Crow bez większego zawahania wszedł na scenę. Nie było już odwrotu wszystko było ustalone, a na jego barki spadł ogromny ciężar odpowiedzialności jaka wiązała się z posadą kapitana. Czy tego żałował, czy wolał się wymigać od odpowiedzialności? Nie. Wiedział na co się pisze w momencie, gdy Alva rzuciła mu rękawice, a on je przyjął. Odkąd była kapitanem Arthur wspierał ją w ramach swych skromnych możliwości przygotowując się jednocześnie do przejęcia po niej stołka. Wiedział, że miał posłuch u towarzyszy broni za każdego z nich poręczy i zasłoni ciałem. Był oddany i sumienny, a Ruda wiele go nauczyła. Jednak gdy teraz przyszło do faktu dokonanego i cały obóz już wiedział, że w drużynie Aegira doszło do zmian na stanowisku kierowniczym, a sławetna Szkarłatna Kometa odchodzi w cień, by w cichości domowego ogródka zaopiekować się małym bąbelkiem to wojownik czuł zwyczajną tremę i pewien strach. Nie dał tego po sobie poznać, lecz w kiszkach mu grało jakby wypił kilka setek bimbru roboty Orków. Słuchał z uwagą słów młodego kapitana, a choć jego głos zdradzał poddenerwowanie to Arthur doskonale rozumiał te uczucie i wcale go nie negował. Wręcz przeciwnie uważał, że to co mówił wypływało z serca i było szczere. Widząc z kolei jak jego brat przejmuje mikrofon już wiedział, że bez wzruszenia się nie obędzie. Naturalnie czuł to w jelciach... Nie wiedzieć kiedy ten ogromny facet przypominający niedźwiedzia w ludzkiej skórze miał ogniki wzruszenia w oczach, a mina nabrała iście melancholijnego wyrazu. Jednak w całym tym skupieniu i aprobacie na słowa starszego brata czegoś nie zrozumiał i bez zawahania wypalił; – Co to, kurwa, jest „świerzop"? – pytanie jak ostrze noża przebiło płachtę ciszy jaka nastąpiła po wzruszającej i pełnej emocji przemowie Ragnara. Crow spuścił wzrok i lekko zbladł czując, że klimat poezji mu nazbyt służy. Cieszył się w duchu, że Alexandra nie widzi go w tym momencie bo nici z bycia zimnym dupkiem w jej oczach. Oczywiście nic nie może trwać wiecznie i każde pokolenie ma swój czas. Jednak to co odwalił Folk swoją grą słów zaskoczyło Arthura. Do tego stopnia iż powstrzymał się od wszelkich komentarzy. Całe szczęście sytuację naprawił głos Alvy, który niósł ukojenie i zażegnał wszelkie negatywne myśli wśród słuchających herosów. W tym chyba te o przemodelowaniu Folkowi facjaty... Kiedy Ruda skończyła swoją gadkę chwilę poklaskał i posłał kobiecie promienny uśmiech wdzięczności za wszystko to czego go nauczyła. Wystąpił przed szereg kapitanów i podszedł do mikrofonu. – Cześć! – zaczął niefrasobliwie, a stres pojawił się na jego twarzy w postaci delikatnego uśmiechu, szybko jednak się ogarnął. – Moje słowa tyczą bezpośrednio drużyny Aegira, mam wam jedno do zakomunikowania; żarty się skończyły i jeszcze zatęsknicie za panią Kapitan. Ale do póki możecie cieszcie się czasem wolnym. Życzę wszystkim dobrej zabawy! – Odparł, a na jego twarzy ponownie widać było uśmiech i to w towarzystwie niewielkiego rumieńca.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Czw 04 Lip 2019, 20:19
Nie przepadała za strojeniem się, bowiem uważała że jest to strata czasu, mało tego, faceci wtedy patrzyli tylko w dwa punkty, zamiast słuchać co ma ciekawego do powiedzenia i poznanie jej wnętrza. Ciężko jednak było walczyć z ich naturą, byli wzrokowcami i z czasem to zrozumiała, poza tym była mimo wszystko kobietą i lubiła to spojrzenie, szczególnie od osoby którą darzyła zaufaniem bądź lubiła, choć Erron jeszcze stał pod jedną wielką niewiadomą, nie rozgryzła go kompletnie, nie znała oraz nie miała pojęcia czy szuka kogoś na dłużej niż parę dni, nie chciała zabaw na chwilę, choć kusił ją za każdym razem gdy spojrzał głębiej, robiąc tą swoją minę, miał niesamowity wpływ na dziewczyny, było to niezaprzeczalne. Chodziło tu jej raczej o James'a, który to nie pochwalił się jeszcze że miał jakąkolwiek dziewczynę na oku, a co dopiero że się niedawno rozstał. Może jedna z tych na dworze to ta wybranka, a ona miała być tylko zachętą do zawalczenia o mężczyznę, w sumie gdyby powiedział szczerze o co chodzi to możliwe że by mu pomogła, mimo że tego nie akceptuje, lepiej pogadać szczerze zamiast bawić się w gierki. Jednakże jakby nie patrzeć, opis pasował również do Errona, co chwilę był widywany w obecności przeróżnych dziewczyn, tu jednak miała nieco inny scenariusz, wydawało się jej że ostatnio spogląda na nią częściej gdyż jeszcze mu się nie oddała, może typ ma ochotę na zaliczenie całego obozu? Taką miał niestety reputację, na treningach Ava trochę podsłuchała na różne tematy, nie żeby specjalnie, herosi czasem nie wiedzieli co to jest szept i po co się go używa. -Przekażę drużynie, dziękujemy. -westchnęła, kręcąc przecząco głową z niedowierzaniem, serio myślała że jednak machnie jakieś normalne przemówienie i nie będzie robił scen, przecież jako kapitan powinien dawać przykład i zagrzewać do walki, zamiast tego wszyscy myśleli że wśród nich są sami herosi z mięśniami, za to bez mózgu, co Avie nie odpowiadało i zamierzała z nim później pomówić, o ile nie strzelić mu w łeb co by się mu tam poukładało. -Chętnie.- zerknęła na niego i uśmiechnęła się delikatnie, w tym zamyśleniu pewnie wyglądała na żądną mordu na swym kapitanie, ale co poradzić, taki już miał na nią wpływ, nie to co Erron.
Erron Black
Re: Parkiet - Scena Pią 05 Lip 2019, 00:58
Black był osobą ciężką do rozgryzienia, bo z reguły kontrolował przebieg każdej rozmowy. Potrafił się też dostosowywać do sytuacji, co nie pozwalało nikomu na odkrycie jego prawdziwych cech charakteru. Był manipulatorem, mógł być czułym kochankiem albo beznamiętnym chujem. Zależnie od tego jaki cel chciał osiągnąć, imał się różnych środków. Johnson miała okazje widzieć już jego dwie strony: tą bardziej zimną podczas treningu oraz tą nieco bardziej dostępną podczas kolacji, którą ostatnio odbyli. Ile w każdym z tych wydarzeń było prawdziwego Errona, tego nikt nie mógł określić, bo on chyba sam nie wiedział, jaki jest naprawdę. Skinął głową, po czym obrócił się na pięcie i poszedł do baru. Pogawędził chwilę z barmanem i jednym ze znajomych herosów, który siedział przy ladzie, po czym odszedł mając w ręku szklankę whiskey i drink cosmopolitan. Stanął naprzeciw Avalon i wręczył jej kieliszek, w którym znajdowała się smakowita mieszanka płynów. - Zdrówko - rzucił i stuknął swoją szklanką o jej szkło, po czym wypił część zawartości. Nie pijał często alkoholu i dzisiaj nie miał na to ochoty, ale postanowił pokazać Johnson, że jest równie rozluźniony co ona i że zamierza z nią się dobrze bawić tutaj, przynajmniej przez tę chwilę, w której są obok siebie i rozmawiają. Zawsze przecież mogli pójść gdzie indziej, albo w ogóle się rozejść. - Nie wiedziałem jaki chcesz - dodał od razu, gdyż nie znał jej preferencji i poszedł w coś sztampowego. Nie sądził jednak, że dziewczyna jest wybredna i nawet jeśli cosmopolitan to nie jest jej ulubiony drink, wypije go - jak to heros.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Pią 05 Lip 2019, 11:08
Zdecydowanie wolałaby namiętnego kochanka, choć z drugiej strony, gdyby nie to że potrafił być kimkolwiek, pewnie nie zainteresowałby ją do tego stopnia by próbowała poznać go bliżej. Był nietypowy, pobudzał jej zaciekawienie i oby tak dalej a kto wie co z tego wyniknie, choć przy ich charakterach może z tego rozpętać się prawdziwa burza. Fakt, poznała już jego dwie twarze i szczerze mówiąc podobał się jej w każdej z odsłon, szczególnie zainteresował ją fakt, że mimo ostatniego zakończenia wieczoru nadal był nią zainteresowany, może więc to nie było tylko przejściowe zauroczenie bądź też punt na liście do odhaczenia. Chciała więc poznać go bliżej, powoli otwierając się coraz bardziej na mężczyznę, licząc że tym razem na tym się nie przejedzie, ostatnie rozstanie, choć już pół roku temu, nadal pozostawiło po sobie ból oraz bliznę. -Zdrowie.- uśmiechnęła się, stukając się szkłem. Należała do osób które wypiją wszystko, stawiała jednak na coś mocniejszego, chociażby whiskey, jednakże nie zamierzała marudzić i upiła połowę, przy tym tłumie zdecydowanie tego potrzebowała, nadal czuła się dziwnie, czuła spojrzenia innych na swoim ciele, a jednak wolałaby być tylko na oku jednego faceta. Zdecydowanie więc zmieniłaby miejsce, już szczególnie po tym głupim przemówieniu jej kapitana, aż wstyd się do niego przyznawać. -Uwielbiam wszystko co mocne.- zaśmiała się, po czym dopiła i odstawiła kieliszek na tacy, którą trzymał przechodzący obok heros obsługujący całe to wydarzenie. -Chętnie dam się porwać.- szepnęła, zachęcając go do zmiany miejsca, nie ważne gdzie, na imprezie czy też poza nią, byle w mniej zatłoczone miejsce.
