Ostatnio zmieniony przez Corvus Juarez dnia Czw 27 Cze 2019, 20:05, w całości zmieniany 2 razy
Garrett Gray
Re: Pokój #5 - Garrett Gray Nie 31 Mar 2019, 14:56
Garrett od rana był poza siedzibą NoGods, dlatego też pod koniec dnia myślał wyłącznie o tym, by znaleźć się we własnych czterech ścianach, położyć się plackiem na łóżku i pójść spać, ówcześnie posilając się czymś, co przygotowała dla niego Erika. Pewne sprawy wymagały jednak jego udziału, a sam Gray nigdy Midnighta przecież nie zawiódł i tym razem również nie zamierzał tego zrobić. Od pewnego czasu co prawda czuł się dość nieswojo w organizacji, gdyż jego myśli były zajęte zupełnie innymi sprawami. Był już długo z Eriką i chciał zacząć z nią wspólne życie na własny rachunek. Swoje już dla NoGods zrobili i mieli pełne prawo opuścić szeregi tej organizacji, by zająć się czymś bardziej przyziemnym. Myślał też o dziecku... Wrócił do bazy i natychmiast po złożeniu raportu udał się do swojego pokoju, ówcześnie zahaczając o kilka punktów, między innymi kuchnię, by zabrać stamtąd kilka rzeczy - miał ochotę na piwo, dlatego zabrał ze sobą czteropak i już w trakcie przechadzania się korytarzami budynku, pozwolił sobie na otwarcie jednej ze szklanych butelek i przelanie zawartości do gardła. Nie wiedząc, czy Erika jest w pokoju, włożył klucz do zamka i próbował go przekręcić. Pokój był zamknięty, zatem córki Modiego na pewno nie było w środku. Garrett szybko dostał się do środka i zamknął za sobą drzwi. Zdjął buty, kurtkę powiesił na wieszaku, piwo odłożył gdzieś pod stolik, otwarte położył na blacie i rzucił się na łóżko, twarzą do pościeli. Przymknął oczy i bardzo się rozluźnił - kołdra pachniała świeżością, a przy tym jego doświadczony nos mógł też zarejestrować śladowe ilości perfum Eriki, które przecież tak lubił. Przekręcił głowę w bok, ręce ułożył wzdłuż ciała i oddychał głęboko, relaksując się. Drzemka powinna mu dobrze zrobić, choć o tej godzinie niektórzy już się szykowali do snu. Rozwalił się po skosie, ale tym się nie przejmował. Leżał tak i w którymś momencie odpłynął.
Cały dzień, z przerwą na przygotowanie obiadu dla siebie i Garretta, siedziała w bibliotece i szkicowała kolejny projekt. I choć uwielbiała pokój, który dzieliła ze swoim jedynym i najukochańszym mężem, tak całkowicie potrafiła się skupić tylko pomiędzy ogromem wszelakiej maści woluminów. Nieskrępowanie panująca cisza, przerywana jedynie czyimś, skądinąd rzadkim, szeptem lub wertowaniem z lekka zasuszonych kartek papieru, napawały Gray swego rodzaju weną twórczą. Kiedy jednak stwierdziła, że wystarczy już ślęczenia nad papierami na dzisiaj, cokolwiek niechętnie zaczęła zgarniać wszystko, co leżało na biurku, a należało do jej nieskromnej osoby. Po kilku minutach nazbierała dość spory plik starannie uzupełnionych stron. W drugą rękę wzięła swój przybornik, w którym trzymała zestaw kreślarskich ołówków oraz linijek - prezent od Garretta. Westchnęła cicho, a następnie prężnie udała się w stronę pokoju. Nie wiedziała, że jej mąż już wrócił. Założyła, że kolejne ważne sprawy, nad którymi musiał czuwać pan Gray, zatrzymają go poza siedzibą NoGods na dłużej, niż zwyczajowe "za niedługo wrócę, kochanie". Miała pełną świadomość, że sprawowane przez nich funkcje nie zawsze pozwalają im na taki komfort pozornego obijania się, czego dzisiaj doświadczyła Erika. A że takie dnie nie zdarzały się nazbyt często, wykorzystała to w pełni. Konstruowanie kolejnych mechatronicznych cudów było jej żywiołem. Kiedy mogła, zasiadała do swojego grajdołka, jak lubiła nazywać zagospodarowane przez siebie pomieszczenie w siedzibie, i tworzyć z niczego prawdziwe technologiczne arcydzieła. W końcu dotarła do drzwi, za którymi kryła się sypialnia, którą dzieliła z mężem. Wygrzebała z kieszeni dżinsów klucz, chcąc otworzyć nim zamek. Zdziwiła się jednak, gdy okazało się, że nie ma takiej potrzeby. Nacisnęła tylko klamkę i weszła po cichu do środka. Już przy drzwiach wyczuła charakterystyczny zapach swojej drugiej połówki, ale założyła, że jej się wydawało. Przez dziewięć lat ich pożycia małżeńskiego pragnęła i kochała go tak samo mocno, toteż często wmawiała sobie chociażby fakt, że jej nozdrza potrafią wyłapać specyficzny i tak pociągający dla niej aromat ciała Garretta nawet wtedy, gdy nie było go w pobliżu. Erika zaświeciła stojącą nieopodal lampę, a jej subtelne światło padło akurat na łóżko. Nie była zaskoczona, gdy w czystej pościeli dostrzegła swojego męża, który nawet nie raczył się przebrać po powrocie. Pokręciła głową, odłożyła swoje notatki oraz przybornik na stolik, zdjęła buty i sama wpełzła na łóżko. Ułożyła się zaraz obok Garretta, podparłszy głowę ręką. Drugą zaś zaczęła wodzić po jego ciele, od pośladków, przez kręgosłup aż do karku. Nachyliła się na chwilę i złożyła pocałunek na jego odsłoniętym policzku. - Wstawaj, śmierdzielu. Od zawietrznej strasznie cię czuć... - mruknęła mu do ucha, w które go następnie ukąsiła.
Wiedział, że jeśli nie może spodziewać się małżonki w pokoju, to zapewne jest ona albo w terenie, albo zasypana stosem książek i papierów, z których największą część stanowiły jej projekty nadzwyczajnych maszyn. Sam Garrett uchodził raczej za tradycjonalistę i robotyką się nie zajmował - był gościem starej daty, więc jego dziedziną mechaniki były samochody, motocykle i ewentualnie jakiś starszy sprzęt. Mózgiem informatycznym i swoistym inżynierem była z tego dwojga ona. Dość dobrze uzupełniali się w tej kwestii, co poniekąd pozwoliło im dogadać się przecież lata temu na stopie prywatnej pomimo tego, że zaczęli dość niefajnie jak na przyszłą parę. Do tej pory Gray był zdziwiony jak w ogóle doszło do tego, że się zeszli. Wpadła mu w oko od razu, ale dzieliło ich niemal wszystko: przekonania, zwyczaje, historia, a jednak po którymś starciu zapałali do siebie dziką fascynacją, którą skonsumowali w łóżku motelowym, gdy już potajemnie spotkali się w celach prywatnych, nie z okazji epizodycznych starć obozu i NoGods. Syn Hefajstosa czuł się pewnie w swoich czterech ścianach, dlatego dźwięk otwieranych drzwi czy późniejsze krzątanie się po pomieszczeniu żony nie wybudziło go ze snu, który rozpoczął kilkanaście minut wcześniej. Wiedział, że powinien się ogarnąć i przebrać w ciuchy domowe, ale biorąc pod uwagę względny spokój podczas dzisiejszych zajęć, nie miał gdzie się spocić. Stąd też decyzja o jebnięciu się na łóżko od razu, bez prysznica. Podświadomie czuł dotyk ukochanej i pomimo niezbyt głębokiego snu, nie reagował świadomie na pieszczoty. Mogło mu się wymsknąć tylko jakieś ciche westchnienie, które pojawiło się przy ucałowaniu jego policzka czy też przy przejeżdżaniu dłonią po jego karku. Znała go na wylot i wiedziała, gdzie lubi być dotykany. Jej słowa dotarły do niego, ale przekaz był niezrozumiały, gdyż wybudził się dopiero po ostatniej części krótkiego zdania. Poczuł przyjemne ukąszenie w płatek ucha, które trochę go jednak rozbudziło, wszakże nie było to delikatne, by zaspany Garrett mógł przyjąć to bez problemu. To jednak pozwoliło mu szybko dojść do siebie i przekręcić głowę w stronę brunetki, mając ją mniej więcej na poziomie jej biustu. - Jeszcze minuta... - rzucił nieco zaspany i przysunął twarz w stronę jej piersi osłoniętych przez materiał ubrania. Jego ręka powędrowała na jej biodro i pewnym ruchem zachęcił ją do tego, by przybliżyła się całkowicie do niego. Uniósł nieznacznie górę jej garderoby i wsunął rękę między materiał a rozgrzane plecy Eriki, drapiąc ją pieszczotliwie.
Wiedziała, że to będzie tak wyglądało. Znała go wszak na wylot, toteż naprawdę było mało rzeczy, którymi Garrett Gray był w stanie ją zaskoczyć. Oczywiście nie oznaczało to, że do ich związku wdarła się stagnacja. Jakimś dziwnym trafem potrafili stale podsycać ten przedziwny płomień, który rozpalał ich do czerwoności i scalał te dwie poniekąd skrajne osobowości w jedną. Erika nie potrafiła zrozumieć mechanizmu, który stał za tą całą skomplikowaną machiną, jaką było ich małżeństwo, ale nie martwiło jej to wcale. Wierzyła, że po prostu tak działa miłość. Ta jedyna i najprawdziwsza. Uśmiechnęła się, gdy ukochany jeszcze nie rozbudził się do końca, a już znalazł drogę do jej nagich pleców. Objęła go zatem, przysuwając się do niego znacznie i pozwalając na tę chwilę, której zawsze potrzebował, aby dojść do siebie po drzemce, jakkolwiek długa by ona nie była. Te kilka minut pomagało mu się zebrać w sobie i potem wstać w lepszym humorze, ot tyle. Poza tym ten moment bliskości między nimi był zwyczajnie przyjemny i relaksujący. W końcu nie ma niczego lepszego, niż wtulanie się w osobę, którą się kocha całym swoim sercem. - Kochanie, przygotowałam dla nas cały gar gołąbków. Sztuk dokładnie dwadzieścia cztery. I hektolitry sosu pomidorowego - wymruczała mu do ucha, gładząc jednocześnie jego włosy. Wczepiała w nie swoje palce, delikatnie szarpiąc, tym samym balansując na tej cienkiej granicy przyjemności i bólu. Nie trwało to jednak długo, gdyż jej ręka zsunęła się niżej na kark, który zaczęła delikatnie rozmasowywać. Wyczuwała wyraźnie lekko napięte struktury, wobec których odczuwała powinność, aby się zająć. - Ale najpierw szybki prysznic. - Przycisnęła go mocniej do siebie, co poniekąd mogło przeczyć planom na kolejną godzinę, jakie mu właśnie przedstawiła. Następnie jednak nieznacznie się od niego odsunęła, aby móc spojrzeć na twarz Garretta, która jeszcze dwie sekundy temu była zatopiona w jej biuście, który szczerze uwielbiał. Na samym początku ich znajomości nie rozumiała tej jego ciągłej chęci kontaktu fizycznego, głównie z tej racji, że dla postronnych wcale nie wydawał się aż nazbyt czułą osobą. I dopiero w momencie, gdy zrozumiała prawdziwą naturę Graya, dotarło do niej, jaki jest naprawdę. Jaki jest dla niej. Wtem gwałtownie przewróciła swojego męża na plecy, samej siadając na nim okrakiem, podpierając się rękoma po obydwu stronach jego głowy. Jej długie włosy niczym kurtyna zasłoniły twarz Eriki po obydwu stronach. Brunetka odgarnęła je jednak na jedną stronę, a następnie zgięła ręce w łokciach, nachyliła się i złożyła na ustach Garretta czuły pocałunek.
Stagnacja w przypadku tego dwojga była słowem zupełnie obcym. Żyli na krawędzi, jak to półbogowie i dlatego nie można było mówić o żadnej nudzie czy rutynie. Mieli już jakieś schematy dnia, znali się doskonale, ale nie spędzali tyle czasu ze sobą, ile mogliby, gdyby byli zwykłymi ludźmi. Stąd też dziecięca niemal radość, gdy tylko mieli chwilę dla siebie i mogli skupić się nie na tej ciągłej wojnie z potworami i bogami, a na czymś przyjemnym, co z założenia ma służyć poprawie samopoczucia. Błądził dłonią w okolicach jej pleców, a chwilę później zanurkował w jej piersiach, swoim ulubionym miejscu do odpoczynku. Prawdę mówiąc, bliżej było mu do tego by ponownie zasnąć, niż się rozbudzić, ale Erika znała jego przyzwyczajenia i doskonale wiedziała, że wystarczy tylko chwila rozmowy, by rozbudzić go nawet z takiego letargu. Ponadto, treść wiadomości, która do niego dotarła momentalnie postawiła go na nogi - na dosłownie moment odsunął się od jej cycków, które tak przecież uwielbiał. Spotkał się z jej przenikliwym spojrzeniem, gdy spoglądała na niego z góry. - Gołąbki... - rzucił z lekkim niedowierzaniem, które po chwili zamieniło się w najszczerszą radość, skwitowaną subtelnym uśmiechem i wtuleniem się ponownie w jej biust, który zaczął ocierać swoją twarzą. Czując, że jeszcze bardziej przycisnęła go do siebie po ówczesnej zabawie jego włosami, nie pozostał jej dłużny i drapnął ją lekko po plecach, by chwilę później po omacku zjechać na dół i zewnętrzną krawędzią swojej dłoni przejechać po górnej części jej wytrenowanych pośladków. Sprawnie włożył dłoń nie tylko pod spodnie, ale również i pod bieliznę Eriki, co pozwoliło mu na pogłaskanie pośladka ukochanej. Nie czekała zbyt długo, by przejść do kolejnej części powitania i obróciła go na plecy, a później zajęła należne jej miejsce, siadając okrakiem na jego ciele. Początkowo jej włosy trochę go łaskotały, ale gdy tylko zarzuciła je na bok, mógł bez problemu opanować reakcje organizmu i przyglądać się swojej żonie z podziwem. Ręce mimowolnie powędrowały na jej plecy, zahaczając oczywiście o pośladki i gdy tylko wpiła się w jego usta, jedną z nich przesunął do góry. Wplótł dłoń w jej włosy i przycisnął ją do siebie, zmuszając tym samym brunetkę do pogłębienia pocałunku. Druga ręka błądziła gdzieś między jej pośladkami, plecami, a talią i nawet biustem Eriki, gdyż ten nawet przez materiał bluzki był widoczny - nie należał przecież do najmniejszych i tylko stanik pozwalał mu nie opadać w tym momencie na okrycie góry jej ciała od wewnętrznej strony.
Erika była już szczerze zmęczona tym ciągłym bieganiem i wypełnianiem zadań dla ich szefa. I choć mimo zasłużonej pozycji miała jakąś dozę kontroli, przynajmniej wyimaginowanej, tak nadal czuła się jak dziewczyna na posyłki, lub skrajnie odwrotnie – osoba, bez której dana akcja się nie uda. Razem z mężem zresztą byli niezastąpieni i choć przybocznych było trzech, tak w jej własnym odczuciu to właśnie ich dwójka spisywała się najlepiej. Niemal była w stanie przyznać, że są niezastąpieni. Wiedziała też, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy po prostu odejdą. Że te wszystkie pobudki, które nimi kierowały, aby wstąpić do NoGods, przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Mogła się założyć o stówę, że informacja o przygotowaniu przez nią ulubionego dania Garretta wywoła taką właśnie reakcję. Znała go, wiedziała jak mu dogodzić, a że przy okazji sama uwielbiała gotować, co też czyniła zawsze wtedy, gdy mogła, dosłownie zgarnęła dwie pieczenie na jednym ogniu. Czy jakoś tak. Mruknęła wprost w jego usta, gdy Garrett docisnął ją do siebie jeszcze bardziej. Zmusił ją również tym samym do zejścia na przedramiona. Mocniej więc teraz napierała swoim biustem na jego klatkę piersiową, subtelnie ocierając się o nią i przez cienką koronkę stanika oraz materiał bluzki drażniąc przy okazji sutki, które niedługo po tym znacznie stwardniały. Nie zamierzała jednak zabawiać się teraz w łóżku ze swoim mężem. Poniekąd z ociąganiem, ale oderwała się od ust ukochanego. - Skoro moje kochanie już się rozbudziło, możemy iść pod prysznic – odparła z zadziornym uśmiechem, a jej roziskrzone oczy sugerowały w tym momencie jedno. Wyswobodziła się z rąk Garretta całkiem sprawnie i nawet jeśli ten próbował ją do siebie przyciągać, wymykała się jego mocnym kończynom. Powędrowała do szafy, z której wyciągnęła dla nich świeżą bieliznę na zmianę oraz ubrania. Wzięła też ręczniki i kosmetyczkę ze środkami pielęgnacyjnymi, których zwykle używali. Na stopy wsunęła swoje rozkoszne, ku ogólnemu zgorszeniu i niezrozumieniu, kapcie w kształcie słodkich owieczek, po czym posłała panu Gray buziaczka i nie czekając na niego opuściła ich pokój. W końcu wiadomym było, że i tak ją dogoni w drodze do jednej z łazienek, którą, swoim zwyczajem, zajmą na co najmniej dwie godziny. Albo i dłużej.
Zaraz po tym, jak oboje wrócili do swojego pokoju po wyjątkowo przyjemnej godzinie.... półtorej(?) pod prysznicem, pani Gray zarzuciła na siebie wygodny dres, aby nie paradować w szlafroku, po czym pobiegła do kuchni, zostawiając mężczyznę swojego życia na pastwę chwilowej samotności w oczekiwaniu na to, co przygotowała mu dzisiaj jego wybranka serca. Największym minusem mieszkania w siedzibie był fakt, że niektórymi pomieszczeniami musiała się dzielić z innymi. Ileż by Anita dała, żeby mieć swoją własną łazienkę, przylegająca bezpośrednio do sypialni oraz wielką, wyposażoną w najlepsze sprzęty kuchnię. Nie mówiąc o ciszy, spokoju i braku zobowiązań wobec innych, nie licząc jej własnego męża. Otworzywszy lodówkę miała nadzieję, że te patałachy mieszkające razem z nimi nie ważyły się ruszyć dania, które tak pieczołowicie przez wiele godzin przygotowywała Garrettowi. Odetchnęła z ulgą, gdy stan rzeczy zgadzał się z tym pozostawionym jakiś czas temu, odgrzała jedzenie, nałożyła porcje dla siebie oraz niego do głębokich talerzy, polała sowicie sosem pomidorowym, następnie, uprzednio sprzątnąwszy wszystko oraz schowawszy resztę, zaniosła na tacy posiłek. Łokciem otworzyła drzwi, wsunęła się do środka i zaś nogą pchnęła drewniane skrzydło, które subtelnie zatrzasnęło się za jej zgrabnymi pośladkami. Przyjemny zapach ulubionego posiłku Garretta rozniósł się już na pewno po całej siedzibie, toteż można sobie wyobrazić, jak intensywny on był teraz w ich wspólnym pokoju. - Kochanie... mam nadzieję, że jesteś głodny - mruknęła Anita i odstawiła tacę z gołąbkami na stolik, następnie podeszła do męża. Czegokolwiek teraz nie robił, czy stał, czy siedział, czy nawet i leżał, zbliżyła swoje usta niebezpiecznie blisko jego ust, wpijając się w nie mocno. Tak bardzo pani Gray stęskniła się za swoim mężem.
Garrett nie zwracał uwagi na czas, gdyż było mu pod prysznicem bardzo przyjemnie, miał wolne do końca dnia i nie było jak zerknąć na zegarek, gdyż takowych w łazience nie było. Wstrzelił się jednak w swoje przewidywania, mniej więcej, gdyż obstawił, że spędzili ze sobą minimum godzinę w tym pomieszczeniu. Przyszedł jednak czas na to, by w końcu zwolnić ją i zawędrować do pokoju, gdzie miała się odbyć dalsza część ich wspólnego wieczoru - tym razem ta mniej dzika i namiętna, a bardziej stonowana, aczkolwiek równie miłosna i równie potrzebna w życiu każdego małżeństwa. Ogarnął się w sypialni, gdy Anita poszła po ich kolację, narzucił na siebie jakieś bokserki i koszulkę z nadrukiem, który był już przeprany, zapewne przez wielokrotne pranie tej odzieży. Postanowił wyłączyć wszystkie telefony, laptopa nawet nie odpalił, gdyż nie chciał, by ktokolwiek przeszkadzał jemu i jego żonie w tym cudownym wieczorze. Ułożył się wygodnie na łóżku i oczekiwał pani Gray. Gdy ta weszła do pomieszczenia, wzdrygnął się i już chciał jej pomóc z tym całym asortymentem, jednakże nim dotarł tam, ta już zamknęła za sobą drzwi i uporała się z problemem solo. Czując zapach ukochanych gołąbków Garrett uśmiechnął się, gdyż wiedział, że zrobiła je Anita. Uwielbiał jej kuchnię, a gołąbki to była jedna z jego ulubionych potraw, brunetka umiała je przyrządzać. Nigdzie nie jadł tak dobrych jak u niej. Podejrzewał ją o jakiś sekretny składnik, była nim zapewne miłość. - Bardzo - potwierdził, bo taka była prawda i poniekąd chciał też ją zapewnić, że zje dużo i ze smakiem. Przesunął się tak, że siedział na krańcu łóżka i zachęcił żonę do tego, by zajęła miejsce na jego kolanach, gdy tylko podeszła do niego i obdarowała go soczystym pocałunkiem. Odwzajemnił go z niebywałą ochotą i jak zwykle jego dłonie zawędrowały na jej pośladki, wsuwając je pod materiał dresów i bielizny, o ile takową na sobie miała. Na moment oderwał się od jej ust i spojrzał na nią, mając rozchylone wargi oraz łapiąc oddech. - Anita... - wyszeptał jej imię, tak bardzo je uwielbiał. Przeniósł pocałunki na szyję brunetki, muskając ją delikatnie, może nawet łaskocząc w jakimś małym stopniu. Pan Gray również stęsknił się za swoją żoną.
Z ochotą usiadła okrakiem na jego kolanach, zmniejszając tym samym dystans między ich ciałami. Tak rzadko mieli więcej, niż kilka godzin dla siebie, toteż każdą chwilę celebrowali, jak tylko mogli. Gdy pan Gray wsunął swoje dłonie pod materiał jej ubrania, wyczuł, że prócz nagiego ciała pod spodniami, niczego na sobie nie ma. Czy specjalnie, czy z racji zwykłego pośpiechu, Anita nie założyła bielizny. Prawdę powiedziawszy, po co sobie zawracać głowę czymś tak trywialnym, jak dodatkowe warstwy, skoro w pokoju oczekiwał na nią najprzystojniejszy i najseksowniejszy facet w całym wszechświecie? - Garrett - westchnęła rozkosznie, gdy poczuła jego usta na swojej szyi. Uwielbiała jego dotyk, w każdej formie. Nawet tej najsubtelniejszej. Potrafił delikatnym muśnięciem skóry o skórę rozpalić ją do czerwoności. I to nie dlatego, że był synem samego Hefajstosa. Że w jego żyłach krążył ogień. - Kochanie... - Odsunęła się od niego nieznacznie i ujęła w dłonie jego twarz chcąc, aby spojrzał na jej oczy, nie zaś na biust. - Co dalej? - zapytała po krótkiej chwili, nieustannie utrzymując z mężem kontakt wzrokowy. Wiedziała, że odejście nie będzie tak prostą kwestią. Że w sumie nawet nie była do końca pewna, czy to dobry pomysł, ale mimo wszystko coraz silniej odczuwała potrzebę życia tylko z Garrettem. Bez konieczności narażania życia. Bez tego ciągłego widma, że mogą jednak zginąć. Czy razem, czy osobno. - Wyjedźmy gdzieś... Nie wiem, czy na zawsze. Ale na trochę. Na chwilę. - Zwykle Anita nie uciekała od obowiązków związanych z funkcją przybocznej. Ba, podchodziła do wszystkiego bardzo poważnie i szczyciła się tym, że została obdarzona aż takim zaufaniem przez Midnighta, ale... ale stopniowo zaczynała czuć, że to jednak nie to. Że w jej życiu chodzi o coś więcej, niż nieustanna walka z herosami z obozu, czy kimkolwiek innym, kto zajdzie szefowi NoGods za skórę. Z wyrazu jej twarzy Garrett mógł wyczytać swoiste rozdarcie, co Anicie nie zdarzało się zbyt często. Zwykle nie miała problemów z podejmowaniem decyzji, była pewna siebie i w przypadku jej osoby półśrodki w sumie nie istniały. Teraz jednak coś się zmieniło. A Gray, który znał swoją żonę tak, jak nikt inny, na pewno był w stanie zrozumieć co się działo z córką Modiego.
Z przebiegu rozmowy i wszystkich zdarzeń, które miały miejsce w tym pokoju oraz w łazience, nie spodziewał się, że Anita poruszy tak ciężki temat w takich okolicznościach. Garrett nie był na to przygotowany, dlatego nim ogarnął się z tego letargu, chwilę siedział z rozchylonymi wargami, które symbolizowały jego lekkie zdziwienie. Wiedział jednak, że poruszenie tego teraz było czymś ważnym dla niej, bo niewiele mieli czasu na wspólne wieczory i nie było kiedy zaplanować czegoś dalej, niż na najbliższy weekend, by zgrać się tak, żeby mogli spędzić ze sobą chociaż popołudnie. Opuścił głowę i włosami otarł się o jej szyję oraz dekolt, przymykając oczy na moment. Wiedział, że sprawa jest poważna, ale brunetka wiedziała też, że jej mąż w ten sposób się skupiał. W końcu wyprostował się i spojrzał prosto w oczy ukochanej. - Wiesz co planuje Midnight... - zaczął. - Nie możemy teraz wyjechać, gdy cel jest tak blisko - dodał, przypominając Anicie, że przysięgała być lojalna NoGods oraz zwłaszcza Garrettowi, który przecież był jej mężem. - Możemy to zrobić dopiero po wszystkim - zaproponował. - I jeśli już to zrobimy, nie będzie powrotu - ostrzegł ją, przypominając, że NoGods mają pewne zasady co do tych, którzy nie zamierzają być na każde wezwanie. A już zwłaszcza dla tak wysoko postawionych członków jak doradcy samego Midnighta. - Ale, jeśli będziesz chciała odejść, to odejdę z tobą. Nie należę ani do NoGods, ani do Midnighta, ani do Hefajstosa, ani do nikogo innego. Należę do ciebie i jeśli moja żona będzie chciała zmienić coś w naszym życiu, to zabiję każdego, kto spróbuje jej w tym przeszkodzić - zadeklarował i przysunął głowę do jej ucha, by wyszeptać jej coś. - Nawet Midnighta - dokończył, po czym ucałował ją w płatek ucha, a następnie w policzek, aż w końcu się odsunął i spoglądał na nią swoim standardowym, spokojnym wzrokiem. Garrett wplótł dłoń we gęste włosy swojej małżonki, przeczesując je raz po raz. Anita doskonale wiedziała, że to co powiedział, to czysta prawda. - Jestem lojalny tylko tobie. Na dobre i na złe - przypomniał fragment przysięgi, którą składali sobie lata temu. Dla Garretta nie było nic ważniejszego niż Anita, dlatego mogła czuć pełne jego wsparcie w każdej decyzji, nawet tak ciężkiej i niebezpiecznej jak opuszczenie NoGods.
Sama również przymknęła oczy wraz w momentem, gdy Garrett ocierał się o jej szyję i dekolt. Dali sobie tym samym chwilę na zebranie myśli, aby móc porozmawiać na ten dość ciężki temat jak osoby dorosłe, dojrzałe i które, przede wszystkim, ufają sobie wzajemnie. Bezgranicznie. Wiedziała, że jej mąż odpowie na jej pytanie mądrze, rozważając wszystkie za i przeciw oraz finalnie udzielając, mimo wszystko, dość satysfakcjonującej odpowiedzi. Pogładziła go po policzku, nim wyrzekła chociaż słowo. - Chcę na razie gdzieś wyjechać. Nie mówię, że na zawsze, choć... - Zawahała się. - Choć ta wizja jest kusząca. Tylko ty i ja. Patrzyła uważnie na Garretta. W jej głowie był istny mętlik. Pierwszy raz od momentu, gdy dla pana Graya opuściła obóz i zdecydowała się dołączyć do NoGods. Wtedy wszystko się ustabilizowało, ona sama się ustatkowała, a życie z synem Hefajstosa okazało się dokładnie tym, czego potrzebowała i o czym marzyła. Teraz jednak, po tych wszystkich latach, zaczęła odczuwać swoiste znużenie i chęć zrobienia czegoś więcej. - Nie zamierzam zawieść Midnighta. Chcąc czy nie, jestem mu lojalna. I nie żałuję, że te piętnaście lat temu zawędrowałam aż tutaj, tylko... - Przysunęła się do Garretta bardziej, finalnie siadając mu na kolanach. Zarzuciła swoje ręce na jego szyję i cmoknęła w czoło. - Tylko chcę nadać życiu większy, głębszy sens. Z tobą u mego boku. Uśmiechała się delikatnie, czule lustrując twarz swojego ukochanego. - Jestem gotowa zginąć za ciebie. Ale nim do tego dojdzie, chcę w końcu w pełni nacieszyć się byciem twoją żoną. Mamy oszczędności, umiemy zadbać nie tylko o siebie, ale i o innych. Posiadamy wszystkie te cechy, które, prawdę mówiąc, sprawiają, że cały ten, czy inne światy, stoją przed nami otworem. - Mówiła cicho, choć pewnie. Jej ciemne oczy błyszczały swoistą mieszanką ekscytacji oraz radości na myśl o tym, co nieznane i co ich czeka, jeśli kiedyś zdecydują się na życie na swoją rękę. - Chcę spędzać z tobą każdą wolną chwilę, a nie tylko kilka godzin co jakiś czas. A te godziny i tak są cholernie niepewne. Nigdy nie wiadomo, kiedy zostaniemy wezwani oraz rozdzieleni do różnych ważnych, według Midnighta, zadań. Pocałowała go delikatnie w usta. - Chcę mieć duży dom. Własną stadninę z końmi, strzelnicę dla ciebie i kota. Dwa, albo siedem. Garaż na mój samochód i twoje motocykle; jeszcze większą kuchnię, żebym mogła ci codziennie gotować twoje ulubione dania. - Z każdym kolejnym wypowiadanym życzeniem uśmiechała się jeszcze szerzej. - A przede wszystkim... - Znów go pocałowała. - Chcę móc kochać się z moim mężem codziennie. Niespiesznie. - Jej wargi ponownie spoczęły na jego ustach. - Spędzać z tobą tyle czasu, ile obydwoje potrzebujemy. Wspólnie rozkoszować się zachodem słońca na dachu naszego domu, na który będziemy się wspinać zawsze wtedy, gdy najdzie nas ochota. Naparła na niego biodrami, dociskając się również i resztą ciała do Garretta. - Chcę ciebie. Nieustannie. Chcę, byśmy byli panami swojego własnego czasu.
Lojalność była rzeczą ważną, gdyż bez niej nie można było zaprowadzić porządku w żadnej grupie czy organizacji. Oni przysięgli swoją Midnightowi. Wykonali już dla niego wiele zadań i mieli prawo czuć się zmęczeni oraz uważać, że poradzą sobie sami. Już kiedyś rozmawiali na ten temat. Taka była poniekąd część ich małżeńskiej umowy. Związali się ze sobą, gdyż wiedzieli, że prędzej czy później opuszczą wspólnie NoGods. Dla żadnego z nich organizacja nie była ważniejsza od nich samych, więc jeśli Anita czuła się przytłoczona wszystkim i nie uznawała się już za część tej organizacji, to obowiązkiem Garretta było stanąć po jej stronie. Widząc ogień w jej oczach, gdy tylko wspomniał o możliwości opuszczenia szeregów wywrotowców, wiedział, że postąpił słusznie i trafili w sedno problemu. Anita rzadko była aż tak skłonna do wyznań, dlatego Gray tym bardziej doceniał starania swojej żony, która starała się mu wyjaśnić oczywistości. Kilka razy skinął głową, zgadzając się z nią. Uśmiechnął się nawet na myśl o życiu na własny koszt. Przeczesał dłonią jej włosy. - Tyle czasu jesteśmy już małżeństwem, a ty dalej kochasz mnie jak tego dnia, gdy to zrozumiałaś- zaczął. - Jeśli kiedykolwiek chciałem mieć żonę, to tylko taką jak ty - dodał z uśmiechem, wpijając się w jej usta, inicjując tym samym kolejny, niespieszny pocałunek. Wizja wspólnego domu, stadniny, kotów, garażu, wolności i czasu tylko dla siebie była kusząca. Ale w głowie Garretta zrodził się jeszcze jeden punkt, o którym Anita nie wspomniała. Wiedział jednak, że to sprawa niemalże niewykonalna. Gdy ich twarze, tak jak również i ciała stykały się ze sobą, Gray w końcu zdobył się na odwagę, by wspomnieć o czymś jeszcze. - Do pełni szczęścia brakuje mi tylko jednego... dziecka - rzekł nieco zachrypniętym głosem. - Chcę dziecka, Anita. Wiem, że rozmawialiśmy już o tym, ale nie chcę udawać, że mi na tym nie zależy - chrząknął, spodziewając się, że Anita może się zdenerwować. Przerabiali to już bowiem kilkukrotnie, zawsze znał jej stosunek do posiadania potomstwa. Ona twierdziła, że się nie nadawała na matkę, on zaś chciał dziecko od zawsze i liczył, że ona również się do tego pomysłu po jakimś czasie przekona. - Odejdziemy razem, ale proszę, zastanów się nad tym - zakończył i wpił się znowu w jej usta, chcąc dać dowód swoich uczuć oraz tego, jak poważne jest to dla niego. Był gotów na wszystko, łącznie ze zdradą Midnighta i NoGods.