Stromy klif DpyVgeN
Stromy klif FhMiHSP


 

Stromy klif

Idź do strony : 1, 2  Next
Admin
Admin
Admin
Stromy klif Sro 03 Cze 2020, 11:35

Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Wto 28 Lip 2020, 18:56

To co się działo na spotkaniu niemal odebrało jej dech w piersiach. Zaczęło się od sentymentów, potem zaczęto wyciągać jakieś brudy, bez obelg, kłótni i insynuacji się nie obeszło, a na sam koniec kapitan, a raczej były kapitan oznajmił, że odchodzi. Joanne nałykała się wtedy wielu emocji, która przygniotły ją jak głaz do fotela. Sytuacja niemal pchnęła ją do odejścia z obozu, ale nagły zwrot akcji ją od tego powstrzymał. Po tym wszystkim nie miała już na nic ochoty, tylko wyjść z tamtego pomieszczenia i uspokoić się gdzieś na odludziu. Nawet nie zamierzała się wtrącać w rozmowę córki Aresa z Galichetem, bo sami musieli to rozwiązać między sobą. Nie dziwiła się Blake, bo odczuła podobny zawód, choć nie tak silny, bo to nie na jej ręce znajdował się symbol, który miał oznaczać wydalenie z obozu. To całe roztargnienie i rozczarowanie wolała odreagować gdzieś, gdzie nie będzie musiała patrzeć na członków swojej drużyny. Już wolała nawet nie myśleć o tym kto będzie ich następnym kapitanem.
Spacerowała po lesie, niosąc w ręce butelkę piwa. Nie wiedziała jeszcze dokąd nogi ją poniosą. Po prostu szła i obserwowała otoczenie, napawając się świeżym powietrzem. Trudno było stwierdzić co chciała przez to osiągnąć, ale chyba się udawało, bo stopniowo schodziła z niej wściekłość i pozostawała sama gorycz. Po pewnym czasie znalazła się stosunkowo blisko jeziora, więc uznała, że znajdzie tu dobre miejsce, żeby usiąść i dalej kontemplować nad sensem życia. Poniosło ją aż na szczyt klifu. Usiadła na jego brzegu, a jej nogi zwisły luźno w dół.
- Niech cię szlag Folk..- mruknęła pod nosem, gdy otwierała o kamień swoje piwo. Nawet nie przeszkadzało jej, że pije je sama, upodobniając się do swojego byłego kapitana. Oparła się jedną ręką z tyłu, a w drugiej trzymała szklaną butelkę. Wzięła łyka i patrzyła na wodę, która lekko falowała, popychana przez wiatr.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Wto 28 Lip 2020, 19:20

W przeciwieństwie do członków drużyny Dionizosa, Samuel miał dzisiaj po prostu kolejny typowy dzień. Poranny trening jak zwykle nieco go rozbudził po bezsennej nocy, dlatego pod wieczór, kiedy to oczywiście zupełnie już nie miał ochoty na sen, postanowił po prostu złapać pierwszą lepszą butelkę whisky i opróżnić  ją w miejscu, które nie będzie mu się kojarzyło ze scenami z koszmarów. Czyli gdzieś z dala od obozu. Klif był miejscem, które zazwyczaj pasowało mu najlepiej na takie samotne wyprawy, pod warunkiem, że nie było tam akurat pijanych obozowiczów, którzy nago skakali do wody. Na szczęście takie praktyki bywały zdecydowanie częstsze przed atakiem na obóz, dlatego kiedy dotarł na miejsce i nie słyszał głośnych śmiechów, wcale nie był zaskoczony. Herosi mieli w tych czasach o wiele mniej powodów do świętowania, no może nie licząc nordów, którzy opijali już któryś dzień z rzędu śmierć swojego kapitana. Nie żeby miał cokolwiek przeciwko temu, był to w końcu dość ciekawy sposób na odbywanie żałoby.
Dopiero kiedy wyszedł spomiędzy drzew, okazało się, że wcale nie był osamotniony w swojej wyprawie na klif. Blondynka z butelką piwa siedziała tyłem do niego, z nogami zwieszonymi w przepaść, mimo to rozpoznał ją bez problemu. No tak, w całym obozie huczało przecież o decyzji Folklore'a odnośnie jego odejścia, nie dziwota, że Joanne zdecydowała się odreagować sytuację w jedyny znany skuteczny Samuelowi sposób. Mądra dziewczyna.
- Piwo? - spytał, zatrzymując się kilka metrów od niej, nie siląc się na lepsze przywitanie. Wiedział, że drużyna Dionizosa była mocno podzielona jeżeli chodzi o podejście do swojego byłego kapitana, ciekaw był czy Joanne opijała w tym momencie sukces związany z jego odejściem czy może zapijała rozterki. Odpowiedział sobie jednak sam na to pytanie, ponieważ jej postawa raczej nie zdradzała imprezowego nastroju. - Mogłaś wziąć sobie chociaż dwa – mruknął i dopiero teraz na jego ustach pojawił się ledwo widoczny cień uśmiechu, który jak zwykle łudząco przypominał grymas.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Wto 28 Lip 2020, 20:12

Po tych kłótniach i jadzie wypuszczanym na spotkaniu, ta chwila ciszy była dla niej niezwykle kojąca. Na ogół nie była osobą, która potrzebowała specjalnego ukojenia na łonie natury, by móc myśleć o niebieskich migdałach, ale w gorszych chwilach jednak jakoś jej to pomagało. Prowadziła w głowie jakąś wewnętrzną wojnę myśli, analizując wszystko co się wydarzyło i próbując wyciągnąć z tego chociaż jeden logiczny wniosek. Nie rozumiała po co był ten cały teatrzyk, skoro Folklore mógł od razu powiadomić ich o swojej decyzji. Sama nie umiała zdecydować czy bardziej ją tym zraził do siebie czy może sprawił, że żałuje jego odejścia.
Po chwili ciszę zakłócił męski głos, którego ton wydawał jej się na tyle charakterystyczny i znajomy, że nie mogła się pomylić odnośnie tego do kogo on należał.
- Nie, kurwa, oranżada.- prychnęła i dopiero po chwili obróciła się, by spojrzeć na Samuela. Nawet nie zastanowiła się nad tym jak nieprzyjemny wydźwięk miała jej przywitanie. By uniknąć patrzenia na jego reakcję, wyprostowała się i znowu utkwiła swoje spojrzenie w wodzie.- Nie spodziewałam się towarzystwa.- odparła, tym razem mniej kąśliwie. Wzięła kolejnego łyka piwa, a potem przyjrzała się butelce, choć nie wiadomo nawet po co.- Chcesz?- uniosła rękę, w której miała butelkę w kierunku syna Tanatosa, proponując mu w ten sposób, żeby się poczęstował i wybaczył jej ewentualne humorki.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Wto 28 Lip 2020, 21:06

Nie mógł i też nie miał zamiaru winić Joanne za jej reakcję  na jego pytanie, a nawet na jego twarzy pojawiło się coś na wzór wyrazu rozbawienia tą poirytowaną ripostą. Całkiem trafną swoją droga, co też potrafił docenić. Podszedł do niej nie przejmując się tym, że mogła nie mieć ochoty na jego niespodziewane towarzystwo.
- Ja też nie – mruknął tylko w odpowiedzi na jej słowa i przysiadł się obok. Parsknął lekko na jej propozycję piwa i w odpowiedzi wyciągnął butelkę whisky. Podsunął jej, zupełnie jakby popijanie piwa mocniejszym alkoholem nie było niczym dziwnym. Bez względu na to czy przyjęła jego skromny podarunek czy też nie, sam zaraz pociągnął łyka z butelki. Kiedy odstawił whisky na bok, wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i, niczym prawdziwy dżentelmen, którym nie był, podsunął najpierw Joanne, zanim sam wyciągnął jednego i zapalił. Zaciagnął się dymem i zmarszczył czoło.
- Jak się czujesz? - spytał swoim typowym pomrukiem, co było prawdopodobnie wyżyną jego zaangażowania w rozpoczęcie rozmowy. Nie było to pełne współczucia pytanie, raczej rzeczowa sugestia, która zdradzała niewiele więcej aniżeli jego zainteresowanie jej podejściem do całej sytuacji. Nie zastanowił się nad tym czy chciała w tym momencie omawiać dramaty swojej drużyny. Można spokojnie powiedzieć, że brakowało mu do tego wyobraźni. Ha, myślę, że nawet nie miał zamiaru nakłaniać jej do zwierzeń, a jedynie z ciekawości poznać opinię blondynki. Na tyle na ile znała Blade’a, Collins musiała zdawać sobie sprawę z tego, że nie był spowiednikiem, który zaraz obdarzy ją jakąś błyskotliwą radą, jak powinna rozwiązać te wszystkie problemy, które mogłyby ją w tej chwili trapić. Był raczej tym wrzodem na dupie, który będzie zadawał niewygodne pytania, nie zdając sobie sprawy z tego, że druga strona może nie mieć ochoty udzielać na nie odpowiedzi.
A jednak, świadom bardziej bądź mniej, swoich upośledzeń towarzyskich, wierzył, że Jo poradzi sobie z nim w każdej sytuacji. No przecież nie będzie miała oporów żeby w razie czego powiedzieć mu wprost żeby jej nie wkurwiał, prawda?
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Wto 28 Lip 2020, 21:24

