Serce lasu - Page 2 DpyVgeN
Serce lasu - Page 2 FhMiHSP


 

Serce lasu

Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 00:17

Ah, w tym sensie. Nie spodziewałby się, że można od niego wyczuć szpital, ale zdaje się, że dobrze było wiedzieć o takim stanie rzeczy. Nie żeby planował to zmieniać, zabawa w alchemika i medyka była najlepszym sposobem spędzania czasu tuż po zwisaniu z drzew przed nieznajomymi facetami w środku lasu.
- Nie potrzebuję ich. W sensie okularów - zdecydował się podzielić taką, o, ciekawostką, sam nie wiedząc dlaczego próbując odciągnąć Salema od kategoryzowania go jako typowego... nerda? Coś takiego. Nie miał problemu z łatkami, niezależnie od tego czy naprawdę go jakoś określały, czy nieszczególnie mógł się do nich odnieść, ale to było silniejsze od niego. Nie kwestionował za to pachnięcia szpitalem. A może powinien dowiedzieć się o co z tym chodziło? Sam nie był teraz pewny, ale wydawało mu się, że minęło zbyt wiele czasu, aby to dalej poruszać.
- Powodzenia - parsknął na tą propozycję nauki. Cela miał zwyczajnie okropnego i chociaż zwykle wybraniał się nieistniejącą wadą wzroku, teraz odebrał sobie tą możliwość. Nie miał pojęcia skąd go wzięło na tą pełną szczerość, ale zdecydowanie utrudniał sobie w ten sposób życie. - Jakbyś odsunął się na jakoś... pięć metrów, a ja spróbowałbym rzucić w ciebie orzechem, wylądowałby on na... - rozejrzał się, po czym wskazał na przeciwną stronę polany - na tamtym drzewie - dokończył myśl z rozbawieniem. Przez jakiś czas wierzył nawet w astygmatyzm, dopóki nie dostał opinii od lekarza profesjonalisty, który łaskawie poinformował go, że to nie kwestia oczu. Zwyczajnie się do tego nie nadawał.
Zaśmiał się krótko na jego pytanie, kiwając głową, dopóki mężczyzna nie zmusił go do zatrzymania się w bezruchu podniesieniem ręki z kwiatkiem. Uciekł wzrokiem na swoje dłonie, ściskające bogu ducha winne rośliny. Jak tylko zorientował się, że robi im krzywdę, wrócił do wręcz mechanicznego przeplatania ze sobą łodyżek. Tylko, że tym razem miał na twarzy nieopanowany rumieniec i szeroki uśmiech.
- T-ta niby sałata, tak - zdecydował się w końcu odpowiedzieć na jego pytanie, nie odrywając wzroku od swojej ręcznej robótki. - Inny etap rozwoju. Uznałem, że kolor będzie pasować ci do włosów - wytłumaczył swój wybór, podnosząc kolejną łodyżkę, którą dołączył do zestawu. Moment milczenia, skupienia na zadaniu i zaraz podnosił prosty, niebieski wianek, aby z uśmiechem umieścić go na białej czuprynie Salema. Wyglądał perfekcyjnie.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 12:07

Nie widział nic złego w byciu nerdem. Bez względu na to, czy Anthony nim był czy też nie, on sam kwalifikowałby się jako takowy. Cały regał w sypialni miał zastawiony komiksami DC, a przez pewien okres podkochiwał się skrycie w Iron Manie. Tak, miał go prawie rok na wyświetlaczu telefonu, bez koszulki oczywiście.

「Nosisz je dla fasonu?」

Sam na szczęście nie miał problemów ze wzrokiem, chyba, że wybiórczo, kiedy udawał że nie zauważył, że ktoś gada o nim za jego plecami. Brak jednego zmysłu wystarczał aż zanadto.
Zakrył usta dłonią, by ukryć swój niemy śmiech, kiedy Anthony nakreślił mu jak kiepskiego ma cela. On by mu tego orzecha przestrzelił w locie, taka różnica. Nie ostudziło to w najmniejszym stopniu jego zapału, bo mimo wszystko o ile Hawthorne będzie chętny, był gotów spróbować zrobić cokolwiek z tym beznadziejnym przypadkiem i przynajmniej spróbować zaprzyjaźnić go nieco z łukiem.
Zauważył, że mężczyzna na moment zamarł w bezruchu, kiedy wplatał mu cykorię we włosy, więc pomyślał, że zachował się nietaktownie. A potem dostrzegł rumieniec i już w ogóle nic z tego nie pojmował. Powinni przeprowadzać jakieś szkolenia przystosowawcze do życia w społeczeństwie, Selim nawet po dziesięciu latach koegzystowania ze swoimi nie potrafił rozpoznawać najprostszych zachowań świadczących o tym, że może zrobił coś niewłaściwego. Albo właściwego, tylko o tym nie wiedział, i w tym był problem. Skoro jednak Tony go nie zrugał, przestał sobie zaprzątać głowę nieistniejącym zmartwieniem.

「Moja siostra by cię polubiła.」

Trochę wyrwane z kontekstu, ale przynajmniej nie siedział jak ostatni mruk. Było to co prawda zręcznie zakamuflowane ja bym cię polubił, ale prędzej zjadłby tę swoją książkę niż mignął mu coś takiego. W międzyczasie mężczyzna skończył wianek i Salem pochylił głowę, by w przerysowanym geście dać się ukoronować. Niebieskie kwiaty nie utonęły tym razem wśród bieli, za to subtelnie się na jej tle wyróżniały.

「I jak? Ładnie mi?」

Nie miał ani lusterka, ani niczego takiego, aby się przejrzeć, więc musiał dopytać. W domu na pewno obejrzy ten wianek ze wszystkich stron, a potem go zasuszy, ale teraz był zdany na opinię Pana Jerzyka, więc podniósł się do siadu i otrzepał źdźbełka trawy z rękawów bluzy.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 14:45

W pierwszej chwili skinął głową na potwierdzenie, biorąc to łatwe wyjaśnienie. Fason, pewnie, on też miał z tym wiele wspólnego, zwyczajny dodatek do stroju. W końcu dużo osób tak robili. Po chwili jednak zmienił zdanie i zdecydował się na nieco większą szczerość, nieważne jak głupio miałoby to zabrzmieć.
- I tak... i nie. Znaczy podobają mi się, to na pewno jeden z powodów, ale właściwie kupiłem je jak... hm... Zbyt często słyszałem, że wyglądam jak dziecko - przyznał, podnosząc rękę, aby podrapać się w kark. Nie potrafił do końca określić dlaczego, i czy w ogóle mu to określenie przeszkadzało. Jak tylko zorientował się, że otrzymał ten względnie niewinny komentarz o jeden raz za dużo, poszedł zorganizować sobie cokolwiek, co mogłoby ten stan zmienić, poprawić. Efekt był dość wątpliwy, ale mimo to już zdążył przyzwyczaić się do wciskania oprawek na nos, kiedy akurat miał humor na użeranie się z nimi.
Chcąc mu udowodnić, że faktycznie nie ma żadnej wady wzroku, zsunął okulary i przekazał mu je, jakby sam chciał się przekonać, że przez plastiki nic wcale nie wygląda inaczej. Jednocześnie próbował odciągnąć uwagę od swojego zażenowania, które sam nie wiedział skąd się wzięło. W końcu dopiero co wkładał kwiaty w jego włosy, ale w drugą stronę było to coś całkowicie nieznajomego, teren, na który nikt się wcześniej nie zapuszczał. To on był od dekorowania siebie i innych... Chociaż tych innych też zbyt wielu nie było. W lasach raczej siedział samemu, nie miał na kim odprawiać swoich dziwacznych zwyczajów.
- Siostra? - ożywił się trochę na informację o możliwości poznania nowych osób. - Tak myślisz? Poznam ją? - zainteresował się entuzjastycznie. No proszę, dopiero co nie znał żadnego dziecka Morfeusza, a nagle będzie miał w kolekcji aż dwa! - Jest do ciebie podobna? - dodał jeszcze, sam nie wiedząc czy pyta bardziej o aspekt fizyczny czy charakter. Niektórzy obozowicze mieli cechy wspólne ze swoim rodzeństwem, ale w jego przypadku to nie obowiązywało i praktycznie każde było z innej parafii.
Miał ochotę pisnąć z zachwytu na widok Salema w uroczym wianku, ale opanował ten entuzjazm, a kolei pozwalając sobie na dumę, że jego twór tak dobrze do niego pasował. Obejrzał go dokładnie, utrzymując skupioną minę surowego projektanta mody, po czym podniósł rękę, aby lekko przekrzywić kwiatową koronę i upewnić się, że dobrze leży. Dopiero wtedy zdecydował się na powrót do szerokiego, szczęśliwego uśmiechu.
- Prześlicznie - skomentował, nie sądząc, aby była to jakakolwiek przesada. - Niebieski był dobrym wyborem. Oh, nie spytałem nawet. Lubisz niebieski? - upewnił się, gotowy w każdej chwili pleść mu nowy wianek, aby bardziej przypadł mu do gustu. Kierował się samą estetyką, ale bez dwóch zdań powinien był spytać o zdanie.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 15:09

Uśmiechnął się ponuro na taką odpowiedź, bo sam również borykał się z tym problemem. Niby nikt nigdy nie powiedział tego na głos, ale czuł na sobie spojrzenia i potrafił rozróżnić które z nich są przychylne, a które mniej. Był filigranowej budowy ciała, brak jakiegokolwiek zarostu miał w naturze, a i piegi nie poprawiały jego wizerunku jako tego męskiego. Zdarzało się nawet, że mylono go z dziewczynami.

