tylko po to, by skupić na sobie jego uwagę i wymusić większe zaangażowanie.
Otworzył oczy dopiero wtedy, gdy córka Nyks odezwała się do niego i przeprosiła go za swoje zachowanie. On tych przeprosin się nie domagał, bo jego zdaniem miała prawo do wybuchu w takiej sytuacji i jako tako próbował to zrozumieć. Nawet nie powiedział, że jej wybacza, bo nie musiał tego robić. Wystarczyła zmiana pozycji i jasna sugestia, że jej miejsce jest teraz na jego kolanach, z czego Włoszka szybko skorzystała i nie dość, że usiadła na nim, to jeszcze wtuliła się bardzo mocno, potwierdzając tym samym to, że wybuch złości był nieuzasadniony i że nie jest na niego zła za drążenie.
Syn Fobosa objął mocno żonę i przesunął ją na kolanach, by miała nie tylko wygodniej, ale by też mogła się jeszcze bardziej do niego przytulić. Gdyby tylko nie nogi po zewnętrznej stronie jego ciała mogłaby zwinąć się w kulkę i trwać w tej pozycji przez dziesiątki sekund, otoczona troską, opieką i miłością męża, który niemal zasłaniał ją przed całym światem, a w dodatku głaskał ją po głowie i czasem drapał po karku, tak jak ukochana to uwielbiała.
Dalej jednak nie odzywał się z prostej przyczyny - nie chciał przerywać dzieciom snu, a poza tym uważał też, że jego gesty mówią znacznie więcej niż słowa. Najważniejsze było dla niego teraz to, żeby Elisa zapomniała o krzywdzie, którą wyrządził jej ojciec i wróciła do swojego dobrego humoru, który miała od nieprzerwanie od wielu miesięcy. W zasadzie, to odkąd urodziły się ich bobasy.
Nero wplótł dłoń we włosy młodej mamy i zaczął pobudzać cebulki jej włosów z pomocą swoich palców, co też było jedną z ulubionych pieszczot Lisy. Przynajmniej na to wskazywały jej wielokrotne, ciche pomruki przez ostatnie lata, gdy pieścił ją w ten sposób.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 05 Wrz 2022, 20:57

Trochę była na niego zła za to drążenie tematu, ale też zrozumiała, że mówili o Giotto. O kimś, komu brakuje ogłady, taktu i wiele innych rzeczy. Innym może tak łatwo by nie odpuściła, ale gdy zrozumiała, że Gio to Gio zrozumiała też jednocześnie, że on nie robił tego dlatego, że był zwyczajnie wścibski. Musiał wiedzieć z tylko jemu znanych powodów.
Elisa przymknęła oczy i skupiła się na swoim oddechu, biciu serca męża i jego zapachu. Zaraz po tym doszła przyjemność z dotyku, którym ją otaczał. Im dłużej w tej pozycji tkwili, tym bardziej Włoszka się rozluźniała. Faktycznie więc po pewnym czasie wyrwało jej się kilka pomruków dzięki jego pieszczotom. Nie wiedziała ile tak trwali w tej pozycji, miała wrażenie, że całą wieczność i dopiero nieco otrzeźwiała, gdy zrozumiała, że odpływa. Zerknęła jeszcze na zegar, który wisiał naprzeciwko nich. Westchnęła cicho.
- Chyba będę kłaść się spać - szepnęła brunetka powoli i niechętnie podnosząc się z kolan męża. Nie była pewna czy on zresztą idzie razem z nią do sypialni czy może woli zostać przy dzieciach, dopóki nie wyjdzie. Ona sama zgarnęła jeszcze elektroniczną nianię z salonu do sypialni i postawiła ją sobie koło łóżka jak zresztą zawsze. Zrzuciła z siebie bluzę i biustonosz, a potem wpełzła pod kołdrę, gdzie niemal w tej samej sekundzie usnęła, co się ułożyła.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 06 Wrz 2022, 14:47

Wcale nie zaskakiwało go to, że żona była na niego zła, ale on po prostu był sobą i dla własnej wiedzy chciał znać szczegóły. W żaden sposób nie sprawiało mu przyjemności słuchanie o tych wszystkich potwornościach, których dopuścił się Gatti, ale Nero miał dość mocne nerwy i potrafił oddzielić wiele rzeczy od siebie. Ponadto, to w dalszym ciągu był ojciec Elisy. Decyzji o egzekucji kogoś tak ważnego z perspektywy więzów krwi nie podejmuje się w kilka minut... chyba, że ten ktoś dopuścił się wręcz makabrycznej zbrodni, a czymś takim niewątpliwie było wykorzystywanie seksualne nieletniej. On nie miał żadnych skrupułów i choć córka Nyks była świadoma tego, do czego jej mąż jest zdolny, tak lepiej było, by miał absolutną pewność, że Gatti zasługuje na ten los.
Nie przeszkadzało mu to, że Elisa zaczęła przysypiać, dlatego też kontynuował głaskanie jej w ciszy i spoglądanie co jakiś czas to na nią, to na dzieci, które smacznie sobie spały. Spojrzał tylko spokojnie na żonę, kiedy ta po kilkunastu minutach odpoczynku odezwała się znowu do niego i poinformowała tym samym, że zamierza iść do sypialni. Ręką asekurował ją w okolicy pośladka, gdy żona się podnosiła i kiedy stanęła na równe nogi, spojrzał na nią jeszcze z pytaniem w oczach, czy jest tego pewna. Jej wzrok mówił wszystko, więc nie potrzebował słownego potwierdzenia.
Sam syn Fobosa postanowił jeszcze kilka chwil posiedzieć przy bliźniętach, bo naszła go pewna refleksja. Jak można było być takim potworem, by krzywdzić swoje własne dzieci? W myślach zapewnił swoje pociechy, że on nigdy ich nie skrzywdzi i będzie bronić ich od wszystkiego, co złe. On w przeciwieństwie do ojca Elisy będzie świetnym tatą i po latach dzieci na pewno to docenią. Podniósł się dopiero po kilku chwilach i pożegnał się najpierw z córką, a następnie z synkiem, po czym zawędrował do sypialni, w której Włoszka już spała. Usiadł na łóżku i spojrzał na nią obracając się delikatnie. Zaczął gładzić Elisę po ramieniu, a następnie po biodrze, bo ukochana jak zwykle zasnęła w pozycji na boku, co było dla niej czymś naturalnym.
Westchnął cicho i nachylił się, by pocałować żonę w policzek. Następnie ucałował ją kilkukrotnie w plecy i delikatnie dłonią ujął jej pierś, by ścisnąć ją z odpowiednią siłą. Nieważne czy spała czy nie, to był ich rytuał i musiał się dokonać, bo bez tego coś by było nie tak.
- Kocham cię - wyszeptał cicho do ucha swojej żonie, po czym wyszedł z sypialni, spakował się i wyruszył prosto do Palermo. Gdy już tam trafił, szybko odszukał Gattiego, który nigdzie się specjalnie nie ukrywał i od tego momentu działy się już straszne rzeczy. Giotto wrócił do domu dopiero nad ranem i widząc śpiącą Elisę, jak gdyby nigdy nic dołączył do niej w sypialni, po czym sam odpłynął dość szybko, jakby wcale jakąś godzinę temu nie skończył torturować człowieka, któremu potem odebrał życie.

zt oboje
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 19 Wrz 2022, 15:34

Dzisiaj to Nero wyjątkowo nie był po południu w domu, dlatego też wykorzystał czas "wolny" na intensywny trening, który trwał kilka godzin. Elisa pozwoliła mu na wyszalenie się, bo od dawna wspominał jej, że brakowało mu porządnego wysiłku i frustrował się też poniekąd z tego powodu. Żona była wyrozumiała i skoro dziś mogła zająć się bliźniętami przez całe popołudnie, to Giotto zamierzał wykorzystać każdą sekundę na podniesienie swoich umiejętności. Wybrał się więc do specjalnej sali treningowej, w której mógł szlifować swoje nowe moce, które wymagały doszliowania, każda bowiem polegała na czym innym i wyciąganie z nich maksa było czymś, do czego Nero musiał dojść sam. Poświęcił więc blisko kilka godzin na trenowanie każdej mocy po kolei i tym samym z mieszkania wybył już przed świtem zostawiając rodzinkę śpiącą w najlepsze. Wrócił dopiero chwilę przed jedenastą i wygladał dość dobrze, jak na kilka godzin morderczego treningu. Czuł jednak oznaki zmęczenia i gdyby nie to, pewnie inaczej zareagowałby na widok, który zastał wewnątrz.
Po naciśnięciu na klamkę wszedł do mieszkania i zobaczył Elisę, która w tym czasie trzymała Lunę na rękach i wyglądała na roztrzęsioną. Luca z kolei spoczywał na rękach jakiejś nastolatki, która siedziała wraz z jakimś innym gówniakiem tuż obok. Na oko oboje mieli 15 lat i byli na tyle podobni do siebie, że Nero natychmiast założył, iż jest to rodzeństwo. Ich reakcja jednak mocno go zmieszała, bo dziwnie patrzyli na niego wszyscy, łącznie z żoną, która przez pierwsze kilka chwil nic się nie odzywała.
- Kto to? - spytał z charakterystycznym chłodem w głosie. Całe szczęście, że był zmęczony, bo zapewne gdyby chciało mu się bardziej wysilić, najpewniej zwyzywałby przybyszy, którzy zakłócali spokój jego rodzinie.
W momencie gdy Elisa chciała już się odezwać, podniosła się nastolatka, która przekazała Lucę swojemu najpewniej bratu i podeszła do syna Fobosa. Z racji dużej różnicy wzrosu, mężczyzna patrzył na nią z góry i dopiero kiedy jej się przyjrzał, dojrzał podobieństwo do swojej żony. Tylko te spojrzenie... bardziej przypominało jego samego niż oczy Elisy. Biorąc pod uwagę obozowe nowości sprzed kilku dni, gdy to herosi dowiedzieli się, że do obozu przybywają różne postacie z przyszłości i przeszłości, Giotto znał już odpowiedź na swoje pytanie, zanim jeszcze ktokolwiek się odezwał. Czuł to w kościach, ale dopiero słowa nastolatki upewniły go w słuszności.
- Jestem Luna, a to Luca - wskazała dłonią na swojego brata, który trzymał na rękach samego siebie (jakkolwiek by to nie brzmiało). - Jestem twoją córką... tą samą, którą mama trzyma teraz w rękach - odezwała się łamanym językiem włoskim, słychać było, że nie jest native speakerem. Dziewczyna nieśmiało przybliżyła się do Giotto i... objęła go, na co Nero nie zareagował. Dopiero kiedy poczuł jej zapach, postanowił ją dotknąć. Padło na policzek, który pogładził opuszkiem palca i wtedy był już pewien w stu procentach: to była jego córka. Znał fakturę jej skóry na wylot, bo przecież codziennie głaskał ją po całym ciele, w tym właśnie po policzkach, co swoją drogą Luna ubóstwiała.
Luca zachowywał się nieco inaczej, patrzył z dystansem na Giotto i co jakiś czas głaskał wersję samego siebie z tych czasów po malutkiej rączce.
- Co tu się dzieje? - spytał spokojnie, jednocześnie nie puszczając Luny, która wtulała się w niego przez dobre kilkanaście sekund i chyba tylko fakt rozklejenia się od przedłużania tego stanu pozwolił się jej odsunąć. Musiała trzymać fason, wszakże nosiła nazwisko Nero. Syn Fobosa przyjrzał się córce i dostrzegł jeszcze więcej podobieństw do Elisy. Urodę na pewno odziedziczyła po matce, pytanie tylko jaka była w środku?
Zaraz jego spojrzenie przeniosło się na obu synów. Zlustrował wzrokiem Lucę, który wydawał się być nawet odrobinę wrogi względem niego, ale może to było jego subiektywne odczucie? Może po prostu odziedziczył po nim charakter i takim wrogim chłodem okazuje swoją neutralność? Liczył na wyjaśnienia, bo wygladało na to, że oboje siedzą tu już od jakiegoś czasu, na to przynajmniej wskazywała reakcja Elisy, która w dalszym ciągu nie odezwała się słowem.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Czw 22 Wrz 2022, 08:38

#19

Elisa już od kilku dni planowała zajęcia w pracy tak, by jednego dnia zrobić sobie cały dzień wolny, a wszystko po to, by Giotto mógł wreszcie poświęcić czas samemu sobie i wykonać wielogodzinny trening, o którym wspominał jej od jakiegoś czasu (żeby nie powiedzieć jęczał). Włoszka za to wstała później od męża, ale nadal w godzinach bardzo porannych. Szybki prysznic, śniadanie, kawa i jak z zegarkiem w ręku jej dzieci zaczynały się budzić. Po porannej toalecie zawędrowała z dziećmi do kuchni i po umieszczeniu ich w swoich siedzonkach, zaczęła przygotowywać im pyszne śniadanie, na które (na całe szczęście) nie składało się tylko mleko z jej piersi. Oczywiście jak to ona dyskutowała z nimi po włosku, tłumaczyła gdzie jest tata i pytała jak im się spało. A bliźniacy? Cóż, odpowiadali jej po swojemu.
Obserwowała jak dzieci próbują samodzielnie jeść, kiedy usłyszała, że ktoś naciska klamkę. Nie zareagowała w ogóle święcie przekonana, że to jej mąż. Dopiero odgłos biegu sprawił, że zwróciła się do drzwi, jednak w tym momencie była już w ramionach jakiegoś nastolatka. Nie zareagowała na to w żaden sposób, stała osłupiona i patrzyła się prosto na nastolatkę, która stała dwa kroki za chłopcem. Spojrzała jeszcze raz na nastolatka i już wiedziała kim są, znała ten zapach, rozpoznawała te oczy. Pewnie w innej sytuacji pomyślałaby, że zwariowała, ale w dobie ostatnich wydarzeń nawet nie zwątpiła w swoje założenia.
- Dzieci... - szepnęła tylko, co sprawiło, że i Luna (ta starsza rzecz jasna) podeszła, by się przytulić. Elisa objęła mocno swoje dzieci kątem oka obserwując zachowanie... swoich dzieci. Te młodsze jednak były zbyt zajęte próbą jedzenia, by przejąć się czymkolwiek. Póki co.
- Mamo, tak bardzo tęskniliśmy - rzucił Luca, a Włoszka nie rozumiała. Dlaczego tęsknili? Wiedziała, że nie konkretnie za nią, ale dlaczego oni musieli tęsknić za matką? W końcu Luca odsunął się odrobinę, by wytrzeć łzy wierzchem dłoni. Zaraz w jego ślady poszła Luna, choć ona nie płakała. Wtem odezwały się dzieci z tej rzeczywistości, a uwaga Nero automatycznie skupiła się na nich. Nie wiedziała jak ma się zachować, to było sporo do przetworzenia.
- Poczekajcie, muszę ogarnąć... was? - jakkolwiek głupio to nie brzmiało, ale taka była prawda. Brunetka podeszła do swoich dzieci i zaczęła je uspokajać. Na pierwszy ogień poszedł Luca, którego po ogarnięciu przekazała starszej Lunie. Nastolatki widać było, że przeglądały się dzieciom.
- Ile one mają? - spytała Luna, a dźwięk jej głosu spowodował, że serce zabiło jej szybciej. Tak po prostu.
- Rok i dwa miesiące. W zasadzie to dzisiaj kończą. A co? - Luna i Luca tylko spojrzeli na siebie, ale nie odpowiedzieli na pytanie, co nieco zaniepokoiło Włoszkę. Po ogarnięciu młodszej córki, wzięła ją na ręce i zaczęła chodzić po salonie, a pozostałym dzieciom wskazała kanapę.
- No opowiadajcie, chce wiedzieć wszystko - rzuciła szybko po włosku i widząc ich niezrozumienie, aż ściągnęła brwi. - Nie znacie włoskiego? - przecież codziennie rozmawiali w tym języku z dziećmi. Jak to możliwe?
- Znamy, trochę - odpowiedział nastolatek po włosku. - To długa historia, może lepiej usiądź mamo - dodał już płynnie po angielsku. Kącik ust mu drgnął jakby na samą możliwość, że mógł się w ten sposób zwrócić. Elisa odetchnęła głęboko i już miała siadać, gdy do mieszkania wszedł mąż. Spojrzała na niego roztrzęsiona, bo nie miała pojęcia jak on zareaguje. Nie zdążyła ani siebie, ani jego przygotować na to, co zastanie w domu. Milczała więc i kiedy zdecydowała się odezwać, Luna przejęła zadanie. Brunetka więc obserwowała bacznie całą scenę bujając nieco młodszą Lunę w ramionach, jednak bardziej od córki, to ona tego potrzebowała.
- Sama nie jestem pewna. Może umyj się kochanie, Luna i Luca mieli właśnie opowiedzieć swoją historię - powiedziała o dziwo po angielsku, jak widać dostosowując się z miejsca językowo do nastolatków. Sama usiadła na kanapie układając córkę na swojej piersi, a potem obserwowała jak po pewnym zawahaniu Gio faktycznie idzie pod prysznic. Ten z pewnością długo nie zajmie. I tak też było, więc gdy tylko pojawił się w polu widzenia, wskazała mu małego Lucę, co miało rzecz jasna oznaczać, by go przejął. Coś czuła w kościach, że przyda im się uspokajacz w ramionach.
- Opowiadajcie. Od początku - powiedziała Włoszka, gdy już wszyscy siedzieli, a ona miała swojego męża obok. Dzieci spojrzały po sobie, po czym Luca się odezwał jako pierwszy.
- W naszej rzeczywistości też byliśmy taką szczęśliwą rodziną, niestety nie za długo...
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Czw 22 Wrz 2022, 14:07

Zdziwienie Nero było spore, ale gdzieś tam głęboko dopuszczał do siebie możliwość przybycia ich wersji z przyszłości lub przeszłości, jak również możliwość przybycia dzieci. To było dość ciekawe doświadczenie, bo kto mógł się pochwalić tym, że jednocześnie jego dziecko ma rok i 16 lat? Zanim jednak czegokolwiek się dowiedział, ruszył pod prysznic zgodnie z życzeniem ukochanej i kiedy tylko się ogarnął, wrócił do salonu, w którym zastał taką samą liczbę osób. Spojrzał najpierw na swoją żonę, następnie na swoje małe i w końcu na swoje niemal dorosłe dzieci. Od razu przechwycił też Lucę na ręce, który domagał się nieco więcej uwagi, niż w tym momencie oboje mogli mu zapewnić, dlatego też po jakimś czasie zaczął się niespokojnie wiercić.
Usiadł obok Elisy i oparł się wygodnie o oparcie sofy, dając tym samym znak, że jest gotów na wysłuchanie historii nastoletnich bliźniąt. Opowieść zaczął Luca, na co Giotto reagował neutralnie, choć nie zdradzało to zupełnie jego odczuć, bo prawdę powiedziawszy nieco się tym wszystkim stresował. Nie chciał jednak dać po sobie poznać, że robi to na nim wrażenie, dlatego co jakiś czas, gdy tylko mogło pojawić się jakieś podejrzenie, zabawiał małego Lucę, którego trzymał teraz na kolanach.
- ... gdy byliśmy niewiele starsi od nich - spojrzeniem omiótł dwójkę bobasów. - ... straciliśmy cię, mamo. Umarłaś na nieuleczalną chorobę... - słychać było smutek w głosie młodego herosa i też spory ciężar tych słów, bo każde kolejne coraz trudniej było mu wypowiadać. Szybko zatem wtrąciła się Luna, która kontynuowała opowieść.
- Zaraz po tym nasza rodzina się rozpadła, bo ty tato nie potrafiłeś poradzić sobie ze stratą. Bardzo przeżyłeś śmierć mamy... do tego stopnia, że porzuciłeś nas i zniknąłeś na wiele lat... - powiedziała z żalem i smutkiem w głosie Luna. Syn Fobosa zareagował na to neutralnym wyrazem twarzy, ale wewnątrz się gotował. Był zły na siebie z przyszłości, bo jego zdaniem żadna tragedia nie stanęłaby między nim a dziećmi, one były przecież dla niego najważniejsze na świecie. Przynajmniej tak sobie tłumaczył.
- Zaopiekowała się nami Viviana. Wychowała nas, wytrenowała i do dziś traktujemy ją jak drugą matkę, bo ona nas nie zostawiła - wtrącił się Luca, a końcówkę wypowiadał już z wyrzutem w oczach, które kierował prosto do swojego ojca.
- Ale po latach wróciłeś i nawiązałeś z nami kontakt, dlatego to też nie jest tak, że jesteś nam obcy, tato - dodała po chwili Luna jakby wyczuwając napięcie między bratem a wersją swojego ojca z tych czasów. - Nigdy jednak nie byliśmy tak blisko, jak dzieci powinny być z ojcem... - dorzuciła, a Giotto spojrzał tylko na małego Lucę, który był znacznie spokojniejszy niż chwilę temu i docisnął go bardziej do siebie, na co synek zareagował wtuleniem się, jakby dokładnie wiedział, że ojciec właśnie tego najbardziej potrzebuje.
Opowieść kontynuowała Luna.
- Zawsze chcieliśmy cię poznać, mamo - odezwała się po chwili. - Nigdy nie sądziłam, że to będzie możliwe... - dodała wzruszona, ledwo powstrzymując się od płaczu. Wraz z bratem podnieśli się z siedzeń i oboje podeszli niemal w tym samym czasie do Elisy, do której przytulili się, uważając jednocześnie na małą Lunę, która cały czas leżała na piersi Włoszki. Córka z przyszłości była silniejsza od brata, dlatego też nie rozkleiła się, gdy tylko poczuła zapach i gładkość skóry swojej matki, którą ciało zapamiętało mimo tylu lat. - Tęskniliśmy za tobą... bardzo... - rzekł w imieniu obojga Luca, po czym jeszcze mocniej przytulił się do matki.
Giotto obserwował tą sytuację z boku i choć też chciał dołączyć do uścisku, powstrzymał się od tego, bo był niestety na przegranej pozycji przez swojego odpowiednika z przyszłości. Wyczuł od razu niechęć syna do siebie, jednak córka wydawała się być bardziej pobłażliwa dla niego, dlatego też cieszył się, że nie jest aż tak źle, jak mogłoby być. Bliźnięta jeszcze chwilę przytulały się do swojej matki i zaraz wyprostowały się, po czym po kolei wrócili na swoje miejsca.
- Niestety Viviana nie nauczyła nas włoskiego - zaśmiał się cicho Luca, ocierając ostatnie łzy wzruszenia. - Wszystko co umiemy w tym języku, nauczyliśmy się sami. Dla ciebie, mamo - rzucił ze szczerym uśmiechem, jednocześnie znów starając się wbić szpilę ojcu poprzez podkreślenie tego, że zrobili to dla matki, nie dla niego.
Luna w tym czasie patrzyła na syna Fobosa i uśmiechnęła się do niego kącikiem ust. Była zła na ojca za to, że zostawił ich, ale też cieszyła się, że w tej rzeczywistości czuje się on dużo lepiej i nie potrafiła długo się na niego gniewać widząc jakimi uczuciami obdarza Giotto swoje dzieci, w tym ją, bo przecież okazał jej czułość tuż po wejściu do domu.
- Daj mi ją - powiedział do żony i przechwycił małą Lunę do siebie. - Zrób dzieciom obiad - rzucił chłodno jak to on i tak jak inni mogli potraktować to jak ton rozkazujący, tak Elisa doskonale wiedziała, że tak nie było. To była prośba w stylu Giotto, a jednocześnie wyraz jego ogromnej troski, wszakże pomyślał o swoich nastoletnich dzieciach, co przy jego charakterze jest już czymś naprawdę wielkim.
- Skoro wychowała was Viviana, to zakładam, że potraficie walczyć - taktowny jak zawsze.
- Możemy się sprawdzić, tato. Wtedy się dowiesz - odparła Luna, która zaraz uśmiechnęła się pewnie, dokładnie tak jak syn Fobosa sekundę po tym, jak usłyszał odpowiedź córki z przyszłości. Podobała mu się ta ambicja. - Zawsze chciałam zmierzyć się z tobą w twoim prime - uśmiechnęła się szerzej na samą myśl.
- Spytaj matkę o zgodę - odpowiedział tylko spokojnie syn Fobosa, bo on nie widział w tym nic złego, by posparować z córką.
W tym samym czasie Luca udał się do kuchni za Elisą.
- Mamo, pomogę ci z obiadem - uśmiechnął się przyjaźnie i od razu chwycił nóż, którym miał zamiar pokroić warzywa. - Zrobisz swoje popisowe danie? - spytał nagle, przypominając sobie słowa Viviany, która wielokrotnie mówiła, że Elisa była piękna, mądra i utalentowana niemal w każdej dziedzinie, w tym właśnie w kuchni i poniekąd również tym trafiła do serca kogoś takiego jak Giotto.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 04 Paź 2022, 22:42

Elisa dość szybko została zaszokowana, co malowało się zresztą na jej twarzy. Zmarła? Na chorobę? Ale jak to? Czy powinna się przebadać? Czy dzieci wiedzą jaka to była choroba? Możliwe, że nie, skoro byli malutcy. Biedactwa... Na razie jednak nie zamierzała przerywać ich opowieści o szczegóły najwyżej spyta potem. O ile będą w stanie jej coś podać.
Rzuciła krótkie spojrzenie mężowi, gdy usłyszała, że ten załamał się na tyle, by porzucić rodzinę, swoje własne dzieci. To ją też zdziwiło, ale to akurat zdołała po sobie ukryć, nie chciała bowiem wpędzać swojego męża w poczucie winy. W końcu to nie on... Tak jakby, chyba. Jeszcze nie wiadomo na ile te historie muszą się pokrywać, ale z tego co już wiedzą z Corvusem niekoniecznie tak musiało być, co wiedzą chociażby po jego przyjacielu czy byłym Jade.
Uśmiechnęła się zaraz słysząc o tym, że Viviana podołała i ich wychowała najlepiej jak potrafiła. Widziała ten wyrzut Luci, nie była przecież ślepa. Była jego matką... tak jakby, widziała w nim swoje własne spojrzenie, gdy jest zraniona.
Odetchnęła trochę słysząc, że Gio ostatecznie zawitał w ich życiu, choć niestety nie tak, jak powinien. Zerknęła na niego i małego Lucę, a potem na Lunę w swoich ramionach, która zdawała się z zainteresowaniem przyglądać swojej starszej wersji. Zwłaszcza, gdy ta kontynuowała opowieść.
Uśmiechnęła się przez łzy, gdy córka przyznała, że chcieli ją poznać, dlatego nie oponowała, gdy się do niej przytulili, zważała jednak na najmłodszą istotę w tym uścisku. Kilka łez spłynęło po policzkach Włoszki, bo nawet jeżeli miała świadomość, że to była inna linia czasowa, to wciąż jej dzieci cierpiały, a żadna zdrowa matka w życiu by tego nie chciała. Bolało ją to, że dzieci musiały wychowywać się bez rodziców i przez to też wiele wycierpiały.
- No tak, Viviana pomimo namów nie chciała nauczyć się włoskiego - zaśmiała się próbując rozładować atmosferę w jakikolwiek sposób, otarła jeszcze twarz wierzchem dłoni czując jak zimne są jej policzki. Zaraz spojrzała zaskoczona na męża, ale przekazała mu Lunę, by zaraz lekko się uśmiechnąć. Skinęła tylko głową i od razu ruszyła do kuchni, by coś ugotować. Dzieci może tego nie wiedziały, ale ona widziała ile one już w tym momencie dla niego znaczyły i jak bardzo dotknęła go ta historia.
Wywróciła tylko oczami słysząc tekst Włocha patrząc w lodówkę co mają, a więc i co mogłaby przygotować. Uśmiechnęła się zaraz kącikiem ust słysząc odpowiedź córki. A więc zgodnie z jej przeczuciem córka poszła w jego ślady, o ile można się tak wyrazić o genach.
- Nie zrób jej krzywdy proszę - skomentowała tylko, bo o ile bała się o Lunę, tak w głębi czuła, że nie ma prawa decydować o tym. Tym bardziej, że widziała jej chęć do walki. było to jednak niesamowite jak płynnie przeszli do sytuacji mamy czwórkę dzieci.
- Dziękuję kochanie - uśmiechnęła się do syna wyciągając podstawowe składniki. Zaraz uśmiechnęła się na jego słowa. - Taki mam plan, a co? Viviana próbowała je odwzorować? - spytała rozbawiona będąc niezmiernie wdzięczna kobiecie, że tak dobrze wychowała dzieci.
Zerknęła na Gio i Lunę, którzy wychodzili tuż po tym jak umieścili młodsze dzieci w bujaczkach.
- Ej! telefon przy sobie, niedługo obiad - krzyknęła jeszcze za nimi i podsunęła synowi nóż oraz pomidory do pokrojenia. Ona sama zajęła się krewetkami, bo akurat to mięso miała w lodówce.
- Powiedz mi kochanie, wiesz na co zmarłam? Znaczy wasza matka? - to jednak było dziwne.
- Niestety nie mamo, przykro mi - uśmiechnął się smutno, bo rozumiał niepokój kobiety. On sam by się zmartwił i w sumie martwił o nią. Czy ją też czeka taki los? Oby nie.
- Niemniej przekazałaś mi miłość do medycyny we krwi. Uspokaja mnie to, choć jestem dopiero na początku swojej drogi - chciał zmienić temat na weselszy, co się zresztą udało, bo ona uśmiechnęła się szeroko.
- Bardzo mnie to cieszy, naprawdę. Jak sobie radzicie Luca? Tak naprawdę? - spytała matczynym tonem w międzyczasie wciąż przygotowując posiłek. Starała się nie pokazywać, że się martwi, bo nie o to też chodziło.
- Wiadomo, że lepiej byłoby mieć was... albo chociaż jego, ale ciocia Viviana się spisała. Nie jest źle mamo, wyszliśmy zdaje się na ludzi. Viviana lubiła podkreślać, że na szczęście wiele cech odziedziczyliśmy po tobie - zaśmiał się cicho, a Elisa uśmiechnęła się.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Czw 06 Paź 2022, 13:03

Nero starał się być cały czas niewzruszony, ale słowa syna naprawdę go dotknęły, stąd też właśnie te pojedyncze reakcje jak mocniejsze przytulenie małego Luci. Elisa zapewne dostrzegła to, ale całe szczęście w żaden sposób nie skomentowała sprawy, dlatego też dla osób, które go nie znają, wydawał się być cały czas obojętny na to wszystko. Starsze wersje dzieci zapewne tego nie dostrzegły, więc dodatkowo mógł tym podirytować syna, któremu chyba zależało na tym, ażeby wbijać mu raz po raz jakiejś szpile, jakby miało to wyrównać rachunki w jakiś sposób. Giotto czuł się jednak odpowiedzialny za swoją wersję z ich świata, więc z pokorą przyjął krytykę z ust własnego dziecka i skupił się na tym, by nie dać po sobie poznać, że go te słowa dotknęły.
Kącik ust drgnął mu w zadowoleniu, gdy Elisa wydała zgodę na to, żeby potrenował wspólnie z Luną. Nie nastawiał się na to przez najbliższe kilka lat, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, w mig poczuł tą zajawkę i był wręcz zachwycony tym pomysłem. Standardowo jednak nie dał po sobie tego poznać, by ktoś nie zaczął wyciągać jakichś daleko idących wniosków. Nie żeby nie ufał dzieciom z przyszłości, ale póki sytuacja się nie uspokoi, musiał być ostrożny i mieć oko nie tylko na swoją dotychczasową rodzinę, ale również na wersje swoich dzieci z przyszłości.
Luna prychnęła na słowa matki, jednak zaraz skarciła się w myślach za tą reakcję, bo wiedziała doskonale, że wynikała ona z troski, a nie z braku wiary w nią przez Elisę, jak początkowo pomyślała.
- Powinnaś się raczej martwić o tatę - rzuciła w iście giottowym stylu i gdyby nie subtelny uśmiech na koniec, można byłoby to nazwać kalką 1 do 1 zachowania ojca.
Na reakcję syna Fobosa nie trzeba było długo czekać, gdyż zaintrygowała go postawa Luny. Jeśli jest choć w połowie tak uzdolniona jak on, to ich starcie będzie bardzo ekscytujące, nawet jeśli będą się hamować, bo to akurat było oczywiste: Giotto nie zamierzał używać całych sił na ten trening, bo wtedy nieważne jak potężna byłaby wersja córki z przyszłości, on pewnie i tak jest kilka poziomów nad nią. Poza tym, jeden morderczy trening już dziś odbył, więc nie był w pełni sił do takich starć, choć w jego przypadku to nie był akurat problem, bo on rzadko kiedy używał 100% swoich możliwości.
Heros umieścił bliźnięta w bujaczkach i spojrzał na żonę, która krzyknęła na koniec, by mieli telefon przy sobie. Nie zamierzał z nią nawet dyskutować, bo akurat charyzmy Elisie nie można było odmówić i jeśli ona czegoś wymagała, to nie było zbyt dużego pola do dyskusji. Następnie Giotto wraz ze starszą wersją córki udał się na salę treningową i tam rozpoczęli sparing, który trwał niecałą godzinę.
W tym samym czasie starszy Luca pomagał matce przygotowywać posiłek i trzeba było przyznać, że wyrażał ogromne chęci do tego. O co tylko córka Hekate go poprosiła, ten od razu wykonywał i w dodatku był w tym bardzo wprawiony. Widać było, że posługiwał się skalpelem doskonale i to przełożyło się również na noże kuchenne. Pewnie to on był od gotowania w tym rodzeństwie, o ile w ogóle przygotowywali w ten sposób posiłki.
- On zawsze był taki? - odezwał się nagle Luca, spoglądając kątem oka na wersję samego siebie w bujaczku. - Mam na myśli Giotto - celowo nie użył słowa "ojciec". Widać było jego niechęć i żal, a jednocześnie pewne zrezygnowanie z powodu tego, że czegokolwiek by nie zrobił, to czasu nie cofną i nie naprawi relacji z synem Fobosa.
- Jak to się stało, że z nim jesteś? Nie było lepszych kandydatów? - co gorsza, pytał teraz poważnie, bo niezbyt cenił własnego ojca. Z drugiej strony jednak zależało mu na tym, by poznać tę wersję Giotto, bo tutaj przecież mógł być nieco innym człowiekiem. Z początku jednak wydawało mu się, że był niemal identyczny jak jego wersja z czasów, z których starsze bliźnięta przybyły.
- Ciocia Viviana opowiadała nam dużo o tobie... według niej byłaś chodzącym ideałem, dlaczego wybrałaś właśnie jego? - ponowił pytanie, po czym przeszedł do podawania przypraw matce, gdy ta poprosiła go o owe składniki, z krojeniem bowiem poradził sobie wręcz śpiewająco.
Czas mijał, a Giotto z Luną nie wracali, choć obiad już był niemal gotowy. To oznaczało telefon, który o dziwo został odebrany przez syna Fobosa. Ten rzucił tylko lakoniczne "wracamy" i rozłączył się, co akurat dla Elisy nie powinno być niczym dziwnym. Niedługo później heros wszedł do mieszkania z nieprzytomną córką na ramieniu, która nie dość, że miała poharatane ubranie, to jeszcze wyglądała, jakby wróciła prosto z jakiejś wojny. Na szczęście jednak nie było widać żadnych ran na jej ciele, a sam Giotto dostrzegając gniewny wzrok Elisy oraz starszego Luci, od razu wyjaśnił, co zaszło.
- Nic jej nie jest - zapewnił. - Obudzi się za kilka minut - dodał i ułożył córkę na sofie, a następnie odgarnął kosmyk jej włosów za ucho, odsłaniając jej twarz. Kącik ust znów drgnął mu w uśmiechu, po czym podniósł się i podszedł do maluszków, które domagały się najwidoczniej jego uwagi. Zwłaszcza córka, która od razu wysunęła łapki, jak tylko Nero się pochylił. Mały Luca nie wyrażał żadnych chęci interakcji z ojcem, był zajęty rozglądaniem się na wszystkie strony i zachwycaniem się raz po raz kolejnymi przedmiotami domowymi, dlatego też syn Fobosa ostatecznie wziął na ręce jedynie córkę. Ta od razu zaczęła dotykać jego zarostu, co było niemal stałym elementem ich wspólnych pieszczot, a sam Giotto cmoknął Lunę w policzek i uśmiechnął się lekko do niej.
- Będziesz bardzo silna - rzucił, choć miał świadomość, że mała córka jeszcze nie rozumie, co ojciec do niej mówi. - Moja krew - uśmiech Giotto na moment się poszerzył, by zaraz znów wrócić do neutralnej mimiki. Dało się jednak odczuć, że ojciec był zachwycony umiejętnościami swojej córki z przyszłości. Starszy Luca spoglądał na tą sytuację z irytacją, ale nie dał jej upustu. Zamiast tego odwrócił się w kierunku płyty i doglądał końcówki procesu smażenia, bo danie za chwile miało być już gotowe.
Chwilę później, zgodnie z zapowiedziami Giotto, starsza Luna odzyskała przytomność i gwałtownie podniosła się do siadu, jednak miała tak obolałe żebra, że od razu poczuła, iż zrobiła to zbyt szybko. Prychnęła tylko na to i wzrokiem odnalazła matkę, której twarz wyrażała pewnie dziesiątki emocji teraz.
- Nic mi nie jest - rzuciła niemal w ten sam sposób co ojciec kilka minut temu. - Mamo, ta walka była świetna! Żałuj, że jej nie widziałaś! - dodała już znacznie bardziej energicznie i na sam koniec uśmiechnęła się szeroko w kierunku ojca, który zerkał na nią co jakiś czas w trakcie zabaw z małą Luną. - Prawie cię miałam - zachichotała lekko, ale zaraz pożałowała tego i znów złapała się za brzuch.
- Prawie mnie miałaś - potwierdził tylko chłodno, ale na sam koniec usta znów mu drgnęły i tym samym uśmiechnął się lekko. Jeśli Elisa patrzyła teraz na niego, to musiała widzieć, jak pękał z dumy.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 17 Paź 2022, 20:33

Nieco to prychnięcie w pierwszej chwili ją zabolało, ale szybko uświadomiła sobie, że Luna jest po prostu jak ojciec. Dlatego więc gdy skomentowała to tak, jak na córkę Gio przystało, postanowiła pokazać jej, że słowa wynikały z troski, a nie braku wiary.
- O niego też się będę martwić - dodała więc z uśmiechem dostrzegając chwilę wcześniej to samo na twarzy córki. Zerknęła na dzieciaczki w bujaczkach, a potem już za zamykającymi się drzwiami. Od tej chwili miała chwilę sam na sam ze starszą wersją Luci, który wydawał się wdać bardziej w nią. Zresztą naturalnie połączyli się w takie duety, z czegoś to wynikało i nie tylko niechęci do ojca przez młodzieńca.
- Taki, to znaczy jaki kochanie? - spytała troskliwie Elisa nie przerywając przygotowania posiłku. Rozumiała jego żal, sama czuła podobny, tylko nie do swojego męża, a jego innej wersji. Zawiódł ich dzieci, a Luca jako nastolatek nie potrafił jeszcze tego rozdzielić. Zwłaszcza jako dojrzewający nastolatek.
- Ekhm... Skur...czybyk - nie przeszło mu przez usta przekleństwo przy matce, ale zdaje się, że oboje doskonale wiedzieli, jakie słowo cisnęło się jemu na usta.
- To nie tak. Wiele jego cech wynika z bycia dzieckiem Fobosa, ale ja nauczyłam się go czytać. Dostrzegam drobne gesty, których nikt inny nie widzi. Wiesz, że bardzo przejął się waszą opowieścią? Nie bez powodu przejął ode mnie Lunę, potrzebował ukojenia. Prośba zrobienia obiadu to wyraz troski o was. Wiem, że nie jest to łatwe do dostrzeżenia... - już miała mówić, by przypadkiem jej nie sprzedał, bo Gio się wkurwi, ale tym samym potwierdziłaby jego opinię, więc ugryzła się w język.
- Dla mnie nie było - zaśmiała się słysząc pytanie o kandydatach, bo już nie raz i nie dwa takie przecież słyszała. - Wiele osób twierdzi, że jako jedyna umiem go poskromić i chyba coś w tym jest. Znaliśmy się od dziecka, byliśmy sąsiadami. Kiedy trafiłam po nim do obozu był jedyną znaną mi osobą, a więc i gwarantem bezpieczeństwa. Ja za to byłam osobą, której ufał od dawna, więc miał z kim rozmawiać. Tak zaczęła się nasza przyjaźń i trwa do dziś - pokręciła lekko głową rozbawiona słysząc o ideale. - Daleko mi do ideału, uwierz. Viviana pewnie chciała stworzyć dla was obraz perfekcyjnej matki, którą z pewnością nie jestem. Ale staram się, oboje się staramy. Poza tym, Luca. Gdyby nie on, to nie byłoby ciebie na świecie - pochyliła się nawet, by cmoknąć chłopaka w czubek głowy, ale taka była przecież prawda.
W międzyczasie gotowali nadal obiad i gdy zbliżali się ku końcowi, wybrała numer do męża i po jakże rozbudowanej rozmowie poszła na chwilę do dzieci zobaczyć jak się mają. Te jednak, tak jak zauważyła jakiś czas temu, ucięły sobie drzemkę, więc wróciła do kuchni.
Nie spodziewała się jednak widoku nieprzytomnej i poobijanej córki, dlatego niemalże wściekła spojrzała na Nero. Co prawda uwierzyła w to, co mąż powiedział i nawet trochę ją to uspokoiło, ale nie chciała by właśnie tak wyglądał ten trening. Chyba wyraźnie mówiła, by jej nie krzywdził.
Doglądała końcówki obiadu, ale kątem oka obserwowała męża, który rozmawiał z młodszą wersją córki, która najwyraźniej w międzyczasie się obudziła. Duma wręcz od niego biła, przynajmniej dla niej, co wywołało siłą rzeczy uśmiech na jej twarzy.
Od razu spojrzała zmartwiona, zaciekawiona i zła na córkę, gdy ta tylko się podniosła. Prychnęła bezgłośnie słysząc te same słowa, którymi uraczył ją Gio, a potem uśmiechnęła szerzej słysząc energię i zadowolenie dziewczyny.
- Cieszę się kochanie - odparła i zaraz powyłączała płytę pod patelnią i garnkami.
- Nałóż na talerze, a ja pomogę twojej siostrze się ogarnąć - poprosiła Lucę ściskając lekko jego ramię, a następnie spojrzała na starszą Lunę nie znosząc sprzeciwu.
- Idziemy do łazienki - wskazała jej drogę ruszając za nastolatką. Gdy tylko znalazła się w łazience, wskazała na prysznic. - Ty się umyj, a ja przyniosę czyste ubrania - znowu polecenie, po czym wyszła tylko na chwilę, by zaraz wrócić z legginsami i zwykłą koszulką. Jako matka i lekarz nie pomyślała nawet przez chwilę, że jej obecność może krępować córkę, dlatego głupio jej się zrobiło, gdy dostrzegła niepewność u nastolatki, którą starała się jednak maskować.
- Przepraszam - mruknęła wyciągając jeszcze w międzyczasie czysty ręcznik i już stając tyłem podała go córce razem z ubraniami.
- Mama ciebie chwali, ale ja jej nie wierzę. Zaślepiona miłością jest i nie widzi, jaki jesteś naprawdę - rzucił Luca do Gio mając nadzieję, że go to zaboli. Sam nie wiedział czemu, bo przecież chciał mu jednocześnie dać szansę, a tym samym go odpychał i próbował zranić. W międzyczasie zgodnie z prośbą matki ponakładał jedzenie na talerze i postawił je przy stole jadalnym dokładając do tego sztućce i szklanki. Napoje znalazł w lodówce, ale nie wiedząc na co kto się zdecyduje, zostawił wszystko na stole.
Kiedy tylko Luna się ubrała Elisa za zgodą córki przyłożyła dłonie do jej żeber, by zaraz za pomocą leczenia Asklepiosa pomóc córce na obite tkanki. Kiedy poczuła rozluźnienie dziewczyny, wiedziała, że już jest dobrze, dlatego zabrała dłonie i opuściła łazienkę, gdyby córka jeszcze chciała chwili prywatności. Ta jednak dołączyła do nich niemal od razu, a Elisa wskazała na stół sugerując, by każdy usiadł. Jak to niemal zawsze, Włoszka od razu sięgnęła po kieliszki i wino, ale się zawahała.
- Nie pytam czy pijecie alkohol, bo chyba nie chcę wiedzieć, ale czy nauczyła nas ciotka pić wino? - kiedy zobaczyła nietęgie miny aż westchnęła, bo podejrzewała, że alkohol w ustach już mieli, a najlepszego nie. Tyle dobrego, że z racji krewetek musieli postawić na białe i słodkie wino, więc było to łagodne wejście do włoskiego stylu życia. Nalała więc sobie i mężowi lampkę od serca, a dzieciakom zdecydowanie mniej.
- Nie musicie na siłę pić, są napoje w razie czego - od razu dodała, by nie czuli musu. Nie byli wychowani na Włochów, więc i ten styl życia mógł im nie leżeć. Trochę by zabolało, ale trudno.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 18 Paź 2022, 12:25

Luce trudno było uwierzyć w to, że Elisa sama z siebie wybrała Giotto na swojego męża, a jej słowa tylko to potwierdziły, gdyż młody odebrał tłumaczenia matki jako coś niepewnego. Było w tym zdecydowanie zbyt miłości, a zbyt dużo "nie wiem", "tak musiało być" czy "byłam na niego skazana", oczywiście tylko w lżejszych słowach. Postanowił więc pociągnąć temat nieco dalej, bo reakcja matki sugerowała mu delikatnie, że nie tak wyobrażała sobie swoje życie.
- Więc jesteś z nim tylko dlatego, żeby inna się nie męczyła? To wiele wyjaśnia - celowo sprowokował matkę takimi słowami, ale też ciężko było mu nie odnieść wrażenia, że taka była rzeczywistość. Córka Nyks nie wypowiadała się jak ktoś, kto jest pewien tej relacji i przez kogo bije miłość. Niemniej jednak nie znał przecież Elisy, więc może ona też w nieco mniej bezpośredni sposób okazywała swoje uczucia?
- Nie polubię go tylko dlatego, że mamy tą samą krew[i] - odpowiedział niemal z wrogością w głosie i odsunął się od matki w momencie, gdy ta pocałowała go w czubek głowy. Żaden z argumentów nie przekonywał młodego Luci do tego, że jego ojciec jest dobrym człowiekiem i co ważniejsze: odpowiednim partnerem dla jego matki. [i]- Jesteś bardzo jak w opowieściach Viviany, a on niczym się nie różni od Giotto z naszych czasów - przyznał już nieco ciszej z ewidentnym smutkiem w głosie. Nastolatek nie potrafił poradzić sobie z tym, że ojca nie było przy nim przez całe życie, a gdy teraz w dodatku widział go tak spokojnego i zajmującego się małymi dziećmi, uderzyło go to jeszcze bardziej, bo on nigdy tego nie zaznał, a zasługiwał na to dokładnie w tym samym stopniu co jego odpowiednik z tej linii czasowej.
Po powrocie do domu Giotto i Luny, Nero od razu wziął na ręce swoją malutką córeczkę i wyrażał podziw dla jej umiejętności, czy może raczej dla niej jako nastolatki. Rozbawiło go nawet w pewien sposób to, że kiedy ją pochwalił, to mała Luna od razu zaczęła machać energicznie rękami i nogami, zupełnie jakby chciała potwierdzić, że ma mnóstwo energii i wszystkie te pochwały taty nie są na wyrost. Kącik ust drgnął mu zatem w uśmiechu po raz kolejny, co aż takim częstym widokiem nie było w jego wykonaniu.
Starszy Luca zgodnie z prośbą matki zajął się podawaniem do stołu, z kolei Luna udała się do łazienki, w której była jeszcze przez kilka minut nim wyszła stamtąd ubrana w ciuchy swojej matki. Syn Fobosa widząc to, uniósł aż delikatnie brwi w geście zdziwienia, co w jego przypadku było dowodem na ogromne zaskoczenie. Luna bardzo przypominała matkę: twarz, ciało, kolor włosów, nawet oczy miała takie same. Jednocześnie miała też specyficzne spojrzenie, które tkwiło gdzieś między tym jego, a żony. Nie były tu potrzebne żadne testy DNA, była ich córką z krwi i kości. Przedtem jednak Luca musiał po raz kolejny wbić szpilkę Giotto, na co on znów nie zareagował na zewnątrz, w środku jednak czuł jak serce mu pęka. Słowa syna bolały i to bardzo, ale nie dał po sobie tego poznać, nie mógł mu pokazać, że nawet te wszystkie blizny, które miał po latach starć z bestiami były niczym w porównaniu do nienawiści syna. Musiał jednak zebrać oklep za swojego odpowiednika z przyszłości, bo zasłużył sobie na to. Nic nie usprawiedliwiało zachowania Giotto z tamtych czasów.
Nero w ciszy usiadł przy stole, wcześniej tylko przygotował również miejsca dla małych dzieci, które włożył do specjalnych siedzeń. Usiadł na swoim standardowym miejscu i po swojej lewej stronie miał małą Lunę. Luca standardowo był po stronie matki, jakoś tak się to wszystko przyjęło w ich domu, co nie oznaczało wcale, że każdy z rodziców zajmował się tylko jednym dzieckiem. Było wręcz przeciwnie, jedynie przy stole utrzymywał się tego typu podział, bo Luna jakoś grzeczniej jadła, kiedy była koło Giotto i Luca miał tak samo przy Elisie.
Kątem oka zerknął na starsze dzieci, a następnie spojrzał na żonę.
- Nie każdy Włoch pije wino - rzucił po chwili, by tylko upewnić dzieci, że w tej kwestii nie ma żadnej presji na nich. - Ale żaden Włoch nie oprze się kuchni waszej matki - dodał od razu i uśmiechnął się lekko w kierunku Elisy, bo jakby nie patrzeć, skomplementował ją na oczach starszych dzieci. Mała Luna po słowach ojca od razu zaczęła coś gaworzyć, chyba chcąc potwierdzić słowa Giotto na co Nero również zareagował małym uśmiechem. Bolały go słowa syna cały czas, ale obecność dzieci, zarówno tych starszych jak i młodszych, wynagradzała mu wszystko i to podwójnie. On naprawdę w mig poczuł się ojcem czwórki dzieci i było to jeszcze lepsze uczucie niż bycie ojcem dwójki.
Starszy Luca spojrzał krzywo na ojca, ale nic się nie odezwał. Jako pierwszy spróbował makaronu i oczy aż mu się zaświeciły, gdy poczuł ten intensywny, a zarazem naturalny smak. Zanim zdołał pochwalić matkę za talent kulinarny, zjadł jeszcze dwa widelce i popił to wszystko winem, które posmakowało mu.
- Mamo... to jest boskie! - celowo użył tego słowa, bo przecież to co było "boskie" winno być najlepsze w każdym z dziesiątek światów. Wtórowała mu w tym wszystkim Luna, która również ze smakiem zajadała się makaronem. Ona jednak znów była oszczędniejsza w słowach, rzuciła tylko coś w stylu "smaczne" i uśmiechnęła się do matki, ale to chyba wystarczyło, by Elisie zrobiło się bardzo miło.
Giotto zamiast zająć się jedzeniem swojej porcji, skupił się na karmieniu małej Luny, która miała swój posiłek i lubiła być karmiona przez tatę. Jadła tak, jakby chciała wziąć przykład od starszej siebie, która grzecznie i w ciszy spożywała kolejne kawałki makaronu oraz krewetek z sosem.
- Spokojnie, mała. Jeszcze nie zjadłaś jednej łyżki, a chcesz kolejną - rzucił po włosku do swojej małej córki i zebrał z jej podbródka to, co mała wypluła przez nieumiejętność połykania od razu wszystkiego. Miał już w tym wprawę, więc nie było to dla niego problemem tym bardziej, że Luna bardzo chciała współpracować.
- Mamo - odezwała się po łyku wina starsza Luna. - Potrenujesz ze mną później? - rzuciła nagle, a sam Nero udał, że tego nie słyszał, jednak zwróciło to bardzo jego uwagę. - Tata jest silny, ty też musisz być. Chcę to sprawdzić - dodała po chwili, a Giotto na te słowa mimowolnie uśmiechnął się.
Wtem wtrącił się Luca.
- Ja też chcę! Zróbmy sobie rodzinny trening: ja, ty i mama - Giotto znów udał, że go to nie ruszyło, ale coraz ciężej było mu przyjmować kolejne ciosy od syna, który celowo pomijał go we wszystkim, a jeśli już, to odnosił się krytycznie do niemal wszystkiego, co było związane z synem Fobosa. Znosił to dzielnie, ale nawet on miał swoje limity, tym bardziej, że chodziło o jego dziecko, które on teraz bezwarunkowo kochał i chciał jego szczęścia.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Nie 23 Kwi 2023, 21:19

Zaśmiała się na sugestię syna, choć pewnie miała ona ją zaboleć albo niesłyszącego rozmowy Gio. Ją to jednak nie ruszyło w żaden sposób.
- Nie. Jestem z nim, bo go kocham jak nikogo innego w moim życiu, a on mnie - powiedziała już dosadniej, by chłopak nie pomyślał, że nie chciała być w tym małżeństwie czy cokolwiek takiego. Wiedziała, że u Luci ta uraza długo nie przejdzie. Jak każdy syn potrzebował ojca w swoim życiu. Nie żeby córka nie potrzebowała, ale jednak z synami jest inaczej, zwłaszcza gdy dorastają.
Westchnęła cicho, gdy chłopiec odsunął się w momencie, w którym chciała go cmoknąć. To zabolało, ale wiedziała, że ta jego złość musi gdzieś wypłynąć. I jej musiało się oberwać, trudno.
- Nie powinieneś go lubić tylko dlatego, że jest twoim ojcem. Ja swojego ojca żywo nienawidziłam, nadal nienawidzę - powiedziała pewnie, choć końcówkę niemal wymruczała niewyraźnie. Wolała o tym nie mówić, chciała jedynie potwierdzić jego punkt widzenia. Westchnęła znowu i powoli rozłożyła ramiona dając mu jednak czas, gdyby chciał się wycofać. Chłopak dał się przytulić, co Elisa zrobiła z wielką ochotą.
- Może moja wersja, wasza wersja mnie była chodzącym ideałem. Ja nie jestem. Gio jest trudną osobą bez wątpienia, ale nie jest tym Giotto, którego znasz. Wiem, że to trudne, ale daj mu chociaż cień szansy udowodnienia, że choć trochę się różni - powiedziała cicho wciąż przytulając nastolatka, dopiero po dłuższej chwili go puszczając.
- No nie wiem - wymruczał jedynie Luca patrząc w podłogę nie bardzo potrafiąc odmówić matce, a jednocześnie nie potrafiąc tego zrobić w tej kwestii.
Luna bez dwóch zdań przypominała jej nastoletnią kopię, szczególnie w tych ubraniach to się rzucało w oczy. Luca też to zauważył, dlatego najpierw patrzył to na siostrę, to na matkę, a potem pokręcił głową w niedowierzaniu. Ciekawe do kogo on był bardziej podobny? Wolał myśleć, że do Elisy, ale to inni musieliby ocenić. Miał jednak wrażenie, że ma w sobie więcej cech fizycznych ojca niż jego siostra.
Uśmiechnęła się Włoszka od razu, gdy mąż skomplementował jej kuchnię. Następnie spojrzała na starsze dzieci cicho się śmiejąc.
- Nic na siłę, domyślam się że Viviana karmiła was inaczej - nie chcieli, by się zmuszali. Może powinna zagrać bezpieczniej jak krewetki, których nie wszyscy lubią, ale to danie było jej popisowym i prawdę mówiąc nie znała osoby, której to nie smakowało. Inna kwestia, że ci unikający owoców morza nawet nie próbowali. Sama zajęła się najpierw porcją małego Luci, kątem oka patrząc na nastolatków. Widząc i słysząc ich reakcje, aż się rozpromieniała. Odnotowała też fakt, że Luca sięgał po wino.
- Cieszę się, są dokładki w razie czego - zaznaczyła, gdyby byli takimi głodomorami jak ich ojciec... Czy też ta wersja ich ojca, zwał jak zwał, wiadomo o co chodzi.
Mały Luca za to wyrywny był do samodzielności i jak nigdy dzisiaj zaparł się, że nie weźmie nic do ust, jeżeli to ona mu podsunie. Skapitulowała więc i oddała malcowi małą łyżeczkę, na którą próbował nabierać posiłek. Dobrze, że malce miały poszatkowane wszystko, więc cokolwiek trafiało do ust chłopca, a nie tylko na ubrania i jego stolik czy podłogę.
- Luca, powoli. Ma mama pomóc? - spytała po włosku chłopca, jednak gdy ten zaczął machać nóżkami i coś gaworzyć zrozumiała, że to oznaczało niezgodę. Zaśmiała się więc cicho i zaczęła jeść swoją porcję wciąż obserwując syna. Dopiero, gdy Luna się odezwała, przeniosła na nią nieco zaskoczone spojrzenie. W końcu jednak się uśmiechnęła.
- Możemy wspólnie potrenować we czwórkę, nie ma problemu. Jednak Luna, nie oczekuj treningu takiego, jaki miałaś z ojcem. Za miękka na to jestem - uśmiechnęła się, a następnie spojrzała na męża.
- Nie bój się pokazać uczuć kochanie, to twój syn i może to zmieni jego nastawienie. Widzę, jak ciebie to boli, milczeniem tylko dajesz mu poczucie, że jest jak mówi - rzuciła po włosku do męża, bo widziała przecież jego reakcję. Dlatego podkreśliła o ich czwórce, a nie trójce. Zaraz mały synek zaczął się denerwować, bo nie mógł wybrać jedzenia z miski, więc z odsieczą przyszła mu Elisa.
- Wolałbym we trójkę - podkreślił Luca, a Luna go szturchnęła wywracając przy tym oczami.
- Oj daj już spokój, to nie jest on. Dobrze o tym wiesz, więc może nie zachowuj się jak kutas - rzuciła wkurzona nastolatka, a następnie rzuciła rodzicom nieco zawstydzone spojrzenie, gdy zrozumiała jakim językiem posłużyła się przy nich. Bratu jednak to nie przeszkadzało, bo wkurzyła go dziewczyna.
- Po tym wszystkim co nam zrobił jeszcze go bronisz?! I to ja jestem kutasem?! Siedzisz obok swojej młodszej kopii, jak możesz uważać, że ta rzeczywistość jest inna? - niemal krzyknął oburzony chłopak, na co Luna również zareagowała.
- Bo to oznacza, że i tu nasza matka niedługo umrze, rozumiesz? - rzuciła rozgoryczona, na co chłopak już nie odpowiedział. Zapanowała wręcz grobowa cisza, nawet bąbelki przestały się ruszać i jeść, patrzyły na nastolatkę jakby zupełnie ją zrozumiały i ta wizja je zmroziła. Elisa spojrzała na męża nie wiedząc co zrobić, upiła więc wina, całkiem sporo.
- Nie sądzę, by każda linia czasowa wyglądała identycznie, bo to nie miałoby żadnego sensu. Nie martwmy się tym i pozwólmy sobie wzajemnie się poznać, dobrze? - powiedziała cicho, po czym dopiła kieliszek wina i dolała sobie zawartości. Próbowała udawać, że ją to nie rusza, ale myśl, że mogłaby opuścić swoją rodzinę wywoływała u niej niemal atak paniki. Przerażało ją to.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 02 Maj 2023, 15:12

Luca od samego początku liczył się ze zdaniem matki, ale przez niechęć do ojca, nie do końca był w stanie zaakceptować taki stan rzeczy. W dalszym ciągu bardziej skłaniał się ku tej opcji, że ich małżeństwo nie wynika z czystej miłości, a z pewnego rodzaju challenge, do którego przystąpiła Elisa. Syn nie był ślepy i widział, że matka kocha ojca, ale w dalszym ciągu nie mógł tego przetrawić i dlatego też wmawiał sobie, że jest tak, a nie inaczej.
Zainteresował go natomiast temat dziadka, gdy Elisa wprost przyznała, że nienawidzi swojego ojca.
- Dlaczego? – spytał poważnie, bo do tej pory widział swojego dziadka jako zwykłego mężczyznę, który musiał pozwolić swojej córce odejść w bezpieczne miejsce. W ich czasach pan Gatti już od dawna nie żył i dzieciaki nie zdążyły go poznać. Ba, mężczyzna nawet nie wiedział, że jego córka doczekała się potomstwa, nikt przecież mu o tym nie powiedział.
Giotto nie skomentował już w żaden sposób reakcji na wieść o tym, że Elisa coś im ugotuje, bo swoje już powiedział i wiedział doskonale, że jeśli dzieciaki mają choć trochę poczucia smaku, pokochają kuchnię matki. On uważał żonę za niedoceniony talent kulinarny, który śmiało mógłby prowadzić własną knajpę, o ile oczywiście podawane byłoby w niej włoskie jedzenie, bo w tym właśnie ukochana się specjalizowała.
- Ja chcę! – wykrzyczał starszy Luca, gdy tylko zjadł pierwszą porcję swojego obiadu. Najwidoczniej chłopak wcale nie kłamał i kuchnia matki bardzo mu posmakowała, a przy okazji ujawnił się też jego apetyt, który był kolejną rzeczą jaką dzielił ze swoim ojcem. Różnica była jednak taka, że Giotto do tej pory nawet nie ruszył swojego posiłku, skupiając się wyłącznie na małej córce.
Starał się nie pokazywać tego, jak bardzo bolały go słowa syna i szło mu całkiem nieźle, gdyż był przyzwyczajony do ukrywania swoich emocji, jednak przychodziło mu to z coraz większym trudem. Żona w końcu to dostrzegła i ku jego zdziwieniu oraz dezaprobacie, uzewnętrzniła to, co on chciał zatrzymać tylko dla siebie. Nic więc dziwnego, że na słowa Elisy zareagował jednoznacznym, karcącym wzrokiem oraz warknięciem rodem z Teda Lasso w stylu Roya Kenta. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, wtrąciła się Luna i na reakcje Luci nie trzeba było długo czekać. Nero z kamienną twarzą obserwował krótka dyskusję swoich dzieci, która zakończyła się niezbyt optymistycznym akcentem. Wychwycił też zdenerwowanie swojej ukochanej, która próbowała rozluźnić atmosferę, jednak upicie takiej ilości wina jednoznacznie świadczyło o jej prawdziwej reakcji.
Giotto postanowił się w końcu włączyć do rozmowy na chwilę, pomijając całkowicie temat wspólnego treningu oraz słów syna, które tak bardzo go ranią. Podniósł się ze swojego siedzenia i wziął pustą miseczkę córki, która przed momentem skończyła swój posiłek.
- Wasza matka nie umrze. Nie pozwolę na to – powiedział bardzo poważnie, zupełnie tak, jakby komuś groził i naprawdę zamierzał to zrobić. Elisa na pewno rozczytała to w odpowiedni sposób i wiedziała, że to jest deklaracja z jego strony. Reakcja dzieci była z kolei mieszana, bo Luca się nie odezwał nawet i patrzył przez moment na ojca z respektem, a jednocześnie strachem w oczach, z kolei Luna nawet rozszerzyła odrobinę wargi, nie potrafiąc ukryć swojego zdziwienia. Mówił to jednak heros, który dwukrotnie wrócił z Tartaru i który byłby gotów zabić samego Hadesa, by odzyskać duszę swojej ukochanej.
- Ani na to, żebyście cierpieli – dodał po chwili spoglądając najpierw na starszą wersję córki, a następnie na syna. To była kolejna deklaracja z jego strony, po której od razu udał się do kuchni i umył miskę oraz łyżeczkę, a następnie odłożył je na suszarkę.
Po powrocie skupił się tym razem na młodym Luce, który domagał się jego uwagi. Stracił bowiem całe zainteresowanie resztką posiłku i pchał się na ręce do taty, co chwilę później się stało. Maluszek od razu się rozweselił i zaczął coś gaworzyć, a Giotto w ogóle zapomniał o tym, że od kilkunastu minut jego porcja obiadu leży na stole.
Spoglądając na młodszą wersję swojego syna, Włoch uśmiechnął się niemal niezauważalnie. Po chwili wziął też na ręce małą Lunę, na którą również popatrzył przez moment, a dzieci o dziwo były bardzo spokojne i nie walczyły między sobą o uwagę ojca.
- Kocham was, dzieci – powiedział po włosku spoglądając to na Lunę, to na Lucę i oczywistym było, że kieruje te słowa do całej czwórki. To była jego odpowiedź na wszystko to, co usłyszał od starszej wersji syna przez ostatnie kilka godzin.
Ten widok rozczulił w pewien sposób Lunę, której zdziwienie na twarzy zniknęło, a zamiast niego pojawił się szczery, acz subtelny uśmiech. Bardzo podobny do tego, jaki miał w tym momencie Giotto. Po chwili córka z przyszłości wstała i jak gdyby nigdy nic przytuliła się do ojca oraz swojego „rodzeństwa”, o ile tak można było nazwać dwójkę brzdąców. Mały Luca od razu zaczął bawić się włosami starszej siostry, dokładnie tak, jak zawsze robiła to jego starsza wersja. I tak jak Nero bawił się włosami swojej żony. To z kolei zostało zauważone przez Lucę z przyszłości, który pierwszy raz dzisiaj nie odczuł żadnej chęci, by dopiec ojcu. Zamiast tego uśmiechnął się w momencie, gdy ani Luna, ani Elisa, ani tym bardziej Giotto tego nie widzieli. Nie wiedział jednak, że jego ojciec to dostrzegł kątem oka.
Po dłuższej chwili stania wtuleni w siebie, rodzinka rozpierzchła się. Starsza Luna wzięła małego Lucę na ręce i pozwoliła mu bawić się włosami, jednocześnie zabawiając go na różne sposoby. Mała córka z kolei stęskniła się za matką, do której od razu wyciągnęła ręce i jak tylko została złapana przez Elisę, od razu zaczęła mówić coś do niej w swoim własnym języku. Giotto zaś wziął talerz z zimnym obiadem i poszedł go odgrzać. Wrócił jednak z dwoma porcjami i jedną z nich położył bez słowa tuż przed starszym synem, pamiętając, że ten prosił o dokładkę.
Syn Fobosa w spokoju zaczął jeść odgrzany makaron i przez cały ten czas skupiał się wyłącznie na tym, chyba że dzieci bądź żona go zaczepili.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Nie 14 Maj 2023, 22:49

- Nie zachowywał się jak na ojca przystało, więcej nie powiem - zaznaczyła, bo nie miała ochoty mówić swojemu nastoletniemu synowi, że była gwałcona przez własnego ojca. Ten już nie żył od jakiegoś czasu, ale to nie oznaczało przecież, że rany zniknęły. Miała wybrać się na terapie, ale zawsze było coś i ostatecznie nawet w jej kierunku nie zmierzała. A powinna, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Myśl o ojcu była niczym rak zalewający jej myśli wspomnieniami, więc zaczęła znacznie energiczniej (żeby nie powiedzieć nerwowo) mieszać danie na patelni.
Uśmiechnęła się zadowolona na wieść o tym, że Luca chce dokładkę. Miała nawet wstać i mu ją włożyć, ale od słowa do słowa wywiązała się dyskusja, której najpierw była świadkiem, a potem w niej uczestniczyła. Wpierw jednak odezwała się do męża, robiąc to po włosku z racji, że dzieci tego języka nie znały. Może było to niekulturalne, ale niektóre sprawy powinny zostać pomiędzy mężem a żoną. A tak nie musiała brać go na stronę czy posyłać mu spojrzenia licząc, że z jej oczu wyczyta to, co chce mu powiedzieć. Wzrok Gio i warknięcie nie zrobiło za to na niej najmniejszego wrażenia, bo przecież on często tak reagował.
Rzuciła tylko krótkie spojrzenie Nero, gdy powiedział, że nie pozwoli na jej śmierć. Miała na końcu języka, że są sprawy, na które wpływu nie ma, więc i tak może umrzeć. Chociażby sytuacja Lary jasno to pokazywała. Nikt nie widział dla niej ratunku, nawet sam Asklepios, jednak trudno było szukać ratunku, gdy nie wiedziało się na co. Wpadli na to, że to mogło być coś z Tartaru, ale (na całe szczęście) Gio nie miał takich objawów. Być może ktoś potężny otruł ją na wakacjach? Wiele niewiadomych, choć dawno nie rozmawiała z Jade. Może złapała jakiś trop? Nie chciała się jednak kłócić, dlatego ugryzła się z język.
Zerknęła też na dzieci po kolejnej deklaracji męża, a potem po upiciu (tym razem łyka) wina, wróciła do posiłku. Tym bardziej się na tym skupiła, gdy Luca został przejęty przez tatusia. Elisa próbowała się wyciszyć, choć kątem oka zerkała to na jedną grupkę, to na drugą. Siłą rzeczy uśmiechnęła się, gdy Gio wyznał miłość dzieciom, choć nie była pewna czy starsze nawet to zrozumiały. Widząc jednak reakcję starszej Luny doszła do wniosku, że te słowa akurat rozumieją.
Gdy tylko zobaczyła wyciągnięte rączki Luny, zostawiła jedzenie w cholerę i od razu przytuliła do siebie córeczkę. Elisa wchodziła w interakcje z brzdącem zupełnie tak, jakby ją rozumiała. Dostrzegła to, że Gio przygotował drugą porcję dla nastolatka, na co uśmiechnęła się lekko. Chłopaki mogli w spokoju zjeść, bo starsza Luna zabawiała małego Lucę, a Włoszka prowadziła zaciętą dyskusję z młodszą córką. Po dłuższej chwili nastolatka prychnęła i spojrzała na resztę towarzystwa.
- Chyba dołączył do nas pan kupa - rzuciła nieco obrzydzona, na co Elisa się zaśmiała. Nawet podniosła się, by przejąć syna i go przebrać. Zaśmiał się głośno Luca.
- No siostra, to przebierz braciszka. Chyba mała kupka ciebie nie brzydzi, co? Ty taka twarda jesteś, a dziecięca kupa ciebie pokona? - żartował z siostry, a ta tylko rzuciła mu spojrzenie spod byka. Miło było widzieć ich żartujących sobie, a nie kłócących się.
- Nie martw się, uratuję cię - powiedziała rozbawiona matka, a następnie wzięła na drugie biodro syna i zawędrowała z nimi do pokoju dziecięcego zostawiając ich trójkę samych na kilka dobrych minut.
- Viviana mówiła, że mamy iść do generała. To znaczy ta Viviana, bo to do niej poszliśmy nie wiedząc, że wy tu jesteście. Nie zrobiliśmy tego, bo jak dowiedzieliśmy się, że mama żyje, to od razu tu przybiegliśmy. Musimy to załatwić teraz? Pójdziecie z nami? - odezwała się Luna do ojca, ostatnie pytanie zadając jednak bardzo cicho zupełnie jakby wstydziła się tego, że chciałaby mieć ich wsparcie. A może uważała, że nie powinna go mieć? Ciężko stwierdzić. A Luca tylko się przysłuchiwał, choć czekał w skupieniu na odpowiedź Gio. Też chciał to wiedzieć, bo nie wiedzieli nawet po co mieli iść do generała. Czy zostaną odesłani do swoich czasów? Zamknięci w odosobnieniu, bo nie powinno ich tu być?
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Czw 18 Maj 2023, 16:39

Elisa mogła brać jego słowa za coś odrealnionego, ale Giotto wcale nie rzucał słów na wiatr. Zależało mu na bezpieczeństwie i przede wszystkim życiu wszystkich członków jego rodziny, dlatego nawet jeśli kiedykolwiek żona bądź którekolwiek z dzieci straciłoby życie, heros poruszyłby niebo i ziemię, by sprowadzić ich z powrotem. Od czasu drugiej podróży do Tartaru minęło już sporo czasu, dzięki czemu syn Fobosa mógł sobie wiele rzeczy poukładać. Tym samym, nabrał pewności nawet wobec tak górnolotnych stwierdzeń jak to, że nie pozwoli umrzeć Elisie. Wielu mogło tego nie pojmować, ale jemu nie zależało na zrozumieniu. Jemu zależało wyłącznie na tym, by brano jego słowa na poważnie, co zresztą potwierdził swoim wyrazem twarzy.
Podczas posiłku zerkał tylko co jakiś czas na swoje dzieci lub małżonkę, którzy prowadzili dyskusje w różnych kręgach. Nie trzeba było zgadywać, że nie rozbawiły go rozmowy o kupie, która pojawiła się niedługo później, choć sam pewnie przekomarzałby się w podobny sposób ze swoim rodzeństwem, gdyby tak się z nim dogadywał… Nie, to raczej niemożliwe. Giotto na pewno by olał temat i po prostu sobie poszedł. Całe szczęście starsza Luna miała więcej oleju w głowie od ojca mimo dzielenia z nim wielu cech charakteru.
Kiedy Elisa poszła przebrać brzdące, Giotto został sam na sam z dwójką starszych dzieci, co było dla niego w pewien sposób niekomfortowe. Biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowanie Luci, nie był pewien, jak w ogóle z nimi rozmawiać. Syn Fobosa w ogóle miewał problemy z komunikacją, więc to była dodatkowa przeszkoda, która pojawiła się między nimi. Impas przerwała córka, zadając ojcu pytanie.
Włoch spojrzał na Lunę i dokończył mielić w ustach resztki makaronu, nim postanowił się odezwać.
- Nie musicie – przyznał spokojnie, odpowiadając na pierwszą część jej pytania. - Matka z wami pójdzie – dodał po chwili, również bardzo spokojnie, może nawet nieco oschłym tonem, po czym kontynuował jedzenie jak gdyby nigdy nic.
- Phi… kto by się spodziewał – wtrącił się Luca, który przez ostatnie kilka chwil siedział cicho.
- Oj zamknij się, Luca! – odezwała się głośniej Luna. - Tata na pewno musi coś załatwić i dlatego nie może pójść z nami – usprawiedliwiła ojca, nie mając tak naprawdę pojęcia, czy cokolwiek z tego jest prawdą. Giotto spojrzał to na swoją córkę, to na syna i upił łyk wina, za którym nie przepadał z kieliszka Elisy, ale tylko to było w pobliżu, a czymś musiał zwilżyć gardło.
- Wasza matka jest jednym z generałów obozu, to formalność – rzekł znów spokojnym tonem, starając się uspokoić zarówno zawiedzionego syna, jak i poddenerwowaną córkę. Nie zamierzał im jednak tłumaczyć całej procedury, bo też nie znał jej tak dokładnie jak ukochana, więc pozostawił tę kwestię Elisie.
Żona po kilku minutach wróciła do pomieszczenia z przewiniętymi dziećmi, na co Giotto zareagował niemal niewidocznym uśmiechem. Od razu była w centrum uwagi swojego potomstwa z przyszłości i gdy tylko usiadła, oddając przy okazji Lucę ojcu, została zasypana lawiną pytań.
- Jesteś generałem? Wow! – powiedział z ekscytacją Luca.
- Jak to tutaj działa w ogóle? U nas nie ma generałów, są kapitanowie – dopytała Luna, a sam Giotto przysłuchiwał się tylko rozmowie rodzinnej, w międzyczasie zabawiając Lucę, który nie był zbytnio zainteresowany dyskusjami. Co innego zarostem ojca i jego koszulką, którą raz po raz ugniatał w swoich rączkach.
- Ty nie jesteś generałem, tato? – rzuciła nagle Luna, odwracając się w kierunku ojca i skupiła na nim swoją uwagę. Nero tylko spojrzał na córkę i wrócił do zabawy z małym synkiem, jednak wyraz jego twarzy sprzed chwili był jednoznaczny. Odpowiedział po prostu niewerbalnie na pytanie córki, której w żaden sposób to nie zraziło, sama przecież zachowywała się czasami podobnie. Luca miał jednak inne zdanie na ten temat.
- Może jej odpowiesz? To niegrzeczne tak zbywać własne dziecko – powiedział oschłym, ale jednocześnie kąśliwym tonem starszy syn. Ojciec przeszył wzrokiem swojego potomka z przyszłości, ale nic nie odpowiedział. Zamiast tego puścił tę uwagę mimo uszu i ponownie wrócił do zajmowania się małym dzieckiem.
Luna uderzyła całkiem mocno brata w ramię.
- Skończ już, bo to się robi nudne. Tata nie musiał nic mówić, żebym go zrozumiała. Jestem jego córką – końcówkę wypowiadała już patrząc na syna Fobosa, który w tym momencie również na nią zerknął i gdy ta odwróciła wzrok, uśmiechnął się. Jak widać odziedziczyła po nim nie tylko siłę, ale też pewność siebie.
- Jesteście Nero z krwi i kości – rzucił tylko krótko Włoch, po czym spojrzał na żonę, która nie dość, że musiała odpowiadać na wiele pytań swoich dzieci, to jeszcze cały czas zajmowała się małą Luną. - Wziąć ją od ciebie? – zapytał, nie mając z tym żadnego problemu. Uwielbiał zajmować się niemowlakami i miał w tym ogromną wprawę, w końcu przez pewien czas musiał dbać o nich sam, kiedy to córka Nyks wróciła w końcu do pracy w szpitalu.
- Odeślą nas z powrotem? – wypalił nagle Luca, a Giotto spojrzał znów na ukochaną, od której domagał się jednoznacznej odpowiedzi. Jemu wystarczyła sekunda do tego, by zadecydować, że oboje zostają w tym świecie, nieważne co. Tutaj mają matkę i ojca, nie obchodziło go to, że może się przez to posypać wiele rzeczy, że to dodatkowe zobowiązania i że jego wersja z przyszłości też na tym ucierpi. On już miał szansę zająć się swoimi dziećmi jak należy. Pora, by ktoś zrobił to w odpowiedni sposób.
- Mamo… nie chcemy wracać do naszych czasów. Chcemy zostać z tobą – rzucił znów Luca, który od razu przytulił się do Elisy.
- Luca ma rację. Tam nas nic nie czeka, tutaj jesteście wy. I… nasze rodzeństwo? – odpowiedziała Luna, biorąc na ręce samą siebie wraz z pytającym wzrokiem na twarzy. - Jak w ogóle określić tę relację? – rzuciła już w nieco bardziej zabawnym tonie, jednak była to prawdziwa zagwozdka. Elisa i Giotto mieli łatwiej, dla nich to po prostu były ich dzieci, jedne starsze, drugie mniej. Ale kim była taka starsza Luna dla młodszej Luny? Siostrą? Nie do końca.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 22 Maj 2023, 20:47

Elisa w trakcie dyskusji starszych dzieci była zajęta przebieraniem tych młodszych. Luca bez dwóch zdań zrobił kupę, a i córci przy okazji zmieniła pampersa, do którego trochę już nalała. Prz okazji, jak to zawsze przy gołych brzuszkach, musiała je wycałować, wysmyrać i poprzytulać. Dopiero potem na spokojnie założyła czyste pieluchy i ubranka. Oczywiście w międzyczasie spokojnie rozmawiała z dziećmi po włosku. Pewnie dlatego, że wciąż mieliła jęzorem, nie usłyszała nic z rozmowy z drugiego pokoju. Każde z dzieci posadziła na swoim biodrze i tuląc do swoich boków brzdące, wróciła do salonu.
Widząc spojrzenie męża przekazała mu tym razem syna (a niech starszy napatrzy się na tą miłość, może się ogarnie), a sama z Luną usiadła na kanapie. Nie spodziewała się jednak lawiny pytań, więc gdy tylko nastolatkowie się odezwali, Elisa wpierw zrobiła wielkie oczy, a potem zaśmiała się cicho nim cokolwiek z siebie wyrzuciła.
- Tak, jestem tak zwanym generałem dywizji, konkretnie to szpitala. Skoro u was są kapitanowie, to dobrze i niedobrze. Dobrze, bo sugeruje to brak bitwy, a niedobrze, bo jest to stary i niedziałający system. U nas zamiast czterech reprezentantów drużyn, są generałowie odpowiedzialni za konkretne rzeczy po to, by nie wzbudzać sztucznych podziałów i rywalizacji. Corvus jest generałem całego obozu, ja zarządzam szpitalem i wszystkim co związane z medycyną. Mamy też koordynatora treningów oraz do spraw Nordów... Ale to ostatnie sobie darujmy - uśmiechnęła się rozbawiona, bo tej ostatniej funkcji nie rozumiała i wiedziała, że wynika ona z widzi mi się bogów Nordyckich, którzy zasiadali w obozie. A konkretniej to Tyra, który chciał się poczuć doceniony i wyróżniony.
- Słuchajcie, wasz tata nie jest dowódcą nie dlatego, że na to nie zasługuje. Kilka razy nawet padła taka propozycja... On po prostu nie nadaje się do papierów, do zarządzania ludźmi... czy słuchania rozkazów. Umówmy się, wasz ojciec ma tu nieoficjalną, osobną rangę - spojrzała rozbawiona na męża, lecz uśmiech od razu się zmienił, gdy tylko przyznał on, że są Nero z krwi i kości. To prawda. Sprawą jednak niestety zainteresowała się Luna.
- A jaka to nieoficjalna ranga? - Elisa zaczęła się zastanawiać jak odpowiedzieć łagodnie na to pytanie, w międzyczasie kiwnęła też mężowi, że nie ma takiej potrzeby. Luna świetnie bawiła się trzymając się jej koszulki i skacząc po brzuchu.
- Nazwijmy to może... One man army, a dzięki temu Gio ma wiele do powiedzenia, zwłaszcza w kwestii misji czy innych form obrony obozu czy ataku na wroga - spojrzała na Włocha rzucając mu spojrzenie, że chyba wybrnęła. A i chyba faktycznie tak było, bo zaraz zmienił się temat, którego się nie spodziewała. Może gdyby wiedziała o czym rozmawiali wcześniej, to wiedziałaby ile dzieciaki wiedzą, a tak nie miała bladego pojęcia.
- Nikt was nie odeśle - odpowiedziała pewnie, nie potrzebując przy tym zachęty w postaci spojrzenia Giotto. Ona już dawno też postanowiła, nie bez powodu przed obiadem już napisała nieco lekceważąco do Juareza, ale jednak poinformowała go o sytuacji. Nie pozwoli odesłać swoich dzieci gdzieś, gdzie cierpią. To chyba oczywiste.
Przytuliła jednym ramieniem Lucę, przynajmniej dopóki Luna nie przejęła swojej młodszej wersji. Wtedy oba jej ramiona otuliły nastolatka.
- Nie pozwolę was odesłać, choćbym miała stoczyć tu wojnę - zaznaczyła znowu, by uspokoić dzieci pod tym względem. Zaraz jednak się zaśmiała na rozkminy córki. - Myślę, że najprościej będzie was ogłosić rodzeństwem, chociaż to jesteście wy, tylko sporo młodsi - znów się uśmiechnęła, a po chwili spoważniała nieco, bo może i chcieli z nimi być, ale w jaki sposób? Elisa nie chciała im się narzucać.
- No dobrze, moja propozycja jest taka. Na kilka dni możemy was położyć w salonie, ale co dalej, bo opcji jest kilka. Mieszkanie nad nami jest puste, więc tam możecie się wprowadzić czy już teraz czy po jakimś czasie - co prawda nie wiedziała czy już Corvus kogoś tam nie ulokował, ale umówmy się, dla niej teraz to nie miało znaczenia. - Możecie wziąć mieszkanie dalej od nas, a możemy wyremontować mieszkanie nad nami tak, byśmy mieli tu gdzieś schody i z dwóch zrobi nam się jedno, wspólne. Ja nie chcę na was naciskać, to wasza decyzja i my się na żadną nie obrazimy. Jak chcecie, możecie iść nawet do naszej sypialni albo do pokoju dzieci i to przedyskutować. - rzuciła zaraz, ale potem ją olśniło. - No chyba, że wy też nie chcecie mieszkać razem? Wtedy załatwię wam dwa oddzielne, ale to już kawałek od nas, bo tu nie ma dwóch jedynek wolnych - Luna i Luca spojrzeli na siebie. Luca byłby pewny, gdyby nie obecność ojca. Ten mu wadził, choć wiedział, że to głupie. Luna wydawała się pewna, ale widząc reakcje brata westchnęła i pociągnęła go do sypialni rodziców.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Sro 24 Maj 2023, 15:27

Giotto z kolei w ogóle nie rozumiał tego podziału, bo dla niego większość obozowych funkcji była zbędna. On nie popierał żadnych hierarchii, czego dowodem były jego działania na przestrzeni całego życia i nie zamierzał udawać, że w jakikolwiek sposób ruszało go to, czy jest generałem, szeregowcem czy jakimś innym sturmbannfuhrerem w tym obozie. Nie zamierzał jednak w żaden sposób umniejszać swojej żonie, która latami ciężkiej pracy zasłużyła sobie na tego typu wyróżnienie i choć w pewien sposób kolidowało to z ich planami (ot nie mogła spędzać tyle czasu przy dzieciach, ile chciała), tak nie istniało żadne idealne rozwiązanie tej kwestii, bo nawet jakby nie wzięła pod opiekę szpitala, to znaleźliby jej sto innych zajęć. Poza tym, umówmy się… Elisa była stworzona do rządzenia i przyjemnym było chwalić się, jak wysoką rangę posiada jego żona. To budowało nie tylko prestiż samego nazwiska Nero, ale też aurę zajebistości, którą roztaczali już od dawien dawna. No i dość rajcująco brzmi określenie „sypiam z panią generał”, choć wiadomo, że „sypiam z cesarzową” lub „panią imperator” brzmiałoby znacznie lepiej. No ale tego tu raczej nie uświadczą.
Gdyby nie to, że Nero był oszczędny w swojej ekspresji, pewnie rozbawiłoby go to, co powiedziała o nim ukochana. Tłumaczenia w stylu „nie nadaje się do papierkowej roboty czy zarządzania ludźmi” były dość delikatnym określeniem na jego stosunek do tego wszystkiego, bo nie od dziś wiadomo, że Giotto w momencie, gdy padła propozycja, rzucił proste: „pierdolcie się” i nawet tego nie tłumaczył. Miło jednak było usłyszeć, że mimo braku oficjalnej rangi, żona znalazła dla niego inne określenie, które na pewno bardziej mu odpowiadało. Włoch uniósł nawet lekko brew zaskoczony na jej słowa, jednak wynikało to bardziej z podziwu niż z czegokolwiek negatywnego.
Dzieci na wieść o tym zareagowały dość spokojnie, choć widać było ukontentowanie tą odpowiedzią. Najwidoczniej spełniło to ich oczekiwania, chociaż ani Luca, ani Luna nie wydawali się jakoś mocno tego okazywać. Z drugiej strony, Giotto wychwycił ten drobny uśmiech na twarzy swojej córki, gdy Elisa wymyśliła na poczekaniu odpowiednią nazwę dla jego rangi.
Nero zajął się swoimi dziećmi, bo gdy małżonka zadeklarowała się, że przybysze z przyszłości tu zostaną, Luna też odczuła potrzebę przytulenia się do matki, więc trzymanie na rękach małej wersji siebie było lekką przeszkodą w tym. Mężczyzna spojrzał tylko na swoją żonę, która oplotła rękami swoje starsze dzieci i skinął tylko lekko głową w jej kierunku, gdy tylko ich oczy się spotkały. Był dumny z Elisy, że tak szybko podjęła tę decyzję i prawdę mówiąc, nawet nie miał wątpliwości, że tak się stanie. Jednocześnie spojrzeniem dał jej do zrozumienia, że ma jego pełne wsparcie i że jeśli miałoby dojść do jakiejś wojny przez to, to one man army jest po jej stronie, tak jak zawsze.
Luna odsunęła się na moment od matki i spojrzała na samą siebie oraz małego braciszka, którzy w tym momencie przypuścili zmasowany atak na twarz ojca, chcąc podzielić się jego zarostem, nosem, uszami i wszystkim, czym tylko się dało. Luca to nawet próbował ugryźć ojca, ale na szczęście jedynie tylko trochę go oślinił na policzku.
- Mi to pasuje, zawsze chciałam mieć dużo młodsze rodzeństwo. Mniej problemów – zażartowała ze swojego bliźniaka, na co ten tylko spojrzał na nią z konsternacją, a jednocześnie rozbawieniem na twarzy.
- I kto to mówi – odpowiedział już znacznie spokojniej, co świadczyło o tym, że deklaracja ich matki trafiła do obojga i nie zamierzali z tym polemizować.
- Co z imionami? – odezwał się nagle Giotto, bo dla niego to była jedyna problematyczna kwestia. Nie uważał bowiem, że odpowiednim zabiegiem jest powielać imiona swoich dzieci, bo w przyszłości może to się stać sporym problemem, zwłaszcza pod względem ich tożsamości. Z jednej strony optował za tym, by zmienić je niemowlakom, skoro jeszcze nie przyzwyczaiły się do nich świadomie. Z drugiej jednak… nie potrafiłby przestać do nich mówić w ten sposób, bo przecież był jednym z tych, który sam je nadał im. Czy starsze dzieci chciały czy nie, dla Giotto Luna i Luca to w pierwszej kolejności były te maluszki, choć wiadomo, może się to zmienić za jakiś czas.
- Luna 1 i Luna 2 brzmi śmiesznie, moglibyśmy przy tym zostać – rzucił rozbawiony Luca, który chyba pierwszy raz odezwał się do ojca w normalny sposób, co rzecz jasna zostało odnotowane przez Giotto.
- A może dajmy liczbę od IQ przy imieniu? Np. Luna 150 i Luca -150 – odpowiedziała kąśliwie siostra, której nie podobała się tego typu forma. Oczywiście wiedziała, że to prześmiewczy komentarz, ale musiała być od czasu do czasu uszczypliwa w stosunku do swojego bliźniaka.
- Luna 150? Myślałem, że masz trochę więcej. Więc nie jesteś jednak aż tak wybitna – podjudził ją bardziej, na co Giotto spojrzał tylko spokojnie, nie chcąc przerywać tych przekomarzanek rodzeństwa. Elisa na pewno skuteczniej zainterweniuje w pierwszej fazie, o ile nie przerodzi się to w jakiś giga konflikt między nimi.
Zaraz jednak temat zmienił się na odpowiednie ulokowanie dzieci i po wysłuchaniu propozycji Elisy, Luna wraz z Lucą udali się do sypialni, gdzie zaczęli dyskutować za zamkniętymi drzwiami o różnych możliwościach. Ten czas wykorzystał Giotto, który spojrzał na żonę, kiedy ta brała na ręce od niego synka, pozostawiając mu jedynie córeczkę na kolanach.
- Jesteś pewna? – spytał bez żadnego podtekstu. Po prostu chciał się upewnić, że Elisa robi to z głową, a nie tylko pod wpływem chwilowej dostawy ogromnej ilości endorfin. Tym się przecież różnili, że ona czasami reagowała emocjami, choć może miał nieco zakłamany obraz tego przez ciąże, w której bardzo mocno chodziło o hormony.
Wzrok przeniósł na drzwi od sypialni, które się uchyliły, a następnie na nastolatków, którzy wrócili do pokoju.
- Chcemy zamieszkać z wami – powiedziała pewnie Luna.
- Na początek. Później każde z nas chciałoby własne mieszkanie – dodał Luca, a Giotto spojrzał tylko na bliźnięta i lekko pokiwał głową, zgadzając się na wszystko. Dla niego było to sensowne, wszakże chcieli pożyć trochę w pełnej rodzinie, a jednocześnie dorastali i mieli też swoje potrzeby, ot choćby uniezależnienie się od opiekunów.
- Zgodzą się na to? – spytała Luna.
- Nie będą mieli wyjścia – odpowiedział Giotto za żonę, do której w głównej mierze było kierowane te pytanie, na co oboje uśmiechnęli się, choć Luca oczywiście znacznie mniej, by nie dać po sobie poznać, że poniekąd oczekiwał takiego wsparcia.
Małej Lunie brakowało atencji ojca, dlatego też po kilku chwilach zaczęła go zaczepiać, ciągając go za koszulkę czy dotykając go rączkami po twarzy, więc syn Fobosa jak na dobrego ojca przystało, całkowicie skupił się na pierworodnej, zabawiając ją na różne sposoby, czego efektem było dużo śmiechu i gaworzenia w trakcie.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Nie 04 Cze 2023, 22:20

- Nie wiem - odpowiedziała na pytanie męża dumając nad tym przez chwilę. Starsze dzieciaki też chyba zaczęły się nad tym zastanawiać. - Nie chcę ich zmieniać - przyznała głośno i jasno to, na co serce by jej nie pozwoliło. Nie wiedziała jak to rozwiązać, ale to właśnie te dwa szkraby były dla niej Luną i Lucą przede wszystkim. Zdublowane imiona jednak mogły być kłopotliwe i to nie tylko w rodzinnej komunikacji. To samo imię, to samo nazwisko. Jak w systemie ich rozróżnić? Już oczami wyobraźni widzi te błędy i swoje kilkuletnie dzieci wyznaczone do patrolu.
Pani Nero nie przeszkadzała rodzeństwu w przekomarzankach samej cały czas zastanawiając się nad sprawą, która była naprawdę trudna do rozwikłania. Nie mogła przecież też wymusić na starszych dzieciach zmiany imion, w końcu z nimi się identyfikowały.
- Na Lunę wiele osób wołało Stormy, więc to jakieś wyjście - powiedział jeszcze Luca, a nastolatka wzruszyła lekko ramionami. Przyzwyczaiła się do tej ksywki, ale żeby robiło to za jej imię? Elisie też nie do końca podobał się pomysł, by zwracać się tak do córki, choć miała podejrzenia z czego w ogóle taki nickname wynika.
Temat jednak uległ zmianie na zamieszkanie. Wiedziała, że jakąkolwiek decyzję nie podejmą, będzie musiała się trochę nagimnastykować z Corvusem. A może i nie? Może zrozumie, nie będzie niepotrzebnie drążył wiedząc, że koniec końców Włoszka postawi na swoim? W międzyczasie przejęła małego Lucę, którego od razu przytuliła do siebie. Zaraz jednak spojrzała na męża.
- A ty masz wątpliwości? - wiedziała, że oboje podeszli do tego emocjonalnie, bo prawda była taka, że nie powinni się przywiązywać i zaakceptować fakt, że za jakiś czas ich tu nie będzie. W końcu nie mieli pojęcia jak to wpłynie na ich rzeczywistość, tą dzieciaków czy nawet inne. Nero była gotowa dla swoich potrzeb olać zdrowy rozsądek w tym wypadku.
- Tak jak powiedział wasz ojciec, nie mają wyjścia - uśmiechnęła się pewnie, a następnie wróciła na kanapę z synkiem, na którą dołączyły dzieciaki.
- Mamo, ty nie jesteś córką Nyks? - nagle wypaliła zdziwiona Luna, która właśnie sobie przypomniała, że matka uleczyła ją dotykiem, a przecież Nyks takich mocy nie ma. Elisa nawet nie skojarzyła, dlatego ściągnęła lekko brwi nie rozumiejąc o co chodzi. Tak samo jak i Luca.
- Oczywiście, że jestem. Skąd pytanie? - w międzyczasie brunetka głaskała synka po głowie i brzuszku a widząc, że dopada go zmęczenie, wstała i zaczęła się kołysać.
- No... Uleczyłaś mnie dotykiem - zauważyła, ale nie dane jej było odpowiedzieć, bo Luca zaczął płakać, więc kobieta wskazała, że idzie z nim do pokoju dziecięcego. Małej Lunie było do śmiechu, co pewnie drażniło zmęczonego brata. Jak to z rodzeństwem bywa...
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 31 Lip 2023, 15:47

Imiona w obozowej biurokracji były dla Giotto mniejszym problemem niż sam fakt, że obie córki będzie nazywać Luną i obu synów Lucą. W obecnej chwili to wydawało się być nie do przeskoczenia, ale może czas pokaże, że Nero się myli i pozostanie przy imionach, do których wszyscy przywykli będzie odpowiednie. Na razie jednak był zdania, że z technicznego punktu widzenia łatwiej byłoby zmienić imiona niemowlaków, z praktycznego jednak byłoby to znacznie trudniejsze, niż tytułowanie przybyszów z przyszłości innymi określeniami. Rozumiał jednak, że nikt nie chce wyzbyć się swojego imienia, zwłaszcza jeśli te im odpowiadały.
- Nie widzę tego - odparł tylko zgodnie ze swoimi przemyśleniami, bo na dłuższą metę widział więcej problemów niż tylko domowa czy biurokratyczna komunikacja. Nie chciał jednak na siłę ciągnąć tematu, gdyż jak widać żona nie była gotowa na to, by dyskutować o czymś tak istotnym. A przy tym też nie mogli tego robić sami, gdyż sporo w tej kwestii zależało od starszych bliźniąt.
Giotto powstrzymał się od ściągnięcia brwi, kiedy Luca wyjawił, że na Lunę mówią Stormy. Po pierwsze, wolał typowo włoskie określenia, stąd między innymi obowiązek wybrania dla dzieci imion właśnie z Italii, po drugie Stormy w ogóle do niego nie przemawiało. Domyślał się, że kryje się za tym jakaś historia lub dwie, ale już w pierwszej chwili nie przekonało go to. I chyba nawet jego subtelna reakcja została dostrzeżona przez córkę, która tylko skinęła głową jakby zgadzając się z ojcem, że ksywka jeszcze ujdzie, ale imienia takiego raczej nie będzie chciała.
Natenczas musieli porzucić rozmyślenia na temat imion dzieci, gdyż zaraz przyszło im debatować na temat innej, równie ważnej kwestii dotyczącej ulokowania młodych półbogów. Nero nie miał wątpliwości, że nastolatkowie z racji wieku raczej nie będą chcieli zbyt długo mieszkać z nimi, skoro i tak przywykli już do życia bez rodziców.
Spojrzał na swoją żonę, która spytała go o to samo, co on ją chwilę wcześniej.
- Żadnych - odpowiedział pewnie, bo on też w pewien sposób reagował na to emocjonalnie. Nie pokazywał tego po sobie, ale naprawdę dotknęło go to, że jego odpowiednik z przyszłości całkowicie olał sprawę i odciął się od swoich dzieci. Już teraz był gotów umrzeć za swoje potomstwo, więc nawet jeśli Corvus, zarządcy i wszyscy bogowie będą przeciw pozostaniu ich tutaj, Nero nie dopuści do tego, by wola jego dzieci z przyszłości nie została spełniona. Zostaną tutaj, choćby Giotto miał wypowiedzieć wojnę tym i wszystkim innym światom czy rzeczywistościom.
Obstawiał dokładnie taką wersję zdarzeń, jaka została zaprezentowana po naradzie bliźniąt w sypialni, stąd też nie zdziwiło go to, ani też nie postawiło przed jakimś problemem z akceptacją tej decyzji. Wspierał ją całkowicie, bo choć sam nie wyobrażał sobie, jakie katusze musieli przeżywać nie mając żadnego z rodziców u swego boku w dzieciństwie czy podczas okresu dorastania, tak rozumiał też, że są na innym etapie życia niż maluszki będące w tym momencie w ramionach Giotto i Elisy. Każdy miał przecież swoje potrzeby, zwłaszcza pod względem prywatności, a tej raczej nie będzie zbyt wiele, gdy Luna i Luca z przyszłości zamieszkają z nimi.
Kiedy już wszystko zostało wyjaśnione, Giotto wrócił do zabawiania małej Luny, która od kilku minut była wyjątkowo energiczna we wszystkim. Raz nawet dość nieprzyjemnie pociągnęła go za ucho, na co jednak Nero nie zareagował w żaden sposób, gdyż był przyzwyczajony do pewnej dawki bólu, w tym tej sprezentowanej właśnie przez swoją pierworodną. Przysłuchiwał się jednak rozmowie dzieci z matką i instynktownie spojrzał na małego Lucę, który przez chwilę subtelniej wyrażał swoje niezadowolenie, by następnie w akompaniamencie śmiechu swojej siostry rozpłakać się i zasygnalizować, że to jego czas na drzemkę. Oznaczało to, że i Giotto musiał się podnieść z Luną, którą też zaczął kołysać, aby po chwili oddać ją matce w pokoju dziecięcym, żeby i ją ululać. Ważne było, aby bliźnięta spały mniej więcej w tych samych porach, bo bez tego żadne z nich nie miałoby nawet chwili odpoczynku, a rodzicom też jest to potrzebne.
Wrócił więc do salonu już bez córeczki uprzednio zamknąwszy za sobą drzwi do pokoju dziecięcego, by Elisa w spokoju mogła podziałać matczyną magią i uśpić oba skarby.
- Jak mama się tego nauczyła? - spytała nagle Luna, która poza lakonicznymi odpowiedziami matki nie potrafiła pojąć, jak córka Nyks posiadła więcej mocy niż tylko te przypisane jej dzieciom.
Giotto schował rękę do kieszeni i spojrzał na nastolatkę.
- Wypiła specjalny eliksir, który odblokował jej nowe moce - wyjaśnił pokrótce ojciec.
- Moce? Jest ich więcej? - można było odnieść wrażenie, że Lunie oczy zapłonęły wręcz z ekscytacji, podczas gdy Luca słuchał spokojnie.
- Poza leczeniem potrafi się jeszcze dematerializować tak jak dzieci Melinoe - dopowiedział Giotto, zaspokajając tym samym część ciekawości swojej córki.
- Zawsze chciałam mieć więcej mocy! Jak zdobyć taki eliksir? - pierwszą część Luna wręcz wykrzyczała, co spotkało się z karcącym wzrokiem Giotto, gdyż najwidoczniej nastolatka zapomniała, że Elisa właśnie usypia niemowlaki i powinna być nieco ciszej.
- Musisz zdobyć odpowiednie składniki i poprosić Asklepiosa o uwarzenie go - wyjaśnił, krzyżując przy tym ręce na klatce piersiowej. - Nie myśl jednak, że to proste. Składniki ciężko znaleźć, to wręcz niewykonalne i warzenie trwa długo - dodał od razu.
- A mimo to mama ma dwie nowe moce... - wtrącił się Luca. - Zakładam, że ty też masz, prawda?- spytał nastolatek, a Giotto skinął tylko twierdząco głową. Luna natychmiast uśmiechnęła się szerzej i podeszła bliżej do ojca, jakby miało to jej pomóc w wyciągnięciu z niego informacji.
- Jeśli mama ma dwie nowe moce, to ty, tato, masz... trzy - powiedziała, choć końcówka bardziej brzmiała jak pytanie, na które syn Fobosa odpowiedział przeczącym kiwnięciem głową. - Cztery? - spytała Luna i Giotto znowu pokiwał przecząco. - Pięć? - spytała głośniej, niemal krzycząc, reakcja jej ojca była jednak taka sama.
- Sześć - uprzedził kolejne pytanie córki, na co Luna zrobiła duże oczy ze zdumienia.
- Sześć nowych mocy?! Mówiłeś, że to trudne, a tylko wy musieliście 8 razy zdobyć składniki! - krzyknęła córka, po czym przeprosiła gestem ręki i nawet zatkała sobie usta, widząc niepocieszony wzrok ojca, który ponownie musiał ją spojrzeniem skrytykować za zbyt głośne rozmowy.
- Mieliśmy motywację, żeby to zrobić - odpowiedział spokojnie Nero, jednak nie dane było mu dokończyć, gdyż właśnie do pomieszczenia wróciła żona, która zrobiła to za niego i wytłumaczyła, że to właśnie dzieci były motywacją do tego, by rozwinąć jak najwięcej mocy.
- Zrobiliście to dla nas? - spytał Luca, spoglądając z podziwem na Elisę.
- Mamo... wszyscy mówili, że byłaś zajebista, ale że aż tak? - rzuciła swobodnie Luna, po czym znów zatkała usta, bo nie chciała być tak wulgarna, a przynajmniej nie wypadało być w rozmowie z matką. Giotto na to nie zareagował na zewnątrz, jednak w środku uśmiechnął się w duchu, gdyż tego typu bezpośredniość była kolejną cechą, którą dzielili. Najwidoczniej coś było w tym powiedzeniu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. - A na ciebie, tato, jestem zła... trenowaliśmy i nie pokazałeś żadnej nowej mocy. Jeśli jeszcze raz mnie zlekceważysz albo dasz mi fory, inaczej będziemy rozmawiać - Nero spoglądał na swoją nastoletnią córkę tym samym, chłodnym wzrokiem, jednak w duchu aż promieniał z radości, dostrzegając kolejne podobieństwa między nimi. Kątem oka dostrzegł też ten wzrok Elisy, która sama pękała z dumy widząc jak bardzo jej córka przypominała ojca. Tutaj żadne testy genetyczne nie były potrzebne.
- Już rozumiem skąd to one man army - wtrącił się Luca, który przez ostatnie kilkanaście minut zdawał się być dość neutralny w stosunku do ojca, co było dobrym prognostykiem na dalszą część dnia.
Córka przeniosła wzrok na Elisę i od razu zadała jej pytanie:
- Co jeszcze tata potrafi? - temat mocy niezwykle ją zainteresował, co było widać po zaangażowaniu jakie okazywała w każdym kolejnym pytaniu.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Sob 19 Sie 2023, 13:00

Uśmiechnęła się tylko lekko, bo spodziewała się, że Gio nie ma wątpliwości co do podjętych właśnie przez nich decyzji. Chcieli chronić swoje dzieci i chyba nikt nie mógł im się dziwić.
Elisy też nie zdziwiła ta decyzja, a już tym bardziej, gdy pomyślała o Lunie i jej potencjalnych randkach. Przecież Gio by ich wszystkich pozabijał. Nie żeby ona każdą dopuściła do Luci, ale to inna sprawa...
Pani Nero przejęła również córeczkę i po sprawdzeniu pieluszek, zaczęła ich lulać. Najpierw odrobinę kołysać w celu wyciszenia, a na dobitkę każde z nich dostało niezawodnego usypiacza - cycka. O dziwo to Luna pierwsza odpłynęła, ale nim ją ułożyła w łóżeczku, musiała poczekać aż i Luca uśnie. Nie chciała zaniepokoić synka, który zaraz zbudził by siostrę swoim niezadowoleniem ze zmiany pozycji.
Elisa słyszała oczywiście rozmowę nastolatków z mężem, a na podekscytowany ton córki jedynie się uśmiechnęła rozbawiona. Wykapany tata. Wcześniej jednak upewniła się, że nastolatka nie zbudziła przypadkiem rodzeństwa. Tak się jednak nie stało, więc po kolejnej chwili Włoszka wróciła do rodziny w salonie.
- Chcieliśmy was chronić od samego początku, dlatego u mnie wybór padł na dematerializację. Za wszelką cenę musiałam chronić brzuch, a wasz tata cóż... chce was chronić na wszelkie możliwe sposoby, a odstraszenie to też dobry motyw. Kto podejdzie do jedynego one man army? - uśmiechnęła się odrobinę rozbawiona, ale też rozczulona tym widokiem. Myślała, że takie rozmowy będą mieli za kilkanaście lat dopiero, a tu proszę. Mieli podwójne, a wręcz poczwórne szczęście. Dołączyła do nich na kanapie.
- Oczywiście kochanie, jak moglibyśmy nie? - odpowiedziała chłopcu, a potem zganiła córkę spojrzeniem. Nie żeby przeklinanie jej przeszkadzało, ale jednak z ust córki to coś, z czym musi się oswoić. Zaraz jednak parsknęła śmiechem słysząc jak Luna gani ojca za to, że nie był surowszy dla niej na treningu. Tu testy genetyczne nie były potrzebne, bo pomijając, że dziewczyna wygląda jak młodsza wersja matki, to charakter ma tatusia.
Elisa musiała się chwilę zastanowić, by żadnej mocy nie pominąć, ale chyba jej się to udało tuż po chwili.
- Też dematerializacja, nekromancja ze zjawami, gyrokineza, pyrokineza, zmysł strategiczny i... psychokineza - wymieniła wszystkie bezbłędnie widząc jak nie tylko Lunie oczy się zaświeciły na tą informację. Zaraz jednak zaskoczył ją Luca.
- Dlaczego musiałaś chronić tak brzuch? Przecież zarządzasz szpitalem... Macie wrogów? - Luna też się skupiła patrząc to na Elisę, to na ojca. Włoszka posłała krótkie spojrzenie mężowi i wróciła do dzieci.
- Mamy wroga, ogromnego. Z zewnątrz. Mieliśmy bitwę i obóz został zdziesiątkowany, a czeka nas na pewno powtórka. Nie mieliśmy pewności kiedy to się wydarzy, więc moim... naszym priorytetem była wasza ochrona - wyjaśniła, ale to im nie wystarczyło. Szczególnie oczywiście Lunie, która spojrzała na ojca oczekująco. Chciała więcej szczegółów.
- Jaki wróg tato? Co tu się stało i jak możemy pomóc? - rzuciła nastolatka, a jej brat skinął głową zgadzając się z tym, że chce i on pomóc z tym wszystkim. Matka zrobiła wszystko, by go chronić, musiał się odwdzięczyć. Zresztą nie przeżyłby gdyby stracił ją drugi raz.
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Pon 11 Wrz 2023, 13:56

Giotto był prostym półbogiem i choć jego kompas moralny czy osobowość pozostawały dla wielu wątpliwe czy nawet tajemnicze, tak Elisa potrafiła dostrzegać w nim wszystko to, co powinna i stąd też nie zdziwiła się, że Nero nie ma żadnych wątpliwości co do pozostania dzieci tutaj. To było też dość wyjątkowe w ich małżeństwie, że mimo tak przeciwległych charakterów, uzupełniali się w wielu kwestiach i często nawet rozumieli się bez słów. Rzadko kiedy takie połączenie występowało między osobami posiadającymi telepatię, a oni potrafili to i bez tej mocy.
Wyjaśnienia żony były w punkt, dlatego też Nero nie czuł potrzeby, by dodawać cokolwiek od siebie. Jedynie spoglądał tym samym chłodnym spojrzeniem to na Lunę, to na Lucę, próbując odczytać ich reakcję. U syna dostrzegł delikatny ruch warg, gdy matka przyznała, że zaopatrzenie się w większą ilość mocy było podyktowane chęcią ochrony ich młodszych odpowiedników, co zapewne oddawało w jakimś stopniu troskę obojga rodziców.
Choć było mu z reguły obojętne, jak nazywa go ukochana, tak w tym wypadku określenie one man army rozbawiło go i na koniec wypowiedzi Włoszki Giotto delikatnie poruszył wargami, co wytworzyło wrażenie uśmiechu. Zrobił to w dość podobny sposób co chwilę temu Luca i zostało to odnotowane przez Lunę.
- Uśmiechacie się podobnie - rzuciła córka do ojca, a następnie spojrzała na Lucę, by ten wiedział, że to o niego również chodzi. Giotto odwrócił tylko wzrok na żonę, która chyba zaczęła mu się przyglądać z rozbawieniem, chcąc uchwycić ten moment, który najpewniej przegapiła.
- Na co się tak patrzysz? - spytał niby spokojnie, choć słychać było delikatne podirytowanie tym komentarzem, co akurat w przypadku syna Fobosa było całkowicie normalne. I pewnie spotka się jedynie z rozbawieniem żony, która przywykła do takich reakcji swojego męża.
Mężczyzna skrzyżował ręce na klatce piersiowej i słuchał tego, jak Elisa wyjawia córce wszystkie jego zdolności, na co Luna zareagowała oczywiście z ekscytacją, tym razem jednak nie tak ekspresyjną i przede wszystkim nie tak głośną niż wcześniej. Zaraz jednak padło pytanie, którego chyba oboje się nie spodziewali, stąd też wzajemne spojrzenia małżonków na siebie.
- Potomek Tartaru - odpowiedział spokojnie Giotto, a dalsze tłumaczenie owej postaci zostawił żonie, która dopowiedziała o nim te nieliczne informacje, jakie posiadali. - Zaatakował nas razem z NoGods znienacka, wielu herosów zginęło, a sam obóz został w ogromnej części zniszczony - wyjaśnił krótko Nero, a następnie znów spojrzał na Elisę, która miała kolejną okazję ku temu, by coś dopowiedzieć do jego krótkiej odpowiedzi.
- Pomożecie nie wtrącając się - rzucił chłodno, patrząc karcącym wzrokiem na Lunę, która od razu odwzajemniła spojrzenie.
- Nie wtrącając się? Jesteśmy tutaj i czy ci się to podoba czy nie, obronimy ciebie, mamę i nasze rodzeństwo - odpowiedziała pewnie Luna.
- Jeśli ten potomek Tartaru chce skrzywdzić naszą rodzinę, nie będziemy siedzieć bezczynnie - dodał Luca wspierając siostrę w opozycji do własnego ojca. Nero spojrzał na zdeterminowane rodzeństwo, a następnie na Elisę, od której oczekiwał niczego innego jak wsparcia, bo choć był znacznie silniejszy od swoich dzieci, tak nie chciał w żaden sposób argumentować swoich racji siłą.
- To nie jest zabawa - rzucił Giotto. - Nie pozwolę, by cokolwiek wam się stało. To nie jest wasza walka - dodał po chwili ojciec i podniósł się z fotela, na którym dotychczas siedział. Poszedł w stronę kuchni, z której wyjął butelkę piwa i ją od razu otworzył, a następnie napił się kilku łyków.
- Nie stracimy was - odezwała się Luna. - Będziemy walczyć razem. Jesteśmy Nero, nie unikamy walki, a jak tacie coś się nie podoba, to zaraz mu pokażę, co potrafię - dodała wyraźnie zirytowana nastolatka, na co od razu zareagował Luca.
- Uspokój się, siostra - zwrócił się do brunetki. - Mamo, jesteśmy w tym razem - położył dłoń na kolanie matki i z pewnym siebie wzrokiem spoglądał jej w oczy. - W końcu znaleźliśmy dom i będziemy bronić go wspólnie, nie możemy znowu was stracić... - końcówkę mówił już lekko poddenerwowany, czego efektem było delikatne podgryzanie dolnej wargi.
Luna spojrzała na swojego brata, a następnie na ojca, który dalej był w kuchni.
- Tata dziwnie wyraża uczucia - rzuciła w kierunku Elisy, by nieco rozładować atmosferę, którą poniekąd sama nakręciła. - Myślisz, że dotknęło go to, co powiedzieliśmy? Wiesz... o tobie, że w naszym świecie już ciebie nie ma, że ojca nigdy przy nas nie było, że chcemy tu zostać i walczyć razem z wami? - brzmiało to tak, jakby Luna miała wyrzuty sumienia przez zasypanie ojca zbyt wieloma złymi wiadomościami.
Elisa Nero
Elisa Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Wto 19 Wrz 2023, 22:01

Na komentarz córki spojrzała najpierw na syna, u którego nie było śladu po uśmiechu, a następnie na męża, któremu zaczęła się z rozbawieniem przyglądać. Cieszyła się, że było coś, co Luca miał w stu procentach po ojcu.
- Na mojego przystojnego męża - odpowiedziała wciąż rozbawiona nie przejmując się w ogóle podirytowaniem mężczyzny. Bardziej rozbawiły ją kwaśne miny dzieci, czemu dała upust cicho się śmiejąc.
Z Giotto dość dobrze uzupełniali swoje odpowiedzi odnośnie bitwy, choć prosty temat to nie był. Oni co prawda mieli to szczęście, że nie stracili siebie (choć wolałaby nie pamiętać o pewnej rudej i dziecku w jej brzuchu), ale mieli chociażby Vivianę, dla której bitwa przyniosła druzgocące efekty. Nie próbowała nawet wyobrażać sobie jak to jest, bo ten sam fakt, by ją załamał już nic nie mówiąc o takiej rzeczywistości.
Od razu spojrzała zaskoczona na córkę, gdy ta zechciała pomóc. Odetchnęła z ulgą na odpowiedź Nero, z którą w stu procentach się zgadzała. Nie ma mowy, by w jakikolwiek sposób naraziła na niebezpieczeństwo swoje dzieci. Zwłaszcza takie.
- Nie ma nawet o czym dyskutować - rzuciła ostro zupełnie jak nie ona, a przynajmniej nie względem dzieci by się wydawało. Była jednak zdenerwowana tym, jak lekko podchodzili do niebezpieczeństwa, o którego wielkości nie mieli najmniejszego pojęcia.
- Nie będziecie walczyć w tej bitwie i nawet nie chcę słyszeć czegoś innego - podniosła nieco głos, lecz zaraz odetchnęła głęboko. Nie chciała przecież obudzić szkrabów. - Nie macie pojęcia o czym mówicie, mówimy o tysiącach poległych herosów. Doświadczonych, zdolnych półbogach. Mówimy o Vivianie, która straciła w niej całą rodzinę. Nie jestem tak silna jak wasza ciotka, nie przeżyję, gdy was stracę - rzuciła spokojniej, choć nieco wciąż roztrzęsiona, co było widać po zaszklonych oczach, którymi ewidentnie zaskoczyła dzieci.
- Mamo, nie denerwuj się - rzucił cicho Luca nie spodziewając się takiej reakcji matki. Luna zresztą też, choć po niej nie było aż tak tego widać. Dotarło jednak w jakimś stopniu do chłopaka, że skoro bitwa tak mocno nimi wstrząsnęła, to nie były to przelewki. Nie żeby zamierzał odpuścić walkę, ale to dyskusja na kiedy indziej.
- Bycie Nero nie polega jedynie na pięściach, a też rozumie. Poza tym macie młodsze rodzeństwo do ochrony - dodała już spokojniej zerkając przez ramię na męża. Oboje przeżywali to na własny sposób, ale oboje wiedzieli, że to nie przelewki.
- Oczywiście, że go to dotknęło kotku, bo nie wyobraża sobie, że mógłby was opuścić. Bardzo was kocha, choć potrafi to okazywać nietypowo - uśmiechnęła się ciepło do córki, która nieco to odwzajemniła.
- Mogę też dostać piwo? - spytał Luca bezpośrednio ojca, na co Elisa rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała. Wszak nie do niej było kierowane.
Elisa sięgnęła po pilota w duchu postanawiając urządzić rodzinne popołudnie z bajką. Co prawda ona z Gio pewnie będą zaglądać do maluchów, ale kto wie? Może bajka rozluźni atmosferę? No a czy nie było bardziej odpowiedniej bajki jak Luca?
Giotto Nero
Giotto Nero
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero Czw 21 Wrz 2023, 15:27

Nero nawet nie poruszył brwiami czy nie uśmiechnął się na komentarz Elisy, która właśnie skomplementowała jego urodę. Robiła to raz na jakiś czas i niemal za każdym razem reakcje Nero były takie same. Doskonale wiedział, że pociąga swoją żonę, w końcu gdyby tak nie było, to nie byliby ze sobą, jednak przyjmowanie komplementów w jego wykonaniu zawsze było dość specyficzne. Nie umiał tego, ani też nie oczekiwał, by córka Nyks nimi go zasypywała. To był prosty chłop i bardziej trafiało do niego „zerżnij mnie” zamiast „jesteś przystojny”.
Dzieci z zaskoczeniem zareagowali na stanowczość Elisy, w której bardziej widzieli osobę wspierającą ich w walce z ojcem. Nie byli przygotowani na to, że młoda mama poprze swojego męża w takiej kwestii, jednak jak gdyby się tak mocniej zastanowić, to przecież było to arcylogiczne.
- I co z tego? – spytała podirytowana Luna. - My mamy tu siedzieć, podczas gdy wy będziecie ryzykować życie, żebyśmy mogli sobie żyć tak po prostu? Jesteśmy Nero, my nie unikamy walki. Nigdy – dodała, na co Luca tylko pokiwał głową.
Zaszklone oczy matki uderzyły nie tylko w syna, ale również w córkę, która zaraz po tych słowach poczuła pewne wyrzuty sumienia. Nie chciała doprowadzić Elisy do takiego stanu, w końcu dopiero co się poznali, spotkanie z matką powinno być radosne, a oni poruszyli już w czasie pierwszego całe mnóstwo tematów.
Giotto przysłuchiwał się rozmowie w ciszy, spoglądając od czasu do czasu na żonę lub dzieci, jednak gdy tylko usłyszał większe zdenerwowanie w tonie małżonki, postanowił ją wesprzeć. Odezwał się zatem z kuchni:
- Musicie tu być, gdyby nam się nie udało. Wasze rodzeństwo jest zdane na was, nie ma nic ważniejszego, żebyście się chronili nawzajem. Oni jeszcze tego nie mogą zrobić, więc wy musicie zadbać o nich – odezwał się tuż po tym, jak Elisa wyjaśniła skąd ten jego specyficzny sposób okazywania uczuć.
Zdziwił się jednak, gdy syn spytał go o piwo. Po pierwsze ich rozmowy raczej były negatywne, po drugie to był dopiero nastolatek i syn Fobosa jeszcze nie przetrawił, że jego malutki Luca przybył wyrośnięty z przyszłości. Ostatecznie jednak rozum zwyciężył i bez słowa otworzył, a następnie wręczył butelkę swojemu synowi, jednocześnie nic przy tym nie mówiąc. Zamiast tego wrócił do salonu chwilę po tym, jak Luca usiadł z piwem na swoim poprzednim miejscu.
Elisa postanowiła uciec do prostych rozwiązań i puściła bajkę na telewizorze, by nieco złagodzić atmosferę. Jak można było się domyślić, jedynie ona oglądała ją w miarę uważnie. Nero kompletnie nie zwracał na nią uwagi, mając zamknięte oczy i obejmując ukochaną, która leżała po części na nim, po części na sofie. Luna miała podobną postawę do ojca z tą różnicą, że siedziała na fotelu i miała skrzyżowane ręce na klatce piersiowej. Jedynie Luca z grzeczności zerkał co jakiś czas na ekran, jednak cisza między nimi trwała nawet kilka minut. Postanowił ją przerwać dopiero sam Giotto.
- Nie macie więcej pytań do matki? – spytał, bo choć atmosfera się popsuła, to jednak w dalszym ciągu było to ich pierwsze spotkanie z Elisą. Spodziewał się, że w takiej sytuacji mogą mieć znacznie więcej pytań niż te, które zadali przez ostatnie kilka godzin.
- Ja w sumie mam… – odezwał się niepewnie Luca. - Jak to się stało, że rządzisz szpitalem? Sama się zgłosiłaś czy ktoś cię wybrał? – spytał dość neutralnie, by trochę poprawić atmosferę.
- I drugie pytanie, czy pojedziemy kiedyś do Palermo? – na drugie pytanie zareagowała Luna, która dotychczas siedziała w ciszy i skupieniu.
- I co, tak po prostu damy się spławić, bo rodzice nam każą? Pytasz o pierdoły, a dobrze wiem, że siedzi ci w głowie to co mi, braciszku – odezwała się córka, na co zareagował Nero.
- Życie waszego rodzeństwa to nie pierdoły – rzucił niemal wrogo do córki, na co ta spojrzała w niemal identyczny sposób na ojca.
- Wy będziecie walczyć, a my… – nie było jej dane dokończyć, bo znów wtrącił się syn Fobosa, który w dodatku wstał z sofy.
- A wy będziecie bezpieczni i zajmiecie się tym, żeby wasze rodzeństwo nie musiało przejść tego co wy – warknął na córkę i było to dość nieoczekiwane, gdyż Giotto niemal nigdy nie tracił chłodnej głowy, a tu naprawdę było widać, że przejął się nie tylko tą sprawą, ale również całą otoczką wokół niej.
Wszyscy w pomieszczeniu mogli odczuć powiew dość nieprzyjemnie chłodnego wiatru oraz przypływ pewnego niepokoju. I nic w tym dziwnego, bo przy dzieciach Fobosa nie była to rzadkość. Niemniej jednak słowa ojca uderzyły w bliźnięta, które spuściły głowy i zacisnęły zęby zdając sobie sprawę z tego, że ojciec po prostu pozamiatał.
Włoch spojrzał na swoją żonę, która również była chyba zaskoczona jego reakcją. Nie zamienił jednak z nią słów, bo przez roztoczenie tej aury, można było usłyszeć płacz dzieci z ich pokoju. Najwidoczniej przez jego wybuch zaczęło im się śnić coś niedobrego.
- Zajmę się nimi – rzucił oschle, jednak Elisa doskonale wiedziała, że powinna to traktować jako przeprosiny i przyznanie się do błędu przez męża.
Syn Fobosa ruszył do pokoju dziecięcego i zaczął uspokajać swoje dzieci, które po kilku minutach przestały płakać i ponownie zostały uśpione. Giotto jednak nie wychodził z pokoju na razie, chcąc się upewnić, że niemowlaki są w odpowiedniej fazie snu.
Sponsored content
Re: Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero

Mieszkanie 1 - Elisa i Giotto Nero
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 6 z 7Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
Similar topics
-
» Włochy - Elisa i Giotto
» Giotto Nero
» Giotto Nero
» Elisa Nero
» Elisa Nero



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Dzielnica Grecka :: Strefa Mieszkalna-
Skocz do: