Sklep alchemiczny "Alquimia" DpyVgeN
Sklep alchemiczny "Alquimia" FhMiHSP


 

Sklep alchemiczny "Alquimia"

Admin
Admin
Admin
Sklep alchemiczny "Alquimia" Pią 22 Lut 2019, 02:15


Prowadzący/właściciel: Alejandro Gonzales
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Sob 12 Mar 2022, 13:42

Black dał mi przekaz dość jasny do zrozumienia. "Jak nie ogarniasz, o co chodzi, to popytaj innych", mimo że to z pewnością on powinien przekazać mi potrzebne informacje o obozie, jednak nie mogłam liczyć w tej kwestii na niego, jak jeszcze dodał "Nie mam czasu". Tak więc pozostało mi zwiedzać obóz niczym wesołe miasteczko i liczyć, że spotkam mniejszego dupka, niż był nim Lucky Black mój mentor, chociaż do nauczyciela to jeszcze mu daleko.
Westchnęłam trochę podirytowana, a może bardziej zmęczona wchodząc do sklepu alchemicznego, jak głosił szyld na zewnątrz "Alquimia". Nazwa sklepu przywodziła mi na myśl coś z łaciny, ale pewnie to nie to. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, wyglądało dość zwyczajnie, nie licząc słoików czy probówek z substancjami, o których nie miałam pojęcia i ziół. Miejsce to miało swój charakterystyczny klimat.
Właściciel tego przybytku nie rzucił mi się w oczy, więc postanowiłam poprzyglądać się miksturą czy poczytać na nich etykietki. Brałam do rąk buteleczki, jakbym była u siebie.
- Eliksir zmiany koloru oczu. - Przeczytałam na głos, zastanawiając się, po co komu taka substancja. Rozumiałam dział substancji leczniczych, ale ten... Na co komu coś takiego, chociaż od razu do głowy mi przyszło, że na imprezach mógłby być z tego fajna zabawa. W końcu normalni ludzie nie potrafią sobie zmienić barwy tęczówek za pomocą miksturki, ale czego tam nie potrafi współczesny świat. Zawsze można było zaopatrzyć się w kolorowe soczewki, chociaż coś mi się wydawało, że te eliksiry to lepsza bajka. Wyjęłam smartfona i zrobiłam kilka zdjęć, aby pokazać moim znajomym ze świata mugoli, że sprzedają tu niezły towar.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Wto 15 Mar 2022, 12:11

Nie był to idealny dzień w wykonaniu Marca, ale nie należał on też do jakichś stosunkowo słabych. Zaczęło się dość zwyczajnie od poranka z Olivią, po czym oboje udali się w swoje strony, mając zestaw zadań do wykonania. On miał w planach poranny trening, a później udał się na popołudniowy patrol zgodnie z rozkładem jazdy. Zatem po godzinie 16:00 był już wolny od wszelakich zobowiązań i mógł zająć się sobą. Niestety Gale nie miała tyle szczęścia i dziś była nieobecna niemal cały dzień, dlatego Deverill po zastaniu pustego mieszkania znów wybył na zewnątrz, uprzednio ogarniając się pod prysznicem i zmieniając bojowe ciuchy na te zwyczajne.
Kroki pokierowały go w kierunku sklepu alchemicznego, w którym miał zamiar zaopatrzyć się w kilka zwykłych preparatów. Od tygodni zbierał się do uzupełnienia swojej domowej apteczki i w końcu nastał ten dzień, w którym tu trafił. Jego wzrok natychmiast przykuła tajemnicza postać, która zdawała się dość intensywnie przeglądać kolejnym probówkom, flakonom czy butelkom z eliksirami. Marc omiótł ją wzrokiem i pokiwał głową z aprobatą, oceniając w pierwszej kolejności jej urodę, co było dość oczywiste, skoro był facetem i należał do grupy wzrokowców. Wtem przypomniało mu się, że do obozu przybyła dorosła już córka Eris, której opis pokrywał się z tym, co Marc widział teraz przed oczami. Nie żeby prędko było mu do zacieśniania rodzinnych więzów, ale postanowił się chociaż przedstawić... na początku, bo zaraz dostrzegł jak dziewczyna robi zdjęcia eliksirów i wysyła je gdzieś w social mediach.
Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i oparł się pośladkami o kant jakiegoś stołu, spoglądając z małym rozbawieniem na Isabelle.
- To bardzo mądre, dzielić się naszym światem z ludźmi - odezwał się dopiero po chwili. - Wiesz, że nie bez przyczyny żyjemy w ukryciu? - nie ma to jak zacząć więź ze swoim rodzeństwem od kilku słów krytyki zachowania.
- Marc Deverill, syn Eris - przedstawił się zaraz po poprzednich słowach, by Lancaster miała świadomość, z kim w tym momencie rozmawia. Może na rodzeństwo będzie patrzeć inaczej niż na innych obcych? Z drugiej strony, czy on był to w stanie jakkolwiek zweryfikować? Nie sądzę.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Pią 18 Mar 2022, 09:42

Wpatruje się w smartfona. Przeglądam zrobione zdjęcia, czytając nazwy mikstur; niektóre brzmią normalnie inne bardziej zmyślnie. Jestem ciekawa co na to moi znajomi. Nikt mi przecież nic nie mówił o tym, że ten świat jest jakoś top secret, a skoro nie wiedziałam o tym miejscu przez tak długi czas, to pewnie ukrywają to lepiej niż Ministerstwo Magii z powieści o Harrym Potterze.
Nudzi mi się, w końcu każdy jest tu czymś zajętym, a herosi, którzy nie przebudzili jeszcze swoich mocy, traktowani są z jakimś takim lekceważeniem. Mój trener jest dobrym tego przykładem. Po twarzach i zachowaniu innych mam wrażenie, że traktują mnie jak dziesięciolatkę. Dlatego wzięłam sprawy w swoje ręce. Najpierw na celownik trafił mi się ten alchemiczny sklep.
Po chwili orientuje się, że jednak nie jestem niewidzialna, kiedy jakiś mężczyzna kieruje do mnie słowa pochodzące pod ironiczny kontekst.
- Nie upubliczniam tego... Tak jakby to tylko dla przyjaciół, a właściwe mojej dziewczyny. - Tłumaczę się, jakbym została przyłapana na co najmniej czymś zbereźnym. Nie chce wylecieć stąd za kilka zdjęć. - W sumie to za dużo nie wiem, co tu robicie. Może jesteście bandą oszołomów, która pod przykrywką produkuje amfę, bez urazy. - Dodaje, bo Marc nie wygląda mi na oszołoma.
- Isabelle Lancaster, chyba mamy tę samą matkę. - Również się przedstawiam, z ciekawością przyglądając się mojemu nowemu bratu, chociaż nie jestem nastawiona zbyt optymistycznie. Zwłaszcza że moja nieboska rodzinka jest popaprana, a co dopiero potomkowie bogów, ci ludzie tu muszą tu mieć nieźle nasrane. Black nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, dlatego trzymam się na dystans i może nie powinnam z góry nastawić się na kolejne rodzinne wariatkowo; no ale cóż taki nawyk.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Pią 18 Mar 2022, 18:22

Nie było to żadnym przestępstwem obozowym, ale nie bez przyczyny niewielu ludzi wiedziało o istnieniu tego świata. W zasadzie ograniczało się to tylko do najbliższych rodzin półbogów, którzy musieli wiedzieć o tym, co się dzieje. Śmiertelni przyjaciele byli raczej rzadkością, co wcale nie oznaczało, że takie przypadki się nie zdarzały. Deverill nie miał zamiaru rugać jej jakoś mocno za to, że zachowała się nieodpowiedzialnie, a już tym bardziej gdy usłyszał, że nikt jej nie wyjaśnił, jak tutaj to wszystko funkcjonuje. Nie czuł się jednak w obowiązku, by wyręczyć jej trenera, dlatego też zamiast zacząć coś opowiadać, ograniczył się tylko do niezbędnego minium.
- Z perspektywy obozu to problem - podrapał się po karku. - Ale z doświadczenia wiem, że nie warto tego ukrywać przed kimś, kogo się kocha - Isabelle nie mogła o tym wiedzieć, ale przecież Marc spotykał się z Olivią - przyjaciółką z dzieciństwa, która także okazała się być herosem, ale do obozu trafiła dużo później. Syn Eris trzymał w tajemnicy przed Gale cały ten świat i ich kontakt wkrótce po jego wyjeździe się urwał. Nie warto było więc polecać ludziom popełniania tych samych błędów.
- Jesteśmy bandą oszołomów i bez amfy - zaśmiał się cicho, bo nawet rozbawiło go te porównanie.
Uniósł brew z większym zainteresowaniem, gdy potwierdziły się jego przypuszczenia i poznał swoją nową siostrę.
- Słyszałem, że w obozie jest nowe dziecko Eris. Nie sądziłem jednak, że tak szybko się spotkamy - powiedział szczerze, bo on sam o spotkanie przecież nie zabiegał. To był zwykły przypadek, że wydarzyło się to właśnie dzisiaj. - Więc... siostrzyczko, jak ci się podoba twój nowy dom? - to była zwykła kurtuazja z jego strony, tak naprawdę mało interesowały go uczucia Isabelle, a także ona sama jako osoba. Uznał jednak, że nie będzie od samego początku skreślać kolejnego dzieciaka Eris, bo przecież on miał kosę niemal ze wszystkimi swoimi braćmi i siostrami, toteż taka Lancaster mogałby się okazać miłym wyjątkiem, gdyby dla odmiany nie spuszczała się nad cudownością ich dwulicowej matki.
- I kogo dostałaś na trenera? - dopytał i ta kwestia już go nawet trochę interesowała, a przynajmniej takie stwarzał pozory.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Wto 22 Mar 2022, 11:40

Nie za bardzo rozumiałam tutejsze zasady. W końcu Blake kazał mi popytać innych, a wystarczyło, jakby dał mi jakiś regulamin czy coś w tym stylu. Nie mieli rozpisanych zasad na kamiennych tabliczkach? Nie, żebym uważała obóz za miejsce zacofane, w końcu telefony działały. Z tego, co się orientowałam, mieli tu nawet ciekawy sprzęt do treningu i pewnie nie tylko. Zresztą, nawet jeśli upubliczniłabym jakieś pierdoły z tego miejsca, twierdząc, że mieszkają tu półbogowie, kto normalny by mi uwierzył? No wykluczając oczywiście ludzi z obsesją, pseudofanów czy popierdolców.
- Racja. - Potwierdzam słowa Marca, który wydaje się mówić szczerze, jakby sam wiedział to ze swojego własnego doświadczenia. Nie rozumiałam, niby czemu miałabym ściemniać Caroline, że wyjechałam gdzieś i to bez niej, skoro mój ojciec wiedział, nawet mój brat kim tak naprawdę jestem. A nawet jeśli ktoś z nich chciałby się wygadać to, co z tego? Przecież chyba nie da się do tego obozu wejść ot, tak po prostu? Z tego, co kojarzyłam, mieli tu coś na zasadzie czarów przeciw mugolom...
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, widocznie rozbawiłam Marca. Sama też nie spodziewałam się, że spotkam kolejnego brata i to spokrewnionego od strony matki; zresztą nie takiej zwyczajnej mamusi.
- Jeszcze nie ogarnęłam większości miejsc, ale wizualnie jak na razie jest spoko i nie jedzie średniowieczem; co do oszołomów to nie jestem do końca pewna. - Obecnie moje znajomości w obozie prawie nie istniały. Przyszło mi na myśl też, że jeśli Marc był dzieckiem Eris, tak samo, jak ja to czy przypadkiem nie kręci się po obozie więcej mojego rodzeństwa? - Marc... Mogę tam do Ciebie mówić, czy używacie tu jakichś tytułów z kreskówek? Z tego, co się orientuje Black to wasz naczelny Lucky Luke. - Mówię, niby żartując, ale nie zdziwiłabym się, gdyby w obozie w rzeczywistości tak było. - A więc mam się spodziewać więcej krewniaków? - Pytam poważnie, bo aż mnie gdzieś tam ściska w żołądku na myśl, że moja boska matka robiła sobie dzieci na prawo i lewo. Co z tymi bogami jest nie tak?
- No Lucky Blacka. - Odpowiadam, mając nadzieje, że Deverill wie, kogo mam na myśli. Bo tak na poważnie to nie mam pojęcia, jak mój trener ma na imię. Chyba już nigdy nie zapomnę widoku kowboja, który przedstawił się jako mój mentor.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Wto 22 Mar 2022, 13:33

