O wiele łatwiej się żyło, kiedy odpowiedzialność za coś spadała na innych. Joanne mogła spokojnie spać nawet nie myśląc o tym, co przeżywa inna osoba, która odniosła właśnie jakąś porażkę. Tymczasem córce Heliosa przytrafiły się dwie misje z rzędu, na których musiała pożegnać po jednym z półboskich kolegów. Od śmierci Alexa niejednokrotnie zastanawiała się co mogła zrobić inaczej, winiąc siebie za jego poważny uraz głowy, ponieważ to jej światło prawdopodobnie spowodowało wybuch w jaskini. Z tym nawet łatwiej było jej żyć, ponieważ wciągnęła się w wir kolejnych treningów, spotkań z innymi herosami i życia obozowego. Kolejna misja również poskutkowała śmiercią jednego z towarzyszy, jednak ta sytuacja różniła się o tyle, że Joanne poczuwała się odpowiedzialna za losy Iris, jako że została postawiona na czele do wykonania tego zadania. Poza tym, w ciągu tejże misji córka Zeusa więcej niż raz uratowała ślamazarny tyłek Collins, za co nie będzie dane jej się odwdzięczyć. Z myślą o misji, którą ostatecznie uznała za porażkę, stała tak dobrych kilka minut przed drzwiami do gabinetu generała, próbując ułożyć sobie jakoś wszystko w całość, by umieć zdać raport bez angażowania w to żadnych emocji. Wiedziała, że należy jej się solidny opierdol, więc musiała nastawić się na najgorsze. Tak cholernie nie lubiła brać odpowiedzialności za cokolwiek, o wiele łatwiej było umywać rączki od wszelkich problemów. Teraz pozostawało jej wziąć głęboki wdech, zagryźć zęby, zapukać dwa razy w drzwi i wejść do środka. - Generale.- powiedziała dość oficjalnie i poważnie, choć w jej zdaniu adekwatnie do sytuacji.- Przyszłam zdać raport z misji, masz chwilę?- spytała, gdy weszła głębiej do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
Corvus od kilku tygodni był pochłonięty pracą na rzecz obozu, której było dużo więcej, niż się spodziewał. Nic więc dziwnego, że nie miał czasu od razu przyjąć raportu z misji drużyny Joanne-Iris-Lucifer i że dopiero po kilku dniach od powrotu dwójki z nich, mógł wysłuchać tego, co Collins ma do powiedzenia. Nie zapowiadało się jednak na przyjemną rozmowę, bo co tu dużo mówić, córka Heliosa zawiodła Juareza, który wiązał z nią duże nadzieje. Nie bez przyczyny przecież dał Blake zadanie, które miało na celu wyciągnięcie z Joanne jej potencjału. Syn Melinoe nieco inaczej odbierał misję, na której byli wspólnie i choć oboje oberwali w mniejszy lub większy sposób oraz stracili bezpowrotnie Alexa, to jednak traktował Collins z odpowiednim szacunkiem i powagą, a także dużym zaufaniem. Te jednak zostało nadszarpnięte wraz ze śmiercią Iris. Przyszła więc pora na skonfrontowanie tych informacji z jego prywatnym zdaniem. Siedział w gabinecie już od dłuższego czasu, zajmując się papierami, popijając kawę oraz co jakiś czas robiąc sobie przerwę, by odsapnąć. Właśnie ten ostatni moment wybrała nieświadomie Joanne, pukając dokładnie wtedy, gdy generał zamierzał odsapnąć trochę po papierkowej robocie. Nieopodal przy komputerze siedział satyr, który był jego asystentem i miał za zadanie załatwiać różne rzeczy, które zlecił mu generał. Zgodził się jednak na audiencję i zaprosił blondynkę do środka. - Siadaj - wskazał na krzesło i sofę, zależnie od tego gdzie Joanne chciała sobie usiąść. Sam Corvus podniósł się ze swojego fotela i podszedł do okna, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się plecami o ścianę tuż obok, spoglądając wprost na córkę Heliosa. - Zacznę od tego, że nie będę wyciągać pochopnych wniosków i dlatego najpierw cię wysłucham. Zaznaczę jednak, że Zeus nie jest zadowolony z tego, że Grimsdóttir zginęła - ciężar tej rozmowy był spory, bo nie mówili tutaj o byle jakim bogu, tylko o władcy Olimpu. Iris była jego jedyną potomkinią w obozie od ponad roku i właśnie wąchała kwiatki od spodu. Nie żeby Corvus spodziewał się jakiejś zemsty na Joanne i Luciferze ze strony boga piorunów, ale dotarły do niego wieści od Dionizosa, który podkreślił niezadowolenie Zeusa w tej kwestii. A to nigdy nie zwiastowało niczego dobrego. - Przejdźmy jednak do rzeczy, opowiedz po kolei co się stało - Juarez skinął głową w stronę satyra, który miał udokumentować wszystko to, co powie Joanne. Taki był wymóg: raporty miały być na papierze i w systemie komputerowym. Gestem ręki poinformował, że to jest ten moment w którym Collins powinna zacząć się produkować i wytłumaczyć, jak do tego wszystkiego doszło. Począwszy od przebiegu misji, skończywszy na własnych odczuciach dotyczących zadania i postawy pozostałych członków drużyny.
To otoczenie wydawało się blondynce takie nienaturalne w obliczu tego z czym na ogół mierzą się półbogowie. Przez moment widok Juareza siedzącego za biurkiem wydawał jej się co najmniej dziwny, ale zapewne dlatego, że częściej miała okazję widzieć go w boju niżeli przy papierach. Collins liczyła jedynie na to, że to biuro pomoże im obojgu zachować zimną krew podczas tej rozmowy, choć napięta atmosfera była odczuwalna jeszcze po drugiej stronie drzwi, nim córka Heliosa zdecydowała się wejść. Kątem oka zerknęła na obecnego w pomieszczeniu satyra, a chwilę później jej uwaga wróciła z powrotem na generała, który się do niej odezwał. Podeszła do wskazanego krzesła i usiadła na nim. Wprawdzie nie dostała opierdolu na przywitanie, ale wychodziło na to, że nie było to nawet potrzebne. Właściwie to być może poczułaby się lepiej, gdyby Corvus najzwyczajniej w świecie wytknął jej tą porażkę. Zamiast tego był spokojny, a to paradoksalnie wprawiło Joanne w jeszcze większe przygnębienie. Niezadowolenie Zeusa było dodatkowym balastem dla tej sprawy, ale nie było się czemu tu dziwić. Nie mogła mieć za złe Juarezowi, że jej o tym przypomniał. W pewnym stopniu nawet mu współczuła. To on odpowiadał przed Dionizosem w imieniu pozostałych herosów i zapewne niełatwo mu się mówiło o poczynaniach innych osób. Nie wchodziła mu w słowo, tylko cierpliwie czekała aż oficjalnie zostanie oddany jej głos. Kiedy ta chwila nadeszła, przełknęła pospiesznie ślinę, a na jej twarzy pojawił się nikł grymas, jakby na powrót poczuła gorzki smak własnej porażki. - Najpierw spotkaliśmy się z synem Tyra, który wprowadził nas do tematu problemów z potworem porywającym bydło. Zamiast się rozgaszczać, udaliśmy się od razu w teren. W drodze do wodospadów Cerny poleciał na zwiad, ale nim wrócił usłyszałyśmy ryk dobiegający z zupełnie innej strony. Pobiegłyśmy za tym tropem, a w między czasie Cerny do nas dołączył. Dotarliśmy do jaskini, w której, jak się okazało, był rancor i behemot.- zrobiła bardzo krótką pauzę, by pozwolić generałowi przetrawić tą garstkę informacji. Nie była pewna na ile wdawać się w szczegóły, ale uznała, że w razie czego Corvus nie będzie wstrzymywał się z pytaniami.- Według tego co powiedział Lucifer, w jaskini przy wodospadzie również dosłyszał ryki i odgłosy czyjejś rozmowy, której w ostateczności nie zrozumiał. Od razu pomyślałam o półbogach od syna Tartara. Dowodem , że był w to zamieszany było to, że rancor, z którym się zmierzyliśmy, posiadał medalion...Taki sam jak ten, którego użył minotaur podczas naszej wspólnej misji.- pozwoliła sobie na kolejną pauzę w razie jakiś pytań albo poukładania sobie kolejnych informacji.- W każdym razie, walka nie należała do łatwych. O ile z behemotem poszło w miarę szybko, tak z rancorem było już gorzej. Jak tylko użył medialionu, zaczął pluć ogniem prosto z pyska. Zwabiliśmy go na sam szczyt wodospadu. Nagle zjawił się Lucifer z szarżą nosorożców, które pędziły prosto na rancora. Chcieliśmy zepchnąć go z urwiska do wody, ale nim to się udało runął na Iris. Spadła razem z nim...- ostatnie zdanie bardziej wymruczała niż powiedziała normalnie, choć nie na tyle cicho, by Juarez nie mógł go usłyszeć. Wzrokiem odbiegła w jakimś losowym kierunku, powołując emocje do porządku. Jak zwykle, spodziewała się jakiś pytań w sprawie misji. Mogłaby tu siedzieć i mówić bez końca, ale na razie oparła się o sam przebieg misji. Do tej pory nie mogła pojąć tego jak to się stało, że córka Zeusa poległa. W tamtym momencie wszystko działo się tak szybko, że Joanne nie zarejestrowała nawet dokładnego położenia jej towarzyszki. Cerny zapewne też tego nie zrobił, bo w innym wypadku raczej nie popychałby potwora w jej kierunku, prawda?
Taki angaż był rzeczywiście trudny, ponieważ nim Juarez uzyskał konkretne informacje od osób, będących uczestnikami misji, już musiał wyjawić Dionizosowi, że Iris nie żyje. Wieści szybko się rozchodziły, a on nawet nie miał żadnej linii obrony. Ani dla siebie, ani dla Joanne, która de facto była odpowiedzialna za bezpieczny powrót całej grupy do obozu. Nie oczekiwał jednak żadnego współczucia, gdyż tak naprawdę sprawa była dla niego dość neutralna. Rzecz jasna strata tak utalentowanego herosa była bolesna, ale w ostatnim czasie mówił już o tylu śmierciach, że po prostu weszło mu to w krew. W dodatku Dionizos, Tyr, Aegir czy Asklepios niewiele robili sobie z tego, że ginęli półbogowie. To było przecież wpisane w życie tego obozu, a Grimsdóttir nie była pierwszym dzieckiem Zeusa, który podzielił los innych poległych. Stojąc cały czas ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, słuchał opowieści Joanne, która pokrywała się z wprowadzeniem do raportu, które otrzymał od satyra wyznaczonego do przekazania najistotniejszych informacji tuż po ich powrocie. - Rozmowy? - wtrącił, bo ten temat najbardziej go zainteresował. - W sensie ludzkiej? - to było dla niego dziwne, bo przecież obecność behemotów czy rancorów nie sprzyjała pogawędkom w otoczeniu. Czyżby jacyś przypadkowi gapie? A może niedobitki NoGods? - Półbogowie od syna Tartara? - spytał wyraźnie zdziwiony. - Skąd taki wniosek? - dopytał, bo tu potrzebne były szczegóły, skąd u Joanne takie podejrzenia. Sam usłyszany głos to niestety było trochę za mało do potwierdzenia tej tezy. Przeniósł jedną dłoń na dół podbródek, który zaczął delikatnie gładzić palcami. - To kolejny medalion. Collado ostatnio również o tym informował. Jego grupa walczyła z karagorem, który też użył medalionu do zwiększenia swojej siły. To niepokojący sygnał - wtrącił po raz kolejny, po czym machnął ręką w przepraszającym geście, dając znak Collins do kontynuowania wywodu. - Rancor ziejący ogniem? - sparafrazował jej słowa, a gdy blondynka potwierdziła tę wersję, przejechał dłonią po włosach, bo to było coś zupełnie nowego. Zwiększanie współczynników pod wpływem medalionu? Jak najbardziej. Ale dodawanie nowych zdolności? To całkowicie zmieniało perspektywę. Na ich niekorzyść. - Nagle? Czyli to nie był wasz plan? - dopytał, by mieć większy pogląd na sytuację. Obszedł swoje biurko i stanął po lewej stronie siedzącej córki Heliosa, opierając się pośladkami o mebel. Znów skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Nim jednak zwrócił się w jej kierunku, najpierw poinstruował satyra. - Nie notuj dalszej części rozmowy. Powiem ci, kiedy masz to znowu zacząć robić - wrócił wzrokiem do Collins. - Mam nadzieję, że mi ufasz, więc powiedz szczerze... mogliście tego uniknąć? To wina Cernego, że Iris nie żyje? - spytał. - To co tu powiesz, zostanie tylko między nami - dodał, bo miał wątpliwości co do postawy całej trójki, ale to Lucifer wydawał się mu największą niewiadomą w tym tercecie. Z relacji Joanne wynikało, że to była wina Cernego, ale Corvus chciał mieć absolutną pewność, że to właśnie niesforny syn Lokiego popełnił ten największy błąd podczas ich misji. - Każdy z nas popełnia błędy, co nie oznacza, że masz obrywać za czyjeś. Byłaś dowódcą, ale to nie zwalnia z odpowiedzialności pozostałych, więc powiedz zgodnie ze swoim sumieniem. Nie będę wyciągać z tego żadnych konsekwencji - zapewnił ją, jeśli miała wątpliwości co do wyjawienia swojego mocno subiektywnego punktu widzenia.
Joanne Collins
Re: Gabinet Corvusa Juareza Nie 31 Sty 2021, 13:38
Kiedy przekazywała informacje, które podczas misji uzyskiwała od Lucifera musiała się skupić się na tym co zapamiętała z jego paplaniny, by przypadkiem niczego nie przekręcić. Choć była gotowa na pytania, gdy usłyszała pierwsze z nich, momentalnie straciła zaufanie do własnej pamięci. - Tak, powiedział, że z tej samej jaskini słyszał i ryk potwora i ludzką rozmowę.- odpowiedziała i wbrew chwilowego zawahania, wypowiedziała te słowa dość pewnie, co skwitowała kiwnięciem głowy. - To tylko moje przypuszczenia. Wątpię, by ktoś sobie urządzał pogawędki w towarzystwie jakiegoś potwora ot tak..Syn Tartara lubił wysługiwać się różnymi stworami, o czym przekonaliśmy się już nieraz.- wyjaśniła natychmiast, odpowiadając tym na kolejne pytania. Nie mogła dać sobie za to ręki uciąć, sama nie słyszała tamtej rozmowy. Dopuszczała do siebie myśl, że zbyt pochopnie oceniła te okoliczności, ale w jej oczach wszystko zdawało się do siebie pasować. - Tamten został zniszczony.- napomknęła jedynie na temat medalionu, uznając to za istotny szczegół. - Tak, a sam zdawał się być jakiś ognioodporny. Cerny posłał w jego stronę jedną z iluzji z ładunkiem wybuchowym, ale rancor wyszedł cały i zdrowy z eksplozji. Odniosłam wtedy wrażenie, jakby nawet jakoś ją wchłonął, bo zaraz po tym znowu posłał na nas falę ognia.- zaczęła tłumaczyć, a jej ręce automatycznie się uniosły w energicznej gestykulacji, jakby w ten sposób były w stanie zobrazować wszystkie wybuchy i emocje, które im wtedy towarzyszyły. Przez moment czuła się jakby streszczała jakiś film, a nie coś co przeżyła, ponieważ nieczęsto spotykała się z biegającymi iluzjami, które w rękach dzierżyły ładunki wybuchowe. - Nie do końca. Trudno stwierdzić czy chociaż połowa rzeczy była wtedy zaplanowana.- przyznała niechętnie. Przyszła tu z myślą o powiedzeniu prawdy o tym co się wydarzyło, więc nie zamierzała zatajać swoich błędów. Już od kilku dni liczyła się z ewentualnymi konsekwencjami.- Lucifer dotarł do wodospadu chwilę później, ale od razu szarżował na rancora ze swoimi iluzjami.- dodała. Jednocześnie odtwarzała od nowa tamte wydarzenia, próbując przypomnieć sobie o najbardziej kluczowych elementach. Spojrzała znowu na satyra, do którego zwrócił się generał. Poprawiła się na krześle, wyraźnie skonsternowana poleceniem, które usłyszała. Stresowała się samym zdawaniem raportu, a nawet nie przypuszczała, że rozmowa obierze taki kierunek. Nie była pewna na ile powinna być wylewna w tej kwestii, choć jednocześnie nie planowała nic zatajać. Jej problem polegał teraz na tym, że Corvus w tej chwili pytał ją o subiektywną opinię. - Proszę cię, nie każ mi w tym wszystkim szukać winnego..- westchnęła ciężko. Sama czuła się winna śmierci Iris, ale myślenie o tym co mogła zrobić inaczej już ją wykańczało. Spojrzała dosłownie przez sekundę na skrzyżowane ręce Juareza i po raz drugi poprawiła się na krześle.- Wydaje mi się, że w tamtym momencie Cerny miał największy udział w pokonaniu rancora. Nie wiem co zamierzał i jak to wyglądało z jego perspektywy, ale z mojej wyglądało to tak, że pod wpływem tej szarży rancor upadł prosto na Iris.- powiedziała niechętnie, choć o mało sama nie zaplątała się we własnych słowach.- Mimo wszystko, nie jestem pewna czy to kwalifikuje go jako winnego.- dodała. Była zła na Lucifera za to, że działał zupełnie po swojemu. Przynosiło to pewne skutki, ale trudno było jej walczyć, kiedy musiała uważać na to, by nie wejść w jego pole chaosu. Jednak coś w jej głowie nie pozwalało jej na to, by ot tak wskazać go palcem jako winowajce, bo nie było wiadomo jak potoczyłaby się walka bez jego szarży.
Corvus cały czas z uwagą słuchał wypocin Joanne, które nabierały dość mrocznego kolorytu, głównie przez wzgląd na te tajemnicze rozmowy i dziwną mutację rancora. Obie te kwestie mogły zmienić całkowicie sposób postrzegania tej wojny przez obóz, ale nim Juarez wyciągnie jakiekolwiek poważne wnioski, najpierw potrzeba serii spotkań z dowódcami, kilku akcji szpiegów, a także zweryfikowania wszystkiego, co mówi Collins. Nie żeby Juarez jej nie ufał, ale jego pragmatyzm nie pozwalał na to, by kierować się wyłącznie jedną opinią i przypuszczeniami. Potrzebne mu były twarde dowody oraz niezależna ekspertyza. W końcu na szali była przyszłość obozu. - Nie zakładaj niczego, Collins - odparł spokojnie. - To mogło być wszystko: ciekawscy ludzie, niedobitki NoGods, potwory czy nawet jakieś iluzje. Trzeba to zbadać i do tego czasu, zachowaj to dla siebie - poinstruował ją, by blondynka nie prowokowała niepotrzebnego zamętu w obozie, który dopiero co zaczął funkcjonować jak w zegarku. Generał pomasował się po karku, przyjmując kolejne słowa blondynki z coraz większym grymasem na twarzy. - Rancor ziejący ogniem, odporny na ogień i wchłaniający wybuchy... Co następne, atak Tyfona na obóz? - warknął, jednak nie z intencją wyładowania złości na półbogini, a na samej sytuacji, wszakże to nie oni byli winni tak niepokojącemu rozwojowi sytuacji. Znów skrzyżował ręce na klatce piersiowej i westchnął lekko, uspokajając myśli. - Collins, tu nie chodzi o ciebie - odpowiedział od razu, gdy dziewczyna nie chciała wyjawić winnego tej sytuacji. - Jeśli Cerny nie trzymał się planu i nie wykonywał rozkazów oraz naraził towarzyszy na śmierć, to nie mogę przejść obok tego obojętnie. Jeśli to nie jego wina, to dobrze. Ale jeśli jest współwinny, to muszę wziąć to pod uwagę. Nie mogę wysyłać takich ludzi w teren, bo przynoszą więcej szkody niż pożytku - wytłumaczył, bo choć interesował go szczegółowy opis śmierci Iris i znalezienie jakiegoś winnego, to jednak niczego nie zakładał. Z pierwszej wersji przedstawionej przez Joanne wynikało, że Lucifer przyczynił się do śmierci Grimsdóttir swoją niesubordynacją. To była przecież jedna z pierwszych misji, na których był i skoro się nie sprawdził, to lepiej zdusić to w zarodku, niż pozwolić na dalszą eskalację i ofiary. Westchnął głośno, wypuszczając powietrze nosem, kiedy usłyszał dokładniejszą wersję zdarzeń. Następnie uniósł głowę nieznacznie ku górze, spoglądając na ścianę nad sofą i chwilę zbierał myśli, nim odniósł się ponownie do tej kwestii, tym razem patrząc już na nieco stłamszoną Joanne. - Ciężko to jednoznacznie ocenić - odparł. - Jeśli jednak jest tak jak mówisz, to niestety Cerny jest temu winien w jakimś stopniu. Muszę przemyśleć, co z tym dalej zrobić - tym samym uciął już temat i skinął w kierunku satyra, że może wznowić protokołowanie raportu. - Jak oceniasz postawę swoją i członków drużyny? Dostrzegasz jakieś pozytywy czy negatywy? Chodzi mi o wszystko, czy uważasz, że dobrze się komunikowaliście, czy ktoś odmawiał wykonania rozkazów, czy współpracowaliście, czy napotkaliście dodatkowe trudności, czy z twojej perspektywy zrobiliście wszystko, by wyjść z tego cało? - mówił to tak, jakby wcale przed chwilą nie pytał o kilka z tych rzeczy. Tym razem jednak chodziło o prowizorkę, by wszystko co trzeba było w papierach. Ileż on już takich rozmów przeprowadził w swojej generalskiej karierze... Gdyby tak tylko obóz wiedział o wszystkich okolicznościach wielu misji. Zupełnie inaczej by na to patrzyli. Obszedł znów swoje biurko i wyciągnął dwie szklanki oraz koniak. - Chcesz? Koniak, nie najgorszy moim zdaniem - spytał, bo sam miał ochotę zwilżyć czymś gardło, a w tym miejscu alkohol był momentami bardziej dostępny niż chleb. Przysunął szklankę w stronę Joanne i jeśli dziewczyna chciała się napić, to nalał jej do 1/4 zawartości szklanki, tak jak podawało się tego rodzaju trunki. Sam wziął do ręki swoją szklankę i upił dwa łyki, po czym odłożył ją na bok na moment. - I powiedz mi jeszcze, jak oceniasz siebie jako dowódcę. Sprawdziłaś się w tej roli? - pytał bez żadnych uszczypliwości, wyuczonymi formułkami.
Joanne prawdopodobnie nadinterpretowała informacje, które w trakcie misji otrzymała od syna Lokiego odnośnie rozmów, które usłyszał w jednej z jaskiń. Była jednak świadoma tego, że nie jest to żaden pewnik, więc wcale się w tym nie upierała. Na myśl o tym, że ktoś sobie urządzał pogawędki nieopodal ryczącego potwora, od razu skojarzyła sobie wszystko z synem Tartara. Kiedy doszło do ataku NoGods na obóz, posiadła kurtkę, która chroniła ją przed potworami. Wszystko w jej głowie skłaniało się ku jednemu, ale wciąż wiedzieli za mało, by móc takie teorie uznawać za pewne. - A co z Cernym? To on słyszał tamte rozmowy.- spytała niemal natychmiast po tym jak poproszono ją o dyskrecję. O ile sama umiała zachować pewne rzeczy dla siebie, nie była pewna czy to samo można powiedzieć o Luciferze. Nie zdziwiłaby się, gdyby już się podzielił swoją historią z innymi półbogami. Uniosła lekko ramiona w geście bezradności, kiedy Corvus powarkiwał pod nosem. Owszem, wprawiło ją to trochę w zmieszanie, ale starała się być wyrozumiała. Nie sądziła, by Juarez obwiniał ją akurat o ziejącego ogniem rancora. Sama także nie była zadowolona z faktów, przed którymi stanęli, ale miała więcej czasu by się z nimi oswajać niż generał, dowiadujący się o poniektórych właśnie teraz. Przewróciła oczami, jakby sygnalizowała, że przecież wie, że nie chodzi o nią. Mimo to nie umiała powstrzymywać niektórych odruchów takich jak choćby wzbranianie się przed tym, by wyznaczyć winowajcę. Gdyby sama nie czuła się współwinna, możliwe, że już nie miałaby takich skrupułów. Po tym jak wytłumaczyła dokładniej jak przebiegła sytuacja, w której zginęła Iris, spoglądała pytająco na twarz Juareza, który najwidoczniej musiał to przetrawić, by dojść do jakiegokolwiek werdyktu w sprawie winowajcy. Skinęła jedynie głową, czując chwilową ulgę, ponieważ tą kwestię mieli już za sobą. - Iris była świetna..- uśmiechnęła się lekko, choć odrobinę smutno.- Dwa razy uratowała mi wtedy życie, współpracowała i była niezawodna.- dodała, kończąc w ten sposób odniesienie do zmarłej córki Zeusa. Nie żyła, dlatego Collins uznała, że większe znaczenie dla protokołu będzie ocenienie postawy Lucifera. Przełknęła ślinę, mobilizując się do podjęcia się kolejnej opinii.- Cerny..Pierwszy raz byłam na misji z kimś takim. Przez większość czasu przejmował inicjatywę i był bardzo..kreatywny? Tak, kreatywny, jeśli by ująć to w najdelikatniejsze określenie. I niesłychanie wyposażony.- powiedziała, starając się ubrać to w takie słowa, by nie zacząć zaraz rzucać wyzwiskami i przekleństwami, co w tym momencie przychodziło jej z trudem.- Ale odwalał samowolkę. Kiedy wydałam polecenie do Iris, żeby to ona poleciała na zwiad, nim wzbiła się w powietrze, on zamienił się już w ptaka i poleciał, zostawiając nam swoje rzeczy. Gdyby nie to, że wrócił do nas z informacjami to bym go..- westchnęła ciężko, ściskając dłonie w pięści, jakby próbowała zaprezentować, co tak dokładnie by mu zrobiła.- Nie wiem jak go ocenić. Z jednej strony był niezdyscyplinowany, zachowywał się jakby to wszystko było zabawą..wziął ze sobą nawet piwo, a potem zamienił się w cholernego papieża!- podniosła lekko głos, bo kiedy sobie o tym przypominała, frustracja wracała na nowo. Potrzebowała dwóch sekund, by się uspokoić i kontynuowała swoją myśl.- Ale z drugiej strony, choć jest szalony, miał bardzo duży udział w pokonaniu obu potworów.- mówiła to niechętnie, ale wiedziała, że warto o tym wspomnieć. Wydawało jej się, że teraz jej rolą było przedstawienie sytuacji w stosunkowo obiektywny sposób. Nie było miejsca na jej marudzenie i skarżenie się. I tak czuła się jak konfident. Corvus chyba idealnie wyczuł moment na wyciągnięcie koniaku, ponieważ Joanne nie zastanawiała się długo przed udzieleniem mu odpowiedzi. - Tak, poproszę.- mruknęła spoglądając na szklankę, która po chwili dostała uzupełniona trunkiem. Sięgnęła po nią i również wzięła skromnego łyka.- Dobry.- przyznała, zgadzając się z jego zdaniem. - Nie.- odpowiedziała krótko i stanowczo, by zaraz napić się koniaku. Zmarszczyła lekko czoło i spojrzała na twarz Corvusa.- Straciłam znakomitą wojowniczkę, która co najmniej dwukrotnie uratowała mi wtedy życie. Prawdziwy dowódca nie dopuściłby do tego.- dopowiedziała, spodziewając się, że jej poprzednia krótka odpowiedź może średnio zadowolić generała.
Corvus nie przejmował się zdaniem Cernego, bo nawet jeśli zacząłby paplać, to po akcji na weselu raczej mało kto weźmie na poważnie jego słowa. Co prawda musiał założyć dość ryzykownie, że półbogowie nie uwierzą mu w bajki o słyszanych głosach, ale z drugiej strony... Lucifer Cerny opowiada ci o tym, że podczas misji, w której zmienił się w papieża i stworzył iluzję Sashy Grey i Elvisa Presleya, w formie sokoła usłyszał jakieś tajemnicze głosy z jaskini, którą zlokalizował kilka minut po rozpoczęciu rekonesansu powietrznego? Czy to już samo w sobie nie brzmi nieco absurdalnie? Jak ulał pasuje tutaj tekst Dumbledore: "Oczywiście, że dzieje się w twojej głowie. Ale czy to znaczy, że nie naprawdę?" - Nie chcę być złośliwy, ale uważam, że Cerny nie będzie się tym chwalić na prawo i lewo. Tym bardziej, że nic poza tym nie ustaliliście. A nawet jeśli, to myślę, że jest na tyle "barwną" postacią w obozie, by traktować wszystko co mówi z przymrużeniem oka - wyjaśnił i choć było to trochę ryzykowne, to jednak mogło się udać. Zwłaszcza, że sam Corvus nie zamierzał poruszyć tej kwestii przy Luciferze i skoro nie naprowadzi go w żaden sposób na to, to istniała duża szansa, że syn Lokiego zapomni o czymś tak pozornie nieistotnym. Słuchał dalej raportu, który teraz przyjął już formę bardziej oficjalną, bo wszystko zgadzało się w papierach. Nie przerywał jej zbyt często, ewentualnie dopytywał o jakieś mniejsze szczegóły, które jego zdaniem mogły jej umknąć, jednakże nie było tego zbyt wiele, dlatego dość płynnie przeszli do kolejnej sprawy, czyli oceny jej postawy jako lidera drużyny. - Zalety wcześniejszego dostępu do wszystkiego, co przywożą do obozu - zaśmiał się cicho, nawiązując do smaku koniaku. Upił kolejny łyk koniaku i uniósł lekko brew, będąc nielicho zaskoczonym, że Joanne nie sprawdziła się w roli lidera. Co prawda z toku rozmowy sam wywnioskował, że miała do siebie pretensje, ale główny powód, dla którego uważała, że zawaliła, był jego zdaniem niesprawiedliwy. Dlatego nim przeszli do dalszych kwestii, syn Melinoe postanowił wyprowadzić Joanne z błędu. - Posłuchaj, Collins - zaczął i w międzyczasie obszedł kolejny raz tego dnia biurko, po czym znów oparł się pośladkami o brzeg blatu. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i spojrzał na niezbyt pokrzepioną Joanne. - Byłem kapitanem podczas ataku na obóz. Straciliśmy wtedy wielu przyjaciół. Byłaś ze mną na misji kilka miesięcy temu, w której zginął Silverhand. Uważasz, że nie jestem "prawdziwym dowódcą", jak to określiłaś? - nie było to odwracanie kota ogonem, a raczej ukazanie jej tego, że jeden błąd, który nawet wiąże się ze stratą kogoś, nie definiuje lidera jako kompetentnego bądź nie. - Mogło ci nie pójść, możesz nie mieć "tego czegoś", co jest potrzebne dla lidera, ale jeden błąd nie może przesłonić ci całokształtu. Jeśli uważasz, że się nie spisałaś, ok, rozumiem to. Znasz w końcu samą siebie najlepiej i byłaś tam z nimi podczas tej misji. Ale nie bądź tak krytyczna wobec siebie, tym bardziej, że jak sama wskazałaś, to w ogromnej wierze samowolka Cernego przyczyniła się do tragedii - chciał ją trochę podbudować, bo w przeciwieństwie do niej, widział to trochę inaczej i warto było ukazać jej swój punkt widzenia. Bawił się przez chwilę szklanką, by zaraz upić łyk i znów spojrzeć na Joanne. - Słyszałaś kiedyś o pierwszej zasadzie przywództwa? - spytał, ale nim odpowiedziała, od razu zacytował: - Zawsze jest twoja wina - i kiedy blondynka to przyswoiła, dodał po kilku sekundach: - To nieprawda. Dowódca odpowiada za powodzenie misji, nie za każdego z jej uczestników. Waszym zadaniem było rozwiązać sprawę bestii z Brandywine i udało się to wam, choć popełniliście kilka błędów. Domyślam się, że Zeus nie podziela mojego myślenia, ale misja była najważniejsza. Wiedziałaś to ty i wiedziała o tym także Grimsdóttir. Nie bądź więc taka surowa dla siebie - może i było to marne pocieszenie, bo przez Juareza przemawiał pragmatyzm, ale podzielił się z nią dawką mądrości, którą zdobył podczas tych ostatnich miesięcy "szefowania" wszystkim wokół. Przeszedł kilka kroków i położył dłoń na ramieniu Joanne. - Żałujesz tego, że ona zginęła - zaczął. - A to znaczy, że zależy ci na obozie oraz jego byłych i aktualnych mieszkańcach. Prawdziwy dowódca właśnie tak się zachowuje - za pomocą jej określenia przekazał swoją myśl, która powinna ją podbudować, a przynajmniej taka była intencja Corvusa. Odsunął się ponownie na tę samą odległość co wcześniej i dokończył szklankę koniaku, po czym położył ją na stole za sobą. - To wszystko co chciałem wiedzieć. Jesteś wolna, o ile nie chcesz porozmawiać o czymś jeszcze - poinformował, po czym usiadł na swoim fotelu i kiedy satyr potwierdził mu, że raport jest gotowy, Juarez przeczytał go pobieżnie, po czym kazał go zarchiwizować zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej zgodnie ze wszystkimi procedurami.
Joanne Collins
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sob 13 Lut 2021, 11:08
To prawda, że o Cernym wielu herosów miało już wyrobione zdanie, przez które syn Lokiego mógłby wypadać mało wiarygodnie. Mimo to, Joanne śmiała uznać za możliwe, że powie w pewnym momencie za dużo i w ten sposób zaczną powstawać plotki i niepokój w obozie. - Obyś miał rację.- skwitowała w ten sposób temat blondwłosego świra. Zamęt z powodu niepotwierdzonych informacji i przypuszczeń byłby niepotrzebny. Gdyby pogłoski zaczęły krążyć między herosami, powstałyby bardzo różnorodne wersje, gdzie każda kolejna byłaby prawdopodobnie jeszcze bardziej dramatyczna lub zakręcona. - Wiesz, że nie o to mi chodziło.- odparła natychmiast, kiedy Juarez przywołał wspomnienie ich wspólnej misji.- To co innego..- mruknęła ponuro, choć wyglądało jakby naprawdę wierzyła w to co mówiła. Przypadek Alexa i Iris łączyło wyłącznie to, że oboje zginęli w tracie misji. Reszta okoliczności była zupełnie inna. Blondynka, zagłębiając się w tą kwestię potrafiła obwinić siebie nawet o śmierć syna Chione, ponieważ prawdopodobnie to jej światło wywołało wybuch, w którym Silverhand doznał urazu czaszki. Nawet jego przygotowanie do misji wskazywało na jego kiepskie położenie od samego początku. W słowach generała było coś pokrzepiającego, ale blondynka dość szybko zaczęła odnosić wrażenie, że jest to mówione po to, by całkiem nie dała się pochłonąć wyrzutom sumienia. Przy takich okolicznościach nie umiała na to wszystko spojrzeć obiektywnie i z dystansem. Zapewne, gdyby to ona rozmawiała z kimś, kto obarczał siebie zbyt dużą winą objęłaby podobne stanowisko jakie obecnie przyjął Corvus. Wodziła wzrokiem po pomieszczeniu, próbując sobie wszystko poukładać w głowie i próbować stwierdzić, czy to ona przesadza, czy rzeczywiście ma powód do takiego dramatyzowania. Spojrzała z powrotem na swojego rozmówcę z zaciekawieniem dopiero, gdy usłyszała pytanie, na które szybko zaczął jej odpowiadać. Ściągnęła lekko brwi odrobinę skonsternowana, jednak dalsze wyjaśnienia pomogły jej lepiej zrozumieć co Juarez chciał przekazać. - Odnoszę wrażenie, jakby ta misja wciąż trwała. Fakt, celem było pokonanie potwora, który porywał bydło, ale ujawnił się przy okazji inny problem, na który już nie zaradziliśmy.- powiedziała, myśląc wciąż o donosach Cernego. Bestii się pozbyli, ale nie zbadali jaskini, z której dobiegała rzekoma rozmowa. Joanne dopiła koniak do końca i również odstawiła szklankę na biurko. Czuła tą minimalną ulgę, ponieważ raport został już zdany. Teraz pozostawało jej wrócić do swojej codzienności i przygotować się na kolejne wydarzenia lub misje. Wstała z fotela, nie chcąc zajmować dłużej czasu generałowi, który zapewne miał jeszcze wiele spraw na głowie. - Nie, ode mnie to wszystko.- powiedziała i ruszyła w kierunku drzwi. Miała już je otworzyć, ale zawahała się i obróciła w kierunku Corvusa ten ostatni raz.- Nie wiem jak udaje ci się pozostawać tak racjonalnym, ale cieszę się, że właśnie ty nam przewodzisz.- powiedziała na wychodne, po czym skinęła mu głową i wyszła z gabinetu.
Iris westchnęła ciężko rozpoznając okolice i wiedząc, że jest niedaleko obozu. Choć minęły właściwie miesiące, to jednak nadal bolało ją kolano mocniej i w kilku innych miejscach lżej. Czy można było się dziwić jednak, skoro jej lekarzami byli orkowie? I tak cud, że w ogóle cokolwiek przeżyła. Wciąż jednak krzywiła się przypominając sobie wydarzenie nad wodospadem i ból, który poczuła. Niech ona tylko dopadnie w swe ręce Cernego. Tyle czasu jej nie było, że nie wątpiła w to, że jest uznana za martwą. Współczuła Aronowi tego, co musiał przejść zupełnie niepotrzebnie. Była jednak ciekawa tego, jak on się trzyma. Czy pogodził się z jej śmiercią czy lepiej już funkcjonuje w obozie, jeździ na misje, może robi patrole? Ma kogoś? Chociaż ciężko jej było uwierzyć, ta myśl za każdym razem ją potężnie bolała, bo Ortega to świetna partia i wcale by ją nie zdziwiło, gdyby jakieś flądry się już do niego dobrały. Stanęła przed wejściem do obozu wahając się. Jakie to szczęście, że był środek nocy, nie było sensacji. Nie wiedziała jednak czy iść najpierw pokazać się ukochanemu, że żyje czy może pójść do Juareza i pokazać się, że żyje. A przy okazji zdać raport. Pomyślała jeszcze o Joanne, która zasłużyła na taką wiedzę, ale podejrzewała, że nim Grimsdóttir podniesie się jutro z łóżka, pół obozu o jej zmartwychwstaniu będzie plotkować. Z pewnym oporem, jednak ostatecznie po przekroczeniu obozu skierowała się do gabinetu Corvusa. Nie wiedziała czy ma nocną zmianę, jeżeli nie, najdzie go w domu. Może Sylvia jej nie zabije. Zapukała dość mocno do gabinetu nie mając pewności, że ktoś tam w ogóle siedzi. Wiedziała, że wygląda jak siedem nieszczęść będąc w swoich ubraniach, które były najzwyczajniej porwane w kilku miejscach. No menel. Nie minęło jednak pół sekundy, a sama po prostu weszła do gabinetu, ciesząc się że nie musi nachodzić go w domu. - Tak, żyję - rzuciła ciężko posyłając mu zmęczone spojrzenie. Zamknęła za sobą drzwi i od razu ruszyła w stronę a la sofy, na której nie usiadła, a położyła się na plecach z cichym westchnieniem krzywiąc się przy tym lekko. - Od czego mam zacząć? - rzuciła zerkając na znajomą twarz, gdy już znalazła wygodną pozycję. Pewnie od początku, tylko którego? Ile wiedział, ile chciał, by dopowiedziała? Czy to w ogóle miało znaczenie biorąc pod uwagę czego była świadkiem? Była jednak zmęczona i nie chciała trajkotać bez ładu i składu.
Corvus powoli zbierał się do wyjścia po całym dniu pracy na rzecz obozu. Układał ostatnie dokumenty, dopijał szklankę brandy, którą niemal co wieczór sobie pijał i myślami był już w łóżeczku z Sylvią: oglądający film, wtulony w nią i głaskany po głowie czy plecach, gdzie uwielbiał być dotykany przez swoją ukochaną. Plany jednak musiały ulec zmianie, ponieważ w jego gabinecie zjawił się ktoś, kogo na pewno generał się nie spodziewał. Pukanie go zaskoczyło i nim zdążył wydać polecenie, że przyjmie jeszcze jednego interesanta, rozchylił wargi ze zdziwienia, dostrzegając przed swoimi oczami Iris. Początkowo pomyślał, że to jakiś głupi żart ze strony jakiegoś dziecka Lokiego, może nawet Lucifera, który przemienił się w nieżyjącą córkę Zeusa. Po jej tonie jednak szybko zrozumiał, że nie ma do czynienia z Cernym ani innym dzieckiem boga psot, ale nieufność pozostała nadal. Głównie z powodu informacji otrzymanych kilka miesięcy temu od Joanne. Skąd miał pewność, że to nie jest jakaś pułapka? Odprowadził wzrokiem blondynkę na sofę i obszedł biurko, jak to miał w zwyczaju, po czym oparł się pośladkami o jego brzeg i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, spoglądając uważnie na Irisopodobną istotę. - Zacznij może od tego, że powiesz mi coś, o czym wiem tylko ja i Grimsdóttir - musiał ją wybadać i tylko w taki sposób był w stanie to zrobić. Jako syn Melinoe potrafił rozpoznać aurę człowieka, który umarł, znał to z autopsji (albo eutanazji, jak kto woli) i blondynka takowej nie roztaczała. Musiał jednak mieć pewność, że ma do czynienia właśnie z nią, dlatego też dał jej proste zadanie. Spodziewał się, że prawdziwa Iris powie mu o tajnym pakcie między nimi, który dotyczył postaci Arona. Usłyszawszy odpowiedź z jej ust, uśmiechnął się lekko, a całe napięcie minęło. Pojawiła się za to ulga i zadowolenie, że Iris żyje. - Zacznij od tego, co się stało w trakcie misji. Chodzi mi o jej koniec oczywiście, bo Collins zdała mi raport - nie wiedział przecież, że Iris może mieć jakieś inne istotne informacje, dlatego należało zweryfikować to, o czym do tej pory Juarez wiedział. Jak to wyglądało z jej perspektywy? Czy aby na pewno Lucifer był tylko trochę winny, jak określiła to Joanne? Wyciągnął spod lady butelkę z wodą i nalał dziewczynie do pustej szklanki, po czym podał ją. - Masz, napij się i odetchnij. Jesteś bezpieczna - zapewnił córkę Zeusa, po czym przysiadł się tym razem nieco bliżej, przekręcając fotel, na którym z reguły siedzieli interesanci.
Iris zdawała sobie sprawę, że czym prędzej powinna przekazać Corvusowi te wszystkie rewelacje, ale chciała też dać mu te kilka minut względnego spokoju. Niech uśmiechnie się na jej powrót, nie stracił herosa, nie stracił znajomej. W końcu i tak znając niego za dużo nie prześpi, o ile cokolwiek, bo będzie rozkminiał to, co mu powiedziała i do czego to prowadzi. Syn Tartara się zbroił, oni też powinni poważnie się za to wziąć. A może w międzyczasie w końcu ruszyli po potrzebne przedmioty? Dobrze by było. Widziała jego zdziwienie, bo jak często widuje się zmarłych? Z pewnością w ich życiu częściej niż normalnie, ale to i tak bardzo rzadko się zdarzało. Wiedziała, że wywoła to niemałe poruszenie w obozie nie dlatego, że była tak uwielbiana przez wszystkich, ale dlatego, że od ponad dwóch miesięcy jej nie było. Przypuszczała, że pozostała dwójka żyła, bo ich ciał nie znalazła, gdy już wróciła na miejsce. Zresztą heros, z którego uprzejmości wtedy korzystali też się zdziwił, gdy zapukała mu do drzwi... właściwie kilkanaście minut temu. Potrzebowała portalu. - Kocham Arona i nie mówię tu o obściskiwaniu się na weselu Nero, gdzie wszyscy to widzieli. Mówię przed bitwą, Aron miał zostawić narzeczoną - wyjawiła mu od razu się uśmiechając na myśl o ukochanym. Nie dziwiło ją to, że ją sprawdza. Pojebów w obozie nie brakowało, a istniało jeszcze ryzyko, że może być kimś z zewnątrz. Niemal automatycznie na myśl o Ortedze i weselu przypomniały jej się słowa brunetki i aż warknęła pod nosem zirytowana na samą siebie, że w ogóle czymś takim się przejmuje. Ona jest za głupia dla niego, na pewno z nią nie jest. A z kimś innym? Pokiwała głową na boki, jakby to miało pomóc w wyrzuceniu irytującej myśli z głowy. - Powiem tak - zaczęła podnosząc się do pozycji siedzącej, by oprzeć się plecami o ścianę. - Jak go zobaczę, to go zabiję. Nigdy nie widziałam większego pajaca na misji, który narażał nas obie dla własnej zabawy. Ignorował nasz plan, mając swój o którym oczywiście nas nie informował. Momentami nawet wydawał polecenia mi i Joanne. No pajac - wzruszyła lekko ramionami mówiąc to wszystko spokojnie. Mimo, że Cerny zaszedł jej za skórę wybitnie niemal ją zabijając, to umiała zachować zimną krew i nie drzeć się niepotrzebnie. Poza tym czemu winny był Juarez? pewnie musiał go w końcu wysłać na misje i padło na nie. Z chęcią przyjęła szklankę i wypiła niemal wszystko, przed odstawieniem jej na stolik. W międzyczasie lekceważąco pokiwała ręką, by podjąć się werbalnej odpowiedzi dopiero po napojeniu się. - Wiem, wiem. Byłam bezpieczna. No, względnie. Orkowie się mną zajęli, dzięki nim żyję - wyjaśniła pokrótce rozglądając się po wnętrzu, by w końcu skupić się ponownie na znajomym. - Przepraszam, że ci to robię, ale dzisiaj spać pewnie nie pójdziesz - rzuciła w końcu zrezygnowana i dopiła resztkę wody. Przeciągała wyjaśnienie tak długo, jak tylko mogła, ale musiał wiedzieć prawdę. - Nie wiem czy Joanne wspominała ci o głosach z jaskini. Gdy w końcu byłam w stanie stanąć na nogach i wychylić się poza ich norę, zobaczyłam coś dziwnego - przerwała na moment zastanawiając się jak to powiedzieć. Corvus nie był głupi, o ile wiedział o czym ona wspomniała, to pewnie domyślił się, że ma bombę. - Te głosy widziałam na własne oczy. Była to Charlie Novak. Tak, na sto procent ona Corvus. A druga osoba to... Alexander Silverhand - przerwała wzruszając ramionami jakby chcąc zasugerować, że nie ogarnia. - Wyglądali na bardzo żywych i obawiam się, że syn Tartara buduje sobie armię - skrzywiła się na samą myśl i czekała na jego reakcję, pytania, wyparcie, wyśmianie jej, cokolwiek.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Nie 21 Lut 2021, 20:45
Szokom nie było końca i nie zapowiadało się na to, by cokolwiek się zmieniło w tej kwestii. Corvus raz po raz był zaskakiwany czymś nowym, a tak niespodziewane wejście do gabinetu Iris było tylko wisienką na torcie tego całego zamieszania. Mimo wszystko, starał się jednak podejść do tej emocjonalnej sprawy bardzo pragmatycznie, jak na dobrego lidera przystało. I chyba zostało to docenione, bo Grimsdóttir szybko przeszła do konkretów oraz zastosowała się do jego prośby o podanie jakiejś informacji, którą tylko oni oboje wiedzieli. - Jesteś Grimsdóttir - potwierdził, uśmiechając się nieco szerzej, gdyż była to świetna wiadomość. Co prawda nie miał pewności, że Iris została przez kogoś wskrzeszona i podstawiona, nie mieli przecież protokołów na umrzyków. Wszakże bariera nie oddziaływała na wskrzeszonych herosów, czego Juarez sam był przykładem, więc do końca nie mógł być pewien, że Iris to Iris. Miał jednak nadzieję, że przeczucie go nie myliło. Skinął głową na krótki raport o końcówce misji nad wodospadem Brandywine i dalej już słuchał właściwej opowieści, która - jak się okazało - z jego perspektywy była dużo istotniejsza niż to, co usłyszał o Luciferze. - Wyślę im kilka paczek z żywnością w ramach podziękowań - wszedł jej w słowo na moment, by zaraz dalej słuchać tego co mówi. Orków jednak należało wynagrodzić za to, że podjęli się leczenia Iris i doprowadzili ją do jako takiego funkcjonowania. - Co kurwa? - rzucił po hiszpańsku, gdyż ta informacja naprawdę go zaskoczyła. - Jak armię z poległych herosów? Skąd te przypuszczenia? - dodał już po angielsku, by Grimsdóttir go dobrze zrozumiała. Nie miał powodu, by jej nie wierzyć, dlatego też sprawę potraktował bardzo poważnie. Natychmiast sięgnął po smartfon i wykręcił dwa połączenia: jedno do Elisy Nero i drugie do Blake Simmons. Obie kobiety poinformował o tym, że niezwłocznie muszą stawić się na spotkaniu w jego gabinecie, nieważne czym się teraz zajmują. Aktywował kod czerwony, co oznaczało, że mają rzucić wszystko w pizdu. Syn Melinoe podszedł do okna i stał plecami do Iris, zastanawiając się nad tym, co teraz poczną, jeśli to co córka Zeusa powiedziała okaże się prawdą. - Zachowaj to dla siebie na razie - poinstruował ją. - Nie możemy sobie pozwolić na panikę. Wyślę specjalny oddział, by zbadał tę sprawę i do tego czasu, z nikim o tym nie rozmawiaj. Nawet z Ortegą - przestrzegł ją, bo ważyły się w tym momencie losy obozu. - Czy widziałaś coś jeszcze? Jeśli nie, to możesz wrócić do domu. Twoje mieszkanie nie zostało przez nikogo zajęte. Ktoś tam na ciebie czeka - rzucił na koniec, mając na myśli oczywiście Arona, który nie pozwolił wyrzucić rzeczy Iris z mieszkania i przeznaczyć go dla nowoprzyjezdnych herosów.
(w następnym poście możesz dać sobie zt, jeśli nie chcesz poruszać żadnych innych kwestii)
Jej samej też nie widziało się teraz siedzenie i opowiadanie mu dzień po dniu o tym, jak była skazana na życie z orkami przez pewien czas. Nie żeby te dość sympatyczne stwory chciały ją zjeść na śniadanie w pierwszej chwili i później domagali się wdzięczności za to, że tego nie zrobili. Naprawdę jej pomogli i gdyby nie oni byłaby martwa. Świadomość jednak, że obozie właśnie za taką ją mieli niejako ją dobijała. Najpierw śpiączka, później długie dochodzenie do siebie. Musiała wreszcie wrócić i przede wszystkim jak najszybciej zobaczyć ukochanego. Uśmiechnęła się nieco szerzej, gdy po tej spowiedzi, Corvus uwierzył w jej tożsamość. Właściwie to poza tym nie bardzo miała jak potwierdzić swoją wersję, więc gdyby generał pomyślał, że jakimś cudem ktoś to z niej wyciągnął i to wie, miałaby przejebane. Śmiechem żartem, ale mógłby ją przecież wziąć za jednego z zombie, o których zamierza niebawem mu opowiedzieć. Chociaż, czy on nie wyczuwał tego, że ktoś nie żyje albo nie żył? Albo jakiś dzieciak Tanatosa? Coś jej się kojarzyło, więc może jeszcze jest dla niej szansa w razie czego. Skinęła tylko głową wiedząc, że orkowie będą wdzięczni i na pewno docenią taki gest. Może dzięki temu inny heros też przeżyje, gdy napotkają go na swojej drodze? Gdy rzucił coś po hiszpańsku, Grimsdóttir domyśliła się, że nie są to cenzuralne słowa. Nie pierwszy raz rozmawiali i nie pierwszy raz przy niej się wkurzał, już trochę go znała, więc tylko wzruszyła lekko ramionami nie mając nawet pewności czy to, co powiedział było pytaniem czy zwykłym wołaczem. - Znaczy no, coś tam rozmawiali o jakiś innych, wydawało mi się z kontekstu, że mówili o podobnych sobie. Nie mam jednak pewności. Jednak Corvus, kto poza tym pojebem coś takiego by robił? Wskrzeszał herosów? W końcu, gdyby to był ktoś neutralny, to chyba by do nas wrócili? - spytała w sumie retorycznie wzruszając po raz kolejny ramionami. Pewności nie miała, ale ta wersja jakiś sens dla niej miała, może błędny, cholera wie. Nie oczekiwała jednak żadnej odpowiedzi, bo co on mógł wiedzieć, skoro ona dopiero go poinformowała o sytuacji i nawet nie zdążył sobie tego poukładać w głowie? Przeczekała, gdy mężczyzna wykonał telefony, nie wiedząc czy sobie już iść czy może jednak nie. Czekała na komunikat jednak od niego i też jakąś informację, bo choć planowała udać się do mieszkania Arona, to fajnie by było wiedzieć czy jej rzeczy nie są na śmietniku, a w jej chacie nie mieszka ktoś inny. No ale to może zaraz. - Jasne Corvus, masz to jak w banku - rozumiała powagę sytuacji i Aron musiał jej wybaczyć to, że przez jakiś czas nic się od niej nie dowie, póki nie pójdzie to oficjalnie. Domyślała się jednak, że to zrozumie. Choć tak sobie snuła, a kto wie czy nie przykleiła się do niego ta flądra z wesela? - Nie, chciałabym wreszcie odpocząć - przyznała zmęczona zgodnie z prawdą, by zaraz uśmiechnąć się szeroko, gdy usłyszała o Ortedze. - Powiedz Elisie, że wpadnę jutro do szpitala, nie poskładali mnie za dobrze - dodała jeszcze kierując już się w stronę drzwi. Uchyliła je lekko, a potem zawahała się i spojrzała na generała. - Wolałabym mieć lepsze wieści - mruknęła ponuro, posłała mu smutny uśmiech i wreszcie wyszła zamykając za sobą drzwi. A potem pognała do swojego mieszkania, w którym okazywało się, że miała współlokatora. Jak ona kochała Arona!
Kod czerwony wyrwał ją z obozowej codzienności niczym wiadro zimnej wody wylanej na głowę. Pogrążona w treningach i własnych sprawach po powrocie Folka straciła rachubę czasu i poczucie czujności. W pewnych sytuacjach problemy nawarstwiały się tak mocno, że ciężko było skupić się na jednym konkretnym, a gdy i objęcie całości jakimś spójnym spojrzeniem bywało niemożliwe, jedyne co pozostawało to bezsensowne skakanie z jednej kwestii na drugą, bądź, co o wiele bardziej odpowiadało córce Aresa, zignorowanie tego co mogła i udawanie, że radzi sobie z całą resztą. Wezwanie Corvusa, chociaż nie wiedziała jeszcze czego dokładnie dotyczyło, swoją nagłością nie pozostawiało wątpliwości, że sprawa była wystarczająco poważna, dlatego też wychodząc ze swojego mieszkania Blake miała nadzieję, że nagłe spotkanie okaże się być na tyle absorbujące, że w końcu będzie mogła zająć się czymś innym niż własnym życiem. Stawiła się przed drzwiami gabinetu dowódcy późnym wieczorem. Zapukała czekając na zaproszenie po czym weszła do środka. - Chciałeś mnie widzieć - przywitała Corvusa skinięciem głowy.
Elisa nie była szczególnie zachwycona, gdy jej telefon zaczął dzwonić po drugiej w nocy. Ostatnio ciąża nieco bardziej ją męczyła, więc normą stały się drzemki w ciągu dnia albo wcześniejsze pory spania, w porównaniu do tego, że wcześniej potrafiła położyć się nad ranem. Co prawda kod czerwony postawił ją dość szybko na nogi, co nie zmienia faktu, że była zmęczona, a tym samym nieco rozdrażniona. Miała gdzieś, jak będzie wyglądać w środku nocy, dlatego narzuciła na siebie wygodny dresik, ciepłą bluzę, adidaski i pognała do wielkiej biblioteki, by dowiedzieć się gdzie się pali. Nero była w tym gabinecie już tyle razy, że nie bawiła się w pukanie i po prostu weszła. Żeby nie było wątpliwości, na co dzień to rzecz jasna z grzeczności robiła, ale w tym momencie nie było to raczej potrzebne. - Masz colę? - spytała tuż po zamknięciu za sobą drzwi przecierając jeszcze lekko oczy, by skinąć w międzyczasie głową Blake na przywitanie. Usiadła na wygodnej sofie, mając już swoje ulubione miejsce w rogu, gdzie po ukosie mogła nieco wygodniej usiąść z tym coraz większym brzuchem. - Co się dzieje? - spytała poważnie, bo jednak wiedziała, że taki kod to nie żarty i musieli szybko rozwiązać problem... Czegokolwiek on nie dotyczył.
Ostatnio zmieniony przez Elisa Nero dnia Sob 24 Kwi 2021, 14:32, w całości zmieniany 2 razy
Słysząc jasną i klarowną odpowiedź ze strony Iris, która kierowała się już w stronę wyjścia, Corvus zatracił się kompletnie w swoich myślach, nie odpowiadając głośno w żaden sposób na jej "pożegnanie". Ograniczył się tylko do pokiwania głową, że w ogóle zarejestrował tą chęć wyjścia z jej strony, po czym gdy już kobiety nie było wewnątrz, Juarez schował twarz w dłoniach i tak po prostu stał. Dla niego to była tragiczna wiadomość, biorąc pod uwagę, że planował już od dawna podróż po potrzebne surowce na broń przeciw Tartarowi. Miał świadomość, że wróg nie próżnuje, ale wskrzeszenie poległych herosów? Charlie była byłym kapitanem drużyny Asklepiosa i córką Zeusa, Alexander z kolei był jego zastępcą, gdy to syn Melinoe obrał stanowisko dowódcy niebieskich. Kto wie, kogo jeszcze wskrzesił ten bydlak? Opcji było mnóstwo, począwszy od byłych dowódców takich jak: obie Alvy czy Zane White, poprzez najbardziej doświadczonych herosów takich jak Varren Harlow czy Arthur Crow, skończywszy na dzieciach tych najpotężniejszych bogów takich jak Heron Varr czy Scarlett Thorburn. Istniała też możliwość, że syn Tartaru przywrócił do życia również członków NoGods, tylko tym razem kontrolował ich w stu procentach. Przyszłość obozu rysowała się w czarnych barwach. W oczekiwaniu na przybycie obu kobiet, nalał sobie kilka szklanek brandy, które pił raz za razem, nie mogąc się uspokoić. Dzisiejszy dzień był prawdziwym rollercoasterem, bo tak jak cieszył się z powrotu Iris, tak jej najistotniejsza wiadomość mocno go przygnębiła. Dobrze chociaż, że miał tutaj chwilę spokoju i mógł to jako tako przetrawić, bo gdyby to wszystko padło na zebraniu, bardzo prawdopodobne, że Juarez siedziałby cicho przez dobrych kilkanaście minut. Skinieniem głowy przywitał Blake, informując ją chwilę wcześnie o tym, by weszła do gabinetu. Kilka minut później dołączyła do nich Elisa, która zdążyła się od razu rozsiąść na swoim ulubionym miejscu, ale nim to się stało, wskazał jej palcem barek, w którym coś tam powinno się znaleźć. Corvus obszedł biurko i jak zwykle, usiadł na kancie blatu, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując nieco skonsternowane kobiety. - Sytuacja jest dramatyczna - zaczął, by obie wiedziały, że jest źle. - Iris Grimsdóttir przeżyła ostatnią misję i to jest jedyna dobra wiadomość, jaką dla was mam. Przejdę jednak do rzeczy... - zrobił krótką pauzę, przygryzając przy tym nieznacznie wargę ze zdenerwowania. - Według tego, co mi powiedziała, syn Tartaru wskrzesił poległych herosów, którzy teraz prawdopodobnie są mu bezgranicznie posłuszni... - znów zrobił pauzę, by dziewczyny mogły to przetrawić. - Grimsdóttir na własne oczy widziała Alexandra Silverhanda oraz Charlie Novak, którzy maczali palce przy rancorze. Wspominałem wam podczas któregoś z zebrań, że coraz więcej potworów ma przy sobie dziwne medaliony, które zwiększają ich siłę oraz rozwijają ich zdolności. Rancory ziejące ogniem, karagory plujące kwasem, dwa razy większe minotaury niż normalnie i tak dalej - chwycił szklankę by upić solidnego łyka, gdyż zaschło mu w gardle. - Nie wiemy ilu i kogo wróg wskrzesił, dlatego zakładam najgorsze. To może być każdy, dlatego sytuacja jest bardzo poważna. Obawiam się, że zbyt długo zwlekałem z wysłaniem naszych ludzi po potrzebne nam przedmioty... - w jego głosie słychać było frustrację i żal do samego siebie, że tak zawalił i nie przewidział takiego rozwoju sytuacji. - Musimy ustalić nową strategię. Nie możemy dłużej czekać, dlatego Simmons będziesz osobiście dowodzić podczas misji do jądra Tartaru. Trzeba zdobyć fiolkę Mrocznej Esencji, z której stworzone jest więzienie tytanów. Następnie kolejna grupa zostanie wysłana po waszym powrocie do Jotunheimu na poszukiwanie fiolki jadu Jormunganda, która znajduje się gdzieś w Grobie Pierwszego Norda. W tym samym czasie Odyn dostarczy nam Asgardzką Stal i gdy już wszystko zdobędziemy, ruszymy na Olimp, by wykuć broń w Świętym Ogniu - znów upił kilka łyków brandy. - Nie możemy sobie pozwolić na straty, więc trzeba dobrze się zastanowić nad tym, kogo tam wyślemy. Potrzebnych jest kilku wojowników i na pewno medyk. Jakieś propozycje? - spytał wprost, bo sam miał kilka typów, ot choćby cały oddział specjalny, ale był ciekaw zdania Elisy i Blake, bo może one wiedziały o czymś, o czym Corvus nie miał pojęcia, bądź zapomniał w tych nerwach?
Deadline: 28.02.2021 23:59
Elisa Nero
Re: Gabinet Corvusa Juareza Nie 28 Lut 2021, 19:49
Gdy Corvus wskazał na barek, Włoszka od razu tam zawędrowała, by wyciągnąć sobie puszkę coli. Oczywiście nie żadne gówno typu zero, tylko normalny napój. Później już rozsiadła się w swoim ulubionym miejscu poprawiając poduszki pod plecami. Otworzyła puszkę z cichym sykiem i już starała się być cicho, by Juarez mógł wreszcie powiedzieć po co ją budził. Po wyrazie jego twarzy mogła stwierdzić już, że jest źle. Nie miała jednak pojęcia w którym kierunku to zło mogło pójść, w końcu tu nie brakuje rzeczy, które mogły się zawalić. Upiła kilka łyków napoju na pobudzenie słuchając tego, co mężczyzna ma do powiedzenia. Kącik ust drgnął jej, gdy usłyszała o Iris, bo lubiła tę dziewczynę i chyba zarządcy też będą zadowoleni, bo to im Zeus suszył łeb najbardziej. Plotki szybko się rozchodzą. Nie spodziewała się jednak tego, co chwilę później usłyszała. Wskrzeszanie? Bezgraniczne posłuszeństwo? To brzmiało jak koszmar i jak przygotowanie do wojny. Na samą myśl zrobiło jej się słabo. Corvus po krótkiej przerwie kontynuował, a ona jedynie popijała colę słuchając dalej tych nieprzyjemnych rewelacji. Wymienione nazwiska natomiast nie zrobiły na niej na szczęście większego wrażenia. Jasne, to byli ich herosi, ale nikt jej bliski, więc nie obawiała się póki co tego, że być może będzie zmuszona zabić bliską sobie osobę. Niegdyś. Kilka osób z pewnością by się znalazło i miała nadzieję, że ich w szeregach armii nie ma. Chociażby dla spokoju ich duszy. Kiedy Corvus zwątpił w samego siebie chciała początkowo coś powiedzieć, by podnieść go na duchu, ale miał rację. Wielu herosów w tym ona uważali, że powinno być to załatwione szybciej. Teraz jednak nie było co linczować generała, który i tak robił wszystko, by żyło się lepiej i bezpieczniej półbogom. Dalej była już czysto strategiczna gadka, dlatego Elisa upiła coli chcąc po tym od razu się odezwać. Uprzedziła ją jednak Blake, na którą Nero spojrzała jakby oszalała. Rezygnować w takim momencie? Zamiast jednak wyrzucić jej co o tym myśli, zacisnęła usta w wąską linię i wywróciła oczami na tekst o szacunku do nich. Gdyby miała szacunek to nie odchodziłaby w takim momencie zwalając im, a bardziej Juarezowi siłą rzeczy, kolejne problemy na głowę. Odezwała się jednak dopiero, gdy ta sobie poszła, przenosząc spojrzenie na mężczyznę, które mówiło wiele. Gdyby Corvus kiedykolwiek spytał ją o opinię Blake na tym stanowisku, od razu powiedziałaby, że to zły pomysł. Mogła udawać, że jest twardym herosem i rozsądnym i odpowiedzialnym... Te dwie cechy właśnie udowodniła. A poprzednia, co tu mówić. Folk był przyjacielem Gio więc doskonale wiedziała jakim pieskiem na zawołanie Simmons była. - Cóż... - zaczęła nie wiedząc czy warto w ogóle komentować ten cyrk, co właśnie zaszedł. - Powiem Gio, by był gotowy - zaczęła od tego, bo mogła być w ciąży, ale wiedziała też jakie są jego obowiązki. - Ale jak wyślesz Giotto razem z Vivianą to osobiście ciebie zabiję. Rozumiesz czemu - w końcu jakiś czas temu poprosiła go o oficjalne odnotowanie, że to kobieta, a w dalszej kolejności Drake i Kate mają być prawnymi opiekunami dzieci, gdyby im się coś stało. - Co do medyków, sama nie wiem. Wydawałoby się, że Jellal jest dobrze wyszkolony jako lekarz i wojownik skoro był w NoGods, ale co ja tam wiem? Z drugiej strony Jade też powinna sobie poradzić, w końcu przeżyła wiele lat poza obozem, umie o siebie zadbać. W tej kwestii innych typów nie mam - zaczęła od najłatwiejszego. Westchnęła cicho i upiła nieco napoju. - Szczerze mówiąc Corvus poza naszą jednostką specjalną nie wiem, ile tam osób przeżyje. Folklore podejrzewam, o ile potraktowałby to na poważnie, a nie tak jak cóż... Folklore. Może Laborde? Albo Drake? - rzuciła trzema kolejnymi osobami, które przeszły jej przez myśl, ale nie wątpiła w to, że i on o nich mógł pomyśleć. Pogładziła się nieświadomie po brzuchu jak zwykle, gdy próbowała się uspokoić.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Wto 02 Mar 2021, 15:47
Wiadomość, którą usłyszał od Blake była dla niego szokiem. Kompletnie nie spodziewał się rezygnacji kobiety, która dotąd wydawała się być niezawodna we wszystkim. W najważniejszym momencie jednak zrezygnowała z pozycji vice-generała i opuściła gabinet, zostawiając ich samych sobie. Juarezowi trudno było ukryć zdziwienie, dlatego też stał tak chwilę z rozdziabioną mordą, analizują to, co właśnie Simmons im przekazała. Dopiero odpowiedź Elisy wyrwała go z letargu, bo nawet jeśli Blake zrezygnowała, to teraz nie była najważniejsza w tym wszystkim. Trzeba było opracować strategię oraz wysłać ludzi na odpowiednie misje, by w końcu zaczęli zdobywać ekwipunek potrzebny do pozbycia się syna Tartaru. Juarez sączył brandy nadal nieco poddenerwowany, ale starał się nie myśleć o tej niesubordynacji córki Aresa, dlatego też skupił się w pełni na rozmyślaniach nad formowaniem drużyny. Skinął głową zgadzając się na udział Giotto, który nigdy nie zawiódł ani jego, ani obozu. Nero był zatem najlepszą osobą do tego, by udać się prosto do Tartaru. Wszyscy pamiętali bowiem, że jest nie tylko jednym z najlepszych wojowników, ale także, że już był w Hadesie i wrócił stamtąd żywy. Nie żeby syn Melinoe chciał zrobić z niego przewodnika, ale zdecydowanie przyda się ktoś, kto liznął już trochę atmosfery w podziemiach. - Nie wyślę, Gaviria po ostatniej misji stwierdziła, że woli zostać w obozie i następnym razem mam jej nie wysyłać nigdzie - przyznał. Temat medyków nie był prosty, ponieważ w normalnej konfiguracji wysłałby oczywiście Elisę. Przejęłaby dowodzenie, a jednocześnie mogłaby opatrzeć kogo trzeba już na miejscu. Pozostawało więc namyślić się, czy wysłać z nimi Jellala, Jade czy może Hoshiego, który również był przecież medykiem, choć akurat co do niego Juarez miał mieszane uczucia. - Osobiście kogo byś proponowała? Fernandes czy Grey? - o Usamiego nawet nie pytał, bo to był głupi pomysł. Upił kolejny łyk brandy, zastanawiając się nad resztą drużyny. - Galichet to dobry pomysł, bo tworzą z twoim mężem dość zgrany duet - przyznał. - Hellstorma nie puszczę, musi trenować młodych. Laborde z kolei... znasz go. W Tartarze będzie mnóstwo potworów, w tym te, których on jeszcze nie ma na tej swojej liście. Nie wiem czy nie zlekceważyłby rozkazów dla swoich własnych celów. To zły pomysł - wykluczył dwóch herosów z różnych przyczyn, ale przecież pozostawało wielu innych w obozie, którzy mogli się przydać. - Co z Ortegą? Wrócił już do pełni sprawności? - wiedział doskonale, że mężczyzna dopiero co ogarnął się po powrocie Iris, więc wysyłanie go na tak niebezpieczne zadanie byłoby co najmniej nieodpowiednie. Z drugiej strony, wydawał się mu naturalnym wyborem. - Collins mogłaby się przydać jako strzelec - luźno myślał w tym momencie. - Nero, Galichet, Guseva, Collado, Black, Collins, Kyoya, Fernandes, Grey... - wyliczał i podał jeszcze kilka dodatkowych nazwisk innych herosów. Czekał na zdanie Elisy.
Elisa Nero
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sro 03 Mar 2021, 16:28
Elisa z całą pewnością nie miała ochoty rozprawiać nad tym, że Blake ich wychujała i uciekła od obowiązków, które jeszcze przecież kilka miesięcy temu jej się "należały" zdaniem córki Aresa. A już z pewnością nie będzie o tym debatować w środku nocy i gdy mieli ważniejsze rzeczy na głowie. Pani Nero z pewnością nie była zachwycona wysyłając męża w takie miejsce, ale za bardzo wyboru nie mieli. Mogli sobie debatować ile chcieli, ale Giotto był gwarancją sukcesu tym bardziej, że podobną podróż już przeżył. - Rozumiem - mruknęła siłą rzeczy w duchu się z tego powodu ciesząc. Rzecz jasna wolałaby, aby Kolumbijka zamieniła się miejscem z jej mężem, ale to chyba normalne tak z czysto emocjonalnego punktu widzenia. Wolała mieć bezpiecznego męża, jak dobrą koleżankę, jeśli już miałaby wybierać. A takiego komfortu teraz nie było. Brunetka zastanowiła się dłuższą chwilę nad jego pytaniem popijając w międzyczasie coca-colę. Miała wiele wątpliwości, ale kogoś musiała zarekomendować. Zamiast milczeć, po chwili zaczęła po prostu głośno myśleć. - Jellal to ostatni mój wybór, ale dlatego, że został moim zastępcą i ma to wszystko za mnie ogarniać. Jade na to by wychodziło, choć nie jestem przekonana do tego pomysłu - ona nadal potrzebowała dobrych medyków też tu na miejscu przecież. - A może Efrosyni Oneiros albo Rose Drayton? Nawet dobrzy medycy, tylko nie wiem jak u nich z umiejętnościami bojowymi. To już sam byś musiał ocenić - cieszyła się, że te dwa nazwiska wpadły jej jeszcze do głowy. Może trochę egoistycznie, ale pierwszą wymienioną dwójkę wolała mieć przy sobie. Pokiwała tylko głową, gdy dwóch herosów skreślił z listy misji samobójczej. Lepiej pewnie dla nich, choć nie zdawali sobie z tego sprawy. - Ortega - westchnęła w duchu współczując mu tego wszystkiego przez co musiał przejść. - W normalnych warunkach pewnie byłby gotowy, ale od śmierci Iris nie wstawia się na konsultacje i choć siłą próbowałam go zaciągnąć to mi się nie udało. Na treningi też nie chodzi. Zapuścił się, co tu dużo mówić. Jak byłam jakiś czas temu sprawdzić co u niego, to pełno pudełek po żarciu z kantyny albo baru, najgorszego. Sporo pustych butelek. Podejrzewam, że będzie potrzebował przynajmniej intensywnego miesiąca ćwiczeń, by wrócić do formy - czyli niezbyt dobrze, bo potrzebowali solidnej ekipy. - Gibbins, Deverill, Blade, Anderhil - rzuciła jeszcze te, co jej przyszły do głowy. Prawda była taka, że na tak ciężkie zadania mieli bardzo wąską grupę herosów. Nero powód widziała w poprzednim sposobie zarządzania, który pozwalał na olewanie treningów tych wszystkich płatków śniegu. Dopiła colę i czekała na jego decyzję. Ona mogła tylko tu doradzać.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pią 12 Mar 2021, 22:12
Corvus zastanowił się chwilę, bo opcji mieli całkiem sporo, choć początkowo wydawało mu się, że aż tak dużo tych ludzi nie ma. Pokiwał więc głową na to, by Jellala odpuścić w tej kwestii. - Grey, Oneiros albo Drayton. Ocenię, która z nich się bardziej nada i wtedy podejmę jakąś sensowną decyzję - tak wywnioskował po tym, co zasugerowała mu Elisa. Wszakże gdyby medyków było zbyt mało, to raczej ta dyskusja nie miałaby sensu i oddział musiałby udać się do Tartaru bez niego, bądź wyłuskując ze szpitala chociaż jednego z nich. A tak to mógł sobie pokontemplować, dostosować umiejętności i osobowości członków drużyny do siebie (w tym również sympatie) i wtedy zacznie to odpowiednio współgrać. Pomasował się po karku, wzdychając z niezadowoleniem na słowa o Aronie. - Przydałby się - rzucił, ale nie było co tutaj dyskutować. Ortega był w rozsypce po rzekomej śmierci Iris i pewnie kilka tygodni zajmie mu doprowadzenie się do odpowiedniej formy, która i tak przecież najwyższa nie była przez jego amnezję i mozolny powrót do życia po śpiączce. - Gibbins odpada, musi zostać szkolić kadetów tak jak Hellstorm. Umiejętności Deverilla mogłyby się przydać podczas walk z herosami lub ludźmi, na bestie ma tylko swoją umbrakinezę, a tutaj znajdziemy dużo lepszych. Blade i Anderhil to dobry pomysł. Zastanawiam się jeszcze nad Rocksem, DiLaurentis, Kerr, Blackwildem i Einarssonem. Może jeszcze Avalon Johnson - wymienił kilku kolejnych herosów, którzy mogliby udać się na tą trudną misję. Zwłaszcza osoby Thomasa i Billego wydawały mu się odpowiednie, wszak dzieci Posejdona i Zeusa mogłyby tutaj trochę namieszać. - Wells i Dewei - rzucił na koniec, biorąc pod uwagę również dzieci silnych bogów nordyckich, w tym wypadku Frei i Hel. Dokończył szklankę alkoholu i westchnął zrezygnowany, odchylając głowę i patrząc w sufit. - Powiedz mężowi, żeby był gotowy w ciągu trzech dni. Później ruszy z drużyną do Tartaru - zarządził i tym samym zakończył zebranie, dodając chwilę później, że Elisa może już wyjść, jeśli nie ma żadnych pytań. Sam został w gabinecie i zaczął przeglądać profile psychologiczne wszystkich herosów, których brał w ogóle pod uwagę do tego zadania.
zt Corvus i Elisa
Podsumowanie:
Joanne: +2 [Z] +1 [Bo]
Elisa: +2 [Z] +1 [Bo]
Corvus: +4 [Z] +4 [Bo]
Iris: +12 [Z] (10 za misje, 2 za spotkanie) +8 [Bo] (7 za misję, 1 za spotkanie)
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Pią 07 Maj 2021, 23:03
Ostatni tydzień nie był zdecydowanie tym najlepszym w jej życiu, bardziej pasowałoby wręcz określenie "najgorszy". Siedziała w pustym, zimnym i bezosobowym mieszkaniu czekając na... chyba cud. Liczyła na to, że Corvus do niej przyjdzie - wszak doskonale wiedział jakie ma mieszkanie. Liczyła, że przyjdzie, przeprosi za tą Noemi, może znowu się wyprze tej miłości i może ona znowu by się na to nabrała. A wtedy znowu byliby razem. Czekała dzień po dniu olewając pracę i treningi. Opuszczała mieszkanie tylko po to, by wziąć coś do jedzenia na cały dzień i do picia. Siedziała w tych pustych, białych ścianach i szlochając co chwilę nad wspomnieniami wysłuchiwała pukania. A ono niestety nie nadeszło. Po tygodniu stwierdziła, że dłużej nie da rady i zrobi to, co przecież od dawna chciała - opuści obóz. Planowała co prawda w innym składzie, ale trudno. Spakowała się więc, ubrała (jakże wymownie) i postanowiła pójść powiadomić kapitana o swoim odejściu. Mijając Elisę na klatce schodowej rzuciła jakimś głupim komentarzem, po którym chyba kobieta połapała się o co chodzi. Meksykanka też nie zamierzała się z niczym kryć więc potwierdziła teorię o odejściu z obozu. Najpierw pękła Włoszka mówiąc rzeczy, których Sylvia się nie spodziewała, a potem pękła sama Garcia. Wychodziło na to, że było jeszcze lepiej - Juarez nie mówił jej nic. Brunetka weszła do gabinetu generała jak do siebie - chyba z przyzwyczajenia. Petentów nie było, więc kobieta z wymalowaną wściekłością na twarzy tylko wskazała satyrowi drzwi. Gdy wyszedł - niezależnie czy przez nią czy przez Hiszpana - przeniosła na niego spojrzenie, choć wiele ją to kosztowało. - Planowałam ciebie tylko poinformować, że opuszczam obóz... Dowiedziałam się jednak przed chwilą, że okłamywałeś mnie w kwestii Noemi, no ale o tym już wiemy. Wiemy też, że o twoich problemach wie cały obóz poza twoją dziewczyną! - wrzasnęła, po czym odchrząknęła. - Już byłą - mruknęła pod nosem odwracając wzrok, bo nadal ciężko jej było z tą myślą. - Nie wiem, może przemyśl odbicie Nero, skoro tak dobrze ci się jej zwierzać. Albo bądź sobie z kimkolwiek innym, bo pewnie masz cały wybór wśród tych, którym mówisz o swoich problemach - rzuciła już ciszej ewidentnie zraniona i bez sił na kolejne wrzaski. Liczyła na jakieś wyjaśnienia, ale te przecież i tak nic nie zmienią. Wystarczy, że skinie jej głową przyjmując do wiadomości jej opuszczenie obozu i już jej tu nie ma.
Corvus Juarez
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sob 08 Maj 2021, 12:28
Corvus tego okresu też nie wspomina najlepiej, głównie z racji tego, że znów przypomniał mu się ten dość słaby okres w obozie, kiedy nie miał do kogo gęby otworzyć. Juarez na stałe zamieszkał w gabinecie, nie chcąc w ogóle pojawiać się w mieszkaniu, które non stop przypominało mu o Sylvii. Nie przestał jej przecież kochać, ale każde wspomnienie o niej było dla niego tak bolesne, że po prostu nie dawał rady funkcjonować w niektórych miejscach. Mając więc w perspektywie marne następne tygodnie i miesiące, rzucił się w wir pracy, starając się uporządkować chociaż życie w obozie. Było to swoją drogą trochę śmieszne, że heros, który nie potrafi ułożyć swojego życia, zajmuje się układaniem życia innych. Dziś jednak miał trochę inny plan dnia, gdyż z samego rana udał się na bardzo ciężki trening, czego efektem było kilka śladów, w tym rozcięcia na twarzy. Juarez bowiem sparował ze zjawami, które sam przyzwał, czyli eksploatował organizm nie tylko fizycznie, ale również mentalnie, bo tego wkładu wymagało po części używanie mocy. Nic więc dziwnego, że nawet jego własne twory potrafiły go zranić, choć z drugiej strony, można się było tego spodziewać po zjawach z umiejętnością samodzielnego myślenia. Jaki sens miałby trening, gdyby Corvus zarządzał ruchami każdej zjawy i wiedział, gdzie ta zaatakuje? Po ogarnięciu się pod prysznicem i drobnym zaszyciu rany na policzku w szpitalu, wrócił do gabinetu, w którym czekała go masa papierkowej roboty. Syn Melinoe zabrał się zatem za czytanie raportów dotyczących treningów młodych herosów, a także sprawozdaniem z ostatniego spotkania z zarządcami. Dopiero po wejściu Sylvii, w ogóle na cokolwiek z zewnątrz zareagował. Adrenalina mu podskoczyła, gdy ją zobaczył, a jednocześnie bardzo się z tego powodu cieszył, czego nie było widać po jego twarzy. Spodziewał się, że nic miłego ich nie czeka, bo Garcia nie była taką osobą, która za cokolwiek przeprasza, a on również nie miał zamiaru tego robić. Serce stanęło mu w gardle, kiedy usłyszał, że jego miłość zamierza opuścić obóz i tym samym przypieczętować ich rozstanie. - Cały obóz? - spytał, utrzymując pozory spokoju, choć wewnątrz buzowało. Nie rozumiał o co ta pretensja, bo on z nikim nie dzielił się swoimi problemami. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że ostatnio rozmawiał o tym z Elisą, aczkolwiek tutaj wchodziła kwestia tego typu, że w ostatnich dniach bardzo źle sypiał i to się odbijało na całym jego organizmie. Nic więc dziwnego, że postanowił skonsultować się w tej sprawie z głównym lekarzem obozu. Także nie jest dziwne to, że wolał, by to wszystko zostało w tajemnicy. Najwidoczniej jednak Nero musiała o tym powiedzieć Sylvii. Czyżby spotykały się za jego plecami potajemnie i rozmawiały o nim? - To nie jest tak - odparł, kiedy córka Hefajstosa potwierdziła mu w sporej części wersję zdarzeń, o której przed chwilą myślał. - Rozmawiałem o tym z Nero, bo myślałem, że jako lekarz mi jakoś pomoże - wyjaśnił, po czym w końcu podniósł się z fotela i obszedł biurko. Stanął przy oknie i spojrzał przez nie na zewnątrz. - Od miesięcy mam koszmary. O Noemi, o Jade, o Dianie, o tobie... Ale te z Noemi męczą mnie najbardziej. Ona cały czas próbuje się ze mną kontaktować, w dodatku czuję, że mam wobec niej dług. Ona mnie uratowała, ja jej nie... - rzucił nieco przybity. - Nie chciałem ci o tym mówić, bo myślałem, że sobie z tym poradzę. Teraz wiem, że to był błąd i właśnie dlatego rozmawiałem z Nero - wyjaśnił, choć nie spodziewał się, że te argumenty przemówią do Sylvii, która była nabuzowana i wściekła na niego, a także rozczarowana jego postawą. W końcu odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią z żałością wypisaną na twarzy. - Nie chcę być z nikim innym. Ani z Nero, ani z Noemi, ani z kimkolwiek innym. Chcę być z tobą, Sylvia - rzucił. - Tęsknie... bardzo. Nie poradzę sobie z twoim odejściem... - ledwo się powstrzymał od tego, by nie pęknąć, gdy to mówił, dlatego zaraz po tym odwrócił głowę w bok i po prostu czekał na jej reakcję. Ostatnie czego chciał to odejścia Garcii z obozu i nawet jeśli mieliby żyć osobno, to jednak wolał ją mieć tutaj. Noemi od dawna nie było, Diana zniknęła i nie daje znaku życia, ale chociaż Jade wróciła. Generał miał nadzieję, że Sylvia weźmie przykład z tej ostatniej i porzuci pomysł o odejściu.
Sylvia García
Re: Gabinet Corvusa Juareza Sob 15 Maj 2021, 23:00
Sylvia nie przejęła się nieco obitą twarzą mężczyzny, nie byłby to pierwszy raz, kiedy za bardzo wczuł się w trening i oberwał bardziej niż zwykle. Zresztą chyba nikogo tak drobne urazy w tym miejscu nie ruszały. Były czymś wpisane w życie tutaj i raczej ci nie posiniaczeni i pokaleczeni się wyróżniali aniżeli odwrotnie. Nie sądziła bowiem by tak niewielkie rany mogłyby wynikać z tego, że mężczyzna zdobył je celowo chcąc się mniej lub bardziej okaleczyć. To do niego nie pasowało, choć z drugiej strony... czy ona w ogóle go znała? Od ponad tygodnia miała wielkie wątpliwości co do tego. - Tak - odpowiedziała krótko, co chyba go nie powinno szczególnie dziwić. Planowała to od dawna i tylko związanie się z Corvusem i jego naciski sprawiły, że postanowiła odłożyć to w czasie. A skoro nie musiała czekać aż on sobie porządzi, to na co miała jeszcze czekać? Może i "wypadało" być lojalną obozowi i walczyć za niego... cholera wie kiedy. Niemniej ona nie czuła się do tego zobowiązana. Latami pracowała na rzecz tego miejsca chyba na tyle dobrze, by "spłacić" utrzymanie jej. Bogom nie była nic winna. - Chirurg? - wtrąciła z mieszanką rozbawienia i zażenowania w głosie. Nero była świetnym medykiem i tego zabierać jej nie zamierzała, ale to raczej sprawa dla psychologa, z którym Elisa miała tyle wspólnego, co sama Garcia. Nie trafiało to do niej kompletnie, nawet jeśli faktycznie to były koszmary, a nie wzdychanie do Noemi. Takie rzeczy mówi się swojemu partnerowi, chyba, że nie potrafisz mu zaufać, co bolało dość mocno. Nie wierzyła jednak w jego historyjkę, bo jeśli tak by mu to przeszkadzało, to nie czekałby miesiącami z tym. Nie poszedłby do Elisy dopiero, jak się wszystko zesrało i wydało, tylko zrobiłby to znacznie wcześniej chcąc należycie odpocząć. Najwyraźniej na tym mu tak nie zależało, jak na tych wizjach. Rozumiałaby nie robienie z tym nic po dwóch koszmarach, ale miesiące? No błagam. - Masz dług, bo nie uratowałeś jej na misji, na której ciebie nie było? No błagam. I rozumiem, że spłacasz go pozwalając jej non stop gościć w twoich snach. Ma to sens... Dla kogoś zakochanego - westchnęła ciężko patrząc gdzieś w bok. Przypominał jej Jade w tym momencie, tylko ta była przynajmniej szczera i nikogo innego nie oszukiwała miłością, co było zwykłym przerzuceniem uczuć, a nie czymś szczerym. - Ja też wielu rzeczy nie chcę, ale mamy co mamy - powiedziała posępnie zerkając na niego. Długo jednak utrzymać spojrzenia nie potrafiła czując zbierające się w jej oczach łzy. - Jasne, że sobie poradzisz. Przerzucisz uczucia na jakąś brunetkę. Niektórzy twierdzą, że Alice Williams też podobna jest do Noemi. Nią się zainteresuj - dorzuciła zaraz cicho nie chcąc pokazać, jak łamie jej się głoś. Właściwie to równie dobrze mogła już wyjść, ale czekała... Sama nie wiedziała na co. Nie potrafiła jednak jeszcze odwrócić się do niego plecami i nigdy więcej go w życiu nie zobaczyć.