Amaya Sánchez Wto 16 Lip 2019, 16:08 | |
| Prezentacja Imiona: Amaya Elena Nazwisko: Sánchez Wiek: 26 lat Urodzona w: San Juan, Portoryko Staż w obozie: 16 lat Rodzic: Asklepios Drużyna Asklepiosa FC: Adria Arjona | |
Aparycja Amaya ma latynoską urodę z ciemniejszym odcieniem skóry i ciemnobrązowymi oczami, które według niej samej są jej największą zaletą, a pod którymi dość często formują się przysłowiowe wory pod oczami, które z mniejszym lub większym skutkiem stara się zakryć makijażem. Ma prosty nos w okolicy, którego można zobaczyć parę pieprzyków. Spore usta maluje zazwyczaj szminką w naturalnym odcieniu, a nad ich prawym kącikiem znajduje się jeszcze jeden pieprzyk. Owalną twarz kobiety otaczają brąz loki, które są jedną z pierwszych rzeczy, która rzuca się w oczy jeśli chodzi o heroskę. Zazwyczaj są one częściowo spięte, a jeśli spotkasz ją w szpitalu na pewno będą one związane w lekko rozpadającego się koka. Jest dość wysoka, bo ma metr siedemdziesiąt wzrostu. Figurę ma w miarę zgrabną i proporcjonalną. Na lewym ramieniu ma pozostałość po spotkaniu z pewnym cyklopem – cienką, lecz długą różową bliznę. Oprócz tego parę pomniejszych tego typu pamiątek z różnorakich misji, co jest wręcz typowe dla większości obozu. | Charakter Zorganizowana – to słowo opisuje Amayę w stu procentach. Niektórzy powiedzieliby, że wręcz pedantyczna i najpewniej mieliby sporo racji, bo jeśli jest coś czego Sanchez nie znosi to jest to rozgardiasz i brak organizacji. Jest spokojna i stara się zachować zimną krew w każdej sytuacji. Jest osobą bardzo empatyczną i doskonałym słuchaczem. Nigdy nie przepadała za rywalizacją, więc dość szybko zniknęła z treningów i poświęciła się nauce medycyny i alchemii. Oczywiście to nie tak, że kompletnie nie umie walczyć, woli tego po prostu unikać, a swoją kataną potrafi się posługiwać na naprawdę przyzwoitym poziomie. Niesamowicie ciekawska i zdarza jej się wtrącać nos w nie swoje sprawy – nie zawsze celowo. Według niektórych oschła i brutalna, ale tylko dlatego, że poznali ją w szpitalu, podczas trwającej ponad dwanaście godzin zmiany, z jakimś litrem kofeiny w organizmie, a ci uparcie próbowali wrócić na pole bitwy nie zważając uwagi na ledwo co zasklepione rany i świeżutkie szwy, więc, jakby to ująć - musiała się uciec do nieco radykalnych rozwiązań. Zmęczona robi się niesamowicie marudna, nawet jak nie jest zmęczona to lubi marudzić. Mimo pracy z ludźmi, jest introwertyczką - woli pracować w mniejszych grupach, a najlepiej to sama. Rzadko chodzi na misje w terenie, zazwyczaj kręci się po szpitalu i obozie, pomagając nowo przybyłym herosom. Gdzieś tam pod warstwą chłodnego racjonalizmu, kryje się odrobina romantycznej duszy - pisało się w końcu te wiersze miłosne w latach nastoletnich. Nie znosi gdy coś nie idzie po jej myśli i łatwo się wtedy frustruje. Uparta i lubi stawiać na swoim. |
Przykładowy post Z każdym kolejnym metrem, który mała grupka herosów pokonywała na pokrytej piaskiem powierzchni każde z nich miało co raz bardziej dość tej wycieczki krajoznawczej. Nawet Amaya, która mimo okropnego upału z początku, z zacięciem poszukiwała ziół do swojej apteczki.
To była jedna z pierwszych misji na której trójka półbogów nie musiała być pilnowana przez kogoś wyższego rangą. I nawet jeśli miało to być tylko poszukiwanie roślinek, to Amaya była niesamowicie podekscytowana – w końcu to pierwsza w miarę samodzielna misja (nie licząc tej podczas której musiała szukać dzieciaków Afrodyty na Jotunnheim, bo te naćpały się jej ziółkami lekarskimi).
- Słuchaj Amaya, wydaje mi się, że szybciej by nam poszło, gdybyś olśniła nas czego dokładnie szukamy, bo przez ostatnie parę godzin, kręcimy się praktycznie w kółko – rzucił jeden z jej towarzyszy, obserwując jak dziewczyna zagląda pod kolejny kamień tylko po to żeby po chwili zirytowana odłożyć go na miejsce.
Brunetka spojrzała na niego spod przymrużonych rzęs i wstała z klęczek.
- Roślinki, o mniej więcej takiego wzrostu – pokazała rękoma wielkość odpowiadającą kubkowi od herbaty – ciemnoczerwonej, wręcz bordowej z małymi białymi kwiatkami - wytłumaczyła spokojnie, rozglądając się po okolicy.
Wielki Kanion zdecydowanie robił wrażenie, w szczególności, gdy stało się na jednym z wyższych urwisk. Człowiek czuł się wtedy jak jakiś władca świata. A Sánchez musiała przyznać, że podobało jej się takie uczucie.
- I szukałaś jej pod kamieniem, ponieważ? – Zapytał z drwiącym uśmiechem.
- Ponieważ nie mam już, cholera, pojęcia, gdzie może być – prychnęła sfrustrowana wyrzucając ręce do góry – Według wszystkich podręczników powinniśmy wręcz po niej deptać. A tu nic. Null. Nada. – Przyłożyła dłoń do nasady nosa i wzięła parę głębszych wdechów, żeby się uspokoić.
Pomiędzy ich trójką znowu nastała cisza, przerywana szelestem kartek, gdy Amaya przeglądała z zapałem gruby podręcznik do alchemii i medycyny, który wydobyła szybko ze swojego plecaka, mamrocząc coś pod nosem.
- Ej, wiecie co? Chyba znalazłem źródło naszego nieszczęścia. – Chłopak z obozu nordów, który przez zdecydowaną część ich małej wycieczki trzymał się z boku niezbyt udzielając się w rozmówki Sánchez i syna Aresa , odezwał się wyjawiając się zza sporego stosu kamieni. Przywołując ich do siebie dłonią wskazał na ślady harpii na piaszczystym podłożu. I to nie jednej, ale widocznie całego stada. Jakby nie było wystarczająco źle, ślady wyglądały na świeże, bardzo świeże.
-Świetnie– sarknęła Amaya. Co prawda miało to sens. Martwe rośliny, które widzieli podczas swojej wędrówki. Brak jej ziółek. I nie widzieli żadnych bielików amerykańskich. Idioci. Skończeni idioci. Prawie siedem lat w obozie, a żadne z nich nie umiało rozpoznać terytorium harpii. – Słuchajcie, w takim razie się stąd zwijamy, zanim te bestie nas… – Nagły podmuch powietrza i nienaturalnie wysoki skrzek przerwał jej wypowiedź, a ona poczuła jak włoski na jej karku się zjeżają – … znajdą – dokończyła cicho – Czy jeśli się nie odwrócę jest jakaś szansa, że magicznie znikną?
Na brak jakiejkolwiek odpowiedzi, westchnęła cicho i odwróciła się w stronę harpii w prawej ręce trzymając już swoją katanę. Dwójka jej towarzyszy stała już w pozycji bojowej, syn Aresa z wyciągniętym w dłoni pistoletem, a drugi ze sporym toporem. Zaczęło się szybko. Potomek boga wojny wystrzelił celne dwa pociski pozbywając się dwóch potworów. W odpowiedzi pozostałe bestie ryknęły i rzuciły się na nich. Dwie z nich rzuciły się na chłopaka z obozu nordów, jeśli się nie myliła był synem Tyra. Oh, jak się jej trafiło oboje jej towarzysze byli dzieciakami bogów wojny. W każdym razie dobrze zbudowany Norweg szybko zajął się odparowywaniem ataków ptaszyska podczas gdy Amaya zajęła się własnymi problemami. Najwyraźniej jedna z pozostałych harpii obrała sobie ją za cel i unosząc się lekko nad ziemią szarżowała w jej kierunku. Poprawiając swoją postawę Sánchez, przygotowała się do przyjęcia ciosu. Schyliła się lekko unikając szponów potwora i będąc w idealnej pozycji ugodziła stworzenie w prawy bok, odskakując od niego. Stworzenie wydało z siebie nieludzki ryk. Powtórzyła tą czynność raz jeszcze tym razem celując w lewy bok, lecz nie wyszło to tak dobrze jak ostatnio, bo pazury harpii rozdarły jej zieloną kurtkę pozostawiając głębokie rany na jej ramieniu. Syknęła. Odsunęła się od przeciwnika i okrążyła go szybko. W tle usłyszała strzały. Ramię piekło ją niemiłosiernie, ale starała nie zwracać na to uwagi. Przygotowując się do natarcia odbiła się stopami od jednego z kamieni na ziemi i szybkim machnięciem katany pozbawiła bestii głowy, która potoczyła się parę metrów dalej.
Spojrzała na swoich towarzyszy. Podczas gdy ona męczyła się z jednym przeciwnikiem, oni załatwili pozostałą szóstkę. No cóż, plusy bycia naturalnie urodzonym wojownikiem. Podeszła do nich zauważając, że potomek Tyra utyka lekko na lewą nogę. Spojrzała szybko na jego obrażenia i nie stwierdziła niczego większego od paru stłuczeń i rozcięć. Nic czego by nie połatała. Nakazała mu usiąść na ziemi podczas gdy ona sama ułożyła dłoń na rozcięciu na jego nodze i skupiła się na procesie leczenia. Wyobraziła sobie tkanki powoli łączące się z powrotem w jedno i odbudowujący się naskórek, który zasklepia ranę, mrucząc po cichu inkantacje. Jej dłoń emanowała delikatnym ciepłem i po paru minutach po pazurach stwora nie został ani ślad. Uśmiechnęła się lekko i wstała od niego. Spojrzała na swoje ramię, które już przestało piec i kończyło się regenerować.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać jak ty to robisz, Amaya – mruknął syn Aresa, podchodząc do niej. – To co zwijamy się? Raczej już nic tu nie znajdziemy, a nie mam ochoty spotkać więcej tego paskudztwa.
Ciekawostki Jej ulubioną bronią jest katana, którą otrzymała w podarku od Asklepiosa i która przyjmuje formę złotej bransoletki z drobnymi szmaragdami. Uzależniona od kofeiny - cud, że nie dostała jeszcze wieńcówki. Gada i po angielsku, i po hiszpańsku. Po hiszpańsku zazwyczaj jak się wkurzy. Wierzy w tarota i stare przepowiednie, bo jej babka była wróżbitką. Amatorska piekarka, zawsze przynosi swoje wypieki do szpitala i wciska ludziom. Jak masz problem to wal do niej jak w dym - poczęstuje serniczkiem i poradzi jak umie. Ma kota, Lucyfera, wysłannika piekielnego, który zeżarł jej raz babeczki, więc go przygarnęła. Uwielbia goździki i stare filmy, tylko nie ma ich z kim oglądać, bo Lucek nimi gardzi. Lubi łazić na piesze wycieczki najlepiej na jakimś kompletnym pustkowiu.
|
|
Re: Amaya Sánchez Czw 18 Lip 2019, 00:17 | |
| |
|
Re: Amaya Sánchez Czw 18 Lip 2019, 01:42 | |
| Ok AKCEPT
Otrzymujesz 420 punktów za staż w obozie oraz 130 punktów mocy boskich.
Zamykam i witam w drużynie Asklepiosa. |
|
|