Joanne ściągnęła lekko brwi, gdy zobaczyła jego reakcję na propozycję piwa. Przez chwilę nie do końca rozumiała to zachowanie do czasu aż zobaczyła butelkę whisky, która błysnęła jej przed oczami odbijając promienie słońca, które powoli zbliżało się ku horyzontowi. Wtedy sama parsknęła w swego rodzaju zrozumieniu.
- Najpierw skończę piwo.- oznajmiła stanowczo, choć doceniała gest Samuela. Stwierdziła, że najpierw dokończy picie jednego gatunku alkoholu nim weźmie się za kolejny mimo, że wcale nie sprawiało to, że jej organizm to lepiej przyswoi. Na propozycję papierosa również odmówiła jednym ruchem ręki. Na to było jeszcze za wcześnie. Joanne nie miała w nawyku palić, ale pod wpływem alkoholu zdarzało jej się czasami sięgnąć po taką używkę. W jej przypadku kończyło się to tym, że po kilku buchach silniej odczuwała działanie trunku, przez co nie musiała nawet dalej pić, bo efekty były podwojone.
Na jego pytanie znowu zareagowała lekkim zdziwieniem, które po chwili zostało zastąpione zgorzkniałym śmiechem. Potem westchnęła ciężko i jak już przebrnęła przez tą całą serię szargających emocji i reakcji, była gotowa mu wreszcie odpowiedzieć.
- Więc wszyscy już wiedzą?- spytała retorycznie. Od końca spotkania nie przestawała o tym myśleć, ale teraz, kiedy miała jeszcze o tym mówić znowu się w niej zagotowało. Dlatego też zrobiła wyjątek od swoich dotychczasowych nawyków i sięgnęła po papierosa, którego Blade trzymał między palcami. Nie pytała go nawet o zgodę tylko przyłożyła go do swoich ust i zaciągnęła się porządnie. Zaraz po tym oddała Samuelowi jego własność i powoli wypuściła dym. Nie obeszło się bez chwilowego ataku kaszlu. Po spożyciu większej dawki alkoholu wychodziło jej to jakoś lepiej.
- Wkurwili mnie i tyle.- odpowiedziała mu wreszcie. Wzięła trzy konkretne łyki piwa, jakby chciała teraz pozbyć się go jak najszybciej.- W tej drużynie baranów chyba nie ma odpowiedniego kandydata na kapitana.- dodała wzruszając ramionami, chcąc sprawić wrażenie, że aż tak jej to nie obchodzi.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Sro 29 Lip 2020, 20:26

Mruknął tylko w odpowiedzi na jej preferencje alkoholowe, co zdaje się było zwyczajnym wyrazem przyjęcia jej wyboru do wiadomości. Przełknął łyk whisky, czując znajome, przyjemne palenie w gardle i wziął głębszy oddech, wdychając to świeże wieczorne powietrze. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi i to była jego ulubiona pora dnia. Golden hour dla amatorów picia w plenerze, które zwieńczone papierosem dawało poczucie spokoju i nastrajało do niemyślenia o niczym. Mógłby tutaj przesiedzieć całą noc i nawet nie miałby nic przeciwko towarzystwu Joanne, co przyjął z lekkim zaskoczeniem.
Blade miał problemy z wyłapywaniem retorycznych pytań i odróżnianiem ich od tych, na które faktycznie oczekiwano od niego odpowiedzi. Zazwyczaj reagował zupełnie na opak, chociaż zdecydowanie częściej raczej ignorując kwestie, na które jak się okazywało powinien jakoś odpowiedzieć.
- Zaraz po śmierci kapitana Tyrów jest to obecnie najczęściej powtarzana wiadomość… – urwał, zerkając jak blondynka zabiera mu papierosa, jednak w żaden sposób nie powstrzymując jej przed tym. - I mówię to ja – dodał, kiedy już otrzymał fajkę z powrotem. Wszyscy wiedzieli, że Samuel raczej stronił od towarzystwa i zazwyczaj o gorących nowinach dowiadywał się przez to jako ostatni. Fakt, że zdążył usłyszeć o odejściu Folka był tylko dowodem na to, że cały obóz wrzał z tego powodu.
Nie był dobry w ocenianiu emocji swoich rozmówców, więc nie potrafił powiedzieć na ile Collins faktycznie mówiła prawdę, z czystego doświadczenia jednak obstawiał, że wcale nie była aż tak obojętna w obecnej sytuacji. Mimo to ani myślał wytykać jej czegokolwiek.
- Nie mnie to oceniać – mruknął tylko zgodnie z prawdą, chociaż był bliski przyznania jej racji. Wziął kolejnego łyka whisky po czym położył się plecami na ziemi i przymknął oczy. Zaraz jednak przypomniał sobie co widuje w ciemnościach swojego umysłu i otworzył je leniwie, wbijając wzrok w gasnące niebo.
- Co tak właściwie chciałaś tutaj robić? - spytał jak zwykle wykazując się pozbawioną taktu bezpośredniością. - Nie podejrzewam cię o próby skakania z klifu i niestety, nie wiem czy ci się to spodoba czy nie, zalać się w trupa jednym piwem raczej też nie dasz rady.
Dopiero po chwili spojrzał na nią i jakby z sugestią podsunął swojego papierosa. Tak jakby przypadkiem nie miała ochoty na kolejnego bucha żeby nieco okiełznać swoją złość. Wybawca.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Sro 29 Lip 2020, 21:24

Na whisky przyjdzie jeszcze pora, bo Joanne z pewnością nie pozwoli mu wypić całego samodzielnie skoro już to tu do niej przyniósł. Wolała jednak czuć tylko jeden smak jednocześnie, a nie mieszkankę tych dwóch alkoholi, który przyprawiłby ją o mdłości. Lubiła się napić, ale jednak nie była takim weteranem co by popijał jeden trunek drugim. Właściwie to nawet nie planowała dzisiaj korzystania z jakiś wysokoprocentowych napojów, a piwo miało być jedynie czymś na smaczek. W końcu lepiej było posiedzieć z nim, a nie z butelką wody.
Nie miała mu za złe, że postanowił odpowiedzieć jej na to pytanie. Nawet lepsze to niż gdyby tego oczekiwała, a on nic by nie powiedział. Zdążyła Samuela poznać na tyle, by umieć mniej więcej wyczuć co mogą oznaczać jego niektóre pomrukiwania, które zastępowały mu słowa albo zaakceptować, kiedy brał coś bardziej dosłownie niż ona by chciała.
- No to mamy nową sensację.- oznajmiła jedynie. Właściwie co ją obchodziło, że wszyscy już to wiedzieli. To nie była jej osobista sprawa, ale taka, która osiągała skalę większej grupy osób. Potraktowała to trochę indywidualnie prawdopodobnie dlatego, że poczuła pewien zawód względem Galisheta. Należała akurat do grona osób, które darzyły go szacunkiem pomimo jego nawyków i wad. Zachowanie byłego kapitana podczas spotkania wybiło jej z głowy to jakim go widziała. Ktoś nawet zdążył powiedzieć na głos, że nie powinien wymagać szacunku, skoro nie darzył nich swoich podopiecznych. Jej wyobrażenie o Folku legło w gruzach i musiała się z tym jakoś pogodzić. Próbowała sobie teraz wyobrazić jak czuje się Blake, która była równie, a może nawet bardziej lojalna i oddana. W dodatku to na jej ręce była runa, która miała oznaczać jej wydalenie. Fakt, że okazało się to podpuchą było tylko kolejnym ciosem.
Joanne uniosła ponownie szklaną butelkę do ust i upiła parę łyków. Pozostało już jej niewiele, bo zaczęła pić jeszcze zanim zjawił się tu Blade. Podniosła butelkę do góry, by pod światło zerknąć ile jej zostało. Przy okazji spojrzała na niebo, które zaczęło przybierać w cieplejsze, bliskie czerwieni barwy podczas zachodzącego słońca. Nawet cieszyła się, że akurat Samuel się tu znalazł, bo nie musiała się obawiać, że zacznie wiercić jej dziurę w głowie. Jego pytania na ogół nie kryły niczego pod tekstem i dobrze się z nim rozmawiało. Fakt, że mówił do niej więcej niż do większości herosów jej pochlebiał, a to, że zadawał jej nawet pytania było jeszcze bardziej pocieszające. Z drugiej strony, zaczęło ją zastanawiać czy wyglądała aż tak żałośnie, skoro syn Tanatosa zdobył się na taki gest.
- Musiałabym się chyba roztrzaskać o skały, żeby mnie to zabiło.- przyznała i prychnęła, jakby wyobrażenie jej ciała odbijającego się od kamieni było zabawne. Pływała dobrze, więc nie próbowałaby się zabić skaczą do wody. No, chyba, że przywiązałaby sobie do nóg coś ciężkiego, co nie pozwoliłoby jej wypłynąć na powierzchnię. To, że zaczęła na ten temat rozmyślać, było dziwnym znakiem, więc szybko zaprzestała. Zerknęła na Samuela, który leżał już plecami na ziemi i skupiła się na dalszej części tego co do niej powiedział.- I nie planowałam się zalewać w trupa. W ogóle nic nie planowałam.- oznajmiła i dopiła swoje piwo. Postawiła butelkę obok siebie i dostrzegła kątem oka papierosa, wyciągniętego w jej stronę. Westchnęła, jakby chciała powiedzieć "a niech cię" i sięgnęła ręką, by skorzystać jeszcze raz z otumaniającej mocy nikotyny. Tym razem nie zakrztusiła się jak poprzednio i zaraz po jednym buchu wręczyła z powrotem papierosa w ręce jego właściciela.
- Na szczęście, przyszedłeś ty i wymyśliłeś plan za mnie.- odparła i zaśmiała się ponuro. Mówiąc "plan", miała oczywiście na myśli butelkę whisky, którą ze sobą przyniósł. Teraz myśl o upiciu stała się bardziej motywująca. Przyszła tu sądząc, że nie potrzeba jej towarzystwa, ale obecność Blade'a to zmieniła.- A ty co chciałeś tu robić?- obiła piłeczkę, uświadamiając sobie, że pojawił się tu znikąd. Rozmawiali o jej bólu dupy z powodu tego co się zdarzyło, a ona, niewdzięcznica, nie zdołała w tym czasie zainteresować się tym co u niego.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Nie 02 Sie 2020, 20:02

