Standardowe mieszkanie obozowicza - trzy pokoje: sypialnia, salon połączony z kuchnią i łazienka. Spersonalizowany dla każdego nienowego mieszkańca kampusu. Znajdują się w nim wszystkie potrzebne rzeczy - od łóżka i szafy po stałe podłączenie do prądu i łącza internetowego.
Jeden diabeł wie, co działo się z nim przez ostatnie kilka dni. Może minęły nawet tygodnie od walki z potomkiem Tartaru, ale Giotto nie zwykł liczyć kolejnych godzin swego życia, gdyż cały czas musiał o nie walczyć. Podczas obrony obozu niefortunnie wpadł do portalu, z którego wypełzały bestie i gdy ów portal się zamknął, on został uwięziony w mrocznym wymiarze, który przypominał najciemniejszą część Hadesu. Długo nie musiał się zastanawiać, by stwierdzić, że ów miejsce to nic innego jak jądro Tartaru, które było siedliskiem rozmaitej liczby potworów. Dzięki umiejętnościom przetrwania i byciu świetnym wojownikiem, Nero udało się przezwyciężyć kilka potężnych bestii oraz ukryć się na jakiś czas, by zebrać siły na obronę i ustalić dalszą strategię. Nie spodziewał się pomocy bogów czy obozowiczów, dlatego postawił wszystko na jedną kartę i sukcesywnie pokonywał kolejne kilometry nicości, walcząc z setką, jak nie tysiącem głodnych jego krwi kreatur. W Tartarze cały czas było ciemno, dlatego nie był w stanie stwierdzić, jaki jest teraz dzień i ile tam przebywał. Wiedział tylko, że na pewno było to dłużej niż tydzień, głównie przez brak jedzenia i picia. Musiał więc zaimprowizować i stety czy niestety radzić sobie z upolowanymi bestiami. Nie było to smaczne, ale było chociaż pożywne i dawało mu trochę energii, a przynajmniej tyle, by nie zginął. Uśmiechem losu było spotkanie na swej drodze przewoźnika, który akurat kończył kurs po Styksie. Jeszcze większym szczęściem było posiadanie kilku drachm w kieszeni, które pozwoliły mu na przepłynięcie z powrotem do wymiaru ludzi. Jakiś czas później znalazł się w Detroit, które było oczywiście pod jurysdykcją Robocopa i było bezpieczne. Wycieńczony, głodny i ranny Nero przemierzał niewzruszony ulice miasta, by w końcu skręcić w stronę jednej z kryjówek dla herosów w mieście. Tam wziął prysznic, zjadł coś i korzystając z uprzejmości zarządcy zaopatrzył się też w czyste ciuchy, by wyglądać chociaż znośnie, o przyzwoitości nie było tu bowiem mowy, gdyż jego ciało nie było w najlepszej formie, a twarz zdradzała zmęczenie, ból oraz kilka nowych blizn, które pojawiły się podczas różnych starć. Najbardziej rzucała się jednak jedna cecha jego wyglądu: na jego lewym oku była pionowa kreska, ciągnąca się od dolnej części czoła, poprzez obie powieki i na środku policzka kończąc. Ocalił życie, ale stracił oko, które natychmiast zasłonił bandażem, który owinął wokół głowy i utraconego zmysłu wzroku. Dzień później był już w obozie i pierwszy raz od kiedy tutaj mieszkał, postanowił udać się najpierw porozmawiać z Elisą, która całe szczęście przeżyła atak, czego dowiedział się od jednego z napotkanych potomków Nyks. Stanął więc w czarnej skórzanej kurtce, długich ciemnych spodniach i wygodnych butach przed drzwiami jej pokoju i zapukał z nadzieją, że Włoszka tam będzie. W tym momencie nie liczyło się nic poza tym, by nie paść z wycieńczenia pod jej mieszkaniem. Ale jak już będzie bliżej łóżka, to czemu nie. Byleby Gatti tam była i go wpuściła.
Chodziła po ścianach i pluła jadem na wszystkich wokół. Jeszcze chwila, jeszcze jedno zawahanie się, jedna odmowa, a naprawdę nie wytrzyma i zacznie strzelać czy to z broni krótkiej czy swojego łuku. Do wszystkiego i wszystkich. Nie rozumiała tego, w żadnym najmniejszym calu to do niej nie docierało. Te nielogiczne argumenty pełne strachu i obłudy. Spisywanie na stratę kogoś takiego jak Gio. Giotto! Nie była pewna czy przez nich wszystkich przemawia zwyczajny strach przed kolejną walką czy może jednak chęć zajęcia pozycji Nero w obozie. Dobre sobie. Najbardziej po dupie obrywało się tym, którzy już podpisywali samych siebie jego tytułem, bo przecież bez wątpienia Włoch był najlepszym wojownikiem obozu. Jest. Może gdyby była głupsza, sama by wyruszyła w nieznane chcąc ocalić ukochanego, ale przecież wiedziała, że zginie po drodze. Potrzebowali kilku osób, tym bardziej, że powoli dopiero wracała do formy po odniesionych niby nie takich strasznych ranach. Dbała więc jako tako o siebie i wierciła dziurę w brzuchu wszystkim. Momentami groziła, zwłaszcza jego przyjaciołom, gdy i tu nie słyszała entuzjazmu. Czy naprawdę była jedyną, która nie chciała w ciemno dopisywać kolejnych personaliów, do i tak już długiej listy osób, które straciły życie w tym obozie podczas ostatniej bitwy? Wiedziała, że jest na skraju wytrzymania i lada dzień zrobi coś głupiego, jeśli nikt inny nie pójdzie po rozum do głowy. Wszyscy wiedzieli, że potrzebują Nero ponownie na miejscu, ale chyba liczyli na to, że magicznie się pojawi. Debile, no debile. Inaczej ich nie dało się podsumować. Po kolejnej odmowie zrozumiała, że jej limit cierpliwości się już doszczętnie wyczerpał. Dla wszystkiego i wszystkich. Dlatego też po nawrzucaniu wszystkim głośno i wyraźnie, co o nich myśli, postanowiła odejść. No cóż, nie tak do końca odejść, a raczej zmierzyć się ze wszystkim, choćby własną śmiercią, by raz jeszcze zobaczyć Włocha. Szybko i gniewnie pakowała się do swojego obszernego plecaka mając wrażenie, że zaraz wybuchnie ze wściekłości. Dlatego gdy usłyszała pukanie, miała ochotę po prostu na oślep strzelać przez drzwi. - Jeśli nie chcesz się przyłączyć, to lepiej spieprzaj, bo zabiję jak tylko otworzę drzwi - warknęła w zamian wpychając do plecaka kolejną porcję prowiantu i dopiero wtedy podeszła do drzwi szybko oraz gniewnie je otworzyła. Zamarła. Miała wrażenie, że umysł już jej od tego wszystkiego płata figle, ale widząc w jakim jest stanie wiedziała, że on naprawdę tu stoi. - Gio... kochanie - szepnęła czując jak łzy wzbierają jej się w oczach, a nogi na sekundę się uginają. Zamiast jednak rzucić mu się w ramiona, jak miała ochotę najmocniej na świecie, pozwoliła mu się oprzeć na niej i pomogła mu dojść do łóżka. Momentalnie przygotowała apteczkę i cały swój przenośny sprzęt, by mu pomóc. Zanim jednak za to się zabrała, usiadła przed nim delikatnie kładąc mu dłonie na policzkach. - Wiedziałam, że żyjesz - szepnęła ocierając spływającą po policzku łzę. Miała ochotę przytulić się i już nigdy nie puszczać, ale widziała w jakim jest stanie. Nie mogła, nie chciała go skrzywdzić.
Giotto wcale nie dziwił się, że nikt nie ruszył w nieznane, by go ratować, ponieważ po takim sromotnym wpierdolu, jaki obóz otrzymał od syna Tartaru, trzeba było tygodni, by mogli się z tego jako tako podnieść i wyprowadzić kontratak. A komu było to zrobić? Kapitanowie najpewniej oberwali niemniej niż on sam, niektórzy może nawet zginęli. Nawet tacy wojownicy jak Nero musieli uznać przewagi wrogów i przyjąć na siebie wiele ciosów. Podczas samej walki Włoch dostrzegł jak wielu herosów poległo w walce z potworami. Nic więc dziwnego, że nikt nie raczył się po niego ruszyć. Z resztą, to nawet nie było w stylu jego przyjaciół, by ci ruszyli dupę po syna Fobosa do samego piekła. Chyba wszyscy wiedzieli, a już zwłaszcza przyszła pani Nero, że choćby cały świat miał pierdolnąć, to Giotto i tak wyjdzie z tego, bo jemu to zawsze wszystko wychodzi. Słysząc bojowo nastawioną Elisę, Nero tylko przymknął oko i odetchnął z ulgą, przekonując się na własnej skórze, że jego ukochana żyje i ma się dobrze, skoro nie jest w szpitalu. Czekał więc zniecierpliwiony aż brunetka łaskawie otworzy drzwi, co trochę jej zajęło, biorąc pod uwagę dystans jaki musiała pokonać. Wyprostował się dumnie i westchnął, chcąc sprawić wrażenie możliwie jak najlepsze. Gdy ją w końcu ujrzał w drzwiach, na jego twarz zawitał drobny uśmiech, który w przypadku tego osobnika był pięknym, szerokim wyszczerzem. Miał swoją dumę, dlatego nie pozwolił pomóc sobie i sam pokonał cały dystans do jej łóżka. Przysiadł na nim i westchnął głośno, starając się uspokoić bijące nienaturalnym rytmem serce. Był przemęczony, obity oraz ranny, a w dodatku jego organizm nie był w najlepszym stanie przez mały surwiwal, który musiał przejść w Hadesie. Nic więc dziwnego, że gdy tylko zajął miejsce na łóżku, od razu się położył chcąc w końcu odsapnąć. Po chwili jednak podniósł się do siadu, gdy ukochana przyniosła apteczkę. - Było ciężko - odpowiedział zdyszany, czując jak raz jeszcze niedbale opatrzona rana oka znów krwawi i zabarwia mu na czerwono bandaż, a później spływa po jego policzku. - Jakie straty? - spytał od razu, chcąc się dowiedzieć, kto poległ i co się wydarzyło, gdy wpieprzył się do portalu. Liczył na informacje o swoich przyjaciołach, o Alvie i dziecku, a także o samych bogach, co oni na ten temat sądzą. O Gatti pytać nie musiał, bo dostrzegł, że jest w doskonałej formie i całe szczęście udało się jej ujść z życiem. - Zanim się na mnie rzucisz... zrób mi coś do jedzenia - zaczął spokojnie. - Nawet nie pytaj czym się żywiłem przez ostatnie tygodnie... - dokończył, by nie wypytywała go o ten aspekt tej przymusowej podróży. Czuł jak kręci mu się w głowie przez źle opatrzone rany i krwawiące oko, dlatego mimowolnie położył się na łóżku, nawet jeśli córka Nyks mu tego zabroniła. Był wycieńczony i z trudem utrzymywał przytomność.
Włoszka nie twierdziła, że nie ponieśli ogromnych strat, ale przecież między innymi dlatego potrzebowali na miejscu Giotto. Ona co prawda myślała w innych kategoriach, jak o ukochanym, ale potrafiła reszcie przedstawić logiczne argumenty. Wszak jeszcze nikt nie wiedział o tym, że zeszli się razem i do jego powrotu chciała ten stan utrzymać. W końcu Alva nie żyje, a przede wszystkim jego dziecko i nie była pewna, jak on to zniesie. Chciała przeczekać, by na spokojnie z ukochanym o tym zdecydować. Niemniej Gatti nie chodziło o to, by wyprowadzili kontratak, w tym momencie to byłaby głupota. Chodziło o to, by pójść po Nero choćby do samego piekła. To całkiem dwie różne sprawy, bo jednak tam mieli znacznie większe szanse aniżeli z synem Tartaru. Wiedziała jednocześnie, że Włoch zrobi wszystko, by samodzielnie opuścić tamto miejsce, ale mogło być różnie, tak? Tym bardziej, że sama bitwa go już wykończyła. Ze szpitala wyszła prędzej niż powinna, ale i tak z nią już było dobrze. Wyleczyła się z trucizny, jaką ghule w nią wpakowały i wróciła w końcu do formy. No, nie tak do końca, bo od bitwy nie trenowała przez długi czas będąc mocno osłabioną. Nie spodziewała się jednak, że tak niespodziewanie w jej drzwiach pojawi się Gio, więc był to mały szok dla niej. Gdyby nie było go dzień czy dwa, pewnie dostałby opierdol, że nawet w takiej chwili nie umie uśmiechnąć się szerzej, ale dzisiaj była jedynie w stanie odpowiedzieć ciepłym uśmiechem na ten jego. Westchnęła podirytowana, gdy nawet w takiej chwili nie chciał przyjąć jej pomocy i kierował się jakąś głupią dumą. Przecież przy kim jak przy kim, ale przy niej nie musiał i ona zawsze chętnie mu pomoże. W jego dumę to nie uderzy, a ona też przecież by tego nikomu nie rozpowiadała, bo i po co? Zerknęła na niego, gdy się położył zmęczony, ale zaraz jednak usiadł. Po co on się tak męczył, przecież dla niej mógł leżeć. - Domyślam się - odparła jedynie cicho przygotowując sobie zarówno opatrunki, jak i środki do przemywania ran. Niepokoił ją bandaż wokół twarzy i fakt, że w okolicy oka zaczął krwawić. Nie zamierzała jednak zakładać najgorszego, dopóki nie zobaczy, co tam się dzieje. - Później o tym porozmawiamy, teraz odpocznij - powiedziała stanowczo nie chcąc słyszeć nawet sprzeczki na ten temat, a następnie poszła umyć i zdezynfekować ręce, by po chwili do niego wrócić. Może i niektórzy by stwierdzili, to za zbędne, ale Gatti nie potrafiłaby inaczej. - Co byś chciał zjeść? - spytała zerkając przez ramię do kuchni, gdzie w garnku miała jeszcze trochę dzisiejszego obiadu. Może akurat się wstrzeli? Wszak oboje bardzo to lubili. - Nie pytam - domyślała się, że nic przyjemnego i smacznego to nie było, a nie była ciekawa takich rzeczy. Szczególnie teraz, gdy myślała o czymś ważniejszym. Pozwoliła mu się położyć i gdy tylko to zrobił, przygotowała gaziki w pogotowiu. - Nie otwieraj oczu teraz i nie ruszaj się - mruknęła poważnym tonem, by nożyczkami do opatrunków przeciąć bandaż wokół głowy. Przyłożyła gaziki momentalnie, jak tylko krew poleciała mocniej i dokładając ich dociskała ranę, której nie miała jeszcze szansy się przyjrzeć.