「Jeżeli to choć trochę poprawi ci humor, to przy mnie wyglądasz doroślej. Każdy wygląda przy mnie doroślej.」

Nie potrafił prawić pustych komplementów, tak samo jak pocieszać. Nigdy nie opanował tej sztuki, więc stawiał na fakty, a rzeczywistość była taka, że przy Salemie nie trudno było sprawiać wrażenie silniejszego, dojrzalszego i w ogóle bardziej... no, wszystko bardziej. Na jego skromne oko Anthony'emu niczego nie brakowało tak dla jasności, był wyższy, szerszy w ramionach i skoro z mrukliwego Salema potrafił zrobić potulną owieczkę, to miał dar do zjednywania sobie ludzi.
Sięgnął po zaoferowane mu okulary i wsunął oprawki na nos; tak jak się spodziewał, były za duże, ale przynajmniej przekonał się, że to zerówki. Zsunął je nieco, tak dla efektu, by na swój komiczny sposób wyglądać poważniej, po czym uśmiechnął się znad nich kącikiem ust.

「Wyglądam mądrzej?」

Bo na pewno nie doroślej, nawet się nie łudził. Zdjął okulary i mimo, iż mógł mu je po prostu oddać, osobiście założył je z powrotem właścicielowi. Pomijając aurę góry lodowej, nie trudno było z niego wyciągnąć zakorzeniony brak kontaktu z drugim człowiekiem, który w ten prosty sposób próbował zapełnić.

「Tak, mam młodszą siostrę. Nie wiem, czy to jakaś cecha dziedziczna, ale oboje jesteśmy tacy jacyś... efemeryczni? W sensie, chodzi mi o to, że nasz kontakt z rzeczywistością jest niezbyt stabilny. Ale jest kochana, to pierwsza osoba, która mnie tutaj polubiła.」

Patrząc na ich rodzeństwo można było odnieść wrażenie, że dzieci Morfeusza generalnie są oderwane od świata. Nie tylko dlatego, że zwykle chodzili z głową w chmurach i ucinali sobie drzemki w najmniej spodziewanych momentach, ale również dlatego, że ich wygląd zewnętrzny budził w niektórych odczucie, iż lada moment mogliby zniknąć. Zupełnie jak sen z samego rana.
Znów pochylił głowę, gdy Tony zaczął poprawiać mu coś przy wianku. Salem przypominał nadstawiającego się do ugłaskania kota, ale do tej pory podobne odruchy miał tylko przy swojej siostrze, a nie przy ledwo poznanych ludziach z obozu. Wątpliwe, by w innej sytuacji ktoś się o to pokusił, bo Moore miał famę małego diabła, który gotów był odgryźć rękę.
Spłonął pąsowym rumieńcem na ten komplement i dla niepoznaki ziewnął szeroko, by móc zasłonić twarz dłonią. Poza tym zaczynał robić się senny.

「Bardzo. Poza tym, lubię pastelowe odcienie.」

Prawda. Większość jego ubrań miała albo pudrową, albo stonowaną barwę, a on miał w głębokim poważaniu co kto na ten temat sądzi.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 16:26

Można by było powiedzieć, że się dobrali. Pośród masy wysokich i muskularnych herosów, z których wielu dzień w dzień trenowało do walk, upewniało się, że będą w stanie powalić przeciwnika nawet gołymi rękami, byli... oni. Zdolni w swoim własnym sensie, bo smukła sylwetka i niewielki wzrost pozwalały na większą zwinność i prędkość. A i samo pochodzenie z automatu dawało im role pomocnicze w razie samoobrony, bo ani klatka z pnączy, ani uśpienie bestii jej nie pokona.
- Bez przesady - rzucił z lekkim rozbawieniem. Teoretycznie był wyższy o te kilka centymetrów, ale raczej stawiał ich w podobnej kategorii. - A ile właściwie masz lat? - podpytał, skoro już niby miał wyglądać doroślej to miło byłoby się dowiedzieć czy faktycznie był starszy. Wychodziło na to, że miał większy staż w obozie, ale to nie zawsze równało się z wiekiem.
Za nic nie spodziewałby się, że jego serce nieznacznie przyspieszy na widok Salema w okularach, a raczej patrzącego ponad nimi. Sytuacja jednak dokładnie tak wyglądała i musiał sobie z nią jakoś poradzić. Przełknął ślinę i pokiwał głową, zaraz śmiejąc się trochę nerwowo i kompletnie nie rozumiejąc swoich własnych reakcji. Miał do czynienia z naprawdę atrakcyjnym człowiekiem, ale nie musiał się przy nim od razu denerwować. Combo okularów z niebieskim wiankiem wysyłało sprzeczne sygnały i Tony naprawdę nie chciał się zastanawiać co to dla niego oznacza. Poznał nowego kumpla, a zachowywał się jak powalony. Uśmiechnął się na ponowny zwrot okularów bezpośrednio na nos, wracając do świata żywych.
Zmrużył oczy, śledząc wykonywane przez niego gesty, w pewnej chwili się po prostu gubiąc i pokręcił głową.
- Czekaj, używasz trudnych słów - mruknął, jako że zrozumiał większość przekazu, ale jedno mu umknęło. Powtórzył po nim ruch na "efemeryczny" i spojrzał na niego pytająco. Przy okazji może się od niego czegoś nauczyć.
- I w jakim sensie niestabilny kontakt z rzeczywistością? Dobrze to zrozumiałem? - upewnił się, bo to były już trochę metafizyczne pojęcia i nie odnajdywał się w tym tak łatwo jak w rozmowie o jerzykach czy kwiatach. Lub kolorach, bo dokładnie ten temat był poruszony później.
- Pasują ci, tak myślę - przyznał, bo chociaż znał go zaledwie tą chwilę, zdecydowanie widział go w otoczeniu dokładnie takich delikatnych, stonowanych kolorów. Przy okazji cieszył się, że wpasował się w jego gusta i czuł trochę dumy na widok jego rumieńca spowodowanego komplementem. Sam miał problem ze zbyt częstym imitowaniem dojrzałego buraka, więc miłą odmianą było widzieć to u kogoś innego.
- Jesteś śpiący? Chcesz wracać do obozu? - upewnił się, odnosząc się do jego wcześniejszego ziewnięcia. Sam nieszczególnie spieszyłby się z powrotem, jako że nie miał tego dnia zbyt wiele do roboty i najpewniej z niechęcią zabrałby się za trening ze swoim zaufanym nożem, aby zrobić tego dnia cokolwiek produktywnego, a będąc w lesie miał wrażenie, że obowiązki go zwyczajnie nie dotyczą. - Albo... przespać się tutaj? - dodał niepewnie, nie wiedząc co ten mógłby pomyśleć o tej opcji, a sam już nieraz ucinał sobie drzemki na polanach. Głównie tej, bo uznawał to miejsce za swój drugi dom.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 16:42

Co by nie mówić, na swój sposób byli groźni. Uśpienie przeciwnika równało się z jego natychmiastową kapitulacją, a oplecenie ciasnym pnączem najeżonym kolcami też nie było byle pieszczotą. Miecz nie zawsze był decydującym argumentem w dyskusji.