Samuel nie skomentował nijak słów Joanne o sensacji, jakimś cudem dostrzegając, że nie miała ochoty drążyć tematu. Zresztą on sam również nie widział powodu żeby ciągnąć dalej kwestię, która i tak z pewnością zdąży być rozstrząśnięta pod każdym względem w przeciągu najbliższych kilku dni. Szambo wyjebało, że tak to można ująć, teraz nie pozostawało nic innego, jak starać się nie wejść za głęboko w to gówno. Nie jemu też było oceniać Galicheta za jego decyzję, a uznając go za skurwysyna i alkoholika wykazałby się skrajnym hipokryzmem. I o dziwo miał tego świadomość.
Mało prawdopodobne żeby Blade był świadom tego, że obdarza Joanne większą ilością swojej uwagi niż innych. Robił to zupełnie bezwiednie, dając się pochłonąć jej towarzystwu, zapewne ze względu na to, że zwyczajnie nie potrafiłby zrozumieć skąd się brała ta łatwość w rozmawianiu z córką Heliosa. Był beznadziejny w interpretacji zarówno cudzych jak i swoich własnych intencji.
Zerknął na nią z uniesioną lekko lewą brwią, jakby przez chwilę kwestionował jej słowa odnośnie braku celu w przyjściu nad klif.
- Z tym skakaniem z klifu chodziło mi raczej o przypływ adrenaliny aniżeli próbę samobójczą – mruknął, jakby ta drobna nieścisłość nie miała większego znaczenia w ogólnym rozrachunku. Wziął od niej z powrotem swojego papierosa i zaciągnął się dymem żeby zaraz potem zgasić go na ściółce obok siebie. Jej kolejne słowa, jakoby przyszedł jej z pomocą skwitował jedynie pomrukiem, za którym mogło kryć się potwierdzenie jego nobliwych intencji, zaraz jednak zmarszczył czoło słysząc pytanie o swoje własne plany.
- Szukałem zajęcia na noc – burknął i odchrząknął zanim podniósł się na łokciach żeby wziąć kolejnego łyka whisky. Nie lubił przyznawać się do swojej niechęci do spania z powodu koszmarów sennych, zawsze wydawało mu się to niepoważne, kiedy próbował ubrać to w słowa. A jednak, obrazy które widział gdy zamykał oczy były przerażające i to nawet dla syna Tanatosa. On po prostu nigdy nie potrafił, a nawet nie chciał opisywać ich aż tak barwnie, żeby inni zrozumieli w czym jest problem. Mimo wszystko kiedy przełknął mocny alkohol i położył się z powrotem na ziemi, zdecydował się znów odezwać.
- Śnią mi się herosi, którzy tracili życie w trakcie ataku na obóz. Herosi, których pamiętam i których sam szkoliłem. - Zaraz skrzywił się jakby powiedział zbyt wiele. - Po prostu nie chce mi się spać.
Nie było to oczywiście prawdą. On zwyczajnie albo nie mógł zasnąć albo, gdy już zasypiał, budził się po godzinie spocony i cały w dreszczach. Ale tego Joanne nie mogła przecież wiedzieć.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Pon 03 Sie 2020, 11:38

Joanne w przeciwieństwie do Samuela dość często sięgała po sarkazm i chowała jakieś treści pod tekstem. Dlatego też zapominała się przy synu Tanatosa i interpretowała jego słowa nie tak jak powinna. Niespecjalnie jej to przeszkadzało, więc śmiało podejmowała się rozmów z nim, nawet jeśli przez większość czasu miał jedynie coś pomrukiwać pod nosem. Czasami miała wrażenie, że potrafi nawet wtedy go rozumieć, jakby każdy pomruk miał jakąś inną intonację i przesłanie. Być może powodem, dla którego lubiła z nim rozmawiać było to, że wtedy, w drodze wyjątku, nie musiała toczyć żadnej walki na słowa. Nie wysilała się, by zrozumieć więcej niż usłyszała, bo Samuel wydawał jej się dość prostolinijny w wypowiadaniu swojego zdania. Kiedy okazało się, że jednak zrozumiała go nie tak jak powinna, zaśmiała się z samej siebie i pokręciła głową, karcąc się w myślach. Bawiło ją teraz nawet to w jaki sposób naprostował tą drobną nieścisłość.
- No tak.- odparła na znak, że tym razem zrozumiała. Nie sądziła, że taka dziwna wymiana zdań może jej jakkolwiek poprawić humor, ale śmianie się z własnej niedoli chyba jej służyło. Stwierdziła, że nie tylko musiała wyglądać teraz żałośnie, ale sama nad sobą użalała się w takim stopniu, że prędzej pomyślała o samobójstwie niżeli adrenalinie.- Ale teraz, jak o tym pomyślę, to taki skok wydaje się bardzo kuszący.- stwierdziła i wychyliła się lekko, by spojrzeć w dół. Jako heros mierzyła się z różnymi niebezpieczeństwami, więc byłaby zdolna do takiego skoku. Samo wyobrażenie sobie lotu zwiększyło minimalnie poziom adrenaliny, jednak wyprostowała się z powrotem i kątem oka zerknęła na Samuela.
Uśmiech zniknął z jej ust, gdy heros się znowu odezwał. Atak na obóz był wydarzeniem, który wstrząsnął nimi wszystkimi. Choć wszyscy stanęli do walki, chyba każdy z nich kogoś tam stracił. Do tej pory nie myślała o tym w ten sposób co Samuel. Zdarzało jej się pracować z młodszymi herosami i uczyć ich tego co sama potrafiła, ale syn Tanatosa z pewnością udzielił więcej lekcji niż ona.
- Po tamtym ataku chyba nikt nie mógł spokojnie spać.- stwierdziła ponuro. Jej także towarzyszyły niespokojne noce, bo nie czuła się bezpiecznie. Ciągle nasłuchiwała, jakby spodziewała się, że ktoś się zakradnie, żeby cicho poderżnąć im gardła. Ten etap miała jednak już za sobą, dlatego niepokojące dla niej było, że Samuela nadal to dręczy.- To będziemy dzisiaj nie spać razem.- oznajmiła i posłała mu nikły uśmiech w tej marnej próbie pocieszenia. Nie lubiła takich momentów jak ten, w których nie potrafiła wymyślić niczego pożytecznego. Darowała sobie gadanie, że nie ma się czym przejmować, bo było czym. Tamta katastrofa uderzyła w ich obóz, silnie redukując ilość jego mieszkańców. Nie dało się być obojętnym. Sama myśl o tamtych zdarzeniach wprawiła Joanne w poczucie pewnej bezsilności. Udzielił jej się podobny nastrój, więc poszła w ślady za Samuelem i także położyła się plecami na ziemi.
- Myślisz, że byliśmy w stanie jakoś temu zapobiec?- zapytała, bo nie umiała się pozbyć tej dręczącej myśli. Często zastanawiała się czy nie starali się wtedy za mało. Zupełnie jakby zbagatelizowali fakt o działalności NoGods, co doprowadziło do takiej klęski.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Sro 05 Sie 2020, 09:58

Spojrzał kątem oka na Joanne, unosząc lekko jedną brew, jakby oceniał czy brała na poważnie skok z klifu. Herosi robili to zazwyczaj pod silnym wpływem alkoholu, znał też historie amatorów skoków nago, tym bardziej zainteresował go potencjalny pomysł Collins. Kiedy odwróciła swoje spojrzenie od przepaści i zwróciła ku niemu, uśmiechnął się kącikiem ust.
- Idę o zakład, że jeszcze dzisiaj dojrzejesz do tej decyzji – mruknął być może tylko odrobinę złośliwie i jakby na zachętę i potwierdzenie swoich słów, wyciągnął w jej stronę butelkę whisky.
Nie wiedział po co wspominał Jo o swoich problemach ze snem, momentami miał wrażenie, że otwierał się przed córką Heliosa zdecydowanie za bardzo. Z drugiej strony słuchając jak odpowiadała na jego ponure słowa, wcale nie żałował poruszenia tematu ataku na obóz. Kiedy uznała, że będą nie spać razem, przez chwilę musiał przetrawić to stwierdzenie, ponieważ słowo „nie” z początku zagubiło się gdzieś w jego świadomości, dając w efekcie bardzo dziwną sugestię.
Będziemy spać razem. Co? Nie. Będziemy nie-spać razem. Ah. No tak.
Czyżby poczuł cień zawodu?
- Jeżeli zobaczę, że się nade mną litujesz, to sam zrzucę cię z tego klifu – mruknął ostrzegawczo w odpowiedzi, chociaż w jego głosie słychać było nutę rozbawienia. Mimo wszystko poczuł coś na wzór wdzięczności, której ewidentnie, jak zwykle, nie potrafił okazać. Nie pierwszy, nie ostatni raz. No cóż, w końcu wziął tylko łyka whisky, a przełykając mocny alkohol zastanawiał się nad pytaniem Joanne. Mogło się wydawać, że wcale nie będzie miał zamiaru na nie odpowiedzieć, jednak po dłuższej ciszy odstawił butelkę na bok, między nimi, tak żeby córka Heliosa również miała do niej dostęp.
- Oczywiście, że tak, patrząc na coś z przestrzeni czasu nietrudno stwierdzić, że pewne rzeczy można było zrobić lepiej.
Przemknął mu przed oczami obraz jego brata bliźniaka, który od czasu unicestwienia NoGods również nawiedzał go w snach, umierający, błagający o wybaczenie. Samuel westchnął i tym razem wziął naprawdę sporego łyka alkoholu.
- Nie ma to znaczenia, martwych nie przywrócisz do życia. – Jego głos wydawał się surowy, pozbawiony litości w tym prostym stwierdzeniu, chociaż syn Tanatosa ewidentnie bardziej kierował te emocje do samego siebie aniżeli do niej. Tak jak wcześniej jego wzrok był wbity w ciemniejące niebo, tak teraz, po chwili, przeniósł się na Joanne leżącą obok niego. Przez myśl przemknęło mu tylko, że w tym momencie byłby gotów podziękować Folkowi za to, że wkurwił ją na tyle aby zmusić do samotnego spaceru nad klif. Jego nostalgiczny ponury nastrój przy niej był jakiś łatwiejszy do zniesienia.
- Nie zadręczaj się tym – mruknął tylko, ponieważ nie chciał żeby podłapała jego zwyczajowy podły nastrój. - Nie przyszedłem tutaj psuć cudzych humorów.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Sro 05 Sie 2020, 11:41

