Byli w chujowej sytuacji i prawdę mówiąc Alex, pomimo całego tego paplania, że odwrót jest hańbą dla wojownika, że powinni zginąć w boju i takie tam, stwierdziła, iż to właśnie on byłby w tej chwili najlepszym rozwiązaniem. Mogliby zebrać siły, przegrupować się, oszacować straty. Kto by pomyślał, że tak łatwo rozpierdolić, z pozoru tak zorganizowaną i wspaniale funkcjonującą organizację, jaką jest obóz. Omińmy może lot, bo wszyscy wiemy, że Alex jest raczej stworzeniem lądowo-wodnym i latać nie lubi, ale jak widać ma jednak jeszcze odrobinę szczęścia. Co jest czasem ważniejsze, niż zdrowie, bo na Titanicu... Nieważne. Jones widziała w portalu Arthura i nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Zaklęła, a złość która zdawała się sięgać już zenitu, nagle stała się jeszcze większa. Córka Aegira bynajmniej nie rzuciła wszystkiego i nie pobiegła do Arthura jak większość mogłaby przypuszczać, że zrobi. Kapitan musiał jeszcze chwilę wytrzymać i poczekać na pomoc. Alex momentalnie zareagowała na zbliżający się cios. Zrobiła unik, którego pozazdrościłby jej sam Muhammad Ali i przechodząc płynnie do pozycji, w której stała przodem do wyciagnietego ramienia minotaura (od jego zewnętrznej strony), cięła mieczem w kończynę. Cios był silny, nastawiony na odrąbanie ręki lub jej poważne uszkodzenie. W swojej drugiej dłoni Jones nadal kurczowo ściskała obrus i właśnie w tym momencie, nie patrząc czy amputacja łapy potwora się udała, zarzuciła materiał na ohydny łeb stwora. Chciała go oślepić, trochę liczyła, że przez swoje wielkie, średnio skoordynowane cielsko i rogi, zwyczajnie zaplącze się w tą nieszczęsną szmatę. Tym bardziej, że podłoga była mokra i śliska od wszelkich wysłanych napoi. Alex to szczególnie nie przeszkadzało, w końcu często walczyła nad wodą, ale minotaur mógł wywinąć kozła. W końcu widział ktoś kiedyś krowę na łyżwach?
Jeśli jej się to udało, a potwór był chociaż częściowo czymś zajęty, Jones oddaliła się od niego na kilka metrów, chcąc pomóc Avalon. Korzystając z faktu, że przeciwnik drugiej heroiny był zajęty miażdżeniem jej wnętrzności, córa Aegira machnęła ręką kierując wodę prosto w nogi minotaura. Ponoć już głęboki na 15cm potok z rwącym nurtem jest w stanie powalic dorosłego mężczyznę. Fala Alex nie była długa, ale woda się skupiła, sięgając nieco poniżej kolan napastnika. Jeśli by się przewrócił Avalon lub sama Jones mogłaby zadać mu ostateczny cios.
Noemi Enamorado
Re: Parkiet - Scena Sob 27 Lip 2019, 20:43
Większość z zaplanowanych przez nią ruchów się nie udała i Noemi znalazła się w potrzasku, podduszana przez córkę cholernego Hefajstosa. Jej glewia już średnio zaczynała dawać radę w starciu z jej ciężarem opartym o włócznię, a na złość jeszcze Corvus całkowicie zniknął z oczu córki Asklepiosa, bo zasłaniała jej go sylwetka dziewczyny, która w przeciwieństwie do Enamorado zupełnie nie dbała o to, co się dzieje wokół niej. Nic dziwnego, skoro obozowicze byli z góry na przegranej pozycji. Noemi wiedziała jednak, że dziewczyna z każdą chwilą używania swoich boskich zdolności traci siły, dlatego stawiała nadal opór, mimo że dłonie zapiekły ją od trzymania podgrzanej za pomocą umiejętności glewii. Wtedy zagrzmiał na sali głos tego podejrzanego, łysego typa, a Noemi kątem oka zdołała zauważyć, jak rzuca ciałem Corvusa o ziemię. Nie słyszała słów przywódcy NoGods, ale serce jej przestało na moment bić, a następnie przyspieszyło parokrotnie. Musiała jak najszybciej dostać się do ukochanego, wynieść go stąd i opatrzyć jego rany. Nie brała pod uwagę tego, że on był już martwy. Była pewna, że dostał bardzo mocno. Jej Corvus, który przeżył spotkanie z True Ogre nie mógł teraz umrzeć. Za to ona musiała dotrzeć do niego jak najszybciej. Postanowiła wykorzystać moment, kiedy jej przeciwniczka poprawiała pozycję na stabilniejszą, odepchnęła ją swoją glewią, a następnie odrzuciła ją od siebie kopniakiem, wciskając jej szpilkę między żebra. Następnie przetoczyła się do tyłu, za pomocą lekkiego przewrotu, uniknęła jej ciosu, uchylając się przed wycelowaną w nią pięścią i dźwignęła się z powrotem do pozycji stojącej, czekając, aż dziewczyna sama na nią natrze, by pozbyć się jej na chłodno, tak jak Corvus ją nauczył. Wyminęła najpierw pierwszą kulę ognia, usuwając się na bok, a drugą wyminęła, wykonując jednocześnie ślizg w stronę Esmery. Podcięła jej nogi, a gdy dziewczyna znalazła się na ziemi, wymierzyła mocnego kopniaka czubkiem buta w jej twarz, chcąc ją tym samym ogłuszyć i pozbawić przytomności. Nieprzytomna = nieszkodliwa, a Noemi nie chciała tracić więcej czasu na potyczki z członkinią NoGods. Musiała jak najszybciej dostać się do Corvusa, więc nawet jeśli nie udało się jej ogłuszyć Esmery, to nie wahałaby się przed zadaniem jej ciosu śmiertelnego przy użyciu glewii. Jeżeli już udałoby się jej pozbyć Leon, to przemierzyłaby biegiem odległość dzielącą ją od ukochanego, a widząc, że Juarez zupełnie się nie porusza przyspieszyłaby, nie licząc się z jakimkolwiek bólem czy swoimi własnymi obrażeniami, by sprawdzić jego funkcje życiowe i obrażenia.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Nie 28 Lip 2019, 15:48
Pierwsze co towarzyszyło Folkowi po utracie ręki to szok. Z powodu omdlenia nie był świadom jakie moce posiada ów przeciwnik. Nie spodziewał się więc, że ten może stworzyć portal, który następnie pozbawi go prawej ręki. To spowodowało ogromny ból, w końcu utrata kończyny to nic przyjemnego. Zdezorientowany Folk padł na kolana uciskając swój biceps parę centymetrów nad raną. Ból był piorunujący, chłopak z trudem powstrzymywał się przed tym, aby zemdleć. Nie mógł sobie na to pozwolić.. Zwłaszcza po tym co wydarzyło się dosłownie sekundy po utracie ręki. Przeciwnik dosłownie ich zmasakrował - Ragnar nie mógł ruszać dłonią, a świeżo upieczony kapitan Asklepiosów wyzionął ducha. Była to ogromna strata, a Folk poczuł ogromne przygnębienie. Przez bardzo długi czas folgował sobie i swojej drużynie nie spodziewając się w ogóle tego, że mogą doświadczyć takiej masakry. Folk musiał myśleć szybko, jego krew wylewała się z rany, a przeciwnik pomimo ataku trójki kapitanów nie miał żadnych większych obrażeń. Ragnar miał rację - to był potwór. Tworząc z mroku opaskę Folk ścisnął nią bicepsa nad raną na tyle mocno, aby krew przestała się wylewać. Jeśli znalazł w pobliżu siebie jakieś źródło ognia przyłożył doń ranę powodując jej przypaleniem, a co za tym idzie zatamowaniem. Następnie opierając się na swoim mieczu podniósł się, nabrał powietrza do płuc i wykrzyczał ile tylko miał sił. Zależało mu, aby usłyszał to każdy znajdujący się w pobliskich lokacjach: - Herosi! W tym momencie zostaliśmy wystawieni na próbę! Ten śmieć, który zowie się synem Tartara nie chce nas jedynie zabić! Pragnie was upokorzyć, złamać waszą wolę walki i pozbawić was chęci do życia! Niemniej jednak każdy z was jest tu, aby doskonalić samego siebie! Wszyscy przybyliśmy tutaj by żyć! Nie możemy pozwolić na to, aby poświęcenie naszych braci i sióstr poszło na marne! Nie możemy się ugiąć! Ja, Folklore Galichet, Syn Hekate i kapitan drużyny Dionizosa jestem gotów oddać za was życie... Zróbcie to samo dla tych, którzy stoją obok was! Po tych słowach podniósł miecz i celując jego końcem prosto w dziecko Tartara rzekł: - Nie boje się śmierci i nie boję się Ciebie. Nie pozwolę Ci jednak siać zamętu i sprowadzać fatum na tych, za których odpowiadam! Chodź dzieciaku Tartatu! Zmierzmy się ze sobą! Nagle Folk stworzył z mroku niezliczoną ilość mrocznych pnączy, które ponownie powinny usidlić przeciwnika. On sam zaś wykonał atak frontalny na przeciwnika, będąc jednocześnie gotów na obronę w każdym momencie. Wiedział, że w tym stanie nie pokona przeciwnika w pojedynkę - musiał jednak oszczędzić trochę czasu dla Ragnara i pozostałych.
Ragnar Crow
Re: Parkiet - Scena Pon 29 Lip 2019, 15:02
Większość osób nie byłaby nawet w stanie zadrasnąć dziecka Tartaru, a tylko nieliczni mieli tyle odwagi, co doświadczenia i dyscypliny by go zranić. Lecz cóż to dało, skoro i tak polegli od przytłaczającej siły tego potwora. Corvus był martwy, a Folk miał odciętą rękę, nie wspominając nawet o Arthurze, który leżał pod gruzami i zapewne powoli umierał. Byli zmasakrowani, pozostawieni na łaskę tego potwora, jednakże Ragnar zauważył że potwór nie atakuje tylko broni się nad nadchodzącymi atakami. Jaki był jego cel, chłodny analityczny umysł syna boga mądrości podpowiadał mu, że ziemi grozi kryzys na o wiele większą skalę niż to co działo się kiedyś. Gdy zauważył Folka, który bez ręki, ledwo stojąc i wykrzykując do pozostałych herosów słowa otuchy, chciał już rzucić się na wroga, wykrzyczał w stronę przyjaciela słowa, które ciężko przeszły mu przez gardło i chyba nikt z obecnych herosów, nie spodziewał się ich z ust Ragnara: - Przestań, głupcze!, w tym stanie nie jesteśmy dla niego żadnym przeciwnikiem, nie poświęcaj życia dla głupiej brawury. - Jeszcze nie wszystko stracone bracie - te słowa były nie do zaakceptowania, lecz wierzył, że jego przyjaciel mu zaufa i nie zaatakuje. Ragnar trzymając się za dłoń, przybliżył się do ciała Corvusa, padł na kolana, spojrzał na zniszczenia w około i wszystko co przyszło mu na myśl, skwitował tylko w dwóch słowach - Boże mój!
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Pon 29 Lip 2019, 16:45
Esmera była w lepszej pozycji i podduszała Noemi swoją bronią, napierając na nią coraz bardziej. Popełniła jednak jeden błąd, który zakończył się w taki sposób, że zamiast poprawić pozycję, Enamorado zrzuciła na bok członkinie NoGods z siebie. Instynktownie jednak Leon zareagowała na to wymierzeniem kopnięcia kolanem w brzuch, które córka Asklepiosa poczuła dość mocno. Przez brak tolerancji mogło jej się nawet wydawać, że Esmera jej coś uszkodziła w środku, co jednak prawdą nie było. Ból był jednak silny. Dzięki swoim akrobatycznym zdolnościom, Noemi uniknęła drugiego ciosu w twarz, przeturlała się, zerwała na równe nogi i wyminęła obie kule ognia. Drugą jednak z trudem, gdyż jej ciepło Noemi poczuła na swojej twarzy, było bardzo blisko trafienia. Esmera uniknęła ataku Enamorado, gdyż jej zdolności akrobatyczne budziły podziw, a wyczulone zmysły, w tym wypadku wzrok, dostrzegł nadchodzące kopnięcie i pozwolił jej na uchylenie się od tego. Nim jednak córka Hefajstosa zdążyła wymierzyć inny cios, Noemi przebiegła przez ognistą ścianę. Zapiekło ją trochę po udach i łydkach, ale był to ból nieistotny przy tym zastrzyku adrenaliny. Córka Asklepiosa dobiegła do ukochanego i zaczęła sprawdzać funkcje życiowe Corvusa, który zwyczajnie nie żył. Zobaczyła zmasakrowaną twarz, wylewającą się z ust krew oraz wklęsłą klatkę piersiową i dziurę w ramieniu. Nie trzeba było być lekarzem, by stwierdzić, że funkcje życiowe ustały. Alexandra nie mogła się spodziewać takiego użycia zdolności przez syna Tartara, w końcu kto to widział, by stosował wcześniej portale i teleportacje? Niemniej miała teraz większy problem, niż zdrowie swojego konkubenta. Minotaur wyprowadził w nią cios pięścią, który ona sprawnie uniknęła, choć stosując porównania gracza, trochę jej jednak brakowało do Alego. Niemniej wykonała szybkie cięcie, które wbiło się do połowy ręki bydlaka, ale nie odrąbał ręki. Wyszkolony syn Aresa ze zwiększoną siłą miałby z tym problem, co dopiero córka Aegira. Zaplątanie minotaura w obrus się udało, ale był on zbyt mały, by spowodować potknięcie się. Przez chwilę udało się jej go trzymać i robić prowizoryczne rodeo, ale szybko zrzucił z siebie tkaninę w momencie, gdy Jones wysłała falę wody, mającą na celu wesprzeć córkę Eola zgniataną gdzieś obok. Avalon miała tylko jedną szansę, którą zamierzała wykorzystać. Czując przeraźliwy ból zgniatającego się ciała, wytworzyła ostatni podmuch, który wykorzystał przestrzeń między atomami skóry minotaura a jej ubraniami i było to na tyle silne, że mimowolnie potwór musiał ją wypuścić. Ta spadła na obie nogi i wytworzyła od razu ostrze z powietrza, mające na celu przebicie głowy byka. To się powiodło i bestia otrzymała cios w oko. Aerokineza Johnson nie była na tyle mocna, by móc wbić się w czoło minotaura i go zabić, dlatego szczęściem było trafienie go w oczodół, który pozbawił monstrum skupienia. Ten złapał się za głowę i zaczął chaotycznie stępować z nogi na nogę, kołysząc się niespokojnie we wszystkich kierunkach. Był na tyle nieuważny, że nie dostrzegł fali wykonanej przez Alexandrę i upadł, uderzając łbem o jakiś ostry kraniec, co spowodowało jego zgon. Niestety pociągnęło też to za sobą Avalon, która rąbnęła głową o kamień i rozbiła sobie łuk brwiowy. Folklore resztkami sił poradził sobie ze swoją raną, bardzo poważną, która w przypadku braku reakcji spowodowałaby utratę przytomności a za kilka chwil jego śmierć. Nie miał co prawda gdzie wyparzyć tej rany, ale prowizoryczna opaska z umbrakinezy na kilka chwil pozwoliła mu osiągnąć zamierzony cel - nie umrzeć. Oparł się mieczu i udało mu się wstać, ale o dalszej walce nie było tutaj mowy, ledwo trzymał się na nogach i gdyby nie swoja broń, nawet nie utrzymałby się w pozycji stojącej. Prowokowanie potomka Tartaru było jednak złym pomysłem, gdyż ten odwrócił się i wysłuchał bohaterskiej przemowy Galicheta. Widać było jednak, że kapitan Dionizosa użył złych słów, które tylko rozjuszyły wroga. - O śmierci, to będziesz tylko marzyć - zwrócił się złowrogo i nim mroczne pnącza znalazły się przy najeźdźcy, ten ponownie zniknął w wytworzonym przez siebie portalu, unikając tym samym również frontalnego ataku Galicheta. Teleporter otworzył się ponownie tym razem za Folklorem, a syn Tartaru chwycił go za kark, zaciskając swoją rękę i wbijając herosowi paznokcie w skórę, którą przebił. Uderzył go czterokrotnie wolną ręką w kręgosłup, za każdym razem w to samo miejsce. Już po pierwszym ciosie Folklore poczuł, że nie może poruszać swoimi nogami, najpewniej połamał mu połowę z dwunastu kręgów odcinka lędźwiowego, a następnie dokończył dzieła, niszcząc pozostałe. Galichet splunął krwią i wypuścił miecz z ręki, ledwo dysząc. Dostrzegając to, przeciwnik wypuścił go z ręki i za pomocą samej telekinezy utrzymywał go w powietrzu. Obrócił go przodem do siebie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, spoglądając z chłodem w czerwonych oczach na konającego Folklore. - Syn Baldura okazał się być bardziej rozważny - rzekł i niedbałym machnięciem ręki zepchnął za pomocą telekinezy bruneta w bok, a ten zaliczył krótki lot i wylądował około trzy metry od ciała Corvusa, przy którym stała już Noemi. Ragnar nie brał dalszego udziału w walce, widząc, że to bezcelowe i uklęknął przy ciele Corvusa, do którego chwilę wcześniej dołączył Folklore. Ręka syna Baldura była w okropnym stanie i nie był w stanie nawet poruszyć jakimkolwiek palcem. Była cała czarna, w dodatku pomimo wypalenia nerwów, dalej bolało, co najpewniej wiązało się z tym, że oparzenia miały również funkcje kwasu i powoli zżerały następne tkanki w dłoni herosa. Syn Tartara obejrzał się znów za siebie i spojrzał na zmasakrowanych herosów. - To wiadomość dla Zeusa i Odyna! - wykrzyczał. - Panowanie bogów niedługo się skończy! Rozpoczęła się Tartaromachia! Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i obserwował poczynania nie tylko swoich wrogów, ale również i sprzymierzeńców, nie mając jednak interesu w tym, by pomagać Esmerze. Oparł się plecami o tułów chimery, która dotąd walczyła tylko prowizorycznie i oczekiwał być może następnego ataku.
Podsumowanie: - Esmera, rana cięta uda z tyłu prawej nogi, nieznacznie krępuje ci ruchy i boli, bo nie masz tolerancji na ból. - Noemi, czujesz pieczenie w okolicach przodu prawego uda, ale nie krępuje ci ono ruchów w żaden sposób oraz sparzyłaś sobie skórę na obu łydkach oraz lewym udzie, jak adrenalina opadnie, to zapiecze. - Alexandra, kilka siniaków, zaczynasz odczuwać zmęczenie z powodu używania swoich zdolności, radzę zaprzestać takiej częstotliwości użytkowania. - Avalon, czujesz ogromny ból mięśni po ucisku oraz jesteś bardzo zmęczona przez użytkowanie swoich mocy. Radzę ich nie używać przez jakiś czas, bo możesz omdleć. Rozcięty łuk brwiowy. - Corvus, nie żyjesz. - Folklore, straciłeś prawą rękę od połowy bicepsa w dół. Prowizoryczna opaska zadziała tylko na chwilę. Ponadto masz pogruchotany kręgosłup, nie możesz się poruszać od pasa w dół. Wylewa się też krew z twojej szyi, bo zostały zrobione w niej dziury. - Ragnar, otrzymałeś dziwne oparzenia, które wywołały ból oraz drgawki w twojej lewej dłoni oraz mniej więcej do 1/3 przedramienia. Nie możesz w ogóle poruszać dłonią, mało tego, czujesz jak coś na wzór kwasu żre twoje tkanki i być może rozpuści ci niebawem całą rękę. - Arthur, nie jesteś w stanie walczyć. Masz ranę prawego ramienia, lewego uda i w okolicach mostka, które krwawią i stopniowo powodują, że możesz omdleć. Dodatkowo odczuwasz potężny ból głowy i pleców po zrzuceniu na ciebie resztek sceny. Zemdlałeś i potrzebujesz jak najszybciej pomocy.
Zasady: - Czas na odpis do 01.08.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Kolejka: - Dowolna - Corvus i Arthur nie muszą odpisywać
Wyjaśnienie: Tekst Arthura o Alex wygrał tę kolejkę XD
Dziękuję za kolejną turę postów, tak trzymać!
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Pon 29 Lip 2019, 19:03
Atmosfera stawała się coraz gęstsza, wręcz nie do zniesienia przez bezmyślność niektórych z nich. Avalon jednakże póki co skupiała się na sobie i ucieczce ze śmiertelnego uścisku, co na szczęście się udało, nie tylko zresztą, bowiem trafiając go w oko udało się odwrócić jego uwagę, by Jones mogła go dobić. Mimo że obyło się bez jakichś złamań, czuła zmęczenie przez co raczej nie będzie w stanie użyć aerokinezy przez jakiś czas, zresztą jej towarzyszka nie wyglądała lepiej. Stara się więc szybko to wszystko przeanalizować, ułożyć w głowie to, co wydarzyło się dotychczas, jednakże Folk postanowił wyrwać ją z zamyślenia swoim, jak zwykle oryginalnym, przemówieniem. Zanim zareagowała w jakikolwiek sposób, rzucił się na syna tartaru, kończąc... strasznie. Widok torturowania go przez tamtego, kolejne ciosy w kręgosłup, czuła na swoim ciele, zaciskając przy tym szczękę z nerwów. Z jednej strony miała ochotę ruszyć tam, pomóc mu jakoś, ale jak? Próbowała to uczynić z Corvusem, mimo wszystko skończył martwy, Folk póki co jeszcze oddychał, czyżby chciał pokazać że mimo wszystko nie chce ich wszystkich wybić? -Alex, sprawdź proszę czy jest ktoś żywy i pomóż rannym. Broń się jeśli musisz, nie atakuj bez potrzeby.- szepnęła jej, po czym poprawiła włosy, sycząc przy tym, bowiem nadal odczuwała jeszcze ból w klatce piersiowej oraz dłoniach, nawet lekki podmuch wiatru w dłoni dawał palące uczucie, pewnie sporo minie nim będzie w stanie cokolwiek zrobić. Mimo wszystko wyszła nieco przed siebie, tak by być w zasięgu wzroku nie tylko herosów ale i tajemniczego syna tartaru, z lekko uniesionymi dłońmi w geście pokoju. -Herosi, dość tego szaleństwa, zaprzestańcie ataku na niego. Nie potrzeba nam więcej zmarłych.- zwróciła się do towarzyszy, choć nie wiedziała czy ją wysłuchają, zwykle starała się być na uboczu, nie zamierzała nigdy dowodzić, lecz teraz... Corv, Folk... pierwszy nie żył, drugi zaś źle wyglądał, ktoś musiał zatrzymać resztę zanim cały obóz zostanie zmiażdżony i nie będzie już w tym wszystkim sensu. Jasne, śmierć przez walkę to coś pięknego, honorowego, o ile był z tego jakikolwiek pożytek, możliwość wygranej. Jak już Ragnar zauważył, póki co atakowali tylko oni, ten się tylko bronił i to tak że powoli tracili możliwości obrony. Może gdyby wspólnie zaatakowali... ale po co to ryzyko? -Co masz przez to na myśli. Czym Bogowie sobie zasłużyli na taką zniewagę?- głos był spokojny, choć lekko drżał z powodu bólu jak i zmęczenia, nie da się również ukryć iż czuła lekki strach w jego obliczu. Po tym co ujrzała, szczególnie ostatnie uderzenia w kręgi Folka, nadal miała je przed oczami.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Sro 31 Lip 2019, 14:39
Nie była zadowolona z obrotu spraw, jej przeciwniczka uciekła przez postawione wcześniej przez Esmerę płomienie. Niech ją dupsko pali, nie chciało jej się za nią uganiać. Warknęła za nią głośno: - A idź wywłoko! - zebrała dłońmi cały ogień, który postawiła i przekierowała go w ostrze włóczni. Miała chwilę to rozejrzała się dookoła. Ta rzeź byłą przytłaczająca. Zdecydowanie nigdy nie chciała stawać w takiej sytuacji. Zauważyła, że kapitanowie nie dali sobie rady, jeden z nich nawet nie żył. Inny został przygnieciony przez drewno, inny jeszcze nie miał ręki. Przełknęła głośno ślinę. Znalazła jakieś krzesło, postawiła je i usiadła na nim patrząc z wrogością w oczach na syna Tartaru. Nawet nie miał zamiaru jej pomagać, tylko wykańczał każdego z kapitanów po kolei. Postawiła podpaloną przy ostrzu włócznie między nogami i nonszalancko rozwaliła się na krześle. Nie była kontent z tego, że postawiono ją w takiej sytuacji. Odetchnęła głęboko i spojrzała w stronę dziewczyn, które męczyły się z minotaurem. Przez chwilę pomyślała, żeby im pomóc. Ale widząc jak potwór padł westchnęła tylko głośno i wyciągnęła nogi. Jej nikt nie pomagał, więc ona nie miała zamiaru pomóc synalkowi.
Noemi Enamorado
Re: Parkiet - Scena Czw 01 Sie 2019, 21:08
Postanowiła skapitulować i zwiać w pierwszym lepszym momencie przez tę ogniową ścianę ognia stworzoną przez córkę Hefajstosa. Zignorowała ból, który pojawił się natychmiast na powierzchni jej kończyn i przebiegła odległość dzielącą ją od Corvusa. Przyklękła przy jego ciele i poczuła, że kręci się jej w żołądku i w głowie. - Nie... - Wyszeptała, chwytając za jego bezwładną głowę i kładąc ją sobie na kolanach. Nie musiała wykonywać żadnych ruchów, by sprawdzić, czy jej ukochany wciąż żyje, ale i tak zmierzyła puls na jego szyi, doszukając się chociaż najmniejszych oznak pulsu. - Nie, nie, nie, nie, nie, nie - Zaczęła mówić szybko. Ręce przeniosła na jego klatkę piersiową, dłonie miała całe we krwi. Zmierzyła szybko wzrokiem każdą z jego ran. Słone łzy zapiekły ją w rozgrzane policzki. - Nie. Nie ty. Nie zgadzam się. - Powiedziała uniesionym z emocji głosem, cała się trzęsła, pochyliła się, by ucałować jego czoło, a palcami mokrymi od krwi, przeczesała mu włosy, tak jak robiła to jeszcze kilka dni temu, gdy leżeli razem w wannie. Rozejrzała się dookoła by ujrzeć jedynie więcej śmierci, rannych i chaosu wprowadzonego przez syna Tartaru, który usiłował wykończyć właśnie kapitana Dionizosa, Folklore'a. Było tylu rannych wokół niej, którym powinna pomóc. Był martwy Corvus, który musiał do niej wrócić. Rozejrzała się ponownie po całej sali, rejestrując Esmerę, która zrezygnowała z walki i łysola, syna Tartaru, który przyglądał się dalej ich żałosnej walce z tą rzezią, jaką im zgotował. Nachyliła się ponownie nad ukochanym, ukrywając twarz w swoich włosach. - Ojcze. Asklepiosie. Prosiłam cię w przeszłości o wiele rzeczy, ale nigdy nic nie było dla mnie równie ważne jak to. - Mówiła trzesącym się głosem niedużo glosniejszym od szeptu, tak, by nikt z NoGods nie skojarzył o co chodzi. - Proszę, daj mi szansę skorzystać z Boskiego Błogosławieństwa. Daj mi szansę odzyskać Corvusa, to on jest jedynym na czym mi zależy. - Pociągnęła nosem, ściskając w swojej dłoni, stygnącą dłoń Juareza z nadzieją, że Asklepios nie robi sobie akurat jakiejś wieczornej drzemki i usłyszy głos swojej córki, a najlepiej to w ogóle przyśle tutaj od razu jakąś boską odsiecz, bo inaczej żadne z nich tego nie przeżyje.
Alexandra Jones
Re: Parkiet - Scena Czw 01 Sie 2019, 22:22
Alex się wkurwiła. Była wściekła na Avalon, która nagle zaczęła wydawać rozkazy, zamiast jej pomóc lub chociaż podziękować, za pomoc. Jones czuła się również przytłoczona ogromem śmierci i walk toczonych wokół niej. Gdy tylko jeden z minotaurów padł, przekradła się jak najdalej od tego drugiego, wprost do Arthura. Avalon nie otrzymała odpowiedzi, zresztą Alex martwiła się już o zbyt dużo bliskich, by mieć na głowie też jakąś Johnson. Dopadła do przygniecionego zgliszczami sceny Arthura. Miecz chwilowo schowała, jednak kwestią sekundy byłoby ponowne jego rozłożenie. Ukucnęła i zaczęła ostrożnie usuwać deski z przygniecionego kapitana drużyny Aegira. Metodycznie zdejmowała gruzy na bok, uważając nie tylko na ciało ukochanego, ale również na swoje plecy, gdyby jednak jakiś potwór postanowił ją zaatakować. - Arthur... - Spróbowała dotrzeć jakoś do Crowa'a. Chciała by chociaż jękiem dał jej znak życia. Odrzuciła na bok jeszcze więcej desek. Widziała już ciało blondyna, ale również wiele krwi, która była jej winą.
Ragnar Crow
Re: Parkiet - Scena Czw 01 Sie 2019, 23:14
Ragnar był zrezygnowany, zadziorny uśmieszek i prowokacyjne zachowanie zniknęło wraz z wpierdolem jaki dostali od dziecka Tartaru lub Tartaku jak go nazwał jego niepełnosprawny kumpel Folkster. Gdyby dziad posłuchał jego rady, teraz pewnie nie leżałby na ziemi z gębą wbitą w chodnik. Syn Baldura sam musiał się także zmagać z bólem lewej ręki, która pokryta była jakąś czarną cieczą i z dużym powodzeniem rozpuszczała jego tkanki. Nawet jego regeneracja nic nie pomagała, także nie wiedząc co zrobić, przyparty do muru Ragnar wyjął swój pasek ze spodni, następnie obwiązał nim swoją rękę i zacisną mocno końcówkę trzymając ją w swoich zębach. Nie wahając się chwili dłużej odrąbał ją szybkim i dokładnym cięciem, ledwo co powstrzymując łzy i krzyk, jednak odgłosy bólu można było dostrzec przez jego zaciśnięte zęby. Kątem oka spojrzał na krew która kapała z jego odrąbanej kończyny i gdyby nie ucisk który przygotował chwilę wcześniej, zapewne wykrwawiłby się po kilku chwilach. Nie pamiętał już kiedy ostatnio dostał takie lanie, albo wrócił do domu z czymś poważniejszym niż kilka zadrapań czy siniaków. Kątem oka spojrzał na swojego przyjaciela, który leżał na chodniku i nawet w tak podłej chwili pojawił się u niego uśmiech. - Jak tam Folk? - zapytał się syna Hekate, po czym spoglądając na krwawiącą rękę przysmażył sobie ją sobie tamując obfite krwawienie. Smród spalonego ciała wypełnił powietrze, a kapitan nordów upadł na brzuch z wyczerpania.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Czw 01 Sie 2019, 23:23
Czuł się zmasakrowany, upokorzony i przybity. Nie mieli najmniejszych szans na pokonanie łysego. Kto by pomyślał, że podróba Johnyego Simsa będzie aż tak potężna. Folk był załamany, nie dość, że nie miał ręki to na dodatek pojawiło się nad nim fatum zostania kolejnym Stevenem Hawkingiem. O ile mógł przeboleć to, że do końca życia będzie musiał zmagać się z problemem o nazwie miękki wacek to już wizja ślinienia się resztę życia na siebie całkowicie mu nie odpowiadała. Do jego oczu napłynęly łzy... czuł, że to już koniec. Nagle jednak do jego uszu dobiegło pytanie jego przyjaciela. Pomimo tego, że jego twarz byla praktycznie cała w błocie, które powstało ze zmieszania się jego krwi z piaskiem uśmiechnął się i podnosząc z niemałym wysiłkiem głowę spojrzał na przyjaciela. Patrząc mu prosto w prawego sutka, bo wyżej już nie dał rady podnieść głowy, rzekł: - Jak na razie dobrze. Po tych słowach zaśmiał się szczerze, a jego twarz znów wylądowała w przypomimającej uzbekistańskie gówno brei.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Pią 02 Sie 2019, 22:51
Alexandra zaryzykowała dość mocno, chcąc przemknąć się obok nie radzącego sobie z obrusem minotaura. Pomysł był całkiem w dechę, gdyby nie fakt, że Jones bardzo nierozważnie przeszła obok kręcącego się stwora i tym samym niefortunnie oberwała kopniakiem prosto w plecy. Z drugiej strony mogła traktować to jako znak od bogów, że są z nią, gdyż zaliczyła kilkumetrowy lot i nie nabiła się na żadne drewniane przedmioty, jak część jej kolegów, a nawet trafiła tuż pod stertę belek, pod którymi leżał jej ukochany! Córka Aegira natychmiast zabrała się do pracy i próbowała wyciągnąć kapitana drużyny, co udało się jej w całości. Zabrała się za odpowiednie drewno i gruzy, nic nie wywołało lawiny kolejnych upadków przedmiotów na głowę Crowa i po chwili syn Baldura został wyciągnięty z pułapki oraz przeciągnięty ostrożnie na bok, by schować się przed wzrokiem syna Tartaru. Avalon postanowiła zaprzestać walki, co mogło być dość ryzykownym rozwiązaniem widząc rzeźnię, jaka miała tu przed chwilą miejsce. Najeźdźca był jednak zaskoczony postawą brunetki, która jak dotąd jako pierwsza zdecydowała się na jakikolwiek dialog z nim. Osobnik stanął wyprostowany i przeszedł kilka kroków, kierując swoje spojrzenie na Johnson. - Nie sądzę, by twój tępy umysł pojął istotę tego planu, jeśli nie domyślasz się, dlaczego bogowie powinni zostać zniszczeni - skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - To oni stworzyli jego zasady - zaczął. - Wy, herosi, jesteście tylko zabawkami. Chwilową uciechą dla spragnionych rozrywki bogów. Nie dbają o was, ani o to, co się z wami stanie. Blokują wam wstęp do swoich królestw, jedynych bezpiecznych miejsc dla tych, którzy posiadają boską krew. I tylko ja pojąłem prawdziwą istotę tego problemu. Zaproponowałem więc rozwiązanie: strącić bogów do mego ojca, do Tartaru, który zadba o to, by nieśmiertelni cierpieli w męczarniach przez wieczność. W tym czasie ja zapanuję tam w górze i dzięki temu Tartar rozrośnie się na cały świat - uniósł ręce ku górze, spoglądając z zadowoleniem na niebo. - A wy herosi w końcu traficie tam, gdzie wasze miejsce. W wieczną ciemność - zakończył złowrogo i spojrzał ponownie na Avalon, która być może była zaskoczona taką odpowiedzią. - Czas bogów kończy się - dokończył i obrócił się na pięcie, znikając razem ze swą chimerą w portalu, który stworzył natychmiast za sobą. Otworzył też portale w innych miejscach obozu, by zabrać truchło pokonanych bestii ze sobą, a tym członkom NoGods, którzy nie są już w stanie walczyć, bądź wycofali się z jakichś powodów - utworzył teleportery, które umożliwiły im powrót przed siedzibę organizacji. Esmera zatem została teleportowana, skoro zrezygnowała z dalszej walki i się przyglądała. Syn Tartaru zabrał także minotaura, który dopiero co zrzucił z siebie obrus. Noemi dostrzegając brak jakichkolwiek funkcji życiowych u Corvusa zwróciła się z modlitwą w stronę swego ojca, który jak każdy bóg wołanie usłyszał. Zgodnie z zasadami, które ustalono wieleset lat temu, grecki bóg medycyny obdarzył swą córkę pełnią swojej mocy na określony czas. Niebo, dotąd ciemne acz czyste, wszakże była noc, rozjaśniło się na moment, a złota poświata oplotła całe ciało Enamorado. Dziewczyna trzymała w tym czasie dłoń Corvusa, która w tym czasie drgnęła. Krew przestała się sączyć z jego ran, zaczęła z powrotem zbierać się do ciała, które odzyskiwało poprzedni kształt: klatka piersiowa rozprostowała się, żebra zrosły, tak jak i płuca. Chwilę później obie kości policzkowe jego twarzy oraz przedziurawione ramię... wszystkie rany zniknęły. Pozostały tylko ślady na ubraniach, które były zniszczone i to w zasadzie była jedyna pamiątka po całym tym zajściu. Corvus Juarez znów zaczął oddychać i było to widać po unoszącej się klatce piersiowej oraz oddechu, który wydobywał się z jego ust. Folklore, który znajdował się dość blisko Enamorado, mógł odczuć błogość i brak jakiegokolwiek bólu. Dzięki odpowiedniej odległości od użytkowniczki błogosławieństwa, jego kręgosłup zrósł się ponownie i Galichet odzyskał władzę w dolnych partiach ciała. Jego ręka jednak dalej była w tragicznym stanie, tutaj nawet Noemi nie mogła nic wskórać, gdyż może tylko pobudzić kość do zrośnięcia się błyskawicznego, całkowicie nowej ręki nie stworzy. Póki jednak kapitan Dionizosa znajdował się blisko niej, nie odczuwał żadnego bólu związanego z jakąkolwiek raną. Szyja także się zasklepiła. Ragnar siedział obok ciała Corvusa, dlatego zbawienny wpływ błogosławieństwa Enamorado działał również na niego. Ręka, którą odciął sobie chwilę wcześniej, wylądowała na ziemi, a on sam przestał odczuwać piekący ból po tym poświęceniu. Znajdując się blisko Noemi, nie odczuwał żadnego bólu ani zmęczenia. Wyglądało jednak na to, że dłoń, którą syn Baldura sobie odrąbał, wróciła do poprzedniego stanu, gdy tylko została wystawiona na oddziaływanie mocy córki Asklepiosa.
Podsumowanie: - Esmera, rana cięta uda z tyłu prawej nogi, nieznacznie krępuje ci ruchy i boli, bo nie masz tolerancji na ból. - Noemi, wszystkie twoje rany zagoiły się. - Alexandra, kilka siniaków i ból pleców po kopnięciu minotaura. Być może zbiłaś sobie jeden z pośladków podczas lądowania. - Avalon, czujesz ogromny ból mięśni po ucisku oraz jesteś bardzo zmęczona przez użytkowanie swoich mocy. Radzę ich nie używać przez jakiś czas, bo możesz omdleć. Rozcięty łuk brwiowy. - Corvus, wróciłeś do życia, od ciebie zależy czy odzyskujesz przytomność czy nie piszesz w następnej turze. Po twoich obrażeniach nie ma śladu... ale czy na pewno? - Folklore, straciłeś prawą rękę od połowy bicepsa w dół. Prowizoryczna opaska zadziała tylko na chwilę. Wszystko pozostałe jednak wróciło na swoje miejsce: szyja się zasklepiła, kręgosłup zrósł. Dopóki jesteś niedaleko Noemi, nie odczuwasz żadnego bólu. - Ragnar, odciąłeś sobie dłoń. Dopóki jesteś niedaleko Noemi, nie odczuwasz żadnego bólu. - Arthur, zemdlałeś i jesteś bliski śmierci, tylko szybka pomoc medyczna może cię uratować.
Zasady: - Czas na odpis do 05.08.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Kolejka: - Dowolna - Esmera nie musi odpisywać
Wyjaśnienie: Noemi jest w trakcie użycia trybu Boskiego Błogosławieństwa (tura 1/6). Polecam wszystkim rannym zbliżyć się do Noemi, która przez kolejne pięć tur jest jeszcze w stanie uleczyć was.
Gratuluję, udało się wam przeżyć (no prawie wszystkim). Jesteście także świadkami zużycia pierwszego Boskiego Błogosławieństwa w historii forum!
Alexandra Jones
Re: Parkiet - Scena Sob 03 Sie 2019, 11:23
Znów miała szczęście i prawdę mówiąc, patrząc na Arthura, który leżał nieprzytomny, podziurawiony i z pewnością blisko mu było do śmierci, Jones chętnie oddałaby mu tego farta. Ciężko opisać, jak wiele emocji rozdzierało ją w tej chwili od środka. Strzępy materiałów, które się jeszcze nie sfajczyły, wykorzystała na prowizoryczne opaski uciskowe ramienia oraz uda. Nagle zdała sobie sprawę, że nie słyszy już ryków potworów. Zrobiło się dziwnie cicho, niebo jakby na moment zmieniło swoją barwę. Blondynka zrozumiała, że zagrożenie, przynajmniej na moment, minęło. Bez słowa zarzuciła na siebie ciało ukochanego, dziękując bogom, że jako heroina miała więcej krzepy niż przeciętna śmiertelniczka jej postury. Gdyby nie okoliczności, wyglądałoby to komiczne, gdyż rosły Arthur był co najmniej dwa razy większy od Jones i praktycznie ją przeslaniał. Alex zaciągnęła Crow'a do reszty kapitanów. Nie była medykiem i chociaż miała podstawową wiedzę pozwalającą na udzielenie pierwszej pomocy, Arthur w tej chwili potrzebował kogoś bardziej doświadczonego - lekarza. Poza tym uznała, że Ragnar będzie chciał wiedzieć, co z jego bratem. Delikatnie, z należną troską, ułożyła ciało poszkodowanego niemal obok kapitana drużyny Tyra. Dopiero wtedy zauważyła, że jest świadkiem czegoś niezwykłego i że panuje tu zupełnie inna, nowa aura, niż ta którą pozostawił po sobie syn Tartaru. Alex sama poczuła się jakoś lepiej, jakby ktoś podał jej środek przeciwbólowy. Zatamowała krwawienie z klatki piersiowej Arthura, jednak kawałki materiałów, które kurczowo przyciskała do ran ukochanego, zdążyły się już nasączyć szkarłatem. - Arthur!- Spróbowała po raz kolejny go ocucić, mierząc mu tętno wolną ręką. Chyba oddychał, musiał żyć... Poczuła, jak po rozgrzanych policzkach spływają jej łzy. Spojrzała na pozostałych herosów, jakby szukała u nich pomocy. Jednak oni sami wyraźnie jej potrzebowali, a Alex była zdana na siebie. Problem w tym, że nie miała pojęcia, co robić.
Noemi Enamorado
Re: Parkiet - Scena Sob 03 Sie 2019, 18:26
Odwróciła wzrok od ciała ukochanego tylko na moment, gdy zauważyła jasną smugę, która spływała z nieba w jej kierunku, aż w końcu oplotła całe jej ciało. To było niesamowite uczucie, gdy pełnia jej boskich zdolności uaktywniła się. Czuła się wszechmocna. Szybko jednak jej uwagę odwrócił ruch dłoni Corvusa, spoglądała jak jego rany odkryte w dziurach postrzępionych w trakcie walki ubrań, zasklepiają się, jak klatka piersiowa unosi się, płuca zaczynają pracować. Położyła wolną dotychczas dłoń na klatce piersiowej Corvusa i po chwili poczuła jego bijące na powrót serce. Łzy wzruszenia spłynęły po jej policzkach, a uśmiech ulgi pojawił się na twarzy Noemi. Pochyliła się nad twarzą ukochanego i spoglądała, jak nabiera kolorów pod wpływem krążącej na powrót krwi. Położyła swoje czoło na jego czole. Zaśmiała się krótko ściskając w dłoni jego dłoń. - Corvus? - Wyszeptała i pogłaskała delikatnie jego policzek. - Zbudź się. - Odsunęła się lekko, pocałowała delikatnie jego usta. Jak w bajce o śpiącej królewnie. Reszta sali zupełnie przestała dla niej istnieć, dopóki nie usłyszy głosu ukochanego.
Corvus Juarez
Re: Parkiet - Scena Nie 04 Sie 2019, 13:22
Pamiętał tylko jak dusił się przez brak powietrza i jak krew zalegała mu w gardle, wylewając się niemalże z każdej części ciała. Ból, który odczuwał przez cały ten czas, nim syn Tartaru nie zdecydował się go wykończyć był przeogromny, dlatego samo wbicie glewii prosto w serce, czego efektem był zgon Corvusa, było już tylko formalnością. Nie miał nawet czasu na myślenie o strachu czy rachunku sumienia, gdyż jego życie skończyło się bardzo szybko, a ból nie pozwalał mu myśleć o czymkolwiek innym poza właśnie nim samym. Nic więc nie zdołał z siebie wydukać ani o niczym pomyśleć, nim jego żywot się zakończył. Widział kontury, potem cienie i w końcu ciemność. Obudził się w nocy, a kilka metrów od niego rozpalone było ognisko, przy którym siedział jakiś dzieciak. Juarez podszedł, wcześniej sprawdzając całe swoje ciało - po jego ranach nie było ani śladu. Stanął obok młodzieńca i spojrzał na jego twarz, która była znajoma, a jednocześnie chłodna. To był jego zmarły "brat", półbóg, którego Corvus poznał jeszcze w sierocińcu i z którym razem miał trafić do obozu. Zginął jednak w drodze, a sam Corvus do tej pory się z tym nie pogodził. Syn Melinoe przysiadł obok niego, ale nic nie mówił. Rozmawiali już wielokrotnie wcześniej, wszakże Juarez posiadał zdolności komunikacji ze zmarłymi. Chłopak spojrzał tylko w jego stronę i chwilę później obaj byli już w Hadesie. A tam... Corvus zobaczył to, czego żaden żywy widzieć nie powinien. Dopiero po kilkunastu minutach, które dla Hiszpana były wiecznością, ocknął się. Jego oczy szybko się otworzyły, a on sam zdenerwowany i zdyszany odepchnął od siebie Noemi, która chwilę wcześniej złożyła na jego ustach pocałunek. Był cały roztrzęsiony, zdyszany i nie rozumiał, co się dzieje wokół niego. Kolejna tortura Hadesa? Podniósł się do siadu i spojrzał na swoje drżące dłonie, łapiąc powoli oddech. Instynktownie chwycił koszulkę w miejscu swojej klatki piersiowej, a później przejechał dłonią po twarzy, starając się uspokoić. Obrócił głowę, spoglądając na Enamorado, która błyszczała niczym gwiazda. To wyglądało jak sen, bardzo prawdziwy sen. Rozchylił wargi, ale nie był w stanie nic z siebie wydukać. Najwidoczniej był w zbyt dużym szoku, by cokolwiek teraz powiedzieć. Wiele rzeczy wydawało się dla niego dziwnych, chwilę temu przecież działo się coś, co na długo utkwi mu w pamięci. I nie chodzi tu o moment śmierci, który był bolesny, ale krótki. Rozejrzał się nerwowo dookoła, dostrzegając mnóstwo ofiar i zniszczoną część obozu. Nie odezwał się jednak słowem.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Pon 05 Sie 2019, 19:36
Mały umysł brunetki a może jednak chodziło tu o coś innego, być może po prostu jego plan był szalony i nierealny. Jasne, miał dość silną moc, przez co większość padała jak muchy, nie mówiąc już o wsparciu w postaci potworów z którymi to dotąd się mierzyli, nie widziała jednak powodu do poddania się. Wygrał starcie, nie wojnę, a skoro był na tyle wylewny by zdradzić co mu tam siedziało pod czaszką, mieli teraz możliwość przygotowania się na kolejne spotkanie. Dlatego też słuchała go uważnie, nie dając powodu do sprowokowania i gniewu z jego strony, dość już wycierpieli tego dnia. Nawet jeśli nie zgadzała się z jego słowami, bo w czym miało być takie życie lepsze, od tego jakie mieli teraz? Jasne, fajnie byłoby z rodzicami zasiąść tam wyżej, jednakże ktoś musiał chronić niewinnych na tych ziemiach, oni swoje już zrobili. Kto wie czy kiedyś nie otworzą swych bram, nie był to jednak powód do atakowania. W końcu nie byli zwykłymi ludźmi, coś bogowie jednak dali swym dzieciom, czego sam syn tartaru chyba nie dostrzegał. Nie zamierzała jednak pisnąć nawet słowem, zamiast tego przygryzła lekko dolną wargę, obserwując jak ten postanawia odejść, by po chwili zniknąć z resztą w portalach, pozostawiając teren imprezy w chaosie. Dopiero teraz postanowiła rozejrzeć się dokładniej i ocenić sytuację. Jej wzrok na chwilę utkwił na Noemi, która postanowiła użyć Boskiego Błogosłąwieństwa, dzięki czemu Corvus zaczął nie tylko oddychać ale i się poruszać. Niestety, nadal nie był w stanie w czymkolwiek pomóc, większość miała jakieś rany, bądź brak kończyny, a jednak paru osobom była potrzebna interwnecja, chociażby Erron, którego właśnie odnalazła wzrokiem i podbiegła do niego, by sprawdzić puls. -Erron.- szepnęła, gładząc jego policzek, może i dobrze że oberwał i zemdlał, przynajmniej nie musiał patrzeć na to wszystko. Jeśli się zbudził, tym lepiej dla niej, jeśli nie, zarzuciła jego ramię przez swoją szyję i powoli go dotaszczyła do Noemi, by wróciły mu siły, sama zresztą również potrzebowała regeneracji. Wtedy właśnie zauważyła wzrok Alex, nie mogła udawać że jej nie widzi, szczególnie że zawdzięczała jej swoje życie. Podbiegła do niej, by po chwili klęknąć obok. -Trzeba go przenieść, same bez chociażby apteczki nic nie zdziałamy.- warknęła wściekła, nie mogli stracić kolejnej osoby. Dzięki Noemi mógł dojść do siebie, bądź przynajmniej tak szybko się nie wykrwawić, jednakże ciężko było z przeniesieniem go, szczególnie przy ranie uda i mostka. Mogłaby przenieść go powietrzem, igrając z własnym zdrowiem, jednakże nie potrzebowali kolejnego nieprzytomnego. We dwie raczej dadzą radę, choć musiały go podnieść przez co może z bólu się obudzić. -Szybko, chwyć go z drugiej strony.- westchnęła, chwytając go za ramię, już po przenoszeniu jednego była padnięta, mimo wszystko adrenalina dawała kopa więc miała nadzieję że jeszcze doczołgają się jakoś do Noemi na czas.
Ragnar Crow
Re: Parkiet - Scena Wto 06 Sie 2019, 15:11
To co działo się przez ostatnie godziny, na pewno zostawi trwały ślad w psychice Ragnara. Został pokonany, jego dom zniszczono, a ludzie nad którymi sprawiał piecze zostali zabici. Tak naprawdę to nic nie mógł zrobić, a siła przeciwnika wychodziła poza najśmielsze wyobrażenia kapitana. Gdy Noemi użyła swojego błogosławieństwa, jego oczy spowił blask, a to co działo się później dało mu nadzieje, że jeszcze nie wszystko stracone. Rany, których doznał w wyniku walki zasklepiły się, ręka którą sobie odrąbał wróciła do poprzedniego stanu, a kręgosłup Folka zrósł się na nowo, co przywróciło mu władze w nogach. Corvus nad którym Ragnar klęczał także wrócił do życia, łykając to coraz więcej powietrza do płuc i powoli zdając sobie sprawę, że był martwy. Zniszczenia, których doznał obóz tylko uświadomiły go w przekonaniu, że słowa dziecka Tartaru jak najbardziej trzeba było brać na poważnie i jeżeli czegoś nie zrobią, to czeka ich niechybna zguba.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Wto 06 Sie 2019, 21:32
Folk odczuł jak z sekundy na sekunde jego kręgosłup powracał do stanu sprzed walki z synem Tartaru. Nie minęła nawet minuta, a chłopak znów poczuł swoje ciało od pasa w dół. Gdyby tego było mało młody kapitan Asklepiosów powrócił z czeluści Hadesu i znów znalazł się pośród nich. Po odzyskaniu pełni świadomości Folk podniósł się powoli i rozejrzał do okoła. To co zobaczył zmroziło ku krew w żyłach. Cały obóz był zniszczony, a obozowicze wyglądali jak siedem nieszczęść. Patrząc na syna Tartaru rzekł: - A więc tak ma wyglądać komiec świata? Nie mógł wydusić z siebie nic więcej.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Sro 07 Sie 2019, 14:41
Noemi zaczęła swój show i dzięki sprowadzeniu wszystkich rannych w okolice miejsca, przy którym klęczała Enamorado, ich rany zaczęły się zasklepiać, nawet te poważne. Każdy z żywych uczestników tego starcia z wyjątkiem Esmery, której już tu nie było, zaczął odczuwać ukojenie, odzyskiwali siły, ich rany znikały, dzięki czemu takie osoby jak Arthur czy Erron odzyskali przytomność. Alexandry nic już nie bolało, tak samo jak Avalon, u tej nawet rozcięty łuk brwiowy się zrósł. Folklore odzyskał władzę w nogach i nie czuł nawet bólu po stracie ręki, póki znajdował się blisko Noemi będącej w trybie boskiego błogosławieństwa. Dłoń Ragnara zrosła się z pozostałymi tkankami jego ciała, dzięki czemu śladu po jej odcięciu już nie było, a sam Crow mógł bez problemu poruszać dłonią tak jak dawniej, mając oczywiście przez chwilę dyskomfort związany z jej powrotem na swoje miejsce.
Podsumowanie: - Esmera, rana cięta uda z tyłu prawej nogi, nieznacznie krępuje ci ruchy i boli, bo nie masz tolerancji na ból. - Noemi, wszystkie twoje rany zagoiły się. - Alexandra, ból minął dzięki wpływowi mocy Noemi na ciebie. - Avalon, łuk brwiowy się zasklepił, ciało przestało być obolałe, ponieważ zostałaś wystawiona na wpływ mocy Noemi. Wszystko z tobą dobrze. - Corvus, wszystkie twoje rany zniknęły. - Folklore, póki jesteś w pobliżu Noemi nie odczuwasz bólu z powodu utraty ręki. Pozostałe rany się zasklepiły, w tym twój kręgosłup. Ręki jednak nie odzyskałeś. - Ragnar, odcięta dłoń zrosła się z tkanką przedramienia dzięki boskim mocom Noemi. Odczułeś lekki dyskomfort z powodu ponownej możliwości poruszania dłonią, wszystko z tobą ok. - Arthur, dzięki mocom Noemi twoje rany zasklepiły się. Nie musisz się budzić, teraz po prostu śpisz i odzyskujesz siły. Jeśli chcesz, możesz wstać i pisać dalej tutaj. - Erron, odzyskałeś przytomność dzięki zdolnościom Noemi. Nie musisz pisać, jeśli nie chcesz.
Zasady: - Tutaj kończy się udział MG, od teraz możecie pisać w dowolnych tematach w tej lokacji. - Nie obowiązuje żadna kolejka. - Nie obowiązuje żaden czas na odpis. - Każdy z was otrzymuje zt z tego tematu, o ile nie ma zamiaru tu pisać. To oznacza, że możecie pisać tutaj, jeśli macie ochotę, ale jeśli decydujecie się na wyjście, to nie musicie pisać posta, że opuszczacie te miejsce. - Od tej pory możecie odnosić się do wydarzeń z tego eventu w sesjach między sobą.
Wyjaśnienie: Noemi jest w trakcie użycia trybu Boskiego Błogosławieństwa (tura 2/6).
Nagrody:
Alexandra - 22 punktów zwykłych (+2 bonus za aktywne pisanie podczas całego eventu) - 12 punktów boskich (+2 bonus za dotrzymanie terminów)
Noemi - 20 punktów zwykłych - 12 punktów boskich (+2 bonus za dotrzymanie terminów i użycie błogosławieństwa)
Avalon - 20 punktów zwykłych - 12 punktów boskich (+2 bonus za dotrzymanie terminów)
Esmera - 20 punktów zwykłych - 12 punktów boskich (+2 za dotrzymanie terminów)
Corvus - 15 punktów zwykłych - 10 punktów boskich
Arthur - 10 punktów zwykłych - 5 punktów boskich
Ragnar - 10 punktów zwykłych (-5 za niedotrzymywanie terminów) - 6 punktów boskich (-4 za niedotrzymywanie terminów)
Folklore - 10 punktów zwykłych (-5 za niedotrzymywanie terminów) - 6 punktów boskich (-4 za niedotrzymywanie terminów)
Erron - 8 punktów zwykłych - 4 punkty boskie
Dziękuję wam za udział w pierwszej części eventu. Było krwawo, mrocznie i przede wszystkim ciekawie. Świetnie się was prowadziło, większość z was dotrzymywała terminów i zachowywaliście się bardzo naturalnie swoimi postaciami. Gratuluję przeżycia i zachowania kompletu kończyn (z wyjątkiem ciebie Folker, ale westside wiadomo) oraz gratuluję Noemi za użycie pierwszego Boskiego Błogosławieństwa w historii forum!