Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 DpyVgeN
Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 FhMiHSP


 

Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911

Idź do strony : 1, 2  Next
Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 02 Maj 2019, 22:28

Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 ZE0sf1F

Pół godziny w uberze trwało zaledwie, przynajmniej w odczuciu Shepard, kilka minut, podczas których Erron zdążył ją rozgrzać do czerwoności, ku zgorszeniu kierowcy samochodu. Przezornie, zaraz po zajęciu miejsc, Ambrozja wcisnęła ciapatemu gruby plik banknotów, aby ten myślał o tejże niemałej fortunie, zamiast o zajmującej się sobą parce i ich dłoniach, które wędrowały, dosłownie, wszędzie. Nie wspominając o ustach, które, gdy nie trwały złączone, smakowały newralgicznych i łatwo dostępnych rejonów.
Wyskoczywszy z pojazdu, niczym huragan przebiegli przez hotelowe lobby, aby finalnie znaleźć się w wynajętym przez brunetkę apartamencie. Kontrastowo do osobowości Ambrozji, mieszkanie było niemal idealnie białe i przez to nieskazitelne, lecz... Kto by sobie teraz zaprzątał głowę czymś takim, jak dobór kolorów czy ustawienie mebli? Zresztą, tych dwoje raczej nigdy nie przywiązywało nazbyt dużej wagi do tak prozaicznych kwestii, jak wystrój. Co prawda spanie w stodole nie było w ich guście, ale na pewno niespecjalnie obchodziło ich, czy obicie sofy, na której mieli za niedługo spółkować, bardziej wpada w beż czy w biel.
Gdy tylko drzwi do apartamentu zatrzasnęły się za tą dwójką, córka Tanatosa przeszła od razu do rzeczy. Rzuciła swoją torebkę gdzieś w cholerę, tak samo i pozbyła się nadmiaru odzieży, nim ręce Blacka znów ją pochwyciły.
Została w samej bieliźnie; koronkowym czarnym komplecie, który wydawał się więcej odkrywać, aniżeli zakrywać, i w szpilkach. Czerwień jej ust stopniowo bledła od intensywności pocałunków i faktu, że sporą część pomadki Erron zlizał już dawno. Ich języki walczyły ze sobą o dominacje, zębami chwytali i przygryzali swoje wargi, a pewne i władcze ruchy jednej i drugiej strony wzmagały tylko żądze, które trawiły ich już od dawien dawna.
Podobali się sobie od zawsze, niemal od pierwszego momentu, gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały i ta kwestia nie uległa zmianie. Śmiało mogli nawet stwierdzić, że działają na siebie jeszcze mocniej, co przedkładało się finalnie na czyny.

Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 2t5FEB9
Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Pią 03 Maj 2019, 13:50

Szczęśliwi czasu nie liczą, a oni na pewno należeli w tym momencie do ludzi szczęśliwych. Wszystkie łańcuchy zostały zerwane, a Ambrozja i Erron zaczęli robić to, do czego niesfornie przymierzali się od dobrych kilkudziesięciu minut. Te wszystkie spojrzenia, gesty, często jednoznaczne, wywołały u nich ogromny skok napięcia i zwiększone endorfiny, gdy tylko otrzymywali to, na co tak bardzo czekali. Dotyki, szepty, a później kolejne pocałunki, gdy już znaleźli się w środku ubera tylko potwierdziły to wszystko, czego Erron spodziewał się po tym spotkaniu. Shepard mogła udawać, że jej nie zależy, że jest na niego cięta i że nic do niego nie czuje. Wystarczyło jednak kilka gestów i ruchów, by brunetka odsłoniła się do tego stopnia, że nawet zaczęła się uśmiechać.
Gdy wyszli z taksówki, nie zwracał uwagi na to nawet gdzie idą. Skupił się tylko i wyłącznie na Ambrozji, która cały czas trzymała go za rękę niczym rozemocjonowana trzynastolatka ze swoim pierwszym chłopakiem na spacerze. Przeprowadziła ich przez hol, a później trafili do windy, z pustoty której Black skorzystał i gdy tylko Shepard wybrała piętro, na którym mają się zatrzymać, syn Njorda wpił się w usta kochanki i docisnął ją do ściany tak mocno, że ich ciała czuły swoje ciepło nawet przez materiał odzieży.
Chwilę później byli już na piętrze, a następnie w apartamencie Ambrozji. Wszedł do środka tuż za nią i przeszedł kilka kroków, by rozejrzeć się szybko i zapamiętać rozmieszczenie wszystkich pokojów. Widząc, jak brunetka zrzuca z siebie kolejne warstwy ubrania, pozostając w samej bieliźnie, Erron odruchowo złapał ją, gdy ta rzuciła się na niego i chwytając za pośladki uniósł córkę Tanatosa ku górze, by ta z pełną swobodą mogła wpić się w jego usta oraz czuć jego palący niemalże dotyk na swoich idealnie wyprofilowanych pośladkach.
Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Pon 06 Maj 2019, 15:19

Wiedziała, że to spotkanie potoczy się ten sposób. Mogła się oszukiwać na wielu płaszczyznach, że Black ją wkurwiał i nim gardziła, ale prawdą było, że nadal była w nim idiotycznie zakochana. Nie mogła mu jednak tego wyznać, nie od razu. Najpierw musiała się skupić na czymś mniej bolesnym i bardziej przyziemnym - fizyczności i przyjemności, którą czerpała z tejże całą sobą. A dla Ambrozji Shepard nie było lepszego partnera do zbliżeń, niż właśnie Black. W tym momencie wszelakie przykrości, jakie kiedykolwiek sobie powiedzieli i uczynili przestały mieć znaczenie. Liczył się tylko fakt, że zaraz poczują gorąc swoich ciał. Mocno i dogłębnie.
Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 09 Maj 2019, 15:44

Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 09 Maj 2019, 16:50

Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Nie 12 Maj 2019, 16:38

Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Pon 13 Maj 2019, 19:05

Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Wto 14 Maj 2019, 00:37

Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 23 Maj 2019, 14:22

Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sro 05 Cze 2019, 19:13

Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Nie 09 Cze 2019, 16:51

Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Wto 11 Cze 2019, 00:45

Erron mógł czasami mówić nieco więcej, niż wymagała tego sytuacja, ale w tym przypadku należało wziąć jego słowa na poważnie. Bilard był jednym z jego ulubionych sportów, ale z seksem nic się nie równało. Dlatego też jeśli mieliby pomijać ten etap, by od razu przechodzić do dania głównego, to Black nie miał z tym żadnego problemu. Wystarczyło spojrzeć na niego, jak bardzo był rozochocony, jak bardzo znów chciał wejść w nią i kochać się w najlepsze i jak trudno było mu się opanować. Jego dłonie błądziły po jej ciele jeszcze długo po orgazmie.
Gdy zmieniła pozycję i tym razem siedziała na nim przodem, wplótł dłoń w jej włosy, mierzwiąc je od razu swoimi palcami. Odetchnął głęboko i rozkoszował się tymi kilkoma sekundami błogości. Dopiero jej słowa wyrwały go z lekkiego letargu. Kręcił głową za każdym razem, gdy wymieniała jakąś lokację, wiedząc doskonale, gdzie przyjdzie im teraz się zejść w ten sposób.
Polizał ją po policzku, gdy ta próbowała połaskotać go nosem. To tak w ramach odwetu.
- Obóz - nie miał zamiaru czekać do kolejnego wyjazdu. Chciał ją od razu, zatem jak opuszczą Nowy Jork i trafią do obozu, to tam się z nią spotka.
Odwzajemnił pocałunek, a jego dłonie instynktownie znowu powędrowały na jej pośladki. Chwilę później się zsunęły, gdyż Shepard wstała i tym samym muskał wyłącznie palcami jej smukłe uda. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem jeszcze zanim się odezwała. Później wszystko już było jasne.
- Zatem ustalone, spotkanie w łazience - zaśmiał się lekko, po czym gdy ona ruszyła po wino i kieliszki (swoją drogą, nieźle się przygotowała), on udał się do kuchni, by wyrzucić zużytą prezerwatywę.
W łazience zjawił się kilka sekund po niej i zaszedł ją od tyłu, splatając swoje dłonie w okolicach jej podbrzusza. Zębami zahaczył o płatek jej ucha, a następnie ugryzł ją jeszcze w szyję.
- Otworzę - przechwycił od niej korkociąg i wino, z którym poradził sobie dość sprawnie. Od razu wlał do kieliszków część zawartości butelki i podał jej naczynie, by stuknąć się nim i duszkiem wypić.
Odłożył kielich na bok i spojrzał na Shepard, która w tym wydaniu wyglądała najcudowniej - taka jak ją bogowie stworzyli. I pewnie wszyscy jej zazdrościli. Później przeniósł wzrok na wannę, w której zaczęło się zbierać wody. Była spora i zapewne wygodna, idealna na to, by spędzić wieczór właśnie w tym pomieszczeniu.
Wszedł do gorącej wody, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele i od razu zanurzył się po samą szyję. Oparł plecy o ściankę wanny i wyciągnął w stronę Shepard rękę.
- Chodź do mnie - i miał tu na myśli oczywiście nie samą wannę, a miejsce między jego rozłożonymi nogami, które wręcz prosiło się o to, by to właśnie krągłe pośladki Ambrozji je zagospodarowały.
Ambrozja Shepard
Ambrozja Shepard
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sro 12 Cze 2019, 16:44

Ambrozja zawsze była świetnie przygotowana. Nawet wtedy, gdy pozornie nic nie było tak, jak zaplanowała, starała się nie dawać tego po sobie poznać. Nawet przed Blackiem. A może przede wszystkim przed nim. Tym razem jednak naprawdę zaplanowała każdy szczegół, jakby była pewna, że i tak skończą w jej apartamencie nadzy i rozochoceni. Cała Shepard...
Zadrżała, gdy ją objął i podrażnił skórę. Było to jednak niebywale przyjemne, toteż jedynym komentarzem z jej strony było chce westchnienie wyrażające aprobatę dla tego typu czynów. Pozwoliła mu też zająć się alkoholem, skoro się zaoferował, samej zaś skupiwszy się na ustawieniu odpowiedniej temperatury wody, która to już chwilę potem stopniowo napełniała, zdecydowanie przeznaczoną dla dwóch osób, wannę.
Przyjęła od Errona lampkę z winem i odwzajemniła toast uśmiechając się do mężczyzny zadziornie. Pozwoliła mu napatrzyć się na swoje ciało. Schlebiało jej to, dzięki czemu nabierała zawsze sporej dawki pewności siebie. To uczucie było niebywale przyjemne, aczkolwiek Shepard miała tendencje do przesadzania, toteż niekiedy, gdy nazbyt obrosła w piórka, zdarzało jej się odpierdzielać głupoty. Kto jak kto, ale Ambrozji daleko było do kryształowego charakteru.
Gdy Black wchodził do wanny, bezczelnie przyjrzała się jego pośladkom, których widok zawsze wprawiał córkę Tanatosa w cudowny nastrój. Nawet w chwilach, gdy była pełna wściekłości z powodu czegoś, co Erron zrobił, i tak, gdyby tylko mogła, palpacyjnie sprawdziłaby twardość jego mięśni pośladkowych większych. Uśmiechnęła się delikatnie, odstawiła wino i przyjęła zaproszenie mężczyzny.
Pochwyciła jego rękę, uprzednio ściągnąwszy szpilki i z gracją, do momentu aż się nieznacznie nie zachwiała, wsunęła się do wody. Z cichym mruknięciem zajęła miejsce, które zasugerował jej Black. Chwilę się pokręciła, niby to dlatego, aby idealnie umościć sobie miejsce pomiędzy jego udami. A gdy w końcu stwierdziła, że jest jej wygodnie, oparła plecy o jego tors, a głowę ułożyła na jego lewym ramieniu.
- Nie wracajmy do obozu zbyt szybko, hm? - Odchyliła nieznacznie głowę, aby móc na niego zerknąć. - Mam opłacony pobyt na kolejne cztery dni. Co ty na to, aby w pełni wykorzystać potencjał tego apartamentu?
Erron Black
Erron Black
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Nie 16 Cze 2019, 17:21

W umiejętności przygotowawcze Ambrozji nigdy nie wątpił, bo to była kobieta, która miała zawsze kilka planów działania oraz jeśli do czegoś prowadziła, to zawsze wykonywała zadanie w stu procentach. Biorąc pod uwagę jednak cały jej komplet bielizny, w którym była, gdy ściągał z niej ubranie, już wiedział, że to ona zaciągnęła go do łóżka i że od początku to był jej plan. Najwidoczniej trafił na okres życia Shepard, który preferował - chęć zbliżeń, kontaktu i spędzania ze sobą czasu. Co prawda spodziewał się, że zaraz może jej strzelić coś do głowy i ponownie wywindować te alienacyjne cechy charakteru brunetki, co poskutkuje z pewnością kolejnym fochem, ale w tym momencie jakoś o to nie dbał, jak gdyby spodziewając się, że to, co miało miejsce między nimi dzisiaj, będzie wiążące na najbliższe minimum kilka tygodni.
Erron dość szybko zawłaszczył sobie wszystko, co w tym momencie należało do Ambrozji. Stąd też śmiałe ruchy przed wejściem do wanny takie jak objęcie jej, podgryzienie płatka ucha czy dziabnięcie w szyję. Wszystko to zrobił dla przyjemności i jej i swojej. Gdy zadrżała pod wpływem jego dotyku, tylko upewnił się w tym, że zrobił właściwie.
Chwilę później otworzył wino i skosztował go. Choć nie przepadał za alkoholem, tak Shepard kolejny raz pokazała, jak bardzo to ona dziś go poderwała, a nie on ją. Trafiła w jego gust, który znała i który nie był taki jak każdego, bo on był dość wybredny jeśli chodziło o cokolwiek lub kogokolwiek.
Zachęcił ją, by zajęła miejsce tuż przy nim i gdy tylko znalazła się w wannie oraz ułożyła wygodnie, opierając głowę na jego ramieniu, objął ją swoją lewą ręką wokół linii biustu, chwytając ją dłonią za prawą pierś. Uwielbiał ich kształt i uczucie ugniatania, charakterystyczne dla tej części kobiecego ciała i nie zamierzał odmawiać sobie przyjemności dotyku ukochanej.
Przejechał podbródkiem po jej czole, gdy uniosła głowę, by na niego spojrzeć.
- Jestem za - zaaprobował, odgarniając wolną ręką kosmyk jej włosów za ucho. - Możemy przez kilka dni poudawać parę - dopowiedział prowokacyjnie, mając nadzieję na to, że Shepard sprostuje go w jakiś satysfakcjonujący sposób. Lubił manipulować innymi i taka niewinna gra słów mogła przynieść mu wielką przyjemność. Wystarczyło, by tylko Ambrozja powiedziała to, co on chce usłyszeć. Nie sądził jednak czy starczy jej na to odwagi i czy czasem nie wywołał odwrotnej reakcji do zamierzonej.
Przejechał dłonią po jej udzie i zatrzymał ją gdzieś w połowie, gdyż dalej nie dał rady sięgnąć.
- Może niedługo wyjedziemy gdzieś dalej? Fidżi na przykład? Lazurowe wybrzeża, ty w bikini, małżeńskie łoże i próba nadrobienia tych ostatnich kilku miesięcy bez siebie… I zdecydowanie na dłużej niż cztery dni - zasugerował, spoglądając na brunetkę, która być może nie spodziewała się takiej propozycji. Ale cóż, jeśli Erron jest w dobrym humorze, to należy korzystać.

---

Ambrozja trafiła do nieaktywnych, więc zt
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sob 17 Sie 2019, 14:53


Od ataku NoGods na obóz minął już ponad tydzień. Noga wciąż go nieco bolała. Jason nie mógł porozmawiać z Scarlett podczas ataku, bo rozmowę przerwał im wściekły Drake z toporem, potem chłopak przypadkowo wpadł w portal stworzony przez syna Tartara, przez co znalazł się ładnych parędziesiąt kilometrów od obozu. Pomyślał, że pewnie Scottie miała wiele pytań i on był jej winny odpowiedzi. Za pomocą zasobów NoGods zdobył więc numer do niej i napisał wiadomość z miejscem spotkania:

Jeśli masz jakieś pytania, za dwa dni spotkaj się ze mną w hotelu Manhattan Residence w Nowym Jorku, około 20. Pokój numer 911. Przyjdź sama - J

Chciał wybrać coś co jest daleko zarówno od obozu jak i siedziby NoGods. Nowy Jork to chyba dobry wybór.
Przyszedł tam parę godzin wcześniej. Miał na sobie swój nieodłączny płaszcz, białą koszulkę, niebieską koszulę w kratę i czarne dżinsy. Przyniósł ze sobą dosyć dużą torbę sportową.
Wszedł do apartamentu. Wszystko było białe. Meble ściany, podłoga, ozdoby, dosłownie wszystko było w jakimś odcieniu bieli. Czuł się jakby był na białej kartce papieru, obrysowany konturem jak w komiksie. Trochę nie jego styl, ale wystarczy. Tuż przed drzwiami stały dwie kanapy, jedna długa, druga krótsza, ustawione jakby w "L" obok niskiego stolika kawowego. Zaraz na lewo od drzwi wejściowych był aneks kuchenny, również cały na biało.
- Co za debil to tak zaprojektował - powiedział do siebie.
Usiadł na kanapie, otworzył torbę i sprawdził zawartość. Przyniósł ze sobą swoją strzelbę, dwa Desert Eagle i parę magazynków. Na wszelki wypadek gdyby coś poszło źle. Schował wszystko do torby i wkopał ją pod kanapę. Wyszedł z hotelu i poszedł kupić jakąś herbatę i kawę. Mógł o to poprosić obługę hotelową, ale wolał to zrobić sam. Zbliżała się dwudziesta, więc wrócił do mieszkania. Znowu usiadł na kanapę i czekał wpatrzony w drzwi przed sobą.
- No więc, pytaj - powiedział gdy Scarlett weszła do apartamentu.


Ostatnio zmieniony przez Jason Lloyd dnia Nie 18 Sie 2019, 14:43, w całości zmieniany 3 razy
Scarlett Thorburn
Scarlett Thorburn
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sob 17 Sie 2019, 17:25

// ponad tydzień od eventu

Scarlett kilka dni po tej pamiętnej imprezie, na której NoGods z potworami zaatakowali obóz, musiała się zregenerować. Pierwsze dni w szpitalu, gdzie całkowicie wyleczyli jej ranę, a potem w mieszkaniu. Ciężko było wrócić do porządku dziennego, ale każdy musiał jakoś funkcjonować. Niemniej wielu herosów wyjechało na jakiś czas. Podczas ataku zginęło wielu herosów, jeszcze więcej skończyło rannych. Scottie również było ciężko. Po tylu latach spotkała dawnego przyjaciela, jednocześnie najpewniej straciła aktualnego przyjaciela i na pewno straciła dwie przyjaciółki - Ladgertę i Amayę.
A potem dostała wiadomość. Podpis ją zmroził. J. Nie mógł to być nikt inny. Czy to pułapka? Po tym co wydarzyło się w obozie, gdy obiecał pomóc a zaraz potem zniknął w portalu, nie powinna mu ufać. I nie zamierzała, ale jednocześnie nie chciała stracić takiej okazji. Nawet jeśli to pułapka to zamierzała iść.
I tak jak było w wiadomości pojechała sama do Nowego Jorku. Wytłumaczyła się przed Ragnarem jakąś bzdurą i była w drodze. Obecny deficyt przyjaciół pozwalał jej wyjechać niezauważoną. Ale nie zamierzała jechać bezbronna. Tym razem to ona się zaopatrzyła, bo oprócz swojej kuszy w pierścionku miała jeszcze dwa długie sztylety przy pasku i jeden krótki na kostce w bucie. Oprócz tego zaopatrzyła się w dwa pistolety z tłumikami i granat - tak na wszelki wypadek. Może to pułapka i będzie ich więcej? Śmierć nie była jej straszna o ile zabierze ze sobą paru gnojów.
Zgodnie z instrukcją pojawiła się w apartamencie delikatnie po 20. Jej oczom ukazał się Jason siedzący na kanapie. Weszła ostrożnie, obserwując otoczenie. Zastanawiała się czy ktoś zaraz nie wyskoczy i nie zaknebluje jej. To byłoby głupie z ich strony bo nic by tym nie zyskali poza ubiciem jeszcze jednego herosa.
- No więc, pytaj? - powtórzyła, a właściwie wysyczała jego słowa jak jakaś jadowita żmija. Po zamknięciu drzwi od apartamentu, wyciągnęła spod kurtki dwa pistolety i wycelowała nimi oczywiście w Jasona. - Przyszłam tu cię zabić.
Po tym oświadczeniu nacisnęła spust jednego z pistoletów. W założeniu miała go zranić w ramię, tak jak on ją jakiś tydzień temu.
- Ale zanim to zrobię, chcę wiedzieć: dlaczego? - ostatecznie zadała nurtujące ją pytanie i oczywiście miała na myśli wszystko. Dlaczego ją zostawił, dlaczego przeszedł do NoGods, dlaczego ich zaatakowali, dlaczego zawiódł ją po raz kolejny i dlaczego ją tu zaprosił.
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Nie 18 Sie 2019, 14:37



To go trochę zaskoczyło. Nie spodziewał się, że Scotte już na wejściu wyceluje w niego bronią. Cóż zrobić.
- Auu! Kurwa! - powiedział przez zaciśnięte zęby. Nie był na to przygotowany, dlatego bolało go jak skurwysyn. Pocisk trafił jego lewe ramię, zaczęło krwawić więc przytrzymał je swoją prawą ręką. Uśmiechnął się pomimo bólu.
- Dobra, zasłużyłem sobie. Ale lepiej już więcej nie strzelaj, tu mieszkają ludzie, a pomimo tych tłumików da się usłyszeć strzał z broni. Oboje mielibyśmy kłopoty gdyby przyszła tu policja - stwierdził. Miał nadzieję, że nikt nie słyszał pistoletów i właśnie nie wbijał numeru prosto na komisariat.
Popatrzył na rękaw swojej koszuli. Niebieska krata powoli ustępowała miejsca dla czerwieni. Dobrze, że zdjął z siebie płaszcz, będzie miał czym to zakryć przy wymeldowywaniu się. - Kurde, lubiłem tą koszulę.
Dotarło do niego pytanie które zadała Scottie.
- Co dlaczego? - odpowiedział. Nagle zrozumiał o co jej chodziło. Ogarnęła go wściekłość. Jason przywołał koło siebie dwie kule, które pomknęły z prędkością światła (kule ze światła, duh!) ku dłoniom Scarlett, wybijając z nich pistolety.
- Nie udawaj, że nie wiesz! - wykrzyczał. Gwałtownie wstał z kanapy i zaczął zbliżać się do Scarlett - Nie udawaj, że nie wiesz o tym - podniósł koszulkę i pokazał wielka bliznę od pchnięcia mieczem - Ares nie wybaczy ci tych słów, tak to leciało?! A może po prostu bogom nie spodobało się to co powiedziałem wtedy na stołówce?!
Pamiętał wszystko doskonale. Fałszywy list, zasadzka synów Aresa, ból po pchnięciu w brzuch.
- Jeszcze ta dziewczyna która przyszła i patrzyła jak umieram! Jestem pewien, że cały obóz się temu przyglądał! - zaczynał powoli tracić swoją pewność, że Scottie w ogóle wie o czym on mówi.
- Czy w ogóle ktokolwiek mnie szukał gdy zniknąłem?! Oczywiście, że nie! Obóz wydał na mnie wyrok śmierci! -  Jason aż wrzał z emocji jakie go ogarnęły. Zdał sobie z tego sprawę i spróbował się uspokoić.
- Ale po kolei - powiedział już spokojnie. Wziął głęboki wdech i potem wydech.
- Usiądź i zacznij zadawać konkretne pytania, bo po 8 latach nawet nie wiem od czego zacząć - wskazał jej mniejszą kanapę. Sam usiadł tam gdzie siedział wcześniej.

//Właśnie wcisnąłem Dianę do mojej historii
Scarlett Thorburn
Scarlett Thorburn
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Nie 18 Sie 2019, 15:37

Nie spodziewał się? Naprawdę po tych wszystkich latach się nie spodziewał? Może już zapomniał, że Scottie oprócz miłej powłoki ma też tą mniej przyjemną, np. mściwą. Ona dostała z pocisku w ramię, więc teraz z satysfakcją patrzyła na krew sączącą się z rany i zalewającą koszulę. Jego okrzyk bólu również był przyjemny dla uszu.
- Przyjadą zebrać twoje martwe ciało - warknęła jeszcze odnośnie policji. Niech sobie nie myśli, że się przestraszy. Byli w apartamencie na ostatnim piętrze i najbliższych sąsiadów mieli na dole. Nie usłyszą wystrzałów z tłumikiem. Zmarszczyła jeszcze brwi na jego uwagę, na którą jeszcze bardziej zaczęła się wściekać. Serio teraz będzie się przejmował koszulą? I już miała strzelić po raz kolejny, gdy wytrącił jej pistolety z ręki swoimi świetlnymi sztuczkami. Zacisnęła pięści ze złości, a lampki w pokoju na chwilę przygasły, jakby Scarlett pobierała z nich energię.
Ale potem zaczął mówić i jej złość ustąpiła zmieszaniu i zdezorientowaniu.
- Nie wiem o czym? - zmarszczyła brwi i poczuła się niepewnie, gdy zaczął się zbliżać. Ale wtedy podniósł koszulę i pokazał bliznę. Otworzyła usta oniemiała, bo nic z tego nie rozumiała.
- Czekaj... co ma do tego Ares? Jaka dziewczyna? Kiedy umierałeś?! - pytania wylatywały jak z karabinu, bo coraz mniej rozumiała. Przyszła tu się czegoś dowiedzieć, a była bardziej zdezorientowana niż na początku. Ale przynajmniej to nie była zasadzka... chyba.
Wahała się czy usiąść, ale ostatecznie postanowiła stać. Nadal miała mu za złe to wszystko. Podniosła pistolety i nie mierzyła już nimi w chłopaka, a po prostu trzymała je w dłoniach, jakby w pogotowiu. Chyba miała prawo mu nie ufać, prawda?
- Jason nikt nie wiedział dlaczego odszedłeś bez słowa. Zostawiłeś mnie! A potem usłyszeliśmy, że dołączyłeś do NoGods. Wiesz jak się poczułam? Jakby mi ktoś wbił sztylet w plecy - mówiła z przejęciem w głosie, a samo wspomnienie wywoływało łzy w oczach.
- Chcę wiedzieć dlaczego odszedłeś i dlaczego mnie zostawiłeś - mówiła niemal przez zaciśnięte zęby. Miał teraz szansę się wytłumaczyć i lepiej żeby było to dobre wytłumaczenie, bo jego wcześniejszych krzyków wcale nie zrozumiała.
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sro 21 Sie 2019, 12:55

//Właściwie to nie ostatnie piętro tylko 9 z 21 pięter


Co ma do tego Ares?! Kiedy umierałeś?! Ona serio zadała te pytania?! Mówi jakby niczego nie była świadoma. Jason dalej słuchał jej pytań i coraz bardziej zaczynał wątpić w swoje przekonanie. Musiał się dowiedzieć więcej.
- Zaraz, czyli ty naprawdę nic nie wiesz? - powiedział z zdziwioną miną. Nie dowierzał. Naprawdę nikt nie wiedział czemu zniknął z obozu? I o tym co się stało tamtego dnia? Sięgnął pamięcią do tamtego okresu i spróbował sobie przypomnieć jak to wyglądało, by Scottie nie posądziła go o kłamstwo.
- No więc, może zacznę od samego początku. Była pewna misja, wyznaczono mnie na przywódcę drużyny. Mieliśmy zabić wilkołaka. No i poszła z nami dziewczyna, córka Aresa. Miała około 11 czy 12 lat, nazywała się Alice - dziwił się, że w ogóle to pamiętał po tylu latach.
- Weszliśmy do leża tych bestii, ona zamiast ostrzec wszystkich o potworach które zaszły nas z tyłu, postanowiła sama się nimi zająć. Od razu zginęła. Musieliśmy uciekać. Później wysłano kogo innego po jej ciało. Odbył się pogrzeb i jakiś czas po nim siedziałem na stołówce i po prostu wybuchłem. Może to pamiętasz? Następnego dnia dostałem list w którym była opisana kolejna misja. Przygotowałem się i poszedłem. Okazało się to zasadzką tych pomiotów Aresa, którym nie spodobało się to co wtedy powiedziałem. Złapali mnie za ręce, nie miałem możliwości obrony i wtedy jeden z nich, najbrzydszy człowiek jakiego kiedykolwiek widziałem, wbił mi miecz w bok - powiedział to wszystko całkowicie beznamiętnie, bez żadnych uczuć w głosie. Znowu pokazał swoją bliznę. Przez 8 lat żył w przekonaniu, że to był plan całego obozu, by pozbyć się go po przemowie jaką wygłosił.
- Właśnie to ma Ares do tego wszystkiego - Tu przerwał, bo chciał zobaczyć reakcję Scottie.
Scarlett Thorburn
Scarlett Thorburn
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sro 21 Sie 2019, 23:50

Czy on naprawdę miał do niej o cokolwiek pretensje? Chciała go zabić jeszcze bardziej.
- Czego nie wiem? - warknęła przez zaciśnięte zęby, bo cierpliwość już naprawdę jej się kończyła. Lepiej, żeby zaczął się tłumaczyć, bo wybuchnie. I nie obchodziło ją ilu było sąsiadów i kto co usłyszy.
- Pamiętam tę misję - stwierdziła, bo faktycznie coś jej świtało. Nie pamiętała co prawda tej dziewczyny, ale wiedziała, że była jakaś ofiara śmiertelna i pamięta jak Jason się przejmował.
Jak przez mgłę widziała też oczami wyobraźni jego wybuch w stołówce. Kiwnęła tylko głową, gdy w trakcie opowiadania, zapytał czy pamięta. Pamiętała jego wybuch, ale po tej sytuacji doskonale go rozumiała. A potem w ogóle nie powiązała tej sytuacji ze zniknięciem. Sama w sobie nie była jakaś tragiczna na tyle, żeby opuścić obóz. Niemniej nie znała drugiej części. W międzyczasie krążyła obok niego, ale jednak w bezpiecznej odległości. Gdy podniósł znów koszulkę, podeszła trochę bliżej i mimowolnie dotknęła jego blizny na brzuchu. Chciała się upewnić, że nie jest narysowana. Po tym wszystkim ciężko było jej zaufać w jego dobre intencje.
I już jej serduszko zaczęło szybciej bić, bo pomyślała dość empatycznie, że: Hej! Przecież on tyle wycierpiał! Myślał, że każdy go opuścił! Nie mogę być dla niego surowa, muszę mu przebaczyć, przytulić go i zapomnieć o złym!". No ale zaraz rozum dodał swoje pięć groszy i wyglądało to trochę inaczej.
- Czekaj, czekaj, czekaj - odsunęła się, żeby znów stworzyć dystans, po czym uśmiechnęła się, ale nie jakoś miło tylko tak, jakby wszystko jej się poskładało do kupy, a całość zwyczajnie śmierdziała. - Chcesz mi powiedzieć, że przydarzyła ci się ta bez wątpienia straszna rzecz i odszedłeś przez to z obozu, nie rozmawiając NAWET ze mną? I sądziłeś, że też byłam w to zamieszana i byłabym zdolna do zrobienia CZEGOŚ TAKIEGO przyjacielowi? Widzę, że naprawdę nisko mnie ceniłeś.
Coraz bardziej podnosiła głos, bo emocje z każdą chwilą wzrastały. W głębi duszy współczuła mu tej sytuacji, ale jednocześnie była wściekła. I chyba złość była silniejsza.
- ALE to nie wszystko! Zostawiasz mnie bez słowa w obozie, potem dowiaduję się od obcych ludzi, że dołączyłeś do NoGods. Zdradziłeś naszą przyjaźń, obóz... nie odzywasz się przez tyle lat, chociaż dobrze wiesz gdzie jestem. A potem atakujesz z nimi obóz! I jeszcze mnie postrzeliłeś! Po czym postanawiasz pomóc i znowu znikasz! Coś pominęłam? - grzmiała jak prawdziwa burza. Chodziła po pokoju cała w nerwach. Widać było po jej włosach, że od naelektryzowania podnoszą się nieco do góry. Już dawno odrzuciła pistolety gdzieś w kąt. Była taka wściekła! Tyle lat próbowała o tym wszystkim jakoś zapomnieć, a on się nagle pojawia i miesza w jej życiu jak w kotle.
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 22 Sie 2019, 13:08



Kontynuował historię.
- Przebił mój bok, na szczęście nie trafił w nic ważnego, a wydawać by się mogło, że dziecko boga wojny będzie potrafiło zabić kogoś kto stoi nieruchomo. Potem rzucili mnie na ziemię i zaczęli kopać. Było ich czterech, wielkich jak drzewa. Każdy wybrał sobie jakąś część mojego ciała do skopania. Nie wiem ile to trwało, widziałem tylko jak słońce powoli przesuwa się po niebie - zaczęły mu napływać łzy do oczu, ale szybko je wytarł.
- Gdybym tylko dorwał tych skurwysynów którzy mi to zrobili. Niestety widziałem twarz tylko jednego z nich, ale on już nie żyje. Ten z mieczem został rozdeptany przez Minotaura. Tak bardzo chciałbym sam to zrobić - te słowa zawisły w powietrzu. Teraz dało się wyczuć nutę złości w jego głosie. Wbił wzrok w przestrzeń.
- Widziałem jak jakaś dziewczyna przygląda się temu wszystkiemu z krzaków i nijak nie reagowała. Na początku myślałem, że pobiegnie po pomoc, ale gdy te osiłki zostawiły mnie na ziemi, ona wyszła z krzaków, podeszła do mnie i dalej tylko się gapiła. Nie wiem czy się bała czy czerpała z tego jakąś chorą satysfakcję. Aż w końcu poszła, a ja leżałem tak przez parę godzin w kałuży własnej krwi - te wspomnienia sprawiały mu ogromny ból. Przez cały czas miał wzrok wbity w podłogę, lecz gdy Scarlett zaczęła podnosić głos, patrzył się jej prosto w oczy.
- Czy wiesz jak to jest leżeć przez parę godzin wykrwawiając się, bez żadnej nadziei na pomoc, gdy patrzysz na słońce i widzisz upływający czas? Zdradzony przez własnych towarzyszy? Gdy ból rozdziera twoje całe ciało, a twój umysł co chwila przechodzi w stan nieświadomości i tracisz przytomność? Chcesz zasnąć lecz nie możesz, bo wiesz, że możesz się nie obudzić. Przeżyłem tak długo dzięki temu, że gdy tylko byłem przytomny pobierałem energię ze światła słonecznego, by organizm mógł działać. Myślisz, że po czymś takim mogłem zaufać komukolwiek z obozu? - zauważył, że Scottie zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Wiedziałaś, że szedłem na misję. Spróbowałaś mnie szukać? Wysłałem chłopaka który przyniósł mi list, by powiedział ci, że idę na misję. Chyba, że... skurwysyny - wpadła mu myśl do głowy - Chyba, że nigdy do ciebie nie poszedł - tamten chłopak też mógł być w to zamieszany. Mógł jej nigdy o tym nie powiedzieć.
- Zresztą, kontynuując. Leżałem tam do wieczora, aż przyszła inna dziewczyna. Cała ubrana na czarno. Zabrała mnie stamtąd i opatrzyła wszystkie rany, pomimo, że chyba to ją wkurzało - w kącie ust pojawił się uśmiech który szybko znikł.
- Dziewczyna zaprowadziła mnie do swojego przywódcy. Zaoferował mi zemstę na Aresie i na tych którzy mi to zrobili. Tak trafiłem do siedziby NoGods i tam już zostałem.

// w następnym poście będę mówił o ataku na obóz. Nie chcę się wystrzelać z pomysłów na posty.
Scarlett Thorburn
Scarlett Thorburn
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Czw 22 Sie 2019, 22:13

Jej samej łzy zaczęły napływać do oczu, gdy o tym opowiadał. Cóż, była wściekła, ale nie miała pojęcia, że coś takiego przeżył. Nie dziwiła się, że odszedł po takich przeżyciach, ale dziwiła się, że jej nie zaufał. A wręcz myślał, że miała w tym swój udział.
- Jason, którego znałam nie był mordercą - powiedziała, a pojedyncza łza pociekła jej po policzku. Co prawda po tym co opowiadał jasne było, że Jasona, którego znała już od dawna nie ma. Co było przykre i bolesne, jakby od nowa otworzyła starą ranę.
- Przykro mi... ostatecznie cieszę się, że przeżyłeś - westchnęła. Pamiętała jak dowiedziała się o jego dołączeniu do NoGods. Znienawidziła go i życzyła mu wszystkiego co najgorsze, a w ekstremalnych momentach złości nawet i śmierci. Ale życie zweryfikowało i okazało się nawet przy tym przeklętym ataku, że nie potrafiła go zranić. Mimo że tyle lat żyła przekonana, że jak go spotka to własnoręcznie go ubije za to, że ją zdradził.
- Oczywiście, że nie wiem jak to jest i sama chętnie dałabym nauczkę tym skurwysynom, ale ja tym bardziej nie wiem kim byli - skrzywiła się. Emocje były spore, a napięcie czuć było w całym pokoju.
- Nawet mi? - byli przyjaciółmi, zawsze stała po jego stronie. A okazało się, że po jego traumie nawet ona była wrogiem i nie byłby w stanie jej zaufać.
- Nic nie wiedziałam o żadnej misji, Jason. A potem szukałam cię wszędzie! Myślałam, że coś ci się stało i zamartwiałam się, ale usłyszałam o NoGods - na ostatnie słowo mimowolnie się skrzywiła. Jej podejście do wrogiej organizacji było takie jak większości osób w obozie. Bo jakie inne miało być skoro chcieli ich zniszczyć?
Ta historia była bardzo przykra, ale to tylko dowodziło, że Jason nie pasował do nich. Chciał tylko zemsty na Aresie, a nie na wszystkich bogach i półbogach.
- Naprawdę myślisz, że Ares miał z tym coś wspólnego? Bogów nie obchodzi co robimy. Pewnie to była samowolka jego dzieci... - nie chciało jej się wierzyć, że bóg chciałby jego śmierci. A jeśli by chciał to już by raczej nie żył, prawda? Pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym oparła się o ścianę i czekała na dalszą część.
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Sob 24 Sie 2019, 15:05



Jason wreszcie chciał przejść do spraw obecnych, do ataku na obóz oraz człowieka w kapturze.
- No i wreszcie, atak na obóz - uśmiechnął się nerwowo - Nie wiem czemu ktokolwiek się na to zgodził i czemu atak poprowadził syn Tartara. Myślę, że to musiał być strach. Pierwszym co zrobił było zabicie jednej z naszych, tej samej dziewczyny która mnie uratowała - miał mieszane uczucia co do Lotus, ale nigdy się jej za to nie odwdzięczył.
- Poszli za nim wszyscy, nawet ci którzy się z nim nie zgadzali w tym i ja. Nic dziwnego, że to zrobili, jest niezwykle potężny. Widziałaś co on potrafi? Kontroluje potwory, potrafi się teleportować, w pojedynkę rozwalił wam trzech kapitanów. Nawet nie wiem czy on należy do NoGods - ten człowiek był dla niego tajemnicą i chyba tylko Midnight wiedział kim on jest. Cel Człowieka z kapturze był tylko w niektórych aspektach zbierzny z planami NoGods. On chciał władzy dla swojego ojca, a NoGods uwolnienia świata od potworów oraz bogów. i tu się nie zgadzali.
- Musisz wiedzieć, że ja wtedy nie uciekłem. Wpadłem w ten portal przypadkiem. Właśnie dlatego do ciebie napisałem, byśmy mogli dokończyć rozmowę - nie chciał tu wyjść na jakiegoś tchórza.
- Już dawno zrozumiałem, że to nie Ares stał za atakiem na mnie. Tak jak mówisz, bogów nie obchodzi co robimy ani co się z nami dzieje. Nawet Dionizosa, Aegira, Asklepiosa i Tyra mało cokolwiek obchodzi pomimo, że mieszkają w obozie. Dlatego zapragnąłem skończyć to wszystko, by już nikt nie musiał walczyć z potworami za "chwałę" bogów którzy nic nie robią z tym, że ich dzieci cały czas umierają - powiedział i potem westchnął.
- Nie będę cię przepraszać za to, że opuściłem obóz i dołączyłem do NoGods. Prędzej czy później i tak bym to zrobił, to wydarzenie tylko przyspieszyło moją decyzję. Ale... - tu na chwilę przerwał, głos zaczął mu się łamać - ...przepraszam, że w żaden sposób się z tobą nie skontaktowałem.
Scarlett Thorburn
Scarlett Thorburn
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Pon 26 Sie 2019, 23:04

Słuchała go dalej w napięciu, a jej emocje nadal buzowały. Nie mogła uwierzyć, że tu jest. Nie przypuszczała, że jeszcze się spotkają, zwłaszcza po tylu latach. W jej głowie było tak wiele skrajnych i sprzecznych emocji, że ciężko jej było zachować względny spokój. Jej ręce drżały, zwłaszcza pod wpływem tej historii. Nie wiedziała czy mu wierzyć, ale z drugiej strony dlaczego miałby kłamać? Jego historia była spójna i nie mogła się do niczego przyczepić. A to co przeżył było straszne i nie mogła dalej go nienawidzić w takim stopniu jak wcześniej. Zwłaszcza, że kiedy była tutaj z nim i kiedy go widziała i z nim rozmawiała to była po prostu szczęśliwa, że znów może z nim rozmawiać. Ale to co zrobił... czy będzie w stanie mu wybaczyć?
- Widziałam i słyszałam co potrafi. Tym bardziej głupio z waszej strony, że się z nim zgadaliście! Nic o nim nie wiecie, jest niebezpieczny. A przede wszystkim jak już mu pomożecie nas wybić to i was pozabija. Tego chcecie? - nie wiedziała czy Jason podjął jakieś kroki w NoGods, żeby to wyjaśnić czy choćby odciąć się od tego potwora. - Musisz przekonać resztę, żeby z nim walczyć. Jeśli nam pomożecie to damy radę...
Chyba fantazja ją poniosła, bo przez chwilę zamarzyło się jej, że obóz i NoGods będą współpracować dla wyższego celu. Tylko jak to zrobić skoro żadna ze stron sobie nie ufała?
- Ale to nie zmienia tego co zrobiłeś... postrzeliłeś mnie - mruknęła jeszcze, chociaż powoli kończyły jej się argumenty. Celowo nie wspomniała o tym, że potem ją uratował z łap warga, bo na samym początku ją osłabił.
- Przez wasz atak zginęło mnóstwo DOBRYCH herosów. Dwie moje przyjaciółki. Tak chcecie powstrzymać bogów? - prychnęła, bo jego argumenty w tej kwestii do niej nie docierały. Dobra, bogów nie obchodziło co robili, ale to dzięki nim byli potężni.
- Chciałeś dołączyć do NoGods przed tym wydarzeniem? - zapytała jeszcze odnosząc się do jego słów. A gdy przeprosił, że się nie skontaktował, coś w niej pękło.
Głupiutka i naiwna dziewczyna zaczęła go już w głowie usprawiedliwiać, że przecież nie miał wyboru po tym ataku na niego, a reszta to po prostu lawina tej pierwotnej decyzji. Usprawiedliwiała już nawet to, że się z nią nie skontaktował. Ktoś chyba musiał ją trzepnąć w głowę.
- Ja też się nie skontaktowałam. Nie próbowałam cię szukać, bo znienawidziłam cię po tym jak dołączyłeś do NoGods - westchnęła i spojrzała w podłogę, jakby teraz wstydząc się tego. Czy miała go za co przepraszać? Nie do końca, ale jednak było jej przykro, bo gdyby wcześniej go odszukała to może byłoby dziś inaczej? Podeszła więc do niego i po prostu wtuliła się w jego ramiona, a po jej policzkach pociekły łzy.
- Tęskniłam za tobą - wyszeptała razem z cichym westchnięciem. Są wrogami i powinna dalej go nienawidzić. Ale coraz mniej złości czuła i nawet żal nieco się zmniejszył.
Jason Lloyd
Jason Lloyd
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911 Pią 30 Sie 2019, 17:14



Minęło 8 lat od kiedy ostatnio z nią tak długo rozmawiał. Przez ten czas zdążył zapomnieć o obozie i wszystkich ludziach których tam poznał. Atak na obóz przebudził stare wspomnienia. Ale cały czas pamiętał o Scarlett i myśli o niej zawsze go męczyły w sposób który nie umiał pojąć. Zadawał pytania typu "Czy na pewno się nie pomylił?","Może wcale nie była w to zamieszana?". Przez całą tą rozmowę chciało mu się płakać, ale nie mógł. Jak by to wyglądało. Wielki zły wojownik, złej organizacji nagle, praktycznie od wejścia, zaczyna beczeć.
- Niedługo odbędzie się spotkanie między innymi na temat tego człowieka. Niczego nie obiecuję, ale zrobię co w mojej mocy byśmy nigdy go już nie zobaczyli - mówiąc o spotkaniu prawdopodobnie narażał się organizacji, ale to go teraz nie obchodziło - Z tego co wiem mało osób popiera działania tego potwora.
- Ty też mnie postrzeliłaś, jesteśmy kwita. Poza tym wcale nie chciałem i zaraz poszedłem cię opatrzeć - ta sytuacja i wszystkie tłumaczenia wydawały mu się trochę absurdalne. Tłumaczenie się z postrzelenia jakby przez przypadek zbił jej ulubiony kubek. Trochę śmieszne jak o tym pomyśleć.
- Tak już przed tym chciałem dołączyć do NoGods. Albo raczej, rozważałem to - miał to w głowie już na długo przed tym wydarzeniem. Przez 5 lat pobytu w obozie patrzył jak starsi od niego i wiele silniejsi, tak samo jak i młodsi, umierali na misjach, a bogowie tylko przyglądali się z góry nic z tym nie robiąc. Wszyscy wiedzą, że to bogowie stworzyli potwory z którymi teraz walczą herosi.
Był pogrążony nad tą myślą, gdy nagle podeszła do niego i objęła. Był trochę zaskoczony taką reakcją, ale odwzajemnił uścisk i mocno się w nią wtulił.
- Ja też tęskniłem - wyszeptał. Głos mu się łamał i także zaczął płakać. To było bardzo przyjemne. Nie chciał by cokolwiek przerwało tą chwilę, nawet krew która teraz wsiąkała w ubrania Scarlett. Postanowił już nie mówić nic więcej tylko wtulić się w jej włosy.
Sponsored content
Re: Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911

Apartamentowiec na Manhattanie, pokój nr 911
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
Similar topics
-
» Pokój #35 - Ate Draculesti
» Pokój mieszkalny
» Pokój #42 - Ian Core
» Pokój #14 - Fay Balmer
» Pokój #13 - Margo May



Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: OFFTOP :: Archiwum :: Fabuła-
Skocz do: