Syn Magniego miał już na ten dzień zaplanowaną całą masę różnorakich zajęć. Rano miał pomagać przy nadzorowaniu treningu na arenie, po południu czekała go nieobowiązkowa, acz sprawiająca mu radość praca w stajni, a wieczór miał spędzić, poprawiając kolejną partię raportów dla Pani Kapitan. Krótko mówiąc, miał pełne ręce roboty! A mimo to wystarczyło jedno słowa Aidena, aby wykreślił te wszystkie zajęcia ze swojego kalendarza. Nawet się nie zająknął, że może mieć problem ze znalezieniem czasu na wycieczkę. Uznał, że skoro blondyn wziął sprawy we własne ręce i wykazał się inicjatywą, to on mógł przynajmniej zadbać o to, aby nic im nie przeszkodziło. W końcu nie każdego dnia dwójka herosów jedzie do zoo.
Mimo wszystko był sam zaskoczony tym, że tak ochoczo przystał na tę propozycję. Takie nagłe wypady poza obóz nie były za bardzo w jego stylu. Jasne, jak każdemu tak i jemu zdarzało się opuszczać ten zarządzany przez czwórkę bogów przybytek, ale wtedy wszystko było skrupulatnie planowane z dużo większym wyprzedzeniem niż w tym przypadku. Może właśnie dlatego tak szybko się zgodził? Przez ten element nieprzewidywalności, który był wprowadzany do jego życia przez lodowe dziecię? W końcu pomimo tego, że złapali ze sobą kontakt, to nie znali się wyjątkowo dobrze.
To sprawiało, że niemalże... wyczekiwał kolejnego spotkania. Bez względu na to, czy wiązało się ono z krótką wymianą zdać na przerwie w pracy, ciężką harówką w ciszy w kuchni, gdzie najchętniej oboje by się zapadli pod ziemię przez własne nieogarnięcie czy próbą poszerzenia wiedzy na temat kulinariów. Po raz pierwszy od dawna spędzanie czasu z drugą osobą sprawiało mu czystą, niczym niezmąconą radość i nie czuł, że zmusza się do tego, aby utrzymywać kontakt. Aiden był niewiadomą, którą nieświadomie powoli rozpracowywał. Każde słowo, mimowolny gest ciała czy skrzyżowane spojrzenie było tajemnicą, którą należało odkryć i poprawnie zinterpretować. I chociaż normalnie byłoby to dla niego straszne przeżycie, które tylko bardziej uświadamiało mu, jak kiepski jest w interakcjach międzyludzkich, tak w tej sytuacji czuł, że jest inaczej, lepiej. Robił to z własnej nieprzymuszonej woli i cieszył się ze spędzanie czasu z kimś, kogo stopniowo poznaje coraz lepiej.
Jeśli zaś mowa o kwestii ubioru to tego dnia prezentowali się wybitnie interesująco i na pewno zwracali na siebie uwagę. I tak jak Aiden miał na sobie koszulę w pingwiny co raczej współgrało z resztą jego stroju pomimo lekkiego powiewu infantylności, tak Savio wyglądał, jakby zarzucił tego dnia na siebie pierwsze ciuchy, które mu wpadły w ręce, chociaż na pewno była w tym szaleństwie jakaś metoda. Tego ranka zdecydował się na koszulę z krótkim rękawem w kolorze stanowiącym połączenie morskiej zieleni i błękitu z motywem hieroglifów. Miał też na sobie krótkie czerwone spodenki i trochę zaniedbane trampki, które założył z nadzieją, że jeśli włoży jakieś rozchodzone buty, to przeżyje wyjazd, unikając masy odcisków i obtarć. Także no... Tak właśnie się prezentował. Idealnie, ponadczasowo, stylowo i zdecydowanie zaskakująco.
–
Lato – powtórzył za drugim chłopakiem, opuszczając autobus tuż przed zamknięciem się drzwi. –
Najlepsza pora roku zaraz po wczesnej jesieni.On w przeciwieństwie do Aidena preferował miesiące letnie. Przede wszystkim dlatego, że wtedy miał swobodny dostęp do jeziora i nie musiał się przejmować nagłymi zmianami pogody, które brutalnie wygnałyby go z tamtejszej plaży. Preferował odpoczynek przy naturalnych zbiornikach wodnych, a nie tanim zamienniku, jakim były łaźnie obozowe. Poza tym miał sentyment do lata, ponieważ najlepsza wspomnienia z dzieciństwa we Włoszech wiązały się właśnie z okresem wakacyjnym. Na samą myśl o nich, na jego usta wstąpił lekki uśmiech.
–
Przynajmniej masz to szczęście, że u nas występuje śnieg. Pomyśl, co by było, gdyby Obóz był zlokalizowany w jakichś tropikach. To by dopiero była masakra – zauważył po dłuższej chwili zamyślenia, żeby nie ograniczyć swojej odpowiedzi do pokiwania głową czy cichego "yhy".
Gdy ruszyli w stronę wejścia do zoo, Elmo cały czas mrużył oczy. Brak chmur, które mogłyby przysłonić względnie intensywne słońce, skutecznie utrudniał mu dostrzeżenie szczegółów i skupienie się na czymś konkretnym, ponieważ światło słońca co chwilę raziło go w oczy. Ale po co zakładać okulary przeciwsłoneczne, no po co? Lepiej się męczyć i utrzymywać, że wszystko jest okej. To było takie typowe.
–
Rozumiem, że ta koszula to sugestia, że chcesz zobaczyć pingwiny? – zagadnął, gdy stanęli w kolejce po wejściówki.
Osobiście sam był najbardziej zainteresowany zobaczeniem tygrysów. A już jakby udało im się natrafić na jakieś młode, to byłby w siódmym niebie. Z tego, co kojarzył, to czasami można było w niektórych ogrodach zoologicznych nawet takowego pomóc nakarmić. A może to było w jakichś rezerwatach? Cholera, nie pamiętał, ale wrył mu się w pamięć obraz małego, słodkiego kociaka karmionego z butelki.
–
Dwa normalne, prosimy – powiedział do drobnej dziewczyny przy kasie, gdy w końcu nadeszła ich kolej.