Erron Black
Re: Parkiet - Scena Pon 08 Lip 2019, 02:56
Avalon również go zafascynowała i pewnie tylko dlatego kontynuował znajomość z nią, ponieważ w innym wypadku po prostu by sobie odpuścił. Nie był osobą, która mogła narzekać na brak zainteresowania ze strony kobiet, dlatego jeśli chciał, mógł mieć na pstryknięcie palca kogoś obok siebie. Przyszedł tu z Ambrozją, ale ta go wystawiła i tak naprawdę Black chyba już do końca się zraził do niej. Jeśli jednak w zamian miał zacieśnić więzi z Johnson, to jemu to nawet było na rękę, wszakże córka Eola była dużo bardziej przystępna - łatwiej się z nią rozmawiało, była mniej humorzasta i co najważniejsze, nie odpierdalało jej, tak jak Shepard, która miewała czasem takie odpały, że pozostawało tylko złapać się za głowę. Potwierdził, że zarejestrował to, co mu powiedziała i następnym razem przyniesie jej mocniejszego drinka. Sam zastanawiał się przez chwilę czy aby nie wziąć Czarnego Ruska, ale zdecydował się na czystą szkocką, bo ta najmniej siedziała mu potem na żołądku - po niej nigdy nie miewał kaca, bólów brzucha czy głowy. A pił przecież na tyle rzadko, że nawet mimo odporności na alkohol, nie był przyzwyczajony do skutków poimprezowych. - Możemy przejść na bok - zasugerował i ręką wskazał małą ławeczkę, która umiejscowiona była przy jednym z namiotów. Dzięki swojemu położeniu zasłaniała ich i nie musieli się martwić, że zobaczy ich ktoś z parkietu czy sceny. Dźwięk też trochę słabiej tu dochodzi, dzięki czemu nie musieli się przekrzykiwać nawzajem. Usiadł na ławce i upił łyk swojego drinka, spoglądając na Avalon. - Tutaj jest trochę spokojniej - zaczął. - Jak się bawisz? - spytał, raz jeszcze zachwycając się jej wieczorowym strojem. Był być może zbyt wulgarny, ale nie potrafił się powstrzymać od spoglądania w kilka miejsc - między innymi w jej dekolt. Uwydatniła tak swoje piersi, że tylko ktoś o naprawdę mocnej samokontroli (albo gej) potrafiłby odmówić sobie zerkania co jakiś czas. On robił to dość widocznie, ale cóż - sama się tak ubrała, to teraz zwraca na siebie uwagę. - Ciężko było cię złapać po kolacji. Unikałaś mnie? - spojrzał jej w oczy i domagał się szczerej odpowiedzi. Nie sądził co prawda, że Avalon specjalnie nie chciała się z nim spotykać, ale tego nie wykluczał. On przecież był w Nowym Jorku jakiś czas, później spędzał masę godzin z Ambrozją i dopiero teraz tak naprawdę uwolnił się od niej. Co nie znaczy, że nie próbował zainicjować spotkania z brunetką, która zaczęła go fascynować już jakiś czas temu. Właściwie - to od ich treningu ostatniego.
Alexandra Jones
Re: Parkiet - Scena Pon 08 Lip 2019, 21:36
Alex widziała wszystko! A właściwie załapała się na większość durnych wygłupów na scenie. Oparła się biodrem o jeden ze stołów i splotła ręce na piersi. Z lekkim znudzeniem i pożałowaniem patrzyła na chłopaków, którzy starali się sklecić chociaż kilka słów od serca. Nie winiła ich za słabą składnię, w końcu w obozie nie mieli za dużo lekcji angielskiego. Zacisnęła zęby, słysząc nowinę o nowym kapitanie jej drużyny. Wiedziała, że coś takiego może nastąpić, w końcu Crow był zastępcą, jednak nie sądziła, że stanie się to tak szybko. Więc teraz sypiała z kapitanem? Nie. Wróć. Byli parą, czuli coś do siebie i można to nazwać czystym, zdrowym (jak na nich) związkiem. Dwoje ludzi, poza sprawami zawodowymi. Jednak Jones wiedziała, że dla wielu z drużyny, ona będzie po prostu tą, która sypia z kapitanem. Co oznaczało tyle, że będzie musiała pracować dwa razy ciężej, aby udowodnić swoją wartość i pokazać, że zaspokajanie zawodowych ambicji oraz wszelkie sukcesy jakie odniosła lub odniesie, wynikają jedynie z jej ciężkiej pracy, a nie relacji z Arthurem. Ba! Zrozumiała trochę lepiej, o co chodziło synowi Baldura z tym jej zachowaniem. Podłapała wzrok blondyna, gdy ten przemawiał. Pomimo wewnętrznych obaw o to, co teraz z nimi będzie i jak to się odbije na ich związku oraz przyszłości, posłała swojemu mężczyźnie pełen wsparcia uśmiech, a na koniec jako pierwsza zaczęła klaskać. Mógł na nią liczyć. Przecież wiedziała, że bycie kapitanem wiązało się z wieloma ciężkimi decyzjami oraz nierzadko mocno odbijało się na samopoczuciu oraz psychice. Nie miała zamiaru przecież zostawić Arthura samego z tym wszystkim. Niespiesznie ruszyła bliżej sceny, po drodze zgarniając w barze dwie szklaneczki whisky. Wciąż ze wzrokiem utkwionym w Arthurze, czekała cierpliwie, aż ten zejdzie ze sceny. Wszystko po to, aby go przytulić.
Andromeda L. Starling
Re: Parkiet - Scena Wto 09 Lip 2019, 23:04
Lubiła imprezy. Zabawa, alkohol i powierzchowne, płytkie kontakty z ludźmi ją rozluźniały. Mogła być zabawową duszą towarzystwa, zwłaszcza kiedy wszystkich - łącznie nią samą - ogarniał lekki rausz. Nie mogła zatem nie pojawić się na uroczystym mianowaniu Juareza, jej młodszego braciszka, kapitanem. Z jednej strony zazdrościła mu pozycji, z drugiej - sama nie chciałaby podobnej odpowiedzialności. Wydawało jej się, że odpowiada jej beztroskie życie zwyczajnego członka drużyny bez specjalnych obowiązków czy zadań. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Gdy Andromeda dotarła pod zadaszoną scenę, poczuła, że być może nie szła już do końca tak prosto, jak wydawało jej się, że chodzi, ale jej to zupełnie nie przeszkadzało. Uśmiechnięta, ze szklanką ginu na lodzie i z miętą zdążyła akurat na wystąpienie kapitana jej drużyny (niestety witanie się ze wszystkimi i picie kolejek z każdym napotkanym znajomym trochę opóźniło jej nadejście i nie zdążyła zobaczyć pozostałej trójki). Folklore oczywiście nie zawiódł. Jako jedna z nielicznych Andy przyklasnęła mu wesoło i zakrzyknęła coś parę razy zachęcająco. W końcu coś interesującego. Po chwili opadła na jakieś najbliższe krzesło i zająwszy się swoim drinkiem, z kpiącym uśmieszkiem wróciła do obserwowania tego szalenie zabawnego przedstawienia.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Pon 15 Lip 2019, 03:35
Akt 1: Przebudzone Zło
Impreza trwała w najlepsze, a herosi tańczyli, pili i słuchali mniej lub bardziej płomiennych przemów nowych i starych kapitanów. Wszyscy rozluźnili sie już do końca, dlatego nie mogli się spodziewać, co się zaraz wydarzy… Jeden z mniej znanych herosów - dwudziestoletni syn Demeter, wyszedł na zewnątrz poza teren wyznaczony na imprezę i dostrzegł coś, czego się nie spodziewał. Grupa centaurów, którzy pełnili straż przy jednym z wejść obozowych, leżała zakrwawiona. Niemalże wszyscy byli martwi z wyjątkiem jednego, który błagalnym spojrzeniem zwrócił się w stronę przestraszonego herosa: - U… uciekajcie… - zdążył wydukać, nim wyzionął ducha. Młodzian postanowił od razu wrócić na imprezę, ale nim zdążył komukolwiek o czymkolwiek powiedzieć, został przyciągnięty za pomocą telekinezy w stronę zakapturzonej postaci, a niewidzialna ręka stłumiła wszystkie wydawane przezeń dźwięki. Był bezbronny i nim się obejrzał, postać przewierciła swą rękę przez niego, pozbawiając go od razu życia. Kolejną linią obrony poza centaurami była grupa krasnoludów, która nim zdołała podejść na odpowiednią odległość, została zahipnotyzowana przez Angel i Vergila, dzieci Eris, które nakazały im opuścić stanowisko i ci to zrobili, wchodząc prosto do portalu, który został utworzony przez tajemniczego osobnika. Dziecko Lokiego - Seth Royce przeniknął między obozowych herosów, zmieniając się w jednego z nich i udawał syna Baldura. Boris Dostojewski zaatakował ze swymi ludźmi od strony jeziora, ukrywając się w cieniu skał i idąc po wyrobionej, lodowej ścieżce, dzięki czemu uczestnicy imprezy natychmiast zostali osaczeni przez członków NoGods. Zakapturzona postać przeszła razem z resztą półbogów przez magiczną barierę i gdy tylko znaleźli się na terenie kampusu, natychmiast zniknęli w portalu stworzonym przez mrocznego osobnika. Rzucił na koniec w stronę kilku członków NoGods, którzy przez portal nie przeszli: - Dzieci Hefajstosa, synu Heliosa - postać zwróciła się w stronę Garretta, Esmery i Jasona. - Zaczynajcie... - rzekł cicho i złowrogo zarazem, a dwójka herosów wystawiła ręce do góry i zaczęła wytwarzać deszcz kul ognia, które zaczęły spadać na losowe miejsca w obozie. Przemówienia skończyły się i kapitanowie powoli schodzili już ze sceny. Corvus Juarez znajdował się już bliżej parkietu niż podestu, pozostali kapitanowie zaś w osobach Folklore Galicheta, Arthura Crowa i Ragnara Crowa schodzili już ze schodów. Jedynie Alva Dahlbergh została na moment, gdyż upuściła część swojej biżuterii. Herosi bawili się w najlepsze i nikt nie spodziewał się, że właśnie w tej chwili nastąpi atak. Kilku półbogów, którzy przybiegli z kampusu prosto na teren imprezy zaczęło mówić o tym, że budynki płoną i zasypuje ich deszcz ognistych kul. Nim jednak wiadomość dotarła do kapitanów będących w okolicach sceny lub bezpośrednio na niej, stało się to… Potężna eksplozja na środku sceny pojawiła się tuż po otwarciu portalu kilka metrów za nią. Alva była w epicentrum tego i jak łatwo się domyślić - jej ciało zostało rozczłonkowane przez siłę kinetyczną oraz ogień, tym samym kobieta zginęła. Fala uderzeniowa wyrządziła jeszcze więcej szkód: wiele drewnianych belek spadło lub poprzebijało różnych herosów, niektórych zabijając, a niektórych tylko raniąc. Ragnar, Folklore i Arthur odlecieli z wielkim impetem w różne strony: kapitanowie drużyn Tyra i Dionizosa wpadli do tego samego magazynu, tracąc przytomność natychmiastowo w wyniku szoku. Nowomianowany kapitan drużyny Aegira zaś przeleciał kilkanaście metrów i uderzył ciałem w jedną z podpórek namiotu, który zawalił się i uwięził go nieprzytomnego pod warstwą materiału. Najwięcej szczęścia miał Corvus Juarez, który nie oberwał aż tak mocno za pomocą fali uderzeniowej i jedyne co to przesunęło go to trochę, mniej wiecej do miejsca, w którym stała jego ukochana: Noemi Enamorado. Z dymu, w miejscu w którym były zgliszcza sceny, wyłoniła się zakapturzona postać w towarzystwie kilku członków NoGods. Zdjął fragment ubrania, który do tej pory zasłaniał mu twarz i tym samym zebranym ukazał się dwumetrowy mężczyzna o czerwonych oczach z tatuażami na całej głowie - bez włosów, nawet brwi. Uniósł ręce ku górze i spojrzał w niebo. - To jest koniec! - wykrzyczał złowrogo, a pośród zebranych na terenie całego obozu, zaczęły się pojawiać portale - w różnych miejscach, z których zaczęły wyłaniać się różnej maści potwory! Erron Black miał pecha, gdyż portal utworzył się dokładnie za nim i wyłoniły się z niego dwa minotaury! Jeden z nich zamachnął się i uderzył syna Njorda prosto w tułów, wysyłając go w podróż aż do murka, o który heros rozbił się i tym samym stracił przytomność. Avalon Johnson miała nieco więcej szczęścia i udało jej się odskoczyć, czy raczej odlecieć za pomocą aerokinezy od drugiego z minotaurów. Ambrozja Shepard nie miała tyle szczęścia co jej koleżanka i będąc zupełnie w innym miejscu parkietu, została zaatakowana przez chimerę, która wylazła z portalu znajdującego się obok niej. Córka Tanatosa nie miała żadnych szans, gdyż wężowy ogon bestii natychmiast wbił się w jej klatkę piersiową i przebił ją, pożerając przy tym serce brunetki. Potwór szybko wyjął z niej ogon, a jej martwe ciało padło na ziemię. Chimera zwróciła się tym razem w stronę Alexandry Jones, w którą splunęła kulą jadu wielkości piłki do koszykówki. Andromeda L. Starling została zaatakowana bezpośrednio przez bladego przybysza, który za pomocą telekinezy wyrzucił ją z ogromnym impetem z parkietu, a ta zaliczyła dość długi lot aż do stolików nieopodal, o które uderzyła. Poza rozbiciem łuku brwiowego i kilkoma siniakami nic się jej jednak nie stało. Pozostali członkowie NoGods rozeszli się, bijąc się z członkami obozu. W miejscu, w którym była scena, został tylko dwumetrowy mężczyzna oraz Esmera Leon. - Jestem synem Tartaru! Nic wam po mieczach i zbrojach… Czeka was tylko śmierć! - rzucił w stronę Corvusa i Noemi, ale słyszeli to również pozostali herosi znajdujący się w okolicach parkietu. Herosi zebrani przy barze również nie mogli narzekać na brak wrażeń. Ich portale pojawiły się obok siebie i wyszły z nich następujące stwory: sześć utopców oraz jeden linnorn! Wężosmok zaatakował Quinn Wolf, która nie zdążyła w żaden sposób obronić się przed ciosem i przyjęła szarżę na siebie, co poskutkowało lotem kilka metrów prosto w blat baru i doprowadziło to do jej nieprzytomności. W stronę Olova Erikssona i Iana Core zmierzały trzy z sześciu utopców, które natychmiast chciały ich zranić swoimi ostrymi pazurami, kierując machnięcia rękami na tułowia obu herosów. Będąca dalej Penelope Rivera oraz jej towarzysz Christopher Davies musieli zająć się pozostałymi potworami. Dwa utopce napierały na nich od przodu, trzeci zaś obiegł ich i korzystając z chaosu w okolicach baru, starał się zajść ich od tyłu, zadając krytyczny cios Penelope w plecy. Dostrzegł to członek NoGods - Vergil Gallardo a tuż obok niego stał Boris Dostojewski. Ostatnia z osób zebranych przy barze Joanne Collins została uderzona przez linnorna, który swoim ogonem wyrzucił ją kilka metrów w górę i zafundował jej lot aż pod fontannę, przy której stali zupełnie inni herosi. Całe szczęście udało jej się uniknąć większych obrażeń, jednakże czy wyszła na tym lepiej? Śmiem wątpić, ponieważ przy wodopoju znajdował się ktoś bardzo dla niej ważny… Portale otworzyły się za Larą Doherty i Lanceolotem L’Amourem, którzy zostali rozszarpani odpowiednio przez wygłodniałego karagora oraz grupę czterech harpii, które podzieliły się mięsem mężczyzny, podczas gdy karagor zjadł w całości córkę Aresa. Potwory natychmiast zwróciły się w stronę pozostałych zebranych przy fontannie herosów. Karagor obrał na cel Billy’ego Rocksa, w którego stronę zaczął zmierzać niemalże szarżą. Harpie zaś podzieliły się: wszystkie cztery zdecydowały się zaatakować Amelię Bowman, Joanne Collins i Lilly Griffin. Pierwsza z nich musiała odeprzeć pikowanie na nią jednej z harpii za pomocą szponów wymierzonych w jej klatkę piersiową. Collins pozbierała się szybko po locie z baru i musiała radzić sobie z naporem dwóch latających pokrak - jedna na razie czekała na atak, druga zaś leciała z pięścią w stronę twarzy Joanne. Jedyna ruda z żyjącego towarzystwa - Lilly musiała poradzić sobie z pikowaniem podobnym do tego, które miała Bowman, z tym, że harpia celowała w jej głowę. Ostatni przybył Seth Royce, który zmienił kształt swojej postaci na ten prawdziwy. Z pewnością doda to smaczku tej walce. Wszakże jest tu też Joanne, prawda? Przy stolikach nie było lepiej. Tutaj masa zwykłych herosów została poczęstowana przez atak skorpiona z otchłani oraz sześciu ghuli, które nie cackały się z nieprzygotowanymi do tego starcia półbogami. Andromeda L. Starling otrząsnęła się szybko po locie zafundowanym jej przez zakapturzonego i była gotowa do walki. I powinna być, bo w jej stronę zmierzała cała szóstka ghuli. Eksplozje nie mogły nie dotrzeć do oddających się uciechom Giotto Nero i Elisie Gatti, dlatego ich stosunek w magazynku został przerwany (soraska, potem zrobicie bobo, tera walczymy!) i oboje powinni jak najszybciej wyjść. Jeśli to zrobią, natychmiast dostrzegą nie tylko atakujące Andromedę sześć ghuli, ale również nieprzytomnego Idena Redbaya, który oberwał szczypcem skorpiona z otchłani i uderzył głową o głośnik, przez co stracił przytomność. Całej tej sytuacji przyglądała się Angel Ward z NoGods, która została przysłana jako wsparcie dla bestii w walce z tymi herosami. Przy bufecie również było nieciekawie. Herosi zaczęli walczyć z członkami NoGods i pojawiającymi się bestiami. Pijana Ladgerda Armstrong straciła życie, gdyż akromantula wbiła jej swoje odnóża w ciało, przedziurawiając nie tylko jelita i żołądek, ale również serce czy nawet mózg. To był potwór z pierwszego portalu, który się ukazał. Z pozostałych dwóch wyszły dwa wargi oraz dwa openty. Wargi zagryzły na śmierć Anyę Aleksandrovną, której co prawda udało się zranić jednego z nich i wybić młotem oko, ale nic to nie dało, gdyż i tak umarła dość szybko od ran pozostawionych po zębach i stracie krwi. Openty na cel obrały dwójkę romansujących ze sobą herosów - Drake Hellstorma i Scarlett Thorburn, którzy dostrzegli pełzające w ich stronę węże i dzięki temu nie zostali zaskoczeni przez żaden z ataków. To była jednak zwykła podpucha, gdyż tuż za nimi pojawił się Jason Lloyd i oni niestety tego nie zauważyli… Ostatnim miejscem, w którym toczy się akcja są obrzeża i tam niestety dla obściskujących się Jamesa Anderhila oraz Maryline DiLaurentis pojawiły się nie tylko draugi w liczbie sześciu oraz jeden karagor. Większym problemem było zjawienie się tam głowy NoGods - Garretta Graya, który po początkowym podpaleniu kilkunastu budynków na terenie obozu, przyszedł teraz walczyć w zwarciu. Swą siłę pokazał w pierwszej chwili, gdy Arya Padagavakar bohatersko rzuciła się na swego brata, wszakże ona również była córką Hefajstosa. Ten szybko wybił jej talwar z dłoni i zmasakrował dziewczę serią ciosów w twarz, by finalnie zgnieść jej głowę swoją nogą, poprzez nastąpienie na nią. Z pozostałych informacji - walki trwały w całym obozie, ale głównie w okolicach imprezy, gdyż tutaj było największe skupisko herosów. Śmierć poza wymienionymi wyżej ponieśli między innymi: Heron Varr, Charlie Novak, Alaric Davey, Fenrir Asbjornsson, Lionel Spike, Gullveig Johnson, January Shadwell, Lucrecia Tello, Pandora Morozov, Seth Maclaren, Varren Harlow. Po stronie NoGods zaś ofiary to: Veronica Fincher, Zachary Knight, Heidi Ormond i Narcissus Quinn.
Uwagi: - Każdy ma obowiązek odnieść się do tego posta w swoim następnym odpisie - Każdy z aktywnych uczestników eventu został uwzględniony w odpisie - Kolejki nie ma, piszecie tak, by wyrobić się do końca tury - Nie róbcie miliona akcji na raz - Możecie pisać w dowolny sposób: dokonany/niedokonany, o powodzeniu akcji decyduje MG, który co turę będzie podsumowywać wydarzenia w danym temacie - Jeden post na turę - Prosimy o to, by nie rozpisywać się o dupie maryni, piszcie konkrety (czyli bez opisywania jakości klocka zeszłego wieczoru) - Czas na odpis: do 18.07.2019 włącznie - Postacie nieprzytomne nie mają obowiązku pisać postów w tej turze - Członkowie NoGods otrzymacie specjalną PW z wytycznymi dotyczącymi pewnej sprawy - Uśmierconych w tej turze postaci nie uwzględniono w poniższym spisie - Członków NoGods proszę o uzupełnienie ekwipunku w podręcznych wiadomostkach - W razie wątpliwości pisać do Corvusa Juareza - Poniżej znajduje się lista aktywnych graczy wraz z lokacjami, w których mają umieścić następne odpisy. Odtąd zajmują się wami wyznaczeni do tego MG.
Parkiet-scena: - Corvus - Noemi - Avalon - Alexandra - Ragnar (1 tura nieprzytomny) - Folklore (1 tura nieprzytomny) - Arthur (2 tury nieprzytomny) - Erron (nieprzytomny do końca walki) - Esmera (NoGods)
Bar: - Olov - Ian - Christopher - Penelope - Quinn (nieprzytomna do końca walki) - Vergil (NoGods) - Boris (NoGods)
Stoliki: - Andromeda - Elisa - Giotto - Iden (nieprzytomny do końca walki) - Angel (NoGods)
Bufet: - Drake - Scarlett - Jason (NoGods)
Obrzeża: - James - Maryline - Garrett (NoGods)
Corvus Juarez
Re: Parkiet - Scena Pon 15 Lip 2019, 14:16
Wszystko to trwało zdecydowanie zbyt szybko, a sam Corvus z minuty na minutę zaczynał się czuć coraz mniej komfortowo na scenie. Z radością więc przystał na pomysł, by skończyć ten cyrk i udać się z powrotem na dół, między ludzi, by nie być na głównym planie tego wydarzenia. Nic więc dziwnego, że zlazł ze sceny jako pierwszy i już zmierzał w stronę swojej ukochanej, która w tym czasie tańczyła z jakimś chłopakiem. Nie był zazdrosny, gdyż wiedział, że nie ma o co - po prostu chciała pobawić się do czasu, aż Juarez znajdzie trochę czasu dla niej. Usłyszał najpierw krzyki, a później dostrzegł spadające kule ognia, których wszyscy herosi uniknęli. Gdy gruchnęła wiadomość o tym, że palą się domy, Juarez nerwowo rozejrzał się wokół siebie i już wiedział, że obóz jest atakowany. Wybrali najdogodniejszy moment, a wybuch, który miał miejsce na scenie i wyrzucił w powietrze resztę kapitanów, tylko go w tym utwierdził. Instynktownie obrócił się natychmiast w stronę dźwięku, zasłaniając przy tym twarz, by nie dostać odłamkiem. Fala uderzeniowa przesunęła go po ziemi, ale udało mu się jeszcze ustać na nogach. Z przerażeniem w oczach spoglądał na to, co miało miejsce tuż po samej eksplozji. Ten głos... te słowa... zmroziło mu to krew w żyłach. Zdjął pierścień i natychmiast zmienił go w glewię, stając bliżej Enamorado. Drugą ręką pociągnął ją i ustawił za swoimi plecami. Mógł odrobinę za mocno zacisnąć dłoń na jej przedramieniu, gdyż w tym momencie bał się. Rozejrzał się znowu, dostrzegając serie portali, z których zaczęły wybywać potwory. Erron oberwał od minotaura, Folklore, Arthur i Ragnar leżeli gdzieś nieprzytomni, Alva zginęła. Na polu zostali tylko: Noemi, Alexandra, Avalon, kilku mniej mu znanych herosów i on. Był tu zatem najwyższy stopniem. - Jones, Johnson! Zajmijcie czymś te przeklęte bestie! - wykrzyczał w ich stronę, przejmując natychmiast dowodzenie. W jego głowie zrodził się prosty plan: zabić jak najszybciej winowajcę tego wszystkiego, bo jak widać gość miał kontrolę nad potworami, z którymi przyszło im się mierzyć. Juarez spojrzał na twarz Noemi. - Odciągnij od niego tą dziewczynę - skinął głową w stronę Esmery. - Zakończę to jak najszybciej, ale gdyby mi się nie powiodło... uciekaj, proszę - wydukał i położył dłoń na karku Enamorado, by chwilę później pocałować ją. Krótko, ale intensywnie. Spodziewał się bowiem, że to tak naprawdę może być ich pożegnanie. Z daleka czuł potęgę tego osobnika, a to co zrobił z Andromedą tylko utwierdziło go w tym, że jest jedynym herosem, któremu uda się tam chociażby podejść. - Idź - rzekł do Noemi, nakazując jej tym samym rozpoczęcie planu. Schował na moment glewię do pierścienia, by nie przeszkadzała mu w biegu i zmierzał w stronę syna Tartaru, dematerializując swe ciało za każdym razem, gdy próbował objąć go swą telekinetyczną mocą. Jeśli udało mu się podejść do niego dostatecznie blisko, błyskawicznym ruchem zmienił pierścień w glewię i obracając drzewcową broń w dłoni, próbował przeciąć oponenta po skosie, zaczynając od prawego ramienia.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Pon 15 Lip 2019, 14:51
Zadanie nie było trudno, mieli otoczyć obóz z każdej strony, doprowadzić do masowego mordu, destrukcji, zniszczenia. Esmera przygotowana na to wszystko nie dość, że ubrana była w swoje czarne spodnie z ochraniaczami, czarną kurtkę, pod którą chowała się kamizelka kuloodporna to na dodatek na nogi wciągnięte miała czarne glany. Spięła włosy w kucka i dociągnęła do końca czarne rękawiczki na swoich rękach. Gdy byli już przed barierą obozu spojrzała w stronę Vergila. Miała nadzieję, że oboje wyjdą z tego cało. Z troską w oczach przyłożyła dłoń do miejsca, gdzie powinno znajdować się serce i nie mówiąc nic ruszyła za synem Tartaru siejąc dookoła spustoszenie zrzucając z nieba ogromne kule ognia. Obserwowała kątem oka zakapturzonego mężczyznę. Mimo wszystko bała się go, słyszała, że nie miał problemu z dezintegracją jednej z głów NoGods. Aż ciary przechodzą. Wybuchy i zniszczenia jakie ze sobą prowadzili były katastrofalne, kiedy byli już na parkiecie Esmera zdjęła swój pierścień, który przemienił się w złotą włócznię. W jej drugiej ręce tliła się kula ognia, którą miała zamiar za chwilę wykorzystać. Dwójka półbogów, wyglądali na bliskich sobie rozczuliła Esmerę, zaśmiała się cicho. Oni nie wiedzą, że zaraz poniosą niesamowite konsekwencje. Dostrzegła, że chłopak chętnie rozprawiłby się z synalkiem Tartaru. Leon nawet nie chciała mu stawać na drodze, więc zajęła się jego dziewczyną, którą chował za sobą. Półbóg wystrzelił do przodu, a brunetka po prostu odsunęła się od zakapturzonego giganta. Powoli stawiała kroki w kierunku dziewczyny, którą tak bardzo ten obozowicz chciał uchronić. Lecz nie było ucieczki. Kula, która tworzyła się w ręce Esmery nagle wystrzeliła w kierunku wyjścia odcinając w ten sam sposób drogę ucieczki. Członkini NoGods zakręciła włócznią w rękach i uśmiechając się szeroko kiwnęła w stronę dziewczyny podbródkiem. - Peniasz laska? - kilka kolejnych obrotów włócznią w dłoniach i zamachnęła się na Noemi od prawej strony, po czym wymierzyła cios wprost w jej brzuch. Podpaliła krańce włóczni, chcąc zadać jak najwięcej obrażeń dziewczynie i nim ta zrobiła kolejny krok Leon wykonała uderzenie z prawą nogą z pół obrotu. Jeśli jej się udało, to na pewno bardzo zabolało, glany nie są delikatnymi butami.
Alexandra Jones
Re: Parkiet - Scena Pon 15 Lip 2019, 15:46
Gdyby nie hałas to pewnie byłoby słychać, jak szczęka Alex uderza o ziemię. Co prawda czysto metaforycznie, bo dla Jones akurat się poszczęściło i nikt na nic jej znienacka nie nadział. Z gardła dziewczyny wydobył się głośny krzyk, gdy wybuch przesłonił jej Arthura. Odepchnięta do tyłu przez tłum, wypuściła z dłoni drinki. Alvy nie było. Nie wiedziała, co z Arthurem. Chciała ruszyć go szukać, jednak na drodze stanął jej lew. A raczej niezwykle szkaradna krzyżówka lwa, kozła i węża. - Na Odyna, ile ojców cię robiło... - Wymamrotała, otwierając szeroko oczy. To był mord. Zwyczajny mord i Jones podobnie jak Juarez dostrzegła, kto za tym wszystkim stoi. Blondynka padła na ziemię, unikając jadu, którym pluła chimera. Nie miała niestety przy sobie ołowiu, którym mogłaby zatruć potwora. Jednak poderwawszy się z ziemi, ruszyła do walki. W jej dłoni zmaterializował się miecz. Wślizgnęła się za jeden ze stolików i skupiła się na wodzie w barze. Butelki, przenośne beczki i ta doprowadzona gumowymi rurami. Nieważne skąd była, Jones ją czuła. Za chimerą właśnie tworzyła się na oko mierząca jakieś dwa metry kobra. Woda była już brudna, barwiła się od krwi oraz jedzenia. Jednak wodny twór miał jedynie zamarkować atak by Jones mogła zajść bestię od tyłu. Blondynka ruszyła się ze swojej kryjówki i zaatakowała w tym samym momencie, co wodny wąż. Cięła ogono-głowę bestii, celując prosto w gadzi pysk. Jeśli jej się udało, lwia kreatura została pozbawiona wężowej głowy i oblana kilkoma litrami wody.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Sro 17 Lip 2019, 18:48
Gdyby nie fakt, że impreza miała trochę charakter świętowania z powodu nowego kapitana, pewnie nawet by się tu nie pojawiła, no bo po pierwsze z kim. Przecież najczęściej chodzi się na takie zabawy z partnerem, no ale czasy się zmieniały i nie było już to tak dziwne, by miała się samotności wstydzić, jednakże dochodziło do tego jeszcze brak chęci do bycia w centrum uwagi, strojenia się oraz... tłumów. Mieszkając w obozie było ciężko o chwilę spokoju, powoli więc się przyzwyczajała również do takich zabaw, przecież wiecznie nie będzie żyć na uboczu, szczególnie gdy ktoś wpadł jej w oko. Między innymi dlatego też mimo wszystko postanowiła wpaść, by znów się z nim spotkać, gdyż do tej pory nie było ku temu okazji, co chwilę wypadała jakaś misja, bądź trening. Cały Erron, bohater każdej kobiety, oczywiście nie dosadnie. Uśmiechnęła się słysząc jego słowa i powoli ruszyła za nim, by po chwili zająć miejsce tuż obok niego na ławeczce. Zdecydowanie było lepiej niż na parkiecie, bowiem słyszeli muzykę i bawiących się herosów lecz nie tak głośno, dzięki czemu mogła zrozumieć każde jego słowo, nie czytając z ruchu warg, choć potrafiła. -Teraz dobrze.- zaśmiała się pod nosem, póki co średnio jej się ta cała impreza podobała, no ale czy można jej się dziwić? Alkoholu za dużo nie piła, w sumie sporadycznie, dla towarzystwa gdy ktoś jej zaproponuje, tańczyć nie miała z kim, a teraz przynajmniej w końcu mogła się z nim spotkać i pogadać, choć w sumie nie wiedziała, czy warto. Słyszała plotki że spotyka się z jakąś dziewczyną, dlatego też gdy miała wolny czas, nie odzywała się póki co, chciała najpierw dowiedzieć się i wybadać sprawę, nie chciała być kolejną zdobyczą, o czym już doskonale wiedział. -Byłeś chyba dość zajęty, więc to raczej nie moja wina. - wzruszyła ramionami, nie powie mu przecież wprost że jest zazdrosna, no halo. Nie potrafiła jednak również przyznać się do unikania go, w sumie sama nie wiedziała dlaczego. Długo jednak nie dano jej nad tym podumać, bowiem nagle zaczęły spadać z nieba kule ognia i to raczej nie był element imprezy. Momentalnie poderwała się z ławki, po czym obróciła się w kierunku parkietu gdzie zaczęło się dziać coś niemożliwego. Ktoś ich atakował? Zanim zdążyła obmyślić jakiś plan działania, bo jednak postać w tatuażach kusiła by podbiec i to skończyć zanim się zaczęło, obok Errona pojawił się portal z którego pojawiły się minotaury. Jeden z nich zaatakował mężczyznę, drugi zaś próbował dorwać dziewczynę, jednakże ostatni trening nie poszedł na marne i odleciała od potwora, by później wylądować na ziemi, robiąc przewrót w przód przez bark. Czasem to adrenalina jest czynnikiem wyzwalającym pewne umiejętności, przynajmniej w tym przypadku. Szybko odnalazła wzrokiem jej towarzysza, który leżał nieprzytomny, emocje które czuła były w tym momencie kompletnie niepotrzebne, jednakże nie dało się ich ukryć w stu procentach, a dominowała teraz złość, co tu się do cholery działo. Z chaosu wyrwał ją głos Corvusa, który to jak się okazało był niedaleko niej. Jones nie cackała się o momentalnie rzuciła się w wir walki, Johnson za to z początku rozejrzała się po obszarze, w którym się znajdowali, nie miała bowiem żadnej broni, pozostawała jej jedynie aerokineza, dlatego starała się wspierać walczących i odpychała potwory, a widząc Corvusa który zmierza prosto na syna tartaru starała się go osłaniać, w razie gdyby ktoś zamierzał mu nagle przeszkodzić. Skoro chciał się poświęcić, droga wolna, zamierzała jednak dopilnować by przynajmniej do niego dotarł.
Noemi Enamorado
Re: Parkiet - Scena Czw 18 Lip 2019, 23:55
Od samego początku wiedziała, że ta cała impreza to beznadziejny pomysł. Nie chciała jej, nie chciała by Corvus został kapitanem, nie chciała przecież nawet być w obozie! Ale grzecznie robiła to, co jej kazano, choć może gdyby nie to, to byłaby gdzieś daleko stąd ze swoim Corvusem, którego choćby groźbą zagoniłaby do ucieczki z obozu. Gdyby tylko wiedziała, że ten wieczór zmieni się z dennej maskarady na cześć kapitanów starych i nowych, zakrapianej dużą ilością alkoholu, w krwawą masakrę z udziałem NoGods w roli głównej, to choćby miała grozić Corvusowi tym, że zabije się, jeżeli z nią nie uciekanie, to i tak by to zrobiła, byleby nie byli w centrum tego, co właśnie wyczyniało się w samym środku imprezy. Nie miała oczywiście pojęcia, co się działo poza parkietem, bo nastąpiło naprawdę mnóstwo rzeczy na raz, a Noemi przez zdecydowanie zbyt długi moment spoglądała w kierunku zrujnowanej sceny, na której przed chwilą tak szybko straciła życie Alva. Przez zbyt długi moment była głucha na panikę dookoła i tylko spostrzeżenie kątem oka jej ukochanego Corvusa, któremu na całe szczęście nic nie stało, pobudziło ją ostatecznie do działania, a pierwszym co zrobiła, gdy Juarez do niej dołączył było aktywowanie wężowej bransoletki, która natychmiastowo przybrała wyglądu i kształtu glewii. Całe pomieszczenie grzmiało od ryków różnych potworów gotowych na żer, które pojawiały się tutaj za pomocą portali. Herosi ginęli, albo ratowali swoje życia, a Noemi wpiła paznokcie swojej dłoni w ramię Corvusa, zupełnie nie chcąc by w tej chwili odsunął się od niej. - Co się dzieje?! - Zawołała wyraźnie przerażona, gdy to jedno zdanie wypowiedziane przez łysego gościa na środku sceny, zmroziło jej krew w żyłach. Pomyślała przez moment o Asklepiosie i innych bogach, których teraz nie było w obozie i zastanawiała się, jak mogło dojść do tej sytuacji. Przecież w obozie mieli być najbezpieczniejsi na świecie! Wiedziała jednak, że nie jest to czas na pogłębianie paniki, więc próbowała uspokoić się ściskając mocniej glewię w swojej dłoni. Na słowa swojego ukochanego odpowiedziała jedynie odwzajemnieniem tego krótkiego, ale intensywnego pocałunku, a jej wyraz twarzy z zatroskanego o życie Corvusa, który pobiegł wprost na inicjatora tej całej masakry, stwardniał i oziębił się, gdy zwróciła wzrok na swoją przeciwniczkę. - Chciałabyś. - Odpowiedziała i zakręciła glewią w dłoniach uważnie obserwując każdy krok rywalki. Kiedy wymierzyła cios włócznią w jej brzuch, Noemi wyminęła go zgrabnym odskokiem w lewo, jednocześnie mierząc glewią w jej prawy bok, chcąc ciąć chociaż na wysokości jej uda. - Glany były modne w zeszłym sezonie. - Dorzuciła, czego pewnie pożałowałaby w momencie, gdyby jednak dostała kopniaka, spróbowała jednak wykonać kolejny unik, po prostu obniżając się na tyle, by nie otrzymać obrażeń i ponownie próbując ciąć przeciwniczkę w jej drugą nogę. Miała zamiar zabrać jej jak najwięcej czasu. Po tej wymianie pewnie chciałaby też zwiększyć dystans, by skłonić dziewczynę do odsunięcia się jeszcze od jej pana, czy kim był tam ten łysy. Wtedy też nie dałaby przeciwniczce zastanawiać się zbyt długo nad kolejnym ruchem, tylko wciągnęłaby ją do jakiejś większej potyczki, wyskakując w jej kierunku i glewią celując w jej ramiona, po poprzednich wymianach odkryłaby już pewnie, że dziewczyna zaopatrzyła się w kamizelkę pod tą jej paskudną kurtką.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Pią 19 Lip 2019, 22:43
Syn Tartaru nie próżnował i gdy herosi próbowali radzić sobie z niespodziewanym atakiem bestii, ten tworzył kolejne portale, z których wyszły podobnego rodzaju gadziny. Cały obóz był pochłonięty walką, dało się nawet słyszeć jej odgłosy spoza terenu imprezy. Największym problemem był panujący chaos, trójka potencjalnych dowódców leżała nieprzytomna, tylko Corvus był w stanie wydawać rozkazy, do czego zobowiązywał go oczywiście tytuł. Niestety siły były jednak nierówne, gdyż na kilku herosów zebranych przy parkiecie, tylko Alexandra, Avalon, Noemi i właśnie Juarez wydawali się być zdolni do walki oraz posiadać odpowiednie umiejętności. Esmera odsunęła się od dowódcy NoGods, wybierając na cel Noemi, która szybko podjęła wyzwanie za sprawą własnej wściekłości i rozkazu ukochanego. Dziewczyny stanęły naprzeciw siebie, pokazując na początku swoje sprawne ręce, w których znajdowały się odpowiednio włócznia u Leon i glewia u Enamorado. Pierwszy atak członkini NoGods nie trafił w brzuch córki Asklepiosa, ale drasnął ją w udo, gdyż ta nie zdołała się odpowiednio uchylić od tego. Dzięki jednak wypaleniu rany poprzez moce Esmery, Noemi poczuła wyłącznie lekkie szczypanie, a przy dalszym działaniu adrenaliny nawet przestała zwracać uwagę na te niegroźne draśnięcie. Córka Hefajstosa niestety dla Noemi nie została trafiona glewią i tym samym nie nacięła jej uda. Kopnięcie z półobrotu zostało szybko uniknięte poprzez pochylenie się dziewiętnastolatki i tym razem nacięła ona glewią tył jej prawego uda, co było z kolei dość bolesne, czego efektem była krew płynąca z rany. Dziewczyny odsunęły się od siebie i Noemi wyprowadziła kolejny cios, idąc w wymianę z Esmerą. Obie były świetne w posługiwaniu się bronią drzewcową, ale widać było lekką przewagę Enamorado, której rana nie była groźna i która zwyczajnie lepiej sobie radziła ze swoją glewią. Wojowniczki odsunęły się od Corvusa i syna Tartara na kilkanaście dobrych metrów i kontynuowały pojedynek. Alexandra prześliznęła się pod kulą jadu i wyruszyła do ataku na chimerę, dobywając miecz. Wytworzyła też za potworem wodnego węża, który stworzony był ze wszystkich cieczy zebranych z obrębu kilkunastu metrów. Potwór dostrzegł podstęp, gdyż wężowy ogon zaalarmował go o swoim wodnym odpowiedniku i tym samym chimera nawet nie musiała się odwracać, by uniknąć ataku wodnego tworu. Alexandra w tym czasie zaatakowała głowę bestii i było w tym dużo sensu, gdyby nie fiasko dywersji. Chimera uderzyła łapą lecącą w jej stronę Jones i tym samym odbiła ją tuż pod nogi jednego z minotaurów, który dzierżąc w dłoniach topór, ryknął niczym byk i zamachnął się obiema rękami, chcąc wbić ostry jego koniec prosto w ciało córki Aegira. Corvus obrał dobrą taktykę i za każdym razem, gdy łysy osobnik próbował go chwycić za pomocą telekinezy, ten dematerializował się i dzięki temu był niewrażliwy na tego typu zdolności. Pomagała też dywersja Avalon, która swoją aerokinezą wybijała z rytmu raz po raz potomka Tartaru. Ten wyraźnie poirytowany rozkazał minotaurowi zaatakować brunetkę. Nieuzbrojony potwór rozpoczął bieg w stronę córki Eola z zamiarem staranowania jej całym swoim ciałem, a także wgniecenie jej w ścianę, przy której dziewczyna się znajdowała. Juarez w tym czasie dotarł do przeciwnika i glewią spróbował go przeciąć, co na nic się zdało, gdyż za pomocą specjalnej płytki na swoim przedramieniu, łysy zablokował ten atak i ostrze glewii. Wyprowadził szybki cios pięścią w brzuch odsłoniętego syna Melinoe, ale ten użył swoich zdolności dematerializacyjnych, przez co ręka dowódcy nie wykonała swego zadania. Corvus nie mógł jednak przewidzieć, że jego przeciwnik wyprowadzi tyle ciosów. Syn Tatara rzucił się z szaloną serią, którą Corvus odparowywał na wszelkie możliwe sposoby: unikami, blokami i znikaniem, do momentu, aż nie poczuł lekkiego zmęczenia i tym samym nie stracił na moment koncentracji. - Imponujące, ale to wciąż za mało, synu Melinoe - rzucił w stronę kapitana drużyny Asklepiosa najeźdźca. Ciężko było przewidzieć ten specjalny ruch, gdyż łysy wytworzył mały portal tuż przed twarzą Juareza i gdy ten ponownie przybrał fizyczną postać, został poczęstowany pięścią prosto w prawy policzek, gdyż kolejny mały portal otworzył się tuż obok niego. Siła ciosu była ogromna i chyba tylko dzięki tolerancji oraz ponownej dematerializacji mniej więcej w połowie uderzenia, udało się oszczędzić twarz i ograniczyć do do mocnego bólu. Syn Melinoe przeleciał kilka metrów i uderzył w drewnianą belkę, zatrzymując się gdzieś w okolicach zgliszcz sceny. Folklore i Ragnar zbudzili się i po początkowych problemach z jakością obrazu w oczach, szybko odzyskali przytomność. Od teraz mogą się oni włączyć do walki. Znajdują się kilkanaście metrów od syna Tartara. Najdalej mają do Alexandry i chimery, która znajduje się po drugim stronie placu boju. Arthur Crow w dalszym ciągu jest nieprzytomny, ale powoli zaczynają dochodzić do niego dźwięki.
Podsumowanie: - Esmera, rana cięta uda z tyłu prawej nogi, nieznacznie krępuje ci ruchy i boli, bo nie masz tolerancji na ból. - Noemi, czujesz pieczenie w okolicach przodu prawego uda, ale nie krępuje ci ono ruchów w żaden sposób. - Alexandra, oberwałaś łapą prosto w ramię, co wywołało dość spory jego ból. Być może coś stało się z twoim lewym bicepsem. - Avalon, brak obrażeń, jedynie lekkie zmęczenie przez tworzenie tak dużej ilości podmuchów w tak krótkim czasie. - Corvus, zmęczenie przez używanie mocy, ale jesteś w stanie jeszcze trochę jej poużywać. Ponadto ból klatki pleców po uderzeniu w belkę przez jedną turę i policzka. - Folklore, lekkie ogłuszenie, ale jesteś gotowy do walki. - Ragnar, lekkie ogłuszenie, ale jesteś gotowy do walki. - Arthur, odzyskałeś przytomność, ale nie jesteś w stanie walczyć, ani nawet się podnieść. Jeszcze jedną turę musisz odczekać.
Zasady: - Czas na odpis do 22.07.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Kolejka: - Noemi musi odpisać przed Esmerą - Reszta dowolna
Dziękuję za pierwszą turę postów, tak trzymać!
Alexandra Jones
Re: Parkiet - Scena Pią 19 Lip 2019, 23:24
Od kiedy bestie myślały? Alex mimowolnie przywołała w myślach obraz z niedawnej misji, gdzie nawet na pozór myślące istoty, rzucały się w szale, bez taktyki. Nagłe uderzenie było tak silne, że dla Jones aż zadzwoniły zęby. W dodatku lewa ręka była wyraźnie osłabiona. Przy każdym jej zgięciu Alex czuła ból w bicepsie, a jakiekolwiek ruchy kończyną były jakby spowolnione. Blondynka nie miała czasu nawet tego zauważyć. Nie tylko adrenalina, ale również fakt, że z deszczu wpadła wprost pod wielką, owłosioną rynnę z kopytami i rogami, całkowicie ją pochłonęły. Otworzyła szeroko oczy, natychmiast przetaczając się na bok, a następnie robiąc zwinny fikołek do tyłu i stając na własnych nogach. Kilka metrów od zwierzęcia na moment przekształciła miecz w bransoletkę i znów skupiła się na wodzie. Tym razem mniejszych jej ilościach, poczuła, że z nosa ścieka jej kropelka krwi, jednak uparcie kontynuowała. Kolce, każdy długości dwudziestu centymetrów i średnicy około pięciu centymetrów. Sześć sztuk, zebrane wokół monstrum. Dwa pędziły prosto w oczy stworzenia, jeden od tyłu w jego łeb, a trzy pozostałe atakowały tors. Córa Aegira zamachnęła się, nadając wodzie niemal prędkość 200m/s. Nie było dobrego wyjścia, z każdej strony nadlatywał ostry, wodny pocisk, obracający się dodatkowo, jakby przewiercał się przez powietrze. Jones po ataku natychmiast na powrót dobyła miecza, ocierając wolną ręką krew spod nosa. - Jebane Rogate Ranczo... - Warknęła, ni to do siebie, ni to do stwora, obracając w prawej dłoni swoje ostrze, które zalśniło, odbijając ognistą poświatę. Zerwała z jednego ze stolików zaplamiony czerwonym winem i krwią obrus. Zobaczymy ile w tej bestii faktycznego byka.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Pią 19 Lip 2019, 23:24
Mieszkanie w obozie, treningi od rana do nocy oraz liczne misje miały na celu przygotować ją do tego dnia, choć nikt nie przewidywał że może on nastąpić. Jasne, podejrzewano że kiedyś może nastąpić jakieś zagrożenie, ale żeby jeden z nich postanowił zaatakować i uśmiercić tyle osób? Co musiał mieć w głowie, a może był kompletnie pozbawiony chociażby cienia uczuć, na to jednak będzie czas później, o ile uda się do niego dojść i unieruchomić, dlatego też właśnie pomagała Corvusowi, nie żeby w niego nie wierzyła, wręcz przeciwnie. Nie docenianie przeciwnika było największym z błędów, jakie można popełnić, pomagała więc mu jak mogła, jednakże nie na długo, gdyż ten postanowił nasłać na nią minotaura. Szybkie myślenie, bowiem leciał na nią z pełną prędkością, rozjuszony, zresztą typowo jak na niego. Mogła odlecieć do góry, jednakże zwróciłaby tylko na siebie uwagę, a nie tego potrzebowała. Czekała więc, do ostatniej sekundy, ryzykownie lecz to nie był czas na ostrożną walkę. Mogła spróbować ucieczki pod nim, pamiętała jednak ostatnią lekcję Errona, dlatego gdy był już na tyle blisko by nie móc wykonać jakiegokolwiek uniku, odbiła się od ziemi w bok, nie za daleko, by po uderzeniu o ścianę przykryła ją chmura pyłu. Chciała wykorzystać to by zbliżyć się do syna tartaru na tyle, by móc poruszyć powietrzem w okolicy jego twarzy, pozbawiając go tym samym tchu. Nie, nigdy nie zabijała nikogo prócz potworów, jednakże on skrzywdził tylu, że jeśli miałaby ku temu możliwość, zrobiłaby to. Żywy był cenny, ale i niebezpieczny, spodziewała się jednak że nawet jeśli pomysł by się udał, nie utrzymałaby go za długo, by pozbawić go życia, chciała więc jedynie uzyskać czas by zajął się nim Corvus, o ile był jeszcze zdolny do walki.
Noemi Enamorado
Re: Parkiet - Scena Pią 19 Lip 2019, 23:25
Enamorado miała teraz jeden cel, no w sumie dwa: kupić Corvusowi jak najwięcej czasu i przeżyć. Dystans wytworzony między nią, a Esmerą pozwolił jej ocenić sytuację swojego ukochanego, który w tamtym momencie radził sobie naprawdę świetnie, a to tylko dodawało skrzydeł Noemi, która natychmiast rzuciła się do walki z dziewczyną NoGodsów, wyskakując najpierw w jej kierunku i markując chęć ciachnięcia jej bicepsu, tylko po to, by zakręcić się wokół niej w jakimś dzikim tańcu, który odpowiadał ruchom Corvusa w przeciwnym kącie pomieszczenia (co nie było takie dziwne, zważając na fakt, że ćwiczyli wspólnie praktycznie cały czas) i ponownie zamachnąć się na ranę w jej krwawiącym i bolącym udzie. Jej własna rana była zupełnie nieodczuwalna, była bardzo powierzchowna, a adrenalina buzowała w żyłach Enamorado, podsycając tylko jej żądzę mordu na przeciwniczce. Nie wahała się, była szybka i zwinna, tak jak to miało miejsce na treningach, starała się odpierać każdy atak Esmery, przy użyciu różnych uników, czy to akrobacji. Wykorzystywała fakt, że dziewczyna radzi sobie gorzej z włócznią, niż Noemi z glewią, która była dla niej jak przedłużenie ręki. Zamachnięcie się na udo, łydkę, czy nawet na policzek przeciwniczki nie stanowiło dla niej problemu, miały być to niegłębokie cięcia, ale na tyle bolesne, by dziewczyna skupiała się właśnie na nich. Chciała odciągnąć córkę Hefajstosa od łysego na jak najdłużej się dało. W którymś momencie oderwała dłuży kawał tiulu od swojej sukni, który nie pozwalał jej na pełną dyspozycyjność ciała w czasie walki, a potem ponownie zamachnęła się na udo Esmery, mierząc w jej słabe punkty. W momencie, gdy Corvus otrzymał niespodziewany cios w twarz, Noemi była zupełnie pochłonięta własną walką. Sparowała kolejny atak Esmery swoją włócznią, sprzedała jej kopniaka w brzuch, żeby wytworzyć krótki dystans, a następnie podcięła jej nogi długością swej broni. Jeżeli to by się jej udało to już nie wahałaby się, tylko wbiłaby ostrze swej glewii w brzuch przeciwniczki, a wyciągnięciu go ruszyłaby zapewne w stronę Corvusa, albo któregoś z potrzebujących pomocy herosów, a gdyby otrzymała jakieś obrażenia, pewnie w drodze próbowałaby nieco się zregenerować, by być nadal gotową do walki.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Sob 20 Lip 2019, 01:44
Obie były sprawne, ale niestety Leon brakowało do poziomu we władaniu włócznią na jakim była jej przeciwniczka. Miała zamiar skrócić jednak tą odległość między ich zdolnościami. Liczyła na to, że reszcie NoGods idzie w miarę dobrze, bo było ich zdecydowanie mniej. Była świadoma tego, że rana otrzymana przez nią od przeciwniczki może ją spowolnić, dlatego zacisnęła mocno zęby i odpierała kolejne ataki dziewczyny, starając się na tę chwilę nie atakować. Widziała też jak dziewczyna próbuje odciągnąć ją od syna Tartaru. Nie miała zamiaru jednak pozwolić jej uciec, dwa metry za plecami jej przeciwniczki stanęła ściana ognia, tak samo jak po stronie, po której walczył kapitan Corvus z synem Tartaru pojawiły się wysokie płomienie. Nie ma uciekania, ratowania, czy odwracania uwagi. Widząc jak dziewczyna pozbyła się materiału, który jej przeszkadzał zagwizdała pod nosem. Czyli przestała udawać pannę porcelannę i postanowiła walczyć? Odparła ataki dziewczyny i gdy ta postanowiła ją kopnąć Esmera wykorzystała moment. Zrobiła szybki unik w lewo i gdy dziewczyna stała jeszcze na jednej nodze podcięła ją swoją włócznią. Jeśli jej się to jednak nie udało wbiła włócznię w jej udo i założyła drugą ręką Nelsona (JEJ! I know u wanted this bjatch). Zaciskając mocno przedramię do jej szyi naciskała włócznią na jej udo podpalała jej ranę przez ostrze. W przypadku gdyby jednak ten cudowny ruch z podcięciem nogi się udał Esmera szybko wybiłaby z rąk Noemi glewię sprawnym kopniakiem i usiadła na niej okrakiem przyciskając włócznię do jej krtani, nie od strony ostrzy. Podduszała ją z zamiarem usunięcia z aktualnej walki.
Corvus Juarez
Re: Parkiet - Scena Pon 22 Lip 2019, 02:45
Nie był wcale zaszokowany zdolnościami syna Tartara, bo ten od samego początku wydawał się być osobnikiem potężnym. Juarez nie lekceważył swojego przeciwnika i pewnie to pozwoliło mu przetrwać pierwsze kilka ciosów. Nabierał więcej pewności siebie, gdy unikał kolejnych ciosów, jednocześnie zaciskając mocno zęby na każdy nietrafiony swój. Zaczęła go łapać irytacja, która była związana z brakiem jakichkolwiek efektów w postaci ran łysego. Kiedy rzucił się jednak na niego z tą dziką furią, zasypując kapitana gradem ciosów, wyłączył się całkowicie z tego, co działo się wokół, gdyż z ledwością udawało mu się odparowywać wszystkie ciosy. Czuł jak siły powoli go opuszczają, bo nadużywa zdolności swojej matki. W końcu potomek Tartara zmylił go i poczęstował potężnym ciosem w twarz, który gdyby nie jego odporność na ból i zahartowane ciało, roztrzaskałby mu kilka kości. Corvus wleciał z ogromnym impetem w belkę i syknął z bólu, czując jak pieką go plecy oraz pulsuje klatka piersiowa, a także policzek. Kaszlnął kilka razy, chcąc pozbyć się z płuc części dymu, który złapał go podczas tego chwilowego oczekiwania. Starał się też odzyskać trochę sił, póki potomek Tartara nie ruszył w stronę reszty herosów bądź jego samego. Miał więc wgląd na to, by poobserwować chwilę Noemi, która radziła sobie świetnie z członkinią NoGods. Uśmiechnął się lekko, choć wcale nie było mu do śmiechu, był po prostu dumny z ukochanej. Odpoczął chwilę i zebrał się w sobie. Przechylił się do przodu i wstał, ściskając w dłoni swoją glewię. - Wyzwanie przyjęte - rzucił poważnie i spojrzał na Ragnara oraz Folklore, którzy powoli się podnosili. - Zajebmy tego drania! - krzyknął w ich stronę, zachęcając do wspólnego ataku. Na pierwszy ogień poszedł Corvus, który nabrał trochę sił podczas odpoczynku i mógł znowu wyprowadzić ciekawą kombinację: obrócił w dłoniach broń w trakcie biegu i ostrzem glewii zaatakował tym razem tułów najeźdźcy, błyskawicznie zaatakował końcówką przedmiotu twarz łysego, spróbował kopnąć go kolanem w brzuch, odskoczył, przekręcił znowu glewię w rękach i stojąc prawie plecami do wroga, zaatakował ostrzem za siebie, chcąc je wbić w miejsce, które wcześniej uderzył kolanem. Spodziewał się jednak, że jakoś to zablokuje, dlatego zamachnął się, przekręcił glewię nad głową chwycił ją w obie ręce i położył na swoim karku. Stał bokiem, a ostrze było skierowane w stronę potomka Tartaru. Corvus kilkukrotnie przyciągnął dalsze przedramię do siebie, przesuwając drewnianą część glewii po swoim karku i tym samym uderzając w górne rejony łysego. To była wyłącznie dywersja, gdyż odciągnięcie uwagi służyło ciosowi w plecy, który przygotowywała jedna z przyzwanych przez niego zjaw tuż za plecami mrocznego osobnika. I być może udało mu się to nawet z pomocą Avalon, taką przynajmniej miał nadzieję.
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Pon 22 Lip 2019, 21:56
Lekkie odurzenie wciąż towarzyszyło synowi Hekate. Było to spowodowane niemałym pierdolnięciem w jakiś plastikowy szałas. Na szczęście dzięki swojej wytrzymałości Galichet był w stanie szybko się ocknąć. W momencie kiedy stanął na nogi coś dziwnego stało się jednak z jego ciałem. W brzuchu poczuł ścisk, a do buzi zaczęła napływać ślina. Nie minęła nawet sekunda, a z buzi mężczyzny zaczęły wylewać się wymiociny. Cały proces nie trwał długo, ale był na tyle intensywny, że Folk musiał podeprzeć się o pozostałości budynku, w który uderzył. Kiedy skończył wyprostował się, a następnie przetarł rękawem kurtki resztki śliny z ust. W tym krótkim czasie pozbył się ze swojego organizmu niemalże całego alkoholu jaki zgromadził przez ostatni czas. Spoglądając na swoją dłoń stwierdził jednomyślnie - był kompletnie trzeźwy. Widok o tyle niecodzienny, że od momentu kiedy został kapitanem to praktycznie się nie zdarzało. Nie tracąc jednak czasu szybko rozejrzał się wokół siebie. Wniosek był konkretny - zostali zaatakowani przez cały oddział NoGods. Na dalsze myślenie nad sytuacją nie było jednak czasu, gdyż do jego uszu dobiegł głos świeżo upieczonego kapitana drużyny Asklepiosa. Spoglądając na chłopaka Folk zrozumiał, że ten ziomek, który udaje łysego z Brazzers musi być głównym strażnikiem tego poziomu. Na szczęście NoGods nie zwerbowali jeszcze Popola, a co za tym idzie mieli szansę na wygraną. Syn Melinoe ruszył do boju, a Folk postanowił mu pomóc. Nim jednak podjął jakiekolwiek kroki rzucił do swojego przyjaciela Ragnara: - Songo, z niejednego pieca chleb jedliśmy. Ja pomogę młodemu, a Ty spuść szybki wpierdol reszcie lamusów. A... i jak spotkasz Giotto... To powiedz mu żeby stąd jak najszybciej spierdalał bo to nie miejsce dla dzieci! Po tych słowach zmaterializował swoją bransoletkę w spartański miecz, który niemalże natychmiast obrócił w dłoni tak, aby ostrze skierowane było w dół. Następnie krzyknął do Corvusa: - Nie wahaj się ani chwili, rozumiesz?! Choćby nie wiem co! Kiedy skończył wokół nich pojawiła się z zawrotną prędkością ogromna ilość mgły. Korzystając ze swoich mocy Folk dosłownie się rozpłynął. Wykorzystując fakt, że przeciwnik zajęty powinien być Corvem, Folklore w jak najszybszy sposób postanowił dostać się do przeciwnika od prawej strony. Kiedy był już praktycznie przy nim zdematerializował się i wbił przeciwnikowi miecz w stopę powodując przytwierdzenie go do podłoża. Następnie wykorzystując otoczenie stworzył z wielu miejsc cieniste pnącza, który powinny spętać przeciwnika. W tym samym czasie wykorzystując wolną prawą dłoń Folk złapał oponenta za nadgarstek i korzystając z mocy Morfeusza zaczął go osłabiać. Uścisk mężczyzny był silny i stanowczy... prędzej musiałby mu odrąbać rękę aniżeli ten by puścił.
Ragnar Crow
Re: Parkiet - Scena Pon 22 Lip 2019, 23:32
Ragnar ocknął się zdejmując jednocześnie resztki cegieł i bali drewna, które po rąbnięciu o budynek przysypały go w sporych ilościach. To co zobaczył było przerażające, nikt się tego nie mógł spodziewać. Rozglądając się powoli zaczął zauważać mord dokonany na członkach obozu, te wszystkie twarze, które należały do jego oddziału przyprawiały go o ból. Kobiety, mężczyźni, nawet dzieci nie zostały oszczędzone. W duszy miał nadzieje, że chociaż Ladgertha i Scarlett przetrwały atak i walczą gdzieś nieopodal. Z całkowitego zamroczenia wyrwał go głos Folka, który stał jakieś 10 m od niego i wpatrywał się w Corvusa stojącego naprzeciw jakiegoś nieznanego mu osobnika. Moc tego osobnika można było odczuć w powietrzu, była przytłaczająca i wręcz odpychająca, co zaniepokoiło syna Baldura. - Czujesz tę energię Folk? - zapytał lekko rozkojarzony podchodząc jednocześnie do swojego przyjaciela. - Ma się uczucie dreszczy, bo nigdy wcześniej nie czuło się czegoś takiego...nie walczysz po prostu z człowiekiem, walczysz z potworem - powiedział spoglądając na Corvusa, który nie miał żadnych szans walcząc samemu. - Musimy połączyć siły i zgładzić to coś tu i teraz, bo w przeciwnym razie będzie zagrażać całemu życiu. Po tych słowach Ragnar wkroczył na pole walki by razem z Folkiem i Corvusem otoczyć go ze wszystkich stron. - Zapłacisz za to! - krzyknął w stronę potomka Tartaru, a następnie razem z dwoma pozostałymi kapitanami zaatakował. Kapitan nordów, przeobraził swój topór i jednocześnie stworzył w swojej lewej ręce ostrze z czystego światła. Zaatakował przeciwnika z wyskoku toporem, a następnie po lądowaniu wykonał kilka bardzo szybkich cięć, pozostawiając w powietrzu świetliste ślady, które widniały na wysokości wzroku przeciwnika. Ślady zawierały wysoką zawartość energii słonecznej, która niekontrolowana wybuchała tworząc niewielkie trzy rozbłyski świetlne. Była to tylko dywersja, gdyż kątem oka dostrzegł Zjawą stworzoną chwilę wcześniej przez Corvusa, oraz mroczne pnącza Folka, które w połączeniu z jego mocą dawały im szansę na uruchomienie przeciwnika.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Re: Parkiet - Scena Sro 24 Lip 2019, 16:13
Alexandra dzięki zdolności akrobacji i odpowiedniemu refleksowi, przeturlała się na bok w momencie potężnego ciosu minotaura, a później przesunęła się do przodu, wykonując przewrót po ziemi. Minotaur nie stał jednak bezczynnie, gdyż w momencie, gdy tak wykonywała kolejny unik, byleby tylko odsunąć się od potwora ten pochwycił ją swoją wolną ręką za tułów, ścisnął ją na moment, by wyrzucić córkę Aegira w powietrze. Ta na szczęście nie uderzyła w nic twardego, zaliczyła tylko kilkusekundowy lot, który spowodował u niej kilka siniaków. Przez to trochę dłużej trwała sekwencja wytworzenia wodnych pocisków*. Kształt został nadany, prędkość również, ale Jones zlekceważyła bardzo ważną rzecz. Syn Tartara widział ten atak kierowany w stronę swojego pupila, dlatego wytworzył portale wokół całego minotaura i tym samym przeteleportował wodne pociski ze stwora na... ARTHURA! Kapitan Aegirów oberwał dość poważnie, gdyż wodne pociski wbiły się w jego skórę, między innymi w prawe ramię, lewe udo i klatkę piersiową, cudem zatrzymując się na mostku, a nie w sercu. Crow zaczął krwawić, a na domiar złego potomek Tartara wytworzył portal nad głową podnoszącego się kapitana i spuścił mu na głowę część drewnianych desek i kamieni, które pozostały po scenie. Ten znalazł się pod gruzem, ranny i całkowicie niezdolny do walki, jedynie tolerancja na ból oraz szczęście pozwoliły mu to przeżyć. Zemdlał jednak tak szybko, jak tylko oberwał pierwszym kamieniem w głowę, która nie została rozbita całe szczęście. Alexandra miała jednak inny problem, bowiem minotaur wszedł w jeden z portali i wyszedł tuż naprzeciw niej, wymierzając w nią potężny cios pięścią. Przyjęcie czegoś takiego na głowę może ją roztrzaskać, a pięść znajduje się bardzo blisko. Co robisz? Avalon postanowiła uniknąć szarży drugiego minotaura, czekając do ostatniej chwili aż ten nie wbiegnie w ścianę, a ona chwilę przed tym odskoczy. Plan był dobry i udał się jej w stu procentach, z tym że potwór nie był aż tak głupi, by uderzać głową. Wleciał barkiem w cegły, co spowodowało przysypanie go, ale poza bólem ramienia nie wywołało żadnych poważnych obrażeń. Johnson obróciła się do niego plecami i postanowiła zaatakować syna Tartara, co było błędem, ponieważ minotaur bardzo szybko się pozbierał i dogonił ją chwytając jej drobne ciało w swoje spore ręce. Zaczął zgniatać córkę Eola, a ta tylko i wyłącznie dzięki byciu córką boga wiatrów, nie udusiła się. Odczuwała jednak ogromny ból kości, które jeśli jeszcze chwilę będą gniecione, ulegną złamaniu, a jej narządy wewnętrzne pęknięciu. Sytuacja nie jest ciekawa. Noemi kontynuowała starcie jeden na jeden z Esmerą. Członkini NoGods wytworzyła za pomocą ognia ściany, by określić mniej więcej powierzchnię "areny", w której ma toczyć się ich starcie. Enamorado zamarkowała cios w stronę Leon, ale ta wyczuła podstęp i sprawnie uniknęła ataku glewią. Tak samo z resztą udało się to w przypadku ciosu kolanem Noemi, które chybiło celu. Esmera podcięła ją za pomocą swojej włóczni i to jej się powiodło. Kopnięcie w glewię się nie udało, bo Enamorado przyciągnęła swoją broń do siebie i tym samym zablokowała napierającą na nią włócznię, gdy córka Hefajstosa usiadła na niej okrakiem i zaczęła ją podduszać. Nic z tego, bowiem drewniane fragmenty włóczni i glewii napierały na siebie i teraz była to czysto fizyczna walka o to, czy Enamorado odepchnie Leon czy Leon poddusi Enamorado. Kapitanowie wreszcie wzięli się do roboty i przestali się opierdalać na ganku jak John Candy. Corvus wyruszył z atakiem pierwszy, ale w trakcie wykonywania przez niego kombinacji, dołączyli do niego natychmiast Folklore i Ragnar. Dzięki sile i częstotliwości ataków kapitanów, syn Tartara miał pełne ręce roboty, został odcięty przynajmniej na moment od swoich bestii, których teraz nie wspomoże, jak jeszcze kilka chwil wcześniej. Corvus wyprowadził celne ciosy, które nie zadały większych obrażeń przeciwnikowi, bo ten albo odparowywał je za pomocą zbroi, albo unikał. Folklore w tym czasie zniknął i pokrył kilkanaście metrów wokół nich mgłą, co było dobrym posunięciem dla niego... gorzej niestety było z Corvusem i Ragnarem, którzy we mgle widzieli równie słabo jak syn Tartara. Przez ten ruch Galicheta, Juarez nie dostrzegł nadchodzącej pięści w swoją klatkę piersiową, która w połączeniu z dziwnego stopu żelazem zbroi, najprawdopodobniej spowodowała pęknięcie żeber Hiszpana. Kapitan Asklepiosów odleciał na kolejne kilka metrów, uderzając tym razem w ostry kraniec deski. Nadział się lewym ramieniem, które zostało całkowicie przebite przez drewno. Syn Hekate wbił ostrze w stopę łysego, ale ten nawet nie drgnął. Większy efekt dało oślepienie go przez Crowa, który dodatkowo zaatakował go kilkoma cięciami. Poczuł jednak ogromny opór, zwłaszcza, gdy zaatakował energetycznym ostrzem. Ręka Ragnara zaczęła nagle bardzo mocno piec, przez co ostrze od razu zniknęło, a sama dłoń pokryła się czymś na wzór czarnego ognia, który parzył kapitana Tyra jeszcze na długo po odsunięciu się od przeciwnika i nawet mimo ogromnej tolerancji, ból był nie do wytrzymania. Mimo to, ostatkiem się udało się Corvusowi wytworzyć zjawę, która dzięki dywersji Folklore i Ragnara, wbiła ostrze prosto w plecy i dopiero wtedy potomek Tartara syknął z bólu. W gniewie teleportował się, chcąc wydostać się jednocześnie z uścisku Galicheta, który próbował go osłabić i mrocznych pędów z umbrakinezy. Wytworzył zatem portal, który zamknął się od razu, gdy tylko najeźdźca cały się w nim zanurzył. Na nieszczęście Folklore, wciągnął on też jego prawą rękę, mniej więcej do połowy bicepsa. Portal się zamknął i jednocześnie odciął niemalże całą kończynę kapitanowi Dionizosa, wywołując u niego potworny ból oraz krzyk. Portal otworzył się tuż przed Corvusem, który niezdolny do walki, ale jeszcze przytomny siedział nabity na drewno. Rozgniewany potomek Tartara, wyprowadził natychmiast trzy ciosy w jego twarz, które połamały mu szczękę oraz obie kości policzkowe. Następnie przygniótł jego klatkę piersiową swoją nogą, a połamane żebra przebiły oba płuca kapitana drużyny Asklepiosa. - To nie było roztropne - wróg chwycił w dłoń glewię Juareza, której chwilę się przypatrzył, nim skierował ostrzem do dołu. Szybkim i precyzyjnym ruchem wbił ostry kraniec prosto w serce konającego kapitana Asklepiosa, oszczędzając mu cierpienia. Wobec obrażeń jakie otrzymał, ten cios kończący był niczym miłosierdzie. Glewia została rzucona na bok, a syn Tartara spojrzał na zmasakrowanych kapitanów. Na każdego z osobna. Wyciągnął obie ręce w górę i spojrzał w niebo. - To tylko przedsmak tego, co was czeka! - wykrzyczał. - Olimp, Asgard... wszystko upadnie! I nastanie era Tartaru! - dokończył, po czym chwycił truchło Juareza, ściągnął je z drewnianej deski i chwyciwszy za kark uniósł do góry, ukazując poległego herosa wszystkim obecnym przy parkiecie. - To zostanie z każdego, kto będzie próbował mi przeszkodzić! - powiedział bardzo słyszalnie i rzucił ciało przed siebie, niczym jakąś rzecz. Cel był prosty: wprowadzić zamęt i obniżyć morale herosów, którzy z pewnością nie tego się spodziewali.
Podsumowanie: - Esmera, rana cięta uda z tyłu prawej nogi, nieznacznie krępuje ci ruchy i boli, bo nie masz tolerancji na ból. - Noemi, czujesz pieczenie w okolicach przodu prawego uda, ale nie krępuje ci ono ruchów w żaden sposób. - Alexandra, twój lewy biceps ma się dobrze, tylko w pierwszej chwili odczuwałaś ból. Kilka siniaków przez uderzenie o podłogę. - Avalon, jesteś w potrzasku, minotaur gniecie twoje ciało swymi rękami. Jeśli w następnej turze się nie wyswobodzisz, cholera wie ile kości ci połamie i ile narządów wewnątrz tym samym uszkodzi. Bez tolerancji połamałby cię od razu w tej turze. - Corvus, poniosłeś klęskę. W następnej turze nie musisz pisać. - Folklore, straciłeś prawą rękę od połowy bicepsa w dół. Tylko dzięki tolerancji żyjesz, ale nie wiadomo jak długo, bo tracisz mnóstwo krwi. - Ragnar, otrzymałeś dziwne oparzenia, które wywołały ból oraz drgawki w twojej lewej dłoni oraz mniej więcej do 1/3 przedramienia. Czujesz, że nie jesteś w stanie nawet zwinąć palców w pięść, prawdopodobnie tkanki w dłoni ci obumierają w dość szybkim tempie. - Arthur, nie jesteś w stanie walczyć. Masz ranę prawego ramienia, lewego uda i w okolicach mostka, które krwawią i stopniowo powodują, że możesz omdleć. Dodatkowo odczuwasz potężny ból głowy i pleców po zrzuceniu na ciebie resztek sceny.
Zasady: - Czas na odpis do 27.07.2019 włącznie. - Nie róbcie miliona akcji. - Krótkie posty, to nie konkurs bajkopisarstwa.
Kolejka: - Esmera musi odpisać przed Noemi - Reszta dowolna - Corvus nie musi odpisywać, zginął
Wyjaśnienie: * - 200 m/s to jest 720 km/s, nie ma możliwości, żeby którykolwiek półbóg na którymkolwiek poziomie użytkowania dowolnej kinezy, nadawał takiej prędkości swoim wytworom/żywiołom/etc. Wiem, że nie mamy opisanych limitów, ale takie ataki to zdecydowane przegięcie. Tym razem podaruję, ale proszę o większą rozwagę i wyobraźnie, gdyż przypominam po raz kolejny: półbogowie mają tylko ułamek magicznych zdolności. Nie możemy robić z nich Avengers.
Dziękuję za kolejną turę postów, tak trzymać!
Gość
Gość
Re: Parkiet - Scena Sro 24 Lip 2019, 20:38
Nie zwracała uwagi czy ktoś może ją zaatakować od pleców. Musiała zdjąć tą laskę, bo jeśli ta wybuchnie i odpali swoje zdolności, to na sto procent miała przesrane. Nie ważne dzieckiem, którego boga była, po tym co się odwaliło kilka metrów dalej na pewno Esmera była w dupie. Nie zastanawiając się długo przeniosła całą swoją siłę jaką mogła w sobie zebrać na ramiona i napierając na dziewczynę usiłowała ją podduszać. Kolejnym krokiem jaki wykonała było podgrzanie broni dziewczyny w jej dłoniach. Zdawała sobie sprawę z tego, że obie bronie posiadały drewniane elementy, ale jeśli jej broń pęknie, to wtedy Esmera będzie mogła spokojnie udusić dziewczynę, lub nawet dodatkowo poparzyć. Usiadła wygodniej na dziewczynie zapierając się nogami tak, aby przypadkiem dziewczyna jej nie przewróciła. Ale gdyby tak się jednak stało, to była mniej więcej na to przygotowana. Kopnięcie w brzuch z kolana i przywalenie z pięści w szczękę dziewczyny powinny ją od Esmery odsunąć. Gdy się przeturlała i podnosiła wytworzyła w dłoniach dwie kule ognia i rzuciła nimi w stronę brunetki, kiedy były one wielkości największej piłki lekarskiej. Musiała powstrzymać dziewczynę od użycia jej zdolności. Im prędzej tym lepiej. A miała gdzieś co się działo dookoła niej. To jak syn Tartaru walczył z innymi herosami nie było w jej interesie. Jeśli będzie potrzebował jej pomocy - powie jej.
Avalon Johnson
Re: Parkiet - Scena Pią 26 Lip 2019, 21:18
Planowała skupić się na swym prawdziwym przeciwniku, doceniając jego siłę jak i zwinność, niestety zatraciła się w chęci zemsty na synu tartaru przez co nie doceniła potwora, który nie tak dawno zrobił ze ściany kupę gruzu, szybko jednak ogarnął się i znalazł wzrokiem dziewczynę, najwidoczniej unik w kłębach dymu nie zmyliło stwora, nawet choć było dość głupawe, przynajmniej tak ją szkolono. Momentalnie więc znalazła się w jego uścisku, czując jak przeszywa ją ból, słysząc pękające żebra... czuła że to koniec, nie ma nic lepszego niż polec w walce, nie chciała jednak tak kończyć. Dopiero zaczynała żyć, nie mogła teraz dać się zgnieść, przynajmniej nie w taki sposób, poddając się. Dlatego też ostatkami sił krzyknęła i wytworzyła ostatni podmuch powietrza, wokół siebie oraz jeden ostry w stronę jego głowy, by pozbawić go momentalnie życia i uwolnić się na tyle, by gdzieś schować się, choć nie miała pojęcia jak to się skończy, czy zaraz ktoś inny jej nie dorwie. Jedno było pewne, mimo pęknięć z zewnątrz czy nawet wewnątrz, ta mała nadal miała chęć walki. Choć jeszcze nie zauważyła co się stało z Corvusem.
Arthur Crow
Re: Parkiet - Scena Pią 26 Lip 2019, 23:00
Widział, czuł i słyszał wszystko w spowolnionym tempie. Eksplozja, której siła rozszarpała rudowłosą wojowniczkę na części, a nim samym rzuciła niczym szmacianą lalką w dal. Zrozumiał, że zostali zaatakowani, ba wręcz uznał że to któryś z bogów przyszedł się z nimi w okrutny sposób zabawić. Żal i gniew były tym co czuł przed zapadnięciem czarnej jak noc kurtyny. Przebudzenie następowało falami. Dzwonienie w uszach, a wszelkie dźwięki jakby stłumione przez wodę. Wzrok błądził po sylwetkach herosów doszukując się w nich znajomych twarz, lecz z początku wszystko było zamazane i niewyraźne. Wyczulone zmysły jednak po kilkunastu sekundach odzyskały sprawność. A wówczas jego oczom ukazało się pobojowisko usłane trupami, szczątkami mebli i naczyń. Pełno syfu, krwi i flaków, a było tak pięknie. Przeklął pod nosem, gdyż czuł okrutny ból niemal w całym ciele. Mimo tolerancji ten był silny więc zakładał, iż oberwał mocno. Nigdy nie czuł się tak sponiewierany. Nawet wówczas, gdy pił z Ragnarem, Folkiem i admirałem Adsonem przetrwał do samego końca i nie odpuścił ani kolejki, a następny dzień przespał jak zabity czując, że wątroba urządziła strajk. Teraz było znacznie gorzej. Przełknął ślinę z ledwością. W ustach czuł smak krwi i alkoholu być może rozbiła się o jego łepetynę jakaś karafka z whisky? Nie miało to znaczenia. Wstał i chciał walczyć, chciał dołączyć do brata i reszty herosów. Ale tuż po tym jak wykonał krok w stronę oponenta zobaczył przed sobą portal, a z niego wystrzeliły wodne pociski. Kątem oka dostrzegł minę partnerki z którą „teoretycznie” przyszedł na tak ważną dla niego uroczystość i już wiedział, że zaliczy dzwona. – Alex… ty głupia babo...– wyjęczał nim pierwsze pociski go trafiły. Zamknął oczy i nawet się już nie bronił, nie miał siły. Czuł tylko jak niebo wali mu się na łeb.