Isabelle przechodziła przez to wszystko, co każdy inny heros, dlatego wcale nie dziwiło go jej podejście. Prawdę powiedziawszy był nawet pod wrażeniem tego, jak komunikatywna jest dziewczyna, bo przecież zdarzało się mnóstwo przypadków, kiedy to nowi byli dość wstydliwi. Podejrzewał, że dużą rolę odgrywał tutaj wiek blondynki, która miała już wyrobione swoje zdanie i przede wszystkim miała osobowość, która pozwalała jej na wyjście ze swojej strefy komfortu.
- Trochę tego tutaj mamy, polecam wesołe miasteczko - to było jedno z tych miejsc, które Marc lubił, bo dawało wrażenie normalności oraz w jakiś sposób konentowało mieszkanie w tym miejscu. Skoro już byli częścią tego miejsca, to warto było czerpać z niego jak najwięcej, a takie wesołe miasteczko było idealnym miejscem do fajnego spędzania czasu. Co prawda jako poczciwy heros raczej nie powinien polecać jej w pierwszej kolejności zabawy, ale tak na dobrą sprawę ile Isabelle straci, jeśli w pierwszej kolejności pójdzie tam, a nie do wielkiej biblioteki? Tak czy inaczej czeka ją zwiedzanie, więc niech zrobi to tak jak chce, on na pewno nie będzie polecać jej nudnych miejsc, to nie było w jego stylu.
- Możesz - odparł, nie mając problemu z tym, że ktoś zwraca się do niego po imieniu. Uśmiechnął się rozbawiony, kiedy usłyszał sugestię o Luckym Luke, co było oczywiście nieprawdą. - Z tego co wiem, to nie.
Dzieci Eris w obozie było kilka, więc zdecydowanie Lancaster mogła niedługo napotkać inne rodzeństwo.
- Trochę nas tu jest - Marc nie potrafił określić ile braci i sióstr mają dokładnie, ale jakby się skupił i policzył, to bardzo prawdopodobne, że o nikim by nie zapomniał. Nie zamierzał jednak tego robić.
- Nie jest tak źle, zawsze mógł cię trenować ktoś w stylu Giotto czy Viviany - pocieszył swoją siostrę. - Erron to świetny strzelec, powiedziałbym nawet, że najlepszy w obozie, więc broń palną będziesz mieć obcykaną - nie żeby zamierzał tutaj tworzyć jakąś laurkę Blackowi, ale z pewnością umiejętności snajperskich nie można było mu odmówić. - Poza tym, trafiłaś na okres, kiedy Erron jest grzeczny. Jeszcze jakiś czas temu pewnie by cię podrywał, teraz raczej nie będzie tego robić - czy była to kolejna próba pocieszenia? Być może.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Pon 28 Mar 2022, 18:59

Nie wiedziałam jakie miejsca skrywa obóz półbogów, ale na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że to coś w rodzaju miasteczka. Podobno można było stąd wyjść i pierdolić to wszystko, przez to traktowałam ten kampus otoczony lasem nieopodal miasta East Lansing jako miejsce na wakacyjny wypad. Takie odnosiłam wrażenie, jednakże im dłużej przebywałam tu, tym bardziej przekonywałam się, że potomkowie bogów, nie zachowują się jak normalni ludzie. Znaczy się, wiadomo jedli, pewnie srali i spali w łóżkach, mieli swoje dziwactwa jak każdy na tym świecie, a jednak coś z nimi było nie halo. Prędzej czy później pewnie zrozumiem, dlaczego większość półbogów jest zdystansowana, mało towarzyska i strzelającą bronią na lewo i prawo.
W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że Marc ze mnie żartuje, polecając mi miejsce, z którego wyrosłam jakieś piętnaście lat temu. Nie, żebym była z tych dziewczyn, co bujają się po klubach co każdy weekend. Miałam lepsze priorytety, a jednak...
- Wesołe miasteczko? - Gdybym właśnie popijała herbatkę to się oplułabym. - Nie gadaj... - Udałam zszokowanie. - Nie macie tu jakichś klubów, barów...? No tak czego mogłabym się spodziewać, po miasteczku w środku lasu w stanie Michigan. - Nie chciałam być niegrzeczna, ale grunt, że mieli tu jakąś rozrywkę i tak większość tu zachowywała się mało cywilizowanie, jeśli jednak staruchy bawiły się na karuzelach dla dziesięciolatków, to faktycznie coś było tu nie tak.
- Dzięki bogu czy bogom... - Odetchnęłam z ulgą, dowiedziawszy się, że jednak półbogowie czy nie to i tak mają normalne tu imiona i nazwiska i nie każą się tytułować Lucky Black? Tylko mi się trafił jakiś fan dzikich westernów. - Nie wiem, jak w ogóle tu można mówić. Skoro bogowie to nasi starzy. - Dodałam, nie wiedząc, jak się powinno mówić i, czy bogom dziękować można skoro, okazali się naprawdę realistyczni; podobno, bo żadnego jeszcze nie spotkałam. Na razie uwierzyłam tylko szajbusom z supermocami, którymi pewnie rządził profesor X, a nie to chyba nie X...
- Koszmar. - Skomentowałam krótko, wypowiedź Marca dotyczącą rodzeństwa, które mogłam spotkać w obozie. Brakowało mi do szczęścia jakichś spokrewnionych ze mną popaprańców.
- Czyli są gorsze pojebusy. To znaczy... - Nie powinnam od razu obrażać ludzi, których na oczy nie widziałam, ale skoro mój brat sądził, że są gorsi od Blacka to kurwa jebana mać. Powstrzymałam się od zapytania o normalnych gości w obozie. Może Marc nakierowałby mnie na kogoś, z kim można byłoby normalnie pogadać i wyciągnąć kilka przydatnych informacji, bo jak na razie byłam w obcym miejscu, w czarnej dupie. - A co z nimi jest nie tak? - Jak już byliśmy na temacie Giotto i Viviany to lepiej byłoby wiedzieć komu przypadkiem na odcisk nie nadepnąć.
- A myślałam, że on nie wiem miał wtedy jakiegoś farta, kiedy strzelał do mnie. - Powiedziałam, w głowie mając wizje mojego pierwszego treningu z kowbojem. Czyli te jego przechwałki to tak na poważnie, tak sugerowały słowa Marca. Na jego ostatnie słowa dotyczące Errona (czyli to jednak nie Lucky, a szkoda), które sugerowały, że "jest grzeczny", zaśmiałam się. - Koleś nie jest w moim typie, zresztą żaden nie jest. - Dałam jasny przekaz, że nie interesują mnie mężczyźni. - A to, co w końcu trafił swój na swego? Jakaś babka trzyma go za jaja? - Rozmowa zeszła na mojego mentora, ale to dobrze może się czegoś dowiem. Nie chodziło nawet o wykorzystywanie informacji, ale o prawdę. Bo z tego co zauważyłam, Erron był dupkiem, albo takiego udawał. Inny punkt widzenia mógłby pomóc mi wyrobić sobie cierpliwość w stosunku do jego osoby, wkurwiającego wizerunku i tej jego szowinistycznej, idiotycznej gadki. Chyba w cuda wierzyłam.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Pon 04 Kwi 2022, 15:52

Nie tak trudno było domyślić się, dlaczego spora część herosów jest wyalienowana w pewien sposób. Każdy z nich był dziwny, a krótki żywot większości nie napawał optymizmem jeśli chodziło o jakiekolwiek tworzenie relacji między poszczególnymi mieszkańcami. Wielu celowo rezygnowało z przyjaźni czy miłości, by później nie cierpieć, gdy straci się tę drugą osobę. Na myśl przychodzili mu tacy ludzie jak Killian, Corvus czy wspomniana wcześniej przez niego Viviana, będąca idealnym przykładem tego, jak bardzo otwarcie się na kogoś może być potem bolesne.
- Mamy - potwierdził, bo wcale o klubach i barach nie zapomniał. - Nie jest to jednak odpowiednie miejsce dla nowych herosów, ale to już twój wybór - wzruszył ramionami, bo przecież w żaden sposób nie zżył się z siostrą, toteż nie miał zamiaru jej zabraniać niczego. Jeśli chciała wystawić się na kontakt z herosami, którzy mogą ją zbajerować w trymiga poprzez czaromowę, to przecież nawet będąca homo rzuci się na pierwszego lepszego faceta, który posługuje się takimi mocami. To był jednak jej wybór i on nie zamierzał w niego ingerować.
- Mówiono tak od starożytności. Kiedyś dziękowano naszym rodzicom za wszystko podczas modlitw. Nawet tej suce Eris, zwaną naszą matką - znów wzruszył ramionami. Dla niego było to zabawne, że wiele osób dziś powiedzenie "dzięki bogu/bogom" stosowało bardziej z przyzwyczajenia niż w rzeczywistości w podzięce za opiekę sił wyższych. Jego zdaniem żadne z bóstw nie zasługiwało nawet na cień wdzięczności, co dopiero na całe świątynie im poświęcone. Kpina.
- Corvus kiedyś był łysy... - zastanowił się, po czym zaśmiał od razu, przypominając sobie generała, który kiedy się załamał po bitwie jeszcze jako kapitan, przeszedł ogromną przemianę, choćby goląc sobie głowę na zero. Dołożyć mu tylko wózek inwalidzki i można otwierać szkołę dla mutantów.
Skinął głową rozumiejąc całkowicie jej wnioski.
- Tak delikatnie mówiąc - przyznał, nie mając przy tym wątpliwości, że w obozie znajdzie się grono półbogów, do których Blackowi daleko. On mimo bycia chujem, był jeszcze jakimś tam w miarę normalnym gościem, czego nie można powiedzieć o reszcie tych socjo i psychopatów, których na kampusie było pełno.
Zaskoczyło go drążenie tematu o Giotto i Vivianie, ale z drugiej strony mógł się tego spodziewać, bo były to przecież wyjątkowe persony.
- Jakby ci to powiedzieć... - podrapał się po podbródku, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. - Vivianie wyrżnęli całą rodzinę podczas ataku na obóz. Pochowała męża i dzieci, a już przedtem nie należała do najmilszych osób w obozie, więc teraz możesz się domyślić, jaka jest. Giotto z kolei... moim zdaniem to najsilniejszy heros w obozie. Nie znam nikogo, kto miałby z nim szanse. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że niektórzy bogowie się go boją. Achilles, Beowulf czy Perseusz to przy nim pikuś. Jest chujem jakich mało, chociaż ostatnio trochę złagodniał, bo jednak kogoś do siebie dopuścił. Ale widzisz, taki ktoś jak on nie zadowoli się byle czym, więc wyrwał jedną z najlepszych partii w obozie i nawet jej dzieciaki zrobił - kolejny raz wzruszył ramionami, bo jak się tak zastanowić, to okazało się, że Giotto ostatnio spotulniał i nie był tym samym zabijaką co jeszcze kilka lat temu. - Także nie polecam podskakiwania im - zakończył temat.
Następnie pokiwał przecząco głową gdy rozmowa przeniosła się na Errona.
- Nic z tych rzeczy. Podejrzewam, że byłby w stanie trafić cię w biegu, po ciemku i z zamkniętymi oczami. Słabszą ręką w dodatku - Marc coraz bardziej zdawał się przekonywać do teorii Errona najlepszego obozowego snajpera. Po chwili zaśmiał się, gdy Isabelle wyjawiła swoją orientację. - Jesteś naiwna myśląc, że ma to jakiekolwiek znaczenie tutaj - naprawdę go to rozbawiło.
- To tak a'propos tych, których nie należy drażnić. Wszyscy w obozie wiedzieli, że Erron ślini się do Lary Gusevy i vice versa. Przez lata byli w jakiejś dziwnej relacji polegającej na rżnięciu się i przyjaźni bez zbędnego pitolenia, aż w końcu zostali parą. No i warto dodać, że to Black z tej dwójki jest milszy, bardziej dowcipny i lżejszy w obyciu - mogło ją to zaskoczyć, ale wcale się tym nie przejmował. Obóz był w końcu pełen pojebusów, cytując Lancaster. - Także dobra rada ode mnie: jak ci się zrobi mokro za którymś razem przy nim, to nawet go nie dotykaj, Lara nie lubi żadnych lasek wokół niego - trochę postraszyć zawsze ją mógł, prawda? Nie kłamał przecież. Córka Sif była tak terytorialna, że często nie pozwalała zbliżać się żadnym dziewczynom do Errona, tak więc jak zareaguje na taką ponętną uczennicę swojego faceta?
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Wto 05 Kwi 2022, 19:45

Nie rozumiałam, dlaczego chciał mnie zniechęcić do klubów, barów, a zachęcał do wesołego miasteczka. To dlatego, że byłam nowa, a więc żółtodziobom wstęp wzbroniony? Czy to może była jakaś zniewaga w stosunku do mnie, mówiąca "jesteś jeszcze za mała na takie zabawy dziedzino". Niemal wyobraziłam sobie, jak wypowiada to Black w moją stronę, dodając kilka zniewag, ot, tak jak robi się to z kropkami na końcu zdania. Postanowiłam, że nie będę pytać, dlaczego to nie jest odpowiednie miejsce dla świeżyny i sama się przekonam w najbliższym czasie. W końcu zamierzałam wybadać tu wszystko, jak leci, a to miasteczko ogromne nie było, więc nie sądziłam, żeby zajęło mi to jakoś dużo czasu. W końcu lubiłam wychodzić do ludzi, w nowe miejsca, nie byłam z tych, co zamykają się w pokoju i siedzą w swoich głowach, rozmyślając o egzystencjalnych bredniach. Wolałam ruch, działanie niż spokój i ciszę.
- Czekaj a co z naszą matką jest nie tak? Eris... To ta od chaosu, niezgody i czegoś tam? - Musiałam w najbliższym czasie nadrobić zaległości. Skoro Marc wyrażał się o naszej mamusi tak niepochlebnie, musiało być coś na rzeczy.
Przez chwile pomyślałam, że Deverill potrafi czytać w myślach. Corvus pewnie to ten typ co tu rządzi. Zdecydowanie musiałam zajrzeć tu do jakiejś biblioteki i spisu ludności, zarządców obozu... Na pewno mieli tu jakąś hierarchie. Niestety musiałam liczyć na siebie, sama dowiadywać się przydatnych informacji na własną rękę. Było to do zrobienia, ale pochłonie mi to dużo czasu. W sumie oprócz morderczych treningów i tak nie miałam co tu robić.
Obóz półbogów był niczym inny świat. Musiałam się pilnować, uważać... Skoro mój trener to tylko przedsmak zjebów w obozie. A może powinnam z tego zrezygnować? Nie po to jednak tu się zjawiłam.
Słuchałam Marca, zastanawiając się, na kogo jeszcze powinnam uważać. Rzeź rodziny, ciężkie charaktery... Wszyscy tu byli po prostu po przejściach i mieli ochotę mordować. W sumie nie dziwiłam się, na zewnątrz człowiek miał ochotę dopuścić się okrutnych rzeczy; a w miejscu gdzieś w środku lasu. - Zapamiętam. - Dodałam tylko, kiwając lekko głową.
Moje wyznanie rozbawiło brata, ale przecież nie kryłam się z orientacją. Jeśli nie miało to znaczenia, to oznaczało, że co? Herosi brali, co mieli pod ręką, aż tak kiepsko było czy podawali eliksiry amortencji; nie tak daleko było obozowi do zasranego Hogwartu. Przeraziła mnie trochę myśl, że ktoś mógłby mnie pozbawić woli tylko po to, żeby wykorzystać. Coś się orientowałam, że moje boskie moce po matce podlegają pod takie sztuczki, ale ja z pewnością wykorzystałabym to w lepszy sposób.
- Czyli się jednak nie przechwalał, kiedy to mówił, jakim jest zajebistym snajperem. - Przytknęłam, chcąc niemal wywrócić oczami, ale też imponowało mi to, że Black jednak jest wybitnym strzelcem w tym obozie, a ja będę mieć jakieś tam możliwości zaczerpnięcia jego profesjonalnej wiedzy.
- Tak strasznie dowcipny, zwłaszcza przy rozmowach z kobietą. - Prychnęłam, zastanawiając się, czy brat trochę nie nagina rzeczywistości. Wszyscy tu mieli jakąś tendencje do wyolbrzymiania, chociaż gdzieś w tym mieściło się sporo prawdy. - Mam nadzieje, że nie będę zmuszona go dotykać. - Skrzywiłam się na samą myśl. Ta Lara to dopiero musiała być suka. Facet miał przejebane, gdyby Erron wykazywałby, jakieś przebłyski przyzwoitości to nawet mogłabym mu współczuć.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Czw 07 Kwi 2022, 09:14

Mężczyzna nie miał zamiaru przekonywać Isabelle do swojego pomysłu, bo specjalnie mu na tym nie zależało. To była wyłącznie jego dobra rada dla nowej siostrzyczki, która nie wiedziała jeszcze, jakie inby potrafią się tutaj odjaniepawlić. Mówiliśmy przecież o miejscu, w którym niepełnoletni mogli pić hektolitry alkoholu i nikt nie zwracał na to uwagi. Dochodziło nawet do aktów pedofilskich, bo przecież bogowie nie dbali o to, czy czternastoletni heros jest gotowy na współżycie z dużo dojrzalszym półbogiem. Co prawda 99% obozowiczów raczej przestrzegała tych zasad, które de facto określa zachodnia kultura, ale jednak zdarzyło się, by ktoś zrobił coś, co nie do końca byłoby legalne poza kampusem. Ona co prawda była już pełnoletnia, ale Deverill podejrzewał, że takiej rozpusty jak tutaj Isabelle jeszcze nie doświadczyła.
Uniósł brwi w geście zdziwienia, nie spodziewając się braku wiedzy dotyczącej ich matki.
- Co z naszą matką jest nie tak? - powtórzył po niej z odrobiną kpiny w głosie. - Przez nią upadła Troja, bo postanowiła sobie, że skłóci Atenę, Afrodytę i Herę. Później potomkowie Trojan założyli Rzym, przez który upadła Grecja. I i II wojna światowa to też jej robota po części. Zawsze wykorzystywała wszystkich wokół, by siać zamęt. Zwłaszcza fakt, że ludzie od zarania dziejów chcą się wytłuc. Dobrze, że chociaż teraz jest spokojna, bo jakby nie patrzeć... w końcu mamy ku temu okazję - wzruszył ramionami nawiązując do broni atomowej, która mogłaby zakończyć życie na Ziemi.
Nie bawiła go wcale jej orientacja, a jedynie mylne przeświadczenie, że byłaby w stanie oprzeć się wpływom herosów, którzy posiadają zdolności manipulacyjne zwłaszcza w kwestiach miłosnych. Już sobie to wyobrażał, jak Isabelle z kamienną twarzą odmawia takiej Carli chociażby. Orientacja tutaj nie miała dużego znaczenia, bo trzeba było być naprawdę wytrenowanym półbogiem, żeby opierać się tym wpływom. Ktoś nowy, kto jeszcze nie potrafi tego robić, z pewnością bedzie mieć dużo trudniej, stąd też pomysł z barem był tak samo głupi, jak wiele zasad panujących tutaj.
- Lubi się przechwalać, ale przeważnie ma ku temu powody - Marc w pewien sposób szanował Errona, bo mężczyzna nigdy nie zaszedł mu za skórę, a ponadto był znany ze swoich umiejętności. Pewnie miałby inne zdanie o synu Njorda, gdyby ten przykładowo odbił mu dziewczynę, ale na to się nie zanosiło. Jakoś nigdy ich drogi nie skrzyżowały się tak, by pojawiła się jakaś niechęć czy nienawiść. Warto więc było uświadomić Lancaster, że Black jest chujem jakich mało, ale jest też szalenie utalentowanym chujem, od którego warto się czegoś nauczyć.
- To dopiero przedsmak, poznasz o wiele gorszych herosów - zachichotał. - Ale na pocieszenie powiem, że lepszych też poznasz. Nie tak mało ich tutaj - próbował ją trochę pocieszyć.
- Jego zdaniem zapewne nie dorastasz do pięt Larze, więc raczej nie masz o co się martwić - przyznał. - Paradoksalnie trafiłaś chyba na najlepszy możliwy okres nawiązywania znajomości z Erronem, bo przynajmniej łapy będzie trzymał przy sobie. Przynajmniej ja bym tak robił na jego miejscu będąc z Larą - przyjrzał się jakiemuś eliksirowi, który obrócił w dłoni kilka razy, po czym znów spojrzał na swoją siostrę. - Tak z ciekawości, opowiedział ci coś o obozie? - spytał po chwili.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Sro 13 Kwi 2022, 17:45

Moja wiedza o bogach jest niewielka, to nie tak, że nie uczą tego w szkołach. Po prostu robią to w inny sposób bardziej podręcznikowy. Na pewno większość suchych faktów mi wyparowała, ponieważ nigdy nie interesowałam się panteonem greckim czy nordyckim, nie w taki sposób, jaki przyjdzie mi teraz na nowo zaktualizować, to co wiedziałam, a zwłaszcza to, czego nie wiedziałam. Mało wiem, ale nie mam problemów z pytaniem się innych nawet o tematy banalne dla dzieciaków dopiero tu przebywających. Jak każdy znam tych głównych bogów głównie z filmów i wzmianek na lekcjach z mitologii.
Podoba mi się to, że Marc postanawia opowiedzieć nieco więcej na temat mojej matki. Takich rzeczy nie wiedziałam. W duchu ciesze się, że nie machnął ręką i nie zbył mnie; a jednak w jego głosie czy ruchach, jest coś ewidentnie na rzeczy, świadczącego o tym, że nie jest przychylny w stosunku do naszej rodzicielki. Sama nie mam wyrobionego zdania, ale cieszę się, że jestem córką bogini i to nie byle jakiej.
- Jaką okazje? - Pytam, zaciekawiona jego odpowiedzią. Wydaje mi się, że bogowie wcale się nie różnią od zwykłych ludzi; każde z nich lubi siać zamęt, kiedy jest zbyt spokojnie. Szczerze mówiąc, jej wybryki mi trochę imponują, trzeba być naprawdę sprytnym, skoro doprowadziła do kłótni między bogami, a także maczała palce to tu to tam. Oczywiście nie popierałam żadnych wojen, ale świat na tym się opierał, prędzej czy później jest konflikt, upadek, spokój... Cykl życia, czy jakoś tak.
To, że Erron lubił się przechwalać, już dawno zauważyłam, a jednak jest też w tym dużo prawdy, nawet jeśli nie potrafił przechwalać się normalnie, jeśli w ogóle takie coś istniało. Naprawdę myślałam, że Black to jeden z tych najgorszych półbogów, których można spotkać tu, niestety Deverill daje mi do zrozumienia, że natknę się na gorszych.
- Lepszych, a jak się Tych lepszych poznaje? - Chociaż rzucam to pytanie niedbale, to jednak oczekuje od Marca rozbudowanej odpowiedzi, zapewne zna tu dużo osób, pytanie, czy tych "lepszych" też. - Wyglądają jak Ty? - Rzucam w żartach, ponieważ jak na razie jest jedynym z tych właśnie lepszych, którzy zachowują się w dość normalny sposób. Nie jestem do końca przekonana, czy to przypadkiem z jego strony nie jakaś zagrywka. W końcu czy jeśli naszą matką nie jest Eris to, czy jej dzieci też nie mają smykałki do kłamstwa, manipulatorstwa i reszty tych podłych rzeczy? Przez moment zastanawiam się, czy mi nie odbije, jak wybudzę swój boski potencjał.
Przyglądam się bratu, jak bierze z półki jakiś eliksir i na chwile to jemu poświęca uwagę, chociaż cały czas mówi. Ta Lara musi być z niej niezła babka. Chociaż nie mówię tego na głos, z chęcią bym ją poznała, aczkolwiek może lepiej nie wchodzić w drogę kobiecie, której mężczyzna mnie trenuje. Pociesza mnie fakt, że Black będzie trzymać ręce przy sobie, brakuje mi jeszcze jakiś krzywych akcji, a znając życie, musiałabym mu się dać przelecieć, żeby mieć jakiekolwiek możliwości wybudzenia potencjału lub życia w tym obozie, a tak to tylko znęca się nade mną, mając niezły ubaw z tego, jak podczas treningów umieram, wymiotuje i pocę się, jak zwierze.
- Cytując Blacka: "Popytaj innych, ja nie mam na to czasu".- Starałam się zmienić głos na bardziej niski w stylu Errona, a także przybrać postawę wyluzowanego idioty. - A tak poza tym, w co się zaopatrujesz w tym sklepie emmm... - Zerknęłam na szyld Alquimia, ale zamiast tego dziwnego słowa mówię po prostu. - alchemicznym.


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Czw 14 Kwi 2022, 10:30

Marc nigdy nie krył się z nienawiścią do swojej matki, bo to ją obarczał za wszystkie swoje porażki życiowe i towarzyskie. Jako dziecko Eris ciągle roztaczał wokół siebie aurę, która pobudzała konflikty i waśnie, czego ostatnio ofiarą stała się nawet Olivia. Brzydziły go różne manipulacje, a przecież ich matka była mistrzynią w tego typu zagrywkach. Ponadto, jak niemal wszyscy bogowie, ona również wypinała się na swoje dzieci, więc ciężko było znaleźć jakikolwiek sposób na ocieplenie jej wizerunku w oczach Deverilla.
- Broń atomowa? - pytanie retoryczne. Temu nawet herosi czy bogowie nie potrafiliby się przeciwstawić, bo zasięg i destrukcyjność tego typu broni była wręcz diabelska.
- Na pewno nie w klubach - uśmiechnął się złośliwie, nawiązując do poprzedniego wątku w ich rozmowie. Po chwili zachichotał, ale nie z rozbawienia, a ze żłudnych nadziei Isabelle na znalezienie tylko takiego grona, które będzie dla niej dobre i przyjazne. Tutaj to tak nie działało. - Wygląd akurat nie zawsze dobrze o kimś świadczy - wywrócił oczami, mając na myśli dzieci Afrodyty czy Sif, które uchodziły za ideały, a w rzeczywistości często byli typowymi manipulatorami, mającymi za nic uczucia innych, idącymi po trupach do celu i nie przejmującymi się konsekwencjami.
Wcale nie zaskoczyła go odpowiedź Lancaster, bo prawdę mówiąc spodziewał się takiej postawy po Erronie. To było bardzo w jego stylu, zwłaszcza znając wszystkie obecne okoliczności. Nawet rozbawiło go podjęcie próby w kopiowaniu intonacji Blacka, bo ostatecznie nie wyszło tak źle, choć pewnego elementu komizmu nie można było odmówić.
- Brakuje ci tylko rewolwera, Errora - zaśmiał się głośniej, bo wyobrażając sobie ją jako żeńską wersję Errona, nie tak daleko było do prawdy. Celowo też przekręcił imię syna Njorda, by brzmiało kobieco. - W eliksiry - odpowiedział zaraz po jej pytaniu.
- Czasem się przydają w terenie - sam co prawda nie używał ich aż tak dużo, ale zdarzyło mu się zażyć wiele z nich, czasem nawet okazywało się, że ratowały mu życie.
Isabelle Lancaster
Isabelle Lancaster
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Sro 20 Kwi 2022, 14:20

- Nie sądzę. - Pada z moich ust trochę kpiąco, a może bardziej mi do śmiechu. Broń atomowa jak dla mnie nie jest żadną okazją, bo po co komu martwy świat? Jestem tu nowa. Nie mam pojęcia o wielu rzeczach i na pewno nie chce usprawiedliwiać mojej matki, w końcu nawet o niej nie czytałam. Eris, obecnie to imię tyle mi mówi, co na jej temat oznajmił mi Marc, a on widocznie ma jakiś zatarg z naszą kochaną mamusią. - Wiesz... tak jak mówisz, skoro kombinowała, przyczyniła się do upadku Troi, to pewnie bawią ją takie zagrywki, ale żeby niszczyć świat jednym kliknięciem czerwonego guzika? Gdzie w tym okazja? - Zadaje to pytanie, chociaż nie oczekuje dyskusji. Może się trochę zagalopowałam, w końcu nie chce do siebie zniechęcić brata, a właściwie jedyną osobę, która okazała mi jakieś zainteresowanie, a także postanowiła nie być opryskliwa i wkurwiająca. Tak mi się wydaje, a jednak w jego obecności czuje się dziwnie, jakbym miała ochotę się z nim spierać o najmniejszą głupotę. Dlatego zamiast słowa zabawa, używam okazja. Może nie zabrzmi to tak, jakbym właśnie przechodziła na złą stronę mocy?
- A na pewno wesołych miasteczkach? - Odpowiadam na jego złośliwy uśmiech, podobnym spojrzeniem. Mrużę lekko oczy, przyglądając się Marcowi, jest wysokim, przystojnym mężczyzną, synem bogini, która wykorzystuje każdą okazję do szerzenia zamętu, a jednak rozmawia tu ze mną i świat nie zmierza ku upadkowi.
Jego śmiech daje mi do zrozumienia, że moje zdolności aktorskie nie są na takim złym poziomie. - Następnym razem będę pamiętać o odpowiednich rekwizytach. - Dodaje, zastanawiając się skąd wziąć rewolwery takie, jakie miał Erron w ogóle skąd oni biorą broń? Ze zbrojowni? Potem dopytam.
- Mówisz, że w terenie przydaje Ci się eliksir do zmiany koloru oczu. - Biorę do rąk buteleczkę, którą wcześniej trzymałam w swoich dłoniach i pokazuje ją Deverillowi. Nie rozumiem, po co komu taki eliksir?


Ks6hHRj.gifu6jWOH9.gif

I was angry with my foe
I told it not, my wrath did grow.
“And I water'd it in fears, Night and morning with my tears; And I sunned it with smiles, And with soft deceitful wiles. And it grew both day and night, Till it bore an apple bright; And my foe beheld it shine, And he knew that it was mine,”
Marc Deverill
Marc Deverill
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia" Sob 23 Kwi 2022, 11:53

Wywrócił oczami na odpowiedź siostry. Tutaj wychodziła jej nieznajomość świata, którego zaraz miała być częścią. Oczywiście nie każdy przyszły heros miał obowiązek znać wszystko, co związane z mitologią i historią, ale warto było pojąć jedną, bardzo ważną rzecz: to bogowie kierowali poczynaniami wszystkich ludzi, którzy w owej historii coś znaczyli. Tak więc wszystkie wydarzenia, które miały miejsce, były za ich przyzwoleniem bądź z ich przyczyny. Częściej te drugie.
- Nie doszukiwałbym się logiki w działaniu bogów - odpowiedział. - Zapłodnienie kobiety pod postacią byka też raczej sensu nie miało, a jednak mamy tu minotaury - uśmiechnął się cynicznie, nawiązując do Zeusa, który nie raz nie dwa łamał wszelkie kanony przyzwoitości i ogłady, nierzadko zachowując się jak irracjonalny półgłówek. Bogowie mogli uchodzić za doświadczonych i mądrych, ale w rzeczywistości przestawali oni być wrażliwi na krzywdy innych. Ich kręgosłupy moralne diametralnie różniły się od tego, co prezentują chociażby Marc i Isabelle.
- Prędzej właśnie tam - wzruszył ramionami, spoglądając z zaciekawieniem na Lancaster. Widać było, że jest zadziorną laską i nie da sobie w kaszę dmuchać, co było częstą domeną dzieci Eris. Czasem było to odbierane jako coś pozytywnego, więc i tutaj miał nadzieję, że siostra nie okaże się taka jak reszta.
- Jak musisz wyrwać sukkuba, który leci na zielone oczy, to ciężko zrobić to z brązowymi - jemu co prawda nigdy się coś takiego nie zdarzyło, bo ten eliksir był jednym z wielu, których nigdy nie zażył, ale kto wie, czy kiedyś nie będzie mu potrzebny choćby właśnie z tego powodu, który przedstawił?
- Miej ze sobą butelkę czegokolwiek, zawsze - taka rada od starszego brata.
Sponsored content
Re: Sklep alchemiczny "Alquimia"

Sklep alchemiczny "Alquimia"
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1



Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Obóz i okolice :: Dzielnica Grecka-
Skocz do: