Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 16 Mar 2019, 16:55
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 16 Mar 2019, 17:05
Minęło trochę czasu od mojej ostatniej wizyty w tym miejscu, zdecydowanie za długiej wizyty i dość nieprzyjemnej. Własna głupota mnie zdradziła i do tego konsekwencje są długotrwałe bo "zaprosili" mnie bez możliwości odmowy na małą kontrolę, chcąc sprawdzić czy po odmrożeniach na pewno nie ma śladu. Moim zdaniem nie było ale trzeba to jeszcze wpisać w kartę pacjenta. Ubrany w całości na czarno snułem się korytarzami omijając jak najwięcej osób, czarna kurtka pachniała lekko tytoniem, który popalałem co jakiś czas tak dla rozrywki. Przeczesałem dłonią włosy i po zapukaniu wszedłem do gabinetu doktor. Chłód a po chwili uczucie niepewności, tak jakby wszystkie złe myśli wychodziły na światło dzienne, to czuło się w mojej obecności. Doktor musiałaby być odporna na złe myśli żeby tego nie poczuć.-Witam. Mruknąłem z nadzieją, że za wiele nie będę musiał mówić. Nie miałem chęci, chciałem się stąd wyrwać. Powoli zaczynałem czuć się w obozie jak więzień, dopuszczając do siebie myśli, że to nie jest miejsce dla mnie, że nie ma takiego miejsca... Jedynie Hades. Tak, ostatnio dużo czasu poświęcałem na studiowaniu tego miejsca, zgłębianiu wiedzy o moim ojcu - czym więcej czytałem tym bardziej chciałem się tam znaleźć.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 16 Mar 2019, 18:07
Dyżury w szpitalu miały to do siebie, że były obarczone wysokim stopniem nieprzewidywalności. Jednego dnia nie mogli odgrzebać się z nawału pracy, jakby wszyscy nowicjusze doszli do wniosku, że to jest ten dzień, o tak, dokładnie ten, ażeby przetrącić sobie kończyny chwytające albo zbiorowo wbiec w ścianę, bo na to wskazywały obrażenia poszczególnych gagatków. Innym znowu razem między jednym a kolejnym pacjentem mogła w spokoju wertować jakiś opasły almanach, ostatnio na biurku przykładowo zalegał ten traktujący o działaniu światła księżycowego na rośliny. I tak dalej. Nigdy nie wiedzieli, co ich zastanie. Dzisiaj akurat miała święty spokój, który postanowiła wykorzystać na odespanie nocy spędzonej na fascynującym, acz troche bezowocnym przekopywaniu sieci. Tylko jakieś dziesięć razy traciła skupienie na oglądanie śmiesznych kotów, by ze zdziwieniem odkryć, że jest 6 rano, a za dwie musi wybyć i tak gdzieś cały nocny spoczynek szlag trafił. Pięć godzin wystarczało jej w pełni, osobną kwestią było ustalenie, kiedy postanowi je odespać. Kiedy przypadkiem zbiegało się to z pełnią w szpitalu posługą, trzeba było sobie radzić. Taki naprzykład zabiegowi miał całkiem wygodną kozetkę, przyciemniane szyby i parawan, za którym mogła się schować i przekimać. Problem był taki, że po tylu miesiącach współpracy pięlęgniarki doskonale wiedziały, gdzie zbłąkanej duszy szukać i bez słowa tylko wręczały jej karty, nawet nie siląc się na prośby i przekonywanie. Złorzecząc całemu światu (tak jeszcze z godzinę by pospała...) zarzuciła na ubiór kitel i skierowała się w stronę trzeciego piętra. A tam już się ktoś czaił pod drzwiami gabinetu. Zerknęła na osobnika i na trzymaną w dłoni kartę ze zdjęciem. Bingo. Przynajmniej się nie spóźnił. -Assalamo aleikum, jak mawiają nasi dalekowschodni bracia w niedoli. – Gruchnęła tuż za mężczyżną, zwracając tym samym uwagę, że właścicielka gabinetu stoi za nim, bo kiedy otwierał drzwi, była na ostatniej prostej, tuż przed wejściem w zakręt. Po takim czasie w obozie szło się już przyzwyczaić, że każdy mniej lub bardziej chętnie wywierał efekt na otoczenie. Mogła tylko dziękować losowi, że trafiła na rodzica, który w genach podarował jej coś użytecznego. Tym sposobem kiedy inni marzli, ona zakładała dopiero kurtkę. Kiedy otoczenie rozpływało się w trakcie upału stulecia, ona ubierała kapelusz i wyciągała wachlarz, żeby odgonić od siebie swąd spoconych ciał. To było przydatne. Biorąc pod uwagę, spod jakiego wezwania się Frejr urwał, mogła na przykład samą swoją obecnością wywoływać w ludziach poczucie, że trzeba się mnożyć, tu i teraz. Chyba nie chciała rozważać potencjalnej nazwy takiej aury ale była na sto procent pewna, ze ktoś rykoszetem i tak oberwał. Skądś się wszystkie te gaje ku czci płodów rolnych brały. Inną sprawą było samo wrażenie, takie jak teraz, jakby ktoś jej mokrą ścierą przejechał po karku, jednak zamiast się zaniepokoić, zjeżyła się. Pięknie, przewróciła oczami. Wyminęła mężczyznę i klapnęła na siedzeniu, ruchem głowy wskazując krzesło po drugiej stronie biurka. Jednocześnie rozłożyła przed sobą kartę. Heron Varr, lat 30, bla bla bla, zgłoszony kilka tygodni wcześniej z ciężkim objawem hipotermii. A to ci nowinka. Pomylił kierunkowy i zjechał do Jotunheimu układać lodowe babki z olbrzymami? Może i by się roześmiała na taką wizję, ale trochę nie wypadało. Spojrzała w kartę na opis obrażeń, na drugą jej stronę z opisem leczenia i wreszcie na pacjenta. Jakby się tak zastanowić, to chyba robiła jakąś maść, która miała przyspieszyć odbudowę skóry po odmrożeniu. Zerknęła znowu. O, jej pismo, potwierdzenie wydania. Potarła czoło, rozmasowując tworzącą się tam zmarszczkę, wynik wiecznego mrużenia oczu albo krzywienia się na cały świat. -Proszę przejść za parawan i ściągnąć koszulkę. To standardowe, nieinwazyjne badanie, musimy się upewnić, że wszystkie uszkodzenia się zregenerowały. Nie tylko na oko. – Większość (pół)ludzi w obozie miała jakąś dziwną tendencje do wysuwania podejrzenia, że jak nic nie widać i ich nie boli, to znaczy, że już jest okej. Lekarze zazwyczaj kręcili w tym momencie głowami z żalu nad własnym losem. Fakt, dzieci bóstw leczyły się szybciej i sprawniej. Ale żadne zdarzenie, rana, blizna, trucizna czy złamanie nie odchodziło w siną dal niepamięci, a wywierało wpływ na organizm. Zdecydowana większość obozu miała awersje do lekarzy, sądząc, że jak ktoś ich leczącą kończyną posmyra po odwłoku, to wszystko zniknie jak ręką odjął. Arzu dla przykładu w asortymencie zdolności leczącej magii nie miała. Zwykle, kiedy kończyły z kuzynką nastawiać, odtruwać, oczyszczać i szyć, wzywały jakiś asystentów, żeby oni się tym babrali. W końcu heros nie mógłby posiedzieć na tyłku dwa tygodnie. Nie, trzeba następnego dnia iść robić dokładnie to samo, co do szpitala ich zaprowadziło. Sięgnęła po nitrylowe rękawiczki. Trzeba pacjenta zbadać.
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 16 Mar 2019, 21:46
Czy zamieniłbym się na moc pasywną z kobietą która wyrosła nagle za mną? Gdybym wiedział jak może oddziaływać na środowisko to na pewno wolałbym pozostać przy swojej emo mocy unieszczęśliwiania wszystkich wokół - czasami się to w walce przydawało. Zwątpienie w swoje umiejętności potrafi zdziałać cuda a na samotnych misjach jak najbardziej coś takiego jest potrzebne, gorzej gdy chce się odnaleźć bratnią duszę. Ile razy sięgnę pamięcią w co gorsze momenty na grupowych zadaniach tak co drugi czy tam druga nagle wpada w swoje objęcia, miłość, kwiatki, bratki i stokrotki. A ja? A ja dostawałem machnięcie dłonią żebym się trochę odsunął albo wysyłali mnie w inne miejsce bylebym za blisko nie stał. Nikt sam z siebie nie chce czuć się nieszczęśliwy, nieudolny i niezdolny do czegokolwiek. Pewnie nie raz i nie dwa doktor składała kogoś do kupy przez moją osobę ale to temat na inny dzień. Skupmy się na tym, że niepotrzebnie sadzałem dupę na krześle. Co do samej karty i wpisów - rana po pocisku na ramieniu, lekkie muśnięcie drugim gdzieś tam w okolicach obojczyka czy coś no i odmrożenia. Nic więcej nie było, świeżego - trzeba zaznaczyć. Biorąc pod uwagę mój wiek i ilość czasu w obozie, cała karta medyczna jest dość sporawa a i tak połowy brakuje bo co sam mogłem zaszyć - zaszywałem. Nieudolnie bo nieudolnie ale z daleka od innych, a to liczyło się najbardziej. Tak w ogóle, przecież nie warto zajmować głowę lekarzowi z jakąś drobną raną ciętą czy czymś.-Mogłabyś mi uwierzyć na słowo. Mruknąłem zza parawanu, wychodząc po chwili bez koszulki z niewzruszoną miną. Jak wyglądałem? Dobrze zarysowane mięśnie, nie za dużo i nie za mało... no i blizny, całkiem sporo, jakieś po poparzeniu nawet się znajdą. Ogółem dość typowo dla kogoś ze stażem w obozie.-Dostanę zgodę na misję? Czekałem na opinię lekarza i potwierdzenie, że wszystko jest okej żeby wreszcie się stąd zabrać.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 16 Mar 2019, 23:10
Zamienić się? Nigdy tego nie rozważała. Spędziła lata szlifując swoje umiejętności, z krwotokami z nosa i ciężką migreną, kiedy próba wyhodowania kwiatka z ziarenka skręciła w bardzo złym kierunku. Albo trzymana na głową kula wody nagle spadła na nią z siłą zrzuconego z piętra worka cegieł. Za to kiedyś zastanawiała się, czy znalazł się już jakiś odważny, który się swoich mocy zrzekł. Nie słyszała o nikim takim, bo było to swoiste tabu. Po pierwsze, taka osoba zaliczyłaby szybką wyprowadzkę z terenów objętych patronatem obozowych opiekunów. Po drugie, prawdopodobnie skoro się ich zrzekła, to już dawno sama wzięła nogi za pas i toczyła swoje nudne, ludzkie życie, każdego dnia całując ziemię. Po trzecie, prawdopodobnie ktoś taki musiałby się salwować ucieczką tak czy inaczej, przed hordą rozzłoszczonych i nabuzowanych herosów, którzy obnoszą się ze swoim dziedzictwem jakby co najmniej w darze dostali wyjątkowo okazałe cojones. Ciekawość była wpisana w jej naturę, więc podchodziła do tematu czysto akademicko. Jakie zmiany zachodziły w organizmie? Czy tracił tylko moce, czy cała fizjonomia się zmieniała? Czy dało się ten proces odwrócić? Ileż antycznych dramatów by się wzięło i zesrało, gdyby była taka możliwość. Piszesz sobie o herosie a tu dupa, typ w połowie pisania eposu pochwalnego zabiera swoje kredki i wraca do orania pora, jak feudalny pan przykazał. U nordyckich bóstwo sprawa była chyba podwójnie ambicjonalna, bo każde marzyło, bo zająć miejsce w Valhalii i chlać na umór po wsze czasy. Czy Olimp dużo się w tym względzie różnił? Chyba nie. Za to zapewne każdy bóg, z jej ojcem włącznie, wywinąłby się od udzielenia bezpośredniej odpowiedzi. Jakiekolwiek odpowiedzi, prawdopodobnie. Równie prawdopodobne jest, że zostałaby podkablowana i oskarżona o działalność wywrotową na szkodę tej republiki bananowej. Tylu ich się już ujawniło, że jeden mniej by różnicy nie zrobił. - Mogłabym też na słowo uwierzyć, że gluten kiedyś wszystkich nas zabije, ale i tak wolę sprawdzić empirycznie. - Fuknęła, podnosząc się z krzesła.- Powiedz, jeżeli gdzieś poczujesz ból. -Poinstruowała, naciskając kolejne fragmenty skóry na prawej ręce, wszędzie tam, gdzie jeszcze kilka tygodni wcześniej było wyraźne znamię odmrożenia. Miała przy tym niewzruszoną minę. Może w niektórych okolicznościach obmacywanie muskulatury byłoby zachętą do czegoś więcej, ale to był gabinet, on był pacjentem a ona czuła nikotynowe ssanie w dołku, które obniżało nastrój. Nagle się zreflektowała. - Mówię poważnie. Wszyscy zachowujecie się, jakby w szpitalu trzymali was za karę. Jeżeli chodzi o moje prywatne odczucia, to możecie nawet latać z kończynami przyklejonymi na słowo honoru albo ślinę. Ale profesjonalizm wymaga, żeby was poskładać i umożliwić jeszcze efektywniejsze okładanie hydry pałką. Czy co tam robisz w wolnym czasie. – Posłała mu karcące spojrzenie. Jej palce rozpoczęły powolną wędrówkę w górę ręki, aż do barku. Raz czy drugi się wyraźnie skrzywiła, jednakże wynikało to ze stanu blizn, które łapała kątem oka. Zszywaczem to łączył? - Odczuwałeś w przeciągu ostatnich tygodni mrowienie w tych miejscach? Ból? Uczucie swędzenia które nie przechodziło po podrapaniu? – Wbiła palce mocniej, zastanawiając się, czy wyczuty pod palcami zrost to coś więcej. Kilka sekund takiego intensywnego uciskania tkanki i upewniła się w przekonaniu, że pod spodem nie zbiera się płyn. Huh.
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 10:19
Coś o czym nigdy nie pomyślałem i dobrze, że doktor nie powiedziała tego na głos bo zacząłbym się zastanawiać. Oddanie mocy byłoby pozbyciem się wszystkich problemów jakie mnie otaczają - czyli samotności. Nie, to nie tak że chce dzieci, po prostu brakuje mi dość często kogoś z kim można porozmawiać normalnie. Dlaczego normalnie? Bo zwykle zaczyna się normalnie a później każdego dopada dół w mojej obecności. Aż się zacząłem dziwić, że jeszcze Arzu nie popatrzyła na mnie krzywo i nie odsunęła się na kilka kroków. A ja nie odzywałem gdy dotykała, jedynie zacząłem się rumienić tak jakoś bezwiednie.-Preferuje czytanie w wolnym czasie, ewentualnie muzykę i spacer.... Daleko od tego miejsca. Mruknąłem odwracając spojrzenie z dość kwaśną miną. Nie, nie bolało ale nie podobało mi się to, że się rumienie co po chwili do mnie dotarło. Wystarczyło zobaczyć swoje odbicie w metalowym kawałku parawanu, zwykła rurka a tak wkurza. Zrobiło się przez to jeszcze chłodniej, teraz to chciałem żeby się odsunęła.-Nie, nic nie czułem. Burknięcie. Peszyła mnie swoją obecnością jeszcze bardziej z każdą chwilą i uciskiem.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 14:17
Nikt nie pomyśli, dopóki los nie skopie go po nerkach i jeszcze poprawi ostatnim, złotym strzałem w żebra podkutym butem. Długie godziny spędzone na leżeniu w łóżku, gapieniu się w sufit i odpalaniu jednego papierosa od drugiego skłaniały do głębokich, egzystencjalnych refleksji nad kierunkiem, jaki można obrać w życiu. A ponieważ nie należała do osób nadmiernie miękkich, wpadających w zadumę a już tym bardziej dołek, najpierw zaczynała się z siebie śmiać a potem szła wyżyć się na w jakiś bardziej efektywny sposób. Także destrukcyjny, bo nic tak nie poprawia krążenia krwi, jak mordobicie. Tak już po prostu miała. Mogła myśleć nad czymś długo, ale przejąć się tym bardziej? Szkoda czasu i energii. Wszystko chyba zależało od predyspozycji człowieka. Czuła, że coś jest nie tak i musiało to być jakoś powiązane z jego osobą, ale jeszcze nie potrafiła tego nazwać. Efektem czego uruchamiał się jej mechanizm obronny – irytacja. Jedni dół przeżywają, zamykając się w sobie, w domu, wyrzucając te emocje płaczem albo kumulując je, do momentu dużo gorszego wybuchu. Uciekają od negatywnych doświadczeń, do koszyczka nieszczęść dokładając syndrom kukułczego jajka na który, tytułem dygresji, chorowała chyba większa część obozu. Arzu do tej grupy nie należała. Wielokrotnie słyszała od swojej matki i nauczycieli, że jest jak rozpędzony pociąg – i przebiłaby głową mur, gdyby tylko usłyszała od nich, że nie może tego zrobić. W związku z czym, pojawienie się nowego odczucia zaalarmowało ją. Miała taki brzydki zwyczaj, że na lęk i wszystkie pokrewne mu uczucia reagowała agresją. Stąd może wcześniej wbiła palce trochę mocniej, niż było to konieczne, żeby po chwili się zreflektować, że to tylko zrost, naprawdę, nic więcej. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Przy okazji nie uszły jej uwagi dwie rzeczy. Po pierwsze, lekki rumieniec. Uniosła brew, ale i tak stali pod takim kątem, że nie bardzo miał to jak zobaczyć. Nic nie powiedziała, bo przecież nic takiego się nie stało. Różnie ludzie reagują na badanie. Jedni wstydem, inny zaczynają nadmiernie gadać, czasem ktoś pyta, czy też może ją zbadać, żeby było uczciwie. Specjaliści ginekologii się, urwał mać, znaleźli. Druga sprawa była taka, że odpowiadał dość lakonicznie, a ona tu z sercem, zaangażowaniem, troska... Wydęła usta w lekko oburzonym geście. Mogłaby go męczyć. Ponawiać te same pytania, aż uzyskałaby zadowalające odpowiedzi i wszystkie skrzętnie notować. No właśnie, mogłaby... Zrezygnowała. Hm. Dziwne. Trzeba było kończyć te tortury, zanim jej pacjent oknem wyjdzie. A biorąc pod uwagę jak wąskie były okna w tych gabinetach, to byłoby całkiem niezłe widowisko. - Zdrowo. – Pochwaliła za to, chociaż nie czuła się wybitnie przekonana. Odsunęła się i ściągnęła rękawiczki, wrzucając je do kosza. - Możesz się ubrać. Zrobię jeszcze wpisy do karty i dostaniesz przepustkę na ubijanie potworów. – Talon na kurwe i balon, chciałoby się rzecz, tak jak zawsze dogadywali sobie w czasie studiów ze znajomymi, ale nie wypadało. Co ona mogła o nim wiedzieć? Jeszcze by się obraził. Usiadła z powrotem za biurkiem i zaczęła klepać w komputer swoje spostrzeżenia. Znak czasów. Zamiast skazywać ludzi na odczytywanie paskudnego pisma, wszystkie informacje zbierano w cyfrowej bibliotece pod znakiem jakiejś zgrabnej, czytelnej czcionki. No, fonta. Drukarka o dziwo za pierwszym razem zaskoczyła i wypluła z siebie druk, który kobieta podbiła i podpisała, jednak nie podała go od razu. Nie, ciągle leżał bezpiecznie po jej stronie biurka, zapobiegawczo pod jej dłonią, jakby co najmniej spodziewała się, że Heron papiór wyrwie i ucieknie. Z wrzaskiem albo drzwiami. - Od strony fizycznej nic ci nie dolega. – Stwierdziła wreszcie, obdarzając go badawczym spojrzeniem złotych oczu. Takim, które nie skupia się na brwiach czy każdym innym punkcie, tylko prosto w oczy rozmówcy.- Ale to było ciężkie doświadczenie, więc muszę zapytać: czy jest coś, o czymś chciałbyś porozmawiać? Związane z tym wypadkiem, bądź nie. Jako lekarz jestem zobowiązana do zachowania tajemnicy lekarskiej. Nic, co powiesz, nie wyjdzie poza ten gabinet. – Jak to szło, otwarta postawa ciała? Ramiona rozluźnione, dłonie widoczne.
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 14:38
Czekałem na to, na powtarzające się pytania, wyuczone regułką lekarską która męczy i irytuje, sprawia że chce wyjść z gabinetu jeszcze szybciej niż kot który wpadł do wanny z wodą. Czekałem żeby się zabrać gdy zapyta po raz drugi o to samo. Nie zapytała, wydęła jedynie usta w niezadowolonej minię co nie było czymś łatwym do odczytania. Niezadowolona z tego co widzi, czy niezadowolona przez moją obecność? Przestałem się rumienić a zacząłem być zaciekawiony, stąd po ubraniu koszuli zamiast się zabrać - usiadłem po drugiej stronie biurka i patrzyłem w jej oczy. Stukot klawiszy rozległ się po gabinecie, przerwany moim krótkim westchnięciem i dźwiękiem pracującej drukarki. Nic się nie działo, nic nie powinno się stać a ona według wszelkich standardów i tego co do tej pory mnie spotkało, powinna dać mi wypis i odpocząć od mojej obecności, która wyciąga wszystkie obawy na światło dzienne. Sięgałem już nawet dłonią w stronę kartki gdy zniknęła ze środka biurka by znaleźć się bezpiecznie przy Pani Doktor. Kolejna porcja ciszy nastała po zadanym pytaniu, wmurowało mnie w podłogę.-Arzu... Prawda? Wypowiedziane po chwili z odpowiednim akcentem, wymową, z chłodem. W gabinecie zrobiło się jeszcze zimniej ale najwidoczniej żadne z nas tego nie będzie odczuwać.-Dlaczego myślisz, że podzielę się z Tobą swoimi wewnętrznymi przemyśleniami? Pytanie za pytanie, do tego dość długie zdanie jak na moją osobę. Nie za często prowadziłem konwersację, zwykle ich unikałem. Było w niej coś co sprawiało, że nie czułem się jakbym ją krzywdził swoją obecnością.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 15:43
Grunt, że tego nie wyartykułował, bo za "wyuczone formułki" prawdopodobnie szlag by ją trafił i krew zalała. Kiedy wchodziła w rolę lekarza, wydłużał jej się lont zapalny, ale jej cierpliwość ciągle miała swoje granice. Uważała swoją pracę za ważną i potrzebną i gotowa była walczyć z każdym mądralińskim, który za ciężkie katusze uznawał odrobinę koniecznej uwagi. Ale Heron najwyraźniej ten lot postanowił nie tylko odpalić, ale też zapobiegawczo oblać benzyną, coby szybciej poszło. Od niego mogło wiać chłodem, ale jej orientalna krew, a co za tym szło, ognisty temperament, podbijała temperaturę o kilka stopni. Wszyscy w jej otoczeniu powinni się cieszyć, że to nie ogień się jej słuchał. Ktoś musiałby non stop chodzić za kobietą z wiadrem z wodą, żeby gasić te nieustające pożary. O jej biedne włosy. Były pierwsze do skopcenia się. Za czasów nastoletnich krany namiętnie wybuchały w jej otoczeniu, nie wytrzymując nagłego ciśnienia wody, ale ten etap miała za sobą. -Heron. – Warknęła, jakby w ramach potwierdzenia, że tak, dobrze załapał jej imię, a i ona przyswoiła sobie jego. No i bombki się potłukły, mniej więcej tak jak jej otwarta postawa, bo w tej chwili przypomniała jakieś kotowate stworzenie, które tylko czeka, żeby zeżreć kanarka. Czyli w sumie... Standard. - Pierdoli mnie równo, z góry na dół i ruchem posuwistym, co myślisz o mnie poza tym gabinetem, o moich rodzicach, wstępnych, zstępnych, jaki masz stosunek do władz obozu, półbóstw, polityki Stanów Zjednoczonych względem imigrantów, czy jakości ciastek najbliższego kurwidołka zwanego kawiarnią. – Nie podnosiła głosu, nie akcentowała jakoś wybitnie słów. Gdyby nie treść, w zasadzie można by ją uznać za całkiem spokojną, prawda? Mówiła dokładnie tak, jak wcześniej, ale beczka kwasu już się wylała. Spust odpalony, proszę państwa, pociąg ruszył. Ujmująca jak zawsze, jakkolwiek ciągle daleko jej było do bycia wyprowadzoną z równowagi czy jakoś bardziej zezłoszczoną. Ona miała po prostu choleryczne usposobienie. I słowotok. Zawsze była gadatliwa. - I na tej same tobie również powinno walić, co myślę prywatnie. Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu, właśnie to robię. Tak długo jak łączy nas stosunek lekarz-pacjent, w tym gabinecie, na tym cholernym plastikowym krześle, twoje zdrowie fizyczne interesuje mnie w takim samym stopniu jak psychiczne, bo kogoś, cholera jasna, musi. Jakbyś nie zauważył, wszyscy tu jesteśmy pod specyficznym rodzajem presji, a większość przeżywa co poranek schemat porzucenia przez jednego albo obydwoje rodziców. Toteż ponawiam, kurwa ja cię proszę mać, pytanie. Czy jest, co leży ci na sercu i chciałbyś o tym tutaj porozmawiać? – Ostatnie zdanie było wypowiedziane niemal przyjaznym tonem. Drgnęła jej powieka a powietrze jakby uszło, kiedy wygodniej usadowiła sie w swoim fotelu, czekając, jak odbije piłeczkę jej rozmówca. Teraz to już definitywnie nie zamierzała odpuścić. Czasami rozmawianie z co trudniejszymi przypadkami naprawdę przypominało walenie głową w mur, a ona nie miała specjalizacji z psychiatrii. Ona sama, samiutka, przeciw bandzie emocjonalnych upośledzeń, uzbrojona jedynie w materiały piśmiennicze. Paradoksalnie, chociaż mogłoby się wydawać, że taki manifest zadziała zniechęcająco, zwykle spełniał swoją funkcję. Może dopiero jak zaczynała bluzgać docierało do nich, że nie jest wypraną z emocji służbistką? A może dopiero naciśnięcie tam gdzie boli przekonywało ich do porzucenia głupich wątpliwości czy innych zahamowań.
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 16:03
Słowotok, tak wiele słów na raz nie słyszałem od dawna i nieco mnie to zbiło z tropu bo nie dość że zachowała dość przyjazny ton wypowiedzi i poprawną artykulację, tak samo przesłanie i rodzaj słów był dość nie lekarski. Gdybym był starej daty to był do tego dodał "nie kobiecy", wszak przekleństwa z dawien nie przystały kobietom. Tak więc znów nastała cisza przerywana niczym, może jakimiś odgłosami z korytarza ale to tyle. -Nie musi. Nie jesteś psychiatrą, psychologiem, to nie Twoja specjalizacja. Dlaczego więc nie pierdoli Cię w pionie, poziomie i obojętnie jeszcze jakich ruchach to co myślę? Dlaczego jesteś pierwszym lekarzem od lat który zadał mi takie pytanie? To mnie nurtowało najbardziej i tej myśli nie zamierzałem ukrywać, tylko powoli dojść do sedna sprawy i zaspokoić moją wewnętrzną ciekawość. -Widzisz, nigdy nie uwierzę w to, że kogoś obchodzi co i jak się ze mną dzieje w tym miejscu. Wiesz dlaczego? Bo mój ojciec nie jest Bogiem Olimpu, nie jest Nordyckim wojownikiem pijącym w Valhalli. Prawda, jest jednym z wielkiej Trójcy ale jego miejsce jest w podziemiach Tartaru. Jest niepasującym do całej reszty Bogiem, który nie potrzebuje miłości ludzi do życia tylko strachu. Jest inny. Powiesz mi, że wszyscy są tutaj inni... Tak, prawda ale czy do tego stopnia. Oparłem się łokciami o biurko doktor, nachylając w jej stronę. Mogło się jej wydawać, że wszystko wokół mnie jest ciemniejsze, smutne, niknące w otchłani czeluści Hadesu.-Zamieńmy się, ja się zapytam jak się czujesz... Arzu. Chciałem wiedzieć czy zauważy ten wpływ, czy połączy jedno z drugim.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 19:50
Mowa była cudownym wynalazkiem, który hołubiła każdym oddechem i myślą dnia. Dzięki niej mogła wyrażać, jak bardzo nie podoba jej się zastany świat albo ludzie w nim przebywający. Niestety większość ludzi brała nogi za pas, kiedy wpadała w kolejny epizod wyprostowywania wszelkich niejasności tak językowych jak i sytuacyjnych. Zwykle wtedy burczała jeszcze chwile pod nosem i odpuszczała, bo mało kto wracał na rundę drugą. Ci, którzy potrafili wytrzymać z nią te werbalne przepychanki, zwykle wracali po więcej sami albo przynajmniej nie uciekali, kiedy ona ich dopadała, w geście zwanym spotkaniami towarzyskimi. Kwiecistość mowy była dodatkowym atutem, bo słowa nabierały niesmakowitego smaku i kształtu na języku, kiedy można je było potraktować solidną dawką pieprzu. Co nie znaczy, że zawsze i w każdej sytuacji rzucała mięsem na prawo i lewo. No dobra, czasami nie rzucała. W tym konkretnym przypadku agresywne zagranie przyniosło skutek, bo wreszcie się ta konserwa troche otwarta i wionęła aromatem duszy swej zatęchłej. Obrona dobrego imienia i samopoczucia? Póki rozmawiał i odpowiadał, była jakś szansa.Teraz trzeba było powoli robić wyłom, kawałek po kawałku, zanim on się zorientuje, że zwiększył limit słów wyrzucanych w jednym zdaniu i znowu się zamknie w swojej skorupie. - To tak jakby wyrzucać lekarzowi pierwszego kontaktu, że nie jest endokrynologiem, więc po co kieruje na badania krwi. – Zauważyła.- Pytam cie, bo mamy anno domini mocno dwutysięczne, kiedy medycyna wykazała wyraźny związek pomiędzy tym, co w głowie a co w ciele i tym prawom natury jeszcze się nie wymknęliśmy. A z twojej wypowiedzi wnioskuje, że widać ktoś w końcu musiał je zadać. – Wymykały się tylko przypadki wyjątkowo głupie. Głupim zagraniem w przypadku Herona byłoby teraz wstać i wyjść, gdyby połączył dwie kropki, zgodnie z którymi wcale nie musiał tutaj siedzieć, był wolnym człowiekiem i mógłby wypiąć się na świstek papieru, skoro tylko enter dzielił ich od oficjalnego zatwierdzenia stanu jego zdrowia jako zdatny do użytku. Nie pomyliła się tak bardzo zakładając, że wszyscy w około cierpieli na syndrom odrzucenia i inne traumy powodowane swoim boskim rodowodem. Nie musiała nawet zerkać w kartę, sam podał wszystkie informację potrzebne do stwierdzenia, kto przyłożył ręke do jego stworzenia. I może nawet mogła przyznać, tak cicho, przed samą sobą, że to obciążą psychikę mocniej, niż bycie dzieckiem bóstw sztuki czy innego kopania w polu, ale od wewnętrznego przyznania się do artykułowania swoich myśli na zewnąrz była jeszcze daleka droga. 10, 9, 8, 7, 6.... Odliczyła w głowie aż do zera, żeby odwlec w czasie kolejny wybuch i wzięła dwa głębokie wdechy. - Semantyka. – Stwierdziła wreszcie, robiąc po tym jednym krótkim słowie pauzę, żeby dokładnie przemyślał jego znaczenie. - Możemy prowadzić akademickie dysputy o tym, czym jest bóstwo, ale wedle ostatnich danych inne wierzenia, a w takie wpadają politeistyczny panteon grecki i nordycki, mieszą się zaledwie w 0,8% wszystkich wierzeń na świecie. A miej na uwadze, że ich nie dominują. Nawet nie wiem, czy możemy mówić o konkurencji z shinto, taoizmem, czy zaratusztrianizmem, a między nami mówiąc, wyznawczyni tego ostatniego nie zwątpiła nawet, kiedy poznała mojego ojca. Trochę kiepscy ci wyznawcy, prawda? W zasadzie to nasi rodzice powinni byli zgodnie z tym kryterium zdechnąć dawno temu, skoro nie kierowano do nich życiodajnej energii płynącej z zarzynanych zwierzątek i codziennych pretensji. – Taki tam prywatny akcencik w to wplotła. Podniosła ręke, zanim nawet pomyślałby o odpowiedzi.- W tym wypadku rozchodzi się o pytanie co było pierwsze, jajko czy kura. Nadnaturalne istnienia, co do którego bytu oraz efektu na otoczenie oboje się zgadzamy, które ludzie zaczęli czcić i zmiana frontu nie zrobiła im żadnej różnicy? Czy najpierw były ludzkie pragnienia, które ukształtowały ich całe wieki temu i okazali się na tyle silni, by przetrwać swoją monoteistyczną konkurencję? Jesteśmy dowodem ich istnienia, tylko tyle. Radziliby sobie równie dobrze bez swojego potomstwa, tak jak trwali całe stulecia. – Aż musiała przerwać, żeby znowu zaczerpnąć oddechu, ułożyć ciąg logiczny zdania i postawić ostatnią kropkę w całej wypowiedzi. - Odpowiedź brzmi, nie wiemy i prawdopodobnie przekracza to nasze zdolności pojmowania. Chodzi mi tylko o to, że nie zmienisz przeszłości. Swojego ojca. Ani sposobu, w jaki zapamiętała go historia. Możesz tylko zmienić swoje nastawienie względem tej sytuacji. – Normalnie powinna się nagrywać, kiedy wygłasza takie motywujące mowy. - Widzę, że coś robisz, tylko nie umiem jeszcze stwierdzić, czy intencjonalnie czy nie, ani już tym bardziej tego nazwać. Wkurwia mnie to tak czy inaczej, ale to już problem mój i mojego nastawienia, prawda?
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 17 Mar 2019, 20:05
Bardzo uważnie słuchałem tego monologu, bo inaczej nie da się nazwać takiego ciągu zdań nieprzerwanego przez drugą osobę. Prawda, jest to odpowiedź na moje stwierdzenia do tego ubrana w bardzo ładne słowa, dużą wiedzę i dziwny dystans do tego wszystkiego co jest tutaj, w obozie. Do tego wszystkiego wiedziałem, że mną manipuluje ale to było silniejsze ode mnie, wyrzucić coś z siebie, wejść w dyskusję z osobą która nie obawia się mojej obecności i po dłuższym czasie nie reaguje atakiem płaczu, agresji, histerii czy czegokolwiek innego. Tak, to było dobre uczucie, móc rozmawiać z tą świadomością że nic się nie dzieje - w praktyce wiedziałem, że na pewno coś musi odczuwać. Nie była robotem ani popsutym socjopatą bez pełnej palety emocji. Do tego weszliśmy w całkiem ciekawe tematy. -Mogą się mieścić w jeszcze mniejszym procencie ale prawda jest taka, że są bóstwami a ilość ludzi na ziemi przekracza obecnie wszelkie standardy. Ten nie cały procent w zupełności wystarczy bo jest to ilość i tak większa od tego co było za czasów ich świetności. Po za tym wiele z nich ma swoje odpowiedniki w innych religiach, różnica to zmiana imienia... A tak, modlą się do tego samego Boga. Mówiłem chłodno, nie zmieniłem ani na sekundę tonu głosu, nie czułem wewnętrznego zadowolenia na takim poziomie żeby to dać po sobie poznać. Ewentualnie jeszcze do mnie to nie dotarło, że miło się rozmawia z drugą osobą.-Moje nastawienie jest całkiem dobrej jakości jeśli chodzi o całą tę sytuację, bajzel na kółkach zwany obozem. Mój ojciec chciał żebym się tu znalazł i jestem, wypełniam misję i to cała rola mojej egzystencji, jeśli będzie chciał od niej coś więcej to pewnie uczynię wedle jego woli. Widzisz, Hades jest jedyną istotą mogącą... Nie, są najpewniej tylko dwie osoby niereagujące na mnie jak na wroga. Black. Na samą myśl moja mina lekko się skrzywiła, na sekundę, może dwie.-To co Cię tak wkurwia to dar od mojego ojca którego nie idzie kontrolować. Piękny, prawda? Zapytałem już dość kpiąco, jednak wewnętrznie byłem pod wrażeniem jej podejścia do mojej osoby.
Uwielbiała wygłaszać monologii, może nawet nie w tyle w przekonaniu o słuszności wypowiadanych przez siebie poglądów, co dla brzmienia własnego głosu. Nie, wróć. Uważała, że skoro ma coś istotnego do powiedzenia, to powie to tak czy inaczej, a co druga strona z tym fantem zrobi, to już nie był jej problem. Nawet jeżeli po wszystkim kiełkowało małe ziarenko samozadowolenia. Manipulacją byłoby zmuszenie go do powiedzenia słowa 'bańka', choćby zupełnie nie wynikało ono z treści rozmowy. Skoro sam tak chętnie odpowiadał, średnio jednym słowem na jej trzy, co i tak dawało niezły wynik, to widać coś mu na wątrobie leżało i chciał się tego pozbyć. Jakby się tak zastanowić, gorzej dla niej. To miał być szybki wpis informacyjny do karty, ogłaszający światu, że facet raczej nie ma zapędów samobójczych i raczej już nie da się potraktować lodem w tak bliskiej styczności z ciałem. A przynajmniej, nie intencjonalnie. - Inne dane mówią, że w samej Danii nordyckich bogów wyznaje od 500 do 1000 osób. I raczej robią to ironicznie, bo im chrześcijaństwo nie odpowiada. – Wzruszyła ramionami.- Znowu rozbijamy się o semantykę. Czy odpowiednik to ciągle to samo? Czy taka modlitwa może dotrzeć do kogoś, o zupełnie innym imieniu i znaczeniu dla tej osoby – Żonglowała kontrargumentami, nie dając się zbić z tropu. Mógł sobie być lodowym soplem, już został wciągnięty w wir dyskusji. - Twoje nastawienie jest prawdopodobnie takie, jak wszystkich innych smutnych misiów tutaj. – Postukała pomalowanym na fioletowo pazurem w kartę pacjenta, po czym odkaszlnęła.- Nie ma dnia żeby ktoś nie stękał, jaka to go ciężka w życiu kara spotkała, że jest dzieckiem tego, a nie innego bóstwa. Jak to mu ciężko w życiu, bo czasem coś podpali, innym razem wysadzi, prawdopodobnie nie umrze od zbyt wysokiego cholesterolu i wreszcie nie doświadczy powrotu do standardów wyznaczonych przed dziesiątym rokiem życia. Wszyscy śnią o normalności. – W jej ton wdarła się nuta kpiny, choć nie wymierzona bezpośrednio w rozmówcę. Wkurzali ją. Swoim stękaniem i jojczeniem. Pielęgnowanym w grupie przekonaniem, że spotkała ich jakaś ogromna krzywda. Obóz przecież w założeniu miał ich chronić, zwłaszcza przed losem ich poprzedników, sprzed, na przykład, wieku czy dwóch. O ile nie wykańczały co słabszych sztuk choroby wieku niemowlęcego, to nie znało się dnia ani godziny żeby kogoś coś nie zeżarło ciemną nocną, jeszcze przed ukończeniem 10 lat.- Ty decydujesz, czy jesteś ojcu cokolwiek dłużny. – Zauważyła, ale myśli nie kontynuowała. Jeszcze pomyśli, że wzywa go do dezercji. Faktem było, że często byli wykorzystywani jako pionki w grze, której zasad ani nie pojmowali ani nawet nie mieli poznać. Doraźnie radzili sobie z zagrożeniami, ale to podobno przekraczało ich ograniczone umysły. Wspaniała technika manipulacyjna, nie ma co. Powinna sama z niej korzystać. - Irytuje mnie fakt, że coś na mnie próbuje oddziaływać wbrew mojej woli. – Odgryzła się niemal natychmiast, jakby nie chcąc przyznać, że w tym tylko względzie ją uprzedził. Jeszcze za bardzo nie miała świadomości, na czym dokładnie to polega, więc musiała trzymać się na baczność. Nie planowała pozwalać przypadkowej osobie bawić się swoim umysłem. - Nie mam pojęcia, jak traktują cię inni tutaj, ale brzmi to bardziej tak, jakby sam dar był problemem, a nie ty. – Zauważyła dość spokojnie. - I możesz się kłócić, że jest integralną częścią twojej osoby, ale nie oznacza, że definiuje cię jako człowieka.
Dałem się wciągnąć w rozmowę, pociągnięty za język grałem jak mi podrygowała i w ogóle mi się to nie podobało. Nie lubiłem mówić, nie chciałem... Więc dlaczego? Dlaczego tak bardzo coś we mnie krzyczało, darło się żeby coś z siebie wyrzucić a ja przestawałem rozumieć co i po jakie licho. Niewzruszenie powoli znikało z mojej twarzy, każde jej słowo, logiczny argument sprawiał że coraz bardziej chciałem dyskutować, nawet krzyczeć. To najpewniej pierwszy raz w moim życiu gdy chcę wstać, walnąć dłońmi o stół i powiedzieć, że nie ma racji - chociaż argumenty na to nie wskazują. Porównanie mnie do innych też nie wpłynęło za dobrze na atmosferę i podświadomie wpływałem na swoje moce. Arzu czuła coraz większy wpływ, przynajmniej w teorii powinna. -Przestań, nie każdy jest nieszczęśliwy z powodu zamknięcia. Większość odnajduje tu wszystko czego im potrzeba... Siebie, bliskich, tworzą rodziny i nie... Odwróciłem na chwilę spojrzenie.-Nie jestem mu nic dłużny ale też go nie odrzucam, jest moim ojcem. Nie mów, że mnie nie definiuje, większość osób patrzy przez pryzmat emocji, tego co czują a w moim otoczeniu nikt nie czuje się dobrze. Oparłem się o krzesło z dość skrzywioną miną a z kolejnymi słowami machnąłem dłonią w stronę kobiety, jakbym w powietrzu zaznaczył ją całą.-Ty jesteś jakimś dziwnym wyjątkiem który jeszcze nie zechciał się odsunąć, skrzywić czy też burknąć żebym wypierdalał, że się tak wyrażę. To irytujące bo nie wiem dlaczego tak jest. Ewentualnie irytowało mnie to, że aż tyle mówię i sam siebie nie poznaję.
Nie on pierwszy, nie ostatni. Ludzie generalnie odczuwali potrzebę bronienia swoich poglądów, kiedy wpadali pod pociąg zwany Arzu i jej niewyparzony język, bo dla samej tylko przekory potrafiła skrytykować rzeczy z którymi się zgadzała. Ot tak. Wystarczy komuś obrazić ulubiony zespół, kolor, matkę albo pogląd, a już wpadali w tryb tłumaczenia każdego zdania i przecinka, zdradzając przy okazji tysięcy historii pobocznych, które dopowiadały więcej, niż dana osoba pierwotnie chciała powiedzieć. Wszystkie te małe szczegóły, które zaczynały tworzyć jakiś obraz człowieka. Doszła też do wniosku, że nie będzie pisać z tego żadnego raportu. A niech się obozowy psycholog wykaże, jeżeli zechce coś z Herona wyciągnąć, ona się swoimi sukcesami nie będzie dzielić, a co. -Pewnie, bo są nieszczęśliwi z innych powodów. Nie jesteśmy tutaj zamknięci. – Wytknęła słaby punkt, a raczej małe nieporozumienie, jakie między nimi zaszło. Najlepszym dowodem tej swobody był fakt, że mogła udać się na studia. Mogła robić wiele rzeczy. Obóz był po prostu bezpiecznym przyczółkiem, bo każde oddalenie się poza jego tereny wiązało się z ciągłym oglądaniem się za siebie, czy przypadkiem jakiś piekielny ogar albo inna zmora nie podjęła tropu zbłąkanego herosa. A że niektórzy tak lubili ciągle czuć oddech na karku, to robili to relatywnie często. Jakby chciała być bardzo dramatyczna to powiedziałaby, że więzienie, a zwłaszcza takie od przekonań, zaczyna się w głowie. Dotknęła palcem skroni, wysyłając kolejną wiadomość: stary, człowiek ma przede wszystkim nasrane w głowie. - Co żyje, musi umrzeć. Co umiera, ulega rozkładowi i staje się pożywką dla nowego życia. I tak w kółko, nazywamy to wielkim kręgiem życia, śpiewali o tym w kilku piosenkach. – Sarkazm był całkowicie intencjonalny. Ten pan był, delikatnie mówiąc, zbyt ponury jak na jej standardy. Jakoś nikt nigdy nie wyrwał jej na wewnętrzny mrok, a przynajmniej sobie nie przypominała. Może po prostu czuła się głęboko oburzona, że musi powtarzać formułkę, której kiedyś nauczył ją Frejr. Tuż obok pogadanki o pszczółkach i kwiatkach. Nie mógłby się ograniczyć do prostych tłumaczeń, nie, on musiał zrobić cały wykład na temat cyklu życia, śmierci, zwyczajów godów pingwinów a na dokładkę jeszcze wyjaśnić budowę 20 gatunków kwiatów i sposobów ich zapylania. Tendencję do przesady miała wyraźnie po nim.- Mój ojciec jest bóstwem opiekuńczym plonów, urodzaju i patronem wszystkiego takiego... – Machnęła dłonią, wyraźnie dając do zrozumienia, że szkoda strzępić języka. Do końca sama nie była pewna co się w zasadzie dzieje. Prawda była taka, że jakaś część niej miała ochotę kazać sobie iść. Żeby dał jej święty spokój, zabrał papier i spadał. Narastało może nie od początku jej rozmowy, ale pewnego jej momentu. Tyle że przekorne było z niej stworzonko, taki trochę chomik ze strzykawką kofeiny w tyłku, który zamiast biegać w środku kołowrotka, biegł po zewnętrznej jego części. Zacisnęła usta, mając na końcu języka, że niewiele potrzebowała, by za bardziej błahe powody kazać ludziom wypierdalać. Nie planowała też przypominać, że spełnia przede wszystkim lekarski obowiązek i widać bardzo mu było potrzebne z kimś pogadać.
Chciałem to zabić, musiałem to zabić, w sobie - te uczucie, coś co sprawiało że chciałem postawić na swoim za wszelką cenę ale było to cholernie trudne. Wróciłem na swoje miejsce i przez chwilę z opuszczoną głową słuchałem jej odpowiedzi. Opanowanie, chłód, tylko tak moje moce nie wpływały nadto na drugą osobę. Gdy wróciłem spojrzeniem do Arzu było ono znów chłodne, przenikliwe i spokojne, nie zamierzałem się pieklić o swoje zdanie. Na pewno nie zamierzałem już mówić nic więcej o sobie i tak za dużo słów padło już moich ust a ona wiedziała jak prowokować. W pewnym sensie było to nawet pociągające. -To co może dopaść półbogów za obozem sprawia, że praktycznie jesteśmy. Nawet ja muszę zgłaszać swoje wyjścia jeśli chcę to zrobić legalnie. Patrzyłem jej w oczy i wygaszałem swoją aurę, próbując kontrolować emocje buzujące w mojej głowię by nie wpływały na nią. -Z resztą... Uśmiechnąłem się lekko.-Mój jak już mówiłem jest bogiem podziemi i trzyma to wszystko w kupie bardzo surową ręką. Przydałoby się piwo i papieros, zdecydowanie tak dla odświeżenia.-Jesteś bardzo intrygująca Arzu i wiesz jak wyciągnąć komuś język z ust. Zaprosiłbym Cię na drinka ale boję się, że szczęka od gadania mnie rozboli. Stwierdziłem to w dość oczywisty i jednoznaczny sposób, ale wiadome jest że mogła to odebrać dwojako.
Arzu Anvari
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Sob 23 Mar 2019, 18:27
Jako, że los poskąpił jej nadnaturalnych zdolności zaglądania innym w duszę, a koło psychiatrii stała tylko w czasie studiów, nie była świadoma konfliktów, jakie właśnie zachodziły we wnętrzu rozmówcy. Patrzenie w twarz niewiele dawało, bo unikał jej wzroku a i mimikę miał, lekko mówiąc, twardo ciosaną. Czy by się przejęła jakoś mocniej wiedząc o nich? Odpowiedź brzmi: prawdopodobnie nie. Ze swoimi zapędami raczej próbowałaby oderwać plaster i nacisnąć tam, gdzie boli najbardziej, jako orędowniczka twierdzenia, że ranie zawsze dobrze robi odrobina tlenu. - No to jesteśmy zamknięci czy nie? – Zapytała niemal z humorem. Drążenie tematu do upadłego było jakąś formą rozrywki, zwłaszcza takiego, który był dosyć skomplikowany. Nikt nie chciał zostać przekąską, kolacją-niespodzianką ani ozdobić swoimi flakami najbliższego parku, kiedy wściekła bestia przeciągnie jego ścierwo do swojego legowiska. Były i takie przypadki, które oddalały się kiedy chciały, na własną odpowiedzialność, ale większość zgłaszała wyjście w celach czysto rozrywkowych chociażby swoim znajomym. Poza tym czuła, że chyba docierali do muru.- Ostatnio jak sprawdzałam, to 'nawet' kapitanowie drużyn muszą zgłaszać wyjścia, żeby wiedzieć skąd potem kości pozbierać. – Chociaż miała zastrzeżenia co do jego funkcjonowania, system istniał po to, żeby chronić ludzi. Zarówno tych, których chromosom został wzbogacony jak i tych przeciętnych. Zwłaszcza młodsi stażem porywali się na zadania, demolując swoimi zdolnościami budynki, infrastrukturę i narażając wszystkich na niebezpieczeństwo. Starsi mieli nieco więcej wyczucia ale i wprawy w skutecznym szlachtowaniu wroga niczym dojrzałego tucznika. Klasnęła w dłonie, niezbyt głośno ale jednak nie dało się tego gestu przegapić. - Gratuluje, uśmiechnąłeś się! Mogę wpisać w kartę, że ludzkie odruchy masz w porządku, co pozwolą mi z czystym sumieniem dać ci wypis a także mnie samej skonać tu i teraz z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku obywatelskiego. – Może nie był tego świadomy, ale z miejsca jakoś tak przyjaźniej wyglądał kiedy porzucił minę człowieka, który każdego dnia zaczyna od soku z cytryny albo czegoś równie mocno wykrzywiającego mordę. Powinna mu to wypisać na recepcie. Mniej lub bardziej świadomie też odpowiedziała na uśmiech. Komplement może nie robił większego znaczenia, ale czuła, że postawiła na swoim, a to zwykle wystarczyło, żeby poprawić jej humor. - "Wyciągnąć komuś język z ust"? Jestem niemal pewna, że potrafię zrobić to przynajmniej na trzy albo i cztery sposoby. – Zapobiegawczo nie rozwodziła się w tym temacie, bo przynajmniej dwa zakładały użycie siły, a więc mogły być potraktowane jako groźba, a trzeci mógłby zostać nieopatrznie odebrany jako próba flirtu w rytmach kategorii filmów, które ogląda się za pomocą sieci TOR. Profesjonalny lekarz prawdopodobnie wytknąłby mu, że nie wypada się tak poza gabinetem zaprzyjaźniać, ale była to o tyle specyficzna sytuacja, że wzruszyła jedynie ramionami. - Zwykle piję pod płaczącym mamutem. I myślę, że nie ma takiego bólu szczęki którego nie doleczyłaby solidna ilość tequilli. – Nie mówiąc o tym, że po przekroczeniu pewnego poziomu stężenia alkoholowego można jej było powiedzieć absolutnie wszystko i nie ryzykować, że oberwie się siarczystą litanią przekleństw. - Zadam idiotyczne pytanie. – Zasygnalizowała, unosząc rękę. - Próbowałeś rozmawiać o swojej, hm, zdolności ze świrami od zaklinania? - Pewnie próbował, ale nie zaszkodziło zapytać. A przynajmniej nie wiedziała, czy grecy coś takiego praktykowali, chociaż co chwilę słyszało się o szczątkach też czy innej broni dotkniętej boskim błogosławieństwem. Wolała sobie nie wyobrażać okoliczności ani sposobów "napełniania broni boską mocą". Po prostu nie. Zaklinaczy było mało, bo w przeciwieństwie do swoich boskich rodziców mieli to skutecznie utrudnione. Zazwyczaj mieli szalone spojrzenie, trochę byli niedomyci, czasem przydałoby się ich zaszczepić na wściekliznę... Broń zaklinali już coraz rzadziej, ale wychodziły im talizmany ochronne. Takie z modlitwami i innymi pierdołami. Może potrafiliby zrobić coś, co tłumiłoby umiejętności Herona a tym samym chroniło resztę braci heroicznej. Problem z zaklinaczami był taki, że ciężko było tych cholerników znaleźć, zwykle siedzieli w swoich pieczarach i wznosili pieśni pochwalne nad runami i innymi kamykami.
Heron Varr
Re: Gabinet lek. Arzu Anvari, Chirurg ogólny, toksykolog. Nie 31 Mar 2019, 20:00
Coś czułem, że unikanie spojrzenia w jakiś sposób ratuje mnie od ponownego rozgadania się i stracenia tej kamiennej twarzy, prawie tak jakby zaglądała mi w duszę wypowiadając słowa. Może właśnie na psychiatrii powinna się znaleźć? Naturalny talent do otwierania zamkniętych skrzyń samą rozmową, to się ceni w takich miejscach. Ja chyba też bym docenił te zerwanie plastra bo jak widać sam wewnętrznie nie potrafię tego zrobić. Nie odpowiedziałem już na nic, urwałem konwersację myśleniem i skupiłem wzrok na Pani Doktor. Gdyby wiedziała jak wiele myśli przepływa mi teraz przez głowę gdzie zwykle zabijam je słuchawkami i muzyką... to by się chyba zdziwiła. Chociaż - nie, nie sądzę aby była typem osoby która się dziwi, przynajmniej nie pokazuje tego po sobie. Zegarek tykał a ja po prostu patrzyłem próbując ze dwa razy się odezwać co sugerowały drobne ruchy ust, za każdym razem niestety rezygnowałem. -Co powiesz na tequile pod płaczącym mamutem? Wreszcie wydobyłem z siebie jakieś słowa.-Nie rozmawiałem, chętnie bym to zrobił ale... Wolałbym wypić z Tobą tequilę. Patrzyłem na Arzu z równie kamienną twarzą co wcześniej, wewnętrznie jednak miałem trochę obaw.