Tony wspominał tę próbę kradzieży z uśmiechem na ustach. O mało nie stracił dłoni, no ale zyskał przyjaciółkę, którą traktował jak starszą siostrę, tak więc jak najbardziej było to miłe wspomnienie! Czasem nie mógł się po prostu powstrzymać. Można powiedzieć, że teraz prowadził już inny styl życia, jednak starych nawyków trudno było się pozbyć. Chyba miał już na stałe zamontowany skaner w oczach, który sprawdzał każdą błyskotkę, czy była warta uwagi, czy nie była podróbką. Kiedy zobaczył ładne, złote bransoletki... no cóż. Nie mógł się powstrzymać. Podświadomie wiedział, że u pasera dostanie za nie ładne pieniążki. Hah! Półbogowie często unikali Tony'ego bo był irytującym szczylem, a Blake unikali bo była agresywna. To się dobrali! Jakim cudem się jeszcze nie pozabijali, to tego nie wie nikt! Próbował zasłonić twarz, kiedy Blake splunęła na niego strumieniem wody, jednak mu się nie udało, parsknął śmiechem i machnął ręką po tafli wody, chlapiąc ją mocno. - Nie nie! Sam to zrobię, nie dam ci tej przyjemności! - odparł kręcąc głową. - Poza tym, co byś zrobiła z moimi pięknymi oczkami? - spojrzał na nią podejrzliwie. Coś tu się kroiło! Jakieś mhroczne rytuały! Bo na trofeum to oczy za delikatne są niestety. Ładne, ale szybko się niszczą i gniją. Bleh. Westchnął ciężko, kiedy Blake powiedziała, że ona też ma same tematy, które nie nadają się na relaks w jacuzzi. Chyba teraz mało kto takie miał. Co miał jej powiedzieć? Nie był złotoustym przyjacielem, który zawsze wiedział co powiedzieć, jak kogoś wesprzeć. Chociaż znając Blake, gdyby nawet zaczął próbować, to kazałaby mu się zamknąć. - Yeah... zwłaszcza, kiedy wiesz, że coś pierdolnie, ale nie wiesz kiedy. - przyznał jej rację. W końcu każdy chyba teraz czuł w kościach, że to nie koniec. Że coś jebnie. Tylko nikt nie wiedział kiedy. Mogli jedynie liczyć na to, że będą lepiej przygotowani następnym razem. Uśmiechnął się lekko, kiedy Simmons wspomniała o piwie i popcornie. - Może następnym razem coś uda się zorganizować... albo po relaksie w jacuzzi idziemy na piwo i popcorn. - zaproponował, zanurzając się mocniej w wodzie, tak że wystawała mu jedynie głowa, którą oparł o brzeg jacuzzi, tak by móc spojrzeć na sufit. O, tam tynk trochę pęka. Dobrze, że nie sypie się do wody. - Jedno mi nie daje spokoju... adres. Wychowałem się w Miami. Znam tę dzielnicę. - tak, ten moment w którym w sumie mówisz, że nie masz ochoty o czymś gadać, a potem samemu zaczynasz ten temat, bo absolutnie nie daje ci spokoju, ale dalej nie chcesz w sumie o nim rozmawiać. - Jedząc ochłapy ze stołu tam, miałbym dalej lepsze życie niż w biedulu. Nie mieszkają tam osoby, których nie stać na utrzymanie dziecka. - łatwiej byłoby mu zaakceptować fakt, że został oddany, bo jego ojciec nie miał pieniędzy by go utrzymać, że miałby jeszcze gorzej niż w biedulu. Znał tę dzielnicę w Miami. Zieloniutkie trawniki równane nożyczkami do paznokci, białe, wiecznie czyste budynki, baseny większe niż jego całe mieszkanie. A mimo tego musiał się wychowywać w dużo gorszych warunkach.
Blake Simmons
Re: Łaźnie Pon 30 Wrz 2019, 15:11
Blake zdecydowanie należała do tych osób, które wyrobiły sobie silną potrzebę posiadania i w jej własnym obozowym mieszkaniu znajdowało się naprawdę sporo bardziej bądź mniej cennych przedmiotów. Była jak taka sroka, która musiała otaczać się błyszczącymi rzeczami i nie chodziło tutaj o tandetne cekiny czy cyrkonie świecące w świetle słonecznym. Złoto to było coś, za co mogła zabić. Wyrafinowane dodatki tu i ówdzie, wplecione ze smakiem błyskotki, zdawałoby się niewidoczne na pierwszy rzut oka. Wszystko co nosiła na sobie miało klasę, elegancję i umiar. To co natomiast miała w szafkach w swoim mieszkaniu zakrawało o nieprzyzwoitość. Nic dziwnego, że Tony w pierwszym odruchu chciał położyć swoje klejące łapki na jej rzeczach. Simmons uśmiechnęła się z satysfakcją, kiedy trafiła Harrisa dokładnie tam gdzie zamierzała i ledwo co zdążyła się zasłonić przed kontratakiem z jego strony. - Zblendowałabym je i dodała do swojego potreningowego koktajlu - rzuciła z rozbawieniem, wiedząc że tylko podsyci mroczne wyobrażenia Tony'ego. Tak naprawdę nie była aż tak straszną osobą. Lubiła jednak gdy ludzie woleli trzymać się od niej z daleka, stąd też powszechna opinia o jej niebezpiecznym temperamencie. Nie oczekiwała od syna Frei wsparcia i zgodnie z jego przeczuciem nie przywiązywała wagi do słów pocieszenia. Wystarczyło, że wysłuchał jej marudzenia i rozumiał dokładnie dlaczego obecna sytuacja wprawiała ją w tak bezsilną irytację. - Hmm - Uśmiechnęła się delikatnie rozmyślając nad propozycją piwa i popcornu po relaksie w jacuzzi. Perspektywa była co najmniej zachęcająca. Przez chwilę leżeli pozwalając żeby pracujące turbiny z bąbelkami zapełniały ciszę, a gdy Tony w końcu się odezwał Blake spojrzała na niego z ukosa. Tak też myślała, że w razie chęci dalszej rozmowy na temat ojca, sam w końcu poruszy ten temat. Nie miała nic przeciwko temu i rozumiała doskonale ten wewnętrzny konflikt gdy z jednej strony nie chcesz o czymś mówić, a z drugiej nie daje ci to chwili spokoju. - Domyślam się że łatwiej by było gdybyś mógł zrzucić wszystko na brak pieniędzy, zamiast po prostu obwiniać swojego ojca za bycie kutasem niezdolnym do wychowania syna - mruknęła, a jej głos, mimo dość bezpośredniego stwierdzenia, stał się nieco bardziej delikatny niż zwykle. Nie była dobra w pocieszaniu innych, głównie dlatego, że stąpała twardo po ziemi i mówiła to co czuła, a nie to co najłatwiej było usłyszeć drugiej osobie. Niektórzy słuchacze nie przyjmowali tego zbyt dobrze. Czy Tony na pewno chciał z nią o tym rozmawiać to już była jego decyzja. W swoim bezpośrednim pieszczotliwym geście przeczesała jego sterczące mokre włosy ręką, niczym prawdziwa starsza siostra, którą poniekąd się czuła. Kto jak nie ona powie mu otwarcie jak wygląda sytuacja? - Przykro mi Tony, ale najczęściej to ludzie są problemem, nie okoliczności. Popieram twoją chęć spotkania z ojcem, ale nie liczyłabym na to że wyniknie z tego coś przyjemnego.
Anthony Harris
Re: Łaźnie Wto 01 Paź 2019, 20:01
- Ooo! Albo mogłabyś zrobić lemoniadę, jak w happy tree friends! Jeśli tak zrobisz, to dobrowolnie oddam ci moje oczy! - Tony rzucił podjaranym głosem, jak zazwyczaj mówił o czymś z internetu. Z pewnością pokazywał już kiedyś Blake ten filmik, w końcu Happy Tree Friends to tak bardzo urocza bajeczka! Z pewnością Blake się na takich wychowywała. Nie żeby te bajeczki były już, jak się wychowywali, no ale cśś. Na pewno musiała widzieć. To nie tak, że dało się znać z Harrisem i nie znać internetu. Westchnął ciężko, kiedy Blake powiedziała mu prawdę prosto z mostu, niczego innego po niej nie oczekiwał i w sumie nawet nie chciałby słyszeć jakiś słów wyjaśnień, czy prób pocieszenia. Jest jedna osoba od której mógł tego oczekiwać, przynajmniej tego pierwszego... był nią jego ojciec. Uśmiechnął się lekko, kiedy Blake przeczesała dłonią jego włosy. Nie skomentował tego w żaden sposób, poza tym drobnym uśmiechem na ustach, który sugerował, że był za to wdzięczny. Fizyczny kontakt zawsze potwierdzał w świadomości, że nie jest się z czymś samemu. - Świat piękny, tylko ludzie to kurwy? - spytał z uśmieszkiem na ustach, a następnie dodał. - Wiesz... nie oczekuje niczego w zasadzie. To nie tak, że stracony czas da się nadrobić, bo się nie da. Nie było go przy moich pierwszych krokach, przy pierwszym słowie, przy pierwszym przekleństwie, przy pierwszej kradzieży, przy pierwszym zakładzie wychowawczym. - rzucił a pod koniec swojej wypowiedzi, wyszczerzył swoje ząbki, kiedy tak wymieniał wszystkie jego ważne życiowe momenty. Ojciec Tony'ego już i tak wszystko przegapił w jego życiu, tego nie dało się nadrobić, a Harris nie był na tyle naiwny, by liczyć, że w ogóle jego ojciec będzie chciał mieć z nim kontakt. W końcu nie miał go przez te wszystkie lata. - Nie liczę na nic pozytywnego... chce po prostu... - zawiesił się na chwilę, szukając odpowiednich słów. -...wiedzieć czemu. Czy nie chciał mieć bękarta, czy nie chciał dodatkowej gęby do wyżywienia, czy nie chciał problemów... chce znać powód, czemu moje życie wyglądało tak jak wyglądało. Ma to jakiś sens? - spytał, patrząc na Blake i westchnął ciężko.