Schowała telefon do wewnętrznej kieszeni żakietu i weszła do wielkiej uniwersyteckiej auli wypełnionej tłumnie przez studentów ze wszystkich semestrów, którzy tylko interesowali się tak powszechnym, aczkolwiek niekiedy błędnie rozdmuchanym tematem, jakim było bezpieczeństwo narodowe w dobie cyfrowej przestępczości zorganizowanej. Paradoksalnie do tego, kim była Ambrozja, została ona zaproszona przez tutejsze władze Uniwersytetu Nowojorskiego do poprowadzenia prelekcji na ten temat z racji kilku monografii, które swego czasu wydała jako przedsmak ostatniego z doktoratów. Wyjątkowo na tę okazję wcisnęła swoje chude jestestwo w skromny, czarny komplet, idealnie dopasowany do jej wysportowanego ciała, którego jedynym kontrastowym elementem była biała jedwabna bluzka z subtelnym dekoltem. Całość dopełniały wypolerowane szpilki z noskiem w szpic oraz czerwień ust Shepard. Wyglądała profesjonalnie, wyniośle, dumnie niezmiernie i niemal nieprzystępnie dla każdego. Najlepszym było to, że ona wcale nie pozorowała na personę z kijem w dupie. Taka była. Prawdziwa Ambrozja Shepard kupiła sobą całą uwagę tłumu i bardzo jej to schlebiało.
~
Erron Black był dla niej czymś w rodzaju płachty na byka. Ich pierwszy raz był burzliwy, pełen wybuchów i niepohamowanej wrogości, a następstwem tego wszystkiego było wieloletnie zaszycie się Shepard w swojej nerdowskiej piwnicy, z której wychodziła tylko wtedy, gdy musiała postawić nogę na uczelni. Misje od Dionizosa? Miała je w dupie. Alkoholik wiedział, że nie zamierzała się zniżać do poziomu "przynieś, wynieś, pozamiataj, bo ktoś inny zrobił burdel". Hakerka sprzątała tylko swój bałagan. Nad czyimś mogła się pochylić dopiero w momencie, gdy odpowiednia suma została przelana na jej konto. Wcześniej? Czysta i nieskrępowana ignorancja. Ubolewała więc nad tym, gdy w drodze kompromisów, niemal postawienia pod ścianą i braku perspektyw innych, niż żadnych, zmuszona była wyciągnąć rękę. Jako pierwsza. Wiedziała, że Erron będzie w Nowym Jorku w tym samym czasie, co ona. Miała informacje o każdym z obozowiczów, zaś jego kroki śledziła uparcie od lat, choć nawet przed sobą wypierała te sytuacje. Tym razem jednak nie udało jej się odkryć powodu, dla którego Black miał przebywać w tym mieście, niemniej nie miało to zbyt większego znaczenia. Pozornie. Opuściła gmach uniwersytetu, a jej szpilki wystukiwały równy rytm w kontakcie z chodnikiem. Wyciągnęła swoje ulubione wiśniowe Pink Elephanty oraz klasyczną zippo z grawerem, po czym zaciągnęła się mocno łaskoczącą gardło nikotynową chmurą. Paliła odkąd pamiętała. Nie umiała nawet określić momentu życia, który zadecydował, że sięgnęła po papierosy. Zresztą, czy to było ważne? Wolną ręką sięgnęła po telefon, chcąc sprawdzić, czy Erron w ogóle odczytał wiadomość. Wiedziała, że zrozumie jego treść. Może nie zawsze robił inteligentne miny, ale nie wątpiła w jego intelekt. Poza tym sms był tak typowy dla Ambrozji. Po co użyć klasycznych współrzędnych geograficznych, skoro można podać stopnie dziesiętne? W końcu tak jest zabawniej. Niejasno. A zwykły debil kompletnie tego nie zrozumie. Ba, nawet nie wpadnie na to, aby kwestię wygooglować. Zatrzymała się w końcu przy postoju taksówek, zgasiła papierosa, wyrzucając resztę do kosza, po czym złapała taksówkę. - 837 7th Avenune - mruknęła do grubego murzyna i zatrzasnęła za sobą drzwi żółtej landryny.
~
The Irish Pub był miejscem dość losowo wybranym przez Ambrozję. Nie chciała aby ktoś ewentualnie wpadł na jej trop. Oczywiście, wysyłane przez nią wiadomości były wielopoziomowo szyfrowane, niemniej jej podświadoma paranoja nie pozwalała na całkowite zrezygnowanie z chociażby minimalnej dozy ostrożności. Weszła do zatłoczonego lokalu, a swoje kroki skierowała wprost do baru. Zamówiła dla siebie whisky z lodem, po czym skierowała na piętro w nadziei, że chociaż tam znajdzie się kawałek pustej i względnie nie ubrudzonej rozlanym alkoholem powierzchni. Kiedy wypatrzyła ławkę zaraz w kąciku, do ułudy przypominającą pseudo ekskluzywną lożę, lecz kilka razy mniejszą, wcisnęła się tam swoim chudym zadkiem, drinka odstawiła na stolik i odetchnęła. Tłum ciągle krzyczał, piszczał, charczał i wiwatował, gdzieś w drugiej sali grali w bilarda, w kolejnej zaś w karcianki, a na dole alkohol lał się hektolitrami. Żyć nie umierać, idealne miejsce do rozpieprzenia dorobku swojego życia. Shepard znów nerwowo zerknęła na telefon. Po chuj ja w ogóle do niego pisałam?
Erron Black
Re: 7th Avenue Pią 29 Mar 2019, 01:11
Erron miał swoje biznesy do załatwienia w Nowym Jorku i fakt otrzymania wiadomości od Ambrozji zdziwił go dość mocno. Od ostatnich burzliwych wydarzeń związanych najpewniej z szeroko pojętą zazdrością Shepard, która chciała mieć tego kowboja na wyłączność, nie rozmawiali ze sobą zbyt dużo. Co prawda Black co jakiś czas odwiedzał brunetkę w jej klitce, by to o czymś poinformować, by to przywitać się z nią i pogadać. Mogła zgrywać niedostępną, mogła być najtęższym mózgiem IT w obozie, ale na wylot widział ją niczym Yoda i Mace Windu przestraszonego Anakina w Mrocznym Widmie. Ile razy słyszał od niej te odzywki, obdarowywała go tym chłodnym spojrzeniem, warczała na niego, a chwilę później rozkładała przed nim nogi? To była popieprzona relacja, bo niemalże toksyczna dla niej - on tylko korzystał z jej rozchwiania emocjonalnego i zaliczał. Ostatnio jednak była bardziej wstrzemięźliwa, dlatego myślał, że znalazła sobie inny obiekt westchnień, a tymczasem proszę, wiadomość. Dodał dwa do dwóch i zrozumiał, że Ambrozja miała go cały czas na oku, wiedziała dokładnie, że będzie tego dnia w Nowym Jorku i że mają szansę spotkać się na neutralnym gruncie, bez miliona spojrzeń obozowiczów. Tak jak wcześniej myślał, że Shepard odpuściła sobie, tak ten ambrozjowy sms utwierdził go w przekonaniu, że Erron dalej jest jedną z nielicznych osób, które brunetka traktuje jako "niewrogów", bo przyjaciółmi ich nie można było przecież nazwać. W pubie zjawił się kilkanaście minut po niej, tylko nie był niestety tak elegancki jak ona - ubrany był bowiem w zwykłe jeansy, pod skórzaną kurtką miał koszulkę i do tego dobrał jakieś wygodne buty. Z drugiej strony, przypominał chociaż siebie, dzięki czemu Ambrozja mogła go od razu dostrzec, gdy tylko zjawił się na piętrze wraz ze szklanką wody, którą zamówił u barmana kilka chwil wcześniej. Zlustrował wzrokiem Shepard i uniósł brwi w geście zdziwienia. Była piękna, to nie ulegało wątpliwości. Ale tutaj, pośród tych wszystkich łachudrów, w tej sukience, szpilkach, z podkreślonymi czerwienią ustami wyglądała zjawiskowo. Szczęka mu nie opadła, bo jednak widział ją raz w podobnym wydaniu, nie mógł jednak ukryć tego, że w pierwszej chwili pomyślał o tym, co ma pod tym eleganckim ubiorem. - Przerwałaś mi spotkanie z fajną szparką, mam nadzieję, że masz jakiś sensowny powód - rzucił pretensjonalnie, choć w rzeczywistości nie miał o to do niej żalu. Wreck była przecież jego kuzynką i jakkolwiek seksowna nie była, tak nie szerzył rodzinnej patologii i nie myślał o zerżnięciu własnej siostry stryjecznej. Niemniej jednak lubił pogrywać sobie w ten sposób z apatyczną Ambrozją - już dawno dostrzegł, że triggeruje ją każda wzmianka o jakiejkolwiek partnerce seksualnej Errona. Dokładnie tak, jakby Shepard nie miała odwagi, by powiedzieć mu wprost, że ma być tylko jej. Usiadł obok i wydał samemu sobie pozwolenie, by jego dłoń znalazła się na jej kolanie. - No więc? Jak spotkanie ze studentami? - rzucił z małym uśmiechem w kąciku ust. Nie tylko ona wiedziała wiele rzeczy. Black przecież nie puści "ot tak" swojej ulubionej heroski w świat bez wiedzy, gdzie ona jest i gdzie potencjalnie trzeba będzie po nią lecieć, jeśli coś nie pójdzie po jej myśli. Takie tam zboczenie z czasów kiedy jeszcze tworzyli parę przez te kilka dni swojego burzliwego związku.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Sob 30 Mar 2019, 22:52
Nie analizowała jej relacji z Erronem. Jakkolwiek jej naturą było rozkładanie wszystkiego na czynniki pierwsze, tak w przypadku Blacka jej starania szlag jasny trafiał. Gubiła się w prostych kalkulacjach, a jeśli miała w głowie jego osobę, nie potrafiła nawet zdecydować się na to, co zjeść na obiad. Dlatego wyparcie było najskuteczniejszą metodą obrony przed tym facetem. Oczywiście nie przeszkadzało jej to w jednoczesnym stalkowaniu Errona. Robiła to na tyle machinalnie, że jej wyczulony mózg nie odbierał tego w kategorii samozaorania czy masochizmu. Tylko pogratulować. Jakaś dziwna materia wewnątrz jej zautomatyzowanego organizmu drgnęła, kiedy tylko Black znalazł się w zasięgu jej wzroku. Był tak samo niepoprawnie przystojny i pewny siebie jak zawsze, co tylko nakręcało i wkurwiało Ambrozję. Skrajne reakcje związane z tym mężczyzną były klasyką, do której półbogini poniekąd przywykła, lecz nadal potrafiło to robić na niej większe wrażenie, niż powinno. Uniosła lewą brew, gdy usłyszała powitalny tekst z jego strony. Mogła się tego przecież spodziewać. Uwielbiał się nad nią pastwić i znęcać w ten sposób, z całą świadomością, że ją to dotyka. I naprawdę sprawia jej ból. Nie mogła jednak go za to w pełni znienawidzić. Wiele razy próbowała i tak na pewno byłoby jej łatwiej. Jednakże nie potrafiła. - Gdyby ta szparka faktycznie była taka fajna, nie leciałbyś tutaj z wywalonym jęzorem - skwitowała i uśmiechnęła się uroczo, zaś ton jej głosu ociekał słodyczą i hektolitrami jadu. Kolejną stałą w zachowaniu Errona była zuchwałość i zbytnia pewność siebie, którą to udowodnił jej własnie w momencie siadania obok niej. Jego ręka, która tak niemal naturalnie sięgnęła jej kolana, była tego najlepszym przykładem. - Na pewno przebiegło lepiej, niż twoje spotkanie towarzyskie. - Sięgając po swojego drinka niby przypadkiem poruszyła się na tyle, że dłoń Errona sama z siebie zmieniła swoją lokalizację na znacznie bliższą rejonów, które od jakiegoś czasu były całkowicie wyjałowione z powodu braku partnera czy partnerki. Nie była też zaskoczona, że i on ją śledził. Że wiedział. Choć tego typu zachowanie z jego strony mogło jej sugerować coś, przed czym się wzbraniała rękoma i nogami. Odrzuciła myśl. Nie miała sił, aby się z nią teraz mierzyć. Ambrozja upiła łyk, po czym, wsparłszy łokieć o blat stołu, ze szklanką trzymaną dwoma palcami, spojrzała na swojego rozmówcę. Nie umiała znaleźć logicznego powodu, dla którego faktycznie ściągnęła tutaj Blacka. Chciała coś wymyślić, ale, prawdę mówiąc, nie była w stanie. Co jej zatem zostało? Improwizacja. Granie na zwłokę. Atakowanie. Gdyby nie fakt, że zaczynała się robić całą ich relacją zmęczona, najpewniej przeszłaby od razu do dość agresywnej formy ofensywy. - Swoją drogą, wiele razy ci już mówiłam, że twoje życie prywatne jest na samej dole listy spraw, które są w jakimkolwiek stopniu ważne. Przynajmniej dla mnie. - Jasnym było, że kłamała. Wiedziała to ona, jak i najpewniej też on. Nie mogła jednak wprost przyznać, że po prostu chciała go zobaczyć. Bez ciągłego nagabywania z jednej, czy drugiej strony. Powód był całkowicie nieważny. Wrzawa z sąsiedniej sali, w której dwóch dość tęgich mężczyzn grało w bilarda, dobiegła do uszu przedziwnej parki, choć w samym lokalu było raczej gwarno i głośno. Ambrozja zerknęła w tamtym kierunku i subtelnie zmarszczyła brwi. Szybko jednak się zreflektowała i wróciła spojrzeniem na Errona, którego chciała jednocześnie zamordować i... I coś jeszcze. - A jak przebiegły twoje sprawy? Prócz przerwanego ruchania. - Zamrugała kilkukrotnie, a odłożywszy szkło sięgnęła ku swoim ulubionym Pink Elephantom, zamierzając sobie tutaj zapalić. Jak wszyscy dookoła zresztą. - Chcesz? - zapytała dość standardowo, jakby częstowanie go swoimi papierosami było stałym elementem ich dnia.
Erron Black
Re: 7th Avenue Nie 31 Mar 2019, 13:45
Black słynął z tego, że zawsze potrafił wykaraskać się nawet z najgorszej sytuacji, że zawsze wiedział co i kiedy powiedzieć, by kogoś zafascynować bądź sprowadzić na ziemię i że sam był nieobliczalny, gdyż jego hierarchia wartości zmieniała się wobec potrzeb, które w danych chwilach miewał. Taki logik jak Ambrozja musiała mieć nie lada problemy z rozpracowaniem bruneta, który już dawno temu sam sobie obiecał, że właśnie taki będzie: nieuchwytny, nieprzewidywalny i niestandardowy, dzięki czemu każdy, kto będzie próbował wpakować mu się z buciorami w życie, będzie musiał przejść przez szereg mniejszych czy większych testów, które udowodnią, że warto z tą osobą się trzymać. Skinął głową zgadzając się z jej wywodem - swoje zachcianki stawiał wyżej niż cokolwiek innego, zatem jeśli olał wyimaginowaną laskę na rzecz Shepard, to w takim razie wniosek był prosty: wolał spędzić czas z brunetką, niż skorzystać z tej wymyślonej okazji. Mogła być pełna jadu i sarkazmu, ale nawet Stevie Wonder by dostrzegł to, że Ambrozja na swój popieprzony sposób epatowała zazdrością o niego. Kiedy już zajął miejsce obok niej i ułożył dłoń na jej kolanie, słuchał jej przez moment, bo po prawdzie średnio interesowało go samo spotkanie. Musiał jednak jakoś zacząć rozmowę. - Dlatego robię drugie podejście - wyjaśnił, jednoznacznie wskazując na to, że jeśli Ambrozja się postara, to jego kolejne spotkanie towarzyskie właśnie z nią, może naprawić mu cały ten dzień. Uniósł lekko brew, dostrzegając ten gest, którym zachęciła go do śmielszych dotyków. Mieli o tyle intymności w tym wszystkim, że bezpośrednio na nich nie gapił się nikt, toteż pozwolił sobie na to, by nie tylko zejść dłonią nieco niżej badając wewnętrzną stronę jej uda, ale także by ścisnąć je. Niby też nie chcąc przejechał nią po materiale, który zakrywał jej wyjałowione okolice, jak to określiła pani wyżej. Na bardzo wiele sobie pozwalał przy niej, ale w razie czego ma linię obrony - kusiła go cały czas, jeśli nie spojrzeniem i przygryzaniem wargi, to ubiorem i całą tą zimnosuczową kokieterią. - Na samej dole listy w jakimkolwiek stopniu ważnych spraw to dalej dość wysoko jak na ciebie - droczył się z nią, gdyż doskonale wiedział, jaka jest prawda. - Bo to jednak sprawy ważne - wyciągnął wniosek taki, jaki chciał i dzięki temu dalej miał tą swobodę w zachowywaniu się. Uniósł lekko brwi, zerkając na nią. Nie przepadał za papierosami, bo były one nałogiem niepraktycznym: chwilowa przyjemność kosztem kondycji, podrażnione drogi oddechowe, paskudny zapach z ust i większa szansa na jakąś chorobę. Dziwił się, dlaczego taka pragmatyczka jak ona wybrała właśnie taki nałóg, a nie coś pożyteczniejszego - ot choćby jakiś sport, który utrzymywałby jej ciało i ducha w odpowiedniej kondycji. Z tym pierwszym co prawda problemu nie było, bo przecież miała boskie ciało, ale jednak mogłaby znaleźć coś zdrowszego. - Nie - odpowiedział najpierw na drugie pytanie. By oznajmić swoją dezaprobatę względem papierosów, jego dłoń, która dotąd spoczywała po wewnętrznej stronie jej uda, została uniesiona i skierowana gdzieś na bok, bliżej niego, a on sam odsunął się nieznacznie, tak dla zasady. Wiedział, że i tak będzie się biernie zaciągać, ale niech Ambrozja po prostu nie myśli, że mu to odpowiada. A mogło być tak fajnie. - Jedzenie było przyzwoite - odparł pierwsze, co mu przyszło do głowy. Sake było dość słabym alkoholem, więc zdołał już się ogarnąć po wypiciu kilku miseczek, a sama rozmowa z Wreckless to była tylko i wyłącznie jego sprawa. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przyjrzał się otoczeniu, lubił mieć wszystko na oku, tak dla zasady. Zboczenie zawodowe.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Pon 01 Kwi 2019, 12:21
Nie lubiła o sobie myśleć w kategoriach zazdrośnicy, a na pewno była to kolejna kwestia, którą uparcie wypierała. Niemniej, owszem... Chęć posiadania Blacka i zazdrość o każdą inną pizdę, z jaką miał styczność, rozdzierały wnętrze Ambrozji i gdyby nie alkohol oraz papierosy, które skutecznie pomagały jej zapomnieć o tym fiucie, wpadłaby w jakąś posraną formę depresji pomieszanej z innym posraństwem. Jakkolwiek nie była słabeuszem, tak Erron potrafił jednym słowem czy gestem rozczepić jej pewność siebie na atomy i tym samym odkryć wszystkie karty, jakie skrywała Shepard. Szlag by cię trafił, Error! Uśmiech nadal ozdabiał jej zadziorną twarz, natomiast gdy Black wypowiedział kolejne słowa, brunetka szczerze się zaśmiała. Ona miała się starać? Czemu ona? Już wystarczająco wiele z siebie mu dawała, a on to wszystko bezczelnie miażdżył i niszczył. Prawdę powiedziawszy ten typ nie zasługiwał nawet na przelotne spojrzenie, jednakże mimo całej świadomości, że Erron był chujem, Ambrozję i tak do niego ciągnęło. Posrane uczucie. Kochała je i nienawidziła jednocześnie tak, że bolały ją od tego zęby, tak często mocno zaciskane, aby nie wybuchnąć po kolejnej akcji z udziałem tego durnia. Działał na nią destrukcyjnie, jak nikt nigdy. Wiedziała, że się nie powstrzyma. W końcu jeśli jakaś laska sama z siebie rozkłada nogi, to trzeba wykorzystać okazję, prawda? Jeszcze wystygnie i się zmarnuje, a tego wszak Black nie mógłby zdzierżyć. Tyle kobiet trzeba przeruchać, tyle pizd zaspokoić. No jeden Erron na te wszystkie suki to za mało. Ale biedak na pewno stara się na tyle, na ile może i daje z siebie wszystko. - Zbyt sobie schlebiasz, Black. Ale jeśli lubisz się okłamywać i sprawia ci to przyjemność, nie będę cię wyprowadzać z błędu. Wszak kim jestem, aby to robić? - Wzruszyła ramionami. Nie przejmowała się jego dezaprobatą względem jej nałogu. Zwykle paliła e-papierosa (którego zapomniała ze sobą zabrać), wybierając liquidy o subtelnych nazwach RedTube czy Playboy chociażby. Nie ze względu na samą nazwę, lecz na słodkawo-stymulujące smaki, które sugerowały zmysłom tylko jedno - dobre rżnięcie. Przynajmniej według Ambrozji. Miała przynajmniej tę namiastkę ogłupiającego i namiętnego zbliżenia. I miała głęboko w dupie, że samo to było dość żałosne. Nawykła, że dzięki osobie Blacka jej wcześniej proste, wykalkulowane i chłodne życie skomplikowało się na tyle, że sama zaczęła urągać swojej inteligencji w wyniku idiotycznego zachowania. Odpaliła wiśniowego papierosa i zaciągnęła się dymem, który potem wypuściła spomiędzy swoich krwistoczerwonych ust. Nie była chamska, skierowała nikotynową chmurę w stronę przeciwną od Blacka. Zamierzała też skomentować jego ostatnią kwestię, jednakże nim zdążyła w tymże celu poruszyć szczęką, z pomieszczenia naprzeciw nich, gdzie ludzie grali w bilarda, wypadł jakiś jegomość, ryjem zahaczając o podłogę. Ślizg był dość długi z racji mocnego oddziaływania na niego siły, niemal idealnie zgodnej z trzecią zasadą dynamiki Newtona. Ambrozja była pod wrażeniem. Nie każdy potrafi wyprowadzić skuteczny grzmot w kogoś, kto swoimi gabarytami przypomina szafę 2x2. Mężczyzna skosił po drodze kilka stolików, niczym Hołowczyc kibiców podczas rajdu między jedną wiochą a drugą. Szybko jednak przypakowany blondas otrzepał swoje cielsko, splunął pod nogi krwistą flegmą i zakrzyknął coś radośnie do kolegów z sali obok. Następnie bez robienia burdy wrócił grać dalej. - Fascynujące - mruknęła, a niedługo po jej elokwentnym komentarzu wcześniej wycierający posadzkę koleś wraz z kolegami opuścił lokal, zostawiając jeden ze stołów bez graczy. - Zagramy? - zapytała nagle Ambrozja, po czym zgasiła papierosa w resztce swojej whisky i zerknęła wyzywająco na Errona.