Gdyby chodziło o przeciętnych ludzi, historie związane z tym miejscem byłyby co najmniej niepokojące. Krążyłyby ciągle nowe informacje o roztrzaskanych ciałach lub utonięciach po nieodpowiedzialnym skoku z klifu. Herosi cechowali się polepszoną sprawnością fizyczną i byli w pewnym stopniu wyszkoleni. Adrenalina była ich częstym towarzyszem odkąd trafiali do tego obozu, dlatego taki skok był niczym zaspokojenie chwilowego głodu od tego uzależniającego uczucia.
- A ja idę o zakład, że jeśli to zrobię, to skoczysz zaraz za mną.- jej słowa sugerowały większą pewność niż ta, którą w rzeczywistości odczuła. Nawet nie zdziwiłaby się, gdyby po jej skoku Samuel stanął na skraju klifu, spojrzał na nią z góry, uśmiechnął się do niej na ten swój złośliwy sposób, a potem odsunął się z powrotem jasno dając jej do zrozumienia, że jednak tego nie zrobi. W jej głowie pojawiło się to malutkie światełko nadziei, że podziała to na niego jak płachta na byka i w drodze wyjątku się z tym pogodzi.
Sięgnęła po butelkę, którą syn Tanatosa wyciągał do niej już po raz kolejny. Piwo jej się skończyło, więc tym razem nie śmiała mu odmówił. Uniosła szkło lekko do góry i przechyliła, biorąc pierwszego łyka. Jej usta od razu wykrzywiły się w nikły grymas, ponieważ ten smak zdecydowanie różnił się od piwa, ale nie trzeba nawet tłumaczyć dlaczego. Odstawiła butelkę na miejsce i przełknęła jeszcze raz ślinę, by posmak w jej ustach był bardziej znośny.
- Czyżby groźny Samuel Blade nie lubił jak ktoś go niańczy?- zapytała sztucznie przesłodzonym tonem, by nadal tym słowom bardziej infantylnego wydźwięku. Zaśmiała się krótko pod nosem, uzbrajając się psychicznie na jego reakcję, spodziewając się, że albo wyrazi rozbawienie albo niezadowolenie. Była gotowa na obie opcje, ale nie mogła się powstrzymać. W końcu nie zamierzała się litować nad herosem, chyba nikt w tym obozie tego nie lubił. Z jej strony był to zwykły koleżeński, a nawet przyjacielski gest, zwłaszcza, że jej samej również nie zanosiło się póki co na sen. Być może jej łatwiej było przespać noce, bo brakowało jej wtedy słońca, które na ogół dodawało blondynce witalności, choć o to nie można uznać za pewne.
Temat walki z armią syna Tartara ewidentnie prawił ich nieco ponury nastrój. Nic dziwnego, skoro obóz nadal się po tym nie pozbierał, a i tak z pewnością czekały ich jeszcze kolejne przeszkody. Tylko nieczuły egoista obszedłby się z tym bez żalu i wspominek.
- Martwmy się o żywych.- mruknęła, jakby tym dokańczała zdanie, które wypowiedział Samuel. Jego surowy ton zadziałał na nią nijak, a przynajmniej nie przyjęła go jakoś osobiście. Dla stłumienia tych nieprzyjemnych uczuć sięgnęła znowu po flaszkę i upiła trochę. Tym razem alkohol lepiej się przyjął, więc obeszło się bez wykrzywiania twarzy i mrużenia oczu. Jej plecy z powrotem przyległy do ziemi, która zdawała się robić coraz chłodniejsza, ale jej to nie przeszkadzało. Było to na swój sposób nawet łagodzące. Wpatrywała się w niebo, które już traciło swoje ciepłe barwy, przybierając w ciemne zimne tony.
- Nie pochlebiaj sobie, miałam spierdolony humor jeszcze zanim tu przyszedłeś.- odparła bardzo prostolinijnie, nawet jak na nią. Po chwili odwróciła głowę w stronę Samuela i brew temu, jakiego tonu użyła, posłała mu nikły uśmiech.- W sumie to dobrze, że się zjawiłeś.- stwierdziła, po czym odwróciła swój wzrok z powrotem ku niemu. Z początku stwierdziła, że nie spodziewała się towarzystwa i mogło to brzmieć, jakby go nawet nie chciała. Teraz, kiedy mogła już porozmawiać z Samuelem, poczuła się nawet lepiej, bo nie skupiała się już tak na swoim gniewie, a bardziej na jego osobie. Poza tym, był jednym z tych herosów, których towarzystwo jej na swój sposób służyło.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Czw 06 Sie 2020, 10:47

Roześmiał się na jej śmiałe stwierdzenie. Czy by za nią skoczył?  Cóż, syn Tanatosa nie był amatorem tanich wrażeń i krótkich skoków adrenaliny. Zdarzało mu się skakać z tego klifu, jednak było to dawno temu, jak gdyby w poprzednim życiu, a Joanne nie musiała o tym wiedzieć, bo czuł gdzieś w kościach, że znalazłaby w tym idealny powód do żartów. I miałaby zapewne rację. A jednak, co by zrobił teraz, gdyby Collins zdecydowała się skoczyć? Cóż, znając jego dojrzałość i skłonność do podejmowania nierozsądnych i nieprzemyślanych decyzji, dałby jej powód do nazywania go „starym a głupim” przez najbliższy tydzień.
- Poleciałbym w dół przyciągnięty twoim porywającym towarzystwem – odparł po prostu, a na jego ustach czaił się cień uśmiechu. Czasami ton jego głosu nie zdradzał niczego – ani sarkazmu, ani powagi, ani żartu. Tym razem również tak było, a Joanne mogła się jedynie domyślać jak prawdziwe było to stwierdzenie. Samuel świadomie nie dawał jej żadnych wskazówek poza delikatnym uśmiechem, który świadczył jedynie o jego bezpośredniej premedytacji. No nie był nawet złośliwy, czyżby więc syn Tanatosa mówił na poważnie?
Sięgnął po paczkę fajek, a kiedy córka Heliosa spytała go o kwestię niańczenia, mruknął tylko coś pod nosem niczym obrażone dziecko, już z papierosem w ustach, szukając jednocześnie zapalniczki po kieszeniach. Spodnie, kurtka, pasek. Kurwa nic. W końcu spojrzał na Joanne z ukosa jakby po tej chwili nieuwagi, znów przykuła ją na siebie, a pet sterczał z kącika jego ust. Nieodpalony oczywiście, bo nie mógł znaleźć cholernej zapalniczki, którą miał jeszcze chwilę temu.
- Jestem taki groźny? - spytał jakby z tego wszystkiego, to właśnie to stwierdzenie miało dla niego największe znaczenie, podkreślając jeszcze bardziej ten infantylny wydźwięk swojej reakcji.
Syn Tanatosa parsknął lekko, słysząc bezpośrednie określenie jej wcześniejszego nastroju. Wiedział, że Joanne potrafiła mówić to co myśli, jednak taka prostolinijność z ust pięknej i subtelnej blondynki zawsze go bawiła. Skrzyżował z nią spojrzenia, przyglądając się jak posyła mu swój ładny uśmiech, żeby zaraz znowu skierować swoje niebieskie oczy ku niebu. On sam jeszcze przez chwilę podziwiał jej profil ,żeby samemu w końcu wbić wzrok w szarzejący błękit nad ich głowami. Zupełnie zapomniał o tym, że papieros w jego ustach wciąż jest nieodpalony.
- Znasz mnie, zawsze jestem gotów uratować kobietę w potrzebie – mruknął tylko, wbrew temu co powiedziała oczywiście pochlebiając sobie jeszcze bardziej i tylko po raz kolejny wykazując się zupełnym upośledzeniem w wyrażaniu wszelkiej wdzięczności.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Czw 06 Sie 2020, 11:59

Często zdarzało się tak, że Joanne potrzebowała krótkiej chwili, by wyczuć intencje jakie zły za słowami syna Tanatosa. Za to nigdy się tym jakoś nie przejmowała, bo nawet jeśli odbierała je nieprawidłowo, on nie miał skrupułów, by naprostować sytuację. W końcu już raz to zrobił tego wieczoru i obeszło się bez nieprzyjemnych skutków nieporozumienia.
- Czas nam pokaże.- skwitowała krótko kwestię skakania z klifu, uznając to za najprostszy sposób na interpretację jego słów.
Zerknęła na Samuela, kiedy zaczął się motać w miejscu i przeszukiwać kieszenie. Papieros w jego zębach dosadnie sugerował, że potrzebna jest mu teraz zapalniczka. Joanne jednak zamiast oferować mu od razu swoją pomoc, obserwowała jak heros kłopocze się i przetrzepuje swoją garderobę. Na jej usta wpełzł niepowstrzymanie uśmieszek, który był odznaką jej lekkiego rozbawienia i szczypty złośliwości. Uniosła nawet lekko brwi i podziwiała widok, który miała przed sobą. W końcu Samuel był jedną z najbardziej poradnych osób jakie znała, więc musiała choć przez chwilę ponapawać się tą chwilą. W między czasie heros zdołał zadać jej pytanie, które dotyczyło tylko fragmentu tego, co wcześniej powiedziała. Jego pomrukiwanie było dla niej wystarczającą reakcją, zresztą jak zwykle.
- Może spytaj o to dzieciaków, które czasami trenujesz?- zasugerowała, a jedna z jej brwi drgnęła ku górze. Joanne akurat się jego nie bała, ale Samuel z pewnością mógł wzbudzać strach u osób, które go nie znały. Dla córki Heliosa była to bardzo imponująca zdolność, zważywszy choćby na to, jakie ona pierwsze wrażenie wzbudza u ludzi. W końcu kto miałby się przejmować szczupłą blondynką, która już na pierwszy rzut oka wygląda na zołzę, nie prezentując sobą chyba niczego więcej.
Collins zdecydowała w końcu ulitować się nad smutnym losem przyjaciela, który nadal nie mógł odpalić swojego papierosa. Westchnęła, jakby od niechcenia i machnęła lekko palcem w kierunku końcówki fajki, na której od razu zapłonął malutki płomyk. Nie palił się on długo, tylko zgasł od razu, zostawiając po sobie żarzący się tytoń.
- Wystarczyło poprosić, to nie boli.- wypaliła i posłała mu jeden ze swoich złośliwych uśmieszków.- Nie musisz dziękować.- dodała świadoma tego, że najprawdopodobniej nawet nie planował tego zrobić.
Trudno było sobie wyobrazić Blade'a jako rycerza na białym koniu. Niektórzy rzeczywiście mogli widzieć w nim kogoś, kto byłby w stanie stanowić dla nich zagrożenie, gdyby zechciał nagle kogoś skrzywdzić, ale Joanne, wbrew swojej wcześniejszej sugestii, uważała, że bezpiecznie jest mieć go przy sobie.
- Zaraz sobie pomyślę, że to ty przyszedłeś litować się nade mną.- odpowiedziała. Właściwie to chwilami nawet bawiło ją to jak opacznie rozumiał niektóre jej słowa, a może nawet brał je zbyt dosłownie. Niekiedy trudno jej było zrozumieć jakim systemem wartości kieruje się Samuel, choć na ogół wykonywał kawał dobrej roboty. Był herosem, którego pomysły przyjmowałaby pewnie z pełnym zaufaniem, sądząc, że w razie czego rzeczywiście wyciągnie ją z tarapatów. Chwilami zastanawiało blondynkę też to, czy nie jest dla niego uciążliwe, że tak wiele osób próbuje na nim polegać, głównie w kwestiach bojowych.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Nie 09 Sie 2020, 09:49

