Claus Norclaron Czw 18 Kwi 2019, 13:46 | |
| Prezentacja Imię: Claus Nazwisko: Norclaron Wiek: 41 Pochodzenie: Stany Zjednoczone Staż w obozie: 30 Rodzic: Tyr Drużyna: Aegira Ranga: Członek Drużyny Zajęty wygląd: Jason Momoa | |
Aparycja Mierzący nieco ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów mężczyzna, o masywnej, umięśnionej sylwetce i wyprostowanej, dumnej wręcz postawie. Długie ciemne włosy układa różnie. Czasem jedynie przeczesuje je ręką, pozwalając by swobodnie latały na wietrze, czasem zepnie je w mniej lub bardziej solidny kok. Nieodłącznym elementem jego wizerunku jest także broda, o którą zdaje się wyjątkowo dobrze dbać. Ubiera się raczej luźniej, nie lubi gdy ubranie przesadnie krępuje mu ruchy. Jego garderoba jest kolorowa, jednakże są to bardziej stonowane odcienie, niż żywe, wiosenne kolory. Mimo luźniejszego stylu, czasem można zobaczyć go ubranego bardziej elegancko, formalnie wręcz. Co ciekawe, sam szyje wszystkie ubrania jakie nosi i jest wyjątkowo zadowolony, gdy może uszyć coś dla kogoś innego. | Charakter Claus wydaje się być sympatyczny dla każdego, kto miał okazję go poznać. Jest on typem przyjaznego faceta, który uraczy szczerym uśmiechem i jakąś anegdotką, niż rzuci gniewne spojrzenie i będzie snuł ponure komentarze. Co jednak nie znaczy, że nie potrafi być złośliwy i może nawet nieco cyniczny. Kąśliwe komentarze też są jego domeną, chociaż nie są one na tyle ostre, aby kogoś faktycznie urazić. Jako syn Tyra ma w sobie także wysokie poczucie sprawiedliwości, chociaż nigdy nie czuł nad wyraz wielkiej potrzeby, by urządzać krucjaty przeciwko niegodziwości i podstępkowi. Jest także wyjątkowo opanowany i nawet zbyt skory do kompromisów. Nie walczy o swoje racje jakoś szczególnie długo, bo zwyczajnie mu się nie chce. On wie swoje i to najważniejsze. Walczy tylko w ostateczności, w obliczu realnego zagrożenia. W przeciwnym razie będzie starał się uniknąć konfliktu.
|
Przykładowy post - A wtedy ona wyskakuje ze swoim “no i ile będziesz siedział jeszcze na dupie, Claus?”. Zupełnie jakby miało to jakieś większe znaczenie. Hej, żyjesz tam jeszcze? Claus przycisnął palec wskazujący do rany, którą próbował opatrywać, a z której ciągle sączyła się krew. Młody chłopak syknął z bólu i próbował wyrwać się z uścisku. Nieskutecznie. - Jak ci na imię tak w ogóle? - Claus nic sobie nie robił z szamotania się młodzieńca. Zupełnie jakby nie czuł żadnego ruchu z jego strony. - Jeb się - syknął tamten. - Czemu mnie nie wykończysz, jak reszty? - Uwierzysz, jeśli powiem, że jestem względnym pacyfistą? - mężczyzna uśmiechnął się szczerze. - Nie chcę cię zabijać. To byłby dość ponury scenariusz, biorąc pod uwagę, że próbuję cię poskładać od jakiejś godziny. Prychnięcie. Na tyle mógł liczyć Claus zanim znów zapadła cisza, co jakiś czas przerywana syknięciem czy cichym przekleństwem wypadającym z ust młodego. Mężczyzna starał się jak mógł, jednak daleko mu było do jakiegokolwiek zadowalającego poziomu z zakresu pierwszej pomocy. Rana brzucha była poważna, chociaż nie śmiertelna. Przynajmniej nie