Erron Black
Re: 7th Avenue Pon 01 Kwi 2019, 16:42
Erron w sobie też wielu rzeczy nie lubił czasami - ot choćby tej rozwiązłości, która mogła go wpakować w jakieś problemy. Dotychczas mu się poszczęściło, zero ciąży, nikła liczba zazdrosnych facetów, tylko relacja z Ambrozją się pogarszała i to tak naprawdę był główny powód tego, że nazywał to jedną ze swoich wad. Z drugiej strony, tłumaczył to sobie tym, że przecież nie byli już parą i skoro Shepard wolała podchody, niż wystawienie kawy na ławę, to już ona musiała się potem męczyć z wyrzutami sumienia, że gdzieś tam właśnie Blackiem zajmuje się inna, która okazała mu więcej uwagi i skupiła się na przyjemności, a nie na ochronie własnej dumy. Czyste konsekwencje. Czuli się dość swobodnie w swoim towarzystwie, stąd też te zdecydowane ruchy, jak trzymanie ręki na jej udzie, czy też niby przypadkowe zahaczanie palcami o jej bardziej wrażliwe okolice. Nic więc dziwnego, że córka Tanatosa postanowiła jeszcze bardziej dać upust swoim zachciankom i odpaliła tego nieszczęsnego papierosa, za którym Erron nie przepadał. Analogicznie jednak - kim jest, aby wyprowadzać ją z błędu? - Zgadza się, mogłabyś zrobić co innego. Na przykład śniadanie jutro - zasugerował, co miało się rozumieć samo przez się. Shepard była wyjątkowa - znosiła wszystkie jego głupie teksty, całą tą frywolność i jeszcze miała na tyle odwagi, by odpowiadać mu tym samym cynizmem i sarkazmem. Wiedział, że wynika to nie z jej lekceważącej postawy, a z wyrozumiałości. Brunetka mogła się nazywać królową ciemności, mogła nie chcieć z nikim rozmawiać, żyć w tym swoim świecie internetu, ale prawda była taka, że gdy tylko dochodziło do interakcji z nim, przejawiała wszystkie cechy, których poniekąd się wypierała. Obserwował kątem oka, jak gość traci równowagę, ląduje na ziemi i jak gdyby nigdy nic wstaje z rozpieprzonym ryjem i idzie dalej się bawić. Typowa wieczorna postawa w Nowym Jorku. Nie bywał tu często, ale w takim mieście ludzie na pewno potrafili się bawić. Dopił szklankę wody i spojrzał kątem oka na brunetkę. Black nigdy nie odmawiał podjęcia wyzwania. - Czemu nie - odparł pewnie i podniósł się z loży, którą dotychczas zajmowali. Jednym z nielicznych aktów swojej kultury zasugerował też, by podczas wstawania wsparła się o dłoń, którą wystawił. Mógł być czasem chujem, ale dziś nie było z nim tak źle, dlatego Ambrozja mogła dostrzec tą bardziej szarmancką wersję Errona Blacka, przynajmniej w tamtej chwili. Syn Njorda udał się za Shepard, mając na celu mniej szarmanckie zachowanie - zerkanie na jej biodra, które rytmicznie się poruszały podczas pokonywania tych kilkunastu metrów do pokoju ze stołem. Weszli do środka, a Erron, by nie musieć słuchać dalej tego jazgotu z zewnątrz, zamknął drzwi do pomieszczenia, mając do dyspozycji cały stół, stolik z dwoma krzesłami i przycisk na ścianie, którym można wezwać barmana bądź kelnera, by przynieśli alkohol. Jako bardziej doświadczony gracz, ustawił bile tak jak powinno się to robić, zrobił kilka małych okrążeń z pomocą kul w trójkącie, by odpowiednio je ustawić i uniósł z gracją przedmiot. - Chcesz coś przegrać czy gramy dla zabawy? - spytał, bo pewien siebie był piekielnie. Bilard to był jego żywioł, a ze swoim sprawnym okiem i dłońmi (z palcami włącznie) stawał się najgorszym możliwym przeciwnikiem dla kogokolwiek. Umiejętnościami mógł mierzyć się z zawodowcami. Stanął za Ambrozją, gdy ta już wybrała swój kij i nachylił się, by szepnąć jej do ucha. - Mogę dać ci fory i grać lewą ręką - zasugerował, by chwilę później bezczelnie klepnąć, a następnie złapać za prawy pośladek Greczynkę. Poszedł wybrać kij i gdy znalazł odpowiadający mu, poczekał na decyzję Ambrozji - jemu było bez znaczenia kto zacznie i na jakie zasady będą grać, niech ona sobie ustali pod siebie.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Wto 02 Kwi 2019, 15:10
Ambrozja miała ten problem, że wystawienie kawy na ławę wiązałoby się z nie tyle, co całkowitym odsłonięciem, a faktem, że stała obawa o to, że Erron jednak pójdzie w tany skutecznie rozjebałaby jej życie emocjonalne jeszcze bardziej. Już teraz, nie będąc z nim, była o niego zazdrosna, a gdyby miała mu wprost powiedzieć "ej, zejdźmy się"... Rozsadziłoby ją wewnętrznie. Nie ufała w tej kwestii Erronowi. Swoim zachowaniem pokazywał, że nie przepuści żadnej lasce i Ambrozja szczerze wątpiła, że dla niej by się zmienił. Niektórzy są urodzonymi żigolakami i Shepard w tej kategorii, niestety, patrzyła na Errona. - Śnij dalej, Black - skwitowała tylko jego jawną sugestię. Nie, tym razem nie zamierzała się starać i przed nim otwierać aż tak. Nie wykluczała co prawda szybkiego numerku, do którego najpewniej między nimi dojdzie. Seks seksem, a uczucia uczuciami. Fakt, że Erron ją zerżnie nie zmieni między nimi zbyt wiele. Ot, chwilowe uniesienie, wykorzystanie, że Ambrozja ma słabość do tego mężczyzny. A po wszystkim nastąpi długi zjazd psychiczny i wyzywanie samej siebie w myślach od najgorszych i najtańszych kurew. Następstwem tego będzie znowu alkohol, papierosy i pierwsza lepsza laska, którą Shepard potraktuje czysto instrumentalnie i ostro. Córka Tanatosa nie miewała jednak wyrzutów sumienia, gdy kolejną dziewczynę zostawiała w stanie znacznego nienasycenia czy nazbyt pokiereszowaną z powodu podchodzących pod lekki sadomasochizm zabaw. W ten sposób hakerka odreagowywała spowodowane przez Errona pożary, po których zamiast w pełnej krasie pewnej siebie Shepard, zostawały marne zgliszcza niemal nieprzypominające Ambrozji, jaką zna prawie każdy, kto ma z nią styczność. Powinna odpuścić, ale nie potrafiła. Black był dla niej najbardziej destruktywną, najbardziej uzależniającą i najgorszą wersją boskiej ambrozji, jaką kiedykolwiek spróbowała. I chciała więcej. Mimo fatalnych późniejszych skutków. Spojrzała przenikliwie na Blacka, następnie przyjęła jego rękę. Wiedziała, że ma w tym swój interes. On niczego nie robił przez przypadek, choć mogło się tak wydawać. Był wyrachowany w tym swoim pozornym niedbalstwie, co irytowało Ambrozję i niesamowicie jej imponowało. Jej szpilki stukały o posadzkę, zaś biodra poruszały się rytmicznie do stawianych kroków. Black zdecydowanie miał na czym zawiesić oko. Ambrozja była ponętna, choć może nie posiadała aż tak obfitych kształtów jak połowa idealnie zrobionych obozowiczek. Nie przeszkadzało jej to jednak w żaden sposób i potrafiła wykorzystać swój wrodzony seksapil. Zaraz po wejściu do drugiej sali ściągnęła żakiet i przewiesiła go przez oparcie krzesła. Już teraz było jej znacznie cieplej, zaś za jakiś czas, co było pewne, zacznie wręcz umierać z gorąca i to nie dlatego, że klimatyzacja w pomieszczeniu nie istnieje. Kątem oka zerknęła na mężczyznę, po czym faktycznie poszła wybierać dla siebie kij. - Zważywszy na to, że jestem tutaj z tobą, przegrałam już wszystko, co mogłam - skwitowała. Jasnym więc było, że chodziło o typową rozgrywkę dla relaksu i dobrej zabawy, aczkolwiek pewnie jakaś nutka rywalizacji pojawi się prędzej czy później. W pierwszym odruchu, gdy Erron zaszedł ją od tyłu, miała ochotę wymierzyć mocny cios łokciem w jego splot słoneczny. Uznała jednak, że daruje sobie ten ruch. Mieli w końcu pograć, a nie zacząć okładać się pięściami. Stłumiła też westchnienie, które próbowało się wydrzeć z jej ust, kiedy Black postąpił nazbyt frywolnie z jej pośladkiem. Przymknęła oczy na kilka sekund, nie zareagowała jednak w żaden inny sposób. Gdy odszedł, obróciła się ku niemu i podeszła do stołu. - Nie potrzebuję twojej łaski, Black - odparła i wolną ręką wskazała stół. - Zacznij. Nie była najlepsza w bilardzie. Raczej mierna, żeby nie powiedzieć wprost, że fatalna. Nie miało to dla niej jednak większego znaczenia i nie odczuwała potrzeby bycia mistrzem. Był to po prostu kolejny pretekst, aby spędzić z Erronem jak najwięcej czasu, choć oczywiście w życiu nie powie tego nikomu, a jemu tym bardziej.
Erron Black
Re: 7th Avenue Wto 02 Kwi 2019, 16:29
Nie dbał o to kim jest w oczach Ambrozji. Już dawno zrozumiał, że życiem należy się bawić i jeśli sama Shepard nie potrafi się określić, że chce z nim być, to on nie będzie na nią czekał w nieskończoność, mając do dyspozycji tyle wolnych dziewczyn, które tylko czekają na to, aż Erron wyciągnie po nie ręce. Spodziewał się, że Greczynka szczerze go nienawidzi, a jednocześnie dalej się nim bardzo fascynuje, tylko nie dawało mu to żadnej pewności czy warto jest pójść krok dalej. Psychologia przeciwna w tym wypadku nie działała, bo pokazywała mu swoją najgorszą wersję momentami i jeśli próbowała go tym zachęcić, to efekt był odwrotny do zamierzonego. Nie wykluczał jednak tego, że skończą dziś razem w jakimś motelu, bo to było akurat w ich stylu. Często się gryźli i dokuczali sobie, uważali za lepszych od innych, a koniec końców lądowali w łóżku, spełniając swoje seksualne fantazje. Shepard była świetna w łóżku i tego nigdy nie zaprzeczał, potrafiła doprowadzić go na skraj i wzbudzać takie pożądanie, że chciał do niej wracać co jakiś czas. Nic więc dziwnego w tym, że rzucał jej tak śmiałe propozycje nawet mimo jej dezaprobaty. Widok był zacny i dlatego też na jego twarz wstąpił mały uśmiech, który sugerował dużo więcej niż początkowo mogłoby się wydawać. Obserwował ją, jak ściąga żakiet czy zaczyna dobierać kij - było na czym zawiesić oko, a on uwielbiał na nią patrzeć. Była piękna i ponętna, a takich widoków mężczyzna - zwłaszcza wolny - nie mógł sobie odmówić. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, po czym chwilę później zdjął swoją skórzaną kurtkę, którą powiesił obok jej ubrania. Koszulka idealnie opinała jego wyrzeźbiony tors, choć nie była jednocześnie zbyt ciasna, dzięki czemu na pewno nie wychodził na prężącego się buca - ot widoczna linia piersi czy nieco mniej luzu w okolicach bicepsów. Skinął głową z aprobatą. - Gdybym słuchał cię nie znał, pomyślałbym, że masz góra piętnaście lat - rzucił cynicznie, nawiązując do jej wypowiedzi, które z dojrzałością nie miały dużo wspólnego. Widział to po niej: mówiła jedno, myślała drugie, chciała robić trzecie, a i tak wychodziło czwarte. Typowe kobiece podejście, choć Black jako wytrawny logik i osoba o pragmatycznym podejściu, nie mógł zrozumieć po co są jej te gierki. Psychologicznie na pewno miało to jakiejś wyjaśnienie, ale on niestety nie posiadał takiej wiedzy, by mógł stwierdzić co to za syndrom niedosrania emocjonalnego. Black pozwalał sobie na bardzo dużo i takie klepnięcie czy ścisk jej pośladka to tylko przedsmak tego, co może chcieć jej dzisiaj zrobić. Póki co jednak skupił się na wyborze kija i gdy już go znalazł, podszedł do stołu, by rozbić bile. Nie uderzył cwaniacko ani technicznie, uderzył mocno, by kule rozlazły się po wykładzinie - lepsza gra, gdy nie są skumulowane w jednym miejscu. Użył do tego prawej ręki, skoro forów nie chciała. - Twoja kolej - rzekł spokojnie i oparł się na kiju, nieznacznie się pochylając. Nie mógł sobie odmówić tego, by spojrzeć na Ambrozję, gdy ta wypina się nieopodal niego i próbuje trafić w bile. Dla takich widoków był skłonny ciągnąć tę grę ile się tylko da. W tym wydaniu Shepard była naprawdę kobieca i seksowna. Zrobiło mu się trochę goręcej, ale mimo to nie postanowił wezwać żadnego z pracowników baru, by przynieśli coś do picia. Wystarczy mu własna samokontrola. - No dalej, wybierz jakiś rodzaj bil - wiedział, że Greczynka ma sprawne dłonie (ciekawe skąd?) i tylko czekał, aż wbije pierwsze bile do łuz, dzięki czemu dowiedzą się, kto zagra połówkami a kto będzie miał za zadanie uderzać całe.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Sro 03 Kwi 2019, 13:11
Wielokrotnie chciała wrócić do niego, ale w ostatniej chwili się powstrzymywała. Nienawidziła faktu, że ktokolwiek może w niej wzbudzać aż tak skrajne emocje, z którymi nie mogła sobie zwyczajnie poradzić. A przecież się nie przyzna, czyż nie? Musiałaby się faktycznie odsłonić, przestać zachowywać się jak gówniara i wyznać, że Black jest pierwszą osobą, która wzbudziła w niej odczucia inne, niż niechęć i poirytowanie. Owszem, te dwie kwestie ciągle istniały, często nawet dominowały w jej sposobie bycia, przy nim szczególnie, ale dochodziły też inne. Jak swoiste poczucie bezpieczeństwa, gdy była w jego ramionach. I nawet podczas tych krótkich chwil uniesienia, które co jakiś czas wspólnie przeżywali. Dlatego też jak kretynka pchała się w kolejne akcje z tymże osobnikiem, aby choć na chwilę zapomnieć o tym paranoicznym strachu przed samą sobą. Wtedy nie była nieustraszoną Shepard, nie była też Wasp, królową Darknetu, a zwykłą Ambrozją, która też pragnie od życia czegoś tak trywialnie prostego, jak miłość i szczęście. Przez chwilę spoglądała na Blacka w pewien zagadkowy sposób, całkiem inny, niż zwykle. Nie skomentowała jego trafnej uwagi co do jej zachowania. Nie chciała mu przyznać racji, przynajmniej nie werbalnie. Swoją postawą jednak jasno dała do zrozumienia, że zgadza się z nim i jeśli nie zamierzała nawet dyskutować na ten temat, jasnym było, że mężczyzna trafił w punkt. Może też to z pozoru proste stwierdzenie dało jej do myślenia? Może była to kolejna cegiełka pod podwaliny czegoś, co od jakiegoś czasu bardzo powoli kiełkowało w Shepard, aby finalnie kiedyś dojrzeć? Cholera to wie. A skoro sama Ambrozja miała problem z określeniem, czego ona chce, prócz oczywistego, że chce Blacka (i jednocześnie go odrzuca), to któż byłby na tyle pojebany, aby wprost stwierdzić, że rozumie, o co tej babie chodzi? W końcu jej spojrzenie na powrót stało się cyniczne i pełne tej przedziwnej mieszanki pogardy z dość oczywistą fascynacją osobą Errona. Znów wróciła ta cholernie wkurwiająca Ambrozja, która wysyłała tak bardzo sprzeczne sygnały do faceta, na którego zwyczajnie leciała. Odrzuciła jednak chwilowo zastanawianie się nad swoim posranym zachowaniem na rzecz faktu, że rozpoczęli grę w bilarda. Czy pamiętała w ogóle cokolwiek z zasad, które kiedyś tłumaczył jej Erron? Niespecjalnie. Musiała naprędce odkopać w swojej pamięci chociażby minimum informacji, które na pewno tam przechowywała, ale z racji nieużywania zostały zepchnięte w najdalsze czeluście umysłu brunetki. Nie trwało to jednak specjalnie długo. Mózg Ambrozji był jak najwyższej klasy komputer, działał niezawodnie, przynajmniej w kwestiach innych, niż uczuciowych. Zero-jedynkowo klasyfikował każdą informację, analizował i odrzucał nic niewarte dane, które tylko zabierałyby miejsce. W końcu nachyliła się odpowiednio nad stołem i obrawszy na swój cel wszystkie połówki, a na dobry początek żółtą dziewiątkę, spróbowała wbić ją do tak samo obranej łuzy. I nawet gdyby nie trafiła ani raz, dając tym samym pokaz braku swych umiejętności, jakoś by to przełknęła. Choć nie lubiła czegoś nie umieć i nie być co najmniej dobrą w danej dziedzinie. Nie grywała jednak w bilarda wcale, a w stopniu miernym zainteresowała się tym tylko ze względu na Errona. Podświadomie chciała z nim spędzać czas. I tuż przed wybiciem bili, aby pchnąć swój cel w dane miejsce, doznała niemal olśnienia, co spowodowało, że choć miała dość ciężką do zepsucia sytuację w postaci oddania dobrego pchnięcia, tak dziewiątka trafiła obok wejścia do łuzy i odbiła się w kierunku cokolwiek przeciwnym. Ambrozja westchnęła tylko i wyprostowała się, po czym poprawiła sukienkę, która w trakcie pochylania podwinęła się ku górze dość znacznie, odsłaniając sporą część jej ud. Nie była genetycznie ukierunkowana na trafianie, w porównaniu do facetów, ale jednak nie lubiła, gdy jej coś nie wychodziło. Odsunęła się odrobinę od stołu. Na kilka sekund zamknęła oczy, a kiedy je na powrót otworzyła, jej spojrzenie znów było zdecydowanie zagadkowe. Ambrozja zaczęła analizować. Na pewno jednak obiektem tychże nie było jej fatalne uderzenie.
Erron Black
Re: 7th Avenue Sro 03 Kwi 2019, 14:37
Nigdy nie dała mu aż tak jednoznacznych sygnałów, by porzucił swoje samcze pociągi do prokreacji, tak jak miało to miejsce w zamierzchłych czasach, gdy byli ze sobą oficjalnie. Shepard mogła go uznawać za kogoś, kto nie przepuści żadnej szpary, ale prawda była taka, że gdy tworzyli ten burzliwy związek przez te kilka tygodni, Erron nawet nie spojrzał na inną, skupiając się wyłącznie na - wtedy - swojej Ambrozji. Choć daleko było temu do autentycznej miłości, tak jednak coś musiało być na rzeczy, skoro Black nie wypierał się tej relacji, wspominał ją i mimo wszystkich tych pokręconych zawijasów w ich życiach, ciągle lgnął do niej, jak gdyby stała się naturalnym elementem jego jestestwa. I tak chyba w rzeczywistości było - Wasp była dla niego kimś znacznie więcej, niż tylko byłą. Dostrzegał jej spojrzenia, bo był wnikliwym obserwatorem i potrafił odbierać sygnały, często sprzeczne ze sobą. Najwidoczniej trafił w czuły punkt, skoro nie odpowiedziała mu żadnym sarkazmem czy innym cynizmem. To też było niezwykłe w ich relacji - Erron był jedyną osobą, z którego zdaniem Ambrozja się liczyła i nawet jeśli czasami temu zaprzeczała, to potrafiła przyznać się przed samą sobą do błędu, gdy on ją z niego wyprowadził. Ta reakcja należała tylko do nich. W przypadku kogokolwiek innego, Shepard uznawała się za lepszą, bardziej oczytaną i ambiwalentną, czasem nawet arogancką. Miał u niej posłuch, a to było bardzo ważne. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, zmieniając pozycję, gdy Greczynka wzięła się za grę. Wyrywkowo pamiętał ich wspólne gry, w których zazwyczaj nie chodziło wcale o bilard. Ileż to razy Black przyglądał się jej biodrom, czy też wypinającym pośladkom, by w momencie celowania przez nią, klepnąć ją w pupę, wybijając ją tym samym z rytmu i manifestując swoją zaborczość względem Shepard. Ona cała należała do niego wtedy i uwielbiał tym epatować. Spojrzał na jej odsłonięte udo, gdy pochylała się, by uderzyć kijem białą bilę i uniósł brwi, podziwiając ten widok. Trzydzieści pięć lat, a ciało nastolatki. Greczynka mogła być komputerową maniaczką, ale musiała też poświęcać swój czas na trening. Wiadomym było, że biologia herosa umożliwiała jej nieco lepszą formę niż jej ludzkim rówieśniczkom, ale bez ciężkiej pracy nie da się utrzymać ciała w takiej formie. Z trudem powstrzymał chęć pogładzenia jej po tym udzie. Mimowolnie chyba nawet oblizał wargę, napawając się tym widokiem. Kiedy przyszła jego kolej, zerknął na ustawienie bil i wybrał sobie jedną z łatwiejszych do wbicia. Zrobił rozkrok i pochylił się, mierząc kijem w środek białej kuli, która chwilę później dotoczyła się do jednej z połówek i tym samym pchnęła ją ku łuzie znajdującej się w rogu stołu. Biciem tym ustawił sobie białą bilę tak, by teraz mógł uderzyć kolejną połówkę, która znajdowała się bardzo blisko środkowej łuzy. Pchnął kij delikatnie, by kula znów dotoczyła się z gracją do swojej połówkowej odpowiedniczki i zahaczyła ją o brzeg. Znów wpadło. Erron wyprostował się i spojrzał najpierw na stół, a potem na Ambrozję, której spojrzenie czuł na sobie przez cały czas, kiedy mierzył dwukrotnie chwilę wcześniej. Gdy ich spojrzenia się spotkały, przekręcił nieznacznie głowę i uniósł brwi, dodając do tego mały, subtelny uśmiech. - Jak nie mówisz, to nawet da się ciebie słuchać - czar prysł, bo Black postawił na przytyk, niż na chwilę pozytywnego uniesienia. Ale cóż się dziwić, Shepard uwielbiała tego typu gierki i może nawet doceni jego kreatywność, a syn Njorda u niej zapunktuje. Stanął metr od córki Tanatosa po prawej stronie i uderzył białą bilę, tym razem nie tak delikatnie jak wcześniej i rozbił jeszcze bardziej. Przypadkowo wpadła jedna z całych, zatem faulował i kolejka była teraz po stronie Shepard. - Jeśli nie pamiętasz, to możesz ustawić ją gdzie chcesz na polu - wyjął białą bilę i wręczył ją brunetce do ręki, by ta położyła ją, gdzie tylko uważa za stosowne. W międzyczasie poszedł po kredę i posmarował nią czubek kija, po czym dmuchnął lekko, by zachować odpowiedni balans. Usiadł na krześle obok ich stolika i spoglądał na Shepard, był ciekaw co dziewczyna wymyśli. W sumie, to nawet dobrze się bawił. Ale to głównie przez widoki, a teraz miał co najmniej wspaniałe, gdyż siedząc miał biodra Ambrozji mniej więcej na poziomie swojej twarzy. Po cichu liczył, że brunetka wypnie się akurat w jego stronę. Takie tam... podgrzewanie atmosfery.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Czw 04 Kwi 2019, 15:44
Black, choć Shepard często bardzo nie chciała, imponował jej całym sobą. Mogła się wściekać, udawać, bronić przed tym uczuciem rękoma i nogami, tak jednak prawda była jedna: mimo wszystko szanowała mężczyznę i faktem było, że tylko przy nim, jeśli już, mogła się przyznać do błędu. Bo nawet jeśli częstował ją jakimś kąśliwym stwierdzeniem, tak jednak nie naśmiewał się aż tak, lecz zwyczajnie potem tłumaczył daną kwestię. I, co jak co, ale był wyrozumiały względem jej dziwactw i skrajnej niestabilności, o którą z pozoru ciężko było podejrzewać Ambrozję. Nie zachowywała się w ten sposób przy nikim, bo nikt, prócz Errona, nie potrafił jej rozbroić doszczętnie. Nikt też nie potrafił pozbyć się tej ciężkiej i wydawać by się mogło, nieprzeniknionej skorupy Wasp, aby wydrążyć ze środka całkiem inną personę. Brunetka była czuła, oddana i cholernie zaborcza. I faktycznie jednoznacznie dała o tym Erronowi znać wtedy, gdy ich relacja była poniekąd bardziej unormowana. Traktowała go jako swoją własność i bardzo chciała, by i on w ten sam sposób traktował ją. Pragnęła bardzo do kogoś należeć, być komuś potrzebna, w centrum uwagi tejże osoby. Pech chciał, lub nie, że Wasp wybrała sobie jako obiekt westchnień akurat Blacka. A że potem wszystko się spierdoliło... Każde z nich dołożyło swoją cegiełkę do tej ruiny. Niemalże niesłyszalne westchnienie wydobyło się z piersi Ambrozji, gdy przyglądała się uderzeniom Errona. Jej mózg przywołał te wszystkie dobre chwile, które jednak zdarzało się im mieć, co było dość zaskakujące. Zwykle wyłuskiwała te wszystkie najgorsze momenty, karmiła się wściekłością i śmiesznie ubodzoną dumą, a tak naprawdę winna była skupić się na tej dobrej stronie. Gdyby tak zrobiła zwyczajną kalkulację, pozytywy najpewniej by przeważyły. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wybrała tej bardziej dewastującej opcji. #JustAmbrozjaThings Oczywiście Erron również nie byłby Erronem, gdyby nie rzucił jakiegoś słabego tekstu. I choć odruchem raczej bezwarunkowym u Shepard byłaby szybka cyniczna kontra, tak tym razem zwyczajnie się zaśmiała. Miała ładny głos o ciepłej barwie, a gdy już śmiała się głośno, lekkie vibratto wyróżniało się znacznie pośród innych dźwięków. Było to raczej niespotykane, aczkolwiek urocze i na pewno dodawało Ambrozji swego rodzaju czaru. Jej szeroki uśmiech rozjaśnił zatopioną przed chwilą w kontemplacji twarz, a nieznaczne rumieńce wstąpiły na policzki. Jakby córka Tanatosa chociaż na chwilę wyjęła tego uwierającego drąga z dupy. Podeszła, gdy była jej kolej i wzięła białą bilę od Errona. Nim jednak od niego odeszła, aby ustawić ją w takim miejscu, jakie jej odpowiada, obdarzyła go kolejnym zagadkowym spojrzeniem, które wydawać się mogło cięższe, niż zwykle. Niemniej, taka nagła zmiana zachowania Shepard nie była niczym nadzwyczajnym, więc czy półbóg w ogóle się tym przejął? Tylko on mógł to stwierdzić. Obeszła stół i może specjalnie, lub całkiem przypadkiem, kobieta ustawiła się akurat w wymarzonej przez Blacka pozycji. A przy mocnym wypięciu się w jego stronę materiał sukienki podniósł się na tyle, że tylko milimetr dzielił go od ukazania skrawka bielizny Ambrozji, jeśli w ogóle miała ją dzisiaj na sobie. Niemniej, wracając do gry. Skoro Black finalnie zajął się połówkami, ona więc zamierzała zmolestować resztę całych, a czy wyjdzie jej tak, jak zwykle, czyli niespecjalnie, to się okaże. Tym razem uderzyła celnie, gdyż bila wylądowała w wybranej przez Shepard łuzie, niestety jednak na tym zakończyła swój chwilowy sukces, gdyż kolejna już, po zajęciu innej pozycji przy stole, odbiła się od bandy i zakończyła swój bieg w znacznym oddaleniu od miejsca przeznaczenia. Ambrozji nie pozostało nic innego, jak wyprostować się na powrót i zerknąć na Errona.
Erron Black
Re: 7th Avenue Pią 05 Kwi 2019, 16:01
Imponowanie nie było jednostronne, gdyż tak jak Black prezentował swoją mało wrażliwą stronę, tak na pewno cenił Ambrozję nie tylko za jej długie nogi i wyrzeźbiony tyłek, ale również, a może nawet przede wszystkim za jej inteligencję i dojrzałość w kwestiach związanych z życiem herosa. W tych bowiem byli dość podobni do siebie - oboje chcieli żyć w miarę normalnie, tzn. normalnie na ile się dało. Starali się być nie tylko wojownikami, ale również postaciami z świata rzeczywistego, ludzkiego - on bawił się swego czasu w strzelca, ona zaś była królową darknetu i tym samym zarabiała na siebie. Pociąg do zwykłego życia był widoczny u nich, a niektóre prawdy, którymi się kierowali, bliższe były właśnie niebogom niż herosom. Black już dawno pogodził się z tym, że się rozeszli i nie rozpamiętywał tego tak namiętnie jak ona. Nie karmił się nienawiścią czy własną frustracją, szedł dalej. Wyznawał prostą zasadę: skoro nie ona, to inna. I tym kierował się przez ostatnie kilka lat. Stabilizacja wychodziła mu dość średnio, ale nie narzekał przynajmniej na swoje życie seksualne, czy też na brak zainteresowania ze strony kobiet. Być może powinien zaczynać już myśleć o ogarnięciu się i poszukiwać stałej partnerki, ale dopóty dopóki taka się nie pojawi, on nie będzie na siłę czekać i żyć w celibacie. Uniósł lekko brwi, gdy zaśmiała się - pierwszy raz od bardzo dawna. To było coś niezwykłego, a jej melodyjny głos był wręcz stworzony do tego, by obdarowywać nim innych. Wybrała jednak życie w cieniu i być może właśnie dlatego, że była tak oszczędna w reakcjach i ekspresji, to gdy już się one pojawiały, dodawały jej jeszcze więcej uroku. Jego wymarzony widok pojawił się przed nim i tylko z dumą oraz pewnym utęsknieniem spoglądał na jej uda, które prężyły się przed nim tak zachęcająco, że tylko ostatnie pokłady przyzwoitości pozwalały mu na to, by kontynuować grę. Robiło się coraz goręcej i odczuwał to nie tylko temperaturą swojego ciała, ale również zaczynało być bardziej... intymnie? Tak chyba mógł to określić. Dawno już nie mieli okazji pobyć sam na sam i zwyczajnie dobrze się bawić. Jak widać, nie tylko ona za tym tęskniła. Kiedy nadeszła jego kolej, podniósł się z krzesła i przeszedł obok niej, nachylając się nieznacznie nad jej ucho. - Całkiem nieźle - rzucił, doceniając fakt, że trafiła jedną bilę, a drugą zaś - być może przypadkiem - zrobiła mu tzw. zasłonę, przez co wbicie jeszcze turę temu prostej bili, teraz znacznie się skomplikowało, bo między nią a łuzą znajdowała się jeszcze kula, której wbicie należało do Shepard. Stanął z boku stołu, obserwując uważnie całe rozmieszczenie bil na nim. Myślał zawsze o kilka ruchów do przodu, dlatego gdy widział łatwą do wbicia bilę, zastanawiał się, gdzie powędruje później biała po tym uderzeniu i czy nie skomplikuje mu gry. Dostrzegł okazje w dość ryzykownym ruchu, który polegał na odbiciu jednej połówki o drugą, musiał zatem wprowadzić trochę podstaw fizyki do tej partii. Pochylił się i przymierzył dość delikatnie, by biała bila doturlała się do jednej z połówek, która następnie przekaże część siły innej, gdy tylko w nią uderzy i doleci do łuzy. Ruch się udał, a dzięki temu miał później czysty strzał przez połowę stołu, który już był nieco mocniejszy. Uderzył z odpowiednią techniką i gracją drugą bilę, która pewnie wpadła do łuzy znajdującej się w lewym górnym rogu stołu z jego perspektywy. Zerknął spokojnie na Shepard, która mogła mu się przyglądać i posłał jej tajemniczy uśmiech, który był niejako odsłonięciem się. Mogła to zinterpretować na różne sposoby, ale chodziło głównie o to, że on się naprawdę dobrze bawił, świetnie się czuł w jej obecności i przypomniały mu się przyjemne chwile spędzone właśnie na takich grach z nią lata temu. - Ucichłaś coś - rzucił, obchodząc stół, nie siląc się ani na sarkazm ani na przytyk. Ot zwykła obserwacja, która trochę kłóciła się z tym, co powiedział wcześniej. Ten typ był jednak pełen przeciwności. By nie kończyć gry zbyt szybko, Black celowo spudłował jedno uderzenie, dzięki czemu Ambrozja mogła spróbować go dogonić. Lubił wygrywać, ale uznał, że zdecydowanie więcej wygra dając jej trochę szans, niż demolując ją. Poza tym, dalej w pamięci miał ten cudowny widok, którym go obdarowała, gdy siedział na krześle. Na które z resztą powrócił, gdy tylko skończyła się jego kolej.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Sob 06 Kwi 2019, 22:13
Może faktycznie bezsensownym było pogrywanie w ten sposób z jedyną osobą, przy której czuła się tak bardzo swobodnie? Jakkolwiek jeszcze kilkanaście minut temu miała ochotę sadzić Blackowi same najgorsze komentarze, afiszując tym samym swoją emocjonalną niedojrzałość, tak teraz nagle zaczęło jej się to wydawać bezsensem. Odrzuciwszy okowy tej swojej niestabilnej pod tym względem natury, a skupiwszy się na samej chłodnej kalkulacji, dotarło do niej, że w dość idiotyczny sposób marnowała energię na czcze pierdolenie i robienie samej sobie pod górkę. Blackowi naprawdę można było zarzucić wiele rzeczy, ale w przypadku momentu, gdy byli razem, nie był najgorszy. Nawet bardziej niż znośny. Ambrozja, co prawda, czuła, że z jego strony próżno było rozmawiać o miłości, ale swoista sympatia na pewno między nimi wtedy istniała. A przynajmniej z jego strony. Ona zaś, jak taka całkowita kretynka, nastolatka z burzą hormonów, zakochała się w Erronie, co samo w sobie spowodowało niemal całkowitą destrukcję jej zero-jedynkowego podejścia do życia. Faktem jednak było, że nie umiała się pogodzić z przeszłością, bo półbóg dla niej zbyt wiele znaczył. I choć zgrywała idiotkę, nadal chciała, aby tak było. A może i więcej? Nawet jej ojciec nie próbowałby się zagłębiać w te kwestie, kwitując je najpewniej krótko „głupia pizda z ciebie”. I miałby rację, wredny fiut. Zdecydowanie. W momencie, gdy zbliżył się do niej i skomentował zagranie, poczuła ten charakterystyczny ucisk w dole brzucha, który towarzyszył jej zawsze, gdy nie tylko pożądanie względem niego zaczynało wzrastać, ale też i w momencie silnego angażu emocjonalnego. Bo dla niej to nigdy nie był tylko seks. Nie z nim. I powoli zaczynało do niej docierać, że chce Blacka tylko dla siebie i już na zawsze. Ale jeszcze długa droga przed nią, nim wprost mu powie, że ma należeć do niej. Że żadna inna cipa nie ma do niego prawa, a w przeciwnym razie Shepard wyrwie jej srom i ją nim nakarmi. Lub gorzej. Tak czy siak, córka Tanatosa postanowiła jednak, że spróbuje schować, choć na ten wieczór, swoje spierdolenie do kieszeni i nie zjebać miłego czasu z Erronem. Niech zobaczy, że ona też potrafi być dojrzała. Czasami. Tak samo jego późniejszy uśmiech, bez chęci wbicia jej szpili sprawił, że organ odpowiedzialny za pompowanie krwi, drgnął subtelnie. Odrzuciła jednak wszystkie nazbyt kolorowe wyobrażenia. Zajmie się nimi później, gdy ich spotkanie dobiegnie końca. Będzie wszystko rozpamiętywać, analizować i znów zamiast wprost wyrzucić z siebie to, co czuje, będzie się katować. Klasycznie. Ambrozja w każdym calu. - Staram się czerpać maksimum przyjemności bez niepotrzebnych dystrakcji – odparła, a na jej ustach wykwitł delikatny i naprawdę ładny uśmiech. Prawie taki, jak zwykle miała wtedy, gdy byli razem. Uśmiech zadowolenia, bez cynicznej pozy. Uśmiech jasno mówiący o tym, że jest jej dobrze w danym momencie. Skoro natomiast nadeszła jej kolej, podeszła kolejno do stołu i przez chwilę zastanawiała się nad swoim następnym posunięciem. Naprawdę nie była najlepsza w bilardzie i tylko dzięki temu, że czasem miała szczęście oraz, że Black specjalnie dawał jej fory, coś się jej udawało ugrać. Nachyliła się więc znowu i przymierzyła kij do białej bili. Zamierzała wbić czerwoną, jak jej usta, trójkę. Gdy w końcu stwierdziła, że wymierzyła odpowiednio, uderzyła białą bilę, która sprawnie potoczyła się do przodu i pchnęła trójkę dalej, a ta wylądowała tam, gdzie Shepard sobie zażyczyła. Brunetka uśmiechnęła się ponownie. - Fart – skomentowała żartobliwie i obeszła stół, aby spróbować swoich sił raz jeszcze. Wiedziała, że tym razem nie pójdzie jej tak łatwo, ale miała to głęboko w nosie. Ten cały irracjonalny ból dupy chwilowo odszedł w niepamięć i tak naprawdę mogła teraz spierdolić wszystko, każde posunięcie podczas gry i nadal by się świetnie bawiła. Wymierzyła więc znowu, a wcześniejsze założenia samoistnie zostały wcielone w życie. Nie trafiła w łuzę, lecz inne bile, które jeszcze bardziej rozproszyły się po stole. Odstąpiła krok do tyłu i odrzuciła włosy.
Erron Black
Re: 7th Avenue Nie 07 Kwi 2019, 02:30
Kobieta zmienną była, czyż nie? Ambrozja takie huśtawki nastrojów nieczęsto przechodziła, zwłaszcza kiedy tworzyli ten już osławiony związek. Przy nim niesamowicie pogodniała i się otwierała, o ile ich rozmowy nie były burzliwe oraz nie polegały na przytykach. Dzisiejszy wieczór był idealnym podsumowaniem tego, co dotychczas miało miejsce - początkowo poczęstowali się jadem, który sączyli przez kilkanaście dobrych minut, by wkrótce potem przejść do bardziej neutralnych stosunków, aż do małych subtelnych uśmiechów, które nie były podobne ani do Errona ani do Ambrozji. Mogli udawać, że są wrogami, ale złota zasada - kto się czubi, ten się lubi, sprawdzała się tutaj jak ulał. Obserwował jej ruchy uważnie i dostrzegał w niej tą dziecięcą radość z faktu, że jest tutaj z nim i że całkiem nieźle się bawi. Wiedział, że Shepard nigdy tego nie przyzna, dlatego Black nawet nie zamierzał łudzić się, że coś takiego będzie miało miejsce. Postanowił jednak być nieco bardziej przystępny niż zawsze, bo skoro Ambrozja trochę spokorniała, to jemu też się nic nie stanie, jeśli wymieni z nią kilka uprzejmości. Skinął głową, unosząc przy tym lekko brwi, gdy udało jej się przyfarcić, do czego sama się przyznała. Przechylił nieznacznie głowę w bok, by obserwować jej dalsze ruchy, które były już na pół gwizdka. Nie przyłożyła się do uderzenia, przez co bila rozbiła pozostałe i zamiast kontynuować swoją turę, Ambrozja oddała mu ruch. Black podszedł do stołu i sprawdził dokładnie ustawienie bil, następnie zerknął odpowiednio na białą kulę i na Shepard. Chwilę później znalazł się obok brunetki i ujął jej dłoń w swoją, by zachęcić ją do przybliżenia się. Położył jej dłonie na biodrach i ustawił w odpowiednim miejscu, po czym przeszedł na drugą stronę. Będąc naprzeciwko niej, wskazał palcem na śruby między środkową łuzą, a tą na rogu. - Korzystaj z nich - rzucił. - Łatwiej liczyć kąty - odparł i pokazał jej kijem, jak lecą po prostej, odbijane od band bile. Znów przeszedł kilka kroków i znalazł się za nią, by pokierować ją tym razem ku lepszym uderzeniom. - Spójrz - naparł na Shepard, stając w podobnym rozkroku co ona, dzięki czemu ich ciała stykały się ze sobą, a on mimowolnie chłonął zapach jej delikatnych, acz znajomych sobie perfum. Przypomniały mu się pewne chwile, gdy dochodziło między nimi do zbliżeń. - Uderz delikatnie, w sam środek, nie na siłę. Ona sama się dotoczy do niej - pokazał jej bile i swoje dłonie skierował na jej, dokładnie w tych miejscach, w których trzymała kij. Wymusił na niej posłuszeństwo i mierzenie kijem w rytmie, który nadał. Pomógł jej przycelować i pchnął wspólnie z nią kij, by uderzył w białą bilę, która chwilę później odbiła się od wspomnianego gwoździa i powędrowała dokładnie tam, gdzie stała jedna z połówek. Dotoczyła się i wpadła. Black odsunął się nieznacznie i z zadowoleniem spojrzał na Ambrozję, która stała kawałek przed nim. Mogła tego nie dostrzec, jeśli dalej się pochylała i nie odwróciła się, by na niego spojrzeć. - Widzisz? - rzekł, a samo pytanie nie wymagało jej odpowiedzi. - No, dalej... oddałem ci turę. Masz idealną okazję, żeby wbić kolejną. Pozwól mi być z ciebie dumnym - zasugerował bez żadnych uszczypliwości. Rozluźnił się dość mocno i dzięki temu można było dostrzec jego mniej chujową stronę. Wszystko to było zasługą Ambrozji, która sama schowała dumę do kieszeni i postawiła na zdrową rozmowę oraz udany wieczór w pubie.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Czw 11 Kwi 2019, 21:02
Gdy Ambrozja odpuszczała sama sobie, była naprawdę całkowicie inną osobą. Niemal można stwierdzić, że prawdziwą sobą, którą skrywała pod płachtą suki i królowej ciemności. Tak bardzo nauczyła się grać tę swoją dawno przyjętą rolę, że niemalże się w tym zatraciła, zapominając, że owszem, scheda po ojcu w postaci zjebania jest dość spora, ale jednak tylko część genów przejęła po nim. Jej matka zaś była zgoła innym człowiekiem, głęboko kochającym i czułym, czego jednak sama Ambrozja nie umiała dawać innym, prócz właśnie swojej rodzicielce. Potem zaś spotkała na swojej drodze Blacka i wszystko, co zbudowała, runęło jak domek z kart podczas delikatnego powiewu powietrza. Nagle wyszła z tej skorupy czuła i silnie zabiegająca o drugą osobę Ambrozja, która, choć w większości przypadków wtedy, nieświadomie była gotowa dla partnera zrobić niemal, lub nawet i wszystko. Potem zaś, gdy dotarło do niej, co się z nią dzieje oraz, że nie umie tego kontrolować, spanikowała. Zaś idylliczna chwila rozpadła się dość szybko. Faktem było, że nie przyłożyła się do kolejnego uderzenia tak, jak powinna i mogła. Nic sobie jednak z tego nie robiła. Już nie. Zdziwiła się jednak nieznacznie, gdy Erron podszedł do niej, chcąc jej wytłumaczyć, co powinna robić. Zaś sam jego dotyk, tak skrajnie różny od tego w loży, delikatny jak wtedy, gdy byli razem, niemal zwalił Shepard z nóg. Ostatkami sił powstrzymała się przed zachowaniem jak typowa zakochana nastolatka. Wzięła się w garść, względnie, i skupiła na tym, co Black chce jej przekazać. Skinęła głową, gdy wskazał na śruby między łuzami. Czemu w sumie wcześniej na to nie wpadła? Sposób był prosty, logiczny i faktycznie działał. Zapamiętała więc tę wskazówkę, jakby zamierzała jeszcze kiedyś grywać w bilarda. Może faktycznie taki był plan, tylko na razie został skryty przez jej podświadomość, aby nie denerwować brunetki? Gdy podszedł znowu, mimowolnie poddała się jego przewodnictwu i usłużnie pozwoliła na kierowanie swoimi ruchami. Nie odczuwała chęci morderstwa, ani nie odebrała tego za akt dominacji nad nią. Wręcz przeciwnie. Zalała ją przyjemna fala oraz zrozumiała, po raz kolejny tego dnia, że to ona spierdoliła wszystko. Erron się tylko o nią troszczył. Na swój popieprzony i dziwny sposób, ale to robił. To ona stawiała gardę i drapała. Szukała ataku tam, gdzie go wcale nie było. Z zachwytem wręcz patrzyła, jak poprzez zagranie pokazane przez Blacka, bila potoczyła się tam, gdzie tego chciał gracz. Gdyby wcześniej w ten sposób spojrzała na całą grę w bilarda, może nawet sama z siebie wychodziłaby pograć. To nowe spojrzenie sprawiło, że coś drgnęło w umyśle Shepard. I nie było to kolejne ironiczne wtrącenie czy przytyk. Wyprostowała się i niemal podskoczyła. Obróciła się szybko w stronę Errona z szerokim uśmiechem na swojej pięknej twarzy. Jej oczy, zwykle nieprzenikliwe i rzucające gromy, błyszczały radośnie, a swobodna maniera Ambrozji, która właśnie w tym momencie wyzierała każdym fragmentem jej jestestwa, bardzo do niej pasowała. Bardziej niż królowa-mam-kij-w-dupie-tak-głęboko-że-gardłem-wychodzi. Uchwyciła to szczególne spojrzenie, którym obdarował ją mężczyzna. Nie odniosła się jednak do niego w żaden sposób, choć zdecydowanie mocno połechtało to jej ego. - Yes, my master – odparła i przygryzła nieznacznie dolną wargę, następnie bez żadnych innych już sugestii ze swojej strony obeszła stół, aby zająć odpowiednią pozycję. Nachyliła się, wcześniej odgarniając włosy na lewą stronę, po czym zaczęła wymierzać odpowiednio, aby wbić kolejną bilę tak, jak jej przed chwilą pokazał Erron. Nim uderzyła, uniosła na chwilę wzrok i spojrzała na niego. - Cieszę się, że przyszedłeś – powiedziała lekkim, niemal dziewczęcym tonem, który, prócz szczerej radości z faktu, że on tutaj jest, nie krył żadnego podtekstu. Nie tym razem. Co prawda, najpewniej każda inna laska, będąca teraz z Blackiem tutaj, zalewałaby go potokiem słów, opiewając jego cudowność i łaskawość, że raczył skinąć ku niej przychylnie. Ambrozja jednak była raczej oszczędna w słowach, szczególnie jeśli miała w ten sposób wyrazić to, co w danej chwili odczuwa. Na powrót jej wzrok skupił się na krągłościach spoczywających na stole do bilarda. Twarz kobiety nieznacznie stężała, brwi utworzyły pomiędzy sobą niewielką zmarszczkę oznaczającą skupienie, zaś usta zacisnęły się subtelnie. Dwa-trzy oddechy później Ambrozja pchnęła subtelnie białą bilę, a ta, niczym zaczarowana, poddała się magii, którą roztaczała Shepard i dokończyła dzieła poprzez skutecznie umieszczenie wybranej kuli w łuzie. Lewy kącik ust kobiety uniósł się delikatnie, a swoista zadziorność znów zawitała na jej twarzy, choć nadal bez tej charakterystycznie nieprzyjemnej i nieprzejednanej aury. - Mam świetnego nauczyciela, chcąc czy nie chcąc, muszę to przyznać – skwitowała bez cienia złośliwości zamierzając pozbyć się kolejnej bili ze stołu. Tym razem jednak nieprzypadkowo przeszła obok Blacka, choć mogła równie dobrze obejść stół z drugiej strony. Finalnie jednak zatrzymała się przy nim i nieznacznie przechyliła głowę. Z racji, że dzisiaj założyła szpilki, różnica między nimi nie była aż tak duża, toteż brunetka nie musiała zadzierać głowy. Zawiesiła wzrok na Erronie na kilkanaście sekund., mrugnęła do niego porozumiewawczo i jakby nic się nie wydarzyło, kontynuowała chwilowo przerwaną wędrówkę. Wybrawszy odpowiednie miejsce nachyliła się, szybciej teraz niż wcześniej wycelowała, jakby lekcja od Blacka została w mig przyswojona oraz zakodowana. Ambrozja płynnie, niczym zaprogramowany cyborg, przystąpiła do wyeliminowania bili, którą sobie ledwie co upatrzyła. Nabrała pewności siebie, swobodna atmosfera zrobiła swoje i kolejny strzał okazał się celny. Po jego oddaniu odsunęła się jednak i wróciła do Errona. - Teraz ja oddaję ci turę – stała w niewielkiej odległości od niego, choć z zachowaniem jego przestrzeni osobistej, jeśli nie życzył sobie, aby kobieta ją przekraczała. Oczywiście Shepard była w pełni świadoma tego, jak obydwoje na siebie oddziałują, niemniej nie chciała nachalnością psuć tego, co mają w danym momencie.
Erron Black
Re: 7th Avenue Pią 12 Kwi 2019, 15:05
Ambrozja musiała najpierw uporządkować samą siebie, by myśleć w dalszej perspektywie o potencjalnej poprawie stosunków z Erronem. To wszystko sprowadzało się bowiem do tego, że Shepard zaprzeczała sama sobie i sama siebie raniła w ten sposób, pozwalając Blackowi szaleć, co - jak widać - wcześniej nie było mu potrzebne, gdy byli razem. Tyle ile jednak on mógł dawać jej jednoznacznych sygnałów, że jest nią zainteresowany, było przez nią zbywane, gdyż sama nie była pewna siebie i oddzielała się od niego tym samym murem, który oddzielał ją od wszystkich. Syn Njorda nie sądził jednak, że ta zmiana zacznie postępować tak szybko, bo przecież nie mógł przejść obojętnie wobec tego, co miało miejsce teraz przy tym stole bilardowym. Wszystko wyglądało naprawdę dobrze - uśmiechali się do siebie, byli uprzejmi, w doskonałych humorach, nie stronili od kontaktu i przede wszystkim, nie traktowali siebie jak wrogów, a rozmowy jak wielkiego pola bitwy. Takie uspokojenie atmosfery było wskazane, bo przecież mogli być dla siebie oschli i nieuprzejmi kiedy indziej, dziś mogli pobyć trochę sami, a wiadomym jest, że osobno większość ludzi zachowuje się inaczej. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, obserwując brunetkę i uniósł lekko brew, słysząc jej słowa. Dziękowała mu za przybycie? I to tak nieoficjalnie? Jeszcze pół godziny temu wydawało się, że prędzej się pozabijają, niż nawiążą taki dobry kontakt, a tymczasem proszę - taka miła niespodzianka. - Nigdy nie odmawiam sobie przyjemności - odparł spokojnie i również nieco się odsłonił. Tę treść można było traktować dwojako - chodziło nie tylko o spotkanie z nią, które było dla niego bardzo dobre, ale również o to, że może z tego wyniknąć wiele więcej niż tylko wspólna gra w bilarda. Teorie już jednak Shepard sama sobie musi dorobić, on powiedział swoje i interpretacje zostawia już komu innemu. Spojrzał na nią, gdy stanęła blisko niego. Im bliżej niego stała, tym piękniejsza - jego zdaniem - się wydawała. Miała coś takiego w oczach, co każdego innego zwaliłoby z nóg. On dzięki swojej hardości mógł przeciwstawić się temu urokowi, a przynajmniej w pewnym stopniu. Skinął głową, zachęcając ją do tego, by kontynuowała swoją kolej. Obserwował uważnie każde jej poczynania, zwracając uwagę na to, czy zastosowała się do wszystkich jego poleceń. Szło jej całkiem nieźle, a pochwałę puścił mimo uszu. Znał swoje możliwości i wiedział, że akurat w tej dziedzinie ma niezbędną wiedzę oraz umiejętności, które nie są wcale trudne do przekazania komuś innemu. Ponownie wróciła do niego, a on sam cały czas nie spuszczał z niej swojego wzroku. Nie przeszkadzało mu ani to, że oddała mu turę - jej wybór, ani to, że tak blisko stała i patrzyła na niego. Machinalnie wręcz skierował swoją rękę na jej włosy, które pogładził chwilę, a następnie wplótł w nie swoją dłoń, by pieszczotliwie podrapać ją za uchem dokładnie tak, jak w czasach gdy byli jeszcze razem. Kciukiem przejechał po jej policzku, a dłoń ułożyła się na jej skórze, dostarczając obustronnie przyjemnego ciepła. Chwila ta trwała dość długo, przynajmniej jak na zwykłych znajomych. Black odsunął rękę i uśmiechnął się szyderczo, widząc to, w jak błogim stanie była przez te kilkanaście sekund Ambrozja. Chciał to zobaczyć i zobaczył - prawdziwą Ambrozję Shepard, nie żadną tam Wasp czy córkę Tanatosa. Obszedł stół i wrzucił kolejny bieg, chcąc wyrównać rozgrywkę. Wbił kilka bil z rzędu, zostało mu ich całkiem niewiele bo jedna plus ewentualnie ósemka, gdy już pozbędzie się swoich kul. Podczas mierzenia w kolejną, uniósł na moment spojrzenie, by zerknąć na Ambrozję i uśmiechnął się lekko, widząc jej dobry humor, na który bezpośrednio miał przecież wpływ. Dokończył robotę i posprzątał stół, wygrywając tym samym całą rozgrywkę. Fory forami, uczucia uczuciami, przyjemności przyjemnościami, ale Erron nie lubił przegrywać, nawet w tak błahych i nieznaczących kwestiach. Wyprostował się i położył kij na stole, wokół którego przeszedł kilka kroków, by znaleźć się znowu obok Ambrozji. Tym razem to on za blisko stanął i była to ewidentna sugestia, by się jeszcze bardziej do niego przybliżyła. Dzieliło ich naprawdę niewiele, ledwie kilkanaście milimetrów, by ich ubrania zaczęły się ze sobą stykać. Spojrzał nieco w dół, gdyż mimo jej szpilek, dalej był od niej wyższy. - Rewanż? - spytał z małym uśmiechem w kąciku ust, choć wcale nie miał zamiaru sugerować jej, by zagrali kolejną grę. Liczył bardziej na jakąś nagrodę, ewentualnie na przyznanie się Shepard do porażki w jakiś przyjemny sposób, najlepiej związany z "użyciem" samego Errona.
Ambrozja Shepard
Re: 7th Avenue Pon 15 Kwi 2019, 00:37
Bez dwóch zdań tak właśnie było. Ambrozja skrywała w sobie zbyt wiele sprzeczności, które, choć zwykle nie wychodziły na wierzch, tak zdecydowanie uruchamiały się przy Erronie. Może dlatego, że nigdy nie była w nikim zakochana i ludzi zwykle traktowała jak zabawki, które wykorzystywała, a potem wyrzucała, gdy już ich nie potrzebowała albo się zwyczajnie znudziła. Tutaj nie mogła tak postąpić, z grubsza dlatego, że Black nie dałby z siebie zrobić idioty, ale również dlatego, że w sercu Shepard wykiełkowało uczucie. Co finalnie i tak zaowocowało dramatem, głównie z powodu jej nagłej niestabilności. Każdy jednak miał prawo, podobno, aby popełniać błędy. I nawet ona musiała kiedyś przyznać, że zjebała na całej linii. Oczywiście nie na głos, bez przesady. Aż tak bardzo jej się w głowie nie poprzestawiało z powodu faceta, nawet jeśli tymże był sam Erron Black. Owa zmiana była faktycznie dość niespodziewanie nagła, aczkolwiek to nie był jeszcze etap, kiedy Shepard zrozumiała do reszty cały mechanizm, który nią kierował. Wpadła jednak na rozwiązanie, które w przyszłości pomoże jej uporządkować swoje wnętrze i przyznać przed mężczyzną, że jest tym, którego pragnie. Jeśli nadal on będzie jeszcze zainteresowany jej osobą. Bo może jednak ulokuje swoje uczucia w kimś innym? W kimś mniej skomplikowanym, milszym, łagodniej usposobionym i blondwłosym o idealistycznym podejściu do życia? W skrajnym przeciwieństwie Wasp, mrocznej królowej Darkentu. Jej lewa brew lekko drgnęła, gdy usłyszała słowa Blacka. Dwuznaczność tej wypowiedzi była dla Shepard jasna i z rozkoszą zanurzyła się w obydwu przyjemnych opcjach, które się z tym wiązały. Odgoniła też negatywne emocje, które uporczywie chciały się uczepić jej dobrego chwilowego samopoczucia. Nie chciała, aby teraz cokolwiek psuło chwilę, którą miała dzięki i wraz z tym facetem. Zbyt wiele kosztowało ją to wszystko, aby teraz pozwolić to spartolić samej sobie, tak po prawdzie. A ta wewnętrzna walka, którą ze sobą toczyła Ambrozja, była jedną z tych cięższych w jej życiu. Zdecydowanie. Nie spodziewała się jednak tego gestu z jego strony. Początkowo z wrażenia nieznacznie rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, finalnie jednak dobyło się spomiędzy nich rozkoszne westchnienie, zaś ciemne oczy Shepard zostały zasłonięte przez jej własne powieki. Twarz kobiety bezsprzecznie wyrażała błogość, rozluźnienie i jakby... zaufanie? Poczucie bezpieczeństwa. Ta krótka chwila, ten szczególny dotyk, ciepło skóry Errona – to wszystko sprawiło, że Wasp zniknęła, a na jej miejscu znów pojawiła się, na te kilkanaście sekund, łaknąca zaopiekowania się nią Ambrozja. Otworzyła oczy w momencie, gdy Black cofnął rękę. Jeszcze przez jakiś czas na licu kobiety widniała błogość, niedługo jednak po tym została ona zastąpiona przez grymas, który oznaczał początkowo bunt przeciwko przerwaniu doznań, zaś potem przeistoczył się w maskę swoistego dystansu. Teraz ona się odsłoniła, znowu. Pokazując mu jasno, co czuje i co tak naprawdę on może z nią zrobić. Skupiła wzrok ponownie na stole bilardowym. Obserwowała ostatnie kilka bil i ich marny koniec w łuzach. Erron rozprawił się z nimi sprawnie, bo przecież był jednym z lepszych graczy, toteż nic dziwnego, że poszło mu tak szybko. Kolejno, gdy po uprzątnięciu wszystkiego, podszedł do niej, początkowo obdarzyła go nieprzyjemnym spojrzeniem. Szybko jednak zniknęło ono pod wpływem jego bliskości, zapachu perfum i znacznie bijącego ciepła skóry, którą Shepard miała ochotę dotknąć. A nawet i więcej. - W luksusowym apartamencie? - Uśmiechnęła się w dokładnie ten sam sposób, co Black, poniekąd chcąc go przedrzeźnić, ale i również oświadczyć, że myśli dokładnie o tym, o czym mężczyzna. I nie przypadkiem, gdyż w przypadki nikt nie wierzy, tę dwójkę, od miejsca owego rewanżu, dzieliło pół godziny drogi taksówką. Wypadało więc wykonać jeden telefon, opuścić obecny przybytek i rozegrać kolejną partyjkę, czyż nie?
Erron Black
Re: 7th Avenue Pią 19 Kwi 2019, 16:10
Jest w tym też trochę winy Errona, bo gdyby był bardziej cierpliwy i okazałby większą uwagę oraz wsparcie dla Ambrozji, to może udałoby im się przetrwać te burze, których pokłosiem było zakończenie związku? Mogli gdybać, ale Black nigdy nie postrzegał tego w ten sposób, dlatego próżno było oczekiwać od niego wzięcia na klatę tejże winy. Shepard nie dawała też żadnych powodów do tego, by mógł myśleć inaczej, w końcu według całkiem sensownej logiki Errona - oboje byli wolni i skoro brunetka mogła mieć radosne chwile pełne uniesień ze swoimi najbliższymi koleżankami, to on również mógł szukać uciech w równie pięknych kobietach. Teraz jednak to wszystko odchodziło na bok, gdyż w przypadku tej dwójki i całej zawiłości ich relacji, wkradało się jeszcze coś takiego, co było nazywane powszechnie uczuciem. Erron mógłby się zarzekać, że Ambrozja jest mu obojętna i jego zdaniem służy mu tylko jako pojemnik na nasienie, ale on nawet nie starał się oszukiwać sam siebie. Był świadom swoich uczuć i tego, że cokolwiek ich nie łączyło jakiś czas temu, łączy ich dalej i jest równie silne, a może nawet i silniejsze niż wtedy. Stąd właśnie jego pewność w ruchach, ta bliskość, dotyk i przyspieszone bicie serca, które pozwalało mu sądzić, iż w końcu mógł się rozluźnić. To też poniekąd pomogło skończyć mu ze wszystkimi bilami, bo przecież nie ma nic lepszego od luzu i pełnej kontroli nad swoimi ruchami. Plus istniała też pewna motywacja do tego, by zaimponować jej w jakiś sposób, nawet tak błahy jak wbicie tych kilku bil. Stanął przed nią i spoglądał w jej oczy, uśmiechając się cały czas w ten sam, dwuznaczny sposób, który ona natychmiast podłapała. Z boku mogło to wyglądać doprawdy uroczo, że patrzyli na siebie i wyrażali bardzo podobne emocje. Można byłoby wziąć ich za parę... Zbliżył się jeszcze bardziej, by ich ubrania stykały się ze sobą, a jego dłoń powędrowała na jej biodro. - Dotrwam do taksówki, potem nie ręczę za siebie - dopowiedział i by zachęcić brunetkę jeszcze bardziej, delikatnie uszczypnął ją w udo, które odsłonił, odganiając na bok kawałek sukienki. Następnie pochylił się, by ustami przejechać po jej policzku - tym samym, który chwilę wcześniej dotykał swoją dłonią. Złożył mały pocałunek pod płatkiem jej ucha i wyprostował się, by obrócić się na pięcie od razu, chwycić ją za rękę, spleść ich dłonie i wyprowadzić ją z baru, ówcześnie wybierając w telefonie najszybszy transport za pomocą smartfonowej aplikacji. Po kilku chwilach weszli do ubera i poinstruowali kierowcę, by nie zwracał na nich uwagi, gdy będzie wiózł ich do docelowego miejsca. Oni w tym czasie zajęli się sobą.