Relacja z Samuelem nie była łatwa, mężczyzna prezentował sobą zachowania skrajnie aspołeczne, a jego umiejętność postrzegania cudzych uczuć zwyczajnie wciąż była na etapie raczkowania. A jednak przy Joanne wszystko szło gładziej, nie było nieporozumień, nie licząc tych drobnych nieścisłości, które sprawiały jedynie, że ich rozmowy bywały całkiem zabawne. Nie miał pojęcia gdzie leży sekret Collins, liczyła się jedynie ta przyjemna i niewyjaśniona prostota ich relacji.
Być może Blade nigdy nie zastanawiał się na poważnie nad tym jak jego surowość wpływa na młodszych herosów, których zdarzało mu się trenować. Był świadom tego, że zawsze wymagał dużo i nie lubił niesubordynacji, jednak zawsze otwarcie mówił o tym wszystkim, którzy chcieli z nim ćwiczyć, nie wspominając o tym, że pewna reputacja również krążyła po obozie. Miał wrażenie, że słabsi psychicznie adepci nigdy nie mieli odwagi się do niego zgłaszać o pomoc, z drugiej strony jednak nigdy nie zastanawiał się nad tym co czują ci pseudo-silniejsi, kiedy wychodzą wykończeni przez niego z sali treningowej.
Zmarszczył czoło, spoglądając na Joanne, która tak sugestywnie uniosła brew do góry i przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Przy nich czasem nie muszę się nawet starać – mruknął w końcu, myśląc o niektórych z młodych herosów. - Zresztą ty nigdy się mnie nie bałaś – dodał z dozą złośliwości w głosie, jakby miało to świadczyć w jakiś sposób, że Joanne była co najmniej tak samo złowieszcza jak on. Oczywiście był to irracjonalny żart, ponieważ Collins z pewnością przy pierwszym poznaniu wzbudzała raczej podziw swoim urokiem aniżeli, tak jak Blade, strach i odrzucenie, najpierw przez wzgląd na pochodzenie od boga śmierci, później przez ogólne powierzchowne wrażenie o socjopatycznej ułomności.
Kiedy jego papieros został zapalony uniósł lekko brwi i zaciągnął się dymem z satysfakcją. Jej słowa faktycznie przypomniały mu o konieczności okazania wdzięczności i o dziwo skinął głową z jakimś niezrozumiałym pomrukiem. Zapomniał, że naprawdę dobrze jest mieć córkę Heliosa obok siebie. Posłał dym w powietrze i spionizował się nieco, opierając się łokciem na zgiętym kolanie.
- Litować? - powtórzył za nią, spoglądając przez ramię na blondynkę i po chwili zrobił minę sugerującą, że w sumie musi jej przyznać nieco racji. - Przyniosłaś ze sobą jedno piwo – powiedział jakby to było jedynym i zupełnie wystarczającym powodem na to żeby się nad kimś ulitować. I podzielić się buletką whisky. Odwrócił się w stronę klifu. - Ale wiesz, że nie zdarza mi się robić rzeczy bezinteresownie.
Nie było to prawdą, jednak Blade lubił czasami podramatyzować i przedstawić siebie jako tego najgorszego typa, który nie umie w uczucia, jest chamem i prostakiem, a do tego bywa ordynarny i niewychowany. W końcu tak właśnie odbierała go spora część obozu.
Gdzieś pomiędzy kolejnymi zaciągnięciami się papierosem, wziął kilka łyków whisky, oddając co raz butelke blondynce. Słońce już zupełnie zniknęło za linią horyzontu, a wraz z brakiem jego ciepłych promieni, temperatura spadła o kilka stopni. Opróżnianie butelki whisky szło im całkiem nieźle, a Blade poczuł jak ogarnia go komfortowe rozluźnienie. Zaraz za nim jednak przyszło zmęczenie. Gdyby zasnął tutaj, przy blondynce, ta z pewnością nie byłaby przygotowana na to, że pół godziny później zacząłby się miotać, targany dreszczami i jęczący. Nie był to widok jaki chciałby jej zafundować. Z kilku powodów. A jednak mimowolnie położył się z powrotem na ziemi, tym razem jednak chcąc ułożyć się nieco wygodniej, zrobił to tak żeby jego głowa opierała się na udzie dziewczyny. Nie jakoś lubieżnie, nie nie, raczej jak u małego zmęczonego chłopca. Przymknął oczy na sekundę. Był wykończony, a było mu tak wygodnie...
- Miałaś przyjaciela w NoGods, nie? - spytał nagle, otwierając oczy. Przypomniał mu się ciemnowłosy syn Lokiego, z którym kiedyś ją widywał, dawno, dawno temu. Byli nierozłączni. Sid? Sam? Jak mu było?  Samuel domyślał się, że chłopak zmarł albo w trakcie ataku na obóz, albo później, razem z resztą NoGods. - Widywałem go często w towarzystwie mojego brata, jeszcze tu w obozie.
Benjamin Blade w końcu też trafił do NoGods i Samuel był prawie pewien, że to on zaciągnął za sobą większość obozowych buntowników. W tym zapewne również Seth'a Royce'a. W pewnym sensie czuł się odpowiedzialny za to, że jego brat bliźniak był takim niezdrowym aktywistą, z drugiej strony wiedział doskonale, że nic nie mógł z tym zrobić. Chyba.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Nie 09 Sie 2020, 11:37

Początki Joanne w obozie nie były najłatwiejsze. Być może dlatego, że nie trafiła tam, gdy miała dziesięć lat, tylko pięć lat później. Czasami nawet trudno to zliczyć, bo chwilami można mieć wrażenie, że spędziła tu całe swoje życie. W każdym razie, jako nastolatka była trochę bardziej krnąbrna, a jej rówieśnicy, którzy byli tu już kilka lat byli o wiele lepiej wyszkoleni. Dlatego Joanne wymagała od siebie dużo, by nie odstawać z tyłu i nadrobić wszelkie zaległości. Musiała się wziąć mocno w garść, a kiedy ktoś w nią wątpił, dawała z siebie jeszcze więcej. Nie leniła się, tylko trenowała, więc nawet tacy wymagający trenerzy jak Blade nie byli jej straszni. Collins prędzej nabawiłaby się ponaciąganych ścięgien lub zakwasów niż darowałaby sobie wysiłków.
Córka Heliosa uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl i wściekłych herosach, którzy przez pot i łzy ledwo znosili surowość Blade'a, kiedy polecał im to kolejne ćwiczenia i pilnował, by wykonywali je sumiennie.
- Po prostu wiem kogo warto mieć po swojej stronie.- odparła półżartem. Nie traktowała go przecież jak pionka, który będzie mógł ją obronić, kiedy zajdzie taka potrzeba, co nie zmieniało faktu, że warto mieć go przy sobie. Gdyby chodziło tylko o jego zdolności bojowe, pewnie nie siedzieliby tu teraz i nie popijaliby wspólnie whisky, a widywaliby się głównie na jakiś misjach lub treningach. Poza tym, niektórych rzeczywiście lepiej było mieć po swojej stronie, a nie po przeciwnej.- No i gdybym się ciebie bała, nie odkryłabym, że taki z ciebie dobry kompan do picia whisky.- dodała całkiem szczerze. Niektórym trudno było dostrzec, że Samuel potrafi być świetnym towarzyszem także poza polem bitwy. Nie wiadomo nawet, w którym momencie ich pogaduszek zapomniała o przykrym odejściu kapitana jej drużyny. Całe to zdenerwowanie zaczęło po niej spływać, choć alkohol, którego zawartość w jej krwi rosła z każdym kolejnym łykiem, pewnie też się do tego przyczynił.
Prychnęła pod nosem, słysząc o jego rzekomym interesie i uniosła się na łokciach, by posłać mu lekko lekceważące spojrzenie. Dała sobie i jemu dwie sekundy, by sam się zastanowił nad stwierdzeniem, którego użył, a dopiero po chwili zdecydowała się odbić piłeczkę.
- Właśnie wyratowałam się z opresji, dlatego uznajmy, że rachunek został wyrównany.- odparła i skinęła lekko głową, wskazując papierosa, którego właśnie palił. Pokręciła lekko głową, po czym wzięła do ręki butelkę, by znowu wypić trochę jej zawartości. Zaczynała odczuwać już skutki picia, zwłaszcza kiedy kładła się i podnosiła na zmianę. Za niedługo prawdopodobnie zrezygnuje z leżenia, bo nie będzie jej się chciało kłopotać za każdym razem, kiedy będzie chciała wziąć łyka whisky.
Nie przeszkadzało jej, kiedy położył głowę na jej udzie. Właściwie nawet nie zastanawiała się nad tym, ani nie analizowała tego gestu, przyjmując, że po prostu tak mu wygodniej. W końcu nikt by nie wzgardził miękką poduszką, gdy leży się na twardej ziemi. Uniosła się do siadu, kiedy Samuel wspomniał Seth'a. Poprawiła się, nie chcąc nadszarpnąć karku syna Tanatosa. Oparła się jeszcze jedynie rękami o ziemię i znowu pozwoliła sobie na krótką pauzę zamiast od razu odpowiadać. Myśli o tym co stało się z synem Lokiego były nieodłącznym elementem jej zmartwień dotyczących tamtej bitwy. Nimi jednak nie mogła się z nikim dzielić, bo nie wiadomo jak by to wpłynęło na jej życie w obozie. Od tamtego czasu chyba pierwszy raz miała sposobność, by o tym rozmawiać, a alkohol, znajdujący się w jej krwi, wspomagał jej wylewność.
- Tak.- mruknęła lekko zgaszona. Benjamina nie znała tak dobrze jak Seth. Można by stwierdzić, że ta parka podzieliła się między sobą braćmi Blade, gdzie ona była bliżej z Samuelem, a Royce z Benjaminem. Być może nawet te znajomości miały jakiś wpływ na podejmowane przez nich decyzje. W końcu Joanne ostatecznie została w obozie, co było decyzją podjętą w ostatniej chwili, a syn Lokiego odszedł.- Nie mam pojęcia czy w ogóle przeżył tamtą bitwę.- odparła i zaraz po tym popiła tą myśl, jakby to miało sprawić, że będzie ona bardziej znośna. Dopiero teraz zaczęło do niej docierać, że te wszystkie sprawy, związane z NoGods, mogły być równie kłopotliwe dla Samuela jak i dla niej. Może dla niego nawet bardziej? Trudno jest wybierać między osobami, z którymi było się blisko, a obozem. Łatwo jest zwątpić w słuszność sprawy, ale w końcu zarówno Seth jak i Benjamin sami zdecydowali się stąd odejść.
- Myślisz, że wszyscy z NoGods byli źli?- spytała, patrząc w ciemność przed nimi, gdzie dało się dostrzec jak światło odbijane przez księżyc lekko migocze na wodzie. Joanne i tak widziała teraz otoczenie prawdopodobnie lepiej niż Blade.- Chodzi mi to, że..nie jestem pewna, czy każdy z nich chciał tej wojny, choć brali w niej udział.- dodała, myśląc, że jakoś rozjaśni to jej intencje. Trochę trudniej jej było teraz sensowniejsze zdanie skleić, a nie chciała przecież otwarcie powiedzieć, że bez względu na to co się stało, brakuje jej tu Seth'a.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Nie 09 Sie 2020, 13:35

Blade szanował Joanne za jej podejście do samorozwoju już od samego początku. Być może widział w niej potencjał nawet wtedy, kiedy ona sama nie była jeszcze tego świadoma. Miała niezły temperament, on natomiast doceniał to jako świetną podstawę do ćwiczeń. Była zdeterminowana, musiała szybko nadrabiać pięć lat i wychodziło jej to bardzo dobrze. Z czasem pojawiła się też pokora i dystans, co w efekcie zrobiło z niej bardzo dobrego herosa.
- Cwana bestia – uznał tylko, kwitując jej podejście do jego osoby. Uśmiechnął się nikle, dając jej do zrozumienia, że nie miał nic przeciwko temu, a wręcz uznawał za coś wartego pochwały.  Nie każdy miał jaja żeby szukać w Samuelu towarzysza, a ta niepozorna blondynka jak zwykle okazywała się silniejsza niż niejeden obozowy osiłek, nie wspominając o kwestiach intelektualnych, które nie mogły przecież dziwić. To sprawiało, że stawała się dla Blade’a swego rodzaju towarzystwem idealnym, a już z pewnością takim, które miało na niego jakiś dziwnie zbawienny wpływ. I to wykraczający daleko poza bycie jego osobistą zapalniczką, chociaż być może na razie to właśnie za to był jej najbardziej wdzięczny. Żeby to podkreślić zaciągnął się z uśmiechem papierosem.
Było to zadziwiająco naturalne, kiedy tak leżał głową na jej kolanach, całkowicie rozluźniony. Zauważył też, że mimo nieprzyjemnych tematów, Joanne również poddała się dobremu wpływowi alkoholu, dzięki czemu jej nastrój znacznie się poprawił, co przyjął z zadowoleniem. A jednak jego brak wyczucia odezwał się w chwili gdy wspomniał o synu Lokiego, zupełnie bezpośrednio i zupełnie bez zastanowienia. Nie przeszkodziło mu to w drążeniu tematu, kiedy blondynka wyraziła na głos swoje wątpliwości. Samuel zastanowił się przez chwilę.
- Nie, Jo, nie sądzę żeby wszyscy z nich byli źli – mruknął, przymykając oczy. - Niektórzy po prostu wierzyli w niezależność i dążyli do niej za wszelką cenę. Mój brat był idealistą, bywał też okrutny, nie wątpię, że często podejmował złe moralnie decyzje,  jednak wątpię żeby naprawdę chciał wojny. Podobnie pewnie jak twój przyjaciel. - Westchnął, leżąc wciąż z zamkniętymi oczami i położył sobie wierzch lewej dłoni na czole. Było mu tak wygodnie.. Zaraz jednak podjął swoją chyba najdłuższą wypowiedź w tym tygodniu. - To tak jak u nas w obozie nie ma samych dobrych herosów. Niektórzy marzyli o wojnie, bo nie potrafią robić niczego innego niż chodzić i wymachiwać ostrymi przedmiotami, z przekonaniem że to chwalebne i godne podziwu jak przypadkiem trafią nimi w jakąś harpię. Z drugiej strony jestem chyba najgorszą osobą, jeżeli chodzi o ocenę granicy między dobrem a złem - Ostatnie słowa wypowiedział z rozbawieniem, zerkając jednym okiem na Joanne.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Nie 09 Sie 2020, 14:07

Temat, który poruszył Samuel nie ciążył tak mocno, by zepsuć atmosferę. Wiadomo, że nie był on najprzyjemniejszy, bo wiązał się z przykrymi wspomnieniami. Teraz Joanne poczuła się bardziej stęskniona i dopadła ją swego rodzaju nostalgia, niżeli złość. Właściwie to czuła się nawet jakby pozbywała się jakiegoś ciężaru, który czuła gdzieś wewnątrz siebie. Większość herosów z obozu żywiło jawną nienawiść co całej organizacji NoGods i każdego, kto do niej należał. Wyjątkami były osoby, które straciły tam kogoś bliskiego. To nasuwało więc sporo wątpliwości i nie z każdym można było się nimi dzielić.
- To trochę śmieszne, bo dołączenie do ich grupy kłóciło się z niezależnością, którą chcieli tamci herosi osiągnąć. Tak czy siak byli zdani na rozkazy syna Tartara..- stwierdziła. Sytuacja wprowadziła dość dziwny obrót sprawy, bo Samuel okazał się mieć dużo do powiedzenia. Właściwie to jego wypowiedzi były bardziej rozbudowane niżeli jej. Pochlebiało jej to na swój sposób, bo rzadko się zdarzało, by Blade wypowiadał aż tyle słów jednym ciągiem. Uśmiechnęła się znowu do syna Tanatosa, bo o herosach z obozu powiedział to o czym Joanne przez chwilę pomyślała. W ich otoczeniu mogło być tylu samych złych herosów co wśród NoGods tych dobrych.
- Myślę, że jesteś akurat jedną z najlepszych osób, które mogą to oceniać.- przyznała jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało dla Samuela. Uniosła na moment dłoń, chcąc pobawić się krótkimi kosmkami włosów na głowie herosa. Przyszło jej to dziwnie naturalnie, ale po paru sekundach uznała, że chyba przesadza, więc znalazła dla swojej dłoni nowe zajęcie, jakim było przechylanie butelki whisky, bo znowu się napić.
- A ty wiesz co wydarzyło się z twoim bratem?- spytała zaciekawiona. Sama zaczęła się już zapominać i poruszać kwestie, o których nikomu się nie mówi łatwo. Przez alkohol dopadało ją lekkie otępienie, co odbierało jej wyczucie w doborze pytań. Poza tym, bardzo chciałaby wiedzieć co stało się z Seth'em. Bez względu na to jaka jest odpowiedź na jej pytania, byłoby lepiej je znać niż nie wiedzieć nic. Nawet nie wiedziała, czy poszłaby go szukać, gdyby okazało się, że żyje. Prawdopodobnie bałaby się, że mógłby go ktoś złapać przez nią i wymusić na nim konsekwencje za podjęte przez niego decyzje. Jeżeli się gdzieś ukrywał, był bezpieczniejszy bez jej towarzystwa. Nie mogła zapomnieć o tym, że w ostateczności jej pomógł podczas napadu, choć mógł mieć przez to ogromne kłopoty.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Pon 10 Sie 2020, 17:12

Blade, poza tym, że miał trudności z otwieraniem się do innych, raczej nie posiadał większych skrupółów podczas rozmów na trudne bądź bolesne tematy. Dla niego wypowiedzenie czegoś na głos nie wiązało się z żadnym rozdrapywaniem ran, czy też nie zwiększało cierpienia związanego na przykład z jakimiś wspomnieniami. Musiał zaleczać wiele strat i traum podczas tych wszystkich lat w obozie, tracił nauczycieli, uczniów, przyjaciół na misjach i ani razu nie uważał aby milczenie na ten temat w jakikolwiek sposób mogło ukoić cierpienie po ich odejściu. Jeżeli faktycznie nic nie mówił, zazwyczaj spowodowane to było po prostu niechęcią do interakcji, jednak kiedy znajdowała się obok niego osoba na tyle bliska, aby miał ochotę poruszyć z nią osobiste tematy, nie miał z tym żadnego problemu.
Na szczęście Joanne również, ponieważ w przeciwnym razie Blade mógłby ją nieco zniechęcić do siebie swoim brakiem wyczucia.
- Prawda – mruknął na jej słowa. - Chociaż podejrzewam, że uważali to jedynie za środek do celu i nieco za późno zorientowali się jak bardzo zuchwałe było to podejście.
Wolał nie mówić na głos, że bardzo możliwe, że władze obozu również mylą się w wielu ważnych kwestiach, tylko nikt jeszcze tego nie dostrzega, ale nie widział sensu żeby straszyć Joanne nieuzasadnionym marudzeniem. A fakt, że to dostrzegał był dość zaskakujący.
Roześmiał się lekko pod nosem na jej stwierdzenie, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie podziela jej optymizmu wobec właściwości jego oceny. Syn Tanatosa niejednokrotnie znajdował się w sytuacjach, w których jego zachowanie oscylowało na granicy dobra i zła, co gorsza będąc tego świadomym. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zawsze dokonywał dobrych wyborów, nierzadko po prostu mając upośledzoną umiejętność oceny, czasami natomiast z premedytacją wybierając to, co inni mogliby potępiać.
- Skąd w tobie się bierze ta wiara w moją ukrytą moralność? – spytał, zerkając na nią dopiero wtedy, kiedy przestała bawić się jego włosami. Co było miłe i wcale mu nie przeszkadzało swoją drogą. Uniósł lewą brew w rozbawionym, prowokacyjnym wyrazie. - Chyba, że oboje mamy równie wątpliwe pojęcie o tym co jest dobre, a co złe, tylko ty po prostu stwarzasz o niebo lepsze pozory.- Zmarszczył czoło, jakby nagle cała sytuacja zaczęła dla niego nabierać sensu.
Pytanie o Benjamina nie powinno go zaskoczyć, jednak mimo wszystko zawahał się zanim na nie odpowiedział.
- Zginął podczas ataku syna Tartara na siedzibę NoGods. Byłem tam po wszystkim, znalazłem jego ciało. - Zrobił krótką pauzę na napicie się whisky z butelki, o dziwo udało mu się to bez podnoszenia głowy z nóg Joanne i bez oblewania jej spodni alkoholem. - Syna Lokiego nie widziałem - dodał mrukliwie, dobrze wiedząc, że ta informacja będzie miała swego rodzaju wartość dla blondynki, jednak nie chcąc robić jej fałszywych nadziei podał jej butelkę i westchnął. - Ale też specjalnie go nie szukałem. Poza tym była tam masa ciał, których zwyczajnie nie dało się rozpoznać.
Mało subtelne, ale nie sądził żeby miała mu to za złe. Wątpił żeby Seth Royce przeżył atak. Chociaż.. z drugiej strony kto inny mógłby, jeżeli nie syn boga kłamstw i iluzji?
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Pon 10 Sie 2020, 18:13

Nie dało się wszystkich wrzucić do jednego worka i każdy kolejny dzień spędzony w granicach obozu tego dowodził. To zaś stawiało blondynkę przed wieloma dylematami w życiu, bo nigdy nie wiedziała, która ścieżka byłaby dla niej najwłaściwsza. Do tej pory kroczyła ciągle tą samą, bojąc się z niej zboczyć. Gdyby ulegała wszelkim swoim wątpliwościom i zachciankom, prawdopodobnie byłaby uznawana za jedną z bardziej nieobliczalnych osób i siłą rzeczy nie nadawałaby się do życia w tym obozie. Nawet jeśli by nie odeszła, to zostałaby wyrzucona przez brak zrównoważenia.
Pozostała niewzruszona wobec jego śmiechu, kiedy uraczyła go swego rodzaju komplementem. Mógł tego nie dostrzegać, ale blondynce wystarczało samo to, że był świadomy istnienia w ogóle tej granicy. Jeżeli potrafił zadecydować czy ją przekraczać czy nie, oznaczało to dla niej, że równie dobrze mógł oceniać, gdzie się ona znajduje. W drodze rozmyślania nad podziałem dobra i zła Samuel samodzielnie doszedł do pewnego wniosku, który był bardzo bliski prawdzie. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Joanne była o krok, dosłownie i w przenośni, od tego, by porzucić życie w obozie i dołączyć razem z Seth'em do NoGods. Jeżeli to nie jest balansowanie na granicy, to nie wiem co może nim być.
- Dotychczas wierzyłam twojemu osądowi i jeszcze nie zwiodło mnie to na manowce.- stwierdziła, odpowiadając mu na pytanie. Lekko wzruszyła ramionami, potwierdzając swoje uzasadnienie jako wyczerpujące.- Ilekroć miałam stanąć przed wyborem między dobrem a złem, musiałam poddać to solidnej analizie za i przeciw, zamiast od razu wybrać to co słuszne. Więc, tak...możemy nazwać to pozorami.- przyznała mu się, nie kryjąc już przed nim swojego zachwiania. Swego czasu bardzo często ulegała namowom Setha, ale prawie zawsze jej to służyło. Lubił rozrabiać zwłaszcza, gdy byli młodsi, ale pokazywał jej w ten sposób czym jest życie. Byłaby pozbawiona wielu wspaniałych przeżyć, gdyby za każdym razem mu odmawiała. Oparła mu się, kiedy mieli razem uciec, ale nawet tej decyzji do końca nie była pewna, nawet dzisiejszej nocy. Więc czy ona miałaby słuszność, gdyby próbowała oceniać gdzie jest granica między dobrem a złem? Chwilami zastanawiało ją, czy jej dalsze życie w obozie nie jest przypadkiem owocem jej tchórzostwa.
Doceniła to, że Samuel postanowił jej jednak odpowiedzieć. Sama nie wyobrażała sobie chwili, gdyby zobaczyła zwłoki Royce'a. Cieszyła się, że nie wie co się z nim dzieje, bo było jej to łatwiej przełknąć niż jego domniemaną śmierć. Nie poczuła nawet żalu, kiedy Blade bezceremonialnie uprzedził ją, że nie było pewności co się stało z jej bliskim. Zamiast użalać się nad ich losami, sięgnęła po butelkę whisky, którą podawał jej Samuel i upiła z niego dwa solidne łyki.
- Chyba robię się pijana.- mruknęła, odstawiając butelkę obok Samuela. Powiedziała to prawdopodobnie tylko po to, by zmienić temat i nie rozmyślać już tak o synu Lokiego. Do niczego to nie prowadziło, a nawet jeśli, to tylko do chęci szukania go. Zerknęła na wyraz twarzy Blade'a, próbując ocenić, jakie uczucia teraz przedstawia, ale jak zwykle było to dość trudne.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Wto 11 Sie 2020, 19:29

Jej odpowiedź była prosta i bezpośrednia, taka z którą Blade nie mógł się kłócić. Nigdy nie posądzał Joanne o bycie tą niepozorną blondynką, za którą można było ją wziąć przy pierwszym spojrzeniu. Nie był głupi. Ani ślepy. Czasami trafność jego oceny bywała genialna w swojej prostocie i jego zdanie na temat Joanne Collins w jakiś sposób wpisywało się w ten schemat. Poza tym szanował ją za to, że nie daje mu się doprowadzić do szału swoimi nierzadko nieznośnymi zachowaniami i było w tym coś więcej aniżeli tylko jej anielska cierpliwość. Zupełnie jakby w pewnym stopniu była w stanie go zrozumieć, co wydawało się czasami faktycznie irracjonalne. Co gorsza miał wrażenie, że dziewczyna rozumiała go momentami bardziej niż on sam, chociaż dziwnym trafem naprawdę nie miał jej tego za złe.
- Zapewnie niczego to nie zmieni, ale cieszę się, że nie dałaś mu się namówić na odejście – mruknął znów przymykając oczy, ciesząc się z wygodnego oparcia w postaci jej uda. Samuel Blade jako osoba wyjątkowo niedomyślna w sprawach podstawowych, momentami wykazywał naprawdę niebezpieczną domyślność w kwestiach o wiele bardziej skomplikowanych, o których powinien nie mieć pojęcia. Czasami połączenie dwóch kropek było dla niego wyzwaniem ponad wszelką miarę, czasami natomiast przechodził skomplikowany labirynt z zasłoniętymi oczami i nikt nigdy, łącznie z nim samym, nie wiedział od czego to zależy. Tak było poniękąd w tej chwili, kiedy to z góry założył, że Seth Royce namawiał Joanne do tego aby razem z nim opuściła obóz. Cholera, nie dziwił mu się. Poza tym pamiętał, że faktycznie byli nierozłączni, a i możliwe, że Benjamin kiedyś wspominał mu o tym jak bardzo synowi Lokiego na tym zależało.
Parsknął delikatnie śmiechem na jej stwierdzenie i jakby ku pochwale tego sam wziął kolejnego łyka alkoholu.
- To dobrze, bo powoli kończy nam się butelka – zauważył, uchylając jedno oko, żeby zobaczyć, że faktycznie naczynie było wypełnione już może tylko w jednej czwartej. Jego organizm był z pewnością bardziej odporny niż Joanne, jednak zdążył poczuć to przyjemne rozluźnienie i senność, która świadczyła o tym, że wciąż wypił za mało. Z drugiej strony nie mógł się powstrzymać przed tym żeby podłożyć sobie dłoń pod głowę i pozwolić sobie na jeszcze chwilę odprężenia. Był wykończony, a pozycja w której się znalazł okazała się być naprawdę wygodna.
Joanne, gdy na niego spojrzała, mogła zauważyć to rozluźnienie na jego twarzy, gdy tak leżał głową na jej kolanach. Spokój wymalowany na jego zazwyczaj lekko zmarszczonym czole, to było coś nowego, czego na co dzień nie można było dostrzec. Milczał przez dłuższą chwilę, najwyraźniej będąc na najlepszej drodze ku temu żeby zasnąć.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Wto 11 Sie 2020, 20:54

Stwierdzenie Samuela uderzyło w nią niczym grom z jasnego nieba. To, że wszędzie szwendała się razem z Seth'em chyba pół obozu wiedziało, ale z nikim o nim nie rozmawiała od jego odejścia. No dobra, że nie rozmawiała to zbyt dużo powiedziane, ale na ogół go tylko wspominała, a nie mówiła nic na temat jego odejścia. Wolała udawać, że, tak samo jak pozostali, nic nie wiedziała. Łatwo było zgrywać bezwzględnie porzuconą przyjaciółkę. W końcu ludzie pytali akurat ją co się z nim dzieje, a jeśli wszyscy uważali, że nie wiedziała o jego planach, nie mieli czego już od niej wyciągać. Alkohol dawał już o sobie znaki, więc zaczęła interpretować stwierdzenie Blade'a aż nadto. Zaniemówiła na kilka sekund, zastanawiając się, czy ktoś widział jej kłótnie z synem Lokiego na tamtej polanie, czy może skądś to wiedział. To, że mógł się po prostu domyślić było chyba ostatnią rzeczą, na jaką by wpadła.
- Sama sobie się dziwię, że mu wtedy odmówiłam.- przyznała, a jej głos po raz pierwszy tego wieczoru zabrzmiał tak ponuro. Słowa Samuela były miłe na swój sposób, ale nie zdołały przezwyciężyć goryczy związanej z tamtym pożegnaniem. Jej słowa nie odnosiły się do tego, że wolałaby odejść, ale do tego, że na ogół ulegała namowom Setha. Nie tłumaczyła już tego Blade'owi, pozwalając mu na jego własny osąd. Miłe było to, że ktoś się cieszył z jej obecności, więc tym bardziej doceniła przyjście syna Tanatosa. Niesamowite było to, że rozmawiali o tym tu i teraz, a on nie poddał jej nawet ocenie, zważywszy na jej wątpliwości.
Dobrze było słyszeć jego śmiech mimo, że nawiązywał on do lekkiego otępienia, które obezwładniało jej umysł. Zdarzało jej się upijać na różne sposoby, ale cieszyła się, że tym razem nie ma siły na żadne szaleństwa. Te rozmowy pełne zadumy, przewlekane krótkimi chwilami rozbawienia, jej teraz odpowiadały. Dlatego również się zaśmiała przez zamknięte usta i nadal spoglądała na spokojną twarz Samuela.
- Masz talent do pojawiania się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie. No..i z odpowiednim wyposażeniem.- przyznała z pewną dozą wdzięczności w głosie. Pierwotnie nie planowała pić niczego więcej, a pojedyncze piwko miało jedynie ją orzeźwić. Przyjście syna Tanatosa okazało się zbawienne dla blondynki, a whisky było miłym dodatkiem. Napiła się znowu z butelki i standardowo postawiła ją blisko herosa. Praktycznie zapomniała o swojej wcześniejszej myśli, że Samuel może nie lubić pieszczot, więc jej ręka wróciła na jego ciemne włosy, a palce zaczęły wodzić między krótkimi kosmkami.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Sro 12 Sie 2020, 09:04

Nie oceniał jej odpowiedzi w żaden sposób. Wieść, że Joanne Collins była o krok od tego, aby opuścić obóz i dołączyć do NoGods, innych mogłaby wzburzyć, zachęcić do ostrej wymiany zdań bądź chociaż wywołać swego rodzaju sensację. Samuelowi jednak było do tego daleko. Przyjął do wiadomości jej słowa, które w gruncie rzeczy nie były dla niego żadną wielką nowością. Wiedział jak to jest mieć bliską osobę w drużynie przeciwnej i to przecież wcale nie było tak, że Blade nie miał żadnych wątpliwości odnośnie tego czy pozostać w obozie czy ruszyć za swoim bratem. Nic nigdy nie było tylko czarne bądź tylko białe, co zresztą zdążyli sobie ustalić już wcześniej.
Uśmiechnął się wyraźnie, kiedy Joanne kierowała w jego stronę swoje pochwały, na które syn Tanatosa bywał czasami dość łasy. W momencie gdy znów poczuł jej palce we włosach mruknął z zadowoleniem, poprawiając się odrobinę i wyciągając wygodniej, trochę może przywodząc tym samym na myśl zrelaksowanego kota, doceniającego fakt, że ktoś zaczął go drapać. Było mu bardzo dobrze. Tak dobrze, że stracił rezon i - powoli usypiany palcami Joanne przeczesującymi jego włosy - zasnął. Leżał spokojnie, tak naprawdę w połowie śpiący, czując jej dotyk, będąc świadomym jej obecności przez jakieś dziesięć minut aż odleciał zupełnie do krainy snów.
Kiedy jego oczy otworzyły się, on już nie był nad klifem z Jo, a w pomieszczeniu, którego nie znał. Na środku leżało ciało, dziwnie znajome chociaż zmasakrowane. Ubrania oraz skóra człowieka były porwane i zdawałoby się splątane ze sobą, jakby przez zęby i pazury jakiejś okrutnej bestii. Z początku się nie poruszał, jednak w końcu zdawałoby się martwy człowiek owtorzył oczy, a złote tęczówki wbiły się w Samuela,tak podobne do jego własnych jakby patrzył w swoje lustrzane odbicie. Były oszalałe z przerażenia, niczym u zwierzęcia, a nie herosa, nieme, wyrażające wszystkie te mrożące krew w żyłach uczucia bólu, strachu i agonii. Sine usta otwierały się i zamykały, nie mogąc powiedzieć ani słowa. Patrząc na umierającego brata, Samuel zaczął się cofać, aż w pewnym momencie stracił grunt pod nogami. Spadał.  

Nie minęło wiele czasu, gdy Joanne mogła zacząć dostrzegać, że wyraz twarzy leżącego na jej kolanach syna Tanatosa ulega zmianie. Pojawia się napięcie i zmarszczone czoło, a oczy pod powiekami poruszają się niespokojnie. Mruknął coś z ewidentną niechęcią, niemalże z błagalną prośbą i odwrócił nagle głowę w drugą stronę. Trwało to może minutę. Może dwie.
Aż nagle zerwał się z kolan Joanne do siadu z czymś na wzór krótkiego warknięcia. Rozejrzał się aż w końcu spojrzał na nią, a w jego złotych tęczówkach mogła dostrzec, że przez ułamek sekundy tuż po wybudzeniu był szczerze przerażony. Szybko jednak całość przeszła w konsternację i mężczyzna opierając łokcie na zgiętych kolanach wczesał palce we włosy, odgarniając je do tyłu.
- Wybacz – mruknął tylko, starając się dojść do siebie jak najszybciej. Sięgnął po butelkę whisky i wziął z niej łyka. - Nie miałaś tego oglądać.
Joanne Collins
Joanne Collins
Re: Stromy klif Sro 12 Sie 2020, 12:47

Świadomość Samuela mogła być dla Joanne kiedyś zgubą. Uświadamiając to sobie poczuła nieprzyjemną suchość w gardle i ucisk w klatce piersiowej. Nie wyczuwała z jego strony żadnej pogardy, ale i tak towarzyszył jej pewien niepokój. Pozostało jej tylko zaufać Samuelowi, licząc na to, że nie wpłynie to na ich relację i nie podzieli się tą wiedzą z nikim innym. Trudno stwierdzić czy zaważyłoby to o jej losach w obozie, ale z pewnością pojawiłoby się wiele przeszkód w postaci wzburzonych herosów wobec jej postawy i wątpliwej lojalności.
Zmiana tematu, nawet jeśli w formie określenia swojego upojenia, była dobrym sposobem na pozbycie się ciążącego jej kamienia na sercu. Collins miała nawet wrażenie, że i syn Tanatosa uśmiecha się wyjątkowo często i jest bardziej rozmowny niż zazwyczaj. Nie zamierzała mu jednak o tym wspominać w obawie, że zadecyduje się wrócić do swojego pomrukiwania i powagi. Joanne uśmiechnęła się, widząc jak Samuel przeciąga się leniwie. Przypominało jej to oswajanie jakiegoś groźnego zwierzęcia, które zamiast szczerzyć kły, położyło się potulnie i postanowiło się zrelaksować. Obserwowała ze spokojem jak jego ciężkie powieki powoli opadają, a oddech staje się głębszy pod wpływem przechodzenia w fazę snu.
Starała się nie ruszać, by pozwolić mu się chociaż zdrzemnąć, bo sam jej w końcu powiedział o tym, że nie przychodzi mu to łatwo. Wspomniał jej o snach, ale i tak trudno było jej stwierdzić w czym tkwił problem. Niektórzy po prostu nie potrafili zasnąć, inni budzili się co chwilę, a pozostałych dręczyły mary senne. Dopiero po pewnym czasie, oglądania twarzy Samuela, która wyglądała tak niewinnie, kiedy spał, zdała sobie sprawę, że jego najwidoczniej dręczy ta trzecia przypadłość. Jego mina przestała być tak spokojna, a zastąpiły ją cienkie linie na czole i wyraźny niepokój. Kiedy zaczął mruczeć coś pod nosem, chciała już go obudzić, by uwolnić go od udręki, ale zerwał się gwałtownie do siadu nim ostatecznie zdecydowała się to zrobić. To co ujrzała w jego oczach było tak niespotykane, że zamrugała szybko, jakby chciała mieć pewność, że to nie zwidy. Przez chwilę milczała, jak zwykle nie wiedząc co powiedzieć, bo miała wrażenie, że jakichkolwiek słów by nie użyła, byłoby to marne pocieszenie. Była w stanie choć trochę zrozumieć jego postawę, bo sama zapewne poczułaby się zażenowana. Nikt nie chciał być widziany w chwili swojej słabości, a tym bardziej żaden heros.
- To nic takiego.- odparła wreszcie cicho, starając się brzmieć spokojnie. Chciała nawet go spytać, czy chce jej o tym opowiedzieć, ale wcześniej przecież jej wspomniał o swoich snach. Nie chciała by czuł się źle przez to, że widziała go w takim stanie.- Często ci się to przytrafia?- spytała niepewnie, ale z pewną troską w głosie. W tej chwili żałowała, że nie ma żadnej mocy, która pomogłaby mu pozbyć się koszmarów.
Samuel Blade
Samuel Blade
Re: Stromy klif Czw 13 Sie 2020, 20:18

Nie spodziewał się, że faktycznie zaśnie. Stracił czujność przy Joanne, za co przeklnął się w duchu, gdy tak siedział i próbował zachowywać się tak, jakby serce nie waliło mu w piersi. Nie miała tego widzieć. Jego bezsenne noce to była ta największa słabość, do której nienawidził się przyznawać. Być może jego sny były bardziej realistyczne, pełne krwawych, okrutnych, obrzydliwych szczegółów, których nikt nie chciałby oglądać… ale czy aby na pewno? Może po prostu był zbyt słaby psychicznie żeby to udźwignąć? Czy to, że przerażał go widok umierającego w agonii brata bliźniaka świadczyło o jego słabości czy było po prostu torturą wymierzoną przez ojca? Czasami naprawdę mocno chciał wierzyć w to drugie, jednak nigdy nie był tego pewien. A jednak sny pozostawiały na nim pewne piętno, a gdy budził się z nich, nierzadko przez cały dzień odczuwał ich skutki. Miał wrażenie, że czuł smród zgnilizny czy też słyszał pełne cierpienia jęki czy krzyki. Zupełnie jakby koszmary tak bardzo wdarły się w jego psychikę, że nawiedzały go również za dnia.
Słowa Joanne zabrzmiały jakby z oddali. Dopiero po chwili wziął się w garść i wyciągnął papierosa z kurtki, minęła jednak chwila zanim zorientował się, że wciąż nie miał zapalniczki. Westchnął.
- Za każdym razem – mruknął tylko i spojrzał na nią swoim ponurym wzrokiem, w którym mogła zobaczyć niewypowiedzianą prośbę żeby odpaliła mu papierosa. Nie wiedział co myśleć o jej współczuciu. Było miłe, chociaż zazwyczaj nienawidził gdy ktoś się nad nim litował. W tej chwili jednak zdawało się nie mieć to większego znaczenia, ponieważ po raz kolejny jej towarzystwo miało dziwnie łagodzący wpływ na jego niestosowne zachowania. W końcu wzruszył ramionami, bagatelizując jak zwykle wszelkie swoje problemy.
- Idzie przywyknąć – skłamał gładko i sięgnął po butelkę. Wypił tyle, żeby zostawić Joanne ostatniego łyka po czym oddał jej naczynie do opróżnienia i rozejrzał się dookoła. Robiło się już zupełnie ciemno, podejrzewał, że nie przespał więcej niż kilkunastu, może kilkudziesięciu minut. Jak zwykle.
W końcu jego złote spojrzenie wylądowało z powrotem na Joanne.
- Chcesz wracać? - spytał, a jego głos był zupełnie neutralny. Nie chciał jej ciągać ze sobą przez całą noc, żeby faktycznie musiała wywiązywać się z obietnicy nie spania wraz z nim, bez względu na to jak bardzo by tego chciał.
Moment, naprawdę aż tak bardzo tego chciał? Kurwa. Wcześniej nie był tego świadomy. A jednak.
Cóż, ostateczna decyzja musiała należec do niej, dlatego uniósł lekko brwi, jak zwykle decydując się, zupełnie irracjonalnie, na sugestię w dokładnie drugą stronę niż by tego sobie życzył.
- Odprowadzę cię do mieszkania, pewnie jesteś wykończona.
Czyżby to opiekuńczość przez niego przemawiała? Niemożliwe…
Sponsored content
Re: Stromy klif

Stromy klif
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Similar topics
-
» Stromy Klif



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Skraj obozu :: Jezioro-
Skocz do: