Dzisiejszy dzień z pewnością miał być jednym z wyjątkowych, bo Corvus po raz pierwszy od bardzo dawna miał wolny niemal cały wieczór. Obowiązki związane z tytułem kapitana i odbudową kampusu były co prawda na pierwszym miejscu przez ostatnie miesiące, ale zaczął powoli ogarniać swoje życie. Śmierć Noemi nie była dla niego czymś łatwym i musiało minąć wiele czasu, nim się pozbierał. Do tego dochodziły problemy z psychiką po "śmierci", której doznał podczas walk w Obozie i załamanie nerwowe. Tylko praca kapitana odciągała go od myśli samobójczych. Do czasu, aż nie zaczął spotykać się z Sylvią, która okazała mu wiele ciepła po stracie i okazała się być nieocenionym oparciem. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie zeszli się i od kilku tygodni tworzą związek. Czy szczęśliwy? Tego Corvus nie wie, bo przecież dalej ciężko mu się odnaleźć w kwestiach miłosnych oraz nie poświęca Garcii tyle czasu, ile by chciał. Wszystko przez obowiązki. Dzisiaj jednak mógł w końcu spędzić z nią wieczór nie tylko na przytulaniu się, szybkim seksie i zaśnięciu, ale również na rozmowach, żartach i swobodnej atmosferze poza pokojem. To on wyszedł z inicjatywą "randki" w gospodzie, która może i nie była czymś wyrafinowanym, ale Sylvii to chyba wystarczyło, by bez chwili zawahania zgodzić się na propozycję. W końcu chodziło o to, by zjeść coś dobrego, wypić kilka lampek wina czy innego alkoholu i dobrze się bawić w swoim towarzystwie. Musieli jednak umówić się już na miejscu, bo Corvus przecież miał jeszcze szereg innych obowiązków, zanim mógł zająć się przyjemnościami. Syn Melinoe powiedział, że zawita do gospody trochę później niż ona, dlatego nie było sensu, by czekała na niego, skoro i tak nie miał zamiaru zjawić się w mieszkaniu. Nie wyglądał najgorzej, nie pracował dziś fizycznie, więc nie był brudny czy spocony, dlatego też nie był mu potrzebny prysznic. Wyglądał względnie dobrze i nawet trochę ułożył włosy, w czym pomogła mu jakaś córka Demeter. Wszedł do baru i przywitał się z kilkoma herosami, którzy witali go mniej czy bardziej radośnie, był wszakże rozpoznawalna personą: kapitan, a przy okazji deadwalker. Widząc swoją ukochaną siedzącą z tą samą zatroskaną co zawsze twarzą, uśmiechnął się tylko lekko i od razu zeszło z niego całe napięcie. Nie lubił takich tłumów, ale teraz już mu to było obojętne, bo dostrzegł te czerwone usta, kruczoczarne włosy i te przeszywające spojrzenie, które za każdym razem wywoływało szybsze bicie serca. Usiadł oczywiście od razu obok, nie pozwalając jej na to, by wstała i go przywitała. Wolał to zrobić na siedząco, by nie ściągać na siebie uwagi, dlatego gdy tylko usadził swój tyłek, wplótł dłoń we włosy Sylvii i zainicjował pocałunek, którym zawsze ją obdarowywał, gdy tylko spotykali się po dłuższej rozłące. - Zamówiłaś już coś? - spytał po odsunięciu się i spojrzał na jej strój, w którym prezentowała się jak zwykle obłędnie. Nie zdołał jednak wydukać żadnego komplementu, gdyż już i tak ta sytuacja go trochę zawstydzała, jeszcze nie był na tym poziomie otwartości.
Sylvia prawdę mówiąc radziła sobie jakoś z tym, co wielu zdruzgotało niemal rok temu. Głównie przez to, że miała naprawdę wiele szczęścia w tym wszystkim. Nikt z najbliższych jej osób nie zginął i choć opłakiwała w jakiś sposób tą zbyt długą listę martwych, to jednak jej nie załamało. Pomagała i pomaga nadal odbudować obóz, choć prawdę mówiąc coraz częściej zastanawia się na ile jest w tym sensu. Może i chroniła swoje życie i przy okazji innych, ale właśnie coraz bardziej odczuwała, że bardziej ona (i Corvus z całą pewnością) zapewnia innym bezpieczeństwo, niż oni jej. Mogłaby bronić się sama z mężczyzną, a przy okazji mieć trochę życia, prawda? Coraz częściej zastanawiała się nad jego opuszczeniem i nawet kilka razy mogła o tym przebąkiwać. Nie chciała żyć z nim, ale tak naprawdę bez niego, bo on miał ważniejsze rzeczy do robienia. Rozumiała to, naprawdę, ale jednocześnie coraz bardziej z tym walczyła. Żyć dziś nie dla życia, nie dla radości, szczęścia i miłości, ale dla samego życia? To nie życie, to walka o przetrwanie i zdecydowanie chciałaby to zmienić. W końcu byli herosi żyjący poza obozem i dawali sobie radę, prawda? Dlaczego oni by nie mieli? Związek z Corvusem był jednak radością w jej życiu i nie mogła temu zaprzeczyć. Dzisiejsza propozycja randki ją więc ucieszyła i chociaż wiedziała, że to nic specjalnego, to jednak spędzenie czasu inaczej jak w łóżku, było też czymś miłym. To było naprawdę pogmatwane, bo jednocześnie właśnie najbardziej takie wyjścia przekonywały ją, że Juarez jej nie kocha. Nie kocha Sylvii Garcii, a jedynie to, co widział i co inni też dostrzegli. Kocha to, że była jak niemalże siostra Noemi, łudząco do niej podobna. Co prawda nie znała jej zbyt dobrze, ale podobno i charakterem też zbytnio nie odbiegała od oryginału. Czy kochał to, za czym tęsknił, a nie Garcie? Tego się obawiała, ale i walczyła ze sobą, by jednocześnie w to nie wierzyć. Jak było wspomniane, pogmatwane to. Nie ubierała się nie wiadomo jak, w końcu to gospoda, a nie restauracja kilka mil za granicą obozu wśród ludzi czy innym nieco "lepszym" miejscu od tego. Nie narzekała jednak, bo jedzenie było dobre i przede wszystkim liczyło się to, że zobaczą się poza domem. Ubrała więc jak zazwyczaj w dopasowane spodnie z wysokim stanem i do tego top z dość sporym dekoltem kończący się tuż nad spodniami, pozostawiając zaledwie centymetr czy dwa odsłoniętej skóry wokół jej pasa. Usta jak zwykle czerwone, a włosy zarzucone za ramiona, które poprawiła gdy tylko go dostrzegła witającego się z innymi. Chciała wstać, ale Corvus uprzedził ją siadając, więc tylko uśmiechnęła się lekko rozbawiona. Trwało to zaledwie pół sekundy, bo zaraz pochłonął ją pocałunek, który bez wahania odwzajemniła. Uśmiechnęła się lekko ponownie, gdy już nieco się od siebie odsunęli. - Jedynie napoje, nie wiedziałam na co masz ochotę - wskazała na szklanki przed nimi z wodą i dwie lampki czerwonego wina. Upiła nawet nieco tej wody przyglądając mu się chwilę uważniej. - Jak ci minął dzień? - pogładziła go odruchowo po policzku nie dostrzegając jednak dzisiaj śladów walki czy ciężkiej, fizycznej pracy.
Ostatnio zmieniony przez Sylvia García dnia Nie 28 Cze 2020, 14:46, w całości zmieniany 1 raz
Corvus Juarez
Re: Gospoda Sro 17 Cze 2020, 01:14
Z pewnością Corvus mógł trochę lepiej dzielić swój czas między funkcję kapitana i spędzanie czasu z Sylvią. Wystarczyło znaleźć zastępcę, który mógłby przejąć część obowiązków od syna Melinoe i tym samym oswobodzić go z tego pracoholizmu. Problem polegał jednak na tym, że mimo wielu kandydatów, nikomu nie spieszno było do współpracy z nim i Asklepiosem. Powody były różne: problemy w komunikacji, brak charyzmy i samozaparcia, strach przed natłokiem obowiązków czy w końcu przeświadczenie, że kapitanowie musieli stać w pierwszym szeregu podczas bitew. Tak było również podczas ostatniej potyczki i jaki mieli z tego wniosek? Jeden kapitan rozczłonkowany przez eksplozję, drugi z odciętą dłonią, trzeci z odciętą całą ręką, czwarty martwy ale wskrzeszony, a następca pierwszego z wymienionych z poważnymi obrażeniami leżał pod gruzami. Nic więc dziwnego, że nikt nie kwapił się do zajmowania tych funkcji. Dziś jednak sprawy obozowe miały pójść na bok, bo Corvus bardzo chciał spędzić czas z Sylvią w sposób zwyczajny. Wiadomo, że nie unikną kilku tematów, ale chodziło tutaj o trochę niewinności, spokoju i przede wszystkim dużo miłości. Juarez zawsze się uspokajał przy brunetce, gdy ta rozmawiała z nim o pierdołach, między innymi dzięki niej tak dobrze funkcjonował, bo Garcia potrafiła go resetować w trymiga i przestawiać na tryb Corvichłopak, wyłączając tymczasowo tryb Corvikapitan. Zerknął na szklanki z wodą i winem. Wziął do ręki jedną z tych bezalkoholowych i od razu przechylił do gardła prawie całą jej zawartość. - Nie najgorzej - odparł, uśmiechając się lekko w reakcji na głaskanie. - Głównie dzięki temu, że z każdą godziną było bliżej do naszego spotkania tutaj - dodał całkowicie szczerze, wyjawiając nieświadomie swoje uczucia względem tego całego spotkania. Nie był osobą wylewną, ale był bardzo szczery i często przez to wychodził na "słodziaka", gdyż rzucał takimi słowami, które gdy dochodziły do uszu Sylvii, nabierały porządnego nacechowania, podczas gdy on raczej opierał to na faktach. Było to na swój sposób urocze, żeby nie przywłaszczyć sobie stwierdzenia - corvusowe. - Zamówię nam coś do jedzenia - zarządził i poczekał, aż Garcia wyjawi mu, na co ma ochotę. On chciał porządnej porcji frytek z ketchupem, majonezem i porządnie opanierowaną piersią z kurczaka w jakichś dobrych przyprawach. Jadło w gospodzie może i nie było najwykwintniejsze, ale na pewno było odpowiednie dla herosów: pełne witamin, smaków i co najważniejsze - kalorii. Wrócił do stolika kilka minut później, zajmując znowu miejsce blisko brunetki. - A twój dzień jak wyglądał? - spytał, będąc bardzo ciekawym. Jego były monotonne: obowiązki łamane na wykonywanie rozkazów i poleceń. Jej zaś? Doprawdy różne, bo Sylvii zdarzyło się chadzać własnymi ścieżkami.
Sylvia García
Re: Gospoda Wto 23 Cze 2020, 23:40
Zawsze mogło by być lepiej i to we wszelakich kwestiach. Niemniej z całą pewnością Sylvia byłaby wdzięczna, gdyby jej chłopak znalazłby dla niej więcej czasu, a mniej poświęcałby się obozowi. Paradoksalnie (albo wręcz całkowicie przeciwnie) im Corvus bardziej poświęcał się temu miejscu, tym intensywniej Garcia myślała o opuszczeniu tego miejsca. Teoretycznie mogłaby zostać jego zastępcą, ale nie chciała i mężczyzna wiedział, że wynika to z jej charakteru. Dla niego byłaby nawet na to gotowa, ale Corv też jej na tym stanowisku nie chciał. Przynajmniej w jednej kwestii się zgadzali. No i warto też dodać, że im więcej spędzał on czasu w pracy, tym bardziej brunetka odczuwała to jako unikanie domu i tym samym jej. A to znowuż powodowało wzrost obaw o to, że tak naprawdę jej nie kocha, tylko wspomnienie zmarłej, które czasami utożsamia z nią. Chciałaby widzieć siebie w jego oczach tak, jak faktycznie ją widzi. Niestety sporo zachowań wskazywało na coś innego, stąd jej nieustanne obawy, które w niektórych sytuacjach rosły, a w innych malały. Kochała jednak go tak mocno, że pomimo takiego strachu, nie potrafiła go zostawić i rozkoszowała się wspólnym szczęściem, przynajmniej póki ono było. Uśmiechnęła się ciepło na jego słowa, a na serduszku również nieco ją rozgrzało. Słodziak to z całą pewnością idealne określenie, choć nie zamierzała go nim obdarzać wśród ludzi. - Też nie mogłam się doczekać - dodała zaraz po nim, by nie miał przypadkiem żadnych wątpliwości co do tego. Pogładziła go jeszcze chwilę po policzku w ciszy go obserwując. Zwyczajnie cieszyła się tym spotkaniem, bo jak to zakochana, przez te kilka godzin rozłąki zdążyła się już stęsknić. Zabrała po chwili dłoń jednak, by chwycić szklankę i napić się póki co wody. Wino zostanie do posiłku. - Frytki, ketchup, majonez i troszkę kurczaka - dodała po chwili namysłu zupełnie jakby czytała mu w myślach. Takich umiejętności nie miała, niemniej mieszkanie kilka tygodni razem i wspólne żywienie się sprawiło to, że lubili to samo. Nie żeby wcześniej takich rzeczy nie lubiła czy Corv, ale teraz jakby zgrywali się w tych "ochotach"? Jeśli można tak to ująć. - Trochę pobawiłam się z Jinem w warsztacie, znaczy się doskonaliłam swoje umiejętności oczywiście - uśmiechnęła się kącikiem ust rozbawiona, choć chyba nie była najgorszym uczniem, oboje zresztą byli. Jin uczył ją za to prowadzić pojazdy.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Sob 27 Cze 2020, 15:36
Te obozowe dziewczyny zawsze miały coś takiego, że im bardziej Corvus starał się zapewnić lepszy byt właśnie tutaj, tym częściej myślały one o opuszczeniu tego miejsca. Tak było z Noemi i tak teraz jest również z Sylvią, która jak widać czasami myślała podobnie jak jego zmarła ex. Juarez jednak nie dostrzegał tego jeszcze i pewnie wyniknie z tego wiele sytuacji, które z kolei poprowadzą do kłótni. Świat na zewnątrz był zbyt niebezpieczny, zwłaszcza teraz, gdy syn Tartaru czekał z atakiem i każdy heros poza barierą był dla niego łatwym celem. Przykładów nie trzeba szukać daleko, bowiem NoGods zostali zmieceni z powierzchni ziemi kilka tygodni po tym, jak pomogli wrogowi zniszczyć obóz. Naprawdę Sylvia myślała, że akurat im by się udało uciec od takiego niebezpieczeństwa? Corvus ze swoim charakterem i zapracowaniem nie był w stanie dostrzec tych wątpliwości, które targały Garcią. Ukochana nie mówiła mu nic o tym, że czuje się momentami jak zastępstwo za Noemi i że potrzeba jej trochę więcej dowodów na to, że Juarez kocha ją, a nie przybliżoną do swojej ex wizję Sylvii. Uśmiechnął się kącikiem ust słysząc jej zamówienie, bo to było nawet urocze, że mieli ochotę akurat na to samo. Wróciwszy do stołu, spojrzał znowu na córkę Hefajstosa. - Dobrze wiedzieć, że Kyoya żyje - odparł nieco zrezygnowany. - Ostatnio ciężko go dorwać, a miałem dla niego pewne zadanie - dodał. Syn Heliosa był nieco wycofany względem innych członków drużyny Asklepiosa, ale koniec końców był warty uwagi i zaufania. Poza tym, był świetnym wojownikiem, a tych ostatnio nie mieli aż tak wielu u niebieskich. - W ogóle wszyscy mnie unikają ostatnio - rzucił, chcąc trochę ponarzekać. - Co mam jakąś sprawę do Dante, Kyoyi, Bianchi, Core czy Hawthorne, to okazuje się, że ich nie ma. O Folku nie wspominając... - westchnął zrezygnowany i przymknął oczy, próbując pogodzić się z tym, że wszystko jest zawsze na jego głowie. - Dobrze, że jeszcze ty tego nie robisz - dodał z uśmiechem, bo nawet jeśli reszta go olewała, to Sylvia trwała przy nim i to było budujące, bo akurat ich wszystkich mógł Corvus odpuścić, jej nie. Jeden z pracowników gospody przyniósł im zamówioną kolację. Juarez długo się nie zastanawiał i zaczął od razu jeść, głównie przez to, że nie miał nic w żołądku od rana. Był głodny jak Snorlax przed obiadem, więc Sylvia musiała mu wybaczyć ten pośpiech, brak rozmowy i drobne plamki wokół ust od keczupu i majonezu. Przy niej jednak nie krępował się jeść normalnie i też nie dekoncentrowało go, gdy ona patrzyła, jak spożywa posiłek. Nabrał trochę pewności przy niej.
Sylvia García
Re: Gospoda Sob 27 Cze 2020, 22:17
Sylvia wiedziała, że w obecnej sytuacji nie ma mowy o opuszczeniu obozu, ale kiedy już uporają się z tym bajzlem? Właściwie czemu by nie, skoro wiele herosów żyło poza obozem i radziło sobie całkiem nieźle. To, że obecnie coraz częściej myślała o opuszczeniu obozu nie oznaczało, że jej zdaniem teraz należałoby tego dokonać. Zdawała sobie sprawę z zagrożenia, także chcąc nie chcąc póki co byli skazani na to miejsce. Garcia co prawda nie wiedziała, co siedziało w głowie Noemi, ale chyba powinno dać to do myślenia, skoro twoja już druga partnerka mówi o tym samym. Może za bardzo poświęcasz się obozowi, zamiast ukochanej? To całkiem rozsądna teoria, która tylko podsycała jej obawy związane właśnie z Noemi. Jeżeli nic się nie zmieni w jego zachowaniu, pewnie Sylvia w końcu pęknie i wyrzuci z siebie cały żal i rozczarowanie. Nie była osobą, która wyrzucała każdą błahostkę bliskim. Co innego opieprzyć młodziaków czy kogokolwiek innego. Przy ukochanym i przyjaciołach nie widziała sensu sprzeczek, więc dusiła w sobie każde małe przewinienie, aż w końcu czara goryczy się przelewała, a ona wybuchała. Z pewnością było to niezdrowe, ale cóż poradzić? - Naprawdę? Gdybyś wspomniał, powiedziałabym mu coś - brunetka potrafiła nagadać i nawciskać, bo choć lubiła Jina, to nie był osobą istotną w jego życiu. Także srogi opierdol był w cenie. Wiedziała, że Juarez nie ma lekko, zwłaszcza teraz i między innymi dlatego nie dokładała swoich trzy groszy ze zmartwieniami. Chciałaby go jakoś odciążyć, ale właściwie nie miała jak. - Weź ich porządnie opierdol i będzie spokój. Nie mogą ciebie unikać, słuchanie twoich poleceń to część zasad życia w obozie - była oburzona tym, jak inni traktowali jej ukochanego. Na wieść o Folku tylko wywróciła oczami, bo czego można oczekiwać po tej pijaczynie. Chyba tylko z powodu miłości do alkoholu Dionizos dał mu to stanowisko, powaga. No, ale to bardziej ich sprawa, niż ich, choć i tak wpływała koniec końców na działanie całego obozu. - Nigdy - powiedziała cicho z lekkim uśmiechem i pogładziła go po policzku. Zawsze mógł na nią liczyć. Rok temu, teraz i za dziesięć lat bez względu na to, gdzie będą. Uśmiechnęła się lekko dostrzegając jego głód niemal od razu. Sama znacznie spokojniej sięgnęła po frytkę umaczając ją w wymieszanym ketchupie z majonezem, zanim trafiła do jej ust. Pozwoliła mu zaspokoić głód, dlatego nie zaczynała przed dłuższą chwilę żadnego tematu. Sama powoli jadła, co jakiś czas upijając nieco wina. - Znajdziesz dla mnie jutro nieco więcej czasu? - spytała spokojnie zerkając na niego, gdy widziała, że niemal wyczyścił już swój talerz.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Nie 28 Cze 2020, 00:12
Dla Juareza ta perspektywa była trochę dalsza, bo przecież dopiero co niedawno został mianowany kapitanem Asklepiosa. Dotąd nikt na nim nigdy tak nie polegał jak właśnie obóz i Corvus w końcu czuł się częścią czegoś większego. Był przecież dzieckiem z problemami, które nie potrafiło wyrażać uczuć, nie było nigdy częścią niczego i żyło w przeświadczeniu, że jest same na tym świecie. Do tej pory gada przecież ze swoim przyszywanym bratem, który jest w zaświatach. Teraz musi odwdzięczyć się za te zaufanie i trochę popracować na rzecz kampusu. Poza tym... łaknie zemsty na synu Tartaru, który przecież tymczasowo wysłał go do Hadesu. Corvus nie był mściwym półbogiem, ale tutaj chodziło o wyrównanie rachunków, które podyktowane były nie tylko obozowymi obowiązkami, ale również prywatną vendettą. Póki Sylvia nie wyjawi mu swoich obaw, Corvus nie będzie mógł na to zareagować, bo niestety nie jest tak wprawionym słuchaczem i obserwatorem, by dostrzegać całe gamy emocji u ludzi. Sam ma problem z wyrażaniem siebie, co dopiero z odczytywaniem intencji innych. Garcia powinna o tym wiedzieć, bo przecież już dawno zaobserwowała, że jej chłopak czasem rzuci czymś nieświadomie, mając na myśli zupełnie inny kontekst, podczas gdy odczyt tego będzie zupełnie inny od oczekiwanego. - Kiedy wracam do ciebie myślę tylko o tym, żeby się położyć obok i odpocząć przy tobie - rzekł spokojnie, wyjawiając swoje intencje. Brzmiało to dość prosto, ale gdyby Sylvia zechciała to odczytać w jakiś uroczy sposób, to na pewno miałaby ku temu solidne podstawy, których on oczywiście nie dostrzegał, bo przecież słowa mają tylko sens dosłowny, nie? - To nie takie proste - odparł. - Jest nas mniej i wszyscy mamy więcej obowiązków. Nie mogę naciskać na wszystkich, bo nie wyrobią - wytłumaczył, choć pewnie Sylvia miała sporo racji w tym, by Corvus przestał być aż tak pobłażliwy. Niemniej jednak ta strategia przynosiła jakieś owoce, ot chociażby Delilah udała się na misję bez wyznaczenia - sama się do niej zapisała, co oznacza, że poniekąd rozumie swoje obowiązki i nie musi oczekiwać od niego bezpośredniego rozkazu. Na nią psioczyć nie powinien. Lubił to uczucie, gdy Sylvia głaskała go po policzku i dlatego bezwarunkowo zawsze uśmiechał się, przymykając przy tym oczy. Nie inaczej było tym razem i pewnie chwila trwałaby dłużej, gdyby nie przejmujący jego ciało głód. Pochłaniał posiłek naprawdę szybko i o dziwo ani razu się nie zakrztusił. Nauczył się jeść szybko, bo kapitan nie ma aż tyle wolnego czasu, ile by chciał. Dojadając już ostatnie frytki, zerknął na ukochaną, gdy ta zadała mu pytanie. Przełknął kawałek ziemniaka i złapał oddech, który miał mu pomóc w pozbyciu się chwilowego uczucia pełności. - Rano trenuję młodzików - rzekł, przypominając, że jako kapitan ma też obowiązek zajmowania się 10-latkami, którzy przybyli niedawno do obozu. - Jeśli chcesz, możesz poprowadzić ze mną zajęcia. A później... zrobimy co tylko będziesz chciała - zawahał się na moment, gdyż zadeklarował się pomimo braku pewności, że resztę obowiązków uda mu się na kogoś zrzucić. Mimo to jednak zaryzykował, bo naprawdę przyda mu się dzień wolnego. - Obiecuję - dodał na koniec, spoglądając w oczy Garcii. Skoro Corvus obiecał, to Sylvia mogła być pewna, że tak będzie, bo on nie rzucał słów na wiatr, nigdy. Choć mogło to wyglądać trochę komicznie, zwłaszcza, że miał usmolone usta od keczupu i majonezu.
Sylvia García
Re: Gospoda Pon 29 Cze 2020, 00:21
Za wiele nie było nad czym tu debatować, w końcu teraz nie opuszczą obozu, póki syn Tartara żyje. To czy Sylvia będzie później przejawiała chęci opuszczenia obozu, zależało tak naprawdę tylko od Corvusa. Czy jak kurz walki opadnie, znajdzie w końcu dla niej nieco więcej czasu czy nadal obóz będzie ważniejszy? Rozumiała chęć odwdzięczenia się za zaufanie, ale to nie oznaczało poświęcania swojego życia w całości. I taka złośliwa myśl ją czasem nachodziła czy gdyby Noemi żyła i byliby razem, nadal wykręcałby się obowiązkami i tak mało z nią spędzał czasu jak z Garcią. Tego jednak nigdy się nie dowie. Póki co radziła sobie z tym jako tako zduszając każdą obawę w zarodku, a tak naprawdę spychając ją gdzieś głęboko. Dopóki te wszystkie pojedyncze sytuacje się nie nawarstwią, to i brunetka o niczym kapitanowi nie powie udając przed nim i samą sobą, że w stu procentach wierzy w miłość Juareza do Sylvii Garcii, a nie do podobnej laski do zmarłej dziewczyny. - Cieszę się, ale nie tylko ty w tym obozie pracujesz. Informuj mnie, skoro mogę pomóc i to w tak banalny sposób dodatkowo - a co on, autysta nagle się z niego zrobił, że nic poza dosłownym znaczeniem? Tak czy inaczej, Garcia uśmiechnęła się lekko na jego słowa, bo tak czy inaczej słowa były bardzo miłe. - Kotku, nie pierdol mi tu głupot. Ty w ogóle na nich nie naciskasz, zupełnie jakby byli wydmuszkami jakimiś i zaraz mieli pęknąć. Za dużo na siebie bierzesz. Jak ty ich nie opierdolisz i nie postawisz do pionu, to ja to zrobię - a to mogłoby pójść w dużo ostrzejszych słowach, niż od strony kapitana. Nie żeby poczuwała się do robi jakiejś "kapitanowej", ale skoro widzi unikanie obowiązków to czy jest jej facet czy każdy inny porządny kapitan, opierdoliłaby podobnie, jeśli chodziłoby o jej drużynę. Może i Sylvia nie poświęcała się nie wiadomo jak na rzecz obozu, ale nie unikała też obowiązków. Na jej twarzy zawsze pojawiał się niewielki uśmieszek zadowolenia i rozczulenia, gdy widziała jak odruchowo reaguje na jej proste pieszczoty. To był z pewnością miły widok i przyjemne uczucie, że czymś tak prostym może wywołać jego uśmiech i zrelaksować go chociaż na chwilę. - Nie ma problemu, pomogę ci z młodymi - nie chciała i nie lubiła nazywać ich dziećmi, choć siłą rzeczy nimi byli. Często jednak było to sparować z tym, że muszą im wytłumaczyć, że jeśli się nie obronią, to są trupami, bo ich życie jest znacznie bardziej skomplikowane niż właśnie typowego dzieciaka. Przyglądała mu się zaskoczona tym, co powiedział zaraz później, chociaż wyczuła to zawahanie. Wiedziała, że niesie za sobą w powietrzu "ale", ale jeśli ktoś będzie coś potrzebował, trening ze mną chciał, wygadać się, popatrzeć wspólnie w taflę wody, ale... Z całą pewnością na jej twarzy malowało się czyste zdziwienie po usłyszeniu tego krótkiego słówka. Po chwili zaraz lekko się uśmiechnęła i sięgnęła po chusteczkę. Nic nie mówiąc otarła delikatnie najpierw kąciki jego ust, a potem całe wargi, by zwieńczyć to buziakiem.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Pon 29 Cze 2020, 20:55
Momentami Corvus zachowywał się naprawdę jak autysta i chyba tylko boska krew chroniła go przed taką chorobą, bo przecież herosi nie mogli posiadać wrodzonych wad. Dysleksja, która objawiała się poprzez rozmazywanie liter i doszukiwania się greki w ich przypadku była czymś zupełnie innym. Tak samo jak i wszystkie kontuzje czy rany, które wpływały na dyspozycję herosa. Półbogowie nie mogli urodzić się ślepi czy niemi, tak jak i nie mogli być autystami. Mimo to jednak w obozie znajdowało się dość dużo osób, które miały jakieś poważne urazy: ot choćby Gio i jego brak oka, Folklore i jego gumowa ręka z Borata czy Salem z naruszonymi strunami głosowymi. Spojrzał na Garcię, która miała zdecydowanie większy zapał do motywacji i potrafiła dużo lepiej trafić do reszty. Juarez był znany głównie z inteligencji oraz spokoju. Charyzmę miał, ale objawiała się ona tylko podczas starć, normalnie nie potrafił wywierać takiej presji na reszcie drużyny, jaką powinien. Mimo to, był chyba szanowany przez resztę i niewielu herosów z drużyny Asklepiosa robiło mu pod górkę. Mając jednak taką Sylvię obok... z pewnością jej wrzaski byłyby wartością dodatnią i motywacją dla tych najbardziej leniwych. Juarez uśmiechnął się lekko, gdy jego ukochana zapewniła go, że pomoże mu z treningiem. Dobrze będzie spędzić z nią trochę więcej czasu, a i brunetka odciąży go od latania między młodzikami z kolejnymi poradami czy komentarzami dotyczącymi ich sposobu trzymania miecza. Niemniej treningi z najmłodszymi były dla Corvusa czymś przyjemnym i być może zapunktuje u Garcii ze swoim podejściem do nich, które w jego opinii nie było najgorsze, a i młodzi się nie skarżyli na swojego trenera. - Tylko nie namawiaj ich na wyzwanie mnie o tytuł - zażartował, choć nie zaśmiał się. Była to jednak zabawna wizja, dziesięcio czy jedenastolatka, który wyzywa dorosłego kapitana drużyny na pojedynek o tytuł. Teoretycznie miał do tego prawo, jeśli ukończył miesięczne szkolenie w obozie. Dał sobie wytrzeć z twarzy resztki keczupu i majonezu, bo domyślał się, że właśnie po to córka Hefajstosa wzięła chusteczkę, ale pocałunku się nie spodziewał. Choć nie był to do końca pocałunek, bo przecież był to tylko i aż buziak, dłuższe cmoknięcie warg. To jednak wystarczyło, by Corvus wpadł w pewne zakłopotanie i pomasował się dłonią po policzku, wpatrując się z dziecinnym wręcz urokiem w ukochaną. Wyglądał jak uczeń podstawówki, który właśnie dostał liścik albo nawet buziaka od swojej sympatii, w której skrycie się podkochuje. - Jedz, bo ci wystygnie - rzucił po chwili, gdy ogarnął się już z tego letargu i dostrzegł, że Sylvia ledwo co ruszyła swój posiłek. Wziął jedną frytkę między palce i przysunął do ust 26-latki, postanawiając pomóc jej w tym jakże trudnym zadaniu. Przypomniało mu się jednak szybko, że Sylvia bez keczupu albo majonezu frytki nie ruszy, dlatego naprawił swój błąd i nabrał białego sosu na ziemniaka.
Sylvia García
Re: Gospoda Pon 29 Cze 2020, 23:12
Mogło właściwie tak być, bo pomimo całej miłości Sylvii do Corvusa, on się czasami zachowywał jak typowy autysta albo przynajmniej nieporadny życiowo facet. Niemniej taki był jego urok i choć czasem ją to mogło denerwować, to koniec końców kochała go takiego, jakim był. Chociaż bez kłamania wolałaby, aby chociaż odrobinę trzymał swoich herosów za mordy, a nie głaskał ich i wyręczał. No, ale to odrębna historia, która pewnie zaraz się powtórzy. Garcia doskonale wiedziała, że jej ukochany jest generalnie bardzo szanowany zarówno w drużynie Asklepiosa, jak właściwie w każdej innej. Wszyscy widzieli jego wkład i to doceniali. Na co dzień również to, że raczej spokojnie rozmawiał i tłumaczył, zamiast stać nad nimi z batem. Niemniej bywały takie chwile jak obecna, że misji się namnażało, zadania nowe się pojawiały, a Juarez nie miał nawet jak ich rozdysponować, bo go unikali. Wtedy należał im się solidny opierdol bez owijania w bawełnę. A skoro Corv nie poprosił, by tego nie robiła, to na najbliższym śniadaniu zamierza im wszystkim wygarnąć. Sylvia nie była głucha, ślepa i obojętna, by nie dotarły do niej wszelkie pochwały tego, jak dobrym kapitanem, trenerem czy przyjacielem jest jej ukochany. Była z niego bardzo dumna, mimo że ilość obowiązków które na siebie brał, ją denerwowały. Wynikało to jednak z tego, że znaczną część mogli wykonać inni albo przynajmniej pomóc. Tak jak ona z młodymi jutro, siłą rzeczy taki trening przebiegnie sprawniej, a co za tym idzie zyskają na czasie dla siebie. - Spokojnie, nawet tak żartować nie będę - uśmiechnęła się lekko. Corvus wśród młodych był szanowany jak mało kto, ale kto wie czy jakiś mały narwaniec by się nie znalazł? Co prawda do tej pory raczej to się nie zdarzyło, a nawet jeśli to dzieciakowi do rozsądku było przemówione albo zwyczajnie przegrywał. Jednak tego typu wyzwania były mimo wszystko rzadkością generalnie. Nie za dobrze to świadczyło o wyzywającym. No chyba, że ktoś wyzwałby Folka, ale to inna bajka. Zerknęła na niego rozbawiona, bo siłą rzeczy zawsze nieco bawiło ja to, że taka prosta rzecz wprawia go w pewne zakłopotanie. Pomimo rozbawienia z jej oczu biła czysta miłość do niego, więc dla niej to było siłą rzeczy bardziej urocze niż zabawne. Taki jego urok można by było rzec. - Jem przecież - nie była jakoś szczególnie głodna, ale z uśmiechem ugryzła frytkę, którą jej podstawił. Oczywiście tą z sosami. Napiła się trochę wina i rozejrzała dyskretnie po lokalu, by zobaczyć kto tu jest. Nikt interesujący, to najlepsze podsumowanie. - Co powiesz jutro wieczorem na łaźnie? Przyda ci się odpoczynek. A co w ciągu dnia będziemy robić, to się wymyśli - jak dla niej mogli po treningu młodych przeleżeć cały dzień w łóżku czy na kanapie i byłaby przeszczęśliwa.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Wto 30 Cze 2020, 00:22
Być może to był ten brakujący element w zarządzaniu drużyną - większa rola "pani kapitanowej", która polegałaby na wydarciu się i dosadnemu przypomnieniu herosom o ich obowiązkach. Bo tak na dobrą sprawę, jakby nie patrzeć to poza tym ostatnim unikaniem Corvusa przez resztę asklepiosów jego "rządy" wyglądają na dość dobre. Ma szacunek wśród obozowiczów, jest uważany za rozważnego generała i dobrego wojownika, nie ma z nim problemów takich jak z Folkiem (wyłączając okres załamania nerwowego, które ma już całe szczęście za sobą), sama drużyna Asklepiosa również funkcjonuje bardzo dobrze i to pomimo widocznych braków zwłaszcza wśród wojowników. Być może udział Sylvii w zarządzaniu drużyną będzie kluczowy, by było najlepiej, jak tylko może być. Juarez dziwił się skąd wynika te zainteresowanie i sympatia najmłodszych herosów w jego stronę. Przecież w obozie było wielu innych bardziej przystępnych i pomocnych półbogów takich jak chociażby zastępca drużyny Dionizosa - Levi, tymczasem dzieciaki chętnie przychodziły po radę do dowódcy drużyny Asklepiosa i stawiały się tłumnie na wszystkie zarządzone treningi. Ponadto nastolatkowie słuchali się Corvusa, co wobec okresu dojrzewania było tym bardziej niezwykłe. Być może wynikało to z tego, że Juarez tak naprawdę nigdy nie zaznał uczucia prawdziwej przyjaźni za małolata i był przez długi czas zagubiony jako nowy w obozie, dlatego rozumie problemy tych najbardziej niepewnych i wyalienowanych. Jej wzrok zawsze działał na niego uspokajająco i nawet mimo rumieńca oraz zakłopotania, czuł się bardzo spokojny wewnątrz. Jej naturalny uśmiech i ten melodyjny śmiech zawsze powodowały, że robiło mu się cieplej w środku - był dumny z tego, że ma obok siebie kogoś tak niezwykłego jak Sylvia Garcia. - Brzmi fajnie - odparł, uśmiechając się kącikiem ust na myśl o wspólnej kąpieli w łaźni. - Dawno już tam nie byłem - dodał, bo choć zdarzało mu się być w koloseum, tak nigdy jakoś nie było mu po drodze z łaźnią. - Ale jeśli o mnie chodzi, to możemy nawet przeleżeć cały dzień w łóżku czy na kanapie - zapewnił, bo dla niego tak na dobrą sprawę nie liczyło się zupełnie nic poza jej towarzystwem. Tak odpoczywało mu się najlepiej i nieważne gdzie to miało miejsce, wystarczyła obecność Sylvii, by Corvus mógł odpocząć i zregenerować chociaż część utraconych sił. Wziął kolejną frytkę, tym razem zamoczył ją w keczupie i podstawił Garcii pod nos. - Nie wiem, skąd mi się to wzięło - zaczął, nawiązując do karmienia Sylvii. Zdarzało mu się to przecież często, ale sam nie potrafił odpowiedzieć, skąd wziął się ten zwyczaj. Z Noemi np. tego nie robił, więc to nie było jakieś przyzwyczajenie.
Sylvia García
Re: Gospoda Nie 05 Lip 2020, 22:54
Sylvia z pewnością nie chciała uchodzić za tą, która wydziera się tylko dlatego, że jest jego dziewczyną. Taka łatka i tak do niej przylgnie i dlatego zwlekała to najdłużej jak mogła. Jednak gdy Corvus mówi jej o takich problemach, nie może tego zignorować, musi mu pomóc. A to, że przy poprzednim kapitanie też potrafiła się wydrzeć na tę bandę, to już nikt pamiętać nie będzie, bo po co? No ale, co ma być to będzie. Niestety ale jego zastępcą nie chciała i właściwie nie mogła być, nie dla ich dobra. Wtedy żyliby tylko pracą, a ich życie prywatne przestałoby mieć znaczenie. Dlatego mimo wszystko nie pomoże mu w ten sposób. W każdy inny już czemu nie? Garcia za to nie dziwiła się w ogóle, bo dochodziły ją słuchy, jak Juarez poświęca uwagę każdemu młodzikowi. Już nie wspominając o tych, którzy ewidentnie mają jakiś problem, czują się wyalienowani czy zwyczajnie źle i niepewnie. Brunetka była bardzo dumna z ukochanego i wiedziała z czego wynika jego zachowanie. Sam to przeżył, ona zresztą też początkowo miała problem z oswojeniem się, dopóki ktoś nie zaoferował jej pomocy tak samo, jak Corv tym dzieciakom. Uśmiechnęła się nieco szerzej słysząc taką, a nie inną odpowiedź. Nie sądziła, że pójdzie tak łatwo, jeśli miałaby być szczera. Z drugiej strony, obiecał jej niemal cały dzień, tak? Musiała mu ufać i ufała. - Ja właśnie też trochę tam nie zaglądałam - bo jednak wanna a łaźnie to jednak trochę inna bajka. Co prawda swoją łazienkę mieli na wypasie i nie zamierzała narzekać, ale wiadomo, bąbelki, słona woda czy jeszcze inny zbiornik też są fajne. - O, to widzę, że się zgadzamy - uśmiechnęła się ciepło, bo wcale nie potrzebowała miliona atrakcji. Rano trening z młodymi, później kanapa i może jakiś film w tle, a wieczorem łaźnia, kolacja i dalsza część tego miłego dnia. Dla Sylvii najważniejsze było to, że będzie go miała przy sobie i nic innego nie miało znaczenia tak naprawdę. - Ja tym bardziej nie wiem, ale narzekać nie zamierzam - odpowiedziała wcześniej gryząc frytkę. Właściwie pojawiło się chyba to przy okazji przekąsek na kanapie, gdy się tulili, a później pakiet się rozszerzał. Było to urocze i bez wątpliwości pełne miłości i troski. Upiła końcówkę swojego wina i skinęła jemu na jego niemal pełny kieliszek. - Krótki spacer i domek? - zaproponowała zerkając jeszcze za okno. Pogoda wydawała się świetna.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Pon 06 Lip 2020, 21:52
Drużyna Asklepiosa wychodziła na tą bardziej ogarniętą, bo przynajmniej jej członkowie nie łazili z wiadrami na głowach w łaźni, jak miało to miejsce przy okazji drużyny Dionizosa. Niemniej jednak łatki szybko przylegały tutaj do herosów i tak jak do Corvusa przypięli łatkę obowiązkowego, ale nieco miękkiego kapitana, tak do Folklore przypięto łatkę dzbana, do Giotto najsilniejszego herosa w obozie czy do Elisy, która była uznawana za najlepszego z obozowych medyków. Sylvia mogła się spodziewać tego, że do niej też jakaś łatka przylgnie, ale przy jej temperamencie i szacunku jaki wzbudza, prędzej będą na nią mówić "Pani Kapitanowa", aniżeli "Ta, która jest z Corvusem i dlatego może się na nas drzeć". Juarez był wbrew pozorom prostą osobą i wyznawał tak samo prostą filozofię życiową: należy uratować jak najwięcej istnień od samotności. Sam doświadczył tego bardzo mocno i był świadom, jak wiele tracił, nie będąc w żadnym kręgu znajomych. Stąd też jego nadzwyczajna troska o młodzików, zwłaszcza tych mniej pewnych siebie, bardziej introwertycznych, którzy byli mu bardzo bliscy. Przejmując obowiązki kapitana wiedział, na co się pisze i praca z młodszymi była jednym z tych argumentów, który opowiadał za przyjęciem tytułu. Wysłuchał z uwagą Garcii, która jak widać również dawno nie była w łaźni. Może taki relaks faktycznie dobrze im zrobi? Co prawda nie będzie tam miejsca na intymność, bo mogą się zawsze kogoś spodziewać, ale kto tu mówił o czymś bardzo niegrzecznym? Od tego mają mieszkanie i cały jutrzejszy wieczór, na który już się umówili. Spoglądał na nią z podziwem i nieukrywaną miłością. Każdy jej gest, uśmiech czy śmiech, ten bardziej głośny czy ten cichszy, wszystko to powodowało, że Corvus odpoczywał i miał świetny humor. Była piekielnie seksowna, ale jednocześnie potrafiła też być pełna uroku i wdzięku jak dojrzała kobieta. Była jednocześnie piękna i jednocześnie sexy, a często ciężko było to połączyć. Zerknął na swój pełny kieliszek. - Nie mam dziś ochoty na wino, możesz wypić jak chcesz - odparł, nie chcąc wciskać na siłę alkoholu, za którym po pierwsze nie przepadał, a po drugie na który nie miał w ogóle ochoty. Przysunął jej za to kieliszek bliżej, by nie miała wątpliwości co do tej deklaracji. - Aj, aj, Pani Kapitan - zażartował, co mogło być nawet słodkie, biorąc pod uwagę, że to on był tutaj kapitanem, a jednak słuchał się jej jakby to ona dowodziła tą łajbą. Poczęstował ją jeszcze jedną frytką i spojrzał na herosów tłumnie zbierających się w gospodzie. Część z nich to była jego drużyna, dlatego to na nich skupił swój wzrok i skinieniem głowy witał się z nimi. To było dość dziwne, a jednocześnie bardzo przyjemne, mieć takie poparcie w grupie i być jedną z najbardziej szanowanych osób w obozie. Pogładził Sylvię po udzie i spojrzał za okno razem z nią, próbując dostrzec to samo, co widziała ona. - Miło tak spędzić czas razem - rzucił po chwili ciszy, spoglądając znów na Sylvię. - Ale potrzebuję tego znacznie więcej - dodał już trochę ciszej, aczkolwiek nie musiał tego robić, bo gwar i tak go zagłuszał. Sylvia całe szczęście mogła to wszystko usłyszeć i tym razem Corvus nawet się nie zawstydził. Czyżby to była jakaś propozycja nawiązująca do domku? Być może.
Sylvia García
Re: Gospoda Sro 08 Lip 2020, 22:20
To było jakieś wytłumaczenie dla kapitanowej i prawdopodobnie by ją to bawiło, gdyby dotarło to do jej uszu. Niemniej łatki były szybko przyklejane i chyba nie dało się tego uniknąć. Nie wiedziała czy do tej pory za jej plecami jakoś mówili, ale do niej póki co nic nie dotarło. Fakt faktem jednak, jeżeli chodzi o grecką część obozu, to asklepiosi byli postrzegani jako ci inteligentni, a dionizoski... cóż. Choć Sylvia widziała, że kilka transferów by się przydało, bo im kilka przygłupów też przypadło, a czerwonym trafili się przypadkiem mądrzy. To dość zabawne, bo u nordów nie było tak wyraźnego podziału drużyn na mądrą i głupią, pracowitą i leserów i tak dalej. Zdaje się, że drużyna Dionizosa była najgorszą w całym obozie, ale czy to jeszcze kogoś dziwiło? I to między innymi Garcia w nim kochała. Tą dobroć, którą dzielił się ze wszystkimi osobami, które tego potrzebowały ukazując to bądź totalnie przeciwnie - udając, że jest wszystko cacy. Brunetka chciała i starała się chronić mężczyznę, bo jak wiadomo dobre osoby więcej zgarniały po dupie. Sylvia próbowała go przed tym ratować czasem nawet poza jego wiedzą. Skoro doszły ją słuchy, że ktoś chce mu świnie podłożyć, to albo o tym mu mówiła, by sam to załatwił - a jeśli był zajęty, ona szła zakończyć sprawę raz na zawsze. Chyba mogła do niej przez to przylgnąć jakaś łatwa żylety czy kogoś w tym typie. Bez wątpienia pasowali do siebie, Sylvia stawała się przy nim pełną uroku kobietą, a nie twardą laską, jaką była na co dzień. Ciężko było jednak się nie uśmiechnąć i się nie rozpłynąć, gdy Corvus mniej lub bardziej świadomie mówił jej takie rzeczy, które świadczyły o bezgranicznej miłości, szacunku, przyjaźni. Gdyby tylko nie dopadały ją wątpliwości co do ulokowania jego uczuć, to byłoby dobrze. Inni też zresztą nie pomagali rzucając raz po raz jak to bardzo nie jest do Noemi podobna. Najczęściej się to zdarzało w ich kręgu znajomych, do którego Sylvia siłą rzeczy weszła. Może zwyczajnie jej nie lubili i stąd takie teksty i sugestie? Tylko ona też to dostrzegała przecież, już nie wspominając o kilku potknięciach Juareza, gdy zwracał się do niej imieniem zmarłej dziewczyny. - Nie mam ochoty na więcej, ale dziękuję - uśmiechnęła się lekko zerkając na przysunięty kieliszek, a potem na niego. - To super - uśmiechnęła się szeroko, chociaż bardziej wynikało to z rozbawienia jego słowami. To dość zabawne, że to jej "oddawał władzę", kiedy to on był prawdziwym kapitanem na tym statku. Słodziak z niego, co tu dużo mówić. Ugryzła podsuniętą frytkę, ale tylko dlatego, że on to zrobił. Prawda była taka, że już się najadła i sama po kolejny kawałek ziemniaka by nie sięgnęła. Rozejrzała się również po sali, z tym, że ona jedynie znanym bardziej i lubianym twarzom posyłała lekki uśmiech. Nie była na szczęście kapitanem i nie musiała uśmiechać się do każdego, wtedy by dopiero zwariowała. Na szczęście Juarezowi to pasowało i cieszyło ją to, że się spełnia w tym wszystkim. - To prawda - odpowiedziała wesoło patrząc mu w oczy. Na kolejne jego słowa uniosła jedną brew, a jej uśmiech stał się bardziej... cwany? Przebiegły? - Kotku, niemal zawsze wiesz gdzie jestem. A nawet jeśli, wystarczy jedynie sms i już mnie masz. Ale skoro teraz też mamy czas... - uśmiechnęła się szerzej, ujęła jego dłoń i wstała, by zaraz lekko pociągnąć go w stronę wyjścia.
Corvus Juarez
Re: Gospoda Czw 09 Lip 2020, 20:53
Bez wątpienia przyszli państwo Juarez (sorry za spoiler) byli sobie przeznaczeni i pasowali do siebie jak ulał. Corvus nabierał przy Sylvii pewności siebie i zdecydowania, ona zaś potulniała i coraz częściej wzbudzała szacunek przez swoją prezencję, a nie przez to co krzyczała, niejako wymuszając go na innych. Innymi słowy, on stawał się przy niej mężczyzną z krwi i kości, ona zaś przy nim ewoluowała z przebojowej nastolatki w piękną kobietę, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Już dawno zostało potwierdzone, że związek powinien prowadzić do czynienia progresu względem samych siebie i oni oboje go poczyniali, choć byli ze sobą raptem kilka miesięcy. To był jasny znak, że odpowiednio trafili i że należy dbać o tę relację jak najlepiej, by przerodziła się ona w coś dużo poważniejszego niż nastoletnia miłość. I w sumie, to już się przerodziła, czego efektem jest chociażby dzisiejszy dzień. Nieważne gdzie, ważne z kim, prawda? Juarez nie mógł nic poradzić na to, że żył jeszcze częścią przyzwyczajeń z poprzedniego życia, o ile tak można nazwać jego dość długi epizod z Noemi. Zdarzało mu się powiedzieć do Sylvii imieniem swojej byłej, ale nie było to podyktowane złośliwością, tylko zwykłym przyzwyczajeniem. Bardzo często przy Garcii czuł się tak, jak przy Enamorado, a podświadomość robiła już resztę. Corvus nigdy nie ukrywał, że kochał Noemi i że kocha również Sylvię, dlatego pewnie zajmie mu jeszcze kilka miesięcy, a może nawet i lat zapomnienie o tym, co łączyło go z córką Asklepiosa. Tego jednak się nie bał, gdyż wszyscy mogli mówić, że Sylvia wpierdoliła mu się z butami w życie i wykorzystała sytuację - podobieństwo do Noemi, by zdobyć Corvusa dla siebie. On jednak wiedział, że to na Sylvię całe życie czekał i że to ona jest tą, która urodzi mu kiedyś dzieci. Od samego początku ich związku nie miał ku temu wątpliwości, w końcu to dzięki niej się pozbierał i wrócił do siebie po załamaniu nerwowym. Czy Noemi miała taki sukces na swoim koncie? Nie. Poza tym, te odchyły z ex zdarzały mu się coraz rzadziej i chyba nawet ich grono znajomych powoli odzwyczajało się od Noemi i przywiązywało do Sylvii. Uniósł porozumiewawczo brew, spoglądając na swoją ukochaną, która chyba dostrzegła aluzję w jego słowach i postanowiła pociągnąć to dalej. Co mógł zrobić Juarez, jak nie przystać na tę jakże satysfakcjonującą kontynuację? - Myszko, doceniam to, naprawdę - odparł z bardzo uroczym uśmiechem, który chyba był dostatecznym dowodem tego, jak Juarez traktuje ją i każdą chwilę z nią spędzoną. Był jej wdzięczny za wyrozumiałość, dobre serce, pomoc i w ogóle za wszystko, że dzięki niej nie zwariował. Natychmiastowo splótł swoje palce z jej i grzecznie wyszedł z gospody za córką Hefajstosa, która miała jakiś plan na dalszą część wieczoru. Nim jednak pozwolił jej dojść do głosu tuż po wyjściu z karczmy, objął ją od tyłu i ucałował kilkukrotnie w szyję oraz policzek, może nawet udało się w usta, jeśli Sylvia odwróciła twarz w jego stronę. - Dokąd teraz? - spytał, nie luzując uścisku oraz miziając ją nosem i ustami po policzku. Gdy brunetka mu odpowiedziała, udali się właśnie w tym kierunku, chcąc spędzić ze sobą dalszą część tego udanego dnia.
zt oboje
Lucifer Černý
Re: Gospoda Sob 21 Lis 2020, 01:13
z tematu: Pokój #2 w nordyckiej strefie mieszkalnej.
Lucifera zawsze w pewien sposób fascynowali 'olimpijczycy'. Jak czasem mawiał wsród tych, którzy mieli dostatecznie rozbudowane poczucie humoru: "to niesamowite wywodzić się nadczłowiekiem z panteonu cywilizacji związanej z krajem, który jedyne co doprowadził do perfekcji, to śrubowanie długu publicznego". Szanował. Szanował mocno, choć na swój przewrotny sposób.
Nim rozsiadł się wygodnie nad zamówionym kuflem piwa i popielniczką, rozstawił obok siebie coś w stylu składanego oznaczenia, jakie najczęściej można było widywać w galeriach handlowych, lub na lotniskach. Z tym, że zamiast tekstu "caution: wet floor" było tam nabazgrane wielkimi literami:
Cytat :
Obciągnę dziecku Apolla, w zamian za trening
Pod spodem mniejszą czcionką, również ręcznie, nasmarowane było:
Cytat :
Jeżeli jesteś jego synem, mam nadzieję, że nieobce ci słowa "przenośnia" i "negocjacje"
Pod spodem zaś, okraszone serduszkiem i uśmieszkiem:
Cytat :
Jeżeli jesteś jego córką, to jakoś się dogadamy.
Lucifer zasiadając w fotelu upił łyk piwa i zapalił papierosa, po czym zaczął przeglądać wiadomości na komórce.
Joanne Collins
Re: Gospoda Pon 15 Mar 2021, 17:49
Córka Heliosa przesiadywała sama przy jednym z mniejszych stolików już od co najmniej godziny. Przed nią, na stoliku stał kielich, wypełniony w połowie półsłodkim winem, a obok niego miseczka z jakimiś solonymi orzeszkami. Siedziała tak sobie, kontemplując nad sensem swojego życia, zastanawiając się jak doprowadziło do tego, że wszystko kończy się jakoś tak do dupy. Samo jej spojrzenie odstraszało ewentualnych zainteresowanych, ale taki też efekt chciała uzyskać. Nawet to wino jakoś jej nadzwyczaj nie smakowało, a na whisky w drodze wyjątku nie miała ochoty. W myślach odtwarzała sobie spotkanie z Iris, które planowała odbyć. Od jej powrotu do obozu nie miały okazji porozmawiać. A może inaczej. Okazję miały, ale jakimś sposobem Collins zawsze jej unikała, nie umiejąc córce Zeusa spojrzeć w oczy. Czuła się współwinna temu co się wydarzyło na misji i miała wyrzuty sumienia, że nie szukali dostatecznie dobrze, by od razu odstawić ją za mury obozu. Ćwiczenie takich przemów przed lutrem odpadało, a na rozmowę z Blake lub Samuelem już nawet nie liczyła. Jedno i drugie ostatnio zdawało się być na tyle pochłoniętym swymi obowiązkami, by nie znaleźć nawet krótkiej chwili na spotkanie. Córka Aresa od dawna była przytłoczona pracą, za to ten drugi wcześniej wymieniony chyba najzwyczajniej unikał Collins. Joanne poprawiła się na krześle i oparła łokciami o stolik, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Po tym jak nic ciekawego nie przykuło jej spojrzenia, sięgnęła po swój kielich, by opróżnić go do dna. Gdy już to zrobiła, wróciła do lady z prośbą o całą butelkę, bo nie widziała sensu w tym, by prosić co chwilę o dolewkę. Zaraz po tym jak spełniono jej życzenie, wróciła do swojego stolika.
Gość
Gość
Re: Gospoda Czw 18 Mar 2021, 23:41
Folk nie pamiętał kiedy ostatnio był tak posępny jak dziś. W końcu nie na co dzień zdarza Ci się sytuacja kiedy wracasz po misji do domu, chcesz przespać się ze swoją kobietą, a jedyne co zastajesz w domu to puste mieszkanie. Chociaż prawda jest taka, że sama nieobecność Blake nie była taka niepokojąca. Dopiero w momencie kiedy Galichet ogarnął, że zniknęły również wszystkie jej rzeczy zrozumiał, że "samfing is noł jes". Niestety po krótkim wywiadzie dowiedział się, że kobieta porzuciła wszystkie swoje obowiązki i bez słowa opuściła obóz. Nic dziwnego więc, że pocieszenia Folk postanowił szukać u swojej drugiej miłości - alkoholu. Kiedy przekroczył próg baru nie zwracał uwagi na nikogo i na nic. Na ewentualne zaczepki odpowiedział wzrokiem żądnym mordu, bądź krótkim i treściwym "Wypierdalaj śmieciu". Nie minęła nawet ćwierć minuty kiedy znalazł się przy barze zamawiając nie jedną, a trzy butelki swojej ulubionej whisky - Glenfiddich. Nie miał zamiaru pierdolić się w picie ze szklanki - po otrzymaniu trunków odkręcił kurek z pierwszej i niemalże na raz ją wyzerował. Po skończeniu flaszki rzucił butelkę, Dopiero wtedy był w stanie rozejrzeć się po lokalu. Nie zajęło mu długo, aby dostrzec siedzącą samą Jo, która też wyglądać zaczynała jak siedem nieszczęść. Nie czekając długo złapał butelki i poszedł w stronę stolika Jo. Stając przy nim postawił ostentacyjnie butelki, a sam zajął miejsce na przeciw kobiety. - Co masz kurwa taką minę jakby Cie dzik kaledoński napierdolił? - Otworzył drugą butelkę i zaczął powoli sączyć z niej whisky.
Joanne Collins
Re: Gospoda Nie 21 Mar 2021, 17:12
Joanne właśnie otwierała butelkę wina, by kulturalnie niczym prawdziwa dama samodzielnie je sobie nalać do kielicha. Prawdopodobnie i tak nikt nie zwróciłby na to uwagi, myśląc o niej jak o alkoholiczce, bo idąc tym tropem myślenia, można śmiało stwierdzić, iż wszyscy herosi to w istocie banda meneli. W gruncie rzeczy, poniekąd i tak było to bliskie prawdy, ale z drugiej strony takie picie to zawsze była dla półbogów dobra ucieczka od problemów. Niestety, nie zawsze przynosiło to zamierzone efekty, ponieważ zdarzało się, że każda kolejna porcja alkoholu zbliżała ich do tych bardziej ponurych myśli. - Tak, siadaj. Nie krępuj się.- wyburczała sarkastycznie, patrząc w skupieniu na czerwoną ciecz, którą wlewała do naczynia, by przypadkiem choćby kropla nie znalazła się na stole. Gdy uzupełniła kielich do pełna, w końcu wyprostowała się i spojrzała to na niego, to na alkohol, który ze sobą zabrał. Musiała się chwilę zastanowić nad tym widokiem i dojść jakoś do tego, od kiedy Folk znowu pije albo czy historia o jego detoksie nie jest przypadkiem ściemą. Dezorientujące również było dla niej to skąd były kapitan się tu w ogóle wziął. Prawdę mówiąc, od jakiegoś czasu Collins kompletnie nie nadąża za jego wyjazdami i powrotami. Ba, z ostatnich pogaduszek z Simmons wnioskowała, że sama córka Aresa nie zawsze wiedziała co się dzieje z Galishetem. - A ty przypadkiem nie transformowałeś się na abstynenta? - spytała i uniosła jedną brew w podejrzliwym geście, jakby pytanie, które on jej zadał już dawno przepadło gdzieś w eterze. Mimo wszystko, w końcu zaakceptowała widok popijającego z butelki Folka, który wydawał jej się i tak bardziej znany niż, gdyby nie pił wcale.
Gość
Gość
Re: Gospoda Nie 28 Mar 2021, 21:05
Jo zadawała swoje pytanko, a Folk nie miał zamiaru kończyć sączenia alkoholu z butelki. Dopiero kiedy zauważył, że ubyło około 50% zawartości przestał i odstawił butelkę na stół: - Wychodzi na to, że była to jedynie digiwolucja. - Spojrzał na butelkę, która stała przy Jo i delikatnie się uśmiechnął. - A Ty ćwiczysz do corocznych zawodów w piciu z Dionizosem? Czy może Samuel ostatnio był na jakieś misji i poharatali go tak bardzo, że nie da się na niego patrzyć trzeźwo? Co prawda obstawiam wersję numer dwa, głównie przez to, że dawno go nie widziałem, ale jedynka też nie brzmi najgorzej. Po tych słowach ponownie zaczął pić whisky z butelki i jednocześnie dał obsłudze gest dłoniom znaczący, że poprosi kolejne dwie do stolika. Co prawda nie do końca interesowało go co się działo z Samuelem. Jo była niezłą laską i każdy w obozie mógł to powiedzieć. W tym jednak momencie najważniejsze było dla Folka odciągnięcie zainteresowania od siebie. Nie miał zamiaru bowiem gadać o tym jak się czuje i co się z nim dzieje po odejściu Blake. Dodatkowo cieszył się trochę z tego zbiegu okoliczności. Jo zawsze wydawała się być przyjaciółką Blake, dlatego możliwe, że jeśli jeszcze trochę popije to Galichet będzie w stanie wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje na temat aktualnego pobytu córki Aresa. Serio, Folk gotów był przyciągnąć ją tutaj za te jej kudły, jeśli tylko dowiedziałby się gdzie aktualnie przebywa.
Joanne Collins
Re: Gospoda Pon 29 Mar 2021, 11:55
Równie dobrze można było postawić im stół do ping ponga, a do rąk wcisnąć te małe badziewne paletki, żeby dobrze zobrazować to jak odbijali sobie pytaniami, nie chcąc na żadne odpowiedzieć. Joanne dość szybko zrozumiała, że to nie miałoby sensu i należałoby choć w minimalnym stopniu zaspokoić ciekawość Galisheta. Istniało jednak spore prawdopodobieństwo, że to o co pytał, wcale go aż tak nie interesowało, a jedynie szukał punktu zaczepienia, by móc się odezwać. Kiedy postawił butelkę na stole, Collins spojrzała na nią z lekkim niesmakiem. To nie tak, że nie lubiła akurat tego konkretnego alkoholu. Ten nikły grymas pojawił się mimowolnie na samą myśl o piciu tego tak szybko, jak właśnie potrafił to robić Folklore. - Przynajmniej wróciłeś w końcu do swojego naturalnego stylu życia.- stwierdziła jedynie. Nie było w tym niczego oceniającego z jej strony, a jedynie zwykłe spostrzeżenie.- Jeśli chodzi o Samuela, to nie widok jego twarzy stanowi problem, a raczej jego brak.- odpowiedziała, zgodnie z postanowieniem, że nie będzie drugi raz odbijać piłeczki. Aby zahamować jakąkolwiek reakcję ze swojej strony w związku z przepaścią jaka powstała między nią a synem Tanatosa, postanowiła dopić zawartość kielicha do końca. Nie zwlekała z jego ponownym uzupełnieniem.- Zatem mam nadzieję, że będziesz trzymał za mnie kciuki, choć oboje dobrze wiemy, że z Dionizosem nie mam szans.- dodała, nawiązując do pierwszej opcji, o jaką zapytał Galishet. Zlustrowała jeszcze raz wzrokiem syna Hekate, jakby próbowała odgadnąć jaki jest prawdziwy powód, dla którego postanowił upijać się przy właśnie tym stoliku razem z nią. Odłożyła kielich na stół i skrzyżowała ręce na piersi, rozsiadając się wygodniej na krześle. - A teraz serio. Dlaczego jesteś tutaj i usilnie próbujesz wyzerować tą butelkę, zamiast zbierać wpierdol od Simmons po twoim ostatnim zniknięciu?- nawet się nie uśmiechnęła, jakby myśl o cudzej dramie nie była w stanie jej wynagrodzić własnych nerwów. Minęło trochę czasu odkąd rozmawiała z Blake o jej relacji z Galishetem, więc nie była na bieżąco z tym, co ich aktualnie łączy. Collins zdawało się, że to coś poważnego, a podejrzewała, że tej dwójce nie łatwo przychodzi chęć do takiego zaangażowania się.
Gość
Gość
Re: Gospoda Nie 11 Kwi 2021, 21:12
Wypicie kolejnej butelki nie zajęło Galichetowi zbyt dużo czasu. Prawdę mówiąc to dał radę postawić na stoliku puste szkło i rozpocząć otwieranie kolejnej butelki, kiedy to właśnie Jo skończyła zadawać mu swoje pytanie: - Cóż, wydaje mi się, że mamy tym razem równy wynik. Blake odeszła z obozu, zabrała wszystkie swoje rzeczy i nie pozostawiła przy tym żadnej informacji. - Upił porządny łyk z nowej butelki. - Szczerze mówiąc, to widząc Ciebie byłem święcie przekonany, że może Ty będziesz mieć jakieś informacje na temat jej pobytu, albo chociaż jakąś notatkę na temat tego dlaczego to zrobiła. - Tym razem zatrzymał się dopiero w połowie butelki. - Znikałem z obozu, to fakt, ale nigdy nie było to permanentne. Zawsze zostawiałem swoje rzeczy i pomimo braku słowa jej ktoś zazwyczaj wiedział o moim wyjściu poza granicę. Tutaj niestety nie mam nic, totalnie nic. Wygląda to tak jakby odeszła na zawsze... tylko dlaczego? Układało nam się.. Po tych słowach dokończył butelkę i rzucił nią w ścianę powodując rozprysknięcie szkła na tysiące kawałeczków - dzięki bogom, że nikogo nie było w pobliżu, a same szkła nie dały rady dolecieć do nich. Spojrzał na Jo: - Nie widujecie się? Myślałem, że Ciebie i Samuela zaczęło łączyć coś więcej. W sumie przed każdym okazywałaś swoją ciężką dostępność, za wyjątkiem jego. Miał zamiar chociaż na trochę zejść z tematu siebie oraz Blake.
Joanne Collins
Re: Gospoda Pon 12 Kwi 2021, 09:49
Sączyła swoje wino i wydawało jej się, że robi to dość powoli, jednak zawartość kielicha i butelki mówiły zupełnie co innego. Oczywiście i tak była daleko w tyle w porównaniu z Galishetem, ale nie zamierzała się z nim przecież ścigać. Może i nie był Dionizosem, ale z nim Collins również nie miała szans. Wieści o Blake były mało zadowalające i stanowiły kolejny powód, dla którego Joanne mogła być dzisiaj wkurwiona i napić się jeszcze więcej wina. Tak samo jak Folk sądziła, że w takiej kryzysowej sytuacji Blake zwróci się chociaż do niej i opowie co się stało. - Co ty pierdolisz?- wyrzuciła z siebie zdziwiona.- Nigdzie nie odeszła. Może się przeprowadziła do innego mieszkania?- zasugerowała. Blake przemknęła jej gdzieś kilka razy, ale ostatecznie nawet nie pogadały. Wydawała się zagoniona, choć z drugiej strony mogło to trochę wyglądać jakby nie szukała odpoczynku, a zamiast tego nowych obowiązków. Dlaczego? Tylko ona pewnie wie.- Aaaa zresztą. Ze mną też nie gada, nie wiem o co chodzi.- machnęła ręką i pokręciła głową, wyraźnie zawiedziona taką sytuacją. Córka Heliosa wzdrygnęła się lekko, na dźwięk rozwalającego się o ścianę szkła, ale nawet tego nie skomentowała. W dużej mierze rozumiała gniew Galisheta i domyślała się, że szukał czegoś na czym go wyładuje jakoś. Zmarszczyła lekko czoło, uświadamiając sobie, że teraz jej kolej na "przechwałki". - Też myślałam, że to coś więcej.- uśmiechnęła się odrobinę chłodno, gdzieś w myślach szydząc z własnej naiwności.- Związki w naszym obozie to mega krucha i ryzykowna sprawa. To śmieszne, że po tym wszystkim ból jest gorszy niż po dostaniu wpierdolu od jakiejś szkarady.- pokręciła głową. Po powrotach z misji wystarczała odpowiednia opieka medyczna i wszystkie rany się goiły. Natomiast wspomnienia po niektórych osobach pozostawiały po sobie piętno, którego trudno było się pozbyć. To prawda, że Joanne na ogól nie angażowała się z nic więcej niż przelotne romanse. Wyjątek stanowiła jej relacja z Samuelem, na którą wydawało jej się, że jest gotowa.
Gość
Gość
Re: Gospoda Nie 01 Sie 2021, 19:19
Nie było to najprzyjemniejsze spotkanie tej dwójki. Podczas niego głównie pili, trochę gadali o byłych i starali się pozbyć wszystkich negatywnych myśli. W końcu za niedługo mieli wyruszyć do samego Tartaru w celu zdobycia mrocznej esencji. Czy im się to udało? Tego musicie dowiedzieć się czytając misję. Uwierzcie mi, warto! Po tych ckliwych godzinach spędzonych na piciu nie dali sobie nawet buziaka i najebani wrócili do swoich mieszkań.
Kilka dni po powrocie z misji.
Folk dobre kilka dni po powrocie z misji dochodził do siebie. Nie chodziło tutaj o przemęczenie fizyczne - z nim w szpitali poradzili sobie bardzo szybko. Problemem było tutaj to co zostało w jego psychice, czyli porażka z Zanem. W jego głowie wypaliły się słowa "Nie byłeś dla mnie nawet połową przeciwnika". To zdanie bolało Folka zupełnie jak drzazga w fiucie. Co prawda nigdy jej tam nie miał, ale słyszał w jednym filmie, że to strasznie boli. Nie mogąc więc zebrać myśli w swoim mieszkaniu ubrał się i udał do gospody znajdującej się w grackiej dzielnicy. Kiedy już tam dotarł rzucił barmance wymowne spojrzenie, które znaczyło, że ma przynieść mu do stolika butelkę whisky, szklankę i donosić butelkę kiedy ta aktualna będzie się kończyć. Sam zaś powędrował do razu do stolika znajdującego się raczej na uboczu lokalu. Kiedy kobieta przyniosła mu upragniony trunek napełnił nim szklankę, odpalił papierosa i popijając alkohol kontemplował nad tym co się stało i co jeszcze się mogło stać.