Dawno, dawno temu w czasach tak odległych, że nie sięga tam pamięć większości ludzi, kiedy heros wracał z misji zleconej przez bóstwo, to był witany fanfarami, kwiatami i przysięgami wiecznej miłości, przyjaźni i lojalności z każdej strony. Na cześć bohatera organizowana była wielka uczta, na której jego sojusznicy mogli pić i jeść do woli, a ich talerze były na bieżąco napełniane przez skąpo odziane nimfy leśne krążące wśród długich stołów uginających się pod ciężarem różnorakich potraw. A po nocy pełnej hulanek i swawoli gwiazda wieczoru miała szansę spędzić w łóżku czas ze swoim kochankiem lub kochanką, w zależności od preferencji. Teraz wszystko było inaczej. Jak ktoś wracał z podróży, to na twarzach innych dzieciaków bogów można było dostrzec dwa rodzaje min. Tą pełną radości z tego, że ktoś przeżył, bądź drugą, ledwo skrywającą nienawiść i niedowierzanie, że znowu udało się komuś wrócić w jednym kawałku. Zwycięstwo nad siłami ciemności nie było już świętowane z taką pompą jak lata temu. Nie było ani uczty, ani wielkiego pomnika. Jak się miało szczęście to chociaż mogło się liczyć na towarzystwo kogoś bliskiego w chłodną noc. Lara nawet tego nie miała, więc musiała się zadowolić odnowioną niedawno subskrypcją na Netflixie. Kurła, kiedyś to było, pomyślała z przekąsem, sprawdzając godzinę na telefonie po raz dziesiąty w ciągu ostatnich pięciu minut. Siedziała tu od rana, wielkimi krokami zbliżało się już południe, a ona lekarza na oczy jeszcze nie widziała. Na początku próbowała się zapisać na wizytę kontrolną do kogoś z Drużyny Asklepiosa, jednak okazało się, że nawet Noemi nie jest w stanie jej teraz przyjąć, bo ma zbyt dużo pacjentów na dzisiaj. Niektórzy mogliby myśleć, że skoro w obozie mieszkali potomkowie samych bogów, którzy przecież nie byli dominującą częścią społeczeństwa to chociaż mogliby uniknąć kolejek we własnych placówkach medycznych. Huh, co toto nie. Kolejki były, są i zapewne już zawsze będą wszędzie. Wróćmy jednak do tematu. Po zrobieniu awantury w recepcji córka Aresa w końcu dostała skierowanie do lekarza. I to nie byle jakiego lekarza, a samej Alvy Nero, która należała do zacnego grona dzieci Frei. Nie znała jej jakoś wyjątkowo dobrze. Rozmawiały ze sobą parę razy i może nawet ćwiczyły kiedyś razem, ale co najważniejsze, Ruda wiedziała, że Alviszcze piastuje stanowisko kapitana drużyny Aegira, więc pewnie od czasu zmiany kapitana u Asklepiosów, widywała się z Corvusem na jakichś ważniejszych spotkaniach dowództwa. Może jak będzie miła to uda jej się wyciągnąć jakieś ploteczki? Była w sumie ciekawa, jak sobie radzi jej kandydat. – Ejejejejeej! Teraz moja kolej! – zaprotestowała nagle, gdy jasnowłosy facet wyszedł z gabinetu dr. Nero, a jakaś blondi już była w połowie drogi do drzwi. – Wracaj na swoje miejsce, skarbie. Lara wstała szybko z niezbyt wygodnego krzesła i ruszyła w stronę drzwi, zatrzymując się na chwilę przy lustrze, wiszącym w korytarzu, żeby się sobie przyjrzeć i odgarnąć kosmyk włosów z czoła. Na jej outfit of the day składały się tenisówki, czarne dżinsy i biały podkoszulek z jednorożcem, który niestety był zasłonięty przez czerwono-czarną koszulę z długim rękawem w szkocką kratę . – Dobry! – przywitała się z dosyć neutralnym uśmiechem na ustach Lara, wchodząc do gabinetu. – Lara Doherty z drużyny niebieskich. Ja na wizytę kontrolną czy coś w tym stylu. Po misji.
Alva Dahlberg
Re: Gabinet lek. Alvy Nero, spec. ortopeda, chirurg urazowy Nie 05 Maj 2019, 11:14
Pani Nero w teorii nawykła do tłumów, które niemal codziennie sterczały pod jej gabinetem, gdy akurat nie próbowała składać kolejnego delikwenta w jedną całość podczas wielogodzinnej operacji. W praktyce jednak niesamowicie wkurzał ją fakt, że nawet tutaj, w obozie, system opieki zdrowotnej nie działał tak, jak powinien. Niestety nie była zarządcą szpitala, zaś jej wielokrotne rozmowy z Asklepiosem kończyły się zwykle tym, że stary dziad kazał jej zluzować majtki i wziąć relanium. Nie robiła ani jednego, ani drugiego, a staremu wiele razy pokazywała środkowy palec i odchodziła przeklinając go we wszystkich językach, jakie tylko znała. Zaś co do samej drużyny Asklepiosa i tychże kapitana: z samym Corvusem nie zamieniła nazbyt wielu zdań. Raczej nie było ku temu większego powodu, przynajmniej póki co. Uważała go jednak za osobę odpowiedzialną i mającą dość spore szanse aby utrzymać się na stanowisku kapitana dłużej. Z całej bandy, która należała do niebieskich, młody Juarez wydawał się najbardziej odpowiednim kandydatem. Pomimo młodego wieku. Alva westchnęła, gdy kolejny pacjent opuścił jej gabinet i nim zdążyła się przeciągnąć, usłyszała następny głos dobiegający od strony drzwi. Założyła luźny kosmyk za ucho. Rudy kędzior wymsknął się z misternie splecionego warkocza, który spływał po lewym ramieniu półbogini i silnie kontrastował z ciemnogranatowym fartuchem. I choć dzisiaj występowała raczej w roli internisty, to tak czy siak przywdziała strój charakterystyczny dla chirurga. Nie przepadała za białymi kitlami. Szczerze ją irytowały, plus - były zwyczajnie niepraktyczne. - Dzień dobry - odparła chirurg i skupiła wzrok na młodej kobiecie. Wstukała jej dane do komputera, następnie gestem wskazała na wolne krzesło. - Proszę usiąść. Przez kilka głębszych oddechów Alva przeglądała dokumentację medyczną Doherty. Kiedy zaś w tejże nie znalazła niczego, co mogłoby ją zaniepokoić, jej zielone oczy na powrót spoczęły na pacjentce. - Doznała pani jakichś mocniejszych obrażeń podczas misji? Upadek ze znacznej wysokości, niezliczona ilość uderzeń w newralgiczne miejsca, długotrwała walka i narażanie siebie na działanie mocy innych półbogów czy mitologicznych kreatur? - zadała standardowy zestaw pytań, jednocześnie sięgając po jednorazowe rękawiczki i zakładając je na swoje wyćwiczone oraz drogocenne ręce. Sięgnęła też po stetoskop, jeśli usłyszała odpowiedzi. - Osłucham panią teraz. Proszę rozpiąć koszulę i podnieść bluzkę. - Wsunę oliwki do uszu i niczym klasyczny, niemagiczny doktor, jeśli tylko pacjentka wykonała jej polecenia, zaczęła ją osłuchiwać. Jeśli Lara spodziewała się doświadczyć na dzień dobry jakichś magicznych sposobów kontroli stanu jej zdrowia, musiała na to chwilę poczekać. Alva, co powszechnie wiedzieli wszyscy, stroniła od nadużywania swoich mocy, zdając się w większości na klasyczną medycynę śmiertelników i tychże sposoby diagnozowania oraz leczenia.
Lara Doherty
Re: Gabinet lek. Alvy Nero, spec. ortopeda, chirurg urazowy Nie 05 Maj 2019, 13:03
W sumie szkoda, że Pani Nero jeszcze nie została mianowana zarządcą tej placówki medycznej. W przeciwieństwie do obecnego szefa może by coś tutaj ogarnęła i wszystko by lepiej funkcjonowało. Nie ma co się dziwić, że szpital działał, jak działał, skoro piecze nad nim sprawował Asklepios, z którym dyskusja nie miała w większości przypadków zbyt dużego sensu. Lara wiedziała o tym aż za dobrze, ponieważ była świadkiem, jak potraktował przedmiot, po który jej grupa została wysłana do Europy. Coś tam mruknął pod nosem i po prostu wrzucił go do szuflady! Żadnego poszanowania dla jej ciężkiej pracy i narażania życia. Dobrze, że przynajmniej nie musieli wydawać własnej kasy na podróż, bo wątpiła w to, czy udałoby się ją odzyskać od boga lekarzy. Zaraz by jej wcisnął jakiś kit, że banknoty same wyszły z jego portfela, gdzieś zniknęły, a on wysłał po nie misję ratunkową. Stary wariat. – Było nadzwyczaj spokojnie jak na standardy dłuższych misji. Do walki jako takiej nie doszło. Mieliśmy do czynienia z Cieniem, który posługiwał się mocą zbliżoną do wytwarzania paraliżującego strachu. Byłam też wystawiona na działanie fali uderzeniowej, która powstały przy zniszczeniu przeklętego przedmiotu – powiedziała Lara, przywołując w pamięci konfrontacje z martwymi herosami. – W pewnym momencie zostałam odrzucona w tył na kilka metrów. I mam przez to sporo siniaków na plecach. Mniej więcej tu. Wypowiadając ostatnie słowa, rudowłosa dziewczyna dotknęła się w okolicy łopatek. Nie była lekarzem, więc nie mogła stwierdzić, że chodziło dokładnie o kąty łopatkowe. Jakby się nad tym głębiej zastanowić to w bardzo krótkim czasie została wystawiona na działanie wielu czynników niesprzyjających poprawnemu funkcjonowaniu jej organizmu. Stres, siniaki, intensywne myślenie i walka z własnym instynktem, który zachęcał ją do sprowokowania konfrontacji. Nie była zbytnio zadowolona z tego stanu rzeczy, ale przynajmniej dzięki temu mogła sobie całkowicie legalnie pozwolić na dłuższy odpoczynek. W końcu wypełniła swoje zobowiązania w stosunku do drużyny, przynajmniej na jakiś czas. Ani Asklepios, ani Corvus nie powinni mieć do niej do nic pretensji. Zgodziła się na zostanie kapitanem, poprowadziła misje, zdobyła Termos Wiatrów i przyprowadziła całą grupę żywą z powrotem do domu. Nie było to coś, czym mógł się pochwalić każdy heros w Obozie. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie spytać o resztę uczestników wyprawy. Była ciekawa czy Alaric i Cameron już odbyli swoją kontrolę. Losem Vivi jakoś szczególnie się nie przejmowała. Nie był to dla niej ktoś szczególnie bliski. Swój obowiązek względem niej już wypełniła; zadbała o to, żeby przeżyła misję i na tym jej zadanie się zakończyło. Nie zdecydowała się, jednak na zadanie pytania. Alva pewnie raczej zajmowała się mieszkańcami nordyckiej dzielnicy, więc mogła nawet nie badać chłopaków. Poza tym nie chciała zabierać ślicznej pani doktor zbyt dużo czasu, bo wiedziała jaki tabun ludzi czeka na korytarzu na swoją kolej. Aby przyśpieszyć całe badanie, dziewczyna nie sprzeciwiła się poleceniu wydanemu przez ukochaną Giotta i po prostu zrobiła to, co kazała. Wprawdzie osobiście wolałaby zostać poddana magicznej kuracji, która szybko by załatwiła sprawę, ale po spędzeniu tylu godzin w kolejce, nie chciało się jej już narzekać. Chciała po prostu zostać skontrolowana, dostać ewentualną receptę i wrócić do siebie. – I jak? Jestem okazem zdrowia? – spytała, gdy przestano ją osłuchiwać.
Prędzej nadejdzie Ragnarok, niż Alva zostanie głównym zarządcą obozowego szpitala. I choć mogło się wydawać, że już dawno dała za wygraną w kwestii próby forsowania swoich pomysłów, aby cokolwiek poprawić, tak tylko sam Asklepios wiedział, jak bardzo ruda zawracała mu głowę różnymi kwestiami. Często wprost wyzywając go przy tym od idiotów czy zwykłych leniów, którzy zapomnieli, po co w ogóle istnieją. Bóg medycyny - mówiło to wszak jasno, że powinien całym sobą oddawać się tejże sztuce, tak? Zaś summa summarum wszyscy wiedzieli, jaki Asklepios był. I właśnie Lara miała tego świetny przykład ostatnimi czasy. Alva uważnie słuchała swojej pacjentki i tak samo, a nawet i uważniej, sprawdziła wydolność oddechową. Szmerów nie wyłapała, wszystko wydawało się pracować tak, jak powinno. Gdy oderwała stetoskop od jej pleców, pozwoliła sobie unieść wyżej materiał przesłaniający grzbiet. - Zdarty naskórek, zasinienia w okolicach górnych kątów łopatkowych - odparła ciepłym głosem ruda. Delikatnie dotykała skóry, chcąc wyczuć napięcia tkanek, które mogły sugerować, więcej, niż ocena wizualna. - Osłuchowo jest idealnie. Tutaj też nie widzę niczego poważnego. Skóra jest sprężysta, odczyny prawidłowe, krwiaki podskórne adekwatne do obrażeń. - Poprawiła bluzkę, zasłaniając plecy Lary i przesunęła się na swoim obrotowym fotelu, aby znaleźć się naprzeciwko kobiety. - Ściśnij. - Wyciągnęła ku Doherty swoje ręce. Zamierzała w ten sposób zbadać siłę mięśniową, wyłapać ewentualne nierównomierne napięcie. - Wybacz, że tak bezpośrednio. Nie przepadam za tymi oficjalnymi formułkami i nadymaniem się na siłę. Mów mi Alva. Tak będzie prościej. Posłała córce Aresa delikatny uśmiech, a blizna przecinająca jej twarz zmarszczyła się nieznacznie. Choć szrama wyglądała dość paskudnie, co mogło się wydawać czymś dziwnym, zważywszy na to, ze Nero była chirurgiem, ruda najwidoczniej nie przejmowała się, że szpeci ona jej twarz. Zresztą, chyba nikt już nie pamiętał Alvy w wersji bez blizny, a ona sama nie zamierzała też zmieniać stanu rzeczy. Akceptowała, że to część jej samej, a miała ta blizna o tyle szczególne znaczenie, że w dniu, gdy ją "dostała", zyskała też stanowisko kapitana. - Podczas upadku uderzyłaś głową, czy tylko plecami? Nie odczuwasz zawrotów, nudności? Nagłych kołatań serca, które szybko ustępują? Nerwy? A może jakieś wizje, sny, niepokojące przeczucia, których nie odczuwałaś wcześniej, a pojawiły się teraz, po przebywaniu w obecności Cienia? - Wróciła za biurko i wstukała w komputer informacje, które już zebrała. - Jeśli masz jakieś pytania, nie krępuj się. Postaram się odpowiedzieć na tyle rzetelnie, na ile będę umiała. - Wskazała jej ręką aby wstała i przeniosła się na kozetkę, która była już przykryta jednorazowym prześcieradłem. - Połóż się. Sprawdzę jeszcze kilka kwestii i podam ci zalecenia. Nim podeszła do Lary, wpisała jeszcze kilka haseł do dokumentacji medycznej młodej kobiety, kilkukrotnie marszcząc delikatnie nos, jakby jej coś nie pasowało. A może to tylko złudzenie? - Jaki skład liczyła twoja drużyna? Czy oni też byli wystawieni na działanie tego artefaktu? Jak zareagowali na moce Cienia? Alva była chirurgiem, do którego trafiali wszyscy, bez względu na przynależność do którejkolwiek części obozu. Nigdy też nie dzieliła tutejszych herosów pod tym względem. Owszem, czuła silniejszą więź z nordyckimi braćmi oraz siostrami, lecz nie stawiała ich na piedestale. Najlepszym tego dowodem był w sumie fakt, że miłością jej życia był syn Fobosa.
Może to było właśnie to, czego ten obóz potrzebował, aby takie miejsca jak ten szpital, w którym się teraz znajdowały, mógł zacząć funkcjonować prawidłowo. Swoistego Ragnaroku, końca świata czy jakiegoś zagrożenia, które zmieniłoby podejście niektórych nadprzyrodzonych bytów sprawujących tu władzę. Podczas tego typu zdarzeń prędzej czy później musiało nastąpić jakieś przetasowanie sił, zmiana podejścia do niektórych problemów. Może tutaj też coś by się zmieniło na lepsze? – Zgaduję, że mogłam skończyć dużo gorzej – skomentowała Lara, ciesząc się, że chociaż na pierwszy rzut oka, nic poważnego się jej nie stało. Gdy Pani Nero zaczęła badać jej skóra, dziewczyna bez gadania poddała się badaniu, chociaż z każdym kolejnym słowem, które miało na celu ocenić jej stan zdrowia, patrzyła coraz bardziej nieufnie na własne ręce. Nie lubiła uczestniczyć w rozmowach o chorobach i ogólnie sprawach medycznych. Przestała słuchać takich dyskusji, gdy usłyszała coś piąte przez dziesiąte i sobie ubzdurała, że zapadła na jakąś dziwną chorobę, co oczywiście było nieprawdą i po prostu sama się nakręciła. Niestety miała podejrzenie, że gdy tylko opuści gabinet, to będzie miała wrażenie, że coś się dzieje z tymi podskórnymi krwiakami. Ehh, po powrocie do mieszkania będzie musiała zająć czymś myśli. Może obejrzy w końcu Miłość, Śmierci i Roboty? Albo jakiś odmóżdżający paradokument? Taak, to był doskonały pomysł, one doskonale ryły banie. Lara zgodnie z poleceniem ścisnęła ręce Alvy. Nie miała nic przeciwko mówieniu do niej po imieniu, w sumie to sama uważała, że w wielu przypadkach stosowanie tytułów typu "Pani Kapitan" tylko zabiera cenny czas i może prowadzić do nieporozumień, więc na prośbę rudowłosej tylko kiwnęła głową na znak zgody. A co do samej blizny, to w jej oczach nie wyglądała ona jakoś szczególnie strasznie. Dodawała właścicielce charakteru. – Upadłam na plecy – skrzywiła się na wspomnienie spotkania z ziemią, które zdecydowanie do najprzyjemniejszych nie należało. – Bóle głowy, owszem, towarzyszą mi od powrotu, ale stopniowo zanikają. Miałam też problemy z zasypianiem, ale to chyba normalne po misjach. Jakoś trudno było jej wyobrazić sobie sytuację, w której heros wraca sobie do obozu po spotkaniu jakiegokolwiek, nawet mało agresywnego, potwora i po prostu przystępuje do wykonywania swoich codziennych zajęć, jak gdyby nigdy nic. Każdy, kto kiedykolwiek był na misji, musiał ją potem przeżywać w jakiś sposób. Inni mocniej, inni lżej, ale nie dało się tak od razu przejść do porządku dziennego z niektórymi wydarzeniami. Niektórych nękały koszmary, niektórzy stawali się bardziej czujni i agresywniejsi. A inni jak Lara mieli problemy z oddaniem się w objęcie Morfeusza nawet po dniu wypełnionym po brzegi wysiłkiem fizycznym. – Były ze mną jeszcze trzy osoby. Alaric Davey, Vivi Moon i Cameron Black – powiedziała, przysiadając na kozetce. – Na działanie artefaktu raczej nie byli wystawieni. Byli dużo dalej od niego niż ja, więc pewnie wzięłam na siebie to najgorsze uderzenie. A co do aury Cienia... Pierwszą dwójkę praktycznie sparaliżowała w jednej chwili. Cameron wytrzymał nieco dłużej. Zamilkła na chwilę, przyglądając się z lekkim zaniepokojeniem doktorce, której wzrok błądził po ekranie komputera. Czyżby okazali się takimi kretynami, że nie zgłosili się nawet na wizytę w szpitalu? Albo gorzej — im już coś złego się stało, a ona nawet nie została powiadomiona. Nawet nie byłaby zaskoczona takim przebiegiem zdarzeń. Znając zwyczaje Asklepiosa, to dowiedziałaby się o tym w momencie, gdy sprawdzała skrzynkę pocztową albo dostrzegłaby wywieszone nekrologi. Typowy bóg lekarzy. – Czy coś się stało? – spytała, nie mogąc wytrzymać tego napięcia i podchodząc z powrotem do biurka.
Możliwym było, że właśnie jedynie koniec świata zadziałałby jako swoisty bat dla bogów, którzy się wałęsali po obozie dla samego wałęsania się właśnie. Nie reprezentowali sobą niczego, prócz klasycznego wywalenia na sprawy boskich bękartów. Summa summarum herosi sami wszystkim się zajmowali, a tamci zbijali bąki w najlepsze. - Zdecydowanie tak. Miałaś dużo szczęścia - skwitowała Alva. Co tu dużo mówić - gdyby doszło do walki z Cieniem Lara mogłaby zostać dość dotkliwie poraniona, a na pewno nie uniknęłaby mocniejszych ataków stricte psychicznych, w których to Cienie dość często miały niemal mistrzostwo. Nero nie chciała jednak wystraszyć swojej pacjentki w żaden sposób. Wszystkie te pytania zadawała z czystej troski. W swojej karierze zetknęła się z setką, jeśli nie z tysiącami pacjentów i tylko fakt, że medycyna była jej powołaniem sprawiał, że do każdej jednostki podchodziła z takim samym poświęceniem i skrupulatnością. Szczerze - gdyby tylko Alva mogła, leczyłaby wszystkich. Bez względu na to kim byli, skąd pochodzili, czy śmiertelnik czy półbóg - dla niej nie miało to żadnego znaczenia. Zwyczajnie jednak brakowało jej doby, a najczęściej sił witalnych. Choć wydawało się to czymś dziwnym, ale pani chirurg miała swoje limity. Starała się swoim ciepłym głosem i subtelnym uśmiechem uspokoić Larę oraz zapewnić ją, że jeśli ma jakiekolwiek wątpliwości, to śmiało może pytać. Co jak co, dobrze jest mieć kogoś, komu można się zwierzyć w kwestiach chociażby medycznych. Alva nigdy nie oceniała ludzi, gdy zadawali pytania, które miały im pomóc wyklarować jasną i uspokajającą ich odpowiedź. Od tego w końcu była. Dlatego ciągle się kształciła. Chciała być pomocna najbardziej, jak tylko mogła. - Siła mięśniowa w normie. Napięcia są równomierne - odparła, gdy Doherty ścisnęła jej ręce. - Brałaś coś na te bóle głowy? Występują one punktowo, są rozlane po całej czaszce czy może odczuwasz to tak, jakby jakaś obręcz zaciskała się dookoła? Ból jest pulsujący czy ostry? A może masz uczucie takiego... ćmienia? - Zapewne kolejna porcja pytań nie uspokoi Lary tak, jak powinna, jednakże te wszystkie informacje, które uzyska, są niebywale istotne w dalszym ewentualnym leczeniu. Gdy Lara położyła się na kozetce, podwinęła znowu jej bluzkę, nieznacznie ukazując brzuch i delikatnie położyła na nim swoje ręce. Przez jakiś czas jej twarz wydała się jakby nieobecna, a zielone oczy nieznacznie zmatowiały. Za pomocą swoich mocy szukała w ciele Lary jakiegoś niepokojącego śladu po Cieniu czy artefakcie, który kobieta zniszczyła. Często się zdarzało, że jakaś cząstka złej mocy zostawała wchłonięta. Mogło to powodować szereg efektów, głównie tych negatywnych właśnie i zadaniem Alvy było wyłapanie tychże. W przypadku Doherty jednak niczego takiego nie znalazła. Upewniła się jeszcze, że organy wewnętrzne nie doznały żadnych urazów. - Nie odnotowano ich obecności w szpitalu w ostatnich dniach. Kojarzyłabym nazwiska. Ostatnio głównie ja przyjmuję w charakterze internisty. - Odparła, gdy skończyła badanie córki Aresa i usiadła za biurkiem. Pozbyła się też rękawiczek, wyrzucając je do kosza na odpady medyczne. - Poza tym herosi zwykle nie wracają z misji w tym samym czasie. Nie w większych grupach... Swoista powaga wstąpiła na twarz pan Nero. - Nie będę jednak wysyłać za nimi nikogo. Mówiłaś, że ich sparaliżowało. Nie byli tak blisko Cienia ani artefaktu. Wątpliwym więc, że coś im zagraża. Jeśli jednak ich spotkasz, napomknij, żeby przyszli na konsultację. Nie biegaj jednak za nimi specjalnie. Są w końcu dorośli. Sięgnęła po receptę i zapisała tam kilka haseł, po czym przybiła pieczątkę. - W razie, gdybyś miewała problemy ze snem, odczuwała bóle głowy, których przyczyny nie potrafiłabyś znaleźć, doraźnie możesz się wspomóc tabletkami. Ten stan może się utrzymywać przez jakiś czas. Ogólnie jesteś zdrowa, nic ci nie dolega, nie znalazłam niczego niepokojącego. - Uśmiechnęła się do Lary. - Teraz najważniejszy jest twój odpoczynek. Daruj sobie też treningi przez jakiś tydzień, do półtora nawet. Pozwól ciału odpocząć i się zrelaksować. Zalecam spokojny, aczkolwiek aktywny odpoczynek. Spacery, joga, czy jeśli nie lubisz takich rzeczy, wylegiwanie się brzuchem do góry i oglądanie Netflixa. Nie bierz dodatkowych obowiązków. Powiadomię Corvusa o wszystkim. Dopisała jeszcze dawkowanie tabletek na recepcie i przesunęła ją po blacie biurka ku Larze. - Jednakże, jeśli odczujesz jakieś zmiany, nawet najdrobniejsze i będziesz się obawiać czegokolwiek, nie krępuj się i przyjdź. Postaram się pomóc. - Uważnie przyglądała się swojej pacjentce. - Masz jakieś pytania?
– Wzięłam parę razy jakieś tabletki, które znalazłam w szafce. Poza tym popijałam herbatki, żeby się heh wyciszyć – opowiadała, lekko rozbawiona Lara. Dziecię wojny próbujące się wyciszyć. Co by ludzie powiedzieli? – Raczej pulsujący w okolicach czoła i trochę po bokach. Czując na brzuchu zimne dłonie kobiety, lekko się wzdrygnęła. Gdy oczy Alviszcza zmatowiały, Ruda zrozumiała, że ta w jakiś sposób analizuje jej ciało. Była już przyzwyczajona do takich widoków, w końcu spora część jej znajomych miała podobne dary i pracowała w tym budynku. A biorąc jeszcze pod uwagę jej długą historię wizyt na szpitalnych łóżkach po bójkach i pojedynkach, nikogo nie powinno dziwić, że potrafi rozpoznać uzdrowiciela, który korzysta z boskich mocy. – Zależało mi na tym, aby wrócili cali i zdrowi – odparła, wzdychając przy tym ciężko. Ta mała, acz bardzo ważna informacja niesamowicie ją rozdrażniło, jednak robiła, co mogła, aby nie pokazać Alvie, że tak mocno ją to poruszyło. Co oni sobie na Hadesa wyobrażali? Że ona – ich pani kapitan – się nie dowie? Ona zawsze się dowiadywała, bez względu na to, jak bardzo próbowano coś przed nią ukryć. Może i zajmowało to sporo czasu, ale prawda prędzej czy później wychodziła na jaw. To było dla niej nie do pomyślenia, że nawet Black się tutaj nie pojawił. Przecież był uzdrowicielem, więc powinien najlepiej wiedzieć, jak ważne są takie konsultacje. A Alaric?! Oh, ten to już sobie u niej nagrabił. Jednak dobrze się stało, że nie wygrał tego głosowania w gospodzie. Nie chodziło już tylko i wyłącznie o jej prywatne odczucia w sprawie objęcia przez niego stanowiska kapitana, oj nie... Skoro nie mógł nawet znaleźć w swoim kalendarzyku kilku wolnych godzin, żeby odwiedzić szpital, to jak miałby dowodzić niebieskimi? Przecież on puściłby Drużynę Askleposa z dymem, a to przecież Ruda zwykła mówić, że jej ewentualne przywództwo zniszczyłoby ten zespół. Niech tylko dorwie któregoś z nich, to mu nogi z dupy powyrywa. Oczywiście najpierw przyprowadzi takiego delikwenta tutaj, nawet jeśli by płakał i się rzucał na wszystkie strony jak opętany. – Czasami mam wrażenie, że mam do czynienia z małymi dziećmi – żachnęła się Lara, zaczynając krążyć bez celu po gabinecie. – Oni byliby najszczęśliwsi, gdyby ktoś ich tutaj przyprowadził za rączkę i za samo przyjście na badanie dał naklejkę Dzielnego Pacjenta. Na szczęście wzmianka Pani Doktor o oglądaniu Netflixa i zapewnienie o całkowitym zwolnieniu z treningów u Corvusa skutecznie ostudziły jej zapał odnośnie do ruszenia na poszukiwania chłopaków. Co w sumie było dosyć dobrą rzeczą, bo już się zaczynała za bardzo rozkręcać. – Będę pamiętać. Dzięki – powiedziała z wdzięcznością, zabierając receptę z biurka. – Na tą chwilę nie mam żadnych pytań. Będę po prostu liczyć na to, że kanapa i tabletki pomogą. Ale jak coś mi wpadnie do głowy, to postaram się wpaść. W ogóle powinnyśmy się kiedyś umówić na jakąś herbatę albo szejka. Poplotkować o pewnym kapitanie... Wiedziała, że Panna Nero nie ma teraz za wiele czasu, więc nie chciała przeciągać wizyty w nieskończoność. W końcu pod gabinetem czekała bardzo długa kolejka pacjentów. Córka Aresa pożegnała się więc szybko z lekarką i opuściła gabinet. Musiała przyznać, że perspektywa spędzenia najbliższego tygodnia na miękkiej kanapie w towarzystwie oryginalnych seriali pewnej platformy streamingowej była zbyt kusząca, aby teraz szargać sobie nerwy bieganiem po całym obozie za dwójką półbogów. Później się z nimi rozmówi. Umówią się na jakieś piwo czy coś. Doherty opuściła placówkę medyczną, już zastanawiając się nad tym, które przekąski pochłonie podczas wieczornego seansu.
W szpitalu, w którym pracował Lancelot ciężko było o jakąś porządniejszą konsultację z lekarzem o innych specjalizacjach. Medyków takich albo nie było, albo najzwyczajniej w świecie mieli ręce pełne roboty. Blondyn sam o tym doskonale wiedział, jak wygląda praca na ogólnej, bo sam miał również taką specjalizację. Choć interna wyglądała spokojnie w przychodniach, do których uczęszczały jedynie Janinki i Grażynki, o tyle dział medycyny ogólnej to był siódmy krąg piekieł. Znaleźć tu można było dosłownie - wszystko, a to nie było najbardziej przerażające. Fakt znalezienia jakiegoś przedmiotu nie jest straszny do momentu, w którym sobie uświadomisz miejsce, w którym ów przedmiot się znajduje. Chłopaka przebiegł zimny dreszcz, a on sam niosąc w ręku wyniki echokardiogramu jednego z pacjentów roztarł swoje skronie starając się oddalić negatywne myśli. Dziś mu się poszczęściło - dziś był w szpitalu w swoim prywatnym czasie i ogarniał najbardziej priorytetowych pacjentów, czyli pacjentów z dość niejasnymi schorzeniami. Chirurgia to broszka Alvy, a on potrzebował konsultacji i poważniejszej porady w sprawie jednego z pacjentów. Wiedząc, że nie może sobie pozwolić na ot tak wparowanie do niej do gabinetu stanął przy automacie z kawą i zakupił dwie największe cappuccino. Balansując w jednej ręce z dwoma kubkami gorącego trunku bogów, a w drugiej z papierami starał się nie pobrudzić swojego dzisiejszego stroju. Biały kitel jak zwykle okalał go z zewnątrz, a krzywa plakietka z napisem: “Lancelot Overt-Roi Interna, Kardiologia” krzywo zwisała znad okolic serca. Pod spodem znajdowała się niebiesko-czarna, flanelowa koszula w kratę i szare jeansy, które dość zgrabnie pasowały do białych trampków, jeszcze nie ubrudzonych żadną podejrzaną wydzieliną tak z bloków operacyjnych jak i po prostu okolic szpitalnych. Delikatnie zapukał do drzwi gabinetu doktor Nero i pchnął drzwi do wewnątrz, starając się ściubić tylko swoją głowę do środka, a jednocześnie powstrzymywać drzwi swoim barkiem przed zamknięciem. - Alva! - Przywitał ją ciepłym uśmiechem. - Masz może chwilkę? Kiedy udało mu się uzyskać już odpowiedź od dziewczyny postawił przed nią cappuccino a sam usiadł naprzeciw niej miętosząc w ręku echo serca. - Jak się czujesz, wszystko ok? - Zapytał się jej zanim przejdą do spraw służbowych. Pomijanie takich kwestii nawet w kulturze szpitalnej stanowiło dla Lancelota jakiś taki motyw dehumanizacji i braku ludzkiej kultury. Nigdy nie chciał sobie na to pozwolić. Poza tym, traktował kobietę jako jedną ze swoich mentorek i pominięcie tej kwestii szczególnie w tym wypadku byłoby nietaktem.
W końcu doczekała się dnia, kiedy jedynym jej zajęciem było przeglądanie oraz uzupełnianie dokumentacji medycznej, którą to dość chamsko zlała ostatnimi czasy. Jakoś od dwóch tygodni wszystko zapisywała w klasycznych aktach oraz raportach, lecz zwyczajnie już nie miała siły, aby wklepywać tego do szpitalnego systemu. Była przeciążona robotą, miała nieustanny mętlik w głowie, a fakt, że się zeszła z Giotto... James nie miał dla niej czasu, choć bardzo potrzebowała rozmowy. Arzu również miała urwanie głowy i ledwie wyrabiała podczas kilkudniowych dyżurów, a reszta... No komu miałaby się zwierzać? Na pewno nie Pandorze. Westchnęła i obróciła się na fotelu, odrywając na kilka chwil od komputera. Ustawiła się twarzą w stronę okna, zamknęła na chwilę oczy a palce rąk zaplotła, całą zaś misterną kompozycję paliczków ulokowała na swoim podbrzuszu. Czuła się przebodźcowana tym wszystkim. Całkowicie nieprzygotowana. Jakkolwiek śmiało w myślach nazywała się już panią Nero i po prawdzie... była nią, tak jednak swoista część jej osobowości miała lekki problem, aby to przyjąć tak lekko. W końcu niełatwo jest wymazać, a raczej - przejść do rzeczywistości z tym, że przez dziesięć lat ona i Giotto balansowali na krawędzi czystej nienawiści. Wypuściła głośno powietrze z ust, czując jak jakiś procent napięcia z niej uchodzi wraz z tymże. Otworzyła w końcu oczy, a zielone tęczówki wbiła w widok za oknem. Choć miała wszelkie powody ku temu, aby się cieszyć, tak zwyczajnie, chociażby z racji coraz lepszej pogody na zewnątrz, tak coś nieustannie nie dawało jej spokoju. Nie potrafiła jednak określić jednoznacznie źródła niepokoju. To, czego była pewna, to swojego zdrowia fizycznego. Psychicznie zaś... Sprawa miała się ciut inaczej, ale wiedziała, co jej pomoże - najlepsze lekarstwo na przeciążenie: odpoczynek i dużo snu. Najgorszą częścią jej osobowości był fakt, że wszystko analizowała i dorabiała niekiedy zwyczajnie idiotyczne teorie. Cała Alva; jakby mało jej było problemów, z którymi borykała się na co dzień. Subtelne pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy, zmuszając do obrócenia się na fotelu w przeciwnym kierunku. Jej twarz niemal od razu rozjaśniała, a nieznaczny uśmiech przyozdobił lico. Machinalnie, widząc, jak Lancelot jest ubrany, poprawiła swój zwyczajowy granatowy fartuch chirurga, który traktowała jak niemal swoją drugą skórę. Nie był może zbyt szykowny, ale w szpitalu przecież nie o to chodziło, czyż nie? Zresztą, ruda była ostatnią osobą, którą można było posądzić o przejmowanie się czymś takim, jak ubiór. - Mam tyle czasu, ile potrzebujesz - odparła. - Czytasz mi w myślach - dodała zaraz po tym, gdy zarejestrowała swoimi zielonymi oczami kawę, którą postawił na jej biurku. Sięgnęła po nią od razu i wlała w siebie kilka mililitrów. Mruknęła cicho zadowolona. Nawet nie wpadła na to, aby zafundować sobie cappuccino. Dobrze jednak, że Lance pomyślał za nią. - Bywało lepiej, szczerze mówiąc. - Odstawiła kubek z napojem i założyła za ucho rude kosmyki, które następnie złapała wsuwkami. Alva Nero wyglądała, po prawdzie, jak siedem nieszczęść. Podkrążonych oczu nawet nie maskowała makijażem, blada cera pozostawiała wiele do życzenia, a jej oczy jakby przygasły. - Wydaje mi się, że chyba potrzebuję urlopu. Pierwszy raz od... zawsze? - Zaśmiała się ciepło i wsparłszy się łokciami o blat biurka, nachyliła się ku swojemu przyjacielowi. - Co cię sprowadza? Ostatnio nieustannie się mijaliśmy... Powiedz mi, że chociaż ty masz więcej chęci do życia, niż ja.
Lance uśmiechnął się pod nosem. Stwierdzenie, że może zająć jej tyle czasu, ile potrzebuje zgrabnie połechtało jego ego i delikatnie poprawiło mu humor. Było też niesamowicie wygodne, ponieważ sam nie wiedział, ile zabawi u niej w gabinecie. Sprawa nie wyglądała ciekawie ze względu na możliwe ewentualne powikłania. Siadając naprzeciw niej wyciągnął rękę starając się rozmasować swoje strapione skronie. Położył na biurku między nimi USG jamy brzusznej wraz z obrazem z rezonansu magnetycznego. Na chwile oderwał myśli od pacjenta starając skupić się na popijającym właśnie kawę rudzielcu. Podciągnął lekko usta w lewą stronę ku czubku własnego nosa tworząc grymas niezadowolenia, kiedy Alva wspomniała, że nie czuje się za dobrze. Z drugiej jednak strony, tak już chyba musiało być. “Szewc bez butów chodzi”, czyż nie? Wielu lekarzy zmagało się z poważnymi problemami tak fizycznymi jak i psychicznymi, jednak ze względu na wykonywany zawód często nie mogło sobie pozwalać na podjęcie jakichś konkretniejszych metod walki z danymi niedogodnościami, czy wręcz jednostkami chorobowymi. Wyciągnął rękę po swój kubek z kawą i upił łyk. Była tak samo paskudna jak za każdym razem. Lancelotowi bardzo brakowało porządnej kawy z ekspresu, takiej jaką miał u siebie na uniwersytecie jeszcze nie tak dawno temu. Jakim sposobem studentów było stać na lepszy napój lekarzy, niźli porządny szpital. Przełykając czarną masę, która niespecjalnie przypadła mu do gustu zwrócił się do Alvy. - To może właśnie powinnaś? - Skinął w jej kierunku głową. - Może właśnie czas podładować trochę baterie? Ileż można naprawiać ludzi bez konsekwencji dla samego siebie. - Powiedział wręcz automatycznie. Sam doskonale czuł, że mówi prawdę. W ich zawodzie odpoczynek był zdecydowanie bardziej potrzebny psychice niż ciału. Choć powłoka cielesna też często cierpiała podczas stania długich godzin na sali operacyjnej, to psychika była narażona na ciągłe bodźce nawet po zakończeniu wielogodzinnego dyżuru. - A ja? - Uśmiechnął się bardzo ironicznie pod nosem. - Oczywiście! Tryskam energią. Jutro zaczynam siedemdziesięciodwugodzinny dyżur. Po połowie na SORze, bo potrzebują internisty, a potem od razu biegnę na kardiologię. - Westchnął ostentacyjnie. - Wydaje mi się, że na studiach powinni wspominać o nienormowanym czasie pracy. - Parsknął śmiechem. W obecnej sytuacji nic innego poza śmiechem nie pozostawało. Płakać i załamywać się nad własnym losem nie było co. Pociągnął kolejnego łyka i postanowił przejść do meritum sprawy, z którą przyszedł. Jeśli załatwią to szybko, on będzie mógł przedsięwziąć odpowiednie czynności, a potem skupić się na chociażby plotkowaniu z panią chirurg. - Potrzebuję konsultacji. - Powiedział wstając i rozkładając zdjęcia z diagnostyki obrazowej tak by były względnie widoczne dla Alvy. - Jak możesz zobaczyć mamy piękny obraz tętniaka aorty brzusznej. - Przymknął delikatnie oczy by zebrać myśli do kupy. - Generalnie nie wiem, czy wysłać go na operację czy czekać. Pacjent, lat dwadzieścia pięć, spotkanie z Chimerą. Przystopował na chwilę by dać i dziewczynie zebrać myśli względem zaistniałej sytuacji. Sam nie był wszystkiego pewien, liczył, że może organizm herosa może poradzi sobie z wchłonięciem tętniaka. Z drugiej strony jest to szalenie ryzykowne, bo jeśli tętniak pęknie nie będzie dużych szans na uratowanie chłopaka. - Największym problemem jest dla mnie zdiagnozowanie czy to jest zmiana wywołana walka czy raczej samoistna. Jeśli opcja pierwsza, czekałbym na reakcje organizmu i podał leki. Jeśli druga, to już zdecydowanie wykorzystał limit szczęścia, bo chimera nie uszkodziła tętniaka na tyle, żeby ten pękł i wysyłam go od razu na operacje. Sytuacja va banque. Lancelot zamierzał podjąć decyzję jak tylko wysłucha dziewczyny. Nie czuł się jeszcze tak kompetentny jak ona - był świeżo po studiach, a przypadek nie był podręcznikowy. W końcu ciało herosa nie było do końca takie jak ciało ludzkie.
Zaśmiała się szczerze na słowa Lancelota, po czym westchnęła. Uwielbiała tę jego rycerskość i szarmanckość, którą tak subtelnie epatował. Był inny niż każdy facet, którego Alva kiedykolwiek spotkała. Miał w sobie ten rodzaj ciepła, który ruda ceniła w ludziach i mimowolnie nawet poszukiwała. A w momencie, gdy właśnie je znajdywała, nie zamierzała go wypuszczać ze swoich zwinnych rąk. Pod tym względem była bardzo zachłanna. - Doskonale wiemy, że nie ma na to najmniejszych szans - odparła. - Mamy zbyt małą ilość faktycznie wykształconych lekarzy. Nie możemy polegać tylko na mocach i podstawowej znajomości pierwszej pomocy. Chcąc czy nie, my jesteśmy bardziej wydajni, niż ci, którzy polegają tylko na boskich darach. Kątem oka zerknęła na zdjęcia, które Lancelot położył na biurku. Jej lewa brew drgnęła, gdy wychwyciła, przynajmniej częściowo to, co się na tychże znajduje. - Lance, będę naprawiać ludzi aż nie padnę trupem. - Posłała mu ciepły uśmiech. - Od momentu, gdy się dowiedziałam kim jest moja matka i gdy zostałam lekarzem, wiedziałam, że prędzej wykończy mnie ta robota, niż jakaś mitologiczna kreatura. Palcem wskazującym obróciła ku sobie dokumentację medyczną. - Sam powiedz, lepiej umrzeć z powodu przepracowania, niż z wyrwanym kręgosłupem i głową pięć metrów od korpusu. Miała świadomość, że taka opcja również wchodziła w grę. W końcu nie siedziała nieustannie w szpitalu, lecz również brała udział w misjach. Odwiedzała inne wymiary, zabijała, ratowała, pertraktowała, ścigała się z czasem i nieustannie kupczyła swoim życiem. Swoim oraz innych. Z tego ostatniego była najmniej zadowolona. I choć w teorii miała doświadczenie w braniu odpowiedzialności za czyjeś być albo nie być, tak fakt, że od niej zależy aż tak dużo czasami wgniatał ją w ziemię. Zwyczajnie. Prawie się zakrztusiła kawą, gdy mężczyzna odpowiedział na jej pytanie. - Mój drogi, stay positive, jak test na HIV. Zawsze mogłeś być jeszcze chirurgiem, wtedy dodatkowo miałbyś blok. - Wyszczerzyła się uroczo i machinalnie przygładziła swoje rude włosy, które zwyczajowo układały się lepiej, niż w tym oto momencie. Słuchała Lancelota uważnie, gdy jej wzrok przeniósł się z jego twarzy na zdjęcia tętniaka. Wpatrywała się w nie w skupieniu przez jakiś czas, delikatnie przygryzając przy tym dolną wargę. - Tętniak ma ponad cztery centymetry średnicy, więc pozostawienie go do samoistnego wchłonięcia jest ryzykowne. Dodatkowo fakt, że pacjent jest po walce z chimerą, nawet biorąc pod uwagę młody wiek i ogólną żywotność, plus fizjologię półbogów, nie rokuje aż to tak pozytywnie. Załóżmy, że pacjent posiedzi na dupie kilka tygodni... potem nawet podczas głupiego treningu, bez konieczności pójścia na misję, naczynia mogą się całkiem rozpaść, tętniak wyleje i nieszczęście gotowe. Choć farmakologicznie dałoby radę to jakoś okiełznać, tak musielibyśmy mieć pewność, że chłopak naprawdę da sobie spokój z adrenaliną. Przybliżyła zdjęcia i nachyliła się nad nimi bardziej. - Hmmm... - mruknęła cicho. - Sam tętniak nie wydaje się jednak czymś nowym. Jakby rósł od jakiegoś czasu. Widzisz? - Wskazała palcem na jeden punkt. - Aorta jest rozwarstwiona, ale nie całkowicie. Jakby stan postępował już od pewnego czasu, a wygibasy z chimerą nieznacznie przyspieszyły proces, lecz nie spowodowały pęknięcia ścianek. Podrapała się po policzku. - Nie, beta-blokery tutaj wiele nie dadzą. W moim odczuciu zostaje wszczepienie stentu, usunięcie tętniaka i zszycie rozwarstwień lub któryś medyk mógłby użyć trochę poczarować. - Wzruszyła ramionami. Wiadomo było powszechnie, że Alva, mimo posiadania umiejętności leczenia, nie korzystała z tego nazbyt często i chętnie. Nie powinno być więc niczym dziwnym, że tę opcję leczenia wymieniła jako ostatnią. Choć świętem było, że zrobiła to w ogóle. Zwykle nie brała tego pod uwagę. Tę ewentualność zostawiała na przypadki całkiem krytyczne, gdzie nawet najszybsza interwencja chirurgiczna nie przyniosłaby efektu.