「Dwadzieścia cztery, a ty?」

Wydawało mu się, że Anthony może być od niego starszy. Z jakiegoś powodu tak po prostu założył z góry, nie wiedząc jeszcze, że się w tym temacie myli. Nie robiło mu to żadnej różnicy, bo przecież w niczym by to nie przeszkadzało, ale miło było poznać z kim się ma do czynienia.
Nie zauważył po nim zmiany, traktując swoje wygłupy z okularami jako coś zwyczajnego, więc niestety, ale przegapił tego widowiskowego buraka. Prawdziwy festiwal rumieńców.

「Efemeryczny, czyli przemijający. Iluzoryczny, nie wiem jak to inaczej ująć. Och, albo słuchaj. Rośliny mogą być efemeryczne. Krótkotrwałe, wzrastają i więdną, nie trwają niezmiennie. A my, dzieciaki Morfeusza nie zawsze stąpamy twardo po ziemi i czasami to po nas widać.」

Spróbował wyjaśnić mu to na jakimś przykładzie, bo z doświadczenia wiedział, że tak jest najprościej. Miał nadzieję, że nakreślił mu to odpowiednio i Anthony będzie miał okazję przyswoić sobie to nowe słówko, zarówno ogólnie jak i w języku migowym. Tak na wszelki wypadek, gdyby kiedyś miałoby mu się przydać.
Piegi pokraśniały mu wesoło, gdy uzyskał odpowiedź na nurtujące pytanie. Cykoria mu pasowała, od razu się z nią polubił.

「Trochę. Ale to nic...」

Zamarł w pół gestu, jakby coś nagle wpadło mu do głowy i przerwało ciągłość kontaktu z otoczeniem. Właśnie o tym mówił wcześniej. Mrugnął kilkakrotnie, przechylił głowę, raz na lewo, raz na prawo, zakołysał się i... wylądował na boku w trawie. Z zamkniętymi oczami, łagodnym uśmiechem i przekrzywionym wiankiem, po prostu zasnął. Ot, narkolepsja, o której zapomniał mu wspomnieć, typowa dla dzieci Morfeusza. Drzemka zwykle trwała około kwadransa, a tym razem za sprawą przypadku padł w dość wygodnej pozycji.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 17:13

A więc był starszy. Tak trochę się tej informacji nie spodziewał, więc przyjrzał mu się uważnie, ale szybko zorientował się, że powtarzał zachowanie, które sam potępiał. Ocenianie wieku i dojrzałości po wyglądzie zewnętrznym, kiedy w jego własnym przypadku było to dość zgubne. Większość osób na wstępie dawała mu koło szesnastu.
- Dwadzieścia jeden - odparł, uśmiechając się do niego lekko i przekrzywiając głowę na bok. Nie miało to większego znaczenia, w pewnym momencie różnice wieku się zwyczajnie zacierały, zwłaszcza, że spędzili w obozie podobną ilość czasu. Faktyczną, zauważalną przepaść, dałoby się zauważyć jakby któryś z nich był nowy w tym miejscu, w półboskim świecie.
Obserwował go w skupieniu, chłonąc od niego nowe informacje, chociaż z początku zaśmiał się, kiedy ten próbował tłumaczyć słowo innym, równie niezrozumiałym słowem. Dopiero na porównanie do roślin zaczął pojmować i kiwać głową z entuzjazmem, zadowolony, że w końcu połapał się o co tak do końca chodziło. A więc ulotny. Raczej zapamięta. W zamyśleniu powtórzył gest, dopasowując go do poznanego znaczenia, po czym uśmiechnął się z zadowoleniem i podziękował za wyjaśnienia.
A później przyglądał się z kłującym zmartwieniem jak ten odpływa i zaczyna się chwiać. Jakby nagle niespodziewanie przeniósł się do innej rzeczywistości, odcinając się od otoczenia i włącznie z nim, od Anthony'ego.
- Hej, uh... wszystko-... - przechylił się w jego stronę i uciął w trakcie pytania, kiedy Salem jak gdyby nigdy nic poleciał na trawę i przestał się ruszać. - ...gra? - skończył, naprawdę zdezorientowany, chociaż przebijał się przez to też znaczący poziom rozbawienia. Rozumiał, że można nagle poczuć się sennym, ale żeby aż tak? Przesunął się bliżej mężczyzny, aby z powodu zboczenia zawodowego przyłożyć mu dwa palce do szyi w poszukiwaniu pulsu. Dopiero po odczuciu miarowego bicia serca pozwolił sobie na śmiech, spowodowany ulgą, ale też dlatego, że tak nagłe zaśnięcie było dla niego prawdziwą komedią. Tak rozbawiony opadł w tył, wbijając wzrok w niebo widoczne między gałęziami rozłożystych drzew. Położył sobie rękę na brzuchu i niedługo później na koszulkę wgramoliła mu się ciężarna wiewiórka, więc ułożył dłoń w łódeczkę, aby mogła się w niej umościć, zagarniając swoją kitę i dołączając do sennej atmosfery roztaczającej się wkoło. Starczyło kilka minut leżenia w milczeniu, aby Tony także zamknął oczy i pozwolił sobie na chwilę relaksu. No i oczywiście, zaraz też zasnął.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Czw 25 Cze 2020, 17:36

Nie trudno było zapaść w sen, kiedy obok znajdowało się dziecko Morfeusza. Przy nich zwykle wychodziło to łatwiej, a i wizje były lżejsze, przyjemniejsze. Tylko że on sam nie spał dobrze, z czego nie spowiadał się nikomu. Obawiał się, że brzmiałby co najmniej niekompetentnie, gdyby oznajmił, że miewa koszmary. Częściej, niż przeciętnie, więc siedział z tym cicho, jak zresztą i wszystkim, co go gryzło.
Tym razem gryzł go przytułek, w którym dorastał i patrzył, jak kolejne dzieciaki przewijają się przez procesy adopcyjne. Jak nawet najbardziej złośliwi w końcu zostają przygarnięci przez spragnionych potomstwa rodziców, a on wciąż czekał na swój wielki dzień, który de facto, nigdy nie przyszedł. Nie wiedział, czy to dlatego, że szkolny dzienniczek uwag pełen był wpisów o tym, że Salem notorycznie zasypia na lekcjach, czy może z tego powodu, że starał się za bardzo. Kiedy tylko ktoś zawiesił na nim oko i zaczynał rozmowę, otwierał się ze wszystkim i plótł o tym, że na pewno poprawi oceny. Że będzie dobry w sporcie, nie będzie wracał późno do domu i nigdy o nic nie będzie prosił. Parę niezręcznych uśmiechów później para decydowała się ostatecznie na kogoś innego, a on nie rozumiał co znowu zrobił źle. Po kilku latach przestał się starać, nie próbował nawet udawać, że mu zależy. A potem ten feralny dzień, po którym już nigdy więcej nie powiedział ani słowa, ale przynajmniej trafił do obozu.

Obudził się jakoś po kwadransie, początkowo zdezorientowany, ale szybko sobie przypomniał gdzie był i spojrzał na bok. Nie zaskoczył go widok Anthony'ego, śpiącego tuż obok, co najwyżej uśmiechnął się krótko na widok zwiniętej w dłoni wiewiórki. Ruszała czasami puszystą kitą, komfortowo skryta za palcami mężczyzny.
Usiadł powoli, po turecku i przetarł oczy, a potem splótł ze sobą własne dłonie i nie mając lepszego zajęcia, przyjrzał się twarzy szatyna. Faktycznie miał trochę dziecięce pućki na policzkach, ale jego zdaniem wyglądały uroczo. Słońce prześwitujące przez liście wysokich drzew czasami padały złocistymi, popołudniowymi refleksami to na skronie, to na lekko zadarty nos, zupełnie jak jakieś świetliste piegi. Wokół było cicho, zupełnie, jakby wcale nie wyszedł ze snu. I jakby nic już nie istniało.
Nie wiedział co go podkusiło, ale serce zabiło mu nagle mocniej, a on z nienazwaną pustką w głowie nachylił się i zawisł nad mężczyzną, ale zamarł o kilka cali nad jego twarzą. To było absolutnie szalone i głupie, ale nerwowo przełknął ślinę i spojrzał dla pewności na jego zamknięte oczy, a potem na rozchylone usta, by nachylić się jeszcze, jeszcze niżej, i wreszcie...
Obudził się. Tym razem naprawdę, i leżał tak, jak padł, na boku w trawie. Obok spał Anthony, a w jego dłoniach ruda wiewiórka. Salem zamknął raz jeszcze oczy i zmarszczył brwi, czując, jak wciąż wali mu serce, i z jakiegoś powodu piekielnie zły na samego siebie. Może trochę zażenowany. Westchnął ciężko i przewrócił się na brzuch, aby wyrzucić z siebie bezgłośnie jakieś przekleństwo.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 12:06

Przychodząc tego dnia do lasu spodziewał się, że spędzi tam czas do zachodu słońca, wędrując, odpoczywając z dala od innych osób, może nawet zapuszczając się dalej niż zwykle, aby później, w razie potrzeby, być w stanie odnaleźć się w dosłownie każdej części lasu. Miał świetną orientację w terenie i bez tego, ale wolał mieć pewność, że niezależnie od tego, gdzie nogi go zabiorą, zawsze będzie wiedział gdzie dokładnie jest i jakie rośliny może tam znaleźć. Kto wie, może las był w stanie go jeszcze zaskoczyć. Nie spodziewał się za to, że przyjdzie mu ucinać sobie drzemkę przy nowo poznanym chłopaku. Chociażby dla względów bezpieczeństwa chciał być przytomny, jako że uznał jego zaśnięcie za chociaż minimalne okazanie zaufania, że nic mu się nie stanie podczas chwili senności. Niekoniecznie mu się tu udało, a sen w który zapadł był wręcz niespotykanie lekki, przyjemny. Ani śladu nieprzyjemnych wspomnień, czy małych koszmarków czyhających w kątach jego świadomości. Nie miał żadnych snów, a przynajmniej żadnych, które my zapamiętał. Zwykły wypoczynek, z którego wybudził się dopiero po koło dwudziestu minutach, kiedy to wiewiórka w jego dłoni zdecydowała się na powrót na drzewo i w tym celu przebiegła mu po brzuchu swoimi małymi pazurkami, przy okazji go łaskocząc. Zaśmiał się niekontrolowanie i zwinął w kulkę, próbując chronić wrażliwe miejsce, i obrócił się na bok, w stronę leżącego obok Salema. Powoli otworzył oczy i spojrzał na niego przez przekrzywione oprawki.
- O, hej, nie śpisz już - zauważył jakże odkrywczo i odchrząknął, próbując pozbyć się tego niekomfortowego uczucia w ustach, które łączyło się z spaniem za dnia. Czuł się jakby miał język z waty. - Jak się spało? Wybacz, że nie stałem na warcie, ale było tak spokojnie, że nie mogłem się powstrzymać. Swoją drogą, bardzo szybko odpłynąłeś. Myślałem, że coś się stało - poinformował go, patrząc na niego z zaciekawieniem. Teraz już wiedział, że nic mu nie było, nie doświadczył żadnych drgawek, puls też miał normalny, a jak dodać do tego fakt, że faktycznie się obudził i wyglądało na to jakby wszystko było pod kontrolą, śmiał twierdzić, że to była po prostu nagła drzemka. Bardzo nagła.
Powoli podniósł się do siadu i rozciągnął sobie ręce nad głową, aby pozbyć się niewygodnego uczucia ciężkości kończyn. Pozwolenie sobie na chwilę odpoczynku i relaksu było świetne, ale późniejszy powrót do świata żywych zawsze łączył się z dyskomfortem.
- Daj znać jak będziesz chciał wracać, odprowadzę cię - rzucił w pewnym momencie, uznając, że to jego obowiązek, aby zapewnić mu bezpieczny powrót do obozu, skoro znał te okolice jak własną kieszeń i wyprowadził go w miejsce, którego ten wcześniej nie odwiedzał.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 12:43

Miał dosłownie pięć minut na odsunięcie zażenowania i konsternacji, które wywołał w nim ten głupi sen. Jego mózg potrafił być złośliwym sadystą, o czym niejednokrotnie się przekonał, a teraz już w tym utwierdził. Nie mógł mu przecież podrzucić czegoś normalnego, przyjemnego, albo po prostu odpuścić i nie podsuwać żadnych marzeń, wybierał zawsze to, co bolało najbardziej.
Anthony się obudził, więc poprawił sobie wianek i przywdział minę osoby, która wcale nie miała przed momentem wizji migdalenia się z obcym człowiekiem pośrodku zagajnika.

「Przepraszam, nie uprzedziłem. Narkolepsja, zdarza się.」

Czuł się w obowiązku, aby naświetlić mu sprawę, żeby na drugi raz przynajmniej wiedział, że nie umiera, ale po prostu zalicza przerwanie systemowe. Spojrzał niepewnie na poruszające się nad nimi korony drzew, a potem na mężczyznę w przekrzywionych okularach i podparł głowę na dłoni.

「Wieczorem widzę się z siostrą, będziemy... hej. W sumie, to chcesz wpaść i ją poznać? Raz w tygodniu robimy piżama party.」

Nie przemyślał tego, ale też nie palnął niczego niewłaściwego. Dopiero potem pokojarzył fakty i zagryzł nerwowo wnętrze policzka; Anthony mógł nie mieć ochoty na takie rzeczy, skoro dopiero co się poznali. Fajnie było chwilę z kimś pomigać, pleść wianki i przespać się (sic!) na kwietnej polanie, ale choć był to iście idylliczny obraz, nie chciał wywierać na nim presji. Może po prostu był miły, bo taką miał naturę? Na wieczór też mógł mieć inne plany, a on z tym wyskoczył jak diabeł z pudełka.

「Nie musisz, jeśli nie chcesz. Ale propozycja jest aktualna, czuj się zaproszony.」

Dziwnie mu teraz było tak migać o beztroskich sprawach, bo nadal gdzieś w głowie miał wspomnienie ostatniego snu. Spaliłby się ze wstydu, gdyby jakimś cudem Anthony zobaczył to samo, albo jakoś się o tym dowiedział. I tak niezbyt dobrze mu szło zjednywanie sobie ludzi, nie potrzebował do tego pomocy.
Nie mógł się powstrzymać i wiedziony wewnętrzną nerwicą natręctw, poprawił mu palcem zsuwające się z nosa oprawki, aby leżały prosto na swoim miejscu.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 13:27

Narkolepsja, no tak. Słyszał już kiedyś tą nazwę, a nawet kojarzyło mu się, że było to w temacie właśnie dzieci Morfeusza, ale zdecydowanie nie była to jego dziedzina specjalizacji. Szkolił się raczej w medycynie ogólnej, opatrywaniu ran czy leczeniu rozpowszechnionych chorób, za to nie wiedział zbyt wiele o zaburzeniach snu czy psychice ludzkiej. Były to zbyt skomplikowane tematy, za które nie miał jeszcze okazji się zabrać. Potrafił ewentualnie zmajstrować coś uspokajającego, aby pomóc z zaśnięciem, ale to tylko dzięki znajomości roślin, nie wiedziałby nawet jak to dawkować, aby dobrze działało.
- Oh, nie, nie szkodzi. To u was częste, co nie? - upewnił się czy dobrze pamiętał tą rozmowę. Miało to sens, tak swoją drogą. Chociaż można byłoby błędnie założyć, że skoro dzieci Morfeusza mają zdolność kontroli snów to będą też w stanie pilnować samych siebie i, przykładowo, nie zasypiać w środku lasu przy obcych osobach. Na informację o piżama party jego oczy zapłonęły żywym ogniem. I to dosłownie, gwałtownie błysnęły jasnym brązem, który dzięki słońcu mógł wydać się wręcz płynnym złotem, ale efekt minął wraz z następnym mrugnięciem i jego tęczówki wróciły do normalnego odcienia.
- Naprawdę?! Mogę? - spytał, patrząc na mężczyznę z entuzjastycznym uśmiechem. - Coś ty, chcę. Bardzo chcę. Chętnie wpadnę. Gdzie się spotykacie? I o której? - zainteresował się, aby od razu zapamiętać miejsce i czas, bo potem pewnie zapomni o to spytać i może być problem. - I naprawdę co tydzień? Brzmi świetnie, chciałbym mieć taką małą tradycję - przyznał, zazdroszcząc mu trochę takiej relacji z siostrą. Cieszył się tym, że tak dobrze trafił, to bez dwóch zdań, ale zwyczajnie sam tego nie posiadał. Starał się ze wszystkimi być na dobrych stosunkach, ale jednak nie miał nikogo od cotygodniowych piżama party. Nie pamiętał kiedy ostatnio w ogóle był na czymś takim, co po części było winą jego trybu życia i wyskakiwaniu z łóżka o wschodzie słońca, przez co raczej nie siedział do późna. Jednak zawsze można zrobić wyjątek. Posłał mu rozbawiony uśmiech na to poprawienie okularów, ale nie widział powodu w komentowaniu tego. Jemu takie rzeczy nie przeszkadzały, ale teraz przynajmniej mógł obserwować go bez ciemnych oprawek przesłaniających wizję.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 13:40

Pokiwał w odpowiedzi potakująco głową i odwrócił wzrok, obracając jakieś źdźbełko trawy w palcach. Narkolepsja była kolejnym zajebistym bonusem, którego nie chciał, ale go miał. Bezużyteczna cecha, albo raczej, irytująca przypadłość, tak samo jak niezdolność mowy. Przy czym za to drugie mógł dziękować wyłącznie samemu sobie.

「Ano, tak już mamy. Strasznie mnie to wkurza, ale nie mogę na to nic poradzić.」

Jeszcze w świecie zewnętrznym miał z tego tytułu liczne problemy. Zasypiał w trakcie lekcji, przez co nauczyciele zapełniali mu i tak obszerny dzienniczek uwag, za to w obozie często odpływał podczas imprez, dlatego nikt go nie zapraszał. Przynajmniej Delilah go rozumiała i nie gniewała się, kiedy nagle zapadał w sen w połowie rozmowy.
Nie spodziewał się tak entuzjastycznej odpowiedzi, a na widok pogodnych iskierek jakie zagościły w oczach mężczyzny zaczął się zastanawiać, czy on czegoś źle nie zrozumiał. Zaprosił go na posiadówkę w piżamach, tak? A może Anthony miał inne wyobrażenie na temat takich spotkań, bardziej... wyskokowe?

「Nie no, pewnie. U mnie w pokoju, jakoś koło dwudziestej. Weź wygodny dres, niczego więcej nie potrzebujesz.」

Istniała niepisana zasada tych wieczorów; wygodne ubrania. Jako introwertyk z krwi i kości nie czuł się dobrze w tłumie, ani przesadnie wyfiokowany, bo wypadało. Miało być komfortowo i zacisznie, a chociaż przywykł do wyłącznego towarzystwa siostry, jedna osoba więcej nie sprawi problemu.

「Zazwyczaj co tydzień, ale sam wiesz jak to bywa. Tu wypadnie ci trening, tam coś sobie uszkodzisz, albo zwyczajnie nie masz humoru. Ale staramy się ze sobą rozmawiać... no, na tyle na ile to możliwe. Nie wiem co ja bym zrobił bez telefonu.」

Mieli kilka swoich małych tradycji; czasami nie odzywali się do siebie godzinami siedząc w jednym pokoju i przerzucali się karteczkami, jakby byli w gimnazjum. Z boku mogło to wyglądać infantylnie, ale kogo by to obchodziło? Grunt, że działało.
Odpowiedział mu na uśmiech trochę koślawo, ale wyraźnie zadowolony, że Anthony zgodził się do nich dołączyć. To byłby pierwszy raz, kiedy grono stałych bywalców piżama party się powiększy.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 14:35

Nie umiał sobie tego do końca wyobrazić. Zwykle miał tyle energii, że nawet po całym dniu pomagania w szpitalu czy biegania po lesie, ciężko było mu zasnąć, więc skłaniał się do medytacji, aby oczyścić umysł i całkowicie się wyciszyć. Bywały też wyjątki od reguły, jak dzisiaj, kiedy to dawał radę przysnąć w ciągu dnia, chociaż teraz powodem tego było raczej towarzystwo w jakim się znalazł. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła mu się zagubiona myśl o tym, jak byłoby przespać obok niego całą noc, czy faktycznie wyspałby się wtedy za wszystkie czasy, ale nie uraczył jej zbytnią uwagą.
- Brzmi trochę... niebezpiecznie. Miałeś tak kiedyś w sytuacji zagrożenia? - zainteresował się, chcąc lepiej zrozumieć temat. Jednym było przysypiać podczas spokojnych rozmów z drugą osobą, kiedy było się we względnie bezpiecznym otoczeniu. Czym innym z kolei odpłynięcie w momencie ryzyka, kiedy nie można było pozwolić sobie na te piętnaście minut całkowitego spokoju.
Pokiwał głową, aby pokazać, że przyjął podane mu informacje. Nietrudno było to sobie zakodować, włącznie z tym dresikiem. Jakby mógł, wszędzie chodziłby w tak luźnych ubraniach, ale jego akrobacje między gałęziami wymagały noszenie bardziej przyległych elementów garderoby, bo inaczej haczyłby się o każdy wystający kawałek kory czy zdradliwe kolce w buszach, w których nauczył się już manewrować bez większych uszkodzeń.
- Na pewno nic więcej? Może przyniosę jakieś jedzenie? Mam coś przygotować? - upewnił się, bo chociaż nie był najlepszym kucharzem i nie miał w zwyczaju wykorzystywać swoich wrodzonych predyspozycji do gotowania, czasem próbował i teraz czuł, że jednak powinien się czymś dołożyć do tego spotkania. - Mogę coś upiec, babeczki czy coś. Ooo, albo zrobię sos serowy do chipsów. Albo i to i to - zaproponował, bo to akurat wiedział jak wykonać i chyba nawet miał u siebie wszystko, czego mógł potrzebować.
- Bez telefonu? - spytał zdezorientowany, nie do końca pojmując skąd wzięło się to wyznanie. Rozmawiało mu się dość komfortowo, aby zwyczajnie nie połączył faktów. Można to też zwalić na fakt, że dopiero co się obudził, albo na fakt, że dużo szczegółów zwyczajnie mu umykało.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 15:10

Od czasu do czasu miewał świadome sny. Rzadko się zdarzały, i może to nawet lepiej, bo potrafił zapędzić się w niezłą pętlę. Kiedy już miał możliwość pozostania w swoim wykreowanym świecie, za nic nie chciał wracać do prawdziwego życia. Zmuszał się ostatecznie tylko po to, aby uzmysłowić sobie, że przespać prawie pełną dobę, głodny, spragniony i nieswój.

「Zanim tu trafiłem, miałem taką sytuację. Zasnąłem w trakcie bójki, ale nic mi się nie stało.」

Pamiętał, że szkolny dręczyciel odpuścił mu, kiedy po pierwszy ciosie Salem nie stanął na nogi, lecz odpłynął na korytarzu. Prawdopodobnie dzięki temu oszczędził sobie wstydu i bolesnych siniaków, więc można powiedzieć, że był po części wdzięczny za taki obrót wydarzeń.
Anthony zaczął proponować, że przyniesie jedzenie, a chociaż przyjąłby go i bez tych wyprawek, na myśl o babeczkach uśmiech znacząco mu się poszerzył.

「Jestem fanem słodkiego, a jeżeli zamierzamy pić, to na pewno się przyda.」

Najmocniejszej głowy to on nie miał, prawda, i z tego powodu zwykle kończył w połowie imprezy lekko zawiany, wesoły i przyjaźnie nastawiony do wszystkiego, co znalazło się w jego zasięgu. Wpadał w tryb przytulanki, czego ofiarą na ogół padał jego wielki, pluszowy rekin Dorian.
Przy ostatnim pytaniu potrzebował kilku sekund, aby zreflektować się skąd to nieporozumienie. Machnął krótko ręką i zdmuchnął sobie grzywkę z twarzy.

「Nie wszyscy migają, Jerzyk. Dlatego piszę na telefonie.」

I było to cholernie upierdliwe, ale nie marudził, bo innych opcji nie posiadał. Jasne, papier i ołówek zawsze miał w zanadrzu, ale przy dłuższych konwersacjach zaczynał boleć go nadgarstek, a klikanie w wyświetlacz miał już opanowane do perfekcji. Tak było szybciej i oszczędniej, problem pojawiał się wówczas, gdy padała mu bateria.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 17:16

Spojrzał na niego zaskoczony tym wyznaniem i w pierwszej chwili trochę zachciało mu się śmiać, ale nie był do końca pewien czy w ogóle wypadało. Skoro nic mu się nie stało to chociaż tyle dobrego, ale osobiście nie miał zbyt wielu doświadczeń z faktycznymi bójkami. Wręcz przeciwnie, szybciej był w stanie wrzucić komuś za koszulkę kilka liści trującego bluszczu niż otwarcie dać mu w twarz.
- Przeciwnik musiał być... zaskoczony - stwierdził z lekkim rozbawieniem. - Nie wyglądasz na kogoś pakującego się w bójki - zauważył zaraz, bo jasne, pozory mogły mylić, ale Salem wydawał mu się być dość spokojnym typem człowieka, a przynajmniej po tym co na razie z jego strony doświadczył.
- Zamierzamy pić? - powtórzył po nim, bo ta informacja była całkowicie nowa. No to nie do końca takie całkiem niewinne piżama party jak zapowiadało się wcześniej. - Wino? Mogę pogadać z kimś od Dionizosa - zaproponował, bo nie było sensu kombinować z zakupami jak można było podbić do jakiegoś starszego obozowicza z kilkoma butelkami wody. Utrzymywał raczej niezłe stosunki z tymi konkretnymi półbogami, poza swoim rodzeństwem głównie z nimi trenował swoje zaklinanie roślin. Współczuł im tylko niezdolności upicia się, brzmiało jak prawdziwe przekleństwo z ich umiejętnościami.
Pokiwał szybko głową na wyjaśnienie o co chodziło z telefonem. Oczywiście, nie wszyscy migali, to przecież było... logiczne, a jednak potrzebował, aby ten mu to wyłożył jak dziecku. Za chwilę jednak spojrzał na niego z nieodgadnioną miną i mrugnął raz, potem drugi, jakby jego umysł na moment się zawiesił.
- Jestem Anthony - powtórzył to co na samym początku spotkania, nie pojmując dlaczego ten właśnie nazwał go... jak tego ptaka, o którym rozmawiali? Coś mu się musiało pokręcić.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 17:27

No cóż, przeciwnik z pewnością był zaskoczony. Albo wziął jego drzemkę za nokaut. Jemu było akurat wszystko jedno, bo nie miał ochoty się z nikim szarpać, co nie oznaczało, że nie miał tendencji do pakowania się w kłopoty. Zawsze gdy coś się działo, można było śmiało postawić na to, że Salem maczał w tym palce.

「Podobno. Ale to chyba tylko pozory.」

Odpowiedział mu szerokim uśmiechem, który wyglądał jak zaczepka. Zakołysał się na boki i przez chwilę jego ciemne oczy błyszczały wesoło, a o czym myślał, tylko on sam wiedział. Na propozycję zorganizowania wina przyklasnął w dłonie, bo rzeczywiście, skoro mogli załatwić to w ten sposób, nie było sensu szukać po sklepach. I tak był ekonomiczny w piciu, dwa pucharki i można było śmiało zrobić z nim wszystko. Dobrze, że pił głównie z siostrą.

「Ja wiem. Ale pasuje ci Jerzyk. Jak te ptaki.」

Przypodobało mu się przezwisko, a że było powodowane sympatią zarówno do nowego kolegi jak i tych zwierząt, nie widział problemu. Przecież to ładne określenie, nic obraźliwego. Uniósł głowę i spojrzał na słońce przez palce, ciesząc się z ciepła i ciszy. Mimo gadatliwości Anthony'ego potrafił odnaleźć spokój, a w czyimś towarzystwie rzadko mu się to zdarzało.

「Chcesz już iść? Nie wiem, czy sam trafię z powrotem.」

Paskudne kłamstwo. Trafiłby, ale nie chciał rezygnować z jego asysty, bo brakowało mu kogoś, kto poświęciłby mu chwilę i nie nawijał bez końca o wyższości mieczy nad glewiami. Ponadto, Salem miał jedną, bardzo niewygodną cechę; był diabelnie kochliwy, ale również wszystkie swoje porywy serca skrzętnie ukrywał. Anthony wpadł mu w oko i nic nie mógł na to poradzić, ot, przepadł.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 17:49

Ah, a więc ksywka. Uśmiechnął się trochę szerzej na tą odpowiedź, po czym pokiwał głową na boki, zastanawiając się chwilę czy podobało mu się takie określenie. Większość ludzi raczej stawiała na to najprostsze zdrobnienie, a więc "Tony", do czego zdążył się w pełni przyzwyczaić, a i możliwość porównywania się do Iron Mana była jedynie plusem w tym wszystkim. Jerzyk też nie był zły. Właściwie to nawet podobało mu się to, co sugerowało to konkretne przezwisko.
- Chyba daleko mi do majestatycznego, podniebnego stworzenia - zauważył z rozbawieniem. W swoich własnych oczach przypominał raczej... królika. Czy wiewiórkę, jak to małe stadko, z którym związał się dość, aby uznawać się za jednego z nich. Oczywiście w granicach rozsądku, nie zamierzał sobie doczepiać sztucznego ogona i próbować zachowywać się jak prawdziwy gryzoń. Posiadał jeszcze minimalną zdolność samokontroli.
- Ale podoba mi się - dodał zaraz, aby nie było co do tego żadnych wątpliwości. Jerzyk. Dałby radę się do tego przyzwyczaić.
Podążył wzrokiem w górę, aby podobnie jak towarzysz spojrzeć na wiszące nad nimi słońce. Było jeszcze wcześnie, zdecydowanie daleko od zachodu, ale jeśli miał jeszcze zabunkrować się w kuchni i pogonić jakieś dziecko Dionizosa, potrzebował na to trochę czasu. I wypadałoby sprawdzić czy w szpitalu wszystko jest pod kontrolą.
- Jasne, możemy wracać. I... uh, wybacz, że nie mogłeś poczytać - przypomniał sobie po co ten w ogóle tam przyszedł, czując lekkie zażenowanie, że swoim entuzjazmem pokrzyżował mu plany. Podniósł się z trawy, po czym podał mu rękę, aby jemu także pomóc wstać. Jak już oboje znajdowali się w pionie, poprawił mu na włosach wianek. Nie musiał, leżał dobrze, ale zwyczajnie miał ochotę. Rozejrzał się wkoło, aby zdecydować się na najlepszą trasę, po czym ruszył z miejsca, po drodze wytrzepując sobie tyłek ze źdźbeł trawy, które na pewno zdążyły się tam zadomowić.
- Tędy będzie najszybciej. Zwykle uznaję to miejsce za swoją kryjówkę, ale jak chcesz też możesz odwiedzać wiewiórki - poinformował go, uśmiechając się niczym przedszkolak dzielący się swoim "sekretem". Dokładnie tak się czuł i momentami też zachowywał, więc pasowało idealnie.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Pią 26 Cze 2020, 18:31

Dopiero co przeżywał swoje fatalne zauroczenie w jakimś dzieciaku Aresa, o czym rzecz jasna - nikomu nie powiedział, a tu już następne. Nie pochwalał tego u siebie, bo taka kochliwość zakłócała jego spokojny sen i dekoncentrowała, zwłaszcza, gdy obiekt westchnień znajdował się akurat w pobliżu. Nic z tym nie mógł zrobić, więc się poddał. Najwyżej zarwie nockę. Dwie. Ewentualnie tydzień, ale jakoś to przeżyje i wszystko wróci do względnej normy.

「Czy ja wiem... jesteś równie energiczny bujasz w obłokach. Ja nie dostrzegam znaczącej różnicy.」

Wzruszył lekko ramionami i spojrzał na wyciągniętą ku sobie dłoń. Zmarszczył brwi, bo raz, że dopiero co wybudził się z drzemki i niezbyt kontaktował, dwa... no cholera. Anthony.
Mam wstać? Dotknąć jego ręki?! O rzesz ty, spokojnie, nie rób z siebie pajaca - pomyślał gorączkowo, po czym przełknął ślinę i skorzystał z tej dobrodusznej pomocy, a dla ukrycia zakłopotania sam zaczął otrzepywać się z trawy. Na tym się jednak nie skończyło, bo Jerzyk uznał, że trzeba mu koniecznie poprawić wianek. Serce podjechało mu do gardła, ale dzielnie ustał, jak na normalnego człowieka przystało.

「Nie gniewam się.」

Naprawdę się nie gniewał. Był wdzięczny za tę możliwość rozmowy o sprawach lekkich, mimo, że zaczęli od filozofii. No i poznał kogoś, kto rozumiał cokolwiek z jego chaotycznego machania rękami, a to już coś. Zebrał swoją torbę i wpakował do niej nieotwieraną ani razu książkę, po czym ruszył za Anthonym przez jedną z tych jego ścieżek.

「Przyjdziesz następnym razem po mnie? Jak będziesz szedł je nakarmić?」

Nie chodziło już nawet o małe zauroczenie, ale o to, że zdążył polubić te rude, pocieszne stworzenia. Zaufały mu na tyle, by skradać mu z palców żołędzie, więc czuł się wystarczająco zachęcony, aby to jeszcze powtórzyć. Wątpił już, aby zagajnik stał się jego miejscem na czytelnicze wypady, ale pojawił się nowy priorytet.
Odgarnął kępę paproci, by niczego przypadkiem nie rozdeptać; niektóre ptaki gniazdowały w zaroślach zamiast na drzewach, i odkąd doczytał tę informację, zaczął uważniej obserwować gdzie się pakuje w tych żółtych trampkach.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Nie 28 Cze 2020, 22:05

Zaśmiał się na to podsumowanie swojej osoby, które było zaskakująco dokładne jak na znajomość trwającą dopiero niecały jeden dzień. Zdążył już polubić tego nietypowego chłopaka lubiącego czytywać książki filozoficzne w lasach, przyrównującego nowo poznanych ludzi do ptaków i zasypiającego bez najmniejszego ostrzeżenia.
- Będę potrzebował więcej czasu, ale też ci coś wymyślę. Na razie najbardziej przypominasz mi kota, ale to pewnie wina imienia - zdecydował z rozbawieniem. Nie będzie tak, że sam będzie miał ksywkę, jak lepiej go pozna to pewnie samo mu coś wpadnie. Na ten moment jednak zostanie dla niego po prostu Salemem.
Nie zwrócił większej uwagi na jego nietypowe zachowanie, ciesząc się jedynie z faktu, że nie sprawił mu żadnej przykrości tym odebraniem mu wolnego czasu, który próbował spędzić samotnie, w towarzystwie jedynie swojej książki. Jako, że zwykle sam nieszczególnie planował swoje dni, zwłaszcza te spędzane w lesie, był przyzwyczajony do wprowadzania w życie swoich spontanicznych pomysłów, które czasem wpadały mu nawet w połowie innej czynności. I tak, zdarzało mu się rzucać wszystko i iść za sercem.
- Cieszę się. Ale mówisz serio, co nie? To nie tylko z uprzejmości? Bo jak wiem, że mogę ciągać cię po krzakach, to będę robić to dalej - obiecał mu, kompletnie nie zauważając możliwej dwuznaczności swojej wypowiedzi. Był trochę rozkojarzony, głównie przez fakt, że próbował jednocześnie patrzeć na swojego towarzysza i nie wpaść na jakiś pień. Był raczej przyzwyczajony do tej trasy, więc było to bardzo wątpliwe, ale kto wie czy w ciągu dnia nie było tu osoby trenującej chlorokinezę. Nigdy nie wiadomo gdzie może pojawić się nowe, niespodziewane drzewo.
- O, jasne! Rude cię polubiły, na pewno ucieszą się z towarzystwa. Tylko przed tym będziemy musieli nazbierać jakieś orzechy, a to wiąże się też z włażeniem na drzewa. Nie zdziw się tym razem, nie widzi mi się spontaniczna reanimacja - rzucił ze śmiechem, nie mogąc powstrzymać się przed przypomnieniem jak to prawie "przyprawił go o zawał". Kto by pomyślał, że zwisanie z drzew potrafi załatwić człowiekowi tak dobrą znajomość.
Salem Moore
Salem Moore
Re: Serce lasu Nie 28 Cze 2020, 22:26

Kota? Ano, rzeczywiście, coś mu świtało,że gdzieś jakiś inny Salem, futerkowy, miał swój debiut na szklanym ekranie. Nie widział się nigdy w takiej roli, bo daleko mu było (na trzeźwo...) do pieszczocha wylegującego się na czyichś kolanach, ale nie palił za sobą mostów. Może kiedyś.

「Strasznie lubię koty. No bo wiesz, one chodzą swoimi ścieżkami. Nie przyjdą tylko dlatego, że dasz im coś do jedzenia, trochę to trwa, zanim komuś zaufają. I każdy ma inny charakter, są wyjątkowe.」

Anthony dokarmiał wiewiórki, natomiast Moore oswajał od dłuższego czasu obozowego łazika, który wczoraj wreszcie pozwolił mu podrapać się za uchem i nie odpowiedział pazurami. To był jego mały, osobisty sukces. Długo na to pracował. Fuknął cicho na wydechu, kiedy brzozowa gałązka smagnęła go po policzku, miała ostre, karbowane krawędzie liści. Pozbył się jej, ale zaraz zaatakowało go coś innego - jego towarzysz wycelował w niego taką dwuznacznością, że początkowo nie wiedział jak na to zareagować. Szybko połapał się, że chodziło o zwyczajne szwendanie się po okolicy, ale nadal... uch.

「Nie mam nic przeciwko, mogę się czasami przejść.」

Przybrał swój zwyczajowy, poważny wyraz twarzy i nie pozwoli  aby pojawił się na niej rumieniec. Już i tak przekroczył dzienny limit, litości. Wyminął młodą sosenkę i nie mogąc się powstrzymać, palcami trącił jej zielone igiełki. Iglaki zajmowały szczególne miejsce w jego sercu z niewiadomego powodu.

「Teraz już będę wiedział, spokojnie. Też umiem się wspinać, pokażę ci następnym razem.」

Dawno tego nie robił, co nie oznaczało, że nie potrafił. Był gotów wleźć na sam czubek tylko po to, aby pokazać, że nie rzuca słów na wiatr, i że wcale nie jest tak przyziemny jakby się mogło wydawać. A jeśli przy okazji spadnie, to cóż. Okaże się, czy faktycznie ma coś wspólnego z kotami. W przypadku ludzi lepiej chyba było spadać an wznak, mniejsze ryzyko połamania kończyn.
Dotarli na skraj lasu, gdzie przystanął na chwilę aby wytrzepać resztki igliwia i liści z nogawek, po czym podwinął sobie rękawy przydużej bluzy.

「Więc... przyjdziesz, tak? Trafisz do nas?」

Nie było to znowu takie trudne, plan obozu był znany wszystkim, a już na pewno tym, którzy zabawili w tym miejscu więcej niż rok. Spojrzał na mężczyznę pytająco, aby niecierpliwie zakołysać się to na lewo, to na prawo. Byłoby miło mieć gościa przynajmniej ten jeden raz.
Anthony Hawthorne
Anthony Hawthorne
Re: Serce lasu Nie 28 Cze 2020, 23:35

Nigdy nie miał większego kontaktu z kotami. Psami zresztą też nie. Oczywiście, mijał je na ulicach jako dziecko, a i część obozowiczów miała jakieś swoje futrzaki, jednak nigdy nie zajmował się żadnym na własną rękę. Jego ojciec miał uczulenie na sierść, a i wolał nie ściągać do mieszkania kolejnego stworzenia, którym musiałby się zająć, jako że nieszczególnie wierzył, że mały Tony jest w stanie na własną rękę wziąć odpowiedzialność za żywą istotę. W związku z tym niewiele wiedział o zachowaniu tych zwierząt w praktyce.
- Nie? Myślałem, że jedzenie działa na wszystkie gatunki - przyznał, jako że w jego przypadku to właśnie zadziałało z wiewiórkami. Wywiesił też kilka karmników i wychodził z założenia, że przychylność ptaków także sobie zapewnił, chociaż nie próbował się z nimi szczególnie bratać. Spojrzał na niego zaskoczony tym atakiem ze strony drzewa i parsknął śmiechem w ramach skomentowania jego specyficznego sposobu bratania się z naturą.
- Wszystko gra? - upewnił się, jako że było to silniejsze od niego, nawet jeśli bliskie spotkanie nie wyglądało na szczególnie krzywdzące czy groźne dla zdrowia. - I świetnie, muszę ci pokazać jeszcze kilka miejsc i o, o, tą jedną polankę gdzie trenuję z roślinami. Próbuję wytworzyć coś trwalszego, bo zwykle moje drzewka wychodzą dość... słabe. Czasem się udaje, tylko nie wiem jeszcze od tego to zależy - podzielił się z nim, gestykulując żywo i nieświadomie migając kilka słów, po tak długim czasie jednostronnej komunikacji za pomocą tego języka zwyczajnie podłapując to od Salema.  
- O. To otwiera naprawdę wiele możliwości - zauważył z tajemniczym uśmiechem, już myśląc o tych wyzwaniach kto wespnie się szybciej albo wyżej. Był fanem rywalizacji, zwłaszcza jak można było to wkręcić w zabawę. Posiadanie kompana do siedzenia na gałęziach brzmiało jak spełnienie marzeń, których nie był świadom aż do tego momentu, i zamierzał wykorzystać to w pełni. Salem jeszcze pożałuje, że przyznał się do tej umiejętności.
Odsunął ostatnie gałęzie i wyszedł spomiędzy już dość rzadko rozstawionych drzew. Gęstwina została daleko za nimi, a stąd do najbliższych budynków obozu był już zaledwie rzut beretem. Na chwilę zawiesił wzrok na budynku szpitala, zastanawiając się przez moment czy nie powinien czasem wykorzystać tego czasu w lesie na faktyczne zbieranie roślin, ale było na to już trochę za późno, więc ponownie skupił uwagę na Salemie.
- A, tak, oczywiście. Za nic bym tego nie przegapił - obiecał z szerokim uśmiechem, naprawdę podekscytowany na spędzenie wieczoru ze swoim nowym kolegą i na poznanie jego siostry. Jeśli była chociaż w połowie tak fajna jak jej brat to nie miał żadnych wątpliwości, że uda im się dogadać. Zwłaszcza jak będą mieli wino i jedzenie. Nie da się nie dogadać przy jedzeniu i winie. - Trafię, jasne. Twój pokój, godzina 20, dresik - wyliczył, pokazując mu w ten sposób, że zakodował wszystkie niezbędne informacje. - Postaram się nie spóźnić - zapewnił go jeszcze, bo sam nie był pewny ile zabawi przed piekarnikiem, ale planował zrobić wszystko, aby nie kazać im na siebie czekać. Spojrzał przez ramię na budynek szpitala, decydując, że właśnie tam zamierza się udać. Chociaż najpierw powinien się chyba umyć. I przebrać. Tak, zdecydowanie powinien. I może po drodze-... Chwila, zaraz, najpierw pożegnania.
- To... będę leciał. Było super - poinformował go i rozłożył ręce, oferując przytulenie się na pożegnanie. Miał to we krwi, zwykle tak też witał się ze znajomymi, jeśli warunki na to pozwalały. Kiedyś był jeszcze dość narwany, aby po prostu rzucać się ludziom na szyję, ale po spotkaniu osoby stroniącej od kontaktu fizycznego nauczył się dawać możliwość odmowy na taki atak ze swojej strony.

/zt x2
Corinne Sullivan
Corinne Sullivan
Re: Serce lasu Wto 11 Sie 2020, 21:42

Corinne przysłużyła się już swojemu wszechstronnemu rozwojowi, korzystając niedawno z sali treningowej, gdzie pod czujnym okiem syna Tanatosa ćwiczyła uderzenia o worek lub łapy. Dla niektórych Samuel wydawał się bardzo surowy i wymagający, ale ona wolała to niż trenera, który bagatelizowałby każdy jej błąd. Złe ustawienie nogi mogłoby w końcu zaważyć na skuteczności jej walki albo stać sie słabym punktem, gdyby ktoś chciał wytrącić ją z równowagi. W każdym razie, po tym jak już zadbała o sprawność swojego ciała, zdecydowała się zrobić to co lubiła najlepiej, czyli pobłąkać się po lesie, myśląc o niebieskich migdałach i szukając kolejnego ciekawego miejsca.
Kroczyła przez las w swoich wysokich butach, bo przewidziała, że prędzej czy później opuści ścieżkę, którą znała już niemal na pamięć. Jak zwykle, jej wzrok sięgał do różnych zakamarków między kamieniami, krzewami, a nawet pod nogami. Odruch penetrowania oczami ściółki w poszukiwaniu ciekawych ziół był silniejszy od niej. Zawsze oglądała otaczającą ją przyrodę i zbierała rośliny, których właściwości już znała. Gdy udawało jej się uzbierać odpowiednią ilość od razu po powrocie robiła z nich odwar lub maść, która mogłaby w razie potrzeby pomóc komuś lub jej. Nie zastępowało to skomplikowanych medykamentów, ale bywało przydatne w drobnych przypadkach. W końcu nie ze wszystkim trzeba iść do medyków, czasami wystarczy odrobina ziół.
Hoshi Usami
Hoshi Usami
Re: Serce lasu Czw 13 Sie 2020, 21:59

Tak naprawdę Hoshi przyszedł tutaj sobie poidpoczywać i porozmyślać. Miał sobie przemyśleć kilka spraw.
Jednakże oczywiście jak wejdzie w las to szybko z niego nie wyjdzie i będzie tak i tym razem.
Co on zrobi, że tam przy okazji szuka ziół? Nie raz tych adeptów uczących się na medyków wykonałby do lasu by nauczyli rozróżniać rośliny.
Niestety nie wszystkie rany można było zszyć czy dać na coś coś przeciwbólowego.
No tak tak najłatwiej. Jednak tu chodziło o zdrowie innych, a zioła były zdaniem Usagiego najlepsze.
Poza tym mógł sobie odpocząć od siedzeniu w szpitalu.
Japończykowi dalej nie dawało spokoju kto nie chce z obozu by przyjaźnił się z Ian'em. Fakt, faktem heros miał ciężki okres, ale Azjata obiecał sobie, że go będzie wspierał na tyle ile będzie mógł. Nawet jak częściej będą się spotykać to chociaż z nim posiedzi. Niestety po tych tragediach nie może Core'a zostawić samego.
Hoshi zamyślił się, ale po chwili "wybudził" się z tego letargu.
Zaraz zauważył znajomą osobę. Była to osoba z drużyny Usamiego.
- Cześć Carinne! - zawołał za dziewczyną.
Japończyk miał nadzieję, że heroska usłyszała. Poza tym Hoshi zajmie się rozmyślaniem potem.
Corinne Sullivan
Corinne Sullivan
Re: Serce lasu Sob 15 Sie 2020, 11:56

Corinne szła dość wolnym tempem, bo skupiała się na tym, by znaleźć jakieś rośliny i konkretnych właściwościach, a nie, żeby odbyć nie wiadomo jaką wędrówkę. Rozglądała się dookoła, lub patrzyła pod swoje nogi na wypadek jakiegoś ciekawego okazu. Swój trening już odbyła tego dnia, wiec pozostał jej czas na coś spokojniejszego.
Po jakimś czasie dostrzegła miejsce, w którym rosły krzewy czarnego bzu. Ich kwiaty były powszechnie używane, głównie do robienia syropów leczniczych i dość wszechstronnych właściwościach oczyszczających, przeciwzapalnych i przeciwgorączkowych. Dlatego zrezygnowała z chodzenia za bardziej wyszukanymi gatunkami roślin i podeszła do jednego z krzewów. Jak zwykle, miała ze sobą sztylet, bo nawet w tutejszym lesie zdarzały się wypadki i spotkania z potworami. Tym razem zamiast do walki, użyła ostrza do ścinania kwitnących jeszcze kwiatów bzu. Otworzyła lnianą torbę i położyła ją na ziemi, by zerwane rośliny móc do niej chować. Nuciła sobie nawet coś pod nosem, kiedy zbierała kwiaty, aż dotarł do niej głos, który już uznała. Obejrzała się i dostrzegła twarz, której się spodziewała po tym jak heros się do niej odezwał.
- Hoshi.- westchnęła, rozpoznając znajomego z tej samej drużyny.- Cześć.- odpowiedziała i uśmiechnęła się do niego. Potem znowu spojrzała na krzew, uniosła się na palcach i zaczęła sięgać po kwiaty, które rosły trochę wyżej. Poczuła wtedy w swoich ramionach efekty po odbytym treningu z Samuelem. Mimo to nie narzekała, bo wiedziała, że te ćwiczenia będą dla niej skuteczne.
- Jeśli przyszedłeś szukać jakiś ziół, to dobrze się składa. Przyda mi się towarzystwo.- stwierdziła, zrywając kolejny kwiat czarnego bzu. Wrzuciła go do worka i spojrzała z powrotem na Azjatę.
Hoshi Usami
Hoshi Usami
Re: Serce lasu Nie 23 Sie 2020, 15:09

W sumie jak Hoshi tutaj się znalazł to czemu nie towarzyszyć Carinne.
- Pewnie. Zawsze w dwójkę raźniej - przyznał.
Podszedł bliżej dziewczyny.
- Może ci pomóc? - zapytał.
Niestety towarzyszka Usamiego była niziutka. Azjata zawsze był skory do pomocy. Rozejrzał się jeszcze za ziołami. Musiał pomyśleć co mu jeszcze jest potrzebne. Japończyk musiał mieć więcej roślin. Jeśli ktoś będzie ranny Hoshiemu potrzebny będzie inne rzeczy, a nie tylko proszki czy narzędzia do operacji.
- Co słychać? - zapytał.
Sponsored content
Re: Serce lasu

Serce lasu
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
Similar topics
-
» Serce lasu
» Polana w środku lasu
» Północno-wschodnia część lasu
» Północno-wschodnia część lasu



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Skraj obozu :: Las-
Skocz do: