Jason nie przypadkowo przebywał obecnie w Brazylii. NoGods zleciło mu misję pozbycia się potwora grasującego po wsiach i zjadającego wszystkie uprawy oraz zwierzęta. Mieszkańcy myśleli, że to jakiś "El Chupacabra", tak go nazywali. Okazało się, że potwór nie był jeden, a było ich kilka. Wytropił je w okolicznej jaskini. Jason się trochę zawiódł. To była tylko grupka troglodytów, gdyby ludzie się zorganizowali to sami mogliby je przepędzić. Przeleciał taki kawał dla kilku niskich stworów.
Wrócił do hotelu, zostawił wiekszość swojego ekwipunku, a potem walnął sie na łóżko. Stwierdził, że się nudzi więc wyszedł i zaczął szukać po mieście czegoś ciekawego. Z daleka zobaczył bar z krzykliwym neonem i nie zastanawiając się wszedł do środka. Nie było jakoś dużo ludzi i dobrze, bo nie lubił tłoku. Usiadł na stołku na jednym z krańców baru i zamówił kilka shotów u barmanki. Wyciągnął telefon. Myślał o ostatnich wydarzeniach (pomyślałem by umieścić to niedługo po ataku na obóz). Udało mu się zdobyć numer do Scarlett, więc teraz postanowił napisać do niej wiadomość. W trakcie pisania zauważył, że ktoś się go o coś pyta.
- Rzeczywiście nie jest dobrze pić samemu. Nie, nie czekam na nikogo, proszę - wskazał stołek obok. Wysłał wiadomość i schował telefon do kieszeni spodni.