wtedy, gdy zajmował się nią wykwalifikowany medyk. - Cholera… - mruknął Claus i zauważając zmartwione spojrzenie chłopaka, odwrócił głowę w jego stronę. - Pamiętam cię. Byłeś z Dionizosa, co? - Tyra - odparł dzieciak. - B..Byłem w drużynie Tyra. Nie masz pojęcia z kim rozmawiasz, cieciu. - Nooo, bez takich mi tutaj - obruszył się mężczyzna. - Sprawdzałem tylko jak z twoją pamięcią. - Za to ja znam ciebie doskonale - młodzik ściągnął gniewnie brwi. - Claus Norclaron, syn Tyra. Ten, który siedzi na dupie i nic nie robi. Myśleliśmy, że zwyczajnie marnujesz miejsce. Żadnych znaczących osiągnięć, żadnych legendarnych wyczynów. Porażka i osobista klęska Tyra. Tylko siedzi i robi te swoje ciuszki, jebany krawiec.. auć! - Och, przepraszam najmocniej - rzucił Claus i przestał opierać się ręką o ranę. - Dlatego się tu zjawiliście? - Dostali… Dostaliśmy cynk. Łatwy cel - widać było, że ból sprawia mu coraz więcej problemów. - W końcu kto widział abyś opuszczał obóz przez ostatnie lata? Od czasu do czasu pokręciłeś się tu i tam, aby było widać, że coś robisz. A tu taka okazja, samotny półbóg. Claus rozciął kolejną warstwę materiału, tnąc go na mniejsze kawałki, którymi to chciał owinąć ranę. Nie miał żadnych bandaży. Jedynie zakrwawione ubrania i pół butelki ginu. Beznadziejna sprawa. główny problem polegał na tym, że młody miał najpewniej strzaskane kości. Owszem, Claus mógł go ruszyć i zabrać do obozu, jednakże zanim by doszli, chłopak umarłby mu na rękach. Cały czas działając przy ranie chłopaka, zaczął mimowolnie analizować przebieg całego zamieszania. Była ich czwórka. Rutynowa misja, do której się zgłosił i przypisanych dostał troje innych herosów. Warto było zaznaczyć, że Claus wyraźnie sprzeciwiał, uznając, że on sam w zupełności wystarczy. Członkowie NoGods zaatakowali szybko i w dogodnym dla siebie miejscu. A przynajmniej tak by było, gdyby Claus był sam. Zbyt późno jednak dostrzegli, że była ich czwórka. I chociaż pozostali byli młodzi i wyglądali niepozornie, szybko udowodnili, że są śmiertelnie groźnymi przeciwnikami. Dobywając swoich ostrzy, ruszyli na przeciwników w szyku. Claus słyszał wykrzykiwane komendy, jednakże wydawało mu się, jakby znajdował się obok całej tej zawieruchy. Rozkazy go omijały, jakby nie były kierowane do niego. Nie było takiej potrzeby, powinien doskonale wiedzieć co robić. I tak było. Chwycił jedną ze szklanych butelek i rozbił ją o kamienie, tym samym tworząc dla siebie jedyną broń, jaką potrzebował. Jego pierwszym przeciwnikiem był młody chłopak, który rzucił się na niego dziko. Widać było, że nie skończył szkolenia, brakowało mu ogłady i źle ocenił sytuację. Claus złapał go za rękę z mieczem, którym się na niego zamachnął i płynnym ruchem wbił mu butelkę w brzuch, przekręcając ją, by zadać jak najpoważniejszą ranę. Chłopak krzyknął i było to jedyne co zdołał zrobić, bo mężczyzna już trzymał go w powietrzu, by z impetem grzmotnąć nim o skały. Głuchy dźwięk pękanych kości zadudnił w czaszce Clausa, jednakże nie miał czasu, by się nad tym zastanawiać. Wyrzucił zakrwawioną butelkę i pożyczył miecz od swojego przeciwnika. Jemu już się nie przyda, a walka jeszcze nie dobiegła końca. Claus, jako dziecię Tyra wykazywał się spokojem na polu bitwy. Oceniał sytuację i szybko reagował, adaptując się do stylu walki przeciwnika, jak i swoich towarzyszy, tworząc wraz z nimi zgraną drużynę. Widać było także, że nie jest zwolennikiem zabijania, przynajmniej wtedy, koncentrując się na obronie i rozbrojeniu agresorów, niż pozbawienia ich życia za wszelką cenę. Jego sojusznicy nie mieli takich oporów. Potyczka zakończyła się krwawo. - Ale ja nie byłem sam - rzekł w końcu, przerywając milczenie. - Było nas więcej, wasz kontakt was wystawił. - To nie miało znaczenia - odparł młody. - Możesz nawijać mi tu o pacyfizmie i próbować bawić się w lekarza, ale ja wiem co się stało. Widziałem to. Wykończyłeś nas wszystkich, nim zdołaliśmy zrozumieć co się dzieje. - Nie ja - pokręcił głową Claus. - Cała grupa dobrze przeszkolonych herosów. Nie byliście gotowi na taką walkę. - Nie chrzań, Claus - młody zakasłał krwią. - Zrobiłeś mi w brzuchu dziurę wielkości pięści i rzuciłeś o ten głaz tak szybko i sprawnie, jakbyś niczego innego nie robił przez całe swoje życie. Mężczyzna milczał. Cały czas walczył z raną. Krew uciekała leniwie, jednakże była w tym nieustępliwa. Dlaczego tak to się skończyło? Przecież dzieciak nie był dla niego wyzwaniem, mógł go obezwładnić, ogłuszyć. Najwidoczniej zadziałał impuls, nagła potrzeba reakcji na zagrożenie. Ochrona swoich towarzyszy, za których czuł się odpowiedzialny. A być może faktycznie się zasiedział i źle ocenił zagrożenie. Tak długo nie brał udziału w żadnej potyczce, że teraz dał z siebie o wiele więcej, niż trzeba było. I dlaczego tak przejmuje się tym dzieciakiem? W końcu sam wybrał swój los. - Dlaczego opuściłeś Obóz? - Poważnie pytasz? Twarz Clausa pozostała niewzruszona. - Czujesz się wolny? - zapytał chłopak. - Masz kontrolę nad swoim losem? Możesz sam decydować? Czy może jesteś uzależniony od innych, od tych, którzy stoją wyżej, od samych bogów? Chciałem być wolny, chciałem obalić was wszystkich i samemu decydować o swoim życiu. Chciałem… chciałem być potężny ponad wszelką miarę. - Brzmisz jak zbuntowany nastolatek, który obrusza się o to, że musi przestać się bawić i umyć zęby przed bajką na dobranoc - oznajmił Claus beznamiętnym tonem. - Zupełnie jak reszta was. NoGods… co to za nazwa w ogóle? Wymyślenie jej było zadaniem grupowym czy po prostu postawili was przed faktem dokonanym? - Śmiej się Claus… ale wiem, że w głębi czujesz podobnie. Inaczej nie zachowywałbyś się tak, jak do tej pory. To prawda, mężczyzna nie był tym, kogo spodziewanoby się po synie Tyra. A przynajmniej teraz, bo był czas, kiedy to Claus był jednym z najaktywniejszych półbogów w Obozie. Kiedy go to wszystko interesowało. Kiedy nie był tam jakby na siłę, znajdując sobie spokojne zajęcia, z dala od wszystkich. Czy jednak było w nim tyle żalu czy może raczej niechęci, by opuścić obóz i przejść na drugą stronę? By walczyć z tymi, których nazywał braćmi i siostrami? Mógłby skrzyżować ostrze z własnym ojcem?
Claus doskonale pamiętał swoje pierwsze lata w Obozie. Dni upływały mu na intensywnych treningach. Chciał być najlepszy, przynieść dumę swojemu ojcu. Jako, że wykazywał się naturalnym talentem do walki bronią, szybko wspinał się po drabince umiejętności. Co ciekawe jednak, najlepiej czuł się walcząc na pięści oraz, gdy mógł improwizować z otoczeniem i tworzyć swoją broń ze wszystkiego, co miał pod ręką. Pamiętał jak śmiał, że gdyby chciał, mógłby załatwić wszystkich kubkiem z kawą. To był zdecydowanie jego konik. Sama zwinność i łatwość w opanowywaniu kolejnych typów oręża nie były jednak jedynymi, w czym szkolił się Claus. Był on bowiem silny. Bardzo silny, wychodził zdecydowanie poza przeciętną innych herosów. To był kolejny plus, który zamierzał wykorzystywać do maksimum. Samodyscyplina była kluczem do sukcesu. A swego czasu mężczyzna był bardzo zdyscyplinowany. Wiedział czego chciał od życia i od tego miejsca. Ćwiczył ciężko, solidnie, nie chodził na skróty. Chciał osiągnąć sukces, oczami wyobraźni widział siebie stojącego ramię w ramię ze swoim ojcem, na polu walki. To było jego marzenie przez długi czas. Trenował z każdym, kto miał czas i chęci. Najpierw by samemu się uczyć, później by utrwalać i doskonalić swoje umiejętności, a przy okazji uczyć też innych. Był w tym dobry, posiadał wyjątkową łatwość w przekazywaniu wiedzy, a także cierpliwość do błędów i pomyłek. Lubił to, co robił i czuł, że to jest właśnie jego ścieżka. Czasami zastanawiał się jak to się stało, że zrezygnował z tych marzeń. A potem sobie przypomniał... - Postaraj się nie ruszać - Claus uśmiechnął się,próbując po raz kolejny zatamować krwawienie. - Marko - odparł chłopak. - Na imię mam Marko. - W porządku Marko - rzekł. - Spróbujemy jeszcze raz.
Mijały kolejne minuty, a Claus zastanawiał się co tu jeszcze robi. Marko był już martwy, rozłożony na ogromnym kamieniu, przypominając teraz jeszcze bardziej krwawy kleks. Mężczyzna był tego świadom, chociaż jeszcze przez jakiś czas nie chciał przyjąć do wiadomości faktu, że cały jego wysiłek poszedł na marne. Było to wiadome od samego początku, ale jednak spróbował. Dlaczego? Nie wiedział. Być może powodem było to, że Marko jeszcze chwilę temu biegał wraz z innymi po Obozie, a potem jedna zła decyzja doprowadziła do tego, że Calus w jednej chwili roztrzaskał go o skałę. Być może czuł się winny, a może po prostu uznał, że tak wypadało zrobić. - I ja na to, że przecież nie unikam ojca, po prostu muszę dokładnie zaplanować nasze kolejne spotkanie… No, powiedzmy, że gotowe Marko. Dałem z siebie wszystko, teraz musisz tylko odpocząć. Claus popatrzył na bladą twarz chłopaka. A potem podniósł się i wylał resztę ginu na dłonie, by chociaż trochę obmyć je z krwi. Jego drużyna już dawno ruszyła w drogę powrotną do Obozu. Z tego co kojarzył, jeden z członków NoGods także zdołał uciec, więc wkrótce może pojawić się ich tutaj więcej. To dobrze, trzeba będzie zabrać Marko. I resztę. Ruszył do domu nie oglądając się już za siebie. W głowie jednak kołatała mu jedna myśl. Musi przeprowadzić kilka poważnych rozmów. Być może faktycznie zbyt długo pozostawał w cieniu, czas by wrócić do gry. Zanim sprawy zajdą zbyt daleko.
Ciekawostki - Podobno przed laty misja z jego udziałem poszła wyjątkowo nie tak, jak powinna przez co zaczął stopniowo wycofywać się z aktywnego życia w Obozie (ale powoli do tego wraca).
- Nie bardzo ma ochotę na konfrontację ze swoim ojcem, unikając go, jak tylko się da.
- Jest bardzo sprawnym krawcem. Sam tworzy wszystkie swoje rzeczy i ochoczo przyjmuje zamówienia od innych.
- Lubi pracę fizyczną. Niezobowiązująca umysłowo praca, pozwala mu się wyciszyć i na chwilę wyłączyć, a przez to odpocząć.
- Je dużo i podkrada innym jedzenie, gdy nie patrzą.
- Towarzyski, zawsze ma jakąś historię do opowiedzenia, chociaż jest obecnie mało osób, które spędzają z nim czas.
Ostatnio zmieniony przez Claus Norclaron dnia Czw 18 Kwi 2019, 17:12, w całości zmieniany 3 razy |
|